
ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy
Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy
[ Świetna walka
]

Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
[ Co ile dni ( w roleplay-u ) odbywa się walka ) ? ]
Rutyna , to było uczucie towarzyszące większości zawodników pomiędzy kolejnymi walkami. Etchan sam odczuwał ją podwójnie ponieważ niedługo miał odbyć się jego pojedynek i nie mógł pozwolić sobie na długą eskapadę do okolicznych lasów. Większość czasu spędzał na obrzeżach wioski razem z myśliwymi głównie z powodu że prawie tylko z nimi miał tematy do rozmowy. Kilkakrotnie wybierał się z nimi na polowania , i zaczynał coraz bardziej doceniać profesjonalizm i doświadczenie drobnych gado-podobnych łowców. Resztę czasu spędzał głównie na treningach , lecz nie odczuwał że są mu ogromnie potrzebne. Odpoczywał akurat w swojej kwaterze , gdy naszła go myśl że mógłby odwiedzić zwycięzcę ostatniej walki , mimo faktu że prawdopodobnie jego obecność nie będzie pożądana. Gdy dochodził go namiotów pełniących funkcje lazaretu zrozumiał że pomylił się , widząc dwóch żołnierzy pilnujących wejścia wątpił że zostanie w ogóle tam wpuszczony. No cóż , zdecydowanie nie byłaby to najważniejsza rozmowa w moim życiu jak więc obejdę się bez tego spotkania
[ Jakoś straciłem ostatnio wene twórczą ( o ile kiedyś w ogóle ją miałem
) dlatego taki krótki tekst ]
Rutyna , to było uczucie towarzyszące większości zawodników pomiędzy kolejnymi walkami. Etchan sam odczuwał ją podwójnie ponieważ niedługo miał odbyć się jego pojedynek i nie mógł pozwolić sobie na długą eskapadę do okolicznych lasów. Większość czasu spędzał na obrzeżach wioski razem z myśliwymi głównie z powodu że prawie tylko z nimi miał tematy do rozmowy. Kilkakrotnie wybierał się z nimi na polowania , i zaczynał coraz bardziej doceniać profesjonalizm i doświadczenie drobnych gado-podobnych łowców. Resztę czasu spędzał głównie na treningach , lecz nie odczuwał że są mu ogromnie potrzebne. Odpoczywał akurat w swojej kwaterze , gdy naszła go myśl że mógłby odwiedzić zwycięzcę ostatniej walki , mimo faktu że prawdopodobnie jego obecność nie będzie pożądana. Gdy dochodził go namiotów pełniących funkcje lazaretu zrozumiał że pomylił się , widząc dwóch żołnierzy pilnujących wejścia wątpił że zostanie w ogóle tam wpuszczony. No cóż , zdecydowanie nie byłaby to najważniejsza rozmowa w moim życiu jak więc obejdę się bez tego spotkania
[ Jakoś straciłem ostatnio wene twórczą ( o ile kiedyś w ogóle ją miałem

- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Dowolnie, po swojej walce Matis wziął tydzień na budowę fortu, a teraz to nie wiem ile dni upłynie do twojej. ]
[ Kończmy tę, turę, dwie walki to może i nasi AFKerzy się uaktywnią ]
Dwójka muszkieterów trzymająca straż przed namiotem, w którym jaszczurzy kapłan i Razandir zajmowali się głęboką raną kapitana Brennenfelda miała odpowiedzialne zadanie powstrzymać wszelkich gapiów przeszkadzających uzdrowicielom choćby otwierając ogień. Stary mag z Klifu nie wytrzymał chuchających mu nad ramieniem gemajnów i jednym wybuchem dał kapitanowi do zrozumienia by rozkazem wywalił z namiotu cały oddział, zostawiając tylko zajmującego dowódcę rozmową Hansa. Niestety upał nie popuszczający nawet w przyjemnym zacienieniu muru fortowego wkrótce powalił obu na ziemię. Z twarzy ściągali ronda kapeluszy tylko przy okazjach do ugryzienia znalezionych w obozie owoców i picia mleka, które miejscowe jaszczury uzyskiwały nie ze zwierząt, ale o zgrozo z wielkich, twardych jak głaz orzechopodobnych łupin rosnących wysoko na palmach. Stłumione mlaskanie mieszało się z frywolnymi pogaduszkami.
- ...no i werbunkowy mi wtedy: "Idź w gemajny do nas, do muszkieterów, to są wystrzałowe chłopaki! A ci halabardnicy nie dość, że co bitwa to tkwią w największym gównie to jeszcze sztywni są jakby im te drzewce wsadzali w...
Wtem dzielnych wojaków zbudziły kroki.
- O kurwa gefrajter!
- Ogarnij się! Jak nas zobaczy nie na warcie to kaplica!
Obaj iście ekspresowo poderwali się na baczność, otrzepując porozpinane poły mundurów, narzucając losową stroną kapelusze i wyprężając się z rusznicami na ramieniu.
Wtem jeden z nich dmuchnął na pióro zwieszające się mu na twarz z założonego tyłnaprzód nakrycia głowy i odkręcając filcowe rondo zamiast pełniącego funkcję gefreitera Albrechta, ujrzał tego leśnego elfa - zawodnika Areny.
Żołnierze odetchnęli niejako, jednak Etchan nagle zatrzymał się w miejscu i zawrócił na pięcie oddalając się.
Wartownicy zmarszczyli brwi.
- Dobra to było dziwne...
[ Kończmy tę, turę, dwie walki to może i nasi AFKerzy się uaktywnią ]
Dwójka muszkieterów trzymająca straż przed namiotem, w którym jaszczurzy kapłan i Razandir zajmowali się głęboką raną kapitana Brennenfelda miała odpowiedzialne zadanie powstrzymać wszelkich gapiów przeszkadzających uzdrowicielom choćby otwierając ogień. Stary mag z Klifu nie wytrzymał chuchających mu nad ramieniem gemajnów i jednym wybuchem dał kapitanowi do zrozumienia by rozkazem wywalił z namiotu cały oddział, zostawiając tylko zajmującego dowódcę rozmową Hansa. Niestety upał nie popuszczający nawet w przyjemnym zacienieniu muru fortowego wkrótce powalił obu na ziemię. Z twarzy ściągali ronda kapeluszy tylko przy okazjach do ugryzienia znalezionych w obozie owoców i picia mleka, które miejscowe jaszczury uzyskiwały nie ze zwierząt, ale o zgrozo z wielkich, twardych jak głaz orzechopodobnych łupin rosnących wysoko na palmach. Stłumione mlaskanie mieszało się z frywolnymi pogaduszkami.
- ...no i werbunkowy mi wtedy: "Idź w gemajny do nas, do muszkieterów, to są wystrzałowe chłopaki! A ci halabardnicy nie dość, że co bitwa to tkwią w największym gównie to jeszcze sztywni są jakby im te drzewce wsadzali w...
Wtem dzielnych wojaków zbudziły kroki.
- O kurwa gefrajter!
- Ogarnij się! Jak nas zobaczy nie na warcie to kaplica!
Obaj iście ekspresowo poderwali się na baczność, otrzepując porozpinane poły mundurów, narzucając losową stroną kapelusze i wyprężając się z rusznicami na ramieniu.
Wtem jeden z nich dmuchnął na pióro zwieszające się mu na twarz z założonego tyłnaprzód nakrycia głowy i odkręcając filcowe rondo zamiast pełniącego funkcję gefreitera Albrechta, ujrzał tego leśnego elfa - zawodnika Areny.
Żołnierze odetchnęli niejako, jednak Etchan nagle zatrzymał się w miejscu i zawrócił na pięcie oddalając się.
Wartownicy zmarszczyli brwi.
- Dobra to było dziwne...
[Przed finałową walką Magnusa miałem nogi jak z waty i i bałem się ją czytać]Dziad Zbych pisze:( Jestem na wyjeździe , więc nie będę miał czasu pisać dłuższych tekstów , btw to normalne że mam lekki stres przed walką?
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
[ On przynajmniej miał szanse , przy okazji mimo mojej fanatycznej wręcz niechęci do inkwizycjii był moim faworytem podczas tej areny]
edit : [@Byqu jak będzie wyglądała arena , gdy podczas walki zginie postać moja , Grimgor-a lub Matisa ? Dwuosobowy rolepaly ? Jest to pesymistyczny scenariusz ale jednak możliwy.]
edit : [@Byqu jak będzie wyglądała arena , gdy podczas walki zginie postać moja , Grimgor-a lub Matisa ? Dwuosobowy rolepaly ? Jest to pesymistyczny scenariusz ale jednak możliwy.]
[ Zostałem przez kilka ostatnich dni zaciągnięty przez lokalnego kapłana do zwalczania herezji więc nie byłem w stanie pisać. A tak serio to biegałem z księdzem po wsi od domu do domu, od rana do wieczora, więc nie byłem w stanie jakkolwiek włączyć się w roleplay, ale od jutro postaram się to nadrobić]
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ A ty niby szans nie masz ?!Dziad Zbych pisze:[ On przynajmniej miał szanse , przy okazji mimo mojej fanatycznej wręcz niechęci do inkwizycjii był moim faworytem podczas tej areny


Inglief pisze: Gdy Zwycięzca szóstego pojedynku wreszcie został wyłoniony wraz ozwały się krzyki.
Wśród owych radosny ryk żołnierzy Lothara niemal zagłuszył wrzask padającej z chrzęstem stali na kolana Fey, która złapała się za rozciągniętą w krzyku twarz, raniąc nieskazitelną, jasną skórę policzków do krwi paznokciami.
Krwawiące spod hełmu obficie rzekami ciemnej posoki opancerzone ciało Sephiriona zadrżało jeszcze kilka razy w drgawkach, inicjowanych przez rozerwany bagnetem mózg, ale zaraz potem znieruchomiało. Porażona wojowniczka Chaosu była jednak już przy nim, ściągając za grzebień hełm z głowy czempiona. Spod barbuty wysypały się pozlepiane krwią białe włosy. Feyhlin drżącą dłonią odgarnęła je z wysokich kości policzkowych martwego, odsłaniając otwarte w wypalonym na zawsze zaskoczeniu czarne oczy Sephiriona oraz półotwarte usta, na których zaschła krew z przegryzionej wargi.
Czempioni Zmieniającego Drogi umierali zawsze z szyderczym chichotem, zadowoleni z roli jaką odegrali w planach swego patrona. Rzeźnicy Pana Bitew padali z obliczem ściętym we wściekłości, bezwolnej wobec końca przelewania przez nich krwi. Wybrańcy Slaanesha natomiast... Fey sama nie była pewna. Widziała takich, którzy padali z błogością wymalowaną na pięknych obliczach, tych wyszczerzonych dziko od ostatecznej rozkoszy bólu rozdzierającego ich ciała z duszą lub drwiących z wrogów, których przed końcem okaleczyli bądź odebrali towarzyszy...
Natomiast twarz Sephiriona miała nieodgadniony wyraz.
Zupełnie jakby czempion sam nie był pewien - wstydzić się, czy przeklinać taką śmierć, a może się z nią pogodzić ?
Blask i głębia w tęczówkach wybrańca zaczęła gasnąć, tak jak pulsujące pod naramiennikiem piętno jego boga.
Srebrnowłosa piękność uderzyła z kolejnym okrzykiem pięścią w przedziurawiony kirys pancerza.
-Slaaneshu! Książę Chaosu, nie zabieraj go... weź moją duszę zamiast jego! -krzyknęła, łapiąc nieporadnie za głownię zakrzywionego ostrza poległego, nie zważając na zaciętą do mięsa dłoń- Weź któregokolwiek innego sługę, ale nie jego..!
Wobec ogłuszającego braku jakiejkolwiek odpowiedzi zwiesiła ze szlochem głowę. Wtedy usłyszała za sobą ciężkie kroki, zanim jednak się odwróciła krzepkie szarpnięcie cisnęło nią na bok, odrywając od zwłok Sephiriona.
-Z drogi tępa dziwko! -warknął Zograth, wbijając swe wystające znad smoliście czarnego gąszczu brody, czerwone ślepia w trupa, przeklinając pod nochalem w swym charkotliwym narzeczu, po czym z miejsca zaczął podkutymi buciorami kopać poległego- Nic nie warta, przeklęta, przez hobgobliny rodzona w gównie, słabowita miernota! Przez ciebie nie mam swojego K'daaia, a teraz jeszcze nie zechciałeś nawet postarać się w NAJMNIEJSZYM stopniu żeby oddać mi za niego złoto?!!! Bezużyteczny, prymitywny śmieć z pustkowii, jak twoja nic nie warta rasa! Niech Ojciec Hashut przeklnie twoją duszę na wieki i rzuci w najczarniejsze płomienie ot...!!!
Feylhin zerwała się z czystym szałem płonącym w fiołkowych oczach i z rykiem, którego nie powstydziłby się berserker Khorna doskoczyła do krasnoluda, zdzielając go w twarz jelcem i rękojeścią ostrza. Brzęknęły wybijane zęby i pękająca twarzoczaszka.
Dawi Zharr zaskomlał z bólu, nie zdążając nawet sięgnąć po buławę przy pasie, wpijając tylko zaskoczone i nienawistne spojrzenie w wojowniczkę. Ta natomiast wrzasnęła jeszcze raz niczym Banshee i szybkim sztychem pchnęła ostrze. Zograth zapiszczałby widząc, wystające spomiędzy tłustych, osmalonych kudłów jego brody ostrze, lecz zabulgotał tylko niezrozumiale, gdy Fey szarpnęła za rękojeść, do reszty rozrywając gardło kowala z Zharr Nagrund.
Gdy upadł, nieporadnie poruszając łapami i nogami, jak przewrócony na plecy żuk jego zabójczyni, teraz milcząca jak sama śmierć ze spuszczoną głową zaczęła żłobić w piaszczystej ziemi jakieś linie stopą. Znieruchomiały Zograth nie widział już jak jego krew wypełniła wyrysowaną gwiazdę Chaosu, lecz jego naznaczona w ten sposób dusza wrzeszczała w niebogłosy, gdy kilka demonów rozdarło na chwilę zasłonę rzeczywistości, porywając ją do Domeny Chaosu.
Fey nie czekając, rzuciła tylko za siebie jedno spojrzenie, zauważając że po Sephirionie została tylko plama krwi i rozgrzebana ziemia, po czym wskoczyła w wąską wyrwę na chwilę zanim ta się zamknęła na oczach kilku przerażonych jaszczuroludzi.
Ryven siedział właśnie na podłodze swego namiotu, jak zwykle pogrążony w stanie narkotycznej medytacji i przeglądał niewyraźne wizje z drugiej strony rzeczywistości, jakie zsyłał mu dar jego patrona, kiedy nagle pojawiła się w nich znajoma twarz. Łapiąc haust powietrza jak wypływający na powierzchnię topielec, czarownik upadł na zdobyczny dywan z Cathayu wśród brzęku łańcuszków z talizmanami, obczepiających jego zbroję. Już chwilę później zerwał się na równe nogi, przewracając kościany stół i rozrzucając swoje rzeczy, póki nie znalazł owiniętego na uciętym rogu jakiegoś demona zwoju z ludzkiej skóry.
Czarownik rozwinął go, momentalnie spowijając wnętrze jurty pulsującym blaskiem i setką cieni, gdy zebrał swoją moc, przekształcając ją w krótkie zaklęcie, po którym zwój zapłonął. Wymazane na nim symbole zapaliły się w powietrzu w ułamku sekundy przeradzając się w buzujący czarnym ogniem portal, z którego wypadła ciężko jakaś postać. Ryven westchnął z wysiłkiem, ocierając krew płynącą mu na wystrzyżoną brodę z oczu i nosa rękawem szaty, po czym unosząc prawą dłoń ku górze równocześnie z lewą opuszczaną symetrycznie na dół, zamknął rosnące powoli przejście.
Wciąż zaskoczony położył siostrę na swoich poduszkach, unosząc lekko jej twarz. Srebrzyste włosy miała potargane, pancerz porozrywany i powyginany, a sama dotąd oszałamiająca uroda doznała uszczerbku przez kilka blizn. W dłoni kurczowo zaś ściskała poszczerbione i pokryte zaschniętą krwią, ale jednak rozpoznawalne, ostrze Sephiriona.
-Siostro... cóż... cóż to ma znaczyć?
Fey spojrzała w jaśniejące magicznie oczy brata i w mig swym smutkiem wypalonym w fiołkowych tęczówkach potwierdziła jego obawy, po czym pokręciła głową, krzywiąc się z bólu.
-Odpoczywaj Fey... przebyłaś długą drogę i do tego nie przez nasz świat, co zmienia wszelkie...
Urwał, gdy chwyciła go nagle za noszony na szyi medalion z symbolem Slaanesha.
-Nie... nie mam czasu. W zamian za pewne... ech, nieważne... jeden z książąt demonów wyniesiony przez moc Slaanesha powiedział mi, że to jeszcze nie koniec. On powrócił. Nie umarł. Możemy znaleźć go na Pustkowiach... w Had Abaddon...
Ryven uniósł poprzetykane kolczykami brwi.
-Ale... to druga strona Pustkowii, a... A nasz bóg nie był nam zbytnio łaskawy odkąd nas opuściliście. Niewiele już zostało z Jeźdźców Piekieł, a Nasicae to już cień samej siebie, nie wzbudza już strachu w tych krainach. Po tym jak miesiąc temu doznaliśmy porażki z rąk Spiżowego Żniwiarza, Yalthir pociągnął za sobą część rycerzy i założył własną bandę. Próbowałem go powstrzymać, ale nie słuchał mnie. Miał dość bezczynności.
-Pomóż mi wstać. -stęknęła Feylhin, głosem nie znoszącym sprzeciwu- Bezczynność owszem się skończy. Zbierz przede mną wszystkich, którzy zostali bracie. Poprowadzę was i odnajdziemy Sephiriona, który policzy się ze zdrajcami i sługami Khorna...
Fey wsparła się na klindze Sephiriona, wbijając płonące z pasją oczy w miecz po wybrańcu. Była zdecydowana.
Lodowy Ogród, trzy lata później
Oddech dwój jeńców zmienił się momentalnie w obłok szczypiącej w twarze pary. Szron pokrywał ogorzałe oblicza dwóch wyznawców Slaanesha, klęczących na skostniałych kolanach i skrępowanych przymarzniętymi niemal do mięsa łańcuchami. Z resztą... obaj byli tak przemarznięci, że od dawna nie potrafili już odróżnić kajdan od własnego ciała. Wysoko upięta kita włosów więźnia w brudnej szacie, wystającej spod ozdobionej soplami zbroi chaosu poruszyła się, gdy ten spojrzał na współwięźnia. Vaghar nie miał szczęścia - gdy ich pojmano, maruder walczył do ostatka, tracąc w swej naiwności lewą rękę i oko, tutaj rany szybciej niż strupy skuł lód i były Jeździeć Piekieł musiał cierpieć niewyobrażalne katusze, skóra zsiniała mu tak, że niemal nie było już widać krzykliwych, fioletowych tatuaży.
-Co było dalej w takim razie, o 'widzący'? -pociągnął wcale nie znużony przedłużającym się milczeniem Norsmen siedzący naprzeciw nich pod ścianą lodowej celi, na grubej, sosnowej ławie. Doskonale wiedział, że czarownik nie ma już żadnych sił na posłużenie się magią i rozkoszował się kpiarstwami z tej sytuacji. Nie był to zwyczajny norski watażka - wysoki, szczupły wojownik o młodzieńczej twarzy, na pewno ni w ząb nie zazębiającej się z jego wiekiem, srebrnych włosach i lśniących nieprzyjemnie oczach, wiecznie zdających się wyrażać pogardę rozmówcą. Okryty był wspaniałym płaszczem ze skóry białego wilka, spiętym srebrną fibulą w kształcie tegoż zwierzęcia i w ogóle nie wykazywał dyskomfortacji przerażającym zimnem, ze swobodą ostrząc leżący na kolanach miecz z pozłacaną rękojeścią i wijącą się klingą.
-Dalej... -Ryven opuścił głowę, wspominając przeszłe dni- Większość nas zginęła po drodze lub w zasadzce na miejscu, ale nikt nie poddawał się, zagrzany zapałem Feylhin Srebrnowłosej. Niestety moja siostra nie spotkała tam poległego na Arenie wybrańca... jakiś demon używał po prostu jego powłoki, dla próżności albo zabawy...
-Ha! Szkoda, byłaby to rzecz niesłychana gdyby nasz pan Slaanesh zgodził się tak po prostu zwrócić swego czempiona. -Norski watażka wstał ku wyjściu, przeglądając się w wypolerowanej stali miecza- Choć z drugiej strony im mniej nas tym więcej łask dla każdego. Powiedz jeszcze tylko co z twoją siostrą.
Ryven odkaszlnął, z przerażeniem widząc przed sobą zamarznięte grudki ciemnej krwi.
-Poprzysięgła zemstę. -rzucił, zwieszając głowę czarownik.
-Demonowi?
-Nie, gorzej. Bogu. -mag skrzywił się, na samo wspomnienie siostry zdzierającej ze zbryzganej krwią zbroi Szpon Slaanesha i malującej w jego miejsce posoką zaszlachtowanych wrogów inną runę. Tron z Czaszek- Poprzysięgła Khornowi ofiarować czerepy wszystkich wyznawców Księcia Chaosu, a on z mosiężnego tronu spojrzał na nią łaskawie. Gdy odchodziłem na zachód niedobitki z band opowiadały o co najmniej już tuzinie martwych czempionów.
Z wysiłkiem podniósł oczy na swego oprawcę.
-Wkrótce przyjdzie i po twoją czaszkę, Yngwe, synu Sigvalda Wspaniałego.
Norsmen wybuchnął perlistym śmiechem, odwracając się i wychodząc po zamarzniętych stopniach.
-Niechże więc przychodzi. Lodowy Ogród wita każdego, a brakuje w nim pięknych rzeźb. Twój przyjaciel chyba już stał się jedną z nich, może czas na ciebie..?
Gdy kroki ucichły Ryven z rezygnacją spojrzał na faktycznie martwego, zamarzniętego na kamień Vaghara i zwiesił głowę, kuląc się w zimnej zbroi i przemoczonych szatach.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Na Lodowy Ogród Inglief wpadł sam a skoro już coś podobnego miałeś to dla estetyki zasugerowałem mu zmianę gospodarza co by Lodowych ogrodów nie mnożyć
jak cos to można zmienić ]

- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Więc można powiedzieć, że sugerowałem się Twoim kontentem, sugerując Ingliefowi.
]

Inglief pisze:[Jakiego opowiadania ? Niemniej jestem zaszczycony mr GM]
Grube jak groch krople potu powoli toczyły się po opasłym brzuchu Skgarga, który w przerwach między walkami nie mając nic lepszego do roboty strugał w drewnie. Niektóre dzieła odzwierciedlały to co ogr chciał na nich przedstawić, niektóre trochę mniej. Chata dotychczas cała do dyspozycji Skgarga straciła 1/4 swojej powierzchni na rzecz osobnego fragmentu przeznaczonego dla elfiej czarodziejki.
- Trza ci czegoś? - Ogr przerwał zawzięte dłubanie w drewnie. - Może wody?
- Nie chcę niczego od takiego plugastwa. - Delikatny kobiecy głos wyrażał pełną pogardę.
- Czyli wody.
Zaduch panujący wewnątrz chaty był niczym w porównaniu do żaru palącego i tak już wysuszoną ziemię. Ogr zamaszystm ruchem ręki przetarł czoło.
- Piękny!!!!
Zza domu wybiegł gnoblar z orzechem kokosowym w rękach.
- Dawaj mi tą włochatą kulkę. Elfce chce się chlać,a my mamy ją przy życiu utrzymać.
- Ale szefuńciu! Ja je kilka godzin ściągałem i chce się z niego napić!
- Je? Czyli masz dwa? W takim razie chyboj mi to zaraz po drugi.
Piękny raźnym krokiem oddalił się w kierunku palmy.
Cholera, przydałoby się znaleźć lepszego opiekuna dla tej magiczki. Tylko kogo? Już wiem! Ona jest elfem więc powinna dogadać się z tym długouchem z Areny.
Skgarg wrócił po do chaty i bez zastanowienia odsłonił kotarę. Czarodziejka leżała na skromnym posłaniu ubrana jeszcze skromniej niż zazwyczaj, z rękami skutymi i nieodzownym zakłucaczem na kajdanach.
- Czego chcesz?
- Zabieram cię do kogoś kto się lepiej tobą zajmie.
Elfka wyciągnięta za sznur przed chatę bez oporów szła za ogram, powłócząc nogami. Po kilku dłuższych chwilach odnaleźli tego kogo szukali.
Etchan wracał właśnie z polowania gdy Skgarg bezceremonialnie podszedł do niego, wcisnął mu w dłonie sznur łączący się z kajdanami elfki.
- Ty jesteś elfem, ona jest elfem więc powinniście się dogadać. Pilnuj jej dobrze żeby nie uciekła. No to chyba tyle, miłej zabawy.
Ogr odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę swojej chaty zostawiając zdziwionego Etchana sam na sam z elfką.
[ Powodzonka
]
- Trza ci czegoś? - Ogr przerwał zawzięte dłubanie w drewnie. - Może wody?
- Nie chcę niczego od takiego plugastwa. - Delikatny kobiecy głos wyrażał pełną pogardę.
- Czyli wody.
Zaduch panujący wewnątrz chaty był niczym w porównaniu do żaru palącego i tak już wysuszoną ziemię. Ogr zamaszystm ruchem ręki przetarł czoło.
- Piękny!!!!
Zza domu wybiegł gnoblar z orzechem kokosowym w rękach.
- Dawaj mi tą włochatą kulkę. Elfce chce się chlać,a my mamy ją przy życiu utrzymać.
- Ale szefuńciu! Ja je kilka godzin ściągałem i chce się z niego napić!
- Je? Czyli masz dwa? W takim razie chyboj mi to zaraz po drugi.
Piękny raźnym krokiem oddalił się w kierunku palmy.
Cholera, przydałoby się znaleźć lepszego opiekuna dla tej magiczki. Tylko kogo? Już wiem! Ona jest elfem więc powinna dogadać się z tym długouchem z Areny.
Skgarg wrócił po do chaty i bez zastanowienia odsłonił kotarę. Czarodziejka leżała na skromnym posłaniu ubrana jeszcze skromniej niż zazwyczaj, z rękami skutymi i nieodzownym zakłucaczem na kajdanach.
- Czego chcesz?
- Zabieram cię do kogoś kto się lepiej tobą zajmie.
Elfka wyciągnięta za sznur przed chatę bez oporów szła za ogram, powłócząc nogami. Po kilku dłuższych chwilach odnaleźli tego kogo szukali.
Etchan wracał właśnie z polowania gdy Skgarg bezceremonialnie podszedł do niego, wcisnął mu w dłonie sznur łączący się z kajdanami elfki.
- Ty jesteś elfem, ona jest elfem więc powinniście się dogadać. Pilnuj jej dobrze żeby nie uciekła. No to chyba tyle, miłej zabawy.
Ogr odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę swojej chaty zostawiając zdziwionego Etchana sam na sam z elfką.
[ Powodzonka
