ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2

Post autor: Matis »

[Dobra, przekonaliście mnie, też spróbuje przebrnąć przez to. Klafuti, mam prośbę odnośnie następnych tekstów. Czy mógł byś je jakoś bardziej rozbijać, żeby były bardziej czytelne? Podczas czytania na kompie mieszają się linijki tekstu itp... Będę bardzo wdzięczny :) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

- Mogę tylko powiedzieć, że się mylisz. Jest wiele potężniejszych osób ode mnie i na Arenę, po prostu musiałam przybyć.
- Nie godzi się narażać życia damy, dla własnych celów. – Oburzył się rycerz. – Od razu wyzwałbym takiego na pojedynek.
- Z nim nie chciałbyś walczyć, uwierz mi. – Odpowiedziała Denethrill, chociaż stwierdziła, że i tak już za dużo się wygadała.
Zarthyon spiorunował ją wzrokiem. Gdyby jeszcze ktoś się domyślił, że on należy do Czarnej Straży, łatwo mógłby powiązać pewne wątki, kierujące do Malekitha. Czarodziejka, również zdała sobie z tego sprawę, ganiąc samą siebie w myślach.
- Dość mówienia o Arenie. Walki jeszcze nadejdą. Teraz możemy cieszyć się wzajemnym towarzystwem. – Uniosła kielich w lekkim toaście.
Zarthyon również się napił, ale wciąż było widać jego niezadowolenie. Normalnie rzadko wyrażał jakiekolwiek emocje, ale to zakrawało na sabotowanie ich misji. I to dla rozmowy przy winie z jakimś umarlakiem, nie wiedząc nawet czemu. Postanowił interweniować.
- Rozmowa z tobą i twoja obecność, wielce nam umiliła czas, ale mam kilka spraw do omówienia z moją towarzyszką. – Powiedział do Ferragusa. – Na osobności.
- Było mi niezmiernie miło. – Dorzuciła czarodziejka, uśmiechając się.
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

W końcu dotarł na miejsce zziajany koń wreszcie mógł odpocząć, odprowadzony przez stajennych, którzy wyszli z ukrycia dopiero na dźwięk sakwy Azraela. Elf postanowił wykorzystać swój wizerunek.
- Daję wam mego rumaka pod opiekę. Jeśli się sprawicie, czeka was złoto- oznajmił poważnym tonem- Biada wam, jeśli jednak zawiedziecie. Wtedy spadnie na was klątwa!
Zapewniwszy wierzchowcowi opiekę, zajął się sobą. Ale najpierw najważniejsze- zapisy.
W karczmie było tłoczno i gwarno. Karczemne dziewki uwijały się jak w ukropie, by móc obsłużyć tylu gości, lecz ledwo dawały rade. Dzwoneczek zabawiał gości żonglerką. Na jego widok arlekin przerwał występ.
- Panie!- krzyknął, lecz nie zdołał rzec nic więcej, gdyż drewniane kręgle, którymi żąglował spadły mu na głowę, ku uciesze gawiedzi.
Na miejscowych jego wejście zrobiło duże wrażenie, gdyż umilkli momentalnie, widząc upiora, o którym już od kilku dni krążyły plotki. Dzięki temu Azrael mógł z łatwością odróżnić przyjezdnych, zwłaszcza tych, co przybyli na Arenę. Ci nie przejmowali się wyglądem pancerza.
Podszedł do siedzącej nad grubą księgą kobiety, która posyłała nomen omen piorunujące spojrzenie jakiejś elfce i zasiadł naprzeciw niej. Czarodziejka dopiero teraz go zauważyła.
- Godność?- spytała krótko i nie do końca uprzejmie. Nawet czarodziejka nie miała tyle cierpliwości po całym dniu gadania i zapisów.
- Azrael- odparł, po czym zdjął hełm.
Z satysfakcją usłyszał gdzieś w oddali dźwięk zwracanej strawy. Ztoś zaklął. Karczmarka upuściła naczynia.
- Upiór jak sięm patrzy- rzucił jakiś chłop- żaden człek nie przeżyłby takich ran!
Czarodziejka zapisała jego imię na liście, nie do końca zapełnionej. Azrael stwierdził, że ma bardzo ładne pismo. Dopiero wtedy uniosła głowę i ujrzała jego twarz. Szybkie zaklęcie tłumiące mdłości powstrzymało bardziej efektowne reakcje.
Azrael nie czekał na nic więcej. Został zapisany, więc jął rozglądać się za stolikiem. Niestety, grupa podróżnych, wyglądająca na najemników (ekipa Rogala), która weszła tuż po nim zajęła ostatni stolik. Musiał więc się do kogoś dosiąść. Zdecydował się na najbardziej trafny rodzaj selekcji- obserwował trunki, jakie gościły na danym stoliku.
Odrzucił od razu kufle z piwem tutejszych i gości z daleka, drażniącą oczy okowitę, którą wlewali w siebie krasnoludy i jakiś kozak, wszyscy zapewne na Arenę. Jakiś rycerz pił cienkusza, zachwalając jego walory, a Azrael aż się skrzywił. Wtedy dostrzegł innego, siedzącego teraz samotnie, jako, że towarzyszące mu elfy oddaliły się. Rycerz ten miał msretnie zdobiony czerwony pancerz, lecz nie to zwróciło uwagę Anioła Śmierci. Była to stojąca na stole butelka, butelka, którą rozpoznałby nawet oślepiony.
- Niewielu stać na sześćdziesięcioletnie wino z Akwitanii- rzekł Azrael na powitanie- Jeszcze mniejsze grono jestw stanie docenić jego walory.
Zajął miejsce naprzeciw rycerza, stawiając hełm na ławie.
- To, niestety prawda- odparł z nutą smutku rycerz- mniemam, że z tobą jest inaczej?
Porwał z tacy przechodzącej karczmarki kielich i nalał sobie trunku. Napił się, po czym otarł brodę, gdyż mała jego ilość wylała się przez brakujący policzek.
- Ach, wybacz. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić- rzucił Azrael z cieniem irytacji- szkoda wina.
- Jestem sir Ferragus Blooddragon- przedstwaił mu się rozmówca- wybacz, lecz nie dosłyszałem twego imienia.
- Nazywam się Azrael.
- Z?
- Powiedzmy, że śluby nie pozwalają mi zdradzić prawdziwego imienia i herbu.
- Rozumiem. Cóż więc sprowadza cię w te strony, Azrael nieznanego herbu i prowiniencji?
- Myślę, że to samo, co ciebie, Ferragusie.
Nalali drugą kolejkę, racząc się przy tym znakomitym serem.
- Cieszy mnie, że nie będę jedynym rycerzem na tym turnieju- rzekł po chwili Blooddragon
- Takie jest rycerskie rzemiosło- zauważył Azrael- A będąc w temacie, ja również zwróciłem uwagę na damę, której dotrzymywałeś towarzystwa.
- Zamerzasz się starać o jej względy?
- Nic z tych rzeczy. Nie uważasz jednak, że jej towarzysz nie wyglądał na miłe jej towarzystwo? Po mojemu ktoś kazał mu jej pilnować...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

- Na pierwszy rzut oka wygląda jak typowy szlachcic. Podczas rozmowy wydawał się niezwykle spięty. Nie reagował negatywnie jak adorowałem czarodziejkę, więc najprawdopodobniej nie jest jej mężem.
- Więc żołnierz.
- Aye, żołnierz, a skoro wysłano tu z nią żołnierza, to nie może być to byle jaki żołnierz.
- Ja już się domyślam, wystarczy spojrzeć po budowie jego ciała i na to w jaki sposób posługuje się sztućcami.
- Definitywnie deformacje i nawyki spowodowane długotrwałymi ćwiczeniami walki halabardą. Czarna straż.


Elf dopił puchar wina do końca.

- Wiedźmi Król. (splunął na ziemię)
- Aye, muszą tu być z jego rozkazu.


Ponowie napełnili naczynia winem. Elfow znów trochę wyleciało przez dziurę w policzku. Ferragus uśmiechnął się pod nosem.
- Jak tak dalej pójdzie, zmarnujesz całe wino.
- Nie martw się, ja stawiam następną butelkę.
- Myślę, że ta Bretońska czarodziejka zna magię życia i powinna być w stanie chociaż w niewielkim stopniu naprawić twoją twarz.
- Pomyślę nad tym, ale i tak nie jest najgorzej


Ponownie napili się z kielichów. Elfów spojrzał w stronę swoich mrocznych pobratymców.
- Uważam, że powinniśmy się zająć tym żołnierzem w odpowiednim czasie.
- Walka jeden na dwóch jest nie honorowa! Jeżeli mnie sprowokuje, nie będę się powstrzymywał, ale nie zaatakuje go w nie honorowy sposób. Jako rycerz również powinieneś to rozumieć. Czyż nie?
- Aye, miałem oczywiście na myśli zabicie go w pojedynku.

Znów opróżnili kielichy.
- Widzę, że wino się skończyło, teraz ty zamawiasz.

*****************************************************

Karczma pękała w szwach. Atmosfera zagęszczała się z każdym nowo przybyłym gościem. Na domiar złego powoli kończył się alkohol. Oberżysta polecił wyciągnąć z piwnic wszystko co mają i po cichu liczył, że ta ilość wystarczy. Dobrze wiedział, że jak skończy się alkohol, to zaczną się problemy.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[Już jestem :) Historyjka pisana po szybkości (ostatnio częściej mnie nie ma w domu niż jestem) ale jestem z niej całkiem zadowolony :wink: ]

Wielki, srebrzysty księżyc wyjrzał zza chmur, rzucając blade światło na zielona krainę leżącą pod nim. Łany złocistego zboża chwiały się leniwe pod wpływem ciepłego, letniego wiatru, podczas gdy nocne ptaki i świerszcze grały swój zwyczajowy koncert, upiększany okazjonalnie kumkaniem żaby rezydującej w stawie zagubionym gdzieś pośród malowniczych łąk. Czasem także groźny wilk z pobliskiego lasu oznajmiał swoją obecność przeciągłym wyciem. Gdyby w okolicy przechadzał się jakowyś poeta lub inny artystycznie wrażliwy człek, niechybnie zatrzymałby się uwiedziony naturalnym urokiem tej nocnej sceny.
Zaś pośród tych wszystkich malowniczych pejzaży leżała najplugawsza wiocha w całej Bretonii.
Niskie, pokryte słomą chaty chyliły się ku ziemi, jakby przygniecione ciężarem własnej żałosności. Zbudowane byle jak i z byle czego, przypominały raczej prymitywne szałasy orków niźli ludzkie sadyby. Trzoda chlewna i pojedyncze kury snuły się między tymi pomnikami ludzkiej biedy i beznadziei.
Jedyny lepiej wyglądający budynek znajdował się w samym środku tego architektonicznego burdelu. Wyróżniał się prostymi, kamiennymi ścianami, dachem krytym dachówkami oraz porządnym, murowanym kominem z którego leciała strużka dymu. Szyld nad wejściem, opatrzony odpowiednio starannym rysunkiem, informował podróżnych o nazwie tegoż to przybytku – „Gospoda pod Końskim Zadem”.
W środku było duszno i ciemno od dymu tytoniowego. Stali bywalcy – niskie, brudne, garbate wieśniaki – tłoczyli się przy dębowych stołach pijając coś, co nawet przy dużej dozie dobrej woli ciężko było nazwać winem. Atmosfera była ciężka i ponura, wszak życie na ostatnim szczeblu drabiny społecznej nie zostawiało wiele miejsca na radość. Wydawanie bardzo skromnych oszczędności w tego typu przybytkach było jedyną namiastką rozrywki dostępną ludziom z głębokiej prowincji.
Jednakże, ten wieczór różnił się od pozostałych. Dziś bowiem w gospodzie gościło czterech obcych zbrojnych, którzy zajmowali stolik w samym kącie pomieszczenia, z dala od uszu ciekawskich chłopów.
- Na Sigmara, co za gówno... – Jeden z nich spróbował miejscowego wyrobu winopodobnego, krzywiąc się przy tym wyraźnie.
Nawet średnio rozgarnięty goblin w mig połapałby się, że ten nieznajomy był najemnikiem. Tylko ludzie, którzy zabijają dla pieniędzy, mają taki niezdrowy błysk w oku. Był mężczyzną w średnim wieku, z długimi ciemnymi włosami związanymi za głową skórzaną przepaską. Miał na sobie nabijaną ćwiekami kurtkę z grubej, gotowanej w oleju skóry, bryczesy oraz wysokie, ciężkie buciory. Ubiór typowy dla Psów Wojny, lekki, wytrzymały i wszechstronny. Dobry zarówno w karczemnej bójce na noże jak i w środku walnej bitwy.
- Mówiłem, żeby rozbić obóz przy trakcie – Siedzący naprzeciw krasnolud poprawił futrzaną czapkę z wiewiórczym ogonem opadającą mu na oczy - Noc jest pogodna, rozpaliłoby się ognisko, ustrzeliłbym jakiegoś króliczka na kolację... Ale nieeeee, chodźmy do gospody, bo piwo, bo dach nad głową... Kurde, Soren, boję się nawet zamówić tu czegoś do jedzenia !
Soren uśmiechnął się głupio, biorąc łyk taniego wina.
- Aż dziwne, że nie urodziłeś się elfem, Skralg. Tylko byś siedział w lesie i wpierdalał szyszki. Musimy korzystać z dobrodziejstw cywilizacji, jakakolwiek by ona nie była – Zrobił przerwę na łyk z cynowego kubka i zwrócił się do mężczyzny siedzącego obok Skralga – Masz coś do dodania, Virgill ?
Virgill, spokojny jegomość z czarną, zmierzwioną brodą, podniósł swój pozbawiony wyrazu wzrok znad miski zupy cebulowej i spojrzał na swojego towarzysza. Wiedział, że Soren żartuje. Virgill się nie odzywał. Nigdy.
- Przypomnij mi, Skralg – Soren podrapał się po głowie – Ile dostaliśmy za tą ostatnią robotę ?
- Mało. Nawet bardzo. Niedługo może nas nie stać na takie gówniane gospody.
- W sumie to zlecenie też nie było jakieś wyjątkowo skomplikowane. Ten biedny koniokrad nawet nie stawiał oporu. Virgill strzelił go w łeb, związał i wrzucił na wóz.
- W tej Bretonii konie to chyba bardzo ważna rzecz – Krasnolud pogładził się po brodzie – Widziałeś, co mu zrobili podczas egzekucji ? W Imperium za kradzież płaci się grzywnę, w skrajnych przypadkach ucinają prawą rękę...
- A tutaj łamią kołem – Soren wzruszył ramionami – Co kraj to obyczaj. Ale wracając do naszej sytuacji finansowej... Myślałem, że jak przeniesiemy się do Bretonii, będzie nam lżej, no bo niby konkurencja mniejsza.
- Co z tego że mniejsza, skoro nikt tutaj nie potrzebuje ludzi od brudnej roboty ? Rycerze mają swoich niewolni... Chłopów, znaczy się, których wysyłają do najgorszych zadań, mieszczaństwo prawie nie istnieje w tym państwie a z wieśniakami nie ma co gadać bo i tak nie mają pieniędzy. Jak być najemnikiem, to tylko w jakiejś zajebiście wielkiej kompanii, inaczej się nie opłaca.
- Cholera – Soren zasmucił się wyraźnie – Czyli co ? Wracamy do Imperium ? Czy może walimy na południe, do Tilei i Estalii ?
- Tam to jest dopiero konkurencja...
- No to może do Księstw Granicznych ?
- Żeby być popychadłami jakiegoś watażki co siedzi w drewnianym zamku ? To już chyba lepiej iść na trakty rabować podróżnych.
Cisza, która zapadła po tym zdaniu, przerywana była okazjonalnym siorbaniem Virgilla kończącego zupę.
- O, idzie nasz najnowszy nabytek ! – Soren nagle odezwał się , widząc młodego blondyna niosącego cztery kufle wypełnione spienionym piwem. Widać było, że próby nie uronienia ani kropli kosztowały go wiele wysiłku. Mimo to, po kilku sekundach intensywnego balansowania ciężkimi naczyniami, udało mu się w końcu postawić wszytko na stole i samemu zasiąść do wieczerzy.
- Ha ! Wiedziałem ! – Ucieszony Skralg natychmiast sięgnął po kufel – Nawet na takim zadupiu mają piwo !
- Mieli jakąś zagubiona beczułkę – Młodzik starł pot z czoła, noc była wyjątkowo ciepła – Miejscowi wolą raczej pić wino.
- Dlatego wyglądają jak wyglądają – Mruknął Soren, natychmiast kojarząc plugawych wieśniaków z równie obrzydliwym sikaczem, którym zwykli upijać się do nieprzytomności.
- Spytajmy Daniela o zdanie – Skralg starł pianę ze swojej czarnej brody – Jak myślisz, młody, gdzie powinniśmy teraz iść ?
- Nie mam pojęcia – Wzruszył ramionami –Tutaj chyba nikt nie potrzebuje naszych usług.
- To już ustaliliśmy.
- Ale myślałem sobie – Daniel zniżył głos – Że moglibyśmy pracować... No, ten...
- Wykrztuś to, młody !
- Na własny rachunek.
- Kurde, nie będę żadnym bandytą ! – Oburzył się Soren.
- Nie o tym mówię ! Na bogów, w życiu nie zasugerowałbym czegoś takiego ! – Tym razem to młody uniósł się oburzeniem – Chodziło mi raczej o szukanie innych okazji niż machanie mieczem dla bogatszych od nas.
- Jakich znowu innych okazji ? – Soren spojrzał na towarzysza z politowaniem – Mamy szukać zakopanych skarbów ? Ech, Daniel, dla takich jak my zostaje tylko walka. Tyś jeszcze młody, myślisz, że możesz wszystko... Spytaj Skralga, jak to próbował rzucić wojaczkę i zająć się czymś bardziej pokojowym.
- Aye – Przytaknął krasnolud – Takie to moje szczęście. Jak kiedyś byłem strażnikiem w karczmie, to ją zwierzoludzie spalili. Jak byłem jubilerem w Middenheim, to prawie zdechłem z nudów. Nawet na służbie u króla Ungrima Żelaznej Pięści brakowało mi wrażeń. Zawsze coś wołało mnie z powrotem na trakt.
- Albo po prostu jesteś debilem – Zażartował Soren – W każdym razie, musimy sobie ogarnąć jakieś porządne zlecenie. I to szybko, bo sakwa pusta. Niedługo faktycznie będziemy spać po rowach i polować na przepiórki.
Zanim ktokolwiek zdołał podzielić się swoja opinią na ten temat, hałas na podwórzu przyciągnął uwagę wszystkich zgromadzonych. Rżenie licznych koni, okrzyki po bretońsku i skrzypienie kół od wozu sugerowało jakiś większy poczet podróżnych. Miejscowi wieśniacy, nieprzyzwyczajeni do tego typu wizyt w ich zapadłej wiosze, patrzyli po sobie z wyrazem dezorientacji na ich tępych gębach. Soren położył dłoń na pasie z jego półtoraręcznym mieczem leżącym na stole.
Nagle drzwi gospody otworzyły się z hukiem i stanął w nich niski pachołek w kolorowej tunice i z trąbką w dłoni. Zanim ktokolwiek zdążył zauważyć, że ów jegomość był heroldem, ogłuszające trąbienie wypełniło pomieszczenie. Czwórka najemników przy stole zakryła uszy dłońmi. Gdy kakofonia w końcu ustała, pachoł zaczął mówić coś po bretońsku.
- Kurwa mać – Mruknął zrezygnowany Skralg – Rycerstwo.
Soren również zaklął. Herbowe pany raczej unikali tawern zajmowanych przez zwykłe pospólstwo. Jednakże, gdy już musieli zatrzymać się w przybytku tego typu, robili to z właściwa sobie pompą, nie omieszkując pokazać wszystkim, kto tu jest wyższy stanem. Zazwyczaj całkiem spora świta rycerza po prostu wywalała wszystkich z gospody, by ich pan nie musiał znosić towarzystwa plebejuszy.
Nie inaczej było tym razem. Gdy herold skończył wymieniać liczne tytuły swojego seniora, do gospody wtarabaniło się dziesięciu pachołków ubranych w takie same kolorowe tuniki, którzy bezceremonialnie poczęli odciągać klientów od ich stolików i wywalać ich na zbity pysk.
Soren uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał na Skralga. Krasnolud położył dłoń na obuchu toporka zatkniętego za pas i rzucił przelotne spojrzenie Virgillowi. Ten, nadal nie zmieniając obojętnego wyrazu twarzy, niezauważalnie skinął mu głową i odwrócił się do Daniela. Młodzik najpierw spojrzał na chłopów siłą wypraszanych z gospody, po czym zwrócił się do Sorena.
- Mi się nigdzie nie spieszy. Nie dopiłem piwa.
- Ano – Skralg obserwował, jak dwóch pachołków zbliża się do ich stolika – Problem w tym, że te dzikusy pewnie nie wiedzą, że piwo to rzecz święta.
Dwóch bretończyków podeszło do najemników siedzących w kącie karczmy. Widząc, że mają do czynienia ze zbrojnymi obcokrajowcami, zamiast od razu przechodzić do rękoczynów, zaczęli coś gadać po ichniemu.
Soren spojrzał na resztę kompanii. Ich znajomość bretońskiego pozwalała im co najwyżej kupić kiełbasę na targu. Oprócz podstawowych słówek takich jak „zabić”, „złoto” czy „słonecznik”, nie rozumieli prawie nic.
- Sprechen sie Reikspiel ? – Daniel przerwał im w połowie zdania.
Pachoły spojrzały po sobie. Po kilku bardzo długich chwilach intelektualnego wysiłku, jeden z nich zdołał wydukać z siebie pojedyncze słowo.
- Verlassen !
- No patrzcie go ! – Soren aż klasnął w dłonie – Trafił nam się filolog ! Kurde, chłopie, marnujesz się na służbie u tego rycerzyka !
Chłop poczerwieniał, ewidentnie nie widząc co robić.
Tymczasem eksmisja reszty gości tawerny miała się ku końcowi. Tylko kilku najbardziej pijanych stawiało jeszcze jako taki opór. Głównie złorzecząc i wymiotując na buty swoich oprawców.
Soren zaś po prostu pił piwo, patrząc się w oczy stojących nad nim pachołków.
Po kilkunastu sekundach bardzo niezręcznej ciszy przybyło wsparcie w postaci trzeciego pachołka, tym razem w kolczudze i z raczej nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Ten już nie bawił się w gry słowne, tylko zaczął wrzeszczeć nie bacząc na barierę językową.
Najemnicy postanowili go kolektywnie ignorować. Tak było nawet zabawniej.
To znaczy, byłoby zabawniej. Pachołek bowiem popełnił jeden, całkiem znaczący błąd.
Złapał Virgilla za ramię, chcąc odciągnąć go od stołu.
Ten milczący i spokojny zazwyczaj człowiek, który robił wrażenie bardzo nieśmiałego, nagle zerwał się z miejsca, uderzając wrzeszczącego pachoła w gębę. Zanim Soren zdążył chociażby mrugnąć, Virgill złapał nieszczęśnika za głowę i z całej siły przygrzmocił jego twarzą o kant stołu, wybijając mu większość górnych zębów i łamiąc nos.
Skralg zaklął i jeszcze siedząc, walnął najbliższego chłopa w podbrzusze. Virglill tymczasem puścił zmasakrowanego krzyczą i odwinąwszy się, poczęstował trzeciego pachołka ciosem łokcia.
W karczmie zapanowała cisza. Oberżysta, wyczuwając klopoty, schował się o szynkwas. Soren nadal siedział przy stole i pił piwo, uważnie obserwując reakcje nowoprzybyłych. Mieli przed sobą siedmiu wkurzonych chłopów uzbrojonych długie noże i pałki. Łatwizna. Gdyby doszło co do czego, powinni sobie dać radę i zwiać stąd gdzie pieprz rośnie.
Po chwili do tawerny wszedł rycerz w tabardzie i basinecie, niechybnie pan tych wszystkich pachołków. Omiótł całe pomieszczenie surowym spojrzeniem, po czym zatrzymał wzrok na czwórce najemników i leżących ku ich stóp zakrwawionych wieśniakach.
Soren powoli wstał i ostentacyjnie zapiął pas z jego półtoraręcznym mieczem.
Rycerz podszedł do niego, podzwaniając ostrogami. Zatrzymawszy się, zdjął hełm. Był starszym mężczyzną, z siwymi, krótko przystrzyżonymi włosami i takąż brodą. Harde spojrzenie jego stalowoniebieskich oczu zdawało się przeszywać zgromadzonych na wylot. Z całej jego postawy biła surowa siła i pewność siebie. Budził respekt.
- Dlaczego bijesz moich poddanych, najemniku ? – Przemówił w Reiskspielu, ku wyraźnemu zaskoczeniu reszty kompanii.
- Dlaczego twoi poddani wyrzucają ludzi na ulicę ? – Soren odpowiedział pytaniem na pytanie, patrząc rozmówcy prosto w oczy.
- Gdy wysoko urodzony przybywa do tawerny, ludzie niższego stanu winni ustąpic miejsca jemu i jego świcie – Wyjaśnił rycerz. Sorenowi nie podobał się jego ton.
- Nie jesteśmy stąd, skąd mogliśmy wiedzieć... – Daniel zaczął się tłumaczyć, ale Soren uciszył go gestem ręki.
- Zdaję sobie sprawę, że cała ta Bretonia cywilizacyjnie jest jakieś trzysta lat za Imperium, ale ten obyczaj to barbarzyństwo nawet jak na wasze niskie standardy – Soren uśmiechnął się półgębkiem.
- To nie jest powód, dla którego zachowujesz się w ten sposób, czyż nie ? – Rycerz nie przejął się obelgą dotyczącą jego ojczyzny – Nie, wy, najemnicy nie korzycie się przed nikim, nawet przed lepszymi od was. Gdyby sam Karl Franz stanął przed tobą i kazał ci ustąpić miejsca, zbyłbyś to głupim uśmiechem.
Soren uniósł brwi.
- Mogę w takim razie spytać cię o imię, cny rycerzu ? Bo wnioskując po twojej postawie i rzeczach, które mówisz, musisz być conajmniej księciem.
- Zbędna ironia. Zachowuje się tak, jak przystało na bretońskiego rycerza i sługę Pani. A na imię mam Abelard z Akwitanii.
- Miło mi – Sarkazm aż bił po oczach - Ja zaś jestem Soren znikąd. A teraz, jeśli pozwolisz, wrócę do picia piwa z przyjaciółmi.
- Nie tak prędko – Abelard złapał Sorena za ramię, a jego głos stwardniał – Jak już mówiłem, zaatakowaliście moich ludzi. Nie może to wam ujść na sucho.
- Doprawdy ? – Soren również przestał się uśmiechać – To patrz. Ja teraz usiądę przy stole, a ty odwrócisz się i zostawisz nas w spokoju.
- Śmiesz mi rozkazywać ? – Rycerz, nadal spokojny, uniósł brwi – Po tym wszystkim, co zrobiłeś ? Nie, trzeba nauczyć się szacunku. Miałem zamiar kazać ci przeprosić moich pachołków i rozeszlibyśmy się w zgodzie, ale widzę że trzeba użyć bardziej... Bezpośrednich metod. Wstawaj. Spotkamy się na ubitej ziemi.
- Chędoż się – Soren i tak usiadł i napił się piwa – Nie jestem rycerzem. Nie muszę z tobą walczyć.
- W takim razie opłazuję cię jak gówniarza.
Soren wstał nieco szybciej niż zamierzał. Abelard odruchowo cofnął się, kładąc dłoń na rękojeści miecza. Jego słudzy uczynili to samo.
- Niech ci będzie, starcze – Warknął – Wyjdźmy na podwórze.
Rycerz kiwnął głową.
Wyszli. Wszyscy, nawet strachliwy oberżysta.
Już na zewnątrz, Soren naciągnął na dłonie skórzane rękawiczki i dobył swego półtoraręcznego miecza.
- Dajcie mu jakąś tarczę – Rzekł Abelard do swoich poddanych.
- Walczę bez tarczy, dzięki.
- W takim razie także nie będę jej używać. Mamy mieć równe szanse. Rozumiem, że nie nosisz hełmu ?
- Nie. Psuje mi fryzurę.
Rycerz westchnął i zignorował kiepski żart.
- Jesteś gotów ? – Zniecierpliwił się najemnik.
- Jestem – Abelard dobył miecza. Bez hełmu i tarczy nie przypominał typowego rycerza.
- Zatańczmy więc ! – Soren chwycił bastarda oburącz i uniósł go na wysokość twarzy.
Bretończyk tylko uśmiechnął się z politowaniem.
- Będziesz stanowił świetny trening przed Areną Śmierci ! – Rzekł, zbliżając się powoli do przeciwnika.
- Przed czym ?
- Areną Śmierci.
- Brzmi trochę pretensjonalnie, nie sądzisz ?
Nikt nie zwrócił uwagi na Skralga, który na dźwięk tej nazwy aż podskoczył w miejscu.
Soren wypadł do przodu i zaatakował pierwszy. Ciął szybko, z doskoku. Rycerz sparował cięcie po ukosie i cofnął się o krok, asekuracyjnie uderzając na wysokości głowy najemnika. Ten jednak odbił klingę przeciwnika i sam ciął poziomo z ugiętych ramion. Abelard sapnął i odskoczył do tyłu w ostatniej chwili. Sam czubek miecza Sorena rozciął jego kolorowy tabard na piersi.
- No proszę, pozytywnie mnie zaskoczyłeś – Bretończyk cofnął się jeszcze o kilka kroków, wycierając pot z czoła. W końcu miał swoje lata.
- Nie ciebie pierwszego ! – Warknął Soren i rzucił się do ataku.
Uderzył pionowo zza głowy, chcąc rozłupać na dwoje czaszkę swego adwersarza. Ten jednak bez większego trudu sparował cios i odepchnął najemnika kopniakiem, po czym sam pchnął go mieczem w pierś. Soren związał jego klingę oszczędnym młyńcem i, gwałtownie skracając dystans, uderzył go barkiem. Abelard mógł poczuć jego oddech cuchnący miejscowym winem. Zwolniwszy uchwyt na mieczu, bretończyk rąbnął go w ryj. Głowa Sorena odskoczyła do tyłu niczym piłka, a on sam siłą rzeczy musiał się odsunąć. Wtedy, korzystając z wywalczonej przestrzeni, rycerz ciął na odlew, z wyprostowanych ramion. Najemnik odruchowo skulił się, podnosząc miecz do parady. Siła ciosu niemalże wyrwała mu broń z ręki. Abelard ewidentnie znał się na swoim rzemiośle.
Soren nie chciał być gorszy. Wystrzelił do przodu niczym pocisk, jeszcze w biegu tnąc na wysokości głowy. Bretończyk zachował zimną krew i zawczasu zszedł z linii ciosu. Miecz najemnika trafił w powietrze, ale ten zdołał zapanować nad bezwładnością broni i znowu zaatakował głowę rycerza.
Tym razem Abelard nie zdążył podnieść miecza do bloku.
Cios był raczej słaby. Soren myślał że i tak nie trafi.
A jednak.
Ostrze najemnika rozcięło głowę rycerza powyżej lewej skroni. Bretończyk próbował jeszcze walczyć, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wypuścił miecz ze zdrętwiałych rąk i padł na kolana. Tylko błyskawiczna interwencja jego pachołków nie pozwoliła mu osunąć się na ziemię.
Soren, dysząc jak miech kowalski, schował miecz do pochwy. Skralg, Virgill i Daniel natychmiast do niego podbiegli.
- Kurde, zabiłeś bretońskiego szlachcica ! – Spanikował Daniel.
- Nic mu nie będzie – Soren machnął ręką – Ot, poślini się trochę, nie będzie pamiętał co zjadł na śniadanie, ale będzie żył. No, i raczej już nie pojedzie na tę jego Arenę Śmierci, he he.
- Co to jest Arena Śmierci ? – Zaciekawił się młody – Brzmi dosyć pretensjonalnie...
- Miejsce, gdzie najlepsi wojownicy tego świata walczą na śmierć i życie o niesamowitą nagrodę – Skralg skrzywił się wyraźnie.
- Niesamowitą nagrodę ? – Soren odwrócił się ku Dawiemu.
- Kurwa – Brodacz zrozumiał swój błąd – Chyba powinienem zacząć od perspektywy bolesnej śmierci, a nie gadać o bogactwach...
- Powinieneś – Soren przyznał mu rację – Teraz jest juz za późno. Panowie, myślę że znalazłem sposób rozwiązania naszych problemów finansowych !
- O nie ! – Skralg splunął z pogardą – Tam dzieją się ZŁE rzeczy ! Słyszałeś, co się stało ze Spiżową Cytadelą ? Stała sobie przez setki lat i nagle zrobili tam Arenę. I wiesz co ? Teraz nie stoi tam kamień na kamieniu ! Wszyscy zginiemy !
- Albo będziemy nieprzyzwoicie bogaci – Soren zatarł ręce w iście najemniczym geście.
- Jedź tam, skurwysynu ! – Nieoczekiwanie ranny Adelbard wtrącił się do rozmowy - Jedź tam i niechaj wyprują ci flaki !
- Żebyś wiedział, że pojadę ! – Odpowiedział, zdziwiony nieco wyrazem nieskończonej nienawiści na twarzy starego rycerza – Rzecz w tym, że nie wiem gdzie to jest...
- Opactwo Hougemont – Wysyczał z bólu – Na północ stąd ! Jedź tam i zdychaj !
- No to postanowione ! – Zakomenderował Soren – Skralg, przygotuj nasz powóz ! Daniel, wyprowadź konie ze stajni ! Virgill, skołuj jakąś beczkę piwa na drogę ! Jedziemy na Arenę Śmierci !


Imię: Soren
Klasa: Najemnik
Broń: Bastard
Zbroja: Lekka (skórzana, ćwiekowana kurtka)
Ekwipunek: Wyostrzenie broni
Umiejętności Specjalne: Mistrz Fechtunku, Błyskawiczny Blok
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Brakuje jeszcze jednej osoby. Dawać chłopy lub panie. Zapisywać się!]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Anna - wampir
2 miecze, jeden długi drugi krótki
średnia zbroja, średni hełm generalnie wszystko średnie.
lahmiańska linia krwi
przeklęta broń.

Jako wierzchowiec będzie mi służyć lekki rydwan.


Historie skrobnę później. Na teraz będzie coś takiego.

Anna zmierzyła wzrokiem personę odpowiedzialną za zapisy. Nadchodził jej czas, czas zemsty...

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Morti pisze: Anna zmierzyła wzrokiem personę odpowiedzialną za zapisy. Nadchodził jej czas, czas zemsty...
[Loq-Kro-Gar chwilowo zajęty jest służbą u Viod Dragona :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Chomikozo pisze: Umiejętności Specjalne: Mistrz Fechtunku, Błyskawiczny Blok
A czemu dwie umiejętności? NIe znalazłem zapisku o tym by ktokolwiek mógł mieć dwie ?

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

GrimgorIronhide pisze: -Skinki, Skaveny, Gnoblary, Ludzie maści wszelakiej, Gobliny oraz Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
[Mam nadzieje że pomogłem]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Rogal700 pisze:
GrimgorIronhide pisze: -Skinki, Skaveny, Gnoblary, Ludzie maści wszelakiej, Gobliny oraz Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
[Mam nadzieje że pomogłem]
Thx, UP! postaci :)

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[ Tak jak już trzeci raz czytałem te zasady, wpadło mi w oko że chowaniec zjada miejsce na ekwipunek]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Byqu pisze: [Loq-Kro-Gar chwilowo zajęty jest służbą u Viod Dragona :mrgreen: ]
Zemsty wobec wszystkiego co żyje. :)

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Rogal700 pisze:[ Tak jak już trzeci raz czytałem te zasady, wpadło mi w oko że chowaniec zjada miejsce na ekwipunek]
[Kurde albo ja czytać nie umiem albo co? Proszę zatem o zlanie ciepłym moczem mojego chowańca wróbelka podczas walk i nie branie go pod uwagę. Spodobał mi się motyw i nie chce mi się go zmieniać :P ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Czy jego imię wymyślone zostało przypadkiem, czy pochodzi moze od pewnego ruskiego fightera? :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Byqu pisze:[Czy jego imię wymyślone zostało przypadkiem, czy pochodzi moze od pewnego ruskiego fightera? :mrgreen: ]
[W mojej postaci nic nie jest przypadkiem :) ]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Dawaj synek! Już niedaleko!- wykrzyknął stary sztygar znów radośnie ćmiąc fajkę. Ta bowiem wyschła równie prędko jak reszta ekwipunku. Dodatkowo chęć marszu wspomógł widok rozświetlonej w nocy oberży ulokowanej na wzgórzu przy jakimś klasztorze.
-No idę ,ojciec! Idę przecież! Ale od dawna nic w ryju nie miałem!- burknął młody Bafursson wytrwale wspinając się pod wzgórze. Zresztą dubeltówka ,dwa kilofy i ojcowska zbroja nie ułatwiała mu wędrówki. Mimo to jednak nie śmiał zwracać na to uwagi. Stary znów przez kilka dni narzekał by na niego jak na słabeusza i ,o zgrozo ,elfa.
-Nie martw się synek! Zeżrem coś w karczmie! Bafurssonowie zawsze mają przy sobie jakiś szmal! A u tatusia za brodą bezpieczniej niż w banku!-
I tak w końcu dotarli pod drzwi karczmy. Bafur rzekł donośnie -Może w końcu dowiemy się co to za piekielna kraina!- po czym silnie popchnął drzwi.
Bijące z środka ciepło ,gwar rozmów i muzyka jakichś bardów wręcz uderzyły w brodatą twarz sztygara. Ten aż zakasłał i dym z jego fajki wpadł wprost na jego twarz oślepiając go.
-Co jest ,ojciec?!- wykrzyknął zza niego Thori -Ruszaj sie!-
-Zara!- warknął długobrody rozpędzając ręką dym i mrugając starymi oczami. W końcu ujrzał z bliska jakąś postać stojącą do niego plecami.
-ELF! To jednak Ulthuan!- krzyknął Bafur panicznie ,a odziany w fioletowe szaty wojownik odwrócił się gwałtownie kładąc dłoń na rękojeści -Dawaj dwururkę!-
Stary sztygar nie musiał dwa razy powtarzać i nabita strzelba już znalazła się w jego dłoniach po zręcznym podaniu i już przymierzał się ,by rozwalić gębę elfowi ,który otworzył szeroko oczy i już miał wyciągnać miecz ,by błyskawicznie zadać cios ,jednak Thori w ostatniej chwili wbiegł między jego ojca ,a elfa ,uderzając w lufę dubletówki.
-Ojciec! To nie Ulthuan! Tu jest piwo! Odstaw strzelbę!- wykrzyknął wściekle. Stary Bafursson opuścił powoli lufę nie spuszczając z wzroku elfiego wojownika.
-Oczywiście ,że nie Ulthuan...tfu...- splunął mroczny elf na samą myśl o krainie elfów Wysokiego Rodu.
Górnicy spojrzeli na niego ze zdziwieniem ,potem spojrzeli po sobie ,a potem Thori znów spojrzał na elfa mrużąc brwi. -A ty co się lampisz!?- warknął ,a ten tylko mruknął coś pod nosem i odszedł z pogardą.
-Tatko! Widzisz tych wszystkich przebierańców?! To jakaś pokręcona kraina! Rycerzyki we wszystkich kolorach tęczy! Kislevici! Magiery! No i elfy ,tfu!-
Stary sztygar pociągnął fajkę i rzekł -Czas się czegoś napić... od trzeźwości wzrok mi się plącze...- i po tej iście trafnej sentencji z którą zgodził się syn ,zarzucił dubeltówkę na ramię i pomaszerował do stolika.
Przy okrągłym ,dębowym stole siedział jedynie jakiś młodzian okuty w zbroję. Bafur siadł naprzeciwko niego i rzucił dubletówkę na stół ,a rycerz jedynie zamrugał oczami przyglądajac się nieznanemu sobie narzędziu. A przynajmniej w stanie podchmielenia nie mógł go zidentyfikować. Bafur wsadził fajkę w usta i wbił w niego wzrok. Wszak nie wiedzieli gdzie są i czy ktoś nie zapragnie podpierdzielić Bafurssonowej broni. Chwilę później do stolika podszedł Thori. Najpierw na wolną ławę rzucił sprzęt ,po czym usiadł obok i oparł się o stół. Dopiero po chwili zawuażył ,że siedzi tam jakiś wojownik i z zaciekawieniem się na nich gapi.
-Schlany!- wykrzyknął Thori.
-Bo roztropny.- mruknął sztygar.
Thori wzruszył ramionami i wrzasnął -Dajcie tu jakieś piwo ,człeczyny! Bo zara zdechnę!-
Chwilę później do stolika podszedł karczmarz i Bafur spojrzał na niego nieufnie znad wielkiej siwej brody. Karczmarz ,widocznie przyzwyczajony już widokiem dziwnych gości zignorował to i położył na stole dwa kufle. Siedzący rycerz podniósł rękę i rzekł powoli ,ale wyraźnie -Ja...też!- karczmarz ukłonił się lekko i odszedł.
Wreszcie nastał ten moment. Po długiej i męczącej drodze. BA! Kąpieli! Krasnoludy wreszcie mogły sie napić.
-Browarku! Brakowało mi ciebie!- rzekł zadowolony i osuszył drewniany kufel jednym łykiem. Momentalnie odstawił naczynie. Beknął. I wrzasnął -HAŃBA!- tak ,że kilku siedzących obok spojrzało na niego.
Thori nawet nie zdążył skosztować - Co jest ojciec?! Nie piwo?!- zapytał podejrzliwie wąchając ciecz.
-Piwo! Piwo! Ale bezalkoholowe!- warknął wrogo spoglądając w poszukiwaniu oberżysty.
-Jak to... bez...- jęknął wstawiony rycerz spoglądając w swój kufel.
Thori czym prędzej pociągnął łyk i rzekł przecierając gębę z piany -Jak nie ,jak tak!? Czuć!- rzucił -Oj ojciec ,ojciec! Za długo pod ziemią-
Stary Bafur wsadził fajkę w usta i zmielił pod nosem przekleństwo.
-No spójrz na niego ,tatuś!- rzekł Thori wskazując siedzącego przy nich rycerza -Jak cię zwą ,człecze?- zapytał Thori serdecznie klepiąc go po ramieniu. Jednak dawi często zapominały ,że nie są wśród swoich i niektórzy nie rozumieją ich zwyczajów. Przez co młodzian dostanie poczuł serdeczne klępnięcie w ramię i obruszył się podchmielony -Nie czas na walkę...- rzekł niewyraźnie -Jestem Bertelis...-
-Taak? A powiedz no mi u czorta co to za zbiegowisko! Bo wali elfem!-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

-Coraz tu gęściej.- Gloin pokręcił głową z niezadowoleniem, podobnie jak ja nie lubił tłumów. Może nawet bardziej, ja przynajmniej mógłbym się nimi najeść.- Te! Oberżysta,- przybrał minę, która zdradzała, iż usilnie nad czymś myśli.- piwa! Albo nie...- dodał po chwili, gdy mężczyzna był już przy naszym stole.- Spirytus, zwykły czysty spirytus.
-Dziś sobie folgujesz, co?- zapytałem go. Przeważnie pijał spirytus tylko wtedy, gdy był na mocnym kacu, a on sam przypominał sobie o swoim wstręcie do alkoholu.
-Ano.- przytaknął mi ze smutkiem na twarzy.- Słyszałeś co mówił Skąpiec. Na poprzedniej karczmę rozpieprzyli w drobny mak jeszcze przed zebraniem wszystkich uczestników...
Mnich zbladł gdy dotarły do niego słowa krasnoluda, szybko podał mu butelkę spirytusu i czym prędzej wrócił za blat. Po drodze modlił się tak gorliwie, jak tylko to było możliwe.
-Może tu będzie inaczej?- parsknąłem śmiechem. Oczywiście, że nie. Wystarczy na nich wszystkich spojrzeć. Są jak beczka prochu, wystarczy jedna mała iskra i to wszystko trafi szlag.- W każdym razie, zjadłbym coś.
-Kurwa,- Gloin głośno beknął po wychlaniu na raz całej butelki spirytusu.- rozcieńczony jak matkę kocham. Ilu jeszcze musisz zabić, żeby zaspokoić ten swój cholerny głód? Jest parę księżniczek z uszami w szpic, częstuj się.
-To zawodnicy i ich bliscy.- odpowiedziałem mu patrząc na pustą butelkę.- Jako uczestnik areny nie mogę ich skrzywdzić.
-Skąd to wiesz?- spojrzał na mnie zaciekawiony.
-Wnioskuję.- przewróciłem oczami.- Jaki byłby sens tego turnieju, gdyby wszyscy mogli pozabijać się nawzajem od razu?
-Przynajmniej szybko by się skończyła.- wzruszył ramionami i spojrzał w stronę trzech krasnoludów, dwóch przed momentem rzuciło kufle o podłogę. Przestraszony mnich w mgnieniu oka zaczął sprzątać.- Jacyś swoi, idę pogadać. Ty też powinieneś...

-Gloin!- mój krasnoludzi przyjaciel wyciągnął otwartą dłoń do swego rodaka, który wzrostem przypominał człowieka. Ten uścisnął ją.
-Gromnim.- odpowiedział mu i splunął. Widać było, że zbierało mu się na mdłości.
-Szczyny tu sprzedają, co?- Gloin pokręcił głową.- Ja w tej sprawie. Macie coś?

Przyglądałem się Gloin'owi. Cóż, wiedziałem, że długo nie wytrzyma. Gdy ma okazję porozmawiać z jakimś krasnoludem, po tak długiej podróży robi to bez względu na wszystko. Sam zacząłem ich wszystkich obserwować. To już drugi wampir... wampirzyca. Moje umiejętności czasem się przydawały. Jej dusza była silna, widocznie wiele przeszła w swoim długim życiu. Elfy, jak to elfy. Nigdy nie uważałem ich za swoich wrogów, choć moja znajomość z Gloinem, znacznie wpłynęła na to jak ich teraz spostrzegałem. Księżniczki... Ich też jest całkiem sporo. Nie można powiedzieć, że będą łatwymi przeciwnikami. Doświadczeni, pewni siebie i swoich umiejętności. Ludzie, jeden z demoniczną ręką. Ciekawe połączenie.
Obserwowałem ich, a oni obserwowali mnie. Każdy spekulował, próbował wyciągać wnioski i choć trochę poznać przyszłego przeciwnika. Nie widzę w tym głębszego sensu. Podczas walki i tak nigdy nie można niczego zaplanować. Nie tylko umiejętności gwarantują zwycięstwo, szczęście również odgrywa dużą rolę. Zaciekawiła mnie jegomość, każący nazywać się Aniołem Śmierci. Wieki temu ja nosiłem taki przydomek. Ciekaw jestem, czym sobie na niego zasłużył. Wstałem więc od stołu i podszedł do niego, rozmawiał z wampirem. Dziwne połączenie, elf, krwiopijca i nieumarły. Rozmowa z nimi wydała mi się być najlepszym wyjściem. Wyglądali na kogoś z wyższych sfer, osobiście nigdy nie zwracałem uwagi na etykietę. Kobiety traktowałem z należytym im szacunkiem, rycerze, lordowie i im podobni byli dla mnie niczym innym jak pokarmem. Teraz jednak, należało zachować choćby pozory uniżenia.
-Zwą mnie Duszołapem.- zacząłem, gdy Ci akurat milczeli. Przerwanie rozmowy zapewne uznaliby za zniewagę, czy chociażby brak manier.- Pozwolicie, iż się przysiądę.- wskazałem na wolne miejsce obok wampira.
-

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Zapraszamy- rzekł Azrael widząc aprobatę Ferragusa- Wina? Ja stawiam. To jedyny trunek, który nadaje się tutaj do picia. Reszta trunków pochodzi z beczek, a to znaczy jedno...
-... rozcieńczanie!- dodał wampir.
- Butelkowanego nie rozcieńczą, bo naruszyliby lakowane zamknięcie. O, proszę!- zademonstrował, gdy karczmarz przyniósł kolejną butelkę.
Odkorkował, a następnie odczekał chwilę, by wino "pooddychało". Wtedy napełnił trzy kielichy. Ferragus odkroił kolejny kawał sera, by mieć co porgyzać.
- Co was tu spro..- zaczął Duszołap, lecz Azrael przerwał mu gestem.
- Wybacz moje impertynenckie przerwanie, lecz wszyscy jesteśmy tu w tym samym celu. Ktoś, kogo zwą Duszołapem z pewnością nie jest obwoźnym handlarzem wina. Bez obrazy.
- W porządku. Uczciwie postawiona sytuacja- odparł nekromanta.
Azrael ponownie otarł podbródek z wina. Szło mu nieco lepiej, teraz niewielka zawartość wylewała mu się na zewnątrz.
- W takim razie co ktoś, kto wygląda mi na szlachcica robi na turnieju, gdzie przeżywa tylko jeden z szesnastu?- zapytał po chwili Duszołap.
- Powód ma podstawy filozoficzno- egzystencjalne i wątpię, by ktoś zdrowo rozumujący zrozumiałby je na trzeźwo- Azrael uśmiechnął się półgębkiem, co z jego obrażeniami wyglądało upiornie- Opowiem o tym, lecz nieco później, bo to ciężki temat. A ty? Czy może to tajemnica?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Slayer Zabójców
Masakrator
Posty: 2332
Lokalizacja: Oleśnica

Post autor: Slayer Zabójców »

Chciałbym tylko wspomnieć, że Gromni prawdopodobnie nie wypowie ani jednego słowa w tej przygodzie, a wszystko przez pewną przysięgę, którą złożył :)

W karczmie zjawiało się coraz więcej uczestników areny, pojawiła się banda brudnych najemników, rycerzyk w czarnej zbroi, człeczyna chodzący w szmatach od którego jechało starymi skarpetkami oraz kilku Dawi.

Faltharr obserwował całe to zgromadzenie, przyglądając się każdemu z uczestników. Po chwili do Falthara oraz dwójki jego ochroniarzy podszedł krasnolud który przybył razem z łachmaniarzem jadącym skarpetami.

-Gloin! - przedstawił się wyciągając wielką dłoń.
-Falthar Magnisson. - rzucił krótko Falthar
-Tenk Stenksson, a to jest Gromni Berdsson - dopowiedział Tenk, ściskając dłoń Gloina.
-Szczyny tu sprzedają, co?- Gloin pokręcił głową.- Ja w tej sprawie. Macie coś?
-Aye, ja to bym tego nawet szczynami nie nazwał, psia jego mać! - rzucił z oburzeniem Falthar - oczywiście przyjacielu, co prawda nie zostało nam tego wiele, Tenk nalej Gloinowi kufelek.
Tenk nalał rodakowi trochę piwa zakupionego wcześniej od krasnoludzkiego weterana. Gloin nie dziękując wziął kufel do ręki i zaczął wchłaniać alkohol, co nie trwało długo.
-Ło matko, gdzie wy zdobyliście takiego browara? - zapytał odstawiając kufel na stół.
Falthar uśmiechnął się pod nosem, wreszcie spotkał kogoś z kim mógłby znaleźć wspólny język.
-Nie martw się, wystarczy jeszcze na parę kolejek - odpowiedział wskazując na beczkę przymocowaną do tronu. - po nalaniu kolejnego kufla kontynuował - Im więcej moich rodaków tutaj tym me serce smutniejsze, w końcu na arenie pozostaje tylko jeden zwyciężca...

Falthar gestem kazał podnieść tarczę swoim kompanom, po czym wstał, aby znaleźć się w centrum uwagi.
-HEJ CNOTLIWE RYCERZYKI, BRUDNE OBSZCZYMORDY I CHAMY IMPERIALNE! KAŻDY KTO TUTAJ PRZYBYŁ WIE, ŻE BEDZIEM SIE BIĆ PO MORDACH I ZABIJAĆ, ALE DZISIAJ NIE NA TO CZAS, DZISIAJ CZAS NA UCZTĘ! KARCZMARZ! PODAJ WSZYSTKO CO MASZ W SWEJ SPIZARNI, ALKOHOL I JEDZENIE DLA WSZYSTKICH! TYLKO NIE PODAWAJ ELFOM NIC MOCNIEJSZEGO! - krzyknął Falthar.
-A DLA MNIE HERBATKA, NAJLEPIEJ Z MIODEM! - dodał Tenk. - zapowiada się miły wieczór.
Ostatnio zmieniony 7 lip 2014, o 18:56 przez Slayer Zabójców, łącznie zmieniany 3 razy.
Obrazek

ODPOWIEDZ