ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[Nie ma nic dziwnego w niekibicowaniu Magnusowi. To ,że go nienawidzicie to tylko dowód ,na to że spełnia swój cel w końcu nie może być tylko braterskiej miłości ,poświęcenia ,oddania i patriotyzmu. W Waszym rozumowaniu rzecz jasna ,bo Sigmar jest najwyższym dobrem
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
[Twój Sigmar jest niczym w porównaniu do Pani Jeziora ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
[Wtedy walczyłem z wompierzem, więc to co innego, poza tym zginęła tylko 1 postać ! To u ciebie poległa cała armia Imperium, rozjechana przez moje rycerstwo ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Czerwone niebo, częściowo zakryte czarnymi, smolistymi chmurami, nad nim. Sucha, pokryta pęknięciami, przez które prześwitywało światło płomieni, pod nim. Cierpienie wokół niego i w całym jego jestestwie. Khorne już go uświadomił przez kogo i dlaczego musi znosić te katusze. Zaiste, potężnym bogiem był Pan Bitew. W jakiś sposób tak wpływał na Galretha, że nie mając ciała, czuł nieskończony ból fizyczny, idący w parze z mentalnym. Pozbawiony jednak ograniczeń, śmiertelnego planu, był w stanie rozmyślać. Czy przez coś takiego właśnie przechodził Kharlot. Przez wpływ Burzy Osnowy, nie był w stanie zobaczyć niczego dotyczącego wydarzeń w cytadeli. Poczuł jednak, że siły Chaosu jakby osłabły, a obecność jego pana i ciemiężyciela, jakby wróciła do jego domeny. Wróciła i była wściekła. Teraz do odczucia dołączył głośny ryk niezadowolenia. Nie potrafił określić ile minęło czasu, ale Khorne wreszcie się nim zainteresował.
- To między innymi twoja wina! – Krzyknął, a Galreth spostrzegł, że nagle znalazł się przed Tronem Czaszek.
- Wnioskuję, że portal zamknięto? – Druchii silił się na sarkazm, myśląc, że większych katuszy już nie da się wymyślić.
- Cały misterny plan legł w gruzach. Przez zawodników i ich Arenę, która miała właśnie narzędziem do naszego sukcesu!
- A ja? – Zabójca ożywił się na wspomnienie o zawodnikach. – Czy byłem częścią planu? Przyjąłeś mnie przecież na służbę.
- Ta wiedza nie przysługuje takim robakom jak ty!
- A wiedza, co dalej ze mną?
Pan bitew mierzył go wzrokiem, chyba zastanawiając się nad odpowiedział.
- Byłeś wystarczająco przydatny, by w zwykłych warunkach dać ci jeszcze jedną szansę. Jednak w zaistniałej sytuacji, nie znajdziesz u mnie miłosierdzia.
- Czyli pozostanę tu na zawsze, bo świat, do którego ewentualnie mógłbym wrócić, przetrwał? Ciekawe do czego miałbym wykorzystać swoją drugą szansę, gdyby według planu przestał istnieć? Widzę tu pewien paradoks.
Obraz tronu i siedzącego na nim bóstwa, zaczął się zamazywać.
- Mam tak cierpieć przez kolejne milenia?! – Krzyknął zrozpaczony Galreth, jednak został już sam na sam, ze swoją karą.
Wiedźmi Król przyjmował codzienne raporty, ale ten na który czekał od tygodni, dalej nie nadchodził. Nie trzeba było geniuszu, by domyślić się, że Malekith był z tego powodu, co najmniej niezadowolony. Przed jego tronem, mroczny elf właśnie przedstawiał najnowsze wieści, dotyczące pozycji Kultu Rozkoszy. Malekith, udawał przed własną matką, drugą zaraz po nim osobie w Naggaroth, że nic nie wie o tym, że to właśnie ona go kontroluje. Jednak, żeby mieć pewność co do rozwoju sytuacji, musiał wiedzieć wszystko. Teraz jednak, kult zszedł na drugi plan.
- Dość. – Nie podnosząc głosu, uciszył tyradę elfa. Czarna Straż po bokach, jak zwykle zachowywała całkowitą ciszę. – Chcę wiedzieć co z moim generałem.
- Lordem Ruerlem, wasza wysokość? – Zapytał zbity z tropu szpieg. Wiedźmi Król nie raczył odpowiedzieć. Dając do zrozumienia, że było to pytanie retoryczne. – Jedyne co wiemy, to że udał się na Arenę Śmierci, w Fortecy Bogów.
- Skoro wiecie, gdzie się odbywała…co stoi na przeszkodzie?
- Nie byliśmy się w stanie nawet zbliżyć do cytadeli. Burza Osnowy, zakrywa wszystko. Nie mamy pojęcia, co działo lub dzieje się w środku. – Malekith nie wydawał się zadowolony z takiego wyjaśnienia. – Jednak to co widzieliśmy, sugeruje, że nikt nie mógł tego przeżyć. Jeśli Lord Ruerl był wtedy w zamku…
Uciszyła go uniesiona ręka Wiedźmiego Króla.
- Możesz odejść.
- Panie. – Druchii pokłonił się głęboko i opuścił salę tronową.
- Na dzisiaj koniec z raportami. – Oznajmił Malekith, nie mówiąc do nikogo konkretnie i wstając ze swojego tronu. – I wezwijcie Morathi do mojej komnaty.
Nie musiał długo czekać. Przez wielu uważana, za najpiękniejszą kobietę na świecie, elfka, weszła przez drzwi.
- Matko, ta cała Arena Śmierci, to poważniejsza sprawa niż się spodziewaliśmy. Musimy mieć kogoś, kiedy zacznie się następna.
- Zgadzam się.
- Musimy mieć jednak kontrolę i możliwość łatwego przekazywania informacji. Dokładnie odwrotnie niż w przypadku Ruerla. To powinna być czarodziejka.
- Kontakt dzięki zaklęciu. Rozumiem, oczywiście znajdę kogoś odpowiedniego.
[Epilog i mały prolog do historii postaci . Spoiler, kto przyjedzie do Ulthuanu. ]
- To między innymi twoja wina! – Krzyknął, a Galreth spostrzegł, że nagle znalazł się przed Tronem Czaszek.
- Wnioskuję, że portal zamknięto? – Druchii silił się na sarkazm, myśląc, że większych katuszy już nie da się wymyślić.
- Cały misterny plan legł w gruzach. Przez zawodników i ich Arenę, która miała właśnie narzędziem do naszego sukcesu!
- A ja? – Zabójca ożywił się na wspomnienie o zawodnikach. – Czy byłem częścią planu? Przyjąłeś mnie przecież na służbę.
- Ta wiedza nie przysługuje takim robakom jak ty!
- A wiedza, co dalej ze mną?
Pan bitew mierzył go wzrokiem, chyba zastanawiając się nad odpowiedział.
- Byłeś wystarczająco przydatny, by w zwykłych warunkach dać ci jeszcze jedną szansę. Jednak w zaistniałej sytuacji, nie znajdziesz u mnie miłosierdzia.
- Czyli pozostanę tu na zawsze, bo świat, do którego ewentualnie mógłbym wrócić, przetrwał? Ciekawe do czego miałbym wykorzystać swoją drugą szansę, gdyby według planu przestał istnieć? Widzę tu pewien paradoks.
Obraz tronu i siedzącego na nim bóstwa, zaczął się zamazywać.
- Mam tak cierpieć przez kolejne milenia?! – Krzyknął zrozpaczony Galreth, jednak został już sam na sam, ze swoją karą.
Wiedźmi Król przyjmował codzienne raporty, ale ten na który czekał od tygodni, dalej nie nadchodził. Nie trzeba było geniuszu, by domyślić się, że Malekith był z tego powodu, co najmniej niezadowolony. Przed jego tronem, mroczny elf właśnie przedstawiał najnowsze wieści, dotyczące pozycji Kultu Rozkoszy. Malekith, udawał przed własną matką, drugą zaraz po nim osobie w Naggaroth, że nic nie wie o tym, że to właśnie ona go kontroluje. Jednak, żeby mieć pewność co do rozwoju sytuacji, musiał wiedzieć wszystko. Teraz jednak, kult zszedł na drugi plan.
- Dość. – Nie podnosząc głosu, uciszył tyradę elfa. Czarna Straż po bokach, jak zwykle zachowywała całkowitą ciszę. – Chcę wiedzieć co z moim generałem.
- Lordem Ruerlem, wasza wysokość? – Zapytał zbity z tropu szpieg. Wiedźmi Król nie raczył odpowiedzieć. Dając do zrozumienia, że było to pytanie retoryczne. – Jedyne co wiemy, to że udał się na Arenę Śmierci, w Fortecy Bogów.
- Skoro wiecie, gdzie się odbywała…co stoi na przeszkodzie?
- Nie byliśmy się w stanie nawet zbliżyć do cytadeli. Burza Osnowy, zakrywa wszystko. Nie mamy pojęcia, co działo lub dzieje się w środku. – Malekith nie wydawał się zadowolony z takiego wyjaśnienia. – Jednak to co widzieliśmy, sugeruje, że nikt nie mógł tego przeżyć. Jeśli Lord Ruerl był wtedy w zamku…
Uciszyła go uniesiona ręka Wiedźmiego Króla.
- Możesz odejść.
- Panie. – Druchii pokłonił się głęboko i opuścił salę tronową.
- Na dzisiaj koniec z raportami. – Oznajmił Malekith, nie mówiąc do nikogo konkretnie i wstając ze swojego tronu. – I wezwijcie Morathi do mojej komnaty.
Nie musiał długo czekać. Przez wielu uważana, za najpiękniejszą kobietę na świecie, elfka, weszła przez drzwi.
- Matko, ta cała Arena Śmierci, to poważniejsza sprawa niż się spodziewaliśmy. Musimy mieć kogoś, kiedy zacznie się następna.
- Zgadzam się.
- Musimy mieć jednak kontrolę i możliwość łatwego przekazywania informacji. Dokładnie odwrotnie niż w przypadku Ruerla. To powinna być czarodziejka.
- Kontakt dzięki zaklęciu. Rozumiem, oczywiście znajdę kogoś odpowiedniego.
[Epilog i mały prolog do historii postaci . Spoiler, kto przyjedzie do Ulthuanu. ]
[MMH, ile lat po tej arenie, będzie się odbywała arena na Ultuanie? Mojej nowej postaci ląd jest niepotrzebny ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
[Tego bym nie powiedział, nie dopóki Reinhard ma coś do powiedzenia. A musicie wiedzieć, że będzie on występował w historii do następnej postaci.]Kordelas pisze:[Jaki Ulthuan? Koniec Aren moi panowie...
Byqu uratował poprzednim razem wyspę elfów?
Naprawimy. ]
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Gratuluję świetneho finału Byqu!
Ta Arena (a zwłaszcza jej początek) była jednym z najlepszym roplejów w jakich uczestniczyłem
Co do następnej Areny...
Jesteście pewni że chcecie mnie na MG? Obawiam się, że przejawiam tendencję ,,słomianego" zapału, a i może się zdarzyć że w czasie tych wakacji będę wyjeżdżał na tydzień (lub nawet półtora) w miejsca pozbawione internetu .
Jeśli jednak dalej sądzicie, że będę dobrym MG (w co ja sam wątpię) i chcecie aby kolejna Arena odbywała się na Ulthuanie, to myślę że jej start mógłby się odbyć już pod koniec przyszłego tygodnia...
Jak chcecie? ]
Ta Arena (a zwłaszcza jej początek) była jednym z najlepszym roplejów w jakich uczestniczyłem
Co do następnej Areny...
Jesteście pewni że chcecie mnie na MG? Obawiam się, że przejawiam tendencję ,,słomianego" zapału, a i może się zdarzyć że w czasie tych wakacji będę wyjeżdżał na tydzień (lub nawet półtora) w miejsca pozbawione internetu .
Jeśli jednak dalej sądzicie, że będę dobrym MG (w co ja sam wątpię) i chcecie aby kolejna Arena odbywała się na Ulthuanie, to myślę że jej start mógłby się odbyć już pod koniec przyszłego tygodnia...
Jak chcecie? ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[Masz mój topór! Ja zabrałem się za mistrzowanie nie mając nigdy okazji prowadzić nawet sesji rpg, więcej, ledwo dwa razy uczestniczyłem. Tym bardziej wierzę, że Ci się uda, grunt to lnia fabularna (choć zbalansowane zasady też byłyby spoko )
Od razu jednak uprzedzam, że nie było łatwo...]
Od razu jednak uprzedzam, że nie było łatwo...]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[I ma być zdolność specjalna - Rasista ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Kordelas, Klafuti mój epilog może wpłynąć na wasze, więc jak coś ma być inaczej to piszcie ]
Jora spojrzała zaskoczona jak Kharlot chwyta za swój topór i dosiadając spiżowej bestii szarżuje na jednego z najpotężniejszych wojowników we wszechświecie, z szaleńczą odwagą powalając Pana Końca Czasów i odbierając mu przeklęty artefakt. Potem Kruszący Czaszki wjechał prosto w paszczę portalu, znikając w huczącym polu energii. Za nim z gniewnym rykiem pognał Archaon, wznosząc swój płonący miecz. Kilkanaście straszliwych sekund, w czasie których samo skrwawione niebo zdawało się walić na ziemię, minęło i po nagłej chwili ciszy Wrota Lorgana eksplodowały, implodując kotłowaniną surowej mocy która wygnała w jednej chwili wszystkie walczące ze sobą demony. Nagle Jora i jej walkirie zostały same, wciąż dyszące od walki pośrodku olbrzymiego gruzowiska, pola ostatniego i najważniejszego boju. Nawet pozbawiony ryczących wrót i hordy demonów, krajobraz był iście apokaliptyczny, doskonale pasował do niego samotny mąż z żelaza, cały poszarpany śmiertelnymi ranami, ogniem piekielnym i bólem spoza granic rzeczywistości. Inkwizytor klęczał, oparty na stygnącym buzdyganie w miejscu gdzie jeszcze przed paroma momentami zadał decydujący o losach Areny i całego świata cios.
Myśli Odinsdotter skierowały się ku Kharlotowi. Czegokolwiek wojownik by nie uczynił, zapewne uratował tym cały świat oraz wszystkie nieliczne dusze jakie wciąż pozostawały w tej przeklętej po tysiąckroć fortecy. Olbrzymie kawały ścian, pokryte wrzeszczącymi płaskorzeźbami sypały się niczym lawina, obracając w pył trybuny, loże i wierzyce, które również runęły z jękiem dartego spiżu. Cała Cytadela, aż po mroczne fundamenty zapadała się w sobie, jakby nie mogąc przeżyć tak szlachetnego aktu bohaterstwa jaki rozegrał się w jej plugawych murach.
http://www.youtube.com/watch?v=mHYzrLKu ... AF577DC91A
Cichy jęk oderwał północną piękność od przemyśleń. "Bjarn... ten Aesling... uratował jego duszę..."
- A ja nie mogę pozwolić by jego czyn poszedł na marne. Teraz pora ocalić życie. - szepnęła cicho, dźwigając zmasakrowanego Norsmena do siodła swego wierzchowca. - Do mnie siostry! Spełniłyśmy swoje zadanie, teraz możemy odejść!
Wojowniczki skinęły cicho głowami i z Jorą na czele wyleciały ku niebu, unikając kaskad gruzu i walących się iglic. Przez opadający pył i odłamki Jora ujrzała jak tajemniczy człowiek ze stali z trudem podnosi się i rzuca zagadkowe spojrzenie prosto na nią... czy raczej ku leżącemu bezwładnie przed nią Bjarnowi Ingvarssonowi. Walkiria przez chwilę zmrużyła oczy, zastanawiając się czy ten śmiertelnik nie żywi czasem jakichś wrogich intencji czy może rzuca przekleństwo. Magnus uniósł lekko powykręcaną dłoń z żelaza i minimalnie nią poruszył, po czym z szacunkiem skinął głową. Bystrzejszy od ludzkiego wzrok Odinsdotter wychwycił w oczach człowieka ślad melancholii i odległe echo smutku, usilnie zakrywane powłoką ponurości. Jora odwróciła spojrzenie od czarnych oczu Magnusa i skinęła inkwizytorowi głową. Po chwili nawała kamieni zupełnie przesłoniła malejącą postać w kapeluszu. Walkiria pognała wierzchowca, silniej ujmując zimne dłonie Bjarna. Rumak pogalopował po powierzchni lecącej pionowo wieży i tym razem, unikając jeszcze kilku kamieni wzbił się wysoko w rozjaśniające się niebo, dołączając do unoszących się nad trzęsieniem ziemi walkirii. Widok upadku Spiżowej Cytadeli był dziwnie hipnotyzujący z góry, lecz musiała się spieszyć by spełnić obietnicę daną w sercu przyjacielowi jej uochanego. Wskazała grotem włóczni na stok pobliskiej góry, jaśniejącej bielą i błękitem na tle rozchodzących się czarnych chmur.
- Tam, na tamto zbocze szybko! - Jora ze zdziwieniem zauważyła jak dwie jej siostry zostają z tyłu, wpatrując się w najwyższą wieżę zamku, która dopiero zaczynała się majestatycznie walić, w czasie gdy na jej górze jaśniał raz za razem ogień.
- Kára, Sigrún, co się dzieje ?
- Ktoś tam jeszcze walczy. - zamyśliła się pierwsza, potrząsając burzą kręconych włosów.
- I jest blisko bardzo pięknej śmierci... - wyszczebiotała słodko druga.
- Lećcie więc, spotkamy się przy Strażnicy Heimdala! - wykrzyknęła Jora i pognała jak wiatr ku stokom, otoczonym migoczącą mgiełką parującego śniegu.
*********
http://www.youtube.com/watch?v=m-6yvLGf ... 67A5BF35A0
- No chodź ty gadzia kupo łusek i gówna! - warknął Olaf, zaciskając ręce na toporze Drugniego i patrząc spod okrwawionego i poobijanego hełmu na uganiającego się za Kruggerem i Oskarem smoka. Na szczycie trzęsącej się nagle Barad-dur trwała bezpardonowa walka. Ataki i zionięcia smoka pozbawiły ich większości osłon, cudem nie niszcząc tylko większości prochu. Gad, mimo że ranny dzięki akcjom Reinharda i Thorrvalda zdawał się tylko zacieklej atakować, jakby ostrza wzbudzały w nim furię równą dziesiątce berserkerów.
Za jego plecami Turo odciągał wraz z Einarrem zwłoki Eigila Berserkera, Norsmeni cofali się z braku środków ku schodom na niższe poziomy, ich ataki ledwo mogły zirytować bestię. Von Preuss zeskoczył z grzbietu potwora, wbijając mu bastard w skrzydło i rozerwał je, wyszarpując ostrze szerokim zamachem i cudem unikając zmiażdżenia łapą. Jedne ze szczęk zamknęły się za łowcą, zrywając jego płaszcz. Przed potokiem płomieni zamaskowany mąż uskoczył za zwał kamieni wraz z Oskarem. Ostrze Hansa zaryło w pierś smoka i pękło tuż za rękojeścią, zaskoczony inkwizytor wbił ułomek w jeden z palców tuż za szponem i wycofał się dzięki gniewnej nawale ciosów Olafa. Topór Drugniego płonął runami, przecinając skórę smoka jak masło i gad odsunął się lekko w tył by spopielić natręta. Olaf runął na plecy, gdy potok siarki przetoczył się tuż nad nim, przypalając mu brodę. Podnosząc się Norsmen usłyszał syk który poznał w trakcie pierwszej bitwy z południowcami, wiele lat temu. Zaklął, widząc że ogień zapalił sporą skrzynię prochu tuż za nim. Z przodu miał zaś bestię... był w pułapce...
- ODSUŃ SIĘ NORSMENIE! - potężny kopniak, odrzucił Olafa daleko w bok, zwalisty woj zakoziołkował i ocierając usta z kurzu, ujrzał Hansa jak z wysiłkiem unosi w rękach zapalony skład materiałów wybuchowych. - Dziękuję... za ratunek, a teraz WIEJ!
Hans z okrzykiem "SIGMAAAR" podniósł skrzynię jeszcze wyżej, aż poczerwieniał i wyszły mu żyły, po czym postawił kilka kroków w stronę smoka. Olaf chciał zawołać coś o bezsensownym poświęceniu, lecz sam znał zbyt dobrze potrzebę chwalebnej śmierci by odbierać ją południowcowi. Zakrył więc uszy i odbiegł w stronę schodów.
- Chcesz mnie, gadzie ?! Chcesz ?! POKAŻ NA CO CIĘ STAĆ! - wrzasnął Hans, obydwie paszcze wystrzeliły, chcąc rozerwać go na połowy, między kłami zapłonął ogień. Wtedy imperialny z rykiem skoczył z płonącą skrzynią prosto w smocze szczęki. Potężna eksplozja, zdmuchnęła pobliskie gruzy poza krawędzie i cisnęła Olafem o ziemię, odłamki fruwające wszędzie rwały jego kolczugę i futra.
Z opadłego dymu wyłonił się skomlący żałośnie smok, jeden pysk miał oberwany do kości na szczęce, obu wybuch wybił zęby oraz wyrwał języki, okaleczony gad, rzucił się na podłogę, wstrząsając wieżą.
Olaf wstał, zrzucając z olbrzymiego torsu resztki ubrania oraz kolczugi, w obie ręce ujął zdecydowanie topór.
- Leif!
- Co jest Olafie, mamy przewagę, teraz możemy go dobić..! - uśmiechnął się młodzieniec, ujmując miecz.
- Nie, biegnijcie na dół wieży, najszybciej jak umiecie!
- Ale...
- To moje ostatnie słowo, przeklęty młodziku! Wypierdalać, właśnie idę do Walhalli!
Leif skonsternowany krzyknął na kryjących się w dole towarzyszy i po chwili sporów wszyscy pobiegli w dół, nie omieszkając przeklnąć samolubstwa Bjornssona. Nagły gwizd przeszył ciszę, wtedy ożywiony mnich spojrzał na Kruggera, który dzierżył gwizdek Magnusa.
- Bierz Reinera i biegnij za nimi! - rozkazał twardo łowca. Mnich pokiwał głową i złapał w żelazny chwyt rannego Eisenwalda i mimo jego protestów pobiegł skwapliwie w dół schodów.
- Ty też Oskar! - żelazne spojrzenie Reinharda nie znosiło sprzeciwu. Łowca zasalutował i pobiegł za resztą. - No dobra, teraz zabijmy gada lub...
- Nie żelaznomaski, nie będziesz mi się tu plątał! - Olaf szybkim pchnięciem wielkiej piąchy zrzucił majora na schody w dole.
- Pan ma jeszcze misję do spełnienia, proszę złożyć za mnie raport! - krzyknął Krugger, zawalając wejście za spadającym oficerem płonącymi belkami i gruzem.
- No to razem, południowcu!
- Ja zajmę się prochem.. ty giń jak tam chcesz poganinie.
http://www.youtube.com/watch?v=yQdxPxJW68M
W czasie gdy Krugger złapał płonącą żagiew i pobiegł ku hałdzie baryłek z prochem, Olaf krzykiem skupił na sobie uwagę smoka. Cofając się przed płomieniami, wdrapał się na kamienny słup wystający ponad platformą. Stąd doskonale było widać śmierć Cytadeli i zawaliska. Gdy łowca w monoklu skinął głową, Olaf ujął topór nad głowę. Miał nadzieję że zdążyli już wybiec z baszty...
Krugger bez słowa cisnął pochodnię na proch. Wielka eksplozja dosłownie rozerwała cały taras i co najmniej połowę wieży, która teraz już zredukowana do paru odłamków i gruzu zaczęła majestatycznie walić się na ruiny pod nimi. Smok zaryczał i wzbił się w powietrze, eksplozja rozszarpała połowę jego ciała. Jedno nienawistne oko gada ujrzało słup oderwany od reszty wieży eksplozją, na którym topór wznosił kudłaty olbrzym.
Z ryiem niewiele ustępującym temu smoczemu, Olaf wyskoczył potężnie z kamiennej iglicy i wzniósł topór nad głowę.
To co się wydarzyło wyglądało dokładnie tak: http://www.youtube.com/watch?v=yQdxPxJW68M
Leif wybiegający z walącej się bramy, spojrzał na chwilę w niebo i zamarł.
Olaf wleciał prosto na jedyny żywy łeb smoka i wrąbał weń topór Drugniego. Gromrilowa broń weszła głęboko, roztrzaskując czaszkę i wchodząc do mózgu. Niestety szczęgi gada zacisnęły się na nim w tej samej chwili... tyle że nie miały już kłów. Dalsza fala uderzeniowa eksplozji, dla któej poświęcił się Krugger wyrwała Olafa z bezzębnych, skrwawionych warg gada i rzuciła krzyczącym Norsem daleko ponad ruinami. Rozerwany zewłok smoka runął w tył, przygnieciony gruzami i w fali ognia zniknął pod roztrzaskaną wieżycą Barad-dur.
Leif odczynił znak młota i razem z resztą wybiegli ile sił w nogach przez ruiny murów, byle jak najdalej od trzęsienia ziemi.
Lecący bezładnie przez niebo Olaf zamglonym wzrokiem widział zbliżającą się przepaść... "No kurwa, nie... nie po to skaczę z toporem na smoka żeby umrzeć od upadku! Nie w bitwie, hańba! Cholera jak ja wejdę do Walhalli...."
Wtedy nagle woj zatrzymał się w miejscu i poczuł dojmujący, acz kojący chłód. Czy to właśnie śmierć ? Olaf spojrzał w górę i ujrzał jak dwie piękne jak marzenie wojowniczki trzymają go z uśmiechem, kilkanaście metrów nad ziemią.
- Masz szczęście, że dziś bogowie są łaskawi a my w pobliżu. Miałyśmy odprowadzić twoją duszę do Asgardu, ale...
Olaf nic więcej już nie usłyszał, było mu błogo. Poddał się niemocy i zemdlał.
**********
http://www.youtube.com/watch?v=I0WqXRkjWyQ
Leif szedł powoli śnieżną drogą wysoko, ponad dolinką prowadzącą do zrujnowanej fortecy. W dole przewalała się olbrzymia armia południa. Morze bieli, błękitu i stali idące pod sztandarami z wilkiem. Łowca przy rozwidleniu drogi, zatrzymał się obok Reinharda.
- No, na nas już pora. Trzeba rzec księciu Borisowi że nie zostało mu już nic prócz gruzów. I nie wyślemy za wami pogoni, w końcu może poganie ale na coś się przydaliście... powiedzmy, parę dni forów.
- Dzięki południowcu, choć pewnie i tak nie dotrzymasz obietnicy. Żegnaj, obyśmy się więcej nie spotkali. - Einarr Nieuśmiechnięty popatrzył jak trzech łowców i mnich schodzą w dół, po czym sam pogonił za towarzyszami w górę zbocza. Gdy dobiegli do grupy, zauważyli dziwne poruszenie, przy niosących rannego woja towarzyszach.
Olaf obudził się, przecierając ze zdumienia oczy. Nad sobą widział zadziwione twarze towarzyszy.
- Olaf, obudziłeś się! Jak ty żeś to, na jaja Odyna zrobił ?! - wrzasnął uradowany Turo, ściskając Bjornssona.
- Walkirie, jak mnie jasny Thor strzeli, walkirie...
- Bredziłeś coś o Walkiriach kiedy znaleźliśmy cię leżącego jakby nigdy nic na śniegu! Niebywałe! Spadłeś z najwyższej wieży a leżał w jednym kawałku i to daleko od miejsca gdzie miałeś upaść! Cholerna magia!
- Ale widziałem...
- Od smoczych wyziewów rozum ci się pomieszał! Pewnikiem wiatr cię zniósł, jak tylko rozeszły się chmury zawiało tak hardo...
Wtem krzyk zwiadu Haakara wyrwał ich z dyskusji.
- Obozowisko! Widzę przed nami jakieś postacie przy ognisku! - wydyszał Thorrvald.
Wszyscy natychmiast pobiegli we wskazanym kierunku. Żal po najpewniejszej śmierci Bjarna i Kharlota oraz ciężki bój wykończyły morale i potrzebowali ogniska i strawy. Choćby mieli dla nich zabić. Pocieszeniem nie byla nawet śmierć Magnusa. Co więcej nie znali zakończenia finału.
- Grunladi ?! - zdziwił się biegnący na przodzie Eskil, rozpoznając starca przy małym ogniu. - Jak tyś..?
- Nie pytajcie, siądźcie i ogrzejcie się. Mam odpowiedzi na wiele pytań, które pewnie was nękają.
Norsmeni wzruszyli ramionami i opadli koło ogniska, na jednym z północnych zboczy Gór Środkowych. Snorri zajął się opatrywaniem Eigila. Mimo potężnej rany od pazurów smoka chaosu, uparty duch nie chciał opuścić ciała Berserkera, choć pomocy nadal trzeba było udzielić. Kilka godzin później, Grunladi przerwał wreszcie smętne milczenie.
- Zaczaiłem się tam, gdy zaczął się bój nad bojami, a uciekłem gdy tylko zaczęła walić się twierdza, choć nie przeżyłbym gdyby nie iście boska pomoc...
- Ciebie też uniosły... walkirie ? - zarechotał, patrząc na Olafa Haakar. Biały Kruk zrobił zdziwioną minę.
- Skąd wiedziałeś ? - Haakarowi zrzedł uśmiech, starzec mówił poważnie. - Na bogów, wy nic nie wiecie! Dostojna córko Odyna, możecie ukazać się tym śmiertelnikom. Są tego godni.
Zaraz zawiał lodowaty wiatr, a zasłona magii opadła ukazując tuzin wojowniczek obok wierzchowców otaczających ognisko kręgiem. Jedna z nich siedziała nieco dalej, pochylając się nad ciałem......
- BJAAAAARN! ON ŻYJE! CHWAŁA ODYNOWI! - rzucenie się do ciała wodza, powstrzymał tylko szereg ostrzy Walkirii.
Grunladi zaśmiał się i wyciągając coś z torby, zaczął opowiadać im o wszystkim co wydarzyło się pod portalem i późniejszej jeździe na grzbiecie rumaka z Asgardu.
Nazajutrz, gdy byli już gotowi do drogi Jora złożyła pocałunek na wciąż sinych, acz już ciepłych wargach Bjarna po czym Norsmeni złożyli wodza na noszach ze skrzyżowanych włóczni oraz skór.
- Będzie żyć, dbajcie o niego gdyż jego czas jeszcze nie nadszedł. - po tych słowach zastęp Walkirii rozpłynął się na górskim wietrze. Pożegnanie zadawałoby się lakoniczne, jednak zarówno nieprzytomny Bjarn jak i jego ludzie odbyli już pogadankę z groźbami wraz z Odinsdotter. Przed wyruszeniem do złupionej trzy miesiace temu wioski, gdzie cumował ich drakkar pożegnali się jeszcze z Grunladim.
- Jak to ? Nie płyniesz z nami, starcze ? - zdziwił się Leif.
- Nie chłopcze... wciąż mam pewne sprawy do załatwienia, sparwy które oczekują zapamiętania... lecz zrób coś dla mnie. - tu wyciągnął z torby gruby plik zapisków, spięty złotą broszą. - To pełna saga o naszych przygodach w czasie tej epickiej przygody. Daj to waszym skaldom, niech ta historia rozniesie się po całej Norsce... historia o tym kto ocalił nasz świat...
- Ale... To nie nastąpi tak szybko i... pewnie nieźle ją poprzekręcają... - odchodzący Biały Kruk podniósł kaptur i obrócił się jeszcze z serdecznym uśmiechem.
- To dobrze, synu Torstena... opowieść żyje, nie kończy się nigdy! Bywajcie, obyśmy jeszcze się spotkali!
Norsmeni pociągając nosami ruszyli w długą drogę do statku i towaryszy, niosąc nie tylko wodza i spisaną sagę wszechczasów. Nieśli własne życia... nieśli wspomnienia... wspomnienia o Ostatniej Wielkiej przygodzie Bjarna Ingvarssona, Wydartego Śmierci i Morzu, Smokobójcy i jego równie dzielnej kompanii i Arenie Śmierci. Wspomnienia te nie zaginą nigdy, póki w ich domach będzie płonąć ogień i lać się piwo. Chwała nie przemija, nawet na końcu drogi. Gdyż wtedy otwierają się inne. Każdy z nich wiedział to już odkąd pierwszy raz w życiu wsiadł na drakkar.
http://www.youtube.com/watch?v=D8lqZ-gjWQI
Jora spojrzała zaskoczona jak Kharlot chwyta za swój topór i dosiadając spiżowej bestii szarżuje na jednego z najpotężniejszych wojowników we wszechświecie, z szaleńczą odwagą powalając Pana Końca Czasów i odbierając mu przeklęty artefakt. Potem Kruszący Czaszki wjechał prosto w paszczę portalu, znikając w huczącym polu energii. Za nim z gniewnym rykiem pognał Archaon, wznosząc swój płonący miecz. Kilkanaście straszliwych sekund, w czasie których samo skrwawione niebo zdawało się walić na ziemię, minęło i po nagłej chwili ciszy Wrota Lorgana eksplodowały, implodując kotłowaniną surowej mocy która wygnała w jednej chwili wszystkie walczące ze sobą demony. Nagle Jora i jej walkirie zostały same, wciąż dyszące od walki pośrodku olbrzymiego gruzowiska, pola ostatniego i najważniejszego boju. Nawet pozbawiony ryczących wrót i hordy demonów, krajobraz był iście apokaliptyczny, doskonale pasował do niego samotny mąż z żelaza, cały poszarpany śmiertelnymi ranami, ogniem piekielnym i bólem spoza granic rzeczywistości. Inkwizytor klęczał, oparty na stygnącym buzdyganie w miejscu gdzie jeszcze przed paroma momentami zadał decydujący o losach Areny i całego świata cios.
Myśli Odinsdotter skierowały się ku Kharlotowi. Czegokolwiek wojownik by nie uczynił, zapewne uratował tym cały świat oraz wszystkie nieliczne dusze jakie wciąż pozostawały w tej przeklętej po tysiąckroć fortecy. Olbrzymie kawały ścian, pokryte wrzeszczącymi płaskorzeźbami sypały się niczym lawina, obracając w pył trybuny, loże i wierzyce, które również runęły z jękiem dartego spiżu. Cała Cytadela, aż po mroczne fundamenty zapadała się w sobie, jakby nie mogąc przeżyć tak szlachetnego aktu bohaterstwa jaki rozegrał się w jej plugawych murach.
http://www.youtube.com/watch?v=mHYzrLKu ... AF577DC91A
Cichy jęk oderwał północną piękność od przemyśleń. "Bjarn... ten Aesling... uratował jego duszę..."
- A ja nie mogę pozwolić by jego czyn poszedł na marne. Teraz pora ocalić życie. - szepnęła cicho, dźwigając zmasakrowanego Norsmena do siodła swego wierzchowca. - Do mnie siostry! Spełniłyśmy swoje zadanie, teraz możemy odejść!
Wojowniczki skinęły cicho głowami i z Jorą na czele wyleciały ku niebu, unikając kaskad gruzu i walących się iglic. Przez opadający pył i odłamki Jora ujrzała jak tajemniczy człowiek ze stali z trudem podnosi się i rzuca zagadkowe spojrzenie prosto na nią... czy raczej ku leżącemu bezwładnie przed nią Bjarnowi Ingvarssonowi. Walkiria przez chwilę zmrużyła oczy, zastanawiając się czy ten śmiertelnik nie żywi czasem jakichś wrogich intencji czy może rzuca przekleństwo. Magnus uniósł lekko powykręcaną dłoń z żelaza i minimalnie nią poruszył, po czym z szacunkiem skinął głową. Bystrzejszy od ludzkiego wzrok Odinsdotter wychwycił w oczach człowieka ślad melancholii i odległe echo smutku, usilnie zakrywane powłoką ponurości. Jora odwróciła spojrzenie od czarnych oczu Magnusa i skinęła inkwizytorowi głową. Po chwili nawała kamieni zupełnie przesłoniła malejącą postać w kapeluszu. Walkiria pognała wierzchowca, silniej ujmując zimne dłonie Bjarna. Rumak pogalopował po powierzchni lecącej pionowo wieży i tym razem, unikając jeszcze kilku kamieni wzbił się wysoko w rozjaśniające się niebo, dołączając do unoszących się nad trzęsieniem ziemi walkirii. Widok upadku Spiżowej Cytadeli był dziwnie hipnotyzujący z góry, lecz musiała się spieszyć by spełnić obietnicę daną w sercu przyjacielowi jej uochanego. Wskazała grotem włóczni na stok pobliskiej góry, jaśniejącej bielą i błękitem na tle rozchodzących się czarnych chmur.
- Tam, na tamto zbocze szybko! - Jora ze zdziwieniem zauważyła jak dwie jej siostry zostają z tyłu, wpatrując się w najwyższą wieżę zamku, która dopiero zaczynała się majestatycznie walić, w czasie gdy na jej górze jaśniał raz za razem ogień.
- Kára, Sigrún, co się dzieje ?
- Ktoś tam jeszcze walczy. - zamyśliła się pierwsza, potrząsając burzą kręconych włosów.
- I jest blisko bardzo pięknej śmierci... - wyszczebiotała słodko druga.
- Lećcie więc, spotkamy się przy Strażnicy Heimdala! - wykrzyknęła Jora i pognała jak wiatr ku stokom, otoczonym migoczącą mgiełką parującego śniegu.
*********
http://www.youtube.com/watch?v=m-6yvLGf ... 67A5BF35A0
- No chodź ty gadzia kupo łusek i gówna! - warknął Olaf, zaciskając ręce na toporze Drugniego i patrząc spod okrwawionego i poobijanego hełmu na uganiającego się za Kruggerem i Oskarem smoka. Na szczycie trzęsącej się nagle Barad-dur trwała bezpardonowa walka. Ataki i zionięcia smoka pozbawiły ich większości osłon, cudem nie niszcząc tylko większości prochu. Gad, mimo że ranny dzięki akcjom Reinharda i Thorrvalda zdawał się tylko zacieklej atakować, jakby ostrza wzbudzały w nim furię równą dziesiątce berserkerów.
Za jego plecami Turo odciągał wraz z Einarrem zwłoki Eigila Berserkera, Norsmeni cofali się z braku środków ku schodom na niższe poziomy, ich ataki ledwo mogły zirytować bestię. Von Preuss zeskoczył z grzbietu potwora, wbijając mu bastard w skrzydło i rozerwał je, wyszarpując ostrze szerokim zamachem i cudem unikając zmiażdżenia łapą. Jedne ze szczęk zamknęły się za łowcą, zrywając jego płaszcz. Przed potokiem płomieni zamaskowany mąż uskoczył za zwał kamieni wraz z Oskarem. Ostrze Hansa zaryło w pierś smoka i pękło tuż za rękojeścią, zaskoczony inkwizytor wbił ułomek w jeden z palców tuż za szponem i wycofał się dzięki gniewnej nawale ciosów Olafa. Topór Drugniego płonął runami, przecinając skórę smoka jak masło i gad odsunął się lekko w tył by spopielić natręta. Olaf runął na plecy, gdy potok siarki przetoczył się tuż nad nim, przypalając mu brodę. Podnosząc się Norsmen usłyszał syk który poznał w trakcie pierwszej bitwy z południowcami, wiele lat temu. Zaklął, widząc że ogień zapalił sporą skrzynię prochu tuż za nim. Z przodu miał zaś bestię... był w pułapce...
- ODSUŃ SIĘ NORSMENIE! - potężny kopniak, odrzucił Olafa daleko w bok, zwalisty woj zakoziołkował i ocierając usta z kurzu, ujrzał Hansa jak z wysiłkiem unosi w rękach zapalony skład materiałów wybuchowych. - Dziękuję... za ratunek, a teraz WIEJ!
Hans z okrzykiem "SIGMAAAR" podniósł skrzynię jeszcze wyżej, aż poczerwieniał i wyszły mu żyły, po czym postawił kilka kroków w stronę smoka. Olaf chciał zawołać coś o bezsensownym poświęceniu, lecz sam znał zbyt dobrze potrzebę chwalebnej śmierci by odbierać ją południowcowi. Zakrył więc uszy i odbiegł w stronę schodów.
- Chcesz mnie, gadzie ?! Chcesz ?! POKAŻ NA CO CIĘ STAĆ! - wrzasnął Hans, obydwie paszcze wystrzeliły, chcąc rozerwać go na połowy, między kłami zapłonął ogień. Wtedy imperialny z rykiem skoczył z płonącą skrzynią prosto w smocze szczęki. Potężna eksplozja, zdmuchnęła pobliskie gruzy poza krawędzie i cisnęła Olafem o ziemię, odłamki fruwające wszędzie rwały jego kolczugę i futra.
Z opadłego dymu wyłonił się skomlący żałośnie smok, jeden pysk miał oberwany do kości na szczęce, obu wybuch wybił zęby oraz wyrwał języki, okaleczony gad, rzucił się na podłogę, wstrząsając wieżą.
Olaf wstał, zrzucając z olbrzymiego torsu resztki ubrania oraz kolczugi, w obie ręce ujął zdecydowanie topór.
- Leif!
- Co jest Olafie, mamy przewagę, teraz możemy go dobić..! - uśmiechnął się młodzieniec, ujmując miecz.
- Nie, biegnijcie na dół wieży, najszybciej jak umiecie!
- Ale...
- To moje ostatnie słowo, przeklęty młodziku! Wypierdalać, właśnie idę do Walhalli!
Leif skonsternowany krzyknął na kryjących się w dole towarzyszy i po chwili sporów wszyscy pobiegli w dół, nie omieszkając przeklnąć samolubstwa Bjornssona. Nagły gwizd przeszył ciszę, wtedy ożywiony mnich spojrzał na Kruggera, który dzierżył gwizdek Magnusa.
- Bierz Reinera i biegnij za nimi! - rozkazał twardo łowca. Mnich pokiwał głową i złapał w żelazny chwyt rannego Eisenwalda i mimo jego protestów pobiegł skwapliwie w dół schodów.
- Ty też Oskar! - żelazne spojrzenie Reinharda nie znosiło sprzeciwu. Łowca zasalutował i pobiegł za resztą. - No dobra, teraz zabijmy gada lub...
- Nie żelaznomaski, nie będziesz mi się tu plątał! - Olaf szybkim pchnięciem wielkiej piąchy zrzucił majora na schody w dole.
- Pan ma jeszcze misję do spełnienia, proszę złożyć za mnie raport! - krzyknął Krugger, zawalając wejście za spadającym oficerem płonącymi belkami i gruzem.
- No to razem, południowcu!
- Ja zajmę się prochem.. ty giń jak tam chcesz poganinie.
http://www.youtube.com/watch?v=yQdxPxJW68M
W czasie gdy Krugger złapał płonącą żagiew i pobiegł ku hałdzie baryłek z prochem, Olaf krzykiem skupił na sobie uwagę smoka. Cofając się przed płomieniami, wdrapał się na kamienny słup wystający ponad platformą. Stąd doskonale było widać śmierć Cytadeli i zawaliska. Gdy łowca w monoklu skinął głową, Olaf ujął topór nad głowę. Miał nadzieję że zdążyli już wybiec z baszty...
Krugger bez słowa cisnął pochodnię na proch. Wielka eksplozja dosłownie rozerwała cały taras i co najmniej połowę wieży, która teraz już zredukowana do paru odłamków i gruzu zaczęła majestatycznie walić się na ruiny pod nimi. Smok zaryczał i wzbił się w powietrze, eksplozja rozszarpała połowę jego ciała. Jedno nienawistne oko gada ujrzało słup oderwany od reszty wieży eksplozją, na którym topór wznosił kudłaty olbrzym.
Z ryiem niewiele ustępującym temu smoczemu, Olaf wyskoczył potężnie z kamiennej iglicy i wzniósł topór nad głowę.
To co się wydarzyło wyglądało dokładnie tak: http://www.youtube.com/watch?v=yQdxPxJW68M
Leif wybiegający z walącej się bramy, spojrzał na chwilę w niebo i zamarł.
Olaf wleciał prosto na jedyny żywy łeb smoka i wrąbał weń topór Drugniego. Gromrilowa broń weszła głęboko, roztrzaskując czaszkę i wchodząc do mózgu. Niestety szczęgi gada zacisnęły się na nim w tej samej chwili... tyle że nie miały już kłów. Dalsza fala uderzeniowa eksplozji, dla któej poświęcił się Krugger wyrwała Olafa z bezzębnych, skrwawionych warg gada i rzuciła krzyczącym Norsem daleko ponad ruinami. Rozerwany zewłok smoka runął w tył, przygnieciony gruzami i w fali ognia zniknął pod roztrzaskaną wieżycą Barad-dur.
Leif odczynił znak młota i razem z resztą wybiegli ile sił w nogach przez ruiny murów, byle jak najdalej od trzęsienia ziemi.
Lecący bezładnie przez niebo Olaf zamglonym wzrokiem widział zbliżającą się przepaść... "No kurwa, nie... nie po to skaczę z toporem na smoka żeby umrzeć od upadku! Nie w bitwie, hańba! Cholera jak ja wejdę do Walhalli...."
Wtedy nagle woj zatrzymał się w miejscu i poczuł dojmujący, acz kojący chłód. Czy to właśnie śmierć ? Olaf spojrzał w górę i ujrzał jak dwie piękne jak marzenie wojowniczki trzymają go z uśmiechem, kilkanaście metrów nad ziemią.
- Masz szczęście, że dziś bogowie są łaskawi a my w pobliżu. Miałyśmy odprowadzić twoją duszę do Asgardu, ale...
Olaf nic więcej już nie usłyszał, było mu błogo. Poddał się niemocy i zemdlał.
**********
http://www.youtube.com/watch?v=I0WqXRkjWyQ
Leif szedł powoli śnieżną drogą wysoko, ponad dolinką prowadzącą do zrujnowanej fortecy. W dole przewalała się olbrzymia armia południa. Morze bieli, błękitu i stali idące pod sztandarami z wilkiem. Łowca przy rozwidleniu drogi, zatrzymał się obok Reinharda.
- No, na nas już pora. Trzeba rzec księciu Borisowi że nie zostało mu już nic prócz gruzów. I nie wyślemy za wami pogoni, w końcu może poganie ale na coś się przydaliście... powiedzmy, parę dni forów.
- Dzięki południowcu, choć pewnie i tak nie dotrzymasz obietnicy. Żegnaj, obyśmy się więcej nie spotkali. - Einarr Nieuśmiechnięty popatrzył jak trzech łowców i mnich schodzą w dół, po czym sam pogonił za towarzyszami w górę zbocza. Gdy dobiegli do grupy, zauważyli dziwne poruszenie, przy niosących rannego woja towarzyszach.
Olaf obudził się, przecierając ze zdumienia oczy. Nad sobą widział zadziwione twarze towarzyszy.
- Olaf, obudziłeś się! Jak ty żeś to, na jaja Odyna zrobił ?! - wrzasnął uradowany Turo, ściskając Bjornssona.
- Walkirie, jak mnie jasny Thor strzeli, walkirie...
- Bredziłeś coś o Walkiriach kiedy znaleźliśmy cię leżącego jakby nigdy nic na śniegu! Niebywałe! Spadłeś z najwyższej wieży a leżał w jednym kawałku i to daleko od miejsca gdzie miałeś upaść! Cholerna magia!
- Ale widziałem...
- Od smoczych wyziewów rozum ci się pomieszał! Pewnikiem wiatr cię zniósł, jak tylko rozeszły się chmury zawiało tak hardo...
Wtem krzyk zwiadu Haakara wyrwał ich z dyskusji.
- Obozowisko! Widzę przed nami jakieś postacie przy ognisku! - wydyszał Thorrvald.
Wszyscy natychmiast pobiegli we wskazanym kierunku. Żal po najpewniejszej śmierci Bjarna i Kharlota oraz ciężki bój wykończyły morale i potrzebowali ogniska i strawy. Choćby mieli dla nich zabić. Pocieszeniem nie byla nawet śmierć Magnusa. Co więcej nie znali zakończenia finału.
- Grunladi ?! - zdziwił się biegnący na przodzie Eskil, rozpoznając starca przy małym ogniu. - Jak tyś..?
- Nie pytajcie, siądźcie i ogrzejcie się. Mam odpowiedzi na wiele pytań, które pewnie was nękają.
Norsmeni wzruszyli ramionami i opadli koło ogniska, na jednym z północnych zboczy Gór Środkowych. Snorri zajął się opatrywaniem Eigila. Mimo potężnej rany od pazurów smoka chaosu, uparty duch nie chciał opuścić ciała Berserkera, choć pomocy nadal trzeba było udzielić. Kilka godzin później, Grunladi przerwał wreszcie smętne milczenie.
- Zaczaiłem się tam, gdy zaczął się bój nad bojami, a uciekłem gdy tylko zaczęła walić się twierdza, choć nie przeżyłbym gdyby nie iście boska pomoc...
- Ciebie też uniosły... walkirie ? - zarechotał, patrząc na Olafa Haakar. Biały Kruk zrobił zdziwioną minę.
- Skąd wiedziałeś ? - Haakarowi zrzedł uśmiech, starzec mówił poważnie. - Na bogów, wy nic nie wiecie! Dostojna córko Odyna, możecie ukazać się tym śmiertelnikom. Są tego godni.
Zaraz zawiał lodowaty wiatr, a zasłona magii opadła ukazując tuzin wojowniczek obok wierzchowców otaczających ognisko kręgiem. Jedna z nich siedziała nieco dalej, pochylając się nad ciałem......
- BJAAAAARN! ON ŻYJE! CHWAŁA ODYNOWI! - rzucenie się do ciała wodza, powstrzymał tylko szereg ostrzy Walkirii.
Grunladi zaśmiał się i wyciągając coś z torby, zaczął opowiadać im o wszystkim co wydarzyło się pod portalem i późniejszej jeździe na grzbiecie rumaka z Asgardu.
Nazajutrz, gdy byli już gotowi do drogi Jora złożyła pocałunek na wciąż sinych, acz już ciepłych wargach Bjarna po czym Norsmeni złożyli wodza na noszach ze skrzyżowanych włóczni oraz skór.
- Będzie żyć, dbajcie o niego gdyż jego czas jeszcze nie nadszedł. - po tych słowach zastęp Walkirii rozpłynął się na górskim wietrze. Pożegnanie zadawałoby się lakoniczne, jednak zarówno nieprzytomny Bjarn jak i jego ludzie odbyli już pogadankę z groźbami wraz z Odinsdotter. Przed wyruszeniem do złupionej trzy miesiace temu wioski, gdzie cumował ich drakkar pożegnali się jeszcze z Grunladim.
- Jak to ? Nie płyniesz z nami, starcze ? - zdziwił się Leif.
- Nie chłopcze... wciąż mam pewne sprawy do załatwienia, sparwy które oczekują zapamiętania... lecz zrób coś dla mnie. - tu wyciągnął z torby gruby plik zapisków, spięty złotą broszą. - To pełna saga o naszych przygodach w czasie tej epickiej przygody. Daj to waszym skaldom, niech ta historia rozniesie się po całej Norsce... historia o tym kto ocalił nasz świat...
- Ale... To nie nastąpi tak szybko i... pewnie nieźle ją poprzekręcają... - odchodzący Biały Kruk podniósł kaptur i obrócił się jeszcze z serdecznym uśmiechem.
- To dobrze, synu Torstena... opowieść żyje, nie kończy się nigdy! Bywajcie, obyśmy jeszcze się spotkali!
Norsmeni pociągając nosami ruszyli w długą drogę do statku i towaryszy, niosąc nie tylko wodza i spisaną sagę wszechczasów. Nieśli własne życia... nieśli wspomnienia... wspomnienia o Ostatniej Wielkiej przygodzie Bjarna Ingvarssona, Wydartego Śmierci i Morzu, Smokobójcy i jego równie dzielnej kompanii i Arenie Śmierci. Wspomnienia te nie zaginą nigdy, póki w ich domach będzie płonąć ogień i lać się piwo. Chwała nie przemija, nawet na końcu drogi. Gdyż wtedy otwierają się inne. Każdy z nich wiedział to już odkąd pierwszy raz w życiu wsiadł na drakkar.
http://www.youtube.com/watch?v=D8lqZ-gjWQI
Gigantyczna eksplozja wstrząsnęła wieżą, gdy smok rzygnął ogniem w beczki prochu. Reinhard poczuł, jak podest na którym stoi wybrzusza się, a później traci grunt pod nogami. Grube mury sprawiły, że ciśnienie nie mogło znaleźć ujścia inaczej niż przez zrujnowany dach oraz niższe piętra, łączące basztę z resztą zamku.
Gdyby ktoś ze zgromadzonych na dole spojrzał na wieżę, zobaczyłby, jak zostaje ona rozerwana w jednej czwartej wysokości i łamie się w chmurze pyłu i odłamków. Najpierw powoli, jak ścięte drzewo, zaczęła chylić się nad dziedziniec, lecz po osiągnięciu ostrzejszego nachylenia nadwątlona wstrząsem oraz, niewątpliwie, zębem czasu zaprawa rozkruszyła się jak grudka piasku w dłoni i całość, w olbrzymich kawałach runęła majestatycznie prosto w środek szalonej bitwy, zaś z potrzaskanego wierzchołka widać było wysypujące się niewielkie sylwetki, niektóre z nich powiewały połami płaszczy inne zaś miały okrągłe tarcze i topory. To wszystko - ludzie, gruz i wreszcie smok, spadło z wysokości ponad stu metrów na głowy demonów, które, pozbawione kontroli Alphariusa walczyły teraz wyłącznie w interesie swoich patronów, rzucając się na siebie nawzajem.
Reinhard poślizgnął się na kamieniach i przewrócił na plecy, uderzając butami o blankę, gdy ta była już niemal równolegle do powierzchni. Wszystko działo się bardzo szybko. Przed oczyma mignęło mu masywne cielsko smoka, desperacko usiłującego odzyskać stabilność lotu.
- Portal! Skaczcie w portal! - Zamaskowany łowca zdążył jeszcze krzyknąć, jednak nikt go chyba nie słuchał - jego słowa niknęły wśród wrzasku spadających, ryku chaotycznej burzy i zgiełku batalii. Ułamek sekundy później wypadł w przepaść, w dole zaś, dokładnie pod wieżą buzował portal wirując niczym oko cyklonu, którego źrenicą było iskrzące od mocy Serce Lorgana. Osnowa mieszała się tu z rzeczywistością, tworząc coś w rodzaju trąby powietrznej sięgającej od ziemi, aż po rozdarcie na zasnutym gęstymi chmurami niebie. Na moment widok ten przesłoniła mu sylwetka smoczej szyi. Von Preuss zareagował momentalnie: ręka sama chwyciła za drzewce harpuna, drugą zaś natychmiast zaczepił linę z hakiem do pierścienia, znajdującego się na drugim końcu drzewca. Wziął zamach zza głowy i z całej siły ugodził smoka żeleźcem, jednocześnie czując, że ktoś ucapił go krzepko za nogę. Smok ryknął ugodzony rozcapierzając swe gargantuiczne skrzydła. Kątem oka Reinhard dostrzegł jak kilka osób spada na błonę lotną, wbijając w nią swój oręż, ktoś inny z pełnym trwogi wrzaskiem spadł w ziejący poniżej portal. Strzeliła błyskawica. Gwałtowna zmiana ciągu szarpnęły Reinhardem tak, że lina, której kurczowo się trzymał okręciła się wokół szyi smoka. Niesiony siła odśrodkową łowca uderzył łuskowe cielsko tak mocno, że mimo noszonej zbroi wypuścił powietrze z płuc. Jaszczur jednak nie zdążył wyhamować w porę i jeden z jego łbów skręcił sobie kark z donośnym chrupnięciem, tracąc kontrolę nad połową ciała. Drugi odruchowo próbował wyrwać w górę, lecz pokaźny kawał muru dosłownie wybił mu te plany z głowy, wraz z mózgiem. Reinhard wypuścił linę i stoczył się pomiędzy rumowisko usiłując przetrwać grad skał, drewna i żelastwa. Uderzenia jeszcze przez chwilę niosły się głuchym łomotem i wstrząsami, wzbijając przy tym tumany kurzu i ceglastego pyłu. Zamaskowany łowca zaczął niezwłocznie pełznąć naprzód, jednak gęste kłęby i ogólnie panująca ciemność pozbawiły go jakiejkolwiek widoczności. Wtem usłyszał, że ktoś kaszle, tuż obok niego.
- Kto to? - Zawołał, samemu również kasłając od wszechobecnego pyłu.
- To ja! Oskar!
- Daj rękę. Nic ci nie jest?
- Nie, chyba nie. Tylko trochę się poobijałem. - Wychrypiał Oskar gramoląc się z pomocą Reinharda. Obaj ruszyli naprzód, w kierunku skąd dochodziła blada poświata, wskazując na rzednący pył, który i tak opadał bardzo szybko, gdyż powietrze pełne było wilgoci od padającego deszczu krwi, do którego kropel przylepiajły się zanieczyszczenia. Po chwili widoczność poprawiła się ukazując prawdziwe pobojowisko, jakim stała się arena: wszędzie walał się ciała mutantów, demonów i wojowników chaosu, niektórzy jeszcze walczyli ze sobą. Reinhard wnet zlustrował pole bitwy, jednak nigdzie nie było śladu Archaona, zobaczył tylko Magnusa, który jak posąg stał nieruchomo nad strzaskanym ciałem Aszkaela. Z dyszy miotacza i dziur w zbroi chaosu wciąż jeszcze wyłaniały się małe ogniki, zaś sam von Bittenberg wyglądał niewiele lepiej od pokonanego. Spod jego poszarpanego płaszcza wystawały poskręcane przewody i inne części, pozostałe walały się wszędzie wokół, zaś z wielu miejsc ulatniała się para lub wyciekały różnego rodzaju płyny.
- Byłby z tego niezły pomnik. - Rzekł Oskar widząc imperialnego herosa wspartego o buzdygan. Reinhard mruknął coś na potwierdzenie i odparł:
- Nieźle oberwał, trzeba mu pomóc. - Jego towarzysz kiwnął głową i obaj ruszyli szybkim krokiem w kierunku żelaznego inkwizytora. - Z resztą powinniśmy się stąd zmywać i to szybko, bo będzie niezły kocioł.
- Nie, spójrz! Portal się zapada, demony są do niego wsysane!
- Nie mówię o portalu. Ani o demonach. - To mówiąc zdekapitował przygniecionego głazem krwiopuszcza. - Bariera opadła, tak? Zaś zniszczenie wieży to miał również znak dla artylerii... Zaraz rozpocznie się ostrzał z moździerzy. Kazałem im sprowadzić tyle dział ile się da i zniszczyć to miejsce do końca, żeby nawet śmieci nie zostały.
- Nie strzelają.
- Zaraz będą. Słyszysz? - Reinhard wskazał na przeciągły gwizd, chwilę później zaś rozległa się eksplozja, a krzak pyłu i odłamków pojawił się na przeciwległym murze. - Muszą tylko się wstrzelać. A wtedy rozpocznie się nawała jakiej nie widziałeś.
- Powiedz tylko ile, majorze.
- Wszystkie.
- Ale to kilkaset...
- Mhm. - W tym momencie Magnus zobaczył ich jak nadchodzą i odwrócił w ich kierunku swoją brzydką, zakrwawioną gębę, najwyraźniej aby coś powiedzieć.
https://www.youtube.com/watch?v=IL_QcyCJgls
Poza tym "Z ryiem niewiele ustępującym temu smoczemu" Literówka dnia.
Gdyby ktoś ze zgromadzonych na dole spojrzał na wieżę, zobaczyłby, jak zostaje ona rozerwana w jednej czwartej wysokości i łamie się w chmurze pyłu i odłamków. Najpierw powoli, jak ścięte drzewo, zaczęła chylić się nad dziedziniec, lecz po osiągnięciu ostrzejszego nachylenia nadwątlona wstrząsem oraz, niewątpliwie, zębem czasu zaprawa rozkruszyła się jak grudka piasku w dłoni i całość, w olbrzymich kawałach runęła majestatycznie prosto w środek szalonej bitwy, zaś z potrzaskanego wierzchołka widać było wysypujące się niewielkie sylwetki, niektóre z nich powiewały połami płaszczy inne zaś miały okrągłe tarcze i topory. To wszystko - ludzie, gruz i wreszcie smok, spadło z wysokości ponad stu metrów na głowy demonów, które, pozbawione kontroli Alphariusa walczyły teraz wyłącznie w interesie swoich patronów, rzucając się na siebie nawzajem.
Reinhard poślizgnął się na kamieniach i przewrócił na plecy, uderzając butami o blankę, gdy ta była już niemal równolegle do powierzchni. Wszystko działo się bardzo szybko. Przed oczyma mignęło mu masywne cielsko smoka, desperacko usiłującego odzyskać stabilność lotu.
- Portal! Skaczcie w portal! - Zamaskowany łowca zdążył jeszcze krzyknąć, jednak nikt go chyba nie słuchał - jego słowa niknęły wśród wrzasku spadających, ryku chaotycznej burzy i zgiełku batalii. Ułamek sekundy później wypadł w przepaść, w dole zaś, dokładnie pod wieżą buzował portal wirując niczym oko cyklonu, którego źrenicą było iskrzące od mocy Serce Lorgana. Osnowa mieszała się tu z rzeczywistością, tworząc coś w rodzaju trąby powietrznej sięgającej od ziemi, aż po rozdarcie na zasnutym gęstymi chmurami niebie. Na moment widok ten przesłoniła mu sylwetka smoczej szyi. Von Preuss zareagował momentalnie: ręka sama chwyciła za drzewce harpuna, drugą zaś natychmiast zaczepił linę z hakiem do pierścienia, znajdującego się na drugim końcu drzewca. Wziął zamach zza głowy i z całej siły ugodził smoka żeleźcem, jednocześnie czując, że ktoś ucapił go krzepko za nogę. Smok ryknął ugodzony rozcapierzając swe gargantuiczne skrzydła. Kątem oka Reinhard dostrzegł jak kilka osób spada na błonę lotną, wbijając w nią swój oręż, ktoś inny z pełnym trwogi wrzaskiem spadł w ziejący poniżej portal. Strzeliła błyskawica. Gwałtowna zmiana ciągu szarpnęły Reinhardem tak, że lina, której kurczowo się trzymał okręciła się wokół szyi smoka. Niesiony siła odśrodkową łowca uderzył łuskowe cielsko tak mocno, że mimo noszonej zbroi wypuścił powietrze z płuc. Jaszczur jednak nie zdążył wyhamować w porę i jeden z jego łbów skręcił sobie kark z donośnym chrupnięciem, tracąc kontrolę nad połową ciała. Drugi odruchowo próbował wyrwać w górę, lecz pokaźny kawał muru dosłownie wybił mu te plany z głowy, wraz z mózgiem. Reinhard wypuścił linę i stoczył się pomiędzy rumowisko usiłując przetrwać grad skał, drewna i żelastwa. Uderzenia jeszcze przez chwilę niosły się głuchym łomotem i wstrząsami, wzbijając przy tym tumany kurzu i ceglastego pyłu. Zamaskowany łowca zaczął niezwłocznie pełznąć naprzód, jednak gęste kłęby i ogólnie panująca ciemność pozbawiły go jakiejkolwiek widoczności. Wtem usłyszał, że ktoś kaszle, tuż obok niego.
- Kto to? - Zawołał, samemu również kasłając od wszechobecnego pyłu.
- To ja! Oskar!
- Daj rękę. Nic ci nie jest?
- Nie, chyba nie. Tylko trochę się poobijałem. - Wychrypiał Oskar gramoląc się z pomocą Reinharda. Obaj ruszyli naprzód, w kierunku skąd dochodziła blada poświata, wskazując na rzednący pył, który i tak opadał bardzo szybko, gdyż powietrze pełne było wilgoci od padającego deszczu krwi, do którego kropel przylepiajły się zanieczyszczenia. Po chwili widoczność poprawiła się ukazując prawdziwe pobojowisko, jakim stała się arena: wszędzie walał się ciała mutantów, demonów i wojowników chaosu, niektórzy jeszcze walczyli ze sobą. Reinhard wnet zlustrował pole bitwy, jednak nigdzie nie było śladu Archaona, zobaczył tylko Magnusa, który jak posąg stał nieruchomo nad strzaskanym ciałem Aszkaela. Z dyszy miotacza i dziur w zbroi chaosu wciąż jeszcze wyłaniały się małe ogniki, zaś sam von Bittenberg wyglądał niewiele lepiej od pokonanego. Spod jego poszarpanego płaszcza wystawały poskręcane przewody i inne części, pozostałe walały się wszędzie wokół, zaś z wielu miejsc ulatniała się para lub wyciekały różnego rodzaju płyny.
- Byłby z tego niezły pomnik. - Rzekł Oskar widząc imperialnego herosa wspartego o buzdygan. Reinhard mruknął coś na potwierdzenie i odparł:
- Nieźle oberwał, trzeba mu pomóc. - Jego towarzysz kiwnął głową i obaj ruszyli szybkim krokiem w kierunku żelaznego inkwizytora. - Z resztą powinniśmy się stąd zmywać i to szybko, bo będzie niezły kocioł.
- Nie, spójrz! Portal się zapada, demony są do niego wsysane!
- Nie mówię o portalu. Ani o demonach. - To mówiąc zdekapitował przygniecionego głazem krwiopuszcza. - Bariera opadła, tak? Zaś zniszczenie wieży to miał również znak dla artylerii... Zaraz rozpocznie się ostrzał z moździerzy. Kazałem im sprowadzić tyle dział ile się da i zniszczyć to miejsce do końca, żeby nawet śmieci nie zostały.
- Nie strzelają.
- Zaraz będą. Słyszysz? - Reinhard wskazał na przeciągły gwizd, chwilę później zaś rozległa się eksplozja, a krzak pyłu i odłamków pojawił się na przeciwległym murze. - Muszą tylko się wstrzelać. A wtedy rozpocznie się nawała jakiej nie widziałeś.
- Powiedz tylko ile, majorze.
- Wszystkie.
- Ale to kilkaset...
- Mhm. - W tym momencie Magnus zobaczył ich jak nadchodzą i odwrócił w ich kierunku swoją brzydką, zakrwawioną gębę, najwyraźniej aby coś powiedzieć.
@ Grimgor, chyba chodziło o to:Z ryiem niewiele ustępującym temu smoczemu, Olaf wyskoczył potężnie z kamiennej iglicy i wzniósł topór nad głowę.
To co się wydarzyło wyglądało dokładnie tak: http://www.youtube.com/watch?v=yQdxPxJW68M
https://www.youtube.com/watch?v=IL_QcyCJgls
Poza tym "Z ryiem niewiele ustępującym temu smoczemu" Literówka dnia.
https://www.youtube.com/watch?v=H7qOJrT_lUg
Buzdygan opadł prosto na twarz Aszkaela, wgniatając go w ziemię. Wtedy to wszelkie pęknięcia w zbroi wybrańca zajaśniały złociście, by po chwili cała zbroja miała zapaść się w sobie, płonąc ogniem czystym i jasnym. Ogniem oczyszczenia .Po chwili pył jedynie pozostał z Ostrza Bogów, pozostawiając Magnusa von Bittenberga zwycięskim.
Jednak padł na kolano, dysząc z wysiłku. Oparł się o stygnący buzdygan ,który spełnił swą rolę. Dał odetchnąć mechanizmom które prowadziła jego dusza. Uspokoił umysł. Modlitwa... wdzięczność...siła...
Spojrzał na huczący portal i stwierdził, że nie da rady nic więcej uczynić. Poczuł, że cztery pary oczu, które od początku spoglądały na Arenę, teraz skierowane są wyłącznie na niego. On... Magnus Von Bittenberg. Wielki Inkwizytor Świętego Oficjum. Egzekutor z woli samego Sigmara. Templariusz Młotodzierżcy. Był tam ,gdy inni upadli. Gdy inni zawiedli. Trwał niewzruszenie ,gdy hordy demonów rozbiły się. Trwał ,gdy bogowie chaosu tracili siły. Trwał ,gdy wszyscy inni poddali się. Jego Święta Krucjata spełniła się. Padł wiele lat temu ,lecz powrócił by nieść gniew boży. Wrócił niosąc słowo i świętą broń. Wrócił niosąc na sobie boską opokę zbawienia. Bowiem taka jest wola Sigmara.
Magnus. Inkwizytor. Cholerny skurwysyn i zmora herezji.
Ten przed którym drżał każdy ,a sumienie ,nawet to najbardziej zdeprawowane grzmiało. Ten który niósł strach i śmierć. Oczyszczenie.
I w tych trudnych czasach. Czasach zła i deprawacji. Jedynie tacy jak on trwać będą na swych pozycjach. Nie poddadzą się ,ale sprowadzą zbawienie. Przez krew i ogień objawią królestwo Sigmara. Bowiem hordy są sług piekielnych ,a prawdziwych powierników światła niewielu. Lecz bramy piekielne nie przemogą go i choćby kroczył ciemną doliną żarliwa wiara jest w nim.
-Bowiem święty młot jest mi światłem...- wycharczał swym twardym głosem i podniósł powoli swe żelazne ciało unosząc swe przekrwione oczy. Oczy które niosły sąd i wyroki. Oczy które widziały zło i nie zamekały się ,lecz dążyły do celu. Wstał nakładając swój ciężki kapelusz. Nakrycie głowy iście charakterystyczne i przerażające. Wstał wprost przed wielkim portalem Osnowy ,którego energia łopotała jego płaszczem. Znów uniósł swój Święty Buzdygan. Broń stworzoną wiele lat temu. Broń która dopełniła swego celu. Broń która zasmakowała dusz heretyków i wrogów cesarstwa. Oparł go na ramieniu i podniósł ponury wzrok bez zawahania. Patrzyli na niego. Ci których zwalczał od zawsze. Przeklęci bogowie. Herezja w najczystszej postaci. Ścierwo nawiedzające świat od dziejów. Patrzyli w gniewie. Patrzyli w swojego rodzaju rozpaczy. W poczuciu klęski.
Magnus stał niezłomnie wśród gruzowisk. Wśród morza przelanej krwi. Wśród trucheł demonów. Stał po środku Areny którą targała energia chaosu. Lecz on ją wygrał. Zmiażdżył przeszkody. Zniweczył plany przeciwników. Powalił ich. Zwyciężył.
Khrone zawiódł w gniewie siedząc teraz na swym tronie i z zaciśniętymi pięściami krusząc czaszki tych którzy zawiedli go.
Nurgle zawiódł pogrążając się w rozpaczy i swej własnej zgniliźnie.
Tzeentch zawiódł bowiem nawet jego plany nie spełniły się ,a to wręcz niemożliwe.
Slannesh zawiódł w rozpustnych katuszach karajac swe marne sługi.
https://www.youtube.com/watch?v=kVfB_QjIGLk
Bowiem Sigmar odniósł zwycięstwo.
Drwili. Śmiali się. Krzyczeli ,że to tylko słaba dusza. Marny bożek ludzkości. Lecz on zwyciężył.
Von Bittenberg niesiony jego światłem rozproszył mrok. Odegnał zło. Wytępił herezję w imię swego pana. Młotodzierżca zwyciężył. Jego templariusz nie zawiódł. Taka była prawda ,bowiem prawda jest jedna ,a prawdą jest wiara. I nie dzięki potężnym pancerzom. Nie dzięki mocarnej broni. Nie dzieki magii i innym sztuczką. One bowiem zawodzą. A niezłomna wiara to jedyna droga do zwycięstwa.
Magnus spojrzał w górę. Wbił swój ponury wzrok w upokorzonych bogów. Ci czekali na życzenie. Mieli tego dość. Nie wytrzymywali tego napęcia. Chcieli czym prędzej powrócić do swych królestw ,gdzie dopadli by swe sługi które zawiodły. Gniewnie i w bólu. W swym boskim bólu czekali niecierpliwie patrząc na niezłomnego szkodnika. Wroga który ich nękał. Blokował ich działania.
Patrzyli oczekując na jego wolę. Musieli wszak ją spełnić. Byli swojego rodzaju gospodarzami Areny.
Lecz on stał w swym chłodzie. Wpatrywał się w górę. W cztery przeklęte trony ,gdy wokół targała się burza Osnowy. Nagle zobaczył jak obok przelatują anioły. W jego oczach Valkirie widniały jako boskie istoty. Niosące światłośc. Jechały na niezwykłych rumakach ,a stojący pośród kamieni i krwi Magnus spojrzał na nie niedowierzając. Jedna z nich odpowiedziała mu spojrzeniem. W swej łasce zerknęłą na niego. Na sługę który przez morze krwi i bólu dążył do zbawienia. Nie myślał teraz o niczym innym. Nawet takiego człowieka jak on. Starego łotra ,żyjącego w swej determinacji. Nawet jego wprowadzały w stan ukojenia boskie istoty. Poczuł ulgę. Jego umysł nie mącił się Osnową. Nie widział bogów. Widział anioły i jeden z nich. Najpiękniejszy. Obdarzył go spojrzeniem... łaską...
-CZEEEGOOOOO?!- wrzasnął w końcu Khorn nie wytrzymując -Mów! Mów marna istoto!!! Mów dziadu!- darł się ,a jego głos grzmiał wokół. Wtedy anioły zniknęły ,a łowca czarownic zamrugał i znów na jego twarzy zagościła gorycz i mrok. Dostąpił nagrody. Lecz teraz czas było zakończyć misję.
Von Bittenberg warknął cicho -Dziadu... tak... jestem tylko ubogim dziadkiem...- rzekł do siebie i z pogardą odwrócił się od bóstw. Ci gniewnie znów targnęli energią osnowy. Jak bowiem zwykły śmiertelnik śmie nimi gardzić.
Lecz ich wrzaski na nic się nie zdały. Wielki Inkwizytor ujrzał Kharlota. Jednego ze swych śmiertelnych wrogów. Nie...
Przeciwników...
https://www.youtube.com/watch?v=Nc4hQsRpD6E
Magnus zacisnął żelazną pięść po raz ostatni na tej Arenie. Chwycił błogosławiony buzdygan. Został tylko on... Kharlot. Żył. Lecz żył w grzechu. Von Bittenberg miał okazję. Czerwony wojownik stał niedaleko. Trzeba to było skończyć. Najwyższy czas. Bowiem godzina wybiła. Kharlot Kruszący Czaszki. Śmierć upomniała się o niego. Von Bittenberg splunął i uniósł buzdygan swymi mechanizmami. Czekał go ostatni bój. Ostatni raz buzdygan miał zasmakować krwi. Krwi heretyka. Dusza Kharlota nie mogła dużej nękać tego świata. Bowiem cel to był najwyższy. Od tylu lat. Nie bogowie chaosu. Nie twierdza. Nie Alpharius...
Wtedy ,gdy Bjarn padł ,a Aszkael został zgładzony został już tylko on... nikt więcej...
Kharlot... barbarzyńca...
Inkwizytor ruszył. Ruszył znów zmuszając swe ciało do wysiłku mechanizmów. Dyszał ciężko ,ale kara nie może ustąpić. Wyrok zapadł. Żelazny inkwizytor kroczył przez gruzy. Kroczył po krwi. Po truchłach które momentalnie wsysane były przez szalejący portal. Szedł niczym śmierć. Nie ustępywał. Kharlot oczekiwał czegoś ,lecz nie widział inkwizytora. Ten poprawił swój żelazny kapelusz ,a na miotaczu pojawił się mały płomień. Kara. Nienawiść. Niezłomnośc.
-Po tylu latach...- szepnął -Sąd nadszedł...- warknął ściskając buzdgygan na którym napisy zajaśniały na biało.
-KHA...!- chciał wykrzyczeć imię wroga ,lecz nagle coś go zatrzymało.
https://www.youtube.com/watch?v=dJ-QLl5qjLg
Jego ciało zdrętwiało. Mechanizmy ustały. Poczuł jak opuszczają go siły. Widział jak Kharlot łapie behemota ,lecz nie mógł nic zrobić. Gdy był tak blisko. Jego umysł targały nerwy. Chciał krzyczeć w gniewie ,lecz nie mógł nic zrobić. Kara ustała! Gniew boży zatrzymał się.
"Sigmarze! TAKA TWA WOLA?!" warknął w myślach widząc odjeżdżającego Kharlota. Starał się ze wszystkich sił. Ruszyć swym wiernym ciałem. Poruszyć materię duchem. Lecz nie mógł.
Potężna siła wnet targnęła nim. Stał w miejscu lecz potężna energia bijąca z portalu szarpała go wewnętrznie.
-TYYY!!!- rozleł się okrzyk bogów -JAK ŚMIESZ!!!- wrzasnęli równoczeście -Nikt nam nie umyka!!!-
-To wy...- zaśmiał się w duchu Magnus. Wnet potężna siła znów targnęła nim w duchu. Jego ciało stało niewzruszenie ,lecz wewnątrz szalał chaos.
-MASZ WYPOWIEDZIEĆ ŻYCZENIE!!!- wrzasnęli. Von Bittenberg czuł jak jest rozrywany od środka. Setki noży szatkujace jego duszę Na jego twarzy pojawił się straszliwy ból. Grymas i cierpienie ,ale i determinacja. Bowiem jego oprawcy byli już przegrani.
-CHODŹ!!!- wrzeszczeli ,gdy potężna energia starałą się wyrwać jego duszę z żelaznego ciała.
-Przegraliście!- warknął chłodno ,mimo potężnego bólu.
-NIEE!! ARENA SIĘ NIE SKOŃCZYŁA! MASZ WYPOWIEDZIEĆ ŻYCZENIE!!!-
Demony ciągnęły go w sercu. Umysł kołotał się. Lecz jego ponury wzrok coś wypatrzył. Łowcę czarownic.
Reinhard szedł w jego kierunku ze swym adiutantem. Chcieli wyciągnąć stąd Wielkiego Inkwizytora przed ostrzałem artylerii. Jednak dopiero gdy major był bliżej ujrzał ból na twarzy Magnusa. Ujrzał go na tej twarzy pierwszy raz w życiu ,a był to widok niecodzienny. Ból ,ale i również morderczą satysfakcję. Mimo cierpenia i napięcia obolałego ciała widział lekki uśmiech kpiny ze zła. Kpinę ze zła w środku Spiżowej Cytadeli. Świadectwo żarliwej wiary. Pogardę dla bogów chaosu którzy w gniewie próbowali wyszarpnąć jego duszę.
Reinhard czuł ,że moce zła targają Magnusa od środka podczas gdy Oskar stał ze zdziwieniem w oczach. Stał nie mogać wydusić z siebie ani słowa widząc to manifestację światłości.
-Inkwizytorze...Magnus...- szepnął w końcu major swym twardymnie może nic zrobić.
Przekrwione oczy wbiły się w niego ,mimo iż ciało było w bezruchu. Von Bittenebrg toczył wewnętrzną walkę.
-Wycofać się...- jęknął stary inkwizytor z całych sił próbując oprzeć się mocy Chaosu.
-MALLEUS SANCTA SIT MIHI LUX!!!- wykrzyknął nagle Magnuss zrywając się nagle ,jakby zrywając niewidzialne okowy. Momentalnie ,mimo wielkiego oporu zerwał z głowy kapelusz i rzucił go wraz z buzdyganem pod nogi Reinharda. Ułamek sekudny później zniknął on w małym portalu który pojawił się na moment ,tylko by go porwać.
https://www.youtube.com/watch?v=01cTxX6WAKA
Magnus leciał przez fioletowe wiry. Czuł smród chaosu. Targany na wszystkie strony. Ból jednak ustał. Czuł się bezwładnie. Moce Chaosu ciągnęły go gdzieś. W końcu wypadł z portalu i upadł na kamienną posadzkę z rumotem. Rozpoznał to miejsce. Najwyższa wieża Spiżowej Cytadeli. Kolebka sekty Alphariusa. Gniazdo grzechu. Magnus uniósł swą ponurą gębę i ujrzał przed sobą ,tuż nad tronem ,cztery symbole. Symbole czterech bogów chaosu.Wokół nich pulsowały małe chmurki w kolorach odpowiednich bóstw. W poeitrzu czuć było smród chaosu. Wstał mozolnie odzyskując władzę w swym żelaznym ciele i splunął.
-NO! MÓW WRESZCIE!!!- rozległ się wrzask ,który niósł potężną energię. Wstrząsnęło Magnusem gdy ten poczuł ją bijącą w niego ,gdy ta załopotała jego płaszczem i resztkami włosów. Energia Osnowy w najczystszej postaci.
-NO MÓW JAKIE JEST TWOJE ŻYCZENIE! SKOŃCZMY TĄ ARENĘ!!!- rozległ się twardy wrzask.
Magnus milczał.
-No!- rozleł się piskliwy ,oślizgły głos -No mów! No! Mów no! No! Mów!- nie przestawał. -No! Dalej!- inkwizytor słysząc go wzdrygnął się.
-He...he...he... ja wiem...- rozległ się głos stoowany i opanowany. Głos który już dawno Magnus słyszał ,głos Tzeentcha w postaci boskiej.
-Niech zostanie naszym czempionem...- rzekł i zapanowała cisza.
-NASZYM?!- rozbił ciszę głos Khorna -JAKIM NASZYM ,KURWO?! Niech wybierze!!!- energia znów wstrząsnęła zamkiem.
Łowca czarownic czuł na sobie wzrok całej Czwórki. Czuł ,żę oczekuję odpowiedzi. On jednak milczał.
-Noooo... kruszyno...- rozległ się czwarty głos. Przyjemny. Rozpustny. -Wybierzesz mnie ,ja to wiem... całe życie w bólu... ja dam ci ukojenie...-
Inkwizytor poczuł ciepło. Bóle ustały. Ukojenie i rozkosz ogarniała jego ciało. Ten jednak bezemocjonalnie patrzył przed siebie wiedzączym spowodowany jest spokój.
-HAHAHAH!!!- rozległ się śmiech trzech głosów. Głośny śmiech Khrona ,oślizgły rechot Nurgla i chichot Tzeentcha.
-Ty głupcze! To nie jedna z tych twoich dziwko czempionów!- warknął twardy głos. Wtedy ukojenie ustało a, ran znów dały o sobie znać. On jednak stał niewzruszony.
-Magnusie Cholerny! Chcę cię na swojego czempiona! Zabijałeś bez ustanku! Przelewałeś krew! Masz siłę! Zostań ze mną! MAGNUSIE!- wykrzyknął twardo głos. Znów zapadła cisza.
Inkwizytor poczuł chęć mordu. Chęc zabijania. W sumie nic nowego. Wiedział jednak skąd pochodzi ten głód.
Magnus milczał.
Stał niewzruszony niczym pomnik. Pomnik tryumfu światła. Oporu dla zła.
-GŁUPCZEEEEE!!!!- wrzasnął głos który wstrząsnął murami -W TAKIM RAZIE ODDAJ SIĘ TYM PIZDOM!- skończył twardo i tym razem już nikt się nie zaśmiał.
-Ja wiem!- wyrehotał szybko i obleśnie -Ja wiem co chce! To wiadome! On chce NOWE CIAŁO!!!- zapadła cisza ,a Von Bittenberg podniósł wzrok z zażenowaniem
-Dam ci je Bitenberguś! MASZ! NO BIERZ!!!- wykrzyczał piskliwe. Magnus poczuł w brzuchu dziwne uczucie. Po chwili poczuł uczucie ,które zanikło wiele lat temu. Nie czuł swej zbroi. Swych mechanizmów. Wiedział co się stało. Miał nowe ciało. Jego nogi ,ręce ,tułów... żyły... jednak nie spojrzał w dół. Patrzył przed siebie. Nie spojrzał by ujrzeć co mu uczyniono. Milczał.
-NIE?!- wykrzyknął rechocząc Nurgle -TO NIE!- wrzasnął i w powietrzu uniósł się smród ,a Von Bittenberg czuł jak znów coś się zmienia.
W końcu przemówił ostatni głos -Tak... manipulacje... pułapki... szantaże... już dawno ci to proponowałem... już w podziemiu...taaaak... w takim razie wybierasz mnie? Tak? Skoro resztę odrzucasz?- szepnął podstępnie.
Magnus milczał.
-WIĘC KTO?!?!- wrzasnął Khorne cały w nerwach ,że aż forteca drżała -KOGO WYBIERASZ?!- warknął ,a Magnus poczuł jak cztery pary oczu penetrują go. W końcu rzekł. Rzekł stanowczo i twardo. Rzekł niezłomnie.
-Sigmara...-
Niemiłosierny wrzask rozniósł się po Spiżowej Cytadeli i kilka kilometrów wokół. Wrzaski i pioruny grzmiały. Energia osnowy ciskała pociskami na wszystkie strony. Mury zamku trzęsły się. Twierdza Chaosu zadrżałą w posadach. -GŁUPCZE!!! KONIEC TEGO!!! NEI WYPOWIESZ ŻYCZENIA?!?!?- wrzesczały głosy potężne ,że Magnus aż padł na ziemię pod natłokiem energii i bólu. Głosy które penetrowały umysł inkwizytora.
-ZDECHNIESZ! ZGNIJESZ ,BO TWÓJ SIGMAR NIE NADEJDZIE!!!!!- darły się cztery głosy. Symbole zacząły wirować i momentalnie wybiły przez witraż roztrzaskując go i wpadając w energię osnowy. Magnus leżał tam.W bólu. W cierpieniu mamrotał fanatycznie modlitwę do młotodzierżcy wijąc się na posadzce. Zamek sypał się. Działa grzmiały ,a ich pociski rujnowały fortecę równie silnie co magia i energia osnowy. Stworzył się wielki wir który wciągnął na wieczne katusze wszystkie istosty które nie zdążyły zbiec. Mury zawalały się. Wieże upadały rozpadając się. Spiżowa Cytadela upadła. Budynki obróciły się w ruinę ,a gigantyczne gruzowisko powstało tam ,gdzie niegdyś stały wielkie mury. Jeden wielki kopiec gruzu i kamieni. Oblegane przez armię wielokrotnie od wielu stuleci. Teraz zawaliły się na jedno skinięcie bogów chaosu. Gospodarzy tego miejsca.Oni je stworzyli i oni je zniszczyli. Gruzowisko. Kamienie. Groby...
Tego dnia nastała ciemnośc. Ciemność która przez trzy dni i trzy noce nawiedzała cały Stary Świat. Gdy działa ucichły armia stacjonowała tu jeszcze kilka godzin ,lecz czym prędzej opuściła to miejsce. Wir ustał dopiero po kilku godzinach znikając w niebiosach. Smród i mrok pozostały jednak na zawsze.
I tak widniało tu teraz wielkie morze gruzu. Tysiace kamieni. Niegdyś złączonych w całośc. Wielkie hałdy kamieni po zniszczonej fortecy. Jeden wielki grób. Milczące ,niewzruszone pogruchotane kamienie były pomnikiem wydarzeń które miały tu miejsce. Opustoszałe i milczące.
https://www.youtube.com/watch?v=qD7H8eSklsE
Jednak wśród tego morza gruzu nagle coś się poruszyło. Kilka kamieni po środku gigantycznej hałdy kamieni nagle spadło. Spadło ,gdy żelazna ręką z ornamentem młota na stalowej rękawicy wyłoniła się gwałtownie przebijajać się przez zaporę ze zniszczonej fortecy
Przebiła się ,gdy pierwsze promienie światła rozproszyły mrok nocy.
[DZIĘKI ZA ARENĘ!!!
Oszczędziłem Ulthuan!
Relikwia: Żelazny Kapelusz Magnusa Cholernego
obecnie w rękach Reinharda i Św. Oficjum
Gratuluję epilogów
Gratuluję wszystkim którzy stanęli w szranki.
Gratuluję wszystkim którzy byli aktywni
Gratuluję Mistrzowi Gry za epickość nad epickościami
Gratuluję świetnych postaci!
Do zobaczenia! NA ULTHUANIE!
<krzyczy spoglądając przez okno kajuty ,czy Flota Krasnoludzkiej Kompani Handlowej McArmstrong z.o.o. jest gotowa do wypłynięcia> ]
Przyszli Mistrzowie Gry - zapamiętajcie sobie tą Arenę ,zapamiętajcie wydarzenia po niej. Czyli gniew Bogów Chaosu ,tryumf Sigmara ,skuteczność Inkwizycji ]
Buzdygan opadł prosto na twarz Aszkaela, wgniatając go w ziemię. Wtedy to wszelkie pęknięcia w zbroi wybrańca zajaśniały złociście, by po chwili cała zbroja miała zapaść się w sobie, płonąc ogniem czystym i jasnym. Ogniem oczyszczenia .Po chwili pył jedynie pozostał z Ostrza Bogów, pozostawiając Magnusa von Bittenberga zwycięskim.
Jednak padł na kolano, dysząc z wysiłku. Oparł się o stygnący buzdygan ,który spełnił swą rolę. Dał odetchnąć mechanizmom które prowadziła jego dusza. Uspokoił umysł. Modlitwa... wdzięczność...siła...
Spojrzał na huczący portal i stwierdził, że nie da rady nic więcej uczynić. Poczuł, że cztery pary oczu, które od początku spoglądały na Arenę, teraz skierowane są wyłącznie na niego. On... Magnus Von Bittenberg. Wielki Inkwizytor Świętego Oficjum. Egzekutor z woli samego Sigmara. Templariusz Młotodzierżcy. Był tam ,gdy inni upadli. Gdy inni zawiedli. Trwał niewzruszenie ,gdy hordy demonów rozbiły się. Trwał ,gdy bogowie chaosu tracili siły. Trwał ,gdy wszyscy inni poddali się. Jego Święta Krucjata spełniła się. Padł wiele lat temu ,lecz powrócił by nieść gniew boży. Wrócił niosąc słowo i świętą broń. Wrócił niosąc na sobie boską opokę zbawienia. Bowiem taka jest wola Sigmara.
Magnus. Inkwizytor. Cholerny skurwysyn i zmora herezji.
Ten przed którym drżał każdy ,a sumienie ,nawet to najbardziej zdeprawowane grzmiało. Ten który niósł strach i śmierć. Oczyszczenie.
I w tych trudnych czasach. Czasach zła i deprawacji. Jedynie tacy jak on trwać będą na swych pozycjach. Nie poddadzą się ,ale sprowadzą zbawienie. Przez krew i ogień objawią królestwo Sigmara. Bowiem hordy są sług piekielnych ,a prawdziwych powierników światła niewielu. Lecz bramy piekielne nie przemogą go i choćby kroczył ciemną doliną żarliwa wiara jest w nim.
-Bowiem święty młot jest mi światłem...- wycharczał swym twardym głosem i podniósł powoli swe żelazne ciało unosząc swe przekrwione oczy. Oczy które niosły sąd i wyroki. Oczy które widziały zło i nie zamekały się ,lecz dążyły do celu. Wstał nakładając swój ciężki kapelusz. Nakrycie głowy iście charakterystyczne i przerażające. Wstał wprost przed wielkim portalem Osnowy ,którego energia łopotała jego płaszczem. Znów uniósł swój Święty Buzdygan. Broń stworzoną wiele lat temu. Broń która dopełniła swego celu. Broń która zasmakowała dusz heretyków i wrogów cesarstwa. Oparł go na ramieniu i podniósł ponury wzrok bez zawahania. Patrzyli na niego. Ci których zwalczał od zawsze. Przeklęci bogowie. Herezja w najczystszej postaci. Ścierwo nawiedzające świat od dziejów. Patrzyli w gniewie. Patrzyli w swojego rodzaju rozpaczy. W poczuciu klęski.
Magnus stał niezłomnie wśród gruzowisk. Wśród morza przelanej krwi. Wśród trucheł demonów. Stał po środku Areny którą targała energia chaosu. Lecz on ją wygrał. Zmiażdżył przeszkody. Zniweczył plany przeciwników. Powalił ich. Zwyciężył.
Khrone zawiódł w gniewie siedząc teraz na swym tronie i z zaciśniętymi pięściami krusząc czaszki tych którzy zawiedli go.
Nurgle zawiódł pogrążając się w rozpaczy i swej własnej zgniliźnie.
Tzeentch zawiódł bowiem nawet jego plany nie spełniły się ,a to wręcz niemożliwe.
Slannesh zawiódł w rozpustnych katuszach karajac swe marne sługi.
https://www.youtube.com/watch?v=kVfB_QjIGLk
Bowiem Sigmar odniósł zwycięstwo.
Drwili. Śmiali się. Krzyczeli ,że to tylko słaba dusza. Marny bożek ludzkości. Lecz on zwyciężył.
Von Bittenberg niesiony jego światłem rozproszył mrok. Odegnał zło. Wytępił herezję w imię swego pana. Młotodzierżca zwyciężył. Jego templariusz nie zawiódł. Taka była prawda ,bowiem prawda jest jedna ,a prawdą jest wiara. I nie dzięki potężnym pancerzom. Nie dzięki mocarnej broni. Nie dzieki magii i innym sztuczką. One bowiem zawodzą. A niezłomna wiara to jedyna droga do zwycięstwa.
Magnus spojrzał w górę. Wbił swój ponury wzrok w upokorzonych bogów. Ci czekali na życzenie. Mieli tego dość. Nie wytrzymywali tego napęcia. Chcieli czym prędzej powrócić do swych królestw ,gdzie dopadli by swe sługi które zawiodły. Gniewnie i w bólu. W swym boskim bólu czekali niecierpliwie patrząc na niezłomnego szkodnika. Wroga który ich nękał. Blokował ich działania.
Patrzyli oczekując na jego wolę. Musieli wszak ją spełnić. Byli swojego rodzaju gospodarzami Areny.
Lecz on stał w swym chłodzie. Wpatrywał się w górę. W cztery przeklęte trony ,gdy wokół targała się burza Osnowy. Nagle zobaczył jak obok przelatują anioły. W jego oczach Valkirie widniały jako boskie istoty. Niosące światłośc. Jechały na niezwykłych rumakach ,a stojący pośród kamieni i krwi Magnus spojrzał na nie niedowierzając. Jedna z nich odpowiedziała mu spojrzeniem. W swej łasce zerknęłą na niego. Na sługę który przez morze krwi i bólu dążył do zbawienia. Nie myślał teraz o niczym innym. Nawet takiego człowieka jak on. Starego łotra ,żyjącego w swej determinacji. Nawet jego wprowadzały w stan ukojenia boskie istoty. Poczuł ulgę. Jego umysł nie mącił się Osnową. Nie widział bogów. Widział anioły i jeden z nich. Najpiękniejszy. Obdarzył go spojrzeniem... łaską...
-CZEEEGOOOOO?!- wrzasnął w końcu Khorn nie wytrzymując -Mów! Mów marna istoto!!! Mów dziadu!- darł się ,a jego głos grzmiał wokół. Wtedy anioły zniknęły ,a łowca czarownic zamrugał i znów na jego twarzy zagościła gorycz i mrok. Dostąpił nagrody. Lecz teraz czas było zakończyć misję.
Von Bittenberg warknął cicho -Dziadu... tak... jestem tylko ubogim dziadkiem...- rzekł do siebie i z pogardą odwrócił się od bóstw. Ci gniewnie znów targnęli energią osnowy. Jak bowiem zwykły śmiertelnik śmie nimi gardzić.
Lecz ich wrzaski na nic się nie zdały. Wielki Inkwizytor ujrzał Kharlota. Jednego ze swych śmiertelnych wrogów. Nie...
Przeciwników...
https://www.youtube.com/watch?v=Nc4hQsRpD6E
Magnus zacisnął żelazną pięść po raz ostatni na tej Arenie. Chwycił błogosławiony buzdygan. Został tylko on... Kharlot. Żył. Lecz żył w grzechu. Von Bittenberg miał okazję. Czerwony wojownik stał niedaleko. Trzeba to było skończyć. Najwyższy czas. Bowiem godzina wybiła. Kharlot Kruszący Czaszki. Śmierć upomniała się o niego. Von Bittenberg splunął i uniósł buzdygan swymi mechanizmami. Czekał go ostatni bój. Ostatni raz buzdygan miał zasmakować krwi. Krwi heretyka. Dusza Kharlota nie mogła dużej nękać tego świata. Bowiem cel to był najwyższy. Od tylu lat. Nie bogowie chaosu. Nie twierdza. Nie Alpharius...
Wtedy ,gdy Bjarn padł ,a Aszkael został zgładzony został już tylko on... nikt więcej...
Kharlot... barbarzyńca...
Inkwizytor ruszył. Ruszył znów zmuszając swe ciało do wysiłku mechanizmów. Dyszał ciężko ,ale kara nie może ustąpić. Wyrok zapadł. Żelazny inkwizytor kroczył przez gruzy. Kroczył po krwi. Po truchłach które momentalnie wsysane były przez szalejący portal. Szedł niczym śmierć. Nie ustępywał. Kharlot oczekiwał czegoś ,lecz nie widział inkwizytora. Ten poprawił swój żelazny kapelusz ,a na miotaczu pojawił się mały płomień. Kara. Nienawiść. Niezłomnośc.
-Po tylu latach...- szepnął -Sąd nadszedł...- warknął ściskając buzdgygan na którym napisy zajaśniały na biało.
-KHA...!- chciał wykrzyczeć imię wroga ,lecz nagle coś go zatrzymało.
https://www.youtube.com/watch?v=dJ-QLl5qjLg
Jego ciało zdrętwiało. Mechanizmy ustały. Poczuł jak opuszczają go siły. Widział jak Kharlot łapie behemota ,lecz nie mógł nic zrobić. Gdy był tak blisko. Jego umysł targały nerwy. Chciał krzyczeć w gniewie ,lecz nie mógł nic zrobić. Kara ustała! Gniew boży zatrzymał się.
"Sigmarze! TAKA TWA WOLA?!" warknął w myślach widząc odjeżdżającego Kharlota. Starał się ze wszystkich sił. Ruszyć swym wiernym ciałem. Poruszyć materię duchem. Lecz nie mógł.
Potężna siła wnet targnęła nim. Stał w miejscu lecz potężna energia bijąca z portalu szarpała go wewnętrznie.
-TYYY!!!- rozleł się okrzyk bogów -JAK ŚMIESZ!!!- wrzasnęli równoczeście -Nikt nam nie umyka!!!-
-To wy...- zaśmiał się w duchu Magnus. Wnet potężna siła znów targnęła nim w duchu. Jego ciało stało niewzruszenie ,lecz wewnątrz szalał chaos.
-MASZ WYPOWIEDZIEĆ ŻYCZENIE!!!- wrzasnęli. Von Bittenberg czuł jak jest rozrywany od środka. Setki noży szatkujace jego duszę Na jego twarzy pojawił się straszliwy ból. Grymas i cierpienie ,ale i determinacja. Bowiem jego oprawcy byli już przegrani.
-CHODŹ!!!- wrzeszczeli ,gdy potężna energia starałą się wyrwać jego duszę z żelaznego ciała.
-Przegraliście!- warknął chłodno ,mimo potężnego bólu.
-NIEE!! ARENA SIĘ NIE SKOŃCZYŁA! MASZ WYPOWIEDZIEĆ ŻYCZENIE!!!-
Demony ciągnęły go w sercu. Umysł kołotał się. Lecz jego ponury wzrok coś wypatrzył. Łowcę czarownic.
Reinhard szedł w jego kierunku ze swym adiutantem. Chcieli wyciągnąć stąd Wielkiego Inkwizytora przed ostrzałem artylerii. Jednak dopiero gdy major był bliżej ujrzał ból na twarzy Magnusa. Ujrzał go na tej twarzy pierwszy raz w życiu ,a był to widok niecodzienny. Ból ,ale i również morderczą satysfakcję. Mimo cierpenia i napięcia obolałego ciała widział lekki uśmiech kpiny ze zła. Kpinę ze zła w środku Spiżowej Cytadeli. Świadectwo żarliwej wiary. Pogardę dla bogów chaosu którzy w gniewie próbowali wyszarpnąć jego duszę.
Reinhard czuł ,że moce zła targają Magnusa od środka podczas gdy Oskar stał ze zdziwieniem w oczach. Stał nie mogać wydusić z siebie ani słowa widząc to manifestację światłości.
-Inkwizytorze...Magnus...- szepnął w końcu major swym twardymnie może nic zrobić.
Przekrwione oczy wbiły się w niego ,mimo iż ciało było w bezruchu. Von Bittenebrg toczył wewnętrzną walkę.
-Wycofać się...- jęknął stary inkwizytor z całych sił próbując oprzeć się mocy Chaosu.
-MALLEUS SANCTA SIT MIHI LUX!!!- wykrzyknął nagle Magnuss zrywając się nagle ,jakby zrywając niewidzialne okowy. Momentalnie ,mimo wielkiego oporu zerwał z głowy kapelusz i rzucił go wraz z buzdyganem pod nogi Reinharda. Ułamek sekudny później zniknął on w małym portalu który pojawił się na moment ,tylko by go porwać.
https://www.youtube.com/watch?v=01cTxX6WAKA
Magnus leciał przez fioletowe wiry. Czuł smród chaosu. Targany na wszystkie strony. Ból jednak ustał. Czuł się bezwładnie. Moce Chaosu ciągnęły go gdzieś. W końcu wypadł z portalu i upadł na kamienną posadzkę z rumotem. Rozpoznał to miejsce. Najwyższa wieża Spiżowej Cytadeli. Kolebka sekty Alphariusa. Gniazdo grzechu. Magnus uniósł swą ponurą gębę i ujrzał przed sobą ,tuż nad tronem ,cztery symbole. Symbole czterech bogów chaosu.Wokół nich pulsowały małe chmurki w kolorach odpowiednich bóstw. W poeitrzu czuć było smród chaosu. Wstał mozolnie odzyskując władzę w swym żelaznym ciele i splunął.
-NO! MÓW WRESZCIE!!!- rozległ się wrzask ,który niósł potężną energię. Wstrząsnęło Magnusem gdy ten poczuł ją bijącą w niego ,gdy ta załopotała jego płaszczem i resztkami włosów. Energia Osnowy w najczystszej postaci.
-NO MÓW JAKIE JEST TWOJE ŻYCZENIE! SKOŃCZMY TĄ ARENĘ!!!- rozległ się twardy wrzask.
Magnus milczał.
-No!- rozleł się piskliwy ,oślizgły głos -No mów! No! Mów no! No! Mów!- nie przestawał. -No! Dalej!- inkwizytor słysząc go wzdrygnął się.
-He...he...he... ja wiem...- rozległ się głos stoowany i opanowany. Głos który już dawno Magnus słyszał ,głos Tzeentcha w postaci boskiej.
-Niech zostanie naszym czempionem...- rzekł i zapanowała cisza.
-NASZYM?!- rozbił ciszę głos Khorna -JAKIM NASZYM ,KURWO?! Niech wybierze!!!- energia znów wstrząsnęła zamkiem.
Łowca czarownic czuł na sobie wzrok całej Czwórki. Czuł ,żę oczekuję odpowiedzi. On jednak milczał.
-Noooo... kruszyno...- rozległ się czwarty głos. Przyjemny. Rozpustny. -Wybierzesz mnie ,ja to wiem... całe życie w bólu... ja dam ci ukojenie...-
Inkwizytor poczuł ciepło. Bóle ustały. Ukojenie i rozkosz ogarniała jego ciało. Ten jednak bezemocjonalnie patrzył przed siebie wiedzączym spowodowany jest spokój.
-HAHAHAH!!!- rozległ się śmiech trzech głosów. Głośny śmiech Khrona ,oślizgły rechot Nurgla i chichot Tzeentcha.
-Ty głupcze! To nie jedna z tych twoich dziwko czempionów!- warknął twardy głos. Wtedy ukojenie ustało a, ran znów dały o sobie znać. On jednak stał niewzruszony.
-Magnusie Cholerny! Chcę cię na swojego czempiona! Zabijałeś bez ustanku! Przelewałeś krew! Masz siłę! Zostań ze mną! MAGNUSIE!- wykrzyknął twardo głos. Znów zapadła cisza.
Inkwizytor poczuł chęć mordu. Chęc zabijania. W sumie nic nowego. Wiedział jednak skąd pochodzi ten głód.
Magnus milczał.
Stał niewzruszony niczym pomnik. Pomnik tryumfu światła. Oporu dla zła.
-GŁUPCZEEEEE!!!!- wrzasnął głos który wstrząsnął murami -W TAKIM RAZIE ODDAJ SIĘ TYM PIZDOM!- skończył twardo i tym razem już nikt się nie zaśmiał.
-Ja wiem!- wyrehotał szybko i obleśnie -Ja wiem co chce! To wiadome! On chce NOWE CIAŁO!!!- zapadła cisza ,a Von Bittenberg podniósł wzrok z zażenowaniem
-Dam ci je Bitenberguś! MASZ! NO BIERZ!!!- wykrzyczał piskliwe. Magnus poczuł w brzuchu dziwne uczucie. Po chwili poczuł uczucie ,które zanikło wiele lat temu. Nie czuł swej zbroi. Swych mechanizmów. Wiedział co się stało. Miał nowe ciało. Jego nogi ,ręce ,tułów... żyły... jednak nie spojrzał w dół. Patrzył przed siebie. Nie spojrzał by ujrzeć co mu uczyniono. Milczał.
-NIE?!- wykrzyknął rechocząc Nurgle -TO NIE!- wrzasnął i w powietrzu uniósł się smród ,a Von Bittenberg czuł jak znów coś się zmienia.
W końcu przemówił ostatni głos -Tak... manipulacje... pułapki... szantaże... już dawno ci to proponowałem... już w podziemiu...taaaak... w takim razie wybierasz mnie? Tak? Skoro resztę odrzucasz?- szepnął podstępnie.
Magnus milczał.
-WIĘC KTO?!?!- wrzasnął Khorne cały w nerwach ,że aż forteca drżała -KOGO WYBIERASZ?!- warknął ,a Magnus poczuł jak cztery pary oczu penetrują go. W końcu rzekł. Rzekł stanowczo i twardo. Rzekł niezłomnie.
-Sigmara...-
Niemiłosierny wrzask rozniósł się po Spiżowej Cytadeli i kilka kilometrów wokół. Wrzaski i pioruny grzmiały. Energia osnowy ciskała pociskami na wszystkie strony. Mury zamku trzęsły się. Twierdza Chaosu zadrżałą w posadach. -GŁUPCZE!!! KONIEC TEGO!!! NEI WYPOWIESZ ŻYCZENIA?!?!?- wrzesczały głosy potężne ,że Magnus aż padł na ziemię pod natłokiem energii i bólu. Głosy które penetrowały umysł inkwizytora.
-ZDECHNIESZ! ZGNIJESZ ,BO TWÓJ SIGMAR NIE NADEJDZIE!!!!!- darły się cztery głosy. Symbole zacząły wirować i momentalnie wybiły przez witraż roztrzaskując go i wpadając w energię osnowy. Magnus leżał tam.W bólu. W cierpieniu mamrotał fanatycznie modlitwę do młotodzierżcy wijąc się na posadzce. Zamek sypał się. Działa grzmiały ,a ich pociski rujnowały fortecę równie silnie co magia i energia osnowy. Stworzył się wielki wir który wciągnął na wieczne katusze wszystkie istosty które nie zdążyły zbiec. Mury zawalały się. Wieże upadały rozpadając się. Spiżowa Cytadela upadła. Budynki obróciły się w ruinę ,a gigantyczne gruzowisko powstało tam ,gdzie niegdyś stały wielkie mury. Jeden wielki kopiec gruzu i kamieni. Oblegane przez armię wielokrotnie od wielu stuleci. Teraz zawaliły się na jedno skinięcie bogów chaosu. Gospodarzy tego miejsca.Oni je stworzyli i oni je zniszczyli. Gruzowisko. Kamienie. Groby...
Tego dnia nastała ciemnośc. Ciemność która przez trzy dni i trzy noce nawiedzała cały Stary Świat. Gdy działa ucichły armia stacjonowała tu jeszcze kilka godzin ,lecz czym prędzej opuściła to miejsce. Wir ustał dopiero po kilku godzinach znikając w niebiosach. Smród i mrok pozostały jednak na zawsze.
I tak widniało tu teraz wielkie morze gruzu. Tysiace kamieni. Niegdyś złączonych w całośc. Wielkie hałdy kamieni po zniszczonej fortecy. Jeden wielki grób. Milczące ,niewzruszone pogruchotane kamienie były pomnikiem wydarzeń które miały tu miejsce. Opustoszałe i milczące.
https://www.youtube.com/watch?v=qD7H8eSklsE
Jednak wśród tego morza gruzu nagle coś się poruszyło. Kilka kamieni po środku gigantycznej hałdy kamieni nagle spadło. Spadło ,gdy żelazna ręką z ornamentem młota na stalowej rękawicy wyłoniła się gwałtownie przebijajać się przez zaporę ze zniszczonej fortecy
Przebiła się ,gdy pierwsze promienie światła rozproszyły mrok nocy.
[DZIĘKI ZA ARENĘ!!!
Oszczędziłem Ulthuan!
Relikwia: Żelazny Kapelusz Magnusa Cholernego
obecnie w rękach Reinharda i Św. Oficjum
Gratuluję epilogów
Gratuluję wszystkim którzy stanęli w szranki.
Gratuluję wszystkim którzy byli aktywni
Gratuluję Mistrzowi Gry za epickość nad epickościami
Gratuluję świetnych postaci!
Do zobaczenia! NA ULTHUANIE!
<krzyczy spoglądając przez okno kajuty ,czy Flota Krasnoludzkiej Kompani Handlowej McArmstrong z.o.o. jest gotowa do wypłynięcia> ]
Przyszli Mistrzowie Gry - zapamiętajcie sobie tą Arenę ,zapamiętajcie wydarzenia po niej. Czyli gniew Bogów Chaosu ,tryumf Sigmara ,skuteczność Inkwizycji ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
[Hahaha! Volker pomszczony - chaośnik padł, Terminator wygrał! Ubersoldat uber alles! Czas zacząć pisać nową postać. I jeszcze muzyczka ode mnie na zakończenie:
https://www.youtube.com/watch?v=v_BKu4uu2l4
Gratuluję, Kordelas i wielkie dzięki dla pozostałych uczestników oraz Byqa za arenę o niespotykanym dotąd rozmachu.]
https://www.youtube.com/watch?v=v_BKu4uu2l4
Gratuluję, Kordelas i wielkie dzięki dla pozostałych uczestników oraz Byqa za arenę o niespotykanym dotąd rozmachu.]
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Niestety choć ogłaszam to ze smutkiem to obawiam się, że nie będę w stanie poprowadzić 36 Areny. Choć dawniej czułem naprawdę spory zapał do tego, teraz obawiam się, że nie byłbym w stanie należycie jej prowadzić z pięciu powodów:
1) w czasie wakacji może się zdarzyć że wielokrotnie nie będę miał dostępu do internetu co mokłoby skutkować przerwami w ropleju
2) obecnie zajmuję się innym dużym pisarskim projektem i mógłbym nie być w stanie prowadzić równocześnie Areny i tego projektu
3) jestem człowiekiem który przejawia tak zwany ,,słomiany zapał", (widać to np. na tej Arenie) wątpię aby starczyło mi determinacji na doprowadzenie Areny do końca
4)nie dopracowałem systemu walki
5)nie dokończyłem osi fabularnej
Tak więc z wyżej wymienionych powodów zrzekam się funkcji MG, myślę, że lepiej abym zrobił to teraz niż żebym miał nawalić w czasie Areny
Dziękuję wszystkim którzy we mnie wierzyli (zwłaszcza Byqowi!) i przepraszam wszystkich których zawiodła moja decyzja .
Pozdrawiam MMH]
1) w czasie wakacji może się zdarzyć że wielokrotnie nie będę miał dostępu do internetu co mokłoby skutkować przerwami w ropleju
2) obecnie zajmuję się innym dużym pisarskim projektem i mógłbym nie być w stanie prowadzić równocześnie Areny i tego projektu
3) jestem człowiekiem który przejawia tak zwany ,,słomiany zapał", (widać to np. na tej Arenie) wątpię aby starczyło mi determinacji na doprowadzenie Areny do końca
4)nie dopracowałem systemu walki
5)nie dokończyłem osi fabularnej
Tak więc z wyżej wymienionych powodów zrzekam się funkcji MG, myślę, że lepiej abym zrobił to teraz niż żebym miał nawalić w czasie Areny
Dziękuję wszystkim którzy we mnie wierzyli (zwłaszcza Byqowi!) i przepraszam wszystkich których zawiodła moja decyzja .
Pozdrawiam MMH]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony