Odrobina prywaty

Niekulawy język oraz zdjęcia mile widziane!

Moderator: RedScorpion

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: Odrobina prywaty

Post autor: Matis »

teach me my master [-o< [-o<
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Zgrzyt Dupogryz
Wałkarz
Posty: 79
Lokalizacja: Buk

Post autor: Zgrzyt Dupogryz »

Za drobną opłatą mogę użyczyć niewolników do robienia podkopów pod murami Altdorfu.
Zgrzyt

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Lepiej przekop swoje wariacje na temat mojego opowiadania do własnego tematu ;)
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Zgrzyt Dupogryz
Wałkarz
Posty: 79
Lokalizacja: Buk

Post autor: Zgrzyt Dupogryz »

Myślę, że do świąt się z tym uporam.
Zgrzyt

Awatar użytkownika
Akadera
Falubaz
Posty: 1349
Lokalizacja: Białystok - Front Wschodni

Post autor: Akadera »

Widze temat niestety umarl :(
kudłaty pisze:Wiadomo alkohol jest dla ludzi, ale śliwowica jest dla frontu wschodniego

Zgrzyt Dupogryz
Wałkarz
Posty: 79
Lokalizacja: Buk

Post autor: Zgrzyt Dupogryz »

Nie, skąd ten pomysł. Tylko nie mogę z Gniewkiem się dogadać, za ile mógłbym mu jego własny wątek sprzedać. A jak nie, to na 1 kwietnia napiszę nowy odcinek. Albo na Gwiazdkę, to chyba coś w lipcu.
Zgrzyt

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

O tym, czy temat umarł decyduję ja. Bo to mój temat i moje opowiadanie. A wszystkim tym, co wiernie czekali mówię: jutro biesiada ;)
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Gniewko pisze: A wszystkim tym, co wiernie czekali mówię: jutro biesiada ;)
Chwała Wielkiej Paszczy !
Chamy do rohatyn! Trąbić wsiadanego, poczet z chorągwią na czoło - ruszamy na Altdorf [wreszcie :) ] !.

Awatar użytkownika
Akadera
Falubaz
Posty: 1349
Lokalizacja: Białystok - Front Wschodni

Post autor: Akadera »

Juz jest jutro :D
kudłaty pisze:Wiadomo alkohol jest dla ludzi, ale śliwowica jest dla frontu wschodniego

Relosu
Kretozord
Posty: 1869

Post autor: Relosu »

teraz tez jest jutro :D
Gniewko pisze:
Zarost zarostem, ale kolory inne - u mnie kudły jednolicie czarne, u Jagala ciemny łeb, a zarost (tu cytując Kubę) "z jakimiś idiotycznymi rudawymi akcentami", co w połączeniu z niebieskimi oczami jest bzdurne i podniecające zarazem.

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Macie. Jutro też będzie, coby napięcia nie trzymać za długo ;) Fragmencik z dedykacją dla Matisa, żeby dalej wychodził na ludzi i leczył swoją ortografię :)



Południowe regiony Imperium charakteryzował zawsze łagodny klimat, podobny do Bretońskiego choć nieco suchszy. Ogromne łąki Averlandu każdej wiosny pokrywały się dywanem kwitnącej koniczyny, na której wypasano dorodne bydło. Prowincja słynęła w całym kraju z doskonałych koni, obfitych plonów i zamożnych miast oraz dość aroganckich mieszkańców, którzy twierdzili że są przedmurzem cywilizacji i to dzięki nim reszta Imperium może spać spokojnie, nie martwiąc się o okropności, które co jakiś czas przekraczają Przełęcz Czarnego Ognia. Lud Averlandu zawsze stoi bowiem w gotowości odeprzeć najeźdźcę.
Tyle, jeśli idzie o oficjalną wersję, którą z lubością rozpowszechniali averlandzcy urzędnicy. Filipa nie obchodziły jednak chwilowo ani plony, ani bydło. Dużo bardziej głowę zaprzątały mu pytania wojskowej natury – ilu żołnierzy jest w stanie wystawić Averland? W jakim stanie są zamki i mury miast? Czy drogi są przejezdne, czy może raczej przypominają błotniste rzeki? Od Averheim, stolicy landu, dzieliły go cztery dni dobrego marszu. Wciąż nie miał wieści od Roderyka i północnej armii, która szła na Altdorf, a od jej postępów w dużym stopniu zależały kolejne ruchy wojsk w Averlandzie. Pozostawało zatem czekać na wieści i posuwać się naprzód, przejmując kontrolę nad lokalnymi terenami.
Filip pozwolił na moment uciec myślom na bok i zamknął oczy, pochylony nad stołem w swoim namiocie. Był późny wieczór, a wiosenny wiatr co chwilę rozchylał poły tkaniny przy wejściu, niosąc aromat dymu z obozowych ognisk i wesołe odgłosy rozmów. Nagle do środka wsunął głowę strażnik i powiedział:
- Wasza miłość, baron de Vries prosi o posłuchanie.
- Niech wejdzie…
Do namiotu wtoczył się odziany w aksamity szlachcic i spojrzał na swojego władcę, który podniósł się z krzesła by go przywitać. Byli całkowitymi przeciwieństwami – de Vries był stary, mocno otyły, z resztką siwiejących włosów na głowie. Filip, z łaski Pani król Bretonnii, przypominał przy nim ledwo co pasowanego szlachetkę i ani trochę nie wyglądał na króla ze swoimi chudymi nogami i szczupłą sylwetką. Ubiór też nie zdradzał z kim ma się do czynienia – Filip miał bowiem na sobie jedynie gładkie czarne nogawice, obcisły watowany kaftan z jedwabnej tkaniny i czapkę obszytą sobolowym futrem. Równie dobrze mógłby być byle jakim hrabią na polowaniu albo zamożnym miejskim patrycjuszem w podróży.
- Wasza dostojność… - de Vries zgiął się w ukłonie.
- Witaj, drogi Robercie. Z czym przychodzisz?
Podstarzały baron poczłapał w stronę stołu i nie bacząc na konwenanse usiadł na jednym z krzeseł z głośnym sapnięciem, po czym podniósł zapadnięte oczy na króla.
- Zasadniczo z niczym konkretnym. Co najwyżej z kilkoma wątpliwościami jakie dręczą starych ludzi.
- Zatem mów śmiało, przyjacielu. Całe życie miałem okazję korzystać z twojej mądrości i doświadczenia, pewnie teraz też czegoś się nauczę.
De Vries westchnął, łyknął nieco wina z pucharu na stole i mruknął:
- Zachodzę w głowę, Filipie, do czego nam ta wojna? Król nie musi się rzecz jasna nikomu tłumaczyć z tego jakie decyzje podejmuje, ale wciąż nie umiem dostrzec sensu w twoim działaniu. Wszak nie jest to zwykła rejza na pograniczu ani akcja odwetowa za jakieś przeszłe przewiny. Pół kraju poszło z twojego rozkazu w obce ziemie…ale nikt nie wie po co? Marzy ci się druga korona? Chcesz zrzucić tego gnuśnego pajaca z cesarskiego tronu i zająć jego miejsce?
Filip przeniósł wzrok na wejście do namiotu i widoczny przez nie fragment wieczornego nieba. Twarz miał spokojną, ale w oczach coś mu zadrżało i zaczął nerwowo bawić się palcami dłoni.
- To nie kwestia chciwości, Robercie. Ani tym bardziej mojego kaprysu. To coś, o czym myślałem od wielu lat i co dojrzewało we mnie kawałek po kawałku. To obowiązek.
De Vries uniósł brwi w zdumieniu i sapnął:
- Obowiązek? Zawsze uczyłem cię, że obowiązkiem władcy jest troszczyć się o swój kraj i jego lud. Bronić jego granic. Napełniać skarb i umacniać potęgę. Gdzie to ma się do zaborczej wojny, którą prowadzisz?
- Obowiązki, o których wspomniałeś, można rozumieć na wiele sposobów. I na wiele sposobów dążyć do ich realizacji.
- W to nie wątpię. Martwi mnie raczej to, że nie dostrzegam sensu w twoim sposobie, choćbym nie wiem jak się głowił.
Filip nerwowo odwrócił głowę w stronę dawnego nauczyciela i zacisnął palce w pięść jak obrażone dziecko.
- Nie sztuką jest ustrzelić wilka, gdy ten włazi już do zagrody. Sztuką jest pójść w las i całe wilcze plemię zdusić w zarodku, by później nie martwić się o owce – rzucił, uważnie cedząc każde słowo, zupełnie jakby chciał się popisać i pokazać, że mądrość nie jest wyłącznie domeną starców.
- I gdzie ty to wilcze plemię chcesz bić? Pośród innych ludzi, z którymi twoi dziadowie razem stawali do boju? Przecież to szaleństwo.
- A boś ty głupi starcze myślał, że ja chcę ten kraj w pień wyciąć?! – ryknął Filip, czerwieniejąc na twarzy. – Temu tak szybko prę na stolicę i najważniejsze punkty, żeby wojnę skończyć tak szybko jak ją zacząłem! Chcę zerwać dojrzały owoc, nie schylać się po zgniłe opadołki! Imperium ma mi dać lud, broń, złoto i spichlerze do tego, by prowadzić prawdziwą wojnę…wojnę z wilkami.
De Vries westchnął, po cichu trawiąc usłyszaną właśnie tyradę. Filip, choć był człowiekiem z natury pogodnym i przyjaznym, niezwykle łatwo wpadał w gniew i tracił cierpliwość gdy rzeczy szły nie po jego myśli lub gdy ktoś mu się sprzeciwiał. W gniewie często zaś podejmował pochopne decyzje, od których potem mało kto był w stanie go odwieść. Choć sędziwemu baronowi raczej nie groził wydany w złości wyrok śmierci, to dalsze drażnienie młodego monarchy mogło się skończyć czasową utratą wpływów i odsunięciem od bieżących spraw. De Vries postanowił więc rozsądnie milczeć i poczekać, aż para sama uleci z gwizdka.
Nagle do namiotu wpadł dowódca warty i skłoniwszy się głęboko rzucił:
- Ważny gość, wasza wysokość.
- Wieści od Roderyka? – Filip aż podskoczył z wrażenia.
- Od armii jego książęcej mości wciąż ani słowa. To ktoś inny.
- Kto? Gadaj wreszcie, parchu!
Nim kapitan straży zdołał cokolwiek powiedzieć, do namiotu wepchnęła się wysoka postać odziana w złoto-czarne szaty. Był nią Dieter Leitdorf, książę-elektor Averlandu.
- To piękna noc, wasza wysokość. Szybko omówmy to, co mam do przedstawienia i chodźmy pić! – rzucił w stronę króla i wyszczerzył się pod cienkimi jak kreska wąsikami.
Ostatnio zmieniony 5 maja 2012, o 22:09 przez Gniewko, łącznie zmieniany 1 raz.
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

Neithan
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 173

Post autor: Neithan »

Nojs.
Fajnie, że historia będzie toczyć się dalej :)

Zgrzyt Dupogryz
Wałkarz
Posty: 79
Lokalizacja: Buk

Post autor: Zgrzyt Dupogryz »

W końcu. Dawaj więcej. Pokornie prosimy. Bardzo pokornie.
Zgrzyt

Awatar użytkownika
Akadera
Falubaz
Posty: 1349
Lokalizacja: Białystok - Front Wschodni

Post autor: Akadera »

Znow jest jutro :D
Mozemy liczyc na jakis obszerniejszy fragment? :)
kudłaty pisze:Wiadomo alkohol jest dla ludzi, ale śliwowica jest dla frontu wschodniego

Zgrzyt Dupogryz
Wałkarz
Posty: 79
Lokalizacja: Buk

Post autor: Zgrzyt Dupogryz »

Spokojnie, jak uczy historia wątku, jutro może mieć kilka odsłon. Codziennie kolejną :lol2:
Fajny ten motyw z elektorem Averlandu. To takie skaveńskie...
Zgrzyt

Awatar użytkownika
Akadera
Falubaz
Posty: 1349
Lokalizacja: Białystok - Front Wschodni

Post autor: Akadera »

Tam odrazu skavenskie, facet jeszcze nie ma ogona wystajacego z futrzastego tylka i nie zjada na sniadanie jakiegos radioaktywnego meteorytu ;)
kudłaty pisze:Wiadomo alkohol jest dla ludzi, ale śliwowica jest dla frontu wschodniego

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Nowy odcinek :shock: .
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Zgrzyt Dupogryz
Wałkarz
Posty: 79
Lokalizacja: Buk

Post autor: Zgrzyt Dupogryz »

Akadera pisze:Tam odrazu skavenskie, facet jeszcze nie ma ogona wystajacego z futrzastego tylka i nie zjada na sniadanie jakiegos radioaktywnego meteorytu ;)
No dobra, takie imperialne - skorumpowany zdrajca. Ale mi to śmierdzi szczurem. Może ogon trzyma w nogawce, no i Gniewko nic nie napisał o tym, co Leitdorf jada na śniadanie.
Klafuti pisze:Nowy odcinek :shock: .
Tak, i to nie ja go napisałem :shock:
Zgrzyt

Awatar użytkownika
Słowian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 186

Post autor: Słowian »

Świetny kawałek, co dalej? czekamy na dzisiaj :)
"When you're a goblin, you don't have to step forward to be a hero-everyone else just has to step back!" - Biggum Flodrot, goblin veteran

Awatar użytkownika
Gniewko
Masakrator
Posty: 2320
Lokalizacja: czasem Bielitz, czasem Breslau

Post autor: Gniewko »

Tym razem dedykacja dla Klafutiego :) Niech mo!


Książę Roderyk zdążył zlustrować całe pobojowisko nim zapadł zmierzch. Dolina i otaczające ją pagórki upstrzone były makabrycznym kobiercem ciał i broni, a w powietrzu unosił się wszechobecny, mdły smród krwi. Rannych znoszono z placu boju do lazaretów lub litościwie dobijano gdy o to prosili lub gdy było jasne, że nawet najlepszy medyk nic by tu nie poradził. Wszędzie krążyli też bretońscy żołdacy w poszukiwaniu sakiewek i wszelakiego dobytku, który mógł przedstawiać jakąś wartość. Herbowi panowie jak zawsze spoglądali na tą krzątaninę z mieszaniną rozbawienia i pogardy, zupełnie jakby oglądali sforę psów żrącą się o kość albo bandę dzieciaków buszującą wśród odpadków na miejskim rynku. Lwia część łupów i tak należała się im. W obozie marszałka ich łupem padły doskonałe konie, kosztowny dobytek zakonnych rycerzy, namioty, broń, a przede wszystkim sami templariusze wzięci do niewoli w boju, za których zgarnąć można było słony okup.
Książę wspiął się na szczyt wzgórza gdzie stały wciąż jeszcze gorące działa imperialnej artylerii i spojrzał w stronę Altdorfu, którego białe mury majaczyły na horyzoncie w świetle zachodzącego słońca.
- Jest na wyciągnięcie ręki, wasza miłość – rzucił jeden z towarzyszących Roderykowi baronów. – Jeśli ruszymy o świtaniu, to do nieszporów staniemy obozem pod murami. Drogi już nie ma nam kto zagrodzić.
- Same mury Altdorfu nam ją zagradzają… - mruknął w odpowiedzi Roderyk, wciąż spoglądając w stronę stolicy Imperium. – To poteżna twierdza, nawet jeśli teraz nie ma jej kto bronić.
- Miasto jest pełne uciekinierów. Jeśli zamkniemy je w pierścieniu naszych wojsk, to długo się nie utrzyma. Głód i zaraza zdobędą mury za nas.
- Zanim dojedzą ostatnie gołębie i szczury, przyjdzie odsiecz z Nordlandu albo Middenheim. Nie mamy czasu na długie oblężenie. Trzeba zdobyć Altdorf tak szybko, jak to możliwe i zatknąć nasze chorągwie na cesarskim pałacu. To złamie w reszcie landów ducha walki. Póki co, dość wojny na dzisiaj, pora wieczerzać.
To rzekłszy, Roderyk zawrócił konia i pogalopował w stronę obozu, a za nim reszta świty. Przed pierwszą linią namiotów napotkali niecodzienny widok – wśród podnoszącej się, wiosennej trawy, stał naturalnej wielkości posąg przedstawiający krzyczącego starca. Książę dałby głowę, że gdy rano opuszczał obóz by dowodzić wojskiem, wcale go tu nie było. Z resztą kto ustawiałby kamienną figurę w szczerym polu? „Głupsi ci Reiklandczycy niż się spodziewałem” pomyślał i udał się wgłąb obozu.
Gdyby podniósł nieco bardziej wzrok, ujrzałby siedzącą na trawie nieopodal figury parę młodych ludzi – dziewczynę w białej sukni i chłopaka w rycerskiej zbroi. Oboje milczeli, spoglądając przed siebie na ogniście czerwone niebo.
- Podobno słońce zawsze zachodzi tak krwawo po bitwie – chłopak przerwał ciszę.
- Podobno po bitwie zawsze też spada deszcz, nawet jeśli bój toczył się na pustyni – odparła dziewczyna. – Nie dawaj wiary każdej plotce jaką usłyszysz od innych, Hugo.
- Od kilku dni ciężko dawać mi wiarę czemukolwiek…
- Co masz na myśli?
- Na przykład to, że dawno powinienem być już martwy. Było tyle okazji, przy których mógłbym zginąć, że ciężko to ogarnąć.
Dziewczyna zaśmiała się i spojrzała na chłopaka.
- Skoro nie zginąłeś, to znaczy, że nie było ci to pisane. Jeszcze nie.
- W końcu to nastąpi. Każdy kiedyś umrze.
- Co do drugiego masz absolutną rację, ale co do pierwszego nie. Zginąć a umrzeć to dwie różne rzeczy. Kto wie, może czeka cię spokojna śmierć we własnym łóżku? Jesteśmy kowalami własnych losów, nie wszystko zależy od bogów i przeznaczenia.
- Ty chyba sporo wiesz o bogach, co? – Hugo też się odwrócił i spojrzał w oczy dziewczynie.
- Tylko tyle, ile było mi dane poznać… - czarodziejka spuściła wzrok i uśmiechnęła się lekko, jakby spłoszona.
- Nie widzieliśmy się tyle lat. Biegaliśmy oboje po podwórku między chałupami w lnianych koszulach, a teraz ty nosisz jedwabie i ściągasz gromy z nieba. Boję się ciebie.
- Nie musisz ani trochę, bo to nie ja ciskam gromami we wrogów, tylko Pani. Ja jestem jedynie naczyniem jej boskiej mocy, którą kieruje przeciw wrogom Bretonnii. Nasza magia jest inna od czarnoksięskich sztuczek magów imperium. Każda z nas otrzymuje ją w darze i każda z nas może ją stracić, jeśli Pani uzna to za stosowne.
- Widziałaś ją? – spytał Hugo.
- Kogo? Jasną Panią? Widziałam.
- Jaka ona jest?
- Nie mogę ci powiedzieć. Jeśli będzie chciała, to sama ci się ukaże.
- Mnie? Nie bądź śmieszna. Są ludzie, którzy szukają jej całe życie bez rezultatu…z resztą Pani nie ukazuje się tym, którzy nie są rycerzami.
Dziewczyna zachichotała, mierzwiąc chłopakowi włosy ręką.
- Głuptas z ciebie, Hugo. Ja nie jestem rycerzem, a jakoś mnie się ukazała.
- Ty to co innego. Ty nie biegasz w zbroi zdartej z trupa swojego pana i nie udajesz kogoś, kim nie jesteś.
- Każdy z nas musi czasem odgrywać jakąś rolę. Ty póki co grasz swoją bardzo dobrze.
- Gorzej, jak wszystko się wyda. Powieszą mnie albo zachłostają na śmierć.
- Rycerzy się nie wiesza ani nie chłosta, Hugo, dobrze o tym wiesz.
- Ale ja nie…
- Cśśś! – syknęła czarodziejka. – Jeśli ktokolwiek podda w wątpliwość twoje szlachectwo, to będzie mieć ze mną do czynienia. Jesteś moją osobistą eskortą. A jako eskorta musisz mi towarzyszyć, także przy kolacji.
To rzekłszy podniosła się lekko i ruszyła w stronę namiotów, rzucając tylko cicho „Tylko bez ociągania”. Hugo pobiegł za nią z klekotem zbroi i bardzo dziwnym wyrazem twarzy.
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.

ODPOWIEDZ