ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Byqu »

Pakja przyjął z zadowoleniem fakt, że ogr i jego mały towarzysz przeżyli. Gdy nie odnalazł ich na Wielkiej Kahoonie niepokój wstąpił w jego serce. Nie znalazł jednak też dowodu, iż polegli, toteż wyczekiwał co przyniesie los. Oto więc wrócili, a co więcej, nie z pustymi rękoma.
- Wy dwaj dzielicie tę zdobycz?- spytał saurus- Zaprawdę niezwykła więź łączy was obu. W tobie zaś malcze prawdziwy duch wojownika drzemie.
Piękny omal nie pękł z dumy. Skgarg stąpał jednak po ziemi twardo. Wciąż czekał na odpowiedź.
- To jak? Bo czuje piękne zapachy z kuchni, a kiszki mnie się skręcają z głodu.
- Pochwyconych jeńców ofiarowaliśmy Sotekowi- wyjaśnił Pakja- Lecz wy pochwyciliście tę wiedźmę bez naszej pomocy. Wam przypada decyzja o jej losie. Tymczasem jedzmy. Wszyscy musimy odzyskać siły.
- O! I tu w samo sedno utrafiłeś, panie Pakja- uśmiechnął się ogr- Za to cię lubię.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Nie chce pośpieszać , ale tak kiedy mniej-więcej pierwsza walka ? ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Jakoś przed weekendem]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

Sprzątnięcie mu sprzed nosa wrogiego dowódcy -ergo w końcu jakiegoś wartościowego przeciwnika- Sephirion z entuzjazmem gasnącym jak żywota pobliskich Druchii zwiększył na szybkim jak strzała wierzchowcu dystans od łbów hydry, które kąsały pomimo wiecznego siekania ich srebrzystym ostrzem czempiona, który wyrwał ze szponów największego z Saurusów łeb wężowłosej maszkary i obrócił go kierowany dziwnym przeczuciem na gadziszcze. Jakaś cząstka mocy widać została w czerepie, gdyż oczy rozbłysły po raz ostatni i wielogłowa bestia obróciła się wśród przerażonego syku w popękaną rzeźbę, rodem z Ogrodów Szaleństwa pewnego potężnego wyznawcy Tzeentcha, z którym banda Aethelfbane'a potykała się lata temu w głębi Pustkowi. Po tym czempion cisnął z odrazą łeb do oceanu i odjechał na swoim wierzchowcu ku wiosce i fortowi, gdzie czekał Zograth, któremu będzie mógł cisnąć zbroję do naprawy a także... a raczej przede wszystkim słodkie spojrzenie Feylhin. Czempion wpadł w tak podły humor, że nawet nie kwapił się pomęczyć ocalałych Druchii wewnątrz korsarskiej twierdzy. Łypiąc wilkiem na radośnie wiwatujących ludzi Brennenfelda, myślał tylko, że człowiek wkrótce mu za to zapłaci.

Wyznawca Slaanesha nie uczestniczył w uczcie i innych ceremoniach jaszczuroludzi, dbając o nie mniej niż o błoto zaschnięte na podeszwach jego podkutych butów. Gdy tylko wyschnął przy ogniskach udał się do swojej chaty, która jako jedna z nielicznych ocalała i widząc już mruczącą przez sen, zwiniętą na posłaniu Feylhin, okrytą jedynie pasmami srebrnych włosów sam runął spać.
Pośród otulającej mgły snu nagle ukazało mu się zwarte z jego własnym w pocałunku hipnotyzująco piękne kobiece oblicze, które po bliżej nieokreślonym czasie lub za nieledwie uderzenie serca rozprysło się pod ostrzem ciężkiego, brodatego topora, obryzgując go posoką i tkankami. Gdy internalia spłynęły mu z oczu przerażony Sephirion ujrzał wielkiego wojownika w krwistoczerwonej zbroi, obwieszonej łańcuchami i czaszkami, o nagich, pobliźnionych ramionach i szyi opiętej nabijaną obrożą.
-KREEEEW! KRWIIIII! KREW DLA BOGA KRWI! -ryknął Khornita, bryzgając krwią z otworów własnego hełmu i opuszczając topór, tym razem na głowę Sephiriona.
Czempion zerwał się z krzykiem, który słychać było w całej wiosce.

[Jak wyżej - krwi! :evil: ]
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Wybacz trochę nie kulturalne pytanie , ale skąd on się tam wziął ?

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Skąd wziął się w śnie ? :shock: No o traumy to już niech Ethan pyta samego slaneszyty jeśli się odważy :lol2: ]

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Cholera , jestem tak przebiegły że myślałem ten khornita obudził go ze snu #-o ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Walka piąta
Nadia, wampirzyca vs Francis von Drake, Podniebny Pirat, kapitan statku REVENGE

https://www.youtube.com/watch?v=mP-BeFi ... A4D1B673E4

- W życiu tam nie wejdę!
Słońce byłoby dobrze w zenicie, gdyby nie gruba warstwa chmur, a Nadii wciąż nie można było zmusić do wejścia w bagna. Przez myśl nawet nie chciało przejść to, że mogłaby zabrudzić swój szykowny strój bojowy, który więcej odsłaniał, niż chronił. Z kolei jaszczuroludzie ani myśleli zmienić miejsce pojedynku, tłumacząc, że poprzez wylosowanie kamiennej płytki przemówiła do nich wola duchów.
Tymczasem Francis von Drake wyciągnął wygodnie nogi przed ogniskiem, żując papaję przyglądał się flegmatycznie całemu zajściu. Nie było mu nigdzie śpieszno.
Negocjacje weszły w kolejny etap, gdyż głos wampirzycy stał się wyższy i co bardziej zauważalne- głośniejszy. Von Drake splunął pestką owocu i klepnął się w kark, zabijając komara.
W końcu chyba doszło do porozumienia. Francis niemal z żalem wstawał z plecionego pledu. Nie z obawy, że za chwilę nadejść może jego koniec. Nie z faktu, że przyjdzie mu stanąć oko w oko z nieumarłym potworem. Po prostu był to cholernie wygodny pled.
Francis von Drake potrafił się znaleźć w pirackim towarzystwie. Lubił pić na umór, klął jak pirat i nie raz zdarzyło mu się beknąć przy jedzeniu. Jednak gdy w towarzystwie znalazła się dama, kapitan wnet zmieniał oblicze, udowadniając, że potrafił też się zachować na poziomie. Podszedł do niej sprężystym krokiem i skłonił się lekko.
- Czy możemy zaczynać madame?
Nadia prychnęła, wciąż obrażona, lecz jednocześnie na dźwięk głosu pirata coś w jej wnętrzu drgnęło. Nikt, odkąd znalazła się na tej piekielnej wyspie, nie okazał jej krzty zainteresowania. Sauriańscy gospodarze traktowali ją z dobrze skrywaną niechęcią w najlepszym przypadku. Odmówili jej wygód do których nawykła podczas jej lat młodzieńczych w zamtuzie. Nie, żeby dla nieumarłego było to AŻ TAKIE strapienie, ale jednak. Prawda była taka, że całe życie była w centrum uwagi. To była jej największa broń, którą zawsze wiedziała jak wykorzystać. Obojętność gadziego ludu było dla niej… przytłaczające? Nie, to za mocne stwierdzenie. Niemiłe.
Z kolei bywalcy fortu tak zwanych „zdobywców” nie różnili się wiele od tego, co znała aż nadto dobrze. Bandy pijane swołoczy, dla których widelec mógł posłużyć do dłubania w paznokciach u stóp.
Dlatego trzymała się z boku. Nie brała udziału w biegu wydarzeń. Nie interesowało jej poznanie kultury dzikusów czy pirackie przechwałki. Dlatego nie walczyła, gdy przyszły do wioski elfy. Poszła z nimi bez stawiania oporu.
Ich przywódca… on był inny. Od razu poznał ile jest warta. Traktował ją jak należy. Opanowany, dystyngowany…
Lecz teraz on nie żył, a ona znów znajdowała się w tym samym zielonym piekle, które oglądała od tygodni. Dlatego ten mały gest kapitana von Drake’a wywołał u niej lekkie poruszenie. Niemal pożałowała, że zaraz go zabije. Niemal.

Kapitan pierwszy wkroczył na teren pojedynku. Początkowo szło mu dobrze- grunt był w miarę twardy. Przy jednak pierwszym kroku w bok dało się słyszeć mlaśnięcie bagna i to dziwne uczucie zapadania się w coś miękkiego. Najwyraźniej trzeba będzie trzymać się tych kęp traw.
Wszystko, co nie było mu potrzebne- płaszcz, pochwę, nawet kapelusz- pozostawił na suchym lądzie.
W końcu dano sygnał do walki.
- Gotowa?- spytał jeszcze kapitan. Zaskoczony, odchylił się nagle do tyłu, gdy końcówka bata trzasnęła mu tuż przed twarzą.
Von Drake przeskoczył zwinnie na kolejną trawiastą wysepkę. Zmusić tym chciał wampirzycę do zbliżenia się, jako, że wyszedł z zasięgu jej rażenia. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Z prędkością wcześniej przez pirata niespotkaną Nadia machnęła ręką. Błyski stali w pojedynczym promieniu słońca w porę ostrzegły Francisa. Uchylił się, a pierwszy z noży zagwizdał mu koło ucha. Umyślnie zlekceważył drugi, widząc, że nie trafi. Szermierz już chciał ruszyć do przodu, gdy skrzywił się nagle. Trzeci pocisk miotany tkwił w jego lewym ramieniu.
Nadia uśmiechnęła się, gdy Francis von Drake wyciągnął pokryty szkarłatem nóż ze swego ramienia. Język odruchowo musnął jej wargi, gdy krople czerwieni zalśniły w słońcu. Trzaśnięciem z bicza powstrzymała oponenta przed zbliżeniem się. Był tak zabawnie powolny…
Cisnęła kolejnym pociskiem, który rozdarł kaftan na barku pirata. Zmusiła go do skrócenia dystansu, a wtedy jej bicz, niczym długi, skórzany wąż ożył w jej rękach, kąsając boleśnie kapitana w policzek. Krew spłynęła po ogorzałej skórze postrachu siedmiu mórz. On jednak, mimo grymasu, nie zatrzymał się i nie zawahał.
Wampirzyca odskoczyła przed sztychem, jej bat uderzył w nadgarstek von Drake’a, wytrącając mu oręż z rąk. Miotane ostrze znów znalazło się jej w dłoni, by po chwili śpiewnym lotem uderzyć w jej przeciwnika. Bat owinął się wokół kostki pirata, gwałtownym szarpnięciem posyłając do w powietrze. Francis von Drake padł w błotnistą wodę jak długi. Nie ruszyła ku przeciwnikowi, by go dobić. Była cierpliwa.
Pojawił się po chwili, czarny od błota i zielony od rzęsy. Chciwie chwycił powietrze do ust. Smagnęła go biczem po twarzy. Czerwona strużka skapnęła do mętnej sadzawki.
Wtedy jego ręka, wciąż skryta pod wodą wystrzeliła do przodu. Zareagowała instynktownie. Skryty pod powierzchnią rapier rozdarł jej policzek, ukazując zęby.
Cofnęła się kilka kroków, oniemiała. Oczy jej rozszerzyły się w zdumieniu. Palce zaraz odnalazły straszliwą ranę. Dotykała jej niepewnie, jakby obcą materię. Spojrzała w dół i ujrzała swe oszpecone odbicie.
Nadia wrzasnęła w furii. Odkryte zęby, na kształt wilczych nadał jej zwierzęcego wyglądu. Porzuciła bicz, dobywając ostatnich dwóch noży do miotania. Uderzała z odwrotnego chwytu, mijając zastawę rapierem, uderzyła kombinacyjnie, z lewa i z prawa. Stal szczęknęła o stal, gdy Francis wykręcił lewakiem ciosy poza swój obrys, cofając się. Wampirzyca napierała, lecz od ponownego zbliżenia powstrzymywał ją sztych pirata.
Trwało to chwilę. Sytuacja wyglądała na impas. Pochylony lekko do przodu Francis oczekiwał na ruch Nadii, wiedząc, że mimo jej piekielnej szybkości, przewaga zasięgu zapewni mu pierwszy cios. Z kolei wampirzyca zdawała się kipieć z furii i rządzy krwi. To już nie była dama, jaką Francis widział przed walką. Była to nieumarła bestia.
W końcu ruszyła. Trawa zerwana została płatami z miejsca, z którego się wybiła. Francis widział jak blade ciało rywalki zbliża się do niego. Przesunął środek ciężkości do przodu i pchnął. Stal weszła w ciało bez oporu. Cios przeszedł przez arterię brzuszną Nadii, zaraz nad rozwidleniem. Lecz nie było oczekiwanych fontann jasnej krwi. Ledwo kilka czarnych strumyczków. Francis zaklął w myślach. Popełnił błąd.
Porzucił swój ofensywny oręż, usiłując rozpaczliwie zasłonić szyję. Czuł jak ostrza noży drą mu ramiona. Jego głos oznajmiał ból. Dobrze. Ciosy miały sięgnąć aorty i tchawicy. Kolejny cios spadł na jego brzuch. Kilka, zdaje się. Pierwszy ledwo przebił się przez gruby kaftan, lecz kolejne przedziurawiły mu powłoki brzuszne. Uderzył ją czołem w nos i dźgnął lewakiem w oko. Wrzask omal go nie ogłuszył.

Słabł. Czuła to. Jej obrażenia były poważne, będzie potrzebowała leczyć się wiele dni, a i tak pozostanie oszpecona, jednak to w tej chwili mało mniejsze znaczenie. Łaknęła krwi, jego krwi. Chciała, by zapłacił za to, co jej uczynił. Wiedziała, że dopnie swego. Słabł.
Oblizała nóż, który wciąż był w jego krwi. Smakował dobrze. Jak zwycięstwo.
- No, dalej- warknął do niej.
Widział już to. Zabijała takich jak on, mężczyzn, którzy uważali się za lepszych, bo miała szersze biodra od barków i obfity biust. Wszyscy pod koniec dostrzegali, jak się mylili. I że tego nie odwrócą.
Cisnęła nożem. Kapitan von Drake zdusił w sobie krzyk, kładąc rękę na udzie. Z wielkim trudem uniósł rapier do postawy szermierczej.
Podchodziła ku niemu powoli. Cofał się z każdym jej krokiem. Błotnista maź chlupała cicho, barwiąc się szkarłatnie. Rozwinęła ponownie swój bicz.
- Słabniesz, drogi kapitanie- syknęła szyderczo- I jesteś strasznie powolny.
Francis uśmiechnął się słabo.
- Wszyscy jesteśmy powolni, gdy stoimy po kolana w błocie- odparł.
Trzasnął bat. Jego skórzane sploty objęły lewe ramię pirata niczym wąż dusiciel. Tego jednak pragnął. Francis von Drake szarpnął silnie, wytrącając wampirzycę z równowagi. Nadia runęła do przodu, zaś von Drake doskoczył i zatopił jej rapier w sercu. Wrzasnęła przeszywająco. Ostatkiem sił zatopiła kły w karku pirata. Francis zaklął.
- Won do piekła, kurwo wściekła!- ryknął, zatapiając jej lewak w skroń.
A gdy słońce na chwilę przebiło się przez okrywę chmur, nieumarłe monstrum stanęło w płomieniach. Niebieskich, nienaturalnych. Trwało to jednak krótko. Gdy kilka chwil potem gorejąca tarcza zaszła mgłą, po Nadii pozostała tylko kupka prochu, która rozpłynęła się po bagnach.
Zaczął padać deszcz…

[Jeśli są pytania/uwagi do walki, to słucham. Przepraszam za opóźnienie. Kolejny pojedynek postaram się dać w tym tygodniu. ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Teraz stać mnie tylko na tyle :/ W każdym bądź razie Byqu fajnie odegrałeś mojego kapitana, choć w samej walce było kilak nieścisłości to była dobrze napisane. Podłoże ewidentnie nie sprzyjało szermierczym zdolnościom Von Drake'a :D Miałem już dużo wcześniej przygotowany większy event, powiązany z główną fabułą i myślę, że powoli z nim ruszę. ;) ]

Załoga Piracka Darła mordy niemal przez cały pojedynek, kibicując swojemu dowódcy. Gdy Wompierz stanął w płomieniach wszyscy gromko krzyknęli z radości. Nie trwała ona jednak długo.
Von Drake stracił cholernie dużo krwi, w końcu został pogryziony, pocięty biczem i kilkanaście razy dźgnięty nożem. Tylko taki twardy Skurwysyn jak on mógł wytrzymać tak liczne obrażenia i stać jeszcze na nogach o własnych siłach.
Dain i Drain szybko do niego podbiegli.
- Panie kapitanie, Panie Kapitanie, żyje pan!??
- A jak się wam kurwa wydaje?! Dajcie mi rumu!!

Jeden z krasnoludów podał kapitanowi dość pokaźnych rozmiarów dzban.
Francis splunął pokaźną ilością krwi na ziemię.
- Co mnie nie zabije to mnie wzmocni.....
Chwycił naczynie oburącz i ostatkami sił przystawił do ust i przechylił. Wszyscy zrobili oczy jak złota korona, gdy Kapitan wyzerował niemal litr 70% rumu. Zawiało go lekko do przodu, by nie stracić równowagi, cofnął się w tył, lecz tam była górka, znów zawiało go do przodu i z plaskiem rąbnął o błoto, ochlapując przy tym wszystkich dookoła.
- No i chuj, teraz mamy nieparzyście... Zasmucił się Skgarg
- Spokojnie ogrze, kiedyś po pijaku kazał się wystrzelić z działa na okręt, który atakowaliśmy. Skoro przeżył to, to przeżyje i wszystko inne. No dobra chopy, podnieść mi go i zanieść do medyków. Migiem!!! Wykrzyczał Grog
Marynarze zrobili z włóczni prowizoryczne nosze i jak najszybciej przetransportowali Francisa do chatki medyków. Ci połatali zawadiakę jak tylko mogli, zastosowano też maść regeneracyjną Razandira, by rany szybciej się goiły. Sam czarodziej nie dowierzał, że zwykły człowiek mógł przeżyć takie obrażenia, przeżyć utratę tak dużej ilości krwi i jeszcze po tym wszystkim wyzerować dzban "Koszmaru Bosmana"

Gdy życiu Von Drake'a nic już nie zagrażało. Załoga wróciła do swoich zajęć. Trzeba było kontynuować prace nad naprawą i dalszą rozbudową fortu oraz zabudowań dookoła niego. Po zajściach z mrocznymi elfami, zdecydowano się na poważnie ufortyfikować kopalnię, by nie dopuścić do powtórzenia się podobnej sytuacji.

Grog, jako bosman, zajął się dziesięcioma pojmanymi elfami. Kapitan przed całym tym zajściem z zasadzką, atakami, kontr atakami, chciał nająć druchii jako łowców niewolników a później jako ich nadzorców. Teraz role miały się odwrócić. Elfy będą pracować w kopalni o chlebie i wodzie.

Pozostała kwestia eksploracji starożytnych ruin w tym co zostało z osady, a głównie rozchodziło się o piramidę. Jaszczurki były rozbite, straciły wielu wojowników i część kadry. To była idealna szansa dla Jima i Tima. Chłopcy czekali tylko na odpowiedni moment by wejść do środka i zbadać to co się tam kryje.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5090
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

[Well played! Od pewnego momentu przestałem pisać, za co przepraszam wszystkich grających. Byłem pewien, że rozegramy całą arenę w czasie wakacji. Bardzo ładnie wplotłeś mój brak pisania w historię na samym początku posta. Gratuluję zwycięzcy pojedynku. Miłej zabawy z dalszym roleplayem!]
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Tak, ja też sądziłem, że uwiniemy się szybciej, ale miałem spore problemy na uczelni w sierpniu i wrześniu. Potem widząc pewną stagnację graczy, sam straciłem zapał. :|
No ale jestem. I teraz ciągnie to razem, konkretnie. ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

- Aaaaaa! Co za schwanzstein! Już myślałem, że go ta potwora rozszarpie! - wykrzyczał zadowolony Lothar, klepiąc się po kolanach i podrywając z pniaka na którym siedział. Uśmiechał się pod zarostem tak szeroko, że w mig wydał się zapomnieć o uwalanych błotem po klamry i cholewy oficerkach, które pastował jeszcze rano przed wymarszem.
- Tego Tileańczyka chyba nic nie zmoże, skoro przeżyje coś takiego. - zawtórował, ściągając z szacunkiem kapelusz przed przenoszonym zwycięzcą Hans Eberwald. Młody sierżant obejrzał się jeszcze na szczątki Nadii - Szkoda że przed walką nie spytałem gdzie taki gorset kupiła... spodobałby się mojej ukochanej...
- Ukochanej ? - parsknął czyszczący lufę pistoletu pojedynkowego Albrecht - Chyba jednostronnie. Sam byłem przy tym jak powiedziała, że chce mieć w tobie ino przyjaciela.
Jasna bródka Hansa zadrżała, zgrzytnęły zęby i zielonooki strzelec ścisnął rękojeść szpady.
- Bacz bym nie wyrwał ci twego jęzora na szpicu stali! Poza tym... jak wrócę z opowieściami o tym co tutaj przeżyliśmy no i obładowany drogocennościami... srebro i parę tych kamieni szlachetnych zdałoby się na niezgorszy naszyjnik... ach, wybacz herr Oberst.
Brennenfeld pokręcił głową.
- Nie mam już do was żalu za tą robotę na boku. - rzekł, klepiąc dwójkę po ramionach - Ale skoro już mi o tym przypominacie to ktoś musi mi buty wyczyścić. Trza być w butach na Arenie. Moją Astrid też wypadałoby wyczyścić i wypolerować swoją drogą, ale że za dotykanie jej kazałem odstrzeliwać łapy to oszczędzę wam tego, jeszcze ich potrzebuję.
Wracając za pochodem usłyszeli tylko Skgarga
- No i chuj, teraz mamy nieparzyście...
- Spokojnie ogrze, kiedyś po pijaku kazał się wystrzelić z działa na okręt, który atakowaliśmy. Skoro przeżył to, to przeżyje i wszystko inne.
Lothar stanął jak wryty.
- Was ? Wirklich ?! Nie nooo... zgrywacie się.
Bosman spojrzał się tylko tajemniczo z uśmieszkiem na oficera.
- Nie no, herr leutnant, zgrywają się... nikt by... prawda ?
- Mniejsza z tym! Przynajmniej dziś zobaczyłem, że bicz i garść kozików to nadają się do cyrku a nie walk na śmierć i życie! Dobra moja, walczę następny na Sigmara! Przyszykujcie mi strzelnicę i kolejny trening!

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ @Byqu Ja staram się być aktywny , ale gdy były momenty kiedy pisały dwie-trzy osoby lub gdy panowała cisza to trudno było się zmotywować. ]
Przy akompaniamencie okrzyków i pijackich toastów na część kapitana , zwycięzca pojedynku udał się do lazaretu a reszta zawodników i widzowie powoli zaczęli się rozchodzić. Etchan obserwował pojedynek z zainteresowaniem , głównie dlatego że w tej walce starło się dwoje wyjątkowo groźnych zawodników i elf chciał poznać dokładniej ich styl walki. Wystarczyło mu zaledwie kilka minut walki do zapamiętania typowych ruchów i zachowań przeciwników z którymi być może spotka się w następnym etapie turnieju. Nie myślał wiele o nieuchronnie zbliżającej się walce z orkiem. Nie był pewny siebie w typowy dla uczestnika areny sposób , po prostu ork był gorszy od niego w większości aspektów walki. Po powrocie postanowił wybrać się na krótką wyprawę do puszczy. Szczególnie że niejednokrotnie widział ludzi kapitana Drake lub sam podniebny statek kierujący się w stronę puszczy w tą samą stronę intrygowały Etchana dlatego ruszył w tą cześć lasu. W tej j części puszczy nic nie uległo zmianie od pamiętnego polowania. Po około godzinie marszu teren zaczął się podnosić i sam las zaczął się zmieniać. Rozłożyste baobaby [ wiem że nie występują w na wyspach Pacyfiku :) ] i pokryte lianami palmy ustąpiły miejsca strzelistym drzewom przypominającym te z ojczyzny leśnego elfa. Po jakimś czasie jego zauważył to czego szukał , czyli kopalnie. [ Jak dowiem się jak ona wygląda to napiszę szczegóły , wiem że za krótko ale zawsze coś :) ]

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

Sephirion krzywił się nieznacznie oglądając jak błoto spowalnia pełne gracji ruchy walczących, w przypadku człowieka sprowadzając je właściwie do nieporadnych pląsów. Trzeba było przyznać, że ruchy wampirzycy były szybkie... zbyt imponująco szybkie by osiągnęła je bez jakiejś magii albo wspomagaczy - wychwycił bystry wzrok czempiona.
-Ejj, patrz się w tę stronę. -syknęła siedząca na kolanach wojownika Chaosu Feylhin, chwytając go lekko za podbródek i odwracając w swoją, okrytą tak skąpo jak się tylko dało, a jednocześnie dziko pociągającą stronę.
-No ale jak wtedy będę widział walkę, piękna? -ruszył pytająco brwiami, odrzucając przez ramię zwój srebrnych włosów.
-Jak dla mnie swoją możesz wygrać z zamkniętymi oczyma... -wymruczała, wtulając głowę Sephiriona w swój dekolt.
-Skoro tak... czemu nie. -uśmiechnął się Wybraniec- W końcu to tylko jeden mierny człowiek, do tego nie gustujący w szybkim zwarciu wręcz... którego dostanie aż nadmiar. Oby Zograth kończył wyklepywanie mojego pancerza, chcę żeby lśnił na moim pojedynku, który przecież mogą ogłosić w każdej chwili.
W tej samej bowiem chwili wampirzyca dała się przechytrzyć człowiekowi i zginęła w godzien jej marny sposób. Widać znacznie ją przecenił.
-Krew dla Pana Rozkoszy? -zaśmiała się Feylhin, gdy czempion ucałował ją 'na Estalijczyka'.
-A także agonia, ból i cokolwiek ciekawego Książę Chaosu ześle mi w tej walce. -zgodził się wciąż przytłumionym przez swoje obecne położenie głosem Sephirion.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Von Drake 7 dni leżał nieprzytomny po walce. Jednak medykamenty przygotowane przez jaszczurki i maga zrobiły swoje. Rany goiły się dobrze a sam kapitan powoli odzyskiwał siły.
Oficerowie na zmianę czuwali przy swoim dowódcy, który walczył z "własnymi demonami" Mówienie przez sen ewidentnie wskazywało na koszmary.
- Ogień, śmierć, zniszczenie. Fort w ogniu. Nadchodzą!!!!
Francis przebudził się z krzykiem. Minęła dłuższa chwila nim jego wzrok przyzwyczaił się do światła. Uspokoił się i spokojnie rozejrzał dookoła. Leżał na na hamaku, przykryty kocem. W 60% był owinięty bandażami.
- Nie wstawaj, bo pozrywasz szwy i znów nam zemdlejesz. Odburknął czuwający przy nim Dain i pyknął kilka razy fajką.
- Co się w ogóle stało i gdzie ja do cholery jestem?
- Ta suka Nadia mocno Cię pokiereszowała. 13 pchnięć nożem, kilkanaście nacięć od bicza no i rozszarpane gardło, cud, że nie przegryzła tętnicy.... Przez pierwsze trzy dni myśleliśmy, że będzie nieparzyście na turnieju, ale się wylizałeś. Znam cię już 15 lat i ciągle mnie zadziwiasz Francis, cholernie twardy z ciebie sukinsyn.
- Aye przyjacielu, aye... A teraz mam dla ciebie ważne rozkazy.
- Słucham?
- trzeba przenieść większość zapasów z fortu do kopalni i ją jeszcze mocniej ufortyfikować. Sucha fosa, most zwodzony, solidna palisada ze stanowiskami ogniowymi artylerii to minimum. Kolejne stanowiska z działami mają być sto metrów nad samą kopalnią, żeby można było prowadzić ogień pod same mury, ono też ma być solidnie chronione.
- Ale Sir, nie mamy tyle dział i materiałów.
- Jeżeli będzie trzeba rozbierzcie na kawałki statek Corteza. Ma takie udziały w całej operacji, że nie zbiednieje przez to i po powrocie kupi sobie 7 nowych.
- Skąd w ogóle taka decyzja Francis, przecież w wiosce nic nam nie zagraża, nawet wyszkoleni w zabijaniu druchii nie dali rady zdobyć bazy.
- Przeczucie Dain, przeczucie a ono nigdy mnie nie zawodzi.
- Rozkaz kapitanie!


Cortez na samym początku miał wątpliwości co do przekazania całego uzbrojenia ze statku, zapasów prochu etc..., ale ufał przeczuciu Von Drake'a. Zbyt wiele razy uratowało ono im życie, tym razem mogło być podobnie.
- Co z załogą fortu mości krasnoludzie?
- Zostanie 2/3 aktualnej, będzie nimi dowodził Drain. Mają w razie czego bronić bazy tak długo jak zdołają. Gdy będą w naprawę beznadziejnej sytuacji, Drain poprowadzi ich tajnym wyjściem w głąb leśnych ostępów i potem do kopalni. Nie możemy sobie pozwolić na duże straty. Zagroziło by to przedsięwzięciu.
- Co z Francisem?
- Dzisiaj rano odzyskał przytomność, dzięki lekom rany bardzo szybko się goją. Jak go znam, to właśnie siedzi nad planami nowych fortyfikacji kopalni oraz nadzoruje naprawę REVENGE.
- Jest coś jeszcze do zrobienia?
- Tak, po drugiej stronie wulkanu na wybrzeżu trzeba założyć port, by w razie czego móc ewakuować ludzi drogą morską, najlepiej będzie jak miejsce będzie dobrze ukryte, w miarę ufortyfikowane i trudno dostępne. Wybierz takie miejsce by z lądu mogło go bronić kilku ludzi i odpierać nawet setki wrogów.
- Rozumiem, widziałem takie rzeczy u książąt granicznych. Będzie gotowy na czas....

W wiosce znów wrzało, ludzie uwijali się przy gromadzeniu materiałów, naprawie sterowca, załadunku zapasów i innych pracach.
Jaszczuroludzie ponieśli dotkliwe straty, coraz bardziej niepokoili się dominacją rasy ludzkiej na ich własnej ziemi. Byli teraz mniejszością, do tego zacofaną technologicznie. Stawiało ich to w wyjątkowo beznadziejnej sytuacji. Niepokoje rosły i nic dobrego nie mogło z nich wyniknąć....
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Chyba już wiem co to będzie za event :D ]
Etchan nie wierzył własnym oczom. Z powodu gęstej roślinności , wcześniej nie widział dominującego nad całym otoczeniem wzniesienia. Dopiero gdy znajdował się tuż na granicy lasu zobaczył cel jego krótkiej wyprawy . Ogromna , ciemna góra , większa od najstarszych dębów z Loren. Początkowo rozmiar góry na tyle zaskoczył elfa że nie zobaczył co znajdowało się niżej. Po chwili że zdziwieniem spojrzał na fortecę u podnóży góry. Co to jest na Kurnous-a ? myślał , gdy oceniał pod względem militarnym to co zobaczył. Głęboką dziurę w ziemi , otoczoną wysoką palisadą i kilkoma drewnianymi wieżami patrolowymi. Nawet gdyby potencjalnego przeciwnika nie zniechęcił same fortyfikacje , zrobiłyby by to strażnicy. Od razu widać było że są weteranami , dwóch strzelców na każdej wieży , dziesiątka pilnująca wejścia i pozostali w środku całego kompleksu. Tylko po co tu stacjonują myślał elf kiedy powoli , korzystając z osłony drzew podchodził coraz bliżej. Wreszcie gdy podszedł na odpowiednią odległość , lekko wspiął się na najwyższe drzewo , przykrył się płaszczem. Potrafił być cierpliwy , bardzo cierpliwy.

***

Powoli zapadł zmrok , kiedy znużony już leśny elf usłyszał zbliżającą się grupę. Jaszczuroludzie pomyślał , ale nie ruszał się. Nie bał się ich ale na razie wolał pozostać w ukryciu. Po chwili z krzaków wyłoniło się czterech rosłych wojowników. Jak zawszę na ich widok , Etchan przypominał sobie do czego zdolne są w walce saurusy. Po ich gardłowych sykach , srogich spojrzeniach i fakcie że mają broń elf szybko pojął że obecność ludzi w tym obszarze nie jest przez nich mile widziana. Jak zawsze , ludzka chciwość nie spotyka się ze zrozumieniem innych ras uśmiechnął się lekko i spojrzał jeszcze raz na stanowiska ludzi . Wartownicy zauważyli grupkę wojowników i widać było że czują się pewnie. Saurusy stały jeszcze przez chwilę nieruchomo i patrzyły na fortecę , aż jeden z nich odwrócił się i odszedł z powrotem do puszczy , a wkrótce po nim reszta grupy. Gdy puszcza znowu ucichła Etchan także postanowił wrócić. Podczas drogi powrotnej myślał nad tym co przed chwilą miało miejsce. Zdawał sobie sprawę , że jeżeli ludzie nie pohamują swojej arogancji może dojść do konfliktu. Nie miał wątpliwości po której stronie opowie się jeżeli zajdzie taka konieczność ale wolałby aby do tego nie doszło. Muszę pomówić z Pakją , natychmiast pomyślał gdy zobaczył pierwszą świątynie Pradawnych. Osada mimo dużych zniszczeń powoli zaczęła powracać do życia. Odbudowano część zabudowań i odnowiono zbezczeszczoną przez mroczne elfy świątynie. Pakja akurat nadzorował przegląd ekwipunku poległych wojowników gdy zauważył elfa.
- Niech bóg łowów będzie z tobą Sylvanei - pozdrowił Etchana gdy ten podchodził przywitać się z nim.
- I z tobą także wodzu - odparł , mimo że wiedział że przywódcą plemienia jest szaman , był to sposób okazania szacunku jakim darzył weterana.
- Widzę że niezależnie od pory i układu gwiazd , wyprawy do lasy są dla ciebie tak samo ciekawe. - saurus uśmiechnął się w typowy dla tej rasy , drapieżny sposób. Elf ukrył uśmiech i odrzekł :
- Jak zawszę nic Ci nie umyka . Jak przebiega odbudowa waszego miasta ? - Na razie nie będę mówił mu o tym obozie. Musze dowiedzieć kto nimi dowodzi.
- Przedwieczni nam sprzyjają , żadne z przedmiotów świętych nie zostały zniszczone. - Chciał rozwinąć temat ale został przywołany przez innego wojownika i mówiąc kilka słów pożegnania odszedł. Elf skierował się do centrum miasta , głównie z braku zajęcia. Nie widział swojego przyszłego przeciwnika ale za to mógł przez chwile podelektować się widokiem partnerki czempiona chaosu , która nie dość że była jedyną kobietą na tej odosobnionym krańcu świata ale również zwracała na siebie uwagę dość wyzywającym wyglądem. Elf odrzucił od siebie od jak dawna nie miał doświadczenia z przedstawicielką płci pięknej . Będąc już przy świątyni , pomyślał że nigdy nie odwiedził tego centralnego miejsca całej osady. Po dość długiej wędrówce , stanął przed wejściem. Stał przez chwilę w milczeniu , czując że to miejsce pulsuje surową i tajemniczą jak same dzieci przedwiecznych energią . Spojrzał na dwóch uzbrojonych w ceremonialne halabardy strażników. Jeden z nich lekko skinął głową i elf wszedł do środka. Pomieszczenie mimo małego rozmiaru sprawiało mistyczne wrażenie. Ciemność panującą tam rozświetlały jedynie wiszące w równych odstępach proste lampy a ciepłe światło padało na wyryte w kamieniu płaskorzeźby. Na nich zawarta była cała historia plemienia , od czasów mitycznych , przez wojny z przeróżnymi najeźdźcami , kataklizmy aż po dzień dzisiejszy. Najnowsze sceny przedstawiły przybycie zawodników , wśród nich odnalazł prawie wszystkich uczestników łącznie z sobą.
- Prawda że jest wspaniała - elf z zaskoczenia spojrzał za siebie , nie zauważył wcześniej siedzącego w cieniu szamana. - ta świątynia jest naszą dumą , i każdy z nas odwiedza ją przynajmniej raz na dwa księżyce. A co sprowadza Etchana syna Fingolfina tutaj ? - Początkowo zaniemówił , nie z powodu faktu że jego rozmówca zna imię jego ojca , ale z powodu tego że nie słyszał tego imienia od dawna.
- Zwykła ciekawość , i tak już czas na mnie. - przerwał na chwilę - Te rzeźby są imponujące.
- To wobec tego chce Cię ostrzec , niedługo będziemy znowu zmuszeni walczyć. I gdy ta chwila nadejdzie wybierz dobrze.
[ Trochę trudno pisać dialog z skinkiem , nie wiem jakich słów używa :) . Btw , ktoś znajdzie easter egga :wink: ?

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Czyżby twojego ojca zabił młotem siedmiometrowy, zbuntowany Valar ? ]

W czasie, gdy załogi Corteza oraz Francisa pracowały w pocie czoła nad nowymi fortalicjami wokół kopalni sam Brennenfeld zajął się ćwiczeniem, zawłaszczając część terenu w obrębie wałów fortu na plac treningowy.
- Noch einmal! Schneller! - warknął metalicznie przez stalową osłonę na twarz salady Lothar, kończąc ekspresowe przeładowywanie swojej rusznicy. Zasadniczo nawet żaden ze strzelców oglądających to widowisko nie potrafił robić tego tak szybko w warunkach polowych, a z hochlandzkich regimentów mieli przecież za czasów regularnej służby jedną z największych częstotliwości prowadzenia ognia. Palce kapitana jakby teleportowały się między ładownicą, rogiem z podsypką, zamkiem skałkowym, panewką i lufą.
Albrecht krzykiem dał znać, że zaczyna i dźwignią zwolnił blokadę wózka górniczego, na którym ustawiono manekina i który pomknął wprost na strzelca. Lothar wymierzył niewzruszenie, wystrzelił, odstrzeliwując z brzękiem cynowy łeb manekina i odskoczył nieco na bok, unikając powalenia impetem, za to płynnie dobywając jednego z pistoletów i przestrzeliwując drewniany bok wózka.
Zasapany Hochlandczyk odpiął hełm pod brodą.
- Nieźle to chyba najlepszy czas reakcji jak dotąd. Teraz idziemy poćwiczyć strzały w walce i bronienie się przed mieczem w razie najgorszego. Jak pokazał poprzedni pojedynek bata nie muszę się obawiać, zwłaszcza - tu puknął się w kirys z chrzęstem blach - nosząc na sobie imperialną płytę. Idziemy!

Erhard i Goetz, czatujący z muszkietami na wale od strony lasu ziewnęli niemal równocześnie. Pierwszy z nich ubijał właśnie tytoń w fajce, gdy z lasu wyszła czwórka wielkich jaszczurów.
- Ostrzegać innych ? - zapytał flegmatycznie Goetz, drapiąc się ustnikiem oboju po zarośniętym policzku.
- A po cholerę ? - zbył go towarzysz, zapalając lulkę i wypuszczając spomiędzy bokobrodów kółko dymu - Popatrz na nich, cholerne zwierzęta, dzikie, niecywilizowane stwory przedrzeźniające ludzi. Śmierdzą, są głupie, krwiożercze i obślizgłe... od kiedy mamy te umocnienia zamiast wioski to jestem spokojniejszy. Już wolę spać spokojnie w starym, dobrym wojskowym namiocie za wałami niż w chacie mając świadomość że obudzę się na tym ich ołtarzu a jakiś pokręcony gekon wytnie mi serce i zeżre... jak tamtym elfom...
Po chwili wymieniania spojrzeń saurusy odeszły.
- Scheisse... najchętniej bym do nich strzelał, jak do strajkujących górników w Kronendorfie. Pal ich moździerz, niech kapitan szybko wygra ten cały turniej i zabierajmy się stąd z klejnotami...
- Mhm. A co z tym łowcą czarownic ? Nie widziałem go ostatnio a przydałby się w potrzebie.
- Ponoć jakąś aparaturę zwiózł do starego fortu i zamknął się z nią na szczycie jednej z ambonek. Pojęcia nie mam co tam może robić, ale wygląda na to, że on też nie czuje się już bezpiecznie na odludziu...

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Chwila cisz przerwała ich rozmowę.
- Czy możesz mi opowiedzieć więcej o świątyni?- spytał wreszcie elf.
Kapłan skinął na znak, że się zgadza. Dłonią zatoczył krąg, wskazując kolejno stojące na drewnianych półkach dzbany, kamienny stół i stojący za nim totem. Przedstawiał on groteskowe kształty wyszczerzonych jaszczurów, siedzących jeden nad drugim.
- Oto najwyższe piętro świątyni- opowiadał Xipati- Tu uzdrawiamy naszych rannych. Przygotowujemy tu też nasze lekarstwa.
Za zaproszeniem skinka Etchan zajrzał do kolejnych dzbanów. Zawierały zioła, niektóre ususzone, inne świeżo zebrane. Widział też korzenie, drobne niczym jagody owoce i wiele innych składników do wyrobu balsamów, maści, wywarów i innych medykamentów. Widział także zasuszone żaby. Elf poznał je od razu.
- Czy te stworzenia nie są jadowite?- spytał.
- Jadowita skóra tych stworzeń powali za dotknięciem największego tapira, lecz w niewielkich dawkach uśmierza ból i zsyła sen- wyjaśnił szaman.
- Wiele znasz przepisów?
- Próżnością wydało by się stwierdzenie, że tyle co gwiazd na niebie, lecz to prawda. Przetrzymujemy zwoje piętro niżej, lecz po kilku stuleciach nie muszę szukać ich wiedzy.
- Nie wiedziałem, że znacie papier.
- Tworzymy zwoje z włókien liści palmowych, lecz używamy ich do codziennego życia. Nasza historia, proroctwa i kultura zapisana jest w kamieniu.
- To ledwo dwa piętra z tak wielkiej w budowli. Co jeszcze ona skrywa.
- Wiele tajemnic, które nie są dostępne dla ciepłokrwistych- głos kapłana był niemal niezauważalnie ostrzejszy- Zejście na poziomy niżej jest dla obcych zakazane. Leżą tam artefakty z czasów wielkiego cienia, a ich użycie możliwe jest tylko w największej potrzebie. Dla tych, którzy chcieli by je zagarnąć glify niosą ostrzeżenie. Wiele śmiertelnych pułapek czycha na intruzów. Jeszcze niżej są grobowce naszych poległych. Tablice mówią, że gdy Przedwieczni powrócą, wstaną oni ze swych kamiennych grobowców na ich wezwanie.
- Wielki cień?
- Mrok ogarnął niegdyś tą krainę. Dwa tysiące lat temu stworzdnie ani żywe, ni umarłe usiłowało zagarnąć nasze sekrety. Umarli powstawali, posłuszni jego woli.
- Co się z nim stało?
- Został pokonany i zniszczony. Wulkan pogrzebał jego siedliszcze.
- Kto go powalił?
Etchan nie nauczył się jeszcze w pełni rozpoznawać emocje u jaszczuroludzi, lecz zdawało mu się, że Xipati spochmurniał.
- Nasz wódz, Xothal.
- Wybacz- zmieszał się nieco elf.
- Nie ma powodu, byś o nie prosił. Wszak nie twoja to wina.
- Kto jednak stanie na czele was?- wypalił, nie mogąc się powstrzymać Etchan.
- Przedwieczni wskażą nam nowego przywódcę. Musi on być wykazać się sprawnością i poświęceniem.
- A Pakja?
- Duchy mu sprzyjają, lecz ostateczny wybór nie należy do nas.
- Naprawdę muszę już iść, czcigodny.
- Niech złota tarcza Choteca oświeca ci drogę. Pamiętaj me słowa- rzekł na pożegnanie Xipati.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

GrimgorIronhide pisze:[ Czyżby twojego ojca zabił młotem siedmiometrowy, zbuntowany Valar ? ]
Dokładnie , warto jeszcze dodać że był Najwyższym Królem wszystkich Noldorów i najpotężniejszym wojownikiem swojej ery .

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Dziad Zbych pisze:
GrimgorIronhide pisze:[ Czyżby twojego ojca zabił młotem siedmiometrowy, zbuntowany Valar ? ]
Dokładnie , warto jeszcze dodać że był Najwyższym Królem wszystkich Noldorów i najpotężniejszym wojownikiem swojej ery .
[A jego syn...? No cóż :mrgreen: :wink: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ