ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[Ehhh pisałem, że nie jest u siebie w pokoju. Niby nic wielkiego, ale jest ewidentnie, jak się przeczyta. A medyczka i czytająca w myślach to jedna i ta sama osoba jakby co. To się ewentualnie wydarzało w innym czasie @Klafuti.]
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Menthus dał się ponieść emocją.
Z każdą sekundą walki i z każdą kroplą krwi wytoczonej Galrethowi, rosła jego nadzieja na śmierć Druchii, i gdy walka doszła do punktu kulminacyjnego i zabójca rozpaczliwym zrywem zwyciężył, furia w smoczym magu eksplodowała. Chciał znaleźć jakąkolwiek wymówkę, aby zwycięstwo mrocznego nie okazało się prawdziwe i w końcu krzyknął pierwszą rzecz jaka mu przyszła do głowy.
-Walczysz niehonorowo!-po chwili jednak gdy zdał sobie sprawę, jak bardzo było to głupie, siadł skruszony na swoim miejscu.
Iskra za to odetchnęła z nieskrywaną radością gdy spod wizjera hełmu popłynęła karmazynowe strugi. Choć żal jej było szlachetnego rycerza nic o nim nie wiedziała, czuł zaś że Galreth w głębi serca jest straszliwie nieszczęśliwym acz dobrym elfem.
Gdy wychodzili już z Areny Smoczy Mag zadumał się nad ostanimi tygodniami spędzonymi w spiżowej cytadeli, stwierdził także iż poświęca swojej adeptce, zdecydowanie zbyt mało czasu. Zdecydowany przeprowadzić jakiś trening, i udobruchać lekko Iskrę, która byłą chyba zła za to jak potraktował Mrocznego, pochylił się i szepnął elfce coś na ucho, zaś ta uśmiechnęła się.
Po chwili stali już pod drzwiami kwatery Vahaniana. Rozległo się pukanie i po chwili drzwi rozwarły się okazując sylwetkę Asari.
-Witaj przyjacielu, czyż nie zechciałbyś udać się razem ze mną i Iskrą na trening magii ognia w góry? Polecimy na smoku...
Z każdą sekundą walki i z każdą kroplą krwi wytoczonej Galrethowi, rosła jego nadzieja na śmierć Druchii, i gdy walka doszła do punktu kulminacyjnego i zabójca rozpaczliwym zrywem zwyciężył, furia w smoczym magu eksplodowała. Chciał znaleźć jakąkolwiek wymówkę, aby zwycięstwo mrocznego nie okazało się prawdziwe i w końcu krzyknął pierwszą rzecz jaka mu przyszła do głowy.
-Walczysz niehonorowo!-po chwili jednak gdy zdał sobie sprawę, jak bardzo było to głupie, siadł skruszony na swoim miejscu.
Iskra za to odetchnęła z nieskrywaną radością gdy spod wizjera hełmu popłynęła karmazynowe strugi. Choć żal jej było szlachetnego rycerza nic o nim nie wiedziała, czuł zaś że Galreth w głębi serca jest straszliwie nieszczęśliwym acz dobrym elfem.
Gdy wychodzili już z Areny Smoczy Mag zadumał się nad ostanimi tygodniami spędzonymi w spiżowej cytadeli, stwierdził także iż poświęca swojej adeptce, zdecydowanie zbyt mało czasu. Zdecydowany przeprowadzić jakiś trening, i udobruchać lekko Iskrę, która byłą chyba zła za to jak potraktował Mrocznego, pochylił się i szepnął elfce coś na ucho, zaś ta uśmiechnęła się.
Po chwili stali już pod drzwiami kwatery Vahaniana. Rozległo się pukanie i po chwili drzwi rozwarły się okazując sylwetkę Asari.
-Witaj przyjacielu, czyż nie zechciałbyś udać się razem ze mną i Iskrą na trening magii ognia w góry? Polecimy na smoku...
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Do zamku dotarłem w ciągu niespełna godziny. Ku mojemu zaskoczeniu, owa klacz nosząca imię Kierra, była niesamowicie szybka. Podziękowałem jej i nakazałem by powróciła do swojej stajni. Ta jednak stanowczo odmówiła machnięciem masywnego, czarnego łba z białym pasem między odstającymi uszami. Dlatego też nim udałem się do mojej komnaty, zaprowadziłem ją do tutejszej stajni należącej do kultystów i nakazałem młodemu adeptowi, zajmującemu się tym przybytkiem aby poświęcił jej dużo uwagi. Rzecz jasna wręczyłem mu kilka monet. Bo jak to mówią, wszystko jest dobrze, dopóki kręci się pieniążek. Ukłonił się podobnie do bukmachera, co wywołało grymas pogardy na mojej twarzy. Zaczynam coraz częściej myśleć, że ludzi kierujących się w swym życiu honorem nie ma już na tym świecie. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę mojej komnaty mijając smoka, który od razu wyczuł moich nowych towarzyszy. Był zaciekawiony, lecz nie odezwał się nawet słowem. Gdy niemal biegnąć przemierzałem korytarze dostrzegłem zawodników, w poniszczonych ubraniach, cuchnących krwią i... siarka? W kanałach musiało dziać się coś grubszego, jednak później zapytam o to Menthusa, albo Iskrę. Uchyliłem mosiężne drzwi. Przy Annie stały dwie kobiety w strojach typowych dla uzdrowicielek z tych stron. Gdy zobaczyły mnie, natychmiast odsunęły się od łoża i spuściły wzrok.
-Panie,- zaczęła jedna nie odrywając wzroku od podłogi.- to ona nas wezwała.- wskazała dłonią na Zamieć. Ona potwierdziła to skinieniem łba. Anna była nieprzytomna.
-Wasza medycyna nic tu nie pomoże.- odpowiedziałem błyskawicznie i wyjąłem za paska sporą torbę, wypchaną ziołami i wręczyłem ją uzdrowicielce stojącej bliżej mnie.- Całość wrzuć do garnka ze wrzącą wodą, następnie odstaw go i przykryj do momentu, aż napar nabierze krwistej barwy. Wtedy przynieście go tutaj tak szybko, jak to możliwe.- obie wybiegły z pokoju jak wystrzelone z procy. Ja zaś odchyliłem płaszcz i wypuściłem dwa młode wilki. Zamieć spojrzała na mnie tak, jakby pierwszy raz nie wierzyła w to co widzi. A po chwili w całości poświęciła uwagę swoim dwóm rozmówcom. Z każdą chwilą jej oczy coraz bardziej płonęły gniewem. I dosłownie i w przenośni. Ja zaś zająłem się Anną.
-Gdybyś tylko powiedziała mi, że nie jesteś człowiekiem.- westchnąłem i położyłem jej zimny okład na czole. Zmieniłem pościel, a gdy na chwilę się odzyskała przytomność podałem jej suszone owoce, również od znachorki. Temperatura powoli zaczęła schodzić, a gdy napoiłem ją tym naparem przyniesionym przez uzdrowicielki, udało się zbić ją całkowicie. Teraz była po prostu osłabiona. Dłuższą chwilę siedziałem przy kominku popijając dobre, białe wino. Oczekiwałem przybicia staruchy, gdyż księżyc był już doskonale widoczny za oknem. Wcześniej nakarmiłem nowych gości. Ich imiona brzmiały: Podmuch, miał calutką czarną sierść i złote oczy, oraz Zmierzch, szarej maści, miejscami brązowawy o niebieskich oczach. Obaj byli wygłodniali i gdy ochłonęli opowiedzieli Zamieci wszystko co zdołali zobaczyć i usłyszeć. Ona również ochłonęła, a przynajmniej sprawiała takie wrażenie, gdyż tak naprawdę jej serce płonęło rządzą zemsty. Przekazała mi to co zdołała wyciągnąć, od śpiących teraz malców. Wszystko zgadzało się z tym co myślałem, jednak jedno wzbudziło we mnie zainteresowanie. Czuli zapach tego potwora w zamku, musiał więc tu być. Jeden z zawodników. Moje rozmyślenia przerwało wkroczenia znachorki, spojrzała na Anne i wyprosiła mnie z pokoju. Zamieci pozwoliła zostać, gdy zobaczyła, że opiekuje dwoma młodymi. Zwróciła wzrok w moim kierunku i powiedziała:
-Teraz ja się nią zajmę, może i jest jedną z Assurów, ale ma w sobie twojego potomka.- przerwała na chwilę i położyła dłoń na jej brzuchu.- Jego ogień jest jeszcze potężniejszy od tego, z którego ty jesteś stworzony.
-Wszystko w twoich rękach.- ucałowałem jej dłoń i odszedłem, słysząc jedno słowo przekazane mi przez Zamieć. Strzyga. Udałem się prosto do biblioteki, po drodze mijałem kultystów, którzy rozmawiali między sobą o walce. Ponoć zwyciężył Druchii. Nie powiem, że jestem z tego powodu zadowolony, aczkolwiek przydadzą mi się kolejne pieniądze. Gdy wszedłem do pomieszczenie, zafascynowała mnie mnogość tytułów i ogromny wybór gatunków literackich. Przemknąłem między regałami i dostrzegłem Saito, siedzącego przy stole z jakaś kobietą. Zwrócił na mnie wzrok, ja machnąłem mu dłonią w geście powitania. Ten odpowiedział tym samym. Przeszukałem regały i znalazłem kilka obszernych ksiąg poświęconych tylko temu stworzeniu. Dowiem się o nim jak najwięcej po czym, bez względu na wszystko będę palił je godzinami. Aż skona z bólu.
***
Wyczytałem dość na ten temat, wiedziałem niemal wszystko. Najbardziej zainteresował mnie fakt, iż mogą one przybierać ludzką formę. Teraz krąg poszukiwań wyraźnie się zawęził. Musiał to być ktoś zawodników. Wielu z nich widziałem w walce, a według starożytnych ksiąg "natura bestii wyzwalała się, gdy nosiciel był wykończony, śmiertelnie ranny, lub opanowany przez rządzę krwi". Gdyby to był ktokolwiek z osób, z którymi miałem do czynienia, już dawno zaszlachtowałbym tego stwora. Zostało więc zaledwie kilku, których musiałem sprawdzić. Byłem jednak zmęczony i udałem się z powrotem do komnaty by trochę odpocząć, Anna odzyskała już dawny rumieniec na twarzy i spokojnie spała. Znachorka uśmiechnęła się do mnie mówiąc:
-Wyzdrowieje. Jednak magia waszej córki, będzie również łączyć się z nią. Dlatego musisz nauczyć ją nad tym panować Vahanianie.
-Dziękuje ci, jestem twoim dłużnikiem.- odpowiedziałem, po czym spróbowałem wręczyć jej worek ze złotem.- To wszystko co mam.- ona na widok mieszka zaklęła i uderzyła mnie otwartą dłonią w czoło. P czym wyszła nie mówiąc już ani słowa. Podmuch i Zmierzch spali w najlepsze wtuleni w Zamieć, a ona czuwała. Spojrzałem na nią.- Wiem jak to zabić.
Po tych słowach usnęła, podobnie jak ja. Ze snu obudziło mnie pukania. Z wolna wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi. Stał w nich Smoczy Mag, uśmiechnąłem się widząc jego reakcje, na dwóch moich nowych podopiecznych. Wyrwany z chwilowego oniemienia przemówił.
-Witaj przyjacielu, czyż nie zechciałbyś udać się razem ze mną i Iskrą na trening magii ognia w góry? Polecimy na smoku...
Spojrzałem na wciąż śpiącą Anne i wymieniłem kilka zdań z Zamiecią. Zgodziła się, a ja potrzebowałem chociaż chwili wyrwania się od tego zgiełku. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że moja przyjaciółka rozszarpie tego stwora, gdy tylko spróbuje wedrzeć się do naszej komnaty. I niech bogowie chronią wszystkich obecnych w tym mieście, przed osiągnięciem przez nią ostatecznej formy. A z tego co mówiła, ma coraz większą ochotę tego dokonać.
-Dawno się nie widzieliśmy.- odpowiedziałem. Odwróciłem się i zacząłem z wolna ubierać zakładając na siebie płaszcze, dopinając pas z ostrzami z Miasta Białego Wilka, oraz łuk i kołczan. Po chwili stanąłem gotów w drzwiach.
-Zamieć ma młode?- zapytał zdziwiony półszeptem, by nie obudzić Anny.
-Długa historia.- odparowałem.- Poznasz ją jak opowiesz mi o tym co działo się w kanałach.- uśmiechałem się po czym zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem korytarzem u boku Menthusa.
-Panie,- zaczęła jedna nie odrywając wzroku od podłogi.- to ona nas wezwała.- wskazała dłonią na Zamieć. Ona potwierdziła to skinieniem łba. Anna była nieprzytomna.
-Wasza medycyna nic tu nie pomoże.- odpowiedziałem błyskawicznie i wyjąłem za paska sporą torbę, wypchaną ziołami i wręczyłem ją uzdrowicielce stojącej bliżej mnie.- Całość wrzuć do garnka ze wrzącą wodą, następnie odstaw go i przykryj do momentu, aż napar nabierze krwistej barwy. Wtedy przynieście go tutaj tak szybko, jak to możliwe.- obie wybiegły z pokoju jak wystrzelone z procy. Ja zaś odchyliłem płaszcz i wypuściłem dwa młode wilki. Zamieć spojrzała na mnie tak, jakby pierwszy raz nie wierzyła w to co widzi. A po chwili w całości poświęciła uwagę swoim dwóm rozmówcom. Z każdą chwilą jej oczy coraz bardziej płonęły gniewem. I dosłownie i w przenośni. Ja zaś zająłem się Anną.
-Gdybyś tylko powiedziała mi, że nie jesteś człowiekiem.- westchnąłem i położyłem jej zimny okład na czole. Zmieniłem pościel, a gdy na chwilę się odzyskała przytomność podałem jej suszone owoce, również od znachorki. Temperatura powoli zaczęła schodzić, a gdy napoiłem ją tym naparem przyniesionym przez uzdrowicielki, udało się zbić ją całkowicie. Teraz była po prostu osłabiona. Dłuższą chwilę siedziałem przy kominku popijając dobre, białe wino. Oczekiwałem przybicia staruchy, gdyż księżyc był już doskonale widoczny za oknem. Wcześniej nakarmiłem nowych gości. Ich imiona brzmiały: Podmuch, miał calutką czarną sierść i złote oczy, oraz Zmierzch, szarej maści, miejscami brązowawy o niebieskich oczach. Obaj byli wygłodniali i gdy ochłonęli opowiedzieli Zamieci wszystko co zdołali zobaczyć i usłyszeć. Ona również ochłonęła, a przynajmniej sprawiała takie wrażenie, gdyż tak naprawdę jej serce płonęło rządzą zemsty. Przekazała mi to co zdołała wyciągnąć, od śpiących teraz malców. Wszystko zgadzało się z tym co myślałem, jednak jedno wzbudziło we mnie zainteresowanie. Czuli zapach tego potwora w zamku, musiał więc tu być. Jeden z zawodników. Moje rozmyślenia przerwało wkroczenia znachorki, spojrzała na Anne i wyprosiła mnie z pokoju. Zamieci pozwoliła zostać, gdy zobaczyła, że opiekuje dwoma młodymi. Zwróciła wzrok w moim kierunku i powiedziała:
-Teraz ja się nią zajmę, może i jest jedną z Assurów, ale ma w sobie twojego potomka.- przerwała na chwilę i położyła dłoń na jej brzuchu.- Jego ogień jest jeszcze potężniejszy od tego, z którego ty jesteś stworzony.
-Wszystko w twoich rękach.- ucałowałem jej dłoń i odszedłem, słysząc jedno słowo przekazane mi przez Zamieć. Strzyga. Udałem się prosto do biblioteki, po drodze mijałem kultystów, którzy rozmawiali między sobą o walce. Ponoć zwyciężył Druchii. Nie powiem, że jestem z tego powodu zadowolony, aczkolwiek przydadzą mi się kolejne pieniądze. Gdy wszedłem do pomieszczenie, zafascynowała mnie mnogość tytułów i ogromny wybór gatunków literackich. Przemknąłem między regałami i dostrzegłem Saito, siedzącego przy stole z jakaś kobietą. Zwrócił na mnie wzrok, ja machnąłem mu dłonią w geście powitania. Ten odpowiedział tym samym. Przeszukałem regały i znalazłem kilka obszernych ksiąg poświęconych tylko temu stworzeniu. Dowiem się o nim jak najwięcej po czym, bez względu na wszystko będę palił je godzinami. Aż skona z bólu.
***
Wyczytałem dość na ten temat, wiedziałem niemal wszystko. Najbardziej zainteresował mnie fakt, iż mogą one przybierać ludzką formę. Teraz krąg poszukiwań wyraźnie się zawęził. Musiał to być ktoś zawodników. Wielu z nich widziałem w walce, a według starożytnych ksiąg "natura bestii wyzwalała się, gdy nosiciel był wykończony, śmiertelnie ranny, lub opanowany przez rządzę krwi". Gdyby to był ktokolwiek z osób, z którymi miałem do czynienia, już dawno zaszlachtowałbym tego stwora. Zostało więc zaledwie kilku, których musiałem sprawdzić. Byłem jednak zmęczony i udałem się z powrotem do komnaty by trochę odpocząć, Anna odzyskała już dawny rumieniec na twarzy i spokojnie spała. Znachorka uśmiechnęła się do mnie mówiąc:
-Wyzdrowieje. Jednak magia waszej córki, będzie również łączyć się z nią. Dlatego musisz nauczyć ją nad tym panować Vahanianie.
-Dziękuje ci, jestem twoim dłużnikiem.- odpowiedziałem, po czym spróbowałem wręczyć jej worek ze złotem.- To wszystko co mam.- ona na widok mieszka zaklęła i uderzyła mnie otwartą dłonią w czoło. P czym wyszła nie mówiąc już ani słowa. Podmuch i Zmierzch spali w najlepsze wtuleni w Zamieć, a ona czuwała. Spojrzałem na nią.- Wiem jak to zabić.
Po tych słowach usnęła, podobnie jak ja. Ze snu obudziło mnie pukania. Z wolna wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi. Stał w nich Smoczy Mag, uśmiechnąłem się widząc jego reakcje, na dwóch moich nowych podopiecznych. Wyrwany z chwilowego oniemienia przemówił.
-Witaj przyjacielu, czyż nie zechciałbyś udać się razem ze mną i Iskrą na trening magii ognia w góry? Polecimy na smoku...
Spojrzałem na wciąż śpiącą Anne i wymieniłem kilka zdań z Zamiecią. Zgodziła się, a ja potrzebowałem chociaż chwili wyrwania się od tego zgiełku. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że moja przyjaciółka rozszarpie tego stwora, gdy tylko spróbuje wedrzeć się do naszej komnaty. I niech bogowie chronią wszystkich obecnych w tym mieście, przed osiągnięciem przez nią ostatecznej formy. A z tego co mówiła, ma coraz większą ochotę tego dokonać.
-Dawno się nie widzieliśmy.- odpowiedziałem. Odwróciłem się i zacząłem z wolna ubierać zakładając na siebie płaszcze, dopinając pas z ostrzami z Miasta Białego Wilka, oraz łuk i kołczan. Po chwili stanąłem gotów w drzwiach.
-Zamieć ma młode?- zapytał zdziwiony półszeptem, by nie obudzić Anny.
-Długa historia.- odparowałem.- Poznasz ją jak opowiesz mi o tym co działo się w kanałach.- uśmiechałem się po czym zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem korytarzem u boku Menthusa.
Ostatnio zmieniony 2 lut 2014, o 13:06 przez Vahanian, łącznie zmieniany 2 razy.
[Tak jak i Saito, co z resztą zasugerowałem tym, że nie mógł spać, więc pewnie się jakiś czas wiercił.]Byqu pisze:[Jak najbardziej. Julia zajęła się Galrethem od razu po walce, która odbyła się wieczorem, a do biblioteki udała się późno w nocy.]
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
W końcowych, równie heroicznych co chaotycznych momentach walki z królową roju Olfarr i Ulfarr dali niemały pokaz szybkości i siły. Olfarr w potężnej szarży rozdeptywał na miazgę szamoczące się wokół płomieni jaja i z ryczącym okrzykiem, który rezonował również w ustach Ulfarra wyskoczył na królową, przyszpilając jej wielką, szponiastą łapę do posadzki w tytanicznym uderzeniu po czym pochylił się nad wbitym orężem po którym spływały strumienie kwasu. Ulfarr odtrącił tarczą skaczącego pająka-larwę wprost w płomienie i wybijając się z obu nóg wskoczył na tarczę na plecach brata wylatując jeszcze wyżej. Wielki topór trzymany oburącz zalśnił w blasku ognia i wgryzł się prosto w pysk maszkary, orząc go głęboko i wybijając kilka kłów wielkości ludzkich nóg. Jeszcze zanim Ulfarr spadł na ziemię, potworzyca zachwiała się i upadając pod wpływem nawały ciosów wymierzyła ogonem z olbrzymim kolcem w Norsmena. Ulfarr ledwo zdążył zasłonić się tarczą, ale kolec i tak przebił ją z sykiem topionego drewna, ciskając wojownikiem na drugą stronę jaskini. Rozszalały z gniewy Olfarr skoczył wraz z Drugnim na powaloną, płonącą królową i razem porąbali ją na stos krwawych ochłapów. Zdyszany i toczący pianę z ust Olfarr ledwo wpatrzył podnoszącego się z pękniętym hełmem brata gdy opadła ich chyba cała horda Xenomorfów, walcząca już nie tylko z nimi ale także z sobą przy akompaniamencie dziwnego pisku i zawodzeń. Bliźniacy stanęli ramię w ramię odpierając mieczami falę wrogów i gęsto zasyłając płonące podłoże trupami bestii ale w końcu ich wszystkich ocaliło pojawienie się Alphariusa i jego ludzi.
- Zepsuł całą zabawę!- mruknęli jednogłośnie, wzruszając pogardliwie ramionami. Choć dotąd żaden z nich nie podejrzewał tego małego człowieczka o władanie tak potężnymi mocami. Szaman Asgeir pewnie stwierdziłby, że zbyt potężnymi jak na niego. Bracia zabrali swą włócznię, wciąż przytwierdzającą odciętą stopę do ziemi oraz poszczerbiony od kwasu topór Ulfarra. Gdy wracali Ulfarr co jakiś czas strzelał z łuku płonącą strzałą w boczne korytarze ale widocznie wybili stworzenia co do jednego, chociaż nikt nie mógł wiedzieć co jeszcze czaiło się w kosmo... mroku tuneli. Gdy wyprowadzono ich na powierzchnię oddali swe tarcze i broń do naprawy krasnoludzkiemu kowalowi, zrzędzącemu na wszystko i wszystkich po czym odwiedzili na chwilę parującą łaźnię norską, którą kultyści zbudowali dla zawodników oraz spiżarnię gdzie Turo podał im rogi pełne orzeźwiającego trunku a także z dziwnego powodu popularne wśród publiczności na Arenie, solone ziarna uprażonej kukurydzy które to podobno wynalazł lecz nie opatentował pewien bretoński rycerz. Tak wyposażeni we trójkę udali się obejrzeć walkę, po drodze mijając drzemiącego w głównej sali nad swą harfą Ivara Skalda. Postanowili wspaniałomyślnie go nie budzić ogłuszającym rykiem w ucho i rozgrzani emocjonującym dniem poszli wprost na trybuny.
Tam kultyści i inni w popłochu rozsuwali się przed Norsmenami i trójka wojów zajęła miejsce w pobliżu znacznie większej grupy swych pobratymców, nawet bez konieczności rozbijania łbów ludziom zajmującym ich miejsca.
- Trybuna C... - przeczytał na głos runę na siedzeniu Ulfarr.
- Miejsce 23... - dodał Olfarr i z hukiem opadł na siedzisko między bratem i Turo.
Bracia obejrzeli umiarkowanie fascynujący taniec ostrzy, zdopingowali nad wyraz wytrzymałego starego rycerza ale w końcu i tak zawyli w wiwacie dla Galretha, który zerwał się jak przygwożdżona żmija i zakończył pojedynek.
- Ha ha ha! I tyle po jego 'honorze' ! - warknął uradowany Olfarr.
- No właśnie! Honor nie usprawiedliwia głupoty... dać się złapać na najstarszą sztuczkę świata... i zignął jak idiota. - Ulfarr pokręcił głową w otoczeniu złocistych w blasku zachodzącego słońca warkoczyków i talizmanów.
Bracia już chcieli wychodzić, gdy Olfarr sapnął i wyszarpnął coś spod uda.
- Czekajcie! Coś mnie uwiera w nogę... - Norsmen dzierżył w potężnej dłoni małą, czarną kasetkę z wyrytą niedbale literą "I". Powodowani ciekwością bracia rozwalili nożem puzderko i wyciągnęli...
- Co ? Jakieś durne, zapisane krzaczkami papiery ?! - westchnął zniesmaczony Turo, wodząc wzrokiem po nieznanym sobie piśmie.
- Już wiem! - ryknął tryumfalnie Ulfarr, jakby poznał jakąś skomplikowaną tajemnicę. - To chusteczki do ust! Takie jakich używają południowcy po żarciu... Patrz, ci kultyści pomyśleli o wszystkim, mam resztki soli i piwa w brodzie...
Trzej Norsmeni wytarli gęste brody dokumentami po czym cisnęli je na wiatr, który rozwiał je po całej arenie i ruszyli do głównej sali by wrzucić coś na ruszt i obejrzeć rospiskę walk.
Tymczasem jeden z papierów zakleszczył się z wiatrem na pomarszczonej twarzy Alphariusa, który zniesmaczony zdjął ją i wśród brudu wyczytał bardzo niepokojące rzeczy....
- Perturabo, panno Aurumhardt... chyba mamy zdrajcę w swych szeregach....
[ pozdro, Magnus ]
- Zepsuł całą zabawę!- mruknęli jednogłośnie, wzruszając pogardliwie ramionami. Choć dotąd żaden z nich nie podejrzewał tego małego człowieczka o władanie tak potężnymi mocami. Szaman Asgeir pewnie stwierdziłby, że zbyt potężnymi jak na niego. Bracia zabrali swą włócznię, wciąż przytwierdzającą odciętą stopę do ziemi oraz poszczerbiony od kwasu topór Ulfarra. Gdy wracali Ulfarr co jakiś czas strzelał z łuku płonącą strzałą w boczne korytarze ale widocznie wybili stworzenia co do jednego, chociaż nikt nie mógł wiedzieć co jeszcze czaiło się w kosmo... mroku tuneli. Gdy wyprowadzono ich na powierzchnię oddali swe tarcze i broń do naprawy krasnoludzkiemu kowalowi, zrzędzącemu na wszystko i wszystkich po czym odwiedzili na chwilę parującą łaźnię norską, którą kultyści zbudowali dla zawodników oraz spiżarnię gdzie Turo podał im rogi pełne orzeźwiającego trunku a także z dziwnego powodu popularne wśród publiczności na Arenie, solone ziarna uprażonej kukurydzy które to podobno wynalazł lecz nie opatentował pewien bretoński rycerz. Tak wyposażeni we trójkę udali się obejrzeć walkę, po drodze mijając drzemiącego w głównej sali nad swą harfą Ivara Skalda. Postanowili wspaniałomyślnie go nie budzić ogłuszającym rykiem w ucho i rozgrzani emocjonującym dniem poszli wprost na trybuny.
Tam kultyści i inni w popłochu rozsuwali się przed Norsmenami i trójka wojów zajęła miejsce w pobliżu znacznie większej grupy swych pobratymców, nawet bez konieczności rozbijania łbów ludziom zajmującym ich miejsca.
- Trybuna C... - przeczytał na głos runę na siedzeniu Ulfarr.
- Miejsce 23... - dodał Olfarr i z hukiem opadł na siedzisko między bratem i Turo.
Bracia obejrzeli umiarkowanie fascynujący taniec ostrzy, zdopingowali nad wyraz wytrzymałego starego rycerza ale w końcu i tak zawyli w wiwacie dla Galretha, który zerwał się jak przygwożdżona żmija i zakończył pojedynek.
- Ha ha ha! I tyle po jego 'honorze' ! - warknął uradowany Olfarr.
- No właśnie! Honor nie usprawiedliwia głupoty... dać się złapać na najstarszą sztuczkę świata... i zignął jak idiota. - Ulfarr pokręcił głową w otoczeniu złocistych w blasku zachodzącego słońca warkoczyków i talizmanów.
Bracia już chcieli wychodzić, gdy Olfarr sapnął i wyszarpnął coś spod uda.
- Czekajcie! Coś mnie uwiera w nogę... - Norsmen dzierżył w potężnej dłoni małą, czarną kasetkę z wyrytą niedbale literą "I". Powodowani ciekwością bracia rozwalili nożem puzderko i wyciągnęli...
- Co ? Jakieś durne, zapisane krzaczkami papiery ?! - westchnął zniesmaczony Turo, wodząc wzrokiem po nieznanym sobie piśmie.
- Już wiem! - ryknął tryumfalnie Ulfarr, jakby poznał jakąś skomplikowaną tajemnicę. - To chusteczki do ust! Takie jakich używają południowcy po żarciu... Patrz, ci kultyści pomyśleli o wszystkim, mam resztki soli i piwa w brodzie...
Trzej Norsmeni wytarli gęste brody dokumentami po czym cisnęli je na wiatr, który rozwiał je po całej arenie i ruszyli do głównej sali by wrzucić coś na ruszt i obejrzeć rospiskę walk.
Tymczasem jeden z papierów zakleszczył się z wiatrem na pomarszczonej twarzy Alphariusa, który zniesmaczony zdjął ją i wśród brudu wyczytał bardzo niepokojące rzeczy....
- Perturabo, panno Aurumhardt... chyba mamy zdrajcę w swych szeregach....
[ pozdro, Magnus ]
[ Jak wiesz nei lubię edycji postów ]
-Dobra... dawaj listę...- mrukną Magnus zamekając drzwi do komnaty.
Reiner wyciągnął zwitek papieru i wręczył go mistrzowi. Ten rozwinął pakunek i zaczął go czytać.
-"Usługi kowalskie.".. "20% zniżki na siekiery..."- wielki inkwizytor zgniótł kartkę i rzucił ją na podłogę szemrząc coś pod nosem/
-Panie... to...- nie zdążył dokończyć Reiner kiedy potężny prawy prosty znokautował go z hukiem.
-A więc jednak mamy skazańca...- warknął Magnus poprawiając kapelusz.
-Dobra... dawaj listę...- mrukną Magnus zamekając drzwi do komnaty.
Reiner wyciągnął zwitek papieru i wręczył go mistrzowi. Ten rozwinął pakunek i zaczął go czytać.
-"Usługi kowalskie.".. "20% zniżki na siekiery..."- wielki inkwizytor zgniótł kartkę i rzucił ją na podłogę szemrząc coś pod nosem/
-Panie... to...- nie zdążył dokończyć Reiner kiedy potężny prawy prosty znokautował go z hukiem.
-A więc jednak mamy skazańca...- warknął Magnus poprawiając kapelusz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Cóż w kanałach pod wpływem chaosu wymutowały xenoformy-zaczął Menthus prowadząc Vahaniana i Iskre w stronę dziedzińca.-Są to nie zwykle niebezpieczne istoty które łączą się w roje jak mrówki, całe ich dziesiątki zalały kanały. Udało nam się przebić do królowej zwanej w naszym języku Xinea'formus, z nią nie było łatwo ale miała przeciw sobie jednych najgroźniejszych wojowników tego świata, i mnie-rzucił z udawaną skromnością-nie było jakoś szczególnie ciężko, zwłaszcza, że wspierała mnie Iskra-tutaj wyszczerzył zęby do swojej uczennicy.
Po chwili wyszli na rozwarty dziedziniec, na którym w promieniach słońca wylegiwał się Smaug. Jego łuski odcieniu ciemnego karmazynu lśniły w promieniach słońca, zaś oczy płonęły złotym ogniem
-Witajcie-rzekł swoim dudniącym jak echo-telepatycznym głosem.
-Witaj i ty Smaugu-odrzekł Vahanian lekko się kłaniając.
-Miałbyś coś przeciwko małemu lotowi w góry, przyjacielu?-Zapytał Menthus smoka.
Oczy smoka zalśniły.
-Oczywiście, że nie. Pora rozprostować kości!
Gdy już usadowili się w siodle, Assur rzekł w stronę Assari:
-A więc opowiesz mi co z Anną?
Po chwili wyszli na rozwarty dziedziniec, na którym w promieniach słońca wylegiwał się Smaug. Jego łuski odcieniu ciemnego karmazynu lśniły w promieniach słońca, zaś oczy płonęły złotym ogniem
-Witajcie-rzekł swoim dudniącym jak echo-telepatycznym głosem.
-Witaj i ty Smaugu-odrzekł Vahanian lekko się kłaniając.
-Miałbyś coś przeciwko małemu lotowi w góry, przyjacielu?-Zapytał Menthus smoka.
Oczy smoka zalśniły.
-Oczywiście, że nie. Pora rozprostować kości!
Gdy już usadowili się w siodle, Assur rzekł w stronę Assari:
-A więc opowiesz mi co z Anną?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
-Nigdy nie miałem do czynienia z takimi stworami.- chwilę milczałem wyobrażając sobie ich walkę. Trochę żałuje, że nie było mnie wśród nich tego dnia, jednakże odkryłem coś znacznie ciekawszego.
-Domyślam się.- odpowiedział mi Menthus, gdy szybowaliśmy pośród chmur. Cytadela z każdą minutą robiła się coraz mniejsza, a widok w okół zapierał dech w piersiach. We mnie wzbudzało to fascynację, ale tylko we mnie. Oni byli przyzwyczajeni do oglądania krajobrazu z tej perspektywy, ja widziałem go zaś po raz pierwszy. Uczucie jakie towarzyszyło lataniu, było niesamowite.
-Podoba ci się?- zapytała Iskra z pięknym uśmiechem, znów wydawało mi się, że coś ją trapi, jednak teraz jej mistrz sprawiał wrażenie spokojniejszego. Dlatego postanowiłem się nie wtrącać.
-Tak, jest całkiem przyjemnie.- odrzekłem krótko i powróciłem do obserwacji.
-A co z moim pytaniem?-chyba uraziłem nieco Smoczego Maga nie udzielając mu odpowiedzi od razu, jednak powinien się przyzwyczajać. Nie było jednak sensu trzymania tego w tajemnicy, a przynajmniej przed nim.
-Jest w ciąży.- odpowiedziałem więc, a ich reakcja była taka jakiej się spodziewałem. Smok na chwilę stracił równowagę w locie, Menthus i Iskra odwrócili się w moją stronę z szeroko otwartymi oczami.
-Domyślam się.- odpowiedział mi Menthus, gdy szybowaliśmy pośród chmur. Cytadela z każdą minutą robiła się coraz mniejsza, a widok w okół zapierał dech w piersiach. We mnie wzbudzało to fascynację, ale tylko we mnie. Oni byli przyzwyczajeni do oglądania krajobrazu z tej perspektywy, ja widziałem go zaś po raz pierwszy. Uczucie jakie towarzyszyło lataniu, było niesamowite.
-Podoba ci się?- zapytała Iskra z pięknym uśmiechem, znów wydawało mi się, że coś ją trapi, jednak teraz jej mistrz sprawiał wrażenie spokojniejszego. Dlatego postanowiłem się nie wtrącać.
-Tak, jest całkiem przyjemnie.- odrzekłem krótko i powróciłem do obserwacji.
-A co z moim pytaniem?-chyba uraziłem nieco Smoczego Maga nie udzielając mu odpowiedzi od razu, jednak powinien się przyzwyczajać. Nie było jednak sensu trzymania tego w tajemnicy, a przynajmniej przed nim.
-Jest w ciąży.- odpowiedziałem więc, a ich reakcja była taka jakiej się spodziewałem. Smok na chwilę stracił równowagę w locie, Menthus i Iskra odwrócili się w moją stronę z szeroko otwartymi oczami.
Wieści o zdrajcy mocno rozsierdziły Alphariusa. Okazał to w typowy dla siebie sposób- powściągliwie, obrzucając zimnym spojrzeniem każdego, kto mu się nasunął. Julia zauważyła, że drży mu lewa ręka. Stojący nieopodal akolita bezzwłocznie nalał wina do złotego pucharu i podał swemu mistrzowi. Uświęcony pił, Żelazny Kasztelan udawał, że go to nie obeszło, a czarodziejka miała ponure wrażenie, że wszystko spadnie na nią. Nie myliła się.
- Pani Aurumhardt...- zaczął Alpharius, a Julia już wiedziała, że będzie miała paskudny humor przez resztę wieczoru.
***
Oczywiście to jej przypadło zadanie zdemaskowania zdrajcy, nie trzeba było telepaty by na to wpaść. Oznaczało to żmudne skanowanie, paskudny ból głowy, mdłości, krwawienia z nosa i inne "atrakcje". Pięknie. Wisienką na torcie zdawały się być nocne koszmary, które trapiły ją nie po raz pierwszy. Nie mogąc spać, udała się do jedynego miejsca w zamczysku, w którym czuła się komfortowo- do biblioteki. Po drodze stwierdziła, że mimo późnej pory, sporo osób wciąż było na nogach.
Nie dane było jej w spokoju zagłębić się w lekturze. Przewróciła ledwo kilka stron, gdy do jej stolika dosiadł się ten Nippończyk, Saito, jak się chyba zwał. W pierwszej chwili próbowała go ignorować, co nie było trudne, gdyż ronin sam czytał "Fisiologicus", jak czarodzeiejka poznawała po rycinach. Słyszała, że podobne stwory zalęgły się w lochach, a zawodnicy usiłowali jej wytępić. Wróciła do wertowania "Materii magicii", lecz wkrótce poczuła na sobie uciążliwe spojrzenie Nipponczyka. Wiedziała, że niedane jej będzie w spokoju dokończyć dzieła, więc zamknęła książkę i gestem kazała podążać za sobą.
Dział traktatów medycznych leżał na tyle daleko, by można było rozmawiać nieniepokojonym, byle szeptem. Czarodziejka oparła się o półkę z księgami o anatomii człowieka, poprawiła włosy i obrzuciła ronina pytającyc, niezbyt ciepłym spojrzeniem.
- Pani Aurumhardt...- zaczął Alpharius, a Julia już wiedziała, że będzie miała paskudny humor przez resztę wieczoru.
***
Oczywiście to jej przypadło zadanie zdemaskowania zdrajcy, nie trzeba było telepaty by na to wpaść. Oznaczało to żmudne skanowanie, paskudny ból głowy, mdłości, krwawienia z nosa i inne "atrakcje". Pięknie. Wisienką na torcie zdawały się być nocne koszmary, które trapiły ją nie po raz pierwszy. Nie mogąc spać, udała się do jedynego miejsca w zamczysku, w którym czuła się komfortowo- do biblioteki. Po drodze stwierdziła, że mimo późnej pory, sporo osób wciąż było na nogach.
Nie dane było jej w spokoju zagłębić się w lekturze. Przewróciła ledwo kilka stron, gdy do jej stolika dosiadł się ten Nippończyk, Saito, jak się chyba zwał. W pierwszej chwili próbowała go ignorować, co nie było trudne, gdyż ronin sam czytał "Fisiologicus", jak czarodzeiejka poznawała po rycinach. Słyszała, że podobne stwory zalęgły się w lochach, a zawodnicy usiłowali jej wytępić. Wróciła do wertowania "Materii magicii", lecz wkrótce poczuła na sobie uciążliwe spojrzenie Nipponczyka. Wiedziała, że niedane jej będzie w spokoju dokończyć dzieła, więc zamknęła książkę i gestem kazała podążać za sobą.
Dział traktatów medycznych leżał na tyle daleko, by można było rozmawiać nieniepokojonym, byle szeptem. Czarodziejka oparła się o półkę z księgami o anatomii człowieka, poprawiła włosy i obrzuciła ronina pytającyc, niezbyt ciepłym spojrzeniem.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-W ciąży?-zrzekł zszokowany Assur-ale z tobą? Wiesz przecież chyba, że takie dzieci bardzo rzadko rodzą się zdrowe!
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[Skoro była kapitanem straży w Midetheim, to raczej jest człowiekiem ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ A nie służącą u hrabiego ? ]
Drugni maszerował raźno przez ciemne lochy, pogwizdując sobie starą, krasnoludzką pieśń sławiącą urodę księżniczki Brunhengi z Karaz-a-Karak. Radosna i nieco głupawa melodyjka rażąco kontrastowała z mrocznymi, cuchnącymi kanałami pełnymi groźnych bestii. Po kilkunastu minutach brodzenia w fekaliach, Zabójca ujrzał przysłowiowe światełko w tunelu.
- Kurwa ! - Zaklął, gdy podszedł bliżej.
Owo światełko bowiem było gęsto podzielone pionowymi i poziomymi liniami. A raczej prętami. Metalowymi.
- No bez jaj, że wstawili kratę ! Jak ja tylko dorwę tych kultystów... - Mruczał pod nosem, rozchlapując gówno bosymi stopami.
Kiedy już podszedł odpowiednio blisko, zrozumiał swój błąd. Za przerdzewiałą, pozieleniałą kratą nie było kamiennego dziedzińca Spiżowej Fortecy, tylko porośnięte lasem zbocza Gór Środkowych. Zabójca najnormalniej w świecie pomylił drogę w tunelach i wyszedł w miejscu, gdzie odprowadzane są ścieki z zamku. Czyli całkiem daleko, sądząc po rozmiarach katakumb.
Miotając przekleństwa, od których Wybraniec Khorna oblałby się rumieńcem, Dawi zaczął badać kratownicę. Dawno temu, za czasów kiedy Spiżowa Forteca była jeszcze twierdzą Imperium, dało się ją swobodnie otwierać. Świadczyły o tym porządne zawiasy i zamek z kłódką, teraz zardzewiałe od wilgoci i praktycznie nie do otwarcia.
Krasnolud westchnął i ściągnął topór z pleców. Gromrilowa stal, znana ze swej legendarnej wręcz wytrzymałości, nie ucierpiała w spotkaniu z kwasową krwią Ksenomorfów. Tym bardziej kawałek skorodowanego żelaza nie powinien stanowić dla niej problemu.
Wiatr szalejący wśród zalesionych szczytów niósł ze sobą dźwięki wściekłych ciosów połączonych z plugawymi wyzwiskami.
***
Thorlac, który aktualnie pełnił wartę na murach, niesamowicie się zdziwił widząc samotnego, uwalonego gównem i listowiem krasnoluda, który jakby nigdy nic szedł ścieżką w kierunku Spiżowej Fortecy.
- Stać ! - Ryknął groźne w kierunku Dawi - Kto idzie ?
- Santa Claus of Khorne, kurwa twoja mać ! - Drugni odkrzyknął rozeźlony - Otwieraj bramę, bo Grimnir mi świadkiem, wyrwę ją z zawiasów !
- Spróbuj, twardzielu ! - Thorlac zaczął powoli rozglądać się za czymś, czym można by było cisnąć w intruza - Nie minie pięć sekund, zanim... Ej, zaraz ! Ty jesteś tym krasnoludem, co startuje na Arenie !
- W końcu załapałeś ! - Drugni przewrócił oczyma - Otwierasz tą bramę, czy nie ?!
Norsmen wydał krótkie polecenie, w które udało mu się wpleść zadziwiającą wręcz ilość przekleństw i potężna brama stanęła otworem.
Gdy Zabójca znalazł się na dziedzińcu, nie mógł nie zauważyć drastycznej zmiany, która zaszła pod jego nieobecność. Mianowicie, wyludniona dotychczas twierdza zapełniła się hołotą wszelkiego rodzaju. Sklepikarze, żebracy, karczmarze... Czyli wszyscy ludzie podłej kondycji, którzy mieli nadzieję napchać sakiewkę podczas Areny.
- Kto ich tu do licha wpuścił ? - Zdziwił się na głos, patrząc na ten burdel.
- Jakoś sami przyszli - Thorlac, który zszedł z murów, stanął obok Zabójcy - Dobra, a teraz gadaj. Jakim cudem znalazłeś się poza murami ?
Drugni westchnął i zaczął opowiadać.
- Kiedy w kanałach pod zamkiem utłukliśmy królową Ksenomorfów, pozostałe bestie wpadły w szał i zaczęły biegać gdzie popadnie i zabijać wszystko, co się rusza. Zrobiło się gorąco i już myślałem, że nareszcie będzie mi dane odkupić winy, ale wtedy wpadł ten cały Alpharius z kultystami i pomógł nam w bitwie. Potwory zaczęły uciekać więc ja, nie myśląc dużo, rzuciłem się za nimi w pogoń.
- Serio ? -Zdziwił się Norsmen.
- Co się dziwujesz ? Jestem Zabójcą, zabijam chędożone potwory ! Jak uciekają, to je gonię ! Taki odruch zawodowy. Ech, nieważne, taka człeczyna jak ty nie zrozumie. W każdym razie, dogoniłem i zabiłem kilkanaście z nich zanim zdałem sobie sprawę, że się zgubiłem. No i przez następne kilkanaście godzin błądziłem po lochach, walczyłem z różnymi rzeczami i szukałem wyjścia. W końcu znalazłem, ale kilka kilometrów za zamkiem. No i jestem. Odpowiedziałem dostatecznie wyczerpująco ?
- Ano. Chłodna historia, brachu !
Drugni nie rozumiał tego człeczynowego żargonu, więc zamiast tego spytał :
- A właśnie, kiedy walka ? Nasz lowelas Garleth miał walczyć z tym rycerzem, jak on miał...
- Walka już się odbyła. Elf zwyciężył.
- Nosz kurwa ! - Krasnolud wściekle kopnął jakiś kamyk - Nie wierzę, że ją ominąłem ! Na jaja Grimnira !
Zaniepokojony Dawi czym prędzej udał się do zamku. Miał szczerą nadzieję, że nie zaczęli popijawy bez niego. Tego by sobie (a tym bardziej reszcie zawodników) nie wybaczył.
Na całe szczęście, zamiast libacji i nieprzytomnych z przepicia biesiadników, w wielkiej sali zastał jeno zwyczajową ucztę. Widząc stół zastawiony parującym, pachnącym przyprawami jadłem i dzbankami z zimnym piwem, nagle poczuł, jak bardzo był głodny.
Mimo, że śmierdział ściekiem i krwią, jakby nigdy nic usiadł na ławie i zaczął żreć, popijając ciemnym Ale prosto z dzbanka. Siedzący najbliżej kultyści, zniesmaczeni tym rażącym brakiem Savoir Vivre przy stole, odsunęli się w pośpiechu. Drugni nic sobie z tego nie robił. Wkrótce odbędzie się jego walka, musiał więc nabrać dużo sił żeby ciąć & rąbać z właściwym sobie animuszem.
- Kurwa ! - Zaklął, gdy podszedł bliżej.
Owo światełko bowiem było gęsto podzielone pionowymi i poziomymi liniami. A raczej prętami. Metalowymi.
- No bez jaj, że wstawili kratę ! Jak ja tylko dorwę tych kultystów... - Mruczał pod nosem, rozchlapując gówno bosymi stopami.
Kiedy już podszedł odpowiednio blisko, zrozumiał swój błąd. Za przerdzewiałą, pozieleniałą kratą nie było kamiennego dziedzińca Spiżowej Fortecy, tylko porośnięte lasem zbocza Gór Środkowych. Zabójca najnormalniej w świecie pomylił drogę w tunelach i wyszedł w miejscu, gdzie odprowadzane są ścieki z zamku. Czyli całkiem daleko, sądząc po rozmiarach katakumb.
Miotając przekleństwa, od których Wybraniec Khorna oblałby się rumieńcem, Dawi zaczął badać kratownicę. Dawno temu, za czasów kiedy Spiżowa Forteca była jeszcze twierdzą Imperium, dało się ją swobodnie otwierać. Świadczyły o tym porządne zawiasy i zamek z kłódką, teraz zardzewiałe od wilgoci i praktycznie nie do otwarcia.
Krasnolud westchnął i ściągnął topór z pleców. Gromrilowa stal, znana ze swej legendarnej wręcz wytrzymałości, nie ucierpiała w spotkaniu z kwasową krwią Ksenomorfów. Tym bardziej kawałek skorodowanego żelaza nie powinien stanowić dla niej problemu.
Wiatr szalejący wśród zalesionych szczytów niósł ze sobą dźwięki wściekłych ciosów połączonych z plugawymi wyzwiskami.
***
Thorlac, który aktualnie pełnił wartę na murach, niesamowicie się zdziwił widząc samotnego, uwalonego gównem i listowiem krasnoluda, który jakby nigdy nic szedł ścieżką w kierunku Spiżowej Fortecy.
- Stać ! - Ryknął groźne w kierunku Dawi - Kto idzie ?
- Santa Claus of Khorne, kurwa twoja mać ! - Drugni odkrzyknął rozeźlony - Otwieraj bramę, bo Grimnir mi świadkiem, wyrwę ją z zawiasów !
- Spróbuj, twardzielu ! - Thorlac zaczął powoli rozglądać się za czymś, czym można by było cisnąć w intruza - Nie minie pięć sekund, zanim... Ej, zaraz ! Ty jesteś tym krasnoludem, co startuje na Arenie !
- W końcu załapałeś ! - Drugni przewrócił oczyma - Otwierasz tą bramę, czy nie ?!
Norsmen wydał krótkie polecenie, w które udało mu się wpleść zadziwiającą wręcz ilość przekleństw i potężna brama stanęła otworem.
Gdy Zabójca znalazł się na dziedzińcu, nie mógł nie zauważyć drastycznej zmiany, która zaszła pod jego nieobecność. Mianowicie, wyludniona dotychczas twierdza zapełniła się hołotą wszelkiego rodzaju. Sklepikarze, żebracy, karczmarze... Czyli wszyscy ludzie podłej kondycji, którzy mieli nadzieję napchać sakiewkę podczas Areny.
- Kto ich tu do licha wpuścił ? - Zdziwił się na głos, patrząc na ten burdel.
- Jakoś sami przyszli - Thorlac, który zszedł z murów, stanął obok Zabójcy - Dobra, a teraz gadaj. Jakim cudem znalazłeś się poza murami ?
Drugni westchnął i zaczął opowiadać.
- Kiedy w kanałach pod zamkiem utłukliśmy królową Ksenomorfów, pozostałe bestie wpadły w szał i zaczęły biegać gdzie popadnie i zabijać wszystko, co się rusza. Zrobiło się gorąco i już myślałem, że nareszcie będzie mi dane odkupić winy, ale wtedy wpadł ten cały Alpharius z kultystami i pomógł nam w bitwie. Potwory zaczęły uciekać więc ja, nie myśląc dużo, rzuciłem się za nimi w pogoń.
- Serio ? -Zdziwił się Norsmen.
- Co się dziwujesz ? Jestem Zabójcą, zabijam chędożone potwory ! Jak uciekają, to je gonię ! Taki odruch zawodowy. Ech, nieważne, taka człeczyna jak ty nie zrozumie. W każdym razie, dogoniłem i zabiłem kilkanaście z nich zanim zdałem sobie sprawę, że się zgubiłem. No i przez następne kilkanaście godzin błądziłem po lochach, walczyłem z różnymi rzeczami i szukałem wyjścia. W końcu znalazłem, ale kilka kilometrów za zamkiem. No i jestem. Odpowiedziałem dostatecznie wyczerpująco ?
- Ano. Chłodna historia, brachu !
Drugni nie rozumiał tego człeczynowego żargonu, więc zamiast tego spytał :
- A właśnie, kiedy walka ? Nasz lowelas Garleth miał walczyć z tym rycerzem, jak on miał...
- Walka już się odbyła. Elf zwyciężył.
- Nosz kurwa ! - Krasnolud wściekle kopnął jakiś kamyk - Nie wierzę, że ją ominąłem ! Na jaja Grimnira !
Zaniepokojony Dawi czym prędzej udał się do zamku. Miał szczerą nadzieję, że nie zaczęli popijawy bez niego. Tego by sobie (a tym bardziej reszcie zawodników) nie wybaczył.
Na całe szczęście, zamiast libacji i nieprzytomnych z przepicia biesiadników, w wielkiej sali zastał jeno zwyczajową ucztę. Widząc stół zastawiony parującym, pachnącym przyprawami jadłem i dzbankami z zimnym piwem, nagle poczuł, jak bardzo był głodny.
Mimo, że śmierdział ściekiem i krwią, jakby nigdy nic usiadł na ławie i zaczął żreć, popijając ciemnym Ale prosto z dzbanka. Siedzący najbliżej kultyści, zniesmaczeni tym rażącym brakiem Savoir Vivre przy stole, odsunęli się w pośpiechu. Drugni nic sobie z tego nie robił. Wkrótce odbędzie się jego walka, musiał więc nabrać dużo sił żeby ciąć & rąbać z właściwym sobie animuszem.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Pochylony nad księgą Saito przeczytał interesujące go zapisy, przewertował jeszcze kilka stron po czym oparł się o krzesło i zaczął rozglądać wkoło. Po krótkiej chwili obserwacji otoczenia, jego wzrok spoczął na tajemniczej kobiecie, do której się przysiadł. Ta przerwała swoją lekturę, skinęła na ronina i powiodła go w głąb biblioteki. Dawała poznać po sobie, że jest zniecierpliwiona całą sytuacją i tym, że Saito ośmielił się zawracać jej głowę. Oparła się o regał wypełniony opracowaniami tyczącymi anatomii ludzkiej i wbiła swoje spojrzenie w samuraja. Po krótkiej chwili niezręcznego milczenia, Saito spytał:
- Potrafi pani zagRądać w umysły innych Rudzi, prawda?
- A skąd takie przypuszczenie...? - Odrzekła chłodno.
- Gdy napotkałem panią po raz pierwszy, pomyśRałem o czymś... Zauważyłem wtedy pani nagłą, powiedzmy, zmianę nastroju. Całej sytuacji towarzyszyło dość dziwne uczucie.
- To bez związku. - Odparowała szybko, nie pozwalając by Saito rozwinął wypowiedź.
- Czy wie pani, po co tu jestem?
- Zapewne po to, żeby zarżnąć pozostałych uczestników ku uciesze gawiedzi... I nie tylko. - Saito pokiwał głową w pobłażliwym, po czym rzekł:
- JeżeRi tak pani uważa, to niech tak zostanie. - Przez chwilę patrzyli tak na siebie, gdy nagle ronin poczuł się nieswojo, jakby jakaś obca myśl pojawiła się w jego umyśle. Ignorując to uczucie, kontynuował: - Nie mam nic do ukrycia... Muszę zwyciężyć, to wszystko. Mam za to pytanie: jak mniemam jest pani czarodziejką albo uzdrowicielką, to by było jedyne wyjaśnienie pani obecności tutaj. Nie przypomina pani żadnego z nich. Jednak to chyba nie jest pani jedyna roRa tutaj? - Czarodziejka skrzywiła się lekko, dziwne uczucie ustąpiło w równie nieuchwytny sposób, co się pojawiło.
- Oprócz zwycięstwa, chcesz się zemścić na elfach. Nie pytaj skąd wiem. - Dodała, widząc lekkie zdziwienie na twarzy Saito. - Być może będę potrafiła pomóc, jednak za pewną przysługę... - Saito oparł się o ścianę, zaciekawiony, czego owa kobieta mogłaby chcieć.
- Potrafi pani zagRądać w umysły innych Rudzi, prawda?
- A skąd takie przypuszczenie...? - Odrzekła chłodno.
- Gdy napotkałem panią po raz pierwszy, pomyśRałem o czymś... Zauważyłem wtedy pani nagłą, powiedzmy, zmianę nastroju. Całej sytuacji towarzyszyło dość dziwne uczucie.
- To bez związku. - Odparowała szybko, nie pozwalając by Saito rozwinął wypowiedź.
- Czy wie pani, po co tu jestem?
- Zapewne po to, żeby zarżnąć pozostałych uczestników ku uciesze gawiedzi... I nie tylko. - Saito pokiwał głową w pobłażliwym, po czym rzekł:
- JeżeRi tak pani uważa, to niech tak zostanie. - Przez chwilę patrzyli tak na siebie, gdy nagle ronin poczuł się nieswojo, jakby jakaś obca myśl pojawiła się w jego umyśle. Ignorując to uczucie, kontynuował: - Nie mam nic do ukrycia... Muszę zwyciężyć, to wszystko. Mam za to pytanie: jak mniemam jest pani czarodziejką albo uzdrowicielką, to by było jedyne wyjaśnienie pani obecności tutaj. Nie przypomina pani żadnego z nich. Jednak to chyba nie jest pani jedyna roRa tutaj? - Czarodziejka skrzywiła się lekko, dziwne uczucie ustąpiło w równie nieuchwytny sposób, co się pojawiło.
- Oprócz zwycięstwa, chcesz się zemścić na elfach. Nie pytaj skąd wiem. - Dodała, widząc lekkie zdziwienie na twarzy Saito. - Być może będę potrafiła pomóc, jednak za pewną przysługę... - Saito oparł się o ścianę, zaciekawiony, czego owa kobieta mogłaby chcieć.
[Trzeba będzie ją złapać i sprawdzić uszy. Może jest mieszańcem.]Pitagoras pisze:[Chyba jest Assurem, ale Menthus nie może o tym wiedzieć]
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Mi się wydawało, że Anna jest człowiekiem.. Nie jest ?]Byqu pisze:[Bardzo państwa przepraszam, ale się pogubiłem... jakiej rasy jest Anna? Jeśli Assurą, to czemu nie mogłaby mieć zdrowego potomstwa z Asrai?]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony