ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Kordelas »

[Tak... to mi się podoba... piszę się na wyprawę...]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Na środku stał kociołek, a Galreth wpatrywał się w niego z wielkimi oczami. Niejedno w życiu widział. Walczył z wieloma groźnymi wrogami. Nieraz ocierał się o śmierć. Ale jeszcze nigdy nie czuł takiego strachu. Bliźniacy zaiste igrali z mocami, których pewnie do końca nie rozumieli. Kociołek Panoramixa, dzieło szaleńca, zdolne sprowadzić zagładę na świat śmiertelników. A jednak było w nim coś pociągającego. Czego mógłby dokonać, gdyby odważył się wypić chociaż odrobinę. Żądza władzy, tak często spotykana wśród Druchii, wreszcie pchnęła go, ku przeznaczeniu. Nachylił się i zaczerpnął ze źródełka. Odszedł kawałek i pozwolił substancji działać. Po krótkim czasie nowe doznania zaczęły napływać ze wszystkich stron. Z pewnością z jego mózgiem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Pierwsze przyszły zmiany w percepcji, kolory zmieniały się co kilka sekund, zostawiając assasyna w stanie zachwytu. W tej chwili stał na środku rozglądając się dookoła chłonąc nowe widoki z kretyńską miną. "Jakie to piękne... Cóż za wspaniały trunek! Czuję jakbym mógł podnieść, no nie wiem...menhir!" Nagle jego rozbiegany wzrok uspokoił się, a rozmarzona mina została zastąpiona najwyższym skupieniem. Widać było jak walczy wewnątrz z samym sobą o jedną konkretną myśl. "Co to jest menhir?" Chwila przemyśleń minęła i z dalszym poczuciem niezwyciężalności, ruszył w kierunku reszty imprezujących.

[Zakładam po prosty, że mieszanka ma unikalne działanie na Galretha. (Ma słabą głowę :D ) Można z nim robić co chcecie :wink: )
Obrazek

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Salę balową oświetlały rozwieszone pod sufitem i przytwierdzone do kolumn słoje z oliwą, których jasny, ciepło-żółty blask oświetlał suto zastawiony stół. Potrawy, jak się okazało przygotowano pod czujnym (i niewątpliwe eksperckim) okiem jednego z Norsmenów, zwanego Turo. Zachęcony smakowitym aromatem dań, Saito zasiadł przy stole na misternie rzeźbionym krześle, ozdobionym przez szponiaste łapy, oczy i wiele innych, bliżej nieokreślonych kształtów i zlustrował menu. Potrawy wyglądały na proste, co bardzo przypadło roninowi do gustu, gdyż przypominało mu to kuchnię z jego rodzinnych stron. Nippńskie potrawy nie należały do przesadnie wyszukanych, jak faszerowane półgęski w rozmaitych sosach, czy wymyślnie poukładane pieczenie, w których gustowała szlachta Imperium. Rozeznawszy się w propozycjach szefa kuchni, Saito z lubością nałożył sobie wędzonego łososia i krewetek. Chociaż smakowały one inaczej, niż przygotowane na modłę Nippońską, ronin pochłonął sporą ich ilość, gdyż od dawna nie miał okazji najeść się porządnie przyrządzonej ryby i owoców morza. Przydałoby się jeszcze tylko trochę ryżu, wasabi i filiżaneczka sake... Wokół stołu uwijali się kultyści, Saito wyczuł od razu, że są niewiarygodnie spięci. Było to widać w ich ruchach, czasami nerwowych, tym jak drżącymi rękami polewali biesiadnikom trunków z dzbanków i karafek, z paranoidalną wręcz ostrożnością, by nie uronić ani kropli. Po chwili stało się jasne, skąd wynika taki stan rzeczy: zgodnie z podejrzeniami samuraja, Turo swym ciężkim, z każdym wychylonym rogiem coraz bardziej zmąconym, ale i srogim spojrzeniem nabiegłych krwią oczu. Wtem Turo zwrócił się do Kanedy:
- W mojej kuchni kultyści nie chodzą, tylko biegają! Myślą, że służą bogom chaosu... he, he... - Zarechotał zniżonym od słodkich alkoholi głosem. - Ja im zrobiłem dzisiaj w kuchni prawdziwą dziedzinę chaosu. Ten kurczak, tak ten, był na przykład tak niedogotowany, że gdybym nie dopilnował, to wydziobałby kaszę z miski obok! - Po czym łupnął pulchną pięścią w stół ku trwodze kultystów, aż podskoczyły półmiski, chlapiąc sosem na około, i zaśmiał się tubalnie, najwyraźniej ubawiony swoją trafną wypowiedzią. Saito również uśmiechnął się pod wąsem. Kultystów miał w najwyższej pogardzie, szczególnie po ostatnim stłumieniu ich zdradzieckiego ataku na zawodników. To było śmieszne, że niektórzy z tych ludzi próbowali nagiąć do swojej woli moce przechodzące ludzkie pojęcie, podczas gdy zostali spacyfikowani i zniewoleni przez własnych gości.
- W takim razie gratuRuję, szanowny Turo, zaprowadzenia dyscypRiny wśród tego bydła. Jak również przygotowania tak apetycznego posiłku.
- Równy z ciebie chłop, chociaż dziwną masz gębę! - Wstawiony już szef kuchni klepnął samuraja po ramieniu, solidnie acz przyjacielsko. Saito łyknął jeszcze trochę piwa z ciężkiego, zdobionego scenami polowań kufla z cyny i odpowiedział:
- Dawno nie miałem okazji jeść takiej dobrej ryby. Żeby jeszcze było sushi, to czułbym się jak w... domu. - Ostatnie słowo na niedostrzegalny ułamek sekundy utknęło samurajowi w gardle. Choć siły mrocznych elfów na arenie zostały zniszczone, a ich przywódca wypatroszony jak wieprz, którym w istocie był, z pewnością gdzieś zostały jakieś niedobitki, którym należy wymierzyć sprawiedliwość. Ta świadomość swędziała. Na szczęście, przed nadciągającą zadumą, ronina uratował Turo zadając istotne pytanie:
- Czym jest sushi?
- To potrawa. Surowe kawałki tuńczyka albo łososia w lekko zaprawionym octem ryżu, zawinięte w suszone wodorosty. - Wyjaśnił Kaneda.
- Suszone wodorosty... Pewnie stąd nazwa. - W tym momencie umysł Saito, na krótką chwilę eksplodował, po czym wrócił do stanu poprzedniego. Nigdy nie myślał o tym w ten sposób. - Ale zaraz, w twoich stronach jecie... Glony?
- Tak owszem. Bardzo zdrowe. Tak samo jak wy dodajecie te czerwone do mięs.
- To żurawina, pasuje zwłaszcza do mięs czerwonych i serów, podobnie jak jarzębina. - Odpowiedział tonem podchmielonego eksperta Norsmen, wskazując na cielęcinę z serem owczym, obficie skąpanej w rubinowym sosie. - Rzecz w tym, że jarzębina... Zaczekaj pan, muszę coś sprawdzić. - Przerwał nagle swój wywód Turo, i sapiąc osunął się od stołu, niemiłosiernie zgrzytając krzesłem po posadzce. Saito odprowadził grubasa wzrokiem, który przeszedł przez drzwi najwyraźniej prowadzące do kuchni. Gdy zamknęły się za plecami szefa kuchni, ronin mógł przysiąc, że przez cały gwar uczty i dźwięki muzyki granej przez Farlina i Ivara, przebijają się ryki Turo i skomlenie zbierających srogi ochrzan kultystów.
Korzystając z chwili swobody, Saito spojrzał na tablicę par mających zmierzyć się w najbliższym czasie. Wciąż nie było tam jego imienia, tak więc szybko przejrzawszy listę pozostałych zawodników ustalił z kim może przyjść mu się zmierzyć. Oprócz niego samego na przydział oczekiwali Olfarr i Ulfarr, Vahanian i Kheltos. Z pierwszymi trzema ronin nie miał zwady, zwyczajnie zabiłby gdyby musiał, taki los wojownika, jednak Kheltos był ostatnim, prócz Galretha przedstawicielem Druchii na arenie i w przeciwieństwie do tego drugiego, asasyn ów był typowym przedstawicielem swej plugawej, pozbawionej moralności i honoru rasy. Na nim Kaneda wywarłby swoją zemstę najchętniej jeszcze podczas masakry elfów i kultystów, jednak Kheltosa chronił immunitet przysługujący uczestnikom. "Ciekawe, kto odpowiadał za dobieranie par? Może dałoby się porozumieć z organizatorem w osobie Bjarna?" - Zastanawiał się Nippończyk, jednak odrzucił tą myśl jako niehonorowe rozwiązanie, wszak inni nie mieli takiej możliwości.

Tymczasem impreza się rozkręcała. Najedzone i opite alkoholem towarzystwo poczynało sobie coraz śmielej, wznowiono znane z poprzedniej popijawy zawody w ryczeniu, do których Saito z resztą się przyłączył. Wtem samuraj dostrzegł jak Olfarr (a może Ulfarr?) zawołał na kultystę, żeby przyniósł kocioł. Heretyk posłusznie spełnił rozkaz, uwijając się jak w ukropie. Następnie bliźniacy zaczęli lać do pojemnika różne alkohole. Ronin patrzył na te poczynania krytycznie, wciąż mając w pamięci absurdalną scenkę z Galrethem, Iskrą i wymiocinami w rolach głównych. "Znowu zmieszaliście alkohole" - pomyślał Kaneda, sceptycznie obserwując Horkessonów wypijających ten koktajl http://i1.kwejk.pl/site_media/obrazki/2 ... 1357033817. Co prawda, były jakieś tłumaczenia, że to niby grzybek zaszkodził, albo ogóreczek, ewentualnie mandarynka, ale wszyscy znają te wymówki, jak świat długi i szeroki. Zmieniają się tylko nazwy obwinianych zagryzek, w zależności od rejonu, w którym odbywała się sesja rzygania. Wreszcie jednak Saito (któremu również udzieliło się przyjemne kołysanie i szum) podszedł krokiem marynarza po tygodniowym sztormie do kotła i nachylił się nad nim. Opary alkoholu uderzyły go w twarz, aż musiał zmrużyć i tak już skośne oczy. "Niby magiczna mikstura to jest? A co gdybym wszedł do środka cały? Zmieszczę się przecież." - Pomysł na trzeźwo zapewne wydałby się roninowi zwyczajnie durny, jednak wypita wóda zryła mu ewidentnie banię i Saito nachylił się niebezpiecznie nad naczyniem, uważając aby go nie przewrócić.
- Z gwinta będzie walił! - Zawołał ktoś od strony stołu.
- Dajesz Saito, zeruj go! - Dodał inny głos przy wtórze śmiechów rozbawionego towarzystwa. Wtem rozległ się plusk i zapadła cisza, było słychać tylko brzęczenie komara, krążącego wokół jednego ze słojów z oliwą. Saito wpadł do kotła, zanurzając się całkowicie w jego wysokoprocentowej zawartości. Wrażenie było tak silne, że zdążył nałykać się sporej ilości płynu, a chwilę później poczuł się niekomfortowo pełen energii. Energetyczne bieganie, energetyczny miecz, energetyczna walka, energetyczne areny! Czterysta wygranych aren! Saito wyskoczył z kotła i przy pomocy nauczonej przez starych mistrzów techniki wykonał specjalny ruch, aby okiełznać wypełniającą go energię. Zgodnie z przeczytanym podczas jednej z wizyt w zamkowej bibliotece, almanachem, Saito osiągnął poziom piąty upojenia alkoholowego, gwarantujący mu niewidzialność, kosztem niemożności wymówienia pewnych mało istotnych słów.
http://vetulani.wordpress.com/2010/07/2 ... -alkoholu/

GrimgorIronhide pisze:@Klafuti oby historia nie zatoczyła koła i nie odpadłbym w ostatniej walce.... :evil: Ale wydaje mi się że ty z jeszcze lepszym rolplejem przejdziesz (ofc jak Kheltos padnie pod kataną) a ja i Van powalczymy o ostatnie miejsce :wink: ]
[To by nawet pasowało, bo Kheltos jest ostatnim żywym DE (oprócz Galretha), a Vahanian ma jeszcze swojego wilka i moglibyśmy oglądać walkę dwóch na dwóch. Ale Grimgor, fajne historie piszesz za to, miło się je czyta.]
Matis pisze:[Proszę bardzo. Smok połyka Magnusa. On w środku rąbie mieczem i odpala miotacz ognia. Rozpruwa mu brzuch od środka i wychodzi sobie ze smoka. Jest cały w jego krwi ;)]
https://www.youtube.com/watch?v=cs7CW6xDbL8

[co do smoka chaosu, to możemy jeszcze zaczekać, żeby budować napięcie]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Jak znajdę tego zasrańca to mu nogi z dupy wyrwę...- mówił do siebie Magnus. Inkwizytor schodził sam krętymi schodami z kwater do sali biesiadnej. Po przejrzeniu wszystkich raportów i zapisaniu informacji o zawodnikach stwierdził ,ze potrzeba mu trochę czegoś z prądem ,aby osuszyć gardło. Z naprawionym przy pomocy Reinera pancerzem i nowym kapeluszem na głowie chciał osobiście zobaczyć tablicę walk. Tak jak to robił kiedyś w Arenie pod ziemią. Wiele rzeczy się zmieniło od tamtego momentu. Stary Świat jak był zasrany herezją tak jest nadal ,jednak tym razem dobro ma po swojej stronie większego sukinsyna. Aczkolwiek Magnusowi brakowało kilku rzeczy z dawnej funkcji. W sensie przed awansem na Wielkiego Inkwizytora. Mógł działać sam...a teraz muszą mu towarzyszyć inni łowcy. Mógł dobierać zlecenia albo pracować dla Czarnego Zamku ,np jako instruktor...a teraz ma do spełnienia krucjatę likwidacji Aren Śmierci. Mógł odstresowująco pisać raporty do przełożonych... a teraz do niego schodzą się listy z ważnymi informacjami ,które w większości musi przesyłać do Czarnego Zamku ,ale na szczeście ma od tego Reinera. No nic ,"taki fach" jak zwykł mawiać Magnus.

Wielki Inkwizytor popchnął drewniane drzwi i znalazł sie w ogarniętej zabawą i wrzaskami salą. Zawodnicy bawili się w najlepsze. Wszędzie wokół długiego stołu porozrzucane resztki i buste naczynia ,a do tego krzątający się kultyści. Widocznie bardzo ulegli Norsmenom. Magnus poprawił kapelusz i podszedł bliżej do biesiadujących zawodników. Minął długi stół i stanął przed tablicą z paringami ,obok której rozłożyła się orkiestra. Von Bittenberg dostrzegł Farlina i rzucił do niego -Ładny stos... coraz rzadziej używa się młota zastępując go palem z pergaminami Świętej Księgi...-
Niziołek spojrzał na łowcę czarownic i pijackim wzrokiem spojrzał pytająco.
-Jak to przeżyjesz to spróbuj przejść wstępne testy w Czarnym Zamku... może za kilkanaście lat zasłużysz na ten kapelusz...- mruknął inkwizytor i odszedł od tablicy z wynikami zostawiając zamyślonego Farlina.

Magnus nagle dostrzegł jak biesiadnicy przytaczają kociołek i zaczynają wlewać do niego przeróżne trunki. Stary łowca uśmiechnął się lekko wspominając dawne lata i podszedł bliżej. Dwójka kultsytów natychmiast odbiegła do kuchi widząc go. Magnus nachylił się i westchnął -Mało ale...- po czym chwycił ze stołu kufel. Ku zdziwieniu wszystkich zanurzył naczynie ,po czym osuszył je w mgnieniu oka. Przez chwilę słychać było bulgotanie w rurkach prowadzacych do jego szyi ,po czym z jego ramienia buchnął mały strumień pary wprost na jakiegoś Norsmena ,który pijany zaczął coś wrzeszczeć. -Mocne...- mruknął zadowolony Magnus.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

- Wygląda groźnie... - Mruknął w Drugni, patrząc w mętną czeluść kociołka Panoramixa - A jak wszyscy wiemy, uwielbiam niebezpieczeństwo ! Dawać mój kufel !
Jakiś spłoszony kultysta podał krasnoludowi cynowe naczynie, które po chwili zostało napełnione bliżej niezidentyfikowaną mieszaniną alkoholi. Krasnolud powąchał ostrożnie ten niezwykły eliksir, po którym nawet taki zabijaka jak Saito zaczął jakoś dziwnie chodzić po sali.
- Dawaj ! Do dna ! - Krzyknęli jednocześnie Olfarr i Ulfarr.
Zabójca nie potrzebował dalszej zachęty. Biorąc głęboki wdech, opróżnij naczynie jednym haustem.
Tego, co nastąpiło potem, nie opisałby nawet artysta pokroju Ivara Skalda.
Na początku było dobrze. Drugni, wesoły jak nigdy, pochłaniał niedorzeczne wręcz ilości jadła, jednocześnie słuchając wojennych opowieści Norsmeńskich bliźniaków. Potem sam zaczął opowiadać o swoich niesamowitych przygodach w dzikich i dalekich krainach, uatrakcyjniając je sporą dawką prześmiewczych anegdot o elfach.
Opowiadał właśnie o swej epickiej bitwie z mantikorą gdzieś na Złych Ziemiach, gdy podstępny trunek z kociołka uderzył go z siłą kowalskiego młota. Nagle zamroczony Dawi usiadł ciężko na swym krześle u szczytu stołu, dysząc głośno. Myśli plątały mu się w głowie tak, że nie mógł ogarnąć gdzie się znajduje. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego logicznego zdania, zamiast tego ryczał bez sensu. Inni biesiadnicy, myśląc że to kolejny etap Zawodów Na Ryczenie, po prostu przyłączyli się do niego i po chwili cała sala zgodnie darła mordę.
- Ej, patrzcie na Drugniego ! - Ulfarr szturchnął Garletha, który także już nie kontaktował.
- Czyżby on... zamulał ? - Olfarr spytał z niedowierzaniem.
Bliźniaki, widząc przechodzącego obok Saito, zapytali go o jego zdanie na ten temat. Samuraj zamiast odpowiedzieć, syknął niczym zdekonspirowany ninja i umknął gdzieś na drugi koniec hali.
- Dziwne - Podsumował jeden z Norsmenów - A co do Zabójcy, to pewnie tylko za dużo się nażarł i teraz odpoczywa. Zobaczysz, zaraz mu przejdzie i znów będziemy chlać !
Drugni, który właśnie zaczynał widzieć muzykę, wcale nie był tego taki pewien.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Zabawa przednia, więc połączę przyjemne z pożytecznym i dodam coś od siebie i przy okazji rozruszam bota :wink: ]

Cały świat wirował.
Zewsząd sączyła się bogów godna melodia, co zachęciło niektórych do tańców. Wirowali w pełnych gracji, finezji i artyzmu pląsach, upiększając swój występ przepiękną pieśnią. Tęczowe refleksy tańczyły po sali, brzęczało wymownie polane szkło, a kufle i szklanice szły w górę.
Zmierzch uniósł łeb, krzywiąc się na widok zataczania się na stołach przy rzępoleniu wołającemu o pomstę do nieba, okraszone chórkiem pijackiego ryku. Tak określiłby to on, jego brat, ich przyrodnia matka i Vahanian, ale to tylko głupie wilczyska i elfiak, co nie znają się na prawdziwej sztuce.
Kheltos w końcu przełamał się. Widok czarnego żelaza z bliska napełniał go mieszanką strachu i podniecenia, drażniący zapach odrzucał i przyciągał jednocześnie. Zajrzał w czeluść otchłani, wiedząc, że nie ma już odwrotu.
- Gdzie są kieliszki?- spytała nieśmiało.
- Powhaszne problemy naeeszy rozwiosywaś konkretnymi metodami. Półśrohki nie wchodzo w gre!- rzekł, a właściwie wykrzyczał Drugni, wręczając zabójcy cynowy kufel, narzędzie późniejszej zguby Druchii.
- Dobra, tera do dna!- rzucił Ulfarr, kibicując- Dobrze, dobrze... E nie rozlewaj! Będzie karna kolejka.... Co ty.... O cholera!
Kheltos parsknął, oblewając się przy tym zawartością kufla, cynowe naczynie brzdęknęło o posadzkę, tocząc się po kamieniu, a elf wykonał efektowny piruet, po czym padł jak zabity. Olfarr spojrzał na niego z politowaniem.
- Dobra, chędożyć elfa, szoł mast goł on, jak to mówią w Albionie- żachnął się Turo- do kociołka Panoramixa nominuję...
-STOP!- rozległo się po sali. To Aszkael, który jak na wielką bryłę stali wyjątkowo mało rzucał się w oczy (może dlatego, że zamulał w piciu i opuszczał kolejki) huknął na całą bawialnię. Wszyscy obrzucili go zaskoczonym spojrzeniem.
-Teraz węgorz!- krzyknął wybraniec, wskakując na stół gestykulując dziko. Siedząca nieco dalej demonica palnęła się otwartą dłonią w czoło.
Ostatnio zmieniony 22 lut 2014, o 20:50 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Zabawa się rozkręcała, a ja miałem nadzieje, że mimo wszystko zaraz się skończy. Anna, która wprawiała się już do tego stopnia w taniec, nie dawała mi nawet chwili wytchnienia, a ja mówiąc szczerze bałem się jej odmówić, gdyż jak już zdążyłem zauważyć, zła kobieta jest jednocześnie bardzo niebezpieczną kobietą.Bogowie, wszelkie demony mogłyby uczuć się od nich bezwzględności! Wszyscy zawodnicy dorwali się do kociołka, w którym sporządzono mieszankę, chyba wszystkich dostępnych w Cytadeli alkoholi. Lubię się bawić, napić też. Jednak należę do tych istot myślących, które wiedzą czym jest umiar. Nawet inkwizytor przyłączył się do popijawy, co szczerze mówiąc bardzo mnie zaskoczyło. Zamieć, Zmierzch i Podmuch, leżeli u nóg moich i Anny. Cała trójka najadła się, czyszcząc niemal cały stół ze wszelkiego mięsiwa. Co wyraźnie sprawiło przykrość hobbitowi, który chciał zagryźć czymś tłuściejszym kolejny kufel piwa. Anna chwyciła mnie za dłoń, dając do zrozumienia, że pora na kolejny taniec. Wychyliłem kielich białego wina i z wolna zacząłem toczyć się na parkiet. Melodia była na tyle skoczna i rytmiczna, że w mgnieniu oka dałem się jej porwać. Kilka kultystek, robiących za dolewaczki trunków, przystanęło na chwile. Biły nam brawo i z zachwytem przyglądały się temu co wyprawialiśmy. Już miałem wykonać kolejny obrót, gdy za dłoń złapał mnie Menthus. Wyglądał śmiertelnie poważnie, Anna niemal odskoczyła. Nie spostrzegła w pierwszej chwili, że to Smoczy Mag i wyjęła krótki nóż za podwiązki, którą miała na lewym udzie.
-Kto...- wyszeptała, kierując ostrze w jego kierunku. W ostatniej chwili złapałem jej dłoń.
-Kochana.- uśmiechnąłem się do niej, a następnie zacząłem śmiać, gdy zobaczyłem rumieńce na jej twarzy.
-Wybacz Menthusie.- ukłoniła się, schowała ostrze szybkim ruchem w to samo miejsce.- Zaskoczyłeś mnie.
-Nie, to moja wina.- odpowiedział grzecznie, starając się by Anna nie czuła się winna. Obdarował ją krótkim uśmiechem, a potem zwrócił wzrok w moją stronę.-Muszę z tobą porozmawiać, w cztery oczy i daleko z tond-rzekł-idziesz?
Zamieć, wraz z resztą świty podeszła do nas. Wymieniliśmy kilka nieistotnych uwag i wspólnie zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie gdy wraz z Anną udadzą się do Iskry, by ta nie siedziała sama.
-To my pójdziemy już do Twojej uczennicy.- powiedziała krótko i otoczona przez wilki udała się wgłąb korytarza.
- A wiec chodźmy!- odpowiedziałem mu w końcu, szybko spoważniałem widząc jego ponurą minę. W milczeniu przemierzaliśmy korytarze, minęliśmy jego smoka. Nim się obejrzałem, byliśmy już poza Cytadelą. Stanęliśmy nad małym urwiskiem, na którego dnie roztaczał się gęsty las. Gdzieś z drzewa zahuczała sowa.
-Nie sądziłem, że zaprowadzisz mnie w taką...Hym... Głuszę?- zaśmiał się.
-Cóż, szedłem po prostu przed siebie.- uśmiechnąłem się i usiadłem, oparty o konar drzewa. Menthus zajął miejsce obok mnie. Podałem mu piersiówkę z mocniejszym trunkiem, wziął porządnego łyka i zaczął mówić


Anna wraz z Zamiecią były rozdarte. Obie zastanawiała przyjaźń Vahaniana z Menthusem. Coraz bardziej bały się tego, że jeśli Van zwycięży w pierwszej walce, to w kolejnej rundzie będą musieli stanąć przeciwko sobie na piaskach areny. To było nie do pomyślenia i doskonale zdawały sobie z tego jak postąpi najbliższy ich sercom elf.
-Odda walkę.-głos Zamieci dudnił w głowie Anny.
-Albo jeden, albo drugi.- odpowiedziała jej.- Jemu powinno bardziej zależeć na życiu.- położyła dłoń na brzuchu.
-Przecież wiesz, że on nie może zginąć.
-Mimo wszystko, boję się.
-To przestań.-po tych słowach wilczyca silnym uderzeniem przednich łap otworzyła drzwi do pokoju Menthusa. Iskra stała na środku, była wyraźnie zaskoczona.
-Przeszkadzamy?-Anna zapytała, nim przekroczyła próg pokoju. Zamieć i reszta nie czekali na odpowiedź. Wataha szybko zajęła miejsce przy kominku, grzejąc się przy jego cieple.
-Nigdy.- uśmiechnęła się adeptka.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Hobbit podszedł do kociołka.
- Niemożliwe!! Ten zapach, ten kolor!!! To magiczny napój!!!
Mało kto wiedział, że w krainie hobbitów już od wielu dekad znano ten przepis. Wywar działał w nietypowy sposób na Niziołki. Sprawiał, że przestawały czuć zmęczenie, ból i stawały się niemal cztery razy silniejsze. Wszystko to oczywiście miało negatywny wpływ na ich organizm i dość krótki okres działania. Mimo, że nie byli pijani, to po nim następował spory kac. Malec napełnił piersiówkę wywarem i schował do torby. Potem napełnił kubek.
Norsmeni zaczęli głośno go dopingować. Dawaj Farlin!!! Zeruj !!!!! Hobbit przechylił kufel i wypił do dna jego zawartość. To co po chwili nastąpiło, zaskoczyło wszystkich. Malec podskoczył na półtora metra w górę, po jego ciele przeszła fala złotej energii. Niziołek wylądował z zawadiacką miną. Mieszanka powinna zwalić go z nóg, jednak nic takiego się nie stało.
Spojrzał na Aszkaela tańczącego na stole. - No panowie, na nas niziołki, wasz eliksir działa inaczej. Hobbit podszedł do ławy, na której stał wojownik i przewrócił ją bez najmniejszego trudu jedną ręką. przygniatając przy tym Aszkaela. - To właśnie dla tego nikt nigdy nie podbił mojej ojczyzny!!!!

Reszta brygady stała z otwartymi gębami. Hobbit uśmiechnął się jeszcze bardziej i krzyknął. - Hej, mam świetny pomysł!!! Dajmy tego wywaru smokowi Menthusa!!!

[Nie mogłem się powstrzymać :P Chciał bym, żeby następna arena była właśnie w krainie hobbitów :mrgreen: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Wtedy nazywałaby się Arena Trolli :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Bez przesady. Farlin w porównaniu do Kiliana jest bardzo grzecznym hobbitem ;) Cały czas czekam na przybycie Khorna, już ja mu przetrzepie skórę :twisted: :mrgreen: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Galreth siedział sobie spokojnie na ławie patrząc na wszystkich groźnie. Niech tylko spróbują coś mu zrobić, już on im pokaże prawdziwą moc. W tym momencie pojawił się ten drugi assasyn, Kheltos czy jak mu tam. Również postanowił spróbować magicznego napoju. Jednak w jego przypadku efekt był dalece gorszy. Natychmiastowo padł nieprzytomny na podłogę.
- HA! - Galreth zerwał się z miejsca - HA! - stał tak przez chwilę zbierając myśli - I kto jest lepszym zabójcą Ruerl? - Wskazywał na leżącego palcem - HA!
Reszta patrzyła się na niego zaskoczona jego nagłym wybuchem i rozbawiona zjawiskową elokwencją. Nagle znikąd pojawił się Saito.
- RuerR? Gdzie jest ten parszywy pies? Utnę mu ten jego głupi łeb!
- Spokojnie panie Kaneda, już go usiekłeś! - Krzyknął rozbawiony Ulfarr
- Ruerl nie żyje? - Oczy Galretha się rozszerzyły. - Niech cię uściskam drogi Nippończyku. Wspaniała robota, wspaniała robota. - Zaczął jednak ściskać wielkiego pieczonego prosiaka na stole przed nim, co znowu wzbudziło śmiechy. Dla samego Galretha nic to nie znaczyło nie przy tym co widział wokół siebie. Te kolory! Jego uwagę jednak tak jak i innych biesiadników przykuło co innego.
-STOP!- rozległo się po sali. To Aszkael, który jak na wielką bryłę stali wyjątkowo mało rzucał się w oczy (może dlatego, że zamulał w piciu i opuszczał kolejki) huknął na całą bawialnię. Wszyscy obrzucili go zaskoczonym spojrzeniem.
-Teraz węgorz!- krzyknął wybraniec, wskakując na stół gestykulując dziko. Siedząca nieco dalej demonica palnęła się otwartą dłonią w czoło.
Na twarzy Galretha pojawiło się zrozumienie. Spojrzał na swoją rękę i obręcz na niej i powtarzał ruchy wojownika chaosu tylko dwa, trzy razy szybciej.
- Jak złamana... - Wyszeptał z zachwytem. - Patrz Drugni. - Podstawił swoją rękę krasnoludowi pod nos, który również patrzył się w nią urzeczony.
- Węgorz! Dawaj GaRreth, pokażę wam jak się robi najRepszego węgorza w sosie własnym!. - Krzyknął Saito do mrocznego elfa.
- Bierz, właśnie znowu zgłodniałem. - Odpowiedział ochoczo assasyn nie widząc w tym nic dziwnego, że mieli zamiar zjeść jego rękę jako pysznego węgorza.
Obaj wciąż próbowali złapać zwierzę, ale zbyt się miotało. Ich wysiłki przerwał im Farlin. Spojrzał na Aszkaela tańczącego na stole.
- No panowie, na nas niziołki, wasz eliksir działa inaczej. - Hobbit podszedł do ławy, na której stał wojownik i przewrócił ją bez najmniejszego trudu jedną ręką. przygniatając przy tym Aszkaela. - To właśnie dla tego nikt nigdy nie podbił mojej ojczyzny!!!!
Reszta brygady stała z otwartymi gębami. Hobbit uśmiechnął się jeszcze bardziej i krzyknął. - Hej, mam świetny pomysł!!! Dajmy tego wywaru smokowi Menthusa!!!
"Ooo. Oo. O. To jest dobry pomysł! Są tylko dwa wyjścia: albo wybuchnie, albo zeżre własnego pana. Tak czy siak wygrywam!"
- Dać hobbitowi kufel! Dobrze gada!
Obrazek

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

-Przyjacielu, chodź pochodzimy z różnych szczepów nie różnimy się tak bardzo-rzekł zaczynając Menthus, widząc iż Vahanian chce się odezwać, grzecznie poprosił-zaczekaj aż skończę. Mój szczep Assurów od wieków ochrania Piękną Wyspę, postawiliśmy na niej dziesiątki cudów i wielu z nas oddało za nią życie, nawet zbyt wielu. Umieraliśmy często na próżno, zdradzeni i oszkuani przez tych których uważaliśmy za sojuszników, a ci byli nas gotowi poświęcić dla większego dobra. Trzy lata temu Ulthuan znalazł się w straszliwym niebezpieczeństwie, losy całego narodu i kontynentu splotły się z losami 34 Areny Śmierci, wybawienie wydawało się bliskie, gdy cios nadszedł z niespodziewanej strony. Jaszczuroludzie, dawni sojusznicy zaatakowali zdradziecko i podstępnie, ich kły posmakowały naszej krwi w okrutnej i parszywej zdradzie. Wówczas tylko włos dzielił nas od zagłady, nasz plan legł w gruzach zniszczony przez dawnych przyjaciół... a właściwie przyjaciela. Mimo to nagle widmo katastrofy zniknęło, wir się ustabilizował. Lord Teclis wieży iż starsza rasa w jakiś sposób na pomogła i, że nie powinniśmy o nich mówić źle, gdyż możlowe jest iż to oni wybawili nas od śmierci. To jednak nie jest pewne. Atakując nasze linie zachowali się niby skaveni, których tak nienawidzą. Ta sytuacja NIE MOŻE się powtórzyć, los naszej rasy nie może ponownie spocząć w rękach bestii, gada czy nawet człowieka. I wszyscy Lordowie Ulthuanu to wiedzą. Dlatego też od tej pory nakazali monitorować wszelkie Areny, ich organizatorów i zawodników gdyż ostatnio wiele strasznych i wielkich czynów, które wpływ miały na losy całych narodów dokonano właśnie na nich. Jestem zawodnikiem, ale także szpiegiem. Szpiegiem z Białej Wieży, szpiegiem w służbie bliźniaczych tronów Pięknej Wysypy, szpiegiem którego misja MOŻE okazać się bardzo ważna. Teraz jako twój przyjaciel i krewny błagam cię Vahanianie czy jeśli zginę, będziesz raportował Wielkiemu Mistrzowi Wiedzy Tajemnej o wszystkim co mogłoby zagrozić mojej ojczyźnie?-zapytał a pod koniec głos mu zadrżał.
Assari myślał dłuższą chwilę, ale w końcu odpowiedział...
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

-Postawiłem na Ciebie równą setkę złotych koron.-odpowiedziałem mu błyskawicznie, iskra błysnęła w moim oku. A on wydawał się być teraz nieco zmieszany.-Zdobyłeś się na szczerość, cenie to.- mówiłem już spokojniej, gapiłem się na gwiazdy, szukając tej, która ponoć należy do mojego rodu. Znalazłem ją w końcu i po dłuższej chwili kontynuowałem.- Nie interesuje mnie historia, czy losy świata. Jestem szarym elfem, którego przeklęto. I ze względu na tę klątwę przybyłem tutaj razem z Zamiecią. Nie możesz zginąć, gdyż masz dla kogo żyć, to samo tyczy się mnie. Więc przestań pieprzyć głupoty i napij się.- po tych słowach podałem mu piersiówkę. Osuszył ja do dna, a następnie wyciągnął swoją i podał ją mnie. Zrobiłem to samo.
-Ale...
-Jeśli Cie to uspokoi, to zgadzam się.-przerwałem mu, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak ważna dla niego to było.
-Dziękuje.- widziałem ulgę na wypisaną na jego twarzy. Był dobry, może aż za bardzo. Wiele stracił, podobnie jak ja i możliwe, że właśnie dlatego tak łatwo jest się nam zrozumieć nawzajem.
-To ja muszę Ci podziękować.- parsknąłem śmiechem, gdy przypadkiem uderzyłem się w obolałą od tańca nogę. Obie wołały o pomoc, niestety nic nie mogłem zrobić.- Anna by mnie wykończyła, gdybyś się nie zjawił!-zaczęliśmy się śmiać.

Zamieć, Zmierzch i Podmuch smacznie spali, gdy Iskra otworzyła butelkę wina. Nalała pół kieliszka sobie, potem Annie. Spojrzała na trunek, chwyciła za kielonek swojego gościa i wylała jego zawartość do ognia. Rozejrzała się po pokoju i wyhaczyła butelkę wody, szybko nalała jej Annie.
-Wybacz, całkowicie wyleciało mi z głowy, ze jesteś w ciąży.
-Nic nie szkodzi, sama nie mogę się do tego przyzwyczaić.
Obie w milczeniu przyglądały się płomieniom. Dla jednej i drugiej były bliskie, choć dla Anny była to nowość. Nie oszukując nikogo były dla siebie obce, dlatego rozmowa średnio się im kleiła. Zaczęły wspominać incydent sprzed paru dni. Anna zanosiła się śmiechem, gdy Iskra opowiedziała jej o tym co zrobił jej mistrz.
-Trzeba przyznać, to mu się udało!-krzyknęła, gdy w końcu udała jej się nad sobą zapanować.- Jeśli mam być szczera, to nie posądziłabym go o taki dowcip.
-Bardziej pasuje do Van'a?-uśmiechnęła się adeptka.
-To przerośnięty dzieciak.-odpowiedziała, zamyśliła się chwilę.- Choć gdy dowiedział się o śmierci tej watahy, bałam się go.
-Co...
-Wiedziałam, że mi nie zrobi krzywdy.- przerwała jej, by Iskra nie wyrobiła sobie złego zdania o mnie.- Ale w Vahanianie jest coś więcej. Nie jest do końca elfem, bałam się, że to jego drugie ja przejmie kontrole.-domyśliła się, że już powiedziała za dużo. Dlatego szybo zmieniła temat.- Masz kogoś?- zapytała Iskrę. Pytanie to szybko zbiło ją z tropu i wywołało rumieniec na jej twarzy.

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Pancerne pięść otworzyła się wypuszczając czarny żwir, który odleciał na wiatrach magii. Wybraniec siedział wpatrzony w dal, kraina bogów zmieniała się w każdej sekundzie. Krajobraz raz po raz wykrzywiał się w różnych formach a nieboskłon mienił się różnymi kolorami. Mięło wiele czasu odkąd Aszkael odwiedzał tą krainę, sam nie był stanie stwierdzić kiedy się tu znalazł. Wszelkie próby sprecyzowania tego kończyły się fiaskiem, jedyne co ustali to że trafił tu po całym zajściu z czarnymi bestiami. Wojownik podniósł się ze swojego kamiennego siedziska i ruszył w stronę gdzie powietrze się głębiło. Wiatry jak by zbierały się w tamtym miejscu, punkt zaczął mienić się różnymi kolorami. W mgnieniu oka tam gdzie jeszcze przed chwilą kłębiła się moc, stała postać skrywająca się pod płaszczem. Kaptur rzucał cień zasłaniający jej twarz na wychudłe ręce ściskały kostur z polerowanej kości. Aszkael czuł na sobie spojrzenie, wzrok ten był jak by ciężarem sprawiającym że każdy krok było coraz trudniej wykonać mimo to wybraniec wiedział że musi iść dalej. Chciał w końcu dowiedzieć się po co go znów sprowadzono do eteru, który etap planu mrocznych potęg teraz ma nadejść. Nadszedł ten moment wojownik stanął tuż przed zakapturzonym wysłannikiem.
- Po co tu jestem?- zapytał głosem pozbawionym emocji.
- Boski plan znajduje się na właściwym torze, nadchodzą zdarzenia w które masz się nie mieszać.
-Więc po co miałem stawać w tej arenie?- rzekł tym razem poirytowany
-Twoja rola się nie skończyła, na razie musisz przeczekać. Twoja obecność może zakłócić ścieżkę którą wybrał niebieski ogień.
- Nie łapie tego.
-Ty nie masz nic rozumieć, jesteś tylko pionkiem w wielkim planie. Przeczekasz tutaj póki nie nadejdzie godzina twego powrotu, wtedy będziemy mieć pewność że ścieżka losu się nie zmieni. Jak to już się zdarzyło.
-Co masz na myśli mmm..- zanim wojownik dokończył postać zniknęła niczym rozsypany na wietrze piasek.- Znów same zagadki.- powiedział sam do siebie.
Nim się spostrzegł stał przed oknem, spoglądając na słońce którego promienie oświetlały mury cytadeli. Powietrze znów wypełniło jego płuca, sam nie wiedział czemu ale uwielbiał te uczucie. Pomieszczenie nie zbyt się zmieniło odkąd zniknął ale kto wie ile go nie było. Tarcz nadal byłą oparta o fotel, palenisko już wygasło. Nagle miecz przykuł jego uwagę, już na pierwszy rzut oka było widać że krasnolud się postarał. Wybraniec przypiął ponownie klingę do pasa, echo pancernych butów odbijało się po pomieszczenie. ‘’Trzeba rozeznać się w sytuacji’’ przemknęło przez jego głowę, kiedy pancerna rękawica otwarła pokryte kurzem drzwi.

[No niestety ostatnimi dniami człowiek zawalony był, ale w końcu udało mi się ogarnąć to i owo oraz nadgonić to co tu się działo.]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Rozkręcacie jeszcze imprezę, czy każdy po zgonie i jedziemy dalej z fabułą?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Ja jeszcze dzisiaj/ jutro coś wrzucę]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Mój może już paść, był węgorz, jestem zadowolony :) ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[No dobra, cisza nastała, to lecimy dalej. Postaram się dzisiaj zamieścić dłuższy tekst, mam nadzieję, że się wyrobię :wink:]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[go go go. To na pewno pozwoli ci przyspieszyć :D ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Zabawa była wyśmienita, jadło i napitek znikał ze stołu nadzwyczaj szybko, a muzyka, taniec i śpiew trwały jeszcze długo. W końcu zmęczenie i wypity alkohol zmógł dzielnych herosów, którzy w mniejszym lub większym nieładzie posnęli na i pod stołami. W komnacie zapadła cisza, mącona jedynie głośnym chrapaniem i pojękiwaniami przez sen.

***
Menthus i Vahanian długo rozmawiali w świetle księżyca. Asrai spędził większość życia mając jedynie Zamieć za towarzyszkę, toteż towarzystwo smoczego maga wyjątkowo przypadło mu do gustu, zaś Asur wreszcie spotkał kogoś, komu mógł zaufać. Konwersacja układała im się wyśmienicie i żaden nie liczył czasu, jaki upłynął. W pewnym momencie Vahanian spojrzał w nieboskłon, by podziwiać piękno gwiazd. Jego beztroski uśmiech zniknął w jednej chwili, ból chwycił jego serce, zupełnie jak w chwili, gdy tracił kontrolę... Opanował się jednak szybko. Menthus zdołał jednak to zauważyć.
- Czy wszystko w porządku przyjacielu?- spytała zatroskany
Leśny elf wciąż obserwował nocne niebo, jakby nie mógł oderwać odeń wzroku.
- Spójrz- rzucił krótko.
Fioletowa mgławica, jaką mogli obserwować każdej nocy od kiedy opuścili Middenheim rozrosłą się gwałtownie. Całe nocne niebo pokrywał teraz jej całun, a widok ten wywierał bardzo niepokojące wrażenie. Zupełnie, jakby ktoś ich obserwował. Smoczy mag miał problem z koncentracją, gdy spoglądał w jej czeluść. Z wielkim trudem sięgnął pamięcią do dawnych nauk, do godzin spędzonych nad książkami, lecz nie mógł sobie nic przypomnieć. Miał jednak nieprzyjemne wrażenie, że to zapowiedź burzliwych czasów, jakie wkrótce nadejdą.

***
Brat Librius był wyjątkowy pośród akolitów. Od dziecka był niewidomy, lecz prócz tego nie wykazywał szczególnych umiejętności przez wiele lat. Ojciec chciał oddać go do klasztoru, lecz nie zdołał- pożar strawił jego i jego żonę, a Librus został sierotą. To wtedy właśnie po raz pierwszy usłyszał zew bogów, to wtedy została mu objawiona cząstka ich planu. Odpowiedział na wezwanie. Chłopiec, który żył dotychczas zginął w pożarze, by Librus mógł się narodzić.
Lata mijały, a wraz z nimi rosło oddanie mrocznym potęgom. Librus niósł ich słowo, nauczał nieoświeconych, pomagał im osiągnąć oświecenie, by mieli odwagę stąpać po ścieżce bogów. Jego żarliwa wiara i zdolność patrzenia w serca zwróciły uwagę Alphariusa, który przyjął go na łono swego kultu, nadając mu tytuł Czarnego Apostoła.
Ku zaskoczeniu wszystkich ślepiec nie przejął się porażką swego pana z rąk Bjarna, a jego tajemniczy uśmieszek dawał nadzieję kultystom, a pozostałych przyprawiał o mdłości.
To jednak tej nocy Librus poczuł wyjątkowo silne zaburzenia w Osnowie, tak silne, jakich nigdy w życiu nie doświadczył. Spojrzał swymi niewidzącymi oczami przez okno swej surowej celi prosto w nocne niebo. W jednej chwili z głębokiego zdumienia przeszedł w nieopisane szczęście. Burza Osnowy przybierała na sile, a to zwiastowało wielkie zmiany...
- Tak... TAK!- śmiał się starzec, podskakując groteskowo w celi- Nadchodzi!

***
Ranek był niezwykle ciężkim przeżyciem. To nic, że mijała piętnasta po południu, dla wszystkich uczestników wczorajszej popijawy to wciąż był wczesny ranek. Thorrvald uniósł ciężkie powieki, z wielkim trudem usiłując ogarnąć wzrokiem pobojowisko. Trup się gęsto ścielił. Turo z nieopisanym wysiłkiem usiłował unieść do ust dzbanek z wodą. Kheltos leżał w kałuży wymiocin. Zdaje się, że nie oddychał. Galreth spał przytulony do Saito, zaś Ulfar spał pod kominkiem w założonym na głowie nocnikiem, na szczęście nieużywanym. Wypoczynek bohaterów zakłóciło pojawienie się Julii. Na widok "krajobrazu po bitwie" parsknęła śmiechem, lecz momentalnie spoważniała, jakby własnie coś sobie uświadomiła.
- O, nie, ja was z kaca leczyć nie będę!- zakrzyknęła, budząc część wiary ze snu.
Było to jak uderzenie młotem bojowym prosto w czerep. Wszyscy jak jeden mąż skrzywili się w niewypowiedzianym cierpieniu. Ulfarr, wciąż z niecodziennym nakryciu głowy zerwał się gwałtownie, przy czym zarył w marmurowy kominek i padł z powrotem na podłogę. W chwili uderzenia rozległ się głuchy brzdęk, który rozszedł się po całej sali. Drugni momentalnie zerwał się z mordem w oczach, gotów zarąbać łyżeczką od cukru każdego hałasującego, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Lecąc, odruchowo chwycił za obrus, ściągając go ze stołu wraz z całą zastawą. Trzask tłuczonej porcelany i brzdęk blaszanych naczyń i sztućców przegiął pałę goryczy. Z sali balowej rozległy się potępieńcze jęki, jakimi nawet sale tortur Czarnego zamku nigdy nie słyszały.

***
Kilka godzin później, gdy muchy chodzące po stole przestały tak głośno tupać...
Ledwo kolejnego dnia po walce Drugniego wydawało się, że nic takiego się nie wydarzy. Nadeszła pokuta za wczorajszą libację i nikt nie spodziewał się tego, co nadejdzie.
Rozległy się dzwony.
Jeden... dwa... trzy... cztery...- liczył w myśli Reiner- Cztery? Poprzednio było osiem. Kolejna walka? Przecież nikt nie uprzedzał...
Postanowił sprawdzić co jest przyczyną mosiężnego śpiewu z dzwonnicy. Na korytarzu od razu zauważył poruszenie. Kultysci, których szeregi powiekszyły się o nowo przybyłych sciągali tłumnie w jednym kierunku. Jak się szybko okazało, ku zaskoczeniu Reinera, nie zmierzali w kierunku koloseum. Łowca czarownic postanowił dowiedzieć się o co chodzi u jednego z kultystów. Już na pierwszy rzut oka widać było, że gdzieś się śpieszy. Jeśli okazywał zdenerwowanie przy spotkaniu z inkwizytorem, to zręcznie to ukrywał. Własciwie to Reinera trapiły zmory przeszłości. Widok pary gladiusów u pasa młodego kultysty przypomniał mu innego heretyka, Gerharda Eirensterna. Łowca odruchowo dotknął poparzonej twarzy. Szybko jednak opanował się i jął wypytywać co się dzieje.
- Nabożeństwo- wyjaśnił krótko heretyk- Lepiej, by cię nie było w pobliżu. Większość źle by zniosła inkwizytorski wzrok na karku. Mógłbyś skończyć na żertowniku.- dodał, uśmiechając się.
- Na czym?- zdziwił się Eisenwald
- Na stole ofiarnym- kultysta był wyraźnie rozbawiony tą perspektywą- Jako uczeń Magnusa jesteś pewnie dobrym inkwizytorem, ale nec Hercules....
Reiner wzruszył ramionami. Udał, że sprawa mało go obchodzi i oddalił się.
Jakiś czas potem, ubrany w czarną szatę z wyhaftowanym złotym okiem, podrzucał ciało nieopodal kwatery Aszkaela. Złamany kręgosłup w odcinkach szyjnym i lędźwiowym mogły wskazywać na demonicę. A przynajmniej nikt w pierwszej kolejności nie pomyśli o Świętym Oficjum, więc łowca powinien dotrwać do końca czarnej mszy nieniepokojony. Momentalnie wtopił się w tłum.
[ http://youtu.be/NOXe0RfMHvo?t=1m ]
Kultyści zmierzali długim korytarzem do jednej z tych części Cytadeli, w które Reiner dotychczas się nie zapuszczał, nie z niedopatrzenia. Forteca była na prawdę pokaźnych rozmiarów i odwiedzenie wszystkich zakątków zajęłoby wiele czasu.
Heretycy pokonawszy kilka zakrętów i schody, przekroczyli wreszcie wielkie drzwi do celu. Idący wraz z nimi łowca czarownic znalazł się w przestronnej sali o wysokim sklepieniu gotyckim. Wzdłuż pomieszczenia, w dwóch rzędach ciągnęły się dębowe ławy, ustawione w nawy. Przed nimi, na niewysokim podwyższeniu znajdował się ołtarz. Trzech akolitów o ogolonych głowach czyniło ostatnie przygotowania do nabożeństwa, podczas gdy przybyli zajmowali miejsca w ławach. Inkwizytor zajął miejsce z tyłu, blisko wejścia, co zapewniało mu szybką drogę ewakuacji... lub możliwość zamknięcia drzwi, by nikt na tej sali nie umknął oczyszczeniu. Tymczasem głębiej nasunął kaptur na głowę, czekając na rozwój wydarzeń.

Przed ofiarny stół wyszedł pewien jegomość. Jego szata była stara i złachana, sam zaś był zgarbiony i łysy. Jego skóra była pomarszczona ze starości, pokryta wątrobowymi plamami, lecz wiotkie palce kurczowo trzymały okutą żelazem i złotem grubą księgę. Akolita położył księgę na stole i otworzył ją, jakby miał zamiar czytać, co było o tyle osobliwe, że nosił opaskę na oczy.
Librus wodził palcami po zapisanym pergaminie, bardziej z przyzwyczajenia, niż z konieczności. Znał ją przecież na pamięć.
- Módlmy się, by nasze ofiary zostały przyjęte przez bogów- przemówił wreszcie ślepiec- Wznośmy nasze prośby i błagania, niech zostaniemy usłyszani, niech zostaniemy zobaczeni. Niechaj potęga zstąpi na nas, na wieki wieków.
-Amen- odparł tłum, a wraz z nimi Reiner, który nie mógł się zdradzić.
- Głośmy chwałę Czwórki, by ich słowa trafiła do wszelkich uszu istot żyjących. Otwórzmy ich oczy i serca, by pojęli i zaakceptowali prawdę. Niechaj nastanie ich królestwo, a wola ich niech przez nas zostanie spełniona.
- Amen- odrzekł ponownie tłum
- Radujcie się bracia, gdyż ten czas jest bliski. Nadchodzi bowiem ten, którego siostry losu nie mają we władaniu. On rzuci Imperium człowieka na kolana, zmiecie z powierzchni ziemi mieszkańców wyspy zamorskiej i zatańczy na gruzach ich pałaców. Widziałem to bracia. Wzrok bogów spoczywa na to miejsce, spoczywa również na nas, byśmy nie tylko dali świadectwo, lecz także sami stali się ogniwem w łańcuchu losu. Prośmy więc cztery potęgi o wiarę, by zesłali nam swe błogosławieństwo, a wola ich zostanie przez nas spełniona.
- Amen- zabrzmiał tłum po raz trzeci.
Librus zwrócił się do swych pomocników.
- Przynieście ofiarę.
Sam przy tym zaintonował pieśń, którą zgromadzeni wierni od razu podjęli. Reiner nie znał słów, więc nucił tylko pod nosem, klnąc się na Sigmara w duchu.
Podczas, gdy Czarny Apostoł zajęty był pieśnią, jeden z pomocników zaczął zapalać czarne świece, które otaczały ołtarz. Gdy tylko wszystkie były zapalone, wziął dzban oliwy i wlał w wycięte w podłodze zagłębienia. Wyżłobienia te, odpowiednio poczernione, łączyły się w ośmioramienną gwiazdę Chaosu. Zakamuflowany łowca czarownic wezwał w duchu Sigmara po raz drugi.
Pozostali pomocnicy przybyli właśnie, dzierżąc srebrne tace każdy. Dary dla mrocznych bogów ustawiono w obrębie gwiazdy, co jedną czwartą okręgu. Była to ludzka wątroba, misa napełniona krwią, połyskujący, granatowy kryształ i martwy płód. Gdy ofiary znalazły się na miejscu, trzeci kultysta podpalił oliwę. Buchnął pomarańczowy płomień, który momentalnie zmienił barwę na błękitny, następnie purpurowy, brązowozielony, aż wreszcie szkarłatny, po czym powrócił do swego naturalnego koloru. Kłęby gęstego, oleistego dymu uniosły się do góry, zasłaniając na chwilę żertownik. Śpiew wiernych stał się wyższy, a sam Librus uniósł złożone ręce w górę. Wątroba zapulsowała i pokryła się ropniami, kryształ zajął się błękitnym płomieniem, krew w misie zaczęła intensywnie bulgotać i parować, zaś martwy płód jął wyginać się w konwulsjach. Ku przerażeniu Reinera, z jego niewielkich usteczek wydobył się skrzek.
- Módlcie się!- krzyknął Czarny Apostoł niespodziewanie silnym głosem- Jak bowiem mówi Księga Zarazy,"Radujcie się, gdyż praojciec Nurgle kocha wszystkie swe dzieci, chroniąc je przed bólem i cierpieniem. Rozsiewajcie więc jego miłość, szerzcie zarazę i rozpacz, ugnijcie karki przed nieuniknionym! Albowiem dzisiejsze pałace jutro będą ruiną, dziewica o poranku jest wdową o zmierzchu, a nadzieja chwili staje się żalem wieki trwającym!"
Wątroba na srebrnej tacy zapulsowała intensywniej, ropnie na jej powierzchni pękały, uwalniając cuchnącą ropę, aż wreszcie narząd rozpadł się w postępującej martwicy.
- Walczcie!- krzyknął ponownie Librus- Jak bowiem napisano w Księdze Gniewu, "Gniew jego spadnie na wrogów naszych i na przyjaciół. Nie ma winnych, nie ma sprawiedliwych! Zabijamy, mordujemy jedynie, by pan bitew radował się wspaniałą rzezią!"
Krew z misie z brązu zabulgotała jeszcze gwałtowniej, aż w końcu wyparowała zupełnie.
- Gotujcie się!- krzyknął ślepiec po raz trzeci- Głosi bowiem Księga Zdrady: "Nie pytajcie o stworzenie, które skrzeczy w nocy, nie szukajcie tego, kto czeka na was w cieniu, bowiem to on, wielki konspirator roztacza w nocy swój krzyk, to on czyha w cieniu, zaś my jego pionkami jesteśmy i tańczyć nam podług jego melodii!"
Płomień obejmujący kryształ wybuchł ze zdwojoną mocą, hucząc spalił go na popiół.
- Miłujcie!- krzyknął Apostoł po raz czwarty- Jest zostało bowiem napisane w Księdze Rozpusty "Dajcie upust swym pragnieniom, żądzom i marzeniom, albowiem świat jest wasz do wzięcia! Miłujcie ból! Rozkoszujcie się agonią! Niech krzyki wasze i wrogów waszych poruszą firmamenty niebieskie!"
Płód wygiął się do tyłu w makabrycznej pozie, osiągając w swym skrzeku najwyższe tony, po czym eksplodował w akompaniamencie chóru uwielbienia.
Lubrus, dotąd majestatyczny, opadł nagle, jakby skurczył się w sobie.
- Radujcie się bracia, ofiara została spełniona- dodał ciszej.
Ostatnio zmieniony 24 lut 2014, o 21:13 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

ODPOWIEDZ