ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Pitagoras »

Merxerzis razem z całą reszta stawił się na bankiecie. I tak jak się spodziewał, bankiet to było zdecydowanie przesadzone określenie, użyte w przypadku co najwyżej kolacyjki na ciepło. To oczywiście nie miało wielkiego znaczenia. Ważne było to, że wszyscy zgromadzeni w oficerskiej mesie to byli zawodnicy i ich kapitan Cortez. Czyli wliczając siebie powinien widzieć siedemnaście osób. To było niepokojące, najwyraźniej ktoś okradł go z jego przyszłych ofiar.
Każde danie, którego próbował straciło jakby smak. Spowodowane to było oczywiście jego złym humorem. Pozostali goście zadawali pytania, kompletnie nieistotne. Kogo obchodziło gdzie będą walczyć, liczyły się same pojedynki i właśnie tym się przejmował czy będzie z kim walczyć.
- Skoro już mowa o tym gdzie odbędzie się turniej. - Wtrącił się egzekutor. - Muszę spytać o to jak ma się on odbyć. Tak wiem, że odpowiada pan tylko za transport zawodników. Jak w takim razie wytłumaczy pan, że nie przewozi pan szesnastu?

[Hansa Buby też chyba jeszcze nie ma jak rozumiem :wink: ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[ Na tricepsy Khorna, sporo mnie ominęło :shock: To po kolei ]

'Karmcza'
Po tym jak podniósł się po czołowym zderzeniu z barierą maga światła, która nieznośnie zadziałała na jego mroczną duszę w przypływie otrzeźwienia Sepphirion ujrzał, że karczma cała płonie. Każdy kto miał choć trochę oleju w głowie z niej uciekał, zaś nieliczni zbyt pijani lub zapamiętali w mordobiciu walczyli pośrodu chaosu niczym straceńcy pogrążający się w piekle. Jakkolwiek nie byłoby to hipnotyzujące, czempion ciosem pancernego karwasza na odlew położył strażnika miejskiego i ruszył do otworu, który przed chwilą wybił w ścianie ogr.
"-Może ta kupa mięcha w końcu się na coś przyda..."
Oglądając się za siebie ujrzał nieprzytomnego Zogratha. Każdy z obowiązku poczułby się nieswojo zostawiając towarzysza. Nie Sepphirion, jeśli tak miał pozbyć się konieczności spłaty długu...
Pomyślał, ewakuując się z budynku zanim nie usłyszał za sobą przeciągłego syku. Po odwróceniu się ujrzał toczącą się na środek karczmy beczkę sypiącą podpalonymi, czarnymi ziarenkami.
-Co, na Slaanesha..?
Potężna eksplozja i towarzyszący jej huk wyrzuciły nieprzytomnego slaneszowca w deszczu drzazg i belek przez otwór w ścianie.

'Zaokrętowanie'
Sepphirion obudził się, gdy słońce najpierw zaświeciło mu uciążliwie po twarzy, a potem zniknęło. Gdy z trudem otworzył oczy zobaczył nabierającą wyrazistości, piękną jak marzenie twarz Feylhin okoloną srebrnymi włosami, która pochylała się nad nim z wyrazem lodowatego gniewu.
-Ach cóż... za blask pada na me oblicze? -wyjęczał niemrawo Sepphirion- Ono jest wschodem, zaś Fey jest mu słońce...
Nie dokończył gdy wojowniczka trzasnęła go otwartą dłonią w twarz. Nagle otrzeźwiały i spluwający krwią białowłosy wstał z bólem jak na komendę.
-Auuu... za co?
-Nie dostałeś kopniaka tylko z litości. -Fey zdmuchnęła z twarzy kosmyk włosów, wydymając srebrne usta- Mieliście iść się zapisać na Arenę, mieliście jedno zadanie... jedno zadanie...
-No wykonałem je... zostało nam się trochę na... integracji.
-Integracji?! Cały leżysz brudny i poobijany, a ja czekałam z zajętą kwaterą aż raczycie się zwlec, samolubne ścierwa. Właśnie... gdzie ten drugi?
-Zograth...... eee... był tu... tam... niech to demony...
-Świetnie, nawet trzymać się w jednym miejscu nie potrafią... mężczyźni od siedmiu boleści. Z tego co się dowiedziałam gdy wy... integrowaliście się, ten twój turniej wypływa. Statkami. I to zaraz, więc trzeba się zaokrętować.
Mówiąc to wskazała na kilka demonetek, pilnujących Solhira, obładowanego ekwipunkiem czempiona. Sepphirion zwlókł się z ziemii i po krótkim rekonesansie odnalazł leżącego pod ścianą jakiegoś budynku Zogratha, z nadgarstkami związanymi liną. Ludzie Brennenfelda, gdy poprzedniego wieczoru wzięli jeńców zaraz odeskortowali piratów von Drake do ich kapitana, strażników miejskich postawił na nogi burmistrz, który od razu kazał im zamknąć pijaczyny i inny złapany wraz z nimi element, krasnoludem jednak, który był czarny jak sadza w swym pancerzu od wybuchu nikt się za bardzo nie zainteresował i tak też został dzielni Dawi Zharr w rynsztoku do rana.
Aethelfbane jednym cięciem uwolnił go po czym szturchnął go nogą. Bez efektu. Dalsze szturchnięcia a nawet kopniaki również nic nie dały, więc zrezygnowany i poganiany czasem czempion zawinął bat wokół jego stopy i szurając po kamiennym bruku zaciągnął go do portu.
Tam ujrzał latające dziwne stworzenie, które okazało się tylko kolejnym wymysłem tych południowych magików, kolaborujących z nietkniętymi Chaosem krewniakami Zogratha. Z racji, że wszyscy jego zapiekli wrogowie tacy jak Francis von Drake czy Skgrag wsiadali właśnie na to latające coś, Sepphirion naturalnie tuż przed dźwiękiem trąbek sygnalizującym odpływ poprowadził swoją małą kompanię na Penia Duro.

'Na statku'
Zaraz gdy tylko mogli odetchnąć w spokoju daleko od lądu, wyznawcy Slaanesha rozgościli się w oferowanej im przestrzeni. Solhir, demoniczny wierzchowiec posługując się swym wyczulonym węchem wraz przerażając po drodze śmiertelnie wszystkich majtków trafił do ładowni, w której dostał się do luku, gdzie składowano kadzidła i ładunek perfum oraz innych ziół pachnidlanych na poczet maskowania nieprzyjemnych zapachów. Wężowy wierzchowiec zwinął się pośród tych ładunków w kłębek, pogrążając się w półletargu, lecz głośno i groźnie sycząc na każdego marynarza, który tylko się zbliżył do jego leża w mroku ładowni.
Sepphirion tymczasem, jako że nie znosił morza, będąc wychowanym na Pustkowiach Chaosu, gdzie jedyne wody jakie widział to zamarznięte fale Lodowego Morza podobne paszczom z lodu, oczywiście stronił od przebywania na pokładzie. Postanowił od razu zaszyć się w swej kajucie. Problem był taki, że na trzy osoby dostali dwie.
-To co, moja piękna zastępczyni? Wolisz dzielić komnatę na tym morskim konstrukcie ze mną czy naszym krasnoludzkim przyjacielem, hmm?
-Bardzo sprytne, Sepphirionie, bardzo. -Feylhin uśmiechnęła się z pobłażaniem- Ja wolę natomiast taki układ, zajmuję ten pokój na lewo a wy podzielcie się tym drugim. Jestem zmęczona po tym wszystkim i nieprzespanej nocy, więc... żegnam.
To mówiąc posłała mu ironicznego całusa dłonią po czym zatrzasnęła za sobą drzwi.
-To było szybkie. -wtrącił Zograth, wciąż masując kark po nocy spędzonej w dziwnej pozie, w pętach i pancerzu- Na Hashuta... mój biedny czerep.
-Za mocno w niego oberwałeś?
-Ano... lecz nie w uczciwej walce! Te dwa kalekie pizdogony, zwące się szumnie krasnoludami wysługują się orkiem, niewolniczym bydłem! Gównojad zaszedł mnie od tyłu i złapał, a te rzekomo "honorowe" zasrańce skorzystały z momentu i wyłączyły mnie z gry. Jebane tchórze. Jakbyś na Arenie miał stanąć przeciw temu zielonemu draństwu... to pozdrów je ode mnie mieczem.
-Hmm. -zastanowił się Sepphirion wbijając wzrok w sufit korytarza, jakby chcąc go przejrzeć na wylot i łapiąc przy tym za biust tulącą się do niego demonetkę- Wygląda na to, że wszyscy nasi wrogowie są na tym podniebnym pojeździe... gdyby tak spotkało ich tam coś przykrego...
-Znam te machiny. Wnioskując po konstrukcji, ten balon, który ich unosi bardzo łatwo uszkodzić. A jak go stracą... -Dawi Zharr plasnął dłonią o dłoń- To kaplica murowana. Tylko jak tam się dostać nie walcząc z tymi wszystkimi osiłkami i człeczynami... Tak wracając. Mogę już wejść do naszego pokoju?
-Naszego?! -ożywił się wybraniec- Jakiego naszego? Znajdź sobie własną kajutę jak każdy! Ja muszę pomyśleć.
Powiedziawszy to, zniknął za drzwiami ze wszystkimi swoimi demonicami i zatrzasnął je dla efektu przed nosem krasnoluda.
-Taki chuj... -stęknął Zograth, klnąc i schodząc na niższy poziom w poszukiwaniu wolnej koi.
Tymczasem Sepphirion zmuszając się by nie wyglądać przez okno w swojej kajucie padł na wielkie, dwuosobowe łoże w akcie bezsilności.
-Zdejmijcie ze mnie tę zbroję, kochane. -zwrócił się potulnie do demonetek- Muszę odetchnąć... i trochę się rozruszać.

Kończąc zabawiać się z trzecią ze służek jego patrona, Sepphirion nagle uderzył się w czoło.
-Mam! -wykrzyknął uradowany, przekrzykując jęki rozkoszy demonetek- Pamiętam rytuał, którego uczył mnie Ryven... widziałem jak go odprawiał.
-Jakiż rytuał, o panie? -zaszczebiotała słodko, bawiąc się włosami czempiona inna z demonic.
-Rytuał przyzwania, kochana. Sprowadzimy ci więcej sióstr do zabawy, bo co to za orgia na 'jedynie' sześć ciał? Do tego dostaniecie ładny plac zabaw wypełniony przerażonymi ludźmi w postaci tego latającego czegoś na niebie. Potrzebuję tylko jednej rzeczy...
Sepphirion uniesiony swym pomysłem zawinął kawał materiału mający służyć za ręcznik wokół nagich bioder i wyszedł tak na korytarz, zostawiając na rozbarłożonym posłaniu zdziwione demonetki. Sepphirion nie czekając zastukał do sąsiednich drzwi.
-Fey! Fey, moja zimna czempionico, mam jedno pytanie.
Po chwili w uchylonych drzwiach stanęła sam wojowniczka Księcia Chaosu. O dziwo zamiast różowej zbroi nosiła teraz ciasną, mocno powycinaną suknię z ciężkiego, fioletowego materiału. Sepphirion musiał się powstrzymać by nie opuścić za nisko szczęki. Chyba nie ubierała się tak, odkąd wraz z bratem wstąpiła do jego bandy.
-Byle szybko i byle nic zbyt osobistego.
-Jesteś może dziewicą? -wypalił bez ogródek czempion. Huk drzwi zamilkł równie szybko co on sam. Zrezygnowany spróbował odejśc o krok, jednak coś nim szarpnęło, powodując piekielny ból z boku głowy.
-Fey, moja droga! Przycięłaś mi włosy! Możesz na chwilę jeszcze uchylić drzwi..? Błaaagam...

Czempion Slaanesha wyszedł potem na pokład, zadziwiając poruszaniem się prawie nago po okręcie. Może i byłyby tego plusu, wszak kobiece spojrzenia przyciągałby tak nieustannie, problem w tym, że mijał samych spoconych marynarzy. Wypytywał o kobiety i dziewice, jednak w żaden sposób nie mógł zrozumieć narzecza akurat tych południowców. Zrezygnowany oparł się o reling na rufie. Podziwianie morza przerwał mu plusk przy sterze. Z zadziwieniem ujrzał szamoczącą się dziewczynę wśród fal, tuż przy kadłubie. Wprawdzie słyszał opowieści o syrenach od żeglarzy z Norski, jednak nie sądził, że będzie miał szczęście spotkać jedną aż tutaj. I w takiej chwili. Nie myśląc wiele przeskoczył nadburcie i łapiąc się wolną ręką za barierkę spuścił pięknej kobiecie kraniec bicza, po czym z trudem wciągnął ją mniej więcej do połowy jego długości.
-Witam prawie na pokładzie, ślicznotko -zagaił Sepphirion, uśmiechając się pogodnie- Jesteś może dziewicą?
Z początku mokra Nadia zdziwiła się takim pytaniem, lecz zaraz zrobiła niewinną minę.
-No raczej nie... ale za to potrafię...
-To po co zawracasz mi głowę?! -krzyknął, zrzucając ją z powrotem w kipiel i przeskakując znów na pokład. Kilka chwil później dziewczynę wyłowił ktoś z latającego okrętu długą liną z hakiem. Do posmutniałego slaneszyty podszedł tymczasem kapitan statku.
-Hola amigo! -zagaił Cortez- Zaprawdę nigdy chyba nie miałem okazji przewozić, a co dopiero rozmówić się czempionem z dalekiej północy... jak znajduje pan rejs?
-Nie mam pojęcia cóż to za słowa i jakie mają znaczenie, śmiertelniku. Powiedz mi tylko, czy macie tu jakieś kobiety na statku?
Konkwistador podkręcił wąsa.
-No parę by się znalazło... w tym dwie moje faworytki... oczywiście wszystkie do pana usług.
-Ale czy są dziewicami?
Cortez zrobił minę, jakby właśnie zobaczył Driesto, któremu przed ważnym pojedynkiem ktoś tak popodcinał hajdawery by zleciały w środku walki.
-Nie... nie sądzę senior. Są za to bardzo zręczne i...
-Ale ja potrzebuję dziewicy, koniecznie! -niemal złapał estalijczyka za fraki.
-Cóż, tak słyszałem... że mój druh von Drake wozi tam na górze jakąś piękną niewiastę, którą pojmał w Porto Maltese. Być może to i dziewica? Kto wiem? Może po dobrym słowie i grzecznej prośbie udostępni swą brankę współzawodnikowi? -Fernando obejrzał się na majstrujących przy linach marynarzy- Wybaczy senior, obowiązki. Tymczasem zapraszam tak jak wszystkich zawodników na wieczorny bankiet!
Usłyszawszy te słowa Sepphirion przybrał na twarzy iście demoniczny uśmiech.

-A więc nadarza się okazja podwójnie zaszkodzić moim wrogom. I to za ich plecami! Dzięki Slaaneshu! -zdawał się mówić do siebie w swojej kajucie Sepphirion- Nieważne czy weźmie ją na bankiet by jak prawdziwy mężczyzna pochwalić się zdobyczą, czy też jak tchórz zostawi ją pod strażą, cel jest już praktycznie nasz!
Zwrócił się do pięciu demonetek, które leżały na łóżku wpatrzone w wojownika.
-Po zmroku, gdy rozpocznie się bankiet wespniecie się na latający statek. Znajdźcie mi młodą dziewczynę i sprowadźcie mi ją do kajuty, a czeka was zabawa jakiej dawno nie przezywaliśmy!
Gdy nastał wieczór, Sepphirion ubrał się w jakąś w miarę luźną tunikę, przewiązaną pasem ze srebrnych nici, który niegdyś zrabował w Cathayu i w ramach przeprosin zabierając wytwornie odzianą Fey na bankiet poszedł, swoją drogą ciekaw tego, czego możnaby się dowiedzieć o turnieju, dotąd wciąż enigmatycznym nawet po zapisach.
Usadowili się jak najbliżej Corteza, jak najdalej od obmierzłych ogrów i wzięli się do kosztowania jadła i wina. Sepphirion sam nie wdawał się w żadne pogawędki, zamiast tego przysłuchując się innym, mierząc przyszłych przeciwników spojrzeniem czarnych oczu i co jakiś czas wymieniając szepty ze swoją towarzyszką. Nawet rozśmieszył go człowiek, który myślał że idzie na jakiś łatwy konkursik mierzenia z broni zasięgowej. Poza tym jednak nie dowiedział się nic wartego uwagi, jednak od czasu do czasu zerkał na siedzącego przed nim von Drake, nie podejrzewającego dotąd niczego co właśnie działo się poza mesą oficereską.

***
Aulard Brézee miał dziś niewdzięczne zadanie pilnowania drabinki i sznura, które spinały Revenge z Penia Duro. By odegnać znudzenie i senność przechadzał się czasem w tę i we wtę, pewnego razu po odwróceniu się ujrzał kobietę piękną jak marzenie. W każdym razie taką jawiła mu się ponętnie pachnąca, czarnowłosa, smukła panna o fiołkowych oczach i zmysłowych ustach delikatnie czerwonej barwy. Marynarz z czarnej kompanii bezwiednie powlókł się w jej kierunku, związany czarem nieznajomej, lecz nie obchodziło go to, nie po takiej przerwie od odwiedzenia ostatniego burdelu. Piękność ku jego zaskoczniu owinęła się wokół niego, tuląc go i przybliżając usta do ucha marynarza, szepcząc coś powoli, głosem szeleszczącym jak jesienne liście w Akwitanii. Gdy złapała go za lędźwie wolną ręką i lekko ugryzła w szyję, oczy wywróciły się mu do tyłu, a sam człowiek padł z głupkowato błogim wyrazem na twarzy i niewidzącymi oczyma.
Demonetka spojrzała z pogardą na marynarza, w każdej chwili gotowa go zabić. Po chwili dołączyła do niej reszta sióstr. Wszystkie w przeciągu sekund niesamowicie zwinnie i błyskawicznie szybko wskoczyły po szczeblach na pokład Revenge.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[@Pitagoras: Napisałem wyraźnie, 14 zawodników, bo bez Skita]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Fabularnie to moja postać nie wie kogo ile jest, a stan rzeczywisty jest taki, że Naviedzony napisał krótki pościk jakoby Hans Buba został na brzegu, zakładając, że nie ma też postaci Slayera i Skita to by było 13.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Zanim coś napisze, pewnie będziemy już rozgrywać walki. Więc jest na pokładzie.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Po kilku godzinach wypytywania kapitana o rzeczy dotyczące turnieju i jego pochodnych, Skgarg poczuł niemiła ssanie w żołądku świadczące o nadużyciu wina przez Ogra.
- Bardzo przepraszam ale muszę wyjść na świeże powietrze w sprawie niecierpiącej zwłoki. - W podobnych sytuacjach Skgarg stawał się bardzo dystyngowany. Ogr wybiegł z mesy kapitańskiej, wdarł się na pokład, przepchnął kilku marynarzy w drodze do jednej z burt. Gdy dotarł do poręczy, dzielącej pokład z morzem, pozbył się zawartości żołądka w sposób bardzo ustny. Gdy wszystko co powodowało niemiłe uczucie zniknęło Skgarg z ulgą wymalowaną na twarzy spojrzał w niebo na swój transport. Zaraz, zaraz coś mi tu nie pasuje. Czemu jakieś kobitki wdzierają się nam na statek..
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

[Byqu, zakończ może bankiet resztą informacji, które chciałbyś nam na tym etapie podać i zacznijmy nowy dzień lub dopłyńmy do portu coby spalić kolejną karczmę :D]
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ opóźnił mi się wyjazd, także coś jeszcze skrobnę, a potem afk: tydzień ]

Jegorow siedział przy stole na lewo od von Drake'a i z uwagą przysłuchiwał się słowom Fernando Cortésa. Póki co, okazało się, że celem morskiej ekskursji jest jedna z rajskich wysp niesamowicie odległego archipelagu oraz że imperialny kapitan prawdopodobnie pomylił zgłoszenia. To się biedak zdziwił... pomyślał oficer, obserwując Brennenfelda, który, wpatrzony szklistym wzrokiem w przestrzeń, wychylił duszkiem całą szklankę Strzemiennej podebranej siedzącemu nieopodal, wielkiemu Kislevicie...
Jegorow stężał, po jego plecach przebiegł nagły dreszcz. Znał te oczy, złe, spoglądające zza zasłony fałszywego uśmiechu z zimnym, wyrachowanym okrucieństwem oczy bezwzględnego mordercy. Szybko odwrócił wzrok, jednak zawodnik zauważył zainteresowanie i w jego spojrzeniu błysnęło rozpoznanie.
- Alieksandr Antonowicz Jegorow? - zapytał.
- Jegorij Pałładijinowicz - oficer skinął głową - Dobrze uwidit', szto ty sobie poradził.
- A... reszta kompanii? - Jegorij przerwał wreszcie niezręczną ciszę - Jak żyją?
Jegorow pokręcił głową.
- Zostałem tylko ja - odparł - Wsje pagibali.
- Ach... Przykre - pozbawione emocji oczy zawodnika zadawały kłam jego słowom - Ale cóż... żyje się.
- Ano żyje się - potwierdził Jegorow, kończąc rozmowę. Syn Pałładijina powrócił do pochłaniania kolacji, a oficer odwrócił się, trącony przez von Drake'a.
- Znasz go pan? - mruknął kapitan. Kislevita pokiwał głową.
- Przerażający typ - odparł szeptem - Służyłem z nim inagda pięć lat w kompanii karnej, siedziała nas tam wtedy prawie setka. Wsje co do jednego zatwardziali recydywiści, a przed nim szczali ze strachu po briukach. Nigdy nie podał nawet swojego nazwiska, pewno dorobił się zbyt wielkiej kartoteki... No więc w każdym razie u nas był komisarz, co to miał pilnować dyscypliny i drylu. Jak nadzorca w więzieniu. Wsje mu po cichu życzyliśmy śmierci, ale żaden nie wydumał, szto ten Pałładijinowicz którejś nocy po prostu zarąbie drania tasakiem do mięsa. Wyszedł z namiotu dowództwa, od stóp do głów cały we krwi, słowo daję, wyglądał jak sam jebany Khorn, i rzucił, pamiętam, jak żywo: "Nu, bratwa, nużno uchodit'!". Później zabrał konia i tyleśmy go widzieli. Nie żałowaliśmy, bynajmniej; zaciągnęliśmy się na statek i tak jednego po drugim zabierało nas morie. Ech! - oficer pociągnął solidny łyk z kielicha - A teraz startuje w arenie... Uważałbym na niego, panie.
Von Drake pokiwał głową.
- Będę pamiętał - obiecał.
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Dzisiaj machnę jeszcze wątek z Bankietem i atakiem na statek.Nie gnajmy tak szybko z akcją.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Czy możesz mi podać... sos?- rzekł Jack do siedzącego obok zawodnika jedynie wskazując na naczynie palcem. Ten jednak jakby nie słysząc dalej wpatrywał się w swój talerz.
-Przepraszam, przyjacielu!- rzekł dosadniej Jack tym razem obracając w jego stronę głowę -Sos! Przyjacielu! Sos!-
Zawodnik siedzący obok nadal pozostawał w bezruchu wpatrując się w swój talerz.
Jack wzruszył ramionami i powrócił do krojenia sera.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Docent
Pseudoklimaciarz
Posty: 22

Post autor: Docent »

[ To jest przed wyjściem Nadii z bankietu ]
Będąc na bankiecie w stroju galowym Harald skierował się w stronę wystawionego stołu z jedzeniem . Egzotyka potraw , nie wzbudziła żadnego zainteresowania Haralda .
Błądził swoim wzrokiem po stole w poszukiwaniu jakiegoś dobrego,tłustego mięsiwa
,w które mógłby zatopić swoje zęby .
- Serio ?! - z lekkim oburzeniem na twarzy Harald trącił widelcem niektóre mule sprawdzając mizerną zawartość mięsa . Sięgnął po tuńczyka , który został upolowany przez Skarga , nałożył sobie spory kawałek ryby i zaczął konsumować .
- Kuchnia Estalijska – pokiwał głową z i rozpoczął jeść posiłek . Zdaniem Haralda dodawanie czosnku do wszystkiego w głównych potrawach Estalii jest poważną przesadą , która godziła w jego upodobania żywieniowe . - Oddałbym pół żołdu za dobrą Golonkę . - pomyślał Harald zagryzając białym serem , sięgnął do kieszeni po gin i łyknął trochę , aby poprawić smak w ustach . Jednak smród czosnku wciąż wydobywał się i nie mógł się jego pozbyć .
Kapitan Fernando Cortez wniósł toast i i rozpoczął oficjalny posiłek dla gości . Następnie rozeszli się po sali , zajęli się rozmową i piciem alkoholu.
Po przysłuchaniu się opowieści z życia kilku gości Harald odszedł od grupy ,podchodząc do
stołu dzbanami ,aby nalać sobie winna . Za plecami usłyszał z bliska głos Corteza , który skierował do niego pytanie . - Jak tam przyjęcie ? - Harald dokończył dolewać sobie , odwrócił się w stronę kapitana i wyraźnie zainteresowany ciekawością Corteza .
- Moim zdaniem ….... za dużo czosnku – wskazując wzrokiem na półmisek z tuńczykiem .
- Co proszę ? - tak jakby nie usłyszał wypowiedzi lub nie chciał
Harald zauważył zmieszanie na twarzy gospodarza ,po czym szybko dodał ,aby wybić swojego rozmówcę z rytmu.
- Przyjęcie jest w miarę porządku – powiedział Harald bez większego entuzjazmu i napił się winna .
- W takim razie życzę miłej zabawy – powiedział i szybko odszedł od Haralda wiedząc , że nie zapowiada się na dalszą przyjemną rozmowę z nim .
Kiedy Harald stał na uboczu ,spostrzegł w tłumie kobietę , którą zabrała jego klucz do pokoju .
Stał znudzona w towarzystwie jakiegoś spasłego , starego maga , który prawdopodobnie zamęczał ją jakimiś opowieściami o przygotowaniach zaklęć lub coś w tym rodzaju .
Harald zbliżał się do niej powoli , upatrzył szanse na odzyskanie swojego klucza do kajuty . Po chwili czarodziej odszedł od dziewczyny i zajął się swoimi sprawami .
- Teraz jest szansa – pomyślał Harald i spokojnym krokiem między ludźmi podążał do niej , aby wyciągnąć z jej kieszeni klucz . Chwile później był już wystarczająco blisko , aby wciągnąć go , jednak coś poszło nie tak jak zaplanował . Sięgając swoją ręką do jej kieszeni ,szybko zorientował się ,że zamiast trzymać klucz jego ręka został pochwycona .
Dziewczyna odwróciła się w stronę Haralda i zmierzyła go chłodnym spojrzeniem . Lekkim zgięciem nadgarstka wykręciła jego dłoń sprawując mu lekki ból . Wolną dłonią słabo trzepnęła go w nos , aby wykonał krok do tyłu . Puściła go , po czym rzekła
- Czy to ładnie tak kogoś okradać ? - powiedziała z drwiącym uśmiechem na ustach
Harald zdziwiony tym rozwojem sytuacji , pozwolił sobie na śmiech . Nie pokazał po sobie znaków zirytowania . - Gratuluje szybkiego refleksu – powiedział Harald masując się po swoim nadgarstku .
- Dziękuje – powiedziała z aprobatą – Czy coś jeszcze chcesz ?
- Chciałbym swój klucz z powrotem – powiedział Harald upewniając się , czy jest poza zasięgiem jej rąk . Nie mógł sobie przypomnieć kiedy spotkał w swoim życiu kobietę , która miał tak silny uścisk . Nie miał pewności z kim ma do czynienia , próbował sobie przypomnieć w głowie kim jest ta osoba .
- Zniszczyłeś moje ulubione ubranie ! – powiedziała tak żeby wywołać w nim poczucie winny
- Sprawy potoczył się nie po mojej myśli , gdybyś nie wpadła na mój haczyk ,teraz nie musiałabyś narzekać
Na wypowiedź Haralda dziewczyna zareagowała w bardzo nie przyjemny sposób . Ścisnęła pieść i obrzuciła go lodowatym spojrzeniem , który sprawił ,że po ciele Haralda przebiegły ciarki .
W tym momencie ruszyło naszego bohatera , postarał się uspokoić swoje emocje i próbował wybrnąć z tej sytuacji w bardzo kulturalny sposób .
- Bardzo przepraszam za moje zachowanie , Pardon szanowana pani , nie chciałem urazić w żaden sposób – uchylił lekko kapelusz przed jej obliczem
- I ja też tak sądzę !– odpowiedziała
- Przepraszam , ale nie znam twojego imienia. Bez urazy , ale było by lepiej gdybym poznał twoje imię


Na chwilę Harald zapadł w swoich wspomnieniach na wzmiankę o jej imieniu. Pamiętał
dobrze , że dokumentach podanych przez mjr. Zygfryda Braudena widniało imię „Marcus – kategoria- wampir ”- oznaczony w aktach „Stowarzyszenia Całunu ”. Wykryto u niego cechy znamion wampiryzmu . Cel został oznaczony jako niebezpieczny i przeznaczony do wyeliminowania .
Na wskutek obserwacji agentów -Całunu- odkryto , że na terenie posiadłości „podejrzanego” , niedaleko Porto Maltese, znajduje się osoba towarzysząca o imieniu -Nadia . W informacja dodatkowych widniał opis fizyczny tej osoby , ubranie i oręż , którym posługiwała się ,jednak w tych informacjach nie było przekazane , czy była ona na pewno wampirem .
Odświeżył sobie w pamięci obraz przedstawionej dziewczyny .
Obejrzał ją uważnie przyglądając się jej wyglądowi i zastanowił się nad tym , czy ona mogła być tym czymś .
Chwilę rozmyślania przerwała Nadia , która zainteresowała się milczeniem swojego towarzysza
natychmiast .
- Co tak mi się bacznie przyglądasz ?- po czym dodała – Podobam ci się ? - powiedziała to próbując zwrócić na siebie uwagę
- Z całym szacunkiem ,ale preferuje bardziej ŻYWE kobiety w towarzystwie – dodał
- Co mam przez to rozumieć ? - zapytała zdziwiona Nadia
Harald się szybko , popatrzył na stół i później dodał . - Czy masz może ochotę na halibuta ?
- Nie dziękuje , jest obrzydliwy – odpowiedział oburzona
- Tylko zapytałem – z lekkim uśmiechem na ustach .
Harald ukłonił się jej stronę i wykonał jeden krok w tył próbując odejść od niej , na co Nadia zareagowała pretensją .
- Już odchodzisz ? - zapytała się Nadia
W tym momencie Harald podszedł do niej z uśmiechem i otworzył usta , aby coś powiedzieć , jednak zapach czosnku wciąż wydobywający się z jego gęby sprawił , że Nadia odruchowo skrzywiła się z zakrywając dłonią część swojej twarzy.
Harald to zauważył ,kłaniając się w pasie powiedział do niej
- Wybacz , jednak muszę zając się swoimi sprawami. - odwrócił się i szybkim krokiem opuścił
salę , w której goście się bawili .
Zadowolony z siebie trzymał w swojej dłoni klucz do kajut , który odebrał z powrotem od Nadii , po czym schował go do kieszeni .
Poszedł na górny pokład statku Corteaz , aby zaczerpnąć świeżego powietrza w samotności .
Spokój przerwał mu Skarg , który w pośpiechu podbiegł do burt . Przechylił się i zwymiotował .
- Ogr z dolegliwością żołądkową …... niemożliwe . - pomyślał Harald
Ogr popatrzył w górę , skupił się na oglądaniu statku Revege i na jego twarzy zagościł niepokój .
Zainteresowany podszedł do Ogra i zapytał się go : - Czy coś cię zmartwiło Skgarg ?
Ostatnio zmieniony 26 lip 2015, o 19:42 przez Docent, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

- Czy coś cie zmartwiło Skgarg? - Pytanie zadał średniego wzrostu człowiek z cudacznym kapeluszem bardzo podobnym do tego, który nosił Ogr.
- Taaaa, cośik mnie zmartwiło. Popatrz w górę na nasz transport panieee...
- Harald.
- Ta Harald, widzisz te kobietki. - Tu człowiek podniósł głowę i spojrzał na sznurową drabinkę po, której wspinały się długowłose kobiety. - To one mnie martwią. Ja rozumiem, że marynarze tyż chcą se ulżyć, ale żeby od razu zamawiać takie z szczypcami?
Harald przyjrzał się uważnie szczegółom, które wymienił Skgarg i z zatrwożonym obliczem wypił łyk z butelki z napisem "Gin"
- Sigmarzee.... - Wyszeptał człowiek.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Bankiet nie był przesadnie ekscytujący, ot zwykły festiwal sztucznych uśmiechów, nieufnych spojrzeń i rozmów o niczym. Mag nie był entuzjastą żadnej z tych rzeczy, lecz przyznać musiał, że lepsze to niż kolejna rozróba lub pożar. Po tym jak już wszyscy zjedli i wstali od stołu by rozprostować kości, gdy kilku gości już zdradzało oznaki upojenia alkoholem i gdy nikt już nie wypytywał Corteza o żadne istotne informacje, Razandir sam odszukał kapitana wzrokiem. A widząc go przechadzającego się wśród uczestników Areny sam wstał i ruszył w jego stronę. Na chwilę zatrzymały go jednak słowa pięknej Nadii, która jakby od niechcenia zwróciła się w jego stronę.
– A co skłoniło do ryzykowania swojego życia na Arenie, człowieka w tak zaawansowanym wieku? – Obrzuciła maga swoim zwykłym zalotnym spojrzeniem, w którym czaił się mrok.
– Konieczność – odparł dziwiąc się nieco, że kobieta w ogóle zainteresowała się jego osobą. – Bo nie mam w zwyczaju ryzykować życia wyłącznie dla zabawy. Wyrosłem już z tego.
– Myślałam, że po długim i trudnym życiu jedynym o czym marzyć może człowiek jest jeszcze dłuższe życie, wolność i zabawa. – Powiedziała to tak, jakby była tego pewna.
– Zaręczam, że gdy piękność ciała przemija, a mądrości i doświadczenia przybywa, człowiekowi zmieniają się priorytety.
– Dobrze, że moja piękność nadal nie przemija.
– Problem polega na tym, że nie wszystko co z piękne jest dobre, bo tylko to co dobre zawsze jest piękne.
Nadia na chwilę uniosła brew patrząc na niego jak na wariata, a potem przyjęła ostentacyjnie znudzoną minę. Ale Razandir już nie zwracał na nią uwagi, bo za jej plecami właśnie dojrzał przechadzającego się Corteza. Pożegnał kobietę niedbałym ukłonem.
– Señor Cortez! – Szybkim krokiem podszedł do konkwistadora.
– Tak?
– Jedno pytanie jeśli można. Jak długo przewiduje pan płynąć na Smocze Wyspy?

[Czyli pytanie do GMa, jest jakiś z grubsza przybliżony termin, w którym zaczniemy walki czy po prostu będą jak się zaczną? ;) ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Niedługo po tym, jak akcja z demonetkami dojdzie do końca.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Von Drake zajął sobie miejsce na lewo od Corteza. W ciszy zjadł kilka przekąsek, które popił różowym Bretońskim Winem z Akwitani. Nie zadawał żadnych pytań kapitanowi, po prostu uważnie się przysłuchiwał. Dowiedział się, że płyną na Smocze Wyspy. Jako sławny korsarz znał te wody i wiedział co kryje się na lądzie. W końcu uczestniczył w przewozie dużej Bretońskiej wyprawy w te rejony. Należy dodać, że żaden Bretończyk żywy z niej nie powrócił. Na dziewięćdziesiąt procent wiedział też, kto organizuje arenę. Nie sądził, że ten przedwieczny lud podejmie się takiego przedsięwzięcia. Widocznie robili to dla własnego bliżej nie określonego celu. To wszystko sprawiało, że jeszcze bardziej ekscytował się turniejem.

Gdy wszyscy skończyli jeść, rozpoczęły się rozmowy w podgrupach. Francis ponownie nie zamierzał się do nich przyłączyć. Założył tylko nogi na stół i odpalił ulubioną fajkę. Wolał słuchać, dzięki temu mógł dowiedzieć się czegoś o innych, samemu nic nie zdradzając o sobie. Jego wzrok w końcu przykuła stojąca pod ścianą Nadia. Spoglądał na nią z pod bajeranckiego kapelusza. Była naprawdę piękna, ale było w niej też coś mrocznego i niebezpiecznego.... Tak, była naprawdę ciekawą osobą.

Ophelia leżała na łóżku i zaczytywała się w dziele sławnego imperialnego pisarza Williama von Szekspira o tytule "Hamlet". Raz na jakiś czas popijała sobie białe wino ze złotego pucharu.

Jim i Tim mieli dzisiaj wartę przy drabince. Cała noc nudnego pilnowania, w końcu co mogło ich tutaj zaatakować. Gdy po raz dziesiąty kłócili się o zasady przy grze w karciankę o nazwie "Zebranie Magii", podszedł do nich Dain.
- Co tak siedzicie o suchych pyskach? Życie wam nie miłe?
- Nie chciało nam się iść do magazynu po gorzałę. Zresztą co może się stać jak się nie napijemy?

Krasnolud uderzył pięścią wielkości bochenka chleba w beczkę, na której leżały karty.
- Co może się stać!? Ot co!! Pokazał no swoją drewnianą protezę.
- Jak się nie napijemy, to odpadną nam nogi??
- Nie głupcy!!!! Przyleci Sally i wam je upierdoli! A to tylko najlepszy z możliwych scenariuszy! Dwadzieścia lat temu, ja i Drain mieliśmy wartę na krasnoludzkim pancerniku. Przez awarię było kilkudniowe opóźnienie. Na domiar złego, skończyła się cała wóda i piwo. Siedzieliśmy na pieprzonym mostku o suchych pyskach. Nagle, statek wpłynął w Mgłę. Była cholernie gęsta, widoczność spadła do 10 metrów. Wtedy nadleciała ona. Usłyszeliśmy przeraźliwy skrzek i po chwili bestia runęła na nas z furią. Gdyby nie wrodzony krasnoludzki refleks, byli byśmy martwi, niestety zapłaciliśmy za życie swoimi nogami. Gdy leciała, żeby nas wykończyć, wyciągnąłem moją spluwę "Pogromcę Elfów" i wypaliłem w sukę. Pocisk trafił w dziób i zrobił w nim sporą dziurę. Sally zrezygnowała z ataku i odleciała w dal. Trzymajcie to i zapamiętajcie moje słowa.
Cisnął im do rąk butelczynę rumu i odszedł pod pokład.
Chłopcy spojrzeli po sobie, następnie narzucili solidne tępo by nadrobić zaległości w alkoholizacji. W końcu wszystko w imię bezpieczeństwa!

Nie zorientowali się nawet, że kilka demonetek po cichu wślizgnęło się na pokład i właśnie zmierzało do kapitańskiej Kajuty.

[Na razie tyle. Do kajuty kapitana prowadzi tylko jeden korytarz jak by co]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

- Spasi Sigmar to nie zwykłe kobiety to demonice.
-No to chodź pan panie Harald, musimy zobaczyć po co panowie z REVENGE zamówili sobie demonetki do uciech.
- Skgarg oni nie zamówili żadnych demonetek do uciech one się włamują by zrobić coś złego.
- To tym bardziej musimy to sprawdzić. - Ogr podbiegł do sznurowej drabinki i zaczął się wspinać z za nim kapitan Harald. Gdy dotarli do jej szczytu zastali Tima i Jima pogrążonych w grze w karty i popijających alkohol pochodzący z głębi ładowni.
- Hej, moczymordy widzieliście tu zgraje długowłosych demonetek? - Zaczął Harald.
- Nie, nie widzieliśmy. - Zaprzeczył natychmiastowo Tim.
- Wy kulasy krzywe, moczymordy, psubraty jak można nie zobaczyć takich rozgogoconych panien z szczypcami zamiast rąk?
- Spokojnie panie Skgarg jeszcze je dogonimy. Panowie Jim, Tim proszę za mną. - Ogr podniósł dłoń w proteście. - tak panie Skgarg ty też możesz iść. - Dłoń Ogra opadła. Grupa antydemonetkowłamaniowa ruszyła przeczesać pokład.
[ Docent mam nadzieję, że nie będziesz zły, że tak zagrałem twoją postacią]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

"Czuje go..." pomyślał Jack rozglądając sie ostrożnie po sali, gdzie wciąż trwała wspólna kolacja. "Czuje go!" powtórzył myśl tym razem wciągając mocno powietrze jakby w narkotycznym porządaniu. Gdy skończył oblizał usta i wstał od stołu rzucając sztućce, po czym jak to najbardziej możliwe po kryjomu opuścił kajutę. Gdy był już za drzwiami padł na kolana łapiąc sie za głowę "Nieeeeee" wrzasnął w myślach, po czym oparł sie bezwładnie o ścianę siadając pod nią. "Nie!" "Nie! "Nie!".. Jęczał w głowie uderzając za każdym razem głowa o drewniane deski.
-Dajcie mi spokój!- jęknął zamykając oczy -Spłaciłem dług!- warknął.
"Nieeee gluuuupcze...może temu brutalowi od czaszek starczy krew która przelałeś, ale ja nie chce krwiiii..." Odezwał sie słodki głos w głowie Jacka a przed oczami ukazały mu sie jaskrawe, różowe płomienie, nurtujące jego umysł bez litości sprawiając ból jego oczom, ale i zarazem przemożną chęć wpatrywania sie w nie.
-Spłaciłem!- wykrzyknął Jack szarpiąc sie za włosy.
"Jaa o tym decydujeee... a moze chcesz...hihi KARY?" Wykrzyknął piskliwie głos szarpiący jego umysł.
-Nie! Nie kary! Prosze, nie!- wrzasnął Jack padając na ziemie i chcąc wyczuć w panice jak mu sie zdawało uciekający grunt pod nogami, gdyż mimo usilnych prób, nie mógł otworzyć oczu.
"Wiesz czego chce...sam tego przecież tez chcesz! Paaaaa!" Skończył piskliwie głos i wraz z jego nagłym urwanym płomienie ustały, a Jack otworzył przekrwione, pozieleniałe oczy. Leżał na drewnianych deskach zlany potem i blady od strachu. W koncu zaczesał włosy i wstał powoli na nogi, a w jego oczach znow pojawiło sie szaleństwo.
-Huahahahaha!- zaśmiał sie błyskawicznie wyciągając swój charakterystyczny, o dziwnym wschodnim ostrzu nóż, niezwykle sprawnie wykonał nim w powietrzu sztych, jakby prezentując sceniczną sztuczkę, po czym schował go znów pod kaftan z niezwykłą precyzją.
-No przecież sam tego chcesz... Wesoły Jacku...- mruknął do siebie uśmiechając sie szeroko.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[Ej panowie, tylko żeby mi to nie było tak, że wpadniecie mi tam "przypadkowo" z Ordnung Komando i exterminatus... MG ma plan, wymagający zakłócenia rytuału i małego uszkodzenia czasoprzestrzeni :P Więc zparaszam do bitki z demonami na którą wszyscy chyba czekali ]

Piątka demonic pędziła żelaznymi korytarzami powietrznej machiny z iście demoniczną prędkością, mijając drzemiących w kajutach pasażerów oraz niosącą się szumem przycichłych głosów kantynę.
-Naathra... -wysyczała jedna z demonetek, wyglądając zza rogu, wypatrując śmiertelników- Wyczuwasz nasz cel?
-Tędy. -odpowiedziała jasnowłosa demonica, przesuwając pazurem po ścianie korytarza.
Po drodze musiały jeszcze ominąć otwarte szeroko drzwi do kabiny, w której radośnie bawili się śmiertelnicy z krainy zwanej Imperium, ich nieco pijackie śpiewy oraz muzyka grana na kobzie i werblu wojskowym brzmiały w całym korytarzu
https://www.youtube.com/watch?v=dKMTu1GDi_w
-Ludzie południa, grzmot rozbrzmiewa!
Północny sztandar na naszych wiatrach powiewa!
Do broni! Do broni! Do broni w Imperium!

Odeślijcie na Pustkowia te dzikusy,
Piętnującym miecza ruchem!
Do broni! Do broni! Do broni w Imperium!


Krzywiąc się od takiego kaleczenia estetyki i walącej woni alkoholu demonetki z łatwością przemknęły się obok pochłoniętych ryczeniem pijaków. W końcu, podążając za wyczuwanymi w eterze echami śmiertelnych istnień odnalazły ślad tej właściwej, docierając do ciężkich, okutych drzwi pilnowanych przez dwóch strażników. Jeden z nich, znudzony Tileańczyk oparty o ścianę z kuszą na rękach westchnął, nabijając fajkę.
-Ej Diego, budź się na swoją wartę, ja skoczę zapalić.
-Que... ej, ale jak kapitan dowie się, że tak gównianie tego pilnujemy...
-Avanti, cavazzo. I tak bezsensem jest obstawianie jednej kajuty na własnym, latającym statku jak jakiegoś skarbca. Nawet nie wiem co tam jest poza jakimiś książkami. Poza tym... kapitan jeszcze bardziej nienawidzi smrodu tytoniu.
Marynarz wyszedł za róg, kierując się na schody na pokład, gdy usłyszał jakieś szepty w podświadomości. Jakby pieszczące głosy kobiet, od których dreszcze przeszły mu od pasa w dół. Oglądając się w bok niemal przeoczył wyglądającą zza rogu prawdziwą boginie. Długie, proste zwoje jasnych włosów opadały wokół przekrzywionej niewinnie pociągłej twarzy z nieśmiało uśmiechniętymi ustami. Fajka wypadła mu z zębów, gdy dziewczyna skinęła na niego palcem. Nie zastanawiając się, skąd wzięła się tu taka piękność ruszył w jej kierunku z szerokim uśmiechem, biorąc sflaczałymi rękoma w objęcia uśmiechającą się doń pannę. Podpisując wyrok na swoją duszę.

-Fabio! -zawołał Estalczyk, wyprostowując się- Na śmierć mnie przeraziłeś, myślałem że to kapitan...
-Spokojnie -rzekł dziwnie flegmatycznie Fabio- Ale mam przesyłkę dla Sadora, mógłbyś otworzyć drzwi?
-Jasne. -Diego zaczął gmerać w kluczach, otwierając drzwi- Ale na moje oko dziwnie wyglądasz... bryndzlowałeś się tam na fajce czy jak..? Ekh...
Odwracający się Estalczyk zgiął się w pół, gdy kompan przebił go kordelasem. Tileańczyk miękko położył trupa na posadzce, po czym klęknął przed wychodzącą z ciemności demonicą, patrząc na nią nieobecnym wzrokiem.
-Zasłużyłem na nagrodę, moja pani..? -wydyszał, tuląc się do jej nogi.
-To zależyyy... wejście już otwarte?
-Nie całkiem... drugie drzwi otwiera się tylko od wewnątrz... -zauroczony marynarz wstał, przechodząc krótkim przejściem do drugich drzwi z wizjerem- Norman, podejdź! Kolacja dla jaśnie panienki!
W wizjerze zabłysła para zmrużonych oczu.
-Ach, och już już otwieram. -po chwili z potwornym zgrzytem żelazne wejście uchyliło się, zaś lokaj zbladł i cofnął się o krok upuszczając przygotowaną tackę i klucze. Uśmiechnięty głupkowato Fabio wisiał z bezwładnie zwisającymi kończynami, przebity parą szczypiec. Lokaj nie zdołał nawet krzyknąć gdy inne szczypce gładko ucięły mu rozdartą przerażeniem głowę.
-Wybacz słodziutki, -mruknęła demonica, zrzucając zwłoki ze szczypiec i wchodząc na czele sióstr do wielkiej biblioteki, nad którą górował majestatyczny globus.
Siedząca w wypełnionej blaskiem lampki wnęce pod oknem ludzka kobieta najpierw spojrzała bez zainteresowania na przybyłe, wracając znudzonym wzrokiem do dzieła Wilhelma von Schekspehra, lecz zaraz potem odwróciła się, zrywając się na nogi i z wrzaskiem cisnęła ciężką księgą w zbliżające się demonice. Naathra uniknęła pocisku, jednym zwinnym skokiem lądując przy ofierze i złapała ją za rękę, lecz sama zaraz skrzywiła się z sykiem.
-Ugryzła mnie!
Ophelia uderzyła jeszcze napastniczkę z liścia, zachłystując się własnym krzykiem.
Następna demonetka minęła ze śmiechem towarzyszkę.
-Jak dobrze, że jesteśmy bi... -jej spojrzenie nagle zmieniło się, oplątując urokiem wojowniczą niewiastę, która wpatrzyła się w pociągającą jej wszystkie awanturnicze żądze kobietę, bez namysłu zrywając się do długiego pocałunku.
Naathra otarła zranioną twarz.
-Nie ma czasu, musimy się pospieszyć. Lord Sepphirion czeka.
Unosząc wpatrzoną w jedną z demonetek dziewczynę, grupa wypadła z tajnej kajuty von Drake'a, zatrzymując się na dźwięk łomoczących kroków z kierunku z którego przyszły. Wnioskując po hałasie zbliżało się coś dużego.
-Tędy, w drugą stronę.
Demonetki udały się w bok na schody, schodząc na niższy pokład i wzdłuż jego biegnąc dokładnie pod kierującym się do biblioteki pościgiem, trafiły na spuszczoną drabinkę sznurową, po której zeszły na okręt Corteza, znosząc porwaną nie całkiem wbrew jej (świadomej przynajmniej) woli do kajuty ich pana. Jedna z nich, czarnowłosa piękność zatrzymała się przy tym pod oknem do mesy oficerskiej i zanuciła krótką pieśń swoim ponętnym słowiczym głosem.
***

Sepphirion ocknął się jakby z transu, gdy potok bezwartościowych szwargotów innych zawodników przebił piękny głos kobiety.
Czempion wstał, kryjąc uśmiech i ukłonił się gościom oraz gospodarzowi.
-Wybaczcie państwo, chyba czas bym tak jak inni zmówił swoje pacierze przed snem.
Szybkim krokiem wybraniec opuścił mesę, dopiero na schodach pod pokład uświadamiając sobie, że podąża za nim Feylhin.
-Och, też się wymówiłaś?
-Coś kombinujesz Sepphirionie, nie wysiedziałabym, nie wiedząc co. -wtedy ich oczom ukazał się widok drzwi do ich kajut, przed którymi stał zaspany Zograth oraz ich demonetki, jedna z nich trzymała na rękach zakneblowaną i wyrywającą się im dziewczynę- No nie! Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że musisz odwalić coś głupiego! Nie jesteśmy na Pustkowiach, nie możesz tak po prostu porywać sobie kobiet... z resztą... co ja się przejmuję, nie chcę wiedzieć co chcesz robić i wolę nie widzieć jak to się skończy. Dobrej nocy kochani.
Drzwi trzasnęły za wojowniczką. Sepphirion tymczasem gwizdem przywołał z ładowni swojego wierzchowca. Solhir wślizgnął się swoim wężowatym ciałem do kajuty, po drodze ocierając się licznymi piersiami z przodu tułowia o pojmaną śmiertelniczkę. Sepphiron wszedł za nim, wnosząc Ophelię i zamykając nogą drzwi.
-Pilnujcie tam by nikt mi nie przeszkadzał!
Zograth spojrzał na stojące obok siebie demonetki. Wszystkie naraz odwzajemniły spojrzenie demonicznymi tęczówkami.
-Kurwa... - zaklął Dawi Zharr, uderzając czołem o swój blunderbuss.

W środku Solhir zwinął się w wielki krąg, który objął niemal całą podłogę kajuty. Sepphirion tymczasem wysypał jego wnętrze różowym, ostro atakującym nos proszkiem, którego dosypał także do kadzidełek toczących słodkawy dym w rogach pomieszczenia. Do tego czempion wyciągnął małą statuetkę Księcia Chaosu, emanującą mocą Spaczni, wokół której pozapalał świece.
-No i jeszcze ostatnie. -wyszczerzył się, stając nad dziewicą i szczękając w rękach kajdanami, których uchwyty obite były barwionym na jasną czerwień futerkiem. Nieledwie kwadrans później gęstniejąca i nabierająca dziwnie ciężkiego, piżmowego zapachu, niespotykanego w świecie śmiertelników spowijała już całą komnatę, rozbrzmiewającą głosem wzywającego swego patrona wybrańca. Blask i mgła zaczęły także świecić ostro przez szczelinę w drzwiach i okno kajuty. Posążek Slaanesha rozbłysł jaskrawym światłem, zaś świece zgasły i zapaliły się ponownie wysokim, purpurowym płomieniem. Selhir zasyczał, czując bliskość domeny, w której został stworzony. Tymczasem związana Ophelia krzyczała, ujeżdżana od tyłu przez odprawiającego rytuał czempiona, jej krzyk splatał się ze słowami Sepphiriona, przyzywając coraz więcej energii Dhar.
Wtem wśród dymu Sepphirion ujrzał niewyraźną sylwetkę nieziemsko zgrabnej istoty o sięgających talii włosach i jej płonące różem oczy. Wokół nich rozległy się pozaziemskie śmiechy i westchnienia rozkoszy, wraz z feerią zapachów wystarczającą do zawrócenia w głowie zwykłym ludziom. A i tak było to tylko odległe echo z Ogrodów Rozkoszy Slaanesha.
-Maskotka..? -białowłosy przekrzywił głowę- Twój taniec znudził się mojemu panu?
Niewyraźny kształt obrócił się w piruecie i wpatrzył się w czempiona.
-Chwilowo... Witaj sługo Księcia Chaosu, widzę, że dobrze się tu bawisz. Chcesz czegoś konkretnego czy tylko znów otwierasz nam okno na wasz świat dla zabawy... A to okrutne z twojej strony. Owszem, w naszym świecie jest pięknie, lecz widząc tyle niewinności do skalania w waszym wymiarze ciężko tu usiedzieć.
Nie przestając... odprawiać rytuału, Sepphirion uśmiechnął się do ulubienicy jego patrona.
-Więc być może, cię to ucieszy... próbuję tu na moment otworzyć przejście z Ogrodów mego pana do naszego świata. I zapraszam do niego. Potrzebuję tylko kogoś, kto pomoże mi stworzyć przejście z drugiej strony...
Maskotka znów zatańczyła, z każdą chwilą nabierając wyraźniejszego obrazu. Nawała zapachów i odgłosów nie z tego świata także nabierała na sile. Dało się wyczuć także tuziny demonicznych bytów, zwabionych nieśmiało odległym echem portalu. Zbliżały się.
-Chyba udało ci się mnie skusić, słodki czempionie. Wiedz tylko, że gdy zetkną się tu dwa wymiary nikt nie będzie mógł przewidzieć co zrobi uwolniona energia takiego kontaktu... tym bardziej, że jak widzę wasza pozycja jest cały czas w ruchu...
-Nie obchodzi mnie co się stanie z tym statkiem, ani tym bardziej tym lecącym nad nami. Sprowadź mi tylko więcej swoich pobratymców a zajmę się resztą... :twisted:
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Ścigającym użyczę czołowego szpiega Kislevu... znaczy doskonałego łowcę czarownic Maxa von Stirlitza i jego zdolności tropiące :mrgreen: Trzeba mu popsuć zabawę ]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Ja też mam dla was niespodziankę, już od dłuższego czasu przygotowywaną :twisted: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ