ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Byqu »

[Jestem w trakcie pisania. Nie wiem, czy się dzisiaj wyrobię, brakuje mi inspiracji :( ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Prosze: http://www.youtube.com/watch?v=D2APtvDMIEo
lepiej sie postarać o natchnienie ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Walka szósta
Skrenq Szczurołap, mistrz mutacji klanu Moulder vs Magnus von Bittenberg, Wielki Inkwizytor
[ http://www.youtube.com/watch?v=0tnrhX55mzI ]

Kroczył powoli, żwir chrzęścił pod jego pancernymi butami. Lodowaty wiatr targał jego siwymi włosami, szarpał połami jego płaszcza. Nie zważał na mróz, ni śnieg, szepcząc słowa modlitwy. Jedyne źródło ciepła jakiego potrzebował, to żar wiary w sercu i miotacz oczyszczającego płomienia w ręku.
Magnus westchnął głęboko, wspominając dawną Arenę, turniej, w którym poległ. Teraz stał na jej piaskach jeszcze raz, zdeterminowany, by raz na zawsze zakończyć to bluźniercze święto chaosu, śmierci i plugastwa. Gdzieś wysoko nad nim rozległ się krzyk orła.
Jego przeciwnik już na niego czekał. Blade światło odbijało się od szkła wizjeru maski gazowej Skrenqa, biegło po jego pordzewiałym z wierzchu pancerzu. Skaven mocniej zacisnął dłoń na rękojeści bata. Czuł na sobie lodowate spojrzenie inkwizytora, czekającego na dokonanie sprawiedliwości. Wiatr podniósł obłoczek kurzu, który zatańczył wirem pomiędzy nimi. Nie padły żadne słowa gróźb, nie było prób zastraszeń. Cisza była straszniejsza od mowy.

Dźwięk gongu nie zabrzmiał dzisiaj jak rozpoczęcie walki. Był to żałobny dzwon.
Ręka inkwizytora uniosła się nagle, strumień płomieni wystrzelił w stronę Skrenqua. Skaven skoczył w bok, przetoczywszy się pod ich językami. Żar osmalił mu zbroję. Trzasnął kolczasty bicz. Batog owinął się wokół miotacza łowcy czarownic. Skrenq szarpnął silnie, lecz nie był wstanie wywrócić przeciwnika. Nie taki jednak był jego zamiar. Wymierzona broń skierowała się w dół, łatwopalny płyn zasyczał na piasku. Magnus skrzywił się, po czym ujął swój buzdygan. W tym momencie skaven machnął ręką, wyrzucając w powietrze szklane kulki z trującym gazem. Inkwizytor znał tą broń, miał już z nią styczność, dawno temu. Wstrzymał oddech, zasłaniając sobie dolną połowę twarzy płaszczem. Gęsta zasłona zielonego gazu zapadła na arenie. Oczy Magnusa łzawiły, gdy ten usiłował wypatrzeć przeciwnika wśród dymu. Kusiło go, by dla pewności pociągnąć okolicę strumieniem ognia, lecz nie miał pewności, czy gaz nie jest łatwopalny. Jakiś cień mignął gdzieś z boku. Inkwizytor odwrócił się gwałtownie, lecz przeciwnika już tam nie było. Nagle usłyszał chrobot piachu tuż za nim. Metalowe pazury zgrzytnęły o metal, po pancerzu łowcy czarownic spłynęła strużka płynu hydraulicznego. Von Bittenberg nie tracił jednak głowy. Wiedział, że skaven za chwilę ponowi atak, a on drugi raz nie da się nabrać.
Cień mignął ponownie, lecz tym razem inkwizytor był gotowy. Rozległ się pisk oburzenia i bólu. Uderzony buzdyganem Skrenq odbił się niczym piłka, ponownie znikając w rzedniejącym dymie. Magnus nie czekał na jego kolejny ruch. Pobiegł za nim, wiedząc, że po takim ciosie przeciwnik będzie potrzebował chwili, by do siebie dojść.
Zastał go gramolącego się z piachu, parskającego. Krew spływała z jego maski, jedna z tylnych łapek spuchła, wygięta nieco nienaturalnie. Inkwizytor uśmiechnął się. Pochwycił skavena za gardło, nie zważając na jego protesty.
- Gra skończona szczurzy pomiocie!- warknął mu prosto w twarz. Odpowiedziało mu popiskiwanie. Dopiero po chwili Magnus zorientował się, że to śmiech.
- Niemądry- głupi!- zacharczał Skrenq- Myślałeś, że walczę jeden-sam?
Łowca za późno zorientował się, o co mu chodziło. Wielki cień za jego plecami nagle uderzył. Zdeformowana, muskularna łapa, poprzecinana żyłami, przewodami i szwami grzmotnęła von Bittenberga, posyłając go w powietrze. Inkwizytor gruchnął boleśnie w grunt. Przeklął w duchu swoją lekkomyślność, starając się jednocześnie wstać jak najszybciej. Szczuroogr ryknął, obnażając połamane kły. Towarzyszyły mu dwa szczury wielkości ogarów, teraz pomagające powstać swemu panu i cała chmara zupełnie normalnych, niezmutowanych gryzoni. Inkwizytor zaklął ponownie.
- Naprzód dzieci, gryźć- zabijać mechanoludzia!- pisnął Skrenq, wskazując chudą łapą na swego rywala. Syknęły płomienie. Tuziny szczurów pochłonął święty ogień, ich małe ciała skwierczały i obracały w popiół, lecz kolejne wciąż nadchodziły. Pazurkami chwytając się każdej nierówności, wspinały się po pancerzu łowcy czarownic, szukając słabych punktów, przegryzając przewody i rurki.
Magnus miotał się, usiłując je zrzucić, na próżno. Olbrzymi szczur skoczył na niego, obalając go. Drugi chwycił zębami za prawą rękę, szarpiąc, nie pozwalając na zadanie ciosu, choć jego żółte zęby nie mogły przegryźć pancerza. Inkwizytor był bezpieczny… do czasu. Płyn hydrauliczny wsiąkał w piach, a Magnus czuł, jak traci kontrolę nad kolejnymi partiami maszyny. Na domiar jego prawdziwy wróg nie próżnował. Skrenq dopadł leżącego, siekąc wściekle szponami.
Wtedy któryś ze szczurów przegryzł przewody paliwowe. Iskry, które powstały w wyniku razów skavena spowodowały zapłon łatwopalnej cieczy. Rozległ się huk, kula ognia pochłonęła szczury, spopielając je w jednej chwili. Ochroniony przez swoją zbroję Skrenq poszybował w tył, niesiony siłą odrzutu. Mniej szczęścia miały olbrzymie szczury. Jeden z nich odleciał na kilka metrów, jako zwęglony kawał mięcha, drugi biegał w kółko, płonąc.
Magnus nie był w dużo lepszej sytuacji. Gruby niczym burta okrętu pancerz chronił go przed płomieniami, lecz delikatniejsze części nie wytrzymywały żaru i pękały. Ciśnienie płynów dawno przekroczyło bezpieczny próg użytkowania, strzałki zegarów wychodziły poza skalę. Inkwizytor tarzał się po piachu, usiłując ugasić płomienie. Mieszanka paliwowa, której używał na szczęście składała się z lekkich frakcji oleju skalnego. Gdyby użył gęstej mazi nieprzetworzonej substancji, lepka ciecz nie poddała by się, a on skończyłby jak świeca paschalna.
W końcu udało mu się opanować ogień. Kosztowało go to wiele wysiłku. Wstał, cały dymiący, szukając wzrokiem swego przeciwnika. Dostrzegł jedynie szczuroogra.
- Niemal o tobie zapomniałem…- mruknął łowca pod nosem.
Stwór zaatakował wściekle, machając wielkimi łapskami jak cepami. Magnus uczynił nieznaczny unik, po czym uderzył w szponiastą dłoń buzdyganem. Rozległ się trzask łamanych kości, co wywołało uśmiech na twarzy starego inkwizytora. Bestia zaryczała żałośnie, lecz ponowiła atak. Łowca był zbyt wolny, by unikać jej ciosów, toteż jął okładać atakujące go łapska, by ból zmusił bestię do uległości, a połamane kości uniemożliwiały skuteczny atak. Zamaszystym ciosem skruszył nadgarstek szczuroogra. Jego dłoń zwisała teraz bezużytecznie, podskakując przy każdym ataku.
Wtem jeden z wielkich szczurów skoczył mu na plecy, usiłując wgryźć się w naramiennik. Magnus szarpnął go za ogon, zrzucając na ziemię, po czym zamaszystym ruchem zdeptał mu czaszkę. W samą porę. Szczuoogr zaszarżował na niego, chcąc powalić go samą masą. Magnus stał w miejscu niewzruszony, oceniając odległość. Gdy potwór był tuż przed nim uczynił pół kroku w bok, po czym uderzył z pełnym zamachem prosto w żuchwę monstrum. Głowa szczuroogra odleciała jak piłka, ułamane zęby i krew wzniosły się w powietrze. Płynące z doświadczenia precyzja w połączeniu z mechaniczną siłą pozwoliły łowcy powalić stwora jednym ciosem. Potwór warknął głucho, po czym zarył w piesek. Nie czekając, aż wstanie, Magnus zbliżył się ciężkim krokiem, po czym trzema pewnymi uderzeniami rozłupał mu czaszkę. Fragmenty mózgu bestii bryzgnęły na zbroję inkwizytora.
W chwili, gdy karząca ręka inkwizytora opadła po raz trzeci, rozległ się suchy trzask. Kolczasty bat owinął się wokół szyi von Bittenberga, silne szarpnięcie zachwiało nim. Ból eksplodował w lewej nodze, gdy stalowe pazury weszły pod kolano. Magnus chciał podążyć za przeciwnikiem, lecz nagle poczuł, że pada. Łączenia zatrzeszczały, aż wreszcie ustąpiły, jego lewa noga poniżej kolana pozostała w miejscu, podczas gdy on sam ruszył do przodu. Padł jak długi, twarzą w piasek. Jego pancerz przedni był rozdarty, nie mógł powstać, ledwo utrzymywał władzę w rękach, a miotacz ognia nie działał. Wokół niego rosła coraz większa plama oleju. Magnus odpłynął w ciemność…

Sępy zleciały się szybko. Pierwszym padlinożercą był Skrenq, postanowił wykorzystać bliskość do ciała wroga. Jego szczurzy instynkt kazał ukryć się w cieniu, by wyleczyć się z ran i dojść do sił, lecz bliskość łupu ośmielała go. Podszedł bliżej, wyciągając futrzasty pyszczek. Ściągnął zniszczoną maskę. Wibrysy zadrżały w powietrzu, usiłując wybadać okolicę. W końcu zbliżył się do trupa, by zgarnąć łup. Na chwilę zapomniał o wrodzonej ostrożności.
Niby iskierka świadomości tląca się w metalowej skorupie, tak dusza Magnusa nie opuszczała ciała, choć pozornie powinna. To instynkt, wyrobiony latami szkoleń i doświadczenia na polu operacyjnym nakazał mu działanie. Przymuszona tą podświadomością, pancerna rękawica wystrzeliła, niczym szczupak z sitowia. Stalowe palce zacisnęły się na szyi skavena, usiłując wydusić zeń życie. Przerażony Skrenq puścił piżmo, w panice ją tłuc pazurami domniemanego trupa, który ani myślał udać się na wieczny spoczynek. Szczur charczał i dusił się, oczy wyszły mu z orbit, krew poszła mu z nosa i pyska. Magnus nawet nie poczuł, jak miażdży mu tchawicę. Skaven szarpał się coraz silniej, żłobiąc bruzdy w pancerzu łowcy, drapiąc piasek areny. W końcu znieruchomiał zupełnie, lecz mimo to inkwizytor trzymał futrzaste truchło w garści, jakby niepewien, czy wydusił zeń wszelkie życie. W końcu stalowe palce same rozsunęły się, a von Bittenberg ponownie osunął się w mrok, pozostając jedynym i niekwestionowanym zwycięzcą.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Dzwony zastały go w trakcie treningu. Dużo się nie nauczył, zwykle tego typu umiejętności szlifował latami. Miał czas, którego teraz najprawdopodobniej mu zabraknie.. Teraz udało mu się jedynie trochę dopracować ruch nadgarstka. Jednak roboty zostało jeszcze dużo, umiejętności ocenienia odległości, siły rzutu, ruch całego ramienia nie tylko nadgarstka, ewentualny ruch całym ciałem w przypadku przeciwnika za plecami i inne. Jeśli już coś robić, bądź w tym perfekcyjny. Każde cięcie, sztych, zasłony i całą resztę, zawsze dopracowywał do końca. Te ruchy które znał umiał w każdym calu. Wyrwał wszystko co do tej pory utkwiło w tarczy, zaledwie jeden sztylet był blisko środka, i ruszył na arenę. W drodze zimnymi korytarzami rozmyślał jak zawsze, kto według niego powinien wygrać. Galreth gardził takimi stworzeniami jak skaveny, ale inkwizytor zalazł mu za skórę i zawsze nienawidził fanatyków. Stanowili większe zagrożenie dla wszystkich wokół niż dla siebie samych. Tak, dobrze by było gdyby Magnus przegrał, chociaż samo porównanie przeciwników już temu przeczyło. Zabójca jednak znał przebiegłość i dwulicowość szczurów, tak zresztą podobną jego własnemu gatunkowi. Liczył, że Skrenq jednak czymś zaskoczy. Walka się zaczęła i szala szybko przechyliła się na stronę inkwizytora. Skaven jednak zaczął pokazywać swoje asy w rękawie, zaczynając od kuli trującego gazu. Narobił tym Galrethowi nadziei, gdyż jako ekspert od trucizn wiedział, że zbroja na niewiele się przyda człowiekowi. Magnus jednak nie dał się tak łatwo załatwić i kiedy znowu był bliski zabicia Skrenqa, ten wykorzystał kolejną sztuczkę. Ta była jednak trochę bardziej bezpośrednia, gdyż na zakutego w blachę człowieka rzucili się z piskiem i rykiem zwierzątka skavena. Atakowany raz po raz na różne sposoby inkwizytor oddawał pole, aż w końcu powalił go cios kolczastym biczem. Galreth pozwolił sobie na chwilę zadowolenia i kontemplował widok trupa na piaskach areny. Szczur podszedł do swojego przeciwnika w poszukiwaniu zdobyczy, jednak ku zdziwieniu wszystkich widzów, znalazł jedynie śmierć. Assasyn cicho zaklął i od razu zszedł z trybun.
Obrazek

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Choć znalezienie Alby mogło być problematyczne, Magnus miał wręcz wątpliwości, czy schwytany kultysta mówił prawdę, to obaj wojownicy natknęli się na niespodziewaną wskazówkę, w postaci jednego z sekciarzy niosącego, w zdawać by się mogło, opustoszałe zaplecze, tacę z jedzeniem. Tym razem trafił się jakiś szczeniak, z którego Magnus wydusił potrzebną informację bez większego wysiłku. Gdy przyciśnięty, dosłownie i w przenośni, kultysta wygadał się, inkwizytor pozwolił sobie jeszcze na szybką egzekucję. Widząc to, Saito wstrzymał się od komentarza, jednak zdawał sobie sprawę, że inkwizytor bynajmniej nie zastrzelił heretyka dlatego, że tamten był pozbawiony kręgosłupa i łatwo zdradził swojego zwierzchnika. Inkwizycja i zarazem jej członkowie, była po prostu całkowicie bezlitosną organizacją, choć dla ronina zdarzenie to nie było szczególnie szokujące. W Nipponie często dochodziło do nadużyć wobec pospólstwa ze strony samurajów, którzy byli również bezwzględni i nierzadko okrutni, lecz taka jest droga wojownika - wyznacza ją rzeka krwi, zaś niezdyscyplinowanie nie może być tolerowane. Powszechne było na przykład sprawdzanie na skazańcach, czy nowo wykuty miecz, będzie w stanie przeciąć człowieka na pół. Choć Saito nie miał w związku z tym nic przeciwko przemocy, to nie mógł oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę Magnus czerpie przyjemność z zabijania sług chaosu, co czyniło go podobnym do jego zaprzysiężonych wrogów.
Chwilę później, stary łowca przeprowadził inspekcję wskazanego przez zabitego przed chwilą kultystę, muru, stwierdzając pustą przestrzeń za ścianą. Cios mechanicznej pięści obrócił przeszkodę w gruzy i obaj mężczyźni weszli do środka.

Jak się okazało, znaleźli się w długim korytarzu. Gdy ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności, ruszyli naprzód, aż dotarli do drewnianych drzwi. Gdy byli gotowi, Magnus wywalił je kopniakiem wraz z futryną i wpadł do środka jak kula do burzenia, w chmurze wirujących w powietrzu drzazg i strzaskanych desek. Tuż za nim podążył Saito, w tym też momencie huknął strzał, a pomieszczenie wypełniło się siwym dymem. Plaśnięcie i głuchy łoskot świadczyły, że pocisk znalazł swój cel. Równocześnie świsnęło ostrze katany i inny heretyk runął na ziemię wrzeszcząc i brocząc krwią z długiego rozcięcia, biegnącego ukośnie od obojczyka do biodra. Gdy dym przerzedził się, oczom agresorów ukazał się następujący widok: jakiś wyjątkowo obleśny osobnik o intensywnie żółtej skórze stał pod ścianą, ubrany jedynie w przepaskę biodrową, na podłodze leżeli dwaj kultyści w szybko powiększających się kałużach krwi, która w słabym świetle wyglądała jak smoła. Ronin i łowca zignorowali dziwoląga, by przyjrzeć się zabitym, jednak żaden z nich nie pasowa wyglądem do poszukiwanego. Jeden czarny, drugi rudy z pociętą twarzą. Magnus i Saito spojrzeli po sobie, a później na żółtego, który w tym momencie rzucił w samuraja nożem. Ronin spodziewał się, że mutant będzie coś kombinował i tylko to pozwoliło mu na czas uchylić się przed pociskiem. Kultysta nie miał dokąd uciekać i w akcie desperacji skrył się pod łóżkiem, lecz to ułatwiło tylko zadanie von Bittenbergowi, który z łatwością odwalił mebel precz. Alba usiłował bronić się, jednak miecz połamał się na grubej płycie pancerza. Chwilę później oszpecony heretyk siedział obezwładniony pod ścianą z Zabójcą Oni na gardle. Nastrój chwili został jednak przerwany, gdy rozległy się dzwony wzywające Magnusa i jego rywala na arenę. Inkwizytor, chcąc nie chcąc musiał wyjść, zostawiając Saito samego z Albą, który biały był już tylko z imienia.

Tymczasem Kaneda, nie mogąc pozwolić sobie na opuszczenie walki zastosował cios w nerw, wywołujący tymczasowy paraliż i gwałtowne naprężenie mięśni, jednak ku jego zaskoczeniu, Alba tylko zarechotał wstrętnie i powiedział:
- Akolici Nurgla i Slaanesha włożyli wiele trudu, by odrosły mi jaja... A przy okazji, ich rytuały uczyniły moje ciało wytrzymalszym, jak sam widzisz. - Mówiąc to, heretyk szarpnął się uderzając kułakiem w tył. Nawet zdołał się wyrwać, lecz ronin bez problemu zablokował cios i dopadł uciekiniera przy dziurze pozostałej przy drzwiach. Tym razem postanowił nie cudować i ograniczył się do tradycyjnego walnięcia w łeb. Alba sflaczał, a Saito wepchnął mu w gębę onucę zerwaną ze stopy jednego z zabitych kultystów, drugą zaś zawiązał wokół twarzy, aby uniemożliwić wyplucie knebla. Prze z chwilę Nippończyk buszował po pomieszczeniu, aż znalazł powróz. Kątem oka zobaczył, jak Alba poruszył się, więc ponowie pozbawił leżącego przytomności i skrępował solidnie, tak, że kultysta wyglądał jak baleron. Do tego zawinął jeńca w zrzucony z łóżka koc dla niepoznaki i zawlókł do kontenera na śmieci, tego samego w którym ostatnio przebywał Ulrich Argrend - noszenie tak wielkiego pakunku przez cały zamek nie było w tym momencie najlepszym pomysłem, nie dość, że zwracało uwagę, to jeszcze było ekstremalnie nieporęczne. Upewniwszy się, że Alba jest odpowiednio zabezpieczony przed odnalezieniem, Saito pospieszył do mieszkania von Bittenberga, jednak stary inkwizytor już wyszedł. Na biurku natomiast leżała jakaś kartka, której adresatem był Kaneda. Chwyciwszy świstek, ronin udał się czym prędzej na trybuny. Z treścią listu postanowił zapoznać się później, domyślał się bowiem, że jest to pewnie jakaś instrukcja, co robić w przypadku przegranej inkwizytora czy też w razie, gdyby odniósł zbyt ciężkie rany, aby działać samodzielnie.

Saito zajął miejsce na widowni i zaczął oglądać walkę, ja zwykle w absolutnym skupieniu, rejestrując każdy szczegół starcia. Był wszak uczestnikiem areny, i była szansa, że może będzie musiał zmierzyć się w przyszłości z jednym z walczących teraz zawodników, którym równie dobrze mógł być Magnus, co jego tajemniczy, skaveński adwersarz. Choć z początku wydawało się, że walka zakończy się szybkim zwycięstwem łowcy czarownic mimo sztuczek stosowanych przez Skrenqa, to nagle na arenie zaroiło się od mnóstwa szczuropodobnych stworzeń. Choć Magnus walczył jak lew, paląc napierającą masę gryzoni, w końcu uległ ich przewadze. Co więcej doszło do wycieku paliwa do miotacza i jego zapłonu, tylko dzięki grubej jak burta okrętu zbroi, von Bittenberg zdołał uniknąć spopielenia i zdołał ugasić pożar. Gdy wreszcie wydawało się, że mechaniczny człowiek pokonał sprowadzone przez skavena stwory i zapewnił sobie zwycięstwo, nadszedł zdradziecki atak. Choć nie dawał po sobie tego poznać, Saito w przejęciu obserwował, jak kolos upada w jakby zwolnionym tempie. Jedna noga zdawała się być poważnie uszkodzona, podobnie jak pancerz. Inkwizytor runął twarzą na piasek areny wzbijając chmurkę pyłu, a wokół niego rozlewała się jakaś ciecz. Z początku Saito myślał, że jest to krew, jednak barwa płynu była raczej brązowo-żółta. Sam widok był intrygujący, przez myśl samuraja przeszło, że Magnus nie miał krwi jak zwykły człowiek, tylko jakiś olej... I być może po części była to prawda. Saito obserwował nieruchomą postać, i to jak powoli podkrada się do niej Skaven, który oprócz złamania tylnej łapy zdawał się być nienaruszony. Ronin już miał pogodzić się ze stratą sojusznika, jednak coś mówiło mu, że to jeszcze nie koniec pojedynku. W poprzednich walkach, jakie Saito widział na tej arenie, pozornie pokonani wojownicy nierzadko zaskakiwali wszystkich (ze swoim przeciwnikiem na czele) ostatnim, heroicznym zrywem, gwarantującym im zwycięstwo. Nie inaczej było i tym razem: gdy tylko Skrenq znalazł się dość blisko Magnusa, mechaniczne ramię znienacka wystrzeliło w stronę szyi szczuroczłeka. Gryzoń szarpał się, piszczał i skrzeczał, jednak żelazny uścisk zmiażdżył mu krtań, tym samym wyłaniając zwycięzcę.

Nie marnując ani chwili, Saito zbiegł z trybun i przypadł do Magnusa.
- Żyje! ARe jest mocno ranny! - Zawołał w stronę nadchodzącej grupy kultystów z noszami. Tuż za nimi podążała Julia, by swą magią ustabilizować stan rannego. Może to i dobrze, że Magnus był w tym momencie nieprzytomny. Po chwili, stękając i sapiąc, kultyści oraz kilku Norsmenów zdołało wreszcie położyć zwycięzcę na noszach. Kaneda również im pomagał, i musiał przyznać, że inkwizytor był niewiarygodnie ciężki, nawet bardziej niż wskazywałaby jego postura. Ronin zdołał dostrzec, że von Bittenberg na dobrą sprawę jest tylko w niewielkiej części człowiekiem: w pęknięciach zbroi było widać zaskakująco dużą ilość mechanizmów, przewodów i innych urządzeń, których zastosowania można było się jedynie domyślać. Saito poważnie zastanawiał się, czy ktokolwiek będzie potrafił naprawić tak skomplikowaną maszynerię, i czy łowca czarownic w ogóle będzie mógł dalej uczestniczyć w zmaganiach. W przeciwnym razie, przebieg areny może zostać zakłócony, chyba, że następna walka inkwizytora miałaby polegać na dobiciu nieprzytomnego... Nippończyk doskonale zdawał sobie sprawę, że to byłoby jedyne rozwiązanie, jednak sama myśl o takim scenariuszu napawała go odrazą - ubliżało to zasadom honorowego postępowania i w mniemaniu każdego samuraja było niedopuszczalne. W tej sytuacji należało więc czym prędzej odnaleźć Reinera, gdyż Saito był pewien, że młody inkwizytor będzie wiedział co robić, a może nawet będzie się znał na przeprowadzaniu napraw.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Kilkunastu z najsilniejszych odniosło Magnusa. Oczywiście nawet nosze przygotowane na wielkie turniejowe zbroje nie wytrzymały i dopiero za pomocą ciężkich dębowych drzwi wyrwanych z wejścia do jadalni udało się przetransportować łowcę.
Sito polecił ,aby zabrano go do jego pokoju ,gdzie poprowadził grupę. Z opowieści Von Bittenberga nie trudno było wywnioskować ,ze to najlepsze dla niego miejsce. Poza tym przebudzenie w lazarecie kultystow mogło się źle skończyć. Dla wszystkich
Po drodze jednak mijali wiele osób. Niektórzy z nich byli na trybunach ,inni nie. Samuraj widział zawistne spojrzenia oraz nienawiść ,u innych widział strach na widok Magnusa mimo jego stanu ,ale byli i tez nieliczni których wzrok wypełniony był niepewnością.
Ronin polecił ,aby zostawiono go na tajemniczym krześle ,które jak się okazało doskonale mieściło starego inkwizytora. Kiedy wszyscy opuścili kwaterę nie zadając zbędnych pytań ,wojownik z Nipponu usiadł za biurkiem i spojrzał na nieprzytomnego współpracownika. Niektóre z jego mechanizmów jednak pracowały ,a on sam zdawał się oddychać ,choć ledwo. Dzieliły ich duże różnice kulturowe ,ale jednak ich metody były podobnie bezwzględne i co najważniejsze - skuteczne.
Nagle ktoś zapukał mocno do drzwi. Saito położył rękę na rękojeści katany i ostrożnie zbliżył się do wejścia. Honorowym wojowników nigdy nie przystoi mścić się na rannym ,jednak ronin wątpliwości w honor kultystow ,dla których moment ten był doskonały na vendette i pozbycie się takiego zagrożenia.
-Halooo! Jest tam kto?!- wykrzyknal ktoś mocnym głosem zza drzwi. -Jak mnie słyszysz bezwzględny południowcu to Bjarn przysłał mnie i mego towarzysza ,abyśmy cię chronili! Wiem ,ze to dziwnie brzmi ,ale tak to ujął! Bjarn obawia się tych mięczaków z zamku! Po walce dziwnie się zachowują i coś kombinują.Zostaniemy tu wiec!-Norsmen wykrzyknal ,po czym jego towarzysz cicho dodał -Jak się obudzi to się wynosimy! Wole go unikać...-
Saito nie odpowiedział ,ale poczuł się pewniej. Bjarn nie był z tych ,którzy pragnęli zabić Magnusa wszelkimi metodami.
Równin znów usiadł i wyciągnął list Magnusa zaadresowany do niego. Stwierdził ,ze należy go otworzyć. Wiedział ,ze nie ma tam jakichś żałosnych pożegnań ,ale zapewne wyraźne instrukcje. Wojownik odblombowal kopertę i przeczytał treść.
" Jeśli czyta pan ten list ,jednoznaczne jest ,iż Sigmar poddał mnie ciężkiej próbie.
Nalegam ,aby zastosował się pan do poniższych zaleceń.
Proszę w żadnym wypadku nie oddawać mnie heretykom oraz umieścić mnie na żelaznym krześle w moim pokoju. Jedyną osobą zdolną do przebudzenia mnie jest milczący mnich ,który przybył wraz ze mną jednak niestety oddalił się. Proszę jednak uważać ,gdyż jest to osobnik niezwykle groźny i niebezpieczny. Należy zdjąć z mej szyj naszyjnik z młotem ,posiadając go ujażmi pan rzeźnika nim ten pana zabije. Zdaje pan sobie sprawę z powagi tych słów ,nie zwykłem przeinaczać danych.
Jeśli nie przebudze się w ciagu siedmiu dni kalendarza Imperium ,a mój uczeń Reiner Eisenwald nie powróci ,proszę zniszczyć wszystkie kartoteki oraz wysłać list znajdujący się w biurku za pomocą kruka ,który raz na tydzień siada na oknie. Po wysłaniu listu radzę opuścić Cytadele.
Bez względu na wynik mojej walki proszę czekać. Wrócę.
Von Bittenberg"
Ostatnio zmieniony 9 mar 2014, o 13:10 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Dzwony dopadły mnie w połowie drogi do pokoju. Nim zdołałem się obejrzeć Zamieć z reszta była już u mego boku. Anna zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do czubka głowy, po czym wykonała szybki cios w postaci "liścia" w moją twarz. Nie zdążyłem nawet pisnąć słowem gdy ona wytoczyła ciężką artylerię.
-Spójrz na siebie do cholery.- jej oczy płonęły żywym ogniem, który parzył nawet mnie. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Jakim cudem jej ogień stał się, aż tak potężny?- Ty głupi dzieciaku. Masz już kilkaset lat, a zachowujesz się jak gówniarz. Jeśli jeszcze raz zobaczę cię w takim stanie przed walką, to przysięgam, że własnoręcznie Cie uduszę.
-Ja tylko ćwi...
-Zrozumiałeś?- przerwała mi w pół słowa. Pierwszy raz w życiu bałem się kobiety!
-Tak.- odpowiedziałem w końcu, Zamieć zaczęła się śmiać. Pogarda jaką ten śmiech wyrażał była widoczna do tego stopnia, że aż zaczynało mi się robić jej żal. Śmiałaby się tak pewnie do samej areny gdyby nie grobowe spojrzenie Anny.
-Z czego się śmiejesz?!-wrzasnęła w końcu, jak już wcześniej wspomniałem gdy zaczyna się złościć sami bogowie mogliby uczyć się od niej okrucieństwa.
-Ja? Nie...- wydukała iście szczenięcym głosem.
-Nie spałaś, wiedziałaś, że gdzieś wychodzi. Znasz już go na tyle by wiedzieć, ze zawsze wpieprzy się w jakieś kłopoty.- Zamieć zwolniła kroku i spuściła łeb. Była zdenerwowana tym, że Anna miała rację.- Musicie zdać sobie z tego sprawę, że od waszego stanu zależy to jaki będzie wynik walki.
-Wiem o tym, przepraszam.- wydusiła z siebie po kilku minutach milczenia. Niemal podskoczyłem w miejscu gdy usłyszałem ostatnie słowo jej wypowiedzi. "Przepraszam". Pierwszy raz w życiu padło ono z jej ust. Już miałem coś powiedzieć gdy na drodze Anny stanął jakiś wyrośnięty kultysta. Chciałem się do niego odezwać, gdy Zamieć szturchnęła mnie i dała jasno do zrozumienia bym trzymał gębę na kłódkę.
-Możesz łaskawie zejść z naszej drogi?- przemówiła, spokojnym ale nacechowanym agresją głosem.
-Przejdź bokiem elfia suko.- w Annie coś pękło, do tej pory trzymała nerwy na wodzy, lecz teraz już nie wytrzymała. Jej dłonie zapłonęły złotym płomieniem, różniącym się od mojego czy Zamieci. Chwyciła grubasa za skórę, a ten jęknął z grymasem bólu wypisanym na twarzy. Następnie cisnęła nim w ścianę. Po korytarzu pociekł wąski strumyk krwi. Miała dokończyć to co zaczęła przy użyciu miecza swego ojca, ale w porę pojawiły się uzdrowicielki z Julią na czele.
-Przy okazji nauczcie go jak należy odzywać się do damy.- rzuciła krótko i schowała miecz. Szybkim krokiem weszliśmy na arenę i zajęliśmy miejsca. Cholernie bałem się odezwać, ale w końcu przytuliłem ją do siebie i ucałowałem w czoło.
-Zrozum, że od śmierci moich rodziców nie miałam nikogo tak bliskiego. Nie chce was stracić.- łzy popłynęły po jej policzkach.
-Nie martw się, nigdy nie będziesz już sama.- wskazałem dłonią na całą watahę.- Masz teraz nową rodzinę.- uśmiechnęła się. Walka w końcu się zaczęła. Szczur walczył, tak jak myślałem. Szybki i przebiegły, wykorzystał zgraję swoich stworzeń by szybciej pokonać inkwizytora. Ten walczył wolno, ale każdy jego ruch był skuteczny. Nie marnował siły na bezcelowe uderzenia, każdy cis był przemyślany. A mimo to padł. Trybuny w jednej chwili zamarły. Podobnie jak ja, przecież Zamieć nie mogła się mylić...
-Patrzcie.- jej głos rozbrzmiał w naszych głowach.
I rzeczywiście, nie myliła się. Żelazna pięść Magnusa wystrzeliła niczym kamień z solidnej procy powalając przeciwnika. Był w ciężkim stanie, lecz zwyciężył. Nie łatwo zabić człowieka, który już nie raz otarł się o śmierć. Będzie trudnym przeciwnikiem. Zakląłem w duchu. Rozejrzałem się po Arenie i ujrzałem Menthusa z Iskrą. Dawno się nie widzieliśmy. Dlatego też po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy w ich stronę.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Fajna walka Byqu, trzyma poziom. Już myślałem że Magnus odwali kitę w niespodziewanym stylu, ale to zakończenie trochę przewidywalnie uśmierciło naszego szczurka ;) ]

Bliźniacy stali zamurowani, patrząc na spokojnie wychodzącego elfa który właśnie jak równy z równym walczył z kimś ich wzrostu, siły i wytrzymałości... i to na dodatek bez broni! Horkessonowie w głowę zachodzili, dlaczego ów owiany legendami snutymi przez najbliższych towarzyszy Bjarna nie powalił elfa pierwszym celnym ciosem i mimo wielu uderzeń nawet nie ogłuszył Vahaniana.
~ Czyżby tylko udawał takiego twardziela ?
~ Spójrz na te podkrążone oczy, skołtunione włosy i to jak dba o wygląd swojej sylwetki!
- dodał Ulfarr, prychając na widok drobiazgowo dopracowanej muskulatury Kharlota, kontrastującą z po prostu zwalistą posturą większości Norsmenów.
~ Do tego nieodmiennie zachowuje się jak dziwak, nawet Bjarn zdaje się go unikać.
Wychodzący z gimnazjonu, ocierający pot Kharlot obrzucił bliźniaków jednocześnie kipiącym szałem i pustką spojrzeniem krwawych oczu, zupełnie jakby wyczuł że ktoś obgaduje go za plecami.
~ Widziałeś...?
~ Chędożony potwór. Nie wiem co się z nim tam działo po zakończeniu sagi o wyprawie do podziemnej areny, ale Ingvarsson musi o tym milczeć z dobrego powodu. Jedno wiem na pewno...
~ ...on już nie jest Norsmenem... o ile wogóle człowiekiem...

Mijając Kharlota, spojrzeli mu prosto w oczy, odgryzając się swymi lśniącymi stalowoszaro spojrzeniami i przeszli dalej do gimnazjonu. Wychodząc w cień korytarza Kruszący Czaszki uśmiechnął się.
- Teraz rozumiem Bjarnie... Obym w czas ich pojedynku nie pomylił się co do tej pary.

Mijając ciskającego nożami Galretha, któremu skinęli głowami, bracia przystąpili do oglądania sprzętów. Najpierw zatrzymali się przy obrotowym manekinie ćwiczebnym.
- Dawaj Olfarr! Bez broni, tak jak ten elf!
Norsmen przyjął postawę pięściarza naprzeciw drewnianej postaci. Na niesłyszalny sygnał zakrzyknął i wymierzył potężny prawy prosty w stalowo-drewnianą tarczę. Z rezonującym hukiem stal i drewno wgięły się wklęśle i odprysnęły drzazgami oraz odłamkami wobec tak przytłaczającej siły. Wprawiony błyskawicznie w ruch manekin, poprowadził siłą odśrodkową ramię z korbaczem, lecz Olfarr uniósł pionowo zakute w karwasz przedramię lewej ręki, blokując drewniany drąg. Szczękający łańcuch opadł nagle z góry, ciągnąc za sobą nabijaną guzami kulę, której lot w stronę głowy Olfarra w ostaniej chwili zatrzymała dłoń identyczna z jego własnymi. Zaciskający potężną dłoń na łańcuchu Ulfarr wyszczerzył się.
- Szybko mnie zawołałeś... Jak rozumiem test naszego wspólnego refleksu zaliczony ?
- Yhym. Ale nudno tu - po kiego ćwiczyć skoro wysiłek można zakończyć szybko i skutecznie ? - mówiąc to Horkesson zacisnął palce na drewnianej głowie manekina, wyrzeźbionej w kształt łba zwierzoczłeka. Po chwili dłoń zaczęła drgać, palce nabrzmiały od żył, a wysiłek charakterystyczny dla skupiania wielkiej siły w małym punkcie odmalował się na twarzach obu braci mimo iż jedynie jeden siłował się z drewnem. Które w końcu zaczęło jęczeć, skrzeczeć i nagle z suchym trzaskiem pękło w deszczu odłamków. Olfarr podniósł jak trofeum urwany łeb drewnianego Bestigora i po chwili cisnął go bratu. Ten uniósł nogę i zamaszyście nadepnął na czerep, po podobnym czasie co przed chwilą jego brat miażdżąc go na płaskie płaty balsy.
- To samo...
- ...czeka tego elfa. I wszystkich innych.
Dalej minęli Saito wykonującego na jakiejś wycieraczce podniesienia z leżenia na brzuchu z wykorzystaniem wyprostu rąk. Twarz Nippończyka jak zwykle była maską stoickiego wręcz spokoju. Czyżby nie wiedział że niedługo jego walka ? Wprawdzie mierne zdolności przyswajania trunków najogólniej źle rokwały o Kheltosie, jednak nie zapomnieli morderczego pokazu umiejętności elfa w stalowej masce tam w kanałach, w czasie walki z czarnymi wężami.
~ Czy może ta jego wykrzywiona morda zawsze wygląda na tak http://www.youtube.com/watch?v=RW_hE6WK1k4&feature=player_detailpage#t=12
Bracia po wyśmianiu lub obrzuceniu wzrokiem większości maszyn do tak zwanego treningu dotarli pod ścianę. Przed chwilą Ulfarr uniósł bez problemu żelazny drąg z okrągłymi, czarnymi ciężarkami od ilości których pobliskim kultystom roznoszącym wodę lub ręczniki pootwierały się gęby.
- No - sapnął Norsmen- i co ja mam teraz z tym zrobić ?
- Opuszczasz to panie, po czym podnosisz znowu. - rzekł, zbliżając się łysy muskularny kultysta z blaszanym gwizdkiem wiszącym na szyi. Jego szata zrobiona była z szeleszczącego, jaskrawego materiału a po jej bokach biegły po dwa białe paski, zaś z opuszczonego kaptura zwisały dwa rzemienie. - Po kilku seriach po tuzin powinnieneś poczuć efekt...
- Cooo?! Ale po jaką cholerę, na płonące jajca Surtra mam to znów podnosić skoro pokazałem już że potrafię to unieść bez trudu ?! - zaklął Ulfarr, poszerzając chwyt na drążku.
Tymczasem Olfarr złapał się wmurowanego w ścianę drążka do podciągania się. Niestety dwumetrowy Norsmen dalej stał na ziemi, toteż wyciągnął drąg i wsunął go dwie dziurki wyżej. Zablokowawszy przyrząd Olfarr wreszcie zawisnął ledwie półtorej dłoni nad ziemię jednak w żaden sposób nie mógł się podnieść, nieważne jak sapał i klął. Potężne żyły wystąpiły na łapach i poczerwieniałej twarzy zdeterminowanego Norsa jednak nie poddał się i nie puścił. Za to ściana puściła. Z otworu na drązek najpierw posypał się pył i zaprawa a następnie runął na ziemię wraz z kawałkiem ściany i samym Olfarrem. Horkesson otrzepał się i ujrzał Ulfarra jak podniósł ciężar jeszcze wyżej i cisnął hantlą w łysego kultystę, z hukiem przygniatając go do podłogi. Wśród charczącego dyszenia łysola i krzyków kultystów bracia opróżnili dwa bukłaki z zimną, górską wodą i skierowali się do wyjścia.
- Nie rozumiem sensu tego wszystkiego... jedynym co zrobi z ciebie faceta jest ciężkie życie...
- ...i zamiast takich trefnych gimnazjonów my mamy mroczne, norskie lasy. Wogóle spociłem się jak szczur...
Wtedy twierdzę wypełnił smętny ton dzwonów.
- O bogowie, Olfarr... właśnie - SZCZUR!
- Magnus walczy z tym Skrenqiem! Biegiem, czas na lepszą rozrywkę!

Po minucie bracia trafili do jadalni, gdzie już cisnął się tłum na trybuny. Spotkali paru towarzyszy, którzy mieli z nimi ćwiczyć na tym 'gimnazjonie' lecz widocznie wcześniej stawili się na walkę. Oczywiście nie omieszkano stwierdzić że nic a nic nie stracili a miód lepiej będzie się pić oglądając zmagania.
Na samej arenie bracia, ujmując pieczone żeberka i rogi z miodem usiedli nieco na uboczu w stosunku do reszty Norsów.
- O, witaj...
- ...mały wojowniku. - powiedzieli bliźniacy, siadając koło sączącego w podnieceniu piwo Farlina. Hobbit podniósł wzrok znad piasków i majstrującego coś przy ekwipunku Skrenqa po czym skinął im kapeluszem.
- Fajna czapka. - rzekł Ulfarr i z hukiem posadził się na trybunach, uważając by nie rozlać cennego jak płynne złoto miodu.
Dalszą rozmowę przerwało wkroczenie Magnusa w lśniącym ciele-pancerzu. Siedzący w loży honorowej na zębatym w blanki balkonie, tuż za Kharlotem Bjarn skinął ręką i gong obwieścił początek walki. Bracia z ekscytacją wgryźli się w smakowite mięso żeberek, odrywając kąski od kostek przy kolejnych wymianach ciosów. W swojej dość długiej karierze nie walczyli nigdy ze skavenami, ale najmujący się na ziemiach Baersonlingów jako strażnik kamieniołomów tego plemienia Eskil opowiadał o nich jako o mistrzach skrytości i podstępu, do tego szalonych i wielce złośliwych stworach. Cóż Skrenq w pełni zasłużył jako miano. Z opadającej chmury zielonego gazu i tryskających raz po raz jęzorów ognia wyłonił się poiereszowany Magnus, walczący o życie z bandą zmutowanych pokrak. W końcu jednak, gdy już wszyscy myśleli że śmierć wreszcie wyciągnie łapy po starego wroga Bjarna ten złapał szczura za gardło i wydusił z niego życie po czym padł w kałuży jakiegoś świństwa. Publiczoność złączyła się w wiwatach, a grupa ratunkowa podbiegła do cyborga.
- Magnus, przeklęty staruchu! Ani mi się waż tu umierać - to JA miałem wytłuc ci flaki przez odbyt!!! - warknął Bjarn, zdyszany po zbiegnięciu z loży na piaski i komenderujący niosącymi trzeszczące od ciężaru nosze Norsami. - Eskil, Hrothgar chodźcie tu! Zostaniecie pod jego komnatą jak już go odniesiemy na wypadek...
Bracia ujrzeli jak Kharlot zamienia parę słów z jakimś kultystą i z nika w mroku loży, sami zaś aby przeczekać tłok do wyjścia zeszli na pole bitwy.
- Nieźle mu...
- ...dał do wiwatu. Ciężki będzie z niego skurwysyn do ubicia... jak przeżyje.
- A właściwie poskładają go do kupy... - Olfarr, pomachał jakimś stalowym przedmiotem podniesionym z plamy oleju. - Czy to jego... noga ?!
- Ej Farlin! - zawołał palącego pobliskie zwłoki szczurów hobbita Ulfarr. - Wiesz może jak moglibyśmy mu ją oddać ?

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Po umieszczeniu Magnusa na metalowym fotelu, Saito zasiadł za biurkiem. Z tego co zauważył, niektóre z mechanizmów w ciele inkwizytora wciąż pozostawały sprawne. Kaneda zafrasował się: kultyści szczerze nienawidzili się z łowcami czarownic, zaś moment na pozbycie się szczególnie niebezpiecznego z nich, był idealny. Konieczne było wymyślenie jakiegoś planu. Zwłaszcza, że następna walka miała być jego i konieczne będzie odpowiednie przygotowanie się do pojedynku... Wtem z zamyślenia wyrwało go dobijanie się do drzwi.
-Halooo! Jest tam kto?!- wykrzyknal ktoś mocnym głosem zza drzwi. -Jak mnie słyszysz bezwzględny południowcu to Bjarn przysłał mnie i mego towarzysza, abyśmy cię chronili! Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak to ujął! Bjarn obawia się tych mięczaków z zamku! Po walce dziwnie się zachowują i coś kombinują. Zostaniemy tu więc! - Norsmen wykrzyknął, po czym jego towarzysz cicho dodał - Jak się obudzi to się wynosimy! Wole go unikać... - Saito milczał, ale poczuł się pewniej, gdy przybysze przedstawili się jako ludzie Bjarna. Po pierwsze, Norsmeni nie wyglądali na takich, którzy chcieliby zabić von Bittenberga korzystając z jego obecnej bezbronności, po drugie, teraz na arenie rządzili Kharlot i Ingvarsson, którym zależało na utrzymaniu sprawnego przebiegu walk. Ronin postanowił zapoznać się z treścią zostawionego dlań listu. Zgodnie z oczekiwaniami, nie było tam żadnego smęcenia, tylko konkretne instrukcje i wskazówki dotyczące dalszego postępowania. Po przeczytaniu pisma, Saito spojrzał na Magnusa. Na szyi łowcy wciąż znajdował się rzeczony wisior w kształcie młota, Saito wziął go i bez zbędnych ceregieli podszedł do drzwi. Profilaktycznie położył dłoń na szorstkiej rękojeści i otworzył oba zamki. Za drzwiami stało dwóch ludzi, sądząc po stroju i zwalistej posturze byli to rzeczywiście Norsmeni.
- Pilnujcie go dobrze, jest tu wieRu takich, którzy chcieRiby go dopaść. Wrócę niebawem.
- Jasne, mamy nasze rozkazy. - Odparł Norsmen. - Przy okazji, co z nim? - Dodał wojownik wskazując skinieniem głowy na drzwi do pokoju inkwizytora.
- Nieprzytomny, aRe żyje. - Odpowiedział Kaneda po czym ruszył w swoją stronę.

Gdy Saito zbliżył się do kontenera na śmieci, ze środka zaczęły się dobywać jakieś stłumione jęki. "Świetnie, nadal tu jest, tak jak go zostawiłem. Teraz trzeba tylko znaleźć jakieś miejsce na przesłuchanie." - Pomyślał Saito, rozglądając się wokoło. Wtem wydało mu się, że słyszy jakieś głosy. Od przybycia do twierdzy zdarzyło mu się kilka takich sytuacji, że w jego umyśle rozlegały się jakieś niezrozumiałe szepty, jednak tym razem dźwięki wydobywały się z dziury wybitej w ścianie. Samuraj szybko wskoczył samemu do kontenera i grzmotnął Albę kułakiem, uciszając go na miejscu. Rozmowa stała się całkiem wyraźna, wystarczyło wytężyć słuch.
- ...może to mieć coś wspólnego z potworem grasującym w twierdzy?
- Nie wydaje mi się... Z resztą nie wiadomo, co stało się podczas rytuału.
- Nie zmienia to faktu, że Librius mógł przywołać sługę bogów, któremu nie był w stanie rozkazywać.
- Tak czy inaczej, ci dwaj, zostali zgładzeni przez miecz i postrzał, zaś Alba został porwany. To wygląda bardziej na sprawkę Inkwizycji niż potwora, którego być może w rzeczywistości nie ma. Zwłaszcza, że gdy wreszcie czarownik Norsmenów zdołał otworzyć wrota, okazało się, że nikt nie przetrwał masakry, oprócz... - Dalszą rozmowę zagłuszyły odgłosy z kuchni, ktoś wściekle tłukł kotlety, aż było słychać brzęczące gary, natomiast sami sekciarze gdzieś się ulotnili. Jednakże podsłuchany fragment rozmowy był nad wyraz interesujący. Ci głupcy najwyraźniej przywołali jakiś koszmar, z drugiej zaś strony zdali sobie sprawę z zaginięcia Alby. Wtedy też ronin przypomniał sobie o kazamatach, w których niegdyś gnieździły się czarne stwory. To było dobre miejsce, gdyż nikt się tam nie zapuszczał. Akurat robiło się ciemno, toteż, korzystając z osłony nocy Saito przeniósł związanego kultystę do porzuconych lochów. Zaniósł go całkiem głęboko, aż wreszcie znalazł odpowiednią, żelazną kratę, do której przywiązał Albę. Heretyk próbował coś pyskować, ale knebel mu to uniemożliwiał. Chwilę później Saito przystąpił do wydobywania informacji. W tym celu wyciągnął knebel i rzucił go gdzieś w kąt. Kultysta próbował napluć mu w twarz, jednak bez skutku, gdyż szmata całkowicie wchłonęła ślinę, czyniąc gębę suchą jak wiór.
- Gdzie jest uczeń Magnusa, Reiner? - Zapytał Saito, lecz żółty nie odpowiedział, toteż kontynuował: - Czy te odstające uszy przeszkadzają ci słyszeć? - Mówiąc to, zacisnął twarde palce na małżowinach i urwał je jednym sprawnym ruchem. Brązowa ciecz popłynęła z ran, a mutant wrzasnął.
- Nic ci nie powiem, bo mnie to nie obchodzi.
- A powinno. Wspominałeś coś, że twoi współwyznawcy włożyRi dużo trudu w twoje Reczenie, po tym jak Reif zgniótł ci jaja. Szkoda by było, gdyby ich praca poszła na marne. - To mówiąc, Saito wykonał szybki kopniak centralnie w krocze Alby, w ostatniej chwili zatrzymując nogę. - Następnym razem trafię. Ciekawe jak będziesz wyglądał po następnej kuracji? Zrobisz się czerwony? - W tym momencie, Saito przyszedł do głowy jeden pomysł. A co jeśli Reiner węszył po twierdzy i postanowił szpiegować kultystów akurat podczas tamtej ceremonii, która odbyła się w zamkniętej sali? Ktoś jednak przeżył wspomnianą przez dwóch akolitów krwawą łaźnię, która miała tam miejsce.
- Jak widzę, nie masz jaj, żółtku. - Odpyskował Alba. Nippończyk nie odpowiedział, tylko wbił Zabójcę Oni w łokieć jeńca i wiercąc ostrzem, kontynuował:
- Wobec tego, zapytam o coś, co może cię interesuje bardziej. Podczas jednego z waszych obrzędów coś wymknęło się spod kontroRi i doszło do masakry. Ktoś jednak przeżył. Kto taki? - Alba milczał, łypiąc spode łba i szczerząc wrednie spiłowane zęby. Kopniak tym razem sięgnął celu, a po lochach rozeszło się echo.

Mimo przesłuchania trwającego już kilka godzin, Alba wciąż nie powiedział nic użytecznego. Wtedy Kaneda przypomniał sobie, że uzdrowicielka Julia potrafi czytać w myślach o czym zorientował się już przy ich pierwszym spotkaniu. Wobec tego należałoby nakłonić ją do współpracy, może ona będzie potrafiła wydobyć potrzebną informację z pojmanego kultysty. Tylko jak to zrobić. "Gdyby tylko Magnus tu był..." - Pomyślał ronin. Właśnie! Stary łowca miał w swoim pokoju stosy dokumentów, na pewno będzie w nich jakaś informacja, która pozwoli w razie czego przekonać kobietę by była pomocna, zwłaszcza, że z przeczytanych w tutejszej bibliotece ksiąg, Saito dowiedział się, że magia umysłu była w Imperium zabroniona. Nie zwlekając ani chwili dłużej, Kaneda znów zakneblował więźnia i poszedł poszukać uzdrowicielki. Postanowił zacząć od pokoju Magnusa, pod którym stali na straży dwaj Norsmeni, tylko że w międzyczasie doszło do zmiany warty.
- Była tu ta uzdrowicielka, ale nie mogliśmy jej wpuścić, bo zamknąłeś drzwi na głucho. Powiedziała, że jak wrócisz, masz pójść do jej komnaty.
- Gdzie to jest? - Norsmen wyjaśnił drogę.

Nieco później, w podziemiach Saito prowadził Julię aż do kraty, przy której zostawił Albę. Tak jak myślał, czarodziejka protestowała, ale udało mu się wyperswadować jej, by okazała nieco dobrej woli. Kluczowy okazał się argument, że teraz Saito sam współpracował z Inkwizycją, zaś z tego co Julia wyczytała z jego wspomnień, wynikała, że Nippończyk nie rzucał słów na wiatr. Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że kultysta został zeżarty przez jednego z czarnych stworów, który właśnie wygryzał resztki wnętrzności. Saito podszedł do niego i jednym ruchem usiekł gada, po czym spojrzał na towarzyszkę:
- Dasz radę wyciągnąć informację z trupa?
- Tak nawet będzie łatwiej, o ile mózg jest świeży. - Podeszła do resztek kultysty i dotknęła go. - Jeszcze ciepły. Co dokładnie potrzebujesz się dowiedzieć?

Saito odprowadził Julię do pokoju Magnusa, gdyż nalegała, że powinna go zbadać. Jak się okazało, nie była jednak w stanie pomóc mechanicznemu ciału starego inkwizytora, co z reszta nie było żadną niespodzianką. Łowca czarownic był cały czas nieprzytomny, zapewne systemy przeszły w tryb awaryjny, utrzymując jedynie podstawowe funkcje życiowe organizmu. Najważniejsze było jednak to, że kultyści przechwycili Reinera i trzymali go w lochu, szykując mu nieciekawy los, jednak z informacji wydobytych przez uzdrowicielkę wynikało, że Reiner, choć trzymany w podłych warunkach był utrzymywany przy życiu, jakby kultyści nie byli pewni co zrobić dalej.
Ostatnio zmieniony 10 mar 2014, o 00:34 przez Klafuti, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Kolejne widowisko krwi i śmierci. Kharlot był zadowolony, że to skaven padł. Magnus, który od czasu odrodzenia nie dawał popisu mistrzostwa w szermierce, miał w sobie wiecej honoru, niźli Skrenq.
Oglądając walkę, czempion czuł na sobie spojrzenia bliźniaków. Zdawał sobie sprawę, że znacznie odbiega od norskich standardów, co przykuwało uwagę wśród jego ziomków. Gdy pojedynek dobiegł końca, khornita oddalił się bez słowa.
Wrócił do swej komnaty w Barad-dur. Zastanawiało go, jak szybko zareaguje Todbringer. Przez myśl mu przeszło, że powinien powiadomić Bjarna...
Zdjął hełm i spojrzał w lustro. Krzywo przycięte włosy i skołtuniona krótka broda przyprawiały mu wygląd włóczegi, niż wojownika. Broda była wśród Norsmenów symbolem statusu i męskości, pielęgnowana latami, niczym u krasnoludów. Chłopiec stawał się mężczyzną, gdy zapuszczał brodę, wojownik dbał o nią, czując jak przysparza mu sił witalnych.
Kharlot wydobył niedawno zdobytą brzytwę i wziął się do roboty. Stalowe ostrze przesuwało się po skórze nie zostawiając ni włosa. Gdy skończył, wziął się za głowę.
Po chwili pozostał z gładko ogoloną czaszką i kilkoma świerzymi ranami po zacięciach. Wezwawszy służbę, by posprzątała, udał się na spotkanie.

***
Bjarn był wściekły, jak nigdy w życiu. Znał Kharlota i jego zamiłowanie do walki, jego niepochamowaną rządzę rzucenia się w jej wir, lecz to, co przed chwilą usłyszał przerosło jego najśmielsze oczekiwania.
W sali narad znajdowało się sześć osób. Ulfarr i Olfarr patrzyli z mieszaniną lęku i zrozumienia na chodzącego w tą i spowrotem Bjarna, który szarpał nerwowo za brodę. Grunladi łypał ponuro spode łba, zaś Asgeir kontemplował to z zamknietymi oczami. Kharlot był opanowany, obrzucając zgromadzonych spojrzeniem zza hełmu. Horkessonowie przypomnieli sobie, jak Thorrvald wspominał, że Kruszacy Czaszki zdejmował hełm w rozmowie tylko z jedną osobą. Niestety nie powiedział kim była ta persona, lecz musiał być to ktoś znaczny, skoro nawet Wydarty Morzu nie dostapił tego zaszczytu.
-Wiedziałeś o tym?!- krzyknął do pieśniarza Ingvarson, odwracając się.
Biały Kruk pokrecił przecząco głową.
- Pięknie...- mruknął Bjarn- Gdy powróciłeś z martwych, twierdząc, że składasz wojowników na Arenie w ofierze, nie stwierdziłem, żeś oszalał, ze wzgląd na stare czasy. Teraz jednak najzwyczajniej w świecie oznajmiasz mi, że powiadomiłeś elektora Middenheimu o naszej lokalizacji, zmuszając mnie do oficjalnego stwierdzenia: CZY CIEBIE ZUPEŁNIE POKURWIŁO?!
Wydarty Morzu wykonał kolejną rundkę wokół stołu. Bliźniacy szczerze obawiali się, że jeszcze kilka takich wieści, a ich wódz zostanie gładkolicym.
- Przecież on zmobilizuje całą podległą mu armię, wszystkich żołnierzy, ba! Ściągnie najemników! Nie minie tydzień, a zwalą nam się na karki, chcąc spalić to miejsce do gołej ziemi!- krzyknął Ingvarsson
Kharlot pozostał niewzruszony.
- Na to liczę- odparł spokojnie, zupełnie nie w stylu gwałtownego berserkera.
To nie uspokoiła Wydartego Morzu.
- Patrzcie go, liczy na to- wydarł się ponownie- Jasne, chędorzyć turniej, pozabijajmy się już teraz!
Ulfarr i Olfarr musieli przyznać mu rację. Co innego stanąć do chwalebnej bitwy, a co innego ściągnąć sobie na kark każdego żołnierza w prowincji, zwłaszcza przy tak nielicznej załodze.
Kharlot milczał. Spodziewał się, że Bjarn nie zrozumie, lecz nie widział powodu się tłumaczyć. Wyglądał z niecierpliwością przelania morza krwi, gdy wojska imperium uderzą na twierdze, a on stanie im naprzeciw w tytanicznej rzezi. Miał tylko nadzieję, że to drobne nieporozumienie nie nadszarpnie przyjaźni z Bjarnem...

[Evencik, który w teorii powinien odbyć się na koniec etapu eliminacji, ale zrobimy go po siódmym pojedynku, przed śmiercią jednego z aktywnych graczy :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Poważnie? Teraz to chyba przegiąłeś :lol2: . Będziemy musieli pokonać armię całej prowincji, włączając w to greatswordów, armaty, gryfy, MC, czarodziejów, ST i łowców czarownic. Przed garnizonem musieliśmy uciekać, a teraz będziemy musieli walczyć z armią na jakieś 3000 punktów (w końcu, elektor nie wie, co mamy do dyspozycji, więc powinien wziąć WSZYSTKO), no chyba, że dojdzie do inwazji z warpa, co również jest nieprzyjemną opcją.]
Ostatnio zmieniony 9 mar 2014, o 21:19 przez Klafuti, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[To tylko wnioski Bjarna, choć niezbyt odległe od rzeczywistości. Pamiętaj, że mamy smoka :)
Klafuti, mi nie ufasz? :D ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Wojska Imperium będą szturmowały zamek? #-o #-o #-o
Przecież Saito nie wysłał listu z biurka 8)
Nie no - budźcie Magnusa i zapytajmy co o tym sądzi ,myślę że zaporponuje zakończyć Arenę podczas bitwy :twisted: :twisted: :twisted:
No i co? Rozwalimy armie całej prowincji i Imperium sobie odpuści? No chyba ,że weźmiemy elektora w niewolę licząc ,że Karol się przestraszy :lol2: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kordelas, Kharlot wysłał list do Todbringera :mrgreen: anonim ofc
Ludzie, spokojnie. To tylko wyrażenie użyte przez Bjarna, który żywiołowo zareagował. Plus wszystko się może zdarzyć...]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Klafuti jakbyś potrzebował pomocy w wyrzynaniu kultystów i to w stealth modzie to służę pomocą :wink: ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Klafuti w mistrzowski sposób uśmiercił wątek z nogą Magnusa :/]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Kiedy zabiły dzwony wzywające na walkę, Drugni siedział akuratnie w drewnianym wychodku pod murami Spiżowej Fortecy. Słysząc żałobny ten żałobny dźwięk, krasnolud czym prędzej dokończył wykonywaną czynność, podciągnął sponie i wypadł z kibla niczym pocisk z katapulty. Śpieszył się tak bardzo, bowiem nie chciał powtórzyć swego ostatniego błędu, kiedy to haniebnie przespał walkę Menthusa z Urlichem.
Roztrącając nielicznych kultystów snujących się po korytarzach, Zabójca wbiegł na jak zwykle prawie puste trybuny i zajął miejsce na kamiennym siedzisku. Walka wkrótce miała się rozpocząć.
I zaiste, po kilkudziesięciu sekundach pełnego napięcia oczekiwania, na piaski Areny przybyli zawodnicy.
Pierwszy przybył skaven Skrenq, skrywając swe szczurze oblicze pod zardzewiałą gazową maską. Drugni, widząc przedstawiciela rasy, która od tysiącleci oblega twierdze jego ludu, splunął z pogardą. I chociaż wcześniej zdarzało mu się walczyć ramię w ramię ze szczurołapem, żadne braterstwo broni nie było w stanie przełamać legendarnej krasnoludzkiej nienawiści do istot, którym poświęcono niezliczone stronice Wielkiej Księgi Krzywd.
Zaraz potem na Arenie pojawił się Magnus, a ziemia drżała z każdym jego krokiem. Inkwizytor był uzbrojony w swój standardowy miotacz ognia oraz potężny buzdygan, którego Zabójca jeszcze nie miał okazji widzieć. Zapowiadał się ciekawy pojedynek.
Faktycznie, było na co popatrzeć. Toksyczne obłoki, jęzory płomieni, plugawe sługusy Skrenqa i ciężka ręka Magnusa uprzyjemniły Drugniemu dzień. Oprócz tego dowiedział się jeszcze, że Inkwizytor zasili grono jego potencjalnych przeciwników w następnej rundzie zawodów. O ile się obudzi.
Nie mając lepszych rzeczy do roboty (w zasadzie każda czynność oprócz picia i walki szybko go nudziła), Drugni postanowił obczaić ten nowo wybudowany gimnazjon, o którym wszyscy mówili.
Gdy już wstawał z trybun i szykował się do wyjścia, rzucił okiem na loże honorową. Oprócz standardowej ekipy w postaci Bjarna i jego przybocznych, zauważył tam jeszcze tego nowego dzikusa, co niedawno wtarabanił się do zamku i zrobił aferę.
- Dziwne. Ciekawe, czego chce ten typ ? - Zabójca mruknął pod nosem, gładząc się po czerwonej brodzie.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Matis pisze:[Klafuti w mistrzowski sposób uśmiercił wątek z nogą Magnusa :/]
usunąłem wzmiankę o nodze
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Dziękuję :) Dzisiaj wieczorem coś wrzucę ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Tylko weźcie pod uwagę ,że Magnusowi wystarczy jedna noga ,zeby Wam nakopać :lol2: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

ODPOWIEDZ