ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Matis »

anast3r pisze:[ dobra, to będzie wyglądało na wypadek, coby nie dostać dyskwalifikacji :twisted: ]
[Przywalisz mu 72 razy rembakiem w głowę? ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[Możesz legitnie zabić biednego albiończyka. Na miejsce Bota wskakuje postać Slayera Zabójców.]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

GrimgorIronhide pisze:[Możesz legitnie zabić biednego albiończyka. Na miejsce Bota wskakuje postać Slayera Zabójców.]
[Wiemy o tym, ale trzeba to zrobić tak, by było zgodne z fluffem, wejście postaci Slayera dzięki temu będzie bardziej klimatyczne ;) Wszystko jest częścią większego planu.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

GrimgorIronhide pisze:[Możesz legitnie zabić biednego albiończyka. Na miejsce Bota wskakuje postać Slayera Zabójców.]
[W związku z tym może się tak zdarzyć, że termin ujawnienia par z niedzieli ulegnie przesunięciu. Jeśli Slayer zdąży, wszystko odbędzie się według planu.
@Maits, ja już się tym zajmę. Skit ma pozwolenie na utłuczenie bota.


P.S. Kto ma ochotę na bankiet? :D ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

[Spoko Leśny Dziad. Mnie to nie przeszkadza. :) ]

Baastan został zakwaterowany na Peña Duro wraz z poznanym na lądzie Razandirem. Nie było to najgorsze towarzystwo. Lepiej magister niż czempion chaosu lub wampirzyca. Tak, czarownik wyczuł jej odór śmierci, gdy tylko wszedł na pokład. Informacje wyciągnięte z lady Katren - siostrzenicy lady Gollet z Praag, nie poszły na marne. Arena rzeczywiście przyciągnęła członkinie Spisku.
W kajucie miał chwilę na zbadanie aury. Duchy skrzeczały i rozbiegały się przestraszone gdy to czynił. Nie lubiły kiedy majstrował przy nekromantach. Zbyt wiele więzów łączyło jednych z drugimi. Razandir okazał się dość gadatliwy, do tego wyjątkowo jak na swój wiek niecierpliwy. Jego ciekawość dotycząca celu podróży, zmusiła Baastana do przerwania umysłowych badań, ale też po chwili udzieliła się cathayczykowi. Postanowili się rozdzielić i spróbować się czegoś dowiedzieć.

Peña Duro był sporym statkiem, ale Gii Yi nie był sam. Zwierzęta - szczury i mewy odpowiedziały na jego zew, podobnie jak ich widmowi przodkowie. Rozproszyli się po pokładzie szukając czegoś ciekawego. W tym czasie czarownik mógł obejrzeć lecący nad nimi obiekt. Powietrzny okręt był imponujący, rozmiarami dorównywał średniemu smokowi. Baastan znał się na tym. W młodości, podczas rajdów na Pustkowiach natknęli się na jedną z tych mitycznych bestii. Na szczęście pogrążona była w letargu i maruderzy postanowili zostawić ją w spokoju. Prawdopodobnie ta decyzja ocaliła ich życie. Wystarczyła spojrzenie by dostrzec potęgę śpiącego stwora i teraz Gii Yi dostrzegł coś podobnego w latającym okręcie. Revenge był przyszłością tego świata, spoistym wyobrażeniem nowej chwały rodzącej się w niebiosach. To dzięki takim maszynom Imperium i ich sojusznicy stawiało ciągły opór żądzom Czwórki. Przerażające było, więc to że tą machinę zniszczenia kontrolował "zwykły" pirat w dodatku zaznajomiony z ich przewodnikiem.

Jego informatorzy wrócili. Baastan przeanalizował obrazy, które zebrali i ruszył na miejsce spotkania. Razandir już tam czekał.
– I jak, dowiedziałeś się czegoś? – zapytał Razandir.
– Wszyscy siedzą cicho. – Szaman pokręcił głową. – Ale udało mi się zakląć szczura, który wślizgnął się do ładowni. Jego oczami widziałem mnóstwo zapasów, tam ledwo wszystko się mieści. Starczyłoby może nawet na kilka miesięcy.
– Czyli czeka nas dłuuuuga podróż i póki co płyniemy na południowy-zachód… – Mag powoli zbierał fakty – Czyli raczej nie do Tilei. Może więc do Arabii?
– Płynąc do Arabii nie potrzebowalibyśmy tylu zapasów.
– Mhm. Chyba, że nie wszystkie przewidziane są na czas rejsu – Razandir zaciągną się fajkowym dymem i wypuścił go powoli z ust patrząc jak obłoki porywa wiatr. – Ale jeśli nie do Arabii to gdzie? Do dżungli na Ziemiach Południa, albo może do Nowego Świata? Tyle, że wszystko to przecież terra incognita, komu chciałoby się tam organizować Arenę…
– A może jeszcze dalej? – zamyślił się czarownik. – Może na wschód do Królestw Indu albo do Nipponu, albo Cathayu.
– Ten cały Cortez mówił, że na koniec świata i jeszcze dalej, więc to by się zgadzało. Zresztą on jest słynnym podróżnikiem i pewnie stąpał po ziemiach, o których my nawet nie słyszeliśmy.
– Trzeba po prostu być cierpliwym i poczekać. Dowiemy się wszystkiego w swoim czasie.
– Prawda – westchnął mag i pokiwał głową.
Baastan wzruszył ramionami, opierając się plecami o reling. Z niewielkiego mieszka wyjął własną fajkę, a Razandir przyjaźnie użyczył mu tytoniu i ognia.
Z tego co słyszałem, to wody na jakie właśnie wpływamy są dosyć niebezpieczne – powiedział starzec. – Podobno pełno tu piratów, morskich bestii i innych atrakcji. Myślę, że nie będziemy się nudzić.
– Oby. – Na twarzy Baastana pojawił się cień uśmiechu.
Siedzieli tak razem, gdy minął ich krzyczący gnoblar uwieszony linki od wędki. Zaraz pochłonęły go głębiny, ale obaj magowie spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Zaraz wytrysnął z wody trzymając ze sobą wielkiego tuńczyka i pognał ku niebu.
- Muszą rozkręcać niezłą imprezę na tym statku powietrznym. - stwierdził Gii Yi.
- Byleby go nie wysadzili.
Czarownik ze wschodu pokiwał głową. Zaraz jednak zamarł.
- Coś się zbliża. - Razandir spojrzał na niego uważnie.
- Niemożliwe. Jesteśmy jeszcze za blisko brzegów Estalii.
Obecność była tam i się zbliżała. Dość szybko. Chaos formował się w tym stworzeniu niczym w naturalnym nosicielu. To musiało być wręcz gigantyczne niczym starożytne lewiatany zamieszkujące głębiny mórz. Ale one przecież wyginęły. Jednak niespodziewanie równie szybko jak się pojawiło zniknęło. Baastan zachwiał się próbując wyczuć duszę obecności. Bezskutecznie.
- Nie wiem co to było. Odeszło, ale lepiej bądźmy gotowi. Podejrzewam, że powróci i to wkrótce.
Wiatr doniósł do czarodziejów śmiech z góry, ale stracili już nastrój do zabawy.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Niech wszyscy zawodnicy poczują się zaproszeni na kolację z kapitanem na pokładzie Peña Duro. Sami opiszcie zaproszenie :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

( Czy kolacja zmieni się jak zwykle w konkurs picia który z kolei przerodzi się w drugą rundę walki po wypiciu kilku litrów alkocholu

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kolacja ma na celu poinformowanie zawodników o celu podróży i kilku szczegółów dotyczących Areny.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

( To przepraszam czyli to po prostu spotkanie informacyjne. )

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Puls jedzenie. Np. tuńczyk złowiony dziś przez Skgarga :)
Będą na nim obecni wszyscy tj. 15 zawodników plus bot, jeśli dożyje :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

( dobrze , rozumiem ciekawy jestem tych informacji )

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Skgarg z tuńczykiem na ramieniu, kierował swe kroki ku kuchni, aby tam kucharz przyrządził z niej coś zdatnego do jedzenia, gdy po sznurowej drabince na pokład podniebnego statku wdrapał się kapitan morskiej jednostki. Gdy zobaczył Skgarga szybko podszedł w jego stronę.
- Buenos días, jako jeden z członków jest pan zaproszony na wykwintny bankiet, który odbędzie się na statku pod nami.
- Buenos aires, dobra, dobra przyjdę tylko co mam zrobić z tą rybą hę?
- Może ją pan zrzucić na pokład morskiego statku, powiem zaraz, żeby nasz kucharz przygotował z niej wykwintne danie na dzisiejszy bankiet.
- Yyy, OK. Uwaga tam w dole ryyyybaaa leci. - Ogr zrzucił półtorametrowego tuńczyka na pokład Peña Duro. - A o, której jest ten banikiet?
- Bankiet. Odbędzie się w godzinach wieczornych. Powiadomię kapitana von Drake żeby poinformował pana kiedy będzie wyruszał na przyjęcie. Nos Vemos - Kapitan Peña Duro odszedł w kierunku kajuty kapitana. Coż chyba nie mam wyjścia, muszę iść na ten banikiet.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[ No dawać panowie, opisywać zaproszenia na bankiet, bo nie wiem jak wy ale ja chcę jak najszybciej poznać więcej szczegółów na temat Areny]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[ Będę miał czas dopiero jutro około 16 - 18]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[ Ok, no problemo. Napisałem to tak profilaktycznie aby innych zmobilizować do działania]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Magowie przez chwilę w ciszy popalali fajki. Po tym jak Gii Yi Xingam wyczuł obecność jakiejś ogromnej morskiej istoty czającej się w głębinach, Razandir był nieco zaniepokojony. Nie miał powodów by nie wierzyć czarownikowi ze wschodu, a poza tym niepokój jaki odczuwał był z rodzaju tych, jakie czasami pojawiały się u niego gdy w pobliżu manifestowała się plugawa siła mrocznych bogów. Z drugiej jednak strony od kiedy zapisał się na Arenę takie odczucia miewał co chwila i wcale go to nie dziwiło zważywszy na to, że pokład dzielił z czempionem chaosu, jakimś ponurym mrocznym elfem, piękną kobietą, wokół której unosił się smród nekromancji i tymi wszystkimi innymi cichymi typami, którym z oczu dobrze nie patrzyło.
Nie zastanawiał się nad tym jednak długo bo właśnie podszedł do nich jeden z barczystych marynarzy Corteza.
– Señores, w imieniu kapitana zapraszam was…
Wtem z nieba spadł ogromny tuńczyk rozbijając się prosto na głowie żeglarza. Biedak runął na deski pokładu zamroczony i przywalony cielskiem ryby.
– Widziałem już wiele, ale latających ryb to jeszcze nigdy – Razandir zaśmiał się serdecznie i pomógł wstać poszkodowanemu. – Żyjesz chłopie?
– Puta madre… – zaklął marynarz i spojrzał rozwścieczony w górę na latający okręt. – Banquete będzie… Kapitan organizuje. Tu na pokładzie Peñy Duro i oczywiście jesteście, señores, zaproszeni – wydukał w końcu.
Nie czekał na odpowiedź magów, odwrócił się i mamrocząc coś w gniewie oddalił się chwijenym krokiem trzymając się za obolały łeb.
– Bankiet? Hmm… Może w końcu usłyszymy jakieś wyjaśnienia? – Razandir zerknął na szamana.
– Żeby tylko wyjaśnienia nie zrodziły kolejnych pytań.
Po chwili przybiegł młody pomocnik kucharza, złapał rybę za ogon i ciągnąc ją za sobą zaraz zniknął pod pokładem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Obrazek
Ostatnio zmieniony 23 lip 2015, o 00:12 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Merxerzis razem z częścią zawodników trafił na krypę, której nazwy nie był w stanie zapamiętać, a tym bardzie wymówić. Tutejszy dialekt dość mocno różnił się od twardej mowy Druchii. Już cudem było to, że opanował język, który ludzie nazywali Reikspielem, ale on brzmiał jakoś tak bardziej wojskowo? Mówienie nim przypominało mu wydawanie rozkazów sowim żołnierzom, co niejako ułatwiało całą sprawę.
Kiedy już ruszyli okazało się, że razem z ich jednostką podróżować będzie coś czego elf w życiu nie widział i nigdy, by się nie spodziewał, że coś takiego zobaczy. Okręt powietrzny, unoszący się na całkiem sporej wysokości, a gdy już wypłynęli wystarczająco daleko od portu, okazało się, że rozwijający również duże szybkości. Przez kilka minut podziwiał dokonania czyjegoś geniuszu, by stwierdzić, że smok zniszczył by to w przeciągu minuty. W jednej chwili okręt stał się mniej niesamowity, a zachwycenie natychmiast przeszło.
Kiedy oderwał się myślami od latającego kolosa, przypomniał sobie, że jeszcze się nawet nie zakwaterował. Zszedł pod pokład i otworzył jedną z kajut na chybił trafił. W środku były dwie prycze, z tego co usłyszał przypadkiem wszystkie pokoje były dwuosobowe. Problemem było tylko to, że jedno z łóżek wyglądało, jakby ktoś już na nim leżał. Nie dało się stwierdzić jak dawno to było, czy któryś zawodników już zajął to miejsce. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, rozłożył się na drugiej pryczy. Nie musiał długo czekać, by drzwi się otworzyły, a do środka wszedł elf. Po stroju i zachowaniu rozpoznał w nim Asrai, ale nie mógł sobie przypomnieć, żeby go widział wcześniej na przykład w karczmie.
- Witam kuzyna. - Przywitał nieznajomego podpierając się rękoma za głową. - Rozumiem, że też na Arenę?
- Zgadza się. - Odpowiedział przybysz lakonicznie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że się tu wprowadziłem. Jestem Merxerzis.
- A ja Ethan. Co do twojej obecności, dzisiaj długo tu nie posiedzimy. Wszyscy zawodnicy zaproszeni są na bankiet.
- Bankiet na łajbie? W takich warunkach da się zorganizować coś co można nazwać bankietem?
Leśny elf wzruszył ramionami.
- Z drugiej strony, największe przyjęcia jakie widziałem, organizowały nasze siostry i składał się na nie jeden kocioł.
- Nazywasz te wasze bluźniercze rytuały przyjęciami?
Merxerzis zrobił zdziwioną minę.
- Masz jakieś wątpliwości co do krwawych rytuałów?
Obrazek

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ SPOILER ALERT: bot próbuje złapać w locie skgargowego pstrąga. ]

Skit szedł obitym drewnem korytarzem, prosto jak strzała przecinającym trzewia gondoli REVENGE; ciężkie kroki okutych metalem butów ciepło wybrzmiewały na orzechowych panelach. Korytarz kończył się schodami, również drewnianymi, prowadzącymi na odkryty górny pokład.
To właśnie na nich zielonoskóry wpadł na swojego wroga.
- Ty uważa, jak lezie - warknął, odpychając brutalnie Albiończyka do tyłu.
MacStelney, potknąwszy się o stopień zejściówki, wypadł przez otwarte drzwi i runął jak długi na deski pokładu. Ork ruszył za nim.
- Prymitywna bestio - Albiończyk skoczył na równe nogi, w jego głosie brzmiał gniew i pogarda - Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał zabić cię już teraz. Gdyby nie te przeklęte...
Nie było mu dane dokończyć. Ręka Skita wystrzeliła z prędkością błyskawicy, palce z siłą imadła zacisnęły się na gardle adwersarza. Ork bez wysiłku uniósł szczupłego człowieka nad ziemię. Cała wściekłość w jednej chwili zniknęła z oczu Albiończyka, ustępując miejsca strachowi. MacStelney nie spodziewał się tak otwartego ataku i bał się tego, co może zrobić owładnięty szałem zielonoskóry, więc Skit - mimo iż doskonale zdawał sobie sprawę, że zabicie przeciwnika skończy się dla niego dyskwalifikacją - delektował się chwilą oraz pełną kontrolą, jaką sprawował nad życiem i śmiercią bezradnego Albiończyka.
W tym właśnie momencie ogr, wokół którego zgromadzili się chyba wszyscy marynarze, zaabsorbowani jakimś konkursem wędkarskim, wyrzucił za burtę półtorametrowego tuńczyka. Ryba runęła w dół jak kamień, uderzając z głośnym plaskiem o pokład sunącej dobre dwadzieścia metrów niżej karaki, co wywołało falę przekleństw zaskoczonych estalijskich żeglarzy. Zielonoskóremu podsunęło to pewien pomysł.
- Co... co robi... - usiłował wycharczeć MacStelney, gdy Skit z zamyśloną miną podszedł powolnym krokiem do relingu.
Ork wyciągnął rękę jeszcze dalej i nogi Albiończyka zawisły nad pustką. Jeżeli krzyknie, ktoś zwróci uwagę... Skit musiał dołożyć wszelkich starań, by wyglądało to na nieszczęśliwy wypadek. Szarpnięciem nadgarstka skręcił szyję przerażonego Albiończyka pod nienaturalnym kątem, trzasnął łamany kręgosłup. Ork rozluźnił uścisk i bezwładne zwłoki podążyły śladem skgargowej zdobyczy.
Tak dyskretnie, jak tylko się dało, zielonoskóry odszedł od barierki, zanim z dołu dobiegły alarmujące krzyki. Z poczuciem dobrze wykonanej roboty ruszył w dalszą drogę do maszynowni... I stanął oko w oko z kapitanem "Peña Duro", smagłym Estalijczykiem zaprzyjaźnionym z von Drakiem.
Skit, zrezygnowany, z westchnieniem zgarbił ramiona, pewien, że zaraz usłyszy wyrok, odbierający mu szansę walki na Arenie, Estalijczyk jednak uśmiechnął się promiennie.
- Señor, proszę pojawić się dziś wieczór na pokładzie "Peña Duro". Organizuję... bankiet, dla wszystkich uczestników Areny. Życzę miłego dnia. - uchylił kapelusza, odwrócił się i udał ku kwaterom Francisa.
Ork jeszcze przez dłuższy czas stał z otwartą paszczą na pokładzie, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Jegorij stał na pokładzie Peña Duro i starał się nie myśleć o tym, jak bardzo chciało mu się rzygać. Był wszak kislevitą, urodzonym i wychowanym na bezkresnym stepie, zawsze mocno stąpającym po ziemi, zarówno dosłownie jak i metaforycznie. Kołysanie morza było więc dla niego nie do zniesienia. Wprawdzie słyszał kiedyś, jak jakiś poeta porównywał stepy do "bezkresnego oceanu traw", ale to tylko świadczyło o tym, że nigdy nigdy nie widział ani jednego, ani drugiego.
Tym bardziej dziwiło go więc, że grupka szaleńców zdecydowała się podróżować tym latającym cholerstwem pod banderą zbira Von Drake'a. Skoro na konwencjonalnym statku tak strasznie bujało, to co dopiero działo się na takim powietrznym, podatnym wszak na najmniejszy nawet podmuch wiatru ? Mimo to zdawało się, że chłopaki na górze dobrze się bawią. Świadczyły o tym latające ryby i gnoblary służące za przynętę.
Jegorij wolnym krokiem minął starego mężczyznę o pogodnym wyrazie twarzy i jego kompana, wyglądającego na kogoś pochodzącego z dalekiego wschodu i skierował swoje kroki pod pokład. Na razie nie miał najmniejszej ochoty gadać z kimkolwiek. Zawieranie przyjaźni podczas turnieju którego sama nazwa sugerowała krwawą jatkę nie miało dla niego najmniejszego sensu.
Gdy już szedł korytarzem prowadzącym do jego kajuty, wpadł na majtka niosącego jakieś bibeloty.
- Uważaj jak chodzisz, bratanku - Kislevita złapał zbierającego się chłopaka za rękaw - Bo następnym razem może stać ci się krzywda.
- Ja... Przepraszam, niosłem te rzeczy potrzebne na bankiet i...
- Bankiet ?
- T-tak. Kapitan organizuje go dla wszystkich zawodników. Odbędzie się tu, na Peña Duro.
- Dadzą wódkę ?
- Chyba tak.
Jegorij bez słowa puścił roztrzęsionego majtka i wszedł do swojej kajuty. Była raczej skronie urządzona. Ot, stolik, krzesło, parę półek. I dwa łóżka. Wziął tą kajutę, bo była pusta, ale było tylko kwestią czasu, kiedy zjawi się jego potencjalny współlokator. Miał nadzieję, że będzie to ta skąpo odziana dziewoja, którą widział jak wsiadali na statki w porcie. Wyglądała bardzo... sympatycznie.
Jegorij uwalił się na wyrku i wpatrywał się w sufit. Zdawał sobie sprawę, że większość podróży upłynie mu w ten właśnie sposób. Przynajmniej bankiet urozmaici trochę tą morską szarówę dnia codziennego.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

ODPOWIEDZ