ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Post autor: Byqu »

-Mów, a sprawię, że Khartox nie będzie ci w stanie nic zrobić. -syknął saurus. -Jeśli jednak mnie okłamiesz, będziesz próbować jakichkolwiek sztuczek... Khartox urwał by ci łeb, ale ja sprawię, że zobaczysz jak twoje serce bije w mej dłoni. Potrafię to uczynić w taki sposób, że nie tylko będziesz przy tym żywy, ale nie zemdlejesz z bólu.
Cichoskok przytaknął, odczekał chwile, aż się uspokoi, przełknął ślinę i zaczął mówić. Loq-Kro-Gar słuchał. Nie miał pewności co do prawdziwości słów gora, ale nie miał nic do stracenia. Musiał tylko zadbać, by zwierzoczłek bardziej obawiał się jego, niż swego wodza, ale to nie było trudne.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

- Dobrze dobrze. Ty popilnujesz moje głowy a ja ci powiem co i jak. Otóż Khartox szuka amuletu dla płonącej czaszki- mówił powoli gor, ale na słowa o płonącym czerepie Saurus zrobił nie zbyt przyjazna minę.- Trupia główka obiecała pomóc Krwawemu Rogowi w zemście. Ale nasz szaman mówił że to nie krwawy ani nawet nie migotliwy tylko ktoś używający różowego ognia stara się mówić Khartoxowi co ma robić.- Teraz Cichoskok cofnął się i przełknął ślinę najwyraźniej jego oprawca zbyt bardzo mu nie wierzył.- Mówię prawdę przysięgam. Krwawy róg urwał łeb Wielkiem dębowi zaraz po tym jak ten mu to powiedział!
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Loq-Kro-Gar patrzył na Cichoskoka przenikliwym wzrokiem. To co mówił było intrygujące. Kolejna siła zamieszana w Arenę. Na wspomnienie mocodawcy zwierzoludzi gad wyszczerzył gniewnie zęby. Kolejna zagadka do rozwiązania. Cichoskok sturchlał i zgarbił się, jednocześnie starając przekonać jaszczura o prawdziwości swych słów. Z resztą saurus w to nie wątpił, był w stanie wyczuć, że gor mówi prawdę.
-Teraz odejdę, będą podejrzewać, że coś poszło nie tak, jeśli rychło nie wrócę. -rzekł śmielej Cichoskok.
Nieobecny wzrok saurusa skupił się nagle na gorze. Loq-Kro-Gar nie rzekł ani słowa, tylko patrzył. Wzrokiem, który niemal sparaliżował bestię.
-O...obiecałeś!- beknął Cichoskok.
Jaszczur powoli ruszył w jego kierunku.
-Powiedziałe wszystko co wiem! -wyrzucił szybko gor- mówiłeś...
-Że Khartox nie będzie w stanie nic ci uczynić. -rzekł zimno Loq-Kro-Gar wyciągając rękę w kierunku zwierzoczłeka. -Słowa dotrzymam. Twój trup będzie poza jego zasięgiem.
Gor beknął żałośnie i skoczył do drzwi, lecz zielona łapa chwyciła go za gardło i uniosła nad ziemię. Loq-Kro-Gar chwilę przypatrzył się ofierze, jak wierzga kopytami, na jej rozbiegany w panice wzrok, poświęcił zdobycz Huanchiemu, po czym położył rękę na jej twarzy i niedbałym ruchem skręcił jej kark. Cichoskok zadrżał w agonii, z jego pyska popłynęła strużka czarnej posoki, po czym znieruchomiał. Jego ciało nakarmiło ryby.

Gdy Loq-Kro-Gar powrócił do swej kajuty, sztorm ani myślał ucichnąć. Wręcz przeciwnie, zdawałoby się, że się wzmagał. Nieprzymocowane przedmioty latały po pomieszczeniu, gdy wzburzony ocean raz za razem miotał orkętami niczym łupinami. Saurus nie mógł wiedzieć, że w tej samej chwili marynarze wykonywali tytaniczny wręcz wysiłek, by utrzymać okręt w całości, a oficerowie rozmawiali strworzeni o niebezpiecznej sytuacji. Nie mógł wiedzieć również, że takie same rozmowy toczyły się na pozostałych statkach. Ani tego, że nawet takie stare wilki morskie jak kapitan de Merke, kapitan McHaddish, czy kapitan Faolintiarn nie byli pewni, czy ujdą z tego z życiem.

[Taki evencik z mojej strony- sztorm. :) Nie polega on na walce, a przynajmniej nie na walce wręcz. :wink: Zachęcam do udziału.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Długi, srebrzysty bastard o jelcu wykładanym perłą obrócił się w ranie z obrzydliwym mlaskiem. Czarna krew trysnęła obficie, skrapiając błyszczący, rzeźbiony kirys i oblepiając rękawice z białej skóry. Mężczyzna uśmiechnął się pod maską chełmu i czubkiem buta zepchnął klęczącego wroga na chłostane sztormem, pokruszone skały, poprzecinane czerwonymi żyłkami.

Gwiezdne światło w ciemnych oczach elfa o pancerzu rzeźbionym w morskie motywy zgasło. Władca Pływów, Aislinn rozrzucił szeroko ręce zwalniając uchwyt na mieczu i padł w tył w jakby zwolnionym tempie... W błysku pioruna długie włosy elfa znacznie urosły i spięły się w smoliste warkocze. Rysy smukłej twarzy wyostrzyły się na podobieństwo drapieżnego ptaka a spod skóry wyszła gęsta plątanina blizn i tatuarzy. Spowity w zbroję z klejnotów i łusek morskich bestii, sędziwy Druchii wypuścił z żylastych palców smukły pałasz z czarnej stali a krew lała się dalej. Gdy końce włosów niemal dotykały ziemi wokół oblicza powalonego załopotały fałdy obszernych, jaskrawobogatych szat. Długa siwa broda tańczyła na wietrze pod dźwięk krzyku emira Mehmeta Żeglarza, a wysadzany szmaragdami buład brzdęknął o kamienie. Wtedy spowite w ciasne, estalijskie spodnie nogi wygięły się w bok pod ciężarem właściciela. Król Miraz Okrutny z czystym przerażeniem w oczach spoglądał zza rzeźbionej w kształt twarzy przyłbicy moriona na żebra wystające z dziury w napierśniku. Nagle wokół brodatej głowy rozpaliła się burza ogniście rudych włosów, a olbrzymi mąż w sile wieku grzmotnął o grunt niczym lawina kamieni. Korona z brzękiem potoczyła się po skałach gdy potężne ręce daremnie szukały leżącego w pobliżu runiczego topora. Z kolejnym świszczącym tchem postać zmieniła się jeszcze kilkukrotnie aż w końcu blady starzec o rzadkiej bródce i książęcych rysach znieruchomiał w kałuży własnej posoki, która ciekła po płytowym pancerzu, bufiastym ubraniu i płaszczu w niebieskich i żółtych barwach.

Teraz człowiek w białym płaszczu roześmiał się głośno, w wyrazie wielkiego triumfu i nieskończonej, makabrycznej radości. Po chwili upuścił ciążący mu w ręce oręż i zciągnął posklejaną posoką rękawicę. Krok za krokiem pokonywał kolejne skały aż wreszcie obcas wysokiego buta stuknął o czarną powierzchnię gładkiego jak szkło kamienia. Kpiące z gęstej ulewy blond włosy i biała peleryna łopotały triumfalnie na huraganowym wietrze, a Zwycięzca podniósł wzrok w górę.
Nad wysokimi szpicami otaczającymi dziwnie znajomy człowiekowi zespół budynków unosiła się postać emanująca potęgą i wszelkimi możliwym aspektami dostojeństwa. Wielka, jasna jak złoto odbijające słońce, sylwetka spowita w długie szaty powiewające nieskończonymi zwojami na nieziemskich wiatrach. Lecz najgorsze były oczy. Zza maski zmieniajacej swój kształt i wygląd więcej niż setki razy na uderzenie serca wyglądały szczeliny o hipnotyzującej wręcz mocy, oślepiające swym blaskiem i przerażające swą ciemnością. Istota spojrzała na wojownika dumnie stojącego na czubku muru.
- Nie ma już nic co mogłoby mnie postrzymać! - oznajmił z mocą, znosząc wzrok bytu. - Targ dobity a tobie nie zostało nic. Teraz oddaj mi to po co tu przypłynąłem!
- Jak... sobie życzysz... Królu. Od teraz słucha tylko ciebie. - syczący i rozbrzmiewający tysiącem sprzecznych ech głos zaszumiał wszędzie wokół. Złota, szponiasta ręka istoty błysnęła zielonym światłem, po czym zgięła się w służalczym geście.
Śmiech człowieka grzmiał głośniej niż ryczący sztorm. Rozpostarł ręce i spoglądał wokół w nieskończonym samozachwycie, oglądając swoje królestwo. Głośny zgrzyt zakłócił moment chwały Króla, który wściekły niczym fale poniżej obrócił się. I zamarł. Obleczona w cień gęstszy niż najgorsza mgła postać wznosiła wysoko nad głowę czarne ostrze. Jedynie jej zimne oczy błyszczaly w rozbawieniu.
Przerażony i niedowierzający temu jak wszystko wyślizguje mu się z rąk Król spojrzał na Istotę. Ta patrzyła na niego tymi samymi oczami co oprawca. I śmiała się. Szepczący chichot ściskał serce człowieka niczym imadło. Wtedy nadszedł cios. Czysty strach szarpnął spadającym na wąski pas piachu niedawnym zwycięzcą. Gdy uderzył o twardą ziemię nie poczuł nic, wtem w głowie usłyszał głos.
"- Jak widzisz wszystko jest grą... a twoja figura właśnie upadła. Lecz znaj mą litość... skończysz tak jak chciałeś, cóż... prawie. Hahahahahaha!"
Przez pęknięty chełm, jednym okiem dostrzegł wodę wystęującą ku niemu z brzegu w sposób przeciwny naturze. W fali dało się wyczuć szał, zimno i nienasycony głód.
Król Mórz wrzeszczał jakby darto jego duszę, gdy mętne słone macki wciągnęły go pod wodę.

...Adelhar van der Maaren podniósł się z głosnym okrzykiem i szeroko otwartymi oczyma wpatrzył się we wspaniały obraz wiszący naprzeciw wielkiego, godnego królów łoża. Malunek oczywiscie przedstawiał bitwę morska. Książę odgarnął spocone włosy z czoła i z trudem zaczął doprowadzać się do porządku. Po niebywale długim kwadransie ubrany w szlafrok wszedł nieco chwiejnie do pokoju między jego sypialnią i wystawną kajutą kapitańską "Dumy Driftmaarktu", w której przyjmował kiedyś oficerów i nieodżałowanego Elithmaira. Pod drzwiami stał nieco zaspany lecz w pełni umundurowany i uzbrojony gwardzista.
- Wszystko w porządku, wasza ksiązęca mość ? Słyszałem krzyk i... - widać było że żołnierz czuje się niezręcznie.
- Zaiste w jak najlepszym. Po prostu gwałtowniejsze przebudzenie, sam wiesz... Sprowadź do mnie natychmiast Czarnego Magistra i każ przynieść śniadanie, szybko.
Wojak zasalutował, wyraźnie odprężony i pomaszerował spełnić zadanie. Stukot butów przyprawiał skołatany łeb Adelhara o drążący ból. W międzyczasie zdołał usiąść za stolikiem przy przeszklonej ścianie i wypić prawie pół dzbana wody. "Ten Makaisson to umie się bawić. "
Niebawem pojawił się równie zaspany Helstan w towarzystwie lokaja niosącego srebrne tace pełne kontynentalnych specjałów. Książę Mórz spojrzał na słońce za oknem. Bez wątpienia było już dobrze po południu. Co więcej widział na horyzoncie kumulujące się szare kłębowiska. Doświadczenie dziesięcioleci spędzonych na morzu podpowiadało Adelhrowi, że niebawem mocny sztorm uderzy we flotę. Jednakowoż de Merke i reszta nie byli pierwszymi lepszymi szczurami lądowymi i pewnie już od wielu godzin szykują flotę na starcie z żywiołem... tymczasem musiał rozmówić się ze swym asystentem.
- Opuściłeś walkę, książę. Zresztą ja także. Skończyła się spodziewanie niezaskakująco. - ciągnął, ziewając lekko hierofanta, zabrawszy się do śniadania.
- Trudno... jak to się w ogóle stało że tak skończyłem... powinieneś mnie ostrzec...powstrzymać... czy coś.
- Pomysły Makaissona nie wydają się już tak zabawne ? Hmm, próbowałem wielokrotnie ale groziłeś że mnie zabijesz... więc dałem sobie spokój.
- Wiesz Helstanie, tej nocy doświadczyłem czegoś niepokojącego... i wcale nie chodzi o utratę panowania nad sobą...
Wysłuchawszy krótkiej relacji z nocnych koszmarów Księcia Mórz, Helstan pokiwał głową nad filiżanką i wywrócił oczyma.
- Za pozwoleniem... zbyt dużo wypiłeś. Choć nie powinienem być zdziwiony, sporo osób wciąż ma zwidy po nocach od czasu walki z istotą z mgły.
- Kim on właściwie był ? - zapytał marienburczyk, kręcąc wodą w kielichu.
- Kimś kto chce nas powstrzymać przed osiągnięciem celu. - enigmatyczny błysk rozświetlił na chwilę przekrwione oczy magika. - Zostaw to mnie i najlepiej zmuś tę skleconą intrygami zbieraninę do szybszego ruchu. Z każdą kolejną walką na tej perwersyjnej Arenie oddalamy się od pewnego zwycięstwa.
Hierofanta dopił herbatę i wstał, poprawiając nakrycie głowy. Gdy wychodził z kajuty Adelhar zawołał za nim.
- Czego znów do jasnej.... Tak, panie. Służę!
- Minęła mnie walka. A mam wielką ochotę jakąś obejrzeć. Organizuję te zawody i też powinienem coś z nich mieć... każ zorganizować następną! A także poleć zachować dodatkowe środki ostrożności na czas sztormu, w końcu wieziemy cennych pasażerów.
"Ale..." Czarodziej ledwo powstrzymał się przed palnięciem prosto z mostu. Przypominanie o rozsądku człowiekowi, który upija się pośród zgrai hien, które trzyma na smyczy jedynie swym autorytetem, ignorując możliwość bycia zadźganym dziesiątki razy i pozostawienia floty samopas a planu w ruinach mijało się z celem. Mnąc w ustach przekleństwo Helstan ruszył spełnić rozkazy.

Walka siódma: Khartox, Krwawy Róg vs Loq-Kro-Gar

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Bothan spał spokojnie w swojej kajucie. Na całym statku Makaissona panowały zorganizowane przygotowania do sztormu ,kapitan nie obawiał sie siły fal ,jednak rozbudowany system artylerii okrętu wymagał wielu zabezpieczeń.
Twardy sen starego inżyniera przerwał silny zapach dobiegajacy z zewnątrz kajuty. McArmstrong otworzył zaspane oczy i nie wychodząc spod obszernej grubej kołdry wciągnął zapach mocniej.-Chmmm... zaraz... czy to nie aby...- szemrał do siebie -Nie ,nie! To nie to... a więc... pieczona wpieprzowina!- pomyślał z entuzjazmem. Czym predzej odrzucił kołdrę ,czego żałował z powodu przenikliwego chłodu. Predko się ubrał po czym wyszedł z kajuty. Znalazł się w kantynie ,która połączona była z kajutami.
Jego oczom ukazały się długie stoły z porozrzucanymi naczyniami i resztkami. Nie było tam prawie nikogo oprócz popijającego piwo kucharza ,paru krzątajacych się krótkobrodych oraz jego czeladników - Mulfgara ,Flanda ,Manora i Brokkiego.
Najmłodszy z nich od razu ,gdy ujrzał Bothana wstał i serdecznym ruchem ręki zaprosził go do stołu -Mistrzu McArmstrong ,zachowaliśmy dla pana porcję! Ciężko było-
Bothan uśmiechnął się lekko i zasiadł do towarzyszy ,po czym zaczął spożywać smaczny posiłek ,słuchając ich relacji
-Sztrom się zbliża... - westchnął Mulfgar ćmiąc fajkę -Makaisson z powodu wczorajszej nocki nie jest w stanie funkcjonować ,więc jego bosman zajął się przygotowaniami...-
Bothan przerwał ,aby napić się piwa ,po czym odrzekł -Dobrze ,Mulfgarze... gość zna się na rzeczy ,chociaż w Wojenny Obuch dostaje po dupie! A co z "Czerwonym Baronem"? Bezpieczny - zapytał spoglądajac na Manora.
-Oczywiście ,panie McArmstrong! Po ostanich walkach został całkowicie zreperowany zgodnie z pańską procedurą! Wystarczy załadować amunicję i jest całkowicie sprawy do boju. Został przetransportowany pod pokład i zabezpieczony przeciw sztormowi.
Mistrz inżynier pokiwał głową i mruknął -Czyli wszystko w porzadku...- i wrócił do posiłku.
Brokki wtrącił -Mistrzu... niedługo dobędzie się walka! Wybierzemy się mimo sztormu?-
Bothan odparł -Jasna sprawa! W końcu tamten statek zaraz po naszym jest najstabilnijszy! I do tego mają sporo leku na chorobę morską - piwa!-
Cała drużyna zaśmiała się i część z nich wróciła do swoich kajut przygotowujac się do wyjścia
Bothan i Mulfgar zostali przy stole sącząc piwo -Słuchaj Mulfgarze... coś się zaczyna dziać nie tak...- szepnął inzynier ,Mulfgar zdzwiwiony odparł -Oczywiście ,idzie sztorm!- Bothan westchnął -Nie o to mi chodzi... coś się zaczyna dziać nie tak... czuję jakąś dzwiną magię ,ale nie mogę jej zdefiniowac... bądźmy czujni podczas walki... projekt kontroli maszyn przez tkankę mięśniową nie może wpaść w niczyje ręce... złożyliśmy przysięgę i jej dotrzymamy!
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Cholera, wiem, że moja walka, że powinienem napisać coś fajnego, ale jestem zupełnie bez weny dzisiaj, taki wypalony... :( ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[ Cholera, u mnie podobnie... A na domiar złego wyszedł Rome 2 :) Anyway, jutro coś napiszę. ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Ja też coś nie jestem zadowolony z mojego posta ,taki nijaki #-o ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Ciemność zupełna zapadła za oknem, wicher miotał okrętami po wzburzonym oceanie, a ciężki deszcz uderzał o drewniany pokład, wtórując swym stukotem basowym grzmotom. Pogoda sprzyjała raczej czarnym myślom, zaniepokojenie i strach powszechnie gościły w sercach podróżnych, którzy zamiast dzisiejszego pojedynku, wyglądali przejaśnień. Była jednak garstka śmiałków, które za nic miały obecną aurę. Jedną z nich był Loq-Kro-Gar.

Długo pozostawał w swej kajucie, w samotności, gdzie mimo szalejącego na zewnątrz żywiołu, medytował przy swoich ulubionych kadzidłach. Jego pierś unosiła się w miarowym oddechu, nic nie było w stanie zmącić jego spokoju. Z każdym wdechem jego duch silniej wiązał się z ciałem saurusa, napełniając go siłą i wytrzymałością. Jego umysł przepełniony był skupieniem, zaś w serce dzikością. Mając wciąż zamknięte oczy rozpoczął swoistą inkantację w języku, którego nikt w promieniu tysięcy mil nie mógł zrozumieć.

Tzcatli, daj siłę memu ramieniu,
Huanchi, nadaj mym ruchom szybkość,
Tzunki, spraw, bym uniknął ciosów wroga,
Quetzlu, ześlij na mnie wytrzymałość Wiecznego Kamienia,
Tlanxla, niech me ciosy sięgną celu,
Potecu, chroń mnie przed złymi mocami,
Xokha, prowadź mnie, bym wypełnij swój obowiązek,
Tepoku, napełnij mnie mądrością starożytnych,
Caxutuan, daj mi dzikość łowcy, gdyż ofiara musi zostać spełniona!


Oczy gada otworzyły się gwałtownie, z pionowych źrenic biła zimnokrwista nienawiść, a z gardła wydobył się głuchy warkot. Jaszczur wstał, sprawdził po raz kolejny swój ekwipunek, po czym założył zbroję, swój pierścień, dar od samego Mazdamundiego, schował do podręcznej skrytki buteleczkę z ciemnozielonego szkła, chwycił tarczę i broń, po czym ruszył ku swemu przeznaczeniu. Pod drzwiami zastał posłańca, który miał go odprowadzić na arenę. Ten zawiódł go w odpowiednie miejsce, gdzie Loq-Kro-Gar miał spędzić ostatnie chwile przed pojedynkiem w samotności, nim żelazna krata uniesie się, a on stoczy bój ze znienawidzonym wrogiem.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Panował sztorm. Bothan i jego czeladnicy wyszli na ogarnięty burzą pokład. Z nieba leje się poteżny deszcz ,a fale rozbijają się o widocznie zabezpieczone okręty.
Gdzieniegdzie widać biegających marynarzy-zabójców z przemoczonymi rudymi brodami.

McArmstrong okryty długim płaszczem przeciwdeszczowym podszedł do pilota przy lądowisku i starając się przekrzyczeć hałas ,wrzasnął -Krasnoludzie! Lecimy na statek Księcia Jezior!- ,pilot spojrzał na inzyniera i odparł równie głośno -Nie ma mowy! Kapitan zakazał! Zbyt duży wiatr!- Bothan warknął -Toż to ledwo mżawka!-
widząc jednak ,ze nie uda mu się podważyć rozkazu Makaissona ruchem ręki przywołał swoją drużynę i kazał im załatwić szalupę.
Po parunastu minutach Mulfgarowi udało się pożyczyć łódz napędzaną silnikiem i krasnoludy z wielkim trudem udały się na Gargantuana.

Czym predzej udali się na trybuny ,gdzie zrzucili wielkie płaszcze ,jednak mało one dały wśród nawałnicy i fal. Krasnoludy zajęły dobre miejsca i zamówiły piwo wraz z ciepłym posiłkiem.
-Cokolwiek się wydarzy ,miejcie sie na baczności... po tej walce nikt nie będzie zbyt entuzjastyczny...- mruknął Bothan do czeladników -I miejcie broń w gotowości...- dodał ,klepiąc się po kaftanie ,gdzie schowany miał garłacz. Każdemu z jego czeladników udało się wniesc podręczną broń .Z powodu okropnej pogody ,straż zamiast przeszukiwać gości wolała ogrzać się ale.


**********

"Do rąk własnych kasztelana Czarnego Zamku
Stopień tajności najwyższy
Po przeczytaniu spalić!
Wielki Inkwizytorze!
Sytuacja na Arenie Śmierci rozgrywa się coraz bardziej ,mimo ogólnego stanu spokoju.
Wykryto bojówkę dawno zapomnianej Karmazynowej Czaszki.
Śledztwo wykazało ich przywódcę ,jest nim kapitan armii Nordlandu Gerhard Eirenstern.
Niestety nawet w szeregach armii są heretycy. Zgodnie z procedurą wnoszę o rozpoczęcie osobnego śledztwa w jego sprawie oraz przeprowadzenie procesu na podejrzanych.
Niech Sigmar ich ukaże ,a oczyszczajacy ogień oczyści ich dusze.

Sprawa priorytetowa mojej misji napotkała trudności ,które zdołam rozwiązać.
Namierzyłem członków krasnoludzkiej Gildii Inżynierów ,którzy są w posiadaniu planów pozwalajacych kontrolować maszynę za pomocą tkanki nerwowej Niestety napotykam pewne komplikacje ze zlokalizowaniem dokumentów.
Ubolewam ,jednak zostałem wykryty i musze działać bardziej otwarcie.
Jednak mimo trudności zdołam wypełnić zadanie i już wkrótce Mistrz Von Bittenberg będzie w stanie kontynuwoać swą krucjatę.

Podpisano
Reiner Eisenwald"
Ostatnio zmieniony 11 wrz 2013, o 19:24 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Taka uwaga techniczna: zamiast "tkanki mięśniowej i mózgu napisz po prostu tkanki nerwowej. Mięśnie nie przenoszą pobudzenia :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ Miałem to na myśli ,nawet chyba wcześniej tak pisałem ,dzięki za poprawę #-o ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Cieszę się, że mogłem pomóc :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Gerhard siedział w swojej kajucie, wsłuchany w dźwięki nadchodzącej burzy. Lubił te chwile napięcia tuż przed uderzeniem sztormu. Kojarzyły mu się z armią, która maszerując na pole bitwy, zapowiadała swe nadejście dźwiękami trąb i werbli. Brzmiało to pięknie, a zarazem groźnie.
Niestety, pełną majestatu ciszę zakłócił odgłos gwałtownego wymiotowania zza ściany. Gerhard westchnął. "Gargantuan" zaczął już mocno kołysać się na coraz to większych falach, więc co poniektórzy pasażerowie dostali nawrotu choroby morskiej. Zabawne, że tacy ludzie zdecydowali się na wielomiesięczny rejs statkiem...
Gerhard wstał z fotela i podszedł do niewielkiego bulaja. Spojrzał na niebo zasłane czarnymi chmurami, na inne statki floty, na ich załogi uwijające się w pocie czoła, żeby jak najlepiej przygotować się na starcie z żywiołem. W takich chwilach nawet najstarsi marynarze czuli respekt przed niemierzoną potęgą oceanu.
Nawet pomimo burzowej atmosfery, zamieszania wśród załogi i zalążków paniki wśród pasażerów, Gerhard mógł poczuć, że jeszcze coś innego wisiało w powietrzu. Coś miało się wydarzyć pośród strug deszczu i uderzeń błyskawic. I chyba nawet wiedział co.
Po kilku minutach usłyszał pukanie do drzwi. Akurat zakładał szeroki, skórzany pas obciążony jego gladiusami.
- Wejść ! - Polecił nawet nie odwracając wzroku, skupiony na zapięciu mosiężnej klamry.
- Kapitanie Eirenstern ! - Jeden z marynarzy służących na pierwszym pokładzie wszedł do kajuty. Gerhard mógłby przysiąc, że słowo "Kapitan" wypowiedział z ledwo wyczuwalną ironią.
- Tak, marynarzu ? - Odwrócił się do nieoczekiwanego gościa i spojrzał mu w oczy.
Mężczyzna, mając w pamięci walkę Gerharda na Arenie i jego nowo nabytą reputację bezwzględnego mordercy, pokornie opuścił wzrok na swoje wypolerowane buty.
- Książę Mórz rozkazał zawiadomić wszystkich uczestników, że wkrótce rozpocznie się kolejna walka.
- Doprawdy ? - Gerhard uniósł brwi - Przy takich warunkach pogodowych ? Kto dzisiaj walczy ?
- Jaszczuroczłek Loq-Kro-Gar oraz minotaur Khartox Krwawy Róg.
Na twarzy Eirensterna zagościł wyjątkowo paskudny uśmiech.
- Loq-Kro-Gar ? Nie mogę tego przegapić ! Tylko zabiorę płaszcz i ruszam na Arenę...
Marynarz wyraźnie zmieszał się i i dziwnie zamilkł. Gerhard oczywiście to zauważył.
- O co chodzi ? - Zapytał - Jeśli coś przede mną ukrywasz, lepiej przestań.
- Chodzi o to, że po ostatniej pana walce inni pasażerowie floty mogą reagować... no... różnie, na pańską obecność na trybunach.
- Do czego zmierzasz ? - W głosie eks-kapitana zadźwięczały niebezpieczne nuty.
- Książę kazał przydzielić panu eskortę na czas pańskiej obecności na Arenie ! - Marynarz wyrecytował treść rozkazu na jednych wydechu, na końcu przymykając oczy. Pewnie spodziewał się, że ego Eirensterna nie zniesie takiej zniewagi i Czempion Khorna wpadnie w szał. Już miał krzyczeć coś w rodzaju "Nie zabijaj posłańca !", gdy Gerhard...
Tylko wzruszył ramionami.
- Jeśli taka jest wola gospodarza tej Areny, nie pozostaje mi nic innego, jak się dostosować - Odrzekł spokojnie - Poczekaj na mnie za drzwiami. Muszę wziąć parę rzeczy.
Marynarz wyszedł, a Eiresntern podszedł do swojej niewielkiej zbrojowni w kącie pokoju. Jego szkarłatna zbroja, dokładnie oczyszczona z resztek Elithmaira, prezentowała się wspaniale w półmroku kajuty. Niestety, z oczywistych przyczyn nie mógł jej teraz założyć. Zamiast tego podszedł do niewielkiego kuferka obok stołu z narzędziami do konserwacji ekwipunku i wyjął z niego dwa zdobione pistolety skałkowe. Dostał je kiedyś od pewnego imperialnego generała za wybitną służbę, ale nigdy ich nie użył. Zawsze preferował starcia wręcz, więc te dwa małe arcydzieła rusznikarstwa kurzyły się na półce. Teraz nagle poczuł, że mogły się przydać, więc umieścił je na pasie obok mieczy.
Na koniec wziął z szafy gruby płaszcz z kapturem, który po założeniu doskonale ukrywał fakt, iż był uzbrojony po zęby, i wyszedł na korytarz.
Marynarz, spięty do granic możliwości, czekał na niego przed drzwiami. Po krótkim marszu przez sieć korytarzy, wyszli na zewnątrz.
Burza rozpętała się już na całego. Silny wiatr łopotał połami płaszcza Gerharda, a deszcz padał tak mocno, że zdawało się że zaraz zmyje z pokładu wszystkich nieszczęśników zmuszonych do pracy w takich warunkach.
Wśród całej tej zawieruchy, Eirenstern dojrzał grupkę sześciu ludzi w półpłytowych pancerzach i uzbrojonych w muszkiety.
- TO TWOJA ESKORTA ! - Marynarz z całych sił starał się przekrzyczeć sztorm - ONI POPROWADZĄ CIĘ DALEJ ! BYWAJ !
Gerhard skinął głową i założywszy kaptur, podszedł do oddziału.
- Witaj, panie !
Eirenstern podniósł wzrok i uśmiechnął się, poznając w swojej eskorcie kultystów z Karmazynowej Czaszki.
- Jakim cudem zostaliście moją eskortą ? - Kapitan podszedł bliżej, żeby nie musieć krzyczeć do swych podwładnych.
- Kiedy poszedł rozkaz, że trzeba cię będzie eskortować na Arenę, to żaden ze strażników nie chciał wziąć tego zadania. Cholera, mieli już nawet ciągnąć zapałki, kiedy my zgłosiliśmy się na ochotników. Pomyśleliśmy, że wolałbyś iść z nami !
- I nie pomyliliście się ! - Gerhard uśmiechnął się - Dobra robota ! A teraz w drogę.
Karmazynowa Czaszka otoczyła swego przywódcę ciasnym kordonem i cała formacja ruszyła na Arenę. Wchodząc po marmurowych schodach prowadzących na Arenę, Gerhard obmyślił na poczekaniu plan dotyczący pewnej osoby, która być może przybędzie obejrzeć dzisiejszą walką.
Oj tak. Coś ewidentnie wisiało w powietrzu.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Urzekł mnie Twój tekst Chomikozo. Czytało się super :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[Dziękuję, chociaż mi się wydał raczej standardowy :)]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Diabeł tkwi w detalach :) Jakoś spodobał mi się. Ostatnio miałem trochę wymuszonych tekstów, ale mam nadzieję, że z tym koniec.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Sztorm uderzył z potężną siłą Khartox przysłuchiwał się uderzeniom fal i gromom. Krwawy róg był zniecierpliwiony walka była tuż tuż. A minotaur zbyt dawno nie miał krwi na rękach, ani nie smakował surowego mięsa pokonanego. W tym samym czasie żelazna skóra poszukiwał swojego zaginionego kamrata który od wielu godzin nie dawał znaku życia. Krwawy róg nie czekając na powrót swoich sług ruszył na arenę dzierżąc swój zaklęty topór. Bestia była nie spokojna, idą miała wrażenie że ktoś ją obserwuje. Jednak powiewy nie niosły zapachu, a deski nie wydawały skrzypnięć. W ciągu najbliższego czasu miało wyjaśnić się kilka spraw dotyczących planów splecionych wokół wszystkich uczestników areny.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Trochę tekstu łowieckiego na sobotę ,miłego czytania ;) ]

-Arena Śmierci... gniazdo destrukcji ,rozpusty i grzechu... miejsce ,które obraża Sigmara... Inkwizytor Vob Bittenberg słuszność miał rozpoczynając śledztwo w sprawie tych cyklicznych zawowód... szkoda ,że spotkał go... wypadek...- łowca czarownic Reiner rozmyślał tak od godziny.
Przyszedł ,aby objrzeć walkę ,zajął lożę centralnie nad wejściem ,aby mieć widoczność na każdego kto wchodzi i wychodzi z trybun.
Stosując sprawdzony sposób swego nauczyciela wszystko notował w notesie. Odnotował wszystkich zawodników areny ,najbogatszych oraz najsławnijszych gości ,wyższych oficerów Księcia Mórz ,kapitanów ,bosmanów ,zmianę wart itp itd.

Na zewnątrz panował już sztorm. Inkwizytor po dłuższej obserwacji ,głównie krasnoludów ,które nie ruszały się z miejsc,zaobserwował coś niezykle ciekawego - Gerhard z eskortą 6 uzbrojonych ludzi wkroczył na trybuny. Reiner wyciągnął bardzo małą lunetę i przyjrzał się dokładnie. On razu rozpoznał jednostkę ,byli to członkowie podejrzanie niedawno sformowanego regimentu ,tworzyły go "niedobitki". Jednak łowca czarownic dawno odkrył prawdę - kultyści Karmazynowej Czaszki wyrżnęli podczas zgiełku bitewnego swoich towarzyszy ,którzy nie chcieli do nich przystać.

-Chmm... a więc przyprowadził przyjaciół... no dobrze...- westchnął Reiner po czym odczynił znak Sigmara i opuścił lożę.
Ściągnął rozpoznawalny kapelusz i ruszył za grupą zbrojnych. Po chwili stanęli oni i zajęli miejsca na tyłach ,mimo ścisku wiele osób z pogardą lub ze strachem odchodziło od nich. Gerhard i 2 jego ludzi siadło ,4 nadal za nim stało ,bardzo uważnie się rozglądając.

Łowca czarownic zaplanował ,aby najpierw pozbyć się obstawy zawodnika ,wiedział ,że sam w starciu z bandą khronistów oraz kapitanem Imperium nie ma większych szans. Poza tym nie chciał wywołać zamieszek i zwrócić na siebie uwagi Księcia Mórz.

-Sigmarze daj mi siłę... Sigmarze daj mi odwagę...Sigmarze ,daj mi zwycięstwo...- wyszeptał po czym złapał przechodzącego młodego chłopaka ,ubranego w stare brudne ubrania i przystawiając mu nóż do pleców wyszedł do małego pokoiku dla służby za trybunami. Od pomieszczenia do grupy Gerharda było paręnaście metrów ,ale tłok ludzi zapewnił kamuflaż.
Wrzucił młodzieńca do pokoju ,po czym zamknął drzwi. Ten od razu wstał i wrzasnął -O co chodzi?! Co zrobiłem do cholery?!- inkwizytor prawym sierpowym znokautował człowieka ,który padł na ziemię -Milcz! Okropny bałwochwalco! Ośmieliłeś się okraść sługę Sigmara!- warknął łowca ,młody chłopak otworzył szeroko oczy i nie wydusił z siebie ani słowa ,widać było strach i łzy w jego oczach ,nie widział o co chodzi ,ale już czuł przeszywający strach i poczucie winy. -Ale teraz... w litości... możesz się zrekompensować ,działajać w imię naszego pana...- chłopak jęknął -Ale ja nic...- inkwizytor schylił się i spojrzał mu w oczy -Pójdziesz do grupki kapitana ,który jest zawodniiem... byłego kapitana... przechwycisz mieszek któregoś z nich i uciekniesz tutaj... jasne?- skończył chłodnym szorstkim głosem. Chłopak pokiwał drżącom głową i wyszedł z pomieszczenia.
Podszedł do stojących ochroniarzy i bezceremonialnie oderwał od pasa jednemu z nich mieszek oznaczony mała ,czerwona czaszką. Ten spostrzegł to i warknął ,bez polecenia opuścił wartę i pobiegł w kłab ludności. -Głupcy! Co to do cholery za samowolka! Zostawcie go! Później się z nim policzę...- warknął Gerhard.
Kultysta wbiegł do pokoiku za chłopcem ,po czym zamknęły się za nim drzwi ,teraz nic tam nie było widać ,wszędzie panował mrok -Chłopczyku... gdzie jesteś?... chodź do mnie... nic ci nie zrobię... wezmę tylko jedną rzecz i sobie idę... chcę tylko twojej czaszki...- wyrechotał khornista. Nagle usłyszał skrzypniecie i stanął w milczeniu wyciągając miecz. -Na kolana ,psie...- chłodny głos przemówił w mroku -Coo?! Ty bezczelny gnoju!- po tych słowach kultysta poczuł przeszywający ból i padł na kolana z dwoma strzałkami idealnie wibtymi w uda. -Ty sukinsynu! Walcz- warknął próbując powstać ,jednak szybki cios w gardło usmiercił go.

-Dobrze ,chłopcze... bardzo dobrze... teraz pójdziesz tam i będziesz chodził wśród ludzi ,będziesz mówił o sługach ciemności wśród nas ,o herezji i deprawacji... o checi splugawienia dusz ,kiedy rozpocznie się wrzawa wyjdziesz przed grupę naszych przyjaciół i wykrzykniesz ,gdzie znajduje się źródło herezji.- chłodno rzekł Reiner -Ale oni mnie zabiją!- zaprotestował chłopak -Tak jak przed chwilą...- zaśmiał się łowca ,po czym wypchnął chłopca z pokoju.
Ten chodził wśród ludzi i robił dokładnie oc kazał mu inkwizytor ,kiedy wniosłą się wrzawa i wzajemne oskarżenia ,chłopak wyszedł z tłumu i wskazując drżącą ręką na Gerharda ledwo krzyknął -To... to oni! To ci heretycy!- kultyści od razu wrzasnęli i zaczęli odpychać napierający tłum silnymi kopniakami i ciosami ,powalajacymi napierajcych widzów. Szybko udało im się opanować natarczywców ,po czym Gerhard szepnął do kultysty -Idźcie we dwóch... uciszcie gnoja...- dwóch zbrojnych od razu pobiegło w tłum za chłopakiem i znów znaleźli się w pokoju ,do którego ich zaprowadził. Znóq znaleźli się w ciemności i jeden z nich warknął -John! Co to do cholery!- drugi wyciągnął toporem i warknął -Zaraz nasz wzrok się przyzwyczai! Krew dla boha krwi!!!- wrzasnął i rzucił się w ciemnośc zostawiajac towarzysza ,ten został wypatrując w otchłani przyjaciela ,po chwili usłyszał stłumiony krzyk i w jego stronę potoczyłą się odcięta głowa jego kompana -Co to?! Pokaż się! Walcz ,ty sukinsynu!!! Widze cię!- warknął ,kiedy zaczął dostrzegać kontury Reinera ,wtedy ten odsłonił lampę sztormową i silny blask oślepił wrażliwego na światło wojownika ,ten wrzasnął i zatoczył sie ,po chwili przysłonił oczy i rzucił się w stronę inkwizytora ,ten odsunął się i chwytem powalił oślepionego khornistę i szybkim ruchem dobił go rapierem.
Jednak tym razem nie zobaczył chłopca ,uciekł on ze strachu ,łowca zaklnął siarczyście i prędko obmyślił nowy plan. Opuścił pokój i udał sie do stojącego obok oficera floty -Witaj...- szepnął ,gdy ten spostrzegł stojącego za nim inwkizytora wzdrygnął się i drżącym głosem odparł -Co tym razem...?- łowca uśmiechnął się i odparł -Pójdziesz do tamtej grupki i każesz im iść za sobą ,aż do tego pomieszczenia... w innym wypadku stolica dowie się o twoich występkach...- żołnierz bez słowa odszedł w stronę ludzi Gerharda.

-Mości zawodniku! Muszę zabrać dwóch twoich ludzi ze sobą! Książe Mórz ich potrzebuje!- Gerhard warknął -Co do cholery?! Zostało ich tylko trzech ,kolejan trójka zniknęłą gdzieś i dotad nie wróciłą! Bierz ich! Ale po co dajecie mi eskortę!- wrzasnął zdenerowany człowiek ,po czym usiadł osuszając kieliszek ale.
Dwójka kultystów udała się za oficerem ,tylko jeden został przy kapitanie. Znów udali się do pokoju dla służby -Tu zostaniecie i poczekacie na innego oficera! Spocznij!- warknął ,po czym zamknął drzwi. Dwóch kultystów siadło na beczkach i zapalili lampkę. W gniewie wrzasnęli widząc inkwizytora -Co tu robisz?! Mamy cię zabić ,prażynko?!- wrzasnął jeden wyciągajac maczetę ,-Tak ,Fynd! Pokażmy mu czyj bóg jest lepszy!- wykrzyknął drugi wyciągając obitą kolcami pałkę -Nasz dowódca będzie zadowolony!-
Reiner założył kapelusz ,po czym donośnym głosem warknął -W imieniu Świątyni Sigmara... skazuję was na śmierć...- kończąc wyciągnął rapier i przyjął postawę bojową. Kultyści rzucili się na niego ,pierwszy ,wysoki oprych z maczetą ciął od góry ,szarżując ,łowca odsunął się błyskawicznie i od razu musiał parować cios drugiego. Ten zaczął wyprowadzać swoją maczugą serię silnych ciosów ,wrzeszcząc coś o krwi. Reiner bezemocjonalnie zbijał każdy atak ,po czym uruchomi ostrze ukryte w bucie i wbił je w napastnika. Ten warknął i odsunął sie robiac miejsce towarzyszwi ,który rzucił się na Reinera. Inkwizytor zbił atak i trzymanym wczesniej za plecami sztyletem przebił mu ramię ,ten odsunął się ,ale potem od razu wrócił do ataku ,całym ciałem naparł na łowcę ,przycisnął go z wrzaskiem do ściany okładając rękojeścią broni ,po chwili padł ,ginąc od sztyletu wbitego w bok. Obolały inkwizytor podniósł rapier i nawet nie zdążył się zorientować ,kiedy drugi khornista rzucił się na niego przewracając go ,wojownika już miał zadać ostateczny cios kiedy seria z pistoletu strzakłkowego podziurawiła go.
Łowca wstał i opuścił pomieszczenie. Przeszedł parę metrów i zorientował się ,że Gerharda i jego człowieka nie ma na ich miejscach. Po chwili dostrzegł ich w tłumie ,zawodnik dostrzegł łowcę i zaśmiał się ,po czym wykonał gest chęci zabicia go. Gerhard i jego człowiek ruszyli w stronę Reinera ,kiedy głośne dźwięki obwieściły rozpoczęcie walki. Cała publicznosć rzuciła się jak najbliżej areny.
-Gdzie on jest do cholery!- warknął Gerhard odrzucając na bok ludzi.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Jak się okazało, Gerhard miał rację co do Inkwizytora. Poniekąd. Łowca faktycznie zjawił się na Arenie, gorzej, że przy okazji zabił pięciu jego ludzi. Teraz, pozostawszy tylko z jednym strażnikiem, Eirenstern wpatrywał się w Reinera z wyjątkowo paskudnym uśmiechem na swym mrocznym obliczu. Miał go jak na widelcu. Nawet skromna ofiara z kilku kultystów była raczej niewielką ceną za pozbycie się zagrożenia tego formatu.
- Trzymaj się za mną i nie wchodź mi pod miecze. Ten skurwiel jest mój - Gerhard, idąc szybkim krokiem w stronę znienawidzonego adwersarza, położył dłonie na rękojeściach gladiusów ukrytych pod płaszczem.
- Tak jest, panie - Kultysta nie miał zamiaru dyskutować.
- Atakuj tylko wtedy, kiedy będzie próbował jakichś sztuczek. A na pewno spróbuje, więc miej się na baczności. W razie czego, strzelaj z muszkietu.
Reiner w końcu zauważył nacierających khornitów i sięgnął po pistolet. Tłum ludzi był wprawdzie bardzo gęsty, ale Sigmar na pewno wybaczyłby kilka przypadkowych ofiar uśmierconych w imię lepszej sprawy...
Dokładnie w chwili, kiedy Łowca miał zdecydować się na strzał, Kiedy rozległo się potężne uderzenie gongu obwieszczające rozpoczęcie walki. Ci z widzów, którzy zamiast od razu udać się na swoje miejsca, trawili czas na towarzyskich rozmowach, teraz rzucili się na trybuny. Eirenstern i jego podwładny zostali dosłownie zalani rozgorączkowanym, żądnym krwi tłumem. Nietrudno było zgadnąć, że w takich warunkach zlokalizowanie jednej osoby, nawet tak charakterystycznej jak Łowca Czarownic, graniczyło z niemożliwością.
- Gdzie on jest do cholery ! - warknął Gerhard, odrzucając na bok ludzi - Nie pozwolę znowu mu uciec !
- Nie ucieknie ! - Jego sługa złapał go za ramię - Strażnicy zamykają bramy na czas walki ! Nawet mysz się nie przeciśnie. Usiądźmy na trybunach, podczas trwania walki będziemy dokładnie się rozglądać. Po pojedynku urwiemy mu łeb.
Gerhard, nieco już uspokojony, skinął głową i udał się za kultystą na trybuny.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

ODPOWIEDZ