Arena of Death 21 Sartosa 4.

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 300

Re: Arena of Death 21 Sartosa 4.

Post autor: Cresus »

Oj blisko było chyba :wink: choć przyznaje że wszystko ekspresowo wymyślałem
"Cholerna kukła!" - przeklinał Pern'ik. Mimo że ogr był jednym z najpotężniejszych sług w historii jego przypadków, brutalna siła okazała się jednak zawodna. W końcu nie powinno go to dziwić, sam był przecież słaby fizycznie, ale jaka siłą czaiła się w jego magii! Gdy myślał tak na głos jego podły humor powoli zmieniał się z wściekłości w ponure natchnienie, tak dobrze mu już znane. Klął jeszcze pare chwil, a potem już tylko szeptał coś pod nosem - snuł kolejne plany podboju świata. Szkoda tylko że znów dokuczała mu noga, powoli rosły na niej jakieś plugawe usta. Przynajmniej będzie miał pogadać z kim na poziomie.
Obrazek
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Zaraz zabieram się za rozgrywanie :twisted: , a następnie za opis 8) .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Sir Gwidon de Fannaes vs Kurshi

Jeszcze nie ostygły emocje po poprzednim pojedynku, a już na arenie miał się odbyć następny, więc widownia ponownie się zapełniała. Tym razem zmierzyć się mieli Rycerz próby z Bretonii i pojmany Barbarzyńca z północy. Jaki to będzie ekscytujący pojedynek, z jednej strony Bretoński Paladyn, czyli reprezentant światłości, z drugiej wyznawca Mrocznych Potęg, z ciemnej strony mocy. – Pomyślała Królowa Piratów.
Tym czasem na arenie pojawił się już Rycerz Gwidon spokojny ufny w opiekę swej bogini, dobył swego miecza, po czym przyklęknął i wbił go w piasek rozpoczynając modlitwę. Publiczność składająca się w dużej części z żeglarzy i piratów nie rozumiała tego zachowanie i wielu widzów zaczęło szeptać i nawet śmiać się oraz szydzić z Rycerza, ten jednak nic nie robił sobie z uwag publiczności. Pokładał ufność w Pani i wiedział, że tylko dzięki niej może odnieść zwycięstwo nad sługą chaosu z jakim miał zaraz się zmierzyć.
Na arenę wprowadzono drugiego zawodnika. Kurshi był prowadzony przez czterech silnych mężczyzn, ale trzech z nich miało posiniaczone głowy, po niedawnym wyciąganiu barbarzyńcy z celi. Wojownik Khorna najchętniej rozszarpał by wszystkich gołymi rękami i klął się na Tron Czaszek że to zrobi jak tylko uwolni się z krępujących go więzów. Tymczasem jednak dowiedział się miał walczyć z jakimś rycerzem, czyli słabeuszem z południa, wypruje mu flaki a potem zabije strażników. Potężny barbarzyńca robił wrażenie na widzach i wielu z nich nie wątpiło, że bez problemu rozprawi się z Bretońskim Rycerzykiem. Strażnicy szybko rozkrępowali go lecz zanim dostał broń jeden z nich powiedział do niego. –Czekaj z atakiem do gongu bo inaczej zginiesz- i wskazał kuszników na trybunach.
Gdy strażnicy opuścili arenę padł gong i Kurshi ruszył wściekle na modlącego się Paladyna, ten jednak w ostatniej chwili wstał i topór barbarzyńcy skrzyżował się z rycerskim mieczem. Siła uderzenia była jednak tak duża, że odrzuciła Gwidona w tył. Ten jednak nie zrażał się tym znając już siłę przeciwnika przyjął pozycje obronną i odbijał jego mordercze ciosy, samemu wyprowadzając kontry. Wymiana ta trwała chwile lecz w pewnym momencie dzikość sługi Khorna zaczęła przewarzać nad rycerską wprawą. Potężny cios rozbił zastawę Gwidona i Wybił go z równowagi kolejny trafił go raniąc dotkliwie i gdyby nie zbroja na której pozostało wgięcie pewnie przeciął by go na pół. Paladyn padł na piasek areny płuca miał pełne krwi, nie poddawał się jednak czuł, że Panii jest z nim. Przeturlał się na bok unikając ostatecznego ciosu i wstał podpierając się mieczem który uniósł w ostatnie chwili do odbicie kolejnego ciosu.
Kurshi atakował jednak dalej wściekle napierając na paladyna czuł, że on słabnie i zwycięstwo jest już blisko. Odbił jego miecz i wyprowadził mordercze uderzenie które omal nie odrąbało głowy Paladyna. Omal bo ochronna moc bogini na to nie pozwoliła, ostrze topora minęło głowę o włos, a Kurshi odsłonił się na atak Gwidon wykorzystał te okazje, tnąc ile sił w rękach. Błogosławione ostrze zaświeciło się od boskiej energii, a Kurshi poczuł nie tylko ból zadanej rany, lecz niszczycielską moc Pani Jeziora zaklętą w tym ostrzu, rana okrutnie go paliła. Gwidon poczuł, że teraz ma szansę i zaczął napierać na barbarzyńcę lecz ten szybko odzyskał panowanie nad sytuacją odbił Uderzenia rycerza i ponownie go odrzucił znów zmuszając do obrony. Wyprowadzał kolejne mordercze ataki coraz trudniejsze do sparowania. Nagle wydawało się, że topór rozpołowi rycerza na pół, lecz ostrze znów minęło go o włos pod wpływem mocy Pani, a on sam wyprowadził kontrę i tym razem to sama bogini wiodła jego rękę, błogosławione ostrze rozbłysło światłem i zagłębiło się w ciele Khornisty niemal przecinając g na pół. Martwy barbarzyńca padł, a jego krew rozlała się na piasku. Gwidon upadł na kolana i podziękował swej Pani za zwycięstwo. Publiczność ogarnęła konsternacja, a później zaczęła wiwatować na cześć Bretońskiego Paladyna.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Lud chce trzeciej walki! To jest, krwi! :D
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

Maletharion poczuł zapach krwi niesiony przez morską bryzę, czuł się wspaniale. Teraz czuł namiastkę domu gdzie ogarniający zapach krwii był wszędzie. Miał nadzieje że wróci do domu... nie on wiedział że to zrobi wygra tą przeklętą arene a nastepnię zemści się na Hellborne. " Zginiesz przeklęta wiedzmo, zginiesz... Nawet już wiem jak tego dokonać i jestem coraz bliżej..."
Ostatnio zmieniony 23 lut 2010, o 20:35 przez GarG, łącznie zmieniany 1 raz.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

- WSTAWAĆ, NĘDZNE ŁAJZY! - Bruno usłyszał odległy, ryk pełen wściekłości. Głos ten był znajomy, lecz to jeszcze nie dotarło do przytłumionej świadomości pirata-zabójcy. Powoli zaczął otwierać oczy na boleśnie rażące światło.
- CO?!! NIESUBORDYNACJA?!! Zaraz ja wam dam, pijaczyny okrętowe! - Bruno słyszał donośne kroki stawiane na deskach karczmy.
- "Znośny Gnój", ha? Śmierdzi tu jak z dupy pastucha! Jak z wami skończę, to dopiero będziecie mieli "Znośny Gnój"! - w tym momencie, źródło znajomego głosu stanęło nad Brunem. Chwilę później "Mokra Piącha" poczuł bolesne kopnięcie w okolicy swoich nerek.
- Wstawaj, leniu! Widzem, żeś gotów do swego "zadania". Na ciebie teraz kolej, więc weź dupę w troki i ruszaj na arenę. Odciągasz uwagę i wracamy do naszej zatoki z piękną skrzynią pełną diamentów, pamiętasz? - Bruno lekko skinął głową, rozpoznając wreszcie kapitana Długiego Dronga. - A reszta, ruszać, swe śmierdzące tyłki, mamy robotę do załatwienia!

Powoli piracka szajka zaczęła się podnosić z podłogi karczmy. Marudząc, jęcząc i klnąc na kaca, wszyscy ruszyli ku wyjściu z karczmy i na pokład "Pięknej Fregar" by omówić plan działania. Tylko Bruno został, jeszcze chwilę dochodząc do siebie. W końcu, odnajdując siłę w alkoholowym upojeniu, Bruno "Mokra Piącha" podciągnął pasa, u którego wisiały mu dwa pistolety, wziął jedną, dużą butelkę, w której nie została ani kropelka rumu, rozbił ją o kant stołu i ruszył w stronę areny. Nie śmiał przecież ignorować poleceń kapitana, a i myśl o nagrodzie, czekającej po tym wszystkim była zadowalająca. Uśmiech od razu wykwitł wśród kotłowaniny, jaką była ruda broda krasnoluda, gdy pomyślał o kopie świecących diamentów, przelewającej się mu przez dłonie.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

- Więc powiadasz magu że jeśli wygram tę przeklętą Arenę to zdradzisz mi gdzie pochowałeś Imhola ?
- Tak, jeśli nie chcesz pieniędzy uznamy to za twoją nagrodę.
Mag siedział za biurkiem a Eldril stała z założonymi rękoma po drugiej stronie.
-Dobrze więc, niech i tak będzie.
Miała już wychodzić ale w przejściu szepnęła przez ramię.
-Czyli spotkam sie z nim tak czy siak. - I wyszła
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Yourself »

Ludzie są tacy słabi... pomyślał Aethis ale ten ślepy elf tak to by był godny mnie przeciwnik. A nie jakiś nędzny goblin.... Potraktuję tę walkę jako rozgrzewkę.
matilizaki napisał:
Na brete

wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu

Awatar użytkownika
Offspringman
Kretozord
Posty: 1670
Lokalizacja: Czarne Wrony W-wa

Post autor: Offspringman »

Dusza tego krótkonogiego niedlugo będzie należała do Khorna.

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

Maletharion stał na brzegu plaży "patrząc" się w strone Naggaroth. Wiatr targał jego włosy i rozwiewał ubranie. Nagle poczuł że ktoś go obserwuje zachował spokój wiedział że nikt go nie może tknąć w czasie trwania turnieju, ale ręke trzymał przy mieczu, ostrożności nigdy mało. Wrócił do swojego rozmyślania... "Teraz tylko Morathii może mi pomóc, pewnie dziwka nie będzie chciała się oficjalnie mieszać w to wszystko ale powinna się zgodzić... Ten bencwał, czarnoksiężnik..." W tym momencie Maletharion parchnął pod nosem "... nie ważne jak potężny jak na człowieka nigdy nie dorówna naszej potędze, najważniejsze to dostać się do Naggartoh i porozmawiać z czarownicą. "
Ostatnio zmieniony 24 lut 2010, o 10:26 przez GarG, łącznie zmieniany 1 raz.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Poobijany i ranny Gwidon zszedł z areny. Emocje związane z walką i zwycięstwem opadły i teraz czuł tylko ból z ran po pojedynku. Pierwszą próbę przeszedł powalając potężnego wojownika pana czaszek. Być może już niedługo stanie się godny ujrzeć i wypić z kielicha Pani by stać się jednym z jej wybrańców.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Bruno „Mokra Piącha” vs Azeratho

Kolejny dzień kolejna walka, a Królowa Piratów cieszyła się szczególne z tego powodu, że oznaczało to następną porcje pieniędzy które zarobi. Tymczasem na Arenie pojawił się zawodnik, Krasnolud Pirat który wyglądał na niezbyt na nieźle skacowanego. Natalie rozpoznała go to był załogant Długiego Donga który wykonywał dla Królowej Piratów zadanie w Lustrii. I sądził, że dostanie ze to diamenty. No cóż Natalie też je kochała (bo jak wiadomo są najlepszymi przyjaciółmi kobiety) i nie zamierzała się nimi dzielić z bandą niemytych pokurczy. Uśmiechnęła się jednak bowiem obok niej usiadła elfka i to nie zwykła bo Czarodziejka Druchii z Mrocznego Konwentu, z którymi królowa robi interesy. Ten załogant będzie miał się z pyszna gdy zobaczy z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Pomyślała Natalie.
Bruno stał już na Arenie bul Glowy my jeszcze dokuczał, lecz on był przyzwyczajony nie raz walczył już na ciężkim kacu. Ale nie widział przeciwnika – Dobra- warknął- gdzie jest ta łachudra co mom jom ukatrupić-
Wtedy czarodziejska wstała i zaczęła wymawiać inkantacje. Na arenie pojawiła się czerwony obłok z którego zmaterializował się demon Khorna. Azeratho spostrzegł krasnoluda i wiedział, że zaraz ucztować będzie na jego krwi. W tym momencie padł gong i demon ruszył ku swej ofierze. Bruno widząc swego przeciwnika skonsternował się lekko, ale nie przestraszył, co to, to nie. Podczas swych podróży usiekł wiele różnego rodzaju plugastwa i ten paskud nie będzie ostatnim. Błyskawiczne dobył pistoletów i wypalił z obu na raz. Pierwsza z kul została dziwnie odgięta w bok przez niewidzianą siłę, lecz druga zaglębiła się w ciele demona. Nie zatrzymało to go jednak Azeratho warknął i ruszył dalej. Bruno dobył swego kolderansu i chwycił rozbitą butelkę po rumie, po czym id stoczył w ostatniej chwili przed pazurami demona.
Azeratho atakował wściekle a Bruno unikał jego ciosów i starał się oddawać swoje, lecz furia ataków demona zmusiła go do defensywy. W pewnym momencie Bruno uchylił się przed ciosem i trafił mocno demona butelkom w bok, nie zaszkodziło to jednak mu wiele, zaraz musiał zastawić się kordelasem przed ciosem pazurami, skrócił jednak dystans i pchnął jednocześnie odbijając butelką cios drugiej łapy. Ostrze kordelasu zostało jednak odepchnięte przez niewidzialną siłę, a krasnolud znalazł się tuż pod kolejnym ciosem demona. Szpony krwawo naznaczyły plecy Bruna i stracił on równowagę, kolejne uderzenie rozharatało mu klatkę piersiową na której zostały głębokie krwawe ślady. Siła ciosu odrzuciła krasnoluda aż do samej ściany areny. Bruno splunął krwawo coś mu chyba w środku pękło, ale nie przejmował się tym był już w gorszych opałach. Azeratho czuł zapach krwii i chciał jej więcej. Widzowie szaleli na widowni, a Natalie i Czarodziejka uśmiechały się widząc jak demon rani krasnoluda i przeczuwając szybką śmierć tego ostatniego.
Bruno pozbierał się w ostatniej chwili i odskoczył przed ciosem demona, alkohol który jeszcze plynął w żyłach neutralizował, ból. Azeratho zadawał cios za ciosem lecz krasnoludzki pirat bronił się twardo, pewnej chwili odbijając uderzenie szponów pchnął swym kordelasem i zadał demonowi głęboką ranę. Ten ponownie warknął wściekle i poczuł jak się jak był by wyrywany ze świata materialnego. Bruno poczuł Tm razem swoją szanse i teraz sam wściekle zaatakował odbijając uderzenia demona zadawał swoje, w końcu uchylił się przed jednym z ciosów i skracając dystans znalazł się z boku demona uderzając zawzięcie ile sił. Tym razem ostrze koldelansu i butelka dotkliwie poraniły sługę Khorna i nie był on w stanie utrzymać się w materialnym świecie, rozpłynął się w czerwonym obłoku i powrócił do Warpu. Bruno odetchnął teraz musiał szybko się napić, aby znieczulić piekący bul. Na widowni Natalie zgryzła wargi ze złości spojrzała gniewnie na czarodziejkę, a ta wzruszyła tylko ramionami. Królowa wstała i wyszła. Publiczność wiwatowała na cześć krasnoluda.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Przez chwilę Bruno stał zdziwiony, patrząc na to co stało się z jego przeciwnikiem. On po prostu zniknął, nie było żadnego truchła! Wiwatowanie widzów oznaczało jednak, że to właśnie on, Bruno "Mokra Piącha" wygrał. Postanowił to więc uczyć solidnym łykiem rumu... Zapominając przez chwilę o stanie butelki, Bruno podniósł ją do ust chcąc skosztować płynu, którego już tam nie było. Z zniesmaczeniem to stwierdzając, Bruno odrzucił rozbitą butelkę na bok, a ta uderzając w ściany areny do końca rozbiła się na kilkanaście szklanych kawałków. Bruno uśmiechnął się. Będzie musiał zdobyć kolejnego szklanego tulipana, a to oznaczało okazję do kolejnej popijawy...

Nagle Bruno przypomniał sobie o prawdziwym celu, dla jakiego wystąpił na arenie. Nie zważając na wiwaty i widzów, Bruno pobiegł ile miał sił w nogach w stronę portu i "Pięknej Fregar".

W porcie było cicho i spokojnie. Najwyraźniej cała Sartosa bawiła się na arenie. "Piękna Fregar" wciąż stała w porcie. Bruno wspiął się po linie na statek i zszedł pod pokład. Zobaczył tam swoich kumpli, którzy stali cicho wokół czegoś co ich najwyraźniej zafascynowało. "Mokra Piącha" przepchnął się przez tłum, aż do środka, gdzie stał Długi Drong i... skrzynia:
- Ahhh no i bohater dnia! A więc wygrałeś, no i nam się udało, co nie chłopcy? - zapytał Długi Drong. Odpowiedziało mu radośnie dwudziestu ośmiu krasnoludzkich piratów-zabójców.
- Tak, jak mówiłem Bruno, dla Ciebie działka plus ekstra to, co żeś wycierpiał na arenie - Długi Drong, kopnął skrzynie swą drewnianą nogą. Ta się otworzyła, rozświetlając podpokład jasnym, błękitnym światłem. Bruno stał oniemiały. Skrzynia, była pełna pięknych diamencików!

Każdy z krasnoludzkich piratów-zabójców otrzymał swoją działkę. Długi Drong tym samym zachował sobie największy i najładniejszy z diamentów. Bruno otrzymał ich najwięcej. Gdy tak każdy zaczął przelewać swoją część nagrody przez dłonie do worów, Długi Drong z szerokim uśmiechem patrzył się w swoje odbicie w diamencie:
- To jednak jeszcze nie koniec, tego co zdobyliśmy - oznajmił kapitan. W tym momencie reszta załogi ze zdziwieniem spojrzała na Długiego Dronga.
- Właściwie to zdobyliśmy jeszcze drugie tyle. Nie w diamentach, szkoda, ale pieniądz nie śmierdzi - kapitan wskazał swoją drewnianą nogą dwie skrzynie w ciemnym kącie podpokładu.
- Co macie takie zdziwione mordy? Myśleliście, że nie wykorzystam okazji areny, żeby postawić na jakiegoś zawodnika? No to jesteście bandą głąbów i idiotów. Oczywiście, żem postawił! I to nie na byle kogo, a na naszą "Mokrą Piąchę"! Dzięki niemu, z zakładów wygraliśmy drugie tyle co zdobyliśmy w diamentach od tej dziwki Le Bliss. - oznajmił kapitan.
- Tym samym postanawiam Bruno, że masz wziąć udział w kolejnym etapie tej cuchnącej areny. Wygrasz dla nas, a my po tym wszystkim nie będziemy mieli tygodnia popijawy i rumu w naszej zatoce... - tu załoga zmarszczyła gniewnie swe oblicza - Będziemy mieli miesiąc popijawy i rumu! - Tu załoga zaczęła wiwatować i głośno okrzykiwać.
- Nie możemy jednak pozostać w Sartosie. To port tej Le Bliss, a ona może mieć już całkiem inne zdanie co do krasnoludów piratów-zabójców. Szczególnie po tym jak wejdzie do swych komnat - wredny uśmiech wykwitł wśród bród wszystkich zgromadzonych. - A więc wypływamy w morze i tam kotwiczymy. Do portu Bruno, ja i paru chłopców, będziemy wpływać szalupą, nocą przed walką na arenie. - Długi Drong wyjawił swój plan.

- A teraz ruszać się GAMONIE! Do wioseł ŚMIERDZĄCE ŁAJZY! Reszta na pokład! Odcumować okręt! Wypływamy! - kapitan wpadł w swój zwyczajowy stan dowodzenia resztą załogi. Parę minut później po porcie rozniósł się dźwięk wyśpiewywanych zbereźnych krasnoludzkich szant, a "Piękna Fregar" ruszyła, wypływając w morze.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Natalie nie będzie zadowolona ze straty diamentów :wink: .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Offspringman
Kretozord
Posty: 1670
Lokalizacja: Czarne Wrony W-wa

Post autor: Offspringman »

kurcze, jakie te demony są przegięte :wink:

Azeratho po przegranej walce stwierdził, ze ma dość ciągłego zabijania. Postanowil wrócić w rodzinne strony i zająć się wypasem demonicznych owiec na krwawych halach.
Ostatnio zmieniony 24 lut 2010, o 14:33 przez Offspringman, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Gdyby zadał jeszcze jeden cios z krasnala została by mokra plama, ale niestety nie wyszło mu, a później oblał liderkę i posypał sie biedaczek :? .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

- Zaraza! Tar'To chce komuś rozłupać czaszkę! - Ryk ogra znudzonego nieco bezczynnością przebił się na moment przez wrzawę tłumu. - Dajcie mie cuś do zabicia, bo mie rozerwie zara! Przeklęte ludzikowe areny, zobaczyli by nasze walki w dołach! Tu je nudno! Kcem krwi! A ty co sie gapisz ludziu pieprzony, dawaj żarło!
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Nad Areną Śmierci pod wieczór zaczęły gromadzić się chmury. Tłuste, ciemne obłoki krążyły leniwie nad wyspą, zasłaniając światło gwiazd i potęgując tym samym mrok, jaki nastał wraz z nocą. To był zły znak. Burze na Sartossie zdarzały się niezwykle rzadko, ostania zaś miała miejsce podczas Wielkiej Wojny z Chaosem. Co przesądniejsi kręcili z niepokojem głowami i szeptali o zbliżającym się nieszczęściu. Bogowie nie mogli zapewne znieść widoku swych wiarołomnych dzieci i zalali wyspę w odmętach mroku. Tak przynajmniej prawili kapłani.
Istnieją jednak inni Bogowie, tacy, którzy zawsze przybędą z pomocą swym potrzebującym, niosąc pomoc lecz za cenę wiecznej służby i potępienia. Mroczny Bogowie, wielcy antagoniści słabych bożków praworządności.


Zagrzmiało. Wielu mieszkańców Sartossy spodziewało się burzy, lecz nikt nie był gotowy na to, co nastąpiło. Zagrzmiało po raz kolejni. Ludzie zawyli ze strachu, gdy zielonkawa błyskawica przecięła niebo. Jedna, druga, trzecia.
Nad Sartossą rozpoczęło się istne Pandemonium. Błyskawice trzaskały, zderzając się ze sobą na niebie. Gdy trafiały w wodę, słychać było głośny ryk, przypominający wrzask bólu. Nawet Natura buntowała się przeciwko Mrocznym Mocom. Nieboskłon rozświetlało zielonkawe światło, gdy pioruny tańczyły, łącząc się i tworząc łańcuchy błyskawic, oplatając sporą część nieba i przecinając chmury niczym nóż rozcina tłuste, napęczniałe zwłoki topielca. Wtem obłoki rozpłynęły się. Ucichło.
Jedyną pozostałością po tym, co nastąpiło był księżyc. Przeklęty Morrslieb wydawał się urosnąć podczas burzy, teraz zajmował sporą część nieboskłonu. Zielonkawe promienie oświetlały wyspę, nadając jej upiorny wygląd.
To było gorsze od Geheimnsnacht.


-Bogowie nie są zadowoleni-mruknął do siebie Galron, syn wodza plemienia Vargów i prawa ręka Żniwiarza. Przybył tutaj razem ze swym mistrzem, osobiście nawigując podczas długiej podróży na Sartossę z Norski. Nigdy dotąd nie widział czegoś takiego. Mroczni rzadko kiedy wysyłali tak wyraźny znak swym wyznawcom. Spodziewał się, iż w tej chwili w swej ojczyźnie rozpoczynają się rytuały o przebłaganie gniewu Bogów, masowe składanie ofiar z jeńców wojennych i konjurowanie Demonów.
-Nie jest to prawda, Galronie z Vargów-szepczący, zimny głos obudził norsemena z rozmyślań.
Syn wodza odwrócił się nerwowo, instynktownie sprawdzając, gdzie ma broń. Gdy spostrzegł jednak Upadłego, uspokoił się i padł na ziemie, oddając mu cześć.
-Panie! Jestem na usługi Twe i Ojczulka Neiglena!
-Wiedz, iż Bogowie nie są rozgniewani.
-Panie mój, wierzę Tobie na słowo!
-Nie musisz udowadniać mi swej lojalności. Każdy z nas sługą jest Nurgla, niezależnie od tego, czy jest jarlem, czy niewolnikiem. Wiedz jednak, iż Bogowie dają nam znak.
-Czyżby to czas? Czyżby znaleźli nowego Wybrańca?
-Niewykluczone.
-Co zatem też czynimy, Panie?
Niiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiic.........odezwał się głos w głowie Galrona.
-Tak jest, o Żniwiarzu!
-Teraz wynoś się stąd i wracaj na pokład Drakkaru.

Gdy sylwetka młodego norsmena zniknęła w oddali, Terlarkar rozejrzał się i wskazał kościstym szponem na wielki księżyc, promieniujący zielonkawym światłem.
-To twoja sprawka, prawda?
Obok Żniwiarza w ułamku sekundy zmaterializowała się okryta jarzącą się Zbroją Chaosu postać. Z rogatego hełmu odezwał się szepczący głos.
-Tak....prawda, iż wspaniałe?
-Imponujące, mieszkańcy wyspy są przerażeni a ciebie, Czarnoksiężniku, spotka nagroda od samych Bogów.
-Wiem O Upadły, wszak inaczej nie odprawiałbym tak skomplikowanego rytuału.
-Jak długo to potrwa?
-Wystarczająco. Czarodzieje długą będą odczuwali skutki bliskości Morrslieba, ludzie będą żyli w strachu a nasza Moc wzrośnie.
-Niechaj tak się stanie.

Terlarkar Upadły zarechotał paskudnie. Mag Chaosu wykonał swą robotę idealnie. Strach sparaliżuje mieszkańców wyspy. Tak gdzie jest strach, śmierć znajdzie swój przyczółek. A od niej do Chaosu droga niedługa...

Awatar użytkownika
Ice-T
Kretozord
Posty: 1620
Lokalizacja: 8 Bila

Post autor: Ice-T »

Ettariel była już prawie pewna wygranej, od kilku dni wyczówała aurę magi nad całą wyspą, lubiała to uczucie, jak gdyby żywiła sie nią, pochłaniała, zaprzeczała jej istnieniu. Na dodatek ten demon, białowłosą zdziwiło, gdy tarcza wiła pokrętne dzwięki, jak gdyby śmierć demona z ręki kogoś innego to strata energi, którą się żywiła.

-Jeszcze tylko jedna walka i moja kolej...- Pomyślała Ettariel, Piękność rozpierała energia. Jej pięknie zdobiony wachlarz,dawał jej dłonią zajęcie, rozkładany, składany, w te i na zad, to znów rozłożony by poruszyć nieco mętne zwały powietrza w podziemiach areny.

****

Bel'shenar przykucneła lekko, poczym zamaszystym ruchem drażniła nieco grzywę lwa którego kochała nie mniej niż ojca. Ten jedynie z dumą, warczac łagodnie stal niewzruszony, choć tak naprawdę lubiał te pieszczoty, to nie okazywał nigdy owego faktu.
-Jeśli nasza przyjaciółka Mroczne Słońce przeżyje arenę wróci tu z nielada doświadczeniem, jeśli zaś zginie moc Diademu Eldarów złączy się z nią nazawsze i zastygnie. Wtedy stanie się dla nas Sin'Dorei Dzieci Krwi niezwykłym sprzymierzeńcem, niełatwo dobierać przedmioty zesłane nam przez bogów do ich prawowitych właścicieli. Śmierć dla niej to możliwosc kontaktu, jeśli by zaś tej zuchwałej elficy, którą zgoła zdążyłam plubić, udałoby się wygrać arenę wtedy trzeba będzie ściagnać ja tu spowrotem...Tylko jak?... Tak, jest nas niewielu, ale i ja miałam tę wizję, Tarcza Feniksów przyjeła wolę którą Ettariel jej narzuciła. Musimy działać ostrożnie...- Lew, choć był tylko śmiercionosnym bydlakiem, to jednak oddanym słuchaczem dywagacji Bel'Shenar. Kto wie jakie dary otrzymał od Największego spośród magów wszechczasów.

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Hermenegild vs Aethis Mistrz Miecza z Hoeth

Królowa Piratów była wściekał gdy dowiedziała się o kradzieży Diamentów. Miała ochotę udusić tego paskudnego krasno ludzkiego kapitana własnymi rękami. Jack Storm najlepszy z podległych jej kapitanów, oraz obecny kochanek których Natalie lubiła często zmieniać, stał pod ścianą i słuchał gradu przekleństw jakie wyrzucała z siebie Królowa. W przeciwieństwie od innych kapitanów miał całe uzębienie nie poharataną buźkę, był dobrze zbudowany i dość przystojny. Jego wyglądu dopełniały dwa pistolety przewieszone przez pas i miecz półtoraręczny na plecach.
-Jack na pomarszczone jaja Mannana masz wyznaczyć nagrodę dla tego kto przyniesie mi głowy tych przebrzydłych pokurczy, jeśli któryś z nich postawi nogę na wyspie masz wypruć z niego flaki- powiedziała Natalie.
- A co z walką- powiedział Jack –Jej odwołanie nie było by chyba dobre- powiedział kapitan poczym ugryzł się w język, bo nie należało denerwować już zdenerwowanej Natalii.
Ona rzucił mu mało przyjemne spojrzenie – Odbędzie się i mam nadzieje, że będzie krwawa, przynajmniej to poprawi mi humor-
Tymczasem na Arenie zawodnicy już czekali. Aethis stał dumnie na arenie, a publiczność pamiętając jego zwycięstwa wiwatowała na jego cześć. Był on pewien wygranej, w końcu był Mistrzem Miecza, a jego przeciwnikiem był jakiś goblin.
Najemnicy przyprowadzili Hermenegilda goblin był zdezorientowany, nagle został rozwiązany jeden z najemników dał mu tarcze krótki miecz i sieć, a następnie powiedział, jak zabrzmi gong masz zabić tego elfa. Biedny goblin niemiał wyboru musiał walczyć aby przeżyć.
Gdy pojawiła się spóźniona Natalia wszyscy zauważyli, że jest w złym humorze, dała jednak ona sygnał do rozpoczęcia pojedynku.
Aethis ruszył błyskawicznie wyprowadzając precyzyjne cięcie mieczem, Hermenegild znalazł się w defensywie. Starał się odbijać ciosy Mistrza jednak kiepsko mu to wychodziło, jedynym ratunkiem okazała się sieć w którą próbował złapać elfa. Aethis w porę zadał sobie sprawę z zagrożenia i w ostatniej chwili uskoczył prze siecią. Hermenegild sądził, że to jego szansa i ruszył do przodu atakując swym mieczem, jednak Elf spokojnie sparował ciosy i znów przejął inicjatywę. Goblin na szczęście zasłonił się tarczą co uchroniło go od rozpłatania. Aethis wiedział, że ma przewagę lecz sieć goblina nie pozwalała mu na zadanie ostatecznego ciosu, gdyż zielono skóry cały czas próbował go w nią schwycić. Postanowił zaryzykować i zamarkował atak z jednej strony, tak aby goblin tam skierował sieć, następnie błyskawicznie przemieścił się na drugą stronę wyprowadzając jednocześnie cięcie i zmieniając przy tym kont parowania. Goblin instynktownie odskoczył lecz nie uchronił się przed ostrzem, rozcięło ono jego zbroje i dotkliwie go zraniło, musiał się on cofnąć lecz nie rezygnował z walki. Aethis ruszył do ataku, a goblin znów starał się nie dać zabić, w pewnej jednak chwili i on wykazał się sprytem, najpierw zmarkował próbę złapania Elfa w sieć, a gdy elf robił unik , skrócił dystans szarżując i zasłaniając się jednocześnie tarczą, po czym pchnął swym mieczem, Aethis znalazł się w trudnym położeniu bowiem goblin był zbyt blisko aby skutecznie mógł on się bronić swoim dwuręcznym mieczem. Otrzymał pchnięcie w udo, a ostrze goblina przebiło ilmitarowy pancerz, na szczęście zdołał on doskoczyć przed następnymi atakami. Jednak duma Aethisa została urażona, być zranionym przez goblina. Opanował się i skupił po czym ruszył na przeciwnika krocząc rytmicznie i precyzyjnie operując swym mieczem, szykując się do zadania śmiertelnych ciosów. Wyprowadzając ataki zmieniał ich konty uderzeń oraz kierunki z których padały, w końcu goblin otrzymał trafienie i jego krew znów skropiła piasek areny. Aethis nie rezygnował i napierał dalej, a Hermenegild nie widząc innej możliwości obrony bowiem wszystkie jego ataki były odbijane lub unikane rzucił sieć centralnie na Aethisa, ten jednak przewidział ten ruch i odpowiednio się ustawił. Imitarowe ostrze rozcięło sieć, a następnie odbiło miecz goblina, poczym Mistrz Miecza kopnął go w wewnętrzną stronę kolana Hermenegild stracił równowagę, a Aethis wykorzystał to i rozrąbał go na pół.
Natalie uśmiechnęła się widok krwii poprawił jej humor choć nadal miała ochotę powieści za jaja złodzieja jej diamentów.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

ODPOWIEDZ