Arena of Death edycja 2.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Pracownik Areny zamaiatał włąśnie resztki popiołu po ostatnim poległym na arenie gdy rozległy się trąby
ogłaszające następną walkę. Robotnik dokończył zbierać szczątki i szybko oddalił się by ustąpić miejsca walczącym.Z mieczem na ramieniu wkroczył Edwin Wszechwiedzący. Naprzeciw niego dostojny jak zwykle pojawił się Rathal.
Kapitan Czarnej Arki był bardzo zadowolony. Ledwie wczoraj wypatroszył kolejnego Ulhuańczyka i rozrywka płynąca z walk tutaj bardzo mu odpowiadała. Postanowił więc zostać na dłużej. To co widział przed sobą nie sprawiło na nim wrażenia. Ot zakuty wyznawca chaosu. Z takimi jak on jego pobratymcy ciągle musieli się użerać, słyszał co prawda że potrafią być wojownikami co się zowie jednak, w końcu na pewno nie dorównują kunsztowi prawdziwego elfa.
Czempion Tzeencha spojrzał na smukłą dostojną postać stojącą przed nim i wezbrał w nim śmiech.
To coś ma z nim walczyć? Chuderlawy elf. Żaden problem dla takiego jak on. Bym przecierz wybrańcem Tzeencha.
-Elfiku czy gotowyś spotkać się ze swoim Khainem?-spytał złośliwie.
Rathal syknął po tej zniewadze.
-Zawsze jestem gotowy. Ale w swoim czasie. Wpierw poślę mu ciebie.
Edwin zarechotał.
-Podoba mi się twoje nastawienie długouchy. Chodz więc, dowiedzmy się z czego jesteś ulepiony.
-Z przyjemnośćią.-odpowiedział Rathal zrywając się do ataku.
Rathal przemknął obok tnąc w spojenie nagolennika gdziie zbroja była słąbsza.Jego ostrze przecięło zbroję lekko kalecząc EDwina.Ten czując to chciał zakończyć walkę jednym cięciem, lecz trafił w próżnię tylko.Rathal korzystając z szybkości i tego że oręż chaosyty potrzebował czasu by znów zadać cios, zaatakował uda swego przeciwnika. Odnajdując kolejne słabsze miejsce Wszechwiedzący ostrzymał kolejne dotkliwe rany.Rozłoszczony zwinnością przeciwnika i jego zajadłością wsłuchał się głęboko w głos demona podpowiadającego mu zamiary Rathala. Edwin kopnął po prostu kapitana korsarzy i poprawił urękawicznioną pięścią nie mając lepszej możliwości manewru odrzucając w tył elfa. Jednak ten cios nie pozostał bez efektu na słynącej z delikatności rasy. Widac było że Rathal oberwał mocniej niż by się można było wydawać. Mamrocząc jakieś przekleństwo pchnął oboma mieczami. Jego broń po prostu zazgrzytała o zbroję Edwina. Rathal słysząc że nic nie osiągnął próbował oderwać się od Edwina. Tym razem nie zdążył bowiem spotkał się z mocnym cięciem z prawej strony. Szerokie ostrze z dużą siłą przecięło elfa na pół zamieniając żywą jeszcze przed chwilą istotę w kupę mięcha. Edwin ryknął triumfalnie wiedząc że zwyciężył.
ogłaszające następną walkę. Robotnik dokończył zbierać szczątki i szybko oddalił się by ustąpić miejsca walczącym.Z mieczem na ramieniu wkroczył Edwin Wszechwiedzący. Naprzeciw niego dostojny jak zwykle pojawił się Rathal.
Kapitan Czarnej Arki był bardzo zadowolony. Ledwie wczoraj wypatroszył kolejnego Ulhuańczyka i rozrywka płynąca z walk tutaj bardzo mu odpowiadała. Postanowił więc zostać na dłużej. To co widział przed sobą nie sprawiło na nim wrażenia. Ot zakuty wyznawca chaosu. Z takimi jak on jego pobratymcy ciągle musieli się użerać, słyszał co prawda że potrafią być wojownikami co się zowie jednak, w końcu na pewno nie dorównują kunsztowi prawdziwego elfa.
Czempion Tzeencha spojrzał na smukłą dostojną postać stojącą przed nim i wezbrał w nim śmiech.
To coś ma z nim walczyć? Chuderlawy elf. Żaden problem dla takiego jak on. Bym przecierz wybrańcem Tzeencha.
-Elfiku czy gotowyś spotkać się ze swoim Khainem?-spytał złośliwie.
Rathal syknął po tej zniewadze.
-Zawsze jestem gotowy. Ale w swoim czasie. Wpierw poślę mu ciebie.
Edwin zarechotał.
-Podoba mi się twoje nastawienie długouchy. Chodz więc, dowiedzmy się z czego jesteś ulepiony.
-Z przyjemnośćią.-odpowiedział Rathal zrywając się do ataku.
Rathal przemknął obok tnąc w spojenie nagolennika gdziie zbroja była słąbsza.Jego ostrze przecięło zbroję lekko kalecząc EDwina.Ten czując to chciał zakończyć walkę jednym cięciem, lecz trafił w próżnię tylko.Rathal korzystając z szybkości i tego że oręż chaosyty potrzebował czasu by znów zadać cios, zaatakował uda swego przeciwnika. Odnajdując kolejne słabsze miejsce Wszechwiedzący ostrzymał kolejne dotkliwe rany.Rozłoszczony zwinnością przeciwnika i jego zajadłością wsłuchał się głęboko w głos demona podpowiadającego mu zamiary Rathala. Edwin kopnął po prostu kapitana korsarzy i poprawił urękawicznioną pięścią nie mając lepszej możliwości manewru odrzucając w tył elfa. Jednak ten cios nie pozostał bez efektu na słynącej z delikatności rasy. Widac było że Rathal oberwał mocniej niż by się można było wydawać. Mamrocząc jakieś przekleństwo pchnął oboma mieczami. Jego broń po prostu zazgrzytała o zbroję Edwina. Rathal słysząc że nic nie osiągnął próbował oderwać się od Edwina. Tym razem nie zdążył bowiem spotkał się z mocnym cięciem z prawej strony. Szerokie ostrze z dużą siłą przecięło elfa na pół zamieniając żywą jeszcze przed chwilą istotę w kupę mięcha. Edwin ryknął triumfalnie wiedząc że zwyciężył.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Nadszedł czas. Ksiąze piasku Aakheperura poczuł impuls rozkazu znienawidzonego maga który go spętał.Powstał dobywając swej broni posłuszny mentalnemu przymusowi. Nieopodal zakapturzona postać wskazała wyjście i Amenhotep II musiał pójść w tym kierunku. wiedział że żywy tam jest. Wiedział że będzie miał okazję odebrać kolejne życie.
Sternfaal spojrzał w lustro. Paskudna rana po ostatniej walce wyglądała okropnie. Był oszpecony i to doprowadzało go do szału. Prawda odzyska urodę za sprawą Slanesha w przeciągu kilku miesięcy ale narazie
był zmuszony paradować z taką facjatą.Zdenerwowany rozbił zwierciadło o ścianę. Rozległ się gong. Oznaczało to że wzywano go do stoczenia kolejnej walki. Chwycił miecz i wyszedł w stronę wejścia na
arenę. Będzie przynajmniej miał okazję wyładować się na przeciwniku.
Rozbrzmiał kolejny gong. Nim dzwięk zdołał zaniknąć, Sternafal zdecydowany sięwyładować na Slanesha winnej mummi począł wymachiwać wielkim mieczem z wyraźnym zamiarem pokrojenia przeciwnika na plasterki.
Miecz czasem zagłębił się w ciało nieumarłego, lecz cięcia były płytkie. Książe piasku nawet ich nie odczuł. Sam podnosząc buławę zamierzał odpowiedzieć atakiem. Jedyne co zdołał uczynic to wgnieść nieco zbroję Chaosyty. Widząc swoją śliczną zbroję uszkodzoną przez obandażowanego Sternafal, wykonał wirowy atak zdecydowany odpłacic mu takim samym zanadobne. Kawałki mumii i badnaży odleciały we wszystkie strony razem z ramieniem i solidnym kawałkiem z torsu. Aakheperura stał dalej.
Książe pustyni jednak wiedział że to koniec. Nie mógł utrzymac już swej magii wewnętrznej tak przyciśniety przez wroga. Złamana też zostałą więź z kontrolującym go czarodziejem lecz książe pustyni długo się tym nie nacieszył. Brwi Sternafala powędrowały do góry gdy zobaczył że już bez jego działań, nieumarły przeciwnik dosłownie obrazał się w popiół. Oparł się znudzony o swój miecz przyglądając się temu zjawisku. Doprawdy miał nadzieje że zabawa potrwa dłużej. Ah ale każda przyjemnośc miała swój kres.
Z Księcia piasku nie zostało nic poza kupką popiołu rozwiewaną teraz przez delikatny wietrzyk.
Zatem drugą rundę mamy z głowy.
Dzielni wojownicy którzy przeżyli to.
1.Skiririt zabójca-mistrz areny
2.Schott kapłan wojownik Sigmara
3.Edwin Wszechwiedzący-wybraniec Tzeencha
4.Sternafaal Oblubieniec Slanesha
Czyli w III rundzie
spotkają się:
walka nr 1
Skiririt zabójca
Schott kapłan-wojownik Sigmara
walka nr 2
Edwin Wszechwiedzący wybvraniec Tzeencha
Sternafaal Oblubieniec Slanesha
Zwycięzcy obu pojedynków spotkają się w finale.
Przegrani? Cóż wypiją piwo w któlestwie Mora.
Sternfaal spojrzał w lustro. Paskudna rana po ostatniej walce wyglądała okropnie. Był oszpecony i to doprowadzało go do szału. Prawda odzyska urodę za sprawą Slanesha w przeciągu kilku miesięcy ale narazie
był zmuszony paradować z taką facjatą.Zdenerwowany rozbił zwierciadło o ścianę. Rozległ się gong. Oznaczało to że wzywano go do stoczenia kolejnej walki. Chwycił miecz i wyszedł w stronę wejścia na
arenę. Będzie przynajmniej miał okazję wyładować się na przeciwniku.
Rozbrzmiał kolejny gong. Nim dzwięk zdołał zaniknąć, Sternafal zdecydowany sięwyładować na Slanesha winnej mummi począł wymachiwać wielkim mieczem z wyraźnym zamiarem pokrojenia przeciwnika na plasterki.
Miecz czasem zagłębił się w ciało nieumarłego, lecz cięcia były płytkie. Książe piasku nawet ich nie odczuł. Sam podnosząc buławę zamierzał odpowiedzieć atakiem. Jedyne co zdołał uczynic to wgnieść nieco zbroję Chaosyty. Widząc swoją śliczną zbroję uszkodzoną przez obandażowanego Sternafal, wykonał wirowy atak zdecydowany odpłacic mu takim samym zanadobne. Kawałki mumii i badnaży odleciały we wszystkie strony razem z ramieniem i solidnym kawałkiem z torsu. Aakheperura stał dalej.
Książe pustyni jednak wiedział że to koniec. Nie mógł utrzymac już swej magii wewnętrznej tak przyciśniety przez wroga. Złamana też zostałą więź z kontrolującym go czarodziejem lecz książe pustyni długo się tym nie nacieszył. Brwi Sternafala powędrowały do góry gdy zobaczył że już bez jego działań, nieumarły przeciwnik dosłownie obrazał się w popiół. Oparł się znudzony o swój miecz przyglądając się temu zjawisku. Doprawdy miał nadzieje że zabawa potrwa dłużej. Ah ale każda przyjemnośc miała swój kres.
Z Księcia piasku nie zostało nic poza kupką popiołu rozwiewaną teraz przez delikatny wietrzyk.
Zatem drugą rundę mamy z głowy.
Dzielni wojownicy którzy przeżyli to.
1.Skiririt zabójca-mistrz areny
2.Schott kapłan wojownik Sigmara
3.Edwin Wszechwiedzący-wybraniec Tzeencha
4.Sternafaal Oblubieniec Slanesha
Czyli w III rundzie
spotkają się:
walka nr 1
Skiririt zabójca
Schott kapłan-wojownik Sigmara
walka nr 2
Edwin Wszechwiedzący wybvraniec Tzeencha
Sternafaal Oblubieniec Slanesha
Zwycięzcy obu pojedynków spotkają się w finale.
Przegrani? Cóż wypiją piwo w któlestwie Mora.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Entuzjazm widzów rósł i rósł. Ostatnia runda przed finałem oraz ulubieniec tłumów Skiririt przeciw równie pełnego uznania kapłanowi wojownikowi Sigmara Schottowi.Żaden ze zgromadzonych nawet nie myśłał by teraz opuścić miejsce walk. A że zbliżał się wieczór, obsługa areny zapaliła wszędzie pochodnie by oświetlić zmagania.
Schott i Skiririt stanęli oko w oko. Skaven nerwowo machał ogonem to w tę to w tę widząc przed sobą
łysego zakonnika. Powiedziano mu że to fanatyk i że jest niebezpieczny. Oczywiście Skiririt wątpił by jakikolwiek miękko-mozgi człowiek mógłby byc niebezpieczny no ale zaraz sam się przekona.
Wierny rycerz Sigmara z kolei płomiennym wzrokiem obserwował swego obecnego przeciwnika.
Szczur , jak nic.Obraza przeciw naruralnemu porządkowi i wytwór chaosu który przysiągł tępić.A zatem
prawdą były te wszystkie plotki że skaveny istnieją. A teraz on miał niepowtarzalną okazję zmieść jednego z powierzchni ziemii.A co ważniejsze zbliżał się koniec turnieju. Jeżeli zwycięży, wywalczy wolnośc.
Skiririt uznał że ma dosyć przyglądania się człowiekowi i zaatakował z nienacka. Kopnięciem łapą posłał
piach prosto w twarz Schotta i korzystając z chwilowego zaskoczenia kapłana próbować go ugodzić. lATA doświadczenia Schotta jednak pozwoliły mu jednak przeżyć wiele walk. Znał różne sztuczki toteż przewidując co zamierza szczur zrobić zamknął oczy usuwając się z ataku. Nie wziął tylko pod uwagę usztyletowionego ogona który zranił go w nieosloniętym miejscu na szyi. Poczuł rozlewające się tam ciepło z rany.Wiedząc że teraz Skiririt jest za nim zakreśłił młotem półokrąg trafiając zabójce.
Publicznośc zareagowała głośno gdy ich ulubieniec dostal młotem w plecy odlatując kawałek. Sam skiririt skrzeknął nim znalazł się na ziemi z obolałymi plecami przy każdym ruchu. Przypłacił nieuwagę ranę a ludek się zbliżał z tym jego młotem.Otrząsając się z niemocy Skaven zaatakował znów. Schott złożył się do ataku znad glowy lecz Skiririt uskoczył przed młotem,który zarył w ziemię, po czy, zwinnie zanurkował między nogami wojownika sigmara raniąc dotkliwie jego nogi.Teraz znajdując się bezposrednio za Schottem natychmiast uderzył wbijając sztylet w kark Schotta. Kapłan sigmara padł na kolana. Przez moment się na nich nawet chwiejąc i mamrocząc "wybacz mi sigmarze" padł na twarz.
Arena uprzednio cicha teraz wybuchła wrzawą.Ulubieniec ich nie zawiódł. Krzyki SKIRIRI! SKIRIRIT! nisły się daleko, a obolały od każdego ruchu zabójca z klanu Eshin znalazł w sobie na tyle siły by triumfalnie
podnieśc miecz do góry.
Schott i Skiririt stanęli oko w oko. Skaven nerwowo machał ogonem to w tę to w tę widząc przed sobą
łysego zakonnika. Powiedziano mu że to fanatyk i że jest niebezpieczny. Oczywiście Skiririt wątpił by jakikolwiek miękko-mozgi człowiek mógłby byc niebezpieczny no ale zaraz sam się przekona.
Wierny rycerz Sigmara z kolei płomiennym wzrokiem obserwował swego obecnego przeciwnika.
Szczur , jak nic.Obraza przeciw naruralnemu porządkowi i wytwór chaosu który przysiągł tępić.A zatem
prawdą były te wszystkie plotki że skaveny istnieją. A teraz on miał niepowtarzalną okazję zmieść jednego z powierzchni ziemii.A co ważniejsze zbliżał się koniec turnieju. Jeżeli zwycięży, wywalczy wolnośc.
Skiririt uznał że ma dosyć przyglądania się człowiekowi i zaatakował z nienacka. Kopnięciem łapą posłał
piach prosto w twarz Schotta i korzystając z chwilowego zaskoczenia kapłana próbować go ugodzić. lATA doświadczenia Schotta jednak pozwoliły mu jednak przeżyć wiele walk. Znał różne sztuczki toteż przewidując co zamierza szczur zrobić zamknął oczy usuwając się z ataku. Nie wziął tylko pod uwagę usztyletowionego ogona który zranił go w nieosloniętym miejscu na szyi. Poczuł rozlewające się tam ciepło z rany.Wiedząc że teraz Skiririt jest za nim zakreśłił młotem półokrąg trafiając zabójce.
Publicznośc zareagowała głośno gdy ich ulubieniec dostal młotem w plecy odlatując kawałek. Sam skiririt skrzeknął nim znalazł się na ziemi z obolałymi plecami przy każdym ruchu. Przypłacił nieuwagę ranę a ludek się zbliżał z tym jego młotem.Otrząsając się z niemocy Skaven zaatakował znów. Schott złożył się do ataku znad glowy lecz Skiririt uskoczył przed młotem,który zarył w ziemię, po czy, zwinnie zanurkował między nogami wojownika sigmara raniąc dotkliwie jego nogi.Teraz znajdując się bezposrednio za Schottem natychmiast uderzył wbijając sztylet w kark Schotta. Kapłan sigmara padł na kolana. Przez moment się na nich nawet chwiejąc i mamrocząc "wybacz mi sigmarze" padł na twarz.
Arena uprzednio cicha teraz wybuchła wrzawą.Ulubieniec ich nie zawiódł. Krzyki SKIRIRI! SKIRIRIT! nisły się daleko, a obolały od każdego ruchu zabójca z klanu Eshin znalazł w sobie na tyle siły by triumfalnie
podnieśc miecz do góry.
Ale moja myszka morduje:D

Edwin nie sprawdzał nawet tabeli walk żeby sprawdzić z kim gra.. on to wiedział. ahhh wyznawca Slanesha , dobrze... jest tyle rzeczy w nim które chciałbym zmienić... Uśmiechnął się paskudnie ... Jednak w głębi duszy Edwin nudził się , znał wyniki wszystkich walk zanim jeszcze przyszedł na Arene..
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Edwin vs Sternafaal
Mężnego Schotta zniesiono z pola bitwy.Czas chaosu nadszedł. Wkroczyli obaj wystąpiwszy z mroków wnętrza areny.Z jednej strony czempion Tzencha. Z drugiej oblubieniec Slanesha. Publika cicho obserwowała przybycie obu chaosytów nie wydawszy żadnego dzwięku. Nikt nie wyrzekł slowa. Cisza przerywana była
jedynie trzaskaniem palącej się pochodni i krokami stąpającymi po piasku krążących wokół siebie wojowników. Edwin stąpał pewnie starannie ważąc swe kroki. Sterfanall energicznie, kipiąc witalnoscią
po niedawnym zażyciu "nieziemskiej rozkoszy"-ekstraktu przygotowanego własnoręcznie.
Edwin Wszechwiedzący odezwał się pierwszy
-Bracie. W końcy mu wybrańcy potęg czterech w końcu się spotykamy.
Sternafaal odpowiedział mu
-Lecz tylko jeden z nas może wygrać.I będę to ja!Oblubieniec pana
Rozkoszy.
-Wy Slaneshyci jesteście jak zwykle nadęci-stwierdził Edwin-Wasz ksiąze ciemnosci nie może równać się z tym co zmienia ścieżki losu. On alfą i omegą a ja jego narzędziem.
Wybraniec SLanesha parsknął.
-Czyżby?-spytał słodko.-Zatem popróbuj teraz gorzkiego smaku porażki!Nasze miecze rozstrzygną kto ma rację.
Obaj unieśli miecze.Sterfanal uderzył pierwszy tnąc zbroję przeciwnika jak masło,zostawiają dużą szczelinę na pancerzu Edwina. Nieznacznie wolniejszy Edwin pchnął nadziewając oblubieńca Slanesha na swą broń niemal jak rożen świnię. Sterfanal wyrwał się z objęć żelaza przebijającego go i tylko dzięki niezwykłej witalności sług chaosu i działającego stymulantowi był w stanie dalej utrzyma się na nogach i walczyć. Z jego rany jednak niczym fontanna tryskała posoka lejąc się przez dziurę w zbroi.
Oblubieniec Slanesha czuł że opuszczają go siły lecz zdołał jeszcze ciąc płasko w Edwina. Ten wiedząc z wyprzedzeniem co przeciwnik planuje dzięki demonowi uniknął ostrza bez trudu.Sam jednak spudłował cios gdy Slaneshyta się cofnął. Zignorował uwagę demona i to okazało się katastrofalne w skutki bo przeciwnik wciąż groźny znów go zranił i tym razem jeszcze poważniej. Edwin poleciał na plecy, odkrywając że znajduje się na piachu. Wiedział że nie ma wyjścia. Szybkim ruchem chwycił flakonik z eliksirem zdrowia, otworzył korek i szybko wypił. Nagle jego rany zaczęły się częściowo zasklepiać a ból ustawać. Częsciowo siły powróciły do niego. Sternafaal powłócząc nogami nie mógł w ogóle zapobiec wypicia tego eliksru przez Edwina. Gdyby miał nieco więcej czasu dobiłby go , niestety nie zdążył. Zdążył zauważyć jeszcze podnąszącego się z nowym wigorem Edwina i miecz mknący w jego kierunku przebijający go przez zbroje w klatce piersiowej. Zdążył jeszcze splunąc krwią nim ogarneła go ciemność, a błękitne oczy zgasły na pokiereszowanej twarzy.
Edwin po raz kolejny zwyciężył. Zawył Tzeeeench!!!!!!!. Odpowiedział mu huk aplauzuu zgromadzonych widzów na trybunach areny.
I tym samym...został nam finał.
Walka finałowa
Skiririt zabójca klanu Eshin, mistrz poprzedniej areny.
Edwin Wszechwiedzący, wybraniec Tzeencha
I kto wygra. Czy Skiririt powtórzy swój wyczyn z poprzedniej areny? Czy powstrzyma go Edwin i udowodni wyższość pana Zmian? Czy czempion Tzeencha pomyli sie po raz pierwszy? Czy jak zwykle zabił ogrodnik?
Dowiemy się już niedługo.
Mężnego Schotta zniesiono z pola bitwy.Czas chaosu nadszedł. Wkroczyli obaj wystąpiwszy z mroków wnętrza areny.Z jednej strony czempion Tzencha. Z drugiej oblubieniec Slanesha. Publika cicho obserwowała przybycie obu chaosytów nie wydawszy żadnego dzwięku. Nikt nie wyrzekł slowa. Cisza przerywana była
jedynie trzaskaniem palącej się pochodni i krokami stąpającymi po piasku krążących wokół siebie wojowników. Edwin stąpał pewnie starannie ważąc swe kroki. Sterfanall energicznie, kipiąc witalnoscią
po niedawnym zażyciu "nieziemskiej rozkoszy"-ekstraktu przygotowanego własnoręcznie.
Edwin Wszechwiedzący odezwał się pierwszy
-Bracie. W końcy mu wybrańcy potęg czterech w końcu się spotykamy.
Sternafaal odpowiedział mu
-Lecz tylko jeden z nas może wygrać.I będę to ja!Oblubieniec pana
Rozkoszy.
-Wy Slaneshyci jesteście jak zwykle nadęci-stwierdził Edwin-Wasz ksiąze ciemnosci nie może równać się z tym co zmienia ścieżki losu. On alfą i omegą a ja jego narzędziem.
Wybraniec SLanesha parsknął.
-Czyżby?-spytał słodko.-Zatem popróbuj teraz gorzkiego smaku porażki!Nasze miecze rozstrzygną kto ma rację.
Obaj unieśli miecze.Sterfanal uderzył pierwszy tnąc zbroję przeciwnika jak masło,zostawiają dużą szczelinę na pancerzu Edwina. Nieznacznie wolniejszy Edwin pchnął nadziewając oblubieńca Slanesha na swą broń niemal jak rożen świnię. Sterfanal wyrwał się z objęć żelaza przebijającego go i tylko dzięki niezwykłej witalności sług chaosu i działającego stymulantowi był w stanie dalej utrzyma się na nogach i walczyć. Z jego rany jednak niczym fontanna tryskała posoka lejąc się przez dziurę w zbroi.
Oblubieniec Slanesha czuł że opuszczają go siły lecz zdołał jeszcze ciąc płasko w Edwina. Ten wiedząc z wyprzedzeniem co przeciwnik planuje dzięki demonowi uniknął ostrza bez trudu.Sam jednak spudłował cios gdy Slaneshyta się cofnął. Zignorował uwagę demona i to okazało się katastrofalne w skutki bo przeciwnik wciąż groźny znów go zranił i tym razem jeszcze poważniej. Edwin poleciał na plecy, odkrywając że znajduje się na piachu. Wiedział że nie ma wyjścia. Szybkim ruchem chwycił flakonik z eliksirem zdrowia, otworzył korek i szybko wypił. Nagle jego rany zaczęły się częściowo zasklepiać a ból ustawać. Częsciowo siły powróciły do niego. Sternafaal powłócząc nogami nie mógł w ogóle zapobiec wypicia tego eliksru przez Edwina. Gdyby miał nieco więcej czasu dobiłby go , niestety nie zdążył. Zdążył zauważyć jeszcze podnąszącego się z nowym wigorem Edwina i miecz mknący w jego kierunku przebijający go przez zbroje w klatce piersiowej. Zdążył jeszcze splunąc krwią nim ogarneła go ciemność, a błękitne oczy zgasły na pokiereszowanej twarzy.
Edwin po raz kolejny zwyciężył. Zawył Tzeeeench!!!!!!!. Odpowiedział mu huk aplauzuu zgromadzonych widzów na trybunach areny.
I tym samym...został nam finał.
Walka finałowa
Skiririt zabójca klanu Eshin, mistrz poprzedniej areny.
Edwin Wszechwiedzący, wybraniec Tzeencha
I kto wygra. Czy Skiririt powtórzy swój wyczyn z poprzedniej areny? Czy powstrzyma go Edwin i udowodni wyższość pana Zmian? Czy czempion Tzeencha pomyli sie po raz pierwszy? Czy jak zwykle zabił ogrodnik?
Dowiemy się już niedługo.
Ostatnio zmieniony 13 wrz 2007, o 20:10 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 3 razy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Nadeszła wreszcie ta chwila. Finałowa walka wielkiego turnieju wojowników. Tylko najbardziej biegli i najsilniejsi tylko dochodzili do tego etapu. Wchodzili dwaj zostać mógł tylko jeden. Walka także gromadząca najwięcej publicznosci i walka najbardziej emocjonująca ze wszystkich. Walka o wszystko.
W ten dzień arena po prostu pękała w szwach gdyż wszyscy chcieli zobaczyć zmagania Skiririta zabójcy i Edwina Wszechwiedzącego.
Edwin nonszalancko oczekiwał na środku "uśierscionego" jak go nazywał. Wiedział że zaraz się pojawi. Wiedział że spróbuje jakiegoś podstępu i wiedział że mu się nie uda. Ta ostatnia walka dzieliła go tylko od zdobycia najwyższej chwały i rozpowszechnieniu imienia jego boskiego Patrona. Niczego więcej nie pragnął.
Skiririt spróbował po raz drugi szcztuczki ze skradaniem się do pancernego wojownika. Tym razem jednak Arena nie dopingowała go wszystko odbywało się w kompletniej ciszy. Stąpał ostrożnie coraz bliżej posuwając się w kierunku pleców Edwina lecz. Ten nagle parsknął smiechem odwracając się.
-Sądziłeś usierściony że ja SIĘ NIE DOWIEM?-spytał szyderczo.
Zabójca Eshin zaklął i zaatakował z szybkością błyskawicy by choć trochę wykorzystać element zaskczenia,który mu się najwyraźniej nie udał.Zdążył sięgnąc co prawda bronią twarzy Edwina robiąc mu głęboką szramę na twarzy od podbródka do ucha lecz tylko tyle, bo mógł zrobić znacznie więcej a jakimś cudem on wiedział że zabójca skrada się za ofiarą. Edwin uniknąwszy częsciowo ataku wykpiwając się co najwyżęj zaszczytną blizną(która co prawda teraz bolałą jak diabli), sięgnął mieczem w kierunku szczura.
Zachaczył umykającego Skiririta końcem miecza raniąc go głęboko w nogę i powodując jego upadek. Skiririt wstał jednak natychmiast i nawet utykając był wciąż groźnym przeciwnikiem.Chcąc w końcu dopaść swego wroga, Skiririt poważył się na wyskok mimo zranionej nogi.
Salto wykonał bezbłędnie. Szczur Eshinu wylądował tuż przy brzuchi Edwina starając się przebiĆ zbroję w spojeniu. Stal tylko zazgrzytała o stal. Następne co poczuł Skiririt że jest unoszony urękawicznioną dłownią i podrzucany w powietrze.
-SQEEK SQUEEE!-zaskrzeczał zaskoczony.
SKaven nie zdążył wylądować. Albo raczej zdążył lecz w dwóch częściach gdyż Edwin zgrabnie go podrzuciwszy precyzyjnie zdążył zadać cios mieczem przecinając swego adwersarza gdy ten jeszcze leciał.
Obie połowy skavena wylądowały obok Edwina. Sopiero po chwili nieśmiałe aplauzy przemieniły się we wrzawę. Poległ ich mistrz. Lecz mają teraz innego mistrza Areny. Poległ Mistrz? Niech zyje Mistrz!.
Jakoś Edwin wiedział że tak będzie.
Oto więc mamy zwycięzcę. Dziekuję wszystkim za uczestnictwo.
Wkrótce Arena III. A na razie niech żyje Edwin. A mnie się już zaczynało wydawac że Skiririt zdobędzie kolejny tytuł. No ale doszedł do finałuzanim poległ. To jest też coś.
W ten dzień arena po prostu pękała w szwach gdyż wszyscy chcieli zobaczyć zmagania Skiririta zabójcy i Edwina Wszechwiedzącego.
Edwin nonszalancko oczekiwał na środku "uśierscionego" jak go nazywał. Wiedział że zaraz się pojawi. Wiedział że spróbuje jakiegoś podstępu i wiedział że mu się nie uda. Ta ostatnia walka dzieliła go tylko od zdobycia najwyższej chwały i rozpowszechnieniu imienia jego boskiego Patrona. Niczego więcej nie pragnął.
Skiririt spróbował po raz drugi szcztuczki ze skradaniem się do pancernego wojownika. Tym razem jednak Arena nie dopingowała go wszystko odbywało się w kompletniej ciszy. Stąpał ostrożnie coraz bliżej posuwając się w kierunku pleców Edwina lecz. Ten nagle parsknął smiechem odwracając się.
-Sądziłeś usierściony że ja SIĘ NIE DOWIEM?-spytał szyderczo.
Zabójca Eshin zaklął i zaatakował z szybkością błyskawicy by choć trochę wykorzystać element zaskczenia,który mu się najwyraźniej nie udał.Zdążył sięgnąc co prawda bronią twarzy Edwina robiąc mu głęboką szramę na twarzy od podbródka do ucha lecz tylko tyle, bo mógł zrobić znacznie więcej a jakimś cudem on wiedział że zabójca skrada się za ofiarą. Edwin uniknąwszy częsciowo ataku wykpiwając się co najwyżęj zaszczytną blizną(która co prawda teraz bolałą jak diabli), sięgnął mieczem w kierunku szczura.
Zachaczył umykającego Skiririta końcem miecza raniąc go głęboko w nogę i powodując jego upadek. Skiririt wstał jednak natychmiast i nawet utykając był wciąż groźnym przeciwnikiem.Chcąc w końcu dopaść swego wroga, Skiririt poważył się na wyskok mimo zranionej nogi.
Salto wykonał bezbłędnie. Szczur Eshinu wylądował tuż przy brzuchi Edwina starając się przebiĆ zbroję w spojeniu. Stal tylko zazgrzytała o stal. Następne co poczuł Skiririt że jest unoszony urękawicznioną dłownią i podrzucany w powietrze.
-SQEEK SQUEEE!-zaskrzeczał zaskoczony.
SKaven nie zdążył wylądować. Albo raczej zdążył lecz w dwóch częściach gdyż Edwin zgrabnie go podrzuciwszy precyzyjnie zdążył zadać cios mieczem przecinając swego adwersarza gdy ten jeszcze leciał.
Obie połowy skavena wylądowały obok Edwina. Sopiero po chwili nieśmiałe aplauzy przemieniły się we wrzawę. Poległ ich mistrz. Lecz mają teraz innego mistrza Areny. Poległ Mistrz? Niech zyje Mistrz!.
Jakoś Edwin wiedział że tak będzie.
Oto więc mamy zwycięzcę. Dziekuję wszystkim za uczestnictwo.
Wkrótce Arena III. A na razie niech żyje Edwin. A mnie się już zaczynało wydawac że Skiririt zdobędzie kolejny tytuł. No ale doszedł do finałuzanim poległ. To jest też coś.
Ja wiedziałem że tak będzie... powiedział cicho Edwin i napajał się wspaniałą wizją przyszłości jaką zsyłał na niego jego Pan. Wiedział że nie przeżyje następnego sezonu zmagań jednak osiągnął już swój cel. Upokorzył Slaanesha i przedewszystkim Rogatego Szczura który za wysoko wzniosił swój łeb ostatnimi czasy, tak ale zanim polegnie w przyszłych potnie z radością jeszcze paru przeciwników. Nie lękał się śmierci.. wiedział kiedy nadejdzie.
- Shakin' Dudi
- Masakrator
- Posty: 2632
- Lokalizacja: Moria - Lublin
super się czytało. Czekam na następną edycje aby wystawić swojego kislevite 

- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Będzie będzie, zastanawiam się tylko nad pewnymi usprawnieniami i dodatkowymi dodatkami i w jaki sposób dopiścic exalted demona lub ogra bez naruszenia delikatnego balansu
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Też tak myślę. A ogry ciut za mocne są.
Po pierwsze gratuluje zwycięscy.
Po drugie: zastanawiam się jaką role w całej rozgrywce stanowią dodatki bo jeżeli byłyby w pewnym stopniu znaczące to można by rozwiązać problem demonów i ogrów następująco.
Zrobiło by się listę bohaterów dzieląc ich na mocnych średnich i słabych.
Mocni nie mieli by dostępu do dodatków, średni mogliby wykorzystać jeden a słabi dwa.
Chciałbym zwrócić uwagę że w tej arenie mało było różnorodności byli przede wszystkim chaośnicy i kapitanowie imperium. Ale to już nie Twoja wina Murymandamus. Zastanawiam się czy nie poszerzyć liczb graczy do 32 jakby było tyle chętnych ale to zwiększy Twoją prace (za którą chciałbym, podziękować) dwukrotnie.
Bądź co bądź sprawiłeś się bardzo dobrze, czasami za bardzo się spieszyłeś z dodawaniem nowych postów gdyż było to widoczne w zapisie ale to nic. Dziękuje jeszcze raz za świetną zabawę i mam nadzieje że uda mi się wziąć udział w trzeciej edycji.
Po drugie: zastanawiam się jaką role w całej rozgrywce stanowią dodatki bo jeżeli byłyby w pewnym stopniu znaczące to można by rozwiązać problem demonów i ogrów następująco.
Zrobiło by się listę bohaterów dzieląc ich na mocnych średnich i słabych.
Mocni nie mieli by dostępu do dodatków, średni mogliby wykorzystać jeden a słabi dwa.
Chciałbym zwrócić uwagę że w tej arenie mało było różnorodności byli przede wszystkim chaośnicy i kapitanowie imperium. Ale to już nie Twoja wina Murymandamus. Zastanawiam się czy nie poszerzyć liczb graczy do 32 jakby było tyle chętnych ale to zwiększy Twoją prace (za którą chciałbym, podziękować) dwukrotnie.
Bądź co bądź sprawiłeś się bardzo dobrze, czasami za bardzo się spieszyłeś z dodawaniem nowych postów gdyż było to widoczne w zapisie ale to nic. Dziękuje jeszcze raz za świetną zabawę i mam nadzieje że uda mi się wziąć udział w trzeciej edycji.
squiq pisze:Mój Sigmar myśli inaczej.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
32 os to za dużo. Mogłoby się tyle nie zgłosić. Bo myślę że z 25 uczestnikó by max się zapisało.Tak wyczuwam. Chociarz...kto wie.
w tej arenie było
3 chaośnikó
1 skaven
2 elfy
1 ork dziki
2 mumie
2 kapitanowie imp
1 paladyn
1 wampir
1 bestiolud wargor
1 kapłan sigmara
1 ulrykanin seneszal
Więc różnorodność była jak najbardziej. Prawda brakowało krasnoluda ale nie szkodzi.Zobaczymy kto będzie IIIed.
w tej arenie było
3 chaośnikó
1 skaven
2 elfy
1 ork dziki
2 mumie
2 kapitanowie imp
1 paladyn
1 wampir
1 bestiolud wargor
1 kapłan sigmara
1 ulrykanin seneszal
Więc różnorodność była jak najbardziej. Prawda brakowało krasnoluda ale nie szkodzi.Zobaczymy kto będzie IIIed.