Arena of Death 19: Sylvania
Re: Arena of Death 19: Sylvania
Może jednak nie przybyłem na tę arenę na marnę... większość uczestników to wyznawcy chaosu. Z mocą Sigmara pozbawię ich życia. Pierwszy na liście będzie ten mały brodacz. Już nie mogę się doczekać
matilizaki napisał:
Na brete
wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu
"Nic ciekawego..." Mallus stojący zaraz przy wejściu obrócił się zanim Ogr skonczył walke.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Wyjaśniając:
Tylko zawodnicy mają zakaz walczyć poza areną. Przypadek wyjątkowy był chyba tylko raz który traktowany był jako pojedynek. Zakaz nie dotyczl nieuważnej widowni która powinna liczyć się z tym że nie zapewni sie im bezpieczeństwa jesli sami pchają się w gębę demona obok którego usiedli sobie. Czarodziej władca areny nie dba specjalnie o bezpieczenstwo widowni. Wprowadził jako taki porządek by trzymało się wszystko kupy. Pojedyncze morderstwa ujdą zresztą sama widownia jest na tyle zdemoralizowana i rządna krwi że to dla nich mała odmiana a pan x z widowni przyklaśnie ciekawej bójce no chyba że sam właśnie obrywa co z kolei interesuje pana y. Oczywiście jeśli ktoś wpadnie na pomysł by masową hekatombę przeprowadzić to zostanie prewencyjnie umieszczony w celi izolatce jak pewni zawodnicy których truno kontrolować.(kiedyś Axelheart wampir Strigoi czy ostatnio pewien Wargor). Occ robi dobrą robotę wczuwając sie i tak trzymać.
Tylko zawodnicy mają zakaz walczyć poza areną. Przypadek wyjątkowy był chyba tylko raz który traktowany był jako pojedynek. Zakaz nie dotyczl nieuważnej widowni która powinna liczyć się z tym że nie zapewni sie im bezpieczeństwa jesli sami pchają się w gębę demona obok którego usiedli sobie. Czarodziej władca areny nie dba specjalnie o bezpieczenstwo widowni. Wprowadził jako taki porządek by trzymało się wszystko kupy. Pojedyncze morderstwa ujdą zresztą sama widownia jest na tyle zdemoralizowana i rządna krwi że to dla nich mała odmiana a pan x z widowni przyklaśnie ciekawej bójce no chyba że sam właśnie obrywa co z kolei interesuje pana y. Oczywiście jeśli ktoś wpadnie na pomysł by masową hekatombę przeprowadzić to zostanie prewencyjnie umieszczony w celi izolatce jak pewni zawodnicy których truno kontrolować.(kiedyś Axelheart wampir Strigoi czy ostatnio pewien Wargor). Occ robi dobrą robotę wczuwając sie i tak trzymać.
A krasnoludzkie wysiłki są absolutnie nie zauważane! Hmpf! Tak to jest że nikt nie docenia porządnej krasnoludzkiej roboty póki jej nie zabraknie, młokosy!
Jestem tak oburzony że wypije naparu z niziołczego syna do dna a wtedy... zrobię się nie miły! I nawet mój demoniczny przyjaciel przypomni Sobie czemu warto trzymać z dziećmi Hashut`a a nie być przeciwko nim. HA! - I jak powiedział tak zrobił, ale najpierw!... Znajdzie Sobie kolejną dziewkę do zaliczenia! 


Paskudny uśmiech power gamera
Minął dzień...
Gragag nawet nie zauważył, że wrócił do miasta przy zamku. Przez całą noc ganiał owcę na górskich błoniach. Skubane zwierzaki były szybkie, ale Gragag i tak je wszystkie wyłapał.
Cały pokryty posoką i owczą wełną, zadowolony z siebie ork przemierzał puste uliczki miasta. W niektórych domach paliły się jeszcze świece, ale to z ostatniego budynku przy głównej ulicy dochodził gwar, szum i tłuczenie szkła...
Tłuczenie szkła...
Nagle przez jedno z okien karczmy wyleciała mała, włochata postać. Wpadła prosto w kałużę błota przed karczmą, a zaraz za nią para drewnianych krzeseł. Krasnolud chaosu, bo tym właśnie była ta owa postać, wstał i przeklął głośno, szykując się do wparowania do przybytku i porządne wlanie temu, kto śmiał rzucić krasnoludem przez okno. Nie zauważył, że z końca uliczki przygląda mu się nie kto inny, jak Gragag - jego nemezis.
Niepomny na wykrzykiwanie "Waaagh", Gragag zaczął pędzić przed siebie by rzucić się na krasnoluda. Nienawidził tych małych konusów, jeszcze bardziej niż czegokolwiek innego, a widok rozlatujących się szczątków Baekerth'a, będzie na pewno zabawny...
------------------------------------------
Trzy gobliny, które wcześniej planowały stłuc Gragag'a starą, zardzewiałą patelnią, widziały jak ich szefa wraca, widziały go całego we krwi i wełnie:
- Szefa się bawić cała noc - powiedział Bigaz
- Teraz my się zabawić z szefa - odpowiedział przewodzący bandzie Ugstragaz
W tym właśnie momencie, gobliny zauważył jak Gragag zaczął pędzić przed siebie...
------------------------------------------
Gragag biegł, pędził jak najszybciej się dało. Postać krasnoluda nieubłaganie się zbliżała, a ork już zaczął wznosić swe Choppy nad głowę. Wtem jednak coś małego i zielonego wpadło mu pod nogi. Gragag zrobił piękny fikołek i swą zakazaną mordą wylądował w bajorze błota.
Gobliński fortel się powiódł, ale nie do końca. Jeszcze bardziej wzmagając swą furię i ślizgając się błocie Gragag powstał. Wciąż widział krasnoluda i wciąż miał szansę go złapać. Ponownie zaczął swój szaleńczy pęd.
Będąc już w połowie drogi, Gragag za późno zauważył, że z bocznej uliczki wychodzi coś jeszcze większego niż on sam. Nie mogąc wyhamować na śliskiej drodze, ork całym swym pędem wbił się w zwały tłuszczu, jakie budowały masywne ciało ogra:
- Hęęę - to była jedyna reakcja Ни-колай Ва-лу-ев, który rozejrzał się tępo wokół siebie i ruszył w stronę karczmy, z Gragag'iem wbitym w jego dolne partie pleców.
Przed samymi drzwiami, Gragag odpadł od pleców ogra, po raz kolejny lądując w błocie. To nie był dobry dzień orka...
Gragag nawet nie zauważył, że wrócił do miasta przy zamku. Przez całą noc ganiał owcę na górskich błoniach. Skubane zwierzaki były szybkie, ale Gragag i tak je wszystkie wyłapał.
Cały pokryty posoką i owczą wełną, zadowolony z siebie ork przemierzał puste uliczki miasta. W niektórych domach paliły się jeszcze świece, ale to z ostatniego budynku przy głównej ulicy dochodził gwar, szum i tłuczenie szkła...
Tłuczenie szkła...
Nagle przez jedno z okien karczmy wyleciała mała, włochata postać. Wpadła prosto w kałużę błota przed karczmą, a zaraz za nią para drewnianych krzeseł. Krasnolud chaosu, bo tym właśnie była ta owa postać, wstał i przeklął głośno, szykując się do wparowania do przybytku i porządne wlanie temu, kto śmiał rzucić krasnoludem przez okno. Nie zauważył, że z końca uliczki przygląda mu się nie kto inny, jak Gragag - jego nemezis.
Niepomny na wykrzykiwanie "Waaagh", Gragag zaczął pędzić przed siebie by rzucić się na krasnoluda. Nienawidził tych małych konusów, jeszcze bardziej niż czegokolwiek innego, a widok rozlatujących się szczątków Baekerth'a, będzie na pewno zabawny...
------------------------------------------
Trzy gobliny, które wcześniej planowały stłuc Gragag'a starą, zardzewiałą patelnią, widziały jak ich szefa wraca, widziały go całego we krwi i wełnie:
- Szefa się bawić cała noc - powiedział Bigaz
- Teraz my się zabawić z szefa - odpowiedział przewodzący bandzie Ugstragaz
W tym właśnie momencie, gobliny zauważył jak Gragag zaczął pędzić przed siebie...
------------------------------------------
Gragag biegł, pędził jak najszybciej się dało. Postać krasnoluda nieubłaganie się zbliżała, a ork już zaczął wznosić swe Choppy nad głowę. Wtem jednak coś małego i zielonego wpadło mu pod nogi. Gragag zrobił piękny fikołek i swą zakazaną mordą wylądował w bajorze błota.
Gobliński fortel się powiódł, ale nie do końca. Jeszcze bardziej wzmagając swą furię i ślizgając się błocie Gragag powstał. Wciąż widział krasnoluda i wciąż miał szansę go złapać. Ponownie zaczął swój szaleńczy pęd.
Będąc już w połowie drogi, Gragag za późno zauważył, że z bocznej uliczki wychodzi coś jeszcze większego niż on sam. Nie mogąc wyhamować na śliskiej drodze, ork całym swym pędem wbił się w zwały tłuszczu, jakie budowały masywne ciało ogra:
- Hęęę - to była jedyna reakcja Ни-колай Ва-лу-ев, który rozejrzał się tępo wokół siebie i ruszył w stronę karczmy, z Gragag'iem wbitym w jego dolne partie pleców.
Przed samymi drzwiami, Gragag odpadł od pleców ogra, po raz kolejny lądując w błocie. To nie był dobry dzień orka...
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."
Szarwej przełknął ślinę. Dowiedział się że jego przeciwnikiem będzie jeden z owianych złą sławą zabójców. Kiedy jeszcze żył normalnie rzadko spotykałsię z tak "egzotycznymi" przeciwnikami, a co dopiero w pojedynku.
Cóż się dzieje śmiertelniku? Czyżbyś bał się tej walki? Nie zapominaj że twa dusza i tak jest moja, więc nie ma się czego bać. W końcu i tak wiesz co Cię czeka.
Po tych słowach nastąpił złowieszczy i możliwy jedynie dla demona śmiech. Nawet po paru minutach nadal dzwonił Szarwejowi w głowie.
Przecież lubił swoją duszę. Jeśli chce przeżyć chyba będzie musiał podczas walki zaufać demonowi. Jeśli coś takiego jest w ogóle możliwe
Chyba jednak nie.
Zreszta... i tak nie było dla niego odwrotu.
Cóż się dzieje śmiertelniku? Czyżbyś bał się tej walki? Nie zapominaj że twa dusza i tak jest moja, więc nie ma się czego bać. W końcu i tak wiesz co Cię czeka.
Po tych słowach nastąpił złowieszczy i możliwy jedynie dla demona śmiech. Nawet po paru minutach nadal dzwonił Szarwejowi w głowie.
Przecież lubił swoją duszę. Jeśli chce przeżyć chyba będzie musiał podczas walki zaufać demonowi. Jeśli coś takiego jest w ogóle możliwe
Chyba jednak nie.
Zreszta... i tak nie było dla niego odwrotu.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
-Czego znowu chcesz Demonie!- krzyknął w bezsilnej wściekłości Szarwej miotając się po swej komnacie. Nie dość ci było wczorajszych nieszczęśników w zauku , okaleczonych i żebrających o łaskę?
Głos w jego głowie odezwał się rozbawiony.
-NIE NIGDY NIE DOŚĆ ROZLEWU KRWI! A CO TAMTYCH TO WYSWIADCZYLES IM TYLKO PRZYSLUGĘ I TAK BY UMARLI ZA ROK DWA PIĘĆ. ŻADNA RÓŻNICA! A CO DO ROZLEWU KRWI TO PRZECIERZ TO LUBISZ. CZUŁEM PRZYJEMNOŚĆ GDY TO ROBILEŚ. PAN WOJNY PATRZY NA CIEBIE PRZYCHYLNYM OKIEM. SLUZ WIERNIE A WSZYSCY NA TYM SKORZYSTAMY.
-Nigdy demonie!- zawył Szarwej.Pierwej zginę niż oddam się temu co proponujnesz.\
-JESLI TAK BĘĘDZIE TRZEBA! OBOJĘTNE MI CZYJA KREW SIE LEJE! TOBIE JUŻ CHYBA MNIEJ!
Na to nie znalazł odpowiedzi już Szarwej. Do drzwi zapukał jegomość w czerni oznajmując mu że zbliża się jego kolej walki na arenie. Zupełnie nie miał ochoty tam iść ale w głębi duszy tęsknił znów by czuć jak jego ostrze grzęźnie w miękkim ciele. Sam nie chciał się do tego przyznać nawet przed sobą.
-JESZCZE JEDNO MÓJ SŁABEUSZOWATY SŁUGO! STARAJ NIE CZERPAĆ AŻ TAKIEJ PRZYJEMNOŚCI Z TEGO WSZAKŻE JESTEŚ MÓJ A NIE TYCH DEKADENCKICH CIOT OD SLANESHA! NIE CHCIAŁBYM BYŚ ODCZUŁ JAKĄŚ POKUSĘ GDYBY NAPRZYKŁAD JAKIS TAMTEN CI SZEPTAŁ SŁÓWKA! JESTEM NAPEWNO ZNACZNIE LEPSYM PANEM!-potem głos umilkł i Szaeewej został całkeim sam ze swoimi przemyśleniami.
Czarny Sokół zapinał swą szatę skrytobójcy wiążąc rzemyki by ta opinała ciasno jego ciało i nie zawadzała w walce. Swąąbroń schował pod nią jednak w miejscu które pozwalały ją natychmiast dobyć. Uśmiechnął się z politowaniem. W zasadzie ta arena była dla niego i tak nędznym sprawdzianem umiejętności. Nie sądził że byłłtu ktoś kto wytrzyma z nim dłużej niż parę minut w najlepszym razie. Skrytobójca dobrze został wyszkolony ale brakowało mu pewnego doświadczenia które tutaj nabędzie. Zabił parę celów ze swoich kontraktów ale czas było na coś więcej. Mimo że skrytobójcy cenili sobie tajemnicę i cichość oraz brak rozgłosu to jednak Czarny Sokół pragnął chwały. A to miejsce było najlepszym sposobem jej zdobycia. Po to udał się właśnie na tą wyprawęędo starego świata pełnego nędzników z rasy ludzi.
Gdy obaj wyszli na arenę, każdy był na swój sposób gotowy. Czarny sokół na pozór ludzno stał będąc w każdej chwili w rzeczywistości gotowy do odskoku lub ataku na przeciwnika. Szarwej przełknął ślinę. W głowie odezwał się mu głos?
-I CO SŁABEUSZU? A MOŻE MAZ OCHOTĘ SIĘ WYCOFAĆ?
Szarwej miał ale nic nie powiedział. Z drugiej strony obecność demona sprawiała że jakaś część jego chciałaby już zacząć zabijać.
-Zamilcz demonie i daj mi się skupić-rzekł w duchu
-AH TEN DUCH TO LUBIĘ. ZOBACZYMY Z CZEGO JESTEŚ TERAZ. IDZ I ZABIJ GO!
Szarwej zaczął odczuwać pierwsze symptomy bitewnej gorączki spowodowanej przez swego oprawcę. Czarny sokół widział że z jego przeciwnikiem jesrt coś nie tak. Wydawał się oderwany nieco od świata. Stwierdził że to będzie łatwizna. Gong uderzył.
Szarwej uniósł swój bastard za głowę i skoczył z wrzaskiem na zabójcę. Czarny sokół stał spokojnie do ostatniego momenty. Gdy Szarwej miał już spuścić swój bastard zabójca uderzył. Miecz i sztylet błysnęły dobyte natychmiast spod poły płaszcza lecz zgrzytnęły na zbroi Szarweja nie czuniąc mu szkody. Wtedy ramieniem odepchnął go w tył Szarwej i mając go jak na widelcu ciął. Prowadzony ręką demona miecz podążył bezbłędnie a elf nie zdołał się uchylić. Ostrze przcięło mu szatę raniąc brzuch i bok a piach areny pod nim splamił się krwią. W głowie Szarweja zawył radośnie demon. KRWIIIIIII! ZABIJ GO! CHCESZ TEGO! Zmysły kapitana były nieco przytłumione ale sam wiedział że idea zakończenia życia elfa nie wydałą mu się jakoś wstrętna. Ciął z góry chcąc zabić go na miejscu, ale Sokół wziął się w garść i zwinnie mimo rany wykonał unik. Następnie wbił sztylet pod szczelinęęzbroi po raz pierwszy raniąc Szarweja.Kapitan wyrwał się tnąc bastardem znad ramienia znowu. Elf po raz kolejny uchylił się i przechodząc obrotem za plecy przeciwnika ciął mieczem po udzie gdzie nie sięgała płyta. Szarwej zawył. Demon przejmując chwilową kontrolę nad czlowiekiem naprowadził jego miecz na włąściwy tor. Szarwej odzyskał kontrolę na czas by nadać mieczowi impet. Ciął z obrotu. Ostrze dosięgło ciemno ubranego skrytobójcę. Czarny sokół nie mógł nic zrobić. Stal wbiła się mu głęboko w bok a posoka chlusnęła obryzgując twarz Szarweja. Elf opadłłna kolana a potem zwalił się na piach martwy. HA! HA HA! - grzmiał rechot w głowie szarweja. - IMPONUJĄCE ŚMIERTELNIKU! MOŻE JEDNAK COŚ Z CIEBIE BĘDZIE! TAK TRZYMAĆ!
Szarwejowi zrobiło się niedobrze ale uczucie natychmiast minęło. W zamian sam nie wiedizał dlaczego na jego ustach zagościł uśmiech. Czuł się nawet błogo z powodu tego co zrobił i wcale mu się to uczucie nie podobało. Trybuny oklaskiwały go w chwili triumfu. SZARWEJ! SZARWEJ! grzmiała publika na cześć zwycięzcy.
Głos w jego głowie odezwał się rozbawiony.
-NIE NIGDY NIE DOŚĆ ROZLEWU KRWI! A CO TAMTYCH TO WYSWIADCZYLES IM TYLKO PRZYSLUGĘ I TAK BY UMARLI ZA ROK DWA PIĘĆ. ŻADNA RÓŻNICA! A CO DO ROZLEWU KRWI TO PRZECIERZ TO LUBISZ. CZUŁEM PRZYJEMNOŚĆ GDY TO ROBILEŚ. PAN WOJNY PATRZY NA CIEBIE PRZYCHYLNYM OKIEM. SLUZ WIERNIE A WSZYSCY NA TYM SKORZYSTAMY.
-Nigdy demonie!- zawył Szarwej.Pierwej zginę niż oddam się temu co proponujnesz.\
-JESLI TAK BĘĘDZIE TRZEBA! OBOJĘTNE MI CZYJA KREW SIE LEJE! TOBIE JUŻ CHYBA MNIEJ!
Na to nie znalazł odpowiedzi już Szarwej. Do drzwi zapukał jegomość w czerni oznajmując mu że zbliża się jego kolej walki na arenie. Zupełnie nie miał ochoty tam iść ale w głębi duszy tęsknił znów by czuć jak jego ostrze grzęźnie w miękkim ciele. Sam nie chciał się do tego przyznać nawet przed sobą.
-JESZCZE JEDNO MÓJ SŁABEUSZOWATY SŁUGO! STARAJ NIE CZERPAĆ AŻ TAKIEJ PRZYJEMNOŚCI Z TEGO WSZAKŻE JESTEŚ MÓJ A NIE TYCH DEKADENCKICH CIOT OD SLANESHA! NIE CHCIAŁBYM BYŚ ODCZUŁ JAKĄŚ POKUSĘ GDYBY NAPRZYKŁAD JAKIS TAMTEN CI SZEPTAŁ SŁÓWKA! JESTEM NAPEWNO ZNACZNIE LEPSYM PANEM!-potem głos umilkł i Szaeewej został całkeim sam ze swoimi przemyśleniami.
Czarny Sokół zapinał swą szatę skrytobójcy wiążąc rzemyki by ta opinała ciasno jego ciało i nie zawadzała w walce. Swąąbroń schował pod nią jednak w miejscu które pozwalały ją natychmiast dobyć. Uśmiechnął się z politowaniem. W zasadzie ta arena była dla niego i tak nędznym sprawdzianem umiejętności. Nie sądził że byłłtu ktoś kto wytrzyma z nim dłużej niż parę minut w najlepszym razie. Skrytobójca dobrze został wyszkolony ale brakowało mu pewnego doświadczenia które tutaj nabędzie. Zabił parę celów ze swoich kontraktów ale czas było na coś więcej. Mimo że skrytobójcy cenili sobie tajemnicę i cichość oraz brak rozgłosu to jednak Czarny Sokół pragnął chwały. A to miejsce było najlepszym sposobem jej zdobycia. Po to udał się właśnie na tą wyprawęędo starego świata pełnego nędzników z rasy ludzi.
Gdy obaj wyszli na arenę, każdy był na swój sposób gotowy. Czarny sokół na pozór ludzno stał będąc w każdej chwili w rzeczywistości gotowy do odskoku lub ataku na przeciwnika. Szarwej przełknął ślinę. W głowie odezwał się mu głos?
-I CO SŁABEUSZU? A MOŻE MAZ OCHOTĘ SIĘ WYCOFAĆ?
Szarwej miał ale nic nie powiedział. Z drugiej strony obecność demona sprawiała że jakaś część jego chciałaby już zacząć zabijać.
-Zamilcz demonie i daj mi się skupić-rzekł w duchu
-AH TEN DUCH TO LUBIĘ. ZOBACZYMY Z CZEGO JESTEŚ TERAZ. IDZ I ZABIJ GO!
Szarwej zaczął odczuwać pierwsze symptomy bitewnej gorączki spowodowanej przez swego oprawcę. Czarny sokół widział że z jego przeciwnikiem jesrt coś nie tak. Wydawał się oderwany nieco od świata. Stwierdził że to będzie łatwizna. Gong uderzył.
Szarwej uniósł swój bastard za głowę i skoczył z wrzaskiem na zabójcę. Czarny sokół stał spokojnie do ostatniego momenty. Gdy Szarwej miał już spuścić swój bastard zabójca uderzył. Miecz i sztylet błysnęły dobyte natychmiast spod poły płaszcza lecz zgrzytnęły na zbroi Szarweja nie czuniąc mu szkody. Wtedy ramieniem odepchnął go w tył Szarwej i mając go jak na widelcu ciął. Prowadzony ręką demona miecz podążył bezbłędnie a elf nie zdołał się uchylić. Ostrze przcięło mu szatę raniąc brzuch i bok a piach areny pod nim splamił się krwią. W głowie Szarweja zawył radośnie demon. KRWIIIIIII! ZABIJ GO! CHCESZ TEGO! Zmysły kapitana były nieco przytłumione ale sam wiedział że idea zakończenia życia elfa nie wydałą mu się jakoś wstrętna. Ciął z góry chcąc zabić go na miejscu, ale Sokół wziął się w garść i zwinnie mimo rany wykonał unik. Następnie wbił sztylet pod szczelinęęzbroi po raz pierwszy raniąc Szarweja.Kapitan wyrwał się tnąc bastardem znad ramienia znowu. Elf po raz kolejny uchylił się i przechodząc obrotem za plecy przeciwnika ciął mieczem po udzie gdzie nie sięgała płyta. Szarwej zawył. Demon przejmując chwilową kontrolę nad czlowiekiem naprowadził jego miecz na włąściwy tor. Szarwej odzyskał kontrolę na czas by nadać mieczowi impet. Ciął z obrotu. Ostrze dosięgło ciemno ubranego skrytobójcę. Czarny sokół nie mógł nic zrobić. Stal wbiła się mu głęboko w bok a posoka chlusnęła obryzgując twarz Szarweja. Elf opadłłna kolana a potem zwalił się na piach martwy. HA! HA HA! - grzmiał rechot w głowie szarweja. - IMPONUJĄCE ŚMIERTELNIKU! MOŻE JEDNAK COŚ Z CIEBIE BĘDZIE! TAK TRZYMAĆ!
Szarwejowi zrobiło się niedobrze ale uczucie natychmiast minęło. W zamian sam nie wiedizał dlaczego na jego ustach zagościł uśmiech. Czuł się nawet błogo z powodu tego co zrobił i wcale mu się to uczucie nie podobało. Trybuny oklaskiwały go w chwili triumfu. SZARWEJ! SZARWEJ! grzmiała publika na cześć zwycięzcy.
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Liber Antigenesis
Rozdział XI
Demoniczne Opętanie & Mroczne Aspekty i Symptomy Zła
Zatem, Drogi Czytelniku, rozdział ten poświęcony będzie zjawisku powszechnie nazywanym "O-P-Ę-T-A-N-I-E-M". Biesy, nie mogąc manifestować się dobrowolnie w wielu miejscach na świecie, starają się jednak wpływać na zachowanie śmiertelników. Przybierając niematerialną formę, wnikają w ciała dzielnych obywateli Imperium, zmuszając ich do niegodnych zachowań. Szczególnie krwiożercze odchyły wywołanie są przez demoniczne byty służące Panu Krwi, Khornowi. Następuje wzrost agresji, napady szału i mordercze skłonności. Obiekt staje się całkowicie nieprzewidywalny. Na szczęście, świeci Kapłani Sigmara znają wiele specjalnych rytuałów, zwanych potocznie "Egzorcyzmami". Moc ich wiary i potęga Protektora Imperium odeśle biesy w nicość. Cóż zaś z wyzwolonymi? Z ludźmi takimi postępować należy następująco....
Armal'dul ryczał ze śmiechu. Zaiste. Ten człowieczek potrafił walczyć! Demoniczny Herold wiedział zresztą czemu. Czarne niczym najgłębsza otchłań oczy spoglądały na opętanego śmiertelnika. Zatem Rywal! Demon Khorna, najprawdopodobniej Herold! Czerwone pasma Immaterium tworzyły wokół Szarweja szczelną skorupę, pozwalającą opetującemu na sprawowanie kontroli nad poczynaniami swojej ofiary. Armal'dul wstał. Jego postać mogła wydawać się niezwykle kruchą. Szkielet, pokryty naciągniętą skórą, nadawał mu przerażający wyglądać. Podłużny, rogaty czerep uwieńczony był wielkimi, baranimi rogami. Długi, wężowaty język wysunął się w powietrze. Smakował krwi. I rzezi.
Zbliżał się czas kolejnej walki, a On, Nieśmiertelny Egzekutor, karmił się strachem, bólem i szałem walczących. Wszak to one są źródłem ostatecznej mocy Lorda Czaszek.
One są zgubą tego świata!
KREW DLA BOGA KRWI!-ryknął Zguba Dawi.
CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!-dało się słyszeć w Immaterium....
Rozdział XI
Demoniczne Opętanie & Mroczne Aspekty i Symptomy Zła
Zatem, Drogi Czytelniku, rozdział ten poświęcony będzie zjawisku powszechnie nazywanym "O-P-Ę-T-A-N-I-E-M". Biesy, nie mogąc manifestować się dobrowolnie w wielu miejscach na świecie, starają się jednak wpływać na zachowanie śmiertelników. Przybierając niematerialną formę, wnikają w ciała dzielnych obywateli Imperium, zmuszając ich do niegodnych zachowań. Szczególnie krwiożercze odchyły wywołanie są przez demoniczne byty służące Panu Krwi, Khornowi. Następuje wzrost agresji, napady szału i mordercze skłonności. Obiekt staje się całkowicie nieprzewidywalny. Na szczęście, świeci Kapłani Sigmara znają wiele specjalnych rytuałów, zwanych potocznie "Egzorcyzmami". Moc ich wiary i potęga Protektora Imperium odeśle biesy w nicość. Cóż zaś z wyzwolonymi? Z ludźmi takimi postępować należy następująco....
Armal'dul ryczał ze śmiechu. Zaiste. Ten człowieczek potrafił walczyć! Demoniczny Herold wiedział zresztą czemu. Czarne niczym najgłębsza otchłań oczy spoglądały na opętanego śmiertelnika. Zatem Rywal! Demon Khorna, najprawdopodobniej Herold! Czerwone pasma Immaterium tworzyły wokół Szarweja szczelną skorupę, pozwalającą opetującemu na sprawowanie kontroli nad poczynaniami swojej ofiary. Armal'dul wstał. Jego postać mogła wydawać się niezwykle kruchą. Szkielet, pokryty naciągniętą skórą, nadawał mu przerażający wyglądać. Podłużny, rogaty czerep uwieńczony był wielkimi, baranimi rogami. Długi, wężowaty język wysunął się w powietrze. Smakował krwi. I rzezi.
Zbliżał się czas kolejnej walki, a On, Nieśmiertelny Egzekutor, karmił się strachem, bólem i szałem walczących. Wszak to one są źródłem ostatecznej mocy Lorda Czaszek.
One są zgubą tego świata!
KREW DLA BOGA KRWI!-ryknął Zguba Dawi.
CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!-dało się słyszeć w Immaterium....
Tego Chciałeś demonie!? - Szarwej miotał się po komnacie, tym razem z własnej złości, przynajmniej tak myślał, coraz trudniej było mu odróżniać działania demona od własnych.
Nie narzekaj głupcze! Przetrwałeś walkę z jednym z zabójców. Wiesz co to oznacza? Nie jesteś już jakimś rycerzykiem.
Tak kłótnia trwała aż Gorączka przestał odpowiadać na groźby i krzyki swego opętańca. Był wykończony, lecz jak się okazało sen także miał okazać się dla niego męczarnią.
Niosła go ulicami miasta ogromna fala. Ale nie była to zwykła fala. Zalewał go szkarłat krwi. Jego krwi. Porozrywane ciało broczyło a absurdalne ilości posoki niosły go coraz dalej i dalej. Fala pochłaniała kolejnych ludzi, uciekających w panice.
Nagle zobaczył że nie nie tylko on jeden broczy na czele fali. Więc nie był jedyny. Chyba go to nie pocieszyło. Lecz kilka chwil po tym...
Szarwej obudził się z krzykiem. Było nadal ciemno, czuł się cały rozpalony. Nie zdążył nawet zgadnąć:
Na łowy kukło, zgłodniałem.
Nie narzekaj głupcze! Przetrwałeś walkę z jednym z zabójców. Wiesz co to oznacza? Nie jesteś już jakimś rycerzykiem.
Tak kłótnia trwała aż Gorączka przestał odpowiadać na groźby i krzyki swego opętańca. Był wykończony, lecz jak się okazało sen także miał okazać się dla niego męczarnią.
Niosła go ulicami miasta ogromna fala. Ale nie była to zwykła fala. Zalewał go szkarłat krwi. Jego krwi. Porozrywane ciało broczyło a absurdalne ilości posoki niosły go coraz dalej i dalej. Fala pochłaniała kolejnych ludzi, uciekających w panice.
Nagle zobaczył że nie nie tylko on jeden broczy na czele fali. Więc nie był jedyny. Chyba go to nie pocieszyło. Lecz kilka chwil po tym...
Szarwej obudził się z krzykiem. Było nadal ciemno, czuł się cały rozpalony. Nie zdążył nawet zgadnąć:
Na łowy kukło, zgłodniałem.
"Kretyn... wiedziałem ze tak się to skonczy... A on chciał walczyć z demonem ? HA!" Mallus w cynicznym uśmiechu odchodził zaraz po zadaniu ostatniego ciosu. Wyszedł z miasta i usiadł na ściętym pieńku niedaleko znaku wskazującego wejście do maista. Wyciągnął z kieszeni małą fajke w krztałcie smoka, otworzył małe pudełeczko gdzie znajdowały się małe krzemionka które, kiedyś zabrał po śmierci inżynierowi krasnoludów a także tytoń. Nabił fajke i zaczął myśleć... "Teraz moja kolej... tak wiec przyjdzie mi się zmirzyć znow z tym motłochem chaosu... NIENAWIDZE ICH NIENAWIDZĘ! Przeklęty Mag!" Wstchnął ciężko" Trzeba tą walke rozegrać szybko pare celnych ciosów w czułe miejsca powinno załatwić sprawe".
Gdy skonczył palić wstał i wrócił do zamku szykując się na swoją kolej.
Gdy skonczył palić wstał i wrócił do zamku szykując się na swoją kolej.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Wciąż będąc umorusany w błocie, sytuacja w jakiej Gragag się niedawno znalazł, wprowadziła zamęt w jego i tak pozostawiającym wiele do życzenia, umyśle. Zupełnie zapomniał o krasnoludzie chaosu i zdezorientowany, z miną idioty zaczął ruszać zygzakiem w stronę zamku. Jego twarz spotkała się z błotem jeszcze parę razy, za nim w ogóle wyszedł z miasta.
Na samych rogatkach wioski, ciągnąc za sobą swe Choppy po ziemi i w ogóle nie będąc, jak zwykle, przepełniony nieogarniętą furią, Gragag zauważył ciekawą scenkę. Choć w żaden sposób nie odbierał jej, jakimikolwiek ze swych tępych jak blacha zmysłów, nie można odmówić, że to co przed nim się rozgrywało było ciekawe.
Człowiek, klęczący wśród paru trupów, był "wykąpany" w ich krwi, lecz żaden sposób nie dawał znaku, że mu się to nie podoba. Co więcej, śmiał się szaleńczo i starał się coś zrobić z ich głowami...
Po chwili Gragag ruszył wzdłuż ścieżynki, prowadzącej w górę, prosto do zamku. Zajęło mu to całkiem sporo czasu, gdyż wycieczka zawierała nie tylko atrakcje w postaci kamieni i zawalonych drzew, ale także paru, kilkumetrowych rozpadlin, które skutecznie wydłużały trasę jaką ork sobie wyznaczył.
Gdy dotarł do bramy zamku, już świtało. Nikt nie pilnował wejścia. Strażnicy, pewnie wciąż byli pochowani...
Co dziwne, na podwórku przed zamkiem, stała postać co najmniej tak masywna i wielka jak Gragag, a nawet bardziej zielona niż on sam był. Gragag zaczął się drapać jedną z Chopp po głowie...
W tym momencie, postać, która najwyraźniej była czarnym orkiem, odwróciła się i z wyrazem twarzy równie idiotycznym co Gragag, podeszła do niego. Gragag, wciąż patrząc bezmyślnie przed siebie drapał się Choppą po głowie.
Czarny ork podszedł i stanął zaledwie parę centymetrów od dzikiego orka. Podniósł jeden ze swych ciemnozielony paluchów i pacnął nim w nos Gragag'a. To był decydujący moment. Wyraz twarzy obu orków zmienił się momentalnie. Obaj jednocześnie zaczęli wykrzykiwać swe "Waaagh!" próbując się przekrzyczeć, a przy tym soczyście się opluwając. W końcu po paru minutach, gdy z pojedynku okrzyków nie wyszedł żaden zwycięzca, Gragag postanowił zrobić następny krok - przywalił czarnemu orkowi z piąchy prosto w jego szczenę.
I tak przez następne parę godzin orki lały się ze sobą prosto na placu przed zamkiem, używając wszystkiego co mieli pod ręką - czy to był jeden z goblinów, koło od wozu, czy beczka po ogórkach - a to wszystko zdecydowanie ku uciesze gawiedzi, która po paru godzinach, zebrała się naprawdę liczna i zaczęła stawiać swe własne zakłady obstawiając orka zwycięzce, urozmaicając sobie tym samym zwykłą rutynę pojedynków na arenie...
Na samych rogatkach wioski, ciągnąc za sobą swe Choppy po ziemi i w ogóle nie będąc, jak zwykle, przepełniony nieogarniętą furią, Gragag zauważył ciekawą scenkę. Choć w żaden sposób nie odbierał jej, jakimikolwiek ze swych tępych jak blacha zmysłów, nie można odmówić, że to co przed nim się rozgrywało było ciekawe.
Człowiek, klęczący wśród paru trupów, był "wykąpany" w ich krwi, lecz żaden sposób nie dawał znaku, że mu się to nie podoba. Co więcej, śmiał się szaleńczo i starał się coś zrobić z ich głowami...
Po chwili Gragag ruszył wzdłuż ścieżynki, prowadzącej w górę, prosto do zamku. Zajęło mu to całkiem sporo czasu, gdyż wycieczka zawierała nie tylko atrakcje w postaci kamieni i zawalonych drzew, ale także paru, kilkumetrowych rozpadlin, które skutecznie wydłużały trasę jaką ork sobie wyznaczył.
Gdy dotarł do bramy zamku, już świtało. Nikt nie pilnował wejścia. Strażnicy, pewnie wciąż byli pochowani...
Co dziwne, na podwórku przed zamkiem, stała postać co najmniej tak masywna i wielka jak Gragag, a nawet bardziej zielona niż on sam był. Gragag zaczął się drapać jedną z Chopp po głowie...
W tym momencie, postać, która najwyraźniej była czarnym orkiem, odwróciła się i z wyrazem twarzy równie idiotycznym co Gragag, podeszła do niego. Gragag, wciąż patrząc bezmyślnie przed siebie drapał się Choppą po głowie.
Czarny ork podszedł i stanął zaledwie parę centymetrów od dzikiego orka. Podniósł jeden ze swych ciemnozielony paluchów i pacnął nim w nos Gragag'a. To był decydujący moment. Wyraz twarzy obu orków zmienił się momentalnie. Obaj jednocześnie zaczęli wykrzykiwać swe "Waaagh!" próbując się przekrzyczeć, a przy tym soczyście się opluwając. W końcu po paru minutach, gdy z pojedynku okrzyków nie wyszedł żaden zwycięzca, Gragag postanowił zrobić następny krok - przywalił czarnemu orkowi z piąchy prosto w jego szczenę.
I tak przez następne parę godzin orki lały się ze sobą prosto na placu przed zamkiem, używając wszystkiego co mieli pod ręką - czy to był jeden z goblinów, koło od wozu, czy beczka po ogórkach - a to wszystko zdecydowanie ku uciesze gawiedzi, która po paru godzinach, zebrała się naprawdę liczna i zaczęła stawiać swe własne zakłady obstawiając orka zwycięzce, urozmaicając sobie tym samym zwykłą rutynę pojedynków na arenie...
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
walka nr 3
Mallus Darkheart(Dark elf Noble) vs Serena Wspaniała(ExaltedChampion)
Stroniący się od wszystkich Mallus czuł się najlepiej samotnie. Jedyny mroczny elf i do tego niekompetentny głupiec, który chyba uciekł z szkoły skrytobójców jak widać było po jego umiejętnościach zginął. A mroczny elf nie chciał poniżać się pospolitując się z pomniejszymi rasami. Przybył tutaj ale miał wrażenie że marnuje czas. Pocieszeniem byłłfakt że za chwilęęstoczy pojedynek. Stojąc tutaj i czekająć przed bramą póki nadzorca ne da sygnału do wejśćia nudziłłsię. Poprzedni zawodnicy zaraz wyprują z siebie flaki a wtedy on tu wejdzie. Myśli Mallusa powędrowały do Naggaroth. Prawdopodobnie teraz jego brat Hugherti czerwone ostrze zaciera swe nikczemne ręce i buduje swe wpływy pod nieobecność Mallusa. Jeśli zbuduje ich wystarczająco wiele to Mallus będzie miał problemy po powrocie poprzez utratę realnego wpływu na los rodu. Mallus powziął decyzję że musi szybko zakonczyc swój pobyt w starym świecie a zwycięstwo tutaj powinno go przybliżyć do swego celu.
W swej komnacie Serena zwana Wspaniałą uśmiechnęła się do lustra. Przybyłą tutaj nie na darmo wiedząć że zabójstw będzie miała tu pod dostatkiem. Upodobanie w pozbawianiu życia znalazła już dawno i co wtedy odczuwała było zupełnie inne od ekstazy seksualnej a do tego kilka razy lepsze i mocniejsze. Jeszcze bardziej lubiłą gdy krew rozpryskiwałą się na jej twarzy. Miałą wtedy ochotę krzyczeć. Zastanawiała się czy gdzieś tam w niebiosach znajduję się bóg rzezi i walki. Serena nie wiedziała ale jeśli przypadkiem istniał to chciałaby zostać jego wyznawcą i kapłanką. Bo skoro istnieje pani uzdrowień Shaylla miłująca pokój to czemu nie bóstwo odwołujące się do walki i rzezi. Podeszła do łóżka i położyła się na nim by odpocząć przed pojedynkiem. Wkrótce powiadomiono ją o tym ze zaraz będzie jej kolej. Dobrze. Była gotowa.
Gdy wyszli na arenę Mallus zaraz dostrzegł że jego przeciwnik to kobieta. Okiem znawcy ocenił ją jako niewolnicę przyjemności drugiego sortu chociarz niewiele odstającego od pierwszego. Gdyby była Asurką albo Asraiką to wtedy zakwalifikowałby ją oczko wyżej ale kobieta ludzka nie. Mallus westchnął. Dobrą cenę by mogła osiągnąć ale niestety nie był na rajdzie i nie był tu by łapać niewolnikóó. Serena ujrzała jego taksujące spojrzenie. Nie lubiłą gdy ktoś tak na nią patrzył. Gdy tak się działo to najczęściej zabijała.
-Co jest Samcze? Czy twe kaprawe oczka napatrzyły się na mą wspaniałość? Zapewniam zaraz wyrwę ci je i nakarmię się nimi.-rzuciłą obraźliwie Mallusowi.
Szlachcic mrocznych elfów zaskoczony że kobieta śmiała się do niego odezwać odpowiedziałłw jej języku.
-Doprawdy? Zadziorna jesteś jak na potencjalnną niewolnicę. Doskonale. Normalnie lubiłbym takie poskramiać. Szkodas tylko że musisz umrzeć na arenie. Zrobiłbym z ciebie urzytek.
-Nie miałbyś czym chudy elfie. Srenę wspaniałą nie zadowoli byle elf-chuchro ze szczątkowym kutasikiem. Nie takich jak ty miałam a potem zabijałam.
W Mallusie zawrzało bo jak ona smiałą tak mówić do niego. Postanowił dać jej lekcję. Gong uderzył dając mu do tego okazję. Z obydwoma mieczami rzucił się na kobietę. Serena była szybsza niż in i zareagowała szybkim sparowaniem jego broni. i z niezwykłą siłą której mroczny elf nie spodziewał by się po kobiecie. Uderzył od dołu drugim ostrzem lecz i ten natychmiast został odbity. Serena pchnęła cofnęła ramię i pchnęła bronią starając się przebić elfa. Mallus krokiem w bok uniknął bez trudu zagrożenia. Kolanem rąbnął ją w brzuch a ta aż stęknęła odsuwając się do tyłu. Zdążyła jeszcze przejechać rapierem po policzku Mallusa szpecąc mu cerę. Wściekły Elf ruszył ponownie. Serena odbiła cios lecz nawałnica ostrzy Mallusa spychała ją w kierunku ściany i nie pozwalałą na oddanie ciosu. Nie pozwalałą się zranić lecz impasu nie mogła przełamać. Mallus byłłjuż lekko sfrustrowany. Wiedział że wśróó ludzi są nieźli szermierze czasem ale on akurat musiał na jego trafić. Zaczął się bardziej przykłądać stosując zwody i sztuczki wyuczone w akademii wojskowej co dało już efekty gdyż udało mu się w kilku miejsach przeciąć zbroję i naznaczyć krwawą szramą kobietę tu to tam. Serena krwawiła z ran ale zacisnęła zęby nie dając się. Ze wszystkich siłłchciałą nadziać go na swój rapier. Mallus unikał z powodzeniem . Po kolejnym pchnięciu jednak które zepchnął na bok kobieta cięła swą bronią sięgając szyi rysując krwawą linię aż do podbródka. Mallus odwzajemnił się niskim cięciem po brzuchu który sprawiłł że Serena wrzasnęła boleśnie już nie jak maniaczka ale jak krzywdzona dziewczyna. Dla mroczego elfa był to odgłos niczym słodka muzyka. Natychmiast poprawił drugim mieczem przełamując gardę kalecząc Serenę od ramienia do piersi. Serena zagubiłą w tym i zamiast zaatakować cofnęła się. To był jej błąd bo Mallus dopadł ją i wbij po prostu jeden ze swoich mieczy w brzuch przebijając ją na wylot. Konająca Serena oparła się o Mallusa niczym dawno odnaleziona kochanka i niewidzącym wzrokiem patrzyła w niebo. Mallus przkręcił miecz i z jej ust pociekła krew. Zaraz potem skonała. Mroczny elf z zadowoleniem odrzuciłłciało na ziemię i wytarł go o szatę przeciwniczki. Bezczelna kobieta zginęła z jego ręki jak należy. Zasłużyła na śmierć. Od razu poczuł się lepiej.Widownia na jego cześć skandowała imię Mallus! Mallus!
Mallus Darkheart(Dark elf Noble) vs Serena Wspaniała(ExaltedChampion)
Stroniący się od wszystkich Mallus czuł się najlepiej samotnie. Jedyny mroczny elf i do tego niekompetentny głupiec, który chyba uciekł z szkoły skrytobójców jak widać było po jego umiejętnościach zginął. A mroczny elf nie chciał poniżać się pospolitując się z pomniejszymi rasami. Przybył tutaj ale miał wrażenie że marnuje czas. Pocieszeniem byłłfakt że za chwilęęstoczy pojedynek. Stojąc tutaj i czekająć przed bramą póki nadzorca ne da sygnału do wejśćia nudziłłsię. Poprzedni zawodnicy zaraz wyprują z siebie flaki a wtedy on tu wejdzie. Myśli Mallusa powędrowały do Naggaroth. Prawdopodobnie teraz jego brat Hugherti czerwone ostrze zaciera swe nikczemne ręce i buduje swe wpływy pod nieobecność Mallusa. Jeśli zbuduje ich wystarczająco wiele to Mallus będzie miał problemy po powrocie poprzez utratę realnego wpływu na los rodu. Mallus powziął decyzję że musi szybko zakonczyc swój pobyt w starym świecie a zwycięstwo tutaj powinno go przybliżyć do swego celu.
W swej komnacie Serena zwana Wspaniałą uśmiechnęła się do lustra. Przybyłą tutaj nie na darmo wiedząć że zabójstw będzie miała tu pod dostatkiem. Upodobanie w pozbawianiu życia znalazła już dawno i co wtedy odczuwała było zupełnie inne od ekstazy seksualnej a do tego kilka razy lepsze i mocniejsze. Jeszcze bardziej lubiłą gdy krew rozpryskiwałą się na jej twarzy. Miałą wtedy ochotę krzyczeć. Zastanawiała się czy gdzieś tam w niebiosach znajduję się bóg rzezi i walki. Serena nie wiedziała ale jeśli przypadkiem istniał to chciałaby zostać jego wyznawcą i kapłanką. Bo skoro istnieje pani uzdrowień Shaylla miłująca pokój to czemu nie bóstwo odwołujące się do walki i rzezi. Podeszła do łóżka i położyła się na nim by odpocząć przed pojedynkiem. Wkrótce powiadomiono ją o tym ze zaraz będzie jej kolej. Dobrze. Była gotowa.
Gdy wyszli na arenę Mallus zaraz dostrzegł że jego przeciwnik to kobieta. Okiem znawcy ocenił ją jako niewolnicę przyjemności drugiego sortu chociarz niewiele odstającego od pierwszego. Gdyby była Asurką albo Asraiką to wtedy zakwalifikowałby ją oczko wyżej ale kobieta ludzka nie. Mallus westchnął. Dobrą cenę by mogła osiągnąć ale niestety nie był na rajdzie i nie był tu by łapać niewolnikóó. Serena ujrzała jego taksujące spojrzenie. Nie lubiłą gdy ktoś tak na nią patrzył. Gdy tak się działo to najczęściej zabijała.
-Co jest Samcze? Czy twe kaprawe oczka napatrzyły się na mą wspaniałość? Zapewniam zaraz wyrwę ci je i nakarmię się nimi.-rzuciłą obraźliwie Mallusowi.
Szlachcic mrocznych elfów zaskoczony że kobieta śmiała się do niego odezwać odpowiedziałłw jej języku.
-Doprawdy? Zadziorna jesteś jak na potencjalnną niewolnicę. Doskonale. Normalnie lubiłbym takie poskramiać. Szkodas tylko że musisz umrzeć na arenie. Zrobiłbym z ciebie urzytek.
-Nie miałbyś czym chudy elfie. Srenę wspaniałą nie zadowoli byle elf-chuchro ze szczątkowym kutasikiem. Nie takich jak ty miałam a potem zabijałam.
W Mallusie zawrzało bo jak ona smiałą tak mówić do niego. Postanowił dać jej lekcję. Gong uderzył dając mu do tego okazję. Z obydwoma mieczami rzucił się na kobietę. Serena była szybsza niż in i zareagowała szybkim sparowaniem jego broni. i z niezwykłą siłą której mroczny elf nie spodziewał by się po kobiecie. Uderzył od dołu drugim ostrzem lecz i ten natychmiast został odbity. Serena pchnęła cofnęła ramię i pchnęła bronią starając się przebić elfa. Mallus krokiem w bok uniknął bez trudu zagrożenia. Kolanem rąbnął ją w brzuch a ta aż stęknęła odsuwając się do tyłu. Zdążyła jeszcze przejechać rapierem po policzku Mallusa szpecąc mu cerę. Wściekły Elf ruszył ponownie. Serena odbiła cios lecz nawałnica ostrzy Mallusa spychała ją w kierunku ściany i nie pozwalałą na oddanie ciosu. Nie pozwalałą się zranić lecz impasu nie mogła przełamać. Mallus byłłjuż lekko sfrustrowany. Wiedział że wśróó ludzi są nieźli szermierze czasem ale on akurat musiał na jego trafić. Zaczął się bardziej przykłądać stosując zwody i sztuczki wyuczone w akademii wojskowej co dało już efekty gdyż udało mu się w kilku miejsach przeciąć zbroję i naznaczyć krwawą szramą kobietę tu to tam. Serena krwawiła z ran ale zacisnęła zęby nie dając się. Ze wszystkich siłłchciałą nadziać go na swój rapier. Mallus unikał z powodzeniem . Po kolejnym pchnięciu jednak które zepchnął na bok kobieta cięła swą bronią sięgając szyi rysując krwawą linię aż do podbródka. Mallus odwzajemnił się niskim cięciem po brzuchu który sprawiłł że Serena wrzasnęła boleśnie już nie jak maniaczka ale jak krzywdzona dziewczyna. Dla mroczego elfa był to odgłos niczym słodka muzyka. Natychmiast poprawił drugim mieczem przełamując gardę kalecząc Serenę od ramienia do piersi. Serena zagubiłą w tym i zamiast zaatakować cofnęła się. To był jej błąd bo Mallus dopadł ją i wbij po prostu jeden ze swoich mieczy w brzuch przebijając ją na wylot. Konająca Serena oparła się o Mallusa niczym dawno odnaleziona kochanka i niewidzącym wzrokiem patrzyła w niebo. Mallus przkręcił miecz i z jej ust pociekła krew. Zaraz potem skonała. Mroczny elf z zadowoleniem odrzuciłłciało na ziemię i wytarł go o szatę przeciwniczki. Bezczelna kobieta zginęła z jego ręki jak należy. Zasłużyła na śmierć. Od razu poczuł się lepiej.Widownia na jego cześć skandowała imię Mallus! Mallus!
"I co trzeba było tak pyszczyć? Lepszy użytek zrobiła byś będąc niewolnicą głupia..." Powiedział Mallus do truchła po czym zszedł z Areny nawet nie spoglądając na widownie. Gdy podeszli do niego medycy i zaoferowali pomoc, wziął jednego za szyje podniósł do góry i przybyl do ściany.
- Po tym ma nie zostać nawet malutki ślad! - wskazał drugą ręką na policzek.
- Taa... kk.. Pa... ni... eee - wymamrotał medyk.
- Zrobimy co w naszej mocy Panie! - Stwierdził drugi z przerażeniem.
- Dobrze - Mallus zwolnił uchwyt - Zatem Do roboty!
Medyk upadł na podłoge i złapał się za szyje a drugi zaczął rzucać zaklęcia uzdrawiające najlepsze jakie znał. Po krótszej chwili drugi dołączył do niego. Skonczyli w niecałe 3 minuty co chyba było ich rekordem. Naprędce skłonili się i oddalili powstrzymując się by nie uciec w panice.
- Po tym ma nie zostać nawet malutki ślad! - wskazał drugą ręką na policzek.
- Taa... kk.. Pa... ni... eee - wymamrotał medyk.
- Zrobimy co w naszej mocy Panie! - Stwierdził drugi z przerażeniem.
- Dobrze - Mallus zwolnił uchwyt - Zatem Do roboty!
Medyk upadł na podłoge i złapał się za szyje a drugi zaczął rzucać zaklęcia uzdrawiające najlepsze jakie znał. Po krótszej chwili drugi dołączył do niego. Skonczyli w niecałe 3 minuty co chyba było ich rekordem. Naprędce skłonili się i oddalili powstrzymując się by nie uciec w panice.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Liber Antigenesis
Rozdział XXXIV
Demoniczne Inwazje. Jak odeprzeć Ciemność, Która Zalega w Nas Samych?
Zatem rozdział ten dotyczyć będzie fizycznym manifestacjom Demonicznych Legionów, spotykanych na polu bitwy podczas najazdów Sił Chaosu. Prowadzone są one często przez najpotężniejszych ze sług Mrocznych Bogów, Większe Demony. Pod ich komendą pozostają bezpośrednio Heroldowie, którzy to upewniają się, by wola Dowódcy stała się ciałem.
Dalsza część lektury niemalże nieczytelna, Ehhhh...Bracia! Przeszukajcie Archiwa, na pewno gdzieś w magazynach znajduje się oryginał.
Jest? Cudownie!
Demoniczni Heroldowie Lorda Khorna straszni są w boju. Wykrzykując plugawe wyzwiska, atakują najbardziej elitarne oddziały, by móc zyskać zarówno sławę, jak i dusze pokonanych śmiertelników. Rzucają wyzwania bohaterskim generałom imperium i szlachtują naszych dzielnych wojowników niczym rzeźnicy oprawiającą zwierza na ubój. Ich chude formy skaczą od wroga do wroga, ścinając głowy ku chwale Boga Krwi.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czas Rzezi się zbliża. Armal'dul, Zguba Dawi, Nieśmiertelny Egzekutor, ruszył na arenę. Ludzie pierzchali mu z drogi. Bali się, iż spotka ich ten sam los, co Khazada z Karak Hirn. Demoniczny Herold stanął przed bramą areny. Wzniósł swój miecz w powietrze i ryknął:
-KREW DLA BOGA KRWI! CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
Mrok nadciąga. Gotujcie się, śmiertelnicy!
Rozdział XXXIV
Demoniczne Inwazje. Jak odeprzeć Ciemność, Która Zalega w Nas Samych?
Zatem rozdział ten dotyczyć będzie fizycznym manifestacjom Demonicznych Legionów, spotykanych na polu bitwy podczas najazdów Sił Chaosu. Prowadzone są one często przez najpotężniejszych ze sług Mrocznych Bogów, Większe Demony. Pod ich komendą pozostają bezpośrednio Heroldowie, którzy to upewniają się, by wola Dowódcy stała się ciałem.
Dalsza część lektury niemalże nieczytelna, Ehhhh...Bracia! Przeszukajcie Archiwa, na pewno gdzieś w magazynach znajduje się oryginał.
Jest? Cudownie!
Demoniczni Heroldowie Lorda Khorna straszni są w boju. Wykrzykując plugawe wyzwiska, atakują najbardziej elitarne oddziały, by móc zyskać zarówno sławę, jak i dusze pokonanych śmiertelników. Rzucają wyzwania bohaterskim generałom imperium i szlachtują naszych dzielnych wojowników niczym rzeźnicy oprawiającą zwierza na ubój. Ich chude formy skaczą od wroga do wroga, ścinając głowy ku chwale Boga Krwi.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czas Rzezi się zbliża. Armal'dul, Zguba Dawi, Nieśmiertelny Egzekutor, ruszył na arenę. Ludzie pierzchali mu z drogi. Bali się, iż spotka ich ten sam los, co Khazada z Karak Hirn. Demoniczny Herold stanął przed bramą areny. Wzniósł swój miecz w powietrze i ryknął:
-KREW DLA BOGA KRWI! CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
Mrok nadciąga. Gotujcie się, śmiertelnicy!
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Walka nr 4
Armal'Dul Wyrywacz (Herald Khorna) vs Urdgor(Wargor)
Urdgor jadąc w klatce na wozie transportującym go do Sylvanii. Od czasu gdy został złapany jego życie diametralnie się zmeniło. Skończyły się napady. Skończyło się także ucztowanie i bójki. Nie było więcej stada. Byłłtylko on sam w klatce zniewolony przez ludzi z którymi walczył. Czuł że zawiódł bo jeśli przegrał to dlaczego żył i po co ci ludzie go złapali bo przecierz takich jak on zabijano albo palono na stosie.
Przywieziono go w końcu do miejsca przeznaczenia i tam Urdagor zdziwił się niepomiernie. Nie tylko dano mu broń to jeszcze wypuszczono na arenę pełną widzów by walczył dla nich.
Przeciw temu Urdgor nie miał nic przeciwko a niewola teraz jawiłą mu się znośna nawet. Karmiono go też nieźle tyle że tęskniłł do lasów i zasadzek. Na to nie mógłłnic poradzić. Odwrócił się gdy usłyszał zgrzyt zamka. Do celi wszedł jego pogromca- skorumpowany i zepsuty kapłan. Za nim szło dwóch strażników z czego jeden niósł jego broń. To oznaczało tylko jedno. Zaraz będzie walczył.
-Bestio. Teraz wychodzisz na arenę. PRzygotuj się. To nie co ci amatorzy z eliminacji i walk treningowych-powiedział kapłan.
Urdgor okazał zęby i warknął.
-Krrrrwi!
Demon w świecie materialnym nie jest w swoim żywiole. Aby przetrwać tutaj musi posiadać stały dopływ immaterium płynący z pustkowii chaosu lub czarodzieja który stanowi dla niego kanał energii. W Sylvanii jednak było wystarczająco sporo mrocznej magii by Amar'dul przetrwał. Zmagania śmiertelników które obserwował niezwykle go radowały. Teraz jednak zabawa będzie najlepsza. Sam wystąpi by rozlać nieco krwi i posoki.
Khorne był rad z tego miejsca a na jego chwałę działą się wszelka rzeź a co dopiero z godnym przeciwnikiem a tym na pewno będzie bestia o trzech rękach z piętnem jego pana.
Wszystko było już gotowe a widzowie oczekiwali na rozpoczęcie starcia. Amardul aż drżał z niecierpliwości i myślał o tym że już za chwilę jego broń wgryzie się w mięciutkie ciałko śmiettelnika. Urdgor z kolei czuł już zew bitwy. Trzymał swoje nerwy jeszcze na wodzy ale bliska była chwilaq gdy rzuci się na przeciwnika. Nie obchodziło go że jest to manifestacja jego pana. Widocznie pojawiła się ona tutaj by go wypróbować bo Pan Walki zawsze testował swoje sługi. Wargor był gotowy i każda z jego trzech broni była w pogotowiu.
Gong był niczym nożyce przecinające smycz Urdgora. Bestiolud z pianą na pysku i RYKIEM KREW DLA BOGA KRWI rzuciłłsię z furią na demona. Amar'Dul zawył odpowiadjąc okrzykiem CZASZKI DLA TRONU CZASZEK samemu nacierając na bestioluda. Dwie istoty Khorna jedna śmiertelna , druga nieśmiertelna zwarły się w gwałtownbym pojedynku i wymianie ciosów. Amar'Dul zatracił się w walce ale ta szybko się skończyłą bo Bestiolud nie wychwicił jednego ciosu który gładko zciął głowę rogatego Urdgora. Fonranna krwi z uciętego tułowia trysnęła na Demona zalewając go posoką. Amar'Dul zaśmiał się szczerze z tego co mu wydało się prawidłową koleją rzeczy. On zwyciężył na chwałę Khorna dodając kolejną czaszkę do tronu czaszek. A Bestiolud oddany jemu panu zawiódł. Widownia była nieco zawiedziona krótkim pojedynkiem ale widowiskowy koniec trochę zrekompensował im to.
komentarz: dwa Kiling blowy na początku walki. Nic dodać, nic ująć. Gdyby nie to mogło być ciekawie bo Wargor zapowiadał się naprawdę dobrze.
Armal'Dul Wyrywacz (Herald Khorna) vs Urdgor(Wargor)
Urdgor jadąc w klatce na wozie transportującym go do Sylvanii. Od czasu gdy został złapany jego życie diametralnie się zmeniło. Skończyły się napady. Skończyło się także ucztowanie i bójki. Nie było więcej stada. Byłłtylko on sam w klatce zniewolony przez ludzi z którymi walczył. Czuł że zawiódł bo jeśli przegrał to dlaczego żył i po co ci ludzie go złapali bo przecierz takich jak on zabijano albo palono na stosie.
Przywieziono go w końcu do miejsca przeznaczenia i tam Urdagor zdziwił się niepomiernie. Nie tylko dano mu broń to jeszcze wypuszczono na arenę pełną widzów by walczył dla nich.
Przeciw temu Urdgor nie miał nic przeciwko a niewola teraz jawiłą mu się znośna nawet. Karmiono go też nieźle tyle że tęskniłł do lasów i zasadzek. Na to nie mógłłnic poradzić. Odwrócił się gdy usłyszał zgrzyt zamka. Do celi wszedł jego pogromca- skorumpowany i zepsuty kapłan. Za nim szło dwóch strażników z czego jeden niósł jego broń. To oznaczało tylko jedno. Zaraz będzie walczył.
-Bestio. Teraz wychodzisz na arenę. PRzygotuj się. To nie co ci amatorzy z eliminacji i walk treningowych-powiedział kapłan.
Urdgor okazał zęby i warknął.
-Krrrrwi!
Demon w świecie materialnym nie jest w swoim żywiole. Aby przetrwać tutaj musi posiadać stały dopływ immaterium płynący z pustkowii chaosu lub czarodzieja który stanowi dla niego kanał energii. W Sylvanii jednak było wystarczająco sporo mrocznej magii by Amar'dul przetrwał. Zmagania śmiertelników które obserwował niezwykle go radowały. Teraz jednak zabawa będzie najlepsza. Sam wystąpi by rozlać nieco krwi i posoki.
Khorne był rad z tego miejsca a na jego chwałę działą się wszelka rzeź a co dopiero z godnym przeciwnikiem a tym na pewno będzie bestia o trzech rękach z piętnem jego pana.
Wszystko było już gotowe a widzowie oczekiwali na rozpoczęcie starcia. Amardul aż drżał z niecierpliwości i myślał o tym że już za chwilę jego broń wgryzie się w mięciutkie ciałko śmiettelnika. Urdgor z kolei czuł już zew bitwy. Trzymał swoje nerwy jeszcze na wodzy ale bliska była chwilaq gdy rzuci się na przeciwnika. Nie obchodziło go że jest to manifestacja jego pana. Widocznie pojawiła się ona tutaj by go wypróbować bo Pan Walki zawsze testował swoje sługi. Wargor był gotowy i każda z jego trzech broni była w pogotowiu.
Gong był niczym nożyce przecinające smycz Urdgora. Bestiolud z pianą na pysku i RYKIEM KREW DLA BOGA KRWI rzuciłłsię z furią na demona. Amar'Dul zawył odpowiadjąc okrzykiem CZASZKI DLA TRONU CZASZEK samemu nacierając na bestioluda. Dwie istoty Khorna jedna śmiertelna , druga nieśmiertelna zwarły się w gwałtownbym pojedynku i wymianie ciosów. Amar'Dul zatracił się w walce ale ta szybko się skończyłą bo Bestiolud nie wychwicił jednego ciosu który gładko zciął głowę rogatego Urdgora. Fonranna krwi z uciętego tułowia trysnęła na Demona zalewając go posoką. Amar'Dul zaśmiał się szczerze z tego co mu wydało się prawidłową koleją rzeczy. On zwyciężył na chwałę Khorna dodając kolejną czaszkę do tronu czaszek. A Bestiolud oddany jemu panu zawiódł. Widownia była nieco zawiedziona krótkim pojedynkiem ale widowiskowy koniec trochę zrekompensował im to.
komentarz: dwa Kiling blowy na początku walki. Nic dodać, nic ująć. Gdyby nie to mogło być ciekawie bo Wargor zapowiadał się naprawdę dobrze.
Ja mam dwa fajne pomysły na postacie. Pierwsza to Wampir Smoczej krwi dawniej łowca czarownic Solkana (tak wiem, że jestem nudny z tymi solkanitami, ale to mój ulubiony bóg w Młotku
) który przez całe życie szukał siły zdolnej powstrzymać chaos, ale stracił wiarę w pana Zemsty, lecz moc do walki z chaosem zdobył dzięki pocałunkowi śmierci. Druga postać to wilkołak (wargor) wyznawca i dawany rycerz zakonu Ulryka który zaraził się liknatropią i zmuszony był opuścić szeregi zakonu, ciągle jednak jest gorliwym wyznawcą Pana Wilków, oczywiście Inkwizycja Sigmara ściga i tropi go jako mutanta.

Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
dawaj wampira na arenę 20 bo już druga Sylvańska Arena bez Wampira aż wstyd że żaden się nie pojawił.
Ok dziś powstanie historia
.
Ps. Kibicuje Mroczniakowi GarGega, w końcu jakiś Master DE musi wygrać Arenę
.

Ps. Kibicuje Mroczniakowi GarGega, w końcu jakiś Master DE musi wygrać Arenę

Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Kapłan Ulryka otworzył usta ze zdumienia, bowiem nie zdążył nawet usiąść, gdy jego niewolnik został rozpłatany. Pomimo, że postawił na demona, nie wygrał dużo, bowiem znaczna większość obstawiała porażkę zwierzoluda. Był stratny, kilka łapówek w Mieście Białego Wilka żeby uciszyć ciekawskich i aby dostać zadanie zakończenia życia Urdgora, następnie koszty podróży i kolejna łapówka dla rycerzy, by nie pytali i znów koszta podróży i uciszanie tych którzy zauważyli bestię w klatce.
- Niech to szlag! - krzyknął w stronę areny i skierował się do stajni by wyruszyć z powrotem do Middenheim.
Jednak kapłan nigdy nie dotarł do celu, został napadnięty i zabity w Middenlandzie przez grupę mutantów, a jego ciało zostało zbezczeszczone.
Tak jak myślałem, chociaż wierzyłem, że zadam kilka ciosów demonowi. Teraz pozostało mi kibicowanie tej istocie.
CHWAŁA i ZWYCIĘSTWO DLA ARMAL'DULa WYRYWACZA!
KREW DLA BOGA KRWI!
CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
- Niech to szlag! - krzyknął w stronę areny i skierował się do stajni by wyruszyć z powrotem do Middenheim.
Jednak kapłan nigdy nie dotarł do celu, został napadnięty i zabity w Middenlandzie przez grupę mutantów, a jego ciało zostało zbezczeszczone.
Tak jak myślałem, chociaż wierzyłem, że zadam kilka ciosów demonowi. Teraz pozostało mi kibicowanie tej istocie.
CHWAŁA i ZWYCIĘSTWO DLA ARMAL'DULa WYRYWACZA!
KREW DLA BOGA KRWI!
CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!