Inne statki nie radziły sobie równie dobrze.
Większość kog i galeonów z trudem utrzymywała się w pionie, czy to dzięki szczęściu czy też heroicznej wprost odwadze żeglarzy, z których niektórzy przypłacali życiem bezpieczeństwo jednostki, gdy dziki żywioł rwał liny bezpieczeństwa i zmywał nieszczęśników wrost w lodowatą kipiel. Pasiaste żagle "Płonącego Elektora" bujały się na wszystkie strony a w pewnym momencie sztorm urwał statkowi von Teschenna jego makabryczną żeźbę dziobową, której statek zawdzięczał nazwę.
"Języczek Lileath" z niebywałą prędkością zawracał między falami omijając te największe i precyzyjnie znajdując luki w murze słonej wody i piany.
Fala odbijały się od masywnego korpusa największego statku floty, drastycznie powiększone i podpłynięcie do niego graniczyło z samobójstwem, jednakże udało się to dwóm okrętom. "Duma Driftmaarktu", błyszcząca i dostojna nawet wśród takich warunków pogodowych cięła sztorm niczym srebrny rapier, gdy dotarła do "Gargantuana". Z najwyższego jej żagla podniesiono trap, do którego z kolei opuszczono mały podest z góry i Książę Mórz wraz z grupką swych ludzi dokonał karkołomnego wyczynu przechodząc na pokład większego statku, nogą zdrową acz w żadnym razie nie suchą.
Tymczasem załoga "Walecznego serca" z poświęceniem walczyła z linami, żaglami oraz stewą by w końcu stanąć w umówionym sygnałami miejscu, gdzie po kwadransie walki o życie kapitan Alard i jeden z jego synów złapali rzuconą Saurusowi niebotycznie długą drabinkę sznurową. Zwinnie wdrapując się na górę, Loq-Kro-Gar, raz po raz chłostany falami usłyszał u dołu głośne krzyki górali. Usiłując zignorować wyrzuty, sumienia Lustrijczyk nie oglądał się i wreszcie sięgnął chłostanego deszczem i wiatrem pokładu.
Książę Mórz wkroczył do zadaszonej loży honorowej, z ulgą witając suchość i ciepło. Rondo wspaniałego kapelusza przesiąkło wodą i oklapło w dół. Adelhar oddał płaszcz i kapelusz służącemu po czym usiadł i zagadnął oficera stojącego za nim.
- Czy inni oficerowie stawią się na walkę ? Widziałem żyrokoptery...
- Nikt z poza "Gargantuana" nie przyszedł, wasza książęca mość. Wszyscy zdecydowali się pozostali przy swych jednostkach. Maszyny wobec warunków i tak cudem wykonały jeden lot, przywożąc może z tuzin osób, potem przykuliśmy je do masztu i samej areny... kabiny pilotów zmieniły się w istne wanny a jeden z żyrokopterów prawie spadł...
- Gdzie komandor de Merke ?
- Nadzoruje umacnianie okrętu. Wprawdzie wystarczyło uszczelnić i zablokować wszystkie bulaje w dolnych partiach okrętu ale podobno te wielkie działa wymagają dodatkowych mocowań i profilaktycznego zatkania otworów strzeleckich i...
- W porządku, wytarczy. Ech, wypadałoby rozpocząć widowisko. - Adelhar van der Maaren wstał i podniósł rękę. Obleczony w grube płaszcze i skryty pod prowizorycznymi osłonkami tłum nieco się ożywił.
- Wypuścić walczących! Niech sztorm zobaczy że nikt się go tu nie lęka! - wykrzyknął przez podaną mu tubę.
"Cholera, zaraz zaczną a raca nie gotowa, za długo zeszło mi u Tristany." Młody strzelec pokonywał schodek za schodkiem. Jego trzewiki plaskały o zalany marmur. Jednocześnie osłaniał wielkim płótnem swą rusznicę z matczyną wręcz troską. W końcu mógł stanąć i rozejrzeć się. Cztery kolumny stały puste dookoła areny - gdy gładki kamień zalewały hektolitry deszczu, stać na nim i nie skręcić karku mógłby chyba tylko sam Sigmar. Młodzieniec otworzył drzwi do małego pomieszczenia z tyłu widowni i osłupiał. Niemal zwymiotował na nagły widok porąbanych ciał... w dodatku ciał ludzi w pancerzach gwardii Księcia Mórz. Musi zawiadomić...
Głuche pacnięcie przecięło ciszę panującą w słabo oświelonym pokoju.
- Wybacz przyjacielu, Sigmar uświęca środki. Niedługo się obudzisz, a ja tymczasem...
Reiner oglądając się przez ramię na pochłonięty walką tłum, zaciągnął ogłuszonego strzelca pod ścianę i zamknął drzwi. Potem z uśmiechem podniósł wielki muszkiet oraz amunicję i podszedł do drugiej części pokoju. Mokry płaszcz i kapelusz założył na oparcie skórzanego fotela po czym usiadł i oparł lufę broni o parapet poziomego wizjera przez który widać było całe koloseum jak na dłoni. Wpatrując się w zakapturzony tłum mimowolnie przygryzał wargę.
- Gdzie jesteś Gerhardku... no pokaż się. Mam tu dla ciebie mały, ołowiany prezent...
[ Wytrwajcie, walka jeszcze dziś
