ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Matis »

Dziad Zbych pisze:[ Jedno pytanie : na każdej arenie lubisz śmiać się z elfów czy mój Etchan jest wyjątkiem ( obstawiam pierwszą opcje :) ). Ale przyznaje nawet ja się z tego śmieje. ]
[Tak, do tego jeszcze wompierze. Mniejsza z tym, że grałem też tymi dwoma rasami :lol2: Trzeba tępić dla zasady ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Matis pisze:
Dziad Zbych pisze:[ Jedno pytanie : na każdej arenie lubisz śmiać się z elfów czy mój Etchan jest wyjątkiem ( obstawiam pierwszą opcje :) ). Ale przyznaje nawet ja się z tego śmieje. ]
[Tak, do tego jeszcze wompierze. Mniejsza z tym, że grałem też tymi dwoma rasami :lol2: Trzeba tępić dla zasady ]
[ Ja dla zasady prowadzę w środowisku kampanie pt. " Elf też człowiek" :mrgreen: ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Robicie mi tylko apetyt na roleplay :mrgreen:
Do rzeczy, walczycie, czy nie? :? ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Ja bym poczekał na resztę. No chyba że Francis odwróci uwagę elfów a Etchan ich powystrzela :mrgreen: . Ja i tak dziś już nie mógłbym napisać niczego długiego. ]

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

[Dobra, ale walki na boisku nie przegrywamy? :D Bo skoro atakowane są jeszcze wioski to chyba dobrze by było gdybyśmy mieli sytuację względnie pod kontrolą.]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Ja się nie wypowiadam, ja tu tylko sprzątam :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[To co? Walczycie? A może sam mam coś pisać?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Tak walczę na razie opiszę początek w końcu mamy przegrać żeby potem odbić wioskę czy jaki jest plan ? , Jakby były jakieś niezgodności to powiedz :) .
Etchan zobaczył Druchi celujących z kusz na kilka uderzeń serca przed innymi widzami. Zdążył tylko krzyknąć " Na ziemie !" i pociągnąć za sobą siedzącego obok uczestnika. Na szczęście dla nich salwa w całości została wystrzelona w wojowników na boisku. Elf nie zobaczył skutków ostrzału z kusz gdyż siedząc na krańcu prowizorycznych trybun biegł już w kierunku zarośli. Ogromna ilość pytań napierała na niego , czy tych elfów jest więcej niepewność czy wioska jaszczuroludzi do których przyzwyczaił się i zdążył polubić nie zostanie spalona i ograbiona przez pozbawionych sumienia łowców niewolników. Lecz na razie musiał odrzucić niepokojące go pytania. Będąc już praktycznie niewidocznym w wysokiej trawie i gęstych krzakach na kilka chwil zamknął oczy i wsłuchał się wiatr i mimo ogólnego chaosu kilka metrów dalej pozwolił cichej pieśni drzew przeniknąć jego świadomość i oczyścić go zbędnych myśli , pozwalając skupić się na walce. Trwało to dosłownie kilka chwil lecz czuł że teraz to on jest zagrożeniem dla mrocznych elfów. Są zajęci ostrzałem , nie powinni nawet mieć przeczucia że ktoś zmierza. Lecz mimo tego jak zwykle zresztą nie przestał uważać , przemykał od jednego cienia do drugiego , prześlizgiwał się pod zawalonymi konarami i dostosowywał swój krok do odgłosów przyrody. Po chwili zobaczył po swojej lewej stronie swoich przyszłych przeciwników. Profesjonaliści , wybrali doskonałe miejsce. Elfy stały na lekkim podwyższeniu terenu ale nawet to dawało im ogromną przewagę. Większość wojowników będzie potrzebowała kilku chwil żeby wspiąć się na owe podwyższenie. Kilka chwil które będą ich kosztować życie , kilka chwil których nie mamy Zajął pozycje , oparł się o cienki konar drzewa i odruchowo ukrył się za zwisającymi z gałęzi innego drzewa lian. Błyskawicznie zdjął łuk i nałożył specjalną strzałę. Będzie bolało , baardzo Etchan uśmiechnął się okrutnie gdy liściasty , kuty grot wbił się w brzuch elfa który właśnie celował w biegnącego na przedzie rozwścieczonego Pakji. Kusznik krzyknął z bólu i z zaskoczenia gdy strzała przebiła pancerz ze skóry i wzmocniony łuskami jakiegoś nieznanego gada. Elf specjalnie trafił w brzuch. Nie patrzył jak dławił się krwią , jak krzyczał , płakał i pluł krwią. To był jeden z takich momentów kiedy Etchan nie mógł wykrzesać z siebie ani trochę współczucia. Widział zabitych saurusów-wojowników , honorowych i gościnnych mieszkańców tego obszaru , naszpikowanymi trującymi bełtami podczas dramatycznej i z góry skazanej na porażkę szarży. Nawet nie celował , zdawał się na instynkt. Następny kusznik właśnie celującego do walczącego z trzema przeciwnikami kapitana Drake-a padł bez dźwięku na ziemie z strzałą w potylicy. Trafiał tych wrogów którzy stanowili zagrożenie dla nacierających orków i saurusów. Wielu zawodników zdążyło podnieść broń więc walka stała się bardziej wyrównana. Lecz Etchan zobaczył coś co równocześnie rozwścieczyło i sprawiło że przeszły go dreszcze. Za elfami stały klatki pilnowane przez kilku najemników. W jednej z nich elf zobaczył zwierzę które już raz widział. Ogromną czarną panterę , jej pysk był siłą zamknięty przez przykręcony przez specjalne korby żelaznym kagańcu. Drapieżnik rzucał się po klatce , i próbował strząsnąć z pyska kaganiec. Widok jednego z piękniejszych zwierząt jakie w życiu zobaczył , usidlone w klatce złapane przez pozbawionych jakichkolwiek skrupułów i uczuć wyższych wypaczonych kuzynów obudził w elfie gniew i wyniszczającą nienawiść że aż zadrżał. Nie czuł już niczego poza gniewem i nienawiścią. Dobył długiego miecza i z głośnym okrzykiem " Vindar Kurnous , asendi sinidar ! Etain Doraith" Ten prastary okrzyk pochodzący jeszcze z czasów Roku Cierpienia zwrócił uwagę stojących przy klatkach ludzi. Ujęli pewniej rohatyny i ruszyli ku Etchanowi. Ten już był w biegu , gdy zbliżył się do pierwszego uskoczył w bok i drugą ręką wyjął sztylet zza pasa. Zbił szybko dźgnięcie włócznią i zakończył starcie fintą połączoną z rzutem sztyletem . Nadbiegający przeciwnik ledwo zdążył sparować ukośne cięcie wyprowadzone zza głowy. Po chwili elf zasypał go ciosami i zwodami. Po chwili on też upadł na ziemie brocząc krwią z ciętej rany na klatce piersiowej. Ostatni przeciwnik był elfem i wyraźnie nie należał do łatwych szermierzy. Ruszył ostrożnie do ataku , czasami wyprowadzając stychy swym krótkim mieczem i zadziorami . Jego chwycił broń w wysokim chwycie i też obserwował przeciwnika. Już miał zadać cios gdy zawahał się gdy zobaczył nagle na wpół rozbawioną i zaskoczoną Etchana. Druchi odpędził złe przeczucia i złożył się do ciosu. Zadał by go gdyby nie kotwica. Kotwica rozpędzona siłą mięśni i masą ciała zwalistego ogra. Elfowi nie chciało się nawet patrzeć na skutki uderzenia. Spojrzał na równie uśmiechniętego ogra.
- Dawno Cię nie widziałem- rzekł elf
- Skarg stęsknił się z bitką- odparł spokojnie ogr i po chwili milczenia ruszył ku następnym wrogom. Etchan ruszył ku klatkom. Pantera wlepiła żółte ślepia. Elf stanął przed klatką. Po prostu patrzył w oczy zwierzęciu które kilka tygodni temu było bliskie zabicia go. Po dłuższej chwili podszedł do klatki i zaczął ją otwierać. Zwierzę na przemian rzucało się w klatce i warczało na elfa . On otworzył powoli kratę lecz kiedy zobaczył że pantera szykuję się do skoku błyskawicznie zatrzasnął kratę. Zwierzę ryknęło ogłuszająco i rzuciło się wściekle. Elf jeszcze raz otworzył kratę i zdecydowanie wszedł do kraty. Pantera nie zdążyła nawet rzucić się ku elfowi ponieważ on właśnie zaczął zdejmować metalowy kaganiec. Gdy skończył , pantera z nieprawdopodobną szybkością skoczyła do przodu wyciągając pazury Nie żyje Zdążył pomyśleć elf i zamknął oczy. Po chwili usłyszał krzyk i zobaczył panterę szarpiąca mocarną szczęką mrocznego elfa próbującego zajść od tyłu Etchana. On wyszedł z celi i jeszcze raz spojrzał na ogromnego kota. Niemal widział wdzięczność w oczach drapieżnika i dotknął go po boku szyi i wyciągnął miecz. Dziki kot rzucił się ku nadbiegającym elfom. Ich walka zakończyła się bardzo szybko. Jeden padł na wznak i tryskającą krwią z kikuta nogi a drugi padł chwile później z bliznami na twarzy. Niemal wszyscy walczący zobaczyli chwile później kiedy czarna pantera minęła walczącego saurusa i zaatakowała innych mrocznych elfów. Wszyscy uczestnicy areny , orkowie i saurusy popatrzyli na Etchana. On uśmiechnął się ponuro i ruszył na przeciw następnym wrogom. [ Miałem tak niespodziewane natchnienie , nic tak nie wspomaga jak playlista muzyki z anime , przeplatanej muzyką z Wiedzmina i utworami na skrzypce :mrgreen: Fragment z panterą , wiem że jest b. słaby ale jestem już zmęczony. Ale mam nadzieje że więcej osób się dołączy :wink: . ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Ja w żadnym razie nie będę Wam mówił, jak macie pisać. Gracze sami powinni tworzyć teksty, GM tylko nadaje główny nurt. Sprząta.
Z drugiej strony rada ode mnie. Obie wioski już padły, niewolnicy wzięci, w czasie, gdy rozgrywa się ta walka. Jeśli chcecie przegrać teraz, to część trafia do niewoli, a część (raczej niewielka) mogłaby uciec do dżunglii.
To jednak nie jest mus, robicie ostatecznie jak chcecie.

P.s. Fragment z panterą nie był zły :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Jakie wioski zostały zaatakowane, co z moim fortem, który był już skończony i broniony przez 40 strzelców i sterowiec :d ? ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[A to nie postawiłeś go przy wulkanie? Musiałem nadinterpretować... :roll: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Von Drake przecie wrócił nim do wioski]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Pamiętaj, że Ci twoi kondotierzy wybrali się gdzieś na "manewry". Ale spoko, fort jest nieruszony :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Merxerzis biegł z obnażonym mieczem, prosto na drużynę orków. W ciągu tych kilku sekund przez jego głowę przechodziło dużo myśli. Korsarze nie podzielili się z nim informacji, czy zasadzka ma na celu wybicie obrońców wioski do nogi, czy pojmania szczególnie wartościowych najemników? Czy jeśli atak przebiegnie zbyt pomyślnie, Arenę spotka przedwczesny koniec? Czy jeśli zaatakowani przetrwają zastawioną pułapkę, jego udział w turnieju się skończy? Jak powinien się zachować i jakie będą tego konsekwencje?
Wszystkie te myśli zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a właściwie draicha, kiedy jego miecz wbił się po rękojeść w podbrzusze jednego z orków. Ich miejsce zajęła wojenna pieśń, śpiewana przez krew pulsującą w tętnicach, z przyspieszającego serca, oczekującego nadchodzącej walki. Jednocześnie to wspaniałe uniesienie zostało szybko zdławione, kiedy przebity zielonoskóry, nie zważając na powierzchowną dla niego ranę, zamknął głowę egzekutora w miażdżącym ciosie dwiema masywnymi łapami. Ciężki metalowy hełm oczywiście spełnił swoje zadanie, ale mrocznemu elfowi, aż zadzwoniło w uszach. Uderzenie zdecydowanie, go otrzeźwiło więc szybko wyrwał swoją broń z trzewi stwora i zrobił dokładnie to, co posiadacz dobrych dwóch metrów stali może zrobić nieuzbrojonemu przeciwnikowi. Zaczęły lecieć kończyny. Najpierw ręce, ucięte w ramionach a na koniec wirująca w powietrzu głowa. Znowu poczuł zew krwi, przelewając jej spore ilości w imieniu Khaina.
Problemem był tylko kolejny ork należący do grającej drużyny, który popisał się swoją walecznością, w obliczu lepiej uzbrojonego przeciwnika. Z gołymi rękami rzucił się na egzekutora, w potężnym skoku, obalając go na ziemię. Grube łapska zacisnęły się na jego szyi, ale na szczęście typowo elficka zbroja, chroniła ją szerokim metalowym kołnierzem. Ork natychmiast zmienił taktykę, zaprzestając duszenia i przechodząc do starego dobrego, tłuczenia głową przeciwnika o podłoże. W ciągu pięciu minut, hełm Merxerzisa został poddany kolejnej próbie. Kapitan znalazł się w sytuacji, w której nie chciał puścić swojego drogocennego draicha, ale jednocześnie nie miał absolutnie szans go wykorzystać, przygnieciony ciężarem dzikusa. Wolną ręką starał się powstrzymać ataki, ale fizycznie nie mógł się mierzyć z wielkim orkiem zwłaszcza w pozycji w jakiej się znajdował. W końcu w szamotaninie znalazł otwarcie i jego lewa dłoń, okuta metalową rękawicą wystrzeliła do przodu, a dwa palce zagłębiły się w oczodołach napastnika. Zielonoskóry odruchowo złapał się za twarz, a druchii nie czekając, aż tamten odzyska kontrolę, wytoczył się spod jego ciała i szybko sam stanął na nogi. Teraz przelał całą swoją wściekłość w jeden silny cios, który przeciął stojącą przed nim postać na pół, od lewego ramienia, po prawe biodro.
Po tych zaledwie dwóch starciach z miejscową ludnością, pragnął jedynie zadać im jak największy ból, przelać jak najwięcej ich splugawionej krwi i wymazać ich istnienie z tej wyspy. Krótka inspekcja pola walki, przykuła jego uwagę do wodza orków, którego imię obiło mu się o uszy przed meczem. Kisumu był otoczony przez trzech łowców niewolników i wymachiwał przed sobą kamiennym rębakiem, nie stwarzając im żadnego zagrożenia, ale jednocześnie nie pozwalając się do siebie zbliżyć. Trzeba by szaleńca, żeby wszedł w zasięg tej broni, którą mogła z powodzeniem zmienić takiego na miejscu w papkę.
- Z drogi! - Krzyknął w druhir Merxerzis zbliżając się pewnym krokiem do swojego celu.
Korsarze nie zwrócili na niego uwagi, zbyt zajęci potężnym orkiem zagrażającemu ich życiu. Nie pomyśleli jednak, że inny druchii również może być zagrożeniem. Wpadł między nich rozdzielając szerokie cięcia na lewo i na prawo, torując sobie drogę, ale jednocześnie w efekcie ubocznym posyłając ich na ziemię mniej lub bardziej żywych. Jeden z elfów zwijał się trzymając się za krwawiący kikut. Drugi dostał zaledwie płytkie cięcie, ale i tak już wykrwawiał się z tętnicy udowej bez żadnych szans. Trzeci, który był najdalej, zdążył się nawet obrócić, ale zmieniło to tyle, że długie ostrze Gaz`lera przejechało po jego twarzy, zmieniając jej lewą stronę w ruinę, między innymi pozbawiając oka. Merxerzis jednak nie przystanął nawet na chwilę, gdyż liczyła się jedynie otwarta droga do Kisumu. Sam ork był nawet trochę zaskoczony, ale daleko mu było zaprzestania walki. Zaszarżował na egzekutora z uniesioną bronią i dzikim wrzaskiem na ustach. Dotychczasowe ofiary dzisiejszego dnia, nie były w stanie zaspokoić głodu Khaina, więc natura Draicha nie mogła udzielić mu swojej uleczającej mocy, niemniej napełniła go wigorem. Wystarczającym by równać się z pierwotną siłą zielonoskórego. Uniósł ostrze i zablokował uderzenie. Kamień zderzył się ze stalą krzesząc przy tym mnóstwo iskier, które w większości odbiły sie nieszkodliwie od jego hełmu, a z kolei posypały się w oczy orczego wodza. Ten złapał się za twarz czemu towarzyszył okrzyk bólu, a chwilę później obie dłonie ucięte w nadgarstkach oraz zielona głowa, uderzyły o ziemię. Merxerzis wpatrywał się z zadowoleniem w truchło, by po chwili ze zdziwieniem zauważyć, że w jego zbroi pojawiła się dziura, a wystawała z niej rękojeść sztyletu. Bez zastanowienia, wyrwał go z pomiędzy swoich żeber. Okazało się, że sztylet to była przesada, co najwyżej naostrzony kamień, przywiązany do jakiegoś patyka. Chwilę później, poczuł coś czego nie czuł już od dawna. Jego rana sama się zasklepiała, a upływ krwi był coraz mniejszy. Jednocześnie czerwień pomału znikała z rozpalonych run, na powierzchni jego draicha.
Jego uwaga, była w całości pochłonięta tym zjawiskiem i będąc kompletnie nieświadomy tego co go otaczało, nie zauważył wstającego z ziemi korsarza, ze zmasakrowaną twarzą. Chwilę później przeszył go ból, a przed oczami pojawiły się mroczki, kiedy ten uderzył drewnianą kłodą w tył głowy. Nie padł ogłuszony tylko ze względu na witalność płynąca z miecza, a przynajmniej do czasu, kiedy zdziwiony obrócił się do tyłu, tylko po to, by dostać tak samo tyle, że już w twarz. Potem była już całkowita ciemność.
[Jak ktoś chce, to może sobie coś zrobić z moją postacią (uwzględniając to kto ostatecznie wygra), daje pewne pole do popisu, jak nie to ja coś wymyslę.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Krew spływała mu po oczach. Przykryte całunem czerwieni, dostrzegły jego poległych braci. Ból zagościł w jego sercu, drapiący pazurami jaguara, burząc w nim krew. Podstępny przeciwnik zmusił jego wojowników do odwrotu. Byli rozbici.
Lecz jeszcze nie pokonani.
Pakja warknął, przywracają porządek wśród saurusów krótką komendą. Byli ranni, lecz wprawny myśliwy wie, że taki właśnie zwierz jest najniebezpieczniejszy.
- Bronić wodza!- ryknąl wojownik, widząc jak kolejna grupa elfów wyłania się z dżunglii. Przeskoczył kamienną ławę i ciała kilku marynarzy, dołączając do starcia wręcz.
Korsarze dysponowali przewagą szybkości, mogąc razić nieuzbrojonego saurusa szybkimi cięciami kordelasa, lecz jaszczura chronił naturalny pancerz, co wyrównywało szanse. Ponadto saurus, mimo braku oręża, nigdy nie był bezbronny.
Wnet nieostrożny elf padł martwy na ziemię, z torsem rozoranym pazurami gada. Z tego błędu nie wyciągnie już wniosków. Pakja niestety nie mógł trzymać przeciwnika na dystans, gdyż przeciwnik dysponował bronią zasięgową, a jemu brakowało tarczy. Miast tego szarżował więc, by zmusić wrogów do cofania się... bądź zmiażdżyć ich kilkukrotną przewagą masy.
Wtedy ujrzał Merxerzisa powalającego kolejnych orków. Gniew wstąpił w serce wojownika, wobec pogwałcenia gościnności gospodarza turnieju, świętego rytuału Pok-a-tok, czy przelewanie krwi jego braci. Niczym orzeł, saurus chciał spaść na elfa, lecz nie zdołał- kolejni korsarze stanęli mu na drodze.
Syknęła strzała. Kusznik, który mierzył właśnie w saurusa padł martwy. Etchan ponownie przyciągnął cięciwę do ust i wypuścił szaropiórą strzałę, ratując Pakję od ciężkich ran, być może nawet śmierci. Ten jednak tego nie dostrzegł.
Pogrążony w ferworze walki, porwał próbującego się ratować ucieczką druchii w szczęki. Jaszczur nie był w stanie co prawda unieść całego elfa paszczą do góry, lecz jedno szarpnięcie łba wyrwało nogę nieszczęśnika z biodra. Mrożący krew w żyłach wrzask rannego przeszył tych, którzy zdołali zapomnieć o drapieżnej naturze jaszczuroludzi.

[To jaka jest decyzja z wynikiem walki?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Kolejny promień skondensowanego blasku uderzył wprost w twarz nadbiegającego elfa, który zaraz wywinął kozła padając tuż u stóp maga. Razandir dobił korsarza jednym potężnym ciosem topora. Zaraz jednak doskoczyło do niego dwóch następnych najeźdźców. Tylko odruchowe zasłonięcie się tarczą Hysh uratowało czarodzieja od śmierci. Kopnął jednego z zaskoczonych przeciwników w brzuch odpychając go od siebie, a uderzenie drugiego w ostatniej chwili przyjął na trzonek Siekacza. Puścił różdżkę, lewą ręką złapał za gadzi płaszcz przeciwnika, przyciągnął go do siebie i z całej siły wyrżnął czołem w jego czaszkę. Zamroczony druchii padł na ziemię lecz jego towarzysz już atakował, już opuszczał ostrze zakrzywionego miecza wędrujące wprost ku szyi maga.

Czarne cielsko mignęło tuż przed oczami Razandira. Porwało elfa, zagłębiło ostre zębiska w jego boku powalając go na ziemię. Krzyk najeźdźcy ustał wraz z kolejnym ugryzieniem pantery rozszarpującej mu gardło. Czarodziej patrzył przez chwilę w osłupieniu jak wielki kot szczerzy okrwawione kły i mruczy groźnie obracając się w jego stronę. Powoli podniósł różdżkę naprędce próbując przypomnieć sobie jakieś zaklęcie ułaskawiające dzikie zwierzęta. Magia nie była tu jednak potrzebna. Bestia zastrzygła uszami słysząc okrzyki kolejnych mrocznych elfów nadbiegających od strony lasu i zaraz skoczyła im naprzeciw.

Czarodziej skorzystał z tej niespodziewanej pomocy i chwili wytchnienia. Rozglądną się wokół. W ferworze walki już dawno oddzielił się od Lothara i jego kompanów, którzy teraz zawzięcie bronili się przed grupą korsarzy, nieco dalej walczyli też jaszczuroludzie z potężnym Pakją na czele broniący swojego wodza. Nie był pewien czy obrońcy sobie poradzą lecz jak mógł im pomóc? Bez swojej księgi ledwo co dawał radę zadbać o własne życie. Trzeba było wezwać pomoc, w wiosce musieli zostać przecież jeszcze jacyś wojownicy no i przecież w forcie von Draka cały czas siedzi kilkudziesięciu chłopa. Trzeba ich tu sprowadzić. A jeśli wioska też została zaatakowana? Niepokojące myśli zbierały się w głowie maga, ale podjął on już decyzję.

Wycelował różdżką w niebo i wystrzelił z niej Czerwony Płomyk Ahtungberga mając nadzieję, że ktoś zinterpretuje tańczące w powietrzu światło jako wezwanie o pomoc. Sam ruszył swoim kulawym biegiem w stronę lasu strzelając jeszcze raz po raz pociskami światła przeszywającymi kolejnych korsarzy. Chwilę potem zniknął w zaroślach.

[Dobra skoro nie wiadomo czy wygrywamy, czy przegrywamy to Razandir biegnie ratować swoje księgi :D]

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Panie , widzę że ktoś się dołączył w końcu. Ja jestem za przegraną ale w ten sposób żeby przeżył Pakja i do 10 saurusów. Gdy wszyscy ocaleni uczestnicy zbiorą się razem z nimi gdzieś w dżungli. Będzie ogólnie obmyślanie planu. Dzisiaj wieczorem napiszę dalszy ciąg walki z mojej perspektywy. Czyli orkowi zginą :twisted: Jakakolwiek nie była by decyzja szykuje się niezłą zabawa :) ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Prosiłbym o oszczędzenie Mboto i większości jego zawodników oraz szamana. Będą potrzebni min. Matisowi.
Pamiętajcie też, że nie wszyscy muszą ginąć. W końcu elfy to łowcy niewolników :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Dobra, po tygodniu kumulowania many wreszcie przełamałem prostackie zaklęcia łysego adminofaszysty. Zaraz coś naszrajbuję. Lothar jak zwykle wejdzie z hukiem :P ]
[ Inglief co skrytykował wiadomego gościa za używanie admina do osobistych wredotek też załapał bana i respawn ma chyba jutro, także nie wyklinać od botów ]

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Z rękoma naznaczonymi kilkoma zadrapaniami, w przepoconej koszuli, dysząc ciężko ze zmęczenia i z samotnym liściem egzotycznej rośliny zaplątanym w długą brodę, Razandir przycupnął pod osłoną krzaków rosnących na skraju jaszczurzej wioski. Jeszcze przedzierając się przez las słyszał, że i tego miejsca nie ominęła walka. Huk wystrzałów dochodzący od strony fortu von Draka, pokrzykiwania ludzi oraz ostre komendy wykrzykiwane przez dowódców mrocznych elfów niosły się echem daleko poza wioskę. Wcześniej wszystko słyszał, lecz teraz mógł zobaczyć.

I w ogóle nie spodobało mu się to co zobaczył. Po uliczkach meandrujących między zdobionymi chatkami jaszczuroludzi biegali druchii niekiedy prowadzący za sobą szarpiących się saurusów i skinków zniewolonych przez kolczaste obręcze założone na szyje i popędzanych przez ostrza rohatyn. Stojący na lekkim wzniesieniu mag ujrzał również oddział elfich kuszników chowających się między budynkami, którzy ostrzeliwali fort wybudowany po drugiej stronie wioski. Stacjonujący tam ludzie von Draka i Corteza pogrążeni w czarnoprochowym dymie dawali odpór najeźdźcom ostrzeliwując ich z rusznic, muszkietów i dział. Całości obrazu zniszczenia dokonywały jeszcze pożary wzniecane w naprędce obrabowywanych domostwach oraz wybuchy bomb spuszczanych z latającej Revenge, które co prawda celnością nie grzeszyły lecz skutecznie wpisywały się w dzieło wszechobecnej destrukcji.

– Na bogów… Toż to wszystko zaraz w drzazgi się rozleci – skonstatował mag.
Szybko spojrzał na tę część wioski, gdzie znajdowała się jego chatka. Ogień jeszcze tam nie dotarł, budynki nie zostały zbombardowane. Istniała szansa, że jego dobytek przetrwał. A zatem nie było chwili do stracenia.

Z toporem w prawej ręce a z różdżką w lewej, skradając się od krzaka do pnia, od pnia do ściany pierwszej chaty podkradł się ku wiosce. Sprzyjał mu rozgardiasz wywołany walką i najazdem. Łatwiej było przekradać się między domami, łatwiej dawało się unikać bystrego wzroku elfów. Mag schował się za rogiem budynku widząc jak jedną z głównych ulic kroczy pięciu druchii poganiających włóczniami kilku zakrwawionych jaszczuroludzi zmuszanych do ciągnięcia sporej kolasy, na której usypano stos złotych ozdób, wysadzanych drogimi kamieniami figurek boskich idolów i ceremonialnych naczyń. Wszystko zapewne skradzione zostało z piramidy. Przemknął dalej gdy ponury pochód zniknął już za rogiem. Gdzieś dalej na jednym ze skrzyżowań ujrzał szamoczącego się pod siecią starego saurusa. Otaczający go druchii nagle padli na ziemię drążąc w konwulsjach a z uliczki obok wybiegła grupka skinków z dmuchawkami. Jaszczury szybko zaczęły pomagać saurusowi wyswobodzić się pęt. I równie szybko zginęły zdjęte salwą z powtarzalnych kusz elfów. Mag czuł jak rośnie w nim gniew. Te istoty nie zasługiwały na niewolę i poniżenie. Nie były przecież zwierzętami, choć bardzo je przypominały, a zresztą nawet zwierzęta nie zasługują na taki los.

Musiał dostać się do swoich ksiąg, do swoich czarów. Wówczas walka z tymi wypaczonymi kuzynami szlachetnych elfów będzie o wiele łatwiejsza. Wówczas będzie można działać. Już po chwili przycupnął za rogiem chaty, którą zajmował. Na szczęście nie była zniszczona. Lecz od razu usłyszał, że ktoś w niej jest, ktoś przewraca meble, ktoś czegoś szuka. Jeden z druchii wyszedł właśnie na werandę z torbą Razandira, którą odwrócił do góry dnem. Księgi wysypały się na deski z głuchym łomotem i szelestem kartek. Elf mruknął coś w swojej ostrej mowie a jego towarzysz, który też wyszedł na zewnątrz zaśmiał się i sądząc po gniewnym spojrzeniu kolegi rzucił jakimś złośliwym komentarzem. Czarodziej nie czekał dłużej. Karzący Wpierdol Sprawiedliwego Blasku przeszył czaszkę pierwszego druchii kładąc go bez życia. Mag od razu zamachnął się i rzucił toporem prosto w drugiego elfa. Ostrze wbiło się we framugę gdy korsarz z nadludzką zwinnością zdołał uniknąć uderzenia. Druchii dobył już broni ale nie zdążył uniknąć samego maga, który w jednej chwili rzucił się na niego i powalił na ziemię. Razandir wyrżnął potężną pięścią w czoło zaskoczonego elfa, potem łupnął jeszcze raz, potem w szczękę i dalej po łbie. Uderzał aż smukła twarz korsarza stała się jedynie krwawą miazgą.

Wstał zdyszany i szybko zaczął ładować księgi do torby. Wszedł do chaty gdzie na podłodze znalazł zrzuconą ze stołu „Omnia verba veritatis”. Odetchnął z ulgą i włożył rękopis do oprawy zapinanej przy pasie. Założył też swoją wysłużoną wzmacnianą kurtkę i zarzucił płaszcz, w którego jednej z wewnętrznych kieszeni wymacał fiolkę magicznej mikstury leczącej. Póki co mu się nie przydała i miał nadzieję, że tak pozostanie. W swoim pełnym rynsztunku od razu czuł się lepiej. Moc pulsująca z tajemnej księgi dodawała mu sił, a pewność, że wszystkie skomplikowane zaklęcia ma na wyciągnięcie ręki pozwalała zastanowić się nad dalszymi posunięciami.
Jedno było pewne. Nie mógł tu zostać. Zarzucił torbę na ramię i ostrożnie wyjrzał za drzwi. Huk wystrzałów i eksplozji nadal dudnił w powietrzu, dym palonych chat zasnuwał ulice, po których korsarze zaganiali swoich niewolników. Wioska była stracona nawet jeśli fort von Draka zdoła się obronić. Czy wracać zatem do reszty zawodników walczących na boisku? Nie, nie było sensu. Zanim tam dotrze walka pewnie się już skończy, a tutaj można jeszcze coś zdziałać. Trzeba skontaktować się z von Drakiem, jego statek mógłby przecież przyjść w sukurs walczącym na boisku. Jeśli nie będzie już za późno rzecz jasna. Póki co jednak trzeba dostać się do fortu.

Razandir chyłkiem wybiegł z chaty i zniknął w jednej z bocznych uliczek.

ODPOWIEDZ