- eee, ty mówić do mnie... hic... taki mały klusek a większych od siebie straszy... hic... po za tym... ja tu dobre rady... hic... od serca a ty z groźbą, oj nie ład... hic... nie ładnie! - powiedział mocno, jak na ogra podchmielony Zjadacz, po czym beknął, jak to na ogra przystało, kulturalnie ma się rozumieć. Zobaczymyś jakiś mocny w gębie na samej arenie, a teraz wypijmy razem... hic... wypijmy tak długo aż się porzygamy... albo i dłużej... hic!OWN3D pisze: Lepiej się nie wymądzaj ty przerośnięta kupo mięcha - krzyknął za oszolomieoego Inżyniera , strasznie pijany Klaus - te 2 pistolety zrobią w twojej głowie otwór wielki niczym kometa Sigmara !
Arena of Death 13
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
miksturki wygrali:
1. Zjadacz Gór
2. Khemor Drax
3. Niegdysiejsza Agnes Zebub(sam nie wiem jak rozwiąże jeszcze leczenei spawna)
1. Zjadacz Gór
2. Khemor Drax
3. Niegdysiejsza Agnes Zebub(sam nie wiem jak rozwiąże jeszcze leczenei spawna)
- Eeee, hic... ale mnie łeb napierdziela... zaa-zaa dużo wypiłem... hic... ale co to tu leży obok? hic... myślałem że opróżniłem wszystko w okolicy a tu coś takiego? No zawiodłem się, hic... ale trzeba wypić czym prędzej! Powiedział ledwo przytomny na wielkim kacu ogr.
- Nie, nie pij tego bucu. To nie alkohol. To prezent.- krzyknął Wielkonosy wyrywając ogrowi flakon zanim ogr ją opróżnił.
- Prezent? - zapytał ze zdziwieniem
- Tak pijaku, od gospodarza.- odparł gnoblar. Jak usłyszał twoją historię to mu się aż żal zrobiło że taka miernota wogule się zgłosiła na pewną śmierć.- dodał śmiejąc się.
- Gdybym nie był... hic... taki narąbany dostał byś w mordę cieciu... ale dobra, wezmę ten flakon na bitwę jakby mi w ustach miało zaschnąć... hic...
- To mikstura lecząca a nie napój, użyj z rozwagą jełopie
- Morda, też cię kocham ale nie krzycz już, łeb mi pęka...
- Nie, nie pij tego bucu. To nie alkohol. To prezent.- krzyknął Wielkonosy wyrywając ogrowi flakon zanim ogr ją opróżnił.
- Prezent? - zapytał ze zdziwieniem
- Tak pijaku, od gospodarza.- odparł gnoblar. Jak usłyszał twoją historię to mu się aż żal zrobiło że taka miernota wogule się zgłosiła na pewną śmierć.- dodał śmiejąc się.
- Gdybym nie był... hic... taki narąbany dostał byś w mordę cieciu... ale dobra, wezmę ten flakon na bitwę jakby mi w ustach miało zaschnąć... hic...
- To mikstura lecząca a nie napój, użyj z rozwagą jełopie
- Morda, też cię kocham ale nie krzycz już, łeb mi pęka...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
walka nr 1
Kaelos(Dark Elf Assassin)
Erathog Tgu Tanr Dehgt (ogre hunter)
walka nr 2
Gaurwaith (Exalted champion Malala)
Bez imienia(dawniej Agnes Zebub, dawniej siostra Agnes)
walka nr 3
Niewiadome imię, nazywany Rzeką Krwi(Exalted Hero)
Gregorius DOW kapitan)
walka nr 4
Arthew Cienisty Prorok(Champion of Tzeentch)
Hrisskar Bijebylekoggsson(Egzaltowany Czempion)
walka nr 5
Khemor Drax Wysoki Egzekutor z Har Ganeth (Master DE)
Marius Luccareni (kapitan DoW)
walka nr 6
Klaus von Geldfass (Empire Capitan )
Skreetz - Skaven - Plague Priest
walka nr 7
Zjadacz-Gór, dla znajomych po prostu Zjadacz(Ogre Hunter)
Magnus Wspaniały(exalted champion)
walka nr 8
Adalbert von Winkler (przydomek "Szczęściarz")
Sukhamarq'ua (Herald Slaanesha)
Kaelos(Dark Elf Assassin)
Erathog Tgu Tanr Dehgt (ogre hunter)
walka nr 2
Gaurwaith (Exalted champion Malala)
Bez imienia(dawniej Agnes Zebub, dawniej siostra Agnes)
walka nr 3
Niewiadome imię, nazywany Rzeką Krwi(Exalted Hero)
Gregorius DOW kapitan)
walka nr 4
Arthew Cienisty Prorok(Champion of Tzeentch)
Hrisskar Bijebylekoggsson(Egzaltowany Czempion)
walka nr 5
Khemor Drax Wysoki Egzekutor z Har Ganeth (Master DE)
Marius Luccareni (kapitan DoW)
walka nr 6
Klaus von Geldfass (Empire Capitan )
Skreetz - Skaven - Plague Priest
walka nr 7
Zjadacz-Gór, dla znajomych po prostu Zjadacz(Ogre Hunter)
Magnus Wspaniały(exalted champion)
walka nr 8
Adalbert von Winkler (przydomek "Szczęściarz")
Sukhamarq'ua (Herald Slaanesha)
Dzień 2.
Kolejny dzień się zaczyna, dość ładna pogoda, lekki wiatr, jest super. Ale jednak nie do końca. Wystawili już listę, jak widać plagi chaosu zalewają je od góry do dołu. Jeden z kolekcjonerów czaszek będzie miał niewątpliwą przyjemność spotkać Zjadacza, znaczy zobaczymy kto tu znajdzie przyjemność. Pancerz chaosu wydawał się być częścią ciała wojownika, kawał żelastwa, mam nadzieje że zbyt cienki by wytrzymać furie kebabowych pchnięć… oby tylko włócznia się nie złamała w afekcie. Martwię się, mogą być problemy, a ten matoł jeszcze coś popija. Zaraz mu zabiorę cały alkohol z okolicy bo przyjdzie się napier… znaczy bić narąbany, wtedy bez szans. Zapytany co sądzi o przeciwniku powiedział prosto.
- Miernota, pancerz to on ma z papieru, nabije tego Magnusa Niewspaniałego jak prosiaczka na rożen, nie widzę żadnej konkurencji w tym mięczaku.
- Mam nadzieje że wiesz co robić. – odparł gnoblar
- Spokojnie, najważniejsze to mieć oczy otwarte i gotowość do wbicia włóczni w flaki ofiary.
- Żeś wymyślił cwaniaku, a teraz koniec z alkoholem bo widzę nie doceniasz wroga.
- Aj Aj Aj, kto powiedział że go nie doceniam, zagrożeniem jest, ale to tylko jeden z wielu którzy będą chcieli stanąć na mojej drodze nie wiedząc że to już dla nich koniec…
Tak jak widzisz pamiętniczku, ta kupa mięcha jest zbyt pewna siebie, hmm… albo… tylko gra, wie że pojedynek ważny to chowa się pod maską, nie boi się, ale chce się przygotować psychicznie. Niee, to jest ogr, co on wie o robieniu masek, dobre sobie, co mi mogło przyjść do głowy, muehehehe. Dobra żarty na bok, czas się przygotować do pierwszej walki.
Kolejny dzień się zaczyna, dość ładna pogoda, lekki wiatr, jest super. Ale jednak nie do końca. Wystawili już listę, jak widać plagi chaosu zalewają je od góry do dołu. Jeden z kolekcjonerów czaszek będzie miał niewątpliwą przyjemność spotkać Zjadacza, znaczy zobaczymy kto tu znajdzie przyjemność. Pancerz chaosu wydawał się być częścią ciała wojownika, kawał żelastwa, mam nadzieje że zbyt cienki by wytrzymać furie kebabowych pchnięć… oby tylko włócznia się nie złamała w afekcie. Martwię się, mogą być problemy, a ten matoł jeszcze coś popija. Zaraz mu zabiorę cały alkohol z okolicy bo przyjdzie się napier… znaczy bić narąbany, wtedy bez szans. Zapytany co sądzi o przeciwniku powiedział prosto.
- Miernota, pancerz to on ma z papieru, nabije tego Magnusa Niewspaniałego jak prosiaczka na rożen, nie widzę żadnej konkurencji w tym mięczaku.
- Mam nadzieje że wiesz co robić. – odparł gnoblar
- Spokojnie, najważniejsze to mieć oczy otwarte i gotowość do wbicia włóczni w flaki ofiary.
- Żeś wymyślił cwaniaku, a teraz koniec z alkoholem bo widzę nie doceniasz wroga.
- Aj Aj Aj, kto powiedział że go nie doceniam, zagrożeniem jest, ale to tylko jeden z wielu którzy będą chcieli stanąć na mojej drodze nie wiedząc że to już dla nich koniec…
Tak jak widzisz pamiętniczku, ta kupa mięcha jest zbyt pewna siebie, hmm… albo… tylko gra, wie że pojedynek ważny to chowa się pod maską, nie boi się, ale chce się przygotować psychicznie. Niee, to jest ogr, co on wie o robieniu masek, dobre sobie, co mi mogło przyjść do głowy, muehehehe. Dobra żarty na bok, czas się przygotować do pierwszej walki.
- Będziesz walczył z jakimś Ciemnym Elfem - stwierdził Paolo, kompan Lucccareniego. - To te elfy podobno pływają statkami wielkimi jak miasta i porywają ludzi.
- Dziś miałem sen. Śniło mi się, że staję na przeciwko odzianego w czerń elfa - powiedział Marius, popijając wino z kryształowego kielicha. - Sen się spełnia.
- A jak się zakończyło to spotkanie przyjacielu?
Marius nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się, patrząc gdzieś przed siebie. Wypił do dna wino, zapiął pas i wstał. Poprawił swoją czerwoną, atłasową kurtę.
- Chodźmy na arenę. Zobaczymy jak inni będą sobie radzić - zaproponował.
Przeczuwałem, że trafię na Tullarisa.
- Dziś miałem sen. Śniło mi się, że staję na przeciwko odzianego w czerń elfa - powiedział Marius, popijając wino z kryształowego kielicha. - Sen się spełnia.
- A jak się zakończyło to spotkanie przyjacielu?
Marius nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się, patrząc gdzieś przed siebie. Wypił do dna wino, zapiął pas i wstał. Poprawił swoją czerwoną, atłasową kurtę.
- Chodźmy na arenę. Zobaczymy jak inni będą sobie radzić - zaproponował.
Przeczuwałem, że trafię na Tullarisa.

No i znowu mam szczęcie... Trafiłem na heretyka tak jak chciałem i zabiję go tak jak chciałem. Należy mu się kulka za herezję, kulka za to, że żyje, kulka za to, że wyznaje slaanesha... No to 3 kulki powinny wystarczyć. Nie powinienem marnować reszty bo do zwycięstwa długa droga... Mam nadzieję, że moje pistoleciki nie będą pudłować... A zresztą ! O co ja się martwię ? Nigdy jeszcze nie było tak źle...
Co !? Skaven ? Te małe pokurcze nie mają honoru ! Hahaha ! Przestrzele jego pysk a po tem nabije go na miecz ! Tak samo jak jego pobratymców pod Hochbahen ! Hahaha ! Kolejny krok do mojej góry złota ! Hahaha ! Za Sigmara !! - krzyknął totalnie upity Klaus , po czym zwalił się pod stół .
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Moim przeciwnikiem jest śmierdząca kupa gówna...
żałosny półbożek Nurgle rozdaje jakże to żałosne dary w postaci łajna...
trzeba być nie lada świrem, żeby oddać swoje życie...
najsłabszemu demonowi, który przez pomyłkę losu jest traktowany jako bóg...
żałosny półbożek Nurgle rozdaje jakże to żałosne dary w postaci łajna...
trzeba być nie lada świrem, żeby oddać swoje życie...
najsłabszemu demonowi, który przez pomyłkę losu jest traktowany jako bóg...
Pierwsza noc trwała dłuuugo, ale pozwoliła zebrać nadwątlone siły na tyle, by Gregorius zaczął w miarę normalnie funkcjonować. Jednak wspomnienia snów które śnił tej nocy wciąż w nim wzbudzały dreszcze. Widział demony lasu nachylające się nad nim, szeptające o nim, choć porozumiewały się w nieznanym mu języku. I to dziwne wrażenie, że...
Nieważne...
To nie mogło być prawdziwe...
Teraz czas na śniadanie i sprawdzić, z kim się przyjdzie zmierzyć. Chyba nic nie może być gorszego niż demony...
...
no... może z wyjątkiem ich wyznawców, którzy próbują im dorównać... dorównać w szaleństwie...
Ale nie po to zapisał się do walk, by znowu uciekać - wręcz przeciwnie. Musi udowodnić wszystkim, i sobie przede wszystkim, że nie jest tchórzem.
Choćby nawet miał zginąć...
Nieważne...
To nie mogło być prawdziwe...
Teraz czas na śniadanie i sprawdzić, z kim się przyjdzie zmierzyć. Chyba nic nie może być gorszego niż demony...
...
no... może z wyjątkiem ich wyznawców, którzy próbują im dorównać... dorównać w szaleństwie...
Ale nie po to zapisał się do walk, by znowu uciekać - wręcz przeciwnie. Musi udowodnić wszystkim, i sobie przede wszystkim, że nie jest tchórzem.
Choćby nawet miał zginąć...
Ostatnio zmieniony 20 mar 2009, o 12:49 przez grzech76, łącznie zmieniany 1 raz.
pfh! Ten świat jest żałosny. Wielki turniej walk... mężni wojownicy... i z kim mi przyjdzie walczyć? Jakiś pomarszczony i tłustawy człowiek. I jeszcze te pistolety, które mizia, gdy myśli, że nikt go nie widzi. Hrabia Sigmund von Freud miałby wiele do powiedzenia na jego temat, hahahaha.
Plując śliną na wszystkie strony Rzeka Krwi starał się przepchać przez strażników i wyjść już na arenę. Napierw zabrali mu jego broń a potem kazali czekać! Gdy zobaczył swojego przeciwnika zaczął biec w jego kierunku ale Ci sami strażnicy znowu go zatrzymali. Było ich 4 więc udało im się powstrzymać wojownika Khorna. Z jego gardła można było usłyszeć tylko krzyk:
http://www.youtube.com/watch?v=cns8oC5Tnp0
http://www.youtube.com/watch?v=cns8oC5Tnp0
-Człowiek mam walczyć z człowiekiem, taki wjownik jak ja zasługuje na przeciwnika godnego swych możliwości, jak Mistrz Miecza z Hoeth czy Czempion Chaosu- Denerwował się Egezekutor.
-Panie- odezwał się Najemnik Vaks -Ten człowiek mże być naprawdę niebezpiecznym przeciwnikiem, nie należy go lekceważyć, w tych walkach nie biorą udziału słabełusze-
-Być może, ale ja wolał bym wypruć flaki z jakiegoś Khornisty niż szarpać się z jakimś człeczyną- Odpowiedział Khemor.
-Ale, żednego przeciwnika nie można lekceważyć, dlatego idziemy ćwidzyć, Mistrzowie Draich zamną-
Dwaj przyboczni Wysokiego Egzekutora ruszyli za nim w strone sali treningowej. Khemor wyciągnoł z za psas mały flakonik, dar ze świątyni Khaina z Har Ganeth.
-Mam nadzieje, że ni bedzie potrzebny- pomyślał.
Kokesz możesz teraz pomścić swego Araba, z 7 areny
.
-Panie- odezwał się Najemnik Vaks -Ten człowiek mże być naprawdę niebezpiecznym przeciwnikiem, nie należy go lekceważyć, w tych walkach nie biorą udziału słabełusze-
-Być może, ale ja wolał bym wypruć flaki z jakiegoś Khornisty niż szarpać się z jakimś człeczyną- Odpowiedział Khemor.
-Ale, żednego przeciwnika nie można lekceważyć, dlatego idziemy ćwidzyć, Mistrzowie Draich zamną-
Dwaj przyboczni Wysokiego Egzekutora ruszyli za nim w strone sali treningowej. Khemor wyciągnoł z za psas mały flakonik, dar ze świątyni Khaina z Har Ganeth.
-Mam nadzieje, że ni bedzie potrzebny- pomyślał.
Kokesz możesz teraz pomścić swego Araba, z 7 areny

Ostatnio zmieniony 20 mar 2009, o 12:59 przez Tullaris, łącznie zmieniany 1 raz.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Lurk pokrako! YHY... Muszę dostać się na tą arenę! Pfu.. Kiedy w końcu zaczną się walki?! - Skreez wrzeszczał. Nie bardzo mu to wychodziło, ponieważ "łaski" Rogatego Pana akurat postanowiły wywołać w nim potworny (Lurk liczył, że może agonalny) kaszel. Coś zabulgotało w piersi ohydnego protektora, zapaliło to małą iskierkę, że może właśnie teraz nadchodzi ta chwila, ale niestety znów się zawiódł. Ten dziwny dźwięk przenosił się dół torsu i objawił jako wielki zielonkawy bąk, który momentalnie zaczął przyduszać biednego, małego sługę. Nie umknęło to zaropiałemu oku Pana, który tylko chrząknął z zadowolenia. Tak to jest kolejna łaska zesłana przez Rogatego Szczura.
- Lurk! Muszę dostać się na arenę i rozejrzeć. Ta chwila, kiedy pokazano mi wroga do zabicia nie wystarczyła. KIEDY w końcu ta... - I znów gulgot, po czym z nosa Skreeza wydobył się dłuuuugiiiii, zielony glut.
- Panie, pojedynki ruszają jutro, do tego czasu na pole walki nawet mysz się nie przeciśnie - Lurk już żałował tych słów...
- Lurk! Muszę dostać się na arenę i rozejrzeć. Ta chwila, kiedy pokazano mi wroga do zabicia nie wystarczyła. KIEDY w końcu ta... - I znów gulgot, po czym z nosa Skreeza wydobył się dłuuuugiiiii, zielony glut.
- Panie, pojedynki ruszają jutro, do tego czasu na pole walki nawet mysz się nie przeciśnie - Lurk już żałował tych słów...

- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Kaelos vs Erathog
Zaczął się trzynasty turniej Areny Śmierci. Miejsce nieopodal Karak Vlag stało się już sławne w wielu miejscach starego świata i poza nim. Po raz kolejny ściąneli do niego najznamienitsi z wojowników. W pierwszej inaguracyjnej walce miała się zmierzyć ogr z mrocznym elfem. Ogry z rzadka zapuszczały się w te rejony także pojawienie się jednego z nich wzbudziło niemałą sensację. Kaelos już czekał na swego przeciwnika. Stał arogancko z dłońmi schowanymi pod płaszczem i zaciśniętymi na rekojeściach toporów. Elf nie musiał dlugo czekać. Z wrót wytoczył się Erathog. Cięzkim krokiem podążał w kierunku areny a samym swoim rozmiarem wzbudzał respekt górując ponad dwa razy nad chudym elfem. Wynik pojedynku wydawal się niemal już przesadzony zanim jeszcze się rozpoczął. Kaelos zmierzył ogra przeciągłym wzrokiem szukając celu dla swoich sztyletów. Ogr natomiast jeszcze przeżuwał resztki ostatniego posiłku który zjadł przed walką. Widok elfa sprawił że nabrał ochotę na deser z niego. Gdy zabrzmiał gong walka rozpoczęła sie. Erathog ruszył z uniesioną maczugą chcąc zmiażdżyć szpiczastouchego chudziaka. Kaleos natomiast poczekał aż ogr się zbliży i wtedy uderzył z szybkością żmii. Sztylety wycięły krwawe rany na cielsku ogra z których zaczęła płynąć obficie posoka.. Dla niego stanowiło to jednak tylko drobną niedogodność. Spróbował dosięgnąć Kaelosa maczugą. Elf zwinnie uniknął ciosu wyginając się w bok. Kaelos zatańczył z gracją przechodząc za plecy ogra i wbijając swe sztyklety w jego plecy. Piekne i kunsztownie wykonane sztylety zaglębiły się po rekojeść. Erathoga już konkretnie ta rana zabolała i ryknąl wściekle szarpiąc się mocno w bok chcąc oddać cios. Krwawil teraz wcale obficie. Elf skoczył zwinnie pod nadlatująca broń i sam wbił w przelocie broń w udo ogra. Rany wielkiego stwora poczęły się jątrzyć i Erathog poczuł że słabnie. Natychmiast chwycił buteleczkę i wychylił jej zawartość. Część z jego ran się zagoiła w mgnieniu oka. Z reszty ran przestała płynąć krew. Ogr z werwą rz
ucił się znów do ataku. Ciosy zwinny elf unikał bez trudu. Kaelos niemal bawił się w unikanie ciosów. Proscizna. Nieomal tak jak na treningu.Dla Asasyna ciosy wydały się powolne jak wachadła na którycgh ćwiczył. Ogra niepomiernie irytowało to że nie może trafić nieuchwytnego “chudziaka”. W końcu jakimś łutem szczęścia Kaelos źle wyczuł moment uskoku i maczuga ogra spotkała się z jego ciałem. Elf odleciał dwa metry do tyłu odrzucony ciosem. Padł ciężko na piach. Natychmiast odczołgał się na bok gdyż ogr w końcu zadowolony chciał rozgnieść go swą maczugą jak insekta. Kaelos był obolały i potłuczony z chyba pekniętym żebrem lecz sprawny. Zwinnie niczym spręzyna zdołał powstać. Kontratak rozbił się na zbroi ogra a te płytkie cięcia które udały mu się nie przebiły twardej tłustej skóry. Erathog zaśmiał się napierając. Kaelos już ostrożniejszy teraz uważał bardziej na maczuge swego przeciwnika. Z obrotu ciął w szyję. Cios trafił jednak poniżej i tylko lekko znów zzranił ogra. Rana jednak krwawiła mocno. Erathog już mocno wściekły starał się złapać teraz Kaelosa lecz znów napróżno. Asasun zrobił przewrót w przód i szybkim ciosem wbił sztylet w krocze od dołu. Ogr ryknął z strasznego bólu a Kaelos wyskoczył wbijając swoje drugie ostrze pod brodę. Wielkie cielsko runęło na piach przed siebie. Przez chwilę drgało w przedśmiertelnej agonii potem znieruchomiało. Kaelos odetchnął ciezko.Zwyciezył choc to była cięzka walka. Potarł obolałe miejsca i podszedł do ciała by odzyskac swoje sztylety. Na widowni tłum wiwatował na jego cześć.
Zaczął się trzynasty turniej Areny Śmierci. Miejsce nieopodal Karak Vlag stało się już sławne w wielu miejscach starego świata i poza nim. Po raz kolejny ściąneli do niego najznamienitsi z wojowników. W pierwszej inaguracyjnej walce miała się zmierzyć ogr z mrocznym elfem. Ogry z rzadka zapuszczały się w te rejony także pojawienie się jednego z nich wzbudziło niemałą sensację. Kaelos już czekał na swego przeciwnika. Stał arogancko z dłońmi schowanymi pod płaszczem i zaciśniętymi na rekojeściach toporów. Elf nie musiał dlugo czekać. Z wrót wytoczył się Erathog. Cięzkim krokiem podążał w kierunku areny a samym swoim rozmiarem wzbudzał respekt górując ponad dwa razy nad chudym elfem. Wynik pojedynku wydawal się niemal już przesadzony zanim jeszcze się rozpoczął. Kaelos zmierzył ogra przeciągłym wzrokiem szukając celu dla swoich sztyletów. Ogr natomiast jeszcze przeżuwał resztki ostatniego posiłku który zjadł przed walką. Widok elfa sprawił że nabrał ochotę na deser z niego. Gdy zabrzmiał gong walka rozpoczęła sie. Erathog ruszył z uniesioną maczugą chcąc zmiażdżyć szpiczastouchego chudziaka. Kaleos natomiast poczekał aż ogr się zbliży i wtedy uderzył z szybkością żmii. Sztylety wycięły krwawe rany na cielsku ogra z których zaczęła płynąć obficie posoka.. Dla niego stanowiło to jednak tylko drobną niedogodność. Spróbował dosięgnąć Kaelosa maczugą. Elf zwinnie uniknął ciosu wyginając się w bok. Kaelos zatańczył z gracją przechodząc za plecy ogra i wbijając swe sztyklety w jego plecy. Piekne i kunsztownie wykonane sztylety zaglębiły się po rekojeść. Erathoga już konkretnie ta rana zabolała i ryknąl wściekle szarpiąc się mocno w bok chcąc oddać cios. Krwawil teraz wcale obficie. Elf skoczył zwinnie pod nadlatująca broń i sam wbił w przelocie broń w udo ogra. Rany wielkiego stwora poczęły się jątrzyć i Erathog poczuł że słabnie. Natychmiast chwycił buteleczkę i wychylił jej zawartość. Część z jego ran się zagoiła w mgnieniu oka. Z reszty ran przestała płynąć krew. Ogr z werwą rz
ucił się znów do ataku. Ciosy zwinny elf unikał bez trudu. Kaelos niemal bawił się w unikanie ciosów. Proscizna. Nieomal tak jak na treningu.Dla Asasyna ciosy wydały się powolne jak wachadła na którycgh ćwiczył. Ogra niepomiernie irytowało to że nie może trafić nieuchwytnego “chudziaka”. W końcu jakimś łutem szczęścia Kaelos źle wyczuł moment uskoku i maczuga ogra spotkała się z jego ciałem. Elf odleciał dwa metry do tyłu odrzucony ciosem. Padł ciężko na piach. Natychmiast odczołgał się na bok gdyż ogr w końcu zadowolony chciał rozgnieść go swą maczugą jak insekta. Kaelos był obolały i potłuczony z chyba pekniętym żebrem lecz sprawny. Zwinnie niczym spręzyna zdołał powstać. Kontratak rozbił się na zbroi ogra a te płytkie cięcia które udały mu się nie przebiły twardej tłustej skóry. Erathog zaśmiał się napierając. Kaelos już ostrożniejszy teraz uważał bardziej na maczuge swego przeciwnika. Z obrotu ciął w szyję. Cios trafił jednak poniżej i tylko lekko znów zzranił ogra. Rana jednak krwawiła mocno. Erathog już mocno wściekły starał się złapać teraz Kaelosa lecz znów napróżno. Asasun zrobił przewrót w przód i szybkim ciosem wbił sztylet w krocze od dołu. Ogr ryknął z strasznego bólu a Kaelos wyskoczył wbijając swoje drugie ostrze pod brodę. Wielkie cielsko runęło na piach przed siebie. Przez chwilę drgało w przedśmiertelnej agonii potem znieruchomiało. Kaelos odetchnął ciezko.Zwyciezył choc to była cięzka walka. Potarł obolałe miejsca i podszedł do ciała by odzyskac swoje sztylety. Na widowni tłum wiwatował na jego cześć.