ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Kubaf16 »

[Zmieniłem portret na mniej rozjeżdżający forum i dodałem trochę tekstu.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Zedytowałem swój post dorzucając kawałek historii i zmieniając umiejętność.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Co to am być?
Kubencjusz ,Giacomo ,MikiChol , Maris ,Morti i inni! Zgłaszać się! :wink: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mikram
Warzywo
Posty: 14

Post autor: Mikram »

Imię: Nicolas z Manhi
Rasa: człowiek (bretończyk)
Oręż: długi miecz (jednoręczna)
Zbroja: ciężka zbroja, ciężki hełm, tarcza rycerska (nie wiem czy to jest ciężka czy średnia)
Ekwipunek: święty oręż
Umięjętności: Błogosławiony przez Panią, Naznaczony bliznami

Historię wrzucę po nowym roku a do tego czasu prosiłbym o rozwiązanie problemu z koniem, bo nie wiem czy liczyć go jako chowańca czy jest on automatycznie i mogę wybrać sobie ekwipunek? I czy jako rycerz mogę posiadać lancę oprócz miecza skoro walczę z konia?
Ostatnio zmieniony 29 gru 2013, o 17:46 przez Mikram, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Mikram pisze:Imię: Nicolas z Manhi
Rasa: człowiek (bretończyk)
Oręż: długi miecz (jednoręczny)
Zbroja: ciężka zbroja, ciężki hełm, tarcza rycerska (nie wiem czy to jest ciężka czy średnia)
Chowaniec: koń (nie ma go na rzadnej liście więc nie wiem gdzie go liczyć)
Umięjętności: Błogosławiony przez Panią, Naznaczony bliznami

Historię wrzucę po nowym roku a do tego czasu prosiłbym o rozwiązanie problemu z koniem, bo nie wiem czy liczyć go jako chowańca czy jest on automatycznie i mogę wybrać sobie ekwipunek? I czy jako rycerz mogę posiadać lancę oprócz miecza skoro walczę z konia?
Mikram obawiam się że nie ma wierzchowców :(
I musisz walczyć z buta.
PS:Mogę sobie pożyczyć zielony od ciebie? Odpowiedź jakby się dało to przez pw.
PS2:Wojtek startuje?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Mikram
Warzywo
Posty: 14

Post autor: Mikram »

Rycerza walczącego z buta jakoś przeżyję ale poczekam na odpowiedź mistrza. Zielony możesz pożyczyć tylko nie wiem czy odcień będzie pasował.

Awatar użytkownika
Grent
Wałkarz
Posty: 61

Post autor: Grent »

Imię: Kheltos
Rasa: Mroczny elf, asasyn
Broń: krótki miecz i pazury bitewne
Ekwipunek: wampirze ostrze
Zasada: wybraniec śmierci

Dwie ogromne armie, mroczna i dobra, obserwowały pojedynek swych czempionów. Urian, mistrz asasynów, starł się z Tyrionem, najpotężniejszym wojownikiem Wysokich Elfów. Burza ostrzy prawie uniemożliwiała dostrzeżenie rozmazanych od prędkości sylwetek. Ostrza ich mieczy uderzały o siebie z tak niezwykłą siłą, że krzesały iskry.
Kheltos oglądał to z zapartym tchem. Ukryty wśród korsarzy patrzył i podziwiał mistrzostwo, do którego dążył przez całe życie. Khain ucieszy się z zabicia tak wielkiego, jak z niechęcią musiał przyznać, wojownika jak Tyrion. Ponieważ w zwycięstwo Uriana nie wątpił wcale. Mistrz asasynów był niepokonany. Nie przegra nigdy. Wiara Kheltosa była niezachwiana.
Nagle spostrzegł, że Tyrion się potknął. Uśmiechnął się ,gdy mroczny wojownik nienaturalnie szybko doskoczył do wroga, by zadać decydujący cios i... zatrzymał się. Armia chaosu zobaczyła dwie stopy metalu wystające mu z pleców. Tyrion wyszarpnął miecz, a Urian upadł. Odziany w zbroję Wielki Książę Wysokich Elfów spojrzał na Druhii z wyzwaniem w oczach.
Kheltos poczuł wzbierającą nienawiść, wściekłość i niedowierzanie. Wrzasnął głośno, a do niego dołączyła cała armia. Oddziały mroku ruszyły naprzód, by wyrżnąć, wymordować tych cholernych kuzynów, w imię Khaina, zemsty, władzy i demony wiedzą co jeszcze. Elfy Wysokiego rodu nie czekały. Zaczęły maszerować w idealnych szeregach, czekając na zderzenie.

Asasyn biegł w pierwszej linii. Adrenalina buzowała mu w żyłach, czuł jak potężnie bije mu serce. Przez czerwoną mgiełkę wściekłości zauważył oddział Srebrnych Hełów, zbierających się do szarży. Zadudniła ziemia. Potężne wierzchowce pokryte kropierzami zbliżały się z ogromną prędkością. Zaślepione szałem mroczne elfy nie poczuły trwogi na ten straszliwy widok. Pół sekundy przed zderzeniem Kheltos przyspieszył i skoczył. W powietrzu wykręcił piruet i ze straszliwą siłą uderzył w pierwszego jeźdźca, który nawet nie zauważył nadchodzącego ataku. Nienormalnie potężne cięcie, wsparte przez obrót całego ciała asasyna i prędkość galopującego konia z dziwną łatwością oddzieliła głowę od ciała. Druhii wstrząsnęła sadystyczna przyjemność, gdy poczuł jak jego idealne cięcie przecina stal, ciało i kość. Lądując przetoczył się, odcinając przy okazji tylne nogi elfiego rumaka, który z całą siłą swojego ponad półtonowego ciała zarył w ziemię. Przeturlał się w bok i wstał lekko, szukając kolejnego wroga.

I zobaczył go. Idealnie zgrana linia włóczników podeszła blisko, gdy byli zajęci kawalerią. Rzucił się na nich, pociągając za sobą korsarzy. W pełnym biegu zanurkował, unikając pchnięcia włócznią i krótkim ciosem odciął włócznikowi stopę. Gdy upadał pchnął go do przodu, na jego towarzyszy. Używając jego ciała jako tarczy wychylił się i pchnął mieczem kolejnego. Korsarze, którzy biegli za nim, wykorzystali wyrwę jaką zrobił w falandze i pozabijali włóczników po jego bokach. W innych miejscach Wysokie elfy odparły atak, mimo że ze stratami. Kiedy asasyn zabił dwóch kolejnych cały oddział zreformował się. Rozdzielił się w miejscu gdzie powstała wyrwa i utworzył dwa najeżone włóczniami czworoboki. Zaskoczeni ich idealną sprawnością i zgraniem korsarze z rozpędu wbiegli w powstałą lukę.

Asasyn, będący na przedzie pierwszy ich zauważył. Mały, rozproszony oddział elfów, trzymających dwuręczne miecze, maszerował w ich kierunku. Druhii rzuciły się do ataku... i zaczęły umierać. Wojownicy trzymający wielkie miecze okazali się mistrzami w sztuce zabijania. Każdy korsarz, który się zbliżył kończył żywot przerąbany najczęściej w pół przez ogromny miecz. Cofnęli się zszokowani stratami. Mistrzów Miecza Hoetha padło zaledwie kilku. Kheltos uniósł lekko kąciki ust. W końcu znalazł kogoś, kogo może z największą przyjemnością zabić. Zbliżył się do pierwszego. Wysoki elf z zadziwiającą prędkością uniósł miecz i opuścił w straszliwym ciosie. Asasyn zrobił krok w bok, równocześnie uderzając jednym mieczem w bok spadającej broni, a drugim wykonał pchnięcie. Ogromne ostrze minęło go tak blisko, że aż poczuł powiew. Mistrz miecza uchylił się lekko, tak że pchnięcie zjechało po pancerzu. Przedłużył uderzenie i wykonując piruet zadał poziomy cios. Kheltos zbliżył się z zadziwiającą prędkością. Mieczem ustawionym wzdłuż ręki zablokował cięcie tuż przy rękojeści. Drugą bronią pchnął przeciwnika w nerki. Buchnął smród. Powolna śmierć w męczarniach. Wyrwał miecz i odskoczył przed cięciem kolejnego Wysokiego Elfa.
Ogarnęła go wściekłość. Rzucił się na wroga, już nie dbając o własne bezpieczeństwo. Okazało się, że jednak krótki miecz, czy sztylet jest o wiele szybszy od dwuręcznej broni.

Po zabiciu dziesięciu Mistrzów rozejrzał się wokół. Elitarni wojownicy mimo strat odepchnęli atak druhii. Goniąc za nimi asasyn wypadł za własne linie. Mroczne elfy wygrywały. Ziemia była czerwona od krwi i usłana ciałami. Następnie uniósł wzrok i spojrzał na niebo. To co się tam działo było czymś niepojętym . Ogromna zorza, wywołana nadmiarem magii, oświetlała gigantyczną walkę prastarej rasy. Co chwila jakiś czar rozświetlał świat, niczym uderzenie pioruna. Słychać było wrzaski, uderzenia metalu o metal, skowyty bólu, które nie przypominały ludzkich ani elfich. Nad wszystko przebijał się ryk rogów, śmiech demonów i najpotężniejszy skowyt magii, jaki kiedykolwiek słyszał. Wokół biły gromy, elfy tarzały się z bólu lub wiły w przedśmiertnych konwulsjach. Magowie spuszczali deszcze śmierci i ognia na obie armie. Jednak dwie postacie najbardziej rzucały się w oczy. Malekith, stojący na wzgórzu, jaśniejący krwistą poświatą, otoczony cieniem i Teclis, unoszący się nad oboma armiami i świecący niczym gwiazda, która zstąpiła z firmamentu. Tytaniczna walka obu straszliwie potężnych magów była dobrze widoczna. Mrok i światło ścierało się ze straszliwym hukiem na niebie, swoją mocą kłębiąc chmury.

Kheltos nagle zdał sobie sprawę, że stoi nieruchomo, sparaliżowany tym widokiem. Przed jego oczami rozpościerało się straszliwe piękno wojny. Rzucił się do walki, wiedziony krwawą furią. Pod jego ostrzem Wysokie elfy ginęły, a on czuł radość wynikającą z zabijania. To było coś pięknego. Gdy znienawidzony przeciwnik upada pod twoimi stopami, dysponujesz najlepszym uczuciem tego świata, pochodzące jeszcze z czasów, kiedy wszyscy byli nieuświadomionymi zwierzętami. Jestem lepszy. Przegrałeś w najważniejszej rozgrywce. O przetrwanie. O przeżycie. A ja wygrałem! I wygrywam nadal! Drżyjcie, upadajcie przede mną. Asasyn śmiał się radośnie, gdy rozciął tętnicę kolejnego przeciwnika. To jest piękne.

Wtem zatrzymał się i spojrzał znów w górę, jakby spodziewając się już Malekitha stojącego nad trupem Teclisa. Przed jego oczami rozegrała się scena, która została zapamiętana przez obie rasy na wiele tysiącleci. Najpotężniejszy mag Elfów Wysokiego Rodu, Wielki Mistrz Wieży Hoteha Teclis zgromadził całą swą ogromną moc w różdżce i wypuścił ogromny świetlisty pocisk, który rozświetlił mroki bitwy, zmieniając świat w grę światła i cieni. Leciał w stronę Wiedźmiego Króla, który próbował coś zrobić. Zaklęcie przebijało się z łatwością przez ochronne fale mroku, wypuszczane przez Malekitha. Gdy go dosięgło wrzasnął przeraźliwie. Wszystkich na chwilę oślepił nagły rozbłysk, a gdy znikły już powidoki w miejscu, gdzie powinien stać Mroczny król jarzyła się tylko rozpalona do czerwoności ziemia. Bitwa zamarła w ciszy. Teclis zwrócił swe płonące przedziwnym blaskiem oczy na wrogą armię. Białe płomienie otoczyły go kręgiem.

I w tej chwili Kheltos poczuł coś, czego myślał, że dawno się wyzbył. Strach. Przerażenie ogarniające całe ciało tworzące dziwną gulę w gardle. Nigdy czegoś takiego nie czuł, od zamknięcia w ciemności. Nagle przez wszystkie jego mięśnie przeszedł skurcz. Zerwał się, by pognać byle dalej od tego potwora o płomiennym spojrzeniu. Wokół niego cała mroczna armia uciekała ratując życie.

Teclis skinął ręką. Morze białego ognia spadło na uciekające oddziały. Mroczne elfy ginęły, krzycząc przy tym przeraźliwie. Asasyn spojrzał w tył i ujrzał zbliżającą się gigantyczną falę ognia. Część jego umysłu, która nie była opętana zwierzęcym przerażeniem skłoniła go do momentalnego zabicia dwóch uciekających koło niego korsarzy. Szarpnął potężnie i w ostatniej chwili zasłonił się ich ciałami przed straszliwą pożogą. Gdy tracił przytomność ostatnimi rzeczami jakie czuł był o pieczenie w płucach, swąd palonego ciała i straszliwy ból w lewej ręce.

***

Obudziło go pragnienie. Popękane wargi piekły lekko. Powietrze, które wdychał torturowało jego wyschnięte na wiór gardło. Przez powieki widział światło. A więc wstał już dzień. Ciekawe, ile już tu leżał. Zmusił się do otwarcia oczu. Zobaczył popiół. Szare płatki spadały na wzór śniegu z zachmurzonego nieba. Powietrze przenikał odór spalonego mięsa. Coś było nie tak. Czuł tępy ból na całej skórze lewej ręki. Spróbował nią poruszyć i prawie wrzasnął z bólu. Uniósł lekko głowę i spojrzał na nią. Choć spodziewał się to ujrzeć, był to lekki szok. Aż do łokcia nie miał skóry. Szary popiół obkleił ją dokładnie. Wyglądała jak ręka umarłego.

Nagle z oddali dobiegły go głosy. Zmrużył oczy.

- …nsu. Po co nas tu niby przysłali?

- Mamy sprawdzić czy nie przeżył żaden z tych przeklętych Druhii. Było to zresztą dokładnie wyjaśnione przez dowódcę. Najpewniej jak zawsze nie słuchałeś, co Leneth?

- Słuchałem! Ale po co mamy sprawdzać te pogorzeliska! Nikt tu nie miał szansy przeżycia! Książę Teclis wykonał wyjątkowo dobrą robotę. Jak już mówiłem, to jest bez sensu.

- Słuchaj się rozkazów, Leneth.

- Tak, tak, wiem.

Głosy zbliżały się coraz bardziej. Chyba jest ich dwóch. Czy zdoła ich zabić? Jest cholernie osłabiony i nie ma jednej ręki. Zdoła! Musi mu się udać! Musi przeżyć! Nie zabije go żaden elf, człowiek, krasnolud czy wszechpotężna magia! Przymrużonymi oczami patrzył w stronę, z której powinni nadejść. Wyrównał oddech.

Pierwszym co dostrzegł był błysk hełmu. Złote zdobienia i parę kamieni szlachetnych mówiły o osiągnięciach Srebrnego hełmu. Wszyscy mieli takie lub inne ozdoby. Mroczny elf uśmiechnął się w duchu. Wystarczyło rozbić jeden taki regiment, by cała wyprawa byłą opłacalna. Między innymi dlatego Norsmeni tak chętnie atakowali Ulthuan.

Elf prowadził obok siebie konia i rozglądał się wokół, lustrując pobojowisko. Kheltos przez chwilę był zdziwiony, że nie został zauważony. Miał nadzieję udawać rannego i z zaskoczenia zaatakować. Po chwili zrozumiał. Pokryty popiołem nie wyróżniał się niczym wśród innych trupów.

Niech sobie pójdzie. Jeśli go nie zauważy nie będzie prowokował walki. Płomień nienawiści i żądzy mordy od wieków płonący w jego duszy był przygaszony przez pragnienie, głód, zmęczenie i palący ból w lewej ręce. Gdyby był w pełni sił zamordowałby ich, a głowy poświęcił Khainowi.

Jednak nagle nadeszło wspomnienie przegranej bitwy. Malekith nie żyje. Coś takiego było nie do pojęcia. Mający pięć tysięcy lat Wiedźmi Król był podstawą istnienia mrocznych elfów. Ich głównym powodem istnienia. Przez głowę asasyna przemknęły naprawdę dziwne myśli, które zawsze zupełnie stłamszone, teraz zdołały się wydostać jak powstały zombi z dawno zapomnianego grobu.

„Po co”.

Jednak tej myśli od razu zaprzeczyła cała reszta jego umysłu. Ambicje, przyzwyczajenia, doświadczenie, wszystko to ją niszczyło. Kheltos widział ciemność na krawędziach swojego wzroku. Dziwne uczucie, które da się poczuć tylko na krawędzi snu wstrząsnęło jego ciałem. Przez chwilę miał wrażenie jakby gdzieś szedł, a nagle przed nim rozwarła się bezdenna przepaść. Nagłe targnięcie się do tyłu przeniosło się do świata rzeczywistego. Naprawdę był na skraju wycieńczenia.

- Coś się tam ruszyło! - ten, który narzekał, widocznie dostrzegł ten nagły ruch.

- Poważnie? Nie przywidziało ci się przypadkiem?

- Na pewno nie! Cokolwiek byś powiedział nie możesz powiedzieć, że mam słaby wzrok.

- No dobra. Gdzie?

- Tam. - chyba wskazał ręką. Zbliżyli się do miejsca, w którym leżał. Przez półotwarte oczy widział jak się zbliżają. Słyszał ich kroki, szeleszczące wśród popiołu. Parskanie koni. Ktoś nad nim stanął

- Ten chyba żyje.

- Nasz?

- Raczej nie. Leży tam gdzie Książę Teclis popieścił ich ogniem. - Kheltos usłyszał metaliczny odgłos wysuwanego ostrza.

- Przecież to może być nasz. Zawsze jest jakaś szansa. - głos zalatywał mocną kpiną.

- Wolę już zabić swojego niż przypadkiem pomóc jakiemuś ścierwu. - uniósł dłoń z mieczem.

W tym momencie asasyn otworzył szeroko oczy. Nagłym zrywem wbił miecz w pierś swojemu niedoszłemu zabójcy. Następnie mobilizując wszystkie siły wstał i wyszarpnął broń. Buchnęła krew.

- Leneth! - drugi elf rzucił się z wyciągniętym mieczem. Przed oczami Kheltosa nagle zrobiło się czarno, za szybko wstał i krew uderzyła mu do głowy. Zatoczył się lekko. Ale wiedział, że jeśli by upadł, nie wstałby ponownie. W tym stanie nie mógłby wygrać w żadnej walce.

Więc rzucił mieczem.

Broń zawirowała w powietrzu i wbiła się w biegnącego elfa. Ten, zdumiony, przebiegł jeszcze kilka kroków zanim upadł. Mroczki powoli ustępowały, ale i tak asasyn chwiał się na nogach.

Jego wymęczony umysł nie praktycznie myślał tylko by położyć się i zasnąć. Jednak wieki treningu nie pozwoliły mu na to. Trzeba uciekać. Nie może tu zostać. W pobliżu stał koń zabitego elfa. Rżał zaniepokojony zapachem krwi. Khaeleth podszedł na uginających się nogach. Rumak parsknął i odbiegł kawałek. To nie był jego pan. Został wyszkolony by służyć tym dziwnym dwunogom, w zamian za jedzenie. Jednak ten mu się nie podobał. Śmierdział krwią.

- No choć, nic ci nie zrobię. - Koń zastrzygł uszami. Rozpoznał ten ton głosu. Zawsze kiedy bał się jakiegoś dwunoga ten wydawał takie dźwięki. A kiedy w końcu podchodził dawał często jakieś dobre rzeczy. Podbiegł do tej dziwnej postaci. Naprawdę dziwnie pachniała.

Asasyn złapał za wodze i z trudnością wspiął się na siodło. Skierował rozczarowanego wierzchowca na zachód.

***

Kroki odbijały się echem w pustce. Otaczała go zupełna ciemność. Szedł na przód, nie wiedząc dokąd. Nagle zorientował się, że idzie po wąskiej ścieżce, mając po bokach bezdenną przepaść. W mroku majaczyły jakieś dziwne kształty. Nienaturalnie wygięte, nieprzypominające ludzkich. Oczy wpatrujące się w niego z jakimś niewysłowionym cierpieniem i smutkiem. Strach ścisnął mu serce. Zaczął biec naprzód, ale nogi poruszały się dziwnie powolnie. Ścieżka zaczęła być śliska od purpurowej krwi. Zimno przeniknęło jego ciało. Strach, wynikający nie ze zwierzęcego przerażenia jak praktycznie zawsze. Wywodził się z najgłębszych zakamarków duszy. Nie tak ostry ale obezwładniający. Mówiący o zagrożeniu tysiąc razy gorszym niż jakieś uszkodzenie ciała. Gorszym niż nawet schwytanie przez demony. O piekle, którego nie da się wyobrazić.

Usłyszał szepty. Niezrozumiałe, ale jakby znajome. Docierały wprost do jego umysłu. Przebijały go i wywoływały dziwne myśli, które aż promieniały czymś, co można uznać za ból. Ciemne sylwetki zbliżały się, wywołując u niego drżenie. Wszystkie uczucia były niezwykle spotęgowane i odczuwane inaczej. Czuł coś gorszego od chaosu. Niby jest on absolutnym złem, dążącym do zupełnego zatracenia, ale jest on trochę zrozumiały. Chce zabijać, chce cierpienia i zła. Jednak to co było wokół niego było inne. Tak jakby ktoś idealnie dobry czuł niesamowite wyrzuty sumienia za popełnione zbrodnie. Kiedy jesteś po prostu zły masz przynajmniej poczucie złudnego czynienia tego co chcesz. Bez wątpliwości. Jeśli jesteś dobry, a czynisz zło i wiesz co robisz jest to o wiele gorsze. Zaprzeczenie własnej naturze. Samounicestwienie. Uczucia płynące od światła były gorsze niż wszystko, co można było odczuwać po stronie mroku.

Dziwne sylwetki zacieśniały krąg. Asasyn skulił się. Próbował nie patrzeć, ale w tym świecie miał inne zmysły. Nie panował nad własnym ciałem. Uniósł wzrok i ujrzał. Twarz z wielkimi czarnymi dziurami w miejscach oczu i krwawymi łzami. Postać zbliżyła powoli rękę. Khaeleth wrzasnął z wszystkich sił.

***

Krzyk rozbrzmiał w pokoju. Asasyn napiął całe swoje ciało, prawie zrywając sobie mięśnie. Zerwał się z łóżka, wyrzucając pościel wysoko w górę. Z lewej ręki promieniował straszliwy ból. Jednak mroczny elf przywitał go z ogromną radością. Odegnał choć odrobinę resztki straszliwego snu. W tej chwili co chwila przechodziły go fale nieopisanego uczucia. Jakby co chwila coś miażdżyło mu duszę. Jego zmysły nie działały jak trzeba. Wzrok przysłaniała czerń, a pióra, które wzniecił wstając kłuły kiedy ich dotykał. Ale najgorsza była burza w umyśle. Nie myślał logicznie, resztki przerażenia nie z tego świata jeszcze nie wywietrzały całkowicie.

- Trzymać go! - parę sylwetek rzuciło się na niego, przywalając go do ziemi. Kolejny niesamowity spazm odrzucił ich. Ale za chwilę poczuł, że coś go trzyma w wielu miejscach na ciele. Mnóstwo postaci wokół trzymało go z dużą siłą. Ich ręce kłuły go i czuł od nich lodowate zimno. Szarpnął się i wrzasnął. Nagle ktoś przyłożył mu rękę do twarzy. Miał wrażenie, że to jakiś gigantyczny pająk przysłonił mu światło. Usłyszał jakieś dziwne słowa, od ręki lekko zajaśniało. Osunął się w ciemność, chłodną, przyjemną, bez myśli, bez snów.

***
Nie boli. Tak brzmiała pierwsza myśl po obudzeniu. Pamiętał jak przez mgłę ciągły ból. Już tak długo, że uznawał go za coś normalnego. Czyli to zaświaty. Jednak nagle dotarło do niego łagodne bujanie. Chwila, co? Uchylił powieki. Ujrzał sufit wykonany w całości z czarnego drzewa. W rogu po jego lewej stronie leżącego pająk utkał swą sieć. Rzucała się w niej właśnie schwytana ćma. Drapieżnik podskoczył do niej, złapał i zaczął owijać siecią. Był wielki i czarny. Długie odnóża sprawnie obracały ofiarę. Jednak sam w sobie był dziwny. Asasyn miał wrażenie, że przygląda mu się uważnie, jakby oceniając.

Pod ścianą naprzeciw łóżka stała wielka szafa, typu straszących małe dzieci. W drzwiach wyobrażona była twarz. Obok stała komoda, ze srebrnym gałkami. Zdobiona w delikatny sposób na pewno wyszła spod ręki sprawnego elfiego rzemieślnika. Przy niej zobaczył taboret, zwykł, sklecony chyba przez jakiegoś człowieka. Deska i cztery nogi, proste jak konstrukcja cepa. Wiarygodności dodawał fakt istnienia krwi w zagłębieniach. Sprawiała wrażenie gruntownie wyszorowanej, ale niestety jak wiadomo plamy z krwi bywają uparte. Nad nią wisiało lustro, oprawione w złoconą ramę, rzeźbioną w listki. Po lewej stronie łóżka wisiał obraz, wyobrażający pejzaż pobojowiska. Nieco zaskakujące, gdyż artyści najczęściej nie dopowiadają ostatniej części i malują sceny bitwy. Być może jest to spowodowane nie zbyt wielkim pięknem flaków na wierzchu.

Zachodzące słońce oświetlało góry trupów. Zmęczeni żołnierze układali je w stosy do podpalenia. W mroku w prawym dolnym rogu obrazu widać było parę ghuli, patrzących z dzikim głodem w oczach na trupy, jednocześnie bojąc się do nich zbliżyć. Paru maruderów obdzierało zwłoki z kosztowności, a jeden dręczył się nawet z butami. Na pierwszym planie przedstawiał jednak znużonego wojownika, który przysiadł sobie na okrwawionym głazie. Przygarbiony opierał się na mieczu wbitym w ziemię. Wokół jego stóp poniewierała się ucięta głowa z wywróconymi oczami i wywalonym na wierzch językiem. Ale oczy były najważniejsze. Malarz był mistrzem, geniuszem w swoim fachu. Bowiem mocno niebieskie oczy przekazywały uczucia w sposób niemalże magiczny. Niesamowite znużenie, zmęczenie ciągłym zabijaniem. Smutek i poczucie totalnego bezsensu aż od niego promieniowały. Arcydzieło oprawne w tanią ramę. Obok niego było małe okienko na zewnątrz. Po prawej stronie leżącego były tylko drzwi z terebintu.

Samo łóżko nie zasługiwało na uwagę. Ot skleconych parę desek i włożony na nie materac z puchu. Kołdra i poduszka pasowały do niego jak pięść do nosa. Zdobione niezwykle skomplikowanym wzorem, miękkie tak, że się w nich zapadało i tak ciepłe, że nie chciałoby się spod nich nigdy wychodzić. To, że było to zrabowane od Wysokich elfów było tak pewne jak to, że niebo jest niebieskie. Asasyn spojrzał w okienko. Pożoga zabarwiła na kolorem krwi cały świat. To tyle jeśli chodzi o najpewniejsze rzeczy. Asasyn usiadł na łóżku.

Nagle usłyszał kroki na korytarzu. Drzwi otwarły się i wszedł przez nie człowiek. Był w średnim wieku, czas osrebrzył już jego włosy. Nosił okrągłe okulary i szary fartuch, na którym asasyn zauważył trochę krwi. Przypominał rzeźnika, ale najpewniej był lekarzem. Zresztą w tych czasach jeden pies.

- Pan się obudził! Ale nie powinien Pan wstawać. Jeszcze nie. - podszedł, pchnął go delikatnie do pozycji leżącej i przykrył troskliwie kołdrą. Asasyn, z pewnym zdziwieniem, pozwoli robić człowiekowi co chce.

- Kim jesteś?

- Ja? Twoim lekarzem. A nazywam się Worim Celt.

- A zatem Worimie, gdzie ja jestem?

- Na statku mojego Pana Nenzara.- Nenzar. Niezbyt wyróżniające się imię. Jednak najpewniej był mrocznym elfem. Komplikowała to obecność tego człowieka. Zachowywał się zbyt swobodnie w obecności co jak co ale asasyna. Kheltos przyglądał się jego oczom, trochę słabo widocznych zza okularów. Lekarz nie odwrócił wzroku, co zafrasowało elfa jeszcze bardziej. Przez chwilę dziwił się, że nie wybuchł gniewem na tak widoczną bezczelność. Może był osłabiony.

- Jesteś niewolnikiem? Nie wyglądasz.

- Tak. - pokazał wypalone piętno na ramieniu. - Mój Pan jest naprawdę dobry.

- Kim jest ów Nenzar?

- Wiem tylko, że jest elfem. I potężnym magiem. Walczył po stronie Mrocznych elfów, ale chyba nie jest jednym z nich. Nie jest do nich podobny. Teraz właśnie płyniemy w kierunku Naggarond, dużo się zdarzyło kiedy byłeś nieprzytomny. A, i jak się czujesz? - wyciągnął notes, kałamarz i pióro i usiadł na taborecie obok komody. - Kiedy cię tutaj wnieśli byłeś ledwo żywy, cała skóra lewej ręki była spalona, - asasyn spojrzał na nią nerwowo. Skóra istniała, chociaż była szara i pomarszczona, sprawiająca wrażenie sztywnej. - miałeś parę złamanych żeber i wywichnięty prawy bark. Nenzar zatamował wewnętrzne krwotoki i przyspieszył regenerację. Uratował ci życie. - Spojrzał znacząco na asasyna. - Jestem tu tylko po to by nie było jakiś powikłań.- Szlag. A zatem dlatego go ocalił. Dług życia u asasyna. Naprawdę przydatna sprawa. Jak tylko dobiją do Naggarond trzeba będzie na jakiś czas zniknąć. Nie żeby się bał, ale... od pewnego czasu żywił pewną awersję do magii. Co ten czarownik może z nim zrobić jeden Khain wiedział.

- Żyję. - Kheltos nie rozumiał swojej reakcji. Gdyby dawniej w ten sposób zwracał się do niego niewolnik najpewniej by go zabił. Jednak w miejscu, gdzie kiedyś buzował czarny ogień gniewu i nienawiści czuł tylko lodowatą pustkę.

- I mam się dobrze.

- Możliwe, że już jutro będziesz mógł stanąć na nogi. - lekarz uśmiechnął się dobrotliwie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Asasyn czuł się naprawdę dziwnie. Przez całe jego trwające wieki życie absolutnie nikt się o niego nie troszczył. To było dla niego zupełnie nowe uczucie. Przecież jeśli ktoś jest słaby, to go się raczej dobija, zamiast leczyć. U Druhii ranni są poświęcani przez elfie wiedźmy Khainowi.

Nagle przypomniały mu się słowa Celta. „Walczył po stronie Mrocznych elfów, ale chyba nie jest jednym z nich.” Że co? Jakim cudem? Więc walczył razem z tymi barbarzyńcami chaosu? Nie, raczej nie. Ten statek należał raczej do kogoś cywilizowanego, nie był prymitywny. Do tego niewolnik powiedział, że jest elfem. Więc kim on jest? „...chyba nie jest jednym z nich”. Elfy dzieliły się na trzy rasy. Mroczne, leśne i wysokie. Czyli zdrajca? Nie, wtedy byłby mrocznym. Leśny... nie, one praktycznie nie wyłażą ze swojego lasu. Czyli, że jest to elf, który nie był zbytnio zaangażowany w wojnę. Tak jakby kupiec? Sprzedawał mrocznym jedzenie i broń? Odkupował łupy? To jest już bardziej możliwe. Czyli najprawdopodobniej ma do czynienia z elfem, który gromadzi pieniądze i potęgę w właśnie ten sposób. Nie będący zbyt okrutny mroczny elf zajmujący się kupiectwem, nie przynależący zbytnio do swojej rasy. Zamknął oczy. Jakie to cuda chodzą po świecie. Nagle jakaś myśl wpadła mu do głowy i ledwo powstrzymał się od zerwania się z łóżka. Przecież jak skupuje łupy to musi komuś je sprzedawać. Czyli że handluje z Elfami Wysokiego Rodu. Jakim cudem! Istota żyjąca między nienawidzącymi się rasami i będąca przekaźnikiem między nimi. Ogromne pieniądze jeśliby dowiódł swojej prawdziwości. Odzyskiwanie członków rodziny z niewoli, czyli rzecz praktycznie niemożliwa. Mógł za coś takiego brać gigantyczne pieniądze. Jednak takie zajęcie jest cholernie niebezpieczne. Wystarczyłoby żeby mroczne elfy dowiedziały się o tym a zostałby obdarty ze skóry i wbity na pal.

Jeśli żyje do tej pory i zajmuje się tym od dłuższego czasu musi być strasznym skurwysynem. Niestety to tylko domysły. Możliwe, że niedługo się z nim spotka i to wszystko może okazać się nieprawdą. Trzeba będzie uważać na słowa. Zmęczony przemyśleniami zabójca powoli zapadł w sen.

***

Jak ocenił asasyn statek był mocno niestandardowy, co go już nie zaskoczyło. Znalazł się na okręcie dziwów. Na pokładzie ludzie – niewolnicy, pracowali z dziwnym zapałem. W statkach mrocznych elfów, których załogę stanowili niewolnicy, nie było ich zresztą tak dużo, najczęściej wyczuwało się atmosferę strachu, oczywiście słusznego. Dyscyplinę trzyma się za pomocą bólu, czyli bata i noża.
Tutaj czuł się jak na statku Wysokich elfów. Tak, był parę razy na okręcie swoich świetlistych kuzynów. Nawet nie jest tak trudno tam wślizgnąć, ale niestety nie udało mu się powtórzyć wyczynu Ostrza Cienia, czyli wymordowania całej załogi dzień po dniu. Ubił zaledwie pięciu, jak wezwali inny statek i dosłownie go zadymili, razem z dużą szczurów. Ledwo zwiał na ten przyzwany okręt. Przez dwa miesiące odbijało mu się dymem.

Statek, na którym płynął był piękny. Nie wyglądał jak okręty, które zwykle wychodziły ze stoczni Mrocznych elfów. Na dziobie wyobrażona była syrena, trzymająca w rękach swoją głowę. Smukły trójmasztowiec pruł fale zmierzając ku zachodzącemu słońcu, widok godny uwiecznienia. Wielkie, czarne żagle wydymały się na wietrze. Zwiastowało na to, że szybko znajdą się w Naggarond.

Asasyn wychylił się lekko za burtę. Mieli dość duże zanurzenie, najpewniej przewożą spory ładunek. W burtach zauważył też dziwne wcięcia, ułożone w kwadraty. Wyglądało to tak, jakby od wewnątrz można było stworzyć szeregi okienek. Nigdy czegoś takiego nie widział. Po cholerę, coś takiego może przyspieszyć tylko zatonięcie i nieco osłabić konstrukcję kadłuba.

Gdy zastanawiał się nad tym usłyszał za sobą kroki. Ciche dudnienie zbliżyło się i właściciel dźwięku ukazał się po lewej stronie asasyna. Ów ktoś, okazawszy się elfem w zwykłym, jak tylko można ubraniu. Jasno niebieskie oczy oceniały go, przewiercały na wylot. Kheltos odpowiedział własnym stalowym spojrzeniem. Zapanowało straszne napięcie. Gdyby jakaś mucha przeleciała między nimi stanęłaby w ogniu.

Po dłuższej chwili kąciki ust nieznajomego powędrowały do góry.

- Jestem Nenzar, mag. Powiesz mi swoje imię, czy dalej będziemy się zabijać wzrokiem? - Nenzar, jak przed chwilą się przedstawił już nie nieznajomy skłonił się lekko. Asasyn podtrzymywał jeszcze chwilę spojrzenie.

- Kheltos, asasyn. - skinął lekko głową. - Dziękuje za niewymienienie wszystkich swoich tytułów i przodków od prapradziadka do teraz.

- Po co miałbym to robić? - brwi maga uniosły się do góry.

- Z racji tego czym się zajmujesz zastanawiałem się, czy na pewno jesteś Mrocznym elfem. Jak teraz widzę na pewno nie jesteś Wysokim, bo żaden z nich nie przepuściłby pełnego przedstawienia się, które trwałoby dziesięć minut. - mimo swobodnej rozmowy obserwowali się bacznie. Każde słowo, każdy gest był analizowany i dodawany do opinii. Asasyn po prostu nie wiedział co myśleć o osobie przed sobą. Otrzymywał sprzeczne sygnały. Czasami widział rozwalonego życiem pijaka, a czasem potężnego i dumnego maga. Czasami też wyczuwał naturę kupca. Raz tylko, na samym początku, podczas pojedynku wzrokowego widział jakąś dziwną inteligencję. Czuł się wtedy odwrócony na nice, przebadany i włożony do szufladki oznaczonej „Ciekawe Narzędzia”. Zdenerwowało go to trochę, ale ukrył to uczucie. Chociaż nie był pewien czy dobrze.

Nenzar spojrzał z roztargnieniem na morze. Wieczorna bryza chłodziła twarz asasyna. Szum morza i zapach soli od zawsze go uspokajał. Rzadko miał okazję go słuchać, gdyż najczęściej przeszkadzały mu krzyki ofiar elfich wiedźm. Tutaj zaś panowała zadziwiająca cisza.

- Czyli to tobie zawdzięczam życie? - ten temat po prostu trzeba było poruszyć.

- Tak. Szczerze mówią zaskoczyłeś mnie. Zbieramy się do wypłynięcia, akurat jest dobra pogoda i dobra okazja do bezpiecznej ucieczki z Ulthuanu, a tu nagle wypadasz z mgły na skonanym koniu. Przez chwilę myślałem, że nas zaatakowano. Kiedy twój rumak się wywalił zmieniłem zdanie. Patrzymy i widzimy jednego z naszych, w podobnym stanie do konia. Spalona ręka nie była jakoś straszna. Ale chyba cię goniono, bo miałeś w ramieniu strzałę. Przy upadku wywichnąłeś bark i złamałeś parę żeber. Oczywiście ten bark, w którym miałeś strzałę. - asasyn lekko się skrzywił i dotknął lewego ramienia. - Jak zauważyłem twój znak Khaina stwierdziłem, że ciekawie cię będzie uratować.

- A czego teraz oczekujesz? Mam paść na kolana i dziękować za ratunek ze łzami w oczach. - jego głos bardziej lodowaty już być nie mógł.

- Ciekawie by to wyglądało. Jeśli chcesz, nie krępuj się. - przez chwilę trwała cisza. Mag cały czas patrzył wprost na zachodzące słońce. Asasyn przyglądał się jego twarzy. Od kiedy zaczęli rozmowę miał wrażenie, że jest ona idealną maską, która pokazuje dokładnie to co chce jej właściciel. Będzie trudnym przeciwnikiem.

- A w rzeczywistości oczekuję odwzajemnienia przysługi. To znaczy w przyszłości, kiedy będę potrzebował twoich usług załatwisz to za darmo.

- Tak, oczywiście. - trudno się było nie zgodzić z potężnym magiem stojącym tuż przed tobą i mającym za sobą pełną załogę zabijaków. Z załogą może by sobie jakoś poradził, ale magia... jest wredna, nieprzewidywalna i niebezpieczna.

- I na pewno cię wtedy odnajdę, a ty wręcz będziesz mnie prosił abym ci pozwolił mi pomóc. - Nenzar uśmiechnął się tajemniczą i znów spojrzał na horyzont. - O tak. To będzie ciekawa opowieść. - Kheltos poczuł się odrobinę zagrożony.

(CDN)
Ostatnio zmieniony 1 sty 2014, o 15:13 przez Grent, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny

Arystoteles

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[@Mikram: Wierzchowców w tej edycji nie ma, gdyż jestem początkującym MG i nie potrafiłem ich zbalansować ;)]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Ejże no pany nie godzi się aby nowa arena mniejsze zainteresowanie (i ruch) miała niż zakończona poprzedniczka, myślałem że tu w 15 minut min 20 osób się rzuci a tu ledwie 10... Matis, gdzie ta demoniczna dziewczynka ? Ziemko podobno chciał wystartować, oby się nie zniechęcił... Żeby była krew to musi być mięso, ZAPISYWAĆ SIĘ, NIE MA ŻE SYLWEK ZA DWA DNI!!!!

@Pitagoras, ciekawa osobowość tego Asasyna...
@Rogal - Aszkael is back! :P
@Chomikozo, tak coś podejrzewałem Drugniego bo od dawna zalegał. Tylko jak na razie brak wstawki o słoneczniku ;)
@Kordelas -
Przy ścianach stało kilkanaście pulpitów ,gdzie do każego przykuty był łańcuchem posępny mężczyzna w worku pokutnym. Każdy z nich miał na ciele blizny oraz zakrwawione oczy i przepisywali oni księgi przy małych świecach szemrząc coś pod nosami. Nagle prowadzący inkwizytor przystanął przy jednym pulpicie i pochylił się nad księgą. Po kilku chwilach czytania pociągnął za wajchę w pulpicie i księga stanęła w ogniu ,a pokutnik nie zdążył nawet krzyknąć kiedy inkwizytor wbił mu w szyję sztylet.
-Wybaczcie panowie... służba nie drużba...- westchnął i wyciągnął mał notesik gdzie coś zanotował po czym znów ruszył w drogę.
Moja wizja się przyjęła, czy to ostrzeżenie dla botów ? :lol2: ]
@Kubaf, sam chciałem wystawić pierwszego trolla na Arenie, zobaczymy co z tego wyniknie
@MMH - Agni Kai narodu ognia oraz Mistrz Atheis ( = Jaskier, dopiero zauważyłem) dobre, dobre

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

GrimgorIronhide pisze: Moja wizja się przyjęła, czy to ostrzeżenie dla botów ?
jedno i drugie :mrgreen:
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mikram
Warzywo
Posty: 14

Post autor: Mikram »

Dobra, wziąłem coś z ekwipunku, a co to będzie dokładnie za oręż będzie w historii.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[@Mikram:Tarcza może być jak najbardziej ciężka, śrenia nie sprawi, że będziesz dużo szybszy nosząc ciężki pancerz.]
[@Grimgor:No właśnie! Gdzie Morti? Gdzie MikiChol? Naviedzony jest usprawiedliwiony, ale co z resztą?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[A kto jeszcze zgadnie co śpiewa mistrz Atheis (i nie chodzi o moją rymowankę ) ?
A ja chwilowo patrze i widzę samych dobrych roplejowców i stwierdzam że jakość ponad ilość! Liczę także na wypicowane historie mikrama i grenta bo znam tych graczy osobiście i wiem że stać ich na naprawdę dobre historie.
PS: Grimgor oglądałeś Awatara?]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Ja już zgadłem, teraz Wasza kolej :D ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

GrimgorIronhide pisze: @Kubaf, sam chciałem wystawić pierwszego trolla na Arenie, zobaczymy co z tego wyniknie
To pierwszy troll jest? :)
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Matis zawsze grał trollami, ale w innym sensie :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[ Miałem napisać dosłownie to samo :mrgreen: ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[Czuję że to będzie miodna arena :wink: ]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[ No zapowiada się całkiem dobra zabawa. Jak to już zauważył MMH jakoś ponad ilość i nawet ciut gorszy odzew na arenowe dzwony tak nie boli, ponad to już przed pierwszymi postami mamy postacie bardziej lub mniej powiązane z sobą.]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[ Dodałem drugą część mojej historyjki. Enjoy ! ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

ODPOWIEDZ