ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Klafuti »

Po ostatniej walce Saito odpoczywał w swoim pokoju. Ruerl został zgładzony, podobnie jak jego orszak. Cel, dla którego Saito przybył na Arenę został zbiegiem okoliczności spełniony, przynajmniej częściowo. Rany zadane przez elfa zostały opatrzone: pokryte rdzawymi plamami bandaże owijały tors i ramię ronina, gdyby nie Norsmeni, którzy zabrali go do uzdrowicielki Julii, prawdopodobnie wykrwawiłby się za progiem komnaty. Rzeczywiście, zastosowany manewr był bardzo ryzykowny... Saito od lat nie został trafiony w walce wręcz, jednak nie dbał o to: samuraj miał przede wszystkim zabić swojego wroga, nawet jeżeli oznaczało to odniesienie ran. Ruerl, jako elf miał naturalne predyspozycje do zwinności, które na pewno rozwijał przez setki lat pełnego wojaczki życia, jednak zgubiła go arogancja i krótkowzroczność. Choć w umiejętnościach szermierczych dorównywał Kanedzie, człowiek zwyciężył ostatecznie w starciu umysłów - zdolność do przewidywania zachowań przeciwnika pozwoliła Saito reagować równie szybko, co Druchii, a nawet wyprzedzać go o krok. Zgodnie z naukami starożytnego generała, zwycięski wojownik najpierw wygrywa bitwę, a dopiero później rusza na wojnę, pokonany zaś najpierw wyrusza na wojnę dopiero później szuka zwycięstwa.

Saito nalał sobie trochę piwa. Cała sake, którą przywiózł ze sobą już dawno się skończyła. Choć lokalne piwo tylko przywodziło skojarzenia z ryżowym wyrobem znanym w Cathayu i Nipponie, samuraj zagustował w złocistym, spienionym trunku, którego orzeźwiające właściwości były po intensywnej bitwie jak naibardziej pożądane. Wtem po zamku rozległo się charakterystyczne echo - nadszedł czas pojedynku. Ronin opróżnił kubek i założył koszulę, po czym wyszedł na zewnątrz. Gdy przemierzał korytarze w drodze na trybuny, kultyści odsuwali się z drogi, wciąż pamiętając masakrę, jakie zgotował im wojownik z Dalekiego Wschodu. Saito nie zwracał na nich większej uwagi - w jego oczach byli po prostu zdradliwymi okrutnikami na usługach ich plugawych bóstw. Gdyby to on kierował teraz twierdzą, kazałby ich wszystkich przywiązać do sadzonek bambusa - po kilkunastu godzinach rośliny przebiłyby ich na wylot, albo po prostu wydałby zdrajców zawodnikom, by mogli testować na nich swoją broń. Uczestnicy i tak potrafili obsługiwać się sami, podając tym samym potrzebę tolerowania kultystów w roli służby. Samuraj wszedł na trybuny i poszukał wolnego miejsca. Akurat odpowiednie siedzisko znajdowało się obok Farlina w znajomo wyglądającym nakryciu głowy, tam też zasiadł ronin, oczekując na walkę. Nim przybili zawodnicy, miało miejsce niecodzienne zdarzenie: siedzący z drugiej strony trybun Magnus (pozbawiony swojego nieodłącznego kapelusza) wpatrywał się ciężkim spojrzeniem w niziołka, który nie zauważył, jak inny kapelusznik zachodzi go od tyłu i zakłada, w opinii Saito obelżywie prostacki chwyt na szyję malca. Kaneda odprowadzał ich obu wzrokiem, a w jego myślach pojawiały się setki sposobów, w jakie Farlin potencjalnie mógł oswobodzić się, przy jednoczesnym, sromotnym obezwładnieniu napastnika. Po doprowadzeniu przed oblicze Inkwizytora, ten przyjrzał się uważnie sfatygowanemu kapeluszowi po czym huknął "wybacz" pod adresem niziołka, tak, jakby samym głosem chciał rozsmarować go po całej podłodze. Żeby było śmiesznie, dał Farlinowi butelkę i puścił wolno. Niziołek dziwnie sprężystym krokiem pomaszerował na swoje miejsce i wyłoił zawartość otrzymanego naczynia.

Tymczasem rozległ się gong i obaj zawodnicy rzucili się w wir zaciętej walki. Drugni poruszał się zaskakująco zwinnie, jak na kogoś tak krępego, jednak jego przeciwnik, dziwny człowiek w niczym nie ustępował zabójcy. Saito uważnie śledził każdy ruch obu wojowników. Mimo niezwykłej zręczności krasnoluda, jego tajemniczy oponent okazał się być szybszy, i w momencie gdy zdawało się, że pojedynek zakończy się, Drugni upuścił swój topór aby chwycić tamtego za ręce. Samuraj uśmiechnął się pod wąsem, widząc jak zabójca robi użytek z pokazanego mu niedawno przez Saito rzutu przez biodro, zwłaszcza, że krasnolud przedtem pokpiwał sobie z walki bez użycia oręża. Korzystając z zyskanej przewagi, Drugni dał popis niezwykłej siły, gdy gołymi rękami wgniótł stalowy hełm, po czym zdarł go z głowy przeciwnika. Gdy Saito ujrzał twarz powalonego wojownika, był już niemal pewien, że nie jest to człowiek - blade oblicze o podkrążonych, płonących rządzą krwi oczach i wyszczerzone, długie kły... Podejrzenia potwierdziły się, gdy mimo ciężkiej zbroi, tajemniczy wojownik wywinął się Drugniemu, i... zniknął. Widząc to, zaintrygowany Saito podrapał się za uchem. Wtem nastąpiła seria ataków wyprowadzonych, zdawałoby się, znikąd, które naznaczyły plecy dzielnego pogromcy potworów serią krwawych pręg. Drugni zdołał jednak zaskoczyć wampira, wyprowadzając cios pozornie w pustkę, lecz zamiast zatoczyć się siłą bezwładności, potężny cios wprasował zdobny obuch głęboko w ciało przeciwnika, jednocześnie ujawniając go. Ku zniesmaczeniu ronina, wampir postanowił uciec się do magii, by wyleczyć się kosztem zabójcy. Choć w jakiś sposób krasnolud zdołał rozproszyć czar, został wnet powalony na piaski areny, brocząc krwią. I kiedy zdawało się, że wampir zwycięży, a krasnolud wreszcie zmyje swą hańbę, stała się rzecz nieoczekiwana: Drugni powstał z trudem i po krótkiej wymianie zdań przerąbał wampira niemal na pół. Saito obserwował zdumiony, jak mimo tak potężnego ciosu, wampir nie dość, że nie padł, to jeszcze miał siłę do dalszej walki. "To musi być oni..." - Pomyślał samuraj, a jakby na potwierdzenie jego słów, dotychczas ludzka postać wąpierza przekształciła się gwałtownie w... potwora, gdyż inaczej nie można go było nazwać. Monstrum stojące pośród zakrwawionego piachu i szczątków pancerza wydało drapieżny ryk, echem niosący się wśród spiżowych ścian. Kultyści ukryli się przezornie. Krasnolud drwił sobie z przeciwnika, gdy nagle potknął się i upadł o jakiś śmieć walający się po nogami. Spokojny zazwyczaj Saito odruchowo położył dłoń na szorstkiej rękojeści, gdy strzyga runęła na Drugniego, który za wszelką cenę usiłował odepchnąć mocarne szczęki od swojej twarzy. Zęby wbiły się w wytatuowane dłonie zabójcy, po których wnet pomknęły strugi krwi. Saito w napięciu obserwował nieruchome jak posągi postacie, gdy nagle rozległ się mokry trzask. Przez chwilę samuraj myślał, że zęby potwora wreszcie przedarły się przez ręce krasnoluda, lecz to szczęka nie wytrzymała nacisku i została wyłamana ze stawów. Korzystając z okazji, Drugni dobił monstrum, lecz w efekcie został przywalony masywnym cielskiem.

Saito natychmiast pospieszył oswobodzić zwycięzcę, pozostali oprzytomnieli dopiero, gdy usłyszeli wołanie unieruchomionego Drugniego. Spracowane ręce samuraja naparły na strzygę, i tu Nippończyka ogarnął pełen podziw dla tężyzny fizycznej krasnoluda, będącego stanie w pojedynkę odepchnąć od siebie to wielkie bydlę, podczas gdy on, wraz z pomocą Drugniego, Farlina i Vahaniana, którego kobieta krzątała się nieopodal zaniepokojona sytuacją. "By się tak ruszyła i pomogła... Nosi broń chyba nie dla ozdoby... Więc pewnie siłę ma." - pomyślał Saito mocując się z oporną masą. Dopiero pomoc mechanicznie wzmocnionych ramion Magnusa pozwoliła oswobodzić rannego krasnoluda. Kaneda popatrzał na zabójcę i pomyślał "Teraz to dopiero będzie chlanie..." Zgodnie z przewidywaniami, zawodnicy i ich towarzysze udali się do sali balowej. Po drodze, ronin usłyszał prowadzoną szeptem rozmowę dwóch kultystów:
- Kransolud wygrał...
- Niedobrze... Zrobią taką libację, że mogą rozwalić całą fortecę. - Słysząc to, samuraj uśmiechnął się nieznacznie i wkroczył do sali balowej, gdzie zgodnie z przewidywaniami przygotowano napitki oraz jadło, w bardzo dużych ilościach.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Przez ostatnią noc Julia nie zmrużyła oka. Dochodzące zewsząd odgłosy walki skutecznie pozbawiły ją spoczynku. Była przerażona. Nie miała najmniejszej ochoty przekonać się co spowodowało całe to zamieszanie, ani kto zdobywa przewagę, zabarykadowała się więc w swoim pokoju, licząc, że nikt nie przebije się przez drzwi. Jak mogła starała się zatkać uszy, by nie słyszeć wrzasków rannych i jęków umierających, na próżno. Nie pomogła nawet poduszka na głowie.
Rankiem, gdy odgłosy walki ustały, czarodziejka uchyliła nieśmiało drzwi. Nic nie mąciło przytłaczającej ciszy, a Julia pomyślała wtedy, że będzie żałować zarzucenia pomysłu o pozostanie w komnacie do jutra co najmniej. Z początku wszystko wydawało się w porządku, lecz potem natknęła się na pozostałości po masakrze.
Korytarze były całe we krwi, wszędzie walały się resztki ludzi. Niektórych z nich znała, a teraz...
Mimo, że nie jadła nic od wczoraj, zwymiotowała gwałtownie. Smród krwi wwiercał się w nozdrza, w głowie się jej kreciło.
Weź się w garść Aurumhardt- skarciła się w myślach. Niepewnym, niemal pijackim krokiem szwędała się po Cytadeli, szukając rannych i potrzebujących. Nie patrzyła na to kogo leczy. Nie interesowały ją waśnie i wojny.
Wtem dosłyszała cichy jęk z pod stosu trupów. Z niemałym wysiłkiem odwaliła ciało tęgiego kultysty, szukając źródła dźwięku. Jakież było jej zdziwnienie, gdy ujrzała ledwo żywego Galretha. Z paskudnej rany na boku głowy sączyła się krew. Musiała działać szybko, jesli elf miał wyjść z tego żywy. Z trudem opanowała drżenie rąk i wyskandowała zaklecie tamujące krwawienie. Następnie wyjęła z torby podróżnej niewielki flakonik i przemyła ranę. Upewniwszy się, że nie ma w niej ciał obcych zajęła się gojeniem...

***
Kolejny pojedynek własnie się kończył. Julia nie miała najmniejszej ochoty oglądać krwawego widowiska. Nie mogła pojąć jak po tym wszystkim ci ludzie pragnęli widoku śmierci. Nie interesował ją również wynik. Jedyne, co ją obchodziło, to to, że zwycięzca będzie potrzebował jej pomocy.
A przynajmniej tak jej się wydawało. Krasnolud odmówił jakiegokolwiek opatrunku i najzwyczajniej w świecie poszedł się urżnąć. Julia nie protestowała. Była potwornie zmęczona.

Tymczasem na granitowej płycie w sali balowej kolejne imię okryło się czerwienią, zaś dwójka innych wykuta została na kartach przeznaczenia...

Ygg vs Farlin
Aszkael o Czarnym Sercu vs Gahraz Rozum Morka Renka Gorka
Galreth "Ostatni Szept" vs Nicolas z Manhi
Marr vs Drugni
Menthus z Caledoru vs Ulrich Argrend
Skrenq Szczurołap vs Magnus von Bittenberg
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Reiner wpadł do pokoju ,gdzie zastał Magnusa znów przy dębowym stole ,jednak tym razem pełny był stosów dokumentów i papierów.
-Mistrzu Magnusie!- wykrzyknął Reiner.
-No czego do cholery?!- odparł wrednie inkwizytor łamiąc już trzecie pióro ,w żelaznych rękawicach pisanie nie było najprostszą czynnością.
-Byłem w sali jadalnej! Prawie wszystko po walce usprzątneli ,a zwycięski krasnolud urządził pijacki bal ,który może doprowadzić do podobnych wydarzeń jak ostatnio... ale jest coś ciekawszego...-
-No co ,u diabła?!- warknął Von Bittenberg.
-Wiem z kim mistrz będzie walczył! Ze skavenem Skrenqiem zwanym Szczurołap... z analiz wynika ,że jest w posiadaniu skażonych kul ,takich jak te użyte podczas ataku na Averheim... z obserwacji dowiedziałem się również o dziwnych stworzeniach w jego komnacie...-
-Szczur... znowu szczur... w podziemiu natłukłem ich za mało?- zapytał sam siebie Magnus -Dobra... mam o tym jegomościu obszerny notatnik... a co z mnichem?-
-Niestety nie znalazł się...- odparł uczeń.
Magnus zacisnął pięść i westchnął -To źle... bardzo źle...-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Ulfarr i Olfarr pewnie dostaną Kheltosa bota, ze względu na dobry roleplay Grimgora. Swoją drogą, mam pomysł na najbliższą walkę: gigantyczny post o tym, jak Menthus prowadzi dochodzenie, by znaleźć związanego Ulricha w kontenerze na śmieci, tylko po to, żeby go olać i zostawić na pastwę kultystów.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Ithiriel powoli przemieszczała się po górnych poziomach cytadeli. Nie miała oczu, toteż nie mogła niczego widzieć, ale jakoś po prostu wiedziała co się znajduje wokół niej. Dopiero poznawała się w swojej nowej formie i na co ją stać. Szybko jednak postanowiła zadziałać w sprawie priorytetowej w tej chwili, czyli zemście na inkwizytorze. Dalej zaskakiwały ją możliwości "obecności", gdyż zwyczajnie wiedziała gdzie ma się udać, by dotrzeć do jego komnat. Kiedy była już blisko i wciąż zastanawiała się jak właściwie ma dokonać zemsty, poczuła problem. Miała wrażenie jakby rozpadania się, a zaraz potem natrafiła po prostu na barierę. W swojej formie z łatwością ją przebadała i stwierdziła, że Magnusa chronią iście boskie moce, nie pozwalające przedrzeć się czarnej magii. Zawsze uważała Sigmara za mit, ale okazała się, że jego wpływy właśnie jej dosięgnęły. Nie miała jednak czasu na zastanawianie się dłużej nad ludzkim bożkiem, gdyż poczuła, że "rozpadanie" się nie poprzestało. Jej forma traciła stabilność, jeśli w ogóle jakąkolwiek miała. Spanikowana Ithiriel nawet nie wiedziała co jej dokładnie grozi. Może wessie ją do wymiaru chaosu, albo jakiejś pustki. Szybko przejrzała w pamięci księgę, z której wyczytała o obecności. Istniał jeden ratunek przed destabilizacją. Musiała zakląć samą siebie w jakimś przedmiocie, który podtrzymałby jej świadomość. Cała sytuacja wymagała szybkiej reakcji, więc od razu ruszyła do swoich komnat. Kiedy wniknęła do środka czuła, że zostało jej niewiele czasu i bez namysłu rzuciła zaklęcie, które przeniosło ją do małego lusterka, leżącego tuz przy drzwiach na małej szafce. Najbliższy jej przedmiot, okaże się czy był dobrym wyborem, chociaż ze względu na pośpiech, wybór był niewielki. W tej chwili Ithiriel myślała jednak tylko, co się z nią dalej stanie. Czy na zawsze zostanie na tej małej szafeczce? Jak wyglądało lusterko teraz? Czy przykuje uwagę? Na razie miała zamiar czekać, jeśli straci już nadzieję zacznie wysyłać swoje myśli, żeby ktokolwiek mógł ją usłyszeć.

Galreth zaczął porządnie sobie polewać, ale przestrzegał podstawowej zasady, wyuczonej podczas poprzedniej libacji: nie mieszać. Zadowalał się małymi kieliszkami wódki, odpowiadającej jego gustom. Prosty, nie za mocny alkohol (czasem po prostu się bał, tego co krasnolud i Norsowie wlewali sobie do ust) bez konkretnego smaku. Służyła jednemu celowi: łagodnie, acz stanowczo się najebać. Wszyscy żartowali i śmiali się. Byli w dobrych humorach, gdyż cała okazja była oczywiście na cześć Drugniego, który jak nikt wiedział jak doprowadzić imprezę do legendarności. Wkrótce zostały wznowione zawody na ryczenie, które najwyraźniej przypadły wielu osobom do gustu. Rzucano nawet propozycje, by ustanowić z tego dyscyplinę sportową. Galreth, który nie brał udziału w konkursie zastanawiał się tylko, kiedy "delikatniejsza" część imprezujących zrezygnuje z dalszej zabawy. I do kiedy on sam wytrzyma szybkie tempo tej mniej delikatnej części. Już teraz był daleko w tyle za, swego rodzaju solenizantem. "Ta noc może się źle skończyć..."
Obrazek

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Zabawa rozkręcała się coraz bardziej, a przez to stawała się coraz bardziej męcząca. Jednakże nie w złym sensie. Na parkiecie szaleli niemal wszyscy zawodnicy, jedni ze swoimi bliższymi partnerami, inni zaś chwytali co ładniejsze kultystki. Sam poziom dzisiejszej popijawy był znacznie wyższy od wszystkich poprzednich imprez. Dlatego czułem się tu dobrze, podobnie jak Anna i moje wilcze stado. Zamieć, Zmierzch i Podmuch zajęli się dobrze wyposażonym bufetem, a gdy już poskromiły swój (jakby nie patrzył) wilczy apetyt, ułożyły się przy kominku i w spokoju wylegiwały się przy ruszających się w rytm muzyki płomieniach. Ci mniej okrzesani goście urządzili turniej, polegający na tym kto będzie bekał głośniej. Byli na tyle skuteczni, że potrafili zagłuszyć muzykę. Nie powiem, należą im się za to spore brawa. Zresztą, otrzymali je. Po odtańczeniu kolejnego szybkiego kawałka, stwierdziłem, że nastał czas na coś wolniejszego. Spojrzałem na hobbita, który chlał teraz na równi z krasnoludem i bliźniakami. Stawiał duży opór, gdy próbowałem wyciągnąć go od stołu, ale po krótkiej szarpaninie udało mi się.
-Znasz pieśń o Czarnych Smokach, przyjacielu?- zapytałem, a iskra w jego oku odpowiedziała mi za niego, chwycił za lutnię, która leżała obok jego kufla z piwem, wychylił jeszcze jeden łyk i udał się na prowizoryczną scenę. Chwyciłem Annę i z rozkoszą wysłuchałem pierwszych nut płynących z jego instrumentu.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Hobbit uśmiechnął się. - Ja bym nie znał!!??? Następnie chwycił lutnię i wskoczył na "scenę". Czyli jeden z większych stołów w jadalni. Malec był dość wcięty i bez żadnych ceregieli zepchnął na bok wokalistę "koła bardów" Odwrócił się tyłem do publiczności i poprawił kapelusz. A tak naprawdę, łyknął wtedy tabletkę, którą dostał od znajomego zielarza. Miała specyficzne działanie. Usuwała wszystkie efekty upojenia alkoholowego. Znowu zrobił szybki obrót i już stał przodem do uczestników uczty. Drugni prawie się udławił kością z kurczaka na ten widok. Farlin wypił prawie tyle co on, a pomimo to nie było po nim tego witego. -Twardy sukinsyn. Jak on zrobił ten obrót po litrze strzemiennej!!!? Nikt jednak tego nie wiedział. Niziołek ukłonił się przesadnie i rozpoczął pieśń. Reszta bardów mu asystowała. http://www.youtube.com/watch?v=U7bRFtsqcP8 Kiedy ballada się skończyła, rozległy się gromkie brawa. Van z Anną ukłonili się Hobbitowi i podziękowali za zagranie ich ulubionej piosenki.


***********************************

Gdzieś w Górach.

Skajlandrius podniósł łeb i otworzył zielone oczy. Wyczuł to, wyczuł zew. Mroczne potęgi Chaosu go wzywały. Był on tak silny, że nie był mu się w stanie oprzeć. Miał około 5000 lat i ostatnie 500 spędził w swojej jaskini, śpiąc. Jednak okres wegetacji dobiegł końca i przyszedł czas zaspokoić głód...

Obrazek

[Mam nadzieję, że MG się nie obrazi :P Dokończmy na spokojnie ucztę a potem zapraszam na polowanie na Smoka :twisted: :wink: ]
Ostatnio zmieniony 21 lut 2014, o 22:24 przez Matis, łącznie zmieniany 1 raz.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ Błagam... #-o :lol2:
Chociaż jak wyrżnęliśmy batalion Middenheim i czołg parowy...]
]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[No to pobiegacie sobie po górach, tak dla zmiany otoczenia :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Wydaje mi się że atak smoka na zamek (jak w tym fimie co Drago dał pół serca księciu) byłby lepszy. Ale na bogów! Może pod koniec elimincji ?!! Za dużo walk naraz....

@Klafuti oby historia nie zatoczyła koła i nie odpadłbym w ostatniej walce.... :evil: Ale wydaje mi się że ty z jeszcze lepszym rolplejem przejdziesz (ofc jak Kheltos padnie pod kataną) a ja i Van powalczymy o ostatnie miejsce :wink: ]

Po walce Drugniego liczna Norsmeńska publiczność tubalnie ogłosiła radość z widowiskowego ubicia wampira. Olfarr i Ulfarr jak zwykle pierwsi ze współbraci dobiegli do zdążającego chwiejnie ku głównej hali krasnoluda i już wkrótce nozdrza zgromadzonych mile połechtał iście boski zapach stołów elegancko zastawionych świeżo przyrządzonym jadłem. Stojący na środku sali Turo rozrzucił ręce na boki, jakby prezentował dzieło stworzenia świata po czym cisnął zerwany z pasa fartuch jednemu z kultystów stojących z opuszczonymi głowami pod ścianą i zaśmiał się.
- Zapraszam na ucztę! Od kiedy Bjarn przejął Fortecę, ja wziąłem w jarlostwo kuchnię więc jest przaśnie i do syta - siadajmy!
Oczywiście nie żeby ktoś specjalnie potrzebował takich zachęt, uczta jak to uczta - poza okazjonalną walką jedyna rozrywka podczas tych zawodów zaczęła i rozkręciła się właściwie sama. Bliźniacy usiedli jak najbliżej Drugniego u szczytu stołu, wszyscy ewentualni amatorzy tych pożądanych siedzisk ustąpili przed wzrostem (podsiadłbyś typa z bicepsem jak twoje udo?) braci lub zostali przez nich grzecznie (jak na norskie standardy) odepchnięci.
- Zdrowie tego co łeb maszkarze ukręcił! - huknął dobitnie Olfarr, wznosząc biały róg zza którego złotych okuć ciekł strugami miód pitny.
- I po co ci, Drugni do cholery taki ostry topór skoro łapami potwory ubjiasz ?! - dodał z uśmiechem Ulfarr, potrząsając kuflem wielkości ludzkiej głowy i skrapiając pobliskie półmiski sporymi płatami piany z piwa.
- Bo one, na Grimnira nie godne są tak dobrej stali! - zawyrokował Zabójca, odwracając się od innego biesiadnika. - Jeszcze ci taki runy pobrudzi, a nie wiadomo jaki tam syf mu w bebechach krąży.
- Hahaha! To, na Odyna i Njorda zdrowie ręki która go ubiła! Niech żyje i kropi dalej! - wyrzucili jednocześnie obaj bracia, autentycznie skrapiając (choć w inny, nie śmiertelny sposób) pobliskich towarzyszy uczty. Rozweseleni biesiadnicy zdążyli już nawet zakołysać się w rytm skocznej muzyki i rozeznać się w uciechach stołu. Tak jak obiecał Turo, dziś królowały proste, acz sycące i smakowite dania z północy Starego Świata. Soczyste, wędzone łososie z Norski pyszniły się obok kislevskiego bigosu, parującego od mięsa i wina, a dalej królowała podana na chlebie ostlandzka dziczyzna, zapieczona z topionym serem i sporą dawką ziół. W najdalszym rogu stało nawet danie narodowe Nordlandczyków - czekające jako zakąska dla amatorów Strzemiennajej 114% marynowane w beczce śledzie, z powodu zapachu zwykle elektorskim zakazem wypędzone z miejsc publicznych. Oczywiście nie mogło zabraknąć też trunków. Jak widać nawet po zniknięciu Alphariusa, tajemnicze karawany regularnie dostarczały twierdzy zaopatrzenia. Tak więc albiońska whiskey stała na stołach pod ścianami obok bretońskich win, tileańskiego ginu i nawet słynnego, butelkowanego ale z Reiklandu. Jedynie przywieziony w ograniczonych ilościach przez Turo, sarlski miód zaczął ustępować miejsca kislevskiemu dwójniakowi. Służący kultyści gorliwie dostarczali do stołów coraz to nowsze napitki i otwierali kolejne beczułki i beczki z piwem, nadzorowani coraz mniej trzeźwym okiem Turo. W pewnym momencie, po kilku minutach podrygów na parkiecie, młody Leif sam pofatygował się po coś do picia.
- Mhm ? Kapitan Morg... Moorgan... - wydukał, oglądając butelkę pod światło. - Polecane przez kapitana Morgana, wytwórnia... Driftmaarkt INC, Adelhar van der Maaren...
Stojący obok Reiner zamarł w pół kęsu szarlotki i spojrzał na butelkę, jakby nagle zawierała przynajmniej czystą esencję Slaanesha.
- Niegodziwiec... - warknął łowca i odszedł z łopotem płaszcza. Natomiast młody myśliwy chętnie skosztował prosto z gwinta i natychmiast zebrało mu się na jedne z tych dziwnych pieśni, które wyrykiwali imperialni marynarze zanim Norscy piraci dorwali ich z zasadzki.
- Yarr, harr, fiddle-dee-dee... trzynastu chłopa na umrzyka skrzynii...
Tymczasem Ulfarr skończył właśnie mordęgę z wielkim kuflem piwa i otrzepał brodę z piany i popłuczyn, po czym nabrał głośno powietrza z charkotem odchylił się na ławie. Siedzący obok Olfarr uśmiechnął się sarkastycznie do brata, przechylając nieznacznie róg.
- Pożyczyłbym ci miodu...
- ...ale mieliśmy dziś nie mieszać, wiem. Zdrowie Drugnieegoo! Dajcie więcej tych szczyn...
- Co ? Przecież i tak jak jeden z was pije to drugi czuje! - zaśmiał się Turo. Bracia niechętnie przyjmowali takie żarciki ale widać było że gruby kuchmistrz ma już mocno w czubie. - Toteż mniemam, że jedynie tchórzycie, miękkie faje! Hehehe...
Turo oblał się sporą kwaterką Kislevskiej Strzemiennajej, a bracia spojrzeli po sobie. Drugni zauważył ten dziwny błysk w jasnych oczach i aż sam ciekaw był co też zrobią bliźniacy.
- Olfarr...
- Taaa ?
- A może odpierdolili byśmy coś pojebanego ? - zapytał po Norsku Ulfarr.
- Mnie się pytasz ? - odparł z wyszczerzem Nors. - Niee, nie chodzi ci o to...? Kurde... dobra, EJ TAM ŚCIERWA, DAWAĆ TU KOCIOŁ! INO CZYSTY BO WYTRĘ GO WASZYMI SKALPAMI!
Gdy zrobiono miejsce, dwójka kultystów postawiła tam spory garnek z gładkiego, czarnego żelaza z dwoma uchwytami. Olfarr bez zastanowienia wlał do środka cały miód ze swojego rogu i antałka dwa krzesła dalej. Ulfarr, już zupełnie poweselały odkorkował zębami i odwrócił szyjkami w dół dwie butelki Kislevskiej Końsko-łOgrowej 120%. Drugni aż podniósł się wysoko nad krawędź stołu aby lepiej widzieć co dwaj bracia robią, inni z resztą też zbliżyli się jakby do garnca, w którym zaraz rozpłynęła się Ostermarcka okowita, co najmniej trzy różne wina i każdy, coraz dziwniejszy trunek jaki kazał donosić Olfarr. Jego brat wlał długi strumień whiskey i mały wodospad piwa, w kotle znalazł też ujście bimber wlany ukradkiem przez wciągniętego w konwencję Farlina. Nagle Olfarr dolał ciemnej bradny i wymamrotał jakąś dziwną formułkę, po czym sięgnął po swój róg i zamieszawszy, nabrał dziwnie lśniącego dziesiątkami barw płynu.
- Zamierzasz to pić ?! - sapnął Galreth, któremu uśmieszek nagle zszedł z twarzy. - To napewno bezpieczne ?
- Bezpieczne może i nie... - zaczął Olfarr i bez wstępów począł chłeptać... to coś.
- ...ale jakie kurwa miażdżące! - zaśmiał się Ulfarr, samemu nabierając z kociołka. Gdy inni w osłupieni wpatrywali się w przełykającego Olfarra, jego brat pospieszył z wyjaśnieniami. - Otóż kiedy jeszcze łupiliśmy i gwałciliśmy i mordowaliśmy i gwałciliśmy... gdzie to ja ? A tak, pod drugim skirlem w życiu trafiliśmy raz na Albion. Takie mgliste, deszczowe zadupie...
Gdy Ulfarr sam zaczął pić, Olfarr drżącą ręką otarł usta i kontynuował.
- To raz wzięliśmy w niewolę jednego z tych ich... dred... driad... druidów! Zwał się Panacefix...Panurix... Panoramix! - Nors tryumfalnie walnął pięścią w otwartą dłoń. - I za darowanie życia pokazał nam coś takiego... Niezłe przyznam. Wtedy z chłopakami ledwo na drakkar wróciliśmy...
- I co z tym druidem ? Wykpił się od śmierci ? - niemal jednocześnie zapytali Leif i Drugni.
- Nieee... choć nawet by przeżył, w niewoli ale nasz jarl się spił i toporkiem zamiast w strop, utrafił starca prościutko w czerep.
Na chwilę nastała cisza przy stole. Nie jako memoriał pamięci druida, ale inni po prostu wpatrywali się w błogie wyrazy na twarzach bliźniaków. Wreszcie milczenie przerwał donośny bas Drugniego, aż trzeszczący od entuzjazmu.
- A można spróbować ? - reszta gości, spojrzała na niego ze zgrozą. - Jeśli żaden potwór mnie nie rozłożył to ten z kociołka, jakem krasnolud lepszy nie będzie!
- Uważaj Drugni... na zwierzętach jeszcze nie testowaliśmy! Hahaha! - sarknęli od śmiechu obaj Horkessonowie.

Tymczasem na scenie Farlin i Ivar Skald walczyli o dominację na tym podwyższonym polu bitwy między tablicą walk a resztą orkiestry. Z początku jedynie na śpiew i granie, teraz dźgali się końcami lutni i mandoliny, odskakując jak szermierze.
- Jestem lepszy! Od tygodnia nikt mnie młotem za śpiew nie zdzielił! - rzucił skald.
- Śpiewu to ty na te swoje zatkane uszy nie słyszałeś i nie usłyszysz jeśli nie dasz mi wejśc na scenę!
- Po moim trupie, mamut ci na ucho nadepnął!
- A ty fałszujesz! - pisnął Farlin. - I właśnie przemówił do mnie nadworny bard Sigmara, chce żebyś mu oddał jego akordy! No błagam, kto w dzisiejszych czasach przestraja mandolinę na drop C i jeszcze potem brzęczy Arpedżjo ?!
Obaj grajkowie zaczęli się przepychać, z gryfami skrzyżowanymi jak mieczami. W końcu Ivar zdzielił niziołka w łeb a ten zmiażdżył stopę Norsa. Kilka starć później widownia zaczęła gwizdać, więc przerzucili się na walkę muzyczną z widownią jako sędzią.
- A masz, stara Norska pieśń taneczna! http://www.youtube.com/watch?v=w2TADc5OOTs
- Ha, chyba grobowa! Bo kultyści co tośmy ich wczoraj nasiekli, przekręcają się w grobach. To jest sztuka, godna dworu Menthusa: http://www.youtube.com/watch?v=Mw2tuBxLSCY
- I kto tu o trupach rozprawia, malcu ? Teraz padniesz... http://www.youtube.com/watch?v=u_tORtmKIjE
- O kurde... ZNAM!
Farlin wybałuszył oczy, uśmiechnął się i razem ze Skalem zaczęli grać. Po wszystkim publiczność zgodnie nagrodziła obu oklaskami. Grajkowie podnieśli się po ukłonie i obrzucili pochwałami na temat jakichś muzycznych detali.
- ...i ten riff! Zakładamy razem zespół ? - rzucił z pasją Skald.
- A czemu nie ? Jakiś twój kumpel na bębnie i wszystkie fanki nasze... A jakby się miał nazywać ?

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Idziemy na tego smoka pokiereszowani kociołkiem panoramixa? :mrgreen: Najbardziej epicka walka ze smokiem w historii?]
Obrazek

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Ja bardziej myślałem nad tym, że smok przylatuje do zamku i np: porywa Iskrę lub Annę. A my idziemy w góry ją odbić. Tylko, żeby nie skończyło się to w 2-3 posty. Bardziej mi chodzi o epicką wyprawę i polowanie w stylu opisanym w zabójcy smoków. Odnośnie PG. Wybiliśmy elitarną gwardię, czołg parowy. Mamy smoka. Zabijaliśmy ogromne mutanty i Alienów. W takim przypadku polowanie na smoka jest ok. Możemy je zacząć po walce Smoczego Maga. ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Po walce Menthusa rozpoczynamy wielodniowy rolpley modlitw ,nabożeństw i śpiewów (no i roraty po drodze) o pomyślność walki Magnusa :mrgreen: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Kordelas pisze:[Po walce Menthusa rozpoczynamy wielodniowy rolpley modlitw ,nabożeństw i śpiewów (no i roraty po drodze) o pomyślność walki Magnusa :mrgreen: ]
[ Obrazek ]

[ No i procesja :D http://www.youtube.com/watch?v=YgYEuJ5u1K0 ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Jak Magnus wykąpie się w smoczej krwi, to nie będzie można go zranić :wink: ]

Skald zamyślił się. - No właśnie jak on miał by się nazywać?
Farlin nagle otworzył szeroko oczy - Już wiem!!! Mam na ramieniu znamię. Chyba wygląda jak słowo "Tenac"
Człowiek też szeroko otworzył oczy. - Nie możliwe!!!! Ja na ramieniu też mam znamię i wygląda jak "ious d"
Hobbit wyszczerzył się. - To nazwijmy go Tenacious D To bardzo chwytliwa nazwa!!!
Skald pokiwał z uznaniem głową. - Aye Hobbicie, więc zawrzyjmy przymierze i podbijmy świat naszą muzyką!!!
Obaj artyści uścisnęli sobie dłonie. Następnie zarzucili mandolinę i lutnię na plecy i zeskoczyli ze sceny.
Drugni krzyknął do nich, żeby napili się z kociołka. Hobbit jednak musiał odmówić. Miał kilka niedokończonych spraw ze strzygą.

****************************************************************

Farlin stał po środku areny, przed nim znajdował się majestatyczny stos. W jego centrum wbity był wielki drewniany młot, do którego przybito poczwarę.
Hobbit polał wodą święconą stos i wiszące ciało. Następnie rzucił w sam środek pochodnię. Po chwili buchnął olbrzymi niebieski ogień, który po chwili zmienił kolor na normalny. Te czynności miały zapobiec ponownemu wskrzeszeniu wompierza. Malca przepełniała duma. W końcu od dziecka chciał być łowcą czarownic i teraz po części spełnił swoje marzenie.

A wszystko zaczęło się 15 lat temu. Kiedy to 20 letni Farlin uczestniczył w egzaminach na łowcę czarownic...

Hobbit siedział w wielkiej sali przy jednym z 40 stołów. Nie było żadnych okien. Jedyne światło pochodziło od pochodni. Magnus siedział na przeciwko grupy, przy swoim biurku. To było jeszcze przed słynną areną w pod-świecie. Płaszcz, napierśnik i kapelusz, w które był ubrany, połączone z jego zielonymi oczami stwarzały obraz wyjątkowo strasznego człowieka.
Atmosfera była wyjątkowo napięta. Wszyscy czekali na rozpoczęcie się egzaminu pisemnego z Bezpieczeństwa Wewnętrznego Imperium. Hobbit siedział w pierwszej ławce cały przerażony. Nie dość, że nic nie umiał, to nie mógł od nikogo ściągać. Co chwilę musiał ocierać spoconą twarz chusteczką. Stres robił swoje. Inny łowca czarownic kończył właśnie rozdawać kartki z pytaniami.
Farlin zamknął oczy i zmówił ostatnią modlitwę do Sigmara. Kiedy z powrotem je otworzył, kartka z zadaniami leżała już przed nim. Niziołek zaczął rozwiązywać test.

1. Znajdujesz się w bazie kultystów. Co robisz
a) Zgłaszasz przełożonym miejsce pobytu heretyków
b) Mordujesz wszystko co się rusza
c) Łapiesz jednego z kultystów i przesłuchujesz.
Karwa... Nie no, prawdziwy inkwizytor nie daje ujść z życiem nikomu. To musi być odpowiedź B!!! Teraz drugie

2. Stoisz 60 metrów od biegnącego w prawą stronę kultysty. Cel porusza się z prędkością 20km/h Z jakim wyprzedzeniem trzeba wystrzelić bełt z kuszy, żeby trafić przeciwnika??

-Nie... No bez jaj. :shock: Dobra przejdźmy do następnego...

3. Wypisz daty:
a) Urodzin aktualnie panującego Imperatora
b) Zjednoczenia Imperium
c) Śmierci ojca Sigmara

Hobbit uderzył się otwartą dłonią w twarz. - Nie wierzę... A miałem się uczyć tych dat...
Malec odwrócił się w lewo, w poszukiwaniu potencjalnej pomocy. Dostrzegł młodego tileańczyka, który właśnie próbował dać ściągę swojemu koledze z ławki. Nastąpił strzał. Głowa chłopaka odchyliła się do tyłu. Kula przeszła na wylot, a mózg ochlapał młodego blondyna, który siedział z tyłu. Nastąpiła grobowa cisza.

Magnus stał z pistoletem w dłoni, z groźną miną. - Prawdziwy inkwizytor nigdy nie ściąga!!! Albo robi to tak, żeby nikt nie zauważył!!! Następnie z powrotem siadł na swoje miejsce.
Farlin głośno przełknął ślinę. - Dobra... Czas na czwarte, ostatnie pytanie

4. Zostałeś złapany przez kultystów i wrzucony do lochu. Co robisz?
a) Uciekasz i powiadamiasz przełożonych o bazie kultystów
b) Zdradzasz kultystom wszystkie tajne informacje
c) Wysadzasz wszystko w powietrze

Nie no... To akurat proste. Wysadzam wszystko w powietrze!!! Hobbit podpisał kartkę i położył ją na biurku inkwizytora.

************************************************************

Nazajutrz, wszyscy czekali przed prywatnym gabinetem Magnusa. Każdy z osobna był wzywany i w zależności od otrzymanego wyniku z testu, przyjmowany lub odrzucany.
W końcu przyszła kolej na Farlina. Zestresowany wszedł do środka wielkiej mrocznej komnaty. Po lewej stronie stał ogromny regał z książkami,po prawej kominek, w którym palił się ogień. W centralnej części pokoju stał wielki dębowy stół. Za nim siedział Magnus. Zaś za inkwizytorem znajdowało się wielkie okno. Hobbit zaczął pierwszy.
- Wita... i nie dokończył
- Siadaj!!! wykrzyczał inkwizytor.

Malec siadł posłusznie na fotelu, położył na kolanach torbę (dostawał taką każdy kandydat na inkwizytora), w której miał swoje bomby. Nigdy się z nimi nie rozstawał i jakoś udało mu się je przemycić do zamku.

- Mam tutaj twoje wyniki z egzaminu, pokurczu...
- Zdałem?
- A jak uważasz?
- No wydaje mi się, że zdałem
- Masz rację!!! Wydaje ci się!!!! Nie zdałeś!!!
- Jak to!!???
- Na 40 osób miałeś najgorszy wynik. Powiedz mi jakim trzeba być debilem, żeby napisać takie głupoty. Nawet troll zdał by ten test bez problemu!!
- Ale..
- Nie ma żadnego ale!! Dostajesz wilczy bilet!! A teraz oddawaj torbę.Przysługuje tylko osobom, które zdały egzamin
- Nie błagam!! Wygrawerowałem na niej nawet swoje imię!! Ona należy do mnie!!!
- Kurwa, nie zamierzam z tobą więcej dyskutować!!!

Magnus wyrwał torbę Hobbitowi i cisnął ją do kominka. Farlin nie zdążył powiedzieć inkwizytorowi co jest w środku.
Nastąpiła potężna eksplozja. Magnusa rzuciło na regał z książkami, po czym piekielny mebel przewrócił się na niego i przygwoździł do ziemi. Hobbit pod wpływem eksplozji wyleciał przez okno. Lądując na drzewie. Po chwili gałąź ułamała się i nastąpiła dość szybka i bolesna droga w dół... Malec ocknął się na polanie. Jego marzenie legło w gruzach. Pozostało mu tylko żyć jako zwykły, szary łowca nagród.

**************************************************

Hobbit w końcu skończył wspominać. Odwrócił się na pięcie i poszedł do sali biesiadnej. W końcu trzeba spróbować magicznej mikstury Bliźniaków.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Wybaczcie mi długą nieobecność, miałem ciężki tydzień]

Jastrząb wylądował gładko i dostojnie na ramieniu Wielkiego Mistrza Wiedzy Tajemnej. Lord Teclis władca białej wieży delikatnym ruchem odwiązał list przywiązany do prawej nogi ptaka, jego treść brzmiała:

Wielki Mistrzu Wiedzy Tajemnej, Władco Białej Wieży, Najwyższy Arcymagu Lordzie Teclisie z rodu Aeneriona
Jako twój pokorny sługa, melduję iż Arena ta jest miejscem wielkich czynów i wielkiej chwały, ludzie mi towarzyszący choć w większości prości i nieprzewyższający swych pobratymców inteligencją to wspaniali honorowi wojownicy (z wyjątkiem dwóch podstępnych psów; Galretha [Druhii] i Magnusa [Łowca czarownic]), jednak wbrew twoim obawom nie odnalazłem tutaj żadnych spisków czy też globalnych planów (na razie!). Faktem jest jednak iż do zamku przybył Lord Ruel-pomiot Malekitha, jednak czcigodny samuraj Saito skrócił go o głowę. Tak więc nie stanowi on już żadnego zagrożenia. Wybiła i moja godzina; za niedługo stanę na gorących piaskach Areny, wówczas to los zadecyduje o życiu lub śmierci. Proszę cię abyś do Spiżowej Cytadeli przysłał Averiusa Adepta Ostrzy, aby mógł dotrzymać towarzystwa Iskrze (jest tutaj bardzo samotna) lub w najgorszym wypadku zabrać ją z powrotem do Białej Wieży jeśli polegnę.
Twój Uniżony Sługa Menthus z Caledoru.


Na twarzy Teclisa pojawił się delikatny uśmiech
-Wezwijcie mi tu Averiusa z rodu Hurina!-krzyknął do sługi.

Iskra nie brała udziału w popijawie, zamiast tego zawzięcie grała ze swoim Mistrzem w szachy, korzystając z tego iż nareszcie ma dla niej dłuższą chwilę czasu, a choć na jedno jej zwycięstwa przypadały trzy przegrane, gra obu sprawiała niesamowitą radość. Szachy były podarunkiem od Teclisa, który dał je Menthusowi z okazji trzy setnych urodzin, figury były zaczarowane, ruszały się same gdy tylko otrzymały rozkaz, zaś zanim zbiły inną odgrywały z nią szermierczy pojedynek.
-Wieża na H1-rozkazał Smoczy Mag, zaś figura przesunęła się samoistnie na owo pole.
-Błąd-odrzekała Iskra z uśmiechem-goniec na H1. Figura przesunęła się na pole wieży i dobyła miecza. Chwilę później wieża leżała martwa na czarnym polu.
-Pion na D2-rzekł Menthus zakładając widełki na Hetmana i konia, na dodatek w taki sposób iż Królowa nie miała jak uciec, lub bić.
-Cholera-zaklęła-Koń na C4.
-Pion na C1.-Szeregowiec zakręcił się w piruecie i ściął czerp królowej.
-Laufer na H2.
Wieża na B2, szach Mat!-gdy jej mentor wypowiedział te słowa z głowy białego króla zsunął się diadem, zaś z jego rąk z hukiem wypadł miniaturowy mieczyk.
-Gratuluję-rzekła Iskra podając Menthusowi swą wąską, śliczną dłoń.
-Byłaś blisko-rzekł Assur.
-Nie bardziej niż zwykle, grasz jeszcze jedną partyjkę?-zapytała go Aenwyrhies.
-Nie wybacz, muszę porozmawiać z Vahanianem.
-Dobrze Mistrzu-rzekła cicho, lekko rozczarowana.
-Nie martw się, za niedługo dużo powinno zmienić się na lepsze w twoim życiu, a i przy okazji gdy mnie nie będzie poćwicz gest Zuko Avibailis.
-Tak jest mistrzu.
Wyszedł z komnat i szybko przeszedł do sali biesiadnej gdzie odnalazł Vahaniana.
-Muszę z tobą porozmawiać, w cztery oczy i daleko z tond-rzekł-idziesz?

[Grałem dzisiaj w Rpg i tutaj coś co mnie praktycznie zabiło:
Jako mg mówię:
Kątem okaz zauważacie jak gargulec silnym pchnięciem w pierś powala waszego kolegę, w esksplozji furii rąbiecie go na kawałki ku pomście i zemście konającego. Stajecie nad jego martwym już ciałem, aby oddać mu ostatni hołd, co robicie?
A na to moi wspaniali gracze:
-Biorę jego oriony!-rzekł Nicolas
-Biorę jego miecz-powiedziała Diana
-Biorę jego trucizne!-krzyknęła Mrina
-A ja biorę jego nerki!-wrzasnął G.
#-o :mrgreen: #-o :mrgreen: #-o :mrgreen:
EDIT: Pomysł ze smokiem całkiem ciekawy, ale przypominam, że w zamku jest SMAUG, i że 500 lat to MAŁO jak na Smoka, wiele z nich dożywa tysięcy, jeśli nie dziesiątek i uwzględnijcie to że najstarsze są tak silne i potężne, że potrafią stawić czoła większym demonom (np Krwiopijca) i wygrać (np. Idragunir)]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Brawo Matis! Dawno się tak nie uśmiałem! =D> :lol2: :lol2:
Jak piękny byłby świat jakyb edukacja w szkołach tak wyglądała... :mrgreen: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[To podniosę mu wiek do 5000 lat :P Może mógł byś się pozbyć Smauga z zamku na pewien czas, wtedy mógł by przylecieć tamten ;) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Ustalcie harmonogram miejsc parkingowych dla smoków :lol2:


edit:
[Jak Magnus wykąpie się w smoczej krwi, to nie będzie można go zranić ]
Wolę zaufać technologii z Nuln oraz gorliwej wierze! Poza tym spróbuj to sobie wyobrazić...ja nie mogę :wink: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Proszę bardzo. Smok połyka Magnusa. On w środku rąbie mieczem i odpala miotacz ognia. Rozpruwa mu brzuch od środka i wychodzi sobie ze smoka. Jest cały w jego krwi ;)]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ