Arena Śmierci nr 31 - Płonące Piaski Khemri

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Re: Arena Śmierci nr 31 - Płonące Piaski Khemri

Post autor: Majestic »

[are you fucking kidding me, nie chcę mieć zgwałconego elfa :lol2: ]


Malcator na wieść o swojej rychłej walce z demonetką uśmiechnął się. W końcu będzie miał okazję pozbyć się demonicznego bytu błąkającego się po mieście umarłych. Na chwałę Khaine'a, pokaże wyższość swego bóstwa!
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Tymczasem w knajpie Gerhard siedział przy barze nad kuflem lokalnego napitku z daktyli. Naprzeciwko szkieletowy ajent wycierał kubek. Pod sufitem brzęczała mucha. Inżynier usiłował wymyślić jakiś plan, który pozwoli mu uratować siostrę, jednak myśli o zemście na spaczonym krasnoludzie skutecznie mu to utrudniały. Wtem otworzyły się drzwi i do wnętrza wszedł Akbar.
- Sprawa się rypła. Szkoda Kurta, ale to jest los żołnierza. - Powiedział bez ogródek stary najemnik, zamawiając jedyny dostępny napój.
- Mhm... - Mruknął Gerhard. - Wiesz może co to za jedni? Ci nomadzi?
- To Pustynne Psy, tak ich nazywamy... Generalnie są to różni banici, przemytnicy, handlarze, czasem walczą jako najemnicy. Mieli u Ahmeda jakiś dług, teraz przybyli na jego wezwanie. Problem w tym, że w międzyczasie przyleciały szarańcze, które zjadły szejka. Teraz nikt ich nie kontroluje, a to oznacza kłopoty.
- Kłopoty powiadasz... Może okażą się pomocni.
- Może tak może nie, najpierw trzeba będzie ustalić po co tu przyjechali.
Następnie obaj pogrążyli się w rozmyślaniach.

[
Klafuti (na stronie 12 jakby kto pytał) pisze: (...)
- Słuchaj, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Szejka Ahmeda wsunęły robale... A ja jestem tu najstarszy stopniem, więc teraz to ja tu rządzę.
- To wspaniale, zaraz zawinę młodą i spadamy z tego zadupia. Przynajmniej ona. Ja mam tu do załatwienia jeszcze parę spraw...
- Więc widzisz, to nie jest takie proste... Twoja córka należy teraz do księcia Osamy, syna szejka. (...)
Jakby co... :wink: ]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Uśmiałem się nieźle widząc wynik parowania. :D ]
[Tak, wiem. Ale oni nie wiedzieli jeszcze, że Ahmed nie żyje. Ogarniam jakby co. :P]

Awatar użytkownika
Matijjos
Wodzirej
Posty: 744

Post autor: Matijjos »

Tewark obudził się. [ :P ] Wiele dni musiało minąć, aby doszedł do siebie zarówno po walce, ale także po dziwnym zaklęciu i wiążącej się z nią mocy, jaką wampir obdarzył rycerza. Przez długi czas jak sparaliżowany, Tewark leżał na posadce wzrokiem jedynie ogarniając otwarte drzwi. Patrząc jednak na jego niedawną sytuację, wystarczało to aby mieć dobrą myśl na przyszłość. I przyszedł ten dzień, kiedy powoli, człowiek zaczął się dźwigać z twardej ziemi. Na początku pokrzywiony, jednak już po jakimś czasie stanął prosto. Po bólu nie zostało śladu. Jedyną rzeczą, jaka przypominała mu ostatnią walkę, były niewielkie blizny po ostatniej walce. Tewark ruszył w stronę drzwi. Mimo iż gdy przekroczył próg nie znalazł się na zewnątrz, jasne światło oślepiało go. Niewielkie okno wpuszczało masę pustynnego światła, zalewając korytarz do lochu i schody prowadzące w do góry. Tamtędy udał się też rycerz. Wspinał się, rozglądając się co chwila- był sam, ale wokół słyszał ciągle dziwne szepty. Następnie szedł plątaniną korytarzy. Wreszcie odnalazł wyjście z tego labiryntu. Gdy wyszedł na zewnątrz, uderzyła go fala gorąca- lochy były wręcz zimne. Skwar, jaki panował na dworze sprawiał, że nie było szans, aby rosły tu normalne rośliny. Tewark odwrócił się, by przyjrzeć się swojemu niedawnemu więzieniu. Była to starożytna świątynie nieznanego Tewarkowi bóstwa, trochę już rozsypująca się, nadal jednak robiła imponujące wrażenie, a rycerz wiedząc jak rozległa jest pod ziemią był pełen podziwu dla jej twórców. Jego ciekawość zwróciła go jednak w inną stronę. Pośród mniejszych i większych budynków słychać było odgłosy, jak mu się zdawało ludzi. Tam też się udał

chida
Wałkarz
Posty: 60

Post autor: chida »

-A więc Malcatorze, przyjdzie nam się zmierzyć na Arenie- rzekła Bliz stając przed elfem i patrząc mu w oczy- Myślę jednak,że będziemy się nieźle bawić...- oczy demonetki błysnęły różowym blaskiem. Już nie stała tam demontka, ale śliczna dziewczyn. Dotknęła dłonią policzka Malcatora, a jej paznokieć zostawiał na nim czerwoną rysę. Bliz oblizała krew z palca. -Mmmm- zamruczała jak dobrzedopieszczony kociak- To tylko takie małe zaostrzenie sobie apetytu elfiku. - posłała mu czarujący uśmiech. -Do zobaczenia słodki Assasinie - posłałą mu buziaka i odeszła.

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Malcator z pogardą spojrzał na Bliz.

- Próbuj dalej, służko słabego boga. Już wkrótce Khaine cię pochłonie.

Runa na czole Malcatora błysnęła lekko i draśnięcie zdobiące policzek zasklepiło się bez śladu. Asasyn ruszył ku kwaterze, już wkrótce wszystko się rozstrzygnie.
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

chida
Wałkarz
Posty: 60

Post autor: chida »

Bliz podnieciła się perspektywą walki z Malcatorem. Stwierdziła,że musi się przed nią zabawić. Rozejrzała się. Ulica była pusta, jeżeli nie liczyć samotnego krasnoluda, który nadchodził z naprzeciwka.- Nigdy nie próbowałam z krasnoludem-pomyślała. Oczy demonetki błysnęły różem, a oczom wędrowca ukazało się słodkie, niewinne dziewczątko.
-Co takie śliczne dziewczątko robi tutaj zupełnie samo?- zagaił krasnolud. Bliz spuściła skromnie oczy.
- Zgubiłam sięi teraz nie wiem, jak dotrzeć do mojej kwatery. Mam pokój w karczmie " Pod białym krukiem".Znasz ją może Panie?-
- Ależ naturalnie- oblicze krasnoluda rozpogodziło się w jednej chwili.- Chętnie Cię tam zaprowadzę.-
Jakiś czas później stali pod karczmą. Oczy demonetki błysnęły znowu różową poświatą a krasnolud poszedł za nią, utkwiwszy w jej plecach nieruchome spojrzenie. Tej nocy w karczmie było aż nazbyt spokojnie. Jakież było zdziwienie innych gości, gdy na drzwiach wisiały krasnoludzkie genitalnia, robiąc za kołatkę, a nad nimi widniał symbol Slaanesha wyrysowany krwią. Bliz była gotowa, by zmierzyć się z każdym przeciwnikiem. Cierpliwie jednak czekała.

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

W końcu ten dzień nadszedł.

Malcator jak zawsze przed zadaniem skrupulatnie się przygotowywał. Przypomniał sobie wszystko co wiedział o demonach i przygotował jedną z najbardziej wymyślnych trucizn w swoim arsenale.
Składniki potrzebne do jej zdobycia rosły ponoć tylko w domenie chaosu, więc były one warte więcej niż przeciętny mroczny elf zarabiał przez całe życie. Ale były tego warte, tylko ta trucizna wyniszczała demony jak gdyby były one śmiertelnymi istotami.

Nałożywszy truciznę na czarne ostrza swych sztyletów i dopinając ostatnie sprzączki swego stroju, ruszył ku arenie na spotkanie swego przeznaczenia...

Kaia odprowadziła zabójcę wzrokiem i uśmiechając się tajemniczo ruszyła wraz z korsarzami w ślad za Malcatorem.
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Morsfinek
Wodzirej
Posty: 692

Post autor: Morsfinek »

Krasnolud, całkowicie wyczerpany po walce uwalił się na twarde, kamienne łóżko w swym pokoju. Po kilku minutach usłyszał delikatne pukanie do drzwi. Chwycił mocniej topór pewny, że to przeklęty elf przyszedł wyeliminować go z zawodów. Ku jemu zaskoczeniu do pokoju przyszła miejscowa kobieta - nawet dobrze zakonserwowana przez gorące piaski pustyni. Pomogła mu rozpiąć, zbroję odrywając ją od przypalonego ciała. Wyciągnęła z miski wonne olejki i nasmarowała nimi poparzone miejsca. Khar był wdzięczny tej, sam nie wiedział jak to ująć, młodej? dziewczynie. Gdy noga została opatrzona, bez słowa zniknęła pozostawiając w pokoju zapach maści leczniczych.
Krasnolud jeszcze przez godzinę leżał zbierając siły i dopiero po tym czasie zorientował się, że ból całkowicie ustał a on sam jest w lepszej kondycji. Zacisnął olbrzymią włochatą pięść na znaku Hashuta wciąż widniejącym na jego piersi.

Przypomniał sobie o przeklętym przedmiocie, który mało co go nie spopielił. Chwycił ostrożnie pióro przyglądając się mu z uwaga.
Jak to gówno działa?

Nie wymyśliwszy nic postanowił rozruszać swoje stwardniałe po walce mięśnie

Trening szybkości
Obrazek

Rabsp
Masakrator
Posty: 2445
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Rabsp »

[Zielony dzikus zaskoczony swą wygraną powraca :lol2: przepraszam za małą aktywność, ale niestety w tygodniu jestem trochę zabiegany, na weekendy często wyjeżdżam i mam ograniczony dostęp do neta, a wiec i na wymyślanie historyjek mało czasu zostaje :mrgreen: ]


Beton wyciągnąwszy szpony z podziurawionego hełmu swego przeciwnika, strząsnął ociekającą krew i opuścił arenę dysząc ciężko. Zaraz po przekroczeniu bramy i zniknięciu z oczu publiczności, ręce wycieńczonego Orka zostały zakute w stalowe kajdany. Odebrano mu broń i wyprowadzono poza teren areny pod eskortą tuzina kościanych wojowników.

Po kilku dłuższych chwilach marszu, konwój zatrzymał się przed budynkiem z piaskowca. Wkroczyli do środka, tam Beton spostrzegł znajome twarze marnych człowieczków - byli to najemnicy u których stoczył krwawą walkę kilka dni wcześniej. Betona obawy o ponowne trafienie do zimnej celi w podziemiach zostały rozwiane w chwili gdy konwój szkieletów odszedł zostawiając Orka sam na sam z najemnikami. Zaprowadzony został do pomieszczenia z drewnianymi drzwiami w którym znajdowało się nawet dość miękkie(w porównaniu do twardej posadzki oślizgłej celi) posłanie. Dostał pokaźny, jeszcze ciepły i pachnący dymem z ogniska udziec z dzika takiego na jakie niegdyś polował. Po sytym posiłku, ork udał się na spoczynek.

Kolejnego dnia, gdy słońce pokazało się nad horyzontem, po Betona przyszło kilku ludzi. Zabrali go na dziedziniec na którym znajdowały się przyrządy treningowe oraz oręż różnego rodzaju. Mając na uwadze fakt, że będzie musiał stanąć w szranki z kolejnym przeciwnikiem na arenie, zmotywowany Beton ruszył aby rozpocząć swój trening...

Trening Zwinności

Beton znalazł się na istnym torze przeszkód. Jego nadnaturalna skoczność pozwalała mu bez trudu pokonywać jednym susem drewniane płotki wysokości rosłego krasnoluda. Ćwiczył sprawne uniki i szybkie odskoki w bok przed rozpędzonymi drewnianymi belami podwieszonymi na linach, precyzje wyrabiał poprzez celne uderzenia w wymalowane punkty na ruchomym drewnianym palu, wyostrzone zmysły i doskonały refleks były jego kluczem do sukcesu.

Po dwugodzinnym treningu zmęczenie w mięśniach, przyspieszony oddech i podwyższone tętno dawały się Orkowi we znaki, jednak najlepsza część treningu miała dopiero nadejść. Na środku dziedzińca stało dwóch dobrze zbudowanych ludzi odzianych tylko w krótkie zwisające spodnie oraz jeden mroczny elf w lekkiej tunice, nie dzierżyli oręża toteż Beton nie spodziewał niczego. Beton stanął naprzeciw nie do końca świadom co ma za chwilę nastąpić.

Rozbrzmiał dźwięk bębna i najemni wojownicy ruszyli wprost na spoconego Orka, który nie zdążył złapać do końca oddechu. Nie było jednak już czasu aby uspokoić organizm, serce zaczęło ponownie szybciej pompować krew, a przepona i mięśnie międzyżebrowe ponownie intensywnie zmuszały płuca do szybkich oddechów. Nagły przypływ adrenaliny postawił Betona w gotowości. Rozpoczął się krótki sparing kończony dzisiejszy trening.

Pierwszy do zielonoskórego dobiegł zwinny elf. Uchylił się przed wysokim kopnięciem Betona i wskoczył szybko za plecy aby obalić orka. Elf był jednak za słaby aby powalić potężnego dzikusa, nawet mając przewagę położenia i atakując od tyłu nie dał rady sprowadzić orka do parteru. Beton przerzucił mroczną istotę przez bark i ten wylądował na piasku. Wnet do walki dołączyli się powolni ludzie, jeden z nich przypominał bardziej krasnoluda, miał krępą budowę ciała ale był umięśniony i wydawał się być groźnym przeciwnikiem w zwartej walce, dlatego Beton postanowił wykorzystać swą przewagę w zwinności i jednym susem przeskoczył nacierającego najemnika. Odepchnął się przy tym od jego ramienia powodując gwałtowny upadek.

Drugi z ludzi był wyższy, równie dobrze zbudowany, lecz nie dorównywał szybkością i refleksem Betonowi. Zanim zorientował się w sytuacji, przyjął potężne kopnięcie na zewnętrzną część uda po którym obniżył pozycję i nieco się pochylił, ork wykorzystał to i trafił człowieka swym zielonym kolanem prosto w twarz. Szybki knock out wyeliminował osiłka z walki zanim ten zdążył wyprowadzić jakikolwiek cios.

Elf otrząsnął się z niekontrolowanego upadku, wstał i zaszarżował wprost na zielonoskórego, który przed sekundą wykonał mocne uderzenie kolanem. Mroczny elf wpadł z impetem od boku w zielone cielsko. Zmieniając gwałtownie pęd Betona posłał go wprost na ścianę z piaskowca. Ork odpychając się rękami szybko doskoczył do długouchego i objął jego szyję swą potężną dłonią. Elf zapiszczał cichutko. Niedotlenienie mózgu doprowadziło do omdlenia. Inni najemnicy którzy zebrali się wokoło aby oglądać sparing szybko ponieśli swego mrocznego kompana do medyka.

Beton został sam na sam z krępym przeciwnikiem. Po szybkiej wymianie ciosów, najemnik złapał orka obiema rękami w pasie i rzucił o ziemię. Siła upadku była tak duża, że mimo dość sprężystego podłoża jakim jest piasek, Beton uderzenie o ziemię poczuł aż w płucach. Człowiek znalazł się na górze, a jego przedramię uciskało już krtań zielonoskórego. Ork musiał bronić się przed uduszeniem, szybko zaplótł nogi wokoło przeciwnika zamykając go w gardzie, skręcił się i wypchnął biodra. Obaj przeturlali się po gorącym piachu i Beton znalazł się na górze przypierając swego przeciwnika do podłoża. Szybkim przeskokiem znalazł się w pozycji bocznej i skończył walkę sprawną dźwignią na staw łokciowy wyłamując najemnikowi rękę. Kolejny delikwent na noszach opuścił dziedziniec i został zaniesiony do medyka.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

To jest odpowiedni kawałek dla Twojego orka na wejście:
http://www.youtube.com/watch?v=XTI4AviQXv8
:D
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Wróciłem z koncertu i jestem padnięty, więc walka jutro wieczorem!]

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

[to zapodaj chociaż do walki jutro jakimś dobrym klimatycznym dżinglem :) ]

Awatar użytkownika
Rasti
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6022
Lokalizacja: Włoszczowa

Post autor: Rasti »

[Jak nie ma siły to daj mu spokój...]

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

[fajnie pisze się w tych kanciastych nawiasach, nie? :D]
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
Rasti
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6022
Lokalizacja: Włoszczowa

Post autor: Rasti »

[No nie najgorzej :D]

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Ponieważ jestem po koncercie i mam fazę na Rhapsody, to zapodaję zgodnie z życzeniem Kubencjusza czymś klimatycznym]
http://www.youtube.com/watch?v=MpgXbm_BLCE
[Walka się pisze, więc najpóźniej za godzinę rozstrzygnie się pojedynek pomiędzy Bliz, a Malcatorem Finnaenem! Stay with us! ;) ]

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

ĆWIERĆFINAŁ
WALKA PIERWSZA


Malcator Finnaen
vs
Bliz

Niespokojne dni nastały dla królewskiego miasta Khemri. Południowe pogranicze Nehekhary płonęło, atakowane przez hordy jaszczurzych wojów z Ziem Południa, a Beduini, którzy zawitali do stolicy zdawali się knuć i spiskować na każdym kroku. Khemri przechodziło już jednak gorsze czasy, więc Settra Wspaniały, król i kapłan, postanowił rozpocząć pierwszą walkę ćwierćfinału nie zważając na ponownie gromadzące się na horyzoncie ciemne chmury.

Tym razem pojedynek miał rozstrzygnąć się przed południem. Pole walki okrywał jeszcze cień, gdy żywi i martwi widzowie zajmowali swoje miejsce na trybunach. Jako pierwszy pojawił się Karth. Wcale nie był pewien, czy chciałby śmierci Bliz. Ostatecznie assassin mógł się okazać trudniejszym przeciwnikiem. Zaraz po nim zjawili się Begrog z Willardem. Willard nie mógł doczekać się występu demonicy. Myślał tylko o jej ciele i o tym, jakie zrobiła na nim wrażenie ostatnim razem. Kompania Thorleka pojawiła się na trybunach dokładnie w tym samym czasie, co Khar'Azghar. Krasnolud chaosu nadal świecił bielą bandaży, ale jego długa, czarna broda sterczała dumnie budząc wiele niewygodnych pytań wśród Dawich. Thorlek ze zgrozą myślał o momencie, w którym jego towarzysze odkryją straszną prawdę. Tewark z Jasnych Stoków pojawił się jako ostatni z zawodników. Ciągle uczył się nowo nabytych umiejętności, nieprzyzwyczajony do mocy, którą go obdarowano. Betonowi nie pozwolono obejrzeć walki. O jej przebiegu dowiedział się z drugiej ręki.

Pierwszy na chłodnym jeszcze piasku pojawił się zabójca. Malcator wychynął z mroku całkowicie bezszelestnie. Sztylety tkwiły już w jego rękach, gotowe do zaaplikowania demonowi śmiertelnej trucizny. Trening w świątyni Khaina nie zdołał wyplenić w nim wszystkich emocji i oprócz nieśmiertelnej nienawiści do wszystkiego co żyje i nie żyje pozostawił Malcatorowi dumę oraz radość walki. Oczekiwał tego starcia i pragnął zatopić sztylet w ciele Bliz, która wyraźnie go prześladowała.

Demonica pojawiła się również znikąd. W pewnym momencie stała już po prostu pod ścianą Areny jaśniejąc blaskiem tyleż delikatnym, co niewinnym. Była naga i tak spokojna, jak spokojne mogą być tylko istoty spoza czasu i przestrzeni. W jej różowych oczach pełzał chaos, a wylizane do czysta szczypce gotowe były zanurzyć się w delikatnym, pachnącym ciele Malcatora - największej obsesji Bliz.

Settra nie zwlekając dał znak do rozpoczęcia walki i tłum zawył jednym głosem. Ponad wrzask żywych i dobiegające jakby z oddali wołanie nieumarłych wybił się szybki rytm bębnów. Dołączyły do nich piszczałki i jakiś strunowy instrument napełniając budynek Areny dziką muzyką. Zawodnicy ruszyli ku sobie biegiem. Spotkali się w centrum areny, dwie istoty pełne gracji. Malcator zaatakował pierwszy. Ostrze jednego ze sztyletów rozbłysło w skomplikowanym cięciu. Bliz uchyliła się, ale pokryta trucizną klinga i tak zarysowała jej śnieżnobiałą skórę. Nie popłynęła krew. Zamiast tego rozszedł się różany zapach, a rana zaczęła pokrywać się bliżej nieokreśloną różową substancją. Bliz odskoczyła i zasyczała z lubością. Ból budził w niej dreszcz podniecenia, trucizna tylko przydawała emocji. Oblizała zranioną pierś długim językiem i ruszyła ku zabójcy.

Malcator postanowił iść za ciosem. Mimo surowego treningu, który przeszedł w świątyni Boga Mordu, widok Bliz zaczynał działać na niego równie zabójczo, co trucizna, którą pokrył sztylety. Poczekał aż demonica znajdzie się blisko, po czym przeturlał się po ciepłym piasku. Natychmiast pchnął w tył. Bliz wygięła grzbiet jak głaskany kot i obydwa sztylety chybiły celu. Błyskawiczny obrót i cios zmutowanej ręki. Uderzony Malcator poturlał się po piasku. Przez króciutką chwilę nie był w stanie złapać tchu. Nie podejrzewał, że demonica jest w stanie zadawać tak silne razy. Uświadomił sobie, że gdyby nie pochwyciła go wnętrzem szczypiec prawdopodobnie byłby już rozdarty na dwoje.

Wstał i opanowując strach rzucił się naprzód. Bliz nie spieszyła się tym razem z atakiem. Zachichotała jak podlotek i zapląsała w tył unikając szybkich jak błyskawica sztychów. Rana na jej piersi zaczęła pokrywać się czarnym nalotem. Trucizna działała, lecz palący ból sprawiał Bliz coraz większą przyjemność. Rzuciła się wprzód przełamując ofensywę skrytobójcy i przewinęła obok niego jak biała wstęga. Szczypce zamknęły się na nadgarstku Malcatora, lecz ten zdołał uwolnić rękę. Polała się krew, obfitym deszczem zraszając piasek. Zabójca skontrował, sczepił się z demonicą, uderzył znowu i znowu. Śmiertelni wrogowie starli się w pojedynku tak szybkim, że aż umykającym oczom. Trucizna pieniła się, dźwięczała stal i nikt już nie mógł powiedzieć gdzie walczy Bliz, a gdzie Malcator. Zjednoczeni w rytuale zabijania starym jak sam chaos, stali się jednym, pulsującym światłocieniem.

Nagły rozbłysk różowego światła oślepił widzów. Oto Bliz, spojrzawszy Malcatorowi w oczy wyzwoliła całą swą moc. Sparaliżowany zabójca zdał sobie nagle sprawę, że walczy przeciw Kai, a przecież pragnie jej tak bardzo! Opuścił dłonie i pozwolił się objąć. Prawie mdlał z rozkoszy, czując dotyk jej nagiego ciała. Słodki oddech Kai musnął jego szyję. Wysunęła język i dotknęła jego ust. Przyjemność niemal go oślepiła. Długi język Mrocznej Elfki oblizał ofiarę, wniknął do ust i przesuwał się dalej. Malcator zakrztusił się. Zaczynało mu brakować powietrza. Ból w płucach otrzeźwił go. Zacisnął zęby na obrzydliwie długim języku demonicy i uderzył na odlew odrąbując pulsujący mięsień. Bliz krzyknęła. Drugie cięcie stłumiło krzyk, zamieniło go w dziki wizg. Posłannica Slaanesha postąpiła o krok w tył i sięgnęła ku swojej rozoranej szyi. Rozpływała się już w powietrzu, ginęła w rozbłyskach fioletu. Malcator Finnaen wypluł odcięty język Bliz i drżąc z upływu krwi opuścił Arenę.

Zdawał sobie sprawę z tego, że rany na jego duszy są głębsze niż te na jego ciele. Kiedy ginie demonica pozostaje jej spojrzenie i Malcator wiedział, że nigdy nie uwolni się od tych różowych oczu i widoku nagiej Kai.

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

- Hehe, nie wiem Begrog czy ty też masz takie wrażenie, ale ten koleś się chyba spuścił w gacie- zakpił sobie Willard.
- Phi jakby tobie wpakowała język do gęby to by ci żołądek dupą wyciągnęła i byś się nie zorientował.
- Dobra nie truj, tylko choć na piwo. Wszystko dobre co się dobrze kończy, ale śmierć podczas gwałtu to nie jest raczej nic strasznego- rozmarzył się
Po krótkiej wymianie zdań na temat dziewek, umierania i przyjemności oboje zgodzne ruszyli w kierunku jedynego ciekawego miejsca poza areną w tym zapomnianym przez bogów mieście- karczmie...

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Malcator w ciszy wrócił na swoją kwaterę, nie zważając na wizg tłumu skandującego jego imię. Był zły, pozwolił sobie na zcecydowanie zbyt dużo, przez co cały misterny plan mógł lec w gruzach... Gdy wrócił na miejsce, począł opatrzywać swoje rany, miał z pewnością stłuczone żebra, a rana na nadgarstku z pewnością nie należała do tych łatwo gojących się. Tak czy inaczej, po pewnym czasie wszystkie rany elfa były opatrzone i jak zawsze po walce, wzniósł on modły do swego boga. Wtem, znajome uczucie rozdzierającego bólu owładnęło ciałem Malcatora i kolejny raz niewidoczna ręka boga wyryła na jego czole runę. Malcator poczuł błogosławieństwo Khaine'a, jego bóg przyjął jego dar i wspomógł swego wyznawcę.

Trening siły
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

ODPOWIEDZ