Arena of Death 18: Sylvania

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dead_Guard
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 189
Lokalizacja: Kraków

Re: Arena of Death 18: Sylvania

Post autor: Dead_Guard »

Na mą brodę, trafiłem na szczura! Biada tej pokrace, biada jej, bowiem po dwa kroć jestem skorszy do wpadnięcia w szał, gdy przede mną stanie przeciwnik nie znający honoru, ni odwagi, zdolny tylko do wiecznego spiskowania i zdrady.

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Już minęły trzy tygodnie od kiedy Rakoth wkroczył na Bagna Szaleństwa. Grząski grunt i zdradliwy teren na którym czaiły się o wiele gorsze niebezpieczeństwa niż zwykła zwierzyna wcale nie skracały podróży. Nie miało to większego znaczenia. Cel Rakoth'a jaśniał przed nim cały czas, jak światłość którą ujrzał cztery tysiące lat temu, w momencie swej "śmierci". Światłość, w której jego świadomość istniała tyle czasu... światłość, której nienawidził! Zamierzał pogrążyć ten nędzy padół, na zawsze w mroku i cierpieniu, by już nigdy nie musieć żyć w świetle i porządku!

Rakoth podszedł do trupa jednego z orków. Z głośnym mlaśnięciem wyjął z niego swą broń - Ostrze Wieczności. Już podczas walki z Rakoth'em ciało orka wykazywało oznaki starzenia się. Teraz jednak, gdy siła życia opuściła ciało zielonoskórego, ciało zaczęło starzeć się w zastraszającym tępie, w końcu zostawiając po sobie jedynie proch.

Ta banda zielonoskórych była jedną z wielu jaką Rakoth napotkał w czasie swej podróży przez bagna. Prymitywne plemiona tej rasy zamieszkiwały te ziemie od stuleci. Jednak zanim nastał czas orków, ziemie te należały do czegoś co kiedyś, dawno temu Rakoth'owi było dużo bliższe.

Tydzień temu, świadomość Rakoth'a została zalana przez nieznaną mu moc. Klejnot, który nosił na szyi zmienił kolor z niebieskiego na fioletowy, gwałtownie rozgrzewając się. Choć szkielet tego po sobie nie pokazywał i dalej niestrudzenie podążał na północ, przez jego pamięć zaczęły przelatywać obrazy jego dawnego "życia". W tym czasie powoli jego koścista powłoka cielesna zaczęła dymić czarnym dymem, a świadomość przeżywała jeszcze większe katusze niż w czasie tych setek lat, jakie spędziła w oślepiającej światłości nieżycia. W pewnym momencie, Rakoth gwałtownie skręcił ze swej drogi i podążył do ruin majestatycznej świątyni, górującej wśród bagien. Coraz bardziej dymiąc szkielet przekroczył próg świątyni i podążył w stronę ołtarza. Tam uklęknął...

Mijały godziny i dni, lecz Rakoth ani drgnął. Nikt nie zakłócał jego spokoju. W końcu trzy dni temu, katusze zakończyły się. Szkielet wstał, nie dając czego po sobie poznać. Jedyne uczucie, jakie stan ostatnich dni obudził w Rakoth'cie to była wściekłość, SZAŁ! Świat, który miał się okazać wybawieniem dla jego duszy, stał się kolejnym etapem w jego udręce! Lecz czym jest cierpienie czterech dni, kiedy przeżyło się ból setek lat?

Powstając Rakoth, zauważył iż na ołtarzu pojawiła się ozdobna buteleczka z dymnego szkła. W naczyniu znajdował się gęsty, zielonkawy płyn, który powoli dymił. Bez okazywania jakichkolwiek uczuć Rakoth przywiesił buteleczkę do swego pancerza i powrócił do wypełnienia swego celu.

W jego świadomości krążył gniew i nienawiść, naprzemiennie kreując rzeczywistość przed nim. Zostawiając za sobą rozwiewane przez wiatr, prochy zielonoskórych, Rakoth ruszył przed siebie. Zamierzał zniszczyć każdego kto stanie mu na drodze!
Ostatnio zmieniony 23 lis 2009, o 21:19 przez Mac, łącznie zmieniany 2 razy.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 304

Post autor: Cresus »

Hym hym, chyba nawet mam jakąś szansę przejść pierwszą rundę :)
MaV był nieco zaniepokojony. Miał ponoć zmierzyć się z jedną z bestii chaosu, nie żeby wcześniej się z nimi nie zmierzył podczas zasadzki na cyrkową karawanę, ale zazwyczaj tłukł "szeregowe kozy" a nie te bestie potężniejsze czy zmutowane. Najgorsze było to że kupiec trzymał go póki co w zamknięciu i nie miał warunków by ćwiczyć swoje sztuczki, a tym bardziej na podpalonym kiju. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję że futro będzie się dobrze palić, a przed śmiercią być może uratują go wypracowana zręczność, lub naszyjnik podarowany kiedyś przez swego mistrza. MaVowi troche żal było że starzec przehandlował nim wolność trupy, choć tileańczyk pewnie zachowałby się tak samo, poza tym był jedynie przybranym "członkiem" swej cudacznej rodziny.

Swoją drogą, ktoś czyta wogóle te historie :P ?

Awatar użytkownika
Rion
Chuck Norris
Posty: 660

Post autor: Rion »

Co? Jak to? To nie możliwe abym walczył z przedstawicielem tak dostojnej rasy...-te słowa Magnus wypowiedział takim głosem, że sam jeszcze w to nie uwierzył.
Lecz jeśli muszę z nim walczyć, muszę też zwyciężyć, aby poznać swoje przeznaczenie i pochodzenie. Prowadzi mnie moc Ulryka, która wypełnia całą moją duszę, ciało i mój oręż.

_reszka
Chuck Norris
Posty: 556

Post autor: _reszka »

Cresus pisze:
Swoją drogą, ktoś czyta wogóle te historie :P ?

ja :)

niezależnie, w 2/3 przypadkach zgadzam się z Murem odnośnie wyboru mikstur.

zdecydowanie najmocniejsza "histryjnie" arena.

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

walka nr 1
Valkrit(plauge Priest) vs Trazqull Niewidzialny(skaven Assasin)

Był pochmurny dzień jak to często bywa w sylvani. Nad starą zapomnianą warownią a teraz odnowioną unosił się gwar i swoisty festynowy nastrój. Arena Śmierci znów będzie się odbywać. Czarodziej który dotąd organizował turnieje gdzie najwięksi wojownicy, szumowiny i degeneraci sciągali by walczyć ku uciesze gawiedzi otworzyła swe podwoje tym razem w niegościnnym kraju. Większość ludzi i nieludzi nie czuła się tu dobrze a niektórym było to zwyczajnie obojętne jak pewnemu nieumarłemu. Dwóm skavenom którym przypadłą w udziale pierwsza walka z pewnością nastrój równierz nie dopisywał. Zanim zostali wezwani na arenę , łypali podejrzliwie na siebie. W duchu każdy wiedział że drugi szczurolud to rywal nasłany by dybać na jego życie i jakimś cudem celowo umieszczony by walczyć z nim. Jakże to inaczej dla Valkirta było oczywiste że to zabójca klanu Eshin. A zabójca miał zabić jego. Gdyby nie było spisku walczyłby z jakimś ludzio wojownikiem a tymczasem wszystko wydawało się jasne. Trazqull miał podobne odczucia tylko że do jego testu jego mistrzowie nie wybraliby syfoszczura z wielką kadzielnicą nie-nie. Te swiry były naprawde nieprzewidywalne i niebezpieczne. Każdy z nich musiał się dostosować. Trazqull przyjął pozycję gotową do skoku. A Valkirt zapalił kadzielnice i powoli ją rozkręcał w oczekiwaniu na gong , po kilku wdechach aromatu spaczeniowego miał ochotę zabijać, nieważne co byle miało miękko-miękkie ciałko do zdruzgotania. Gong zabrzmiał.
Obaj szczuroludzie ruszyli na siebie a wokół Vaskirta chichoczącego zaczęła unosić sięęchmura zielonego gazu. Zabójca wstrzymał oddech i zanurkował w nią. Jego bitewne pazury chybiły celu w oparach natomiast on sam poczuł potężne uderzenie kadzielnicy. Skaven poleciał na piasek areny obolały i poraniony żrącym spaczeniem. Instynktownie spanikował i zaczął wiać na co kapłąn zarazy zareagował wsciekłyym wyciem i szaleńczą pogonią. Na szczęście Trazqullowi udało się uciec i dojść do siebie poza zasięgiem jego przeciwnika. PRzemyślał wszystko i postanowił zaatakować nieco inaczej. Skokiem i podwójnym uderzeniem zrobił kilka szram na ciele vaskirta które prócz bólu sprowadziły na niego dotkliwe swędzenie. Na nieszczęście Trazqulla ten za szybko zaczerpnął oddechu i zakrztusił się zatrutym powietrzem spaczeniowy. Kaszlał nie mogąc opanować tego odruchu i zlapać oddechu. Chwile potem padł nieprzytomny z pianą na pysku. Valkirt podszedł do niego chichocząc czując jak jego szał opada. Kopnął truchło.
-a masz masz scierwo eshinu teraz Vaskirta nic nie powstrzyma. Włąśnie podstęp jego panów chcących go zabić spalił na panewce. Udowodnił im że jest coś wart. Zewsząd rozległy się oklaski.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

-Tak-tak! Głupi-durny zabójca parszywego-zdradliwego Klanu Eshin nie żyje-dycha!

Valkrit zachichotał. Jego ukryci wrogowie-oponenci dostali lekcję-nauczkę! Teraz, Zgniłodech musi zgasić-ugasić świętą Kadzielnicę i poczytać-przewertować Liber Bubonicus. Wszak zostało jeszcze paru-wielu do pokonania-zabijania!
Spojrzał na widownię. Tłumy gapiły się na niego, wielu wiwatowało, ktoś krzyczał. Nie dawali mu spokoju, nie zależnie od ilości złowrogich spojrzeń, jakie im posyłał paskudnych,żółtych kłów, jakimi szczerzył się do co bardziej odważnych.

-Nieważne-nieważne! Podstępny-tajemny rywal zapewne obserwuje-spogląda na Valkrita i jest zły-wściekły,że jego asassyn-zabójca zdechł-poległ!
Wysmarkawszy się soczyście na zwłoki pokonanego, Kapłan Zarazy zasunął kaptur i ruszył do wyjścia. Musi odpocząć-odpocząć. Tak-tak!

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Była ciemna i ponura noc. Na niebie nisko jaśniał Morrsliebe, a światło jego brata Mannslieba, było przytłumione i blade. Ziemia była oblana zielonkawą poświatą. W taką noc ludzie nie wyściubiali swych nosów poza progi swych domów i karczma. W taką noc sługi chaosu świętowały. To był czas Geheimnisnacht!

Rakoth powoli przemierzał pogórza w Księstwach Granicznych. Miejsce w którym aktualnie przebywał odpowiadało mu. Wśród ciemnych pieczar i starych katakumb, otoczonych gęstym iglastym lasem, panowała grobowa cisza. Poniżej miejsca w którym właśnie się znajdował, tuż za lasem, stała ludzka wioska. W tą noc jednak, żaden człowiek nie wyściubiał nosa poza próg swych drzwi. Wioska sprawiała wrażenie martwej.

Idąc między skałami, wciąż na północ Rakoth ominął kilkanaście żywych trupów, wstających ze swego wiecznego spoczynku. W taką noc również i umarli dawali o sobie znać. Żywe trupy nie zwróciły uwagi na Rakoth'a, wyczuwając w nim tą samą aurę, jaką same były otoczone - aura zgnilizny, zepsucia i wiecznego głodu. Ruszyły w stronę wioski...

Głód, który trawił Rakoth'a był jednak różny od tego, który zmusił zombi do powstania i ruszenia na żywych. Rakoth'a trawił głód zemsty i wieczny gniew... na razie uśpiony, oczekujący na dogodną chwilę.

Noc Geheimnisnacht, nie przyniosła jednak Rakoth'owi ulgi w jego wiecznym cierpieniu. Po raz kolejny zaczęły trawić go wspomnienia dawnego życia, bardziej wyraźne niż te, których doznał na Bagnach Szaleństwa. Jego kości ponownie zaczęły dymić czarnymi oparami. Sama świadomość, doświadczona już wcześniej, opierała się pozwalając utrzymać Rakoth'owi panowanie nad swym losem, co tylko wyostrzyło obrazy zsyłane pamięci nieumarłemu:

"Widział szeroki i błękitny nieboskłon, który nie był skażony żadną z chmur. Pod nim nieskończenie ciągnęły się pustkowia... szerokie i bezkresne... pełne piasku i żwiru. Nagle obraz skierował się na coś co majaczyło w dole i powoli zaczął sunąć w stronę tego obiektu. Po jakimś czasie lądując niedaleko i doskakując znalazł się tam gdzie chciał być. Rakoth widział zwłoki... rozszarpane mięso i kości... które jednak kiedyś były człowiekiem. Powoli obraz zanurzył się we wnętrzu ścierwa by po chwili wynurzyć się z ochłapem zeschłej nerki. Wtedy to świadomość Rakoth'a zyskała panoramiczny widok na okolicę. Było to Ur-Khaled... martwe miasto... miasto w którym teraz rządził sęp... miasto zasypywane przez piasek... miasto opuszczone"

Wizja zamazała się, a szmaragd na szyi Rakoth'a zmienił kolor na fioletowy. Kości zaczęły dymić coraz bardziej. Choć szkielet tego nie okazywał, cierpiał po wielokroć. Rakoth skierował się w stronę najbliższego grobowca, w której zamierzał przeczekać noc... noc, podczas której gniew i nienawiść do świata wypełniała czarę goryczy jaką był Rakoth. A kielich ten był już prawie pełen...
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
warkseer
Wodzirej
Posty: 741
Lokalizacja: żyrardowskie kanały

Post autor: warkseer »

-Ludź-ludzik tak-tak-tak, pierwszy, który musi zginąć, pierwszy-najważniejszy krok ku wolności. Musi-musi zginąć. Ja niewolny-niewolnik muszę zabijać, bo Mistrz Lurk karze. On obiecał wolność i Grishnag ją odzyska, a potem będzie zemsta i jedzenie o tak-tka. - słodka myśl przemknęła przez głowę coraz bardziej szalonego skrytobójcy, po czym przekąsił po raz kolejny tym dziwnym świecącym robalem.
-Ciekawe czemu inni ich nie jedzą? Przecież są takie smaczne

PS. Assasini Skavenów mają na podstawowym wyposażeniu zwykłe (tylko zatrute) gwiazdki oraz umiejętność uników dającą Warda na 4+. Czy są one uwzględniane na arenie?
IMO powinny skoro Bretońce mają błogosławieństwo :wink:
Ostatnio zmieniony 23 lis 2009, o 23:46 przez warkseer, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Awatar użytkownika
Jab
Kradziej
Posty: 924
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Jab »

Zdziwienie elfa rosło z każdą chwilą. Po pierwsze, na przeciwko Sobie stały dwa obrzydliwe gryzonie, nie mógł Sobie przypomnieć nazwy ich ohydnej rasy. Rzadko się pojawiali w jego ojczyźnie, więc szkoda sobie nimi głowę zawracać. Po drugie Valkrit okazał się właśnie jednym z przedstawicieli tych obrzydliwych szczurów, a nie pijaczyną z pobliskiego baru. A po trzecie, chyba najważniejsze, furia, szał i berserk tych gryzoni były godne podziwu. Dobrze, że same się wyeliminowały i dały szanse elfowi na przemyślenie taktyki przeciwko tak szalonemu przeciwnikowi... Rozsiadł się wygodniej na ławce. To było pouczające.
Po zakończonej walce elf postanowił udać się do lasu i rozejrzeć się w terenie. Tak poza tym, źle się czuł w zbiorowiskach apanonar.
Nie żeby coś konkretnego do nich miał... ale kąpiel by im się przydała... Falligor spojrzał w niebo i się zasmucił. Przez tą całą chorą sytuację stawał się coraz bardziej zgorzkniały i ironiczny. Brakowało mu jego ojczystego lasu, przyjaciół, a przede wszystkim wesołego głosu Loec`a rozbrzmiewającego w jego sercu. Elf mógł mieć tylko nadzieje na to że kiedyś to odzyska...


PS:
No tak bo właśnie pod to tworzyłeś postać...
Paskudny uśmiech power gamera

Awatar użytkownika
Manfred
Postownik Niepospolity
Posty: 5910
Lokalizacja: Cobra Kai

Post autor: Manfred »

Brodacz tak-tak, posmakuje ostrza skrytobójcy, wolny jak żółw, nie to co adept klanu Eshin zginie szybko tak-tak

Awatar użytkownika
Rasti
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6022
Lokalizacja: Włoszczowa

Post autor: Rasti »

- Więc nie przybyłem tu nadaremnie. - po cichu wyszeptał Konrad. - Tutaj jest wiele chaosowego ścierwa, które zginie z pod mojego ostrza. - następnie odsunął się od listy, kierując się w stronę swojej kwatery.
- Konradzie! Kto będzie Twoim przeciwnikiem? - ze strachem zapytał Feliks stojąc w drzwiach pokoju. Łowca czarownic wszedł do pokoju. Usiadł na łóżku patrząc na tańczące języczki ognia w komiku. Pomieszczenie było ponure. W oknach kraty z ciemnej stali.
- Powiedź coś! - z gniewem buchnął chłopak. - W ogóle po co tutaj przybyliśmy? Wszędzie trupy, jakieś wielkie szczury!
- Czempion Chaosu.... - sucho odparł. - On pierwszy zginie z mojej ręki... - Feliks przeraził się tych słów. - Ogień... - Wypowiedział te słowa z rozkoszą Konrad, spoglądając na ogień buchający w kominku. - Ogień strawi ten cały chaos w Sylvanii... Uwolnię to miejsce od całego zła...

Awatar użytkownika
Whydak
Chuck Norris
Posty: 625
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Whydak »

Czarodziej włóczył się lekko zawiany po twierdzy, był pewny że miał gdzieś pójść ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie... dopiero wrzawa po skończonej walce przypomniały mu gdzie i po co szedł ale 1 walkę i tak przegapił. Chwiejnym krokiem skierował się w stronę lochów gdzie trzymał swojego pupilka. Po drodze wziął ze sobą jakiegoś chłopca, przekonał go dużo zapłatą za krótkie zadanie. Kiedy już byli na miejscu zaczęli rozmawiać.
- Jak cię zwą chłopcze ?
-Tom.
-A więc Tom, weź to mięso i daj tej bestii
- powiedział mag jednocześnie odsłaniając gora.
Vahrr siedział skulony w rogu celi i obserwował ich z niepokojem, ciągle pamiętał te strzałki.
Chłopiec przestraszył się go ale zbliżył się do klatki z mięsem w ręce.
-Wiesz co Tom ?
-Tak proszę pana ?
-Nie powinieneś ufać obcym

Chłopiec chciał odskoczyć od krat ale było już za późno, gor jednym susem przeskoczył cele i zaczął go przeciągać przez kraty. Mag napawał się tą krzykiem chłopca i odgłosami pękania kolejnych kości. W konću krzyk urwał się gdy Vahrr zmiażdżył czaszkę ofiary kiedy próbował przecisnąć ją przez kraty. W końcu bezwładne ciało chłopca wpadło do środka i i gor rozpoczął swoją brutalną zabawę. Wreszcie mógł dać upust długo wstrzymywanej agresji i żądzy krwi. Czarodziej nacieszył się już okrucieństwem i wyszedł.

Kiedy korytarzem przechodził strażnik jedynym śladem po chłopcu było kilka połamanych kości.
Tak o to skończył Tom syn kowala, jako zabawka okrutnej bestii i jej zdemoralizowanego mistrza. Kolejna mała tragednia w tym ponurym świecie. A kilka pięter wyżej wieśniacy wrzeszczeli z radości widząc jak wojownicy z areny wypruwają sobie flaki.
Hordes of Chaos.... To było to....

Awatar użytkownika
Master of reality
Oszukista
Posty: 833
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Master of reality »

"-Szczury... pfu, Skaveńskie ścierwo. Hmm moja walka jest dopiero trzecia, zdążę przyjrzeć się przeciwnikom. Szkoda tego kapłana, Ulrycowcy to dzielni ludzie."
Wychodząc z areny Celdern jednym spojrzeniem omiótł tłum. Na Asuryana co za motłoch!
"-Czy oni nie słyszeli o mydle!" pomyślał
Jego uwagę zwróciła jedna postać, dość skromnie ubrany elf z dwoma pięknymi ostrzami u boku.
" -A więc jest też ktoś z Asrai. Może więc uda się z kimś nawiązać rozmowę na poziomie."
I sold my soul for rock'n roll

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Kondrad Bleibud ( łowca czarownic) vs Fetor (exalted Nurgla)

Łowca czarownic przygotowywał się w swojej kwaterze. Zgłosił się by wypleniać chaos i oto Sigmar sięędo niego uśmiechnął. Jego pierwsza walka miała się rozpocząć wkrótce a jego przeciwnikiem był niejaki Fetor, stwór chaosu. Konrad przysiągł takich niszczyć. Jego uczeńńczułłsię tutaj bardzo niepewnie i Konrad mu się nie dziwił. Sam by sięęczuł na jego miejscu źle nie zagrożony gdyby był tutaj w jego wieku. Konrad miał jednak swoje lata i swoje w walce z heretykami i chaosem przeszedł. Można by powiedzieć że jego doświadczenie go uodporniło. Konrad przypiął ostatni rzemyk zbroi bojowej i zaczął dokłądnie wycierać i ostrzyć rapier.
-Nie obawiaj się Felixie wiem co robię- rzekł uspokajająco do chłopaka.
-Wiem ale mam złe przeczucia. Ten cały Fetor to nie jest normalny nurglista.-odpowiedział mu podając Konradowi nabity pistolet. Konrad włożył go za pas.
-Nie chłopcze. To zwyczajny czempion bliski upadku z nadmiaru mutacji. Jeszcze trochę z zmieni się on w bezrozumne monstrum. Ale zapewniam cię. Nie zdąży.
-Obyś miał rację Konradzie. Obyś miał rację. - odpowiedział mu cicho Felix. Z areny dobiegło ich wezwanie gongu na arenę.
Fetor był sam. Gdziekolwiek sięęnie pojawił robiła się dookołą niego pustka. Zazwyczaj trż siedział w swojej klitce którą mu przyznano. Co prawda ta bardziej przypominała brudny loch ale Fetorowi to nie przeszkadzało. Wilgotność i stęchlizna sprawiała że czuł się tutaj bardzo przytulnie. Mało go nie zaatakowali gdy chciałłsię zgłosić jako uczestnik walk ale ktoś rozsądny domyślił się po co tu przypełzł. Fetora gnała tutaj wola Nurgla. Z tej wątłej świadomości która mu została i wprowadzała w ruch plany jego mistrza przebijała też duma dawnego wojownika. Chęć walki. Fetor z niezwykłą lubością przyjął wiadomość więc ze zaraz odbędzie się jego pierwsza walka. Strażnik który przyniósłłmu tę wiadomość natychmiast wybiegł na zewnątrz i zwymiotował nie mogąc znieść smrodu w kwaterze zawodnika.
Wkrótce Konrad przyglądał się krytycznie stworowi a ten mrucząc coś do siebie charkliwym głosem niczym śmiertelnie chorego na gruźlice stał po prostu w miejscu w ęku trzymając kawał drewna-prawdopodobnie broń. Łowca czarownic wypił szybko płyn z małej buteleczki potem wyciągnął rapier i dobył swego pistoletu. Jego zmysły się wyostrzyły a świat zwolnił. Zabrzmiał Gong dając sygnał do walki. Karol natychmiast uniósł pistolet i wycelował. Do świadomości czempiona nurgla dotarło że chyba czas już iść i zabić tego czlowieka więc skierował się na niego. Padł strzał. Kula uderzyła fetora i wstrząsneła nim przebijając zbroję chaosu której czasy świetnosci dawno juz minęły i ugrzęzła w zrogowaciałym ciele. Fetor bul zpecjalnie nie czuł blogoslawiony przez pana zarazy jakkolwiek ta kula go zaczęła uwierać wewnątrz. Powoli pełzł na człowieka. Konrad i tak go dopadł ze swoim rapierem. Wąskie ostrze początkowo miało trudności w wbiciem sie w skórę ale Konrad znalazł wrażliwsze miejsce i zagłębił je aż po rękojeść. Fetor zirytowany tym uwierającym kawałkiem metalu machnął ręką zbrojną w maczugę. Karol oberwał w zbroję a następnie w brzuch gdzie kolczuga została przebita przez końce. Człowiek stęknął boleśnie a gdy odskakuwal od stwora czuł że rany w brzuchu potwornie bolą niczym ktoś polewałby mu wódką je. Fetor oblizał się. Poczuł jak jego błogosławiona trucizna dotarła do czlowieka. Został przyprawiony i teraz nadszedł czas na konsumpcję. Podpełzł bliżej by zabić swą odiarę. Konrad stał do ostatniego momentu i błyskawicznie doskoczył wbijając ostry długi szpikulec zwany rapierem w jego ciało. Konrad dobrze wymierzył cios. Ten dostał się między szczeliny pancerza i odnalazł sercę Fetora. Ten jakby zapadł sięw sobie i oklapł. Ogromne ciało padło na piasek. Konrad ledwie uniknął przygniecenia. Łowca czarownic wyjął szmatkę oczyszczając ostrze z posoki i zasalutował do Feliksa na trybunach stojącego obok oklaskujących zwycięzcę ludzi i nieludzi. Felix odetchnął z ulgą. Konrad natomiast stał jeszcze tam chwilę po czym zszedł z areny.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2009, o 00:02 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 1 raz.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

-Na Wielkiego-Potężnego Rogatego Szczura! Ten śmierdziel-syfiarz jest-był dziwny!
Valkrit Zgniłodech siedział na trybunach i przyglądał się z ciekawością walce. Jego czerwone,zaropiałe oczka wertowały ruchy wojowników. Gdy wielka istota-paskuda zdechła-padła, Kapłan Zarazy zaniósł się kaszlem.
-Tak-tak! Tacy głupi-durni giną chyżo-chyżo! Bez mózgu-móżdżku! Trzeba było zabić-pokonać wroga wcześniej zarażając-infekując go jakimś wspaniałym-cudownym choróbskiem. Tak-tak! Głupi Chaos-Stwór!
Zgniłodech czuł jednak dziwną więź z z pokonaną istotą. Zgnilizna tocząca jej mięso-ciało przypominała dar-łaskę samego Rogatego.
-Dziwne-dziwne!
Kapłan Klanu Pestilens chwycił w szpony Liber Bubonicus i zaczął przewracać kartki-karteczki.
Znajdzie-odnajdzie odpowiedź. Tak-tak!

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Przełęcz Czarnego Ognia... Ostatnia granica przed cywilizowanymi ziemiami ludzi...

Rakothowi zostało już niewiele czasu, lecz przed nim właśnie rozpościerała jedyna dolina prowadząca do Imperium... i Sylvani. Nie zamierzał wydłużać sobie drogi szukając innych ukrytych ścieżek, lecz to właśnie tu miał napotkać opór w swej krucjacie przeciw żywym. Nie żeby stanowiło to jakiś problem...

-----------------------------------------------------

Po godzinie Rakoth rozprawił się z dwoma patrolami krasnoludzkimi, które bez zastanowienia postanowił zatrzymać nieumarłego. Szok wywołany widokiem żywego trupa w tych okolicach, pozwolił mu pozbyć się członków starej rasy w szybki i cichy sposób. Każdy z krasnoludów, któremu ranę zadała broń Rakotha, zestarzał się, czego na pewno tak bardzo pragnął. Ostrze Wieczności nie znało jednak granic... a więc krasnoludy podzieliły los zielonoskórych z Bagien Szaleństwa.

Już podczas walki z ostatnim z patroli kości Rakotha ponownie zaczęły dymić. Tym razem jednak nie poprzestały na tym... Szkielet zaczął płonąć ogniem. Nie zwykłym płomieniem, lecz czarnym i smolistym, bezkresnym mrokiem. Choć Rakoth cierpiał, a nieznana moc zsyłała mu obrazy przesłaniające rzeczywistość, w szale zanihilował krasnoludzkich wojowników:

"Miasto tętniło życiem. Wiszące ogrody... woda płynąca strumieniami wśród specjalnych kanałów... śmiech... radość... Rakoth widział to wszystko w swej świadomości, która przeniosła go na taras pałacu. Wtem do komnat weszło poselstwo. Nie zwykli ludzie z odległych krain, lecz o wiele ważniejszy... sojusznik. Trzech krasnoludów, ubranych jak zwykle w ciężkie zbroje - choć klimat Khemri, nie bardzo pozwalał na taki ubiór - wkroczyło do komnat, niosąc ze sobą mały tobołek. Towarzyszyło im dwóch wiernych Rakothowi, strażników pałacowych. Choć nieumarły nie słyszał w swym umyśle, słów wypowiadanych przez obie ze stron, domyślał się, że krasnoludy, życzliwe khemrijczykom, właśnie składały im dar, a zarazem paktowały o przymierze. Powoli obraz roztapiał się, a zastępował go szary pomrok. Ściany komnat zostały zastąpione spalonymi ruinami. Woda w kanałach cuchnącymi wydzielinami. Miasto płonęło..."

Wizja zakończyła się tak szybko, jak rozpoczęła. Tym razem jednak Rakoth nie przystanął i nie zamierzał odpoczywać. Przyzwyczaił się do cierpienia i bólu. Płonąc czarnym ogniem i wewnętrznym gniewem, Rakoth wkroczył do Imperium.

-----------------------------------------------------

Po paru tygodniach, nieumarły w końcu stanął na ziemiach Sylvani. Była to kraina zasnuta wiecznym mrokiem nocy, kraina jałowa. Gdzie nie rzucić okiem ziemie zasłane były opuszczonymi kryptami, grobowcami i cmentarzami.

Ludzie tych ziem, choć obawiali się nieumarłych, nie byli zdziwieni ich widokiem. Pozwoliło to przekroczyć Rakoth'owi wioskę Drakenhof bez większych trudności. Nie niepokojony przez nikogo poza ujadającymi i wyjącymi psami. Żadne jednak zwierzę nie zbliżyło się bardziej niż 20 jardów. Aura Rakoth'a była wciąż silna, a nawet silniejsza niż zwykłego żywego trupa.

Od czasu kiedy wszedł na te ziemie, Rakoth bezustannie płonął swym ogniem zemsty. Nie inaczej było teraz, kiedy powoli wspinał się górzystą ścieżką w stronę zamku na południe od wioski Drakenhof. Powoli lecz niestrudzenie, Rakoth dotarł do bramy wejściowej. Strażnicy wynajęci przez maga, choć przyzwyczajeni do obecności dziwnych indywiduów, zaczęli drżeć pod wzrokiem Rakoth. To, że szkielet płonął czarnym ogniem ich nie uspokajało. W każdej chwili byli gotowi zareagować, rzucając się do ucieczki. Rakoth'a ich los nie obchodził, dlatego bez większego zainteresowanie przeszedł przez próg bramy. W końcu był na miejscu. Jego zemsta mogła zacząć się dopełniać.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
Jab
Kradziej
Posty: 924
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Jab »

-Ten las jest taki... zimny.- Powiedział po cichu elf. I nie chodziło tu o pogodę. Mroczna magia panów tej krainy wypaczyły te ziemie. Na próżno by tu szukać śpiewu ptaków o paranku czy wycia wilków o zmierzchu. Tylko martwa cisza, i nie po kojące cienie przemykające między drzewami. Zabawne. Patrzeć na ten las to jak patrzeć we własną dusze. I nagle jak elf zdał Sobie z tego sprawę, to las przestał być taki przerażający. Przemierzając tę puszcze odkrywał jej mroczne piękno. Gdzieś w oddali usłyszał ryki ludzi.
-Pewnie odbyła się kolejna walka- powiedział pod nosem Falligor. Na razie nie obchodził go jej wynik, rozkoszował się nowymi doznaniami. I zaczynał się zastanawiać, skoro tyle ras, istnień może żyć, cieszyć się wolnością nie będąc przykutym do jednego miejsca. To czy on mógłby się przyzwyczaić do życia bez lasu...
Przerażała go ta myśl a jednocześnie niebezpiecznie pociągała...
Paskudny uśmiech power gamera

Awatar użytkownika
Rion
Chuck Norris
Posty: 660

Post autor: Rion »

Magnus obserwował walkę łowcy czarownic i pomiotu chaosu.
Porządny człowiek wygrał tę walkę.
Nie wiedział czy ma się cieszyć czy smucić, ponieważ jak chciał zwyciężyć na tej arenie to musiał się też zmierzyć z łowcą. Jakby łowca przegrał to walczyłby z pomiotem chaosu. Z takimi myślami zszedł z widowni.
Teraz nadejdzie czas na moją walkę z elfem... Muszę wygrać...

Awatar użytkownika
Rasti
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6022
Lokalizacja: Włoszczowa

Post autor: Rasti »

Konrad schodząc z areny spojrzał ku zachmurzonemu niebu.
- Dzięki Ci Sigmarze, że prowadziłeś mój rapier... Tega zła jest więcej... A ja cały zlikwiduję. - Po wyjściu w zabudowanie areny kierował się w stronę swojej kwatery. Na drodze spotkał Felixa.
- Konradzie!? Byłeś świetny, Ten cholery pomiot nie miał z Tobą szans! - radoście oznajmił chłopak, lecz spoglądając na powgniataną zbroję i lekką ranę zląkł się.
- Musimy znaleźć jakiegoś medyka... - Obaj zaczęli poszukiwać medyka.

ODPOWIEDZ