arena of Death nr 11
Witam po weekendowej przerwie
Zaglądam na forum, a tu taka miła wiadomość
Garthor uniósł miecz do pyska i z lubośćią zlizał krew Elfa. Tak jak przypuszczał, Elf był szybki, bardzo szybki. I silny. Rana w boku cały czas paliła go niczym ogień. Ale rana się zrośnie i pozostanie tylko blizna. Jedna z wielu. Więcej nie bedzie sie nią przejmował.
Garthor wzniósł łeb ku niebu i wydał głośny ryk. Dziękował bogom za obdarzenie go siłą i wytrzymałością w tej walce. To im zadedykował to zwycięstwo. Pierwszy krok ku chwale został wykonany. Zostało jeszcze parę.
Brocząc krwią z rany Garthor zszedł z Areny. Rana z pewnością się zabliźni.
Wychodząc usłyszał, że następnym przeciwnikiem będzie podobno goblin. Prychnął z dezaprobatą ... kolejne bezrogie ścierwo niewarte uwagi ...
P.S. Sorka, że z opóźnieniem ale czasem są siły wyższe
Zaglądam na forum, a tu taka miła wiadomość
Garthor uniósł miecz do pyska i z lubośćią zlizał krew Elfa. Tak jak przypuszczał, Elf był szybki, bardzo szybki. I silny. Rana w boku cały czas paliła go niczym ogień. Ale rana się zrośnie i pozostanie tylko blizna. Jedna z wielu. Więcej nie bedzie sie nią przejmował.
Garthor wzniósł łeb ku niebu i wydał głośny ryk. Dziękował bogom za obdarzenie go siłą i wytrzymałością w tej walce. To im zadedykował to zwycięstwo. Pierwszy krok ku chwale został wykonany. Zostało jeszcze parę.
Brocząc krwią z rany Garthor zszedł z Areny. Rana z pewnością się zabliźni.
Wychodząc usłyszał, że następnym przeciwnikiem będzie podobno goblin. Prychnął z dezaprobatą ... kolejne bezrogie ścierwo niewarte uwagi ...
P.S. Sorka, że z opóźnieniem ale czasem są siły wyższe
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Opity piwem xxxxxx krasnolud wtoczył się na arenę. Nie to by był pijany. Krasnoludowie bywają pijani po wypiciu dużej ilości trunku a Brugvald dziś wypił jedynie beczułkę tego specjału. Zaiste byłwesoły bo wreszcie jego pistolety znów zaśpiewają. To była arena. I tu była twierdza krasnoludzka. Z wysokości murów patrzyli na niego przodkowie a co może bardziej zmotywować krasnoluda do bitki jeśłi nie złoto. Właśnie przodkowie. Brugvald już nie mógł się doczekać. Pokaże i żywym człeczynom i swym przodkom na co go stać.
Derrak Kochający Śmierć beknął podjadając sobier nogę goblina którego złapał w jakimś korytarzu. To był jeden ze służebnych goblinów maga ale nie podejrzewał żeby tamten zauważył że kogoś brakuje. W sumie Derroka niewiele obchodziło zdanie maga. Był głodny i tyle. Było godzej. Nie najadł się bo noga się waśnie skończyła. Teraz jednak miał walczyc z jakimś brodatym krasnoludem i była szansa na świeże mięsko. Krasnoludy są dosyc twarde ale po wyrzuceniu brody bywały nawet smaczne. Dewrrok wstał i zjadł ostatniego kęsa. Oblizał palce i udał się na arenę.
Gdy zagrzmiał gong. Brugvald wzdrygnął się. Wielkolud stojący przy nim wzbudzał respekt. Ale Brugvald miał powiedzenie . Im większy wróg, tym większy jego upadek. Pamiętał że wuj Girvald upolował kiedyś nawet olbrzyma a te były dużo większe od takich ogrów. Gdy góra mięsa zawołała „Ja zgnieść!” i „ Ja zmiażdżyć twoja pysk” ruszając na niego, wyciągnął pistolety. Mistrz inżynier wymierzył dokładnie i huknęły strzału. Kule uderzyły w ogra, ale tylko ta która trafiła w pierś sprawiła ogrowi ból. Derrok syknął bo choc rana była wielka to dziura po kuli irytowała. Ruszył przed siebie taranując brzuchem. Brugvald nie zdążył zejść ogrowi całkowicie z drogi i masa mięsa uderzyła go. Odleciał kawałek do tyłu. Oberwał przy okazji okutymi pięściami i twarz już mu siniała. Splunął krwią. Brugvald chwycił mocniej topór. Pewnym uderzeniem wbił go w pierś wielkoluda. Skóra jego przeciwnika była twarda ale jednak przerąbał się do krwi. Derrok ryknął boksując pięściami inżyniera Okute żelazem rękawice raz po raz spadały na krasnoluda. Przedstawiciel ludu grungiego siniał na twarzy coraz bardziej i już nie mógł trafić ogra swoją bronią. Zaczął się cofać starając się uniknąć razów. W końcu silny cios pod podbródek odchylił głowę Brugvalda do tyłu aż kręgosłup trzasnął. Krasnolud padł bez tchu. Derrok uśmiechnięty od ucha do ucha podszedł do ciała i wyłamując palec skosztował. Oblizał się i zupełnie nie przejmując się lekko zgorszoną publiką zasiadł do uczty.
Derrak Kochający Śmierć beknął podjadając sobier nogę goblina którego złapał w jakimś korytarzu. To był jeden ze służebnych goblinów maga ale nie podejrzewał żeby tamten zauważył że kogoś brakuje. W sumie Derroka niewiele obchodziło zdanie maga. Był głodny i tyle. Było godzej. Nie najadł się bo noga się waśnie skończyła. Teraz jednak miał walczyc z jakimś brodatym krasnoludem i była szansa na świeże mięsko. Krasnoludy są dosyc twarde ale po wyrzuceniu brody bywały nawet smaczne. Dewrrok wstał i zjadł ostatniego kęsa. Oblizał palce i udał się na arenę.
Gdy zagrzmiał gong. Brugvald wzdrygnął się. Wielkolud stojący przy nim wzbudzał respekt. Ale Brugvald miał powiedzenie . Im większy wróg, tym większy jego upadek. Pamiętał że wuj Girvald upolował kiedyś nawet olbrzyma a te były dużo większe od takich ogrów. Gdy góra mięsa zawołała „Ja zgnieść!” i „ Ja zmiażdżyć twoja pysk” ruszając na niego, wyciągnął pistolety. Mistrz inżynier wymierzył dokładnie i huknęły strzału. Kule uderzyły w ogra, ale tylko ta która trafiła w pierś sprawiła ogrowi ból. Derrok syknął bo choc rana była wielka to dziura po kuli irytowała. Ruszył przed siebie taranując brzuchem. Brugvald nie zdążył zejść ogrowi całkowicie z drogi i masa mięsa uderzyła go. Odleciał kawałek do tyłu. Oberwał przy okazji okutymi pięściami i twarz już mu siniała. Splunął krwią. Brugvald chwycił mocniej topór. Pewnym uderzeniem wbił go w pierś wielkoluda. Skóra jego przeciwnika była twarda ale jednak przerąbał się do krwi. Derrok ryknął boksując pięściami inżyniera Okute żelazem rękawice raz po raz spadały na krasnoluda. Przedstawiciel ludu grungiego siniał na twarzy coraz bardziej i już nie mógł trafić ogra swoją bronią. Zaczął się cofać starając się uniknąć razów. W końcu silny cios pod podbródek odchylił głowę Brugvalda do tyłu aż kręgosłup trzasnął. Krasnolud padł bez tchu. Derrok uśmiechnięty od ucha do ucha podszedł do ciała i wyłamując palec skosztował. Oblizał się i zupełnie nie przejmując się lekko zgorszoną publiką zasiadł do uczty.
Kolejny z naszej rasy padł na arenie. To pieprzona kupa mięsa-Pomysłał kiedy ogr podszedł do ciała i oderwał nogę, rozpoczynając tym samym uczte.
Unrii chwycił za młoty i zaczął biec w stronę wyjścia na arenę jednak w ostatniej chwili zatrzymali go strażnicy.
-Ty sk......!!!- Krzyknął krasnolud.
Mur moze jeszcze cos?
Unrii chwycił za młoty i zaczął biec w stronę wyjścia na arenę jednak w ostatniej chwili zatrzymali go strażnicy.
-Ty sk......!!!- Krzyknął krasnolud.
Mur moze jeszcze cos?
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Spotkali się na arenie. Vincent pełen determinacji by znów spotkać Annę. KRagh by umrzeć. W zasadzie
chodziło im o to samo. Zrozumieli się bez słów. A jednak to Vincent przemówił.
-Chcemy tego samego krasnoludzie. Obaj tu przybyliśmy. Smierć zabierze tylko jednego z nas. Czy to nie ironiczne. Ja który nie żyje chcę umrzeć ty który żyjesz też chcesz też. A jednak stoczymy walkę o to kto ma umrzeć. – oczy wampira rozbłysły czerwienią i skupiły się na krasnoludzie. Oczy przewiercające się do wnętrza. Kragh spojrzał w te oczy bez strachu i wzruszył ramionami po czym splunął. Po co miał odpowiadać jakiejś gadatliwej pijawce. Liczyło się to że pijawy dobrze walczyły. A jeśłi ta szukała śmierci to ją znajdzie tyle tylko że wtedy Kragh znów będzie daleko od swojej własnej śmierci. Zabójcy smoków nawet nie chciało się myśleć o tym. Tymczasem Vincent kontynuował swą przemowę wpatrując się w krasnoluda. Przerwał mu dopiero gong. I zaraz po tym krasnolud rzekł .
-Dobra, wzruszyła mnie twoja historia. A teraz zamknij paszczę!-
To rzekłszy krasnolud ruszył z przygotowanymi toporami na Vincenta. Wampira oczy przeszły w kolor szkarłatu. Krasnolud to całkowicie zignorował. Vincentowi przyszło do głowy że coś jest nie tak i jego spojrzenie nie działa dopiero gdy krasnolud był przy nim. Ledwie zdążył nacisnąć spust swojej kuszy pistoletowej(oba strzały chybiły) a Kragh już zadał ciosy toporami. Jeden z nich zostal sparowany cudem, drugi wbił się w martwe ciało. Vincent oddał cios lecz Kragh zdołał przykucnąć i broń przeszla bezpiecznie nad jego głową. Vincent syknął z bólu bowiem z jego ciałem coś złego się działo. Z rąk zaczął wydobywać się dym i coś jakby jego skóra zamieniała się powoli w proch. Siłą woli udało mu się powstrzymać rozkład. Rozochocony zabójca smoków ryknął. !KARAK VLAG!. Krasnoludzkie topory wbijały się znów w ciało które było martwe od wieków. Vincent nawet nie mógł ponieść miecza, tak gwałtowny był to atak. Znów powróciło uczucie rozpadu powstrzymane jedynie najwyższym wysiłkiem. Ciosem miecza odbił następny cios i przejechał krasnoludowi po brzuchu wytaczając z niego krew. Wampir widząc to i czując woń posoki poczuł pragnienie. Kragh jednak cofnął się o krok. Otarł ranę patrząc na swoją krew i rzekłtylko ponuro. ‘ Teraz to mnie wkurzyłeś pijawo’. W jednej chwili rzucił się na wampira rąbiąc w niego szybko toporami. Vincent nie zdążył się cofnąć. Nie zdążył parować. Topory rozpłatały jego głowę na drobne kawałeki. Chwilę potem jego całe ciało zmieniło się w popiół i rozsypało na ziemii. Kragh obsmarowany krwią i popiołem jęknął zawiedziony. Znowu to samo . I westchnął. Tymczasem lud na arenie wył z zachwytu.
chodziło im o to samo. Zrozumieli się bez słów. A jednak to Vincent przemówił.
-Chcemy tego samego krasnoludzie. Obaj tu przybyliśmy. Smierć zabierze tylko jednego z nas. Czy to nie ironiczne. Ja który nie żyje chcę umrzeć ty który żyjesz też chcesz też. A jednak stoczymy walkę o to kto ma umrzeć. – oczy wampira rozbłysły czerwienią i skupiły się na krasnoludzie. Oczy przewiercające się do wnętrza. Kragh spojrzał w te oczy bez strachu i wzruszył ramionami po czym splunął. Po co miał odpowiadać jakiejś gadatliwej pijawce. Liczyło się to że pijawy dobrze walczyły. A jeśłi ta szukała śmierci to ją znajdzie tyle tylko że wtedy Kragh znów będzie daleko od swojej własnej śmierci. Zabójcy smoków nawet nie chciało się myśleć o tym. Tymczasem Vincent kontynuował swą przemowę wpatrując się w krasnoluda. Przerwał mu dopiero gong. I zaraz po tym krasnolud rzekł .
-Dobra, wzruszyła mnie twoja historia. A teraz zamknij paszczę!-
To rzekłszy krasnolud ruszył z przygotowanymi toporami na Vincenta. Wampira oczy przeszły w kolor szkarłatu. Krasnolud to całkowicie zignorował. Vincentowi przyszło do głowy że coś jest nie tak i jego spojrzenie nie działa dopiero gdy krasnolud był przy nim. Ledwie zdążył nacisnąć spust swojej kuszy pistoletowej(oba strzały chybiły) a Kragh już zadał ciosy toporami. Jeden z nich zostal sparowany cudem, drugi wbił się w martwe ciało. Vincent oddał cios lecz Kragh zdołał przykucnąć i broń przeszla bezpiecznie nad jego głową. Vincent syknął z bólu bowiem z jego ciałem coś złego się działo. Z rąk zaczął wydobywać się dym i coś jakby jego skóra zamieniała się powoli w proch. Siłą woli udało mu się powstrzymać rozkład. Rozochocony zabójca smoków ryknął. !KARAK VLAG!. Krasnoludzkie topory wbijały się znów w ciało które było martwe od wieków. Vincent nawet nie mógł ponieść miecza, tak gwałtowny był to atak. Znów powróciło uczucie rozpadu powstrzymane jedynie najwyższym wysiłkiem. Ciosem miecza odbił następny cios i przejechał krasnoludowi po brzuchu wytaczając z niego krew. Wampir widząc to i czując woń posoki poczuł pragnienie. Kragh jednak cofnął się o krok. Otarł ranę patrząc na swoją krew i rzekłtylko ponuro. ‘ Teraz to mnie wkurzyłeś pijawo’. W jednej chwili rzucił się na wampira rąbiąc w niego szybko toporami. Vincent nie zdążył się cofnąć. Nie zdążył parować. Topory rozpłatały jego głowę na drobne kawałeki. Chwilę potem jego całe ciało zmieniło się w popiół i rozsypało na ziemii. Kragh obsmarowany krwią i popiołem jęknął zawiedziony. Znowu to samo . I westchnął. Tymczasem lud na arenie wył z zachwytu.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
dobra , 2 opisy rozegrane jak na dzis . A tymczasem zabawię was moim rozkłądem dnia co by był pogląd jak ostatno moje dni wyglądają i ile mam wolnego czasu i dlaczego czasem opisy mogą się opóźniac tudzierz jest ich 2 tylko.
6:00 pobudka
7:00-15:00 praca
15:30-22:00 obiad, spotkanie z dziewczyną
22:00+ potencjalnie wolny czas(pamiętając ze znów 0 szóstej pobudka)
6:00 pobudka
7:00-15:00 praca
15:30-22:00 obiad, spotkanie z dziewczyną
22:00+ potencjalnie wolny czas(pamiętając ze znów 0 szóstej pobudka)
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
momencik już robię tylko przygotowywuję sobie arkusze .
Mur, żeby była jasność:
Robisz super zabawę, natomiast pamiętaj, że Tobie ma to także sprawiać frajdę. Nawoływania innych żeby rozegrać dodatkowe walki traktuj jako chęć dalszej zabawy, nie rób nic na siłę.
Ja już swoje lata mam i nauczyłem się z dystansem podchodzić do oczekiwań innych, więc jak chcesz sobie zrobić dzień przerwy to nie wahaj się. Arena na 32 to jak 2 po 16, a ty masz już jedną niedawno zakończoną.
Więc na luzie.
Świetnie oddałeś taktykę walki mojego ogra, dokładnie o to mi chodziło jak tworzyłem postać, tzw. mass attack. Obawiam się jedynie, żeby w ferworze walki nie zapomniał o miksturze
A spotkam się znowu z krasnoludem, monotonia żywieniowa
Robisz super zabawę, natomiast pamiętaj, że Tobie ma to także sprawiać frajdę. Nawoływania innych żeby rozegrać dodatkowe walki traktuj jako chęć dalszej zabawy, nie rób nic na siłę.
Ja już swoje lata mam i nauczyłem się z dystansem podchodzić do oczekiwań innych, więc jak chcesz sobie zrobić dzień przerwy to nie wahaj się. Arena na 32 to jak 2 po 16, a ty masz już jedną niedawno zakończoną.
Więc na luzie.
Świetnie oddałeś taktykę walki mojego ogra, dokładnie o to mi chodziło jak tworzyłem postać, tzw. mass attack. Obawiam się jedynie, żeby w ferworze walki nie zapomniał o miksturze
A spotkam się znowu z krasnoludem, monotonia żywieniowa
Argh! Śmierć ogrom! Wszystkim tym bezmózgim tyranom! Niech żyje chwała! Dobrze, że Kragh zabił tą pijawkę, bo zaczynam wątpić w naszych braci...
@ Mur, małe błędziki i co do ogra - widzę, że Baldur's Gate się udziela ^^
I nie spiesz się z walkami. Lepsze są krótkie, ale dopracowane opisy, niż krótkie i na odp... Wiesz Nic nie sugeruje! Te są dobre.
pozdro
@ Mur, małe błędziki i co do ogra - widzę, że Baldur's Gate się udziela ^^
I nie spiesz się z walkami. Lepsze są krótkie, ale dopracowane opisy, niż krótkie i na odp... Wiesz Nic nie sugeruje! Te są dobre.
pozdro
ogr i baldurs gate był do mnie?
Owszem grałem, w 1 i 2, jak tylko te gry weszły na rynek, wieeele lat temu. Gra wszechczasów.
tyle że ja grałem: człowiek, dwuklasowiec, złodziej (lev 15), kensai (do końca).
Tyle lat a pamiętam, łezka.
Ogry wybieram, bo to moja armia.
W następnej walce występuję znów przeciwko krasnoludowi, a w teorii jeszcze w następnej mam jakieś 50% szans ponownie na krasnala -( w rzeczywistości chyba ciut więcej niż 50% ale nie wiem jak ułożyć równanie do rachunku prawdopodobieństwa).
Jakby ogr doszedł do półfinału tą ścieżką, byłby prawdziwym krasnalkillerem.
Owszem grałem, w 1 i 2, jak tylko te gry weszły na rynek, wieeele lat temu. Gra wszechczasów.
tyle że ja grałem: człowiek, dwuklasowiec, złodziej (lev 15), kensai (do końca).
Tyle lat a pamiętam, łezka.
Ogry wybieram, bo to moja armia.
W następnej walce występuję znów przeciwko krasnoludowi, a w teorii jeszcze w następnej mam jakieś 50% szans ponownie na krasnala -( w rzeczywistości chyba ciut więcej niż 50% ale nie wiem jak ułożyć równanie do rachunku prawdopodobieństwa).
Jakby ogr doszedł do półfinału tą ścieżką, byłby prawdziwym krasnalkillerem.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Kobieta siedziałą samotnie w pustej komnacie. Jedynymi przedmiotami w niej był koc na którym klęczała. Miska wody, ostrzałka oraz jej broń- dwie katany. Miecze były uśpione. Ayame dokonawszy rytualnego obmycia poczęła ostrzyć broń. Raz po raz. Dokłądnie. Wkrótce była jej walka i już nie mogła się doczekać. Jednak jak matka ją nauczyła rytuał oczyszczenia musi być wcześniej odbyty. Ayame była prawie spokojna. W końcu skończyła. Odłożyła broń do pochew i założyła zbroje. Nie przerwała jednak medytacji. W końcu zadzwonil delikatnie dzwoneczek. To jeden z jej sług dawał jej znać że już czas.
Unrii zakuty w piękną gromrillową zbroję z młotami w dłoniach oczekiwał swej przeciwniczki. Sam zjawił się tutaj wcześniej ale nie widział nigdzie tej z którą miał walczyć. Zastanawiał się czy nie stchórzyła. To byłoby podobne do człeczyn. Stchórzyć przed walką. Krasnolud nie pozwolił by sobie na taki dyzrespekt a już na pewno nie on. Unrii przybył tu się mścić. Był jednak w twierdzy swych przodków i czuł ich wzrok na sobie. Pierwszy stopień do zemsty będzie to pokonanie wszystkich walczących a potem zabicie maga organizatora którego igrzyska zabrały mu krewnego.
Gdy Ayame się zjawiła Unrii zdziwił się.
-Myślałem człeczyno że stchórzyłaś-splunął- w sumie szkoda. Będę musiał troszkę ci twoją człeczą skórę przetrzepać moim toporem, dama czy nie dama to już twój problem. Grutuk Igh Ak Jagar!.
Ayame przygryzła wargi. Nie tolerowała bezczelności.
-Nie obchodzi mnie co mówisz plugawy podziemny karle. Mam nadzieję że lubisz ból- przybrała pozę żurawia.
Krasnolud ponownie splunął ściskając mocniej topory. Gdy zagrzmiał gong powiedział jeszcze- Gotuj się człeczyno!
Unrii ruszył z młotami gotowymi do ataku. Ayame oczekiwała go. Nie chciała pierwsza atakować. Wiedziała że kontratak często bywa skuteczniejszy i lepszy od zwykłego atakowania. Młot przeleciał obok niej i wtedy uderzyła jak żmija. Katana cięła nad naramiennikiem starając dostać się do tętnicy. Ostrze nieznacznie minęło swój cellecz i tak zraniło dotkliwie tana. Unrii warnął i oddał cios drugim toporem który stłukł bok Ajame, która nie zdążyła odskoczyć na czas. Nipponka zanurkowała stylem sokoła i jaskółki. Zalawirowała przechodząc bokiem tnąc katanami. Zgrzytnęła tylko o zbroję której nie przebiła. Znalazła się wtedy za plecami i cięła kark. Tutaj już natrafiła na ciało. Unrii poczuł końcówkę jej broni wytaczającą jego krew i błyskawicznie się odwrócił próbując zadać cios. Ayame już tam nie było.
Była natomiast z jego lewego boku. Ciosem Sowy dokładnie i precyzyjnie dzgnęła prosto w dziurę gdzie wychodziła ręka ze zbroi. Prosto w pachę. Katana przebiła się do serca definitywnie kończąc żywot krasnoluda. Unrii tylko kaszlnął zanim padł na ziemię. Widownia wiwatowała na cześć Nipponki. Ayame zaś była lekko zawiedziona że tak szybko wykończyła krasnoluda. Z chęcią pobawiłaby się z nim gdyby tylko nie nosił na sobie tyle żelaza.
Unrii zakuty w piękną gromrillową zbroję z młotami w dłoniach oczekiwał swej przeciwniczki. Sam zjawił się tutaj wcześniej ale nie widział nigdzie tej z którą miał walczyć. Zastanawiał się czy nie stchórzyła. To byłoby podobne do człeczyn. Stchórzyć przed walką. Krasnolud nie pozwolił by sobie na taki dyzrespekt a już na pewno nie on. Unrii przybył tu się mścić. Był jednak w twierdzy swych przodków i czuł ich wzrok na sobie. Pierwszy stopień do zemsty będzie to pokonanie wszystkich walczących a potem zabicie maga organizatora którego igrzyska zabrały mu krewnego.
Gdy Ayame się zjawiła Unrii zdziwił się.
-Myślałem człeczyno że stchórzyłaś-splunął- w sumie szkoda. Będę musiał troszkę ci twoją człeczą skórę przetrzepać moim toporem, dama czy nie dama to już twój problem. Grutuk Igh Ak Jagar!.
Ayame przygryzła wargi. Nie tolerowała bezczelności.
-Nie obchodzi mnie co mówisz plugawy podziemny karle. Mam nadzieję że lubisz ból- przybrała pozę żurawia.
Krasnolud ponownie splunął ściskając mocniej topory. Gdy zagrzmiał gong powiedział jeszcze- Gotuj się człeczyno!
Unrii ruszył z młotami gotowymi do ataku. Ayame oczekiwała go. Nie chciała pierwsza atakować. Wiedziała że kontratak często bywa skuteczniejszy i lepszy od zwykłego atakowania. Młot przeleciał obok niej i wtedy uderzyła jak żmija. Katana cięła nad naramiennikiem starając dostać się do tętnicy. Ostrze nieznacznie minęło swój cellecz i tak zraniło dotkliwie tana. Unrii warnął i oddał cios drugim toporem który stłukł bok Ajame, która nie zdążyła odskoczyć na czas. Nipponka zanurkowała stylem sokoła i jaskółki. Zalawirowała przechodząc bokiem tnąc katanami. Zgrzytnęła tylko o zbroję której nie przebiła. Znalazła się wtedy za plecami i cięła kark. Tutaj już natrafiła na ciało. Unrii poczuł końcówkę jej broni wytaczającą jego krew i błyskawicznie się odwrócił próbując zadać cios. Ayame już tam nie było.
Była natomiast z jego lewego boku. Ciosem Sowy dokładnie i precyzyjnie dzgnęła prosto w dziurę gdzie wychodziła ręka ze zbroi. Prosto w pachę. Katana przebiła się do serca definitywnie kończąc żywot krasnoluda. Unrii tylko kaszlnął zanim padł na ziemię. Widownia wiwatowała na cześć Nipponki. Ayame zaś była lekko zawiedziona że tak szybko wykończyła krasnoluda. Z chęcią pobawiłaby się z nim gdyby tylko nie nosił na sobie tyle żelaza.
Spodziewalem sie troszke ostrzejszej walki przyznam, tym czasem cpt DoW porobil tana jak dziecko...
No cóż wygrał(a) lepszy(a)
A jednak nie dokona się moja zemsta-pomyślał w ostatnich sekundach swojego życia...
Zauważyłem,że krasnoludy padają tu jak muchy, ale to tylko moja indywidualna uwaga
No cóż wygrał(a) lepszy(a)
A jednak nie dokona się moja zemsta-pomyślał w ostatnich sekundach swojego życia...
Zauważyłem,że krasnoludy padają tu jak muchy, ale to tylko moja indywidualna uwaga