ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[ja nie wiem co może siedzieć w kanałach jak to wygląda i jak to się tłucze. ]
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Coś w tym stylu, jak ma być mrocznie i klimatycznie.]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Wcześniej
Farin z uwagą przyglądał się pojawiającym się na miejscu zbiórki zawodnikom. Wszak to od ich siły zależało czy zdołają zbadać podziemia i kanały. Skoro nawet kultyści bali się tam schodzić to musiało tam siedzieć coś naprawdę przerażającego. Z drugiej strony nie spodziewał się, że jego plan przebiegnie tak gładko. Niestety prawdziwy problem dopiero się pojawi, gdy zawodnicy zaczną żądać wynagrodzenia. Miał nadzieję, że to tego czasu zdoła coś wymyślić.
Stojący obok Skrenq niespokojnie przystępował z nogi, na nogę. Wyprawa do kanałów od początku wydawała mu się złym pomysłem. Na dodatek zawodnicy w większej grupie byli nieobliczalni. Kto wie co może się zdarzyć.
Farin poprawił przewieszony przez plecy miecz Edwina oraz kuszę i sprawdził czy młot wysuwa się gładko zza paska. W tym momencie pierwsi ochotnicy zaczęli już zagłębiać się pod ziemię. Zwiadowca szybko wyjął przygotowaną wcześniej pochodnię i ją zapalił. Następnie zagłębił się w ciemność.
Obecnie
Krążyli już po tych tunelach od jakiegoś czasu. Skrenq, który w takich miejscach spędził większość życia, dostawał gęsiej skórki. Coś w tym miejscu było zdecydowanie nie tak, może zapach - woń kanałów mieszała się z rozkładającymi się gdzieś ciałami. Szczurołap wciągnął mocno powietrze. Chyba jednak chodziło o coś innego. O ciemność, która człapała za nimi krok w krok, osaczało ich, chcą otulić mimo kilku niesionych w grupie pochodni. Sytuację grozy potęgował fakt, że ich światło bardziej szkodziło niż pomagało, tworząc na ścianach cienie i deformując niektóre przedmioty.
Wtedy samuraj coś zauważył, a Skrenq nie wytrzymując napięcia wypuścił piżmo strachu. Paru zawodników skrzywiło się czując nieprzyjemny zapach. Elfy zapaliły magiczne ognie rozpraszające na chwilę mrok. Zdołali zauważyć tylko fragment kościanego ogona znikający w mroku. Kolejne piżmo strachu zanieczyściło powietrze.
- Cholera-zaklął Menthus-to najwyraźniej był Xenoformus. Cholernie groźne stworzenie. Trzymajmy się razem ok? Może być ich tu więcej.
Nagły krzyk rozdarł korytarze. Zdecydowanie ludzki. Zawodnicy jak na komendę wyciągnęli broń i rzucili się w kierunku źródła dźwięku. Dwa zakręty dalej zobaczyli potwornie zmasakrowane ciało w zbroi. Głowa zmieniona była w krwawą galaretę więc nie dało się określić kto to. Saito spojrzał na obecnych.
To chyba nikt od nas.
Ciekawe skąd się tu do cholery, wziął. - Drugni podrapał się po głowie z konsternacją.
Patrzcie, patrzcie – Skrenq wskazał na kupkę zielonej mazi. Przypalony chodnik wokół sugerował, że jest dość żrąca.
Zawodnicy w milczeniu przypatrywali się ciału i znalezisku skavena. Dopiero chrząknięcie Menthusa wyrwało ich z tego stanu.
- Powinniśmy już iść. Lepiej się nie zatrzymujmy.
[Jeszcze trochę budowania klimatu. Niestety nie mam już dziś czasu, żeby opisać jakiś atak czy coś. ]
Farin z uwagą przyglądał się pojawiającym się na miejscu zbiórki zawodnikom. Wszak to od ich siły zależało czy zdołają zbadać podziemia i kanały. Skoro nawet kultyści bali się tam schodzić to musiało tam siedzieć coś naprawdę przerażającego. Z drugiej strony nie spodziewał się, że jego plan przebiegnie tak gładko. Niestety prawdziwy problem dopiero się pojawi, gdy zawodnicy zaczną żądać wynagrodzenia. Miał nadzieję, że to tego czasu zdoła coś wymyślić.
Stojący obok Skrenq niespokojnie przystępował z nogi, na nogę. Wyprawa do kanałów od początku wydawała mu się złym pomysłem. Na dodatek zawodnicy w większej grupie byli nieobliczalni. Kto wie co może się zdarzyć.
Farin poprawił przewieszony przez plecy miecz Edwina oraz kuszę i sprawdził czy młot wysuwa się gładko zza paska. W tym momencie pierwsi ochotnicy zaczęli już zagłębiać się pod ziemię. Zwiadowca szybko wyjął przygotowaną wcześniej pochodnię i ją zapalił. Następnie zagłębił się w ciemność.
Obecnie
Krążyli już po tych tunelach od jakiegoś czasu. Skrenq, który w takich miejscach spędził większość życia, dostawał gęsiej skórki. Coś w tym miejscu było zdecydowanie nie tak, może zapach - woń kanałów mieszała się z rozkładającymi się gdzieś ciałami. Szczurołap wciągnął mocno powietrze. Chyba jednak chodziło o coś innego. O ciemność, która człapała za nimi krok w krok, osaczało ich, chcą otulić mimo kilku niesionych w grupie pochodni. Sytuację grozy potęgował fakt, że ich światło bardziej szkodziło niż pomagało, tworząc na ścianach cienie i deformując niektóre przedmioty.
Wtedy samuraj coś zauważył, a Skrenq nie wytrzymując napięcia wypuścił piżmo strachu. Paru zawodników skrzywiło się czując nieprzyjemny zapach. Elfy zapaliły magiczne ognie rozpraszające na chwilę mrok. Zdołali zauważyć tylko fragment kościanego ogona znikający w mroku. Kolejne piżmo strachu zanieczyściło powietrze.
- Cholera-zaklął Menthus-to najwyraźniej był Xenoformus. Cholernie groźne stworzenie. Trzymajmy się razem ok? Może być ich tu więcej.
Nagły krzyk rozdarł korytarze. Zdecydowanie ludzki. Zawodnicy jak na komendę wyciągnęli broń i rzucili się w kierunku źródła dźwięku. Dwa zakręty dalej zobaczyli potwornie zmasakrowane ciało w zbroi. Głowa zmieniona była w krwawą galaretę więc nie dało się określić kto to. Saito spojrzał na obecnych.
To chyba nikt od nas.
Ciekawe skąd się tu do cholery, wziął. - Drugni podrapał się po głowie z konsternacją.
Patrzcie, patrzcie – Skrenq wskazał na kupkę zielonej mazi. Przypalony chodnik wokół sugerował, że jest dość żrąca.
Zawodnicy w milczeniu przypatrywali się ciału i znalezisku skavena. Dopiero chrząknięcie Menthusa wyrwało ich z tego stanu.
- Powinniśmy już iść. Lepiej się nie zatrzymujmy.
[Jeszcze trochę budowania klimatu. Niestety nie mam już dziś czasu, żeby opisać jakiś atak czy coś. ]
[No dobra, sami tego chcieliście ]
Wkrótce natknęli się na kolejnego trupa. Stan rozkładu sugerował, że leży tutaj od dłuższego czasu, lecz dzięki resztkom zbutwiałej szaty wciąż można było rozpoznać w nim kultystę. Ciekawe były natomiast jego obrażenia. Żebra były wyłamane na zewnątrz, mostka brakowało. Zupełnie jakby coś wydarło się z jego piersi. Nikt nie mówił tego na głos, lecz pewnie wszyscy domyślali się prawdy.
Skrenq był wyraźnie niespokojny. Spędził całe życie w miejscach takie jak to, przez co widział i słyszał więcej niż inni.
- Puszczają ci nerwy na widok trupa, sierściuchu?- zakpił Drugni, który jako jedyny nie tracił pogody ducha- Poczwary siedzą cicho, nie ma co srać po gaciach.
Skaven spojrzał na niego dziwnie.
- Ty niemądry-głupi. Gdybym robił pułapkę, to brzmiała by dokładnie tak!- wyrzucił z siebie nieco obłąkanym głosem.
Krasnolud mruknął coś o tchórzliwym usposobieniu szczuroluda, lecz nie kontynuował tematu.
Grupa szła dalej, brodząc w gęstej mazi kanałów po kostki. Od jakiegoś czasu nie natknęli się na nic niepokojącego. Przeciwnie, potwory zdawały się zniknąć zupełnie i nic nie niepokoiło zawodników. Jak na ironię, to tylko pogłębiło histerię skavena. Zabójca mruknął z pogardą. Czego jednak nie wiedział, lub nie pamiętał, to że będący przypartym do muru i u szczytu histerii skaven staje się jeszcze niebezpieczniejszy.
- Czujecie?- spytała nagle Iskra
Pozostali wciągnęli powietrze do płuc.
- Od jakiegoś czasu nie czuć w ogóle gówna- stwierdził Ulfarr
- Raczej.... śluz?- zamyślił się jego brat.
Wtedy, z nieprzeniknionych ciemności nastąpił atak.
Dziesiątki Xenomorfów wypadło jakby znikąd, wściekle atakując intruzów. Czarne, wężowate ciała w jednej chwili wypełniły oba końce tunelu, sycząc i kłapiąc dwiema parami szczęk. Zawodnicy unieśli broń do ataku.
- Nareszcie!- wykrzyknęli jednocześnie bracia Horkessonowie, po czym ruszyli na wroga.
[Wydaje mi się, że Xenomorf brzmi lepiej niż Xenoform. Mylę się? ]
Wkrótce natknęli się na kolejnego trupa. Stan rozkładu sugerował, że leży tutaj od dłuższego czasu, lecz dzięki resztkom zbutwiałej szaty wciąż można było rozpoznać w nim kultystę. Ciekawe były natomiast jego obrażenia. Żebra były wyłamane na zewnątrz, mostka brakowało. Zupełnie jakby coś wydarło się z jego piersi. Nikt nie mówił tego na głos, lecz pewnie wszyscy domyślali się prawdy.
Skrenq był wyraźnie niespokojny. Spędził całe życie w miejscach takie jak to, przez co widział i słyszał więcej niż inni.
- Puszczają ci nerwy na widok trupa, sierściuchu?- zakpił Drugni, który jako jedyny nie tracił pogody ducha- Poczwary siedzą cicho, nie ma co srać po gaciach.
Skaven spojrzał na niego dziwnie.
- Ty niemądry-głupi. Gdybym robił pułapkę, to brzmiała by dokładnie tak!- wyrzucił z siebie nieco obłąkanym głosem.
Krasnolud mruknął coś o tchórzliwym usposobieniu szczuroluda, lecz nie kontynuował tematu.
Grupa szła dalej, brodząc w gęstej mazi kanałów po kostki. Od jakiegoś czasu nie natknęli się na nic niepokojącego. Przeciwnie, potwory zdawały się zniknąć zupełnie i nic nie niepokoiło zawodników. Jak na ironię, to tylko pogłębiło histerię skavena. Zabójca mruknął z pogardą. Czego jednak nie wiedział, lub nie pamiętał, to że będący przypartym do muru i u szczytu histerii skaven staje się jeszcze niebezpieczniejszy.
- Czujecie?- spytała nagle Iskra
Pozostali wciągnęli powietrze do płuc.
- Od jakiegoś czasu nie czuć w ogóle gówna- stwierdził Ulfarr
- Raczej.... śluz?- zamyślił się jego brat.
Wtedy, z nieprzeniknionych ciemności nastąpił atak.
Dziesiątki Xenomorfów wypadło jakby znikąd, wściekle atakując intruzów. Czarne, wężowate ciała w jednej chwili wypełniły oba końce tunelu, sycząc i kłapiąc dwiema parami szczęk. Zawodnicy unieśli broń do ataku.
- Nareszcie!- wykrzyknęli jednocześnie bracia Horkessonowie, po czym ruszyli na wroga.
[Wydaje mi się, że Xenomorf brzmi lepiej niż Xenoform. Mylę się? ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Zeszli do kanałów. Galreth nie był specjalistą od potworów, więc wolał trzymać razem z całą resztą i trochę bardziej z tyłu. Nie to co Norsmeni, którzy szukali czegoś do ubicia i Drugniego, którego chyba żadne zagrożenie nie wzruszało. Zaczęli napotykać dziwne trupy. Zabójca w ciągu tysiąca lat widział różne śmierci, różne zwłoki, ale czegoś takiego jeszcze nigdy. Stworzenia, które to spowodowały były jakieś inne, obce. To nie wróżyło nic dobrego. Czyżby bliskość manifestacji chaosu wpłynęło jakoś na żyjące tu stwory. Jedyne czego brakowało to potwory stworzone i zmutowane, by zabić. Menthus wspomniał coś o Xenoformach, o których Galreth nigdy nie słyszał. Assasyn zastanawiał się skąd smoczy mag wie o czymś takim. Nagle atmosfera jakby uległa zmianie i z obu stron wyskoczyły potwory. Zostanie z tyłu najwyraźniej nic nie dało, bo mroczny elf znalazł się teraz na jednym z frontów walki. Po drugiej stronie ucieszeni i jakby niczym nie zaskoczeni bliźniacy rzucili się do walki. Atak z zaskoczenia, przy wrodzonej szybkości Xenoformów, prawie spowodował śmierć assasyna w pierwszych sekundach walki. Gdyby nie obręcz na jego przedramieniu pewnie by tak się stało. Galreth nie miał nawet czasu zastanowić się jak poradzą sobie zawodnicy bez takiego magicznego wsparcia. Potwory nie miały zamiaru walczyć taktycznie tylko zabić wszystko co się rusza, dlatego pierwsze cięcie z łatwością sięgnęło szyi wyskakującej czarnej istoty. Zabiło go na miejscu odcinając głowę. Czyli ginie tak jak wszystko inne. Kiedy Galreth już nabrał nadziei na łatwe zabicie Xenoformów, zwykłymi cięciami jego dwóch mieczy, stwory zaczęły wyczuwać, że być może porwały się z motyką na słońce. Wtedy zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Xenoformy wlazły na ściany i sufit, a ponieważ kanał nie był duży, mogły stamtąd z łatwością atakować zawodników, a obrona takiego ataku z góry była znacznie trudniejsza. "Przydałoby się jeszcze jakieś inne wsparcie magiczne..." Pomyślał Galreth ledwo unikając przebicia wielki czarnym szponem tuż nad jego głową.
Potwory nacierały dziesiątkami. Hobbit znajdował się na tyłach i znalazł się na pierwszej linii frontu. Jego mały wzrost teraz działał obusiecznie. Mógł bez problemu poruszać się w tunelach, jednak walka z atakującymi z góry stworami była niemożliwa. Wszystko tak jakby zwolniło, mózg hobbita miał więcej czasu na reakcję, to był właśnie jego dar, który pozwalał mu na zdobycie przewagi. Skoro wróg napierał masą, to można go było wykończyć broną obszarową. W ruch poszła proca i zabójcze bomby.
- Osłaniać mnie pizdeczki!! Krzyknął, po czym wypuścił pierwszy pocisk. Po chwili w głębi korytarza nastąpił sporej wielkości wybuch, posyłając szczątki Obcych na wszystkie strony. Jednak wciąż nadchodziły nowe...
- Osłaniać mnie pizdeczki!! Krzyknął, po czym wypuścił pierwszy pocisk. Po chwili w głębi korytarza nastąpił sporej wielkości wybuch, posyłając szczątki Obcych na wszystkie strony. Jednak wciąż nadchodziły nowe...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Gdy grupa znalazła się w ciasnym, prowadzącym tylko w dwóch kierunkach korytarzu, zapach powietrza zmienił się, co zauważył słusznie Ulfarr. W tym momencie z ziejącej pustki korytarzy wylały się masy wrednych i głodnych stworów. Potwory przypominały połączenie węży z owadami, a z ich ociekających śliną paszcz wysuwały się jęzory wyposażone w przypominające igły zęby. Xenomorfy, jak nazwał je Menthus atakowały wściekle szponiastymi łapami i chłostały ogonami. Ich niezrównana agresja okazała się również słabością, gdyż pierwsze kilka sztuk zostało zaszlachtowane na miejscu, a ich łby potoczyły się w dół tunelu. Pozostałe wbiegły na ściany i sufit. Saito musiał wspiąć się na wyżyn swoich umiejętności, by jednocześnie odpierać ataki ze wszystkich kierunków. Co gorsza, Xenomorfów było całe mrowie, niektóre wręcz rozrywały potwory zagradzające drogę do broniących się zawodników. Ronin uchylał się raz po raz przed pazurami i ogonami, za każdym razem oddzielając kończyny od ciała. Skrzeki i syki rozjuszonych potworów wzmacniały się na kamiennych powierzchniach, a cały podziemny labirynt amplifikował zgiełk, tworząc trudną do zniesienia kakofonię.
Po chwili okazało się, że krew potworów ma właściwości korodujące - gdziekolwiek chlapnęła (a lała się strumieniami), kamień rozpuszczał się, buzując pianą. Gdy Saito uświadomił sobie ten fakt, włosy stanęły mu dęba: jego bezcenny miecz lada chwila zmieni się w pordzewiały kawałek żelastwa. Z niepokojem cofnął się głębiej, na chwilę kryjąc się za towarzyszami. Choć oświetlenie było słabe, Zabójca Oni wydawał się nietknięty. Mistrz Hattori Hanzo pomyślał o wszystkim - nawet o tym, by wykuć miecz ze stali kwasoodpornej. Nawet Saito uważał, że to brednie, wszak rzekomy sekret legendarnego kowala wydawał się zbyt nieprawdopodobny. Wobec tego, Kaneda codziennie smarował oliwą swą katanę, by nie rdzewiała, jak się okazało - niepotrzebnie, gdyż broń opierała się nawet kaustycznej wydzielinie stworów.
- I co teraz?! Mamy niby dojść do jakiegoś paneRu sterowania, a eRfy go spaRą? Czy to jest jakaś samobójcza misja?!
- Argggh! Cała ta arena to samobójcza misja! Ahahaha! - Warknął Drugni, odgryzając Xenomorfowi jęzor. Nieco dalej, Aszkael szerokim cięciem położył kolejnych kilka monstrów, a wolną ręką ściągnął wijącego potwora z sufitu, trzymając go za ogon trzasnął nim o sufit, strącając kilku przeciwników na ziemię, gdzie natychmiast zostali porąbani na kawałki. Saito zaś przyszpilił wierzgającego Xenomorfa, zmiażdżył mu gardło butem, i odciął ogon. Uzbroiwszy się w tą dodatkową, improwizowaną broń, rozpoczął dalszą eksterminację.
Kątem oka ujrzał trzęsącego się w kałuży piżma Skrenqa, mamroczącego coś. Skaven niewątpliwie wpadł w histerię.
- M... mmuszę... uciec-umknąć... z zadupia-dziury... Muszę walczyć-bić... - "Żałosne" - pomyślał Kaneda, nieświadom tego, że przygwożdżony szczuroczłek to istna beczka prochu. To co stało się za chwilę, przeszło najśmielsze oczekiwania samuraja.
https://www.youtube.com/watch?v=P4tmNhtf8ks
Po chwili okazało się, że krew potworów ma właściwości korodujące - gdziekolwiek chlapnęła (a lała się strumieniami), kamień rozpuszczał się, buzując pianą. Gdy Saito uświadomił sobie ten fakt, włosy stanęły mu dęba: jego bezcenny miecz lada chwila zmieni się w pordzewiały kawałek żelastwa. Z niepokojem cofnął się głębiej, na chwilę kryjąc się za towarzyszami. Choć oświetlenie było słabe, Zabójca Oni wydawał się nietknięty. Mistrz Hattori Hanzo pomyślał o wszystkim - nawet o tym, by wykuć miecz ze stali kwasoodpornej. Nawet Saito uważał, że to brednie, wszak rzekomy sekret legendarnego kowala wydawał się zbyt nieprawdopodobny. Wobec tego, Kaneda codziennie smarował oliwą swą katanę, by nie rdzewiała, jak się okazało - niepotrzebnie, gdyż broń opierała się nawet kaustycznej wydzielinie stworów.
- I co teraz?! Mamy niby dojść do jakiegoś paneRu sterowania, a eRfy go spaRą? Czy to jest jakaś samobójcza misja?!
- Argggh! Cała ta arena to samobójcza misja! Ahahaha! - Warknął Drugni, odgryzając Xenomorfowi jęzor. Nieco dalej, Aszkael szerokim cięciem położył kolejnych kilka monstrów, a wolną ręką ściągnął wijącego potwora z sufitu, trzymając go za ogon trzasnął nim o sufit, strącając kilku przeciwników na ziemię, gdzie natychmiast zostali porąbani na kawałki. Saito zaś przyszpilił wierzgającego Xenomorfa, zmiażdżył mu gardło butem, i odciął ogon. Uzbroiwszy się w tą dodatkową, improwizowaną broń, rozpoczął dalszą eksterminację.
Kątem oka ujrzał trzęsącego się w kałuży piżma Skrenqa, mamroczącego coś. Skaven niewątpliwie wpadł w histerię.
- M... mmuszę... uciec-umknąć... z zadupia-dziury... Muszę walczyć-bić... - "Żałosne" - pomyślał Kaneda, nieświadom tego, że przygwożdżony szczuroczłek to istna beczka prochu. To co stało się za chwilę, przeszło najśmielsze oczekiwania samuraja.
https://www.youtube.com/watch?v=P4tmNhtf8ks
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Ignis rises!-zakrzyknął Menthus i ostrze jego miecza stanęła w ogniu. Stanęli do siebie razem z Iskrą plecami, każdy z nich w prawicy dzierżył miecz kuty na kowadle vaula z najprzedniejszego ithilmairu. W ich rękach syczały czerwono złote płomieni. Obrzucili hordę kulami ognia, a ta zapłonęła jasno jak pochodnia. Stwory wiły się plując wokoło jadem (który jak się okazało również był łatwopalny), wkrótce jednak przybywały kolejne depcząc ciała swych współplemieńców.
Rozgorzało piekło.
Wokół nich na podłogę waliły się kolejne ciała xenoformów oblewając wszystko syczącym i śmierdzącym kwasem. Miecze elfów raz po raz rozcinały chitynowe pancerze, woda wokół nich pieniła się zmieszana z krwią mutantów. Bestie atakowały wściekle nie dając chwili wytchnienie i po krótkiej chwili Iskra dostała. Ciął ją na odlew pazurami, rozdzierając drobną kolczug i haracząc skórę na której pojawiły się trzy krwawe pręgi. W następnej chwili jednak istota która ją zraniła już leżała na ziemi a Aenwyrhies wyciągała swoją klingę z jej głowy. Ich ostrza nie zostały przeżarte dzięki płomieniom które okalały Płomień i Kieł. Nagle wszystko ustało. Ktoś podniósł hobbita, rzucił parę przekleństw lecz w tej samej chwili rozległ się donośny i czysty głos Menthusa.
-Przegrupowują siły, zaraz zaatakują ponownie. Naszą jedyną nadzieją jest zabicie ich królowej która znajduje się w gnieździe jeśli nam to się uda powinny ogłupieć. Ale musimy podzielić się na małe trzy-cztery grupy i spróbować się przebić w paru miejscach na raz. Zgadzacie się na plan? Kto idzie ze mną i Iskrą?
Rozgorzało piekło.
Wokół nich na podłogę waliły się kolejne ciała xenoformów oblewając wszystko syczącym i śmierdzącym kwasem. Miecze elfów raz po raz rozcinały chitynowe pancerze, woda wokół nich pieniła się zmieszana z krwią mutantów. Bestie atakowały wściekle nie dając chwili wytchnienie i po krótkiej chwili Iskra dostała. Ciął ją na odlew pazurami, rozdzierając drobną kolczug i haracząc skórę na której pojawiły się trzy krwawe pręgi. W następnej chwili jednak istota która ją zraniła już leżała na ziemi a Aenwyrhies wyciągała swoją klingę z jej głowy. Ich ostrza nie zostały przeżarte dzięki płomieniom które okalały Płomień i Kieł. Nagle wszystko ustało. Ktoś podniósł hobbita, rzucił parę przekleństw lecz w tej samej chwili rozległ się donośny i czysty głos Menthusa.
-Przegrupowują siły, zaraz zaatakują ponownie. Naszą jedyną nadzieją jest zabicie ich królowej która znajduje się w gnieździe jeśli nam to się uda powinny ogłupieć. Ale musimy podzielić się na małe trzy-cztery grupy i spróbować się przebić w paru miejscach na raz. Zgadzacie się na plan? Kto idzie ze mną i Iskrą?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- Ja pójdę sam i odciagnę ich uwagę!!! Wtedy wy znajdziecie gniazdo!! Krzyknął Farlin.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
-Zanim się rozdzielimy popatrzcie na to; to nie wygląda jak Xenoform.- Powiedział Landryol, wskazując ciało obcego przebitego bełtami i pociskami pistoletu.
-Takie stwory spotykane są w miejscach obecności Wielkiej Królowej Roju. Nazywają się Xenomorphus Gantilus, i są mniejsze, szybsze i bardziej niebezpieczne niż Xenomorfy. I mają lepsze zmysły.
- Ja pójdę sam i odciagnę ich uwagę!!! Wtedy wy znajdziecie gniazdo!!- Krzyknął Farlin.
-Czy ty słuchałeś w ogóle co ja mówię?! To dziadostwo potrafi rozpruć tylny i boczny pancerz czołgu parowego pazurami! I jest szybsze niż najlepsze konie Elfickie!-
-Walić to, mam bomby!- Odpowiedział niziołek, a Landryol ciężko westchnął.
-Takie stwory spotykane są w miejscach obecności Wielkiej Królowej Roju. Nazywają się Xenomorphus Gantilus, i są mniejsze, szybsze i bardziej niebezpieczne niż Xenomorfy. I mają lepsze zmysły.
- Ja pójdę sam i odciagnę ich uwagę!!! Wtedy wy znajdziecie gniazdo!!- Krzyknął Farlin.
-Czy ty słuchałeś w ogóle co ja mówię?! To dziadostwo potrafi rozpruć tylny i boczny pancerz czołgu parowego pazurami! I jest szybsze niż najlepsze konie Elfickie!-
-Walić to, mam bomby!- Odpowiedział niziołek, a Landryol ciężko westchnął.
Ostatnio zmieniony 25 sty 2014, o 14:22 przez Kubaf16, łącznie zmieniany 2 razy.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Jak już ustaliliśmy to MA kwas zamiast krwi!]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Wreszcie obszarowe ataki dwójki ognistych magów jak i bomby Farlina oczyściły tunel z mrowia potworów, dając chwilę na odetchnięcie i przemyślenie strategii.
-Przegrupowują siły, zaraz zaatakują ponownie. Naszą jedyną nadzieją jest zabicie ich królowej która znajduje się w gnieździe jeśli nam to się uda powinny ogłupieć. Ale musimy podzielić się na małe trzy-cztery grupy i spróbować się przebić w paru miejscach na raz. Zgadzacie się na plan? Kto idzie ze mną i Iskrą?
Galreth długo się wahał, nie chcąc wylądować w grupie Menthusem, ale w końcu postanowił, że będzie mieć oko na Iskrę. Poza tym liczył na wiedzę smoczego maga na temat Xenoformów i przemyślany sposób ataku. Wolał mieć mieć wsparcie za plecami, niż być zostawiony w tyle przez szarżujących bliźniaków czy Drugniego. Bez słowa podszedł do pary Assurów, dając do zrozumienia, że idzie z nimi. Należałoby szybko się stąd zabierać i zabić tą królową czy jak jej tam, jeśli ma to powstrzymać niekończące się fale potworów.
-Przegrupowują siły, zaraz zaatakują ponownie. Naszą jedyną nadzieją jest zabicie ich królowej która znajduje się w gnieździe jeśli nam to się uda powinny ogłupieć. Ale musimy podzielić się na małe trzy-cztery grupy i spróbować się przebić w paru miejscach na raz. Zgadzacie się na plan? Kto idzie ze mną i Iskrą?
Galreth długo się wahał, nie chcąc wylądować w grupie Menthusem, ale w końcu postanowił, że będzie mieć oko na Iskrę. Poza tym liczył na wiedzę smoczego maga na temat Xenoformów i przemyślany sposób ataku. Wolał mieć mieć wsparcie za plecami, niż być zostawiony w tyle przez szarżujących bliźniaków czy Drugniego. Bez słowa podszedł do pary Assurów, dając do zrozumienia, że idzie z nimi. Należałoby szybko się stąd zabierać i zabić tą królową czy jak jej tam, jeśli ma to powstrzymać niekończące się fale potworów.
Czarne monstra atakowały ze wszystkich stron. Mimo to zawodnicy nie byli byle amatorami. Potwory padały często i gęsto. Aszkael przerąbał kolejnego oponenta. Kwasowa krew trysnęła dokoła, topiąc okoliczne kamienia i uszkadzając miecz. Krople które spadły na pancerz chaosu nie zrobiły nic. Najwidoczniej mroczna zbroja zesłana mu przez bogów była odporna na takie efekty, lub może był to efekt zdyb długiego przebywania w królestwie chaosu. Wykonawszy pół obrót wojownik wykonał potężne cięcie masakrując kilka kolejnych Xenomorfów. Na ostrzu pojawiło się znacznie więcej uszkodzeń. Nie dobrze przemknęło przez myśl Aszkaela. Miecz nie wytrzyma zbyt długo. Nagle jeden z kościstych ogonów minął głowę wybrańca. W mgnieniu oka pancerna rękawica zacisnęła się tuż za kościstym ostrzem które miało przynieść mu śmierć. Jednym szarpnięciem marionetka losu sprawił że potwór wylądował koło niego. Drugim ruchem sprawił że bydle uderzyło o syfi sprawiając że jego kompani wylądowali na ziemi, gdzie czekał ich straszliwy los od wybuchów hobbita i topora krasnoluda. Aszkael przydeptał pancernym butem głowę Xenomorfa i po czym niczym bestia wyrwał mu kościsty ogon. Monstrum wydało z siebie gardłowy ryk jednak umilkł on po chwili. Z głowy czarnej bestii została tylko plama kiedy wojownik docisnął swoją stopę do ziemi. Chwile potem walki ustały. Elfi mag zaczął coś krzyczeć o królowej ale Aszkael jakoś nie miał ochoty się przysłuchiwać. Menthus zaproponował podział na grupy. Dla wybrańca nie robiło to różnicy. Zawodnicy zaczęli pomału się dzielić hobbit ruszył samotnie w głąb tuneli. Większa część elfów postanowiły wybrać się razem. Aszkael spojrzał w ciemność tunelu.
- Olffar! Ulffar! Chodźcie pokażemy tym pieprzonym potworą kto tu rządzi.- Zanim usłyszał odpowiedź od braci wybraniec zwrócił się w stronę reszty. Saito, Drugniego i Skrenqa- Idziecie z nami czy na własną rękę poszukacie tego gniazda?
- Olffar! Ulffar! Chodźcie pokażemy tym pieprzonym potworą kto tu rządzi.- Zanim usłyszał odpowiedź od braci wybraniec zwrócił się w stronę reszty. Saito, Drugniego i Skrenqa- Idziecie z nami czy na własną rękę poszukacie tego gniazda?
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
[Lepiej? ]Mistrz Miecza Hoetha pisze:[Jak już ustaliliśmy to MA kwas zamiast krwi!]
Dermath przeładował. W urządzeniu na miejscu ucha usłyszał chrobot. Wycelował w sufit nad Menthusem, po czym oddał strzał. Usłyszeć dało się pisk, i zwłoki spadające na ziemię.
-Nie mamy dużo czasu. Idę z Galrethem.- Powiedział. -A ty, Landryolu?-
-Ja będę osłaniał wasze tyły.- Powiedział, po czym wyjął butelkę alkoholu, wsadził w nią szmatkę i schował.
-Mam nadzieję że ten Kislevski wynalazek sprawdzi się...- Mruknął do siebie.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
Atakujące zewsząd bestie wywołały u Skrenqa atak paniki. Strach opanował całe ciało skavena uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Tylko jedna myśl nie dawała mu spokoju - uciec stąd jak najszybciej. Zadanie niemożliwe do wykonania. Xenomorfy otoczyły ich ze wszystkich stron. Nie było gdzie uciekać.
A szczur przyparty do ściany jest najbardziej niebezpieczny.
Skrenq wyszarpnął zza pasa swój bicz. Broń rozwinęła się w locie, trafiając skaczącego na Szczurołapa Xenomorfa. Kolce nic nie zrobiły, chitynowy pancerz bestii był zbyt twardy, ale nie taki był plan skavena. Łowca głów nie bez powodu utrzymał się w swojej profesji żywy tak długo. Wyćwiczonym ruchem owinął bicz wokół szyi Xenomorfa, a następnie silnym szarpnięciem wytrącając przeciwnika z równowagi. Wykorzystując to Skrenq doskoczył do niego i wbił swoje szpony w głowę bestii. Kropelki kwasu skapnęły na rękę i zbroję skavena, ale nie czuł on już bólu. Szał bojowy zupełnie nim zawładnął Nie zważając na własne bezpieczeństwo rzucił się w wir walki. Dzięki swojej zręczności Szczurołap skakał wokół Xenomorfów raz za razem atakując we wrażliwe cele lub powalając ich szybkimi uderzeniami bicza. Stwory niezależnie jak bardzo chciały go dopaść, nie mogły nic zrobić, żeby zaradzić rzezi we własnych szeregach.
Nagle wszystko jakby zamarło. Żywe bestie zniknęły w ciemności. Skrenq stanął obok szczątków obcych, których zabił, bezskutecznie próbując uspokoić oddech. Do wracającego do normalnego stanu umysłu skavena dotarła informacja o żrących właściwościach krwi potworów. Szybko przejrzał swoje wyposażenie. Zbroja w miejscach, gdzie skapnęły na nią krople kwasu była lekko przeżarta. Też pazury bojowe nadawały się do wymiany, choć dzięki solidnemu wykonaniu, do końca wyprawy powinny móc posłużyć skavenowi. Jedynie bicz skręcony z jelit górskiej chimery, z kolcami z kłów zmutowanych na północy niedźwiedzi, wydawał się nietknięty. W końcu broń poganiaczy nie mogła zniszczyć się w przypadku gdyby ten miał prowadził bestie wykorzystujące kwas.
Ktoś, chyba ten elfi mag, zaproponował żeby się rozdzielić. Skrenq obejrzał się dookoła, sprawdzając kto jeszcze pozostał bez grupy. Po chwili zauważył, że nie ma wśród nich Farina. Czyżby krasnolud został zabity? Nie, nie była jego ciała wśród poległych. Może zabrały go Xenomorfy? Skaven po chwili przestał się tym przejmować. Umowa nie obejmowała ochrony zwiadowcy, tylko słuchanie jego poleceń. Skoro więc nie zdołał sam o siebie zadbać, Skrenq nie zamierzał mu w tym pomóc. Nie wspomniał reszcie o zaginięciu. Bo po co?
- Olffar! Ulffar! Chodźcie pokażemy tym pieprzonym potworą kto tu rządzi.- Zanim usłyszał odpowiedź od braci Aszkael zwrócił się w stronę reszty. Saito, Drugniego i Skrenqa- Idziecie z nami czy na własną rękę poszukacie tego gniazda?
Mistrz mutacji zastanowił się, która opcja jest dla niego korzystniejsza. Teoretycznie plan elfa miał szansę się sprawdzić. Niziołek wykorzystując hałas swoich bomb powinien odciągnąć dużą część bestii, a reszta będzie musiała się podzielić na kilka części. Dodatkowo im więcej grup, tym większa była szansa, że któraś trafi w tym labiryncie na leże królowej. Jednak tylko teoretycznie. Nikt nie wiedział jak bestie myślą i jak działają. Ten atak wyglądał tylko na próbkę ich możliwości. Mogły eliminować ich po kolei, hobbita po prostu zignorować, chociaż nie miały oczu, więc musiały działać wykorzystując inne zmysły, pewnie słuch...
- To może się udać jedynie jeśli podzielimy się na więcej grupek. Jeśli zrobimy to inaczej, nie uda się, już lepiej byłoby iść wszyscy razem. - Reszta spojrzała zdziwiona na skavena. Nie spodziewali się, że umie powiedzieć coś rozsądnego. - Trzy - czteroosobowe drużyny powinny dać radę.
W tym samym czasie Farin błąkał się po korytarzach niedaleko. Pomysł z rozdzieleniem się od głównej grupy był idiotyczny, ale zawodnicy nie przeszukiwali wszystkiego dokładnie, a krasnolud nie miał zamiaru pominąć Edwina. Gdziekolwiek on jest.
Coś skapnęło na podłogę przed nim. Bulgoczący syk, utwierdził zwiadowcę w przekonaniu, że to nie woda. Spojrzał w górę, chwytając młot i cofając się o krok. W ostatniej chwili. Kolczasty ogon minął jego głowę o włos. Xenomorf skoczył z sufitu, ale Farin tylko na to czekał. Młot trafił w stwora jeszcze w locie, a zwiadowca rozsądnie zrzedł z linii lądowania. Uderzona bestia przeturlała się przez korytarz, ale niemal natychmiast ponownie zaszarżowała. Farin wybiegł jej naprzeciw. Tuż przed zderzeniem uderzył równocześnie młotem i trzymaną w drugiej ręce pochodnią. Obcy wydał z siebie ryk bólu, jednak niesiony siłą rozpędu zderzył się z krasnoludem. Oboje poturlali się się dalej. Lot Farina zatrzymała dopiero ściana, na zakręcie. Otrząsnął się słysząc warczenie. Xenomorf szykował się do kolejnego ataku. Zwiadowca z przerażeniem uświadomił sobie, że zgubił gdzieś młot. Pochodnia leżała dwa kroki od niego, dopalając się. Zobaczenie czegokolwiek w jej nikłym blasku było niemożliwe.
Bardziej wyczuł niż usłyszał moment skoku. Chwycił podarowany mu przez patrona amulet, mamrocząc wyuczone frazy. Nagle tunel rozświetlił się fioletowym blaskiem. Fala energii uderzyła w Xenomorfa, zabijając go na miejscu. Po jej zniknięciu Farin wstał i wyjął z plecaka kolejną pochodnie. Po jej rozpaleniu szybko znalazł zagubiony młot. Ostatni raz spojrzał na trupa obcego, po czym przeklinając własną głupotę ruszył na poszukiwanie reszty.
A szczur przyparty do ściany jest najbardziej niebezpieczny.
Skrenq wyszarpnął zza pasa swój bicz. Broń rozwinęła się w locie, trafiając skaczącego na Szczurołapa Xenomorfa. Kolce nic nie zrobiły, chitynowy pancerz bestii był zbyt twardy, ale nie taki był plan skavena. Łowca głów nie bez powodu utrzymał się w swojej profesji żywy tak długo. Wyćwiczonym ruchem owinął bicz wokół szyi Xenomorfa, a następnie silnym szarpnięciem wytrącając przeciwnika z równowagi. Wykorzystując to Skrenq doskoczył do niego i wbił swoje szpony w głowę bestii. Kropelki kwasu skapnęły na rękę i zbroję skavena, ale nie czuł on już bólu. Szał bojowy zupełnie nim zawładnął Nie zważając na własne bezpieczeństwo rzucił się w wir walki. Dzięki swojej zręczności Szczurołap skakał wokół Xenomorfów raz za razem atakując we wrażliwe cele lub powalając ich szybkimi uderzeniami bicza. Stwory niezależnie jak bardzo chciały go dopaść, nie mogły nic zrobić, żeby zaradzić rzezi we własnych szeregach.
Nagle wszystko jakby zamarło. Żywe bestie zniknęły w ciemności. Skrenq stanął obok szczątków obcych, których zabił, bezskutecznie próbując uspokoić oddech. Do wracającego do normalnego stanu umysłu skavena dotarła informacja o żrących właściwościach krwi potworów. Szybko przejrzał swoje wyposażenie. Zbroja w miejscach, gdzie skapnęły na nią krople kwasu była lekko przeżarta. Też pazury bojowe nadawały się do wymiany, choć dzięki solidnemu wykonaniu, do końca wyprawy powinny móc posłużyć skavenowi. Jedynie bicz skręcony z jelit górskiej chimery, z kolcami z kłów zmutowanych na północy niedźwiedzi, wydawał się nietknięty. W końcu broń poganiaczy nie mogła zniszczyć się w przypadku gdyby ten miał prowadził bestie wykorzystujące kwas.
Ktoś, chyba ten elfi mag, zaproponował żeby się rozdzielić. Skrenq obejrzał się dookoła, sprawdzając kto jeszcze pozostał bez grupy. Po chwili zauważył, że nie ma wśród nich Farina. Czyżby krasnolud został zabity? Nie, nie była jego ciała wśród poległych. Może zabrały go Xenomorfy? Skaven po chwili przestał się tym przejmować. Umowa nie obejmowała ochrony zwiadowcy, tylko słuchanie jego poleceń. Skoro więc nie zdołał sam o siebie zadbać, Skrenq nie zamierzał mu w tym pomóc. Nie wspomniał reszcie o zaginięciu. Bo po co?
- Olffar! Ulffar! Chodźcie pokażemy tym pieprzonym potworą kto tu rządzi.- Zanim usłyszał odpowiedź od braci Aszkael zwrócił się w stronę reszty. Saito, Drugniego i Skrenqa- Idziecie z nami czy na własną rękę poszukacie tego gniazda?
Mistrz mutacji zastanowił się, która opcja jest dla niego korzystniejsza. Teoretycznie plan elfa miał szansę się sprawdzić. Niziołek wykorzystując hałas swoich bomb powinien odciągnąć dużą część bestii, a reszta będzie musiała się podzielić na kilka części. Dodatkowo im więcej grup, tym większa była szansa, że któraś trafi w tym labiryncie na leże królowej. Jednak tylko teoretycznie. Nikt nie wiedział jak bestie myślą i jak działają. Ten atak wyglądał tylko na próbkę ich możliwości. Mogły eliminować ich po kolei, hobbita po prostu zignorować, chociaż nie miały oczu, więc musiały działać wykorzystując inne zmysły, pewnie słuch...
- To może się udać jedynie jeśli podzielimy się na więcej grupek. Jeśli zrobimy to inaczej, nie uda się, już lepiej byłoby iść wszyscy razem. - Reszta spojrzała zdziwiona na skavena. Nie spodziewali się, że umie powiedzieć coś rozsądnego. - Trzy - czteroosobowe drużyny powinny dać radę.
W tym samym czasie Farin błąkał się po korytarzach niedaleko. Pomysł z rozdzieleniem się od głównej grupy był idiotyczny, ale zawodnicy nie przeszukiwali wszystkiego dokładnie, a krasnolud nie miał zamiaru pominąć Edwina. Gdziekolwiek on jest.
Coś skapnęło na podłogę przed nim. Bulgoczący syk, utwierdził zwiadowcę w przekonaniu, że to nie woda. Spojrzał w górę, chwytając młot i cofając się o krok. W ostatniej chwili. Kolczasty ogon minął jego głowę o włos. Xenomorf skoczył z sufitu, ale Farin tylko na to czekał. Młot trafił w stwora jeszcze w locie, a zwiadowca rozsądnie zrzedł z linii lądowania. Uderzona bestia przeturlała się przez korytarz, ale niemal natychmiast ponownie zaszarżowała. Farin wybiegł jej naprzeciw. Tuż przed zderzeniem uderzył równocześnie młotem i trzymaną w drugiej ręce pochodnią. Obcy wydał z siebie ryk bólu, jednak niesiony siłą rozpędu zderzył się z krasnoludem. Oboje poturlali się się dalej. Lot Farina zatrzymała dopiero ściana, na zakręcie. Otrząsnął się słysząc warczenie. Xenomorf szykował się do kolejnego ataku. Zwiadowca z przerażeniem uświadomił sobie, że zgubił gdzieś młot. Pochodnia leżała dwa kroki od niego, dopalając się. Zobaczenie czegokolwiek w jej nikłym blasku było niemożliwe.
Bardziej wyczuł niż usłyszał moment skoku. Chwycił podarowany mu przez patrona amulet, mamrocząc wyuczone frazy. Nagle tunel rozświetlił się fioletowym blaskiem. Fala energii uderzyła w Xenomorfa, zabijając go na miejscu. Po jej zniknięciu Farin wstał i wyjął z plecaka kolejną pochodnie. Po jej rozpaleniu szybko znalazł zagubiony młot. Ostatni raz spojrzał na trupa obcego, po czym przeklinając własną głupotę ruszył na poszukiwanie reszty.
Drugni uchylił się przed uderzeniem zakończonego potężnym kolcem ogona i w odwecie zamachnął się toporem. Głowa uderzonego ksenomorfa wybuchła kwasem, obryzgując wilgotną ścianę tunelu. Na szczęście Zabójca rąbnął bestię pod odpowiednim kątem i udało mu się uniknąć większości żrącej substancji.
Zanim krasnolud zdążył rozejrzeć się za następną poczwarą do zatłuczenia, poczuł, jak szponiasta łapa przejeżdża mu po plecach. Krzyknąwszy z bólu i wściekłości, obrócił się błyskawicznie waląc toporem na odlew. Nieludzko szybki potwór bez trudu uniknął ciosu, błyskawicznie wskakując na ścianę.
- UKRĘCĘ CI ŁEB SKURWESYNU ! - Drugni, teraz naprawdę wkurzony, wzniósł broń nad głowę i z całej siły opuścił ją na przeciwnika. Ten jednak w mgnieniu oka przeskoczył na sufit, atakując stamtąd ogonem. Dawi przyjął cios na swój runiczny topór, cofając się zaskoczony pod wpływem jego siły. Zaraz podskoczył i ściągnął poczwarę na ziemię, ochlapując się żrąćymi kropelkami kwasu. Gdy ksenomorf rąbnął ciężko o posadzkę, gromrliowa stal krasnoludzkiego topora zakończyła jego plugawy żywot.
Zawodnicy wokół również poradzili sobie ze swoimi przeciwnikami i zapanowała dzwoniąca w uszach cisza.
- Cholera, zwiedziłem pół świata i nigdy nie widziałem czegoś takiego - Drugni trącił truchło potwora nogą - Niezłe szkodniki mają w tych swoich chaosowych piwnicach, he he.
Zaraz potem przykucnął i zaczął oglądać bestię z bliska. Szczególnie fascynujące wydały mu się podwójne szczęki oraz potężny, najeżony kolcami ogon. Ciekawe, czym były te całe ksenomorfy ? Jakimiś zmutowanymi owadami, poddanymi zgubnemu wpływowi tego przeklętego miejsca ? Chyba nie, bowiem wszystkie osobniki wyglądały tak samo, a jak wiadomo, mutacje nie są aż tak regularne. To znaczy, że kultyści mieli tu całkiem nowy gatunek śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń. Całe szczęście nie wpadli na pomysł, żeby je oswoić i używać w bitwie. A może to po prstu było niemożliwe ?
Kiedy krasnolud oglądał zwłoki i dziwował się, Menthus mówił coś do reszty drużyny.
- ...ale musimy podzielić się na małe trzy, cztery grupy i spróbować się przebić w paru miejscach na raz. Zgadzacie się na plan? Kto idzie ze mną i Iskrą ?
Drugni wstał i spojrzał się na elfa ze zdziwieniem.
- Słuchaj, zdaję sobie sprawę że elfy nie grzeszą pomyślunkiem, ale to NAPRAWDĘ głupi pomysł. Każdy Łamacz Żelaza wie, że podczas walki w ciasnych tunelach drużyna powinna trzymać się razem ! Inaczej zostaniemy okrążeni i wybici do nogi, a tak to...
Urwał, kiedy zauważył że nikt go nie słucha i wszyscy dzielą się na drużyny.
- Ja pierdolę - Przewrócił oczyma.
- Ej, idziecie z nami ? - Aszkael, w towarzystwie Olfarra i Ulfarra, zwrócił się do Drugniego, Skrenqa i Saito.
- No jasne ! - Drugni zbliżył się do wojowników - No przecież nie pójdę z elfami...
Zanim krasnolud zdążył rozejrzeć się za następną poczwarą do zatłuczenia, poczuł, jak szponiasta łapa przejeżdża mu po plecach. Krzyknąwszy z bólu i wściekłości, obrócił się błyskawicznie waląc toporem na odlew. Nieludzko szybki potwór bez trudu uniknął ciosu, błyskawicznie wskakując na ścianę.
- UKRĘCĘ CI ŁEB SKURWESYNU ! - Drugni, teraz naprawdę wkurzony, wzniósł broń nad głowę i z całej siły opuścił ją na przeciwnika. Ten jednak w mgnieniu oka przeskoczył na sufit, atakując stamtąd ogonem. Dawi przyjął cios na swój runiczny topór, cofając się zaskoczony pod wpływem jego siły. Zaraz podskoczył i ściągnął poczwarę na ziemię, ochlapując się żrąćymi kropelkami kwasu. Gdy ksenomorf rąbnął ciężko o posadzkę, gromrliowa stal krasnoludzkiego topora zakończyła jego plugawy żywot.
Zawodnicy wokół również poradzili sobie ze swoimi przeciwnikami i zapanowała dzwoniąca w uszach cisza.
- Cholera, zwiedziłem pół świata i nigdy nie widziałem czegoś takiego - Drugni trącił truchło potwora nogą - Niezłe szkodniki mają w tych swoich chaosowych piwnicach, he he.
Zaraz potem przykucnął i zaczął oglądać bestię z bliska. Szczególnie fascynujące wydały mu się podwójne szczęki oraz potężny, najeżony kolcami ogon. Ciekawe, czym były te całe ksenomorfy ? Jakimiś zmutowanymi owadami, poddanymi zgubnemu wpływowi tego przeklętego miejsca ? Chyba nie, bowiem wszystkie osobniki wyglądały tak samo, a jak wiadomo, mutacje nie są aż tak regularne. To znaczy, że kultyści mieli tu całkiem nowy gatunek śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń. Całe szczęście nie wpadli na pomysł, żeby je oswoić i używać w bitwie. A może to po prstu było niemożliwe ?
Kiedy krasnolud oglądał zwłoki i dziwował się, Menthus mówił coś do reszty drużyny.
- ...ale musimy podzielić się na małe trzy, cztery grupy i spróbować się przebić w paru miejscach na raz. Zgadzacie się na plan? Kto idzie ze mną i Iskrą ?
Drugni wstał i spojrzał się na elfa ze zdziwieniem.
- Słuchaj, zdaję sobie sprawę że elfy nie grzeszą pomyślunkiem, ale to NAPRAWDĘ głupi pomysł. Każdy Łamacz Żelaza wie, że podczas walki w ciasnych tunelach drużyna powinna trzymać się razem ! Inaczej zostaniemy okrążeni i wybici do nogi, a tak to...
Urwał, kiedy zauważył że nikt go nie słucha i wszyscy dzielą się na drużyny.
- Ja pierdolę - Przewrócił oczyma.
- Ej, idziecie z nami ? - Aszkael, w towarzystwie Olfarra i Ulfarra, zwrócił się do Drugniego, Skrenqa i Saito.
- No jasne ! - Drugni zbliżył się do wojowników - No przecież nie pójdę z elfami...
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Olfarr zasłonił się tarczą przed szaleńczym atakiem Xenomorfa, szpony i kły zaryły o jej twardą powierzchnię, zanim stwór zdołał się cofnąć i obejść blok Norsmena, tuż pod tarczą pojawił się jak z nikąd Ulfarr, tnąc srebrzystym mieczem po nogach potwora. Ząbkowane ostrze odrąbało chlustające kwasem nogi obcego, lecz zanim upadł w ściek podłużną głowę rozrąbał na pół cios Olfarra. Huraganowy atak potworów spotkał się z nieustępliwą obroną okrągłych tarcz i błyskawiczną nawałą runiczych mieczy, czarne bestie padały w kałużach fluorescencyjnej krwi a skrzek gwałtownie ucichł gdy młócące zatęchłe powietrze w naprzemiennych, systematycznych sekwencjach ostrza nie znalazły już więcej wrogów w ciemności. Menthus zmusił obcych do odwrotu i zaproponował w szybkich słowach plan działania.
- Olffar! Ulffar! Chodźcie pokażemy tym pieprzonym potworą kto tu rządzi. - zawołał Aszkael, wskazując lśniącym od krwi potworów ostrzem tunel na prawo.
- Dobrze! Oby ta matka bestii spotkała najpierw kogoś z reszty... Te elf, pożycz ognia... - zaśmiał się Ulfarr, odpinając pochodnię od pasa i zapalając ją od miecza Menthusa. Ich poprzednia pochodnia skończyła w szczękach pierwszego Xenomorfa, który był na tyle głupi by wypaść na nich na czole kolumny. Bestia skończyła stopiona od mózgu na czarną papkę, gdy dwie pary kłów wbiły się w drewno zbyt głęboko by je puścić.
- ...dla jej dobra! Bo my trzej zgotujemy jej istne piekło! Naprzód, za Asgaaaard! - skończył Olfarr, biegnąc za Aszkaelem i Ulfarrem z pochodnią w głąb nieprzeniknionych ciemności opadającego lekko tunelu.
Teraz szli w ciszy przerywanej jedynie szelestem ognia i dźwiękiem podkutych butów, rozchlapujących mętną wodę w dole. Tu znajdowali jeszcze więcej szkieletów, widać gdziekolwiek zmierzali - zbliżali się do czegoś dość żarłocznego by schrupać trzech wielkich wojów w przeciągu sekundy. Idealny cel dla trzech nieustraszonych mężów z północy. Pochodnia niebezpiecznie migotała na urywanych podmuchach z głębi podmroku, niczym oddech jakiejś wielkiej poczwary, której paszczą mogłyby być te katakumby.
- Nie bardzo coś z tą zabawą... - mruknął Olfarr.
- Zero wrogów i ciemno jak w dupie u dzika... Naprawdę nie rozumiem o co chodziło naszemu skavenowi z tym... "strachem" ? Bo co to wogóle jest ? - dodał Ulfarr, rozglądając się na boki, jakby szukając gdzieś tam definicji owego uczucia, nieznanego Norsmenom.
- Sza! - syknął Aszkael i uniósł swój wielki miecz. Rdzawoczerwone oczy zalśniły w mroku. - Ktoś się zbliża...
Olfarr i Ulfarr natychmiast przyjęli pozycje bojowe i gdy tylko zlokalizowali źródło szelestu...
- GIŃ PASKUDO! ŁEB CI ROZSMARUJĘ! - wydarli się Horkessonowie, opadając ciemną sylwetkę.
- Kurwa... ała! Puście mnie, idioci... TO JA! Drugni! - ryknął krasnolud, otrzepując się z mazi w którą zepchnęły go ciężkie buciory.
- O wybacz... Myśleliśmy... - zaczął Olfarr, lecz nie zdążył nakreślić co też (mimo swej oczywistości) zajęło prostolinijne umysły bliźniaków. Woda tuż za nim wypiętrzyła się i opadła, pozostawiając wielką na całą wysokość korytarza postać. Cztery łapy i ogon nie mogły już być żadnym innym zawodnikiem.
- Aaaaaargh! - wrzasnęli na ogłuszający pisk stwora Drugni i Olfarr. Podwójne szczęki rozwarły się tuż przed ich twarzami... Lecz głowa, mimo szarpnięć nie mogła posunąć się ani cala dalej. Z tyłu zasapany Ulfarr trzymał olbrzymim wysiłkiem skorpioni ogon bestii.
- Nie...utrzymam... A w cholerę z tym! - ryknął i odrąbał ogon za kolcem jadowym. Potwór obrócił się chlustając kwasem z kikuta i zamachnął się na Ulfarra. Ten cofnął się instynktownie pod ścianę, gdzie osłonił go niski strop i w kontrataku doskoczył razem z Aszkaelem i Drugnim, zostawiając na korpusie wężowej bestii trzy olbrzymie rany, które zmiotłyby wszelkie normalne, śmiertelne stworzenia. Xenomorf o pobliźnionej mordzie walnął 4 pięściami naraz, powalając wszystkich śmiałków i szykując się do brutalnego ich wypatroszenia niczym olbrzymi troll nad upolowaną zwierzyną. Wtedy z ciemności gdzieś koło sufitu wyskoczyła długa, czerwona linia światła, a po niej dwie kolejne. Razem zatrzymały się na głowie Xenomorfa i po sekundzie ogłuszającego wizgu korpus potwora rozerwał czarny bełt, który po chwili eksplodował błękitną kulą ognia. Xenomorf zawył z bólu, a postać z sufitu spadła na otępiałą maszkarę, rozcinając jej łeb na troje. Drgający zewłok zwalił się z pluskiem we wzburzoną maź, a ciemna szczupła sylwetka wylądowała z gracją obok wstającego Olfarra. Zielona krew spływała z zakrzywionych żelaznych pazurów, kiedy osobnik odwrócił się ku nim. Żelazna maska i ciemne szaty ukrywały postać, lecz blade, spiczaste uszy aż nazbyt dokładnie zdradzały elfa.
- Ach, kusza z magicznym namierzaniem i plazmowymi bełtam... uwielbiam ją. - elf spojrzał na oniemiałych wojowników. - A tak, jestem Kheltos. Miło mi... Także tego, zlokalizowałem leże największej z nich i organizuję polowanie. Ktoś chętny się przyłączyć ?
[ Nie mogłem się powstrzymać, sorry Grent. Preeedator <3 ]
- Olffar! Ulffar! Chodźcie pokażemy tym pieprzonym potworą kto tu rządzi. - zawołał Aszkael, wskazując lśniącym od krwi potworów ostrzem tunel na prawo.
- Dobrze! Oby ta matka bestii spotkała najpierw kogoś z reszty... Te elf, pożycz ognia... - zaśmiał się Ulfarr, odpinając pochodnię od pasa i zapalając ją od miecza Menthusa. Ich poprzednia pochodnia skończyła w szczękach pierwszego Xenomorfa, który był na tyle głupi by wypaść na nich na czole kolumny. Bestia skończyła stopiona od mózgu na czarną papkę, gdy dwie pary kłów wbiły się w drewno zbyt głęboko by je puścić.
- ...dla jej dobra! Bo my trzej zgotujemy jej istne piekło! Naprzód, za Asgaaaard! - skończył Olfarr, biegnąc za Aszkaelem i Ulfarrem z pochodnią w głąb nieprzeniknionych ciemności opadającego lekko tunelu.
Teraz szli w ciszy przerywanej jedynie szelestem ognia i dźwiękiem podkutych butów, rozchlapujących mętną wodę w dole. Tu znajdowali jeszcze więcej szkieletów, widać gdziekolwiek zmierzali - zbliżali się do czegoś dość żarłocznego by schrupać trzech wielkich wojów w przeciągu sekundy. Idealny cel dla trzech nieustraszonych mężów z północy. Pochodnia niebezpiecznie migotała na urywanych podmuchach z głębi podmroku, niczym oddech jakiejś wielkiej poczwary, której paszczą mogłyby być te katakumby.
- Nie bardzo coś z tą zabawą... - mruknął Olfarr.
- Zero wrogów i ciemno jak w dupie u dzika... Naprawdę nie rozumiem o co chodziło naszemu skavenowi z tym... "strachem" ? Bo co to wogóle jest ? - dodał Ulfarr, rozglądając się na boki, jakby szukając gdzieś tam definicji owego uczucia, nieznanego Norsmenom.
- Sza! - syknął Aszkael i uniósł swój wielki miecz. Rdzawoczerwone oczy zalśniły w mroku. - Ktoś się zbliża...
Olfarr i Ulfarr natychmiast przyjęli pozycje bojowe i gdy tylko zlokalizowali źródło szelestu...
- GIŃ PASKUDO! ŁEB CI ROZSMARUJĘ! - wydarli się Horkessonowie, opadając ciemną sylwetkę.
- Kurwa... ała! Puście mnie, idioci... TO JA! Drugni! - ryknął krasnolud, otrzepując się z mazi w którą zepchnęły go ciężkie buciory.
- O wybacz... Myśleliśmy... - zaczął Olfarr, lecz nie zdążył nakreślić co też (mimo swej oczywistości) zajęło prostolinijne umysły bliźniaków. Woda tuż za nim wypiętrzyła się i opadła, pozostawiając wielką na całą wysokość korytarza postać. Cztery łapy i ogon nie mogły już być żadnym innym zawodnikiem.
- Aaaaaargh! - wrzasnęli na ogłuszający pisk stwora Drugni i Olfarr. Podwójne szczęki rozwarły się tuż przed ich twarzami... Lecz głowa, mimo szarpnięć nie mogła posunąć się ani cala dalej. Z tyłu zasapany Ulfarr trzymał olbrzymim wysiłkiem skorpioni ogon bestii.
- Nie...utrzymam... A w cholerę z tym! - ryknął i odrąbał ogon za kolcem jadowym. Potwór obrócił się chlustając kwasem z kikuta i zamachnął się na Ulfarra. Ten cofnął się instynktownie pod ścianę, gdzie osłonił go niski strop i w kontrataku doskoczył razem z Aszkaelem i Drugnim, zostawiając na korpusie wężowej bestii trzy olbrzymie rany, które zmiotłyby wszelkie normalne, śmiertelne stworzenia. Xenomorf o pobliźnionej mordzie walnął 4 pięściami naraz, powalając wszystkich śmiałków i szykując się do brutalnego ich wypatroszenia niczym olbrzymi troll nad upolowaną zwierzyną. Wtedy z ciemności gdzieś koło sufitu wyskoczyła długa, czerwona linia światła, a po niej dwie kolejne. Razem zatrzymały się na głowie Xenomorfa i po sekundzie ogłuszającego wizgu korpus potwora rozerwał czarny bełt, który po chwili eksplodował błękitną kulą ognia. Xenomorf zawył z bólu, a postać z sufitu spadła na otępiałą maszkarę, rozcinając jej łeb na troje. Drgający zewłok zwalił się z pluskiem we wzburzoną maź, a ciemna szczupła sylwetka wylądowała z gracją obok wstającego Olfarra. Zielona krew spływała z zakrzywionych żelaznych pazurów, kiedy osobnik odwrócił się ku nim. Żelazna maska i ciemne szaty ukrywały postać, lecz blade, spiczaste uszy aż nazbyt dokładnie zdradzały elfa.
- Ach, kusza z magicznym namierzaniem i plazmowymi bełtam... uwielbiam ją. - elf spojrzał na oniemiałych wojowników. - A tak, jestem Kheltos. Miło mi... Także tego, zlokalizowałem leże największej z nich i organizuję polowanie. Ktoś chętny się przyłączyć ?
[ Nie mogłem się powstrzymać, sorry Grent. Preeedator <3 ]
Po rozdzieleniu na grupy, Saito zdecydował się iść z Norsmenami i Drugnim. Im głębiej wchodzili w tunele, tym mniej przypominały one konstrukcję wzniesioną ludzką ręką, aż w końcu całkowicie otoczyły ich organiczne, ażurowe konstrukcje ociekające śluzem, wypełniające wyryte w skale, oraz naturalne groty. Było ciemno, toteż bliźniacy, usłyszawszy szmer, rzucili się w jego kierunku, omal nie zabijając Drugniego. Po krótkiej wymianie komplementów, z pobliskiego bajora wyskoczył nowy stwór.
"Jeszcze jedna z tych cholernych bestii" - pomyślał Saito i właśnie miał usiec maszkarę, szarpiącą się z Ulfarrem, gdy Norsmen odciął mu ogon. Rozwścieczony Xenomorf rzucił się na Ulfarra, cofającego się do skalnej wnęki. Towarzysze ronina cięli stwora, zadając mu poważne rany, ten jednak powalił ich jednoczesnym uderzeniem wszystkich czterech łap. Samuraj wyskoczył w powietrze, lecąc po malowniczym łuku ze wściekłym okrzykiem bojowym, gdy cztery czerwone linie spotkały się na ciele potwora. Rozległ się świst i bełt z plaśnięciem przebił chitynowy pancerz. Nastąpiła eksplozja błękitnego ognia, a z sufitu spadła jakaś rozmazana sylwetka, widać było tylko stalową maskę i włosy zaplecione w wiele cienkich warkoczyków. Nieznajomy sprzątnął Xenomorfa sprzed nosa Saito, zarzynając monstrum pazurami bojowymi.
Drużyna zyskała niewątpliwie potężnego sprzymierzeńca, którym okazał się Kheltos, elf. Przybysz pochwalił się, że znalazł legowisko królowej, zatem rozsądnie byłoby podążyć za nim. Po powrocie na powierzchnię, Saito postanowił, że pójdzie do biblioteki, może kultyści mają tam jakieś księgi o tych tajemniczych stworzeniach.
"Jeszcze jedna z tych cholernych bestii" - pomyślał Saito i właśnie miał usiec maszkarę, szarpiącą się z Ulfarrem, gdy Norsmen odciął mu ogon. Rozwścieczony Xenomorf rzucił się na Ulfarra, cofającego się do skalnej wnęki. Towarzysze ronina cięli stwora, zadając mu poważne rany, ten jednak powalił ich jednoczesnym uderzeniem wszystkich czterech łap. Samuraj wyskoczył w powietrze, lecąc po malowniczym łuku ze wściekłym okrzykiem bojowym, gdy cztery czerwone linie spotkały się na ciele potwora. Rozległ się świst i bełt z plaśnięciem przebił chitynowy pancerz. Nastąpiła eksplozja błękitnego ognia, a z sufitu spadła jakaś rozmazana sylwetka, widać było tylko stalową maskę i włosy zaplecione w wiele cienkich warkoczyków. Nieznajomy sprzątnął Xenomorfa sprzed nosa Saito, zarzynając monstrum pazurami bojowymi.
Drużyna zyskała niewątpliwie potężnego sprzymierzeńca, którym okazał się Kheltos, elf. Przybysz pochwalił się, że znalazł legowisko królowej, zatem rozsądnie byłoby podążyć za nim. Po powrocie na powierzchnię, Saito postanowił, że pójdzie do biblioteki, może kultyści mają tam jakieś księgi o tych tajemniczych stworzeniach.