Dzięki wszystkim za fajne gry, za mało spinek i niektórym za wdzięczne i częste pokrzykiwanie "sędzia!"
No i ogromnie podziękowania dla Mielca za doskonałe przygotowanie turnieju !
Dokładnie ustawione stoły z przyklejonymi mapkami, mapki na ścianach, dodaktowe stoły, ogrom makiet oraz jak zwykle super tosty.
Poprzeczka ustawiona jak zwykle wysoko i niełatwo nam bedzie dorównać w CK ale się postaramy
Przepraszam też wszystkich za pewne kłopoty z arkuszem turniejowym do liczenia punktów i parowania.
Sam go przygotowałem w excelu ale nie wziąłem pod uwagę że będzie odtwarzany na open officie i wszystkie makra się rozleciały ...
postaram się wieczorkiem znaleźć czas na sprawozdania
Pierwsza bitwa: Konrad i jego lizaki.
Początek to jedna wielka "przyczajka". Ja skupiłem się na swoim prawym skrzydle a Konrad swoje lizaki rozstawił na swoim prawym skrzydle. W efekcie byliśmy po dwóch różnych końcach stołu
Ale zaczął obchodzić mnie od lewej flanki. Nie wyglądało to za fajnie bo skinków masa a i do walki klocek saurusów i kroxów był przygotowany.
Na szczęście moja prawa flanka była równie pusta więc rydwany zaczęły okrążanie moją prawą (przez chwilę to się zastanawiałem, czy przypadkiem po pierwszych ruchach to nie będziemy grać wzdłuż stołu )
Dość niebezpiecznie się zbliżył, niewiele sobie postrzelał (bo nie miał do czego) a magię slana udało mi się jakoś zablokować.
Moje klopy próbowały trafić jego stegadona - ale bez skutecznie.
udało mi się go przyblokować carrionami na wzniesieniu (i to mi chyba ustawiło bitwę) dając mi przewagę jednej rundy.
W efekcie musiał ustawić się na wzgórzu odsłaniając się - bo w pobliżu już czekała przygotowana gwardia i świniaki z gigantem.
W mojej oczywiście szarże i zaczęło się klepanie. Udało się też zdołować stegadona, który zaległ pod naporem katapult.
Na moje nieszczęście przyblokowało mi rydwany a 2 czających się na nie kowbojów na moje nieszczęście było poza zasięgiem.
A potem to już było nudno.
Świniak1 i gigant rozkręcili saurusów...
Świniak2 masakrował skinki i kroxy - ale że długo mu to schodziło to przyłączył się do niego drugi świniak. (w tzw. międzyczasie gigant zrobił epicki pościg za saurusami i wpadł w cameleony. Tyle, że po ich rozjechaniu nagle musiał spojrzeć w las skierowanych w jego stronę dmuchawek skinków (bodaj 20)... Jakim cudem on przetrwał te 40 hitów to nie wiem... tym bardziej, że z 7 poisonów jakie zaliczył 4 wysejwował Dlatego od razu odwrócił sie na pięcie i pognał dołączyć się do walki z saurusami).
Kroxy cały czas stały na stubornie - w końcy udało mi się dociągnąć tam łuczników, ktorzy stworzyli 3 ranki i... udało się w końcu złamać ten klocek i wdeptać w glebę).
Niestety - kowboje rozkręcili rydwany a gwardia "ugrzęzła" na żabie i nawet szarża w bok od salamandr nie rozstrzygnęła tego kombatu.
W efekcie: 13:7 dla mnie.
Druga bitwa - Coobe i jego krasnoludy.
Znowu paring "z d...y" - jak popatrzyłem na 2x organy, działo, klopę, kowadło, klocek minersów, klocek slayerów - to aż mnie zatrzęsło... No nic trzeba z tym jakoś zagrać.
Coobe skampił wszystko na moim prawym skrzydle więc dało mi to trochę swobody do delikatnego okrążenia (na lewym skrzydle zostawił tylko samotne działo do snajpowania świniaków i na środku samotnych kuszników za murkiem).
Ale zaczęło się "idealnie" - strzał z klopy, hit, przebicie, 4 woundy w Casket - i cała przewaga magiczna poszła w piz...
No nic. Cała moja masa musiała napierać do przodu - rydwany lewym skrzydłem a cała reszta prawym - spoglądając w lufy czekających już na nich organek
Działo przetrzebiło mi trochę rydwany ale na szczęście bliskość hierofanta pozwalała je w mojej rundzie skutecznie "serwisować"
W dodatku Coobe trochę nieopatrznie wpuścił mi pierwszy dodatkowy move - co skutecznie przybliżało mnie do celu.
Jego ostrzał na szczęście nie był tak skuteczny jak się spodziewałem... w 2 rundzie rydwany zjadły samotnych kuszników bezpiecznie overrun'ując za krawędź stołu, skorpion już czyhał na to samotne działo a świniaki i cała reszta armii było coraz bliżej celu. No i nie udało się Cobbe'mu zdispelować kolejnego dodatkowego ruchu - co ustawiło mnie w pozycji "każdy namierza własne cele". W dodatku udało mi się zmieścić carriony w lukę między klockami i doszarżować jedne organy - co skutecznie uniemożliwiło mu mocniejsze odgryzanie się armatami.
Potem tylko trochę ostrzału - na szczęście bez strat... i w mojej SZARŻA.
A efekt szarż i walki w pozostałych turach był taki... że poza kowadłem zjadłem chyba wszystko.
W efekcie: 20:0 dla mnie.
No i okazało się, że po 2 bitwach jestem na 2 miejscu. I kto na mnie czekał na 1 stole?
Oczywiście (taaaadammmm) - TOCZ! i jego Imperium!!
Trzecia bitwa - Tocz i jego Imperium.
Wyglądało to dość groźnie - 2 hordy halabard z grubymi detaczmentami z halabard, solidny kloc Flaggelantów, 2 działa, mortar, rakiety, waraltar z Arcypriestem i oczywiście - czołg. Warto wspomnieć również o kozaku na pegazie z mieczykiem do "rysowania" sfinksów (wound na 2+).
Tocz zaczął - pegazista oczywiście pognał na polowanie na świnie, które chwały się za górką przed jego działami.
Ostrzał bez wyraźnych efektów (2 rany na gigancie) - do czasu aż rakieta nie pier... w gwardię kasując dokładnie 50% regimentu.
Nieźle...
Je rydwany lewym skrzydłem pchnąłem pod halabardy które już szykowały się na moją konnicę vanguardową. reszta delikatnie do przodu a świaniaki starały się uciekać od "małpy z brzytwą" na pegazie
Na szczęście - w mojej rundzie uzyskałem odpowiedź na pytanie "dlaczego casket przez cały turniej nic nie zrobił". Odpowiedź brzmiała: bo czekał na bitwę z Imperium.
Z 5 kości na caskecie wchodzi ifka:
- pierwszy cel: mortar --> 4 woundy... idzie dalej...
- drugi cel: rakieta --> 5 woundów... idzie dalej...
- trzeci cel: halabardy --> tu nic sie nie stało... ale idzie dalej...
- czwarty cel: działo --> tu niestety tylko 1 wound... i nie było innych celów.
Jednym słowem - Toch stracił "połowę zębów" i nie miał już czym tak boleśnie gryźć
W trzeciej rundzie Toch zaszarżował moją "ciężką" konnicę, która zascreenowała rydwany i ku swojemu przerażeniu nie zdał fear'a i nie zadał żadnego wounda. W odpowiedzi stracił 5 halabardzistów i musiał testować stedfasta bo byłby to pierwszy przypadek w historii kiedy ta konnica wygrała JAKĄKOLWIEK walkę a co dopiero z 4-rankową bandą halabardników
Brygada Tocza ustała... ale szarża rydwanów na bok wisiała już w powietrzu...
W dodatku epicki był epizod z pegazem: zaszarżował na świniaka... ale nie trafił ani jednym atakiem. W efekcie gwardia sprzedała mu KB i zakończyła się kariera tego pana...
No i potem to już była raczej z górki... szarża rydwanów w halabardy - break...
Konnica wpadła w klocek który szykował się do kontry - ale dzięki temu że dostał koniki - nie mógł nic zrobić...
Zascreenowana banda flagelantów, na boku której czekał gigant a od przodu gwardia (która skrupulatnie się odbudowywała po tym trafieniu rakietą). Łucznicy zasypywali czołg strzałami - ale poza brzdękaniem o save'a żadnego efektu.
W czwartej Tocz chciał desperacko zablokować szarżę giganta na bok swoich - ale potrzebował 10... wypadło 9...
Za to działa w ciągu 1 tury strzelania zdjęły oba świniaki i czołg zrócił do gry... dając szansę na odrobienie strat.
Flagelanci wpadli w carriony - ale ponieważ "poświęcił się tylko 1 gość i rewelacyjnie poszedł atak carionów (zdjęli bodaj 5 gości) to jakimś cudem carriony ustały to na 1 woundzie.
A oczywiście moja konnica przepisowo rozsypała się pod ciosami dużego klocka halabard, którzy jedyne co mogli zrobić to zreformować się i czekać na wjazd rydwanów.
Który oczywiście nastąpił w mojej rundzie. Zdjąłem równo 21 halabardzistów - nie miał nawet stedfasta... i wyszły poza stół.
Dodatkowo Gigant zdecydował się we współpracy ze skorpionem związać w walce ołtarz, gwardia chciała dopaść halabardy z magiem - ale uciekły... więc redirekt... ale też flee. A katapulty zdjęła czołg
Odbudowałem sporą ilość jednostek - carriony powalczyły z flagelantami ale się w końcu rozsypały.
A potem to już było z raczej liniowo... działa rozwaliły jeszcze 1 katapultę, flagellanci zostali rozsiekani przez gwardię (choć wymiana ciosów była masakryczna i mnie zostało bodaj 7 gwardzistów) rydwany pomogły gwardii skasować klocek halabard z BSB i arcymagiem... łucznicy dostali szarżę ostatnich małych halabard (chciał się przebić do hierofanta) ale w efekcie dostał szarżę od drugich łuczników z boku i w piach...
Gigant ze skorpionem w końcu rozkręcili ołtarz z kapłanem, skorpion rozwalił działo... a drugie "dojadł" sobie casket.
W efekcie - imperium docięte do nogi... Wynik 20:0 dla mnie.
53 punkty z bitew i 4(na 5 możliwych) punkty za malowanie dały mi I miejsce.
Jeszcze raz wielkie dzięki za fajny turniej, za gry bez spinki i miłą atmosferę.
W Kielcach będą okazje do rewanżu (czekam na twoje Imperium Tocz )
Wreszcie ( bo dopiero teraz ) my wróciliśmy, po tym jak nam w Sandomierzu hamulce przestały działać...
Dzięki ogromne dla Mielca za pomoc oraz za bardzo dobry turniej ( nie ma żadnych minusów chyba )
Po krótce moje bitwy to:
1. Kriss(Woch) 19-1
2. Robo (Dwarf) 8-12
3. Warzywko(Woch) 16-4
oraz jakoś dużo punktów z malowania co dało mi III miejsce.
Dzięki panowie za wspaniały turniej i do zobaczenia w Kielcach
Potem tylko trochę ostrzału - na szczęście bez strat... i w mojej SZARŻA.
A efekt szarż i walki w pozostałych turach był taki... że poza kowadłem zjadłem chyba wszystko.
Bastor no nie całkiem górnicy zjedli katapy i przeżyli.