Witam pięknie. Pora nadeszła, by porządnie wziąć się za swoje armie – jak Aktywacja, to aktywacja pełną gębą i to na każdym froncie, tym bardziej, że z pewną dumą mogę bez kłamu stwierdzić, że przez ostatni tydzień codziennie udaje mi się coś domalować do moich licznych modeli. Jednak takie eratyczne podejście nie zadowala mojego wewnętrznego klimaciarza… Trzeba więc podejść do tego nieco bardziej profesjonalnie, niczym niektóre piękne projekty tworzone ze zapałem na łamach chociażby Bolter & Chainsword i zwyczajnie ogłosić sobie samemu projekt armii. Nie jest to wcale łatwe, bo tak naprawdę w przeciągu tego półrocza mam zamiar stworzyć /cztery/ armie a przynajmniej i zaczątki. Zacznijmy od projektu, który pochłonął mnie całkowicie i nad którym spędzę najpewniej najwięcej czasu…
Synowie Meduzy. Jak już pisałem wcześniej dzięki lekturze obu domów ‘Badab War’ z serii Imperial Armoury nareszcie odnalazłem zakon, który przemawia do mnie w stu procentach, na każdym kroku. Nie mam zamiaru się powtarzać, czemu niby uderzył w moje czułe struny i było to uderzenie na tyle silne, że załamało moją passę niekończących się rozpoczętych prac.. Ważne jest to, co mam zamiar z tym zrobić. Świetnym patentem z punktu kolekcjonera jest fakt, że zakon podzielony jest na trzy klany – o ile pozbieranie całego zakonu (tzn. 1000 marines i dziesiątki maszyn!) to jest jednak zadanie na lata, to pozbieranie i złożenie 1/3 zakonu już nie wygląda tak źle i brzmi realnie nawet za mojego żywota. Oczywiście, nie jestem cudotwórcą i staram się mierzyć siły na zamiary, więc zaczniemy od jeszcze mniejszej liczby, czyli jednej trzeciej z jednej trzeciej – zaprojektowaniem i wykonaniem armii opartej na pierwszej kompani wojennego klanu ‘Atropos’ zakonu Synów Meduzy.
Samo zbieranie i malowanie w moim wypadku jest zaledwie połową (*tę większą!*) pracy – jak już pisałem, jestem klimaciarzem i kolekcjonerem. Lubię nazywać swoich plastikowych ludzików, tworzyć im historię, epickie osiągnięcia zgodne z duchem uniwersum i w ogóle, bawić się w kreację, słowną również. Dlatego zwyczajne chlapnięcie farbą w odpowiednich kolorach to tylko część zabawy. Druga część, a raczej jej początki, możecie już zaobserwować z tych kilku stron wyciętych z mojego ‘Chapter: Sons of Medusa – Volume 1: Atropos’, czyli autorskiego tekstu traktującego właśnie o klanie Atropos z zakonu Synów Meduzy – brzmi szumnie, nie powiem, ale idzie dobrze i do przodu – w środku pojawią się teksty, krótkie opowiadania (*które będę również zgłaszał do SotM!*), opisy poszczególnych kompanii, oddziałów, bohaterów… Takie moje własne kompendium armii, dzięki któremu nie tylko będzie się można lepiej wczuć w całą tą zabawę, ale będę miał też świetny plan poglądowy na to, co muszę pozbierać, posklejać i jak pomalować – taka praca konceptowa ze smaczkiem. Fortunnie opis klanu i zakonu w księdze Forge World’a jest króciutki i niezbyt obfitujący w detale, dlatego też pozwoliłem sobie na pewną swobodę artystyczną i stworzyć ów klan według moje widzimisię.
Teraz do konkretów, czyli do na pierwszą falę – cóż, zabawa jest taka, że z modeli do kosmicznych marines na stanie mam… Wielkie nic. Null. Nada. Dopiero z myślą o tej armii zacząłem ich zbierać i w ten sposób na dobry początek i rozgrzewkę weźmiemy to jakże wielkie i obfite pudełko taktycznych marines, którzy zostaną pomalowani na pierwszy oddział taktyczny kompanii Alfa. W transporcie już lecą do mnie kolejne modele – Razorback właśnie dla ów oddziału oraz dwa pudełka ze szturmowymi marines, którzy razem stworzą pierwszy oddział szturmowy dla tej kompanii. Ot, na dobry początek. Poza tym mam też pomysł na stworzenie modelu samego szefa zakonu, czyli Żelaznego Tana Vaylunda Cal’a: wezmę duży i fajny model Warpsmitha i podmienię kominy z wykręconymi gębami na takie bardziej surowe (*najpewniej użyję spluw orków do symulacji tego efektu*) oraz końcówki na metalowych mackach na mniej chaosowe – Vaylund Cal w pancerzu artefaktycznym jak w mordę strzelił. Czyli w podsumaniu, na teraz lecę z:
- 2’gi oddział taktycznych marines „Rudimenta” pod dowództwem brata-sierżanta Farosa Thule wraz z transporterem opancerzonym Rhino „Crawler”
- 7’my oddział szturmowych marines „Barbosa” pod dowództwem brata-sierżanta Kyvek,
Ponadto, jak pisałem, mam na warsztacie trzy inne armie – dwie znacznie mniejsze w skali, jedna podobna w rozmiarach, mająca tą przewagę, że mam już do niej modele. Są to oczywiście siły szybkiego reagowania Tau, trzy startery do Dystopijnych Wojen oraz coś świeżego, bo jestem nieustannie szturchany przez znajomych do zbudowania tego projektu, czyli mała armijka do Warmachine / Hordes oparta na krokodylach! By nie było, że znowu was zasypuje jakimiś fotoszopowymi wyróbkami bez fotek, uderzam z fotkami. Pierwsza, to naturalnie rozdziewiczone pudełko z dziesiątką taktycznych do głównego projektu.
A tutaj widzimy okręt Imperium Wschodzącego Słońca klasy ‘Sokatsku’. Jak widać, praca wre i na razie nałożone są główne kolory z dość liberalnymi washami, tylko w celu ustalenia sylwetki i sprawdzenia, czy schemat będzie działał. Nie będą posiadały żadnego kamuflażu, jedynie surową, ciemną stal z miedzianymi elementami kominów i systemów chłodzenia. Ponadto, by złapać surowość tego schematu, każdy okręt posiadał będzie żółte wstawki, kolor ów floty. Jakby było mało, chciałem troszkę poeksperymentować i poćwiczyć malowanie odręcznych symboli i obrazków, dlatego też każdy mój okręt będzie posiadał od spodu graficzkę z pergaminem oraz aktualne japońskie znaki układające się w nazwę ów okrętu – tutaj mamy ‘Indomitable’. Jeszcze sporo nad tym pracy, ale postępy są widoczne z każdym dniem.
Tutaj zaś początek moich gatormenów, czyli krokodylich potworów z bagien Immoren. Zacząłem kolekcję od elementów kluczowych, czyli od… Warlocków! Calaban the Gravewalker, Bloody Barnabas oraz Maelok the Dreadbound – świetne modele, super klimacik voodoo i zapach Nowego Orleanu, będą ozdobą półki i świetną odskocznią pomiędzy malowaniem Tau, Kosmicznych Marines czy łódeczek do Dystopijnych wojen. Jak widać, Barnaba ma już podkład i zaczątek malowania skóry, a pozostali jeszcze w pudełeczkach.
Jakby tego było mało, moje pochwycenie pędzli w dłoń nie obyło się bez wyciągnięcia kilku moich modeli ‘na półkę’, które nabyłem, bo zwyczajnie podobała mi się rzeźba. Lord papy Nurgiela jest ‘w połowie skończony’ – pobawiłem się skórą i hełmem oraz wziąłem za rdzewiejące ostrze topora. Nadal wymaga sporo pracy, ale jest bliżej niż dalej, mam zamiar skończyć w tym tygodniu!
Jutro więcej! ;D