Wystarczy przywołać jakże popularne skoki narciarskie i ograniczenia w kwestii kombinezonów i nart.raf pisze: W każdym innym sporcie (także w nartach) albo sprzęt ma znaczenie drugorzędne, albo też wszyscy używają sprzętu podobnego jakościowo.
Panowie, dość istotnym elementem przemawiającym za oceną malowania jest kwestia wizualnej estetyki armii. Pewnie że wszyscy (jak jeden mąż) zgadzamy się że armia nie może być nie pomalowana. Ale to można załatwić jednym zapisem w regulaminie (stosowanym zresztą) mówiącym o konieczności używania pomalowanej armii (czy odwrotnie - zakazie używania nie pomalowanych figsów).
Tak się z rafem zastanawialiśmy nad tym i faktycznie tak jest, że czy armia jest pomalowana tabletop czy masterclass (czy jak to jest tam nazywane ) przestaje mięć znaczenie pod koniec rozstawiania armii (ewentualnie pod koniec pierwszej tury), gdy gra zaczyna się na poważnie i liczy się sytuacja na stole, a nie jakość pomalowanych figurek. Tak jest i chyba nikt tu nie zaprzeczy (oczywiście nie mówię o ekstremalnych sytuacjach gdy przeciwnik ma armie nie pomalowaną albo figurki nie odzwierciedlają rzeczywiście użytych jednostek).
Grałem z różnymi ludźmi, z różnym i armiami. Niektóre były pomalowane super, niektóre gorzej. Ale grało mi się z nimi tak samo (pod względem estetyki) a jedyne istotne rzeczy które zapamiętałem z tych bitew dotyczyły samej rozgrywki.
Osobiście maluje średnio (a nawet powiedziałbym że kiepsko) ale nie wydaje mi się żeby którykolwiek z moich przeciwników odczuwał dyskomfort psychiczny gdy grał przeciwko moim WE (może się mylę - w takim razie proszę o uświadomienie mnie).
Kolejna sprawa: dużo mówi się o tym dlaczego osoby korzystające z usług malarzy mają byc pokrzywdzone. Przecież to tacy sami hobbyści tylko może im czasu lub talentu (lub obu tych rzeczy na raz) brakuje.
Ok ale weźmy takich dwóch ludzików:
Stefan: jara się strasznie warhammerem, kiepsko maluje (wręcz beznadziejnie) ale lubi to robić (jak zresztą wszystko co jest związane z tym hobby). Nie chodzi o kasę, bo spokojnie mógłby dać całą armie do malowania. On po prostu woli robić to sam. Ma pomalowaną całą armie, ale nie oszukujmy się - strasznie kiepsko.
Zygmunt: tak samo jara się warhamerem, ale z jakiś powodów nie chce sam malować (uważa że nie potrafi/nie chce mu się/nie ma czasu). Oddał całą swoją armie do malowania zawodowcowi. Jego armia jest zaje...sta, wszyscy ja chwalą i oglądają z namaszczeniem.
Jak obie armie są oceniane na turniejach nie musze wyjaśniać. Pytanie: dlaczego Stefan w tej sytuacji jest pokrzywdzony?? Włożył przecież więcej wysiłku i czasu w swoją armie.
I tu jest pies pogrzebany. Nie chodzi mi o dopieprzenie (czyt. ucinanie punktów) osobom grającym cudzą armia czy pomalowana przez kogoś. Chodzi mi o nie krzywdzenie Stefanów.
I żeby nikt nie podejrzewał że utożsamiam się ze Stefanem Na turniejach pojawiam się tylko u nas na Pomorzu. Najdalszy wyjazd który zaliczyłem to Wejherowo. Jeszcze raz podkreślam że nie interesuje mnie moje miejsce w lidze czy miejsce na turnieju (chociaż jakbym miał nie wygrać na turze z powodu gorzej pomalowanej armii to bym się lekko rozczarował - ale szanse na podium na masterze raczej odkładam w sferę bajek)