ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Byqu »

[Był na takim głodzie, że zerwał więzy :) Dziękuję Wam za uznanie.
MMH, jeśli jeszcze jutro będziesz, to być może załapiesz się na kolejną porcję fabuły z mojej strony :D Także pozostałych proszę o imprezowanie z umiarem, potrzebuję Was na chodzie, w miarę ogarniających :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Byqu, walka była oczywiście mistrzowska, ale mogłeś rozwinąć motyw z poszukiwaniami ;) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ Świetna walka =D> ]

-To gdzie jest ten mój przeciwnik?!-ryknął głośno elf ku uciesze tłumu. Choć tłumem ciężko było nazwać inkwizytora i ronina ,którzy jako jedyni oprócz towarzyszy Menthusa obserwowali walkę. Choć uciecha rodziła się w głowie Saito ,aż korciło go żeby wskazać magowi miejsce położenia (dosłownie) jego straszliwego przeciwnika.
-Witam panów. Ładną mamy dziś pogodę, nieprawdaż?- wykrzyknął Farlin siadając obok Magnusa i ronina. Inkwizytor tak zamyślony był o przybyciu samuraja ,a z kolei ten o celach Magnusa ,że mimo pustki nie zauważyli niziołka. Spojrzeli w jego stronę jednocześnie ,gdy ten jakby nigdy nic dosiadł sie do nich wyciągajac nogi.
-Tak...orzeźwiająca...- odparł ronin gładząc się po brodzie.
-Może trochę popcornu?- zaproponował ochoczo malec przekąskę podciskając kubeł Magnusowi niemal pod twarz. Niemal ,gdyż Farlin nie dosięgał tak wysoko. Inkwizytor poczuł w swych nozdrzach zapach i przypomniał sobie jak skazano kiedyś na stos sprzedawcę kukurydzy wraz z całym jego towarem ,w którym wykryto żywność modyfikowaną magicznie. Oczywiście pomijając smród palonego ciała i wrzask grzesznika to jednak ten zapach był wspaniały.
Von Bittenberg uniósł żelazną rękawicę i Farlin zaniepokoił się ,przypominając sobie reakcje Magnusa podczas szkoleń w Czarnym Zamku.Inkwizytor jednak wsadził okutą w stal rękę w kubeł prawie go rozrywając ,po czym wyciągnął z niego garsteczke popcornu.
-Dzięki...- mruknął i naznaczył drugą ręką znak Sigmara na czole zdziwionego Farlina ,po czym pochłonął przekąską czekajac na przejęcie inicjatywy któregoś z walczących.

-Tym razem nie będzie popijawy!- rzucił Farlin widząc wynik starcia ,po czym gestem pożegnania poprawił kapelusz i ruszył w stronę kwater, Walka zakończyła się. Można powiedzieć ,że wynik był do przewidzenia ,ale co to za sztuka po rozstrzygnięciu starcia. Inkwizytor wiedział ,że następna jest jego. Jednak nie przejmował się tym na razie. Bardziej niepokoiły go ostatnie wydarzenie. Jego śledztwo urwało się wraz ze zniknięciem Alphariusa i czystką wśród kultystów. On jednak nie ruszył w pościg ,o nie... wiedział iż Alpharius ,jak i mroczne potęgi nigdy nie opuszczą tej twierdzy. Przeczuwał również ,że coś się zaczyna dziać. Noc przynosiła zbyt dziwne anomalia. Von Bittenberg głeboko modlił sie ,aby te anomalia nie były tym co opisują księgi w biliotekach Czarnego Zamku. Tym przed czym drżą nawet najwięksi elfi magowie. Jednak raporty jego komórek wokół fortecy zbyt jasno wskazują. Burza... i to nie zwyczajna burza. Jednak Magnus wolał mieć pewność ,dlatego kilka dni temu wysłał list do Niebiańskiego Kolegium o potwierdzenie anomali.
Zwykle Kolegia nawet widzac wielkie zagrożenie milczą ,udając iż mają "ważniejsze sprawy". Jednak ,gdy Magnus wspomina w listach do nich o tym ,że korci go zrewidowanie i sprawdzenie ich siedzib w poszukiwaniu zakazanych materiałów ,czym prędzej odtrzymuje potrzebne dane.
Po kilku minutach cała arena była prawie pusta. W sumie od przejęcia władzy przez Norsmenów była prawie pusta. Na trybunach siedział jedynie Magnus i Saito wpatrując się w zachodzące słońce.
Ronin cały czas gładząc się po siwej brodzie mruknął -To był krótki dzień...-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Galreth spokojnie obserwował walkę. Nie dał po sobie poznać co sądzi o jej przebiegu. Człowiek dzięki swojemu szaleństwu zranił Menthusa dotkliwie, ale wciąż nic nie było przesądzone. Ostatecznie Assur wygrał. Twarz assasyna nic nie zdradzała, wydawałoby się, że wynik w ogóle go nie ruszył. Chociaż można by zakładać, że powinien być zły. Dla nikogo nie było tajemnicą, że ta dwójka szczerze się nienawidzi. Galreth jednak dobrze wiedział, że to bez znaczenia, że Ulrich gdzieś tam drasnął swojego przeciwnika. Nie miało znaczenia, że było blisko, a gdyby było bliżej wychodziłby teraz z areny bardzo zadowolony. Było po walce i należało się pogodzić z sytuacją, w której Menthus będzie jeszcze trochę chodził po tej ziemi. Zapamiętał sobie jednak momenty, w których smoczy mag wył z bólu. "Wyświetlał" je sobie w pamięci i musiał przyznać, że był to ładny widok. Teraz po tym pojedynku już tylko czekał na drugą rundę i szanse zabicia Menthusa osobiście.
Obrazek

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Walka była obfita w wydarzenia. Gdy się zakończyła, Dermath rozmyślał o tym, jak dużo i co musiał ćpać że tyle przeżył. Nabity na kolce, spalony, zwęglony i ciągle dychał. Oboje byli w szoku.
-Ciekawe gdzie taki towar sprzedają...- Zamyślił się towarzysz assasyna.
-Taki sprowadzają z Lustrii, drogi jak cholera. Mam torebkę funtową takiego ziela, zabuliłem ponad 500 złotych koron. Ale jak spróbowałem przed misją, oberwałem z kuszy, miecza bastardowego i pociskiem pistoletu, i po kążdym poczułem takie lekkie uszczypnięcie.-

Landryol był zdumiony. Po chwili się odezwał:
-Dobra, nie traćmy więcej czasu, zmywamy się.-

Pół godziny później już przeszli przez bramę, byli za Spiżową Cytadelą. Burza Spaczni na niebie była bardziej fioletowa niż wczoraj. Oboje mogli odetchnąć, że za dwa dni będą w Middenheim. Chociaż raczej nie przyjmą ich ciepło.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Kilka miesięcy wcześniej
[ http://www.youtube.com/watch?v=TZzsQDOHXkw ]

Ostrze w ciemnościach. Miecz bastardowy znalazł swój cel. Nie widział ciosu, nie spodziewał się go. Grube krople krwi poszybowały w powietrzu, kończąc swój lot na piasku.
Ocknął się. Znów miał wizje. To było dawno temu, pamiętał jednak, jak to było wczoraj. Oczy wciąż miał zamknięte, nie widział jednak powodu, by je otwierać. Przed nim rozciągał się ten sam widok, co zawsze- spalone pustkowie, pokryte czarnymi głazami, wokół których tańczy wiatr. Wicher szarpał go za długie, zmierzwione włosy i brodę, sypał piachem w oczy. Po zachmurzonym, karmazynowym nieboskłonie co rusz przeskakiwała błyskawica, zapowiadając nadchodzącą burzę. Bezkresny step zdobyły gdzieniegdzie masywy górskie, z których tryskała rozżarzona lawa.
Poruszył się niemrawo, kajdany na jego rękach i szyi zadźwięczały głucho, przypominając o swojej obecności. Czasem łapał się na myśli, że się do nich przyzwyczaił.
- Gdzie jesteś?- szepnął słabo, wciąż na kolanach, pochylony, zgarbiony ciężarem oków. Burza na horyzoncie zagrzmiała silniej. Otworzył oczy.
- Jeszcze nie skończyłem- rzekł nagle głośno, unosząc głowę- A ty nie skończyłeś ze mną!
W ciemności przed nim zapłonęły demoniczne oczy. Krwiopijec rozwinął skrzydła, szczerząc swe długie zęby.
- Nigdy ze mną nie skończysz!- rzucił więzień, zaciskając szczęki. Demon wzniósł topór, podchodząc do niego bliżej. Wtem horyzont rozdarł basowy ryk. Krwiopijec obrócił się na jego dźwięk, po czym obrzucił więźnia zaciekawionym spojrzeniem.
- Twoje serce przemówiło śmiertelniku!- huknął demon- Cena za jedną duszę. Pan Czaszek zaakceptował twoją ofertę. Powstań!
Łańcuchy z czarnego metalu, dotychczas w idealnym stanie nagle przerdzewiały. Szarpnął nimi, krusząc swe okowy. Powstał. Silny wiatr szarpał kłakami na jego brodzie i włosach. Przed nim było dużo pracy.

***
Płatki śniegu tańczyły na wichrze, miotane przezeń to w górę, to w dół. Lodowy wicher dął w oczy, utrudniając obserwację. Grunladi Biały Kruk z trudem przemierzał zaspy śnieżne, podpierając się długim kosturem. Mróz nie dawał mu wytchnienia, lodowymi szponami wbijając się w jego ciało, wlewając zimno w jego żyły. Jego brwi i broda pokryte były lodem, choć nie zmieniało to ich koloru, jako, że same w sobie były białe niczym mleko.
Stary Norsmen garbił się z zimna, usiłując szczelniej okryć się futrzanym płaszczem. Wiedział, że jeśli wkrótce nie odnajdzie schronienia, zamarznie na tej śnieżycy.
Bogowie okazali się dziś łaskawi. Wkrótce przed podróżnikiem zamajaczył duży kontur, który po pewnym czasie okazał się być jaskinią. Dziękując Asom zmarzniętymi wargami, wędrowiec dokuśtykał do wnętrza jamy.
W środku, choć zimno i ciemno, był osłonięty od wiatru, śnieg nie padał mu na głowę. Norsmen sięgnął do bukłaku zawieszonego na szyi i pociągnął łyk miodu. Przyjemne ciepło rozeszło się po ciele, choć nie w takim stopniu, by zapomnieć o mrozie. Sięgnął do torby, z której wydobył kawałek placka owsianego i pasek suszonego mięsa. Żując twardą strawę, odbiegł myślami od obecnego położenia. Zastanawiał się nad kolejną sagą, którą miał ułożyć. Szło mu to opornie, zastanawiał się czasem, czy nie porzucić projektu.
Wtem jakiś szmer z głębi jaskini wyrwał go z rozmyślań. Odwrócił się gwałtownie, wytężając swój stary wzrok.
- Jest tam kto?- rzucił w ciemność. Jeśli właśnie obudził śpiącego niedźwiedzia…
Nagle z cienia wyskoczyła duża sylwetka pokryta futrem. Domniemany niedźwiedź chwycił Grunladiego za poły płaszcza i przygwoździł do ściany jaskini. Dopiero teraz Biały Kruk spojrzał w zielone oczy napastnika, pełne gniewu i obłędu, lecz zdecydowanie ludzkie. Napastnik sapał i warczał, wyglądał na niespełna rozumu. Kurganin?
- Spokojnie przyjacielu, nie szukam zwady- rzekł uspokajająco Grunladi
Napastnik słysząc słowa po norsku drgnął, lecz po chwili wypuścił podróżnika. Wciąż sapiąc i warcząc oddalił się kilka kroków, po czym usiadł na kamieniu. Dopiero teraz Biały Kruk przyjrzał się dzikusowi. Mężczyzna był wysoki, nawet jak na norskie standardy. Długie, ciemne włosy i brodę, które wziął za futro, były w opłakanym stanie, brudne i zmierzwione, poskręcane w kłaki. Rozpięty kaftan z niedźwiedziej skóry ukazywał potężne mięśnie i skórę pokrytą bliznami. Szczególnie jedna zwróciła jego uwagę- podłużna szrama na szyi. Spodnie miał podarte, a buty dziurawe. Wyglądał, jakby przebywał z dala od ludzi od dawna.
- Mieszkasz tu?- spytał powoli Biały Kruk- Od dawna?
Mężczyzna przyłożył pięści do skroni, jego twarz wykrzywiła się w wielkim wysiłku. Szeptał coś pod nosem, lecz Grunladi nie był w stanie rozróżnić słów.
- Kim jesteś?
Wtem dzikus przemówił po norsku. W obłąkańczym tonie wreszcie dało się rozróżnić słowa.
- Jestem gniewem, jestem strachem, jestem…. niczym!- głos jego załamał się na koniec, głowa jego ponownie opadła. Grunladi podszedł do mężczyzny.
- Jesteś Norsmenem? Skąd pochodzisz? Jesteś jednym z ocalonych z masakry?- ożywił się Biały Kruk. Odpowiedziały mu tylko niewyraźne mamrotania.
- Co? Co mówisz?- dociekał starzec
Nagle dzikus zerwał się z miejsca, podbiegłszy do Grunladiego, spojrzał mu prosto w oczy.
- Zemsta… muszę dokonać… zemsty- to były pierwsze jego przytomne słowa.

***
[ http://www.youtube.com/watch?v=z0PvZGVPiJU ]
Grunladi czuł się dziwnie podróżując ze swym dziwnym towarzyszem, lecz przyznać musiał, iż zaczął się zachowywać normalnie. Mężczyzna przestał warczeć i spać, niemal nic nie odbiegało od zachowania zwykłego Norsa. Prawie nic. Zdawał się nie mieć pojęcia o jakichkolwiek wydarzeniach, które miały miejsce przez ostatnie osiem lat. Białego Kruka przeszedł dreszcz na myśl o spędzeniu tyle czasu w jaskini, zapomnianym przez bogów i ludzi. Szczególnym zaskoczeniem były dla niego ruiny spalonych osad i miast, lecz mijał je, milcząc. Sięgał tylko do podłużnego pakunku na plecach, jakby sprawdzając, czy wciąż tam jest.
Któregoś dnia dotarli do ruin nadmorskiego miasta. To wtedy towarzysz Grunladiego przełamał milczenie.
- Co tu się stało?- spytał drżącym głosem.
- To samo, co przy pozostałych osadach. Elfy- wyjaśnił starzec
Mężczyzna obrzucił go pytającym wzrokiem.
- Spadli na nas znienacka, niosąc ogień i zniszczenie- opowiadał Biały Kruk- Śmierć przyszła z nieba. Wojownicy Alfheimu, dosiadający smoków zaatakowali nasz kraj, paląc wioski i miasta na wybrzeżu. Wielu wtedy poległo.
Wzrok mężczyzny był rozbiegany, przeskakiwał po przyprószonych śniegiem zwęglonych deskach i osmalonych kamieniach.
- Spalili większość z naszych długich łodzi. Ludzie powiadali, że Najwyższy Król poległ, lecz okazało się to nieprawdą. To miasto- tu Grunladi wskazał na ruiny- było jednym z ostatnich na ich szlaku śmierci. Jego jarl wyprowadził ocalałych z płomieni. Wraz z garstką wojowników związał walką elfy, pozwalając kobietom i dzieciom uciec. Bjarn Ingvarrson przybył z odsieczą, lecz jarl Thorgar poległ w walce ze smokiem. Wydarty Morzu pomścił przyjaciela, zgładziwszy bestię.
- Nikt nie odbudował Foczej Przystani?- spytał towarzysz starca
- Ano nikt. Ci, co przeżyli, przenieśli się do krewnych w innych miastach, lub ruszyli z Bjarnem. Tyle,że teraz ludzie nazywają to miejsce Bludhaven.
- Bludhaven- powtórzył powoli rozmówca Białego Kruka- Ładnie.

Meżczyzna rzekł, by Grunladi nieco odpoczął, sam zaś postanowił rozejrzeć się wśród ruin. Kroczył wśród osmalonych kamieni, w których zdawał się być zaklęty krzyk palonych żywcem ludzi. To niegdyś było dumne miasto, które wielcy wojownicy i piękne niewiasty nazywały domem. Teraz jedynie wiatr hulał po jego ruinach. Mężczyzna przyspieszył kroku.
Dotarł do pozostałości długiego domu jarla. Stał tak przez chwilę, rozmyślając. Nic się nie zachowało. Tak przynajmniej wyglądało na pierwszy rzut oka. Przybysz odwalił nadpalone belki przy gruzach paleniska i chwycił za słabo widoczne kamienne ucho. Napiął mięśnie i po chwili kamienna płyta uniosła się w górę, odsłaniając schodki w dół. Zszedł na dół.
W piwnicy było ciemno, lecz gdy wzrok przybysza przyzwyczaił się do niego, dostrzegł, że kamienny strop pomieszczenia uchronił je przed ogniem. Rzeczy tu zgromadzone pokryte były warstwą kurzu i pajęczyn, ale całe. Mężczyzna wziął leżący na stole sztylet. Chwilę patrzył na jego wytartą klingę po czym spróbował ostrza. Było wciąż ostre.
Uniósł sztylet, chwytając garść kłaków z włosów, po czym jednym ruchem odciął je. Kolejne pasma spadały na ziemię, czasem zakrwawione, gdy operując tuż przy czaszce zacinał się. To samo uczynił z brodą. Gdy skończył, zrzucił z siebie brudne i podarte łachy, po czym sięgnął do szafy stojącej przy ścianie. Spodnie z foczej skóry były proste i mocne, zupełnie jakby wczoraj uszyte. Wygodne buty sięgające za kostkę idealnie nadawały się do podróży. Mężczyzna obejrzał się. Długo patrzył w wizjer wiszącej na stojaku w rogu czerwonej zbroi.

***
Obecnie
Gladiatorzy i ich towarzysze jak co dzień spotkali się przy obiedzie. Menthus, cały w bandażach, znosił cierpienia po wczorajszym boju po cichu. Jedynie oszczędne ruchy łyżką zdradzały jakiekolwiek oznaki bólu. Norsmeni jedli, dyskutując głośno na temat ostatniego starcia wraz z Drugnim. Saito pałaszował przygotowane na specjalne zamówienie u Turo sushi, racząc się przy tym ryżowym winem, co do którego zastanawiał się w jaki sposób znalazło się w Cytadeli. Magnus popijał rosół, łypiąc spod oka na towarzystwo. Od czasu jego „odrodzenia” w jego diecie mogły się znajdować jedynie lekkostrawne posiłki. Alkoholu na szczęście nie musiał odstawiać. Leif rozmawiał z Olafem, który przed chwilą zakończył wartę, oddając ją Eiglowi. Mimo woli stwierdził, że cała stara kompania była teraz w komplecie, jeśli nie licząc Turo, który wielką łychą poganiał teraz służących w kuchni kultystów. I Thorrleifa…
Drzwi od Sali balowej otworzyły się nagle, a do środka wpadł jeden z Norsmenów, którzy trzymali teraz wartę na murach. Podbiegł do Bjarna, który odłożył homara w maśle czosnkowym, wytarł ręce w obrus i spojrzał pytająco na wartownika.
- O co chodzi?- rzucił
- Wodzu, do bram zawitało dwóch podróżników. Twierdzą, że przybywają z Norski.
Ingvarsson zmarszczył brwi.
- Co to za jedni?- spytał
- Starzec, zwie się Grunladi Biały Kruk, pieśniarz- rzekł pośpiesznie młody wojownik.
- Słyszałem o nim. To dobre wieści, jeśli jest tym, za kogo się podaje- stwierdził Wydarty Morzu- A drugi?
Mina wartownika wyrażała zakłopotanie.
- Jakiś wojownik, nie raczył się przedstawić.
- Jak nie raczył, to trzeba było go wyrzucić przez bramę kopniakami- burknął Bjarn
- No, ehm… spuścił lanie Thorlacowi i Eiglowi, po czym oznajmił, że chce się z tobą widzieć.
- Co?!- Ingvarsson zachłystnął się mieodem saarlskim- Dawać go tutaj!
Inni widząc zakłopotanie Bjarna spojrzeli ciekawsko na drzwi, oczekując przybycia tych niecodziennych gości.
[ http://youtu.be/1DZnWKjOB_Y?t=2m10s ]
W końcu otworzyły się z hukiem, a przybysz przekroczył jej próg. Bjarn zaklął.
- Na brodate jajca Odyna!- westchnął Thorrvald
Aszkel wypuścił trzymany w ręku róg z winem.
- Sigmarze, miej nas w opiece….- szepnął Magnus, chwytając się za nieobecne żebra.
- Witaj Bjarnie- huknął Kharlot Kruszący Czaszki.

[A tu portrecik :wink: ]
Obrazek
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Wynik walki nie zaskoczył Saito, jednak sam jej przebieg - jak najbardziej. W momencie, gdy elf zawołał pytająco, gdzie jest jego przeciwnik, Saito śmiał się wewnątrz, nieskory do ujawnienia kontenera na zapleczu. Tym bardziej zdziwił się, jak Ulrich wkroczył na arenę, w dodatku cały pokryty mąką. Jeszcze bardziej niezwykłe było to, że zdołał mocno pokaleczyć Menthusa, mimo wygłodzenia i wyziębienia - w końcu była wczesna wiosna, zwłaszcza, że Ulrich sprawiał wrażenie chorego. Kaneda był pod najwyższym wrażeniem jego wytrzymałości fizycznej - nabity na kolce i bez ręki wciąż mówił coś obłąkańczym tonem i śmiał się, nawet wtedy, gdy gorzał w magicznym ogniu. Saito patrzył z kamienną twarzą, jak kawałki mięsa i skwierczącego tłuszczu odpadają na piach, przy wtórze obłąkańczego rechotu pokonanego, który ucichł dopiero wtedy, gdy przepaleniu uległa tchawica i mięśnie przepony. To przypomniało roninowi, jak trudno zabić przeciwnika pogrążonego w bezmyślnym szale, a tym bardziej, jak szał ten pozwala ignorować ból. Zgodnie z otrzymanymi jeszcze za młodu naukami, Kaneda wiedział, że najczęściej to ból łamie wolę walki i sprawia, że ranny pada na ziemię gdzie wykrwawia się, lub zostaje stratowany. Dlatego też doktryny, które mu wpojono tak bardzo podkreślały rolę samokontroli i siły umysłu, na równi ze sprawnością fizyczną.

Wtem zmienił się wiatr, a w Saito, Magnusa i Farlina uderzyły kłęby czarnego, tłustego dymu, niosącego swąd spalonego mięsa. Każdy z nich zareagował inaczej: niziołek zwyczajnie uznał, że to koniec widowiska i nie ma sensu wąchać tego smrodu, inkwizytor z nostalgią powąchał dym, zaś Saito zasępił się i tylko podrapał mocniej swoją posiwiałą brodę. Zdawał sobie sprawę, że znalazł się na tej Arenie, z powodu zajść w Kisogo, jednak w obliczu ostatnio dokonanych odkryć zdał sobie sprawę, że jego misja skomplikowała się jeszcze bardziej. Gdy Ulrich zamilkł wreszcie, ronin spojrzał mimowolnie na leniwie wirującą na niebie anomalię. Przez chwilę wydawało mu się, że otworzyła się tam jakaś przepastna czeluść, ale zapewne była to jego własna wyobraźnia. Trybuny wyludniły się, i Saito został sam ze starym łowcą czarownic. Obaj mężczyźni patrzyli na pomarańczową tarczę słoneczną, zbliżającą się do linii drzew oraz unoszące się nad nią niebywałe zjawisko.
- To był krótki dzień... - mruknął wreszcie samuraj.
- Mhm... Jak o tej porze roku... - chrapliwym głosem odpowiedział von Bittenberg.
- Przejdźmy od razu do rzeczy. Podczas pobytu w tutejszej bibRitece poszukiwałem czegoś, co pozwoRiłoby mi poznać tych kuRtystów. Przy okazji natrafiłem na opis zjawiska dokładnie takiego, jak to. - Tu wskazał na rozciągającą się na zachodnim niebie anomalię. Von Bittenberg zaczął słuchać w najwyższym skupieniu, patrząc badawczo na samuraja. - To może być burza Osnowy, czymkoRwiek ona jest... Wszyscy znajdują się w niebezpieczeństwie.
- Też to podejrzewam, jednak wciąż oczekuję na dokładną ekspertyzę... Zaś jeżeli chodzi o zagrożenie, to jest ono naprawdę ogromne i realne. Dobrze, że przychodzisz z tym pytaniem do właściwej osoby, jednak do czego zmierzasz, cudzoziemcze? Wiedz też, że wchodzisz na bardzo grząski grunt.
- Otóż, przybyłem na tą Arenę z bardzo daReka, gdyż dowiedziałem się, że zwycięzca dostaje cokoRwiek zapragnie... Również to, co zdawać by się mogło, przepadło na zawsze. Nie mogłem nie skorzystać z takiej szansy, jednak co mi po tym, jeśRi cały świat zostanie zniszczony? Z tego co się dowiedziałem, wygRąda na to, że Arena jest tak naprawdę jakimś pRugawym rytuałem, mającym na ceRu spowodowanie końca świata.
- To potwierdza moje przypuszczenia, panie Saito. Otóż, walczyłem wcześniej w innej arenie, są one wielkim złem i obrazą wobec Sigmara. Dlatego też musimy zakończyć to szaleństwo raz na zawsze. Z tego co widzę, nasze cele są zbieżne.
- Czy powinniśmy wtajemniczyć Menthusa?
- Nie, nie sądzę by było to wskazane. Elfy co prawda mają dostęp do rozległej wiedzy, nierzadko heretyckiej, jednak same są głupimi arogantami. W dodatku to obcy na wyginięciu, bez wahania wbili by innym nóż w plecy, byle ocalić garstkę swoich. Z resztą, z ich wścibstwem, pewnie same już pracują nad własnym rozwiązaniem. W każdym razie, my ludzie, powinniśmy trzymać się razem.
- JeżeRi eRfy prowadzą własne dochodzenie, to powinniśmy dowiedzieć się czy do czegoś doszły.
- Zgadza się, jednak przy współpracy z nimi należy zachować ostrożność. Oficjalnie to sojusznicy, gdyż mamy wspólnego wroga, ale jako sojusznika wolę jednego krasnoluda, niż zastęp elfów. Mój uczeń, Reiner wspominał mi kiedyś, jak na poprzedniej arenie elfy zwróciły się przeciwko ludziom, krasnoludom i jaszczuroludziom, co omal nie doprowadziło do katastrofy. Przy okazji, widziałeś gdzieś Reinera?
- Nie, i nie przypominam sobie by był na ostatniej popijawie... Wysyłałeś go gdzieś? Może wciąż wykonuje powierzone zadanie.
- Nawet jeżeli, to powinien był się zameldować.
- Nie jest zawodnikiem, w związku z tym nie ma immunitetu. To by oznaczało, że coś mogło mu się stać.
- Sam się przekonałeś, że kultyści nie przejmują się immunitetem. Wygląda na to, że faktycznie chcieli złożyć z nas ofiary dla swoich przeklętych idoli.
- To by wyjaśniało te wszystkie próby zamachów na zawodników.
- Na Arenę nie przybywa byle kto, ofiara z szesnastu potężnych wojowników faktycznie mogłaby wywołać silne poruszenie w Immaterium. Nie dali rady nas pozabijać samemu, po to zorganizowali walki, żebyśmy załatwili robotę za nich. W każdym razie, Reiner znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie...
- Zatem nie ma czasu do stracenia! - Przerwał mu Saito, wstając z miejsca.
- I co, będziesz go szukał po całym tym przeklętym zamczysku?
- Nie, powinniśmy pojmać jakiegoś kultystę i go przesłuchać. Znam setki technik na obezwładnienie przeciwnika gołymi rękami, nawet nie będzie krwi. - Magnus skrzywił się w paskudnym uśmiechu.
- He, może jak przeżyjesz, to uda się załatwić ci jakąś posadę w Inkwizycji Imperialnej. - Powiedziawszy to, łowca czarownic dźwignął się z miejsca, przy wtórze żelastwa, buczących serwomechanizmów i pracujących tłoków. Obaj mężczyźni skierowali się żwawym krokiem do wyjścia, aby przygotować bazę operacyjną w mieszkaniu Magnusa, które zdawało się być do tego celu najbardziej odpowiednie.

[Byqu, jak napisałeś, o facecie przykutym do skały, wiedziałem, że to będzie on. Poza tym wydarzenia opisane w moim poście mają miejsce jeszcze przed przybyciem Kharlota, z resztą dam jeszcze szansę Kordelasowi na wykazanie się, bo zaczynamy współpracę.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Jasne. W sumie nietrudno było się domyślić :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Skoro Kharlot, Magnus, Bjarn i Aszkael wrócili do świata żywych, to wskrzeszam Kiliana :twisted: Niech świat pogrąży się w Chaosie! :mrgreen: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Matis pisze:[Skoro Kharlot, Magnus, Bjarn i Aszkael wrócili do świata żywych, to wskrzeszam Kiliana :twisted: Niech świat pogrąży się w Chaosie! :mrgreen: ]
[Tylko spróbuj... :evil: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[-Że ja niby nie wskrzeszę Kilinana!!?? Potrzymaj mi piwo!!!! :D Nie płacz Byqu, to był tylko żart. :wink: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Cztery Potęgi, a wraz z nimi cała Osnowa odetchnęła z ulgą. :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Byqu, graty za klimat i odegranie roli psychopaty w stopniu wyżej-genialnym. Postać Ulricha po prostu mnie tu ujęła, podobnie jak zakończenie. Brawo jeszcze raz.
Tylko nie rozumiem czy to nasze postacie mają być trzeźwe czy my sami ? xD
@Kordelas, to inkwizycja spaliła Gandalfa ? A teraz ten pierścień ma Farlin :mrgreen:
Okiej, to może taki event ? Śnieżyca i zamieć dość potężne by urwać człowiekowi głowę i ściąć krew w żyłach. Z mrozem jeszcze nie walczyliśmy ;) ]

Moment gdy Burza Spaczni skupia się nad Spiżową Cytadelą

Bjarn stał wyprostowany z podniesioną dumnie głową. Potężny, mroźny wicher który zawodził między murami wył jak demony, spuszczone do realnego świata na żer i bezlitośnie szarpał futrami, którymi Norsmen ciasno owinął swoją kolczugę by nie przymarzła do ciała oraz pokrywał grudkowatą warstwą bieli błyszczącą, pełną talizmanów i warkoczyków grzywę Wydartego Morzu. Obrazek Ciemne, wieczorne niebo prawie zupełnie zasnute było mknącym na wyjących podmuchach korowodem bieli, tak gęstym że prawie niknęły w nim zarysy murów i blanek. Norsmeni normalnie przy takiej pogodzie zamknięci w bramie i basztach wokół wielkich palenisk teraz wyszli jak jeden na dziedziniec, otaczając jedenaście gorejących stosów z których każdy ział w wyższe partie zamieci huczącym słupem płomieni i dymu. Tak Bjarn i tuzin stojących za nim wojów honorowało towarzyszy poległych w bitwie z siłami zdradzieckiego Alphariusa. Odziane we własne pancerze, z ulubioną bronią i rzeczami osobistymi u boku, ciała Norsów kolejno niknęły w wielkich ogniach. Syk topionego metalu i przygłuszony zamiecią, powtarzany ryk rogu Einarra Nieuśmiechniętego wzywały Valkirie by uniosły dusze dzielnych wojowników wprost do chwalebnych Sal Przodków, Królestwa Wielkiego Jarla lub jak ją najczęściej nazywano: Valhalli. Z początku chcieli wyprawić pogrzeb na majestatycznych stokach gór, jednak każdy kto w taką pogodę choć wyściubiłby nos na otwarty teren zostałby dosłownie zdmuchnięty w otchłań rozpadlin lub obdarty ze skóry i mięsa przez szalejący żywioł. Jedynie vitki, stary Asgeir udał się na mury, dzierżąc parę wspaniałych płaszczy z białych, wilczych futer i kłów, twierdząc że zamierza odprawiać jakieś rytuały zaklęcia mrozu czy coś w tym guście. Sam Bjarn nie miał bladego pojęcia jak chudy, cienko odziany starzec miałby przeżyć coś takiego… choć w końcu był on szamanem… A z resztą i tak niewiele obchodził Wydartego Morzu los wiecznie skrytego, mamroczącego pod nosem wysłannika króla Norski. Bardziej interesował go stan zdrowia Thorlaca Pogromcy i dwóch innych wojów, ciężko rannych w bitwie którzy mieli szczęście przeżyć tylko dzięki szybkiej pomocy magicznej vitkiego oraz jakiejś miejscowej czarodziejki, widocznie darzącej kultystów skrywaną niechęcią. Bjarn skinął Einarrowi głową, na znak że rytuał został zakończony i sam spojrzał na dogorywające stosy pogrzebowe. Ciągnąc spojrzeniem lodowatobłękitnych oczu po strużkach dymu, tańczących na wietrze wespół z płomieniami wyobrażał sobie piękne wojowniczki w skrzydlatych hełmach unoszące delikatnie w swych ramionach wyszczerzonych towarzyszy, niecierpliwie czekających widoku murów Asgardu i…
- Bjarnie! Bjarnie! – zawołał ktoś, przekrzykując ryk śnieżycy. Od strony lekko uchylonej bramy do głównej twierdzy, której rozświetlone wnętrze kontrastowało z mrokiem nocy nadbiegał młody wojownik o pociągłej twarzy i lnianych włosach, zwany przez żart kompanów Klakkim Giermkiem.
- O co chodzi Klakki ? Coś się dzieje z rannymi ?
- Nie… to kultyści, oni…
- Buntują się ?! – warknął, chwytając za runiczy topór Bjarn. – Przecież dzisiaj rano kazałem wyciąć Krwawego Orła trzem z nich, którzy wymigiwali się od obowiązków!
- Ogromna większość zamknęła się w jednej z sal w podziemiach twierdzy i nikogo nie wpuszczają! Wrót nie ima się żaden topór, są jakieś przeklęte. – tu woj złapał się z przyzwyczajenia za medalion z młotem Thora.
- Zaraz przetrzebię im skórę… Gdzie Turo i bracia Horkessonowie ?
- Ucztują razem z resztą zawodników, ale jest jeszcze coś… - zasapał się Klakki i widząc uniesioną brew, zakładającego rogaty hełm Bjarna podniósł palec w niebo. – To. Z wierzyc widać jak przyszła z południa i zatrzymała się tuż nad nami.
Wydarty Morzu aż zdębiał i zachwiał się, zadzierając głowę w górę. Blask burzy spaczni przezierał pomarańczowym blaskiem przez szpary w śnieżycy, a nieziemskie lśnienie anomalii zdawało się odbijać nawet w księżycu.
- Oddech Bogów… Odynie miej nas w opiece…
Szepcząc i odmawiając modły do bogów cała drużyna minęła skulonego pod skrzydłami Smauga (teraz pokrytego warstwą śniegu jak wielka zaspa) i ruszyła do twierdzy.
****

Bjarn prowadził oddział piętnastu Norsmenów przez puste korytarze fortecy. Światło pochodni odbijało się w stali mieczy i hełmów okularowych a kolczugom nadawał wygląd siatek z diamentów, przez co wszyscy wyglądali jak mściciele z zaświatów idący wprowadzić w życie wypisaną na brodatych twarzach rzeź. Po drodze Ingvarsson wrócił wspomnieniami do momentu gdy zabił Żelaznego Kasztelana i czarną gwardię Alphariusa w ostatnim akcie bitwy o władzę nad fortecą. Perturabo umarł z dwiema stopami runiczej stali w piersi, bez strachu za to pełen mierżącej akceptacji. To samo z kultystami w kolczastych napierśnikach. Przekonanie to potwierdziło się, gdy znalazł depeszę od Alphariusa wszytą w pelerynę wojownika Chaosu. Ta żmija posłużyła się nimi jak posłańcami, bez wahania poświęcając swych najlepszych wojowników… Do czego jeszcze był zdolny ? Bjarn wolał tego nie wiedzieć. Ale bardzo by chciał wiedzieć gdzie znajduje się lider kultu. Im szybciej zdepcze się łeb gada tym mniejsza szansa na ziszczenie się jego knowań. Asgeir w czasie kiedy oni walczyli z wielkimi mutantami splądrował skarbiec Spiżowej Cytadeli i tym samym wykonali zadanie powierzone im przez króla Erika, zabezpieczając potężne artefakty. Jedynym co teraz trzymało tu Norsmenów była Arena… Jednak każdy wiedział że było to coś więcej… Niewytłumaczalna nić przeznaczenie, wiążąca ich w obrębie przeklętych murów do czasu… sam nie wiedział czego ale lepiej żeby nastąpiło to szybko. By nie musieć dalej męczyć się przy sprawach takich jak ta.
- Oto te wrota! – Olaf stuknął wielkie bramiszcze trzonkiem topora. Zza nich słychać było przytłumione zawodzenie i śpiewy.
- Co się będziem patyczkować, na bok kozojebce! – ryknął Bjarn, łapiąc oburącz topór którego runy płonęły zimnym blaskiem na błękitnej stali. Ingvarsson łupnął znad głowy w środek bramy i… odleciał w tył wśród eksplozji złotego blasku i piszczącego wizgu.
- Matko Thora, jaki to rodzaj czarnoksięstwa ? – wysapał, podnosząc się Wydarty Morzu. – Hrothgar, Eskil, Kolgrim, Gunnar! Obstawić mi te drzwi i jak tylko się otworzą, wyrżnąć wszystko co tylko będzie chciało wyjść!
Zanim wojowie, wciąż mając w pamięci zmutowane potworności z którymi tu walczyli zdążyli pomyśleć co mogłoby faktycznie stąd wyjść, wszystkich powstrzymał wychynąwszy z cienia vitki Asgeir. Szaman, mimo że wystawił się na pełnię furii śnieżycy na szczycie murów zdawał się być nawet nie zmarznięty, jedynie długi warkocz maga pokryty był płatkami śniegu.
- Tym się nie martw, Bjarnie synu Ingvara. Już zadbałem by nikt z tamtąd nie wyszedł. Możecie wrócić do obowiązków.
Na twarzy szamana wystąpił uśmiech tak złowieszczy, że nikt nie miał złudzeń co do prawdziwości jego słów i każdy jak najszybciej oddalił się, chcąc być jak najdalej od czegokolwiek co się tu wydarzy.
****

- Radujcie się bracia, ofiara została spełniona! – Librius uśmiechnął się błogo i wzniósł pomarszczone ręce ku niebu. Klęczący w ławach tłum kultystów zawrzał w uwielbieniu i podsunął się do ołtarza. Wtem, gdzieś w prawej nawie poruszenie przerodziło się w regularny (?!) chaos. Tłum, odziany w szaty w barwach czerni, fioletu i rzadkiej czerwieni rozstąpił się przepuszczając wysokiego kultystę Slaanesha z rapierem u boku. Ten, obrzucony spojrzeniem innych kultystów zastukał obcasami o schody ołtarza i wreszcie stanął tuż naprzeciw Libriusa. Kapłan uniósł swe niewidzące oczy na kultystę, od którego niewyraźnie wyczuwał coś dziwnego, choć nie wiedział zupełnie co i ostrożnie zaczął,
- W czymże mogę ci pomóc, bracie ? Życzysz sobie poprowadzić kolejne nabożeństwo, tym razem w obrządku twego boga ?
Slaaneshyta nie odpowiedział, zamiast tego opuścił głowę a w całej auli rozległ się głośny bulgot niewiadomego źródła. Okrzyk zdumienia i poruszenie tłumu wybuchło równie nagle jak z wysokiego albionsa, kultysta stał się łysym olbrzymem z czarną brodą w czerwonej szacie i wezbrało równie prędko kiedy postać przybrała kilkanaście innych form, po czym postąpiła kilka kroków naprzód. Zlany momentalnie potem i zdjęty strachem Librius cofnął się tyłem, aż uderzył o pulpit i upadł na schody poniżej ołtarza.
- Co zrobiłeś z bratem Luciusem i Czerepusem… i Practicusem… i… i… innymi…? – wyjęczał ślepiec, wznosząc błagalnie dłoń i zsuwając się z ołtarza. Nagle z falującej postaci dobył się ogłuszający rechot i nad Libriusem wypiętrzyła się olbrzymia, pulsująca od żył i macek sylwetka, której wyrastające dziesiątkami ramiona kończyły się kolcami i najróżniejszymi, makabrycznymi ostrzami broni. (http://images.dakkadakka.com/gallery/20 ... tesque.JPG) Jedno, jaśniejące upiornym zimnem oko i drugie, wyblakłe ciemnoniebieskie wpiły się w tłum z soczewkami zwężonymi w parodii zadowolenia. Groteska skoczyła z rykiem, młócąc ostrzami i zaraz cały przód holu zbryzgała fala krwi i wnętrzności, uwolniona z masakrowanych szeregów kultystów. Stojący w ostatniej nawie Reiner odrzucił kaptur i wraz z innymi, przerażonymi kultystami pobiegł do drzwi, umykając przed zbliżającą się w przerażającym tempie rzezią. Wśród sekciarzy, z krzykiem walących pięściami w zamknięte na głucho wrota, Łowca Czarownic z niepokojem rozpoznał bestię ze skarbca fortecy.
- Sigmarze, czyż to kolejna próba ? Przydałby się znów buzdygan mistrza…
Stojący po drugiej stronie bramy vitki Asgeir ponapawał się wrzaskami mordowanych i zacierając ręce zniknął w mroku korytarzy Cytadeli.
****
Obecnie

Przyglądając się z niepokojem szalejącej na firmamencie Burzy Osnowy, Norsmeni kontynuowali zwyczajowy tok dnia, składający się z systemu wart oraz sporadycznego przeczesywania niezbadanych obszarów Spiżowej Cytadeli. Bjarn zajęty organizacyjnymi i administracyjnymi sprawami nie miał złudzeń co do tego, czy znajdą Alphariusa jednak te patrole w głąb podmroku pozwalały mu choć na chwilę się zrelaksować. Dzięki ziołom Asgeira Thorlac i inni ranni wrócili do pełni sił i znów mogli dołączyć do zamkniętych w wieżach na straży towarzyszy. Śnieżyca nie odpuszczała ani na moment. Smaug wyglądał już raczej jak leżąca na uboczu dziedzińca góra śniegu, a zamieć stworzyła z Cytadeli jakby wyspę pośrodku oceanu płatków śniegu. Bjarn zorganizował kolejną walkę – elf, choć nie bez trudu pokonał szalonego na sposób zupełnie odmienny od berserkerskiego człowieka, spalając go na proch magią ognia. Bracia Horkessonowie zaś wraz z Leifem I Thorrvaldem siedzieli cicho przy stole na uboczu, wspominając kaca i ściszonymi głosami usiłowali dowiedzieć się co też stracili przez ostatni dzień ‘nieobecności w tym wymiarze’. W czasie już tradycyjnego wspólnego obiadu zawodników, przyrządzonego przez świeżo wytrzeźwiałego Turo i podkomendą mu niewielką grupę ocalałych kultystów, posłaniec zawiadomił Bjarna o przybyciu gości. Dość niecodziennych gości jak się zaraz okazało.
- Grunladi Biały Kruk! – Ingvarsson bardziej zdziwiony niż rozweselony wzniósł obie ręce w powitalnym geście. – Podobno zwierzoludzie upiekli cię żywcem w lesie Fimirskóg i pożarli zaraz po inwazji elfów…! Szkoda…
- A niby to dlaczego ? – syknął mało rozbawiony Grunladi. Biały Kruk także był skaldem, jednak w przeciwieństwie do na przykład Ivara, starzec zajmował się dokumentacją zdarzeń, dokonań i sag jak Norska długa i szeroka. Niektórzy powiadali że w kraju południowców nauczył się pisać czarnym płynem po pergaminie, jednakże wykonane przez niego kamienie runicze także były bardzo pożądane w lodowej ojczyźnie Bjarna.
- Bo podobno stanąłeś kością w gardle ich wodzowi i udławiłeś starego byka, uwalniając ziemie Baersonlingów od tego utrapienia! Piękna śmierć! – zagwizdał z udawanym uznaniem Bjarn. Po czym zaraz nabrał podejrzeń i spoważniał. – A tak naprawdę to cóż sprowadza cię do tego miejsca ? Nikt nie miał wiedzieć w Norsce że tu jesteśmy…
- O tym pomówimy jak się już rozgrzeję i zasiądziemy do wieczerzy… na osobności. – dodał cicho historyk. – Tymczasem jest tu ze mną ktoś, kto gdy tylko usłyszał o tobie od twoich ludzi przy bramie, zachował się… dość obcesowo by tu przybyć.
- Na brodate jajca Odyna!- westchnął Thorrvald
Aszkel wypuścił trzymany w ręku róg z winem.
- Sigmarze, miej nas w opiece….- szepnął Magnus, chwytając się za nieobecne żebra.
- Witaj Bjarnie- huknął Kharlot Kruszący Czaszki.
Norsmen aż cofnął się z otwartymi szeroko, niebieskimi oczyma i oparł się o stół. Einarr, Olaf, Haakar, bracia Torstenssonowie, Hrothgar aż podnieśli się z krzeseł, jak uderzeni młotem. Wchodzący do Sali z kuchni Turo upuścił półmisek z nową porcją sushi dla Saito. Inni Norsmeni szturchali ludzi Bjarna usiłując dowiedzieć się kim jest ów brudny jegomość i dlaczego tak reagują.
- Myślałem… ty… tyle lat… ja nie wiem co… to naprawdę ty, synu Thorgara ? – wydukał w końcu Bjarn.
- Mój ojciec… znałeś go ? – zapytał Kharlot, po czym skrzywił się jakby dostał silnego ataku migreny i zwalił się jak wielki dąb o brudnej koronie liści. Tylko refleks stojącego za nim Aszkaela uratował go od bolesnego spotkania z podłogą.
- Aszkael, Asgeir, Thorrvald… i ty Grunladi, do mojej komnaty! – sapnął, dotykając sponiewieranego Kharlota jak czegoś nie do końca materialnego Bjarn. – Przeniesiemy go na moje łoże, a ty Turo każ tam napalić w kominku i przynieść jadło, napitek i jakieś ciepłe ubrania… Mamy do pogadania Biały Kruku…

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Wcześniej
Echo pancernych butów obijało się od ścian twierdzy, wojownik kroczył przed siebie. Jego palce chwyciły za gwiazdę zawieszoną na jego szyi, czarny kamień nadal emanował wyczuwalną mocą. Po chwili amulet uderzył o czarny pancerz, Aszkael spojrzał na ściany pokryte cięciami.
- Czyżby ominęło mnie coś większego? – przemknęło mu przez myśl.
W mgnieniu oka z dźwiękiem jego kroków zmieszał się inny, lekki i delikatny. Demonica pojawiła się znikąd, niczym duch nawiedzający śmiertelnych. Na jej twarzy widniał lubieżny uśmiech, wojownik jednak pozostał nie wzruszony.
- Ile mnie nie było?- nagle rzucił ponurym tonem nie przerywając marsz.
- Kilka dni- odrzekła, w między czasie na jej ramieniu pojawił się czarny kot .
- Co się dzieło w między czasie.
-Jestem tu aby cie pilnować a nie bawić się w twojego informatora.- na te słowa Aszkael zatrzymał się i odruchowo podniósł rękę do rękojeści miecza. Demonica widzą że nie ma wyjścia zaczęła mówić- Trzy walki, krasnal, elfi mag i skrytobójca przeżyli zmagania. Ponad to doszło tu do małego starcia.
- Zdążyłem zauważyć. Wiesz gdzie aktualnie przebywa reszta?
- Walka tego płomienistego czarodzieja skończyła się niedawno, zapewne znów spijają swoje mordy.
- Tyle mi wystarczy.
Wojownik zamilknął pogrążywszy się ponownie w swoich myślach, czemu akurat teraz dano mu wrócić? Aszkael bez słowa pojawił się na uczcie, nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Zbyt wiele chodziło mu po głowie, kilku norsmenów próbowało się dowiedzieć gdzie przez tak długi czas się podziewał ale odpowiednio dobrane spojrzenia pokazało im że nie ma sensu się dopytywać. Wybraniec czuł też na sobie spojrzenia magów, czyżby ostatni pobyt w królestwie chaosu był aż tak wyczuwalny? Nagle ponownie wojownik musiał wrócić do realnego świata pozostawiając swoje przemyślenia na później, jakieś poruszenie wywołało nie lada harmider. Jacyś przybysze, Aszkael mało interesowały kolejne nie ważne persony. Przyłożył róg wypełniony winem do otworów w hełmie, wtedy go zobaczył. Powietrze głos Bjarna przeciął powietrze, chrapliwy głos rzucił pozdrowienie. Róg który jeszcze przed chwilą znajdował się w pancernej pięści wybrańca uderzył o dębowy blat, wino rozlało się. Kharlot wkroczył do komnaty, jego pojawienie się wywarło nie lada zdziwienie. To jest to, czyżby przez niego bogowie wysłali tu Aszkael? Może tak może nie ale na pewno Kruszący Czaszki był ważnym pionkiem w tych zmaganiach. Czempion Khorna wymieniał kilka zdań z Bjarnem kiedy Aszkael do nich podszedł, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć Kharlot zachwiał się. Jak bezwładny głaz runął w dół, w ostatniej chwili wybraniec złapał go ratując go przed upadkiem.
- Kharlot… psi kutasie, sam nie wiem czy mam cie wyściskać czy urwać jaja.- rzucił wybraniec.
- Aszkael, Asgeir, Thorrvald… i ty Grunladi, do mojej komnaty! – sapnął, dotykając sponiewieranego Kharlota jak czegoś nie do końca materialnego Bjarn. – Przeniesiemy go na moje łoże, a ty Turo każ tam napalić w kominku i przynieść jadło, napitek i jakieś ciepłe ubrania… Mamy do pogadania Biały Kruku…- po tych słowach wojownik przerzucił sobie Kruszącego Czaszki przez bark i ruszył za norsmenami. Miał przeczucie że wszystko zrobi krok naprzód.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Przebudzenie było bolesne. Całe jego ciało pulsowało bólem, wyczuwał wiele ran na swym ciele i był absolutnie pewien iż niewiele dzieliło go od wykrwawienia. Ale wygrał. Zwyciężył. Pokonał przeciwnika.
-Mistrzu!-krzyknęła tuż obok niego Iskra.
-Żyję-stęknął cicho.
-Udało ci się przyjacielu!-rzekł Vahanian tuż obok niego.
-Wiem-powiedział rozglądając się po pokoju. Ku zadowoleniu zauważył, że leży w swojej kwaterze.-Iskra bądź tak dobra i przynieś nam białego wina z Lothern.
Mimo targającego nim bólu Menthus wstał, wyciągnął z kredensu kryształowe kieliszki i nalał do każdego przeźroczystej cieczy.
-Za zwycięstwo!-wzniosła toast jego uczennica.
-Za zwycięstwo!-krzyknęli wspólnie.
Butelka szybko została opróżniona, rozmowa zeszła na pierdółki i wszyscy bohaterowie otrzymali nareszcie chwilę wytchnienia. Spotkanie przeciągało się i dopiero grubo po północy pozwolono odpocząć wymęczonemu Smoczemu Magowi. Ten zapadł w niespokojny sen.

Gdy obudził się kolejnego dnia rano zwlekł się na śniadanie do Wielkiej Sali, tam zobaczył na własne oczy kogoś kto od dawna powinien być matwy; Kharlota Kruszącego Czaszki. Ten jednak nie pobył długo w stanie pełnej świadomości i po niedługiej chwili zwalił się na ziemię. Zabrali go norsmeni. Skończył jeść i wrócił do swej kwatery, usiadł przy biurku i napisał nadzwyczaj długi list. Wielkiego Mistrza Wiedzy Tajemnej na pewno zainteresują zmarli wstający z grobów...

[Niestety nie będzie mnie przez tydzień w Polsce, możecie sobie pożyczyć jakąś moją postać ale bez przesady i rzeczy niezgodnych z ich poprzednim prowadzeniem.
Pozdrawiam MMH]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Łańcuchy... okowy...- mamrotał Kharlot, ledwo włócząc nogami, wsparty na ramieniu Aszkaela. Bjarn był poruszony. W sumie nikt się temu nie dziwił. Nie na co dzień starzy druhowie wstają z grobów. Przez skołatane myśli Kruszącego Czaszki przeszło stwierdzenie, że podobnie się czuł, gdy to Bjarna zastał całego i zdrowego po walce z Magnusem.
- Wołajcie magiczkę!- rzucił do jednego z wojowników Ingvarsson.
Zaprowadzili go do kwatery Wydartego Morzu, gdzie posadzili go na łożu. Asgeir podał mu kubek miodu, lecz Kharlot odmówił. Wydawało się, że kryzys minął, gdy nagle wybraniec zerwał się z miejsca z szałem w oczach. Sześciu wojowników musiało go przytrzymać, nim atak ustąpił.
W międzyczasie przyszła Julia.

- Co z nim?- spytał Bjarn na korytarzu, gdy czarodziejka wyszła z pokoju. Miała skwaszoną minę.
- Fizycznie? Wszystko w porządku, niewielka hipotermia, ale jest w doskonałej formie. Nic, co sen nie jest w stanie wyleczyć- oznajmiła- Jego umysł za to...
- Tak?
- Jest rozbity. Trudno mi to opisać... panuje tam zupełny chaos. Nie byłam w stanie przesondować go nawet powierzchniowo. Czy jest coś, co powinnam wiedzieć?
Bjarn zachmurzył się.
- Pytam tylko w celu dobrania leczenia- zapewniła Julia
- On... zginął- powiedział powoli Wydarty Morzu- dawno temu, na Arenie takiej jak ta. Ja w sumie też, lecz przywrócili mnie do życia przodkowie.
Czarodziejkę zatkało na moment. Nie była gotowa na takie wyjaśnienie i przez chwilę nie wiedziała co odrzec.
- Czy jest możliwe, że jego też...?- zaczęła niepewnie
- Nie- przerwał jej Bjarn- Ale jest wybrańcem Khorna. Obawiam się, że...
- Rozumiem- odparła- Myślę, że przywrócenie go do życia wywołało szok w jego umyśle, który na dodatek przez dłuższy czas przebywał w Osnowie. Te ataki mogą się powtórzyć.
- Czy to minie?
- Za kilka dni, może tygodni. Trudno stwierdzić. Jest poza moją mocą. W dodatku mogą wystąpić napady szału, znacznie gorsze od tego przed chwilą. Uważaj.
Czarodziejka odwróciła się i miała odejść.
- Bjarnie?- spytała odwracając się- Kim jest Selina?
- Lepiej o niej nie wspominaj- mruknął ponuro Ingvarsson- A zwłaszcza przy nim.

Kharlot doszedł do siebie. Siedział na krawędzi łoża, wpatrując się w ogień w palenisku. Na widok Bjarna powstał.
- Czy to, co mówił Grunladi, to prawda?- rzekł, nie czekając co tamten powie- Czy byłeś wtedy, gdy mój ojciec poległ?
Wydarty Morzu obawiał się tego pytania. Westchnął.
- Tak- odparł ciężko- Zginął przeze mnie, przez moją głupią brawurę.
- Uratował ci życie...- khornita bardziej stwierdził, niż spytał.
- Tak. Wybacz...
- Nie- Kharlot przerwał mu zdecydowanym tonem, kładąc rękę na jego barku- Zginął w obronie swych ludzi, w walce z pradawną bestią u boku przyjaciela. O nic więcej nie mógłbym prosić.
Ingvarsson spojrzał mu w oczy i nie dostrzegł w nich żalu. Uścisnął mu dłoń. Przez dłuższą chwilę opowiadał swemu druhowi o zdarzeniach na Arenie, od Alltiong, po zdradę Alphariusa i przejęcie władzy.
- ...jednak wciąż nie znamy mocodawcy tego robaka- zakończył opowieść Wydarty Morzu. Czempion Khorna uśmiechnął się.
- To ja was wezwałem- rzekł
Oczy Bjarna rozszerzyły się raptownie.
- Ty?!- wyrzucił z siebie wreszcie.
- Z mojego polecenia Alpharius zorganizował tu Arenę. Dlaczego on? Miał środki i kontakty potrzebne do organizacji turnieju. Nie martw się jednak, przestał być potrzebny z chwilą waszego przybycia. To również z mojego polecenia Alpharius poprosił króla Czerwonego Topora, byś to ty stanął na czele norskiej delegacji.
Wydarty Morzu musiał przyznać, że był zaskoczony.
- Ale...dlaczego?- spytał.
- To cena za jedną duszę- rzucił kwaśno- Nie chcę o tym więcej mówić.
Rozmowę przerwał im Thorrvald, który nieśmiało wszedł do pokoju.
- Kharlocie, bo ja...- zaczął niepewnie młody wojownik- chciałem zwrócić ci twoje topory. Otrzymałem je od twojego ojca jako prezent ślubny i...
Wybraniec wziął do ręki broń podaną przez Torstenssona, przypatrując im się długo w milczeniu. Wiązał z nimi tyle wspomnień...
- Zatrzymaj je- rzekł Thorrvaldowi, oddając mu broń- Przynosisz mi zaszczyt dzierżąc ten oręż. Mój ojciec uznał cię godnym ich stali i ja podzielam jego zdanie.
Młody wojownik odetchnął z ulgą.
- Dziękuję- skłonił się lekko- Ale czym będziesz walczył?
Kharlot uśmiechnął się w odpowiedzi. Podszedł do stołu, na którym obok jego hełmu leżał podłużny pakunek. Kruszący Czaszki rozwiązał rzemienie i rozwinął skóry.
Thorrvald westchnął, Bjarn przytaknął z uznaniem. Wybraniec Khorna dzierżył dwuręczny topór o pojedynczym ostrzu, zdobiony symbolem Pana Bitew.
- To jest Blodfar- rzekł, wskazując na swą broń- Dawno temu pewien wielki wojownik, czempion Władcy Czaszek walczył dwoma toporami. Tysiące padło od ich stali, przelał nimi rzeki krwi. Gdy dostąpił demonicznej nagrody, zmienił uzbrojenie na zaklęte, oddając jeden ze swych toporów swemu najznamienitszemu porucznikowi. To jest ten drugi.
Bjarn z podziwem oglądał starożytną broń. Trzonek nie był zbyt długi, lecz sama broń była bardzo ciężka, nawet jak na dwuręczny oręż. Podejrzewał, że prócz Olafa, Eigla i jego samego nikt z jego kompanii nie byłby w stanie skutecznie tym walczyć.
- Zaklęty? Demoniczny?- spytał Thorrvald z wypiekami na twarzy. Kharlot pokręcił głową.
- Nie. Nie wiem na czym polegają jego wyjątkowe właściwości, lecz w ciągu ostatnich kilku miesięcy od mojego powrotu do tego świata nie było pancerza, który by się mu oparł. Ale dość krotochwili. Mamy wiele do zrobienia.
- Spokojnie- powstrzymał go gestem Bjarn- Musisz odpocząć. Wiele przeszedłeś.
Kharlot spojrzał nań nieprzyjemnie.
- Zająłeś się mną i to doceniam przyjacielu- rzekł, patrząc mu prosto w oczy- ale nie waż się traktować mnie jak małego chłopca. A teraz chodźmy, pora ogłosić pozostałe pojedynki.

Ygg vs Farlin
Aszkael o Czarnym Sercu vs Gahraz Rozum Morka Renka Gorka
Galreth "Ostatni Szept" vs Nicolas z Manhi
Marr vsDrugni
Menthus z Caledoru vs Ulrich Argrend
Skrenq Szczurołap vs Magnus von Bittenberg
Kheltos vs Saito Kaneda
Ulfarr i Olfarr Horkessonowie vs Vahanian i Zamieć
Ostatnio zmieniony 2 mar 2014, o 19:57 przez Byqu, łącznie zmieniany 3 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Obaj mężczyźni skierowali się żwawym krokiem do wyjścia, aby przygotować bazę operacyjną w mieszkaniu Magnusa, które zdawało się być do tego celu najbardziej odpowiednie. Inkwizytor postanowił pójść na współpracę z wojownikiem Nipponu ,który zadziwiająco dużo wiedział ,jedak nie można powiedzieć ,że mu ufał... ale nie było to nic osobistego ,on nie ufam nikomu oprócz samego Sigmara ,taki fach. Milcząc ,pogrążeni w myślach przemierzyli korytarze kasztelu i znaleźli się w kwaterach zawodników. Magnus podszedł do swoich drzwi i wyciągnął spod płaszcza żelazny klucz. Saito dostrzegł ,że tylko w tych drzwiach znajduje się dodatkowy zamek. Zapewne inkwizytor zamontował go chcąc mieć pewność ,że tylko on będzie miał dostęp do komanty. Von Bittenberg wsadził klucz w zamek i przekręcił go najpierw dwa razy w lewo ,potem wepchnął go mocniej i przekrędził trzy razo w prawo. Wyciągnął klucz i nie dotykając klamki popchnął drzwi ,jednak zanim wszedł sprawdził jeszcze coś na portalu drzwi.
Magnus przekroczył wejście ,a za nim wszedł ronin nie dotykając niczego. Łowca czarownic nacisnął klamkę od wewnętrzej strony po czym zamknął drzwi i ruszył w stronę okna zostawiając na łóżku kapelusz ,odsłaniając siwą głowę.
Ronin ujrzał na pozór zwykły pokój. Oprócz symboli Sigmara ,dębowego biurka oraz wielkiej szafy pełnej uporzadkowanych dokumentów nie było tu nic nadzwyczajnego. Prawie nic. Oprócz wielkiego żelaznego krzesła z mnóstwem przewodów ,dziwnych fiolek oraz tłoków parowych. Samuraj widział wiele ,ale te tajemnicze maszyny zawsze go zadziwiały.
-Więc tak...- mruknął Magnus wyrywając go z rozmyślania. Saito spojrzał na niego gwałtownie i słuchał z uwagą. -Ta komnata jest najbezpieszniejsza w całym tym przeklętym zamku... - inkwizytor poszedł do okna po czym dokładnie sprawdził zabezpieczenia. Zbyt czesto ktoś uciekał przed nim przez to okno ,więc teraz zamiast szkła wstawiona tu był wielki kawał żelaza. -Dwa dni odprawiałem egzorczymy ,a cały czas pojawiały się nowe obawy ,ale już jest dobrze...- dodał stary łowca czarownic wciskając do ręki ronina żelazny klucz- Używaj go mądze... tu wszystkie nasze dokumenty są bezpieczne...jeden z moich sąsiadów padł już na Arenie ,a drugim jest...Smoczy Mag Menthus...- mruknął Wielki Inkwizytor. Saito spojrzał na niego podjerzliwym wzrokiem ,ale milczał. -Spokojnie... nic nie zdoła zrobić swoją czarcią magią... nikt nie obejdzie tych zabezpieczeń... gorzej z nim... ma potężna ochronę magiczna wokół komnaty ,ale sposoby fizyczne ominął... myślę ,że macie u siebie jakieś sposoby obserwacji... mimo papierowych ścian...- westchnął Magnus i podszedł do szafy w kącie ,otworzył drzwi i wyciagnął zdobioną skrzynię ,po czym ustawił ją na biurku. Magnus przeszył ronina chłodnym wzrokiem po czym otworzył wieczko i uklęknął na jedno kolano. Saito domyślił się ,że jest tam broń ,widać zwyczaj szacunku dla oręża panuje i tutaj.
Inkwizytor odczynił znak Młotodzierżcy i wymamrotał coś pod nosem ,po czym odwinął broń z zdobionego płótna. Saito poczuł dziwną aurę bijącą od broni i zrobił krok w tył. Von Bittenberg znów odczynił znak Sigmara ,po czym chwycił wielki buzdygan żelaznymi rękoma i uniósł nad głowę znów wypowiadając jakieś zdanie niezrozumiałe dla Nippończyka.
-Czekał ,gdy nadejdzie odpowiedni moment...- mruknął Magnus ,po czym przymocował broń do specjalnego uchwytu przy pasie ,tuż obok pistoletu. Ronin przypomniał sobie walkę z mutantami i pomyślał ,czy wtedy nie był odpowiedni moment na użycie tej wielkiej broni. Nagle jednak dostrzegł wystający spod skrzyni mały skrawek papieru ,była to zaplombowana koperta. -Co to ,Bittenberg-san?- zapytał samuraj przerywając ciszę. Magnus spojrzał na niego ,a następnie na kopertę i złapał ją gwałtownie rozrywając i wyciągajac list. Inkwizytor szybko założył na nos małe okulary i przewertował wzrokiem dokument po czym wręczył go samurajowi mówiąc chłodno -Miałeś rację... astrologowie z Altdorfu potwierdzili nasze obawy...-



*********************************

- Na brodate jajca Odyna!- westchnął Thorrvald
Aszkel wypuścił trzymany w ręku róg z winem.
- Sigmarze, miej nas w opiece….- szepnął Magnus, chwytając się za nieobecne żebra.
- Witaj Bjarnie- huknął Kharlot Kruszący Czaszki po czym padł i zabrali go.

Magnus siedział przy stole i wspomnienia natychmiast wróciły. Kolejny wskrzeszony... kolejny który przeżył podziemia...Do tego jego pojawienie się wraz z Burza nie zapowiada nic dobrego.
-Któż to?- zapytał cicho Saito Magnusa. Inkwizytor pociagnął łyk wina ,po czym opowiedział roninowi historię Kharlota. Wojownika ,który podpadł samemu Khornowi.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Wynik walki nie był dla mnie zaskoczeniem, jednakże jej przebieg był niepokojący i wiele razy obawiałem się o życie mojego przyjaciela. Mimo wszystko wierzyłem w jego zwycięstwo. Nie zawiódł mnie.
-I znowu jestem do przodu.- zacząłem się śmiać, większa część widowni milczała. Atmosfera była ciężka, trudna do opisania. Niepokój jaki budziło to dziwne zjawisko na niebie dawał się mi we znaki wszystkim obecnym. Zamieć wciąż mnie uspokajała, On również. Ja jednak potrafiłem wyczuć gdy ich niepewność. Spojrzałem w chmury i splunąłem. Coś nadciąga, a na pewno nie jest to nic dobrego. Zaczęliśmy powoli schodzić na dół, ta przerośnięta jaszczurka rzecz jasna pierwsza znalazła się przy swoim panu. Zaraz za nią na piaski Areny wkroczyła Zamieć wraz z Podmuchem i Zmierzchem. Nie wiem skąd się tu wzięli, bo nie towarzyszyli w drodze na walkę. Widocznie wilczyca uznała, iż mimo wszystko warto zobaczyć to przedstawienie. Iskra rzuciła się na swojego mistrza, ściskała go ile sił w rękach zupełnie nie zwracając uwagi na jego rany. Wywołało to lekki grymas bólu na twarzy Smoczego Maga, który szybko zmienił się w szczery uśmiech. Nazwałbym go wręcz ojcowskim.
-Powinnaś być nieco delikatniejsza.- zwróciłem jej uwagę, młoda adeptka natychmiast odskoczył i zaczęła przepraszać Menthusa. Uważnie obejrzała jego rany. Znikąd pojawiły się uzdrowicielki, który rozpoczęły długotrwały proces bandażowania i dezynfekcji ran. W oczach mojego przyjaciela widziałem lekki obłęd.
-Podobała się wam walka?-zapytał w końcu, udało mu sie już ukryć bliznę na jego twarzy.
-Nie wykorzystałeś pełni swoich możliwości.-głos Zamieci dudnił w mojej głowie.
-Zamieć uważa, że nie dałeś z siebie wszystkiego.- zaczęła Anna, która obserwowała poczynania kultystek. Widziałem, że była gotowa opieprzyć je w każdej chwili za choćby jeden błąd. One również czuły jej wzrok na sobie i starały się wykonywać swoją pracę jak najszybciej, oraz na tyle skutecznie na ile pozwalały im warunki. Bądź co bądź, Menthus opierał się teraz o swojego smoka, ich poczynaniom z mordem w oczach przyglądały się dwie kobiety, a o ich umiejętnościach we władaniu mieczem coraz częściej mówiono na korytarzach cytadeli. Poza tym były jeszcze trzy przerośnięte wilki, z Zamiecią na czele i dwóch starych wyjadaczy. Czyli rzeczy jasna ja, oraz Menthus. Pociły się i często przełykały ślinę. Z ulgą odeszły od zwycięscy, gdy tylko zakończyły pracę i czym prędzej opuściły piaski Areny. Sami wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Smoczy Mag odesłał swojego wiernego towarzysza, który na pożegnanie pogratulował mu zwycięstwa i życzył jak najszybszego powrotu do zdrowia. Zamieć rzuciła jakąś złośliwą uwagę, ale większość z nas ją zignorowała. Oprócz naszych dwóch nowych członków, którzy zanosili się śmiechem.
-A ty Vahanianie?
-Ja?- przez chwilę milczałem, myśląc jak dobrać słowa.- Zapewne skończyłbyś to wcześniej, gdybyś tylko nie został podtruty. A właśnie...- chwyciłem oburącz za głowę Menthusa. Ten nie protestował, zacząłem wymawiać słowa zaklęcia, szybko i jak zwykle niezrozumiale. Przynosiły one ukojenie. Ogień potrafi nie tylko niszczyć, o czym przekonałem się już dawno. Mój przyjaciel zaczął czuć kojące ciepło, działanie narkotyków zaczynało powoli ustępować. Z zadowolenie stwierdziłem, że nie wyszedłem z wprawy widząc ulgę na twarz maga.-Lepiej?
-Lepiej.- skinął głową w wyrazie wdzięczności. Po czym stracił przytomność. Odzyskał ją w swojej po paru godzinach w swojej komnacie
-Mistrzu!-krzyknęła tuż obok niego Iskra.
-Żyję-stęknął cicho.
-Udało ci się przyjacielu!-rzekłem, stałem tuż obok niego.
-Wiem-powiedział rozglądając się po pokoju. Ku zadowoleniu zauważył, że leży w swojej kwaterze.-Iskra bądź tak dobra i przynieś nam białego wina z Lothern.
Mimo targającego nim bólu Menthus wstał, wyciągnął z kredensu kryształowe kieliszki i nalał do każdego przeźroczystej cieczy.
-Za zwycięstwo!-wzniosła toast jego uczennica.
-Za zwycięstwo!-krzyknęliśmy wspólnie.
Butelka szybko została opróżniona, rozmowa zeszła na pierdółki i wszyscy bohaterowie otrzymali nareszcie chwilę wytchnienia. Spotkanie przeciągało się i dopiero grubo po północy pozwolono odpocząć wymęczonemu Smoczemu Magowi. Ten zapadł w niespokojny sen.


* * *

Przemierzaliśmy korytarze i szybko znaleźliśmy się w sali biesiadnej. Zasiedliśmy do stołu i oddaliśmy się luźniejszym rozmową, kilku zawodników zaczęło składać gratulacje Menthusowi. Nie zwróciłem na to zbytnio uwagi, gdyż do sali wparował bukmacher z moją wygraną. Ubrał się adekwatnie do miejsca. Elegancko, wciągnął brzuch i wyprostował. Miał nawet uczesane włosy i nowych goryli. Choć wyglądali mniej groźnie od tych, których pozbawiliśmy życia to prezentowali się o niebo lepiej. Ukłonił się najpierw Iskrze i Annie, ucałował ich dłonie. Potem zwrócił się w stronę wilków, również wykonując lekki rewerans. W końcu podszedł do Menthusa, pogratulował mu i nareszcie wyciągnął dłoń w moją stronę. Odeszliśmy na bok. Stanęliśmy w koncie.
-Panie oto wygrana.- w naszą stronę zbliżyli się jego ochroniarze. Jeden z nich trzymał szkatułkę, sporych rozmiarów i zapewne ważącą też co swoje.
-Odlicz pięćdziesiąt monet. Resztę postaw na Magnusa.- powiedziałem krótko, wyszczerzyłem zęby gdy zobaczyłem zawartość szkatuły. Dorobiłem się już niezłego majątku.
-Przelicznik będzie nieco mniejszy niż zwykle Vahanianie.-rzekł grubas.- Wiele osób stawia na inkwizytora.
-Domyśliłem się tego.
-A co zrobić z resztą pieniędzy.- zapytał.
-Przynieś do mojej kwatery, to chyba oczywiste?
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do sali wpadł mężczyzna w ciężkim pancerzu barwą przypominającą krew. Dzierżył sporych rozmiarów topór, oraz kolczastą kulę na łańcuchu. Sprawiał wrażenie zaprawionego w bojach. Jego wtargnięcie było czymś czego nikt się nie spodziewał. Moje dłonie odruchowo zsunęły się w stronę ostrzy z Miasta Białego Wilka. Zamieć, Zmierzch i Podmuch głośno zawarczały. Większość zawodników, spodziewała się walki.
- Na brodate jajca Odyna!- westchnął Thorrvald
Aszkel wypuścił trzymany w ręku róg z winem.
- Sigmarze, miej nas w opiece….- szepnął Magnus, chwytając się za nieobecne żebra.
- Witaj Bjarnie- huknął przybysz.
Norsmen aż cofnął się z otwartymi szeroko, niebieskimi oczyma i oparł się o stół. Einarr, Olaf, Haakar, bracia Torstenssonowie, Hrothgar aż podnieśli się z krzeseł, jak uderzeni młotem. Wchodzący do Sali z kuchni Turo upuścił półmisek z nową porcją sushi dla Saito. Inni Norsmeni szturchali ludzi Bjarna usiłując dowiedzieć się kim jest ów brudny jegomość i dlaczego tak reagują.
- Myślałem… ty… tyle lat… ja nie wiem co… to naprawdę ty, synu Thorgara ? – wydukał w końcu Bjarn.
- Mój ojciec… znałeś go ? – zapytał Kharlot, po czym skrzywił się jakby dostał silnego ataku migreny i zwalił się jak wielki dąb o brudnej koronie liści. Tylko refleks stojącego za nim Aszkaela uratował go od bolesnego spotkania z podłogą.
- Aszkael, Asgeir, Thorrvald… i ty Grunladi, do mojej komnaty! – sapnął, dotykając sponiewieranego Kharlota jak czegoś nie do końca materialnego Bjarn. – Przeniesiemy go na moje łoże, a ty Turo każ tam napalić w kominku i przynieść jadło, napitek i jakieś ciepłe ubrania… Mamy do pogadania Biały Kruku…
Sam nie wiedziałem, co o tym myśleć. Z jednej strony wyczuwałem, ze ma to coś wspólnego z tym co widać na niebie, a z drugiej coś podpowiadało mi by się w to nie zagłębiać. Przynajmniej na razie. Wróciłem do stołu a Grubasowi i jego ludziom nakazałem wyjść tyłem. Wydarzenie odpiła się na ucztujących. Ale wkrótce wrócono do luźniejszych rozmów. Chciałem w końcu trochę wypocząć.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Poszedł edit, bo czułem, jakby urwane było w połowie. No i wrzuciłem paringi :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Wiedziałem, że tak będzie ;D]

ODPOWIEDZ