Robić lepsze zdjęcia, to dla mnie niemal niewykonalne zadanie. Za każdym razem improwizuję oświetlenie, ustawienie, tło. Może pora skorzystać z tych wszystkich poradników?
Anyway – zostawmy na chwilę problem jakości zdjęć, zaraz do niego wrócimy. A teraz chciałem opowiedzieć o kolejnym pierwszym razie swoich demonów. Tym razem ich inicjacja dotyczyła rozgrywki w WFB! Po raz pierwszy wystąpiły jako samodzielna armia. Jak to się skończyło? Nie uprzedzajmy faktów...
W minioną sobotę horda Pana Zarazy zawitała w gościnne progi warszawskiego staromiejskiego domu kultury. Na zaproszenie Duranta trafiłem do tej jakże reprezentacyjnej lokacji, pięknej i wewnątrz i na zewnątrz.
Kiedy czytałem narzekania mojego adwersarza na jakość terenów w klubie Adeptus Mechnicus, nie dowierzałem. Przecież były całkiem w porządku. Ale na widok stołów i terenów zgromadzonych na starówce – oniemiałem. Czegoś takiego nie widziałem w całej swojej battlowej karierze. Na ten przykład stół – jakością wykonania i grywalnością bił na głowę nawet sławetny gamesworkshopowski gameboard. Oczywiście zdjęcia nie w pełni oddają jego wspaniałość, więc zachęcam, jak będziecie mieli okazję i lubicie oglądać naprawdę dobre makiety – wpadnijcie tam
Piękne okoliczności przyrody - stół pustynny.
Na temat samej bitwy nie będę się rozwlekał. Graliśmy na 2000 pkt, obaj mieliśmy za sobą długą przerwę w 8 edycji. Więc celem gry było bardziej przypomnienie sobie, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. Zarówno moją, jak i przeciwnika rozpiskę można potraktować funowo. U mnie był great unclean one z 4 levelem magii (nurgle i death), demon prince, bsbek nurgla, dwa kloce plaguebearerów, 3 bestie solo i muchy. Po stronie skavenów wystąpiła horda clanratów z włóczniami, plague monki, stormvermini, 4 ratogry, Ikit claw, deathmaster Sniktch warlord i kółko.
Stormvermini - zwarci i gotowi.
Główny trzon skaveńskich sił.
Znad szeregów plaguebearerów unosiły się kłęby dymu - i dopiero z bliska można w nich było rozpoznać brzęczące roje much.
O samej bitwie nie ma co się rozpisywać – zrobiłem błąd, który moi lordowie przypłacili życiem – posłałem ich do walki w pojedynkę, trzymając w dowodzie klocki plaguebearerów i muchy. O ile dali sobie radę z pojedynczymi modelami (nawet z deatmasterem!) - to w starciu z szeregami piechoty static combat resolution wybitnie im nie sprzyjał. Na szczęście miałem jeszcze resztę armii – i ta wyczyściła stół ze szczurzych niedobitków.
Książę demonów szykuje się do epickiej walki z asasynem.
Ratogry w śmiertelnym starciu z plaguebearerami.
W bitwie zadebiutowało parę figurek (dokładnie – trzy). Największa z nich to Great Unclean One. Mogliście oglądać go już wcześniej, wzbudzał kontrowersje – i sądzę, że zdania na jego temat po pomalowaniu będą nadal podzielone. Ze swej strony napiszę tylko, że malowałem go w pocie czoła, w każdej wolnej chwili przez kilka tygodni. Gdy kończyłem go wieczorem przed bitwą - miałem dosyć. Mnóstwo na nim upierdliwych bąbli i krost. Nie każde maźnięcie poza obszar danego elementu chciało mi się poprawiać, nie każdy detal podkreślać. Niedługo zobaczycie więcej zdjęć tego przyjemniaczka.
Nad hordą sKavenów, niczym plugawy monolit, górował wielki nieczysty! Kolejne szeregi szczuroludzi rzucały się do samobójczych szarż. W końcu kolos legł i wsiąknął cuchnącą kałużą w ziemię.