Arena of Death edycja 2.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
beast
Morhog
Dwuręczny Topór
Bez zbroi
zadziory/kolce na broni
Bez Marki
Beast jak każdy beast. Ogromny i szybki, w przepasce na biodrach, wierzy tylko swojej strasznej broni Uthkurts'owi. Nigdy nie walczył o zwierzchnictwo na stadem swoich braci, w pojedynkę napadał na podróżnych i konwoje. A dzisiaj wyszedł odrobinę dalej z Drakwaldu w poszukiwaniu lepszej rozrywki- zabijaniu na legalu
Morhog
Dwuręczny Topór
Bez zbroi
zadziory/kolce na broni
Bez Marki
Beast jak każdy beast. Ogromny i szybki, w przepasce na biodrach, wierzy tylko swojej strasznej broni Uthkurts'owi. Nigdy nie walczył o zwierzchnictwo na stadem swoich braci, w pojedynkę napadał na podróżnych i konwoje. A dzisiaj wyszedł odrobinę dalej z Drakwaldu w poszukiwaniu lepszej rozrywki- zabijaniu na legalu

Imperialny kapitan
Imię herosa : Bezimienny
Broń: 2x miecz krótki
Zbroja: brak (wiara w zwycięstwo wystarczy)
Dodatki:
Trucizna
...Nie wie jak się nazywa, skąd pochodzi i kim jest, ale wie jedno..., że skopie wszystkim tyłki
Pieniądze, chwała są niczym, dla niego liczy sie tylko ten moment, ta krótka chwila, zanim nie wbije swych ostrzy w ślepia swego przeciwnika.Obiecał sobie,że będzie żył dopóki każdy potężny wojownik nie ugnie się przed jego potęgą...
Imię herosa : Bezimienny
Broń: 2x miecz krótki
Zbroja: brak (wiara w zwycięstwo wystarczy)
Dodatki:
Trucizna
...Nie wie jak się nazywa, skąd pochodzi i kim jest, ale wie jedno..., że skopie wszystkim tyłki

Empire Warrior Priest
Imię: Schott Edelstein
Broń: Młot oburęczny
Zbroja: Zbroja pełnopłytowa
Dodatki: Ikona Sigmara
"Podczas jednych z swych podróży od wsi do wsi gdzie Schott wykonywał wole Sigmara lecząc i głosząc Ewangelię Sigmara, został zaatakowany przez zakapturzonych bandytów, biczownicy którzy mu towarzyszyli wpadli w sidła a ci którym udało się przeżyć nie dano posmakować walki przed śmiercią zostali wystrzelani. Schott został sam z furią zaatakował przeciwników, miażdżąc czaszki swoim młotem pokonał dwóch a może trzech gdy nagle przed oczami pojawiła się ciemność. Gdy otworzył oczy zobaczył cele więzienną a jego towarzysz wyglądał jak gladiator. Jak się okazało jego przypuszczenie było prawidłowe ale nie spodziewał się że jego więzienie to klatka gladiatorów a wkrótce i jemu przyjdzie walczyć o życie przeciw swojemu towarzyszowi. Ukląkł i wzniósł modlitwę do Sigmara prosząc go o siłę potrzebną przed taką próbą"
Imię: Schott Edelstein
Broń: Młot oburęczny
Zbroja: Zbroja pełnopłytowa
Dodatki: Ikona Sigmara
"Podczas jednych z swych podróży od wsi do wsi gdzie Schott wykonywał wole Sigmara lecząc i głosząc Ewangelię Sigmara, został zaatakowany przez zakapturzonych bandytów, biczownicy którzy mu towarzyszyli wpadli w sidła a ci którym udało się przeżyć nie dano posmakować walki przed śmiercią zostali wystrzelani. Schott został sam z furią zaatakował przeciwników, miażdżąc czaszki swoim młotem pokonał dwóch a może trzech gdy nagle przed oczami pojawiła się ciemność. Gdy otworzył oczy zobaczył cele więzienną a jego towarzysz wyglądał jak gladiator. Jak się okazało jego przypuszczenie było prawidłowe ale nie spodziewał się że jego więzienie to klatka gladiatorów a wkrótce i jemu przyjdzie walczyć o życie przeciw swojemu towarzyszowi. Ukląkł i wzniósł modlitwę do Sigmara prosząc go o siłę potrzebną przed taką próbą"
squiq pisze:Mój Sigmar myśli inaczej.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Dotychczas zgłoszeni.
1.Raskladd Da'Mad-dwuręczny topór,bez zbr,mikst refleksu[savege ork big boss-kołata]
2.Skiritt-miecz,sztylet,trutka bez zbroi[skaven assasin-Motor]
3.Vadmar Zwyrodnialec-miecz,tarcza,zbr,chaosu[krzychu-ex.champion slanesha]
4.Edwin Wszechwiedzący-miecz dwuręczny,zbr,chaosu,mikst zdrowia-exalted champion tzencha-jasiuu
5.Manfred-cięzka zbroja,dwuręczny miecz,hełm-[bl.dr vampire-Manfred]
6.Rathal- dwa kr miecze, lekka zbroja,sea dr cloack[Dark elf nobl.-Artein]
7.Sternfaal, Oblubieniec Slaanesha -dw.miecz,zbr chaosu,stymul[exalted champion-don_silvaro]
8.Sigleif Ulfhednar, Czempion Ulryka, dwa młoty,śr zbroja, stymul.-[seneshal of ulric-Lunn][/code]
9.Kurt von Stilhorz -kapitan Imperialny,korbacz,połytowa,hełm-[Gelu]
10.Aenur z Ulthuanu - comander HE,miecz,lekka zbroja, ilhamir-[paku]
11.Serakh Ar-Akhon korbacz,lekka zbroja,trucizna-[fluffy{tomb prince}]
12.Redmond Szaleniec-topór,tarcza,cięzka zbroja-[błażej-paladyn]
13.Aakheperura Amenhotep II -buława dwuręczna,trucizna,srednia zbroja,
[tomb prince-shino]
14.Morhog - topór dwuręczny,bez zbr,zadziory na broni-[beast-Morrok]
15.Bezimienny-2x krótki miecz, trucizna-[kołek]
16.Schott Edelstein-młot dwuręczny,płytowa,ikona sigmara [warr-prst-Saint]
Jako że mamy komplet czas wypisa pary walczące w tej arenie.
walka nr1
Skiriit zabójca skaveński- mistrz poprzedniej Areny
Morhog bestia chaosu
walka nr2
Vadmar zwyrodnialec,wybraniec Slanesha
Bezimienny wojownik
walka nr3
Sigleif Ulfhednar czempion Ulryka
Serakh Ar-Akhon ,książe strażnik snów
walka nr4
Raskladd Da'Mad wielki szef dzikich orków
Schott Edelstein kapłan-wojownik Sigmara
walka nr5
Edwin Wszechwiedzący Wybraniec Tzencha
Manfred-Rycerz Krwawego smoka[vampire thrall]
walka nr6
Aenur z Ulthuanu
Rathal kapitan czarnej Arki
walkanr7
Sternfaal, Oblubieniec Slaanesha
Kurt von Stilhorz
walka nr8
Redmond Szaleniec z Bretoni
Aakheperura Amenhotep II -książe pustyni
i niech wygra najlepszy.
1.Raskladd Da'Mad-dwuręczny topór,bez zbr,mikst refleksu[savege ork big boss-kołata]
2.Skiritt-miecz,sztylet,trutka bez zbroi[skaven assasin-Motor]
3.Vadmar Zwyrodnialec-miecz,tarcza,zbr,chaosu[krzychu-ex.champion slanesha]
4.Edwin Wszechwiedzący-miecz dwuręczny,zbr,chaosu,mikst zdrowia-exalted champion tzencha-jasiuu
5.Manfred-cięzka zbroja,dwuręczny miecz,hełm-[bl.dr vampire-Manfred]
6.Rathal- dwa kr miecze, lekka zbroja,sea dr cloack[Dark elf nobl.-Artein]
7.Sternfaal, Oblubieniec Slaanesha -dw.miecz,zbr chaosu,stymul[exalted champion-don_silvaro]
8.Sigleif Ulfhednar, Czempion Ulryka, dwa młoty,śr zbroja, stymul.-[seneshal of ulric-Lunn][/code]
9.Kurt von Stilhorz -kapitan Imperialny,korbacz,połytowa,hełm-[Gelu]
10.Aenur z Ulthuanu - comander HE,miecz,lekka zbroja, ilhamir-[paku]
11.Serakh Ar-Akhon korbacz,lekka zbroja,trucizna-[fluffy{tomb prince}]
12.Redmond Szaleniec-topór,tarcza,cięzka zbroja-[błażej-paladyn]
13.Aakheperura Amenhotep II -buława dwuręczna,trucizna,srednia zbroja,
[tomb prince-shino]
14.Morhog - topór dwuręczny,bez zbr,zadziory na broni-[beast-Morrok]
15.Bezimienny-2x krótki miecz, trucizna-[kołek]
16.Schott Edelstein-młot dwuręczny,płytowa,ikona sigmara [warr-prst-Saint]
Jako że mamy komplet czas wypisa pary walczące w tej arenie.
walka nr1
Skiriit zabójca skaveński- mistrz poprzedniej Areny
Morhog bestia chaosu
walka nr2
Vadmar zwyrodnialec,wybraniec Slanesha
Bezimienny wojownik
walka nr3
Sigleif Ulfhednar czempion Ulryka
Serakh Ar-Akhon ,książe strażnik snów
walka nr4
Raskladd Da'Mad wielki szef dzikich orków
Schott Edelstein kapłan-wojownik Sigmara
walka nr5
Edwin Wszechwiedzący Wybraniec Tzencha
Manfred-Rycerz Krwawego smoka[vampire thrall]
walka nr6
Aenur z Ulthuanu
Rathal kapitan czarnej Arki
walkanr7
Sternfaal, Oblubieniec Slaanesha
Kurt von Stilhorz
walka nr8
Redmond Szaleniec z Bretoni
Aakheperura Amenhotep II -książe pustyni
i niech wygra najlepszy.
Śmierc na szybkich skrzydłach pochwyci w swe szpony Sigleifa Ulfhednara, czempiona Ulryka. Stopę obuta w spiżowy sandał postawię na jego grzbiecie, i trup jego będzie wleczony za rydwanem moim w prochu pustyni, na urągowisko wrogom, a uciechę sępom i hienom.
Tak się stanie.
Na chwałę Ramtehepa !
Tak się stanie.
Na chwałę Ramtehepa !
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
walka nr 1 rundy 1
Morhg wargor bestioludzi vs Skiririt skaveński zabójca
Nowy sezon zwiastował nową rozrywkę w księstwie granicznym rządzonym przez Mordragona.Arena śmierci przyciągała teraz już i publicznośc oraz wojowników z najdalszych krain.Mordragon tylko teraz zacierał ręce gdy złoto i srebro trafiało prosto do jego kufrów.A lud miał rozrywkę podczas gdy najróźniejsi wojownicy wypruwali sobie flaki na arenie.
Skiririt uśmiechnął sie nie mogąc się doczekac wejścia na dobrze znaną sobie Arenę.W końcu był mistrzem poprzedniego turnieju i zamierzał zdobyc mistrzowstwo i teraz i nikt mu w tym nie przeszkodzi. Nawet ten sierściuch-bestiolud którego widział niedawno w klatce a z którym miał walczyc.Jaka szkoda. Koledzy z klanu Moulder mieliby z niego urzytek tak-tak. Ale wola rogatego szczura jest taka nie inna i to on miał go zabic.Sprawdziwszy czy trucizna dobrze została natarta na ostrza wyszedł na piaski przed publicznośc.Słyszał jak tłum skandował SKiririt! Skiririt!. Był w końcu ulubieńcem areny.
Morhog już czekał na niego, gdy został wypuszczony z klatki wcześniej odpowiednio. Nie traktowali go przesadnie dobrze ale taka była cena ugody z tym grubym kupcem z karawany. On go nie zarżnął jego i jego kolegów, on natomiast przetransportował go w klatce do tego miasta słabeuszy i wystawił jako swojego gladiatora w walce. Tutaj jego wygflądem się nie bardzo przejmowali... Tak czy inaczej miał walczy.
Morhog miał już ochotę od paru dni kogoś zarżnąc a bogowie chaosu zawsze skorzy patrzec na ich sługe rozlewającego trochę posoki-wszyscy bez wyjątku.RRRRRR-warknął gdy Skiririt stanął przed nim. Ten szczurek z machającym ogonem do którego o smieszności przyczepił sobie jakiś nożyk nie będzie dla niego wyzwaniem. RRRRR-warknął znowu- Gotowy szczurku na śmierc? Skiririt odpowiedzia błyskawicznym atakiem jak przystało na prawdziwegoskrytobójcę gdy jego sztylet przecinał uśierścione ramię gdyż okazało się że bestia miała się na baczności i zdążyła zareagowac.Prawie...Natychmiast niewielkie cięcie zaczęło piec niczym przypiekane na węlach. Morhog ryknął starając się dosięgnąc swoim wielkim toporem zuchwałego szczura. Skiririt nie zdążył wyjśc poza zasięg broni bestii i poczuł jak wielka broń przecina jego bok odrzucając go do tyłu. Zaskoczony i otumaniony uderzeniem nie zauważył że rana była bardzo głęboka i że solidnie broczy krwią. Wiedział że coś go tam boli ale uznał to za niegroźne...Jednak Morhog wiedział swoje. Ten szczur nie pociągnie długo z tej otwartej rany widac było spory kawał mięsa...hmmm ładnie pachniał ten szczurek. Teraz jednak Skiririt rzucił się zawzięcie na niego a arena całą zamarła w cichym oczekiwaniu. Morhog uchylił się i skaven przeleciał po prostu obok niego lecz jego usztyletowiony ogon zdołał zrobi mu szramę na policzu. Zirytowany zamachnął się i przeciął tylko powietrze dając skavenowi zwinnemu okazję do ataku. Skiririt zmienił taktykę teraz dążył do zwarcia by bestiołak nie zdołałwykorzystac cięzszej i groźniejszej broni. Był jednak słabszy już a rana dawała mu ostre we znaki. Wiedział że jeśli nie skończy szybko...O rogaty szczurze nie pozwól mi zginąc-zginąc od zwierzaka.Jego miecz i sztylet bezbłędnie znalazły miejsce klatki piersiowej bestioluda a ogon zwinnie pomknął ku szyi przecinając gardło Morhoga. Ten tylko charknął i runął na skiririta przygniatając go. Obaj upadli na arenę.Zapanowała grobowa cisza...
Lecz coś pod ciałem się poruszyło. Skaven ciężko dysząc zdołał wygrzebac się spod ciała cięższego przeciwnika i z wyraźnym trudem wszedł na jego ciało i w tryumfie podniósł miecz. Widzowie zgromadzeni na trybunach eksplodowali wrzaskiem i skandowaniem imienia swojego ulubieńca, który znów ich nie zawiódł.
Skiririt! Skiririt! Skiririt! skandowali zgromadzeni. Utrudzony i ranny wojownik zszedł z areny prosto w objęcia ksiązecych uzdrowicieli. Obolały, ciężko ranny lecz uradowany. Chwała rogatemu szczurowi.!
Morhg wargor bestioludzi vs Skiririt skaveński zabójca
Nowy sezon zwiastował nową rozrywkę w księstwie granicznym rządzonym przez Mordragona.Arena śmierci przyciągała teraz już i publicznośc oraz wojowników z najdalszych krain.Mordragon tylko teraz zacierał ręce gdy złoto i srebro trafiało prosto do jego kufrów.A lud miał rozrywkę podczas gdy najróźniejsi wojownicy wypruwali sobie flaki na arenie.
Skiririt uśmiechnął sie nie mogąc się doczekac wejścia na dobrze znaną sobie Arenę.W końcu był mistrzem poprzedniego turnieju i zamierzał zdobyc mistrzowstwo i teraz i nikt mu w tym nie przeszkodzi. Nawet ten sierściuch-bestiolud którego widział niedawno w klatce a z którym miał walczyc.Jaka szkoda. Koledzy z klanu Moulder mieliby z niego urzytek tak-tak. Ale wola rogatego szczura jest taka nie inna i to on miał go zabic.Sprawdziwszy czy trucizna dobrze została natarta na ostrza wyszedł na piaski przed publicznośc.Słyszał jak tłum skandował SKiririt! Skiririt!. Był w końcu ulubieńcem areny.
Morhog już czekał na niego, gdy został wypuszczony z klatki wcześniej odpowiednio. Nie traktowali go przesadnie dobrze ale taka była cena ugody z tym grubym kupcem z karawany. On go nie zarżnął jego i jego kolegów, on natomiast przetransportował go w klatce do tego miasta słabeuszy i wystawił jako swojego gladiatora w walce. Tutaj jego wygflądem się nie bardzo przejmowali... Tak czy inaczej miał walczy.
Morhog miał już ochotę od paru dni kogoś zarżnąc a bogowie chaosu zawsze skorzy patrzec na ich sługe rozlewającego trochę posoki-wszyscy bez wyjątku.RRRRRR-warknął gdy Skiririt stanął przed nim. Ten szczurek z machającym ogonem do którego o smieszności przyczepił sobie jakiś nożyk nie będzie dla niego wyzwaniem. RRRRR-warknął znowu- Gotowy szczurku na śmierc? Skiririt odpowiedzia błyskawicznym atakiem jak przystało na prawdziwegoskrytobójcę gdy jego sztylet przecinał uśierścione ramię gdyż okazało się że bestia miała się na baczności i zdążyła zareagowac.Prawie...Natychmiast niewielkie cięcie zaczęło piec niczym przypiekane na węlach. Morhog ryknął starając się dosięgnąc swoim wielkim toporem zuchwałego szczura. Skiririt nie zdążył wyjśc poza zasięg broni bestii i poczuł jak wielka broń przecina jego bok odrzucając go do tyłu. Zaskoczony i otumaniony uderzeniem nie zauważył że rana była bardzo głęboka i że solidnie broczy krwią. Wiedział że coś go tam boli ale uznał to za niegroźne...Jednak Morhog wiedział swoje. Ten szczur nie pociągnie długo z tej otwartej rany widac było spory kawał mięsa...hmmm ładnie pachniał ten szczurek. Teraz jednak Skiririt rzucił się zawzięcie na niego a arena całą zamarła w cichym oczekiwaniu. Morhog uchylił się i skaven przeleciał po prostu obok niego lecz jego usztyletowiony ogon zdołał zrobi mu szramę na policzu. Zirytowany zamachnął się i przeciął tylko powietrze dając skavenowi zwinnemu okazję do ataku. Skiririt zmienił taktykę teraz dążył do zwarcia by bestiołak nie zdołałwykorzystac cięzszej i groźniejszej broni. Był jednak słabszy już a rana dawała mu ostre we znaki. Wiedział że jeśli nie skończy szybko...O rogaty szczurze nie pozwól mi zginąc-zginąc od zwierzaka.Jego miecz i sztylet bezbłędnie znalazły miejsce klatki piersiowej bestioluda a ogon zwinnie pomknął ku szyi przecinając gardło Morhoga. Ten tylko charknął i runął na skiririta przygniatając go. Obaj upadli na arenę.Zapanowała grobowa cisza...
Lecz coś pod ciałem się poruszyło. Skaven ciężko dysząc zdołał wygrzebac się spod ciała cięższego przeciwnika i z wyraźnym trudem wszedł na jego ciało i w tryumfie podniósł miecz. Widzowie zgromadzeni na trybunach eksplodowali wrzaskiem i skandowaniem imienia swojego ulubieńca, który znów ich nie zawiódł.
Skiririt! Skiririt! Skiririt! skandowali zgromadzeni. Utrudzony i ranny wojownik zszedł z areny prosto w objęcia ksiązecych uzdrowicieli. Obolały, ciężko ranny lecz uradowany. Chwała rogatemu szczurowi.!
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Czas nadszedł, bezimienny wojownik ryszył przed siebie wychodząc w miejsce chwały i smierci.
pan areny nie mógł go nawet przedstawic. Publicznosc znała go jako przybysza znikąd. Przybysza bez imienia. Ale cóż sam nawet go nieznał. Sam nie wiedział czemu ale to dlatego że jego przeszłośc nie była
łaskawa.Ale co diabła z tym.Miał miecze i siłę. To wszystkoco mu było trzeba do chwały. NA chwilę jednak oszołomiła go atmosfera panująca na areie. Setki ludzi wpatrujących się w niego, mających nadziejeę ujrze prawdziwą walkę. I na cokolwiek w co wierzą dostaną ją. Z naprzeciwka wyszedł jego pierwszy przeciwnik zakuty w zbroję płytową...
Vadmar Zwyrodnialec uśmiechnął się chłodno. Czas próby jego nadszedł.SLaneshu dziękuję ci za twe łaski i w podzięce oddam ci głowę tego wojownika-pomyślał. Musiał się sprawdzic by pewnego dnia poprowadzic swoją bandę chaosu na imperium. A kogo tu miał zarżnięcią. HM jakiś chłoptaś. Półnagi do tego...hm smaczne...
Valmar oblizał swoje czarno uszminkowane usta które w połączeniu z długimi kruczoczarnymi włosami, smukłą twarzą i bladą po przypudrowaniu cerą nadawały my wyglądu prawie niewieściego.
-Ty tam. Zatem z tobą mam walczyc? Jaka szkoda. Powiedziec można że nawet słodki jestes. Kim jesteś?
Bezimienny nie odpowiedział. Starał wyszukac się słąby punkt w zbroi przeciwnika zanim ten zaatakuje. Wiedział że pierwszy cios zada przed zakutym wojownikiem. Skrzywił się jednak na słowa przeciwnika. To musiał byc jeden z tych zboczonych swirów wyznających zboczone
bóstwo.
Vadmar kontynuował.
-Tak czemu nie odpowiadasz. Czyżby onieśmieliła cię moja uroda-odgarnął kosmyk włosów z czoła.-Pójdz w me objęcia. W objęcia slanesha. Jaka szkoda byłbyś takim dobrym nabytkiem...Ale poczytam sobie za zaszczyt zabicia takiego slicznego chłopca...
Bezimienny krążył dookoła. Wiedział już gdzie zaatakowac.
-Wiesz co zawsze powtarzam?-spytał chaośnika.
-Powiedz mi przystojniaku.-odpowiedział Zwyrodnialec-W końcu odzyskałeś mowę. Hmmm podoba mi się ten głos.
-Zawsze zabijaj gadułę.-Nim Valmar zdążył odpowiedziec runął do ataku.
Mimo że Vadmar nie zareagował dostatecznie szybko bezimienny wojownik zbroja chaosu, dar jego boga wytrzymała ciosy lekkiej broni którą godził w niego bezimienny. Nadstawiając tarczę dla lepszej ochrony
zadał cios mieczem w bezimiennego.Ten z przykucnął i ostrze świsnęło mu nad głową, następny cios rycerza chaosu mierzący w jego nogi po prostu przeskoczył, niestety nie uniknął lecącej w niego tarczy którą Vadmar posłużył się jak bronią. Jego twarz zderzyła się z żelastwem i odrzuciła go na metr do tyłu. Z rozbitego nosa zaczęła kapac krew. Bezimienny wiedział żenie będzie to łatwy przeciwnik i właśnie poczuł to na włąsnej skórze. Nie zrażony jednak natarł na niego znowu z przewrotu tnąc prosto w szczelinę zbroi. Krótki miecz zdołał przecisnąc się do ciała kalecząc czempiona Slanesha. Ten nie mając miejca znowu na cios po prostu kopnął bezimiennego. Ten poczuł opancerzoną nogę na swojej klatce piersiowej i chrupnięcie jednego żebra. Odrzucony do tyłu, trochę obolały znów zaczął wypatrywac miejsca gdzie mógłby uderzy. Vadmar nadstawił pozycję obronną.
-Cóż chłoptasiu. Nie jesteś zły w walce. Nasza walka to prawdziwa przyjemnośc. Jednak w innym miejscu w innym czasie mógłbyś do mnie dołączyc. Razem zaznalibyśmy chwały i niewysłowionej ekstazy.
Bezimienny mało nie zwymiotował z odrazy.
-Nie interesujesz mnie zboczeńcu. Mam zamiar po prostu cię zabic. Nic osobistego. Zapewniam. A teraz zamknij paszcze.- Z tymi słowami znów zaatakował. Nie przewidział jednak że Vadmar tym razem był przygotowany na jego atak. Zasłonił się tarczą w sposób uniemożliwiający skuteczny atak a lecący na niego bezimienny nie mógł już zbytnio skorygowac natarcia. Starając się jednak uniknąc zakutego wojownika skręcił lekkow prawo. Na próżno bowiem Vadmar widząc tak odsloniętego przeciwnika ciął poziomo dosięgając nieosłoniętego ciała Bezimiennego.
Wojownik z nikąd poczuł jak cięcie miecza rozcina jego bok ciągnąc się szeroką głęboką czerwoną linią do brzucha.Opadł na kolana i upuścił broń starając się opanowac ból. Jednak wiedział że to już koniec. Nie był w stanie dalej walczyc. Vadmar podszedłd do niego i łapiąc go za szyję. Przyciągnął jego twarz blisko do swojej.
-Cóż mój ty przystojniaczku. Jaka szkoda że to koniec ale było mi bardzo przyjemnie muszę powiedziec.Bezimienny popatrzył mglistymi oczami na Zwyrodnialca i splunął. Slina pociegła po policzku Vadmara. Ten jednak się uśmiechnął.
-Zatem żegnaj mój miliutki. Spotkamy się ponownie w morzu chaosu- i tymi słowami pocałował swego przeciwnika tak jak normalny mężczyzna pocałowałby kobietę. Jednocześnie jednak jego miecz przebił brzuch bezimiennego.Vadmar odrzucił ciało nieżywe na piasek areny i uniósł miecz w tryumfie do góry. Publicznośc zaskoczona trochę jego zachowaniem na początku niemrawo dała mu aplauz potem jednak w uznaniu zadobrą walkę przerodziła się w burzę oklasków. Vadmar zadowolony zszedł z areny.
pan areny nie mógł go nawet przedstawic. Publicznosc znała go jako przybysza znikąd. Przybysza bez imienia. Ale cóż sam nawet go nieznał. Sam nie wiedział czemu ale to dlatego że jego przeszłośc nie była
łaskawa.Ale co diabła z tym.Miał miecze i siłę. To wszystkoco mu było trzeba do chwały. NA chwilę jednak oszołomiła go atmosfera panująca na areie. Setki ludzi wpatrujących się w niego, mających nadziejeę ujrze prawdziwą walkę. I na cokolwiek w co wierzą dostaną ją. Z naprzeciwka wyszedł jego pierwszy przeciwnik zakuty w zbroję płytową...
Vadmar Zwyrodnialec uśmiechnął się chłodno. Czas próby jego nadszedł.SLaneshu dziękuję ci za twe łaski i w podzięce oddam ci głowę tego wojownika-pomyślał. Musiał się sprawdzic by pewnego dnia poprowadzic swoją bandę chaosu na imperium. A kogo tu miał zarżnięcią. HM jakiś chłoptaś. Półnagi do tego...hm smaczne...
Valmar oblizał swoje czarno uszminkowane usta które w połączeniu z długimi kruczoczarnymi włosami, smukłą twarzą i bladą po przypudrowaniu cerą nadawały my wyglądu prawie niewieściego.
-Ty tam. Zatem z tobą mam walczyc? Jaka szkoda. Powiedziec można że nawet słodki jestes. Kim jesteś?
Bezimienny nie odpowiedział. Starał wyszukac się słąby punkt w zbroi przeciwnika zanim ten zaatakuje. Wiedział że pierwszy cios zada przed zakutym wojownikiem. Skrzywił się jednak na słowa przeciwnika. To musiał byc jeden z tych zboczonych swirów wyznających zboczone
bóstwo.
Vadmar kontynuował.
-Tak czemu nie odpowiadasz. Czyżby onieśmieliła cię moja uroda-odgarnął kosmyk włosów z czoła.-Pójdz w me objęcia. W objęcia slanesha. Jaka szkoda byłbyś takim dobrym nabytkiem...Ale poczytam sobie za zaszczyt zabicia takiego slicznego chłopca...
Bezimienny krążył dookoła. Wiedział już gdzie zaatakowac.
-Wiesz co zawsze powtarzam?-spytał chaośnika.
-Powiedz mi przystojniaku.-odpowiedział Zwyrodnialec-W końcu odzyskałeś mowę. Hmmm podoba mi się ten głos.
-Zawsze zabijaj gadułę.-Nim Valmar zdążył odpowiedziec runął do ataku.
Mimo że Vadmar nie zareagował dostatecznie szybko bezimienny wojownik zbroja chaosu, dar jego boga wytrzymała ciosy lekkiej broni którą godził w niego bezimienny. Nadstawiając tarczę dla lepszej ochrony
zadał cios mieczem w bezimiennego.Ten z przykucnął i ostrze świsnęło mu nad głową, następny cios rycerza chaosu mierzący w jego nogi po prostu przeskoczył, niestety nie uniknął lecącej w niego tarczy którą Vadmar posłużył się jak bronią. Jego twarz zderzyła się z żelastwem i odrzuciła go na metr do tyłu. Z rozbitego nosa zaczęła kapac krew. Bezimienny wiedział żenie będzie to łatwy przeciwnik i właśnie poczuł to na włąsnej skórze. Nie zrażony jednak natarł na niego znowu z przewrotu tnąc prosto w szczelinę zbroi. Krótki miecz zdołał przecisnąc się do ciała kalecząc czempiona Slanesha. Ten nie mając miejca znowu na cios po prostu kopnął bezimiennego. Ten poczuł opancerzoną nogę na swojej klatce piersiowej i chrupnięcie jednego żebra. Odrzucony do tyłu, trochę obolały znów zaczął wypatrywac miejsca gdzie mógłby uderzy. Vadmar nadstawił pozycję obronną.
-Cóż chłoptasiu. Nie jesteś zły w walce. Nasza walka to prawdziwa przyjemnośc. Jednak w innym miejscu w innym czasie mógłbyś do mnie dołączyc. Razem zaznalibyśmy chwały i niewysłowionej ekstazy.
Bezimienny mało nie zwymiotował z odrazy.
-Nie interesujesz mnie zboczeńcu. Mam zamiar po prostu cię zabic. Nic osobistego. Zapewniam. A teraz zamknij paszcze.- Z tymi słowami znów zaatakował. Nie przewidział jednak że Vadmar tym razem był przygotowany na jego atak. Zasłonił się tarczą w sposób uniemożliwiający skuteczny atak a lecący na niego bezimienny nie mógł już zbytnio skorygowac natarcia. Starając się jednak uniknąc zakutego wojownika skręcił lekkow prawo. Na próżno bowiem Vadmar widząc tak odsloniętego przeciwnika ciął poziomo dosięgając nieosłoniętego ciała Bezimiennego.
Wojownik z nikąd poczuł jak cięcie miecza rozcina jego bok ciągnąc się szeroką głęboką czerwoną linią do brzucha.Opadł na kolana i upuścił broń starając się opanowac ból. Jednak wiedział że to już koniec. Nie był w stanie dalej walczyc. Vadmar podszedłd do niego i łapiąc go za szyję. Przyciągnął jego twarz blisko do swojej.
-Cóż mój ty przystojniaczku. Jaka szkoda że to koniec ale było mi bardzo przyjemnie muszę powiedziec.Bezimienny popatrzył mglistymi oczami na Zwyrodnialca i splunął. Slina pociegła po policzku Vadmara. Ten jednak się uśmiechnął.
-Zatem żegnaj mój miliutki. Spotkamy się ponownie w morzu chaosu- i tymi słowami pocałował swego przeciwnika tak jak normalny mężczyzna pocałowałby kobietę. Jednocześnie jednak jego miecz przebił brzuch bezimiennego.Vadmar odrzucił ciało nieżywe na piasek areny i uniósł miecz w tryumfie do góry. Publicznośc zaskoczona trochę jego zachowaniem na początku niemrawo dała mu aplauz potem jednak w uznaniu zadobrą walkę przerodziła się w burzę oklasków. Vadmar zadowolony zszedł z areny.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Serakh Ar-Akhorn wyczuwał aurę insygniów królewskich blisko. Blisko jak aurę złodzieja. Lecz nie mógł odróżnic nic knkretnego. Tyle ludzi tu było że nie znalazłby nic gdyby szukał. Wiedział że tu są i wiedział że będzie cierpliwy. W końcu wszystko wyjdzie na jaw a wtedy on rozprawi się ze złodziejami i odzyska dziedzictwo. Jakkolwiek by niewyglądał, jakkolwiek by nie był nieumarłym tutejsi nie zwracali na to uwagi jako że zawarł pakt z jednym z czarodziejów by ten był jego patronem. W ten sposób nie wzbudzili podejrzeń żadnych zgłaszając się do areny. A on miał byc wojownikiem walczącym na jej piaskach. Sporo podobnych było tutaj. W końcu wyczuł znajomy zapach smierci od jednego wojownika a takżę wyczuł aurę khemri także tutaj w postaci kogos takiego jak on. Czyzby też cos go tu przywiodło? Cóż okaże się później.Teraz miał jednak walczyc. Z kim? Zobaczymy.
Sigleif czempion Ulryka nakrył się swom wilczym futrem. Mimo że było ciepło i nie był przyzwyczajony do ciągłego gorącego lata, nie jak w norsce. Nie miał zamiaru się pozbywac cennego odzieńia w postaci swiętej skóry wilka. Tutaj przybył bo tu była chwała. Tu bóstwo wojny uśmiachało się do odważnych i wilczy bóg błogosławił walczących na arenie a on jako jego Seneszal i czempion udowodni swą wprawę.
Obaj wyszli równocześnie na arenę. Seneszal stwierdził że ma do czynienia z mumią. Ha ten sztywniak to samo bluźnierstwo dla egzystencji życia. I tu się akurat zgadzał z sigmarytami. Słyszał jednak że nienajgoszymi wojownikami są. Dobrze. Zatem odeśle go do zaswiatów w chwalebnej walce. Zresztą jakiś sztywny jest więc nie musi by aż tak groźny. Scisnął kieł wilka i poczuł znajome odczucie nadciągającego szału. Przed bitwą uraczył się pewną mieszanką ziół dodatkowo która już dodawałą mu siły. Z wyciem porzypominającym wilcze pomknął z uniesionymi młotami na mumię.
Serakh Ar-Akron, stwierdził to nie ten. Gdy przyjrzał się wojownikowi ULryka. Gdy jednak ten ruszył na niego z bronią rozkręcił swój korbacz. Teraz był tylko po prostu przeszkodą w jego misji i trzeba było go usunąc. Wybraniec Ulryka godził raz po raz w swym szale w martwe ciało mumii tłukąc je zmuszając księcia snów do cofnięcia się. Korbacz mumii niegroźnie odbił się od mocnej kolczugi seneszala. Serakh poczuł furię przeciwnika i jak trochę jego mocy mistycznej która utrzymywała jego ciało w całości ucieka. To zły znak. Musiał się zebrac by skontrowac atak tego smiertelnika. Ciągle jednak na niego napierał kapłan ulryka. Książe snów zwinnie jak na nieumarłego począł wykonywa ruchy bronią w obronie i to osłabiło impet ataku Seneszala a te ciosy ,które go dosięgły jego nieumarłe ciało zupełnie ignorowało. W końcu nie czuł bólu. Tym razem wyczuwając ze ma okazję zamachnął się. Kule korbacza uderzyły cialo żywego, tłukąc i łamiąc żebra. Sprawiając że zbroja Ulrykanina stała się mocno wgnieciona w kilku miejscach. Seneszal Ulryka mimo szału poczuł rany i to go zmobilizowało do dalszego ataku. Nie mógł przynieśc wstydu wilczemu panu panu. Tylko jeden z jego kolejnych ciosów dotarł do wroga. Cios jednak był w glowę i każdy normalny człowiek "zasnąłby snem sprawiedliwego" jednak nieumarły nie był już ludzki. Kilka kawałków czaszki odpadło razem z bandażami. Serakh poczuł ten cios dotkliwie .Przez to sam nie udało mu się kolejne zamachnęcie bronią unikniętą przez kapłana wojownika Ulryka. Poczuł że znów zostal przyparty i kolejna bardziej solidna częsc jego jestestwa uleciała. Tymczasem Sigleif słabł czuł że jego szał słabnie a ciało nie mogło utrzymac takiego wysiłku na jakie był narażony. Znów dosięgł mumię cho jego ataki były wyraźnie słabsze. Książe pustyni uderzył od dołu. Nie zamachując się tylko używając samej rączki broni zaskakując Sigleifa.Oberwał w podbródek lecz siła nieumarłego wojownika zdołała złamac mu szczękę. To koniec. Padł na ziemię. Książe snów go dobił od razu. Aplauz widzów nie wywarł zupełnego wrażenia na mumii. Nie dbał o poklask głupców. Udał się spowrotem do komnat wojowników by zadbac o swoje obrażenia. Mimo że utracił troche swojej esencji, nie odniósł żadnej rany której by nie wyleczyła jego wewnętrzna magia.
konetarz do poprzedniej walki: wiecie kosci też mają coś do powiedzenia tutaj.
wcale że był nagi nie rozstrzygało niczego. Poprzednią arenę wygrał przecierz Assasin skaveński.
Sigleif czempion Ulryka nakrył się swom wilczym futrem. Mimo że było ciepło i nie był przyzwyczajony do ciągłego gorącego lata, nie jak w norsce. Nie miał zamiaru się pozbywac cennego odzieńia w postaci swiętej skóry wilka. Tutaj przybył bo tu była chwała. Tu bóstwo wojny uśmiachało się do odważnych i wilczy bóg błogosławił walczących na arenie a on jako jego Seneszal i czempion udowodni swą wprawę.
Obaj wyszli równocześnie na arenę. Seneszal stwierdził że ma do czynienia z mumią. Ha ten sztywniak to samo bluźnierstwo dla egzystencji życia. I tu się akurat zgadzał z sigmarytami. Słyszał jednak że nienajgoszymi wojownikami są. Dobrze. Zatem odeśle go do zaswiatów w chwalebnej walce. Zresztą jakiś sztywny jest więc nie musi by aż tak groźny. Scisnął kieł wilka i poczuł znajome odczucie nadciągającego szału. Przed bitwą uraczył się pewną mieszanką ziół dodatkowo która już dodawałą mu siły. Z wyciem porzypominającym wilcze pomknął z uniesionymi młotami na mumię.
Serakh Ar-Akron, stwierdził to nie ten. Gdy przyjrzał się wojownikowi ULryka. Gdy jednak ten ruszył na niego z bronią rozkręcił swój korbacz. Teraz był tylko po prostu przeszkodą w jego misji i trzeba było go usunąc. Wybraniec Ulryka godził raz po raz w swym szale w martwe ciało mumii tłukąc je zmuszając księcia snów do cofnięcia się. Korbacz mumii niegroźnie odbił się od mocnej kolczugi seneszala. Serakh poczuł furię przeciwnika i jak trochę jego mocy mistycznej która utrzymywała jego ciało w całości ucieka. To zły znak. Musiał się zebrac by skontrowac atak tego smiertelnika. Ciągle jednak na niego napierał kapłan ulryka. Książe snów zwinnie jak na nieumarłego począł wykonywa ruchy bronią w obronie i to osłabiło impet ataku Seneszala a te ciosy ,które go dosięgły jego nieumarłe ciało zupełnie ignorowało. W końcu nie czuł bólu. Tym razem wyczuwając ze ma okazję zamachnął się. Kule korbacza uderzyły cialo żywego, tłukąc i łamiąc żebra. Sprawiając że zbroja Ulrykanina stała się mocno wgnieciona w kilku miejscach. Seneszal Ulryka mimo szału poczuł rany i to go zmobilizowało do dalszego ataku. Nie mógł przynieśc wstydu wilczemu panu panu. Tylko jeden z jego kolejnych ciosów dotarł do wroga. Cios jednak był w glowę i każdy normalny człowiek "zasnąłby snem sprawiedliwego" jednak nieumarły nie był już ludzki. Kilka kawałków czaszki odpadło razem z bandażami. Serakh poczuł ten cios dotkliwie .Przez to sam nie udało mu się kolejne zamachnęcie bronią unikniętą przez kapłana wojownika Ulryka. Poczuł że znów zostal przyparty i kolejna bardziej solidna częsc jego jestestwa uleciała. Tymczasem Sigleif słabł czuł że jego szał słabnie a ciało nie mogło utrzymac takiego wysiłku na jakie był narażony. Znów dosięgł mumię cho jego ataki były wyraźnie słabsze. Książe pustyni uderzył od dołu. Nie zamachując się tylko używając samej rączki broni zaskakując Sigleifa.Oberwał w podbródek lecz siła nieumarłego wojownika zdołała złamac mu szczękę. To koniec. Padł na ziemię. Książe snów go dobił od razu. Aplauz widzów nie wywarł zupełnego wrażenia na mumii. Nie dbał o poklask głupców. Udał się spowrotem do komnat wojowników by zadbac o swoje obrażenia. Mimo że utracił troche swojej esencji, nie odniósł żadnej rany której by nie wyleczyła jego wewnętrzna magia.
konetarz do poprzedniej walki: wiecie kosci też mają coś do powiedzenia tutaj.
wcale że był nagi nie rozstrzygało niczego. Poprzednią arenę wygrał przecierz Assasin skaveński.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Strażnik wyprowadził Schotta Edelsteina do wyjścia na arenie. Jego nowa pozycja była niezbyt do pozazdroszczenia. Jako przymusowy gladiator musiał walczyc na arenie. A że znajdował się w księstwach granicznych było to jak najbardziej legalne by używa niewolników. Jedyna pociecha jaką miał to wiara w sigmara i obietnica walki z heretykami. Samo to osładzalo mu gorycz niewoli. Niemniej jednak był obserwowany przez heretyków i dla ich przyjemności. Kiedyś swięte imperium zajmie te bezbozne krainy wprowadzając porządek a on pokaże im jak walczą prawdziwi kapłani wojownicy patrona imperium.
Raskladd da'mad przeciągnął sie w swoim "okratowanym" apartamencie. Nie żeby cierpiał niewygody ale miał ochotę komuś dac w łeb. Odkąd zaciągnął się jako gladiator-wojownik żarcia miał sporo i łbów do rozbicia też tylko ten ludek kupiec co miał mu patronowac cokolwiek to znaczyło go irytował. Teraz przyszli po niego bo miał stoczyc kolejną walkę. Chwycił topór i bez słowa ruszył razem ze strażnikami poszturchując ich. Ci jednak nie mogli bądz nie chcieli jakoś zareagowac na zaczepki bo tylko doprowadzili orka do wyjścia zniknęli szybko mu z oczu. Raskalad wyszedł na arenę pośród gwaru tłumów. Jego zapleciony warkocz mienił się czerwienią i wyglądając efektownie dziko razem z tatuażami na całym ciele.
Schott westchną A więc zielony ork. Doskonale. Miał doświadczenie w walkach z zielonoskórymi często atakującymi imperium więc dobrze znał się na stulu walki barbarzyńskich dzikusów.
Zdjął młot z ramienia i chwycił w obie ręce gotując się do walki.
Raskaladd da'mad zarechotał widząc przed sobą łysego ludka z wielkim młotem. Stwierdził jak zwykle że są prawie tak różowe jak swinie a wiedział że jak dosięgnie go toporem to nawet będzie podobnie kwiczał.
Podniósł do ust flakonik z płynem który polecił mu wypic tej jego patron. Brrrr Obrzydliwe-pomyslal ork. Jakkolwiek jego refleks się natychmiast wyostrzył. Zaskoczony pozytywnie stwierdził że ludkowie niektorzy wcale nie muszą byc tacy głupi. Chwyciwszy topór z wrzaskiem 'WAAAAAAAAGH!' pognał na kapłana.
Widząc że Ork się zbliża Schott wyszeptał 'Sigmarze prowadz mnie.." i sam ruszył na spotkanie przeciwnika. Cios dosięgł kapłana lecz kuta w nuln zbroja wytrzymała i nie przepuściła ostrza topora. W odwecie kapłan trafił prosto w ramię dzikiego orka wybijając je mu ze stawu. Ork nie poczuł jako że jego rasa była zaiste odporna na ból do tego był na całego w szale bojowym. Szale z którego teraz został brutalnie wyrwany mimo wszystko jego kolejny zamach dosięgł tyłu zbroi płytowej gdzie była slabsza. Rana kapłana okazała się głęboka i na arenę zaczęła obficie kapac krew. Schott doznał ostrego bólu z rany. Jego zapał bojowy pozwolił mu choc trochę zignorowac ją. Jego ikona Sigmara dodawała mu otuchy i wiary w siebie nawet mimo poważniejszych ran. Z okrzykiem 'W IMIĘ SIGMARA!'uderzył młotem z nad glowy trafiając prosto w łeb z czerwonymi włosami. Zaskoczony ork zobaczył mknący młot na niego i nie mógł zrobi. odruchowo zamknął oczy lecz stało się cos niespodziewanego. Jego tatuaże zaswędziały go i rozbłysły swoimi kolorami. Nie poczuł uderzenia mimo że czuł ciężkośc młota na sobie. 'Da Buuuu?' wyrzekł tylko .Od razu wiedział że Gork i Mork go ochronili. Jednocześnie poczuł że juz nie jest tak szybki i nie dostrzega tak dorzeruchów jak po wipiciu mikstury. 'Ug' Mikstura przestac działac pomyślał. Tymczasem Schott zaklął szpetnie widząc że jego celny cios jakoś i złożył się do poprawy korzystając z konfuzjii orka chybazastanowiającego się nad tym co się stało. Ten cios znów trafił wytatuowanego dzikusa. Tym razem porządnie i łeb Raskaladda odskoczył w bok razem z kawałkami kilku jego zębówi zielonej posoki. Raskaladd zobaczył gwiazdki i półksiężyce nie mogąc skoncentrowac wzroku na przeciwniku. Tępo wymamrotał 'Gork?'
Schott nie tracił czasu. Jego cios ogłuszyłnadobre orka i dał mu kolejną okazję do zadania ciosu.'SIGMAR!!!!!' Okrzyk przebił się nawet ponad dopingi jego zwolenników z areny. Cios powalił orka i wywrócił go na plecy. Raskaladd odzyskał swiadomosc własnie wtedy gdy jego plecy zetknęły się z piaskiem areny. Widząc zę ludek zbliża się do niego z młotem ryknął WAAAAAAAAAAGH! zbierając się na kolana porywając topór wyprowadzając cios z pozycji kolan. Desperacki atak po raz kolejny poważnie zranił wiernego sigmarytę lecz ten parł niepowstrzymanie. Kolejny okrzyk wzywający Sigmara i kolejny cios był celny i głowa Raskalada została roztrzaskana wielkim młotem kapłana wojownika.
W sercu Schotta radosne uczucie zabłysło. Mimo ran, poważnych ran zwyciężył. Zachwiał się na nogach. Wrasnął tym razem triumfalnie 'Chwała Sigmarowi!!!!! podpierając się jednocześnie swoją ciężką bronią by utrzymac się na nogach. Tłum odpowiedział mu radosnym pełnbym aprobaty i uznania krzykiem. Schott czuł że niewiele brakowało a ork by go pokonał. Z tyłu i boku mocno krwawił. Zbroje miał rozdartą w kilku miejscach lecz pokazał heretykom na co sta wiernego. Z wyjscia w jego kierunku już biegli uzdrowiciele książęcy. Uśmiechnął się do siebie. Zwyciężył.
Raskladd da'mad przeciągnął sie w swoim "okratowanym" apartamencie. Nie żeby cierpiał niewygody ale miał ochotę komuś dac w łeb. Odkąd zaciągnął się jako gladiator-wojownik żarcia miał sporo i łbów do rozbicia też tylko ten ludek kupiec co miał mu patronowac cokolwiek to znaczyło go irytował. Teraz przyszli po niego bo miał stoczyc kolejną walkę. Chwycił topór i bez słowa ruszył razem ze strażnikami poszturchując ich. Ci jednak nie mogli bądz nie chcieli jakoś zareagowac na zaczepki bo tylko doprowadzili orka do wyjścia zniknęli szybko mu z oczu. Raskalad wyszedł na arenę pośród gwaru tłumów. Jego zapleciony warkocz mienił się czerwienią i wyglądając efektownie dziko razem z tatuażami na całym ciele.
Schott westchną A więc zielony ork. Doskonale. Miał doświadczenie w walkach z zielonoskórymi często atakującymi imperium więc dobrze znał się na stulu walki barbarzyńskich dzikusów.
Zdjął młot z ramienia i chwycił w obie ręce gotując się do walki.
Raskaladd da'mad zarechotał widząc przed sobą łysego ludka z wielkim młotem. Stwierdził jak zwykle że są prawie tak różowe jak swinie a wiedział że jak dosięgnie go toporem to nawet będzie podobnie kwiczał.
Podniósł do ust flakonik z płynem który polecił mu wypic tej jego patron. Brrrr Obrzydliwe-pomyslal ork. Jakkolwiek jego refleks się natychmiast wyostrzył. Zaskoczony pozytywnie stwierdził że ludkowie niektorzy wcale nie muszą byc tacy głupi. Chwyciwszy topór z wrzaskiem 'WAAAAAAAAGH!' pognał na kapłana.
Widząc że Ork się zbliża Schott wyszeptał 'Sigmarze prowadz mnie.." i sam ruszył na spotkanie przeciwnika. Cios dosięgł kapłana lecz kuta w nuln zbroja wytrzymała i nie przepuściła ostrza topora. W odwecie kapłan trafił prosto w ramię dzikiego orka wybijając je mu ze stawu. Ork nie poczuł jako że jego rasa była zaiste odporna na ból do tego był na całego w szale bojowym. Szale z którego teraz został brutalnie wyrwany mimo wszystko jego kolejny zamach dosięgł tyłu zbroi płytowej gdzie była slabsza. Rana kapłana okazała się głęboka i na arenę zaczęła obficie kapac krew. Schott doznał ostrego bólu z rany. Jego zapał bojowy pozwolił mu choc trochę zignorowac ją. Jego ikona Sigmara dodawała mu otuchy i wiary w siebie nawet mimo poważniejszych ran. Z okrzykiem 'W IMIĘ SIGMARA!'uderzył młotem z nad glowy trafiając prosto w łeb z czerwonymi włosami. Zaskoczony ork zobaczył mknący młot na niego i nie mógł zrobi. odruchowo zamknął oczy lecz stało się cos niespodziewanego. Jego tatuaże zaswędziały go i rozbłysły swoimi kolorami. Nie poczuł uderzenia mimo że czuł ciężkośc młota na sobie. 'Da Buuuu?' wyrzekł tylko .Od razu wiedział że Gork i Mork go ochronili. Jednocześnie poczuł że juz nie jest tak szybki i nie dostrzega tak dorzeruchów jak po wipiciu mikstury. 'Ug' Mikstura przestac działac pomyślał. Tymczasem Schott zaklął szpetnie widząc że jego celny cios jakoś i złożył się do poprawy korzystając z konfuzjii orka chybazastanowiającego się nad tym co się stało. Ten cios znów trafił wytatuowanego dzikusa. Tym razem porządnie i łeb Raskaladda odskoczył w bok razem z kawałkami kilku jego zębówi zielonej posoki. Raskaladd zobaczył gwiazdki i półksiężyce nie mogąc skoncentrowac wzroku na przeciwniku. Tępo wymamrotał 'Gork?'
Schott nie tracił czasu. Jego cios ogłuszyłnadobre orka i dał mu kolejną okazję do zadania ciosu.'SIGMAR!!!!!' Okrzyk przebił się nawet ponad dopingi jego zwolenników z areny. Cios powalił orka i wywrócił go na plecy. Raskaladd odzyskał swiadomosc własnie wtedy gdy jego plecy zetknęły się z piaskiem areny. Widząc zę ludek zbliża się do niego z młotem ryknął WAAAAAAAAAAGH! zbierając się na kolana porywając topór wyprowadzając cios z pozycji kolan. Desperacki atak po raz kolejny poważnie zranił wiernego sigmarytę lecz ten parł niepowstrzymanie. Kolejny okrzyk wzywający Sigmara i kolejny cios był celny i głowa Raskalada została roztrzaskana wielkim młotem kapłana wojownika.
W sercu Schotta radosne uczucie zabłysło. Mimo ran, poważnych ran zwyciężył. Zachwiał się na nogach. Wrasnął tym razem triumfalnie 'Chwała Sigmarowi!!!!! podpierając się jednocześnie swoją ciężką bronią by utrzymac się na nogach. Tłum odpowiedział mu radosnym pełnbym aprobaty i uznania krzykiem. Schott czuł że niewiele brakowało a ork by go pokonał. Z tyłu i boku mocno krwawił. Zbroje miał rozdartą w kilku miejscach lecz pokazał heretykom na co sta wiernego. Z wyjscia w jego kierunku już biegli uzdrowiciele książęcy. Uśmiechnął się do siebie. Zwyciężył.
A więc Schottowi udało się pokonać Raskladda. Następnym jego przeciwnikiem jak mniemam będzie Serakh a jak go nie pokonał czempion Ulryka to Schottowi będzie potrzebne pomoc samego Sigmara. Więc nie liczę na na wielkie fajerwerki mojej postaci w drugiej rundzie.
squiq pisze:Mój Sigmar myśli inaczej.