Adelhar van der Maaren siedział na ozdobnym, admiralskim krześle za białym sterem "Dumy", mieszając herbatę w filiżance i w skupieniu przyglądając się temu co przed nim. Wokół niego stała grupa oficerów, co i rusz wpatrujących się ze zdziwieniem to na niezwykły widok przed nimi to znów rzucając Księciu Mórz Pytające spojrzenie. Najlepsi z marynarzy Marienburga krzątali się przy takielunku i działach, skwapliwie wykonując rozkazy drugiego oficera, podczas gdy na samym środku pokładu stał w równych rzędach szyk gwardzistów w świeżo wypolerowanych, ozdobnych półpancerzach i srebrnobiałych płaszczach. Ostatnie krople wilgoci ślizgały się po nieruchomych niemal ostrzach halabard i lufach muszkietów, spadając raz po raz na harde i ściągnięte dyscypliną oblicza wojaków czekających na rozkaz.
- Wasza miłość... Magistrze... czy to... właśnie To ? - rzucił przez ramię jednooki oficer za sterem.
- Tak. To tu... Zejść jeden węzeł z prędkości i podwinąć grotmaszt. Płyniemy prosto. - niemal szeptem wyrzucił Adelhar, podnosząc upstrzone pawimi piórami i szafirami rondo białego kapelusza.
Przed nimi rozciągał się otoczony zewsząd ścianą mgły, okrągły obszar o średnicy ponad jednej mili morskiej. Wcześniej cały ocean pokrywały wzburzone bałwany, zimnej spienionej wody a niebo zakryte było ołowianym całunem cumulonimbusów - tu zaś, w domenie skrytej za knieją z mgły woda tworzyła niemal idealnie płaską taflę, mąconą jedynie małymi liniami pływów i kilwaterem niemal dwudziestu okrętów, które wdarły się do tej dziwnej enklawy. Z chmur ponad nimi dochodził czasem pogłos odległego grzmotu i spadała leciutka mgiełka wilgoci, jednak w samym środku niczym pojedyncza złota lanca, przebijał się ukośny snop promieni słońca. Jego blask padał prosto na wielki masyw skalny.
Idealnie w centrum wyrastała prosto z ciemnozielonych, kryształowych wód oceanu skalista wysepka. Wysoko w górę pięły się poszarpane i ostre skały, ciemnej niemalże czarnej barwy, w środku wyrastał z pomiędzy nich obiekt, który w żadnym razie nie mógł być uznany za stworzony przez naturę. Okrągła, płaska i lekko wgłębiona od góry struktura z piaskowca poprzecinanego czerwonymi żyłkami, ozdobiona była plątaniną smug, które z bliska okazały się stromymi schodkami i blankami, na których wyryto zatarte wiekami płaskorzeźby. Od zachodniej strony u podnóża prawie pionowej ściany skał wyrastała im na powitanie niewielka plaża pełna żwiru i ukruszonych kamieni. Bardziej na południe masyw spłaszczał się nieco i wydłużał w coś na kształt ogonka lub półwyspu, zaś ściana z północnego-wschodu była najwyższa i najbardziej stroma, z wieloma skałami sterczącymi na podobieństwo cierni z wyciągniętej w górę kamiennej iglicy o także spłaszczonym i pokrytym zrujnowaną zabudową szczycie. Plątanina kilku schodkowych ścieżek z tego samego dziwnego piaskowca oplatała połowę wyspy krętą trasą od plaży - wokół barbakanowej budowli - aż na sam szczyt naturalnej wieżycy. Niespodziewanie było także dogodne miejsce do zarzucenia kotwicy. Od okrągłej wyspy odbiegało promieniście kilka długich kamiennych pomostów, celujących w ścianę mgły. Niektóre zapadły się pod wodę, inne miały w sobie ziejące dziury lecz dało się je zastosować jako mola dla okrętów, co też po dłuższej naradzie kapitanów ostrożnie uczyniła większość statków na polecenie Księcia Mórz. Wielki "Gargantuan" przybił do najdłuższego z pomostów, wskazującego zachód i z niższych poziomów rusztowania spuszczono na jego suchą część kilka długich trapów z barierkami. "Języczek Lileath" opłynął wyspę dookoła i dwa kwadranse później dziwnie oglądający się na kamienie wyspy Akeleth Faoiltiarna zameldował, że po drugiej stronie znalazł pomost rozchodzący się w półokrąg, jednak nie można było go wykorzystać ponieważ prawie całkowicie osunął się pod wodę i nie prowadził do żadnego podejścia na górę. "Niezatapialny II" oraz "Waleczne serce" i kilka innych jednostek zarzuciły kotficę między pomostami, jak najbliżej cumujących statków.
- Hay lads! Będzie very good znów poczuć land pod moje feet! - żachnął się kapitan Alard.
- Yay-hay-captain! - odkrzyknęli marynarze, spiesząc do swych zajęć. Jedynie Loq-Kro-Gar nie podzielał entuzjazmu ludzi. "Od tych skał aż na sto stóp czuć coś złego... przedwiecznego... Jak oni mogą tego nie wyczuwać, mnie aż ziębi w kręgosłupie ? Pradawni, chrońcie nasze dusze..." Jaszczur zachował jednak swe przemyślenia dla siebie i spojrzał z dziobu na ludzi wysypujących się wraz z dziwnymi rzeczami i skrzyniami z cumujących obok siebie przy najdłuższym pomoście "Gargantuana", "Dumy" i "Płaczu Himiko".
Adelhar niczym najsłodszą muzykę chłonął gniewne wołania sierżantów i bosmanów, tupot stóp, chrzęst pancerzy i łagodny plusk morza. Przy tej melodii nawet arie Friedricha van Canto wydawały się głuche i blade. Książę Mórz podszedł na dziób i dojrzał Raisha Aafrita, wysiadającego z dżonki. Jego przyjaciel wydawał się stukrotnie bardziej rześki niż dotychczas, lecz równocześnie tajemniczo zakrywał się płaszczem z kapturem. "Czyżby i on reagował nerwowo na rzekomą 'aurę' tego miejsca jak reszta głupich prostaczków?"
- Niech Van den Gaahl i von Eischen zaprzęgną swoich ludzi do roboty. Niech wyciągają rzeczy ze swoich ładowni i obejdą wyspę, zaraz zaczną schodzić z "Gargantuana" na walkę i chcę czuć się tu jak w domu zanim ściemnieje, zrozumiano ?!
- Tak jest, Książę! - zasalutowało kilkunastu marynarzy w jego liberiach po czym pobiegli koordynować lądowanie. Ostrza Mananna i kilka innych kompani najemników już zaczęło zabezpieczać perymetr i przeszukiwać skałowisko. Godzinę później, idący za nimi marynarze i służący zaczęli pokrywać dziury pomostami z drewna, rozkładać koksowniki, lampiony i pochodnie oraz rozbijać wielkie namioty na wyższych partiach skał wokół tajemniczej okrągłej budowli. Po chwili podszedł do niego Helstan.
- Niesamowite co ? Sam też sobie to inaczej wyobrażałem... zrujnowany elfi pałac czy piramida Pradawnych by nie zaszkodziła, a to... Zielonego pojęcia nie mam co to za architektura, pozornie prymitywna a jednak skomplikowana technicznie gdyby ją zbadać (co też pewnie uczynię)... A! Coś dziwnego dzieje się z mapą! - syknął nagle Helstan, schylając się. Po chwili zwój zszarzałego papieru ze skomplikowanymi liniami i runami zniknął w obłoczku iskier.
- Święty wietrze Hysh! Oby nikt tego nie widział... - mag rozejrzał się gorączkowo.
- Spokojnie, wystarczy że mnie tu doprowadziła... Jesteśmy blisko. O zmroku zaczynamy, już posłałem po całą czwórkę.
- Teraz już rozumiem czemu walka w parach. Ciekawy plan awaryjny Książę. Co teraz zrobimy ?
Po chwili milczenia Adelhar odezwał się nagle wesołym i beztroskim tonem.
- Jak to co ? Idziemy na spacer, właśnie widziałem jak wtaczają beczki z moją najlepszą brandy i jeśli mi ją rozbiją to każdy pocałuje się z kilem, do stu tysięcy homarów! Właśnie homary! Ej, Raish przyjacielu czas na podwieczorek! - Książę Mórz zszedł po trapie, powiewając wspaniałym płaszczem z lamparciej skóry i białego jedwabiu. Za nim natychmiast pomaszerowała połowa gwardii w równym szyku, roztrącając zataczających się na stałym lądzie pasażerów i taszczących różnorakie ładunki majtków.
Helstan strzepnął resztki popiołu z ręki i pobiegł mrucząc pod nosem coś o niekompetencji rosnącej wprost proporcjonalnie do objętości sakiewki. Jednak Czarny Magister nie biegł tak jak wszyscy w cień tajemniczej zabudowy i niebotycznych skał. Kierował się na najwyższy punkt obserwacyjny w promieniu setek mil. Już wiedział jaki symbol zobaczy patrząc na wyspę - ale im więcej sobie o nim przypominał tym szybciej wciąż biegł.
Walka trzynasta: Loq-Kro-Gar vs Ludwig Friedrich
Już dziś, punkt ósma! Drodzy towarzysze, na godzinę przed tym epickim starciem czwórki potężnych wojów wydawane będzie wszystkim na koszt miłościwego Księcia Mórz i Lorda Pływów oraz dziedzicznego diuka Driftmaarktu wino, piwo i marienburska Krwawa Maria! Życzymy dobrej zabawy,
[ I co Kordelas, oczekiwania spełnione ?
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)