Arena of Death 16 Sartosa 3
Re: Arena of Death 16 Sartosa 3
Kurna mać... Nie zdążyłem, argh !! :/
Arpag vs Tiori Milthaim
Królowa piratów Natalia Le Bliss rozsiadał się wygodnie na swym tronie. Właśnie miała zacząć się pierwsza walka nowej Areny. Natalia była ciekawa kto tym razem będzie jej zwycięzcą. Jej myśli pobiegły w kierunku poprzedniego zwycięzcy Rangara, szkoda, że nie mógł z nią zostać trochę dłużej. Ale co było to było, minneło i już nie wróci. Królowa piratów zdecydował się skupić na nowej Arenie. A pierwsza walka zapowiadała się emocjonująco, bowiem naprzeciw siebie mieli stanąć weki Ogr i Zabójca Smoków.
Arpag tymczasem wkroczył na arenę, trzymając za pazuchą swój talizman w postaci Snarfina, zastanawiał się co będzie dziś jego następną przekąskom. Gdy ujrzał Krasnoluda z nagim torsem ucieszył się, nie będzie musiał rozpakowywać swojego posiłku. Tiori wkroczył na piasek areny maksymalnie skoncentrowany, był gotów przyjąć każde wyzwanie jakie by przed nim stanęło, Gdy ujrzał Ogra również się ucieszył, właśnie z takim wielgachnym przeciwnikiem chciał walczyć.
Padł sygnał rozpoczynający starcie, Zabójca ruszył przed siebie, chwilę przed gongiem wypił swoją miksturkę, dzięki której był zwinniejszy, biegnąc na Ogra poczuł jej działanie. Arpag przyjął pozycje obronną, Tiori był już przy nim i ciął swymi toporami w jedno i drugie kolano. Ogr zastawił się jednak mieczem przed pierwszym uderzeniem, drugie prawie rąbnęło w jego kolano, lecz jakimś dziwnym trafem, pomimo potężnego ciosu ześlizgnęło się po płycie pancerza. Tiori zdziwił się czemu jego uderzenie nie poskutkowało gdyż powinno było odrąbać nogę, natomiast z za pazuch Ogra było słychać słaby chichot. Krasnolud nie miał czasu na dłuższe zastanawianie się, gdyż ogr zamachnął się swym wielkim miecze aby rozrąbać go na pół, jednak w ostatnim ułamku sekundy zdołał się on uchylić. Tiori odbił blokiem krzyżowym następne uderzenie Arpaga i uderzył po raz kolejny. Pierwsze uderzenie Ogr sparował mieczem, drugie natomiast już miało dojść celu gdy jakiś szczęśliwym trafem Arpag odsunął dosłownie o centymetry nogę. Po odparciu tego Ataku Ogr zdecydował się uderzyć bardziej zdecydowanie gdyż jego śniadanko coś za bardzo nie dawało się zjeść. Zakręcił swym mieczem uderzając raz z jednej raz z drugie strony wyprowadzając mordercze ciosy, Tiori był na tyle sprawny dzięki miksturce która wypił, że choć ostrze Ogra mijało go o milimetry to zdołał go uniknąć. Wyczuł tępo ciosu i wymniąło go jednocześnie skracając dystans, przy czym jednocześnie wyprowadził swe ciosy. Jeden z toporów uderzył w udo, co prawda nie udało się Tioriemu jej odrąbać, ale wytrącił Ogra z równowagi, korzystając z tego uderzył drugim ostrzem i zranił Arpaga w brzuch. Ogr nie mógł uwierzyć, że taki mały stwór mógł go zranić. Zmuszony był do przejścia do defensywy, Tiori idąc za ciosem atakował dalej, zadając uderzeni za uderzeniem. W pewnej chwili jednak Arpagowi dopisało szczęście, odbił jeden z toporów Krasnoluda tak, że ten przez moment nie mógł się zastawić, co Ogr brutalnie wykorzystał uderzając swym potężnym mieczem. Tiori próbował uniknąć ciosu lecz nie zdążył, ostrze zawadziło go i nie omal nie rozcięło, przeżył lecz otrzymał dotkliwą ranę. Arpag widząc osłabienie przeciwnika ruszył na niego teraz to Tiori musiał się bronić. Jednak pomimo ran Krasnolud zebrał się w sobie, odbił pierwsze cięcia ogra następnych uniknął. W pewnym momencie, wyczuł tępo ataku i umiejętnie minął ostrze miecza, wpadł między nogi Ogra i ciął w kolano, które trzasnęło, a Arpag padł jak kłoda na piasek arney. Tiori nie czekał, aż jego przeciwnik spróbuje się podnieść, wskoczył mu na plecy i uderzeniem topora roztrzaskał mu czaszkę. Po czym splunął krwią i opuścił arenę ruszając na poszukiwania jakiegoś medyka i alkoholu, choć może nie w tej kolejności.
Królowa piratów Natalia Le Bliss rozsiadał się wygodnie na swym tronie. Właśnie miała zacząć się pierwsza walka nowej Areny. Natalia była ciekawa kto tym razem będzie jej zwycięzcą. Jej myśli pobiegły w kierunku poprzedniego zwycięzcy Rangara, szkoda, że nie mógł z nią zostać trochę dłużej. Ale co było to było, minneło i już nie wróci. Królowa piratów zdecydował się skupić na nowej Arenie. A pierwsza walka zapowiadała się emocjonująco, bowiem naprzeciw siebie mieli stanąć weki Ogr i Zabójca Smoków.
Arpag tymczasem wkroczył na arenę, trzymając za pazuchą swój talizman w postaci Snarfina, zastanawiał się co będzie dziś jego następną przekąskom. Gdy ujrzał Krasnoluda z nagim torsem ucieszył się, nie będzie musiał rozpakowywać swojego posiłku. Tiori wkroczył na piasek areny maksymalnie skoncentrowany, był gotów przyjąć każde wyzwanie jakie by przed nim stanęło, Gdy ujrzał Ogra również się ucieszył, właśnie z takim wielgachnym przeciwnikiem chciał walczyć.
Padł sygnał rozpoczynający starcie, Zabójca ruszył przed siebie, chwilę przed gongiem wypił swoją miksturkę, dzięki której był zwinniejszy, biegnąc na Ogra poczuł jej działanie. Arpag przyjął pozycje obronną, Tiori był już przy nim i ciął swymi toporami w jedno i drugie kolano. Ogr zastawił się jednak mieczem przed pierwszym uderzeniem, drugie prawie rąbnęło w jego kolano, lecz jakimś dziwnym trafem, pomimo potężnego ciosu ześlizgnęło się po płycie pancerza. Tiori zdziwił się czemu jego uderzenie nie poskutkowało gdyż powinno było odrąbać nogę, natomiast z za pazuch Ogra było słychać słaby chichot. Krasnolud nie miał czasu na dłuższe zastanawianie się, gdyż ogr zamachnął się swym wielkim miecze aby rozrąbać go na pół, jednak w ostatnim ułamku sekundy zdołał się on uchylić. Tiori odbił blokiem krzyżowym następne uderzenie Arpaga i uderzył po raz kolejny. Pierwsze uderzenie Ogr sparował mieczem, drugie natomiast już miało dojść celu gdy jakiś szczęśliwym trafem Arpag odsunął dosłownie o centymetry nogę. Po odparciu tego Ataku Ogr zdecydował się uderzyć bardziej zdecydowanie gdyż jego śniadanko coś za bardzo nie dawało się zjeść. Zakręcił swym mieczem uderzając raz z jednej raz z drugie strony wyprowadzając mordercze ciosy, Tiori był na tyle sprawny dzięki miksturce która wypił, że choć ostrze Ogra mijało go o milimetry to zdołał go uniknąć. Wyczuł tępo ciosu i wymniąło go jednocześnie skracając dystans, przy czym jednocześnie wyprowadził swe ciosy. Jeden z toporów uderzył w udo, co prawda nie udało się Tioriemu jej odrąbać, ale wytrącił Ogra z równowagi, korzystając z tego uderzył drugim ostrzem i zranił Arpaga w brzuch. Ogr nie mógł uwierzyć, że taki mały stwór mógł go zranić. Zmuszony był do przejścia do defensywy, Tiori idąc za ciosem atakował dalej, zadając uderzeni za uderzeniem. W pewnej chwili jednak Arpagowi dopisało szczęście, odbił jeden z toporów Krasnoluda tak, że ten przez moment nie mógł się zastawić, co Ogr brutalnie wykorzystał uderzając swym potężnym mieczem. Tiori próbował uniknąć ciosu lecz nie zdążył, ostrze zawadziło go i nie omal nie rozcięło, przeżył lecz otrzymał dotkliwą ranę. Arpag widząc osłabienie przeciwnika ruszył na niego teraz to Tiori musiał się bronić. Jednak pomimo ran Krasnolud zebrał się w sobie, odbił pierwsze cięcia ogra następnych uniknął. W pewnym momencie, wyczuł tępo ataku i umiejętnie minął ostrze miecza, wpadł między nogi Ogra i ciął w kolano, które trzasnęło, a Arpag padł jak kłoda na piasek arney. Tiori nie czekał, aż jego przeciwnik spróbuje się podnieść, wskoczył mu na plecy i uderzeniem topora roztrzaskał mu czaszkę. Po czym splunął krwią i opuścił arenę ruszając na poszukiwania jakiegoś medyka i alkoholu, choć może nie w tej kolejności.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Dak Kon Tsunk wstał kończąc swoją medytację przed walką. Uspokajała umysł i wprawiała w osłupienie strażników że Kitajczyk z takim spokojem idzie na spotkanie swego przeznaczenia.
-Ej dziadku dlaczego taki spokojny jesteś. Nie boisz się smierci?
-Nie- odpowiedział Dak - Bo czymże jest walka niż wiatrem który mnie zegnie niczym trawę. I czymże jest śmierć jesli spotkaniem ze starą znajomą.
Chwycił kij i ruszył ze strażnikami starającymi wyciągnąć się sens z jego wypowiedzi.
Oczywiście im się nie uda. Mądrości klasztorne bywały dziwne. Ale to tylko było szyderstwo z prostaczków by mięli się nad czymś zastanawiać. Dak uśmiechnął się.
-Ej dziadku dlaczego taki spokojny jesteś. Nie boisz się smierci?
-Nie- odpowiedział Dak - Bo czymże jest walka niż wiatrem który mnie zegnie niczym trawę. I czymże jest śmierć jesli spotkaniem ze starą znajomą.
Chwycił kij i ruszył ze strażnikami starającymi wyciągnąć się sens z jego wypowiedzi.
Oczywiście im się nie uda. Mądrości klasztorne bywały dziwne. Ale to tylko było szyderstwo z prostaczków by mięli się nad czymś zastanawiać. Dak uśmiechnął się.
Drax vs Dak Kon Tsung z Weijing
Po uprzątnięciu Areny z ciała Ogra weszli na nią kolejni zawodnicy. Pierwszy kroczył Drax potężnie zbudowany były żołnierz Imperium, zaraz za nim na arenę wszedł staruszek podpierający się kijem. W śród publiczności podniosły się szepty gdzieniegdzie można było usłyszeć chichot .
Drax wpatrywał się w Dak Kon Tsunga i wydawało mu się, że to jakaś pomyłka, walka ze starcem mu urągała, zabicie takiego przeciwnika nie przyniesie mu żadnej chwały pyzatym szkoda mu było zabijać dziadka. Spojrzał więc na swoje pistolety i powiedział – Spokojnie Dziadku, załatwię to szybko, nie będzie bolało- Dak uśmiechnął się i rzekł – Nie będzie mnie raczej boleć bardziej niż moje schorowane kości-
Padł sygnał do rozpoczęcia starcia, Drax sięgnął po swoje dwa pistolety i wypalił,. Stary Kitajczyk zanim jego przeciwnik zdążył dobyć broni błyskawicznie odskoczył w bok i kule które miały znaleźć się w jego piersi, następnie ruszył do błyskawicznego ataku, zadając ciosy swym kijem. Drax był całkowicie zaskoczony szybkością starca, zdołał odbić pierwsze uderzenie wymierzone w głowę, lecz nie obronił się przed trafieniem w brzuch, całe szczęście kolczuga uchroniła przed większymi obrażeniami. Drax zamachnął się swym toporem, ale zwinny Dak uchylił się przed pierwszym i następnymi ciosami, po czym znów zaatakował kijem. Tym razem jednak Drax wiedział już z jaką prędkością zaatakuje starzec i odbił wszystkie jego ciosy po czym znów sami ciął swym wielkim toporem. Dak skrócił jednak dystans i jego kij zderzył się z drzewcami topora, obaj wojownicy przez chwilę siłowali się lecz Kitajczyk musiał odstąpić przed siłą Imperialnego żołnierza, został odrzucony pod ścianę areny. Krzepa Draxsa nie zrobiła na Kithajczyku wrażenia, stał on pod ścianą i obracał swym kijem uśmiechając się zapraszająco. Drax ruszył i zadał kolejny cios, Dak wyczuł jego tępo i uchylił się, wyprowadzając jednocześnie cios. Kij trafił Draksa w tors i wydał on z siebie jęk bólu, lecz pomimo tego zdołał wyprowadzić swoją kontrę, ostrze topora zraniło ramie Daka i odskoczył on od przeciwnika. Drax nie zasypywał jednak gruszek w popiele i atakował, ranny Dak za wolno zareagował , zdołał odbić pierwsze uderzenie, lecz drugie omal go nie rozpłatało. Amulet na jego szyi błysnął i ostrze topora minęło go o milimetry, Kitajczyk uratował swą skórę i od razu kontrował lecz Drax znów odparł jego atak. Dak odskoczył, a Drax ruszył za nim i ponownie uderzył swym toporem, Kithajczyk, umiejętnie zszedł jednak z linii uderzenia skracając jednocześnie dystans i podciął Draxa. Ten wyłożył się jak długi, próbował błyskawicznie lecz Dak nie dał mu tej szansy, końcówka kija uderzyła go w punkt na skroni, wojownik wzdrygnął się zesztywniał, a później rozluźnił się, z jego i nosa pociekła krew, przestał się ruszać. – No cóż mnie jednak boli, ale ciebie chyba już nie- Powidział Kithajczyk po czym opuścił arenę.
Po uprzątnięciu Areny z ciała Ogra weszli na nią kolejni zawodnicy. Pierwszy kroczył Drax potężnie zbudowany były żołnierz Imperium, zaraz za nim na arenę wszedł staruszek podpierający się kijem. W śród publiczności podniosły się szepty gdzieniegdzie można było usłyszeć chichot .
Drax wpatrywał się w Dak Kon Tsunga i wydawało mu się, że to jakaś pomyłka, walka ze starcem mu urągała, zabicie takiego przeciwnika nie przyniesie mu żadnej chwały pyzatym szkoda mu było zabijać dziadka. Spojrzał więc na swoje pistolety i powiedział – Spokojnie Dziadku, załatwię to szybko, nie będzie bolało- Dak uśmiechnął się i rzekł – Nie będzie mnie raczej boleć bardziej niż moje schorowane kości-
Padł sygnał do rozpoczęcia starcia, Drax sięgnął po swoje dwa pistolety i wypalił,. Stary Kitajczyk zanim jego przeciwnik zdążył dobyć broni błyskawicznie odskoczył w bok i kule które miały znaleźć się w jego piersi, następnie ruszył do błyskawicznego ataku, zadając ciosy swym kijem. Drax był całkowicie zaskoczony szybkością starca, zdołał odbić pierwsze uderzenie wymierzone w głowę, lecz nie obronił się przed trafieniem w brzuch, całe szczęście kolczuga uchroniła przed większymi obrażeniami. Drax zamachnął się swym toporem, ale zwinny Dak uchylił się przed pierwszym i następnymi ciosami, po czym znów zaatakował kijem. Tym razem jednak Drax wiedział już z jaką prędkością zaatakuje starzec i odbił wszystkie jego ciosy po czym znów sami ciął swym wielkim toporem. Dak skrócił jednak dystans i jego kij zderzył się z drzewcami topora, obaj wojownicy przez chwilę siłowali się lecz Kitajczyk musiał odstąpić przed siłą Imperialnego żołnierza, został odrzucony pod ścianę areny. Krzepa Draxsa nie zrobiła na Kithajczyku wrażenia, stał on pod ścianą i obracał swym kijem uśmiechając się zapraszająco. Drax ruszył i zadał kolejny cios, Dak wyczuł jego tępo i uchylił się, wyprowadzając jednocześnie cios. Kij trafił Draksa w tors i wydał on z siebie jęk bólu, lecz pomimo tego zdołał wyprowadzić swoją kontrę, ostrze topora zraniło ramie Daka i odskoczył on od przeciwnika. Drax nie zasypywał jednak gruszek w popiele i atakował, ranny Dak za wolno zareagował , zdołał odbić pierwsze uderzenie, lecz drugie omal go nie rozpłatało. Amulet na jego szyi błysnął i ostrze topora minęło go o milimetry, Kitajczyk uratował swą skórę i od razu kontrował lecz Drax znów odparł jego atak. Dak odskoczył, a Drax ruszył za nim i ponownie uderzył swym toporem, Kithajczyk, umiejętnie zszedł jednak z linii uderzenia skracając jednocześnie dystans i podciął Draxa. Ten wyłożył się jak długi, próbował błyskawicznie lecz Dak nie dał mu tej szansy, końcówka kija uderzyła go w punkt na skroni, wojownik wzdrygnął się zesztywniał, a później rozluźnił się, z jego i nosa pociekła krew, przestał się ruszać. – No cóż mnie jednak boli, ale ciebie chyba już nie- Powidział Kithajczyk po czym opuścił arenę.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Vilow pokręcił głową w lekkim niedowierzaniu. To czego był pewien w swoim życiu, to koniec ze spotykaniem co rusz nowych wynaturzeń. Niestety jak się okazało, nie udaje się uciec od nich zbyt daleko.. co najwyżej na odległość kija.
Krasnolud z zasady nie wzbudził jego zainteresowania jako potencjalnego kandydata a starzec już bez pomocy rozkładał się na stojąco co było widoczne gołym okiem. Jedyne pocieszenie znalazł w imperialnym psie, który gryzł ziemię i nigdy już nie zaszczeka.
W czasie rozważań, na ramieniu usiadł mu niewielki nietoperz wydając z siebie głośne piski irytujące wszystkich wokół. Nareszcie - wyszeptał sam do siebie. W lokalnych podziemiach działał krąg nekromantów, który z radością powita nowego mistrza...powoli już niedługo wszystkie role w jego małym przedstawieniu będą obsadzone. Pozostanie tylko wyjść na scenę i zacząć spektakl który pozostanie w pamięci widowni na wieki.
Ja chcę już swoją walkę
no cóż, może kitajec odejdzie śmiercią naturalną przed kolejną walką 
Krasnolud z zasady nie wzbudził jego zainteresowania jako potencjalnego kandydata a starzec już bez pomocy rozkładał się na stojąco co było widoczne gołym okiem. Jedyne pocieszenie znalazł w imperialnym psie, który gryzł ziemię i nigdy już nie zaszczeka.
W czasie rozważań, na ramieniu usiadł mu niewielki nietoperz wydając z siebie głośne piski irytujące wszystkich wokół. Nareszcie - wyszeptał sam do siebie. W lokalnych podziemiach działał krąg nekromantów, który z radością powita nowego mistrza...powoli już niedługo wszystkie role w jego małym przedstawieniu będą obsadzone. Pozostanie tylko wyjść na scenę i zacząć spektakl który pozostanie w pamięci widowni na wieki.
Ja chcę już swoją walkę


Ettariel lekko rozleniwiona stała na balkonie wynajętego apartamentu, Quin'thalan nadal nie pojmował jak przebiegłej elficy udało się wyciągnąć pokoje gościnne u samej władczyni - królowej piratów. Lekko wachlując twarz, wywoływała zefirek który muskał jej delikatną twarz, dawało jej to błogą radość - spoglądanie na tych wszystkich zaganianych ludzi nieszczęsnych w swej nicości, przez chwile rozmyślała o tym jak to jest żyć zaledwie sześćdziesiąt lat. Stojąc w pełnym słońcu lekko dmuchnęła po swym ciele, dając kształtnym piersiom nieco ochłody, po czym przysłoniła się na powrót jedwabnym płaszczykiem, który raczej nie miał na celu zasłaniać pięknego ciała zabójczyni.
-Zabijesz go jednym ciosem...?- Zagadnęła do swego towarzysza dobrze wiedząc że ten już nie śpi, wiedziała jak nikt kiedy przykuwa spojrzenie mężczyzny, poza tym nie było dla niej problemem dosłyszeć przyspieszony ruch klatki piersiowej leżącego na szezlongu Guin'thalana. Ten postawił nogi na zimnej posadzce, która wbrew pozorom była jedną z tych rzeczy na wyspie które dawały ochłodę, ku uciesze elfa, który na co dzień był spowity chłodnym przyjemnym wiatrem który poruszał liście drzew. Częściowo zatracił się we wspomnieniach przed oczami ujrzał piękną jesień Ulthulanu, tańczące przed nim opadłe liście, a gdzieś w mlecznej mgle to piękne stworzenie.
-Więc...!- Powiedziała głośniej ciskając w niego z gracją wachlarzykiem, nie łudząc się nawet na chwilę że go uderzy.
-Nie ładnie tak ciskać drogimi prezentami.- A i owszem mały wachlarzyk był istnym dziełem sztuki, wykonany z kości słoniowej sprowadzanej z samego Indu, przeszywany złotą nicią świetnie komponował się z osobą Ettariel. Quin'thalan podszedł do niej odsłaniając jej wzburzone białe włosy, ukazując jej smukłą pełną, namiętności twarz która z dnia na dzień wydawała mu się piękniejsza. Jej oczy błysnęły w lekko zielonkawym odcieniu.
-Jeden cios, choć wiem że ty wolałabyś rozerwać mu gardło oblewając się w błogiej przyjemności jego krwią. -Elfica tylko uśmiechała się z nieukrywaną satysfakcją.
-Zabijesz go jednym ciosem...?- Zagadnęła do swego towarzysza dobrze wiedząc że ten już nie śpi, wiedziała jak nikt kiedy przykuwa spojrzenie mężczyzny, poza tym nie było dla niej problemem dosłyszeć przyspieszony ruch klatki piersiowej leżącego na szezlongu Guin'thalana. Ten postawił nogi na zimnej posadzce, która wbrew pozorom była jedną z tych rzeczy na wyspie które dawały ochłodę, ku uciesze elfa, który na co dzień był spowity chłodnym przyjemnym wiatrem który poruszał liście drzew. Częściowo zatracił się we wspomnieniach przed oczami ujrzał piękną jesień Ulthulanu, tańczące przed nim opadłe liście, a gdzieś w mlecznej mgle to piękne stworzenie.
-Więc...!- Powiedziała głośniej ciskając w niego z gracją wachlarzykiem, nie łudząc się nawet na chwilę że go uderzy.
-Nie ładnie tak ciskać drogimi prezentami.- A i owszem mały wachlarzyk był istnym dziełem sztuki, wykonany z kości słoniowej sprowadzanej z samego Indu, przeszywany złotą nicią świetnie komponował się z osobą Ettariel. Quin'thalan podszedł do niej odsłaniając jej wzburzone białe włosy, ukazując jej smukłą pełną, namiętności twarz która z dnia na dzień wydawała mu się piękniejsza. Jej oczy błysnęły w lekko zielonkawym odcieniu.
-Jeden cios, choć wiem że ty wolałabyś rozerwać mu gardło oblewając się w błogiej przyjemności jego krwią. -Elfica tylko uśmiechała się z nieukrywaną satysfakcją.
Chciałem dziś zrobić jeszcze jedną walkę, ale jestem zmeczony i kurde liczenie mi nie idzie, więc ork i elf dadzą se po ryju rano. Ok, a tak wogóle to nie próżnowałem, przerabiam przedmioty magiczne z podręcznika DE na mechanikę WFRP, do mojego projektu Profesje Mrocznych Elfów.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
I to ma być ta arena ? Dziadek, duży grubas, zwykły człowiek i jakiś pokurcz. Gdzie "wybrańcy" których zawsze tu tylu było ? Tylko 1 bestia ?
Pokonanie jakiegoś wampira czy elfa powinno dość rozsławić moje imię... Jeśli to nie wystarczy to zadbam o to po zakończeniu areny
dobrze że zabrałem ze sobą wszystkich ludzi...
-Freph ! Zaostrz moją kosę ! Ja idę się rozejrzeć... Swoją drogą... zauważyłeś że dzieje się tu coś podejrzanego ? Nawet jak na wyspę piratów. Ano tak... ty nie mówisz... mówiłem ci że ta hydra zieje ogniem <śmiech>
Tull, nie musisz się tłumaczyć
mamy czas 
Pokonanie jakiegoś wampira czy elfa powinno dość rozsławić moje imię... Jeśli to nie wystarczy to zadbam o to po zakończeniu areny

-Freph ! Zaostrz moją kosę ! Ja idę się rozejrzeć... Swoją drogą... zauważyłeś że dzieje się tu coś podejrzanego ? Nawet jak na wyspę piratów. Ano tak... ty nie mówisz... mówiłem ci że ta hydra zieje ogniem <śmiech>
Tull, nie musisz się tłumaczyć


Mamy mamy, nie licząc tych nieszczęśników którzy mają go znacznie mniej.. 
Niewinnym gestem przyzwał do siebie sługę, który w oddali wyczekiwał rozkazów swego mistrza. Wręczył mu mieszek ze złotem i wskazał mężczyzne siedzącego na widowni i przyjmującego zakłady. Vilow rozłożył się wygodnie i pomyślal "Zobaczymy jak elfa opuszcza siłą wraz z jego własną krwią lub też powiększymy skarbiec... tutejsze istoty strasznie się cenią..".

Niewinnym gestem przyzwał do siebie sługę, który w oddali wyczekiwał rozkazów swego mistrza. Wręczył mu mieszek ze złotem i wskazał mężczyzne siedzącego na widowni i przyjmującego zakłady. Vilow rozłożył się wygodnie i pomyślal "Zobaczymy jak elfa opuszcza siłą wraz z jego własną krwią lub też powiększymy skarbiec... tutejsze istoty strasznie się cenią..".
Ostatnio zmieniony 28 paź 2009, o 22:23 przez vilow, łącznie zmieniany 1 raz.
-"Nuży mnie to czekanie... " - powiedział do siebie hrabia siedząc przy marmurowym stole w wielkiej jadalni.
-"Gdzie jest Alofas z informacjami... Może Ty kudłaczu wiesz coś na ten temat?" - Lastaad zadał pytanie wielkiemu czarnemu wilkowi leżącemu obok jego nóg. Jego widmowa postać wydawała się tańczyć między światem materialnym a jakimś innym, dużo dziwniejszym. Na głos Pana cielsko bestii zajaśniało błękitem a w ślepiach błysły złośliwe ogniki. Sługa zawył cicho i powrócił do leżenia.
Wtem do sali wszedł Alofas, przechodząc przez zamknięte okute, drewniane skrzydła drzwi. Powolnym krokiem ruszył w stronę Hrabiego.
-"Alofasie widzę że masz dla mnie jakieś ciekawostki których oczekiwałem..." - wampir odebrał od swojego upiora zwinięty pergamin. Wraz z czytaniem jego mina zmieniła się w różne maski emocji, od radości do zażenowania aż do szału.
-"Nie może być!" -huknął Lastaad.
Wilk zerwał się na równe łapy i z najeżonym grzbietem warknął wściekle w pustkę. Alofas stał się tak wyraźny że mogło by się zdawać że jest w pełni materialny. Złowieszcze wycie przemknęło po sali.
-"Alofasie niema czasu. Pod osłoną nocy wyruszysz po dusze tych głupich adeptów mrocznej magii i pozdrowisz ich ode mnie. Mają umierać powoli. Ich ciała mogą szybko, ale dusza ma cierpieć na wieki!! " - jego pięść z hukiem uderzyła w marmurowy blat stołu a cała zastawa podskoczyła nerwowo.
Kielich z winem przewrócił się a stróżki czerwonego napoju kapały na posadzkę. Wycie w komnacie wzmogło się a dziwna łuna spowiła całe pomieszczenie. Opary zaczęły formować postacie, szkielety w zbrojach, archaicznych pancerzach i z dawno zapomnianymi broniami. Ich pół przeźroczyste sylwetki ruszyły za Alofasem z wyciągniętym orężem wychodząc przez zamknięte drzwi.
-"Niech Pan Vilow nie myśli że w pojedynku pomoże mu armia jego nędznych sług... Prawda kudłaczu?"
-"Gdzie jest Alofas z informacjami... Może Ty kudłaczu wiesz coś na ten temat?" - Lastaad zadał pytanie wielkiemu czarnemu wilkowi leżącemu obok jego nóg. Jego widmowa postać wydawała się tańczyć między światem materialnym a jakimś innym, dużo dziwniejszym. Na głos Pana cielsko bestii zajaśniało błękitem a w ślepiach błysły złośliwe ogniki. Sługa zawył cicho i powrócił do leżenia.
Wtem do sali wszedł Alofas, przechodząc przez zamknięte okute, drewniane skrzydła drzwi. Powolnym krokiem ruszył w stronę Hrabiego.
-"Alofasie widzę że masz dla mnie jakieś ciekawostki których oczekiwałem..." - wampir odebrał od swojego upiora zwinięty pergamin. Wraz z czytaniem jego mina zmieniła się w różne maski emocji, od radości do zażenowania aż do szału.
-"Nie może być!" -huknął Lastaad.
Wilk zerwał się na równe łapy i z najeżonym grzbietem warknął wściekle w pustkę. Alofas stał się tak wyraźny że mogło by się zdawać że jest w pełni materialny. Złowieszcze wycie przemknęło po sali.
-"Alofasie niema czasu. Pod osłoną nocy wyruszysz po dusze tych głupich adeptów mrocznej magii i pozdrowisz ich ode mnie. Mają umierać powoli. Ich ciała mogą szybko, ale dusza ma cierpieć na wieki!! " - jego pięść z hukiem uderzyła w marmurowy blat stołu a cała zastawa podskoczyła nerwowo.
Kielich z winem przewrócił się a stróżki czerwonego napoju kapały na posadzkę. Wycie w komnacie wzmogło się a dziwna łuna spowiła całe pomieszczenie. Opary zaczęły formować postacie, szkielety w zbrojach, archaicznych pancerzach i z dawno zapomnianymi broniami. Ich pół przeźroczyste sylwetki ruszyły za Alofasem z wyciągniętym orężem wychodząc przez zamknięte drzwi.
-"Niech Pan Vilow nie myśli że w pojedynku pomoże mu armia jego nędznych sług... Prawda kudłaczu?"
W takim razie mój mistrz miecza powróci w następnej arenie. Nie spodziewałem się jednak że dziadek tak szybko pokona mojego kapitana
.

matilizaki napisał:
Na brete
wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu
- Master of reality
- Oszukista
- Posty: 833
- Lokalizacja: Warszawa
Alhefrnowi podobał się ten człowiek, wykończył przeciwnika bez upuszczania kropli krwi, a w jego ruchach można było dostrzec rozwagę i doświadczenie. Takie walki to czysta przyjemność dla oka estety jakim był elf
"szkoda tylko że używa tak prymitywnej broni, chciałbym wykuć dla niego lepszy oręż i obejrzeć go w akcji. Ale na pewno ma przy sobie coś magicznego: amulet albo talizman, takie rzeczy nie umkną oku wprawnego obserwatora" pomyślał nieskromnie kapłan Vaula.
"szkoda tylko że używa tak prymitywnej broni, chciałbym wykuć dla niego lepszy oręż i obejrzeć go w akcji. Ale na pewno ma przy sobie coś magicznego: amulet albo talizman, takie rzeczy nie umkną oku wprawnego obserwatora" pomyślał nieskromnie kapłan Vaula.
Shadow Warrior, dopadnę Cie choćbym miał występować w setnej arenie tą sama postacią wymyślając setkę sposobów dzięki którym uniknąłem całkowitego zniszczenia 

Quin'thalan vs Ghargul Czarna Pierś Black
Słońce wstawało nad piracką wyspą ale jej mieszkańcy już nie spali, gdyż spora większość była już od dawna na nogach i zajmowała miejsca na arenie gdzie zaraz miała odbyć się kolejna walka. W porannym pojedynku zmierzyć mięli się Potężny Ork i dzienly Wysoki elf.
Ghargul Czarna Pierś wkroczył złowieszczo na arenę złowrogo łupiąc na wszystkich. Za nim szedł dumnie Quin'thalan. Obaj wojownicy stanęli na przeciw siebie wpatrując się w swoje oblicza.
Gdy padł sygnał rozpoczynający starcie dało się słyszeć głośne WAAAAG i Czarny Ork z niebywałą prędkością ruszył na Elfa. Quin'thalan był całkowicie zaskoczony prędkością z jaką poruszał się Ork, ledwo udało mu się zbić pierwsze wyprowadzone z niesamowitą prędkością uderzenia. Sam ciął swym toporem, lecz Ork był zbyt szybki i zdołał odskoczyć z miejsca gdzie świsnęło ostrze. Ghargul ruszył do kolejnego ataku i znów uderzył z niesamowitą prędkością. Jednak Quin'thalan był jej świadom gdyż przyjął odpowiednia postawę defensywną i sparował ciosy Orka. Czarny Ork nie ustępował uchylił się prze ciosami topora i uderzył po raz kolejny, jego ruchy ojkazał się tym razem zbyt szybkie dla Elfa bowiem otrzymał ranę w bark. Quin'thalan wzdrygnął się z bólu i zaczął się cofać Ghargul atakował wściekle, odbił ostrze topora i trafił po raz kolejny, lecz tym razem ilmitarowy pancerz wytrzymał. Ork jednak atakował dalej, a Quin'thalan znalazł się w głębokiej defensywie i znów okazał się byt wolny, bowiem Ork zszedł z linii jego cięcia i zadał swoje w korpus, a Elf nie zdążył go sparować, krew spłynęła po ilmitarowym pancerzu. Quin'thalan wiedział, że nie jest dobrze nie zamierzał się jednak poddać, wypił miksturkę zdrowia i od razu poczuł się lepiej. W porę bo Ork znów zaczął uderzać, Quin'thalan sparował ty razem jego szybkie ciosy, skrócił dystans i uderzył. Ghargul był zbyt blisko by odskoczyć, lecz sparował uderzenie okaz łon się ono jednak potwornie silne co zaskoczyło samego orka i wybiło go z równowagi. Elf wykorzystał to i uderzył Ghargul znalazł się w niebezpiecznej sytuacji, która normalnie zakończyła by się jego śmiercią, ale wybawieniem okazały się buty, no prawie, bo choć Ork uniknął rozpłatania, to elfie ostrze zawadziło go w ramię i tym razem to orcza krew skropiła piasek areny. Ghargul zwiększył dystans i ruszył do kolejnego ataku zasypując Elfa gradem ciosów i unikając jego kontr. W pewnej chwili ork wyminął ostrze elfa i zadał mu kolejną ranę, lecz tym razem prędkość butów okazał się niewystarczająca, bowiem sam został trafiony w bok końcówką elfiego topora. Pomimo ran Ghargul znów uderzył, lecz Quin'thalan sparował jego cios i zadał swoje mordercze cięcie toporem Ork odskoczył jednak na bezpieczną odległość. Obaj byli ranni i zmęczeni, lecz żaden nie myślał o poddaniu się. Quin'thalan jednak cofnął się zwiększając jeszcze dystans co Ork zinterpretował jako oznakę słabości i ruszył do swojej kolejnej szarży. Elf tylko na to czekał, przygotował się i w odpowiednim momencie zakręcił swym toporem w celu zadania potężnego ciosu, Ork już przygotowywał się do sparowania, lecz Elf zmienił w ostatniej chwili kąt ciecia. Ghargul próbował uskoczyć lecz ego prędkość okazał się jego przekleństwem, był już zbyt blisko Elfa. Ostrze topora wiedzione silnym ramieniem Quin'thalana weszło w zbroję jak w masło i wrąbało się w ciało Orka po sam kręgosłup, piasek areny zalała Orcza posoka. Elf wyszarpal topór ze ścierwa, walka solidnie dała mu się w kość, teraz musi znaleźć ukojenie w ramionach swojej pani.
Słońce wstawało nad piracką wyspą ale jej mieszkańcy już nie spali, gdyż spora większość była już od dawna na nogach i zajmowała miejsca na arenie gdzie zaraz miała odbyć się kolejna walka. W porannym pojedynku zmierzyć mięli się Potężny Ork i dzienly Wysoki elf.
Ghargul Czarna Pierś wkroczył złowieszczo na arenę złowrogo łupiąc na wszystkich. Za nim szedł dumnie Quin'thalan. Obaj wojownicy stanęli na przeciw siebie wpatrując się w swoje oblicza.
Gdy padł sygnał rozpoczynający starcie dało się słyszeć głośne WAAAAG i Czarny Ork z niebywałą prędkością ruszył na Elfa. Quin'thalan był całkowicie zaskoczony prędkością z jaką poruszał się Ork, ledwo udało mu się zbić pierwsze wyprowadzone z niesamowitą prędkością uderzenia. Sam ciął swym toporem, lecz Ork był zbyt szybki i zdołał odskoczyć z miejsca gdzie świsnęło ostrze. Ghargul ruszył do kolejnego ataku i znów uderzył z niesamowitą prędkością. Jednak Quin'thalan był jej świadom gdyż przyjął odpowiednia postawę defensywną i sparował ciosy Orka. Czarny Ork nie ustępował uchylił się prze ciosami topora i uderzył po raz kolejny, jego ruchy ojkazał się tym razem zbyt szybkie dla Elfa bowiem otrzymał ranę w bark. Quin'thalan wzdrygnął się z bólu i zaczął się cofać Ghargul atakował wściekle, odbił ostrze topora i trafił po raz kolejny, lecz tym razem ilmitarowy pancerz wytrzymał. Ork jednak atakował dalej, a Quin'thalan znalazł się w głębokiej defensywie i znów okazał się byt wolny, bowiem Ork zszedł z linii jego cięcia i zadał swoje w korpus, a Elf nie zdążył go sparować, krew spłynęła po ilmitarowym pancerzu. Quin'thalan wiedział, że nie jest dobrze nie zamierzał się jednak poddać, wypił miksturkę zdrowia i od razu poczuł się lepiej. W porę bo Ork znów zaczął uderzać, Quin'thalan sparował ty razem jego szybkie ciosy, skrócił dystans i uderzył. Ghargul był zbyt blisko by odskoczyć, lecz sparował uderzenie okaz łon się ono jednak potwornie silne co zaskoczyło samego orka i wybiło go z równowagi. Elf wykorzystał to i uderzył Ghargul znalazł się w niebezpiecznej sytuacji, która normalnie zakończyła by się jego śmiercią, ale wybawieniem okazały się buty, no prawie, bo choć Ork uniknął rozpłatania, to elfie ostrze zawadziło go w ramię i tym razem to orcza krew skropiła piasek areny. Ghargul zwiększył dystans i ruszył do kolejnego ataku zasypując Elfa gradem ciosów i unikając jego kontr. W pewnej chwili ork wyminął ostrze elfa i zadał mu kolejną ranę, lecz tym razem prędkość butów okazał się niewystarczająca, bowiem sam został trafiony w bok końcówką elfiego topora. Pomimo ran Ghargul znów uderzył, lecz Quin'thalan sparował jego cios i zadał swoje mordercze cięcie toporem Ork odskoczył jednak na bezpieczną odległość. Obaj byli ranni i zmęczeni, lecz żaden nie myślał o poddaniu się. Quin'thalan jednak cofnął się zwiększając jeszcze dystans co Ork zinterpretował jako oznakę słabości i ruszył do swojej kolejnej szarży. Elf tylko na to czekał, przygotował się i w odpowiednim momencie zakręcił swym toporem w celu zadania potężnego ciosu, Ork już przygotowywał się do sparowania, lecz Elf zmienił w ostatniej chwili kąt ciecia. Ghargul próbował uskoczyć lecz ego prędkość okazał się jego przekleństwem, był już zbyt blisko Elfa. Ostrze topora wiedzione silnym ramieniem Quin'thalana weszło w zbroję jak w masło i wrąbało się w ciało Orka po sam kręgosłup, piasek areny zalała Orcza posoka. Elf wyszarpal topór ze ścierwa, walka solidnie dała mu się w kość, teraz musi znaleźć ukojenie w ramionach swojej pani.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Dak Kon zszedł z areny spokojnie. Stwierdził że nie wyszedł z wprawy prawie w ogóle a rana na ramieniu to drobna niedogodność która się zagoi niedługo. Właśnie zadziwił wszystkich od Czarnej Owcy który nieomal się nie zakrztusił winem na widok jego walki.
Później pirat chciał odwołać jego uczestnictwo z areny ale nie mógł już wybrać innego zawodnika. Sam rozkaz królowej piratów powstrzymał go od dalszych działań i po raz pierwszy od wielu lat ciężar odpowiedzialności spadł ponownie na ramiona Kitajczyka. Dak'Kon nie obawiał się jej. W jego rękach był los całego poselstwa. Nie zamierzał zawieść. Musiał być wytrwały i przez wytrwałość wzrastać w siłę.
Później pirat chciał odwołać jego uczestnictwo z areny ale nie mógł już wybrać innego zawodnika. Sam rozkaz królowej piratów powstrzymał go od dalszych działań i po raz pierwszy od wielu lat ciężar odpowiedzialności spadł ponownie na ramiona Kitajczyka. Dak'Kon nie obawiał się jej. W jego rękach był los całego poselstwa. Nie zamierzał zawieść. Musiał być wytrwały i przez wytrwałość wzrastać w siłę.