Dobrze Ci się wydaje - nie jestem. Po głębszym namyśle przyznaję Ci rację. W końcu po coś powstały trzy odrębne słowa. Gdyby nie było takiej potrzeby, nie byłoby aż trzech różnych określeń. Wydaje mi się, że "bojownik" to kategoria niezwykle szeroka, pod którą można byłoby podciągnąć zarówno terrorystę, jak i powstańca, czy partyzanta.Nie wydaję mi się, żebyś był jezykoznawcą, więc dlaczego takimi uogólnieniami wprowadzasz młodych ludzi w błąd? Na jakiej podstawie dowodzisz, że terrorysta czy powstaniec to co do zasady jedynie różnica w nazewnictwie?
Co do określenia "terrorysta" i towarzyszących mu jednoznacznie negatywnych konotacji... Jeśli przyjmiemy, że terrorystą jest każdy, kto atakuje jakiekolwiek cele poza linią frontu i towarzyszącymi jej działaniami wojennymi, to musimy też zaliczyć w poczet terrorystów wszelkiej maści dywersantów i sabotażystów (często działających w ramach operacji wojskowych). Instynktownie jednak wyczuwam, że coś tu jest nie tak. Proponuję więc ustalić, że terrorystą nie może być żołnierz w zakresie, w jakim wykonuje rozkazy, czyli działa w ramach struktury wojskowej. Czy terrorysta musi koniecznie atakować cele cywilne i osoby cywilne, żeby być terrorystą? Uważam, że nie, ale wtedy oczywiście cała sprawa jest bardziej klarowna.
Jedyne pytanie jest więc takie: czy człowiek podkładający bomby pod kołami polskiego patrolu w Afganistanie jest terrorystą, czy partyzantem?