Arena nr 30 (Czeluścia Karak-Kadrin)

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Re: Arena nr 30 (Czeluścia Karak-Kadrin)

Post autor: Warlock »

JarekK pisze:Licze na topielca i goblinka :) taki chciałbym finał

Po moim zimnym trupie! :D


Svarrsoon dowiedział się, że to goblin będzie jego kolejnym przeciwnikiem. Uśmiechnięty sam do siebie przypomniał sobie co wymyślono na niego w knajpie. Byleby nie dał zajść się od tyłu i nie stracił zielonodupca z oczu, to jego krew spadnie na umęczoną ziemię tej areny.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

[oświadczam, że nie napiszę kolejnej walki, dopóki uczestnicy Areny czegoś fabularnego tu nie zapostują. Czekam. ;) ]

Majestic
Falubaz
Posty: 1264

Post autor: Majestic »

Slaup leżał i gnił

Może być? :P
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

[Użyłem liczby mnogiej, więc jeszcze ktoś i zabieram się do pisania. :D ]

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Naviedzony pisze:[oświadczam, że nie napiszę kolejnej walki, dopóki uczestnicy Areny czegoś fabularnego tu nie zapostują. Czekam. ;) ]
Uwaga, postuję :

Coś fabularnego

No dobra, kiepski żart :mrgreen:

Emocje sięgały zenitu. Kupka zleżałych kości (które zapewne gniłyby w jakieś piramidzie, gdyby nie grupka dzielnych krasnoludów), dostała się do półfinału. Z tejże okazji "właściciele" wojowniczej mumii urządziły imprezę w karczmie. Bawili się tak, jakby Aachenre już zmiażdżył swoich wrogów i wygrał Arenę.
- A właśnie - Odezwał się Hafra, przerywając rysowanie różnych elementów ludzkiej anatomii na blacie stołu - Co zrobimy, jak umarlak wygra ?
Jego towarzysze oniemiali. Kwestia wygranej wcześniej wydawała się taka oczywista, że nie uznali za stosowne się nad nią zastanawiać.
- No, ten... - Gefro ambitnie podjął wątek - Podzielimy się nagrodą i przepuścimy ją w karczmach i burdelach ?
Propozycja spotkała się z wyraźną aprobatą reszty zgromadzonych.
- Na to wpadłem samemu - Przerwał zirytowany Hafra - Mówię tutaj o umarlaku. Co z nim zrobimy, jeśli wygra ? Podzielimy się z nim nagrodą ?
- A na cholerę mu ona ? Przecież nie żyje. Zresztą, byłeś z nami w jego grobowcu, pamiętasz ile miał złota...
- Po prostu przerobimy tą jego trumnę na szafkę nocną i zapomnimy o całej sprawie. Sam raczej z niej nie wylezie - Rzekł trzeci krasnolud.
- To jest niezła myśl. Tak zrobimy.
Biedne krasnoludy nie wiedziały, że używanie sarkofagu jako stołu do picia nie było najlepszym pomysłem i że Książę Grobowców usłyszał każde słowo z tej rozmowy. I że w mrokach swojego kamiennego więzienia szykował straszną zemstę na swoich ciemiężcach...
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Topielec wiedział, iż Mroczni Bogowie mu sprzyjają. Nędzna nieumarła kreatura miała być jego następnym przeciwnikiem. Nie bał się jednak. Wielkie Oko spoglądało na niego łaskawie, z patronatem ich Mrocznych Majestatów był niepokonany. Zmiecie oponenta niczym niepowstrzymane tsunami i pożywi się jego duszą.

Soz ale weny nie mam i głowa mnie boli bo dostałem kamieniem jak robiłem robiłem zdjęcia bojówkom ONRu;p

Awatar użytkownika
Erol
Mudżahedin
Posty: 240

Post autor: Erol »

A teraz Zieloni
- WAAAAGH!!- wykrzyknął swoim piskliwym głosem Grinchai- Dawajta mi wincej przeciwnikuf! Arrr....- i zaczął kroić Chaośnika na kawałki swoimi sztyletami. Na arenę musieli wbiec jego pobratyńcy żeby go powstrzymać.
- E! Wodzu.. patrz grzyby!- krzynął Skarsk wskazując na ścianę
- Gdzie one som?- I jebs! Skarsk walnął go mocno w głowę i Grinchai padł na ziemię pojękując i zemdlał.
- Guther idioto pomórz mi go wynieść- Guther nadal szukał tych grzybów ale opamiętał się i go wynieśli.

---------

Kiedy Grinchai się obudził i zjadł porcję grzybów które popił krwią z dzika powiedział:
- Skarsk! Chono tu... potrzebuja wsparcia, no wisz.... kibiców, pójdź do mej wiochy i ich zbierz.
- Już ida- odpowiedział mu i zjadł parę zielonych muchomorów. Potrząsnęło nim trochę i jakby był nowo wykluty? (Nie wiem skąd się biorą gobliny...) pobiegł na zachód.
Po czterech dniach przyprowadził grupę liczącą dwunastu gobilna.
- To je to- powiedział Grinchai któremu w całości odzyskał siły.
Solo pisze: Wjeba***** taką maskę że stoły powinny się załamać pod jej ciężarem.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Ungrim Żelazna Pięść namyślał się długo, zanim podjął decyzję. Plan był dobry, ale mógł - jak każdy dobry plan - nieoczekiwanie obrócić się przeciw niemu i jego brodatym poddanym. Właściwe postępowanie wymagało roztropności i odwagi, a tych cech nigdy nie brakowało staremu władcy. Zwołał więc pozostałych uczestników Areny i gromkim, poważnym głosem wyłuszczył szczegóły swego zamysłu.

- Słuchajcie uważnie słów Ungrima. Jako Tan i władca, a także gospodarz tej Areny oświadczam, co następuje. Dziś jeszcze wymaszerujecie z oddziałem w kierunku skaveńskich podziemi. Na arenie będą odbywać się fałszywe walki, jednakże prawdziwe pojedynki stoczycie głęboko pod górami, chronieni przez doborowy oddział zabójców. Jeśli nasi szczurzy wrogowie zechcą uderzyć ponownie w Arenę, nie będziemy ryzykować przerwania zawodów. Nie będą was natomiast szukali blisko ich własnego leża. Pozorowane walki startują jutro. Przygotujcie się do wymarszu.

Elitarny oddział krasnoludzkiej gwardii sformowano szybko i już kilka godzin później rozpoczęła się wędrówka ku najgłębszym czeluściom pod Karak Kadrin. Czwórka zawodników przemierzała mroczne korytarze i podziemne systemy jaskiń, odseparowana od siebie kordonami zabójców. Czujki chroniły tyły i czoło wyprawy. Kilka godzin później, po przejściu wielu mil, oddział rozlokował się tuż przy podziemnym strumieniu, którego zimne, czyste wody obmywały gwałtowną, spienioną strugą ciemne załomy jaskiń.

Grinchai trzymał się na uboczu, w hałaśliwej gromadzie swoich pobratymców. Zielone pokurcze nie chciały podporządkować się rygorystycznym wymogom zachowania ciszy, dopóki jeden z nich nie stracił głowy w obliczu krasnoludzkiego topora. Po tym drobnym incydencie, porozumienie zostało osiągnięte.

Dużo lepiej zachowywali się Svarsson Mocarny i jego kompania. Nie chcąc położyć głów w zalewie Skavenów, zachowywali dalece posuniętą ostrożność. Niespokojne dłonie błądziły ciągle w pobliżu oręża, a ponure spojrzenia barbarzyńców dokładnie lustrowały każdy załom kamiennych korytarzy.

Resztki Aachenrego zostały przydźwigane w kamiennym sarkofagu przez zdeterminowane krasnoludy pod przywództwem Gerfo i Hafry. Potykali się i klęli, spowalniając znacznie cały pochód, a ich spocone, czerwone z wysiłku twarze błyszczały w świetle krasnoludzkich latarni. Spoczywający w ciszy nieumarły wpatrywał się w ciemność niewidzącymi oczami, a w jego starożytnym umyśle dojrzewała żądza zemsty.

Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł był jedynym zawodnikiem, który szedł sam, w pewnym oddaleniu od grupy. Jego myśli kroczyły poplątanymi ścieżkami chaosu, a mokry ekwipunek chlupotał i brzęczał przy każdym kroku.

Kiedy rozbito obóz, nowa, prowizoryczna Arena zajęła dużą jego część. Poustawiane pieczołowicie pochodnie i latarnie utworzyły duży krąg, wewnątrz którego miała rozegrać się walka. Tej nocy wszystkie krasnoludy zebrały się w jednym miejscu, by zobaczyć jak mierzą się ze sobą dwie istoty których prawdziwej potęgi można się było tylko domyślać.
Ostatnio zmieniony 20 lis 2011, o 19:48 przez Naviedzony, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Aachenre Neferkare vs Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł

Gdy nadeszła godzina próby, obydwaj zawodnicy wkroczyli w krąg światła w tym samym momencie. Wyglądali jak własne przeciwieństwa, dwaj śmiertelni wrogowie, wybrańcy swoich żywiołów. Aachenre Neferkare jaśniał w czerwonym świetle płomieni. Zdawało się, że kipiący od kosztowności i złota pancerz nie tyle łapie wszystkie ogniste refleksy, co świeci wewnętrznym blaskiem. Złota obręcz na zmumifikowanej głowie płonęła zwierciadlaną jasnością, a rozjarzone żarem pustynnego słońca oczy utkwione były w przeciwniku. Ula'tho'issh'is stanowił natomiast tłustą i ciemną plamę w mroku. Pobrzmiewał szumem chitynowych pancerzyków i miarowym chlupotem wilgoci.
Jeden z najstarszych zabójców dał sygnał i Aachenre strząsnął z siebie kurz tysiącleci. Ula'tho'issh'is pierwszy ruszył do walki, unosząc swoje obydwa miecze. Jeden z nich trafił Aachenrego w obojczyk, krusząc łamliwą kość. Nieumarły nie odczuł jednak obrażeń, jego aura tętniła tak silnie jak zwykle. Długi, dwuręczny miecz, błysnął krótko i z brzękiem powalił Topielca na kamienistą ziemię. Ula'tho'issh'is, Upiór wśród Mgieł nie był jednak początkującym wojownikiem. Drugi cios khemrijskiego księcia napotkał krzyżową paradę dwóch skorodowanych mieczy. Chaośnik wstał w dziwaczny sposób, podpierając się jednym z ostrzy i od razu przypuścił nowy atak.

Wymiana ciosów przeciągnęła się. Na oczach zdumionych nieprawdopodobnym popisem szermierczym krasnoludów rozgrywał się jeden z najbardziej dramatycznych pojedynków Areny. Wojownicy zwijali się w błyskawicznych unikach, powietrze rozbrzmiewało dźwiękiem parowanych ciosów. Aachenre Neferkare i Ula'tho'issh'is, ogień i woda, odnaleźli perfekcję w najdoskonalszym ze śmiertelnych tańców.

Świst i brzęk. Wygięty miecz Aachenrego odnalazł wreszcie lukę w obronie Topielca. Ula'tho'issh'is cofnął się o krok. Aachenre zaatakował, ale Upiór Wśród Mgieł przyjął nową taktykę. Kopnięcie opancerzonej stopy posłało jedną z krasnoludzkich latarni wprost w objęcia zetlałej mumii. Płonący olej rozlał się szeroką falą i łatwopalne bandaże zajęły się w okamgnieniu. Nie zatrzymało to jednak nieumarłego. Sparował obydwa ciosy Topielca, a potem wpadł w niego całym swoim ciężarem. Sczepieni wrogowie potoczyli się poza krąg światła i wpadli do lodowatej wody.

Pierwszy podniósł się Ula'tho'issh'is. Jedna z jego skorodowanych kling zatoczyła krótki łuk i spoczęła w piersi starożytnego władcy. Aachenre, którego bandaże ugasiły wody lodowatej strugi, złapał kościstą ręką fragment pancerza Topielca i podciągnął się, napierając bardziej na przebijające go na wylot ostrze. Jego aura bladła z każdą chwilą.

Ula'tho'issh'is wyrwał ostrze z ciała swego wroga i brodząc po kolana w spienionej wodzie zaatakował zaciekle. Nieumarły nawet nie próbował się bronić. Stał tylko, a w jego oczach jarzyła się głębia eonów. Upiór wśród Mgieł natychmiast wykorzystał okazję. Rzucił się, by zmiażdżyć przeciwnika. Poniewczasie zorientował się, że został oszukany. Sylwetka Aachenrego okazała się być mirażem, ułudą pustyni, wysnutą zdradziecką inkantacją. Ula'tho'issh'is odwrócił się szybko, lecz nie dość szybko. Złocista broń khemrijskiego władcy przebiła go na wylot. Sekundę później obydwa czarne miecze trafiły w cel, przebijając piersi i brzuch Aachenrego Neferkare.

Stojący na brzegu strumienia widzowie zamarli. Zawodnicy mierzyli się wzrokiem, wydani na ostateczną próbę wytrzymałości. Zaciśnięte pięści Topielca drżały, chrzęszcząc miarowo. Drżała również blada łuna, spowijająca starożytną mumię. Podziemny strumień szumiał niespokojnie, obmywając spienionymi falami sylwetki śmiertelnych wrogów, zabierając ze sobą ciemną krew Ula'tho'issh'isa.

Stali tak, obydwaj śmiertelnie ranni. Żaden z nich nie mógł wytrzymać już więcej. Wystarczyło jednak, że jeden wytrzyma dłużej.

Sekundy rozciągały się w wieczność.

A potem łuna spowijająca Aachenrego zamigotała i zgasła, a on sam odchylił się do tyłu. Jaśniejąca sylwetka khemrijskiego władcy rozwiała się w chmurze popiołów z ostatnim, niemal ludzkim, westchnięciem. Ula'tho'issh'is stał jeszcze chwilę, po czym opadł na kolana, pozwalając, by zimna woda zasklepiła jego rany.

Krasnoludy z kompani Gerfa i Hafry stały zszokowane. Potem wszystkie jak jeden mąż odwróciły się i odeszły do swoich spraw. Żaden z nich się nie odezwał. Żaden nie miał też pojęcia, że maleńkie drobiny popiołów unoszące się w powietrzu wsiąkają w ich ciała z każdym oddechem. Już niedługo przekleństwo i zemsta Aachenrego Neferkare miały się ziścić.

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

:shock:
Wielkie brawa za walkę, zajebiście napisana.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

[dziękuję! :) Niedługo druga i ostatnia walka z serii półfinałów.]

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

Tak juz polowa mojego marzenia finalowego sie spelniła !!!
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Oddział krasnoludów, ochraniający ostatnich trzech uczestników Areny Śmierci spędził w przytulnej pieczarze opodal górskiego strumienia następne kilka dni. Starając się robić możliwie jak najmniej zamieszania, krasnoludy były w stałym kontakcie z twierdzą poprzez sztafetę gońców. Szóstego dnia po wyruszeniu z Karak-Kadrin, do przewodniczących wyprawą zabójców dotarła wiadomość o znacznym zmniejszeniu aktywności wroga. Pozorowane walki nie były przerywane, nie odnotowano też obecności Skavenów w patrolowanych tunelach opodal murów. Podjęto więc decyzję, że finałowa walka rozegra się z powrotem w twierdzy, na arenie, w której piaski i kamienie wsiąkła już krew dwunastu bohaterów.

Druga walka półfinału miała jednakowoż rozegrać się jeszcze w miejscu uznanym za bezpieczne. W kręgu światła stanąć naprzeciw sobie mieli Svarrsoon Mocarny, potężnej postury barbarzyńca, wojownik, jakich mało i goblin Grinchai, przebiegły i podstępny wyznawca zielonych bogów.

Krasnoludy z podziemnej kompanii nie mogły tego widzieć, ale na wielkiej skale, w samym sercu Karak-Kadrin nowy napis rozjarzył się magicznym błękitem. Brodaci mieszkańcy twierdzy pracowali jak co dzień, ale ich serca pełne były niecierpliwości. Każdy czekał na powrót dwóch, najlepszych szermierzy Areny i ich śmiertelny bój w drodze po zwycięstwo i nieśmiertelną chwałę.

PÓŁFINAŁ
Walka pierwsza: Aachenre Neferkare vs Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł

Walka druga: Svarrsoon Mocarny vs Grinchai

Gromki głos najstarszego z zabójców przerwał Grinchaiowi przygotowania. Cała banda goblinów trzymała najmniejszego z nich, a Grinchai dźgał go sztyletem w stopę, starając się nabrać wprawy!
- Au! Au! Au! Au! - darł się goblin. - Wodzu nie kłuć, wodzu nie kłuć!
- Zatkajta mu paszczękę, bo capi jak moja noga! - warknął zawodnik, pokrywając obydwa ostrza trucizną Arachnaroka. - Idem pociachać wielkoluda i jak wrócem, to ma być spokój!

Svarsson czekał już na znak od wielu, wielu minut. Był zdeterminowany, żeby rozpłaszczyć goblina na ziemi i obciąć mu po kolei wszystkie kończyny. Mimo wąskiego kręgu widzów chciał wypaść jak najlepiej i wzbudzić strach w Topielcu, który jak do tej pory zdawał się być niewrażliwy na broń śmiertelnika i zupełnie pozbawiony uczuć. Ruszył ku prowizorycznej arenie, głośnym krzykiem wywołując skuloną w głębi jego umysłu furię.

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

i co kiedy druga walka półfinałowa?
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

[Litości, w tym tygodniu miałem kolokwium, dwie prezentacje i musiałem ambitnie przygotować się do lektoratów. Poza tym zdałem egzamin na prawo jazdy! :) Obiecuję jednak, że walkę napiszę do wtorku do północy.]

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Właśnie dlatego nie mam w tym roku kolokwiów. Brak ćwiczeń= brak problemu;)
Czekamy cierpliwie.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

Grinchai vs Svarrson Mocarny

Krasnoludy były już przygotowane do drogi powrotnej. Gońców wysłano do Karak-Kadrin, a kilkukrasnoludzkie zespoły zwiadowcze bez ustanku przeczesywały pobliskie tunele, szukając choćby najmniejszego śladu wroga. Już tylko jedno trzymało ich na miejscu, w zapomnianych nawet przez Skaveny korytarzach, daleko od twierdzy. Latarnie zapalano jedna po drugiej. Liche, dające mało światła płomyczki z niechęcią czepiały się osmolonych knotów. Zrobiło się jaśniej.

Svarrson zwany Mocarnym pierwszy znalazł się w ognistym kręgu. Podniósł toporki i zakrzyczał. Jego dwaj towarzysze zamarli, słysząc ten zew. Przerażający, pradawny okrzyk bitewny odbił się tysięcznym echem. Tak mógłby krzyczeć Sigmar, prowadząc swe barbarzyńskie plemiona ku Przełęczy Czarnego Ognia w tych starych czasach, w których przodkowie patrzyli jeszcze na czyny śmiertelników. Tak brzmiał teraz Svarrson Mocarny, którego chwały i potęgi nikt nie śmiał kwestionować.

Między dwoma najbardziej oddalonymi od Svarrsona latarniami zamajaczyła chuda i niska sylwetka goblina. Grinchai wślizgnął się w krąg ognistego światła, mrużąc oczy. Jego sztylety ociekały zielonym jadem Arachnaroka. Zielonoskóry czuł przy sobie pokrzepiającą obecność Gorka, a może nawet i Morka. W zasadzie nie miało to znaczenia. Ważne, że czuł się pokrzepiony.

Do kręgu wkroczył najstarszy z Zabójców, którego pomarańczowy czub gęsto poprzetykany był srebrną siwizną.
- Niechaj dokona się śmierć. - Rzekł poważnie. - Pora zacząć walkę.

I walka zaczęła się.

Svarrson podniósł toporek i rzucił w kierunku goblina. Wygięte ostrze zawirowało i uderzyło w jedną z latarń, gasząc płomień. Barbarzyńca wyciągnął zza pasa drugi z toporów i ruszył do ataku.

Grinchai, z przerażającym błyskiem szaleństwa w oczach, oblizał jeden ze sztyletów, nurzając spuchnięty język w gęstej truciźnie. Nikt nie mógł jeszcze wtedy przewidzieć, jaki podstępny plan wylągł się w jego zielonoskórej głowie. Nikt nie miał też zresztą czasu, by się nad tym zastanawiać. Emocje wzięły bowiem górę nad rozsądkiem. Krasnoludy zaczęły głośno kibicować swoim faworytom, nie dbając o rygorystyczne wymogi zachowania ciszy, które same przecież ustaliły.

Obydwaj zawodnicy spotkali się na środku areny pośród gromkich nawoływań i rzucanych jeszcze głośniej przekleństw. Grinchai uniknął silnego ciosu toporem i zrewanżował się płytkim cięciem w stopę. Svarrson skrzywił się. Rana - choć drobna - potwornie szczypała.

Goblin oddalił się odrobinę, lecz nie raczył skomentować swojego małego zwycięstwa. Szeroką gębę nadal trzymał zamkniętą, a z kącika ust spływała mu zielonkawa maź. Svarrson podniósł tarczę i ruszył, by wykonać swój plan poćwiartowania zielonoskórego na oczach gawiedzi. Coraz trudniej było mu się opanować. Gorąca krew barbarzyńcy już się w nim burzyła.

Tym razem zaatakował Grinchai. Podbiegł, przekoziołkował i otoczył się migotliwą plątaniną cięć. Szerokie, topornie wykute sztylety okazały się śmiertelnie groźne, przysparzając barbarzyńcy kolejnych drobnych rozcięć, z których zaczynała się już sączyć krew. Svarrson nie pozostał jednak dłużny. Odepchnął goblina tarczą i ciął na odlew, pozbawiając Grinchaia jednego ucha i sporej ilości zielonej skóry.

Polała się krew. Grinchai upadł na chude kolanka zamroczony i oszołomiony siłą tego ciosu.

Svarrson zatknął topór za pasek i pięścią wielką jak końskie kopyto sięgnął w dół. Chwycił goblina za gardło i uniósł go w górę.
- Patrzcie jak wyduszam życie z tego małego pokurcza! - wrzasnął - Udław się swoją krwią zielona pokrako!

Lecz wtedy właśnie Grinchai otworzył usta i bryznął śliną wprost w twarz barbarzyńcy. Svarrson nie zdążył nawet mrugnąć. Jad Arachnaroka zasyczał w kontakcie ze skórą i delikatną śluzówką jego oczu. Pięść rozwarła się i Grinchai wylądował na ziemi. Natychmiast podniósł się na nogi i złapał upuszczone wcześniej sztylety.

Kilka kroków dalej oślepiony Svarrson miotał się bezładnie. Starał się powstrzymać ogromny ból, lecz trąc oczy, jedynie wcierał sobie głębiej w oczodoły gęsty jad.
- Gdzie jesteś?! - zawył - Chodź, chodź tylko, zarżnę cię!!!

Goblin Grinchai nie był głupi. Krążył cichutko wokół płaczącego krwawo-zielonymi łzami Svarrsona i czekał aż nadejdzie odpowiednia chwila. Wcale nie czuł swojej zielonoskórej mordy. Zdawał sobie sprawę z faktu, że jego język jest potwornie poparzony, ale ilość grzybków, jakie spożył przed walką skutecznie tamowała ból.

- Gjinciai psyjcie - wyseplenił nieskładnie - Psyjcie do cłowiecka...

I przyszedł. Skoczył z dzikim wrzaskiem i uderzył sztyletem, celując nisko w brzuch. Klinga weszła aż po rękojeść. Svarrson zgiął się w pół, a wtedy Grinchai wbił mu drugie ostrze prosto w umęczoną krzykiem tchawicę. Reszta powietrza wydostała się z płuc barbarzyńcy w spienionym gejzerze krwi.

- Gjincai pomoze z ockami - obiecał goblin dogorywającemu w agonii wrogowi, po czym dwoma oszczędnymi ruchami wydłubał mu gałki oczne. Pozostawił okaleczone ciało swego wroga w ostatnich przedśmiertnych drgawkach i odszedł chwiejąc się na nogach, zamroczony trucizną, ale bezwzględnie zwycięski.

Majestic
Falubaz
Posty: 1264

Post autor: Majestic »

Ale nędza, goblin pokonał kolejnego chaosytę :lol2:.
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Svarson Mocarny? Chyba Svarson Martwy;s

Awatar użytkownika
Eriks281
Chuck Norris
Posty: 538

Post autor: Eriks281 »

:twisted: Greeeeenskins!
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!

- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.

Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"

ODPOWIEDZ