ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Byqu »

[ http://www.youtube.com/watch?v=V2g7JzSFn_w ]
Było już późno, na ulicach ucichł wszelki zgiełk i jedynie nieliczni stali bywalcy karczm brnęli w śniegu, zataczając kręgi. Panowała cisza. Głośno za to było u hrabiego von Freihoffa, gdzie bankiet trwał w najlepsze. Ze stołu zniknęły wszelkie pieczenie i dania gorące w błyskawicznym tempie, zważywszy obecność wygłodniałej kompanii barbarzyńców, zielonoskórych i wszelkiego innego tałatajstwa. Goście poświęcali się teraz rozmowie, racząc się serami gatunków wszelakich, popijając przy tym wybornym winem. Przyjęcie dawno przestało być eleganckie, niektórzy twierdzili, że nigdy takie nie było z racji obecności pospólstwa na salonach. Niektórzy goście z wyższej części stołu pozwoliło sobie na pewne rozprężenie. Baron von Lindau pofolgował sobie z winem, hrabia van Dyken rozmawiał z milczącym i raczej powściągliwym hrabią von Vormann, drapieżnie przy tym spoglądając w kierunku Iskry, która z niesmakiem odwróciła głowę. Margrabia von Basel pochłaniał suflet, nie bacząc, że cały się nim ubrudził, a Graf de Reuter obłapiał hrabinę von Auerbach, korzystając z faktu, że jej mąż poszedł do wychodka. W niższej części stołu dawno już porzucono pozory dystyngowania. Farlin odsunął krzesło i położywszy nogi na stole zaciągał się dymem ze skręta, Ygg usiłował wydłubać resztki z pieczeni zdjętą ze ściany pamiątkową włócznią, Iskra siedziała ze wzrokiem wbitym w obrus, a Menthus chcąc nieco uspokoić nerwy w akcie desperacji sięgnął po ludzkie wino. Aszkael, Bjarn i Magnus rozmawiali głośno i choć utrzymywali, że się nienawidzą, to Drugni jakoś nie był przekonany. Skrenq ku rozpaczy służby oderwał kawał obrusu i zawijał weń wielkie kawały sera, na potem, jak utrzymywał. Galreth będąc w kiepskim humorze pił wino prosto z butelki, wypatrując okazji do rozładowania emocji.
Magnus nagle przestał słuchać opowieści Bjarna i rozejrzał się po sali. Zaklął w duchu i oddalił się od rozmówców w poszukiwaniu Reinera. Znalazł go w kącie, posilającego się tortem z kremem. Widząc swego mentora odłożył talerzyk.
-Piłeś coś? -rzucił ostrym tonem von Bittenberg.
-Nie mistrzu, zgodnie z twoim zaleceniem. -odparł Eisenwald. -Czy coś się stało?
-Powiedz mi co widzisz. -rzekł wielki inkwizytor.
Reiner skupił myśli i rozejrzał się. Szukał niepokojących i podejrzanych szczegółów, lecz ku jego zawodowi nie dostrzegł nic takiego.
-Szlachta się bawi, na koszta nie patrzy. Widzę kilka pretekstów do pojedynków, kilka rychłych odwiedzin pod stołem... Dostrzegam zarzewie konfliktu pomiędzy jednym z zabójców mrocznych elfów, a smoczym magiem. Zauważyłem, że wybraniec Chaosu i przywódca Norsmenów znają się, a także znają Ciebie mistrzu. Widzę...
-Czeka cię jeszcze dużo nauki młody łowco.-przerwał mu von Bittenberg. Dla wysłanników Świętego Oficjum umiejętność obserwacji to podstawa, a z twoimi umiejętnościami byłbyś trupem i to rychło.
-Wybacz mistrzu, lecz nie rozumiem. -uniósł brwi Reiner.
-Gdzie ty widzisz błahostki, ja widzę herezję. I zagrożenie. Kogo brakuje?
Reiner jeszcze raz spojrzał na gości i zauważył sporo wolnych miejsc. Wcześniej uznał, że niektórym wino nie służy i udali się na spoczynek, lecz teraz, zastanowiwszy się dostrzegł pewien schemat.
-Nie ma Mistrza Zakonu Białego Wilka, brakuje części arystokracji, a hrabia Freihoff dotychczas nie stawił się na bankiet.
-Właśnie. -szepnął Magnus. -Miej broń w gotowości.
Młody łowca czarownic nie zadawał więcej pytań, ufny w niezawodny zmysł swego mentora. Niemal przeoczył, że orkiestra, dotychczas grająca skoczne melodie, zmieniła ton i zagrała smętniejszą nutę. [ http://www.youtube.com/watch?v=L9SIS6wBxpI ]

***
Hrabia Helmut von Freihoff szedł wolno korytarzem. Ręce mu się trzęsły. Dotychczas nie mógł dojść do siebie po uświadomieniu prawdy. On, bohater, weteran i wierny sługa Imperatora- na progu herezji?
Usłyszał kroki w ostatniej chwili. Odwrócił się gwałtownie i dostrzegł dwie postacie w zbrojach z kapturami zaciągniętymi na głowę.
-Co to ma być?! Co to ma znaczyć?! -krzyknął.
-Proszę wybaczyć, drogi hrabio. -rzekł jeden z nich.
Von Freihoff nagle poczuł, że ktoś zarzuca mu worek na głowę. Próbował się bronić, lecz silne uderzenie w kark pozbawiło go zmysłów.
-Zabierzcie go w bezpieczne miejsce. I włos ma mu z głowy nie spaść. -rzucił jeden z intruzów -Niech Ulryk ma go w swojej opiece. Ruszajmy.

***
Hrabia von Vormann rozejrzał się z niepokojem. Prawdopodobnie prócz wielkiego inkwizytora nikt nie wiedział, że nie przybył na przyjęcie dla krotochwili. I że Dagert von Vormann znany jest w pewnych zamkniętych kręgach jako Quintus Batiathus. Podobnie jak Magnus, zauważył wymowny brak części gości. Wiedział, co to może oznaczać. Upewnił się, że ukryty sztylet dobrze wysuwa się z pochwy i oczekiwał najgorszego. Przyszło ono szybciej niż się spodziewał.
Drzwi otworzyły się pod wpływem silnego kopnięcia, a do sali wpadli zbrojni dzierżący miecze i kusze. Syknęły bełty. Bjarn wykazując się nie lada refleksem kopnął stół, wywracając go na bok. Pociski wbiły się w grube drewno z trzaskiem. Jeden z nich dźwięknął, uderzając o naramiennik Aszkaela, nie czyniąc mu krzywdy, lecz wybraniec również skrył się na blatem, wiedząc, że następnym razem może nie mieć tyle szczęścia. Inni byli mniej fortunni. Rycerz, którzy przed chwilę bełkotliwie przysięgał przed chwilę na czaplę zwalił się z bulgotem. Margrabia von Basel siedział przy stole z twarzą w misce. Z pomiędzy jego łopatek wystawała czerwona lotka. Bełty z sykiem przecinały powietrze, odnajdując swoje cele. Rozległy się krzyki. Reiner rzucił okiem przez okno.
-Otoczyli posiadłość mistrzu! Co robimy?! -krzyknął do Magnusa.
Ostatnio zmieniony 5 sty 2014, o 17:10 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Nim Smoczy Mag, zdołał cokolwiek odpowiedzieć wilczyca warknęła i skryła się pod stołem pociągając za sobą Anne. Wyraźnie dała mi do zrozumienia, że zbliża się jakieś niebezpieczeństwo. Rozejrzałem się nerwowo i zobaczyłem kilka tuzinów uzbrojonych po zęby żołnierzy. W pierwszej linii biegli kusznicy.
-Skurwy...- nie zdołałem nawet dokończyć przekleństwa, gdy przewróciłem stół i rzuciłem mego niedoszłego rozmówcę na ziemie, zaraz za jego partnerką. Pierwsza salwa strzał, następna i jeszcze jedna. Krzyki niosły się po całej sali, uciekający panicznie ludzie, tratowali się nawzajem. Dopiero po chwili dotarły do mnie kolejne wrzaski, dobiegające od strony wejścia do pałacu. Zostaliśmy otoczeni.
-Pozwolisz, ze dokończymy naszą rozmowę innym razem?- zapytałem, elf skinął głową z uśmiechem a w jego dłoniach już pojawiły się pierwsze płomienie. Sam nie miałem zamiaru czekać. Grot z masy perłowej zaczął unosić się, przywiązany do mojej szyi. Szybkim ruchem dłoni zerwałem wisior. Wypowiedziałem zaklęcie. Grot z ogromną szybkością uderzył w wejście, z którego wciąż wychodzili zamachowcy, powodując wybuch i tworząc ścianę ognia.
-Na długo ich nie zatrzyma.- krzyknąłem, a wzrok wszystkich zwrócił się w moim kierunku.- Pora zrobić to po co tu tak naprawdę przyszliśmy.- Zerwałem dwa krótkie ostrza ze ściany i rzuciłem się w tłum nieprzyjaciół, wilczyca ruszyła tuż za mną.
-Nareszcie!- usłyszałem rozradowany krzyk Krasnoludziego Zabójcy, a następnie ryk trolla. Ci którzy zginął od moich ciosów będą mieć szczęście...

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Biesiada trwała w najlepsze. Szlachta, upojona alkoholem pokazała swoje prawdziwe oblicze. Białe kryzy zachlapane sosami, jakaś para obmacująca się w kącie. Choć orkiestra grała wyszukane utwory, paru weteranów przypomniało sobie jakąś sprośną przyśpiewkę. Saito czuł, że ta luźna sytuacja prawie na pewno zmieni się zaraz w krwawą łaźnię. Czujny ronin dostrzegł, że brakuje kilku gości, w tym człowieka zwanego Magnusem. Bez wątpienia należał do jakiejś organizacji - jego towarzysze byli ubrani bardzo podobnie i zwracali się do niego "mistrzu"; Saito przez chwilę pomyślał, że to jacyś lokalni ninja.
Muzyka zmieniła się na wolniejszą i zmieszała z pijackim bełkotem biesiadników w powietrzu pełnym dymu i oparów alkoholu. Jakiś gruby baron podwinął rękaw i wstrzyknął sobie coś, prawdopodobnie narkotyk, bo chwilę później przewiesił się bezwładnie przez oparcie.
Saito oczyścił umysł. Drugni mówił coś do niego, ale samuraj nie zwracał na to uwagi, czuł tylko szorstką skórę rekina na Zabójcy Oni. W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i rozpoczęła się masakra:

Świst bełtów i przerażone krzyki oraz jęki rannych wypełniły salę. Saito zerwał się z szybkością kobry i dobył miecz zbijając bełt w locie, po czym wślizgnął się za przewrócony przez Bjarna stół. Wokoło spanikowani szlachcice usiłowali uciekać, lecz przez jedyne drzwi właśnie wpadali żołnierze.
- Zdrada! - Krzyknął ktoś chrapliwym głosem. Teraz już było wiadomo, dlaczego kazano pozostawić broń na zewnątrz, pytaniem pozostawało kto zorganizował szturm. Jakiś szlachcic usiłował zerwać ze ściany miecz, ale dopadł go wojak z mieczem i poderżnął gardło. Do zabitego przyskoczyła jakaś niewiasta, lecz i jej nie okazano litości - żołnierz chwycił ją za włosy i wepchnął zakrwawiony miecz głęboko w otwarte usta, po czym zrzucił kopniakiem bezwładne ciało.
Krew bryzgała na białe kafelki, wypełniając powietrze mdlącą wonią pola bitwy.
Saito spojrzał na Norsmenów porozumiewawczo, i gdy nastąpiła ognista eksplozja, Samuraj wyskoczył zza zasłony ze wściekłym okrzykiem bojowym, zbijając w powietrzu kilka bełtów. W kilku susach dopadł linii wroga i rozpoczęła się rzeź. Przeciwnicy byli dla niego jak małe prosięta, czekające na poćwiartowanie.

Muzyka: https://www.youtube.com/watch?v=dTaD9cd8hvw
Ostatnio zmieniony 5 sty 2014, o 17:43 przez Klafuti, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Farlin bujał się na krześle w narkotycznym transie. Wszystko powoli wirowało.
W pewnym momencie mocniej się wychylił i stracił równowagę, następnie rąbnął o ziemię.
Ten mały wypadek uratował mu życie. Ponieważ, w tym samym czasie zamachowcy wpadli do sali i otworzyli ogień w biesiadników. Bełty śmignęły nad nim.
Inni zawodnicy przewrócili ławę, tworząc z niej osłonę przed gradem pocisków. Uderzenie w głowę wyrwało niziołka z narkotycznego amoku, chodź świat nadal lekko wirował.
Było już słychać ryki krasnoluda, barbarzyńców i trolla. Hobbit podniósł się na nogi.

- Co się tu kurwa dzieje??!!!
- Zamach niziołku, to się dzieje. Odparł Aszkael i rzucił mu pod nogi miecz.

Na twarzy malca pojawił się szalony uśmiech a jego oczy złowieszczo błyszczały. Był szaleńcem już z natury a do tego trochę wypił i się zjarał. W ruch poszła proca i bomby.
Hobbit załadował pocisk i naciągnął gumę, następnie wychylił się zza narożnika i strzelił. Świat nadal wirował i z jego celnością nie było najlepiej. Mieli dostać kusznicy, zamiast tego trafił w ich kapitana stojącego na schodach. Jak to już niziołek wcześniej postanowił, wzmocnił wszystkie bomby trzykrotnie. Po wybuchu dowódca był wszędzie, jedna z nóg śmignęła nad stołem i trafiła w Iskrę.

W głowie Farlina pojawiły się jedna myśli:
Nic nie łączy "ludzi" jak wspólny wróg.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Ygg skończył jeść pieczeń zdobytą za pomocą pamiątkowej włóczni, wyczyścił miskę ze wszystkich cukierków, wychlał parę butelek wybornego, bretońskiego 60-letniego wina, zjadł łososia i jeszcze dopchnął serem. Czuł się najedzony, i teraz spokojnie siedział i powolutku trawił posiłek. Był na tyle spostrzegawczy że zauważył brak kilku szlachciców, hrabiego von Freihoffza, i zniknięcie zakutego w stal, klekoczącego siwego człowieka. W tym momencie otworzyły się drzwi, i jęki rannych, krzyki uciekających wypełniły salę. Bjarn z nie lada refleksem wywrócił stół, w jedynym wejściu stanęła ściana ognia, i jeden z zabłąkanych bełtów trafił Ygga, nie powodując wielkich szkód, co nie było by takie piękne gdyby trolle się nie regenerowały. Ygg wyjął tasak-topór i ozdobną włócznią rzucił w stronę wejścia, a krzyk poinformował o zabiciu wrogiego żołnierza. Usłyszał krzyk "śmisznego pomyrańczówego krasnoludka", potem potężnie ryknął. Kolejne bełty przecięły powietrze, Ygg zerwał ze ściany wielki młot, który dla przeciętnego człowieka byłby dwuręcznym, dla trolla jednoręczną bronią. Młot miał wyryte inskrypcje z boku, cały świecił się na biało-niebiesko. Noga wysadzonego kapitana śmignęła koło niego i trafiła elfkę za nią.

Rzeź, się rozpoczęła.
I nie miała się szybko zakończyć.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Tylko nie zabijcie wszystich odrazu, zaplanowałe dłuższy wieczór :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Byqu pisze:[Tylko nie zabijcie wszystich odrazu, zaplanowałe dłuższy wieczór :lol2: ]
[uznajmy, że będą wlewać się kolejne fale, z coraz cięższym sprzętem, jako finalny boss będzie Karl Franz na czołgu ciągniętym przez Luthora Hussa i Balthasara Gelta. :lol2: ]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Otoczony Reikgwardią z dzidami laserowymi. :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Do tego Saito biegający z mieczem świetlnym ;) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[No dobra, koniec offtopu, do akcji! Z dramatyzmem panowie, z dramatyzmem. :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Rabsp
Masakrator
Posty: 2445
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Rabsp »

Wesoła biesiada w mgnieniu oka zamieniła się w krwawy horror. Rozgorzała walka, krzyki przerażonych niewiast i szczęk mieczy wojowników wypełnił całą salę. Zawodnicy Areny zjednoczyli się wobec zagrożenia i stanęli ramię w ramię w jednym szeregu. Ci dobzi, ci źli, szlachetni oraz ci mniej okrzesani walczyli jak jeden. Płomienie wedle rozkazu Smoczego maga paliły kuszników z dystansu, cięzkie ciosy Aszkaela gromiły wojowników na lewej flance, natomiast Drugni i Saito wyrzynali napastników na drugiej flance. Wojownicy z północy bronili pozycji w centrum, barykada z przewróconego stołu wydawała się bardzo wytrzymała. Marr szybkim skokiem dostał się do ściany na której zawieszony był oręż. Nie myśląc długo pochwycił dwa krótkie miecze i wpadł w sam środek tłumu walczących. Pierwszy cios odbił się od tarczy przeciwnika, lecz drugi był celniejszy i dosięgnął boku jednego z najeźdźców. Krew polała się wartkim strumieniem po zbroi wojownika. Tak piękny widok dla wampira, tak podniecajacy. Marr wpadł w szał i żądza wzięła góre nad rozsądkiem. Wirujące w powietrzu miecze wampira ścięły jeszcze kilka głów, gdy oto szlachcic poczuł jak grot jednego z bełtów zatapia się w jego miękką tkankę. Naramiennik nie wytrzymał i nie ochronił wampira przed zranieniem. Marr zgrabnym ruchem wyszarpał bełt, oblizał grot ze swej krwi i zlokalizował strzelca. Kusznik wpatrywał się z osłupieniem na swój cel i nie dowierzał. Chwilę potem głowa strzelca leżała odseparowana od ciała, a wampir posilał się jego kwią lecząc dotkliwą ranę. Wokoło walka trwała w najlepsze...

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Za szybko ta nawalanka... chciałem jeszcze się pobawić bez flaków i posnuć sagi, ale wola MG.... ŚMIEEERĆ!!!
@Ps Castamerski spoiler, oby nam poszło lepiej niż Robbowi ]

Gadaniana toczyła się w najlepsze, podobnie jak impreza. Opowieści i wspominanie dawnych czasów wydawały się przy stoliku Norsmenów chyba najbardziej kulturalne, wobec zajęć reszty zgromadzonych. Pociągając obficie pitnego miodu, Bjarn zmierzył Magnusa złowrogim spojrzeniem błękitnych oczu.
- Pamiętaj tylko szalony kapeluszniku, że ja od czasu Areny zostałem kurwa bohaterem - zabijałem wszystko co chodzi po tej ziemi, nawet cholernego, elfiego smoka... O tobie od tamtego czasu jakoś nie słyszałem...
Ingvarsson popatrzył na Inkwizytora. Dawniej pełne słusznego ognia oczy sigmaryty stały się blade, bezbarwne. Nawet tęczówki i liczne przekrwione żyłki także wyblakły i zaszły jakby mgłą. Gdy siadał za stołem trybiki oraz tłoki syczały i terkotały, a samo obite skórą siedzisko jęknęło pod ciężarem metalowego ciała. Przez bladą skórę, z rzadka pokrytą siwymi włosami prześwitywały niebieskie żyły i czarne... przewody ? "Co się z tobą stało, Magnusie von Bittenberg? Czym... ty się stałeś ... W służbie swego boga miałeś podobno zabijać potwory, a nie stawać się jednym z nich."
- O mnie podobno głośno jest w całej Domenie Chaosu... - wtrącił Aszkael, opierając opancerzony łokieć o krawędź stołu. Jakieś sensory w kołnierzu Magnusa ostrzegawczo zabuczały na dźwięk ostatnich słów, lecz Inkwizytor jedynie ścisnął mocniej puchar z winem.
- Każdy czyni, co mu jest pisane moi chaotyczni adwersarze... przepraszam na moment. - rzekł swym rezonującym metalowo, charkoczącym głosem Magnus i wstał, oglądając się na swych ludzi.
Bjarn tymczasem zobaczył jak Thorrvald siedzi, obklejony młodymi arystokratkami według uniwersalnego aksjomatu 'ładniejsza-bliżej'. Jakaś blondynka w śmiele powycinanej, błękitnej sukni okręcała sobie wokół palca ogniste loki młodego jarla, a śmiejąca się panna o ufarbowanej na jaskrawy karmin grzywce pociągała go za brodę, z przejęciem słuchając gadania woja.

Obok Leif od dłuższego czasu rozmawiał z Drugnim oraz Kanedą i teraz młody chyba zbytnio napalił się na pitny miód oraz mętny trunek od samuraja. Łowca poklepał obu towarzyszy po ramionach i z pijacko przymkniętymi oczyma dosłownie przewalił się przez stół i w zbroi urąbanej potrawami wepchnął się na sam środek parkietu. Mimo że bez partnerki, nagle zaczął dynamicznie wykonywać naśladujący zwierzę, norski taniec - ( http://www.youtube.com/watch?v=mgd-cidF6UM ;) )
Pobliskie damy dyskretnie zaśmiały się za wachlarzami a co bardziej pijani usiłowali go nawet naśladować.
- Ta wóda od skośnookiego zryła młodemu banię. - pokręcił głową Bjarn. - Magnusie, jeszcze jedno zanim odejdziesz...
Zanim Inkwizytor cokolwiek odpowiedział, Bjarn rąbnął go z rozmachem w pierś. Głośny trzask metalu i jęk serwomotorów rozległ się w zapadłej ciszy. Jakiś wgnieciony przyrząd pod ramieniem wypuścił strumień pary. Przestraszeni goście zauważyli, że cios gołą ręką w metal nie sprawia najmniejszego dyskomfortu ani bijącemu, ani uderzonemu.
- To za spapranie cholernych egzorcyzmów ostatnim razem...
Magnus nachylił się i pomacał ręką wgięte żelazo. Soczewki wokół jego oczu zabuczały ostrzegawczo.
- Czekałeś z tym tak długo ?! Widać już że nie ta siła w pięści!
Obaj wybuchnęli śmiechem - Magnus urywanym charkotem, a Bjarn huczącym dudnieniem.
- Nie walczę z powodów, których pewnie sam się dowiesz, albo już je znasz... Przyprowadziłem za to tych twardzieli. Oby Olfarr i Ulfarr urwali ci łeb w pierwszej walce! Sam bym to zrobił, gdybym wiedział że takie skurwysyny jak ty biorą udział, ale obiecałem chłopakom... No, na zdrowie!
- Za pomyślność słusznej sprawy i na pohybel mięczakom! - zahuczał Aszkael, obejmując chichoczącą demonicę.
Obok Olfarr siłował się na rękę z Drugnim. Farin i Ulfarr oraz Saito głośno im kibicowali.
- Kurwa... Silny jesteś jak na człeczynę! Aż się napiję w uznaniu... - stęknął Drugni. Jego przeciwnik także wypił miodu.
- Mam, nadzieję że nie spotkamy się prędko na polu walki! - sapnął Olfarr. Obok jego brat stuknął się bukłakiem z Farinem.
- Więc to prawda, panie Kaneda ? - zapytał Ulfarr. - U was poluje jedynie służba, podczas gdy wy... medy... mept..
- Tak, medytujemy. Samuraj zabija jedynie wrogów, aRbo doskonaRi się w tej sztuce. PoRowania tyRko by nas od tego odciągały... Jeszcze wasabi ?
- Poproszę. - zaśmiał się norsmen, smarując zielonym chrzanem solone, kruche ciasto z Estalii, zwane tam "Nachos". - Ciekawe, co ta Arena przyniesie...
- Mnie... Ja poprosiłbym ją o tamtego cukrożernego trolla, jeśli można! - rzekł Drugni. Po chwili skończyli zawody remisem i rzucili się na liczne desery: galaretki z owoców, lukrowane ciasta i cytrynowe babeczki. Obok Bjarn zawzięcie rozmawiał o czymś z Aszkaelem, wpatrując się w Magnusa. Nagle każdy zarejestrował zmianę muzyki. Bjarn chciał się rozejrzeć po sali, ale stracił równowagę i złapał za rękę przechodzącego lokaja. Wtedy poczuł coś dziwnego. Szybkim ruchem wykręcił rękę draba i pod warstwą materiału znalazł... kółeczka kolczugi. Norsmen obalił sługusa i stanął nad Aszkaelem, pragnąc podzielić się przypuszczeniami na temat tego co znalazł. Lecz nie zdążył.

Drzwi otwarły się, wpuszczając bandę uzbrojonych po zęby ludzi w pancerzach bez liberii. Śmierć natychmiast zebrała swe żniwo wśrod zaskoczonych do żywego gości.
- Wiedziałem... było zbyt spokojnie... - szepnął Bjarn do Aszkaela, obalając podkutym butem stół. Śmigające bełty i kule przybiły do blatu kilka ze spadających półmisków i potraw. Obalony Olfarr podniósł się z ziemi i z chrzęstem ozdobnej zbroi podczołgał się do Wydartego Morzu.
- Co się...
- ...dzieje ?! - dokończył zań jego brat, doskakujący do osłony razem z Nippończykiem.
- ZDRADA! - ryknął jakiś szlachcic, po czym zwalił się na stojącą pod ścianą zbroję z krwawą pianą na ustach.
- Właśnie to. Stary hrabia pewnie zebrał nas tu by wszystkich wybić za jednym razem. Taka zemsta. Bo co to za gospodarz, który nie je z biesiadnikami ? - warczał Ingvarsson. - Pokażmy mu jakim w Norsce każemy Wergildem za złamanie świętych praw gościa!!!
Bjarn jedną ręką uniósł nad głowę wilcze futro z krzesłem, które momentalnie naszpikowały bełty, a drugą cisnął w kuszników sporą kadzią budyniu z truskawkową polewą. Następnie, ku przerażeniu skrytych za stołem ludzi i zawodników trójka Norsów skoczyła na wrogów na otwartym polu z głośnymi okrzykami bojowymi. Pierwszy z kuszników ledwo starł z oczu zółto-czerwoną maź, gdy wielka wytatuowana runami pięść wgniotła mu twarz do środka. Olfarr, który jako jednyny odnalazł w bałaganie swe zdobne rękawice z żelaza i kryształu, użył ich tłukąc napastników z siłą młota i parując ich ciosy. Bjarn podniósł szczupłego dryblasa z mieczem i futrzanym kapturem na wysokość oczu, po czym nadział go na halabardy i miecze jego towarzyszy. Cios topora ześlizgnął się po jego paradnej zbroi Białych Wilków - dobrze że zdecydowali się na takie stroje niż krępujące ruchy trykoty. Używając połówki srebrnej tacy jak topora Bjarn rozrąbał gardło nacierającego topornika z czarnymi bokobrodami i spojrzał na Thorrvalda. Norsmen chciał wyjść zza stołu arystokracji, lecz obwieszające go panny mu to uniemożliwiły.
- Ratuj nas, panie herosie! - pisnęła blondynka.
- Nie daj nas zabić, cny barbarzyńco! - dodała jej koleżanka. Wściekły jarl obalił je razem z sobą pod stół, unikając nawały pocisków. Po chwili pociągnięciem pancernej nogi odgrodził się od bełtów grubym baronem w czarnej peruce i wpadł na pewien pomysł.
- Olfarr! Łaaap! - ryknął, ciskając odpiętego od pasa Prunthila walczącemu zawodnikowi. Ten wyszczerzył się ponad warkoczykami na brodzie i ujął błyszczący, runiczy miecz doskonałej roboty.
- Teraz zatańczymy! - huknął Olfarr i rzucił się szaleńczo w gąszcz napastników, siekąc zamaszyście mieczem, zostawiającym błękitną tęczę i krwawe rozbryzgi na swej trasie. Topory, młoty i sztylety cięły jego paradną zbroję, a niektóre zostawiały nawet małe rany, ale Norsmen nie czuł tego dając sie ponieśc brutalnemu szałowi berserkera.
Za nimi Leif wytoczył się z uciekających niedobitków tancerzy i wciąż drżącą dłonią rozplótł dwa warkocze po bokach twarzy. Na jego ręce spadły dwa długie groty strzał na skróconych drzewcach bez lotek, które ukrył przemyślnie we włosach jako ozdoby. Jakiś człowiek w pełnym, płytowym pancerzu wycelował do niego z pistoletu. W ostatniej chwili Leif zatoczył się niekontrolowanie i pistolet wypalił w pustkę, wzbudzając krzyki gości. Leif targnął swym otępiałym ciałem i zwalił się wprost na strzelca, a gdy tylko wymacał mniej więcej głowę wbił jeden grot pod ucho, a drugi wprost w oko przeciwnika. Gdy wstał na klęczkach nad wykrwawionym zbójem, zobaczył walczącego Bjarna i bliźniaków Horkessonów.
- Muszęęęę... walczyć... - rzekł, po czym padł pod nogi pierwszemu domniemanemu przeciwnikowi. Lecz nie był to wróg, a Saito Kaneda. Upadający samuraj tylko dzięki Leifowi przeżył śmiercionośny zamach dwuręcznego młota, kilkanaście cali nad nim. Nippończyk chciał podziękować młodemu Norsowi, ale ten wydawało się już zasnął na ciele zabitego brzuchacza w pancerzu. Kaneda skoczył i wypatroszył człowieka z młotem, dołączając do masakrujących wrogów Bjarna i Olfarra. Jednak wszędzie poza nimi wróg bezkarnie mordował gości i rozbiegał się po sali, szukając zawodników...

Ulfarr odskoczył od wroga i kopnięciem obalił go na ziemię po czym z lśniącymi w locie, rozwianymi blond włosami i warkoczami zakleszczył przeciwnika w ramionach i poderżnął mu gardło nożem deserowym. Gdzieś przed nimi jakiś elf wyczarował płomienie, które dały im chwilę wytchnienia. Norsmen cofnął się za stół. I wtedy zobaczył galerię broni na ścianie, aż proszącą się o pokropienie ją posoką. Jak na razie każdy szlachcic który próbował jej sięgnąć kończył zwykle martwy, ale Norsmen dopadł do ściany, impetem wciskając w nią włócznika o śmerdzącym zdradzieckim hippokrasem oddechu i mocarnym szarpnięciem rozbił mu łeb o wiszący opodal buzdygan z zakrzywionymi kolcami. Horkesson porwał ze ściany trójkątną tarczę i wielki miecz o wilczej głowni. Zobaczył że brat wziął skądś miecz, więc zabrał dla niego tylko jakiś złoty puklerz, a dla Bjarna porwał wyglądający na zdecydowanie za duży dla południowców młot z ćwiekami na stylisku. Wtedy ujrzał kogoś, kto z przekleństwami siedział za stołem i wyglądał na walkę. Kogoś z wystającym niepraktycznie nad osłonę czubkiem głowy.
- Farin! Ty jeszcze tutaj ?! - cisnął mu topór o ząbkowanym ostrzu. - Bierz i walcz!
- Drugni gdzieś zniknął! A ja NIE jestem ANI Zabójcą ANI Samobójcą! Czekałem na okazję, bo za dużo tu plugawych bełtów!
- Słuchaj, najpierw przebijemy się do moich kompanów, bym mógł dać im tę broń, osłaniaj mnie! - ryknął już w biegu Horkesson, z rękoma obładowanymi bronią, kopniakiem posyłając z rozpędu wroga na wielki tort.
- Spokojna twoja dyńka... - zaśmiał się krasnal, głębiej wdeptując draba w tort i ścianając kolejnego. - Ej! A kto to ?!
Ulfarr spojrzał w górę, na galerię za grubym paluchem dawiego. Tam, w cieniu balustrad zobaczył surową, emanującą chłodem postać Wielkiego Mistrza Białych Wilków, otoczoną rycerzami w futrach i muszkieterami. Czekali na komendę do eksterminacji...
- Farin!!!! Musimy się tam dostać, choćby we dwóch! - wskazał schody w kącie pomieszczenia. - Dam tę broń Bjarnowi i lecimy...
- Oberwie się sukinsynowi wilczemu za psucie nam popijawy!!!! - zaryczał Zwiadowca, kręcąc nad głową toporem.

[ Dodałem bossa! Nie zabijcie za szybko bo ma otoczkę i nas rozstrzelają! ]
Ostatnio zmieniony 5 sty 2014, o 19:43 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Starcie trwało w najlepsze kilka bełtów uderzyło o stół za który kryli się zawodnicy. Samuraj efektownie zbijają bełt wślizgnął się za prowizoryczną barykadę. Magnus zapewne knuł jakiś plan wyjścia z opresji. Aszkael wyszarpnął miecz z pochwy. Już miał narzekać na to że nie zabrał swojej tarcze kiedy zaledwie pół metra od niego wylądowała jedna z naściennych ozdób. Dość spora prostokątna tarcza z herbem gospodarza, prócz tego były przyczepione do niej dwa miecze. Wybraniec zaraz przyciągnął ją do siebie, jeden z mieczy podał Bjarnowi a potem rzucił okiem komu zawdzięcza ten prezent. Królik w końcu na coś się przydała. W końcu na coś się przydała. Chwile później w jej stronę popędził jakiś zbrojny, jednakże jego los był sromotny. Ognisty pocisk elfiego maga trafił go w twarz przepalają się na wylot. Kolejne bełty przeszyły powietrze a towarzyszył im akompaniament krzyków i przekleństw. Aszkael zauważył wreszcie niziołka starającego się podnieść krzycząc zdziwiony tą sytuacja

- Co się tu kurwa dzieje??!!!
- Zamach niziołku, to się dzieje.- Odparł wojownik rzuciwszy drugi miecz w stronę hobbita. Może był szaleńcem ale w tych okolicznościach stanowił sojusznika cennego na wagę złota.

Po drugiej stronię sali grupka napastników obrała sobie na cel elfy. No nic trzeba było przejść do ofensywy. Bełtów było coraz mniej. Dwóch strzelców zaszło barykadę od boku. Nie dobrze żadnego z zawodników tam nie było, a pozostali goście nie przestawiali żadnej użytecznej siły bojowej. Aszkael podniósł się dwa bełty ugrzęzły w futrze które miał na sobie nie wyrządzając mu szkody. Wojownik sięgnął w płaszcz tuż nad ramieniem. Kusznicy ładowali właśnie broń. Szybkim ruchem wybraniec cisnął w ich stronę... kota. Obaj opuścili broń a na ich twarzach pojawiło się zaskoczenie
- Co to kurw........- nie zdążyli dokończyć kiedy kocia bestia trafiła ich w swojej normalnej formię, i za pomocom ostrych jak stal pazurów zaczęła przerabiać ich na podroby.
Aszkael w końcu podniósł tarczę. Solidna dębina okuta żelazem, Już po chwili miała w sobie kilkanaście bełtów.
- Von Bittenber mam nadzieje że wykombinujesz jak wydostać się z tej rezydencji!- krzyknął Aszkael ruszając w stronę zamachowców stojących teraz między zawodnikami a płonącą ścianą stworzoną przed chwilom prze elfiego maga. I miał nadzieje że zdoła się uporać z nimi aby i jemu dano spróbować swych sił z mistrzem zakonnym który właśnie przybył.
Ostatnio zmieniony 5 sty 2014, o 20:39 przez Rogal700, łącznie zmieniany 2 razy.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Drugni siedział skulony za przewróconym stołem i klął na czym świat stoi. Był wściekły i to głównie na siebie samego. Zostawił topór przy wejściu i poszedł na ucztę kompletnie bezbronny. Nie zauważył, że podczas biesiady zniknęło kilka najważniejszych osób na sali z hrabią von Freihoffem na czele. Nie zorientował się, że Saito, który ewidentnie wyczuł niebezpieczeństwo, już dawno przestał go słuchać i szykował się do walki. Zmiana granej muzyki przez orkiestrę, subtelna, ale jakże znacząca, również umknęła jego uwadze.
Jednym słowem, dał się zaskoczyć. I gdyby nie szybka reakcja Bjarna, już byłby trupem. Leżałby martwy wśród innych bezbronnych biesiadników, pociętych mieczami i podziurawionych bełtami. Pomordowanych jak zwierzęta, wśród rozlanego wina i rozrzuconego jedzenia. To nie byłaby śmierć, jakiej szukał.
Na samą myśl aż zatrząsł się ze wściekłości.
- SKURWYSYNY ! - Ryknął, po czym wyskoczył zza stołu z gołymi rękoma, chcąc bić i mordować.
Wszędzie wokół latały bełty i przekleństwa, ludzie, mając zablokowaną drogę ucieczki, biegali gdzie popadnie szukając jakiejkolwiek ochrony przed morderczymi pociskami. Każdy, kto tylko spróbował zerwać broń ze ściany i walczyć o swoje życie, był z łatwością masakrowany przez lepiej opancerzonych i wyszkolonych ciężkozbrojnych.
Tylko zawodnicy Areny stawiali opór.
Drugni zaszarżował na najbliższego wojownika, który, widząc nadbiegającego przeciwnika, uniósł miecz do ataku. Ku jego zaskoczeniu, Zabójca rzucił się na śliską od krwi i wina posadzkę i podciął go potężnym ślizgiem. Zbrojny rąbnął ciężko o podłogę, wypuszczając miecz z ręki. Krasnolud błyskawicznie stanął na nogi z długim, błyszczącym widelcem w mocarnej dłoni. Wojownik nie zdążył nawet pisnąć ze strachu, kiedy Dawi wsadził mu srebrny sztuciec w wizjer hełmu, wydłubując lewe oko i wbijając się głębiej, aż do mózgu.
Zostawiwszy wijącego się konwulsjach przeciwnika, porwał z podłogi urwaną nogę od stołu i zaatakował kusznika, który widząc efektowny zgon kolegi, wziął krasnoluda na cel.
Szczęknęła cięciwa i Drugni poczuł, jak rozpędzony bełt przelatuje mu na uchem, milimetry od skroni. Spanikowany strzelec próbował przeładować broń, ale w pośpiechu wypuścił kolejny pocisk z ręki. Zabójca rąbnął go lagą w kolano, które wygięło się po zgoła niewłaściwym kątem. Kusznik zawył i próbował odskoczyć do tyłu na jednej nodze, ale potknął się o trupa bezgłowej kobiety i upadł na ziemię. Dawi nie miał dla niego litości - rozwalił mu łeb kilkoma mocarnymi ciosami maczugi.
Słysząc bojowy okrzyk za swoimi plecami, wzniósł pałkę do gardy. Cios jednak nie nadszedł. Atakujący go żołdak został trafiony włócznią, która przebiła go na wylot z nieludzką mocą. Drugni nie musiał się nawet odwracać. Widział, że tylko Ygg był na tyle silny, aby cisnąć oszczepem z drugiego końca sali z taką siłą. No, może jeszcze i Aszkael, ale on miał teraz zajęte ręce.
Zabójca odrzucił zakrwawioną nogę od stołu, rozglądając się za jakąś prawdziwa bronią. Zauważywszy całą ścianą obwieszoną różnego rodzaju orężem, aż pacnął się w czoło przeklinając własną głupotę. Mógł pójść tam na początku starcia !
Nie zwlekając ani chwili dłużej, podbiegł do ściany i zdjął z niej ciężki młot bojowy. Jego głowica była już lekko zardzewiała, a stylisko posmarowano jakimś klejącym się gównem do konserwacji drewna. Najwyraźniej już od dawna pełnił funkcję wyłącznie ozdobną. No cóż, dzisiaj po raz kolejny posmakuje krwi.
Uzbrojony w nowe narzędzie do zadawania bólu i śmierci, Drugni wskoczył na zawalony jadłem stół, unosząc młot nad głową.
- UZKUUUL ! - Ryknął wściekle w khazalidzie, krusząc czaszkę najbliższego zbrojnego, który chciał go ściągnąć na ziemię rohatyną.
Wtedy zauważył coś, a raczej kogoś, kto wyglądał dowodzącego całym tym bałaganem.
Wielki Mistrza Białych Wilków stał w cieniu balustrad, otoczony rosłymi wojownikami i muszkieterami. Zauważył też, jak Ulfarr, ten normsen, co częstował go miodem i Farin pokazują go sobie palcami i biegną w stronę schodów w kącie pomieszczenia. Dobrze wiedział, co planowali.
- Ej, czekajcie ! - Krzyknął do nich zeskakując ze stołu i waląc młotem po kolanach najbliższego zbrojnego - Lecę z wami !
Ostatnio zmieniony 5 sty 2014, o 19:16 przez Chomikozo, łącznie zmieniany 1 raz.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Właśnie starał się zapić ten wieczór, kiedy przez zamknięte do tej pory drzwi, wpadła grupa zbrojnych strzelając do gości z kusz. Chcieli wszystkich zabić czy co? Kątem oka zobaczył jak samuraj zbija lecący w jego stronę bełt ciosem swojego dziwnie wyglądającego miecza. Nie miał zbyt wiele czasu, by pozachwycać się techniką czy też szybkością Nippończyka, gdy zauważył, że jeden z kuszników mierzy do niego. Galreth poczuł nagle ciepło w okolicy nadgarstka. Świat jakby zwolnił, a on sam przyspieszył. "A więc tak działa ta obręcz" Do tej pory assasyn nie miał okazji jej przetestować. Uniknięcie lecącego bełtu stało się dziecinnie proste. Większość gości nie miała jednak takiego szczęścia. Wielu padało jak muchy od strzałów. Tylko zawodnicy zdawali się przetrzymać pierwszy atak. Czy to dzięki pomyślunkowi, jak ci którzy zasłonili się stołami, czy dzięki niesamowitym zdolnościom, jak samuraj, albo naturalnym warunkom, takim jak regeneracją trolla. Na taką formację nożyki nie wystarczą. Galreth poszedł za przykładem, niektórych zawodników i zerwał że ściany miecz dorównujący długością "Ostatniemu" i ruszył do walki z łatwością ścinając pierwszego żołnierza, który do niego dotarł. Przez chwilę miał ochotę bronić Iskry kiedy zobaczył, że zaatakowała ją lecąca nogą, ale stwierdził, że sobie poradzi. Tym bardziej z wybuchami pochodzącymi od niziołka. Kto jak nie smoczy mag okiełzna ogień. Zabijając kolejnego napastnika, zastanawiał się tylko co atakujący chcieli osiągnąć, bo jak na razie zawodnicy radzili sobie doskonale.

[Napoprawiałem tych błędów... Nie chciałem wypaść z akcji i pisałem z telefonu siostry :D ]
Ostatnio zmieniony 5 sty 2014, o 20:44 przez Pitagoras, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Otoczyli posiadłość mistrzu! Co robimy?! -krzyknął do Magnusa.
Von Bittenberg z gniewem w oczach warknął -Za mną... kurwa...- i czym prędzej szybkim krokiem udał się w stronę tylnich drzwi. Podbiegł do niego jeden z jego agentów przebranych za muzyka z rapierem w ręce i zaczął krzyczeć -Wielki Inkwizytorze! Ciężkozbrojni otoczyli dom! Zawodnicy się "okopali"! Nasze czujki z zewnątrz nie odpowiadają! Co robić!?-
Von Bittenberg odparł -Ora et labora!- po czym złapał za gardło biegnącego na niego zbrojnego i podniósł go po czym wbił w ziemię z wrzaskiem pozbawiając go życia. -Reiner! Za mną! A ty staraj się przeżyć!-
Von Bittenberg podszedł do drzwi i wywarzył je kopnięciem. -Mistrzu!- wrzasnął Reiner i rzucił się na wielkiego inkwizytora jak zobaczył celujacego do niego kusznika. Nie zdołał on jednak przewrócić okutego w stal Magnusa ,jednak bełt szczęśliwe poszybował i wbił się w kolano Von Bittenberga. Ten spojrzał gniewnie w kawałek pocisku po czym warknął -Nie ma czasu! Idziemy!- i nie zwalniajac kroku poszedł dalej. Reiner wypalił do strzelca z pistoletu i pobiegł za mentorem. Łowcy czarownic przeszli kuchnię w której kilku kucharzy kryło sie pod stołem ściskajac w rękach patelnie i chochle ,po czym popchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz. Od razu podbiegło do niego trzech brodatych okutych w stal wojowników z młotami ,ale zatrzymał ich rozkaz wydany przez siedzącego na koniu dowódcę okutego w srebrną stal. Był nim Wielki Mistrz Zakonu Białego Wilka. Dzierzł on dwuręczny młot w kształcie głowy wilka. -A! To ty ,Wielki Inkwizytorze! I jak ci się podoba?! Tak działają słudzy Ulryka!-
Magnus z gniewem w oczach podszedł podszedł do rycerza po czym wrzasnął -Co wy kurwa robicie?! Miałeś czekać na wezwanie do diabła! Miesiące planowania mogą wziąśc w łeb!-
Brodaty wojownik parsknął -Ha! Wszystko pod kontrolą!-
Von Bittenberg odparł -Pod czyją kontrolą do tępej dziwki! Nic nie jest pod kontrolą! Tam trwa rzeźnia! Odpowiesz za to!-
-Może i odpowiem ,ale przynajmniej oczyszczę moje miasto! Zabiję zawodników i szlachtę za to odpowiedzialną! Zło trzeba tępić w zarodku!- rzekł chłodno Wielki Mistrz
-Ty durniu! Zabijesz paru kmiotów i tyle! Nie znamy organizatora! Nie znamy nawet miejsca Areny! Nie wiemy nic!-
Wojownik Ulryka odparł -Nazwałeś mnie durniem?! Mnie? Wielkiego Mistrza!-
Von Bittenberg wrzasnął -Sigmarze wybacz ,że uniosłem się gniewem!- po czym złapał konia za lejce i z niezwykła siłą przewrócił wierzchowca posyłajac jeźdźca w śnieg ,po czym dostąpił do niego i rozkwasił mu mordę żelaznym butem. Trójka rycerzy chciała się na niego rzucić ,ale Magnus wyciagnął w ich strone rękę i wrzasnął -Stać!!!- ,rycerze zatrzymali się albo z powodu rangi Wielkiego Inkwizytora albo z powodu miotacza ognia w jego ręce.
-Reiner! Wracamy do środka! Trzeba uratować co się da!-

*****
Chwilę później Magnus wparował do sali przewracając kilku wrogów -Reiner! Za stoły!- wrzasnął i popchnął ucznia za barykadę zbudowaną pobieżnie przez zawodników. Wielki Inkwizytor zerwał ze ściany jakiś miecz dwuręczny i pochwycił go mocno w ostatniej chwili parujac cios jakiegoś wojownika ,po czym silnym kopniakiem wgniótł jego pancerz tak ,że ten zaczął się krztusić i upadł na ziemię. Kiedy do sali wbiegł z zakrwawionym nosem Wielki Mistrz z gwardią warknął -Von Bittenberg! Może i za to odpowiem! Ale urżnę ci łeb!-
Ostatnio zmieniony 5 sty 2014, o 19:46 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Hobbit raz za razem wypuszczał zabójcze pociski. Z powodu narkotyku nie zawsze trafiały w cel, jednak i tak siały śmierć i zniszczenie w szeregach wroga.
W pewnym momencie usłyszał bojowe okrzyki. Kontem oka zauważył innych zawodników areny szarżujących na wroga. Postanowił do nich dołączyć.
Obok niego leżał wielki żelazny kocioł. Farlin wpadł na genialny pomysł!! Niestety nie dane mu było go wprowadzić w życie od razu. Tylko jego spostrzegawczość pozwoliła mu na uniknięcie ciosu potężnym toporem, który trafił w naczynie robiąc w nim otwór 5 cm na 20. Niziołek przeturlał się pomiędzy nogami przeciwnika i zaatakował od tyłu. W ruch poszły sztylety. Najpierw szybkim cięciem przeciął jego ścięgna. Kiedy upadał, malec wskoczył na niego i podciął mu gardło.
Hobbit uśmiechnął się.
- Ha, ten idiota jeszcze bardziej udoskonalił mój plan!!!
Następnie wlazł do środka i obrócił go do góry dnem. Przez otwór mógł atakować i patrzeć gdzie idzie, a grube ścianki chroniły go przed bełtami. Ruszył powoli przed siebie. Pociski śmigały w powietrzu i odbijały się od osłony. Ding!! Dong!!! było słychać co chwilę. Co jakiś czas posłał śmiercionośną kulkę w niczego nie spodziewających się żołnierzy.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Zwinnym obrotem Saito zszedł z linii rażenia miecza, jednocześnie odwracając chwyt na katanie i wbił ją w podbrzusze kusznika, którego nie zdołał ochronić półpancerz, zaś lewą ręką chwycił nadgarstek miecznika, wykręcając mu dłoń tak, że wypuścił on swoją broń. Saito pociągnął adwersarza jeszcze bardziej i, wyrywając w imponującej fontannie krwi Zabójcę Oni, jednym ruchem pozbawił wroga głowy. Zbił kolejny cios, złapał następnego żołdaka i posłużył się nim jako tarczą, przyjmując na niego kilka bełtów. Silnym kopnięciem posłał postrzelonego w grupę przeciwników obalając kilku na ziemię. W tym momencie usłyszał szum powietrza i już miał wykonać unik, gdy poczuł jakąś masę ciągnącą go na podłogę. Obuch poleciał nieszkodliwie dalej, a ronin spostrzegł, że przypadkiem uratował go Leif, z którym chwilę wcześniej mieszali alkohole. W pierwszej chwili, Nippończyk chciał podziękować swojemu nieoczekiwanemu wybawcy, lecz młody wojownik miał już zrytą banię i zasnął snem sprawiedliwego na jakimś brzuchaczu, śniąc o kabinie numer sześć. Tymczasem Saito, wciąż na podłodze, doskoczył do człowieka z młotem i obciął mu nogę w stopie. Gdy imperialny padał, samuraj nastawił miecz, patrosząc wnętrzności na białe kafelki posadzki i otwierając blachę pancerza jak puszkę konserw. W tym momencie dostrzegł jakiś ruch na galerii - był to Mistrz Zakonu Białego Wilka, wraz ze świtą muszkieterów. Samuraj zerwał się na równe nogi i wraz z pozostałymi wojownikami zaczął wycinać sobie drogę do wyjścia. Wszystko wskazywało na to, że za atak odpowiada nie kto inny ale tamten właśnie rycerz.
Kaneda wiedział co za chwilę nastąpi - jednym ruchem znalazł się ze plecami jakiegoś szczególnie wysokiego draba i trzymając go przedramieniem za gardło ukrył się, akurat gdy rozległ się huk wystrzałów, a podłoga potrzaskała się w biały gruz. Saito poczuł jak mężczyzną szarpnęło kilka razy - gdyby nie jego zbroja i ciało, Samuraj zostałby rozniesiony w strzępy. Na szczęście muszkiety miały długi czas przeładowania.
- Zabić! Wszystkich zabić! - Dobiegał głos z góry. Wtem, kątem oka zobaczył jak Magnus wybił kopniakiem dębowe, okute drzwi wraz futryną, jakby było to byle próchno. Korzystając z okazji puścił się pędem do wyjścia. Przeszedł przez kuchnię, gdzie kulili się ze strachu kucharze trzymający w drżących dłoniach noże, patelnie i inne sprzęty, którymi pewnie chcieli bronić się w akcie desperacji. Wtem Saito poczuł chłodny powiew dochodzący z drzwi na końcu korytarza. Gdy był już przy wyjściu, z zewnątrz dobiegły go głosy - jak domyślił się samuraj (słusznie z resztą) Magnus i Mistrz Zakonu kłócili się o coś:
-Może i odpowiem ,ale przynajmniej oczyszczę moje miasto! Zabiję zawodników i szlachtę za to odpowiedzialną! Zło trzeba tępić w zarodku!- rzekł chłodno Wielki Mistrz
-Ty durniu! Zabijesz paru kmiotów i tyle! Nie znamy organizatora! Nie znamy nawet miejsca Areny! Nie wiemy nic!-
Wojownik Ulryka odparł -Nazwałeś mnie durniem?! Mnie? Wielkiego Mistrza!- Saito usłyszał tylko ten fragment rozmowy, którą zakończył łoskot zbroi i makabryczny dźwięk miażdżonej twarzy. Wtedy Kaneda usłyszał rozkaz powrotu, wydany charakterystycznym, charczącym głosem i dźwięk kroków. Ronin uznał, że na razie lepiej uniknąć konfrontacji i ukrył się pod stołem w kuchni, zasłaniając skonfundowanemu kuchcie usta, gdy Magnus wraz ze swoim uczniem przebiegli z powrotem na salę. Odczekał jeszcze chwilę, i ruszył za nimi, tak by pozostać niezauważonym. To, co usłyszał przed momentem dało mu wiele do myślenia - najwyraźniej za całą tą areną kryło się coś znacznie ważniejszego.
Już po chwili wraz z resztą zawodników Saito odpierał szturm zamachowców, broniąc tym samym ocalałą z masakry garstkę szlachty. Kilku z nich zdołało uzbroić się w oręż rozwieszony na ścianach, lecz wielu uczestników leżała zakrwawiona na podłodze, lub, co tyczyło się głównie kobiet, ukrywało za prowizorycznymi barykadami z przewróconych stołów.

W tym momencie do sali wbiegł Mistrz Zakonu z zakrwawioną twarzą i kilkoma przybocznymi. "Więc jednak przeżył" - Pomyślał Kaneda i przygotował się do odparcia nowego zagrożenia.
Ostatnio zmieniony 5 sty 2014, o 20:27 przez Klafuti, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Magnus zamachnął się mieczem i rąbnął w tarczę przeciwnika ,po czym prędkim ruchem wykrecił się i uderzył z dołu wytrącajac miecz przeciwnika ,ten padł na ziemię odrzucony siłą uderzenia i zaczął coś wrzeszczeć kiedy Wielki Inkwizytor odrąbał mu głowę. Magnus opuscił miecz zdyszany i odkaszlnął mechanicznie ,kiedy zorientował się ,że gwardia w futrach towarzyszący Wielkiemu Mistrzowi przeładowywuje poprędce broń i szykuje sie do salwy. Von Bittenberg w chwilę przeleciał wzrokiem po całej sali i w ułamku sekundy jego umysł rozpoznał go w całej sytuacji. Widział jak Wielki Mistrz wrzeszczy coś do strzelców i kieruje w jego stronę wielkim młotem ,jak Farlin z Drugnim przecieraja się gdzieś miedzy stołami ,jak Aszkael masakruje wrogów wspomagany demonicą zmieniającą kształty ,widział jak z wyrafinowaną precyzją ronin powala wrogów oraz jak drużyna Bjarna stara się zbić w całość za barykadą ,gdzie któryś z Norsmenów szarpie Reinera i coś do niego wrzeszczy. Dostrzegł też innych zawodników siedzących za stołami i szukajacych okazji do ucieczki ,jego uwagę zwrócił zwłaszcza nieumarły wampir. Łowca czarownic w chwilę zanalizował sytuację ,jednak nagle usłyszał wrzask komendę celowania i obrócił ze zgrzytem głowę w kierunku Wielkiego Mistrza -Ognia!!!- ryknął i słychać było huk. Von Bittenebrg poczuł szarpnięcie i padł na podłogę. Spojrzał w górę i ujrzał leżącego na nim Bjarna ,który nawykowo zakrywał głowę przed świszczacymi kulami. -Co?- mruknął sucho Wielki Inkwizytor zdziwiony widząc poświęcenie wojownika i siłę ,która zdołałą go powalić
-Nie wyobrażaj sobie za dużo ,Magnus! Lepiej gadaj co wymyśliłeś ,gdy do ciebie napierdalają?!- wrzasnął Wydart Morzu próbując przekrzyczeć hałas.
Von Bittenberg odparł chrypwoatym głosem przewracajac stół stojacy obok ,aby zapewnić osłonę -Słuchaj!Trzeba stąd spierdzielać! Nie zabijemy tego zdradzieckiego psa! Musimy opuścić rezydencję! Jeśli to nadal Arena Śmierci to organizator zapewne nas wyciągnie! Zbieraj tych zawadiaków i niech będą gotowi! Odwrócę uwagę tych sukinsynów! Kiedy znów wypalą macie spierdalać do tylnich drzwi! I na górę schodami!- Bjarn spojrzał na niego niebieskimi oczyma i przytaknął lekko głową -Zrobię to! Tylko daj nam czas!- warknął
-Nie ma ,kurwa czasu...- szepnął Von Bittenberg do siebie grzebiąc coś przy miotaczu ognia
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Deja vu?- parsknąłem śmiechem, gdy zobaczyłem wszystkich zawodników walczących razem, ramie w ramię. Jeden osłaniał drugiego, na zmianę zadawaliśmy ciosy. Wyglądało to tak, jakbyśmy od lat walczyli razem przeciw niezliczonym hordom wroga. Wilczyca parła wciąż naprzód, a ja by zabezpieczać jej tyły z językiem na gębie powalałem kolejnych przeciwników szybkimi, pojedynczymi cięciami. Te miecze musiał wykonać elficki kowal. Kilka obrotów, pchnięcie z wyskoku. Wyparliśmy większość wrogów z przynajmniej połowy jadalni. Powstał front, za którym bezbronni ludzie zabierali rannych bliskich i już nieco spokojniej chowali się za stoły. Ułożyli barykada, za której strzelali z kusz przechwyconych od wroga. Powoli szala zwycięstwa przechylała się na naszą korzyść. Jednak to była tylko złudna nadzieja. Zamieć spojrzała na korytarz przez który weszliśmy i zawyła przeraźliwie. Uderzą od głównego wejścia. Rozejrzałem się. Ranni, kobiety i dzieci szlachciców. Jeśli nie zmienimy frontu zostaniemy otoczeni, a oni wszyscy stracą życie. Zagwizdałem. Anna spojrzała na mnie i rzuciła w moją stronę łuk i kołczan ze strzałami. Stary, ale wciąż nadawał się do strzelania. Wilczyca wyrwała się z kręgu przeciwników i razem pobiegliśmy w stronę z której nadciągało nowe zagrożenie. Zauważyłem, że kilku zawodników uparcie parło naprzód, a szczególnie hobbit wyglądający teraz komicznie. Menthus z Caledoru rzucał w przeciwników kule ognia, gdy zauważył mnie chwycił moje ramie.
-Przyda ci się pomoc?- zapytał, blizna na jego policzku pulsowała. Uśmiechnąłem się i dźgnąłem rycerzyka, który właśnie chciał zadać śmiertelny cios Smoczemu Magowi.
-Im nas więcej...
-Tym weselej.- zakończyła za mnie Anna z mieczem ręku i rozdartą w suknią. Zmierzyłem ją wzrokiem od góry do dołu.- No co?- rzekła z głosem pełnym irytacji.- Krępowała moje ruchy. -szybko dołączyła do nas partnerka Menthusa. Wysłałem grad strzał i wypowiedziałem kolejne zaklęcie, chwile za moim atakiem runęła tam również magia moich nowych towarzyszy. Wybuch był ogromny i ogłuszył chyba wszystkich na sali. Nikt jednak nie przerwał walki. A po chwili przez wciąż płonące wejście, do środka sali biesiadnej wpadli kolejni wrogowie. Tym razem to Menthus, ocalił mi życie. Skomentował to krótko:
-Jesteśmy kwita.
Rzuciłem łuk i znów dobyłem mieczy, razem z Anną i Zamiecią ruszyliśmy na przeciwnika. Osłaniani kulami ognia Smoczego Maga i jego uczennicy. Odcięli nam drogę ucieczki.
[Nie ma lekko xD]

ODPOWIEDZ