Arena of Death 19: Sylvania

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Re: Arena of Death 19: Sylvania

Post autor: Varinastari »

Śmierć

Tym są istoty te
Personifikacją najplugawszych instynktów
One są Nami
I tylko Nami!


Nieśmiertelny Egzekutor czuł smak zwycięstwa. Strach, jaki rozsiewał, sparaliżował wielu widzów, a pokaz swego kunsztu walki wprawił w osłupienie najlepszych z najlepszych. Arma'dul wyciągnął ociekające posoką ostrze i podniósł je do góry. Długi, wężowaty język wysunął się z paszczy demona i posmakował krwi pokonanego. Miała smak zwycięstwa. Spojrzał na trybuny. Widział strach emanujacy falami od wielu widzów. Zaiste, jest się czego bać! Armal'dul wiedział, iż Lord Khorne był zadowolony, wszak nierzadko Bóg Krwi poddawał sprawdzeniu umiejętności jego śmiertelnych wyznawców, wysyłając swych nieśmiertelnych sługów do walki z Czempionami Chaosu. Krew. Liczy się KREW! Nieważne czyja!

Mrok się zbliża
Immaterium rozrywa...
Nadchodzi Sztorm!


Demoniczny Herold podniósł z ziemi łeb Urdgora i zasalutował widowni, parodiując tym samym starożytny zwyczaj gladiatorów. Następnie oddalił się, rechocząc głośno i wyśpiewując w Mrocznej Mowie plugawe okrzyki ku czci Khorna.


Rzeź was czeka..
Czy jesteście gotowi, marni śmiertelnicy?

Awatar użytkownika
Rion
Chuck Norris
Posty: 658

Post autor: Rion »

Wampir przyglądał się obu ostatnim walkom.
Głupia dziewka. Mogła nie pyskować.- uśmiechnął się do siebie -Byłaby dla mnie świetną partnerką. Trudno...
A ta druga walka... Hmm. Szybko się skończyła. Nic ciekawego. Jak na razie same chuchra tu przybyły. Ojć! Zgłodniałem.
- i zniknął w cieniach budynków, a nie długo potem można było usłyszeć stłumiony krzyk...



PS. Ej ja już jadę z wampirem i dawnym kapłanem (tyle że Ulryka) - Magnus Drakenhof :wink:

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

"heh..." Mallus tylko westchnął oglądając ... własnie co? Zarzynanie kozy? "Nie nazwał bym tego walką, spodziewałem się więcej" Pokręcił tylko przecząco głową.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Minęło chyba z cztery godziny, a dwa orki wciąż lały się między sobą. Większość widzów odeszła znudzona, zostali tylko Ci, którzy w tym pojedynku postawili dobytek swego życia...

Tymczasem orki wcale nie wyglądały na zmęczone. Choć Gragag miał nos złamany w paru miejscach, wybitą szczękę, złamanych parę palców u ręki i nóg, a także koło od wozu na szyi, to wciąż stał i był gotów do dalszej bitki. Drugi ork, był równie ranny i równie twardo się trzymał:

- Ty być tfarda ork - wypowiedział Gragag, zdecydowanie sepleniąc
- Ja tfartszy na pewno od Ty. Ty lubić małe brodate ludzie miaszczyć czy gnieść? - zapytał niespodziewanie czarny ork.
- Gragag miaszczyć ich! WAAAGH!
- Ja woleć, gnieść!
- Miaszczenie lebsze!
- Nie, gnieść!
- Miaszczyć!

Powoli, wykłócając się o metody tłuczenia krasnoludów, orki zbliżały się. Będąc zaledwie parę centymetrów od siebie, Gragag postanowił zakończyć tą bitkę. Nie była już zabawna. Lewy sierpowy zrobi swoje. No i... zrobił.

Po tym ciosie, który wykrzywił twarz czarnego jeszcze bardziej niż była (o ile to możliwe), ork stał jeszcze chwilę tępo patrząc na Gragag'a. Powoli ciemność zasłoniła mu widzenia:

- Ty być jednak tfartsza ork... - były to ostatnie słowa, przed upadkiem.

Widzowie się wtedy poruszyli. Zakłady rozstały dotrzymane. Paru z przegranych od razu rzuciło się z blanek zamku ku swej zgubie. Stracili w tym pojedynku wszystko. Niektórzy zastanawiali się czy czarny ork nie żyje. Ich wątpliwości zostały rozwiane, kiedy usłyszeli porządne chrapnięcie... Choć twarz orka, była wykrzywiona pod niesamowitym kątem, ten wciąż żył...

W tym momencie, jeden z goblinów, użytych przez Gragag'a jako prowizoryczna broń na początku pojedynku, ocknął się. Gragag już wtedy nad nim stał:

- Czego Ty śmierdziel, tu robić?! Ty nie być w buda z innymi śmierdzielami?!
- Szefa nie bije, szefa nie bije... ja mieć wiadomość dla szefa, tak ja dobrze służyć...
- Ty gadać!
- Szefa następny do bicia ludzików, na wielki rów, pełen piachu...

A więc teraz jego kolej. W końcu zabawi się naprawdę i zabije paru ludzików. Bo jakoś wcale nie planował skończyć tylko z żywotem jego przeciwnika - bretończyka. Gragag mimo swych ran, podniósł swe choppy wysoko w górę, rynknął przeciągłe "WAAAGH!" i pobiegł w stronę areny (tak przynajmniej myślał) likwidując wszystko i wszystkich, na swej drodze.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Gragag Niszczyciel(Savage Orc Big boss) vs Sir Roger(Bretonian Paladin)




Nawet jak na orka Gragag nie był zbyt rozgarnięty. Co prawda intelektualne zdolnosci orków nigdy nie stały na wysokim poziomie ale tak się działo że nawet wśród orków mógłbt być uważany za półgłówka. Jedyne w czym był dobry ork to walka , ale wszyscy orkowie są dobrzy inaczej umierają szybko. Gragag do tego łatwo wpadał w szał i nie baczył na to w co uderzał. Często zdarzało się że swoją złość wyłądowywał na sprzętach zyskując miano "niszczyciel". A jeśli zamiast sprzętów trafił na żywych przeciwników to kawałki mięsa latały dookoła. Trafił na arenę i tutaj kilka goblinów wytłumaczyło mu w prostych słowach że tu sięęwalczy z przeciwnikami. Z lubością zgłosił się więc jako uczestnik.
Dla Sir Rogera przybycie tutaj oznaczło walkę z wampirami. Niestety w obecnej arenie śmierci żadnego nie widział a odejść nie mógł już raz zapisany bo kłuciło się to jego poczuciem obowiązku. Doszedł do wniosku że wyznawcy chaosu godnie zastąpią nieumarłych w jego misji a Pani Jeziora będzie go wspierać w tym co robi. Jak przed każdą walką udał się kaplicy by na klęczkach wyprosić od swej bogini łaski i ochronę w trudnych chwilach. Czuł że ona go ochrania i przysiągł sobie i jej że tu okryje się chwałą.
Wyjście na arenę wywołało oklaski. Rir Roger jak na rycerza przytsało napawał się tym jak coś co mu się należało od pospólstwa. Niezwykle to przypominało turnieje w jego rodzinnej bretonii. Miał przed spbą orka a on jako rycerz przywykł do ich tępienia gdy te najeźdżały ziemię jego ojca. Gragag natomiast wiedząc ze zaraz rozpocznie się rzeź , zmówił krótką modlitwę do Gorka i Morka w której głównymi słowami były, miażdżyć, rozgniatać i zabijać. Jak zawsze przed walką czuł ekscytację i pierwotną siłę go przepełniającą. Wszystko co musiał zrobić to się jej poddać. Zachciało mu się też pić więc wypił buteleczkę z miksturą którą miałłprzy sobie i wychylił ją jendym łykiem. Uderzył gong dając sygnał do walki.
Ork ryknął ruszając do ataku.
-WAAAAAAAAAAAAAGH-wzniósł swój okrzyk bojowy.
Sir Roger przygotował miecz gotując się do ciosu by odeprzeć wielką górę zielonego mięsa.
Rycerz ciął potężnie ale choć jego miecz trafił bezbłędnie cały impet zatrzymał się centymetr przed ciałem orka gdy niebieskie tatuaże zabłysły lekko magią. Sekundę później Gragar wpadł w rycerza i zaczął rąbać i siekać. Czoppy raz po raz przebijały zbroje raniąc rycerza który został powalony na ziemie od tego. Sir Roger nie mógł wiele zrobić już. Rozpaczliwe pchnięcie mieczem zostało zbite na bok a sam rycerz po kolejnych ciosach znieruchomiał. Gragag zdziwiony że ludzik tak szybko zginął zawiedziony lekko uniósł broń triumfalnie do góry rycząc WAAAAAAAGH oklaskiwany przez publikę. Ork stwierdził że te ludziki są naprawdę słabowite a to tylko dowodzi że Orki som najleposiejsze.
Ostatnio zmieniony 10 gru 2009, o 13:22 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 1 raz.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

"Co to ma do cholery być?! Znów tylko kilka sekund? To zaczyna się robić żenujące... Nie, ludzie nie potrafią walczyć... No może kilku" Zirytowany Mallus tak krótką walką zaczął schodzić z widowni, wtem ktoś go zawadził barkiem. Szlachcic bez cienia zastanowienia wyciągnął szytlet i dzgniął w brzuch nieznajomego ten zdążył tylko wymarotać - Przepraszam - zamim skonał.

"Co za nudy tu nie ma nic do roboty! Czekanie na kolejną 20 sekundową walke jest bezcelowe..." Poszedł do swojej kwatery i zauwarzył ze w rogu sali stoi Kusza którą przywizuł ze sobą. " Jednak ten dzien będzie ciekawszy. Jedzmy zapolować"
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Gdy na arenie odbywała się walka orka z żałosnym bretończykiem, Demoniczny Herold zaiste miał łapy pełne roboty...


Armal'dul Zguba Dawi wypatrywał wrogów. Nie potrzebował jednak oczu, by widzieć tych, którzy mogli mu zagrażać. Będąc istotą zrodzoną z samej Spaczni, manifestacją chorej woli Mrocznych Bogów, Nieśmiertelny wyczuwał zawirowania Immaterium niczym podziemna istota wyczuwająca drgania. Nic. Żadnego demona w obszarze. Dziwne...
Armal'dul wiedział jednak iż nie jest sam. Wyczuwał malutkie zawirowania Dhar wokół tego wojownika...pogromcy młodego Druchii.
Herold wyszczerzył kły i ryknął:
-WIEM, IŻ JESTEŚ TU, TCHÓRZU! NA KHORNA PRZYSIĘGAM, ZETNĘ CZEREP TWOJEGO WOJOWNIKA I OSOBIŚCIE WYRWĘ MU SERCE!
Demon zaśmiał się głośno. Tak. Zanosi się na wielką rzeź...!

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Nieporuszony Klaus rozmyślał nad wynikiem ostatniego pojedynku. Ork wręcz zmiażdżył rycerza bretońskiego a nieszczęśnik nie mogł nawet nic zrobić. Ork swoją dzikością wręcz go powalił. Przypomniało to klausowi niedawną bitwę w której brał udział też z zielonoskórmi. Wtedy jednak potęga Sigmara go wsparła i wyszedł ze zmagań zwycięsko. A teraz zaraz miał on sam wkroczyć na arenę jako jeden z uczestników. Przeciwnikiem miałłbyć krasnolud. Normalnie Klaus nie chciałby walczyć przeciwko krasnoludom z którymi jego zakon się dobrze rozumiał. Ten tu jednak był spaczony i okrutny i noził bluźniercze symbole chaosu na sobie. Obserwował swego przeciwnika i ten w niczym jego przeciwnik nie przypominał dobrych choć może nieco upartych lecz szlachetnych krasnoludów z gór krańca świata. Mógł tylko powziąć postanowienie że go zmiażdży. Chwycił młot i zszedł do poczekalni dla zawodników.
Baekerth wychłostał przed walką dla rozrywki jednego z goblinów którego kupił od handlarza niewolników z drakenhof. W domu lubił tą rozrywkę i nie zamierzał z niej rezygnować skoro tutaj miał do niej dostęp. Krasnolud chaosu słyszał że w krainach poza Zharr Naggrund niezwykle żadko można było znaleźć niewolników, a zwłaszcza w imperium. Tutejsza kraina była swego rodzaju wyjątkiem. Rozważania Baekaretha zeszły na orka Gragaga. Uciekinier przebył długą drogę i nawet tu na arenie odniósł pierwsze sukcesy. To nie dziwiło zbytnio krasnoluda. Orki znane były z siły i zamiłowań do bójek ale on tu przybyłłw celu zabicia go i jeśli teraz zwycięży to będzie miał niewątpliwą przyjemność zedrzeć zieloną skórę z jego grzbietu dopełniając zemsty. Baekareth uśmiechnął się aż na samą myśl. Tymczasem musiał skończyć bo goblin już wyzionął ducha i bił po prostu martwego a zaraz miał zejść na arenę gdzie odbędzie się jego walka.
Byli już obydwoje gotowi spoglądając na siebie. W oczach Baekaretha malowała się pogarda i okrutny uśmiech a w rękach trzy. Klaus wydawał się ostoją spokoju oczekując na gong szepcząc przed bitwą modlitewną litanię do młota. Gdy czas walki nadszedł , rozległ się gong. Wielebny klaus uniósł młot by z imieniem swego boga przejść do szarży. Krasnolud strzeliłłpłonącym biczem lecz ten nie trafił człowieka. NAstępnie strzelił jeszcze raz rozcinając kolczugę kapłana i przypalając ciało pod nią płomieniem. Klaus w religijno-bitewnym uniesieniu nie dał się zatrzymać i walnął toporem który zatrzymał się dopiero na piersi krasnoluda. Każdy taki cios innego by powalił. Krasnolud jednak ustał choć poczuł że wewnątrz jego trzasnęło żebro. Baekerth zacisnął zęby i nie cofnął się. Machnął biczem a ten zatoczywszy półkole owinęło się wokół szyi kapłana. Krasnolud chaosu zaśmiał się i szarpnął duszącego się Klausa nie mogącego nic zrobić. Wojownik Sigmara w końcu uwolnił się. Smiałym ciosem zepchnął krasnoluda do tyłu a potem uderzeniem w glowę nieomal ogłuszył go. Jedynie hełm i krasnoludzka krzepa zapobiegła temu. Krasnolud chaosu strzelił ponownie z bicza chwytając nogę kapłąna. Ze złośliwym uśmiechem Baekerth pociągnął i kapłan wylądował na plecach. Nie tracąc czasu krasnolud chaosu dopadł człowieka i zarzucił mu bicz na szyję dusząc go. Po chwili było po wszystkim. Krasnolud wstał i z zadowoleniem ryknął zwycięsko. Tłum mu odpowiedział tym samym z aprobatą.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Jab
Kradziej
Posty: 924
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Jab »

-Cholerne ludzie, cholerne gobliny! - powiedział Baekerth po walce. Tak na prawdę to był wściekły na samego Siebie. Za bardzo dał się ponieść tutejszym przyjemnością i zapomniał o tym by ukatrupić tego zdradzieckiego, przeklętego, złośliwego, dzikiego, paskudnego, cholernego jego zapluta mać orka, gdy ten opuszczał swoją walkę na arenie. Co gorsza wcale nie widział tego przygłupa pośród wiwatującego tłumu. Nie zadowolony kopnął truchło ludzia, który śmiał się sprzeciwić jego woli.
-Sigmaryci... pfe!- plunął soczystą Melą na ziemię. Oni byli zdecydowanie najgorsi, kiepscy z nich niewolnicy a w dodatku ciężej ich do czegoś zmusić niż osły. A ten tutaj w ogóle się do niczego nie nadawał, za mało krzepy miał w ramieniu. No nic... pociągnął łyk czegoś co ludzie uważali za "wódkę" to w ogóle nie miało smaku a gdyby to doprawić .... tak elfem, albo nie te są zniewieściałe, że rzygać się chce po takim, nawet do nalewki się nie nadają. A najgorzej te "mroczne". Banda zakompleksionych imbecyli i fanatyków... która jest przede wszystkim zniewieściała oczywiście, tak....
- Ooo... Tutaj jeszcze nie byłem...- I tak krasnolud ruszył na poszukiwanie kolejnej przygody... w karczmie!
Paskudny uśmiech power gamera

Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 300

Post autor: Cresus »

Szarwej przełknął ślinę. Oglądał parę poprzednich walk i z goryczą stwierdził że chaos i zło tryumfuje. Zaczynał mieć wątpliwości. Jaka siła tak naprawdę drzemie w Sigmarze skoro jego wyznawcy są miażdżeni przez istoty chaosu, których same istnienie jest potwierdzeniem istnienia tych plugawych bóstw. Nie wiedziałczemu nachodziły go takie myśli. Może kiedy uda mu się przeżyć na tej arenie czarodziej w nagrodę go oswo-

Człowieczku, na co ty liczysz? Nawet jeśli cudem byś wygrał i tak należysz do mnie. Kiwnięciem palca mogę cię zniszczyć, zresztą nie widzisz zmian jakie zachodzą w twoim ciele? Powoli ulegasz chaosowi chłopcze.

Szarwej przeklął chwilę swojej nieuwagi. Chwilami zapominał o tym że demon tkwi w jego głowie niemal cały czas.
A może ten głos był tylko chorym sumieniem?
Chyba jeszcze nie.

Gorączka płynął przez immaterium patrząc na dusze w agonii. Zastanawiał się ile z nich pogrążył on, a ile inny demon którego widział na arenie oczami swej zabawki. Zastanawiał się czy warto by jego kukiełka walczyła z innym heroldem. Wkońcu demon to demon, ale gdyby zniszczył cielesność herolda, a nie jakiegoś tam zwykłego krwiopuszcza rękami swojego opętańca świadczyło by to o potędze Gorączki.
Choć może wcześniej warto by potrenować na innych zawodnikach.

Choć kukiełko, trzeba potrenować dekapitacje, tym razem slumsy?

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Dziś prawdopodobnie nie będzie walk, jutro spróbuję ale nie gwarantuję tego. Względy brako-czasowe.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Spoko. Czekamy:)

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

Jak chcesz to ja moge skonczyć :mrgreen: Ale to moja postać wygra :twisted: :mrgreen:
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Immaterium

Królestwo Chaosu

Tutaj nic nie jest tym, czym się wydaje

Zatem czym jest?

Wszystkim i Niczym

Początkiem i Końcem



Kryształowy Labirynt to miejsce, w którym szaleństwo przybrało materialną formę. Ukształtowany przez chorą wolę swego Pana, jest to obszar ostatecznego zawirowania Magii, która zaś gromadzi się wokół Studni Wieczności. Pradawna istota spogląda w jej odmęty, starając się odgadnąć, co stało się, ma się stać i dzieje się. I tak trwa, całkowicie zaabsorbowana tą czynnością. Niezwykle rzadko przerywa swe obserwacje, a zdarza się to tylko wtedy, gdy jej Pan rozkazuje zstąpić do świata śmiertelnych. Najczęściej, by subtelnie wpłynąć na losy świata, by potoczyły się one zgodnie z wolą jednego z Bogów Chaosu. Tzeentcha. Tak też jest i teraz. Sługa spogląda z Immaterium na ziemię. Sylvania. Zaiste, wielkie wydarzenia miały, mają i będą miały miejsce na tych przesiąkniętych Mroczną Mocą terenach. Większy Demon Lorda Magii, zwany Splatającym Los, skierował swój wzrok na Arenę Śmierci. Wiedział, iż jeden z Braci Jego Pana wysłał już swego czempiona, by przyniósł chwałę Czterem Potęgom. A najbardziej Khornowi, najpotężniejszemu i na szczęście, najmniej odpornemu na manipulację Tzeentcha Bogowi Chaosu. Demon spoglądał i czekał. Był cierpliwy...

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Richard Heimdall(Empire Captain) vs Gerric Mroczny Prorok(Exalted champion)



Losy wojny są niezbadane. Jako rycerz białego wilka wielokrotnie się o tym przekonywał. Nie bez kozery był przecierz rycerzem zakonu boga bitew. Richard uważał ze skala nie ma znaczenia. Czy toczyła się między armiami ,czy to między kilkoma osobami czy nawet w pojedynku nadal była to ofiara dla Ulryka. Mimo że rycerz przybył tutaj w konkretnym celu to jak się okazało zemsty już nie dopełni. Zwierzolud poległ o ironio z rąk innej jeszcze plugawszej bestii- demona. Richard nie wiedział czy ma smiać się z tego powodu czy. Tak czy inaczej był tutaj i miał walczyć a śmierć była jego towarzyszem jak każdego rycerza. Wziął się w garść i postanowił że stawi czoło wszystkiemu co stanie naprzeciw niemu.
Gerric specjalnie nie musiał się przygotowywać do walki którą tu zaraz miał stoczyć. Był wybrańcem samego Tzeencha i jako taki znał przyszłość. Ta była kręta i wszystko było możliwe. Wiedział że Wielki mutaqtor poprowadzi go albo do chwały albo do śmierci. W wizjach ujrzałłsiebie triumfującego, tak samo widział swe martwe ciało na arenie, widział siebie zmieniającego się w przemutowaną bestię chaosu, widziałłw końcu siebie stającego się księciem demonów. To wszystko stało w zasięgu jego ręki. Musiałłtylko po to sięgnąć. Gerric uśmiechnął się pod przyłbicą. Musiał łstąpać ostrożnie.
Oboje byli już na arenie i za moment miał się odbyć pojedynek. Richard czekał z młotem w rękac. Gerric wpatrywał się w rycerza białego wilka jakby czytał w jego duszy. Rycerz był jednak cnotliwy i nie dojrzałłw jego duszy słabości którą mógłby wykorzystac. Gerricowi pozostało mu go tylko zabić. Zabrzmiał gong dając sygnał do walki. Gerric wyprowadził cios . Richard uniknął go cofając się do tyłu. Dało mu to czas niezbędny do potężnego zamachu młotem. Mieniącyt się nagle złotem młot natrafiłłna tarczę Gerrica. Czempion mrocznych potęg odczuł uderzenie. Gdyby nie tarcza mógłby zostać nawet powalone. Póki co wykpił sięęzdrętwiałym ramieniem. Widząc okazję i kierowany przeczuciem zesłanym mu przez Pana Zmian pchnął swoim bastardem. Pchnięcie przebiło zbroję i zagłębiło się w ciało przeciwnika przy brzuchu. Richard poczułłjak cos ciepłęgo rozlewa mu się w miejscu zranienia i natychmiast szarpnął do tyłu nie dając Gerricowi okazji by ten bardziej zagłębił łswój miecz w nim. Mroczny prorok to przewidział i postąpił krok nie dając Richardowi wyciągnąć ostrza z włąsnych trzewii. Pobladły z bólu i osłabły po tym jak dziwna stal sprawiała ze opadał z siły zacisnął zęby i puścił jedną ręką młot by przytrzymać stal przeciwnika. Rozpaczliwie trzymanym młotem jednorącz uderzył w rogaty hełm przeciwnika. Mimo że ta broń była nieomal za ciężka by nią władać bez drugiej ręki, cios musiał być pobłogosławiony przez Ulryka bo uderzył z większą siłą niż można by się spodziewać po tym akcie desperacji. Z odchyloną głową do tyłu Gerric odleciał od Richarda lądując na plecach. Sam Richard też osłabły i ciężko ranny nie mógł ruszyć do atakau. Musiał przyklęknąć wspierając się na młocie krwawiąc z zadanej mu rany. Tymczasem Gerric nie był w lepszym stanie po tym ciosie. W głowie mu szumiało i z tyłu głowy ciekła mu posoka. Powstawał powoli. Mroczny prorok powoli podszedł do rycerza białego wilka ponownie na chwiejnych nogach. Richard z trudem wstał. Wiedział że pojedynek wszedł w fazę krytyczną. Ten który pierwszy dosięgnie swego przeciwnika zwycięży. Richard zebrał resztki sił i zamierzył się na zakonnika. Z okrzykiem bojowym Ulryka zaatakował z góry. Gerric tymczasem ciął wysoko. Czarne ostrze bastarda przecięło zbroję i odcięło ramię czlowieka trzymającego młot gdy Richard składał się do ciosu. Gerric nie tracił czasu i ponownym cisem uciszył wrzeszczącego Hemdalla na zawsze. Ciało ze zgrzytem ciążącej na nim zbroi padło na piach. W tym momencie na Gerrica spłynęła mroczna chwała Tzeencha ukazująca mu kolejne wizję chwały a widownia na cześć Gerrica długo wiwatowała.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Kokesz
Kretozord
Posty: 1749
Lokalizacja: kolebka cywilizacji

Post autor: Kokesz »

Marius nie oglądał z trybun ostatniej walki. Walkę widział z ciemnego pomieszczenia przez niewielkie, zakratowane okno wychodzące wprost na arenę. Powoli przygotowywał się do swojej walki. Patrząc na pojedynek wyznawcy Ulryka i Czinczowego pomazańca, wiedział, że jego kolejna walka nie będzie łatwa. Jednakże ta wyrównana walka dawała mu nadzieję na zwycięstwo. W końcu skoro rycerz mógł tak dać się we znaki mrocznemu rycerzowi, to i on miał jakieś szanse.

Teraz jednak czekała go walka ze szczurem. Doskonale znał te tchórzliwe, plugawe istoty. Wiedział, że są przebiegłe. Niedoświadczony wojownik mógł szczura nie docenić. Jednak on wiedział o nich z byt wiele. Często wraz ze swoja kompanią walczył z hordą szczurów. Tu, na arenie miał być jednak sam na sam ze skavenem. Liczył, że to da mu przewagę.

Po krótkiej modlitwie do Myrmidii, Marius Cesar nałożył swój hełm i trzymając swoja halabardę w obu dłoniach stanął przed wrotami dzielącymi go od areny. Jego hełm zdobił duży czarny pióropusz - oznaka statusu i doświadczenia.
Obrazek

Awatar użytkownika
Whydak
Chuck Norris
Posty: 625
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Whydak »

Taak ja jakoś książe demonów ! Nieśmiertelny i potężny ! Ale najpierw muszę jeszcze trochę tu posiedzieć ale czuję że nie będzie to bezczynne czekanie.
Wojownik zesłał na ciało przeciwnika kolorowe płomienie składając go w ofierze panu zmian, potem pogroził mieczem przestraszonej widowni i lekko chwiejnym lecz dumnym i pewnym krokiem opuścił arenę.
Hordes of Chaos.... To było to....

Awatar użytkownika
Rion
Chuck Norris
Posty: 658

Post autor: Rion »

Hah! Ciekawe czy zwykły człowiek pokona kiedyś jednego z wybrańców chaosu. Jak na razie idzie im to kiepsko...
Wampir siedział między ludźmi na widowni. Pozwalało mu to gęsto zachmurzone niebo oraz mgła.
Nie wiem kogo przywiało na tą arenę. Temu człowiekowi zupełnie odbiło...- w tym momencie wampir przestał rozmyślać. Coś mu się przypominało. Coś z przeszłości zanim stał się tym kim jest, albo może czym...
Pamiętał tylko jak błagał o kojący pocałunek w ciemnej komnacie pamiętał jak walczył na arenie. Przypomniał sobie też swoją zbroję i...
Cholera...- wyrwało mu się, a ludzie wokół niego spojrzeli w jego stronę -Znowu jestem głodny..- i odszedł z widowni szukając czegoś/kogoś do picia

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

Mallus wrócił z polowania z uśmiechem na ustach. W koło oczywiście dało się słyszeć ze Czempion tzzenacha wygrał walke. Szlachcic jednak to zignorował. Nie obchodziło go to kto wygrywał, wiedział ze on musi wygrać tą arene za wszelką cene. Polowanie wpędziło go w dobry humor, upolowanie kilku ungorów i ich czempiona gora w pojedynku było wprost odświerzające.
Głód mu zaczął doskwierać wiec odprowadił konia do stajni by się nim zajęto, a sam udał się do karczmy by się posilić.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Istota zrodzona z samego Immaterium widziała, co zaszło. Śmiech wypełnił pustkę, głośny, lecz niesłyszalny dla uszu śmiertelnych. Pan Losu rad był ze zwycięstwa swojego sługi. Tze'la'ku'mar, Żniwiarz Losu, skierował spojrzenie na Herolda Khorna. Tak. Pan Zmian rozkazał mu bacznie obserwować poczynania sługi Boga Krwi. Najwyraźniej miał do tej istoty plany. Jakie one są? Tego nie wiedział nikt, poza Architektem Losu. Pan Zmian zbliżył się w swej niematerialnej postaci do areny. Widział potężne zawirowania magii wokół organizatora tych walk. Zaiste, potężnym był czarodziejem. Demon słyszał eteryczne krzyki umierających ludzi, zabijanych przez szalejącego wokół areny orka. Wyczuwał delikatne piski konających goblinów, gdy jeden z uczestników -najwyraźniej Krasnolud Chaosu, pastwił się nad żałosnymi istotami. Z daleka dochodziły zaś odgłosy wyciekających do Immaterium esencji martwych zwierzoludzi, zabitych przez sadystycznego Druchii. Tze'la'ku'mar nei był zaskoczony, gdy bijąca od Armal'dula moc Chaosu w końcu zatriumfowała, gdy Herold Khorna z rykiem rzucił się na swą kolejną ofiarę- Khazada na tyle głupiego, by stawić czoła Zgubie Dawi.

Demon obserwował.
Wszystko działo się zgodnie z Wielkim planem.

ODPOWIEDZ