ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Dziad »

Gdy Etchan przybył do karczmy , ona jeszcze o dziwo jeszcze stała. Chodź czuł delikatny swąd spalenizny , nie wyglądała jakby miała się zawalić. Nie został tam długo , po chwili kierowany jakimś przeczuciem skierował się do portu. Mimo wczesnej pory , na nabrzeżu zgromadziła się spora grupa osób , a w niej ku jego zaskoczeniu duża cześć uczestników. Jego uwagę zwrócił dość smukły i ładny statek a nad nim jeszcze piękniejszy okręt powietrzny. Nawet nie miał sił się tym zdziwić i zastanowić. Koło niego stał kapitan wyglądający na pirata oraz skryba. Przypomina mi trochę mojego serdecznego druha ser Francisa von Drake-a. Pomyślał , i wtedy ów kapitan zobaczył elfa i pewnym krokiem zdradzającym butę i pewność siebie.
- Senior zapewne jest uczestnikiem la muerte de toros ? : Zapytał patrząc uważnie na elfa.
- Tak , płyniemy tam statkami ? Nikt wcześniej nie raczył mnie o tym powiadomić. : odparł
- Jest mi niezmiernie przykro senior , płynie pan tym statkiem kajuta do wyboru. wskazał na zakotwiczoną jednostkę , następnie pożegnał się i zaczął szukać następnych uczestników
Etchan zapisał się jeszcze u skryby i po trapie wszedł na pokład , załoga sprawnie przygotowywała się do wypłynięcia. Gdy elf spojrzał w górę żeby jeszcze raz przyjrzeć się obiektowi nad nim zobaczył twarz któregoś z krasnoludów Drake-a który właśnie spluwał za burtę. Muszę uważać następnym razem może "przypadkiem" spaść " przypadkiem" na mnie coś cięższego. Postanowił zejść pod pokład żeby zobaczyć jakie kajuty ma do wyboru. Słyszał korki innych uczestników którzy najwyraźniej też zajmowali miejsca na statku. Etchan przeszedł wzdłuż okrętu , szukając jakiejś dla siebie w końcu znalazł , kajuta była większa od innych i znajdowała się blisko rufy statku. Znajdowały się tam dwa posłania wyglądały na w miarę czyste lecz on nie był tego pewien zostawił tam rzeczy i sam położył się na pryczy przedtem zamykając drzwi zastawiając je czymś. Spodziewam się odwiedzin pewnego orka i wolę się zabezpieczyć , jak komuś zależy żeby dzielić kajutę z najdziwniejszym elfem w promieniu stu mil to zapuka. W sumie to mogłem wyjść , ale dobra posiedzę. To było bardzo inteligentne. Siedział w kajucie pięć minut po czym złorzecząc na swoją barykadę wyszedł na pokład.

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ @dziad_zbych: nie no, czy ty czytasz w ogóle fluff? pięć osób pisze, że karczma wybuchła, cztery postaci lecą z von drakiem zamiast na statku, a ty to wszystko beztrosko wypierdalasz -.- już nie mówiąc o tym, że elf został uczestnikiem "śmierci byków"...
zanim się co napisze, trzeba przeanalizować, co napisali inni :evil: ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

anast3r pisze:[ @dziad_zbych: elf został uczestnikiem "śmierci byków"... ]
[Co jest do mnie pijesz?! :wink:
Ale tak serio już- nie ma się co irytować. Nie odwalaj za mnie roboty]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ @ Anast3r Kapitan grimgora wysadził karczmę dość późno , ponieważ od razu potem pobiegł zapisać się na okręt , więc skoro edytowałem mój post i elf wstał bardzo wcześnie to zobaczył karczmę jeszcze stojącą. Więc może zanim zaczniesz zwracać uwagę sam przeczytaj dokładnie. ]

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ ta. mimo iż zanim skit z von drakiem poszli po statek powietrzny, karczmy już nie było. to nie ja jestem tutaj tym, który powinien zacząć ogarniać następstwo zdarzeń. dobra, chuj w to. pisz sobie, co tam chcesz, ja będę po prostu unikał czytania tego. ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Anast3r, nie podoba mi się Twój ton. Przypierdalasz się do Dziada o byle co w chamski sposób. Przestań.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Gdyby się o każdą nieścisłość czepiać, to może nawet żaden roleplay nie wyszedł, co nie znaczy, że nikt ma się nie starać, żeby zachować ciągłość. Trzeba po prostu zachować pewną elastyczność i zdecydowanie zluzować poślady. Zazwyczaj lepszy roleplay napisany słabo niż żaden.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Powiedziane tak pięknie, że idzie do podpisu 8) ]
[Ale serio, trzeba zwracać uwagę na nieścisłości, ale ludzie, róbcie to kultularnie, żartobliwie, normalnie, a nie awantury wszczynając.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

( Rozumiem , że dla osób bardziej ogarniętych mogę być bardzo bardzo denerwujący ale Arena ma dostarczać rozrywki więc traktowanie jej tak poważnie jest trochę nie na miejscu. Wiem że każdy powinnien trzymać się fabuły i nie ignorować czynników fizycznych ( takich jak upływ czasu ). Ale jeśli już pojawi się taki post , w dodatku pisany przez osobę która pierwszy raz bierzę udział w arenie , to aż tak napastliwie nie powinieneś tego komentować.Nie mam pretensji że zwróciłeś mi uwagę bo często robiłeś to trafnie i kultularnie ale kiedy przyczepiasz się spraw nie mających dużego znaczenia to jest to dla mnie trochę irytujące . Jeśli Cię wkurzyłem to po prostu zignoruj mój post i zajmij się czymś ciekawszym. Żegnam i postaram się poprawić

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[Anast3r nie uskuteczniaj faszyzmu. Nie siedzimy niestety wszyscy twarzą w twarz to pewne odstępstwa się zdarzają. Grunt by nie rozeszło się to jakoś diametralnie i każdy widział o co chodzi na potrzeby dalszej gry.]

Po załatwieniu spraw z kapitanem Francisem, Lothar ruszył do portowego zajazdu, gdzie to bawił się już hucznie cały jego oddział, poza chłopakami, którzy pod komendą Stirlitza mieli dostarczyć na REVENGE ich rzeczy oraz sprzęt, co wymagało zachowania trzeźwości. W "Morskiej Pannie" Brennenfeld przysiadł się do Horsta, z ukontentowaniem patrząc na zamówiony wielki kufel zimnego piwa z plasterkami cytryny. Aby wynagrodzić chłopakom ciężki marsz i poniekąd przygotować na czekającą ich podróż mającą ich zabrać nie tylko daleko od domów, ale zupełnie w nieznane, sam płacił za wieczerzę, alkohol i dziewczyny, wciskając właścicielce domu uciech pierścień otrzymany od burmistrza. Wnioskując po radosnych okrzykach i pijackich śpiewach to bawili się tak dobrze, że zapewne pójdzie za nich dopłacić, niemniej kapitan miał większe zmartwienia.
- Martwi mnie ta konieczność rejsu. - odezwał się do rycerza z Middenheim, po zdrowym pociągnięciu z kufla - Nigdy nie lubiłem statków, zwłaszcza takich, które wiozą cię w nieznane. Na morzu nie liczy się jak dobrze umiesz strzelać, twój los jest jakby niezależny od ciebie.
- Rozumiem, druhu. Choć wtedy jak podczas obławy w Drakwaldzie strzygonie zaskoczyły moją kompanię, zabiły mojego konia i gdy jeden z nich opuścił tę zębatą paszczęką nade mną, gdy przygniatał mnie trup mego rumaka to twój strzał ocalił mi życie. Mój los też nie zależał już ode mnie, a jednak przetrwałem, dzięki tobie. - pod koniec sentymentalnego wywodu Horst opróżnił duszkiem kufel i zamówił kolejny, ocierając kosmate brodziszcze kosmem swoich długich rudych włosów.
- Chyba wiem co chcesz powiedzieć. - Lothar zakręcił piwem w kuflu - Von Drake wydaje się być kompetentnym żeglarzem, pewnie będziemy w dobrych rękach. Bardziej martwi mnie ta cała tajemnica. Kto organizuje tę arenę i dla tajemnicy wysługuje się jakimś konkwistadorem ? Dlaczego nie podali od razu miejsca zawodów ? Śmierdzi mi to bardziej niż ten cały Stirlitz. Nigdy nie ufałem Inkwizycji, a ten uśmiechnięty łowca tym bardziej stwarza podejrzenia... Musimy się dowiedzieć, co konkretnie kazał mu robić Aldenhoff poza pilnowaniem bym dotrzymał słowa i wziął udział w Arenie.
- Odphręssz sięę herrr... oberrrst..! - wydukał wstawiony już nieco Hans, w objęciach dwóch czarnowłosych kurtyzan niemal wpadając na kontuar - Może tak panienkę..? Co te południowe diablice to ja sam nawet nie... duh...
- Dzięki Hans, wolę nie. - podniósł rękę hochlandczyk, kładąc sobie na kolanach swoją długą rusznicę i delikatnie gładząc palcem wyryte na jej kolbie imię - Mi wystarczy moja Astrid. Pewnie niedługo będzie musiała zacząć śpiewać, więc wolę jej nie zaniedbywać. Ale zdrowie estalijskich dziewczyn!

Ten toast dość niespodziewanie przerodził się w dość chwytliwą piosenkę. https://www.youtube.com/watch?v=0Rdg6GUv-wQ
Tak chwytliwą, że niektórzy muszkieterowie nucili ją jeszcze półprzytomnie następnego dnia o świcie, gdy musieli wspinać się bo koszmarnie bujającej się drabince sznurowej na latający okręt. Niejeden uznał, że łatwiej wejdzie na górę, zrzucając balas w postaci zawartości żołądka, szczęściem nikt poza butami klnącego jak szewc Albrechta od tych zrzutów nie ucierpiał i już godzinę później, gdy ludzie Corteza zadęli w trąbki, sygnalizujące odpływ czarteru "Arena Śmierci" ze wszystkimi pasażerami, oddział Lothara patrzył z góry przez bulaje gondoli "Zemsty" na oddalające się powoli Porto Maltese, śmiesznie małe z tej wysokości. Zapewne niejeden jeszcze porzygałby się przy odlocie i wstrząsie silników, lecz ku uldze kapitana von Drake, nie mieli już czym po wcześniejszym. Po krótkim tłoku w głównym korytarzy gondoli, gdzie zebrali się wszyscy zaokrętowani, udało im się przepchać przez Skgarga, Skita i paru innych oraz dostać się do sterburty, gdzie znajdowały się obiecane im kwatery.

Mając do dyspozycji 5 kajut, rozlokowali się dość łatwo, z typowo wojskową dyscypliną.
W pierwszej, najlepiej wyposażonej kajucie, gdzie czekała sprezentowana butelka wyborowego grogu rozłożył się kapitan Brennenfeld, jako zawodnik i dowódca zgodnie uznano, że potrzebuje najwięcej miejsca, uwzględniając stojak ze zbroją i szufladę w ścianie wyściełaną aksamitem, gdzie na wypadek wstrząsów mógł bezpiecznie składać swoją broń. Ograniczało się to jednak tylko do Astrid, jako że swe pistolety nosił przy sobie niemal tak mechanicznie jak bieliznę. Także szczęśliwy bagnet ojca zawsze zostawał za jego pasem jako talizman. Oczywiście rusznicę też nosiłby ze sobą, niestety ze względu na swe rozmiary była nieco nie praktyczna.
W czasie gdy kapitan kończył urządzać się u siebie, do następnej kajuty zakwaterowali się Stirlitz i z hałasem zrzucający swą zbroję oraz ciężki młot Horst. Tylko kategoryczny zakaz von Drake'a nie pozwolił mu też zabrać tu swego ukochanego ogiera, którego rycerz przej odlotem powierzył z niewielką opłatą jakiemuś Tileańskiemu kupcowi, polecając dostarczyć zwierzę do kapitularza Białych Wilków w Nuln. Stirlitz niechętnie dzielił z zarośniętym rycerzem kajutę. Łowca usilnie prosił o oddzielny pokój z jakichś powodów, jednak tłumacząc się brakiem miejsc Brennenfeld przekonał go, w duchu mając nadzieję, że Biały Wilk będzie miał podejrzanego sigmarytę na oku.
Ostatnie trzy kajuty, z racji że były nieco większe podzieliło między siebie 16 muszkieterów, którym sierżant Hans sprawnie rozdzielił hamaki i koje. W kącie ostatniej swój mały warsztat metalurgiczno-rusznikarski zdołał urządzić sobie Albrecht.

Cóż, żołnierze i tak z reguły czas raczej spędzali w kantynie, integrując się z załogą i innymi podróżnymi oraz stosując się przykładnie do dekretu herr Francisa o karaniu śmiercią każdego kręcącego nosem na rum abstynenta. Dodać należało, że stosowanie się to nie było ni w pięć ofiarne, gdyż niespodziewanie nalewany im rum nijak się miał do gorzkiej, czarnej smoły serwowanej na większości konwencjonalnych okrętów. Wyrazisty, schłodzony napój dawał przyjemny, ostry posmak, w którym bez trudu dało się odnaleźć smak wykorzystanych przy pędzeniu go owoców. Istny raj dla żołnierskich gardeł, zwykle zadowalających się ponad cienkim, aprowizażowym piwem tylko tym co udało się zarekwirować.
Brennenfeld tymczasem po rozgoszczeniu się u siebie poszedł obejrzeć cudowny pojazd. Jego wysokie, nieco wysłużone skórzane oficerki stukały metalicznie obcasami o parkiet kotytarzy gdy dotarł na sam spód gondoli, gdzie przeszklona podłoga dawała iście fascynujące choć z początku trochę przerażające wrażenie latania wśród chmur samojeden, w dole na tle błękitu oceanu widząc z góry płynący powoli okręt Corteza. Potem przeszedł się pokładem działonowym i wyszedł na szczyt gondoli, gdzie szalejący pęd powietrza nie tylko szarpał jego brązowymi włosami, napychając ich kosmyki do załzawionych oczu i ust, ale też niemal zdmuchując go z powierzchni. Szczęściem mocno złapał się barierki. Potem odnalazł należącego do załogi Draina, który po krótkiej konwersacji na temat broni palnej uznał go za swego chłopa i zaproponował zwiedzenie unoszącego ich balonu, na co już pełen adrenaliny żołnierz przystał bez cienia wahania. Długim "rękawem" weszli do olbrzymiej konstrukcji wiszącej nad właściwym okrętem, która okazała się w środku być wypełniona po brzegi swymi mniejszymi wersjami, lewitującymi w całej bańce. Krasnolud zdradził mu, że każda jest wypełniona lotną substancją, lecz są łatwe do przebicia i pęknięcia.

Po zdeponowaniu wszelkich ostrych przedmiotów i gdy upewnił się, że krasnolud nie patrzy Lothar niczym dziecko położył się na miękkich jak kobiece piersi bańkach, zakładając ręce pod głowę. Potem w miarę jeszcze dziwniejszych pomysłów zaczął po nich skakać, materiał był elastyczny i zapewniał efekt podobny do tego, który osiągały dzieci na przedmieściach jego rodzinnego Merserburga, rozpinające na drewnianych kołkach naprężoną tkaninę o grubych niciach, po której doskonale się skakało. Wracającego czynem do wspomnień z dzieciństwa kapitana na potkał Drain, oprowadzający teraz kolejnego człowieka. Obaj wpatrzyli się dziwnie w Brennenfelda, który zaskoczony stracił równowagę i zamiast odbić się od bańki, spadł na twarz na miękkie podłoże balonu. Stojący obok Draina człowiek w Imperialnym kapeluszu nie krył rozbawienia.
- Ów słynny strzelec z Hochlandu, o którym tyle słyszałem, duma osobistej jednostki elektora Ludenhofa... sławetny kapitan Lothar Brennenfeld, ciekawie spędza czas jak widzę.
Z początku nieznajomy nie dał się odnaleźć w pamięci Lothara, podnoszącego się ze wstydem, dopóki ów nie zdjął kapelusza by się przywitać.
- A niech mnie! Kapitan Harald von Trescow ? - uśmiechnął się rozpoznając innego sławnego obrońcę Imperium - Kopę lat, farciarzu! Nie widzieliśmy się chyba od... od... bitwy pod Averheim, gdzie wysadziłeś most przed nosem zielonoskórych, wystawiając zasrańców na ogień muszkietów.
Wyciągnął prawicę, z której zdjął rękawicę do uścisku dłoni.
- Nie mów mi, że kolega po fachu też na Arenę, bo pomyślę że ściągnęła tu cała śmietanka z naszego woja...

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Pitagoras pisze:[Zazwyczaj lepszy roleplay napisany słabo niż żaden.]


[Czyli od mojej pierwszej areny żyłem w błędzie i niepotrzebnie starałem się w każdej kolejnej podnosić mój poziom rollplayu. Dobra, wracamy do heroic Killiana i niewyżytego bretońskiego rycerza.
Tu chodzi o to, że posty Dziada Zbycha są napisane byle jak. W niektórych, zdania w połowie są urwane, lub nie mają żadnego sensu. Czytanie tego jest po prostu męczące.
A wystarczyło by, żeby przeczytał to ze cztery razy zanim opublikuje. Pisałem na pw kilkukrotnie rady, mówiące jak może łatwo podnieść poziom pisania, gdzie popełnia błędy i jak może je poprawić by wyglądało to ładnie. Anas3r też do niego pisał w tych sprawach. I już nas kur..wica trafia, że nie widać poprawy. Tak, nie powinienem się wypowiadać, ale patrząc po swoim przykładzie, chcę zapobiec chaosowi i cierpieniu jaki powoduje tak prowadzony rollplay. ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

[Panowie, każdy z nas jest tylko mniej lub bardziej rozgarniętym kolesiem, który wciela się i wymyśla historię wyimaginowanej postaci, czyta historie innych wyimaginowanych postaci stworzonych przez resztę mniej lub bardziej rozgarniętych kolesi by walczyć na wyimaginowanej arenie, którą ochoczo prowadzi kolejny mniej lub bardziej rozgarnięty koleś. To już samo w sobie jest niepoważne, więc nie pogrążajmy się jeszcze bardziej i nie róbmy awantury z takiej bzdury :D Prawda, że Zbych mógłby bardziej się przyłożyć ale przecież zawsze można puścić wodze fantazji i naprostować jego nieścisłości. ;)

A żeby nie było, że śpię po nocach zamiast pisać teksty na arenę to walnę krótki rolplej niezobowiązujący]


Razandir wypytał już większość załogi Peñy Duro o cel podróży lecz wszyscy marynarze trzymali gęby na kłódkę. Był przekonany, że niektórzy z nich sami nie wiedzą dokąd płyną, inni czegoś tam się domyślali ale powiedzieć nie chcieli, a tych kilku nielicznych którzy chyba wiedzieli udawało, że nie rozumieją reikspielu a gdy mag przechodził na estalijski szybko go zbywali i wymigiwali się nagłymi obowiązkami. Istna zmowa milczenia. Ktoś chyba solidnie im zapłacił by nie rozgłaszali uczestnikom Areny celu rejsu.
To z kolei rodziło kolejne pytanie, na które nie było odpowiedzi. Kim są organizatorzy areny? I dlaczego tak strzegą swojej tożsamości? Razandir miał nadzieję się mylić ale śmierdziało mu to krętactwem i spiskowaniem z mrocznymi mocami.
Stanął na kasztelu, przy rufie okrętu i powoli nabił fajkę. Podziwiał majestat lecącej w górze Revenge, lecz myśli jego wciąż krążyły wokół miejsca przeznaczenia całej wyprawy. Po chwili usłyszał kroki, Gii Yi Xingam stanął zaraz obok niego.
– I jak, dowiedziałeś się czegoś? – zapytał Razandir.
– Wszyscy siedzą cicho. – Szaman pokręcił głową. – Ale udało mi się zakląć szczura, który wślizgnął się do ładowni. Jego oczami widziałem mnóstwo zapasów, tam ledwo wszystko się mieści. Starczyłoby może nawet na kilka miesięcy.
– Czyli czeka nas dłuuuuga podróż i póki co płyniemy na południowy-zachód… – Mag powoli zbierał fakty – Czyli raczej nie do Tilei. Może więc do Arabii?
– Płynąc do Arabii nie potrzebowalibyśmy tylu zapasów.
– Mhm. Chyba, że nie wszystkie przewidziane są na czas rejsu – Razandir zaciągną się fajkowym dymem i wypuścił go powoli z ust patrząc jak obłoki porywa wiatr. – Ale jeśli nie do Arabii to gdzie? Do dżungli na Ziemiach Południa, albo może do Nowego Świata? Tyle, że wszystko to przecież terra incognita, komu chciałoby się tam organizować Arenę…
– A może jeszcze dalej? – zamyślił się czarownik. – Może na wschód do Królestw Indu albo do Nipponu, albo Cathayu.
– Ten cały Cortez mówił, że na koniec świata i jeszcze dalej, więc to by się zgadzało. Zresztą on jest słynnym podróżnikiem i pewnie stąpał po ziemiach, o których my nawet nie słyszeliśmy.
– Trzeba po prostu być cierpliwym i poczekać. Dowiemy się wszystkiego w swoim czasie.
– Prawda – westchnął mag i pokiwał głową.
Oczywiście Gii Yi Xingam miał rację, ale poprzez swoje wschodnie pochodzenie zapewne dysponował znacznie większymi pokładami cierpliwości niż Razandir i łatwiej mu było pogodzić się z faktem, że trzeba po prostu poczekać. Dla Razandira niewiedza była jak tortury. Rozumiał jednak, że nie ma innego wyjścia i musi je znieść. Próbował więc zająć umysł czymś innym
– Z tego co słyszałem, to wody na jakie właśnie wpływamy są dosyć niebezpieczne – powiedział. – Podobno pełno tu piratów, morskich bestii i innych atrakcji. Myślę, że nie będziemy się nudzić.
– Oby. – Na twarzy szamana pojawił się cień uśmiechu.


[MikiChol, mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że zakwaterowałem naszych magów w jednej kajucie i szastam twoją postacią w dialogach :p ]

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

[już sie tak chłopa nie czepiajcie, z tego co czytałem wy też czasami bez zrozumienia czytacie posty innych np. Wampirzycy w ogóle nie ma w karczmie, bo wyszła tóż po zapisaniu z urzędnikiem... Mam co do tego pewien plan zwiazany z cmentarzem, ale chciałem wiedzieć przed napisaniem jak bardzo rozwalicie miasto, coby sie troche odnieść (nekromancja :) )]
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ proszę o wybaczenie, bywa, że tracę opanowanie. zwłaszcza, kiedy alkool, a zdarza się to dość często. ]

- Panie Avanti, kiedy my nieło... nie... nieobecni, ty przejmuje komendę i odpowiedzialność za statek - zakomenderował Skit. Tileańczyk zasalutował. Za nim tłoczyli się ci członkowie załogi "Marie Sway", których panu Smithowi udało się na szybko skrzyknąć po burdelach. Sprawiali wrażenie średnio zachwyconych tym, że ktoś przerywa ich solidnie zasłużone wychodne.
Ze względu na towarzystwo korpusu kapitana Lothara nie było szans, aby cała obsada szkunera zmieściła się na statku powietrznym. Ork przygryzł wargę, przyglądając się swoim marynarzom.
- Dobra, psubraty - zaczął - Poza Jegorowem i Smithem idzie ze mną Virano, Mathias i Vittorio. - wybrani żeglarze wystąpili przed szereg, wypinając dumnie klatki piersiowe. Jeden dodatkowy morderca bez sumienia i dwóch cichych szpiegów, potrafiących skryć się nawet w transporcie herbaty. Ork był zadowolony.
- W górę! - dał rozkaz i cała piątka ruszyła po chwiejnej, sznurowej drabince ku niezbadanym przestworzom powyżej.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kiedy już znalazł się na pokładzie, ork odszukał wzrokiem dwóch sabotażystów.
- Dobra. Róbta to, co robita - powiedział im, porozumiewawczo mrużąc prawe oko - Meldujta cokolwiek, co będzie niezwykłe...
Bracia Vittorio i Virano rozbiegli się, znikając w cieniu. Zakwaterowano ich wraz ze strzelcami Brennenfelda, nikt więc nie zwracał uwagi na to, co robili na pokładzie.
Skit udał się do kajuty, którą miał szczęście dzielić z poznanym w karczmie ogrem. Towarzysz okazał się aż nazbyt miły, oferując, iż pozostanie w kabinie, gdy Skit uda się na zwiedzanie górnego pokładu. Zielonoskóry z miejsca ruszył ku maszynowni statku, chcąc się przekonać, jakiż to silnik napędza tak wspaniałe cudo techniki...
Ostatnio zmieniony 22 lip 2015, o 12:30 przez anast3r, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Mała zmiana planów. Wybaczcie bałagan, ale wolę Was uprzedzić. Dołączy do nas Slayer Zabójców. Miksturki rozdam jeszcze raz, teraz 3. Przepraszam, za zamieszanie. :oops: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Matis pisze:
Pitagoras pisze:[Zazwyczaj lepszy roleplay napisany słabo niż żaden.]


[Czyli od mojej pierwszej areny żyłem w błędzie i niepotrzebnie starałem się w każdej kolejnej podnosić mój poziom rollplayu. Dobra, wracamy do heroic Killiana i niewyżytego bretońskiego rycerza.
Tu chodzi o to, że posty Dziada Zbycha są napisane byle jak. W niektórych, zdania w połowie są urwane, lub nie mają żadnego sensu. Czytanie tego jest po prostu męczące.
A wystarczyło by, żeby przeczytał to ze cztery razy zanim opublikuje. Pisałem na pw kilkukrotnie rady, mówiące jak może łatwo podnieść poziom pisania, gdzie popełnia błędy i jak może je poprawić by wyglądało to ładnie. Anas3r też do niego pisał w tych sprawach. I już nas kur..wica trafia, że nie widać poprawy. Tak, nie powinienem się wypowiadać, ale patrząc po swoim przykładzie, chcę zapobiec chaosowi i cierpieniu jaki powoduje tak prowadzony rollplay. ]
[Dlatego napisałem zazwyczaj i miałem na myśli wyłącznie część fabularną wpisu. Jeśli chodzi o formę to różnie bywa i faktycznie czasem przeszkadza nagromadzenie jakichś błędów. Dodatkowo każdy ma np. swój sposób pisania dialogów itp. ale to już akurat najmniejszy problem ze wszystkich.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Około południa, Skgarga obudziły dźwięki wydawane przez załogę bawiącą się na pokładzie. Ogr otworzył oczy, przetarł je rękawem zrabowanego stroju, po czym wyszedł w mrok korytarza. Po schodach na pokład wspinał się właśnie mężczyzna w stroju imperialnego muszkietera, poruszał się chodem pełnym pewności siebie więc był to zapewne kapitan kompanii, która zaciągnęła się na statek kapitana von Drake w ostatnim momencie. Ogr wyszedł na oświetlony słońcem pokład. Przy jednej z burt załoga zajęta była konkursem "Kto złowi największą rybę na piracki hak przywiązany do grubej konopnej liny".
- Hej, podajcie linę to złowiem wam TAAKIEGOO tuńczyka. - Tu Ogr pokazał rękami sugerowaną wielkość.
- Jeśli Grogowi udało się złapać marną rybencję na jego tajną przynętę to tobie nie pójdzie lepiej. - Zaprotestował jeden z krasnoludów.
- Co strach was obebeciał czy coś takiego? Dawaj linę, a jak złowię taakiego tuńczyka to każdy z was postawi mi kolejkę gdy dopłyniemy na miejsce, a jeśli nie złowię to ja wam stawiam. - Cała kompania kiwneła głową i podali Ogrowi linę, pewna wygranej.
- No Piękny wskakuj na hak. - Gnoblar posłusznie wykonał polecenie. Skgarg zaczął spuszczać linę w wodne otchłanie. Po około dwóch minutach, Ogr wybrał linę z wysiłkiem odmalowanym na twarzy. Nagle na pokład wytoczył się gnoblar z tuńczykiem większym niż Davi z załogi kapitana von Drake, przyczepionym do nogi.. Całej załodze opadły szczęki.
- No, panowie czekam na kolejkę.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Podróż, która zwykłym śmiertelnikom zajęłaby tydzień, Wolnej Kompanii zajęła dwa.
Hans Buba zapisał się na Arenę Śmierci listownie. Sam był - oczywiście! - niepiśmienny, podobnej hańby nie zmyłaby nawet świeżo rozpoczęta kariera krasnoludzkiego zabójcy. Wymięty papier, pokryty znakami, które przy odrobinie dobrej woli można by wziąć za litery, sporządził mózg kompanii, Miodek, obraźliwie przezywany Profesorem.
"HANS BÓBA BENDZIE NA ARENIE ŚMIERCI ANI CHILOWAŁ.", głosił list. Poniżej widniał dopisek "JURZ JADE".

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Wszyscy goście zostali rozlokowani w kajutach. Von Drake przechadzał się po pokładzie i osobiście wszystkiego doglądał. Obok niego kuśtykał Dain, który notował w dzienniku, kto i gdzie śpi.
Przed magazynem stało już dwóch strażników pod bronią. Tak samo było z kapitańską kwaterą. Na Revenge zakwaterowali się też Harald i MacStelney. Zrobili to na krzywy ryj, i nie wypadało wyrzucać ich za burtę, w końcu to zawodnicy. Dyscypliny miał pilnować Grog, w końcu zbieranina tylu oryginalnych charakterów była bardziej wybuchowa niż beczka prochu. Na samym końcu pozostała inspekcja kuchni, gdzie dwóch marynarzy w fartuchach przygotowywało jadło dla wszystkich zebranych. Zamówienie kapitana, na pieczonego łososia z tłuczonymi ziemniakami, polanego cytryną, oraz duszoną kaczkę nadziewaną śliwkami z pyrami, polanymi sosem pieczarkowym. Francis wziął talerze i ruszył powolnym krokiem do swojej kajuty.
Przez głowę przechodziły mu setki myśli. Zastanawiał się po cholerę zabrał tą istotę na statek. Dlaczego tak ciężko zrozumieć ich sposób myślenia? Czemu tyle gadają? No i co kryje się za słowami "Domyśl się". On przecież nie umiał czytać w myślach, więc po co to mówiła!??!
W końcu dotarł na miejsce. Strażnicy otworzyli przed nim drzwi. Von Drake wziął głęboki oddech i wszedł do środka.

Pomieszczenie przedstawiało się imponująco. Wszystko było pokryte ciemnym drewnem. Z przodu i po prawej stronie znajdowała się olbrzymia biblioteczka. Przed nią stał globus, w którym był ukryty barek z rumem na czarną godzinę. Po środku stało bogato zdobione biurko, nad którym wisiał diamentowy żyrandol. Z lewej umiejscowione było wielkie okno oraz szeroki parapet wyłożony poduszkami, by można było wygodnie czytać zebrane tu zbiory.
Tylko wrodzony refleks kapitana, pozwolił mu się uchylić przed lecącą w jego głowę książką. Na podokienniku siedziała w białej sukni, niezwykle piękna dziewczyna. Długie blond włosy, proporcje 100:60:90. Zadziorny nosek, zgrabne nogi. Na prawej ręce miała różany tatuaż. Jej imię brzmiało Ophelia Colucci.
- Ile można czekać!! Jestem Głodna!!! W stronę Francisa poleciała kolejna książka, tym razem o sztuce twardych negocjacji. Ten zrobił unik i szedł dalej spokojnym krokiem. Położył talerze na biurku. Dama powstała i z delikatnie zadartą do góry głową podeszłą do stolika.
- Przynajmniej kucharz się postarał. Ty nie robisz nic pożytecznego! Następnie usiadła. Kapitan uśmiechnął się ironicznie i nalał jej wina do kielicha.
Coraz bardziej zastanawiał się, dla czego zabrał ją ze sobą. Była to córka Burmistrza Porto Maltese. Znalazł ją w jednej z komnat znajdującej się w domostwie, które zajęli na czas zapisów. Zawróciła mu w głowie od pierwszego wejrzenia i okręciła dookoła palca... Tak, straszliwy i bezwzględny korsarz od zawsze miał słabość do dam. Dziewucha miała już dość nudy jaka panowała w portowym miasteczku, pragnęła wyruszyć w świat, przeżyć niesamowite przygody, tak jak bohaterki jej ulubionych książek. Przybycie sławnego pirata było jak dar z nieba, oczywiście wykorzystała sytuację jaką dali jej bogowie. Trzeba przyznać, że była baardzo przekonująca.
Kiedy pierwsze kawałki soczystej i wspaniale doprawionej ryby, zaczęły wypełniać jej brzuszek, przestała się aż tak dąsać. Czas zaczął im miło upływać na rozmowie o wszystkim i o niczym.

Na pokładzie trwał zażarty pojedynek wędkarski. Do tej pory wygrywał Grog. Jednak Skgarg złapał w końcu olbrzymiego tuńczyka. Największe osobniki potrafiły mierzyć do 3 metrów, ten miał niecałe półtora. Dumny z siebie ogr wykrzykiwał, że wygrał zakład i będzie pił za darmo. Wkurzony przegraną Dain już przeliczał ile złota przyjdzie mu wydać w najbliższym czasie na alkohol...
Jim przyniósł kilka butelek rumu, kompani siedli przy balustradach i oglądali majestatyczne widoki, popijając ognisty trunek, który rozgrzewał przewiane ciała.
MacStelney zaciekawiony poruszeniem na pokładzie, również szedł na zewnątrz by sprawdzić co się dzieje. Przy skrzyżowaniu korytarzy zderzył się z czymś dużym i zielonym. Był To Skit, który właśnie zmierzał do maszynowni. Śmiertelni wrogowie stanęli twarzą w twarz, to nie mogło skończyć się dobrze...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ dobra, to będzie wyglądało na wypadek, coby nie dostać dyskwalifikacji :twisted: ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

ODPOWIEDZ