ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Post autor: Byqu »

-To co mówisz Bellanerze... To co mi proponujesz wydaje się słuszne. -wyraźnie słychać było w głosie Loq-Kro-Gara wahanie -Jednak sięgnięcie po taką moc... Konsekwencje są nie do przewidzenia. Może wam się uda, ale możecie zgubić więcej istnień, niż moglibyście uratować. Energia z kryształu może wywołać katastrofalne w skutkach sprzężenie zwrotne, mogące zdestabilizować jądro planety! Jeśli zbadamy sprawę dokładniej, damy temu czas...
-Nie mamy czasu do diaska! -Bellaner walnął pięścią w stół, wywracając kielich z resztką wina -Każdego dnia drżę z niepokoju o moją ojczyznę, każda chwila przybliża ją do nieuchronnej zguby. Nie mam pewności, że nie dojdzie do katastrofy jeszcze zanim dopłyniemy do celu. Czy twoja ojczyzna stanęła na skraju zagłady, a ty wiedziałeś, że jej ocalenie oznacza krew niewinnych? Czy walczyłeś i choć wiedziałeś, że nie masz szans, to trwałeś na posterunku?! Daliśmy światu wiele darów, ocaliliśmy go do cholery! Co dostaliśmy w zamian?! Nasza kraina kołysze się nad przepaścią. Nie zamierzam bezczynnie siedzieć!
Saurus nie wytrzymał.
-Nie masz pojęcia o beznadziejnej walce, ani o poświęceniu! -gad zerwał się z miejsca i skierował oskarżycielsko palec w kierunku elfa -Nie było cię na Moście Gwiazd w Itza. Nie widziałeś prawdziwego poświęcenia.
Opadł ciężko na krzesło. Rany wciąż świeże doskwierały szczególnie mocno. Doskwierał mu zwłaszcza kikut na końcu ogona, choć to była to raczej skaza na dumie.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

-Ja nie mam pojęcia o beznadziejnej walce? O poświeceniu?! Uważaj co mówisz gadzie!-wysyczał Bellaner-byłem w oblężonej wieży Hoetha, odciętej od świata przez pół roku, jedynym co widziałem było morze mrocznych elfów! To JA opłakiwałem swojego syna, bohatera spod bramy gryfa, to JA krzyczałem wśród cieni pojedynkując się z samą Morathi, to JA wreszcie muszę się kłaniać tej idealistycznej gnidzie Teclisowi której nie było jeszcze w czasach gdy ja już byłem stary! To moja ojczyzna jest zagrożona i nawet za cenę całego Imperium nie pozwolę jej zniszczyć! ROZUMIESZ?! Jeśli tak to do cholery pomóż mi a nie siedź bezczynnie na dupie!-w oczach Bellanera na krótką chwilę pojawił się obłęd i Loq-Kro-Gar był pewien iż elf go zaatakuje.
Ten jednak powoli opadł na krzesło, po jego policzku spływała samotna łza. Mimo swego młodzieńczego wyglądu nagle postarzał się w oczach i Loq-Kro-Gar zrozumiał iż ma przed sobą niedołężnego starca w przebraniu młodzieńca.
-Musisz mi pomóc, błagam cię, dla Pięknej Wyspy-wyszeptał słabym głosem.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ :cry: :cry: :cry:
Byqu pisze:[A tak BTW. Podobizna kapitana Makaissona
Obrazek
:wink: ]
nie wyświetla się ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Pół roku... Czym jest pół roku? Stałem na Moście Gwiadz, moi bracia walczyli i ginęli, walcząc z potwornościami, jakich sobie nie jesteś w stanie wyobrazić, lecz szyk się nie załamał. Liczba ciał przekroczyła liczebność mieszkańców Imperium... Itza była oblegana ponad czterysta lat! Ani jeden z mych braci nie rzekli ani słowa skargi, nie lamentowali, gdy przeszywały ich demoniczne ostrza. Ci co przeżyli nie otrzymywali awansów, zaszczytów, nie stawiano im pomników. Nikt nam nie dziękował, to był po prostu nasz obowiązek. Nic nie wiesz o poświęceniu elfie.
Te słowa nigdy nie padły z ust Loq-Kro-Gara. Nie podobna było szczycić się saurusowi swymi osiągnięciami. To co było przeszłością, pozostaje przeszłością.
Siedzieli przez chwile ze spuszczonymi głowami, wspominając w milczeniu dawne dzieje. W końcu to Loq-Kro-Gar pierwszy uniósł wzrok.
-Co chcesz, żebym zrobił?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

-Widzisz wielu jest ludzi którzy zachowali resztki honoru, wielu jest takich których cena jest dla nas zbyt wysoka. Są jednak tacy których cieszy tylko mord i tylko na nas. Odnajdź siedzibę kultu karmazynowej czaszki, zabij ich a ciała wrzuć do wody. Za tymi mordercami nikt nie będzie płakał. Stanowią zagrożenie dla naszej misji. Zrozumiałeś?-powiedział Bellaner, krótko i rzeczowo.
-Tak
Nagle Elf zerwał się, jego kostur wystrzelił do przodu Loq-Kro-Gar był pewien iż ten go zaatakuje, lecz nagle poczuł znajome mrowienie w miejscach ran. Jego ciało zaczęło się błyskawicznie regenerować i jaszczur pojął iż mag go leczy.
-Dzięki ci Bellanerze, dziękuje także za kolację, prosiłbym żebyś odesłał mnie już na mój statek, dobrze?
-Nie ma problemy przyjacielu.
Elf zamachał rękami i pośrodku kajuty pojawił się biały owal.
Gdy gada przechodził przez niego usłyszał jeszcze głos Maga:
-Obyż żył tysiące lat Loq-Kro-Garze z Lustrii
Zanim znalazł się w swojej kajucie powiedział jeszcze:
-Ty także Bellanerze z Saphery.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

-Czegoś się jednak nauczyli. -mruknął Loq-Kro-Gar, gdy tylko świetlisty krąg portalu zamknął się za nim. Paskudna rana na jego torsie zagoiła się całkowicie, podobnie jak inne obrażenia, zwłaszcza przysłaniający nieco wzrok obrzęk. Niestety, nadal brakowało kilka zębów i końcówki ogona. Miną tygodnie, a może nawet miesiące, nim odrośnie. Trafiwszy w końcu na "Waleczne Serce" saurus położył się na swoim łożu i zapadł w kamienny sen.

Gdy obudził się, pogoda była lepsza. Co prawda wciąż było pochmurno, a mocny wiatr szarpał żaglami, to jednak nie przypominał huśtawki z zeszłego dnia. Przestało również padać.
Gdy saurus wstał, rozległo się pukanie. Nie wiedząc kogo się spodziewać otworzył drzwi. W mig rozpoznał dwóch dryblasów z obstawy księcia i chudego jegomościa, który był jednym z lokajów.
-Szlachetny Aldehar, książe mórz i namiestnik Mannana odsyła twoje rzeczy panie.-powiedział lokaj kłaniając się w pas. Jeden z dryblasów otworzył kufer, który trzymali ukazując ekwipuenk saurusa, który pozostawił na "Gargantuanie". Loq-Kro-Gar kazał położyć swoje rzeczy na dywanie wewnątrz.
-Będąc również pod wrażeniem twojego występu i wiedząc o pewnych.... brakach, nasz miłościwy pan przesyła w darze ten oto skromny upomonek ze swej prywatnej kolekcji. -skłonił się ponownie posłaniec, tym razem jeszcze niżej. Drugi z dryblasów zdjął wtedy trzymany na plecach worek i wyjął podarek. Była to duża, okrągła tarcza lustrijskiej roboty. Choć inna w zdobieniach, to pod względem użytkowym była identyczna z poprzednią, która uległa zniszczeniu w pojedynku z Khartoxem. Jaszczurowi przeszło przez myśl pytanie, jak ten samozwaniec wszedł w posiadanie takiego bogactwa.
-Przekaż swemu panu me podziękowania i powedz, że podczas kolejnej walki postaram się dać równie fascynujące widowisko. -odparł saurus, wciąż oglądając tarczę. Posłaniec skłonił się grzecznie i odszedł.
Loq-Kro-Gar począł przeglądać swój ekwipunek. Broń była nienaruszona, podobnie jak hełm i nagolenniki, jednak na napierśniku powstało spore rozcięcie, czyniąc go bezużytecznym. Nie namyślając się długo, ruszył na poszukiwanie kowala, który mógłby zająć się naprawą.

***
-Fiuuuu - gwizdnął Bothan oglądając zbroję -Paskudne cięcie, od szyi po jajca. Z bliska wygląda jeszcze gorzej niż z trybun. Że jeszcze dychasz się dziwię. No i szybko się wylizałeś... Nie wnikam, zapewne masz swoje sposoby.
-Dasz radę coś z tym zrobić? -spytał Loq-Kro-Gar.
-Nie wiem. - podrapał się po brodzie inżynier- Robota nie jest trudna, ale materiał... z czego to, na brodę Grimnira, jest zrobione? -spytał krasnolud -Recykling smoka?
-To kość stegadona.-odparł jaszczur.
-Masz na myśli to wielkie bydlę z rogami? Sprytne, nie powiem. -zamyślił się Bothan- wytrzymałe... co prawda to nie gromil, ale za to jest lżejsze i zapewnia swobodę ruchów.-inżynier zmarszczył krzaczaste brwi -surowca takiego nie posiadam niestety, ale chyba pozostało mi nieco smoczej kości, powinna się nadać. Myślę, że uwinę się z tym do twojej kolejnej walki.
-Dziękuję. Wynagrodzę ci to.
-Nie wygłupiaj się. Zaszlachtowałeś to bydle pokazowo, należy ci się. Dam ci znać, gdy będzie gotowe.
Loq-Kro-Gar skinął i pożegnał się z krasnoludem. Teraz, gdy sprawę wyposażenia miał już ustaloną, postanowił sprawdzić, co u Gerharda...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Wszyscy czegoś chcą, każdy lata za własnym pragnieniem. Khartox poległ przez swoją głupotę i chęć zemsty, a teraz Żelaznaskóra przegrzebuje wodą toń szukając broni swego dawnego pana. Co go do tego pchnęło? Chciwość, pragnienie zajęcia jego miejsca? Sam bestigor nie był stawnie sobie na to odpowiedzieć ale coś go tu przyciągało. Zwierzoczłem brodził w wodzie już znaczny czas jednak poszukiwania były bez owocne. Z jego nozdrzy co chwila buchała para, a na pysku malował się gniew. Nagle coś za nim chlupnęło. Bestia odruchowo się obróciła, sięgając po swoją broń uczepioną skórzanego pasa. Jak by z nikąd kilka korków dalej stał wojownik. Ciemność jednak nie pozwoliła się dobrze przyjrzeć Żelaznejskórze kto to jest.
- Kim jesteś?!- krzyknął tylko bestigor zanim przybysz ruszył do ataku. Stal się zderzyła i niosła echem po pokładzie. Jednak ci którzy przyszli sprawdzić co się stało znaleźli tylko truchło zwierzoczłeka.
***
Gerhart siedział w swojej kajucie morzony już pomału snem. Jednak coś buchnęło karmazynowym płomieniem w narożniku pomieszczenia. Ognisty czerep unosił się nad ziemią a jego puste ślepia wpatrywały się w wojownika. Nagle głuchą cisze przerwały słowa
- Mam dla ciebie ofertę.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Brokki! Brokki!- wrzasnął Bothan wołając na pokład czeladnika ,ten przybiegł z nad przeciwnej burty i krzyknął -Słucham ,mistrzu?- Bothan wskazując palcem na skynię ze zbroja odparł -Zaniesiesz tą skrzynkę pod pokład do kantyny ,po czym poszukasz pana Mulfgara i przekażesz mu ,ze ma przynieść spory fragment kości udowej smoka!-
Brokki otworzył oczy -Ależ mistrzu! Kości miały służyć do napraw "Czerwonego barona" ,co jesli dojdzie do sytuacji...- Bothan warknął -Ruszaj się! Powiedziałem!-
Czeladnik wziął skrzynię i bez słowa odszedł w stronę kantyny.

-Chmmm... gdzie ja zostawiłem te narzędzia... przecież gdzieś musiałem wsadzić mój diamentowy pilnik...- mówił do siebie McArmstrong przeszukując kajutę.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Adelhar jeszcze raz ocenił sytuację. Czterech gwardzistów za drzwiami, pierwszy i drugi oficer tuż obok i kolejna dziesiątka ludzi w zasięgu głosu. A tak na wszelki wypadek... Książę Mórz wsadził ręce pod blat biurka i odciągnął zamki dwóch długolufowych pistoletów, dzieł sztuki z białego drewna, inkrustowanych srebrem o lufach w kształcie paszcz morskich węży. Teraz zupełnie odprężony rozsiadł się w fotelu i spojrzał na zajmujących powoli miejsca dowódców.
- Tak więc - zaczął bezceremonialnie Książę Mórz - jakie straty panowie ?
- Żadnych. - rzucił krótko Akeleth Faoiltiarna i na powrót zmienił się w ponury posąg, oparty o kominek.
- Szesnatu. W tym bosman. Ze sprzętami w środku też nie lepiej. - rzekł twardo któryś z dowódców książęcych kog.
- Ośmiu lads, w tym... - kapitan Alard, zamknął strapione oczy i opuścił głowę- mój syn. Rest is in order.
- Moje kondolencje, kapitanie. Mogę jedynie zapewnić że akt własności ziem waszego klanu leży bezpiecznie u mnie, a morze nie wybiera ofiar. Ich poświęcenie nie pójdzie w zapomnienie.
Guiard Montford ziewnął przeciągle pod rudymi wąsiskami.
- Dwudziestu dwóch. Ale nie martwcie się, ja i mój giermek oraz bosman przeczekaliśmy bezpiecznie tę drobną niedogodność w środkowej kajucie. Póki wystarczy mi hołoty do obsadzenia stanowisk, nie będę potrzebował pomocy.
Po nim głos zabrał Malakai, z wyraźną pogardą łypnąwszy spod krzaczastych brwi i gogli na rycerza.
- Cztyrych majtków zmyłło do wódy. Póza tym przydałoby siem zrobić przeglomd łopat. I tyle.
Później raport zdali kolejno dowódcy jedenastu pozostałych okrętów. Naderwany takielunek, zamoknięta beczka z prochem, pęknięty maszt, pojedyncze zaginięcia czy połamane meble a raz nawet dwa zmiażdżone działa. Relacje kilkunastu członków załogi "Gargantuana" z admirałem de Merke na czele oraz dowódców najemników zapewniały że wszystko na molochu jest w jak najlepszym porządku. Oprócz oczywiście kilku zwyczajowych trupów, skarg pasażerów i stanu technicznego. Sytuację na "Dumie" książę znał doskonale, uznał więc że czas już przejść do rzeczy.
- Słuchajcie! Jesteśmy już relatywnie blisko naszego celu. Mimo wszystkiego co nas po drodze spotkało nie zawrócimy i sięgniemy tego po co wypłynęliśmy z różnych portów na tym świecie, a co połączyło nas w jedną flotę. W jedną dłoń, która sięgnie po bogactwo a cofnie się tylko jako pięść zaciśnięta na górze złota!
- Tak właściwie to ty nas tu pościągałeś, z tego co wiem nie wszystkich dobrowolnie. - celnie zauważył kaptan Płonącego Elektora, z lekkim uśmieszkiem na twarzy. - Ale póki mówisz o złocie, nie mam uwag.
- Dziękuję panie von Teschenn, prawie o tym zapomniałem... Niestety, jak twierdzi moje obserwatorium astrologiczne na maszcie "Gargantuana"... na obecnym kursie czekają nas kolejne burze i być może nawet gorsze sztromy - musimy płynąć inną drogą. Z pewnością budzi to także wasze niezadowolenie, lecz jest konieczne. Płynąc prosto, życie poważnie ryzykowałaby nawet osoba na tym wielkim okręcie, o reszcie nie wspominając. Kontynuując, ustaliliśmy zmianę kursu. Popłyniemy łukiem od wschodu i opłyniemy rejon burz. Inną kwestią jest także to czy zdecydujemy się zboczyć nieco z trasy by zahaczyć wtedy o pobliskie wybrzeże Arabii. Przy sprzyjających wiatrach stracimy jedynie dzień, dwa a będziemy mieli możliwość stanąć w cywilizowanym porcie i uzupełnić zapasy, dokonać napraw... a odpoczynek od oceanu przyda się tu wszystkim. Reasumując, proszę was o zbadanie opinii i sytuacji na waszych jednostkach oraz zgłoszenie mi czy waszym zdaniem to drobne opóźnienie jest konieczne. Odpowiedź przekażecie mi zaraz po walce kończącej eliminację, na którą oczywiście wszystkich serdecznie zapraszam. - gdy książę zamilkł, w kajucie admirała zapanowała cisza. - To wszystko. Możecie odejść.
Wszyscy jak jeden mąż natychmiast wstali i żegnając się, opuszczali grupkami lub pojedynczo kajutę dowódcy "Gargantuana".

- Von Teschenn, zostań. - rozległ się głos van der Maarena. Kapitan Vincent spokojnie obrócił się i uniósł pytająco brew. - Przejdźmy się. Wy dwaj, za mną.
Mimo że niewysoki i specjalnie niczym nie wyróżniający się blady imperialista odziany w prostą czerń i koronkową biel z rzadkimi dodatkami, wyglądał przy reszcie dowództwa jak niegroźny sklepikarz; Adelhar znał tego człowieka i wiedział że jest śmiertelnie niebezpieczny, a pozorny flegmatyzm to tylko przykrywka. Gdy minęli zakręt z posągiem pięknej syreny, Książę Mórz przemówił.
- Widzisz Vincencie, dla przykładu ten elf - Faoiltiarna, dziwnie się ostatnio zachowuje ale rozumiem go. Trzyma go przy mnie nie armia, lecz zwykły świstek papieru. Otóż nasz elfi pirat niegdyś wzór prawości i cnót ścigał ostatni statek z grupy Druchii, którzy wsławili się na Ulthuanie szczególnym okrucieństwem. Gonił ich nieprzerwanie aż do pewnej kolonii elfów... Tor... Tor-Nanl... jakoś tak. Jego mroczni kuzyni spalili swój okręt i ukryli się w miasteczku. Drogi Akeleth zarządał od gubernatora zgody na przetrząśnięcie domów, lecz ten bał się jemu podobnych i odmówił. Kapitan "Języczka" gdy tylko nastała noc, rozkazał swym wojownikom wchodzić przemocą do domów i szukać Druchii. Jednak tamci elfowie w nocy uznali ich za najeźdźców i chwycili za broń... A potem stało się to samo co zawsze gdy ludność staje przeciw urodzonym zabójcom... Najśmieszniejsze w tym jest to, że owi Druchii wcale się tam nie ukryli a gubernator przed śmiercią wysłał list do samego Króla Feniksa. Pismo zaginęło ale po kilku latach cudownie znalazło się na moim biurku... Cha! Albiończyk chce odzyskać swe ziemie, Guiard królewskiego ułaskawienia, lecz reszta poza ludźmi na moim żołdzie chce przyziemnego, perwersyjnego bogactwa. Co mnie dziwi, należysz do reszty.
- Od kiedy zostałem kaprem, pragnę tylko mieć za co utrzymać statek, jadać jak arystokrata i trzymać zapas na czarny dzień w kufrach. W tej wyprawie liczy się też przygoda, nie co dzień trafia się na skarb zapomnianej cywilizacji!
- Przygoda ? Dobre sobie, dla mnie zniknęły wraz z pojawieniem się zarostu i zabiciem pierwszego człowieka... A skoro o tym mowa, podobno masz na pokładzie kogoś ciekawego.
Zimna obojętność kapitana "Płonącego Elektora'' na ułamek sekundy zniknęła.
- Owszem. Widzę że nic ci nie umknie, panie. Nie planowałem pasażera z Czarnego Zamku.
- Podobno jeden mieszkał na statku de Merkego... Albo poszedł popływać podczas sztormu albo Inkwizytorzy rozpleniają się jak szczury, nawet na środku oceanu. Ja wrzuciłbym mu kamień pod kapelusz i za burtę. Naglące problemy dobrze jest szybko utylizować, zwłaszcza że nasz przyjaciel zaszlachtował przed walką sześciu moich ludzi i próbował zabić zawodnika! Widziało to sporo osób.
- Nie martw się Książę. Z mojego statku nie zejdzie na własnych nogach. O ile wciąż będzie je miał... Hmm to już stanowisko mojego statku, do widzenia!

Imperialny kaper przyspieszył kroku i zszedł na wijącą się w dół klatkę schodową. Książę Mórz uśmiechnął się lekko pod cieniem kapelusza. "Człek który podaje się za spokojnego lekkoducha, a na samą wzmiankę o Świętym Oficjum zaciska pięści i zgrzyta zębami w ledwo skrywanej furii. Nie ma też oporów przed zabiciem członka straszliwej inkwizycji... Trzeba mieć na niego oko."
Adelhar obrócił się na pięcie, łopocząc obszerną peleryną tuż przed nosami zaskoczonych podoficerów.
- Muszę się jeszcze z kimś spotkać zanim wrócimy na "Dumę"! Na pokłady pasażerskie!
***

Raz jeszcze poruszenie zapanowało na spalonym południowym słońcem pokładzie "Gargantuana". Ostatnia walka eliminacji miała odbyć się nazajutrz, ale co bardziej rozemocjowani już stawiali zakłady lub omawiali jej wynik we wspaniałym barze na pokładzie balowym, który dziś swą obecnością zaszczycił sam Książę Mórz, pogrążony w rozmowie nad winem z wąsatym kislevitą o jasnych oczach. Nie mniejszą popularnością cieszyły się wciąż owiane sekretem, lecz już częściowo ujawnione pojedynki kolejnej rundy.

Runda pierwsza:
Walka pierwsza: Duriath Egzekutor vs Arnus
Walka druga: Mistrz Antonio Ramirez vs Finrandil
Walka trzecia: Bothan McArmstrong vs Fluffy
Walka czwarta: Ludwig Friedrich vs Recnam Oryp
Walka piąta: Elithmair z Yvresse vs Gerhard Eirenstern
Walka szósta: Badzum Stalowy Łep vs Neira
Walka siódma: Khartox Krwawy Róg vs Loq-Kro-Gar
Walka ósma: Deliere z Lothern vs Boin Harnarson

Runda druga:
Walka dziewiąta: Antonio Ramirez vs
Walka dziesiąta: Bothan McArmstrong vs
Walka jedenasta: Duriath Egzekutor vs
Walka dwunasta: Badzum Stalowy Łep vs

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Plotki podróżują szybciej od wiatru. Gdy Loq-Kro-Gar przybył ponownie na "Gargantuana" bardzo szybko dane mu było usłyszeć o ataku tajemniczego jegomościa na Gerharda, ich walce i jej finale w strugach deszczu. Niektórzy mówili, że napastnik był wysłannikiem organizacji, którą ludzie nazywają Święte Oficjum, czy też, jak to mówią inni, inkwizycji. To tłumaczyło zażartość starcia, jak i fakt, że obaj skończyli w wodzie.
Głupcy mieli szczęście. pomyślał Loq-Kro-Gar.
To, że heretycki kapitan zaczął gromadzić grupę popychadeł była dla gada zaskoczeniem. Nie mógł się doszukać powodu, dla którego miałby to zrobić. Saurus dotąd sądził, że Gerhard przybył na Arenę po sławę i krew i dotychczas nic nie wskazywało na inne pobudki. Czyżby się mylił? Jak dużo imperialny wiedział o prawdziwym celu Areny?
Zagadką pozostawał również inkwizytor. Jeśli przybył tu za Eirensternem, to czemu zaatakował Mulfgara kilka tygodni temu?
Saurus zastanawiał się co z nim poczynić. Znając legendarną wręcz gorliwość łowców czarownic w wykonywaniu swej misji, Loq-Kro-Gar podejrzewał, że on sam znajduje się na inkwizytorskiej liście tuż obok Gerharda, jako cele do usunięcia, co czyniłoby ewentualną współpracę niemożliwą. Najrozsądniejszym rozwiązanie będzie więc unikanie konfrontacji z tym fanatykiem, obserwanie poczynań i udaremnianie prób przechwycenia kryształu, Loq-Kro-Gar był bowiem niemal pewien, że tak przenikliwa osoba, jaką musi być inkwizytor musiała szybko dowiedzieć się o Strzaskanych. Tymczasem gad będzie eliminował członków kultu, jednego po drugim, wyciągając z nich wszelkie informacje.
Idąc po pokładzie molocha Loq-Kro-Gar zauważył nowe obwieszczenie. Kolejna walka miała się odbyć już jutro, ale co innego przykuło uwagę jaszczura. Imiona czterech pośród tych, co przeżyli swoje starcia widniały w rozpisce kolejnej rundy. Z jej treści saurus zauważył, że nie dane będzie mu zmierzyć się z Gerhardem, ani Ludwigiem, czego bardzo żałował, jednak byli inni, równie warci eksterminacji. Każdy z potencjalnych przeciwników reprezentował inny styl walki, więc dopóki nie pozna imienia rywala, nie będzi mógł przygotować odpowiedniej taktyki. W duchu liczył na to, że nie trafi na Antonia, czy Bothana, których zdążył polubić. Już prędzej wolałby posłać do piachu tego napuszonego Bellanera...
Nadchodziło kilku marynarzy, więc saurus cofnął się w cień. Sam fakt, że kręcą się po pokładzie nie był niczym dziwnym, w końcu znajdował się na statku, lecz jeden z nich, według danych dostarczonych przez Bellanera był współpracownikiem Gerharda. Odczekawszy, aż przejdą, gad ruszył ich tropem.
***
Gerhard nie lubił, gdy ktoś przerywa mu posiłek. Co prawda doświadczał tego przez całą swoją karierę w armii, jednak gdy przeszedł na wojskową emeryturę liczył, że wreszcie z tym koniec, tymczasem gdy raczył się pieczoną gęsią, otrzymał wiadomość. Jeden z kultystów, Heiko, miał ważne wieści i prosił o pilne spotkanie. Kapitan zmełł przekleństwo, wytarł zabrudzone tłuszczem z pieczeni ręce w lnianą chustkę i wziąwszy ze sobą Kurta, rosłego chłopa (w razie czego kolejny cel dla tego przeklętego łowcy czrownic) ruszył na spotkanie. Po drodze obmyślał solidną wiązankę, na wypadek, gdyby sprawa nie była tak ważna, jak marynarz sądził, a pewnie nie była. Heiko był paranoikiem, wielokrotnie meldował o rzeczach bez znaczenia, a wraz z pojawieniem się inkwizytora wypatrywał zagrożenia w każdym kącie.
Dotarli w końcu na miejsce, a Kurt od razu sięgnął ręką, by otworzyć drzwi. Gerhard palnął go po łapach.
-Gdzie kretynie?! Ile mam powtarzać? - syknął Eirenstern- Co, jeśli to zasadzka?
Poczciwa twarz marynarza pokryła się czerwienią wstydu.
-Przepraszam szefie. - stęknął.
Kultysta zapukał ostrożnie. Odpowiedziała im tylko cisza. Odczekawszy chwilę zapukał jeszcze raz, z podobnym skutkiem. Kurt spojrzał nieco zdezorientowany na Gerharda, a ten skinieniem głowy zachęcił go do działania. Kultysta powoli uchylił drzwi i obaj ostrożnie weszli do środka.
-Co do licha..... -zaczął kapitan. Kurt, zgiął się w pół i zwymiotował głośno dzisiejszy obiad. I śniadanie. Wielki marynarz, który przeżył niejedno nie wytrzymał. Prawdę mówiąc Gerhard również ledwo utrzymywał zawartość żołądka.
W pomieszczeniu było niemal pusto, żadnych mebli, skrzyń, nic. Jedynie po środku, u samego sufitu wisiał głową w dół Heiko. A raczej coś, co kiedyś nim było. Pod nim zebrała się spora kałuża krwi. To co wisiało było plątaniną mięśni, ścięgien i naczyń. Nie wiadomo, gdzie podziała się jego skóra.
-Co to ma być?! -jęknął histerycznie Kurt. Gerhard jeszcze raz rzucił okiem na makabryczne widowisko.
-Wiadomość. -mruknął pod nosem

[Sorry za pożyczkę Chomikozo, ale mam nadzieję, że się podoba :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Eirenstern wpadł do swojej kajuty niczym huragan. Przez chwilę miotał się po całym pomieszczeniu z nieludzką wręcz wściekłością wypisaną na twarzy, walcząc z przejmującą chęcią rozwalenia czegoś w drzazgi. Kurt przezornie stał nieco z boku, mając świadomość faktu, iż tym czymś mogła okazać się jego twarz.
Gerhard w końcu uspokoił się nieco, usiadł na fotelu i i wbił swe ciężkie spojrzenie w nieszczęsnego sługę.
- P-panie ? - Kurt był przerażony losem nieodżałowanego Heika, ale z dwojga złego bardziej bał się wybuchowego temperamentu swego lidera. Oskórowanie zastosowane przez tajemniczego zabójcę może i było efektowne w swym makabrycznym przekazie, ale kultysta podświadomie czuł, że Gerhard był zdolny do dużo gorszych rzeczy.
- Powiedz mi, Kurt - Eirenstern rozsiadł się wygodniej w fotelu, nadal nie spuszczając wzroku z roztrzęsionego podwładnego - Ilu ludzi udało wam się zwerbować do tej pory ?
- W sensie, do naszego kultu ?
- Nie, kurwa, do kółka szachowego. Oczywiście że do kultu, imbecylu !
- Dwudziestu sześciu !
- Dwudziestu sześciu - Powtórzył Gerhard, prostując się w fotelu - To całkiem imponująca liczba jak na kilkanaście dni pracy. Jesteście co do nich całkowicie pewni ? Mógłbyś powierzyć każdemu z nich swoje życie ? Są godni TAKIEGO zaufania ?
- Eeee... Tak ? To znaczy, tak myślę... Wybacz panie, ale nie rozumiem, do czego zmierzasz - Kurt, będąc człekiem dzielnym acz niezbyt rozgarniętym, łatwo gubił się w subtelnych aluzjach czynionych przez jego dowódcę.
Eirenstern uniósł brwi.
- Zmierzam do tego, że nawet mimo najdalej posuniętej ostrożności ze strony mojej i twoich towarzyszy, czyli częstej zmiany miejsc spotkań, pseudonimów, haseł i innego dziadostwa, jakimś cudem ktoś wie, że należymy do PIERDOLONEGO KULTU !
Gerhard gwałtownie zerwał się z miejsca i skrócił dystans między nim a Kurtem. Ten skulił się ze strachu.
- SKĄD ONI NIBY WIEDZĄ, CO ?! Bo JA raczej nikomu nie powiedziałem ! Czyżbyś niechcący wygadał się przed kumplami ze straży ?
- Ja ? Skądże, panie ! Jestem lojalny wobec Karmazynowej Czaszki !
Gerhard dobrze o tym wiedział. Kurt był typowym żołdakiem, wiernym aż do samej śmierci. Nie miał interesu w zdradzaniu kultu, do którego należał zanim jeszcze dołączył do ludzi Księcia Mórz.
- Każdy z chłopaków ze starego składu też raczej był ostrożny. Dlatego przypuszczam, że to któryś z nowych. Chociaż nie sądzę, żebyście zaryzykowali rekrutację kogokolwiek niepewnego...
Widząc, że Gerhard już się uspokoił, Kurt rozluźnił się.
- To prawda, panie. Braliśmy tylko naszych najbliższych kompanów ze straży i załogi "Gargantuana".
- A mimo to, inkwizytor i ten drugi dokładnie wiedzieli który z was, strażników, należał do Karmazynowej Czaszki.
- Zaraz, zaraz - Kurt odważył się przerwać Eirensternowi - To Heika nie załatwił ten chędożony Łowca Czarownic ?
- Oczywiście, że nie ! - Gerhard znów zaczął przechadzać się po pokoju, ignorując raczej nieciekawy wyraz twarzy swego podwładnego - Inkwizycja jest bandą psychopatycznych fanatyków, ale oni raczej nie obdzierają ludzi ze skóry. A już na pewno nie zostawiają zwłok na widoku. Nie, to jakiś nowy gracz. I chyba już wiem, kto...
Kurt głośno przełknął ślinę.
Zapadła ciężka, pełna napięcia cisza, przerywana od czasu do czasu ponurym wyciem wiatru za oknem.
- Zrobimy tak - Gerhard w końcu się odezwał - Do czasu rozwiązania problemu naszych prześladowców, zaprzestaniemy jakichkolwiek działań związanych z kultem. Oddajcie się całkowicie służbie dla Księcia Mórz, trzymajcie się blisko towarzyszy, nie wzbudzajcie podejrzeń. I, co najważniejsze, miejcie oczy szeroko otwarte. Ja zajmę się dochodzeniem, w końcu jestem zawodnikiem Areny i nikogo nie zdziwi moje węszenie po okręcie. Wezwę was, gdy będę was potrzebował. Teraz idź, przekaż moją wolę pozostałym.
- Tak jest, panie - Kurt ukłonił się i z lekkim ociąganiem wyszedł na mroczny korytarz.
Pozostawszy sam, Gerhard oddał się rozmyślaniom. Był prawie całkowicie pewnym, że to Loq-Kro-Gar był odpowiedzialnym za śmierć Heika. Sukinsyn w końcu przestał zachowywać neutralność i otwarcie wystąpił przeciwko sługom chaosu, wypełniając misję daną mu przez Pradawnych na początku jego rasy. O ile wcześniej jaszczur był jedynie irytującą przeszkodą, teraz stał się poważnym problemem. A będąc sługą Khorna, Gerhard znał tylko jeden skuteczny sposób rozwiązywania problemów...
Eirenstern wstał z fotela i zaczął się szykować do snu. Zdejmując tunikę, spojrzał na osmalony kawałek ściany w kącie kajuty i przypomniał sobie wizytę niecodziennego gościa z przed kilku dni. Mając w pamięci to, co mu wtedy powiedział, khornita zaczął obawiać się tego, co mogła przynieść noc.

[ Sorry, że tyle nie pisałem, ale ostatnio miałem dużo na głowie. Do posta Rogala700 odniosę się później w jakieś fajnej retrospekcji :)]
[ Ps. Byqu, widzę, że ktoś nauczył się paru sztuczek od Predatora :mrgreen: A tekst naprawdę super, rysuje się nam fajny konflikt pomiędzy stronnictwami.]
Ostatnio zmieniony 24 wrz 2013, o 13:04 przez Chomikozo, łącznie zmieniany 1 raz.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Cholerny sztorm!- warknął Reiner siedząc w kajucie kapitańskiej "Płonącego elektora". Pokój był obwieszony wielkimi mapami oraz wszędzie walał się pamiątki z całego świata ,jednak panował tu porządek i spokój. -I cały plan wział w dupę!- inkwizytor oczekiwał kapitana ,który wyruszył na obrady dowódctwa floty.
Reiner był zdenerowany ponieważ cały jego plan cichej eksterminacji kultu wziął w łeb. Przybył tu z konkretną misją przejęcia krasnoludkich planów ,ale jego zapędy skłoniły go do walki z Gerhardem traktując go jako zagrożenie. Teraz to ,co miało ułatwić główne zadanie stało się przeszkodą.
Dodatkowo od wielu dni nie otrzymał raportu z Czarnego Zamku ,obawia się ,że gołębie pocztowe straciły swą niespotykaną orientację. To było dla niego szczególnie ważne ,gdyż odkąd tydzień temu podsłuchał rozmowy elfów i jaszczuroczłeka (zanim został strącony przez krasnoludzki pancernik) nie dostał odpowiedzi w sprawie rozpoczęcia śledztwa nad tajemniczymi artefaktami związanymi z Lustrią i Ulthuanem.

Nagle do kajuty wszedł kapitan z dwójką uzbrojonych żołnierzy. -Inkwizytorze! Z rozkazu Księcia Mórz zostajesz aresztowany!- powiedział twardym głosem kapitan -Książę bierze całą odpowiedzialność za ten czyn ,a ja działam jedynie jako wysłannik...- dodał stłumionym głosem.
Reiner siedząc na fotelu podniósł spod kapelusza wzrok na grupkę zdenerwowanych ludzi ,którzy nie wiedzieli ,czy sięgać po broń. -Odpowiedzialność...a może najpierw pogadamy o pięknej Marii i jej równie urodziwej córce...- z kapitana zeszła całą pełność ,puścił szpadę i spuścił wzrok -Wyjść...- drżącym głosem wydał rozkaz -Ale kapitanie...- ten tylko jeszcze głośniej warknął -Wypierdalać!- żołnierze opuścili kajutę ,a kapitan niczym zbity pies usiadł naprzeciwko łowcy czarownic.
-Skąd ty... skąd o nich wiesz...- drżącym głosem zadał nurtujace go pytanie ,Reiner z bezemocjonalnym wyrazem twarz odparł -Przykro mi ,dobry człowieku ,że musiałem się do tego posunąć... ale nie dałeś mi wyboru... Sigmar chroni swych wyznawców...-
Kapitan krzyknął -Skąd to wiesz do cholery?!-
Inkwizytor niezmieniając tonu głosu prędko odparł -Nie warto zostawiać prywatnych listów w dokumentacji floty... ktoś niepowołany może je odnaleźć... -po chwili dodał -Równie łatwo jak Marię i jej córeczkę... -
-Jesteś wolny...- drżącym głosem kapitan wymówił to zdanie.
Inkwizytora zdziwiła zytuacja ,zwykle tacy ludzie rzucają sie na manipulanta ,próbując coś tym osiągnąć ,albo chca sie targować. Widać kapitan wiedział ,że nic to nie da i chciał skrócić upokorzenie.
-Dziękuję za rejsc i uratowanie życia... jestem pana dłużnikiem...- rzucił wychodząc z kajuty w której został sam kapitan pogrążając się w myślach.


-Kurwa!- pomyślał Reiner płynąc szalupą od "Płonącego elektora" -Teraz nawet Książę Mórz mnie szuka! Coś z nim trzeba zrobić... ale przecież nic nie zrobię temu człowiekowi! Tu pomógłby jedynie specjalna formacja egzekucyjna...- myślał wiosłując -Nie! Myśl rozważnie! Przecież nie można zlikwidować Księcia Mórz! Jak mówił mistrz :"Pamiętaj ,głupcze! Od egzekucji rozsądniejsze jest przeciągnięcie kogoś na swoją stronę albo przekonanie go do bezczynności!" później mamrotał coś o jakimś Harrenie i szczurzym mieście.
Dobra... spróbujemy przekonać Księcia... ale to później... to trzeba dobrze zaplanować...-
Reiner musiał poważnie przemyśleć statek na którym miał się zaokrętować. Jurysdykcje Księcia Mórz właściwie nie sięgały na "Niezatapialnego" ,jednak wśród krasnoludów od razu by go Bothan ukatrupił. Najbardziej zaludniony był "Gargantuan" ,jednak tam kultyści są wśród załogi. Bretończycy nigdy nie lubiłi inkwizytorów ,a na statku elfów trudno przebywać nie-elfom.
Najrozsądniejszym wyborem było "Waleczne serce". Łowca czarownic wiedział ,że nie ma tam oficerów Księcia ,a sam kapitan nie pała do niego lojalnością i oddaniem. Dodatkowo saurus wie bardzo wiele o tajemniczym artefakcie. Inkwizytor miał pewność też ,że nie pojawi się tam Gerhard z powodu nienawiści do Lustriańczyka.
Szalupa łowcy popłyneła w stronę danego statku.
Ostatnio zmieniony 24 wrz 2013, o 16:07 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kordelas, chyba miałeś na myśli "Waleczne Serce", "Duma Driftmaarktu" to osobisty statek księcia, nie ma tam zawodników.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ #-o słusznie ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dziękuję za uznanie :D . Staram się, by mój gad miał złożoną osobowość :wink: ]
Saurus nie obserwował otoczenia, pewnych wydarzeń jednak nie da się przeoczyć. Przybycie inkwizytora na "Waleczne Serce", choć miało być potajemne, szybko rozniosło się po całym statku. Jaszczur nie odkrył jeszcze jego kajuty, ale wkrótce to zrobi. Zastanawiało go jedno: co łowca czarownic robi na statku bez kultystów i im podobnych. Czyżby polował teraz na niego? Zapewne odpowiedź przyjdzie szybciej, niż przypuszcza.

Atmosfera na "Walecznym Sercu" zmieniła się nie do poznania. Pełni werwy Albiończycy przełamali lęk przed wielkim gadem jeszcze w dniu wypłynięcia z portu. Marynarze pozdrawiali go przy każdym spotkaniu, a w ich oczach widział coś, czego nie dostrzegał u innych ludzi. Kapitan McHaddish zawsze miał w zanadrzu dobre słowo, a Loq-Kro-Gar wiedział, że mógł liczyć na jego pomoc. To jednak było przeszłością, wszystko uległo zmianie od pamiętnego sztormu. Nikt co prawda nie wyrażał żalów, nikt nie obwiniał jaszczura o trupy, które spoczywają teraz w oceanie, jednak gad czuł padające zewsząd oskarżające spojrzenia. Rozmowy cichły, gdy przechodził obok, a marynarze odwracali głowy, udając zaapsorbowanie czym innym. Najgorszy jednak był widok kapitana. Skurczył się jakby i zgarbił, a jego przekrwione oczy wyrażały nieme pytanie: "dlaczego?" Loq-Kro-Gar nie znosił tych spojrzeń. Ta śmierć była niepotrzebna, ofiara nie przyniosła żniw. Wielu młodych marynarzy utonęło w morskich odmętach, by grupa bogaczy miała widowisko, którego on był częścią. To dlatego spędzał mniej czasu na pokładzie okrętu, poświęcając się innym zajęciom.

Siedział na środku kajuty, ze wzrokiem wbitym w leżącą przed nim książkę. Jego oczy śledziły znaki postawione na pożółkłym papierze, umysł chłonął wyraz po wyrazie, zapamiętując każdą informację. Wtem rozległo się delikatne pukanie do drzwi.
-Wejść. -rzekł Loq-Kro-Gar nie przerywając lektury.
Do środka ostrożnie wsunęła się smukła postać. Stąpała lekko i cicho, ledwo widoczna w świetle kaganków.
-Witaj. -powiedziała Anna -Nie przybywam jako wróg.
- Nie kryj się w cieniu. Usiąź. -Loq-Kro-Gar wskazał wampirzycy fotel zdecydowanie zbyt mały na wielkiego gada, jednak dla niej był w sam raz. Usiadła i założyła jedną nogę na drugą.
-Opasłe tomisko. "Traktaty" pióra Teclisa, arcymistrza z Białej Wieży. -przeczytała Lhamianka. -Nuuuda. Choć nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie czytającego mądre księgi. Nie żebym nie lubiła czytać.
-Jaka jest twoja ulubiona księga? -spytał obojętnie saurus.
-Hmmm... Myślę, że "Sztuka miłości" Giovanniego Cassano. -wydęła usta Anna- Polecam.
Jaszczur nie zareagował na oczywisty żart. Przewrócił kolejną stronę.
-Swoją gadzią pannę traktujesz równie ozięble? -skrzywiła się wampirzyca- Czy to tylko twoja przywara, czy wy wszyscy jesteście tacy sami?
-Nie posiadam ssssamicy.
-Nie dziwię się. Wszyscy w tej flocie dostaliby erekcji na samą myśl o tym, że przyjdę do nich w nocy, wzdychają do mnie cały czas. Nawet te cholerne elfy, choć starają ukryć swe pożądanie za maską nienawiści. Facetom jedno w głowach, niezależnie od rasy. Ty jednak od momentu gdy weszłam cały czas czytasz tą swoją książkę, nie obdarowawszy mnie choćby spojrzeniem! -Lhamianka przyłapała się na tym, że uniosła nieco głos na koniec.
-Do czego zmierzasz? -spytał Loq-Kro-Gar, po raz pierwszy odrywając wzrok od książki.
-Jeśli mnie nie pragniesz... -rzekła zupełni już spokojnym tonem Anna- to po co te nagabywnia, tajemnicze rozmowy, a nawet propozycje mojego "ocalenia"?
Saurus parsknął, zupełnie zaskoczony. Jego gadzie oczy jak zwykle nic nie wyrażały.
-Widzę, że lata egzystencji jako wampir nie pozbawiły cię cech ludzkich. -zakpił gad.
-Jeśli myślisz, że za obietnicę odzyskania dawnej, słabej formy zdradzę Ludwiga...
-Nawet o tym nie myślałem. -Loq-Kro-Gar patrzył Annie prosto w oczy- W końcu dossskonale wiem, na czym ci zależy i czego pragnieszsssss.
-Doprawdy?- miała nieodpartne wrażenie, że Lustriańczyk z niej szydzi.
-Jako wampir straciłaś zdolność do rozmnażania. Potrzeba macierzyństwa jednak pozostała. Nie potrafię tego wyjaśnić, to jednak bez znaczenia.
-Bzdury! -syknęła Anna.
-Doprawdy? Ta opiekuńczość okazywana Ludwigowi... Zapewne uwielbiasz go pielęgnować, opatrywać jego rany... Wielokrotnie to przecież robiłaś. Jednak to było za mało. Jest twoim kochankiem, a ty potrzebowałaś czegoś czystsssszego. I znalazłaś sobie młodego Estalijczyka. Wreszcie upragnione dziecię, którego mieć nie możesz...
Anna zerwała się gwałtownie z fotela i skoczyła na Loq-Kro-Gara. Ten jednak już był na nogach i chwycił wściekłą wampirzycę za nadgarstki. Lhamianka stęknęła, po czym syknęła groźnie obnażając kły. Saurus nie pozostał jej dłużny. Warknął, ukazując jednocześnie rzędy ostrych zębów. Wampirzyca szarpała się, jednak po chwili się uspokoiła.
-Puść mnie. -powiedział cicho. Loq-Kro-Gar uczynił to natychmiast. Nie znosił złej aury towarzyszącej wampirom i w tym przypadku nie było inaczej, lecz z niewiadomych powodów saurus czuł się winny. Zaklął w myślach.
Anna wyszła, nie rzekłszy słowa pożegnania. Za drzwiami poprawiła fryzurę i wygładziła wymiętą sukienkę.

Nieco dalej pewna postać uważnie obserwowała wampirzycę, samemu pozostając w cieniu. Gdy wyszła z kajuty saurusa w pomiętym ubraniu, aż zazgrzytał zębami, przeklinając w duchu. Zaciśnięte pięści oparł o drewnianą belkę, usiłując stłumić wściekłość.
-O nie Loq-Kro-Garze, nie odbierzesz mi jej... -powiedział pod nosem Antonio Ramirez junior.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Ziemko
Lex Luthor
Posty: 16668
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Ziemko »

Kiedy koniec ? ;)

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Końca nie widać. Nie zdziwię się, jeśli wyjdzie w przyszłym roku.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Walka ósma: Deliere z Lothern vs Boin Harnarson
(soundtrack: http://www.youtube.com/watch?v=JWqPfoPGVmw)

Gorejąca kula słońca płonęła wysoko nad ciemniejącym niebem, barwiąc białe mury areny na przeróżne odcienie różu i oranżu. Wicher wciąż szarpał chorągwiami, połami płaszczy a także kwiecistymi pasami ozdób, którymi obwieszono arenę na tę okazję. Tym razem na walkę znów zebrały się tłumy z całej floty i publiczność na stojąco oklaskiwała wkraczających na pole walki wojowników.

Deliere wywołała zachwyt już samym swym, niemal triumfalnym wjazdem. Wiatr rozwiewał za nią jej jaśniejące włosy, niczym drugą złocistą pelerynę jedynie nieznacznie ustępującą długością tej prawdziwej. Zakuta w błyszczący jak gwiazdy pancerz dosiadała szlachetnego, białego rumaka takiej urody że niejeden lord na trybunach ze wstydem wspominał własną stadninę. Jeżeli komuś w ogóle udało się oderwać wzrok od doskonałej, egzotycznej piękności wojowniczki z Ulthuanu czy też jej oręża, mógby zobaczyć wielkie, jaskrawe pióra doczepione do naramiennika elfki - symbol misji powierzonej przez samego Króla Feniksa. Siedzący nieopodal Atheis natychmiast uznał że jego ukochana nigdy nie wydawała mu się dostojniejsza.

Tymczasem z przeciwnej strony nadszedł Boin Harnarson. Krasnolud ciężko stawiał krok za krokiem, grzechocąc ogniwami kolczugi jak wielki worek monet aż wreszcie stanął w niewielkiej odległości od swojego wejścia i pozdrowił widownię. Wielkie, ciemne ostrza toporów wręcz pożerały jasne światło i licznymi runami oraz piekielnie ostrą krawędzią pograżały wszystkim dookoła, spoczywając na długich, gęsto zmodernizowanych trzonkach. Łopoczący płaszcz nie tylko zachwycał kunsztem wykonania ale także praktycznością Dawich. Wewnętrzna strona była bura i zapewniała idealny kamuflarz w prawie każdych warunkach, podczas gdy zewnętrzna raziła czystą ciemną zielenią i lśniła złotymi ściegami nici które układały się na krawędziach w misterne pasma run. Kapitan Zwiadowców cały od cholew butów po brodę (tę okrywał dodatkowy pas, dodany przez Harnarsona gdy przypomniała mu się przed walką prastara zniewaga dokonana rękami króla chudzielców) okryty był świecącą jak stos klejnotów grubą kolczugą. Nawet twarz pod kapturem skrywał wspaniały hełm wykuty na kształt twarzy jakiegoś przodka bądź boga i tylko włosy, związane w dwa grube warkocze mogły przemawiać za tym że nie jest jakimś konstruktem stworzonym rękami inżyniera. Krasnoludy za nim gromko wiwatowały i stale słały lawinę obelg w kierunku jego przeciwniczki.

Niewidoczni heroldowie zadęli w konchy i rogi, a trzask rac spotęgował efekt. Część publiczności usiadła, z napięciem przyglądając się początkowi pojedynku. Na tenże nie trzeba było długo czekać, Deliere pociągnęła za lejce z głośnym "Ha-aaaa!" i pogalopowała w stronę krasnoluda, powoli opuszczając lancę, której grot świecił jakby wykuto go z samych promieni słońca. Po chwili jej wierzchowiec parsknął i pochylił łeb do szarży, Deliere zdawała się niemal lecieć. Jej proporzec przedstawiał biały okręt, dumnie sunący po falach pod rozgwieżdżonym niebem, który teraz łopocząc na wietrze zdawał się nabierać życia i płynąć po błękitnym materiale.
Boin stał niewzruszony i dopiero po chwili opuścił topory, spokojnie przyjmując zamyśloną postawę. "Kiedyś powaliłem tak szarżującego rycerza chaosu... po nogach jedną klacz a tę z góry w łeb, że nic nie pomiarkuje!"
Deliere była już prawie przy nim z zaciętością w oczach, a grot kopii zbliżał się z prędkością wiatru. Publiczność aż wstała by lepiej widzieć. Harnarson z okrzykiem zahaczył drzewce lewym toporem po czym spróbował wykęcić go w bok. Nie zdążył. Mknąca szpica nabrała niesamowitej siły i krasnolud chciał zablokować je co najmniej za późno. Widząc swój błąd, Boin w ostatniej chwili szarpnął się w lewo, usiłując ratować się unikiem lecz nie był dość szybki. Grot kopi wbił się głęboko tuż przy prawym ramieniu kapitana i niemal na wylot przebił umięśnony bark po czym drzewce złamało się, odrzucając Boina w chmurze niebiskich drzazg.

Bohaterka z Lothern wypięła nogi w strzemionach usadzając konia w miejscu, tuż przed ścianą. Lekko uśmeichnęła się, słysząc krzyk bólu krasnoluda po czym spojrzała w jego kierunku. Boin, syn Harnara stanowił wspaniały przykład krasnoludzkiej determinacji i wytrwałości stojąc niewzruszenie na nogach mimo potwornej rany, z której krew spływała mu między ognwia kolczugi i wsiąkała w płaszcz. W skrytych w cieniu oczach krasnoluda zapalił się szał. Zwiadowca wzniósł cięzkie topory i rzucił się do ataku.
-Baruk Khazâd! Khazâd ai-mênu!!! - kapitan doskoczył do elfki i wyprowadził ze świstem ciosy. Pierwszym toporem zamachnął się z potężnie z góry, a drugim mimo obezwładniającego bólu w ramieniu ciął z dołu.
Deliere, która nie zdążyła obrócić konia czołem ku wrogowi mogła się bronić tylko nieporęcznym drzewcem lancy, którym jednakże udało jej się zbić powolny cios z dołu. Przed czarnym ostrzem tnącym z góry zdołała się jedynie odchylić w tył. Tym samym dała się nabrać.
Ciężki kawał stali jak masło rozciął stalowy korpierz i potężnie przerąbał wskroś koński kark, aż kraniec ostrza zazgrzytał na miażdżonym kręgosłupie. Wierzchowiec Deliere padł wydając przerażający zew i pociągając swą zaskoczoną panią na ziemię.

Boin wyszczerzył się i splunął krwią na koński zewłok, którego niegdyś wspaniała grzywa zmieniła się w kilka splątanych, czerwonych sznurków. Krasnolud cofnął się krok w tył i złapał za strzaskany kawał drewna sterczący mu z rany. Zacisnął zęby i jednym potężnym szarpnięciem wyrwał go, a następnie sięgnął na powrót po topór cisnąwszy precz szpicę. Kapitan zakaszlał, i przez kratownicę w ustach hełmu wyleciała struga krwi. Tłum zamilkł na chwilę lecz potem złączył się z krasnoludami w oklaskiwaniu niezłomności ich krewniaka, w którego barku ziała gruba ma trzy cale dziura. Harnarson powoli zbliżył się do Deliere wznosząc topory i ociekając krwią, jednak zastał elfkę już uwolnioną ze strzemion.
- Giń elfie ścierwo!
Zanim krasnolud złożył się do ciosu, Deliere jednym ruchem wyrwała z pochwy krótki miecz i cięła błyskawicznie z półobrotu. Boin opuścił jeden z toporów i z wyćwiczoną łatwością zbił atak. Lekko owalne ostrze z orlim dziobem na jelcu szczęknęło o czarną stal, ciągnąc za sobą w powietrzu smugę światła.
Dawi nie czekał z odpowiedzią. Rąbnął po skosie, obracając w dłoni trzonek. Elfka w ostatniej chwili osłoniła się tarczą, niezrównana krasnoludzka stal wgryzła się głęboko w żelazo oraz drewno i nieprędko się zatrzymała odrąbując spory kawał płaskorzeźby zdobiącej pole herbowe. Symultanicznie drugie hartowane ostrze uderzyło z drugiej strony. Już cofająca się Deliere musiała dodatkowo odskoczyć, przyjąwszy cios na sztych miecza i opuszczając go w dół. Wojowniczka zauważyła strużkę potu wyciekającą z wizjeru hełmu przeciwnika.
- Już się męczysz, waleczny krasnoludzie ?
- Chyba ty! Ja nigdy się nie męczę. Zabijałem od świtu do nocy jeszcze zanim twoi chędożeni ojcowie cię adoptowali ! - odwarknął Boin.

Para śmiertelnych adwersarzy odskoczyła od siebie. Mimo zachowywania pozorów,delikatne dyszenie i miarowe sapanie odkrywały zmęczenie bojem. Wiwaty publiczności niosły się wszędzie wokół, oprócz małego obszaru między walczącymi gdzie cisza zdawała się wisieć w powietrzu niczym ciężkie zasłony, prześwitujące jedynie urywanymi oddechami zawodników. Po chwili gra miała znów się zacząć.
Boin Harnarson z błyskiem w oczach chwycił topory za żelazne uchwyty w połowie trzonków, a Deliere z Lothern wystrzeliła naprzód w pozycji en garde niczym biała strzała o złoto-niebieskich lotkach. Krzykowi elfki zawtórował szczęk żelaza. Kapitan Zwiadowców skrzyżował swe zabójcze topory w paradzie, zderzając je z Orlim Szponem. Każdy zgrzyt brzmiał teraz w uszach walczących niczym grzmot.
Boin szarpnął toporami, chcąc skończyć walkę, póki ma elfkę na wyciągnięcie ręki. Spody ostrzy głucho o coś stuknęły, lecz nie ruszyły się z miejsca. Krasnolud spojrzał w dół.
Smuga światłości tkwiła między jego ostrzami, jak promień świtu rozdzierający noc. Hełm nie pozwolił mu zobaczyć końca ostrza. Jednak już wiedział że nie musiał. Czerwona strużka płynąca wgłębieniem na środku mieczyka wyciekała z niego. Harnarson zaharczał i zaklął.
Miecz Deliere, prześlizgnąwszy się między ostrzami a trzonkami,tkwił dokładnie pośrodku skrytej pod kolczugą brody krasnoluda. Z pomiędzy ogniw zaczęła wartko płynąć jasna, czerwona posoka.
- ...a niech cię... ty... suko...
Boin Harnarson zakaszlał i znieruchomiał, opuścił ręce i zwalił się bezwładnie na plecy, z grzechotem przypominającym trzęsienie ziemi w warsztacie kowala. Padł tak jak reszta swego dawnego odziału, z bronią trzymaną twardo w rękach i oczami, pusto wpatrującymi się w purpurowe chmury, które równie dobrze mogłyby być wejściem do sal przodków.

Deliere z Lothern stała tak jeszcze chwilę, z ociekającym krwią końcem miecza po czym drgnęła, odwróciła się i odeszła powoli w stronę innego trupa. Publiczność klaskała, Książę Mórz ogłosił zamknięcie eliminacji a krasnoludy lamentowały, pomstowały gniewnie i szarpały swe brody. Atheis zaś pomyślał że nigdy nie miał takiej weny na równie wspaniałą balladę. Tymczasem sama elfka uklękła przy swym wierzchowcu a jej serce pogrążyło się w smutku.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Obecni na trybunach zawodnicy przetrawiali w głębi duszy ten pojedynek, teraz wiedzieli już kto jako ostatni dołączy do ich grona. Rozemocjonowani kibice udali się przez obie bramy do barów, swoich statków lub kajut. W sali balowej organizowano dziś wystawną kolację i bogacze spieszyli do swych szaf wybrać najmodniejsze kreacje. Obchodząc główny maszt, teraz rzucający swój wielki wydłużony cień przez bakburtę ludzie mogli wreszcie zobaczyć przy pracy grupkę rzemieślników w przeróżnych strojach, pracujących przy rzeźbieniu ostatniego napisu w nowym czterowierszu poematu Areny Śmierci. Jeden z nich pokrywał także imię Boina Harnarsona jaskrawą czerwienią, a inny przesuwał ramkę z ciętych szafirów parę rubryk niżej.

W tym samym czasie Książę Mórz schodził ze swej loży honorowej.
- Helstan, Johan - pozwólcie na chwilę.
Mag, przecierający właśnie ze znudzoną miną okulary zbliżył się nie przerywając czynności. Johan - prawdziwy barczsty olbrzym jak na ludzi z południa, o kwadratowej szczęce poprzecinanej setką blizn oraz włosach wygolonych z boku głowy, podczas gdy środkowe pasmo zwisało z tylu długim posiwiałym ogonem z wplecionymi obręczami.
- Do usług panie, czego sobie życzysz ?
- Johan, jesteś 'szambelanem' naszej areny... Mam propozycję... pewnej zmiany w zasadach.
Wielki wojownik podrapał się po podgolonym łbie. - Eee... jaką zmianę ?
- Sprawdź stan mojej osobistej kolekcji uzbrojenia tam na dole, i przyjdź do mnie po uczcie, wyjaśnię ci.
- Zrobię co w mojej mocy panie. Ale za pozwoleniem... wciąż nie rozumiem...
"Oczywiście imbecylu. Dlatego że ci nie powiedziałem."
- Ekhem, ekhem... A co ja mam robić ? - wtrącił się Helstan.
- Ty też wtedy wpadnij. I każ przygotować garniec srebrnych plytek. Poza tym musisz mi zredagować zawoalowaną aluzję do tych tępych brutali z areny co do nowych zasad.
- Teraz to nawet ja nie wiem kurwa o co ci chodzi!
Adelhar zakrył twarz kapeluszem.

Runda pierwsza:
Walka pierwsza: Duriath Egzekutor vs Arnus
Walka druga: Mistrz Antonio Ramirez vs Finrandil
Walka trzecia: Bothan McArmstrong vs Fluffy
Walka czwarta: Ludwig Friedrich vs Recnam Oryp
Walka piąta: Elithmair z Yvresse vs Gerhard Eirenstern
Walka szósta: Badzum Stalowy Łep vs Neira
Walka siódma: Khartox Krwawy Róg vs Loq-Kro-Gar
Walka ósma: Deliere z Lothern vs Boin Harnarson

Runda druga:
Walka dziewiąta: Antonio Ramirez vs Ludwig Friedrich
Walka dziesiąta: Bothan McArmstrong vs Deliere z Lothern
Walka jedenasta: Duriath Egzekutor vs Loq-Kro-Gar
Walka dwunasta: Badzum Stalowy Łep vs Gerhard Eirenstern


[ @Klafuti, Ziemko, wszyscy... no aż tak źle to nie będzie, zostało nam 7/15 walk i najdłuższa część areny a do tego będę się teraz sprężał wobec braku większych eventów oraz 5 AFK-erów ;) Mam nawet w planie dwie walki jednego dnia. Śmierć będzie z nami przed zimą. ]
Ostatnio zmieniony 25 wrz 2013, o 20:38 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Cała krasnoludzka trybuna wrzała po końcu walki ,udał sie na nią cały oddział Boina oraz wszystkie krasnoludy od Bothana ,przybyło również kilku załogantów z pancernika.

Z tej części trybun grzmiały wyzwiska i obelgi ,coponiektórym ,nawet tym o najdłuższych brodach łzy pojawiały się w oczach. Większość krasnoludów wyciągnęło broń wrzeszcząc o pomście i nienawiści ,gdzieniegdzie latały krzesła . Spora część widowni pośpiesznie odeszłą od krasnoludów ,a okoliczni strażnicy starali się odsunąć do innych człongów ochrony Wśród tego rozgorączkowanego i agresywnie okazywanego smutku siedział Bothan trzymając twardo kufel piwa. Jako jedyny nie powstał z miejsca ,nie wydał z siebie żadnego okrzyku ,jedynie siedział.
-Cholerne elfy!- wrzeszcały krasnoludy -Oszustka! Suka bez honoru! Jak cała rasa!- unosiły się okrzyki tego rodzaju i siarczyste przekleństwa.
-Pomścimy Harnansona! Zarżniemy was! Chędożeni oszukiści!-
-Wybijmy te czarcie pomioty!!!-
-MILCZEĆ!!!- wrzasnął z niespotykaną dotąd u niego furią Bothan zrywając się z miejsca. Niespotykany był taki wpływ na tak zdenerwowanych przedstawicieli tej rasy. Wszyscy mimo gniewu zamilkli i spojrzeli w stronę inżyniera.
-Tak jak wy nienawidzę elfów! Tak jak wy straciłem towarzysza! Tak jak wy rozniósłbym teraz tą arenę w drzazgi!- grzmiał McArmstrong cały czerwony na twarzy. -Ale jak tu stoję i klnę się na wszystkich przodków!!! Boin Harnanson zginął w walce której sam honorowo się podjął!!! Zginął jak na prawdziwego dawi przystało! Teraz oddajmy mu ostateczny hołd na który zasłuzył!!!- warknął McArmstrong i zaczął kierowac się w stronę areny.

Wszystkie krasnoludy wydały okrzyk w khazalidzie i tłumnie ruszyły za długobrodym. Prawie wszyscy widzowie starali się uniknąć agresywnego tłumu wściekłych krasnoludów. Jednak ci którzy nie mogli zostali spychani pod ich naporem.

Na arene władowała sie spora grupa uzbrojonych i rozgorączkowanych krasnoludów wrzeszczących obelgi. Od razu na trybunach pojawili się strzelcy Ksiecia Mórz ,a na samą arenę wbiegł spory zastęp tarczowników ,którzy otoczyli grupę dawich szczelnym kordonem. Elfia wojowniczka obnażyła ostrze i stanęła wśród straży obawiając się próby zemsty.
Na trybuny wyszedł ubrany w niebieską liberię i biały hełm oficer z tubą mającą zapewnić słyszalność
-Krasnoludy! Tworzycie nielegalne zgromadzenie o charakterze zbrojnym! Rozejść się!- przemówił donośnym głosem
Krasnoludy utworzyły krąg ,zapewniający obronę ze wszystkich stron.
Oficer znów przemówił -Krasnoludy! Powarzam rozejść się! W innym przypadku zostaną zastosowane metody przymusu bezpośredniego! Szlachciców ,dyplomatów oraz zawodników areny prosi się o opuszczenie zgromadzenia! Rozejść się!- tą komendę powtórzym dwa razy

-Chwała poległym!- warknął Bothan -Chwała poległym!!!- odpowiedziały krasnoludy potężnym okrzykiem. Wtedy całą straż natychmiast cofnęła się ze strachu ,a niewzruszona zostałą tylko Deliere. Bothan wyszedł przed okrąg i rzekł -Zwyciężyłaś wielkiego wojownika! Teraz pozwól nam zabrać ciało.- elfka ze zdziwionym wyrazem twarzy opuściła broń i skinęłą głową.
Krasnoludy podniosły Boina i zwartą grupą opuściły arenę przechodząc przez rozstępującą się straż ,która towarzyszyął im aż do opuszczenai Gargantuana. Bothan podniósł topór zwiadowcy i wyszedł z innymi.


[Świetna walka! Naprawdę genialnie prowadzona arena =D> ,szkoda tylko tak małej aktywności niektórzych graczy :?
Soundracki świetnie dobrane do opisu ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

ODPOWIEDZ