ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Stabilo »

Skgarg z beczką prochu przypiętą do pleców posuwał się mozolnie w dół sznurowej drabinki. Na pokładzie morskiej jednostki czekał już kapitan Harald, z pokładu Revenge dało słyszeć się głosy alarmu wszczętego przez Jima. Ogr wreszcie zeskoczył na deski pokładu.
- No panie Skgarg połóż mi tą beczkę tak bym mógł poturlać ją w odpowiednie miejsce, a i rozpraw się może z tą demonetką.
- Dobra, masz tu beczke. - Skgarg położył ładunek na pokłądzie i skierował swe kroki ku demonicy opartej o barierkę.
- Witam, miłą panią. - Ogr udał, jak najlepiej potrafił, głos kapitana Francisa gdy ten rozmawiał z kobietami. Demonica spojrzała na Ogra z obrzydzeniem i zwinnym, kocim ruchem przeskoczyła za plecy wielkoluda, dzieląc go szczypcami w kręgosłup. Ogr wyprostował się jak struna. Po następnym ciosie w brzuch Skgarg wreszcie zdołał pochwycić demonetkę za kark i skręcił go z nieprzyjemnym trzaskiem. Ogr nadal trzymając demonicę w rękach pobiegł w ślad za kapitanem Haraldem.
- Panie Harald mam plan, potrzebuję tylko trochę tego pana prochu.
#####
Demonice przy drzwiach do kajuty wybrańca Chaosu umilały sobie czas wspominaniem ostatnich uciech ciała. Znudzony krasnolud chaosu przysunął sobie skrzynkę, aby na niej zasiąść. W pewnym momencie zza rogu wyłoniła się inna z demonetek.
- Niffara, co ty tu robisz miałaś pilnować pokładu.
- Aaaa, wiesz przyszłam na pedicure. - Dobiegł piskliwy głos gnoblara z wnętrza ciała demonetki. Nagle plecy szczypcorękiej kobiety pękły i z powstałej dziury wyleciał Gnoblar Piękny, ciągnięty sznurem przez Ogra. W środku martwej demonetki zakotłowało, zadymiło się.
- Osz kurw... - Zdołał wychrypieć brodacz, chwilę później pokładem statku kapitana Corteza wstrząsną mały wybuch..
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[Kończymy w tym tygodniu wątek z demonetkami i czekamy na resztę z dobiciem do brzegu wyspy czy czekamy z wszystkim na wszystkich?]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

[Jak na moje, dobrze byłoby poczekać na resztę ale ostatnio tak bardzo nic się tu nie dzieje, że aż musiałem coś napisać. :p]

Mag wyszedł z mesy kapitańskiej by trochę się przewietrzyć i zamarł wpół kroku. Jego ciało przeszył nagły nieprzyjemny dreszcz, jakaś okropna, plugawa moc nieograniczonej pożądliwości pragnąca skalać wszystko co niewinne gromadziła się gdzieś blisko. Czarodziej już dawno nie czuł tak potężnej manifestacji chaosu więc od razu zrozumiał, że oznacza to kłopoty. Z latającego okrętu kapitana von Drake'a dochodziły jakieś krzyki, lecz tam zawsze panował gwar. Bardziej zaciekawiła go potężna sylwetka ogra, który taszcząc coś w łapskach schodził właśnie pod pokład Peñy Duro. Niepokój rósł z każdą kolejną pulsacją energii chaosu więc Razandir odruchowo zaczął ściągać ku sobie nikłe iskry Hysh tańczące wokół pochodni i lamp statku. Powoli ruszył za ogrem lecz gdy tylko wstąpił na schody niemal powaliły go opary Dhar przemieszane ze smrodem przeklętych czeluści i dźwiękami nierealnej rozkoszy wbijającymi się w samo sedno umysłu, zsyłającymi kusząco błogie otumanienie.
Szybko oczyścił umysł. Uspokoił skołatane serce i skupił się na działaniu. Już wiedział, że tam dalej w kajucie, w której mieszkał ten przeklęty czempion chaosu trwa jakiś rytuał. Rytuał, który wyzwala straszliwą moc plugawego bóstwa. Razandir wślizgnął się do swojej kajuty patrząc jak Skgarg na końcu korytarza wychyla zza rogu coś, co z daleka wyglądało na bezwładną fizyczną formę jednej z demonicznych służebnic lalusiowatego czempiona. Widok był cokolwiek niedorzeczny i mag przez chwilę zastanawiał się czy aby spaczona pulsacja chaosu nie miesza mu już zmysłów. Wtem zrobiło się jeszcze dziwniej. Ogr wyciągnął z wnętrza demonetki swojego gnoblara a samo truchło demona porzucił pośród syku i dymu wydobywającego się z środka by z uśmiechem na mordzie zacząć uciekać dudniąc głośno po deskach pokładu.
Wybuch hukną i zatrząsł całym okrętem.
Razandir ledwo utrzymując równowagę schował się w porę za drzwiami unikając kawałka belki oderwanego eksplozją i lecącego w jego stronę. Od razu zrozumiał, że sam wybuch i spowodowane nim zniszczenia będą teraz najmniejszym problemem. Poczuł, że lubieżny rytuał został przerwany i wymyka się spod kontroli gdy wiatry magii ruszyły nagle ku kajucie chaośnika łącząc się, mieszając i zderzając. Dzika moc powstała poprzez zakłócenie rytuału wprawiała w drżenie cały statek. Coś zaczynało pękać w osnowie świata, Razandir czuł na skórze podmuchy oszalałych Wiatrów wykrzywianych i zasysanych przez rozszerzającą się ranę zadaną rzeczywistości. Niepojęte siły wirowały coraz szybciej zakrzywiając przestrzeń i czas.
Dopadł swojej torby i wyciągną z niej Omnia verba veritatis. Już sam dotyk okładki starego manuskryptu uspokoił go, dodał sił i uporządkował myśli. Włożył Księgę do skórzanej oprawy, którą z kolei kilkoma rzemieniami przyczepił do pasa. Szybko pozbył się też zdobionego kaftana i założył swoją starą utwardzaną kurtkę. Wsadził za pas topór i uchwycił różdżkę. Nie wiedział czy jest sens tak się zbroić ale przecież można było się spodziewać, że jakieś okropieństwa chaosu zaraz skorzystają z okazji i przekroczą próg naruszonej realności, a poza tym mając wszystko pod ręką po prostu czuł się lepiej.
Wrócił na pokład z trudem wchodząc po schodach bo kształty wokół niespodziewanie zaczęły wydłużać się i skracać a dźwięki na przemian cichły albo huczały z podwójną siłą. Na zewnątrz do jego skołowanego umysłu dotarł widok zaalarmowanych marynarzy i innych uczestników Areny patrzących na dziwy wokół. Wieczorne niebo mieniło się setką kolorów, morze wokół wzburzyło się i falowało wściekle, żagle łopotały jakby wystawione na działanie huraganu, a sam statek wśród pojękiwania i stukotu drewna obracał się powoli powodowany nierzeczywistą siłą.
– Niedobrze, bardzo niedobrze… - mruknął mag.

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

Erwin od dluzszego czasu siedzial w kajucie, wolal nie pokazywac sie nikomu w tym stanie, jednak kiedy cisze rozdarl ryk wybuchu, zerwal sie z pryczy, zalozyl zbroje i porwal material z grotu wloczni. Powolnym krokiem wychynal z ciemnego pomieszczenia. W momencie kiedy wyczul plugawa aure chaosu, po jego ciele rozniosly sie drgawki. Zaczela zbierac sie w nim nienawisc jednak ugasil ja mieszanka z zniesmaczenia i wrogosci. Nie mial zludzen co sie dzialo, dlatego wybiegl szykujac sie do oczyszczenia rzeczywistosci. Jednak jego droge zastapil poznany wczesniej mag. Z jego spojrzenia mozna bylo wywnisokowac ze pragna tego samego. Postanowil podazyc za nim oslaniajac go swoja tarcza i przedluzyc ramie wlocznia. Bez slowa ruszyl za nim.
(Wracam dopiero pojutrze i bede mial jakie takie warunki)

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Jegorij, a jakże, pojawił się na bankiecie. Najpierw nażarł się jak kislevski niedźwiedź przygotowujący się do snu zimowego, potem cierpliwie wysłuchał wszystkiego co kapitan miał do powiedzenia, a na końcu zaczął pić. W najgorszy możliwy sposób - samemu, bez umiaru i będąc w złym humorze. Nalewał sobie pełne kielichy wina i, nie zważając na pełne dezaprobaty spojrzenia współbiesiadników, wypijał je jeden po drugim, bez przerwy. Po czternastym z kolei w końcu się ogarnął i rozejrzał nieprzytomnie po izbie. Nawet gdyby chciał, nie miał za bardzo do kogo otworzyć pyska. Po jego prawej siedział imperialny kapitan, który nadal był w szoku po tym jak dowiedział się, że wcale nie płynie na turniej strzelecki tylko na Arenę z której prawdopodobnie nie wróci żywy. Po jego lewej zaś siedział typek, który ewidentnie miał nie po kolei w głowie. Nazywał Jegorija "tatuśkiem", gadał do siebie, miał niepokojące tiki nerwowe i co najgorsze, dzielił z nim kajutę. Kislevita więc, będąc usadowionym tak a nie inaczej, wodził od zawodnika do zawodnika ciężkim, pijackim wzrokiem, ewidentnie szukając zwady. Zaciskał i rozluźniał pięści, mrucząc coś pod wąsem. Miał przemożną i niczym nieuzasadnioną ochotę, by kogoś skrzywdzić. Przez takie właśnie plugawe ciągoty do bezzasadnej przemocy wylądował w kompanii karnej. Później zaś, kompletnie nie ucząc się na własnych błędach, wpadł w tarapaty będąc już najemnikiem Złotych Niedźwiedzi. Skąd miał wiedzieć, że podczas wojen Tileańskich miast-państw ludność cywilną zwykło się zostawiać w spokoju ? I że nabijanie na pal nie było akceptowalną karą za drobne przewinienia ? No cóż, teraz już wie. Nie ma tego złego.
Nagle kislevita poczuł zew natury, co nie było niczym dziwnym, wziąwszy pod uwagę te czternaście pucharów wina, które wyżłopał. Odsunął więc krzesło, przepraszająco poklepał po ramieniu Lothara, któremu niechcący nadepnął na nogę i wytoczył się z mesy, na odchodnym bekając głośno. Już na zewnątrz podszedł do burty, bez żenady rozpiął hajdawery i odlał się do oceanu. Zapinając spodnie, zauważył, że okręt zaczyna nienaturalnie drgać i wibrować. Jego szósty zmysł awanturniczego alkoholika podpowiadał mu kłopoty. Widok zmartwionego Razandira biegającego tu i ówdzie tylko utwierdził go w tym przekonaniu. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, pobiegł do swojej kajuty po kord i kiścień.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Niczym chorego w gorączce, okręt przebiegły drgania podobne do dreszczy. Mimo ciszy na morzu, toni gładkiej jak lustro, żagle Peña Duro załopotały nagle. Wyglądało, jakby wiało tylko na statku. Pierwszy oficer zmuszony był przytrzymać swą czapkę, by ten nienaturalny wicher nie zerwał mu jej z głowy i pobiegł po kapitana. Nic, co ujrzał nie było naturalne.
Spokojne chmury teraz zawirowały, jak miotane wirem, spychane na brzegi czegoś w rodzaju oka cyklonu. Jednak nawet przy największym tajfunie oko pozostaje obszarem niezmąconego spokoju. Tu było odwrotnie. Jakby plugawa magia kpiła z rzeczywistości i jej praw.
Niebo, które ukazało się w oku rozjaśniało tysącem barw. Magiczny wicher zawył, kołysząc statkiem. Czy to morczne siły, rozgniewane zakłóconym rytuałem, skierowały żywioł przeciw śmiertelnikom? Czy użyły swych mocy, by pochwycić wymykającą się zdobycz?
Na to wyglądało.
Okręt bowiem zaczął się obracać, z początku powoli, jednak z każdą sekundą przyspieszając. Liny wiążące Peña Duro i Revenge naprężyły się, aż wreszcie ustąpiły z trzaskiem. Powietrzny statek unosił się powoli, ku jaśniejącemu oku, którego powierzchnia przypominała teraz bańkę mydlaną. A gdy jednostka kapitana von Drake'a miała dotknąć jej powierzchni, cienka bariera oddzielająca dwie rzeczywistości pękła, połykając Revenge w jednej chwili.
Wicher wzmógł się przy tym, tworząc tunel powietrzny pomiędzy okiem, a Peña Duro. Ku najśmielszemu zaskoczeniu wszystkich zebranych, okręt uniósł się nad wodę, wsysany do barwnej czeluści nad ich głowami.
- Madre dios!- wyszeptał Fernando Cortez, nim on, wraz ze swą jednostką zniknął w demonicznym portalu.

[Plan jest taki: potłuczcie się trochę z demonami podczas podróży przez portal, a gdy skończycie, opiszę gdzie wypluje oba statki.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Skgarg z twarzą wykrzywioną paskudnym uśmiechem wywołanym potężną ilością przemocy i destrukcji oraz Gnoblarem pod pachą, minął starego maga, którego wybuch niemal zdmuchnął na pobliską ścianę. Gdy wybiegł na pokład cały statek zaczął trząść się jak nosorożnik podczas biegunki. Wszędzie gdzie tylko się dało biegali, uzbrajali, krzyczeli, szczali - no dobra to robił tylko jeden Kislevista - padali na ziemię oraz wymachiwali bronią ludzie i przedstawiciele innych ras, Skgarg by nie zostać dłużnym także odpiął swoją kotwicę i lekko podrdzewiały miecz od pasa. Piękny wcisnął papuzi dziób na swój wielgachny nos. Gdy Skgarg zakończył uzbrajanie się na niebie otworzył się wielki, demoniczny portal, wsysając REVENGE a w następnej kolejności Peña Duro. Tuż przed wessaniem do portalu z pod pokładu wybiegła zgraja demonetek, kilka z nich doskoczyło do Skgarga, który zdmuchnął je z pokładu przy pomocy kotwicy. Wnętrze portalu przypominało Ogrowi różnobarwne słońce, co w rezultacie przyzwało z odmętów pamięci ulubioną piosenką Skgarga "Plamy na Słońcu", którą zaczął śpiewać, na pełen głos, w czasie walki:

- Plamy na Słońcu, upał na ulicy
A dookoła sami groźni zawodnicy
Nic mnie nie zmusi dzisiaj do siadania
Mimo wszystko znów wyciskam zaraz krew

Plamy na Słońcu, upał w okolicy
Cierpi tu z gorąca niemal pół dzielnicy
Lat później dwadzieścia od tamtej potyczki
Coście porobili i analogiczne jęki, hej…

Wreszcie nadeszła kolej na ulubioną zwrotkę Skgarga:

- Gdyby nie garda, gdyby nie wysoka poprzeczka
Gdyby się nie przewrócił, byłaby rzecz wielka
Gdyby to najczęstsze słowo ludzkie
Gdyby mama miała fiuta, to by była ojcem, hej, hej…
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Było gorzej niż niedobrze. Razandir ze zdumieniem patrzył jak struktura rzeczywistości pęka niczym rozbita szyba tworząc na niebie oko nierealnego cyklonu, które pochłania najpierw latającą Revenge a potem wyciąga z wody i wsysa również statek Corteza. Stojąc na szarpanym potężnymi siłami pokładzie widział jak wokół kłębią się zakrzywiające rzeczywistość odmęty chaosu.
Wrzaski i rozkoszne chichoty nadbiegających demonetek zaraz wyrwały wszystkich z zadziwienia. Trzeba było działać, trzeba było walczyć o życie. Razandir niewiele myśląc zamachał różdżką szybko skupiając wcześniej zebraną moc Hysh i strzelił Karzącym Wpierdolem Sprawiedliwego Blasku w najbliższą służkę Slaanesha, która z wrzaskiem roztopiła się palona mocą jego światła. Lecz demonic było coraz więcej. Nie tylko wybiegały spod pokładu gdzie rozpadał się rytuał czempiona chaosu, materialiozowały się również wprost z nierealnych wirów chaosu, przez które gnała Peña Duro.
Walka objęła już cały pokład, uczestnicy Areny i marynarze Corteza bronili się jak mogli, a nad tym wszystkim grzmiał głos ogra odsyłającego swoimi uderzeniami w nicość całe grupy demonetek i śpiewającego przy tym pieśń jednego ze znanych bardów. Ciskając kolejnymi promieniami światła mag z ulgą zauważył, że Erwin von Wador staje za jego plecami by tarczą i włócznią odpierać natarczywe ataki biegających wszędzie wokół pomiotów chaosu. Co prawda było coś niepokojącego w tym cichym człowieku ale Razandir nie zamierzał przez to rezygnować z pomocy sojusznika. Szerokim zamachem różdżki posłał naprzód falę blasku niszcząc powłokę kilku kolejnych zbliżających się demonic. Szybko zaczerpnął więcej mocy.
Tutaj, w odmętach chaosu wiatry magii były wszędzie, były jednym wielkim wichrem ale najstabilniejszy z nich – Hysh, dawał się łatwo wyczuć i szybko poddawał się śpiewnym inkantacjom maga. I było coś przyjemnego w tej niemal nieograniczonej mocy, było w tym poczucie władzy i jakaś mile podbudowująca ego pewność, że z taką potęgą nawet siły chaosu są niczym. Coś nieustannie podpowiadało Razandirowi by czerpał, by brał ile tylko może gdy rozbijał w pył kolejne stwory zrodzone z otchłani. Mógłby zabrać tyle mocy by zniszczyć je wszystkie a potem dobrać się do skóry tym wszystkim pyszałkom, wariatom i sadystom chcącym walczyć na Arenie. A potem zostać tutaj i rosnąć w siłę, po wieki władać nieograniczoną mocą. To byłoby takie proste, tak zupełnie niewymagające i przyjemne…
- Nie!!! – wydarł się nagle mag.
Odruchowo zasłonił się ręką aktywując tarczę Hysh, na której rozbiła się jedna z demonetek. Ponury, gromki rechot rozniósł się wokół. A może był to tylko wytwór jego skołatanego umysłu? Rozejrzał się szybko po związanych walką zawodnikach i żeglarzach. Wszystko wydawało się jakieś nierealne, jakby przeklęte duchy na wieki odgrywały swoją ostatnią bitwę ciągle i na nowo. Otrząsną się z otępienia i skupił się na swoim celu. Miał Arenę do wygrania, musiał uwolnić miejsce, które uważał za swój dom spod władania złego ducha, musiał przeżyć by tam daleko w małej wiosce schowanej w zatoczce przy skalistym wybrzeżu ludzie mogli wieść swój spokojny żywot. Poddanie się pokusom tej przeklętej otchłani nie wchodziło w grę.
W dłoni już trzymał stylisko wiernego Siekacza, nie zamierzał nadużywać magii więc mocy utrzymywał tylko tyle by zapewnić sobie ochronę świetlistej tarczy. I znów wziął się do dzieła wbijając topór prosto w łeb nadbiegającej z nadludzką szybkością demonicy.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Wszystko zdarzyło się w jednej chwili.
Najpierw był bankiet, który z pogadanki z kapitanem zmienił się w sztywną popijawę. Baastan z nieuzasadnionych powodów wpadł w paskudny nastrój i trzymał się na uboczu. Może powodem było te, że właściwie nie dowiedział się niczego konkretnego. Chociaż miał okazję poznać konkurentów...to trzeba było zaliczyć na plus.
A może chodziło o ten potworny ból głowy, który pojawił się Ursus wie skąd.
Potem statkiem wstrząsnął wybuch. Szaman razem z resztą wybiegł na pokład zobaczyć co się stało.
Nie zdążył.
Ściana realności rozerwała się wpuszczając surową energię chaosu. Wszystko zmieniło się w jednej chwili. Spokojne morze na oko różnobarwnego cyklonu. Sielanka na pokładach w walkę o życie. Niepokój Baastana na potężny napad furii. Wiedział, że wściekłość nie pochodzi od niego, ale przy takiej bliskości Czwórki, w szczególności Mrocznego Księcia, czarownik nie mógł się już opanować. Duch Ulryka, a może Ursusa już kierował jego działaniem doprowadzając do przemiany.
Baastan kręcąc się bezwładnie z bólu i gniewu przypadkiem trafił na schody do ładowni. Sturlał się, wciąż trzymając za głowę i starając opanować. Bezskutecznie. Ciało rozciągnęło się, pokrywając gęstym futrem. Tunika zmieniła w podartą szatę. Gii Yi nawet na nią nie spojrzał gdy głowa wydłużyła się przyjmując kształt wilczego łba. Wilkołak zawył, po czym skoczył z powrotem po stopniach.
Na pokładzie szalała walka z demonetkami. Baastan wpadł w nie niczym lawina, miażdżąc kończyny i wyrywając organy, pazurami. Pierwsza demonica padła zanim zorientowała się, że jest przy niej jakiś przeciwnik. Kolejna chciała się bronić, ale nie zdążyła nawet podnieść rąk, gdy jej głowa odtoczyła się od ciała, znikając w chmurze syczącego dymu. Szaman zdołał tym samym zapanować nad sobą i dalsze jego działania były bardziej rozsądne od wpadania w środek bandy potworzyc. Nadnaturalnym skokiem wyrwał się z okrążenia, lądując za plecami zaskoczonych demonic. Trzy szybkie uderzenia rozerwały ich plecy. Gdyby to były zwykłe kobiety padłyby, wijąc się z bólu. Oblubienice Slaanesha tyko się zaśmiały smakując językiem własnej czarnej posoki. Wkrótce zepchnęły Baastana na chwilę do defensywy, zmuszając do unikania zabójczych szczypiec.
Na szczęście czarownik nie walczył sam. Potężny cios Skgarga zmiótł trzy demonicy, dając wilkołakowi czas na przejęcie inicjatywy. Zębami rozerwał ciało następnej przeciwniczki docierając do serca i wyrywając je. Demonica zaskomlała i zdematerializowała się, a przynajmniej jej ciało. Pompujący krew organ wciąż pozostał w pysku Baastana, który bez zastanowienia wypluł resztki. Demony zdecydowanie smakują okropnie.

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Bankiet dobiegał końca ale Etchan na razie nie miał zamiaru opuszczać kajuty kapitana. Bankiet nie należał do ciekawych ale przynajmniej kapitan Cortes podał kilka przydatnych informacji ale elfa przy stole trzymał raczej brak zajęcia niż interesująca rozmowa której nigdy nie było. Apatyczne spoglądanie na butelki alkocholu przerwał ogłuszający huk i chwile później potężny wstrząs który prawie zwalił elfa z nóg , całkowicie zstłuk butelki i zachwiał stołami. Etchan chwiejąc się , podbiegł do drzwi. Stopień zamieszania na pokładzie i ogromny hałas sprawił że elfowi aż zakręciło się w głowie. Cały okręt był otoczony czymś na kształt magicznego tunelu. Nie miał jednak czasu na zachwycaniem się tym , niezwykłym zjawiskiem z powodu istot wybiegających właśnie z wejścia pod pokład. Na widok szczupłych , pięknych ciał demonic kontrastującymi z groteskowymi szczypcami Etchana poczuł ogarniające go pożadanie które walczyło z odrazą. Jego życie uratował zwalisty ogr który całkowicie odporny na wdzięki demonów dziarsko wyszedł im na przeciw wymachując ogromną kotwicą. Uderzenie dosłownie zmiotło nadbiegającą czwórkę demonic. Ich ciała po zetknięciu się z ścianą skrzącej się , wibrującej magicznej energii natychmiast znikały w płomieniach. Elf szybko przebiegł koło ogra który podśpiewywał sobie jakąś wesołą piosenkę , co do jej treści Etchan z ochrypłego wycia nie zrozumiał prawie nic ale ogr miał przy tym tak radosny wyraz twarzy że mógł być pewien treści. Biegł jak tylko pozwały mu na to wstrząsy pokładu znalazł się przy wejściu z którego niestety wybiegł właśnie następne demonice. Na jego szczęście od grupy odłączyła się tylko jedna kultystka Slaaesha która ruszyła na elfa. Etchan dopiero poniewczasie zorientował się że nie ma broń. Gorączkowo rozejrzał się za narzędziem mogącym służyć jako broń. Jego wzrok spoczął na paskudnie wyglądającym , masywnym czekanie. Błyskawicznie podniósł go i nie czekając na oślep ciał poziomo. Demonica zaskoczona szybkością reakcji elfa ledwo zdążyła zasłonić się przed ciosem. Nie przewidziała siły ciosu lub nie zauważyła broni w ręku Etchana , czekan wbił się skorupę bojowego odnóża służki Slaanesha głęboko i boleśnie. Elf nie dał demonicy czasu nawet na okrzyk bólu ponieważ od razu wyprowadził niskie kopnięcie które odepchnęło wroga i wyrwało toporek z szczypiec. Mimo posoki sączącej się z rany kultystka , ponownie ruszyła na zwiadowcę. Slaanesh tej nocy czuwał nad swoimi dziećmi , śmiertelny cios wymierzony w skroń sukkubusa chybił o włos głowę demona i z głośnym odgłosem wbił się w drewniany pokład. Etchan znalazł się niebezpiecznie blisko wroga , a ona zauważyła to. Jej szczypce zaraz miały przebić ciało elfa , niegodnej istoty która zadała świętej córze Slaanesha ból. Usta demonicy wykrzywiły się w ekstazie. "Szkoda go , mógłby być sługą , całkiem przystojny "pomyślała składając się do ciosu. Elfa uratowało go wycie , a dokładniej rozproszona wyciem kultystka. Zamarła zdziwiona na dosłownie kilka sekund. Etchan te kilka sekund wykorzystał uderzył demonice łokciem w korpus i równocześnie pchnął. Sam cios ledwie odrzucił kultystke lecz zapomniała o wbitym w deski pokładu czekanie. Potknęła się i runęła na ziemie. Na to tylko czekał elf , rzucił się ku niej. Wymierzył kilka kopnięć prosto w piękną twarz demonicy , wyszarpnął czekan z pokładu i dosłownie ściął wstającą. Cholerny topór , czemu nie wziąłem chociaż sztyletu byłoby czyściej i szybciej Myślał zirytowany próbując zmyć czarną posokę z ubrania i schodząc pod pokład. Wyjął z pod pryczy swój łuk. Wolnym ruchem wodził dłońmi po zgrabnym stylisku , musnął dłonią napiętą niczym strunę cięciwę. Czuł w uszach szum i pulsowanie jakie odczuwał tylko podczas łowów lub miłości.Kuronos wzywa , woła mnie. Łowy rozpoczęte Szybkim ruchem nałożył strzałę na cięciwę , musnął czarnopióra lotkę. Długi luk strażnika ścieżek , podwójnie obciążone ramiona , zwiększony naciąg i wzmocniona cięciwa Tak , dawno nie strzelałem. Czas to nadrobić Wszedł na pokład i od razu zauważył walczące demonice. Błyskawicznym ruchem naciągnął łuk i prawie bez celowania dwa razy wystrzelił. Kultystka zwaliła się na pokład z strzałami w oczodołach. Dziwki Następna pada na ziemie z strzałą przebijającą czoło Pieprzone przez , demony dziwki ! Dwie demonce padają na ziemie. Wtedy jego oczom ukazali się walczący. Znajomy mu już ogr z kotwicą , mag w podeszłym wieku i Etchan na chwile zamarł członek bractwa Laith-Kourn ? Nie miał czasu na rozwinięcie tej myśli ponieważ momentalnie na jego widok trójka uczestników areny zaszarżowała na niego z wrzaskiem. Okrzyk " Na pohybel demonicą !" całkowicie zagłuszył furkot ostrzy i syczenia potworów. Nagle etchan zrozumiał sens okrzyku i usłyszał hałas wywoływany przez rydwan. Kątem oka zobaczył ostrza rydwanu i stwora go ciągnącego. W morde, -pomyślał i zaczął uciekać bicz jednej z demonic o włos ominął twarz elfa. ten biegł najszybciej jak tylko mógł Minął ogra i dopiero wtedy obrócił się i zobaczył brawurowy atak ogra , maga i zmiennokształtnego.
Ostatnio zmieniony 3 sie 2015, o 23:54 przez Dziad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Skgarg, niczym waleczny berserker z mroźnej Norski, miażdżył, z pieśnią na ustach, kolejne szeregi wybiegających demonetek. W ciągu walki uratował życie lub chociaż zdrowie dwóch zawodników, cichego elfa w maskującym płaszczu i człowieka, który zmienił się w wilkołaka pomimo braku pełni. Ogr zdążył się już przedrzeć na środek pokładu gdy nagle zmaterializował się przed nim wielki rydwan zaprzężony w trzy dinozuropodobne stwory z długimi jęzorami. Każdego ze stworów dosiadała demonetka z biczem w dłoni, ponad nimi na rydwanie stała kolejna, już czwarta, demonetka dzierżąca dwa długie bicze rozdzielające się w trzy sznury. Po oby bokach pojazdu, w zawrotnym tempie kręciło się mnóstwo ostrzy, potrafiących poszatkować w mgnieniu oka taką zwalistą postać jaką był Skgarg. Ogr obejrzał się za siebie i dostrzegł wilkołaka oraz starego maga gotowych do ataku. Wszyscy trzej zrozumieli się bez słowa. Po sekundzie cała trójka szarżowała na rydwan z okrzykiem, Na Pohybel Demonicą!!!
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

( dodałem ciąg dalszy , @Stabilo chwiejący się okręt w jakimś tunelu czasoprzestrzennym , walka z demonicami a przez pokład przetacza się najeżony kolcami , zaprzężony w potwory rydwan Slaanesha , wyobraź to sobie :mrgreen: )

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[ @Dziad Zbych właśnie o to tu chodzi pojawił się zupełnie nie na miejscu, demonetki mają problemy z czymkolwiek do zrobienia na tym rydwanie, ludzie się rozbiegają, "heroiczni" bohaterowie ich bronią przed rydwanem, który ledwo się toczy, gdyby nie to, zapewne nie mielibyśmy szans z rojem demonetek i rydwanem, no i prędkość ostatniego rollpleju była tak zatrważająco wolna, że musiałem napisać coś szalonego żeby ją podkręcić :D ]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

(Rozumiem fajny pomysł ale po po prostu wyobraziłem sobie taką sytuacje. :) )

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ powracam sobie po ośmiu dniach zmagań i biesiad z przedsionka valhalli na kostrzyńskich polach, a tu kulturalny, acz z lekka drętwy bankiecik zmienił się w totalny chaos. to tak często? :D ]

Skit powoli rozchylił powieki. Pole jego widzenia przecinała na pół cynowa rura, przebiegająca dokładnie nad jego twarzą i znikająca gdzieś w trzewiach szczególnie skomplikowanego mechanizmu po lewej. Ork niezbyt przytomnie podniósł się do pozycji siedzącej, czego nieuniknionym rezultatem była kolizja jego czoła ze wspomnianym metalowym elementem, po czym położył się ponownie, postanawiając przeczekać tępe dzwonienie w czaszce w pozycji horyzontalnej. W głowie miał mętlik. Nie miał pojęcia, w jaki sposób znalazł się na podłodze, nie wiedział również, w którym momencie opuściła go przytomność; jego wspomnienia z ostatnich paru godzin stanowiły jedną wielką białą plamę. Wstał ostrożnie, uważając, żeby nie wyrwać czaszką w rurę po raz drugi, po czym chwiejnym krokiem ruszył ku wyjściu na pokład. Chwilę później mało znów nie runął na podłogę, gdy potknął się o coś leżącego w plątaninie kabli - w półmroku rysowała się sylwetka śpiącego krasnoluda, tulącego z błogim uśmiechem pustą butelkę. Wreszcie ork dotarł do drewnianej zejściówki i oparł się o framugę, by trochę poukładać rozbiegane myśli.
Jego oczom ukazał się chaos.
Na całym pokładzie wrzała zacięta walka; ludzie zmagali się z hordami pokracznych istot lub wypadali z krzykiem za reling, by zniknąć w szalejącej otchłani, przez którą REVENGE sunęła w iście wariackim pędzie, rozerwani na miliony strzępów, nie większych od ziarenka piasku. Krzyki bólu i agonii mieszały się z dzikimi wrzaskami demonów, w promieniach dziwnych świateł błyskających co i rusz pośród wirującej kipieli niewypowiedziane kształty tańczyły i wiły się, obiecując pewne szaleństwo każdemu, kto byłby na tyle głupi, by spróbować skupić na nich wzrok.
Zielonoskóry odwrócił się - myśląc tylko o tym, by wrócić do bezpiecznej maszynowni, i być może zapytać krasnoluda, czy nie zachował przypadkiem jeszcze jednej butelki bimbru, ot, na czarną godzinę - i stanął oko w oko z kobietą. Ludzką kobietą. Podług człowieczych standardów, niesamowicie zresztą piękną. W kontekście tego, co działo się dookoła, nie zaskoczyło go to w najmniejszym stopniu - i tylko to uratowało go przed nagłym zgonem, kiedy demonetka zamachnęła się na niego szczypcami. Skit zadziałał błyskawicznie, adrenalina w jednej chwili wypaliła resztki alkoholu. Schwycił zmierzające ku niemu odnóże, po czym, przyciągnąwszy demonetkę bliżej, wgryzł się w jej twarz długimi na parę ładnych cali kłami. Kobieta wrzasnęła i zaszamotała się, oślepiona; wówczas ork bez problemu złamał jej kręgosłup. Nagle oprzytomniały, wyrwał zza pasa rembak, i z rykiem wybiegł na pokład, rozdzielając ciosy na lewo i prawo.
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Obok szarżującego Ogra przebiegła nisko pochylona postać w płaszczu, Ogr obdarzył ją tylko przelotnym spojrzeniem z widocznym brakiem zrozumienia w oczach. Gdy "heroiczni bohaterzy" dotarli do stworzeń zaprzężonych do rydwanu, rozprawili się z demonetkami, każdy na swój własny sposób. Wilkołak przeskoczył nad karkiem stworzenia, rozciął zaskoczonej demonetce klatkę piersiową tak szybko, że ta nawet nie zdążyła wydać z siebie okrzyku a już leżał na pokładzie z głową sterczącą pod nienaturalnym kątem. Mag pierwszy strzał bicza przyjął na swoją świetlistą tarczę, ostrzem topora rozdzielił głowę wierzchowca od jego szyi, po czym zamaszystym cięciem odrąbał głowę demonetki. Skgarg natomiast pozbawił życia wierzchowca ciosem kotwicy w podbrzusze, stwór upadł na ziemię. Demonetka spadająca z potwora zdążyła owinąć bicz wokół nogi Ogra i podciąć go na śliską od krwi podłogę. Wielkolud wtoczył, lub raczej wślizgnął się pod rydwan dokładnie tą częścią gdzie nie kręciły się mordercze ostrza. Będąc już pod pojazdem napiął woje mięśnie i urzyając całej dostępnej mu siły przewalił rydwan na lewy bok. Ruchoma konstrukcja spadając przygniotła demonicę, która na nim stała. Ogr podniósł się na nogi, ujrzał rydwan ułożony idealnie do zepchnięcia go w otchłań portalu. Skgarg zaparł się nogą o "brzuch" rydwanu po czym rozprostował kończynę. Chwilę później rydwan dematerializował się w kolorowych ścianach portalu. Ogr odwrócił swój łeb w stronę w którą, jak mu się zdawało zmierzali i w dali ujrzał małą kropkę, nie większą niż głowa Gnoblara, wyglądającą jak kawałek normalnej, ziemskiej rzeczywistości. Oby przetrwać jeszcze chwilę..
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

Kolejne fale demonetek materializowały się na pokładzie nieszczęsnego okrętu, Erwin stanął za magiem wyciszając budzącą się w nim rządzę krwi i mordu, z drapieżnym uśmiechem wpatrywał się w falę światła miotące niegodziwe, pełne arogancji i erotyki ciała wyznawców upadłego boga. Wiedział że to osobna część podświadomości wpływa na jego osąd, ale dopóty nie negowało jego woli to dlaczegóż by nie ?
Momentalnie wyczuł zwątpienie w posturze maga co udowodnił niosący się krzyk sprzeciwu.
Na maga rzucały się kolejne pomioty chaosu rozbijając się o jego świetlistą tarczę, jednak to już wystarczyło dla zabawiania jego oka.
Kiedy jego sojusznik sięgnął po broń z hukiem rozbił tarczą głowę, próbującej przebić się demonicy, która z charkotem rozmyła się w przestrzeni, kolejne obrały sobie na cel samotną dwójkę, licząc na łatwy kąsek.
Rozkładając szeroko nogi stanął naprzeciw nim dając Razandirowi chwilę na oddech, pierwsza z nadbiegających skończyła z celnie podciętym gardłem, kiedy ciche cięcie rozorało jej pohańbione ciało, z kolejnymi nie było tak łatwo dwie z nich natarły z rykiem dzikiej furii na zasłaniającą się tarczą postać, jedna z nich w momencie kiedy atakowała otrzymała w kontrataku szybkie pchnięcie przeszywające ją na wskroś.
Mimo to z obłędnym uśmiechem pełnym ekstazy zaczęła brnąć w jego kierunku.
Zmieniła obliczę, Erwin patrzył na twarzy Aryi, która sunęła w jego kierunku.
-Nadziałam się na twoją olbrzymią włócznię.- Szepnęła, nagle zaczął tracić kontrolę nad swoim ciałem, szybkie szarpnięcie włócznią rozerwało cały bok, a w jego przerażonym oku rozmył się obraz jego ukochanej i na powrót zagościło obliczę dziecka Slaanesha, która wywracając oczami arogancko się uśmiechnęła, poczuł momentalnie wielki nacisk na klatce piersiowej kiedy druga z demonic próbował dekapitacji na jego osobie, próbował się oswobodzić ale na nic zdała się włócznia a tarczy nie był w stanie użyć ze względu na dystans, szamotali się obydwoje w impasie kiedy szczypce nie były w stanie przebić płyt z meteorytowego tworzywa, a on szarpał się w niemożliwym do zrealizowania planie oswobodzenia. W porę pomógł mu Razandir który toporkiem oddzielił głowę jego oponentki od reszty ciała.
Biorąc szybko kilka wdechów zdjął z dłoni pierścień podarowany mu przez Arzima, wpychając go w dłoń maga.
-Wiem co Cię trapi, pierścień zadziała w tych warunkach jak katalizator, jednak nie przesadź bo ciepło które się w nim wytwarza niechybnie pozbawi Cię palców.
Nie czekając na odpowiedź odwrócił się w kierunku walczących i w biegu ryknął.
-Powinniśmy zniszczyć ognisko tej anomalii.
Skierował się w kierunku centrum bitwy, kiedy ujrzał pędzący rydwan którego jeźdźcy razili biczami.
Momentalnie użył swojej tarczy broniąc uciekającego Asrai, który nawet nie raczył się odwrócić. Odskoczył kilka kroków zrównując się z innymi zawodnikami. Odwrócił się w ich kierunku.
-Musimy skończyć ten burdel tutaj i znaleźć tego przeklętego bękarta chaosu!

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Gdy Ogr wreszcie, po pokonaniu rydwanu i usłyszeniu okrzyków pochwały od marynarzy, dotarł pod pokład gdzie zalało go kolejna fale demonetek. Na szczęście nie był sam. Pod pokładem spotkał starszego Maga, Razandira jeśli dobrze pamiętał oraz tarczownika z włócznią o przyjemnym sposobie bycia, choć w jego pobliżu można było czuć się nieco dziwnie. Gdy rozgromili demonice rozpoczęli wędrówkę ku kajucie wybrańca bóstw Chaosu. Z pokoju biło różowe światło i moc tak potężna, że musieli się zapierać by nie roztrzaskać się o ścianę.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

Siekąc i prąc przed siebie pozbyli się demonicznej obsługi i ogr załatwił unieruchomionych wężowych wierzchowców wraz z rydwanem, potęga zebranych bohaterów kilku ras była brzemienna w skutki. Pozostał im jeden cel, przerwać ten przeklęty rytuał i wrócić do rzeczywistości.
Wiwatowali im ocalali marynarze, w niektórych zostało już zasiane ziarno chaosu, ale tym razem Erwin miał to głęboko w poważaniu, to oni nie stawili praktycznie żadnego oporu, ani przy pojawieniu się demonów, ani przy kontrataku.
Prychnął ze wzgardą i szybkim krokiem doszedł do wejść do kajut, gdzie gromadzili się członkowie areny, drzwi oczywiście okazały się zaryglowane, nie to go martwiło tylko rozchodzący się wokół nich syk, zatrzymał ogra który już toczył się do wyrwania odrzwi, nie było sensu wejść w taki sposób, nie tylko narażali życie zakładniczki to także sami mogli nadziać się na Sigmar jeden wie jakie okropieństwa.
-Kusi mnie żeby zrobić coś zajebistego.- Jego lewe krwawe oko się otworzyło, - A gdyby tak Skgarg cisnął którymś z nas przez ścianę i po uzyskaniu momentu zaskoczenia reszta wysypała się na niespodziewających się nas demonów?
Wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę, poza ogrem który już zaczął spoglądać na stojącego opodal Elfa.
-O nie.-odrzekł cofając się kilka kroków.
Wszyscy poza pomysłodawcą i ogrem wycofali się z pola rażenia.
Skgarg z przerażającym uśmiechem na ustach odwrócił się w jego kierunku.
-No nic kapitanie, linie lotnicze pierwsza klasa.
Chcąc nie chcąc stał się pociskiem, wsunął włócznię we wiązadło na plecach, wymówił szybką modlitwę do Morra i skarcił się za bezmyślny pomysł.
Ogr na jego szczęście trafił w bulaj więc nie skończyło się dla niego to tragedią, rozbijając z impetem tarczą elementy okna i ściany przeleciał w głąb pomieszczenia.
Jedna rzecz była tego warta, mina zdziwionych demonetek.


Pozostali zebrani stanęli przy wyrwie, Razandir przerażony spojrzał na zwalistą postać.
-Coś ty uczynił! Cisnąłeś nim tak że cudem będzie jeśli zatrzyma się na czymkolwiek, bo inaczej wyleci poza okręt!

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Pozostali zebrani stanęli przy wyrwie, Razandir przerażony spojrzał na zwalistą postać.
-Coś ty uczynił! Cisnąłeś nim tak że cudem będzie jeśli zatrzyma się na czymkolwiek, bo inaczej wyleci poza okręt!
- Spokojnie, cisnąłem nim tak by zarył w podłogę zaraz przed ścianą. Prawda Piękny?
- Ta, szefu wie co robi. Nauczył się ciskać innymi idealnie po lekcjach miotania mnie.- Gnoblar zrobił dumną minę, jakby dzięki niemu uratowano cały okręt. cała grupa z powrotem popatrzyła się w dziurę wybitą przez Ogra i faktycznie kapitan Erwin zatrzymał się tuż przed ścianą wyrywając wszystkie deski, które znalazły się na jego drodze, tak że miejsce jego lądowania stanowił mały wąwóz wyrwanych desek.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

ODPOWIEDZ