ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[ http://1.bp.blogspot.com/-Rc8k_D3yYoE/T ... opcorn.gif
Jestem z Wad dumny!]
Jestem z Wad dumny!]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[aż czasem żałuję, że nie tworzę bardziej interaktywnych postaci Za to fajnie się czyta, ktoś wspominał o napisaniu książki "na podstawie"? ]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Poobijany, obrzygany i poraniony Hobbit ponownie podniósł się na równe nogi. Z jego kieszeni wysunęła się jedna z bomb i potoczyła się pod szafkę z alkoholem. Niziołek zawsze miał przy sobie co najmniej jedną, tak dla bezpieczeństwa... W pokoju panował istny Sajgon. Malec postanowił dołączyć do "pacyfikacji" smoczego maga. Jednak po kilku krokach potknął się o coś leżącego na podłodze. Była to prawie naga Iskra. Nie był już w stanie złapać równowagi i runął na nią. Jego głowa wylądowała centralnie na biuście elfki.
Ponownie próbował się podnieść, jednak przeszkodzili mu w tym Bliźniacy, którzy po nim przebiegli.
Farlin stwierdził, że jest mu wygodnie i zaprzestał dalszych prób powstania. Po chwili zasnął snem sprawiedliwego z twarzą w biuście Iskry...
Ponownie próbował się podnieść, jednak przeszkodzili mu w tym Bliźniacy, którzy po nim przebiegli.
Farlin stwierdził, że jest mu wygodnie i zaprzestał dalszych prób powstania. Po chwili zasnął snem sprawiedliwego z twarzą w biuście Iskry...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Magnus otworzył oczy i pozostając w bezruchu spojrzał w zniszczony od jego ognia sufit. -Za stary na to jestem...- pomyślał czując ostry ból w szczęce ,po czym powoli wstał. Dobiegały do niego odgłosy walki i okrzyki jak na stadionie dobiegające z kwatery elfa ,ale inkwizytor postanowił odpuścić im grzeszki i wpierdziel potraktowac jako wystarczającą karę.
Von Bittenberg nałozył na głowę kapelusz i zszedł do sali jadalnej wycierając twarz chusteczką.
Główne pomieszczenie było prawie puste. Przy pełnym brudnych naczyć ,resztek jedzenia i pustych dzbanach stole wokół którego pełno było śmieci i roztrzaskanych naczyc siedział Bjarn z opartą o ręce głową.
Usłyszał ,że ktoś się zbliża ,ale doksonale wiedział kto słysząc dźwięk żelaza i mechanizmów. Von Bittenberg siadł naprzeciw niego i zgarnął naczynia przed nim ze stołu i położył tam kapelusz. Wydarty Morzu otworzył oczy i ze zrezygnowaną miną pokrecił głową -Oj ty cholerny kapeluszniku... nie za stary na bicie żółtodziobów?-
Magnus chwycił dwa kieliszki i postawił je między nim ,a norsmenem. -Może i tak... ale sam wiesz jak to mam jak mnie ktoś... wzburzy...0
Bjarn uśmiechnął się sztucznie i spojrzał na dwa małe naczynia -I co tam wlejesz? Wszystko wychlali...-
Na twarzy inkwizytora pojawił się uśmiech i wyciagnął spod płaszcza małą butelkę ale. -Widzisz... dziś rocznica ,gdy wydano mnie na ten zawszony świat... i mój znajomy z Czarnego Zamku przysłał mi prezent...- odparł i nalał do kieliszków trunek.
Bjarn podniósł alkohol i rzekł -Niech bogowie przeklną ten dzień!- po czym osuszył kieliszek.
Magnus poszedł w jego ślady ,po czym odezwał się donośny głos -Dzień w którym narodził się Magnus! Ha!- wykrzyknął Aszkael i podszedł do nich stawiajac kieliszek na stole.
Von Bittenberg nałozył na głowę kapelusz i zszedł do sali jadalnej wycierając twarz chusteczką.
Główne pomieszczenie było prawie puste. Przy pełnym brudnych naczyć ,resztek jedzenia i pustych dzbanach stole wokół którego pełno było śmieci i roztrzaskanych naczyc siedział Bjarn z opartą o ręce głową.
Usłyszał ,że ktoś się zbliża ,ale doksonale wiedział kto słysząc dźwięk żelaza i mechanizmów. Von Bittenberg siadł naprzeciw niego i zgarnął naczynia przed nim ze stołu i położył tam kapelusz. Wydarty Morzu otworzył oczy i ze zrezygnowaną miną pokrecił głową -Oj ty cholerny kapeluszniku... nie za stary na bicie żółtodziobów?-
Magnus chwycił dwa kieliszki i postawił je między nim ,a norsmenem. -Może i tak... ale sam wiesz jak to mam jak mnie ktoś... wzburzy...0
Bjarn uśmiechnął się sztucznie i spojrzał na dwa małe naczynia -I co tam wlejesz? Wszystko wychlali...-
Na twarzy inkwizytora pojawił się uśmiech i wyciagnął spod płaszcza małą butelkę ale. -Widzisz... dziś rocznica ,gdy wydano mnie na ten zawszony świat... i mój znajomy z Czarnego Zamku przysłał mi prezent...- odparł i nalał do kieliszków trunek.
Bjarn podniósł alkohol i rzekł -Niech bogowie przeklną ten dzień!- po czym osuszył kieliszek.
Magnus poszedł w jego ślady ,po czym odezwał się donośny głos -Dzień w którym narodził się Magnus! Ha!- wykrzyknął Aszkael i podszedł do nich stawiajac kieliszek na stole.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Bez broni i w aktualnym stanie Galreth zdecydowanie wolał po prostu ucieczkę. Zauważył kątem oka jak Drugni powala Menthusa na ziemie. Później odwdzięczy się krasnoludowi. Zauważył, że energia powoli opuszcza część zawodników, inni albo byli ogłuszeni, albo już spali. Postanowił nie kusić losu i oddalić się z miejsca zdarzenia, które już dawno przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Trochę mu się oberwało więc teraz musiał się zatroszczyć o siebie, żeby nie paść ofiarą gniewu smoczego maga w ciągu najbliższych dni. Lekko się zaśmiał widząc parkę Iskra-Farlin i udał się na czworaka w stronę swojej kwatery.
Kiedy Vahanian podszedł do Saito i kazał zabrać resztę towarzystwa, Nippończyk już miał wyjaśnić o co mniej więcej chodzi, jednak było zbyt głośno i wszyscy mieli za bardzo w czubie, żeby z negocjacji coś wyszło, sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Saito poczuł, jak ktoś odpycha go na bok i taranuje stojącego w drzwiach Vahaniana. Przez środek pomieszczenia akurat skradał się Galreth: Druchii przegiął z piciem i wydawało mu się, że jest niewidzialny. Gdy Norsmeni wparowali do środka wydarzenia potoczyły się błyskawicznie - powietrze wypełniły ryki Norsmenów i piski Iskry, którą wprawni w sztuce gwałcenia woje obdarli z sukienki oraz pomstowania smoczego maga. Pomieszczenie zostało zdemolowane w kilka chwil, mdlący smród rzygów wywoływał dodatkowe torsje a Menthus co chwila wywoływał pożary. Żeby sytuacja była bardziej absurdalna, wszyscy zaczęli ganiać w kółko przy akompaniamencie skocznej muzyki znikąd, za wyjątkiem Saito i Vahaniana, którzy stali na zewnątrz, nie wierząc, że taki cyrk rozgrywa się na ich oczach.
Ronin stwierdził, że nie ma tu nic do roboty i postanowił się przewietrzyć. Niepewnym krokiem poszedł na parter i wyszedł na dziedziniec. Wrzasnął nadepnięty kot. Z wybitego okna w górze wciąż dochodziły hałasy. Kaneda skojarzył, że okno zostało wybite jakimś facetem w płaszczu, powinien gdzieś tu być. Tak się złożyło, że pod mur kultyści zgarniali cały śnieg. Po bliższych oględzinach, zobaczył w zaspie ludzką sylwetkę w kapeluszu. Samuraj pokręcił się po zamku aż otworzył jakieś drzwi, jak się okazało była to piwniczka ze spiżarnią. Nie mając nic lepszego do roboty, postanowił poczęstować się smalcem ze skwarkami i piwkiem.
[Gruba impreza, nie powiem. Grimgor, coś czułem, że będzie muzyczka z Benny Hilla ]
Ronin stwierdził, że nie ma tu nic do roboty i postanowił się przewietrzyć. Niepewnym krokiem poszedł na parter i wyszedł na dziedziniec. Wrzasnął nadepnięty kot. Z wybitego okna w górze wciąż dochodziły hałasy. Kaneda skojarzył, że okno zostało wybite jakimś facetem w płaszczu, powinien gdzieś tu być. Tak się złożyło, że pod mur kultyści zgarniali cały śnieg. Po bliższych oględzinach, zobaczył w zaspie ludzką sylwetkę w kapeluszu. Samuraj pokręcił się po zamku aż otworzył jakieś drzwi, jak się okazało była to piwniczka ze spiżarnią. Nie mając nic lepszego do roboty, postanowił poczęstować się smalcem ze skwarkami i piwkiem.
[Gruba impreza, nie powiem. Grimgor, coś czułem, że będzie muzyczka z Benny Hilla ]
Drugniemu znudziło się skakanie po Menthusie, więc po prostu przestał. Nawet on, Krasnoludzki Zabójca w stanie skrajnego upojeni alkoholowego, musiał przyznać, że sprawy wymknęły się spod kontroli. Już nawet nie pamiętał, po jasną cholerę w ogóle przyszli do komnaty Smoczego Maga.
Na domiar złego niemalże wszedł w ostatnią fazę odurzenia, którą mędrcy z Białej Wieży zwykli zwać "zgonem". Oznaczało to, że kiedy adrenalina i ciśnienie po całej tej gonitwie opadło, jego potężny organizm w końcu przegrał nierówną walkę z nienawistnym etanolem.
Dawi wytoczył się z komnaty Menthusa, zataczając się mocno. Wszystkie wypite tego wieczora trunki mściły się na nim z podwójną mocą. Zaczynał widzieć potrójnie i w zasadzie nie zwracał się uwagi na otoczenie. Dlatego też wręcz nie mógł zauważyć Galretha, który pełzał w kałuży wymiocin śmiejąc się z Grimnir wie czego. Krasnolud potknął się o Druhii i z impetem runął w dół schodów.
Kiedy z tytanicznym wręcz wysiłkiem podniósł się na nogi, wydobył z siebie serię nieartykułowanych dźwięków, które przy odrobinie dobrej woli mogłyby być uznane za przekleństwa.
Magnus, Aszkael i Bjarn popatrzyli na niego ze zdziwieniem, po czym jakby nigdy nic wrócili do picia. Umęczony umysł Drugniego wprawdzie zarejestrował butelkę z wódką, ale teraz miał inne priorytety, cele i aspiracje.
- SPAĆ ! - Wyjąkał, po czym ruszył w swoją osobistą Odyseję mrocznym korytarzem Spiżowej Fortecy.
A zaiste ciekawa była to podróż. Za pomocą niedorzecznych wręcz ilości gorzały, Zabójca wprowadził się w stan swoistej nieważkości. Podstawowe kierunki, takie jak prawo, lewo, góra czy dół stanowiły dla niego puste pojęcia. Korytarz, przez który się przeprawiał, był ciemny i wszędzie niemalże identyczny. Przez ten brak jakichkolwiek punktów orientacyjnych, krasnolud zaczął kwestionować fakt swojego poruszania się.
- Idę, czy nie idę ? - Rzucił w przestrzeń retoryczne pytanie, wystawiając ręce na boki dla złapania równowagi. Zaczynał już trochę obawiać się o powodzenie swojej misji.
Na szczęście pijanego bogowie strzegą, więc za zakrętem korytarza, w który wpadł z gracją zestrzelonego sterowca, pojawiła się pojedyncza pochodnia.
- Chyba idę ! - Wymamrotał ucieszony, nareszcie mając jakiś punkt na podstawie którego mógł określić swoją pozycję.
Dalej już poszło łatwo. Niczym ptak wracający do gniazda z ciepłych krajów, Drugni instynktownie odnalazł swoją komnatę. Ostatkami sił popchnął grube dębowe drzwi, wtarabanił się do pokoju i krzyknąwszy na odchodne:
- HELIANTHUS !
Zwali się ciężko na wyrko, zasypiając jak zabity.
[ Jeśli naprawdę tak zachowujecie się na imprezach... To grubo ! Świetny event ! ]
Na domiar złego niemalże wszedł w ostatnią fazę odurzenia, którą mędrcy z Białej Wieży zwykli zwać "zgonem". Oznaczało to, że kiedy adrenalina i ciśnienie po całej tej gonitwie opadło, jego potężny organizm w końcu przegrał nierówną walkę z nienawistnym etanolem.
Dawi wytoczył się z komnaty Menthusa, zataczając się mocno. Wszystkie wypite tego wieczora trunki mściły się na nim z podwójną mocą. Zaczynał widzieć potrójnie i w zasadzie nie zwracał się uwagi na otoczenie. Dlatego też wręcz nie mógł zauważyć Galretha, który pełzał w kałuży wymiocin śmiejąc się z Grimnir wie czego. Krasnolud potknął się o Druhii i z impetem runął w dół schodów.
Kiedy z tytanicznym wręcz wysiłkiem podniósł się na nogi, wydobył z siebie serię nieartykułowanych dźwięków, które przy odrobinie dobrej woli mogłyby być uznane za przekleństwa.
Magnus, Aszkael i Bjarn popatrzyli na niego ze zdziwieniem, po czym jakby nigdy nic wrócili do picia. Umęczony umysł Drugniego wprawdzie zarejestrował butelkę z wódką, ale teraz miał inne priorytety, cele i aspiracje.
- SPAĆ ! - Wyjąkał, po czym ruszył w swoją osobistą Odyseję mrocznym korytarzem Spiżowej Fortecy.
A zaiste ciekawa była to podróż. Za pomocą niedorzecznych wręcz ilości gorzały, Zabójca wprowadził się w stan swoistej nieważkości. Podstawowe kierunki, takie jak prawo, lewo, góra czy dół stanowiły dla niego puste pojęcia. Korytarz, przez który się przeprawiał, był ciemny i wszędzie niemalże identyczny. Przez ten brak jakichkolwiek punktów orientacyjnych, krasnolud zaczął kwestionować fakt swojego poruszania się.
- Idę, czy nie idę ? - Rzucił w przestrzeń retoryczne pytanie, wystawiając ręce na boki dla złapania równowagi. Zaczynał już trochę obawiać się o powodzenie swojej misji.
Na szczęście pijanego bogowie strzegą, więc za zakrętem korytarza, w który wpadł z gracją zestrzelonego sterowca, pojawiła się pojedyncza pochodnia.
- Chyba idę ! - Wymamrotał ucieszony, nareszcie mając jakiś punkt na podstawie którego mógł określić swoją pozycję.
Dalej już poszło łatwo. Niczym ptak wracający do gniazda z ciepłych krajów, Drugni instynktownie odnalazł swoją komnatę. Ostatkami sił popchnął grube dębowe drzwi, wtarabanił się do pokoju i krzyknąwszy na odchodne:
- HELIANTHUS !
Zwali się ciężko na wyrko, zasypiając jak zabity.
[ Jeśli naprawdę tak zachowujecie się na imprezach... To grubo ! Świetny event ! ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
[W końcu godny nas przeciwnik ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Dziękuję za wspaniały event, było naprawdę grubo]
Przebudzenie było gwałtowne.
Pierwszą rzeczą jaką Iskra ujrzała i wyczuła był niziołek. Niziołek który spał na jej piersiach. Zerwała się szybko, zrzucając go z siebie.
-Leż Trollu!-zawył hobbit- Pokonałem cię więc w imieniu zwycięzcy chce leżeć na twych balonach!
Aenwyrhies nie była wyrozumiała. Farlin wyleciał z jej pokoju w trybie ekspresowym, za napęd posłużył mu solidny kopniak w siedzenie. Farlin z krzykiem wpadł do wychodka (który znajdował się obok kwatery elfów), nie zbyt jednak go to obchodziło. Znużony dobrą imprezą zasnął, z głową podpartą o klozet. Przynajmniej rano będzie miał co pić...
Elfka rozejrzała się po pokoju, wyglądało to wszystko żałośnie. Na ziemi leżało trzech powalonych przez Menthusa norsmenów, jeden z nich miał mnóstwo krwi na twarzy, złamany nos i chyba rozbite wargi, a może i wybite parę zębów? Drugi był nieprzytomny, trzeci zaś wił się na ziemi wyrzucając z siebie resztki resztki treści żołądkowych. Wtem wszedł jej mentor i uciszył go solidnym kopniakiem.
-Co z nimi zrobimy?-zapytała Iskra.
-O tym porozmawiamy za chwilę, a teraz powiedz mi, łączy cię coś z ty Druhii?-ostatnie słowo było mieszanką nienawiści i obrzydzenia.
-Nie.-rzekła twardo.
-Dobrze, wierzę ci-skłamał gładko.
-To co z nimi zrobimy?-zapytała ponownie elfka.
Na twarzy Menthusa pojawił się szatański uśmiech.
-Mam pewien pomysł.
Thorlec obudził się nagi.
Leżał w potężnym dębowym łożu, pod kołdrą z norek. Ktoś opierał głowę na jego ramieniu, wojowi nie chciało się otwierać oczu, ale w końcu kto to może być? Może Anna, lub ta fajna elfka Iskra? W końcu ciekawość zwyciężyła i norsmen ryknął ze zdwienia. Na jego ramienu nie leżała elfka, nie dziewczyna, nawet nie kobieta. Eigil Berserker chrapał donośnie, z ust ciekły mu stróżki śliny. Za nim obejmując Eigila leżał jakiś wielki brodacz z włosami zaplecionymi w dwa warkocze.
Thorlec wrzasnął ze strachu i obrzydzenia, budząc pozostałych.
-Nie tak głośno!-ryknął jeden z wojów. Wkrótce jednak gdy przejrzał na oczy również wrzasnął.
-Co my wczoraj robiliśmy?!-krzyknął trzeci.
Najgorsze było to, że nikt nie pamiętał.
[Mam nadzieje, że nie obrazicie się za wyporzyczenie paru waszych postaci
Uprzedzając żeby nie było o pedalstwie elfów, Menthusa kazał ich rozebrać i położyć służbie
EDIT:Jakby komuś się nie podobało to mogę zmienić, pisać pw]
Przebudzenie było gwałtowne.
Pierwszą rzeczą jaką Iskra ujrzała i wyczuła był niziołek. Niziołek który spał na jej piersiach. Zerwała się szybko, zrzucając go z siebie.
-Leż Trollu!-zawył hobbit- Pokonałem cię więc w imieniu zwycięzcy chce leżeć na twych balonach!
Aenwyrhies nie była wyrozumiała. Farlin wyleciał z jej pokoju w trybie ekspresowym, za napęd posłużył mu solidny kopniak w siedzenie. Farlin z krzykiem wpadł do wychodka (który znajdował się obok kwatery elfów), nie zbyt jednak go to obchodziło. Znużony dobrą imprezą zasnął, z głową podpartą o klozet. Przynajmniej rano będzie miał co pić...
Elfka rozejrzała się po pokoju, wyglądało to wszystko żałośnie. Na ziemi leżało trzech powalonych przez Menthusa norsmenów, jeden z nich miał mnóstwo krwi na twarzy, złamany nos i chyba rozbite wargi, a może i wybite parę zębów? Drugi był nieprzytomny, trzeci zaś wił się na ziemi wyrzucając z siebie resztki resztki treści żołądkowych. Wtem wszedł jej mentor i uciszył go solidnym kopniakiem.
-Co z nimi zrobimy?-zapytała Iskra.
-O tym porozmawiamy za chwilę, a teraz powiedz mi, łączy cię coś z ty Druhii?-ostatnie słowo było mieszanką nienawiści i obrzydzenia.
-Nie.-rzekła twardo.
-Dobrze, wierzę ci-skłamał gładko.
-To co z nimi zrobimy?-zapytała ponownie elfka.
Na twarzy Menthusa pojawił się szatański uśmiech.
-Mam pewien pomysł.
Thorlec obudził się nagi.
Leżał w potężnym dębowym łożu, pod kołdrą z norek. Ktoś opierał głowę na jego ramieniu, wojowi nie chciało się otwierać oczu, ale w końcu kto to może być? Może Anna, lub ta fajna elfka Iskra? W końcu ciekawość zwyciężyła i norsmen ryknął ze zdwienia. Na jego ramienu nie leżała elfka, nie dziewczyna, nawet nie kobieta. Eigil Berserker chrapał donośnie, z ust ciekły mu stróżki śliny. Za nim obejmując Eigila leżał jakiś wielki brodacz z włosami zaplecionymi w dwa warkocze.
Thorlec wrzasnął ze strachu i obrzydzenia, budząc pozostałych.
-Nie tak głośno!-ryknął jeden z wojów. Wkrótce jednak gdy przejrzał na oczy również wrzasnął.
-Co my wczoraj robiliśmy?!-krzyknął trzeci.
Najgorsze było to, że nikt nie pamiętał.
[Mam nadzieje, że nie obrazicie się za wyporzyczenie paru waszych postaci
Uprzedzając żeby nie było o pedalstwie elfów, Menthusa kazał ich rozebrać i położyć służbie
EDIT:Jakby komuś się nie podobało to mogę zmienić, pisać pw]
Ostatnio zmieniony 15 sty 2014, o 21:47 przez Mistrz Miecza Hoetha, łącznie zmieniany 1 raz.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[Spóźniłem się ]
Oczywiście nie mogli zachować się jak cywilizowani ludzie. Rzucili się na nas i wywiązała się z tego bójka, która jeszcze spotęgowała akcja "odwetowa" Inkwizytora. Anna nie utrzymała Zamieci, która już co prawda trochę ochłonęła i teraz bardziej interesowała się walką niźli zemstą za przerwę w drzemce. Przynajmniej już nie chciała ich spalić. Mimo to powaliła kilku z nich, a gdy reszta tuszy rzuciła się na nią próbując ją powstrzymać z rykiem odrzuciła ich od siebie. A w jej oczach kipiała złość. Wszystko przybrało teraz bardziej komiczny obraz, ganianie się po pokoju w kółko, w czym brała również udział wilczyca... Przynajmniej miała radochę widząc przerażenie tych spitych idiotów. Ja zaś okładałem się na pięści z każdym kto tylko mi się nadarzył. I sam wylądowałem na glebie przez Inkwizytora. Anna stała z boku i z załamanymi rękoma obserwowała całą sytuację, a gdy ktoś zanadto się do niej zbliżył szybkim prawym sierpowym powalała osobnika na posadzkę. Po dłuższej chwili sytuacja się uspokoiła, a ja ujrzałem w końcu ogrom strat. Menthus był wściekły, Iskra zniesmaczona, Zamieć spała, a Anna wyklinała intruzów. Ja zaś stałem i obserwowałem.
-Cóż nie wypada zostawić tego tak bez słowa.- odezwałem się w końcu.
-Już mówiłem, że mam plan.- Smoczy mag zaszczycił mnie ogromny, złowieszczym uśmiechem.
Oczywiście nie mogli zachować się jak cywilizowani ludzie. Rzucili się na nas i wywiązała się z tego bójka, która jeszcze spotęgowała akcja "odwetowa" Inkwizytora. Anna nie utrzymała Zamieci, która już co prawda trochę ochłonęła i teraz bardziej interesowała się walką niźli zemstą za przerwę w drzemce. Przynajmniej już nie chciała ich spalić. Mimo to powaliła kilku z nich, a gdy reszta tuszy rzuciła się na nią próbując ją powstrzymać z rykiem odrzuciła ich od siebie. A w jej oczach kipiała złość. Wszystko przybrało teraz bardziej komiczny obraz, ganianie się po pokoju w kółko, w czym brała również udział wilczyca... Przynajmniej miała radochę widząc przerażenie tych spitych idiotów. Ja zaś okładałem się na pięści z każdym kto tylko mi się nadarzył. I sam wylądowałem na glebie przez Inkwizytora. Anna stała z boku i z załamanymi rękoma obserwowała całą sytuację, a gdy ktoś zanadto się do niej zbliżył szybkim prawym sierpowym powalała osobnika na posadzkę. Po dłuższej chwili sytuacja się uspokoiła, a ja ujrzałem w końcu ogrom strat. Menthus był wściekły, Iskra zniesmaczona, Zamieć spała, a Anna wyklinała intruzów. Ja zaś stałem i obserwowałem.
-Cóż nie wypada zostawić tego tak bez słowa.- odezwałem się w końcu.
-Już mówiłem, że mam plan.- Smoczy mag zaszczycił mnie ogromny, złowieszczym uśmiechem.
[
To musieli byś kultyści Slannesha - biedni Norsi]
Dobrze ,że to napisałeś ,bo się przeraziłem jak przeczytałem ten post i to jeszcze z tymi złowieszczymi uśmieszkami MenthusaMistrz Miecza Hoetha pisze:Uprzedzając żeby nie było o pedalstwie elfów, Menthusa kazał ich rozebrać i położyć służbie
To musieli byś kultyści Slannesha - biedni Norsi]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
-O ja pierd***. Mój łeb. - Powiedział do siebie elf leżący na korytarzu, obok jakiegoś norsmena.
-Ciekawe czy się upiłem czy oberwałem.- Zbliżył rękę do czoła, na którym był wielki guz. Usłyszał ryki z sąsiedniego pokoju, i chrapanie w wychodku.
-Co tu się stało...?-
Pomyślał, po czym wstał, i zszedł piętro niżej, do sali biesiadnej, po której porozwalane były butelki alkoholu wszelakiego. Pod którymś z stołów ostała się jakaś butelka alkoholu, którą wziął i schował. Udał się z powrotem na 1-sze piętro, i poszedł korytarzem w stronę ostatnich komnat. Zatrzymał się przed komnatą w której rezydował Magnus Von Bittenberg. Uchylił lekko drzwi, po czym wszedł, o mało nie zostając spalonym żywcem. W miejscu w którym chciał postawić nogę otworzyła się podłoga. Rozejrzał się dokładnie po pokoju, nikogo nie było. rzucił kilka monet z Gwiazdą Chaosu Niepodzielnego po pokoju, uruchamiając pułapkę z wysuwanymi kolcami, kwasowe spryskiwacze, ścianę strzał i opadający, miażdżący sufit. Mógł w końcu wejść do głównego pokoju. Z sufitu wyjechał miotacz strzałek, i gdyby nie elfi refleks, już leżałby martwy. Wiedział o jeszcze jednej pułapce. I wtedy właśnie wielka, obrotowa piła przejechała w miejscu w którym stał.
-To chyba nie wszystko...-
Stwierdził. Po czym szybko podbiegł do biurka zawalonego papierami. Otworzył szufladę i wyjął grubą książkę pod nazwą "Bitwy w których uczestniczyły wojska Kislevu w latach -1000 do 2000". Przekartkował wszystkie strony, po czym wyjął gdzieś z początku plik kartek i schował go do torby.
-Nawet tutaj go nie schowasz...-
Powiedział, po czym usłyszał spłuczkę i z drugich drzwi do pokoju wszedł mnich z żelazną maską. Na widok elfa wyjął miecz i zakręcił nim popisowo. Elf wyjął pistolet dwu lufowy i oddał dwa strzały w kierunku przeciwnika. Jedna kula chybiła, druga zaś trafiła w miejsce policzka, zagłębiając się w metalu, lecz nie można było dostrzec jakich szkód dokonały specjalne, zapalające kule. Wyjął długi, piękny miecz, i uzbrojony w swoją nad-elfią wytrzymałość i bomby dymne czekał na ruch przeciwnika.
[Kordelas, jakby coś zmienić, PW]
-Ciekawe czy się upiłem czy oberwałem.- Zbliżył rękę do czoła, na którym był wielki guz. Usłyszał ryki z sąsiedniego pokoju, i chrapanie w wychodku.
-Co tu się stało...?-
Pomyślał, po czym wstał, i zszedł piętro niżej, do sali biesiadnej, po której porozwalane były butelki alkoholu wszelakiego. Pod którymś z stołów ostała się jakaś butelka alkoholu, którą wziął i schował. Udał się z powrotem na 1-sze piętro, i poszedł korytarzem w stronę ostatnich komnat. Zatrzymał się przed komnatą w której rezydował Magnus Von Bittenberg. Uchylił lekko drzwi, po czym wszedł, o mało nie zostając spalonym żywcem. W miejscu w którym chciał postawić nogę otworzyła się podłoga. Rozejrzał się dokładnie po pokoju, nikogo nie było. rzucił kilka monet z Gwiazdą Chaosu Niepodzielnego po pokoju, uruchamiając pułapkę z wysuwanymi kolcami, kwasowe spryskiwacze, ścianę strzał i opadający, miażdżący sufit. Mógł w końcu wejść do głównego pokoju. Z sufitu wyjechał miotacz strzałek, i gdyby nie elfi refleks, już leżałby martwy. Wiedział o jeszcze jednej pułapce. I wtedy właśnie wielka, obrotowa piła przejechała w miejscu w którym stał.
-To chyba nie wszystko...-
Stwierdził. Po czym szybko podbiegł do biurka zawalonego papierami. Otworzył szufladę i wyjął grubą książkę pod nazwą "Bitwy w których uczestniczyły wojska Kislevu w latach -1000 do 2000". Przekartkował wszystkie strony, po czym wyjął gdzieś z początku plik kartek i schował go do torby.
-Nawet tutaj go nie schowasz...-
Powiedział, po czym usłyszał spłuczkę i z drugich drzwi do pokoju wszedł mnich z żelazną maską. Na widok elfa wyjął miecz i zakręcił nim popisowo. Elf wyjął pistolet dwu lufowy i oddał dwa strzały w kierunku przeciwnika. Jedna kula chybiła, druga zaś trafiła w miejsce policzka, zagłębiając się w metalu, lecz nie można było dostrzec jakich szkód dokonały specjalne, zapalające kule. Wyjął długi, piękny miecz, i uzbrojony w swoją nad-elfią wytrzymałość i bomby dymne czekał na ruch przeciwnika.
[Kordelas, jakby coś zmienić, PW]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
Mnich otworzył drzwi słysząc dźwięk uruchomionych pułapek i nawet nie zdążył się zorietnować jak padły strzały w jego stronę. Na szczescie nic mu się nie stało.Zakonnik trzymał w ręce przepychaczkę do kibla ,na jego szczęście udało mu się zaskoczyć elfa ,który pomyślał ,ze to miecz, ale kto by brał do kibla miecz. Cisnął w podejrzanie wyglądajacego asasyna ,po czym przeklnął się w myślach ,ze nie zamknął drzwi na klucz i rzucił się na włamywacza z gołymi rękoma w milczeniu. Elf odbił narzędzie i w ostatniej chwili uszedł na bok z wielkim refleksem uderzając w plecy zamaskowanego wariata. Ten padł na podłogę pod ścianą z długą rana na plecacjh. Elf niepewnie poszedł do niego ściskając mocno rękojeść broni.
Wtedy żelazna głowa mnicha podniosła się i niezwykle szybko uderzył w piszczel elfa mosiężnym świecznikiem.stojacym przy klęczniku. Ten krzyknął i odskoczył z bólem ,po czym natychmiast wyprowadził cios w przeżywalnego przeciwnika. Jednak milczący mężczyzna szaleńczo sparował atak głowa okutą w stal ,po czym niezykle szybko sięgnął pod łóżko. Asasyn już wyprowadzał sztych ,kiedy zorientował się ,że pędzi w niego stronę miecz bastardowy. W ostatniej chwili wykonał unik i zszokowany sparował kolejny cios z góry. Nie przewidział jednak takiej siły uderzenia z rąk rannego mnicha. Zakonnik zakręcił nad sobą mieczem po czym znów uderzył od góry. Jednak elf zdołał sie opanować i odskoczył w bok ,a w miejsce gdzie stał potężne ostrze wbiło się w deski. Mnich z całych sił próbował je wyciągnąć. Asasyn wykorzystał sytuację i zaszarżował na przyblokowanego wroga. Jednak ,gdy już był prawie przy przeciwniku poczuł silne kopnięcie w brzuch ,które go odrzuciło. -Co to kurwa jest...- jęknął widząc jak mnich wyciaga ostrze i unosi je w pozycji ofensywnej. Mroczny elf w ostatniej chwili uchylił się i bastard zrobił wielkie cięcie na ścianie. Mnich stracił równowagę ,co wykorzystał zabójca i posłał w jego stronę nóż do rzucania. Ostrze przeszyło powietrze i wbiło się w habit w okolicach żeber. Zamaskowany szaleniec spojrzał na wbite ostrze ,a następnie na asasyna ,który teraz nie myślał już o walce ,ale o uniknięciu potwora. Torujac sobie drogę cisnął w mnicha szkatułką stojacą obok ,jednak ten przeciął ja w locie i z obrotu wyprowadził potężny cios w skrytobójcę. Ten jednak zdążył odskoczyć wykonując przewrót w przód i znalazł się przy drzwiach. Spojrzał za siebie wyparując szaleńca ,kiedy poczuł jak wpada jakby w żelazną ścianę i pada na ziemię. Kiedy spojrzał z ziemi w górę ujrzał jak niespodziewanie morderczy mnich klęczy i patrzy w dół ,a obok niego leży bastardowe ostrze. Przełknął ślinę i od razu ujrzał stojacego nad sobą okutego w stal i ubranego w czarny płaszcz starca z wieloma różnymi mechanizmami na pancerzu. Spojrzał na niego i chciał go złapać ,jednak asasyn odturał się w bok i przebiegajac obok klęczącego mnicha skoczył w stronę okna desperacko próbując uniknąć śmierci. W ostatniej chwili usłyszał dziwny syk i w jego stronę buchnął ogień. Jednak niezykle szczęsliwie ogień go nie ogarnął ,ale poczuł jedynie gorąco na plecach wypadajac przez okno. Przeleciał parę metrów i wpadł w hałdę śniegu.
************
-Co... to...było...?- zapytał inkwizytorchłodnym głosem krawiacego przed nim mnicha. Ten pokręcił głową i uniósł ręce w błagalnym geście. Magnus rozejrzał się po zdemolowanym pokoju i uruchomionych pułapkach. Po chwili ujrzał coś na ziemi ,była to książka którą natychmiast podniósł -"Bitwy w których uczestniczyły wojska Kislevu w latach -1000 do 2000"- przeczytał na głos po czym przetarł okładkę -Przecież w -1000 nie było jeszcze Kislevu... O! Teraz się zgadza!- warknął wycierając brud ,który utworzył -1000 zamiast 1000. -Tylko po co komu taka książka... a co do ciebie...- mruknął spoglądając na mnicha -Piętnaście batów...-
Wtedy żelazna głowa mnicha podniosła się i niezwykle szybko uderzył w piszczel elfa mosiężnym świecznikiem.stojacym przy klęczniku. Ten krzyknął i odskoczył z bólem ,po czym natychmiast wyprowadził cios w przeżywalnego przeciwnika. Jednak milczący mężczyzna szaleńczo sparował atak głowa okutą w stal ,po czym niezykle szybko sięgnął pod łóżko. Asasyn już wyprowadzał sztych ,kiedy zorientował się ,że pędzi w niego stronę miecz bastardowy. W ostatniej chwili wykonał unik i zszokowany sparował kolejny cios z góry. Nie przewidział jednak takiej siły uderzenia z rąk rannego mnicha. Zakonnik zakręcił nad sobą mieczem po czym znów uderzył od góry. Jednak elf zdołał sie opanować i odskoczył w bok ,a w miejsce gdzie stał potężne ostrze wbiło się w deski. Mnich z całych sił próbował je wyciągnąć. Asasyn wykorzystał sytuację i zaszarżował na przyblokowanego wroga. Jednak ,gdy już był prawie przy przeciwniku poczuł silne kopnięcie w brzuch ,które go odrzuciło. -Co to kurwa jest...- jęknął widząc jak mnich wyciaga ostrze i unosi je w pozycji ofensywnej. Mroczny elf w ostatniej chwili uchylił się i bastard zrobił wielkie cięcie na ścianie. Mnich stracił równowagę ,co wykorzystał zabójca i posłał w jego stronę nóż do rzucania. Ostrze przeszyło powietrze i wbiło się w habit w okolicach żeber. Zamaskowany szaleniec spojrzał na wbite ostrze ,a następnie na asasyna ,który teraz nie myślał już o walce ,ale o uniknięciu potwora. Torujac sobie drogę cisnął w mnicha szkatułką stojacą obok ,jednak ten przeciął ja w locie i z obrotu wyprowadził potężny cios w skrytobójcę. Ten jednak zdążył odskoczyć wykonując przewrót w przód i znalazł się przy drzwiach. Spojrzał za siebie wyparując szaleńca ,kiedy poczuł jak wpada jakby w żelazną ścianę i pada na ziemię. Kiedy spojrzał z ziemi w górę ujrzał jak niespodziewanie morderczy mnich klęczy i patrzy w dół ,a obok niego leży bastardowe ostrze. Przełknął ślinę i od razu ujrzał stojacego nad sobą okutego w stal i ubranego w czarny płaszcz starca z wieloma różnymi mechanizmami na pancerzu. Spojrzał na niego i chciał go złapać ,jednak asasyn odturał się w bok i przebiegajac obok klęczącego mnicha skoczył w stronę okna desperacko próbując uniknąć śmierci. W ostatniej chwili usłyszał dziwny syk i w jego stronę buchnął ogień. Jednak niezykle szczęsliwie ogień go nie ogarnął ,ale poczuł jedynie gorąco na plecach wypadajac przez okno. Przeleciał parę metrów i wpadł w hałdę śniegu.
************
-Co... to...było...?- zapytał inkwizytorchłodnym głosem krawiacego przed nim mnicha. Ten pokręcił głową i uniósł ręce w błagalnym geście. Magnus rozejrzał się po zdemolowanym pokoju i uruchomionych pułapkach. Po chwili ujrzał coś na ziemi ,była to książka którą natychmiast podniósł -"Bitwy w których uczestniczyły wojska Kislevu w latach -1000 do 2000"- przeczytał na głos po czym przetarł okładkę -Przecież w -1000 nie było jeszcze Kislevu... O! Teraz się zgadza!- warknął wycierając brud ,który utworzył -1000 zamiast 1000. -Tylko po co komu taka książka... a co do ciebie...- mruknął spoglądając na mnicha -Piętnaście batów...-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Hobbit otworzył o czy. Następnie zwymiotował do klozetu. Malec wstał, miał wrażenie, ze stado trolli skacze mu w głowie.
Szedł powoli, można powiedzieć, że to była taka droga krzyżowa. Hyc! i pierwszy upadek Sigmara. Hyc!! i drugi upadek Sigmara. Przy trzecim malec wylądował w swoim miękkim łóżku. Napił się wody z bukłaka, leżącego obok (Zostawił go dzień wcześniej tak na wszelki wypadek) i zasnął, próbując przezwyciężyć demona o imieniu - KAC
[Dzisiaj nie stać mnie na nic więcej. Jutro wstawię coś bardziej ambitnego. ]
Szedł powoli, można powiedzieć, że to była taka droga krzyżowa. Hyc! i pierwszy upadek Sigmara. Hyc!! i drugi upadek Sigmara. Przy trzecim malec wylądował w swoim miękkim łóżku. Napił się wody z bukłaka, leżącego obok (Zostawił go dzień wcześniej tak na wszelki wypadek) i zasnął, próbując przezwyciężyć demona o imieniu - KAC
[Dzisiaj nie stać mnie na nic więcej. Jutro wstawię coś bardziej ambitnego. ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
To była długa noc, nikt nie śmiał temu zaprzeczać. Z wysiłkiem godnym legend zawodnicy otwierali rankiem oczy, nie mówiąc już o wstaniu z łoża. Niestety, żaden bard ni pieśniarz nie kwapił się do uwiecznienia tych bohaterskich zmagań w choćby króciutkim soneciku. Inaczej sprawa miała się z Menthusem. Jego cierpienia miały całkiem inny wymiar, gdyż nie był to ból materialny, lecz dotyczył jego psyche. Rozsądny krasnolud, czy Norsmen popukałby się w czoło usłyszawszy o tym, lecz dla elfa cierpienie to było nie lżejsze od tegoż cielesnego. Co prawda najgorzej miała się psyche Eigla i Thorleca, ale to już inna historia. Wystarczy powiedzieć, że warto było.
Menthus nie mógł się otrząsnąć z wczorajszego horroru. To co się wydarzyło, przechodziło ludzkie pojęcie. Właściwie to elfie, w ludzkim jakoś jeszcze się mieściło. Niemniej smoczy mag był strapiony. Niepokoiła go kolejna, jednoznaczna sytuacja z Galrethem i Iskrą, w dodatku bez sukni. Już miał sięgnąć do karafki na stole, gdy zauważył liścik. Nie przypominał sobie, by ktoś przynosił mu wiadomość, a to oznaczało, że ktoś go podrzucił. Wczorajszego wieczoru działo się niemało, lecz nikt nie był wstanie sklecić poprawnie zdania, a co dopiero pisać. Spojrzał na tekst. Równe, eleganckie litery i to w dodatku po elficku wykluczały któregokolwiek z tych barbarzyńców. Tylko kto?
Czekaj na mnie pod drzwiami biblioteki.
P.
***
Julia Aurumhardt była zła. Odkąd przybyła do Spiżowej Cytadeli, odnosiła porażkę za porażką. Udało się jej wniknąć tylko do umysłu Nippończyka i to dlatego, że chwilowo nie był skoncentrowany. Inne próby nie powiodły się. Nie miała przy tym zamiaru próbować z orkiem i wybrańcem Chaosu. Nie, to było zbyt ryzykowne. To tak, jakby szukać czegoś w składzie prochu, przyświecając sobie pochodnią. Nie była zdolną psioniczką. Była za to dość dobrą śniączką i obiecała sobie, że odkuje się w nocy. Pech uderzył ponownie. Cała zgraja urządziła sobie popijawę i nie dość, że jej eksperyment nie odniósł skutku, to jeszcze rycząca hołota nie dała jej zasnąć. Teraz siedziała w sali balowej, sącząc kawę i zastanawiając się nad kolejnym ruchem. Oczywiście nie zameldowała o tym wszystkim Alphariusowi. Jeśli miała coś wynieść z tej przygody. musiała działać roztropnie.
***
Nie tylko czarodziejka była w podłym humorze. Jej odczucia podzielał sam Alpharius, który zły, siedział na kamiennym tronie, oczywiście wyłożonym poduszkami. Niemal czuł, jak władza wyślizguje mu się z rąk. Norsmeni mieli zapewnić pomoc, lecz liczył na nieszkodliwego, średnio rozgarniętego woja, który jest równie dobrym obrońcą, jak i narzędziem. Ten cały Bjarn okazał się kimś więcej, a to nie wróżyło dobrze. Jeśli miał dostąpić nagrody, musiał sprawiać wrażenie kompletnej kontroli nad wydarzeniami. Na szczęście był ktoś, kto zechciał pomóc mu przywrócić przewagę na jego korzyść...
Menthus nie mógł się otrząsnąć z wczorajszego horroru. To co się wydarzyło, przechodziło ludzkie pojęcie. Właściwie to elfie, w ludzkim jakoś jeszcze się mieściło. Niemniej smoczy mag był strapiony. Niepokoiła go kolejna, jednoznaczna sytuacja z Galrethem i Iskrą, w dodatku bez sukni. Już miał sięgnąć do karafki na stole, gdy zauważył liścik. Nie przypominał sobie, by ktoś przynosił mu wiadomość, a to oznaczało, że ktoś go podrzucił. Wczorajszego wieczoru działo się niemało, lecz nikt nie był wstanie sklecić poprawnie zdania, a co dopiero pisać. Spojrzał na tekst. Równe, eleganckie litery i to w dodatku po elficku wykluczały któregokolwiek z tych barbarzyńców. Tylko kto?
Czekaj na mnie pod drzwiami biblioteki.
P.
***
Julia Aurumhardt była zła. Odkąd przybyła do Spiżowej Cytadeli, odnosiła porażkę za porażką. Udało się jej wniknąć tylko do umysłu Nippończyka i to dlatego, że chwilowo nie był skoncentrowany. Inne próby nie powiodły się. Nie miała przy tym zamiaru próbować z orkiem i wybrańcem Chaosu. Nie, to było zbyt ryzykowne. To tak, jakby szukać czegoś w składzie prochu, przyświecając sobie pochodnią. Nie była zdolną psioniczką. Była za to dość dobrą śniączką i obiecała sobie, że odkuje się w nocy. Pech uderzył ponownie. Cała zgraja urządziła sobie popijawę i nie dość, że jej eksperyment nie odniósł skutku, to jeszcze rycząca hołota nie dała jej zasnąć. Teraz siedziała w sali balowej, sącząc kawę i zastanawiając się nad kolejnym ruchem. Oczywiście nie zameldowała o tym wszystkim Alphariusowi. Jeśli miała coś wynieść z tej przygody. musiała działać roztropnie.
***
Nie tylko czarodziejka była w podłym humorze. Jej odczucia podzielał sam Alpharius, który zły, siedział na kamiennym tronie, oczywiście wyłożonym poduszkami. Niemal czuł, jak władza wyślizguje mu się z rąk. Norsmeni mieli zapewnić pomoc, lecz liczył na nieszkodliwego, średnio rozgarniętego woja, który jest równie dobrym obrońcą, jak i narzędziem. Ten cały Bjarn okazał się kimś więcej, a to nie wróżyło dobrze. Jeśli miał dostąpić nagrody, musiał sprawiać wrażenie kompletnej kontroli nad wydarzeniami. Na szczęście był ktoś, kto zechciał pomóc mu przywrócić przewagę na jego korzyść...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Kolejnego wieczoru po uczcie na cześć niziołka, Marr obudził się z bólem głowy. Już od dawna nie przyswoił takich ilości alkoholu. Odwodniony wampir miał zwyczajnie ochotę się napić, nie tyle świeżej, ciepłej krwi, ale poprostu czystej wody, no, ewentualnie jakiegoś złocistego dwu słodowego z pianą na trzy palce.
Spragniony ludzkich przyjemności, udał się do sali jadalnej. Na długim stole, stały pyszne przekąski, a co najważniejsze, do posiłku podawali piwo! Marr zasiadł na jednym z okazałych krzeseł. Po drugiej stronie stołu siedziało kilku zawodników, rozmawiali dość głośno, śmiali się i jedli w najlepsze. Wampir zamówił dwa kufle jasnego i rozejrzał się po potrawach, czy może by czegoś tu nie spróbować. "Są i one!" pomyślał z usmiechem na ustach Marr, widząc wołowe steki wyłożone na półmisku metr dalej. Ładnie przyozdobiony tależ z mięsem wpadł w zimne łapy wampira. Szlachcic zsunął sobie kilka sztuk jeszcze ciepłej wołowiny, nabił pazurami niczym widelcem i rozsmakował się w krwistej potrawie. Usługujący na sali kultysta przyniósł zamówiony napój chmielowy, którego brakowało Marr'owi do pełni szczęścia. Zatracony w konsumowaniu spędził w sali kilka długich kwadransów.
W sąsiedniej sali słychać było odgłosy stukania, zaczęto grać bowiem w gre, która polegała na odbijaniu drewnianych kul za pomocą długich kijów. Gra zwana "wbijanie drewnianych kul do dziur" toczyła się na prostokątnym stole i celem jej było wbicie jak największej ilości kul do dziur rozmieszczonych na rogach blatu. Marr za życia nie miał okazji grać w tą gre, lecz od kupców przejeżdżających przez jego ziemię słyszał, jak bardzo popularna stała się owa rozrywka w większych miastach. Nieumarły przyłączył się do towarzystwa grającego w kule. W miare rozwoju sytuacji i przelania coraz to większej ilości alkoholu, zaczęły się zakłady. Kultysci obstawiali złote monety na swojego faworyta, a po zakończeniu rozgrywki, szczęśliwcy, którzy obstawili na wygranego, zbierali pulę.
Tak oto czas upływał, aż pierwszy kogut zapiał. Marr wyłapał sygnał, że już świta i pora na odpoczynek. Mimo protestów towarzystwa, zgarnął swoją wygraną pulę monet i oddalił się czem prędzej do kwatery.
Spragniony ludzkich przyjemności, udał się do sali jadalnej. Na długim stole, stały pyszne przekąski, a co najważniejsze, do posiłku podawali piwo! Marr zasiadł na jednym z okazałych krzeseł. Po drugiej stronie stołu siedziało kilku zawodników, rozmawiali dość głośno, śmiali się i jedli w najlepsze. Wampir zamówił dwa kufle jasnego i rozejrzał się po potrawach, czy może by czegoś tu nie spróbować. "Są i one!" pomyślał z usmiechem na ustach Marr, widząc wołowe steki wyłożone na półmisku metr dalej. Ładnie przyozdobiony tależ z mięsem wpadł w zimne łapy wampira. Szlachcic zsunął sobie kilka sztuk jeszcze ciepłej wołowiny, nabił pazurami niczym widelcem i rozsmakował się w krwistej potrawie. Usługujący na sali kultysta przyniósł zamówiony napój chmielowy, którego brakowało Marr'owi do pełni szczęścia. Zatracony w konsumowaniu spędził w sali kilka długich kwadransów.
W sąsiedniej sali słychać było odgłosy stukania, zaczęto grać bowiem w gre, która polegała na odbijaniu drewnianych kul za pomocą długich kijów. Gra zwana "wbijanie drewnianych kul do dziur" toczyła się na prostokątnym stole i celem jej było wbicie jak największej ilości kul do dziur rozmieszczonych na rogach blatu. Marr za życia nie miał okazji grać w tą gre, lecz od kupców przejeżdżających przez jego ziemię słyszał, jak bardzo popularna stała się owa rozrywka w większych miastach. Nieumarły przyłączył się do towarzystwa grającego w kule. W miare rozwoju sytuacji i przelania coraz to większej ilości alkoholu, zaczęły się zakłady. Kultysci obstawiali złote monety na swojego faworyta, a po zakończeniu rozgrywki, szczęśliwcy, którzy obstawili na wygranego, zbierali pulę.
Tak oto czas upływał, aż pierwszy kogut zapiał. Marr wyłapał sygnał, że już świta i pora na odpoczynek. Mimo protestów towarzystwa, zgarnął swoją wygraną pulę monet i oddalił się czem prędzej do kwatery.
Powieki uchyliły się z oporem, jakby były zardzewiałe i pełne piasku. Saito czuł suchość w gardle, język był jak drewniany kołek, a głowa bolała jakby ktoś urządził w niej tartak. Co gorsza, skatowany żołądek domagał się puszczenia bełta, który nie mógł nadejść, nie mówiąc już o ćmiącej tępo wątrobie. Zanim obraz się wyostrzył, Saito zastanawiał się, dlaczego jest tak zimno. Chwilę później uzyskał swoją odpowiedź i aż sapnął z zaskoczenia: Znajdował się na szczycie wieży, uczepiony pachą i kolanem iglicy. "Jak ja tu wlazłem?" - Pomyślał. Ale, jak się okazało, to nie było jego jedyne zmartwienie: gdzieś zapodziały się spodnie. Przyczyną byłą jakaś roznegliżowana kobieta, śpiąca obok, natomiast gdy ronin podniósł wzrok, zobaczył swoją hakamę, przywiązaną do masztu, w charakterze flagi. "Co tu się do cholery działo?" - Myślał, gdyż ostanie co pamiętał z wczorajszej popijawy była rozróba u Menthusa oraz spiżarka, do której wszedł przypadkiem, krążąc po pijaku po zamku. Kaneda zadrżał - wiał tu cholernie zimny wiatr. Podciągnął się ostrożnie i po dłuższej chwili walki z węzłem, odzyskał spodnie. W tym momencie kobieta coś zamamrotała.
- Wstawaj. - rzekł Saito, zakładając spodnie.
- Ożenisz się ze mną? - odpowiedziała nieznajoma zaspanym głosem.
- WyśRę ci kartkę. Wstawaj. - W tym momencie otworzyła oczy i wrzasnęła. Saito aż ukucnął, gdy ból eksplodował mu w całej głowie, od oczu aż po kark. - Ciszej... Mam kaca! Zapomniałem powiedzieć ci, jesteśmy na dachu.
- Jak my się tu dostaliśmy?
- Też chciałbym to wiedzieć. - Odpowiedź nadeszła, a właściwie nadleciała sama, w osobie Smauga. Jaszczur unosił się na wysokości dachu i śmiał się telepatycznie.
- Nie mogłem się powstrzymać. Chcecie, to mogę wam powiedzieć, jak się tu znaleźliście. - Powiedział smok.
- Nie teraz, po prostu zabierz nas na dół. Albo chociaż przynieś drabinę.
- On gada? - Zdziwiła się kultystka.
- To tyRko jedna z jego wad. ARe w końcu do smok, przydaje się.
- A nie jakiś latający osioł. - Smaug ni z tego ni z owego chwycił oboje ludzi w szpony i zestawił na ziemię, po czym odleciał w swoją stronę, a jego śmiech rozbrzmiewał jeszcze chwilę w umyśle samuraja.
- Wstawaj. - rzekł Saito, zakładając spodnie.
- Ożenisz się ze mną? - odpowiedziała nieznajoma zaspanym głosem.
- WyśRę ci kartkę. Wstawaj. - W tym momencie otworzyła oczy i wrzasnęła. Saito aż ukucnął, gdy ból eksplodował mu w całej głowie, od oczu aż po kark. - Ciszej... Mam kaca! Zapomniałem powiedzieć ci, jesteśmy na dachu.
- Jak my się tu dostaliśmy?
- Też chciałbym to wiedzieć. - Odpowiedź nadeszła, a właściwie nadleciała sama, w osobie Smauga. Jaszczur unosił się na wysokości dachu i śmiał się telepatycznie.
- Nie mogłem się powstrzymać. Chcecie, to mogę wam powiedzieć, jak się tu znaleźliście. - Powiedział smok.
- Nie teraz, po prostu zabierz nas na dół. Albo chociaż przynieś drabinę.
- On gada? - Zdziwiła się kultystka.
- To tyRko jedna z jego wad. ARe w końcu do smok, przydaje się.
- A nie jakiś latający osioł. - Smaug ni z tego ni z owego chwycił oboje ludzi w szpony i zestawił na ziemię, po czym odleciał w swoją stronę, a jego śmiech rozbrzmiewał jeszcze chwilę w umyśle samuraja.
Po małym dowcipie Menthusa udaliśmy się do naszego apartamentu. Podczas przemarszu przez korytarze, które teraz wyglądały jak istne pole minowe, z powodu wszech obecnych wymiocin. Smród nie do opisania, a miny służących, którzy musieli to sprzątać wyrażały więcej niż tysiąc słów.
-Nie uważasz, że trochę przesadzili?- zapytała mnie Anna, była trochę śpiąca i jeszcze lekko trzymał ją alkohol przez co podpierała się o moje ramię. Gdy chyba piaty raz usnęła na stojąco wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Ocknęła się na chwilę, wtedy powiedziałem.
-Mogli wysadzić pół Cytadeli gdyby się postarali.- parsknąłem śmiechem, a potem zobaczyłem jej jednoznaczny uśmiech.- Więc uważam, że zachwali się przyzwoicie.
-Jak na zawodników.- dodała po chwili.
Minęło kilka dobrych godzin nim doprowadziliśmy się do porządku. Kultyści przynieśli mi zamówiony przeze mnie wcześniej strój podróżny. Długi ciemno zielony płaszcz z kapturem bez rękawów, z przypinką w kształcie wilczej głowy. Identyczny przygotowano dla Anny. Pod tym czarny dublet z małą stójka zapinany na przodzie. Uszyty z wełny z lnianą podszewką i złotymi guzikami. Plus równie kolorowe spodnie. Moja towarzyszka zamówiła niemal identyczny strój, oraz kilka sukni, na opis których szkoda mi teraz czasu. Rzecz jasna przymierzyła wszystkie nim założyła na siebie właściwy strój. Najbardziej podobały mi się chwilę gdy ściągała te suknie z siebie... Jednakże, po tym jak byliśmy już gotowi a Zamieć przy pomocy kilku służek odzyskała biel wyruszyliśmy do bukmachera by odebrać wygrane pieniądze. Znów wiliśmy się przez labirynt korytarzy, mijając zawodników wyglądających teraz jak jakieś zjawy. A cuchnęli jak orkowie, albo i gorzej. Gdy w końcu znaleźliśmy się na dziedzińcu Smaug wyszedł nam na powitanie.
-Witajcie przyjaciele i piękna wilczyco.- rzekł radośnie, dobitnie akcentując ostatnie dwa słowa wplątując w nie złośliwość. Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć gdy w jego stronę uderzył kontratak Zamieci, który brzmiał mniej więcej tak:
-Witaj przerośnięta jaszczurko, wpełznij pod kamień bo blokujesz przejście
Nie miałem ochoty na słuchanie ich przekomarzań, dlatego przyspieszyłem kroku pociągając za sobą Annę, nim znaleźliśmy się na rynku Zamieć dogoniła nas skarżąc się na brak manier i szacunku smoka, pozostawiłem to bez komentarza gdyż doskonale wiedziałem jak bardzo niemiłą osobistością potrafi być moja droga przyjaciółka. Udaliśmy się do karczmy znajdującej się po lewo od studni i zeszliśmy schodami w dół, rozejrzałem. "Stary Sknera", jak kazał na siebie mówić bukmacher siedział za biurkiem odliczając pieniądze. Po jego prawej i lewej stronie stało dwóch goryli, tłustych i obleśnych. Gdy przypomnę sobie świętej pamięci Ygga, to bez wahania mogę stwierdzić, że porównanie ich dwóch do niego, to jak porównanie gówna do kwiatka. Jak coś tak obrzydliwego może stąpać po ziemi? Ale to nieistotne, położyłem przed nim kwitek.
-Ah... Pan Vahanian.- uśmiechnął się.
-Zgadza się.
-Przyszedł pan po wygraną?
-Najwyraźniej. Połowę wygranej proszę postawić na Wojownika Chaosu.
-Dobrze, proszę chwilę poczekać.- wstał z krzesła i udał się na zaplecze. Staliśmy dłuższa chwilę wpatrując się w dwóch brzydali, Anna chwyciła mnie za ramię i ścisnęła je dając mi do zrozumienia, że nie czuję się tu pewnie. Zamieć również wyglądała na lekko zaniepokojoną. A więc coś się szykuje. Zamieć powaliła jednego z ochroniarzy, przegryzając mu tętnicę, ja zaś płynnym cieciem zrobiłem sporą wyrwę w szyi drugiego. W tym momencie do pomieszczenia wpadło czterech kolejnych mężczyzn, w zbrojach i obnażonych mieczach. Anna wzięła ich na siebie, szybko pozbawiając każdego z nich życia. Spojrzała na mnie i na Zamieć.
-Cztery do jednego.- zaśmiała się, po czym ruszyliśmy w głąb pomieszczenia za bukmacherem. Szybko okazało się, że to wydrążony tunel, który prowadzi do kanałów. Dzięki wyczulonemu węchowi Zamieci szybko ruszyliśmy za Starym Sknerą.
-Nie uważasz, że trochę przesadzili?- zapytała mnie Anna, była trochę śpiąca i jeszcze lekko trzymał ją alkohol przez co podpierała się o moje ramię. Gdy chyba piaty raz usnęła na stojąco wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Ocknęła się na chwilę, wtedy powiedziałem.
-Mogli wysadzić pół Cytadeli gdyby się postarali.- parsknąłem śmiechem, a potem zobaczyłem jej jednoznaczny uśmiech.- Więc uważam, że zachwali się przyzwoicie.
-Jak na zawodników.- dodała po chwili.
Minęło kilka dobrych godzin nim doprowadziliśmy się do porządku. Kultyści przynieśli mi zamówiony przeze mnie wcześniej strój podróżny. Długi ciemno zielony płaszcz z kapturem bez rękawów, z przypinką w kształcie wilczej głowy. Identyczny przygotowano dla Anny. Pod tym czarny dublet z małą stójka zapinany na przodzie. Uszyty z wełny z lnianą podszewką i złotymi guzikami. Plus równie kolorowe spodnie. Moja towarzyszka zamówiła niemal identyczny strój, oraz kilka sukni, na opis których szkoda mi teraz czasu. Rzecz jasna przymierzyła wszystkie nim założyła na siebie właściwy strój. Najbardziej podobały mi się chwilę gdy ściągała te suknie z siebie... Jednakże, po tym jak byliśmy już gotowi a Zamieć przy pomocy kilku służek odzyskała biel wyruszyliśmy do bukmachera by odebrać wygrane pieniądze. Znów wiliśmy się przez labirynt korytarzy, mijając zawodników wyglądających teraz jak jakieś zjawy. A cuchnęli jak orkowie, albo i gorzej. Gdy w końcu znaleźliśmy się na dziedzińcu Smaug wyszedł nam na powitanie.
-Witajcie przyjaciele i piękna wilczyco.- rzekł radośnie, dobitnie akcentując ostatnie dwa słowa wplątując w nie złośliwość. Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć gdy w jego stronę uderzył kontratak Zamieci, który brzmiał mniej więcej tak:
-Witaj przerośnięta jaszczurko, wpełznij pod kamień bo blokujesz przejście
Nie miałem ochoty na słuchanie ich przekomarzań, dlatego przyspieszyłem kroku pociągając za sobą Annę, nim znaleźliśmy się na rynku Zamieć dogoniła nas skarżąc się na brak manier i szacunku smoka, pozostawiłem to bez komentarza gdyż doskonale wiedziałem jak bardzo niemiłą osobistością potrafi być moja droga przyjaciółka. Udaliśmy się do karczmy znajdującej się po lewo od studni i zeszliśmy schodami w dół, rozejrzałem. "Stary Sknera", jak kazał na siebie mówić bukmacher siedział za biurkiem odliczając pieniądze. Po jego prawej i lewej stronie stało dwóch goryli, tłustych i obleśnych. Gdy przypomnę sobie świętej pamięci Ygga, to bez wahania mogę stwierdzić, że porównanie ich dwóch do niego, to jak porównanie gówna do kwiatka. Jak coś tak obrzydliwego może stąpać po ziemi? Ale to nieistotne, położyłem przed nim kwitek.
-Ah... Pan Vahanian.- uśmiechnął się.
-Zgadza się.
-Przyszedł pan po wygraną?
-Najwyraźniej. Połowę wygranej proszę postawić na Wojownika Chaosu.
-Dobrze, proszę chwilę poczekać.- wstał z krzesła i udał się na zaplecze. Staliśmy dłuższa chwilę wpatrując się w dwóch brzydali, Anna chwyciła mnie za ramię i ścisnęła je dając mi do zrozumienia, że nie czuję się tu pewnie. Zamieć również wyglądała na lekko zaniepokojoną. A więc coś się szykuje. Zamieć powaliła jednego z ochroniarzy, przegryzając mu tętnicę, ja zaś płynnym cieciem zrobiłem sporą wyrwę w szyi drugiego. W tym momencie do pomieszczenia wpadło czterech kolejnych mężczyzn, w zbrojach i obnażonych mieczach. Anna wzięła ich na siebie, szybko pozbawiając każdego z nich życia. Spojrzała na mnie i na Zamieć.
-Cztery do jednego.- zaśmiała się, po czym ruszyliśmy w głąb pomieszczenia za bukmacherem. Szybko okazało się, że to wydrążony tunel, który prowadzi do kanałów. Dzięki wyczulonemu węchowi Zamieci szybko ruszyliśmy za Starym Sknerą.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Tajemniczy liścik zaskoczył Menthusa.
Od kogo mógł być? Może Wielki Mistrz Wiedzy Tajemnej ma tu swoich agentów? Ale dlaczego nie porozumiewa się z nim przez sokoła? Może nie było to bezpieczne... Smoczy Mag chwycił kła, pod szaty założył zbroję i tak uzbrojony ruszył do biblioteki.
W drodze zaczął rozmyślać o Iskrze. Jasne była młoda, jak na elfie standardy nawet bardzo. Jej fascynację Galrethem przy pierwszym spotkaniu dało się usprawiedliwić kłamstwami druhii, rozmowe przy drugim tym, że przyniósł jej Płomień, wczorajsze wydarzenia zaś były zdecydowanie rozegrane wbrew woli adeptki, a ona sama był nad wyraz zniesmaczona zachowaniem mrocznego kuzyna.
Co nie zmienia faktu, że za każdym razem gdy tylko się od niej oddalał zaraz pojawiał się przy niej ten... morderca. Jeśli jeszcze raz tak się stanie... będzie zmuszony ukarać oboje. Tego elfa, pobiję, najlepiej do nieprzytomności a Aenwyrhies odeśle do Białej Wieży... tak to dobre rozwiązanie. Wystarczająco dużo odebrali mu już Druhii. Nie pozwoli aby zbrukali serce i dusze tak dobrej istoty jaką jest Iskra. Nie pozwoli splunąć sobie w twarz po raz kolejny.
Dotarł pod drzwi biblioteki. Teraz pozostawało tylko czekać.
Od kogo mógł być? Może Wielki Mistrz Wiedzy Tajemnej ma tu swoich agentów? Ale dlaczego nie porozumiewa się z nim przez sokoła? Może nie było to bezpieczne... Smoczy Mag chwycił kła, pod szaty założył zbroję i tak uzbrojony ruszył do biblioteki.
W drodze zaczął rozmyślać o Iskrze. Jasne była młoda, jak na elfie standardy nawet bardzo. Jej fascynację Galrethem przy pierwszym spotkaniu dało się usprawiedliwić kłamstwami druhii, rozmowe przy drugim tym, że przyniósł jej Płomień, wczorajsze wydarzenia zaś były zdecydowanie rozegrane wbrew woli adeptki, a ona sama był nad wyraz zniesmaczona zachowaniem mrocznego kuzyna.
Co nie zmienia faktu, że za każdym razem gdy tylko się od niej oddalał zaraz pojawiał się przy niej ten... morderca. Jeśli jeszcze raz tak się stanie... będzie zmuszony ukarać oboje. Tego elfa, pobiję, najlepiej do nieprzytomności a Aenwyrhies odeśle do Białej Wieży... tak to dobre rozwiązanie. Wystarczająco dużo odebrali mu już Druhii. Nie pozwoli aby zbrukali serce i dusze tak dobrej istoty jaką jest Iskra. Nie pozwoli splunąć sobie w twarz po raz kolejny.
Dotarł pod drzwi biblioteki. Teraz pozostawało tylko czekać.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony