Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
schowany w cieniu Tomku, rozmyślając nad swoim rosnącym głodem, spostrzegł jednego z tych, których obawiał się najbardziej!
"cholera, co on tutaj robi...tropią mnie...nie przypuszczałem że za kilku wieśniaków, będą tropić mnie aż do tej zapadłej dziury pod jednym z wielkich, śmierdzących miast". Tak to był "on" jeden z łowców czarownic, tych którzy całe swoje życie poświęcają na wytępianiu tego, czym on teraz jest!
Nie dobrze-pomyślał Tomku, po czym schował się w cieniu, oddając się dalszym rozmyślaniom.
"cholera, co on tutaj robi...tropią mnie...nie przypuszczałem że za kilku wieśniaków, będą tropić mnie aż do tej zapadłej dziury pod jednym z wielkich, śmierdzących miast". Tak to był "on" jeden z łowców czarownic, tych którzy całe swoje życie poświęcają na wytępianiu tego, czym on teraz jest!
Nie dobrze-pomyślał Tomku, po czym schował się w cieniu, oddając się dalszym rozmyślaniom.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Caladris siadł na łóżku w swojej kwaterze. Czekał na wino które obiecał dostarczyć mu jeden z skavenów. Jego delikatne nozdrza powoli zaczynały ignorować nieprzyjemny zapach szczuroludzi. Po dość długim czasie do jego kwatery wpadł mały szczurzy pomiot niosąc kufel. Podał mu go po czym pospiesznie się oddalił. Caladris skrzywił się, wino z kufla? Niczym jakiś barbarzyńca, który nie wie do czego służą poszczególne naczynia? Trudno. Pociągnął delikatny łyk wina. Okazało się wyborne. Skąd te zdradziecki szczury je mają? Spodziewał się zatęchłego piwa a otrzymał dobre wino. Cóż walki na arenie za niedługo się zacznął, trzeba się przygotować. Caladris naostrzył miecz i wypolerował zbroję. Zbroja była starym smoczym pancerzem pochodzącym jeszcze z czasów Aneriona. Miecz zaś wykuł mu jego rodzony brat, który zdecydował się swoje życie poświęcić Vaulowi. Ciekawe czy na arenie będą inne elfy?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Kilian wraz z Magnusem po wielu trudach stanęli przed głównym wejściem do kanałów.
- Nie wygląda to zachęcająco.
odparł Kilian.
Magnus nie mógł się nie zgodzić.
- Jednak to nie powstrzyma mnie przed pokonaniem zła!!
Z tymi słowami, młody łowca wkroczył do Tuneli...
- Nie wygląda to zachęcająco.
odparł Kilian.
Magnus nie mógł się nie zgodzić.
- Jednak to nie powstrzyma mnie przed pokonaniem zła!!
Z tymi słowami, młody łowca wkroczył do Tuneli...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Przewodnik okazał się masywnym szturm-szczurem o futrze pomalowanym na biało. Selina znalazła go, przystępującego
z nogi na nogę i mruczącego pod nosem. Na jej widok skaven wyszczerzył kły w szczurzej imitacji uśmiechu.
- Dobrze-dobrze, że ty przybyć punktualnie. Chodź-idź za mną.
Stwór ruszył żwawo w stronę jednej ze ścian. Wsunął łapę do małego otworu, niezauważalnego na pierwszy rzut oka. Przełącznik kliknął odsłaniając wąski tunel. Przewodnik wyciągnął krótki miecz i rozglądając się wokół, poszedł dalej.
- Niewolniki-pułapki lubią wisieć w takich przejściach po czym spadać-rozpłatać wrogów - wyjaśnił.
Selina uśmiechnęła się samymi ustami. W środku była stale napięta. Nawet pozostając potencjalnym sojusznikiem mogła zostać przypadkowo zabita rozgrywkach miedzy klanami. Albo celowo, zależy jak na to patrzeć. Skaveni zawsze znajdą dobry powód do zdrady.
Doszli w końcu do przestronniejszego tunelu. Czekał tam na nich oddział szturm-szczurów z niewolnikami oraz przepiękna, zdobiona lektyka jakich się używa w państwach wschodu. Przewodnik wskazał jej ten środek transportu, tłumacząc,
że dowiezie ją bezpiecznie do kwater. Selina od niechcenia zapytała o pozostałych uczestników Areny.
- Większość nie może znaleźć drogi-przejścia - odpowiedział
Najemniczka zaśmiała się na myśl o zagubionych herosach. "Orientacja w terenie nie jest widać ich mocna stroną" pomyślała.
z nogi na nogę i mruczącego pod nosem. Na jej widok skaven wyszczerzył kły w szczurzej imitacji uśmiechu.
- Dobrze-dobrze, że ty przybyć punktualnie. Chodź-idź za mną.
Stwór ruszył żwawo w stronę jednej ze ścian. Wsunął łapę do małego otworu, niezauważalnego na pierwszy rzut oka. Przełącznik kliknął odsłaniając wąski tunel. Przewodnik wyciągnął krótki miecz i rozglądając się wokół, poszedł dalej.
- Niewolniki-pułapki lubią wisieć w takich przejściach po czym spadać-rozpłatać wrogów - wyjaśnił.
Selina uśmiechnęła się samymi ustami. W środku była stale napięta. Nawet pozostając potencjalnym sojusznikiem mogła zostać przypadkowo zabita rozgrywkach miedzy klanami. Albo celowo, zależy jak na to patrzeć. Skaveni zawsze znajdą dobry powód do zdrady.
Doszli w końcu do przestronniejszego tunelu. Czekał tam na nich oddział szturm-szczurów z niewolnikami oraz przepiękna, zdobiona lektyka jakich się używa w państwach wschodu. Przewodnik wskazał jej ten środek transportu, tłumacząc,
że dowiezie ją bezpiecznie do kwater. Selina od niechcenia zapytała o pozostałych uczestników Areny.
- Większość nie może znaleźć drogi-przejścia - odpowiedział
Najemniczka zaśmiała się na myśl o zagubionych herosach. "Orientacja w terenie nie jest widać ich mocna stroną" pomyślała.
Aszkael w końcu dotarł do celu, jego oczom ukazało się potężne pod-miasto. Nie miał jednak ochoty na podziwianie widoków. Przybył tu w innym celu. Do wojownika zaczął się zbliżać odział czterech szturmoszczurów.
- Przybyłeś zapewne,zapewne na arenę, arenę- rzekł największy spośród nich
- W rzeczy samej- odrzekł wybraniec dokładnie przyglądając się skaveną.
- Więc za mną , za mną. Zaprowadzę do komnaty, komnaty.
- Byle szybko.-rzucił Aszkale ruszając za eskortą. Nie ufał szczurom, ale jak przyjdzie co do czego niesprzeda skóry tanio.
- Przybyłeś zapewne,zapewne na arenę, arenę- rzekł największy spośród nich
- W rzeczy samej- odrzekł wybraniec dokładnie przyglądając się skaveną.
- Więc za mną , za mną. Zaprowadzę do komnaty, komnaty.
- Byle szybko.-rzucił Aszkale ruszając za eskortą. Nie ufał szczurom, ale jak przyjdzie co do czego niesprzeda skóry tanio.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
Imię: Alatheris
Rasa i klasa: High elf Noble
Zbroja: Zbroja z Ilthimaru, Hełm z Ilthimaru
Broń: Topór Białego Lwa
Chowaniec: Biały Lew
Umiejętność: Tysiącletnie Wyszkolenie
Ta wojna trwała już zbyt długo, właściwie nie pamiętał kiedy tak naprawdę się zaczęła, Druchii od zawsze najeżdżali Chrace a on ze swymi braćmi zawsze stawał im na drodze. Nie pamiętał czasów pokoju, całe Chrace nie pamiętało już, czym jest pokój.
Ale on miał jeszcze jeden powód do nienawiści, powód do prowadzenia osobistej wojny. Alatheris, bo tak nazywał się przyczajony na wzgórzu wojownik obserwujący zbliżających się zwiadowców Druchii, wiedział, że wśród nich znajduje się jego rywal, jego wróg, jego śmierć.
Obraz z przed lat pojawił się momentalnie przed jego oczyma. Regularne starcie wojsk wysokich elfów z ich mrocznymi pobratymcami przerodziło się w rodzaj barbarzyńskiej rozrywki, kiedy jeden z najznakomitszych wojowników druchii wyzywał kolejno mężów Ulthuanu na pojedynek. Stawali przed nim najwięksi rycerze Chrace, poczynając od dowódcy oddziału białych lwów, bezskutecznie. Duma, tak, to właśnie duma stanie się przyczyną zagłady wszystkich elfów, tak jak prawie skończyła żywot Alatherisa. Widząc śmierć pobratymców, wbrew rozkazom Alatheris wystąpił przed szereg, czując gniew wiedział, że jest niepokonany. Niestety, nie był. Jego duma stała się powodem hańby, kiedy zabójca druchii, wiedząc jaką ma przewagę nad przeciwnikiem, wciągnął w Alatherisa w grę ostrzy, w której to Asur nie miał zagrać głównej roli. Powalony na ziemię, on, Elf Wysokiego Rodu, krwawiąc z wielu ran czekał z upokorzeniem na ostateczny cios. Ten jednak nie nadszedł, wierny towarzych Alatherisa, jego Biały Lew, Snow, ujarzmiona potężna bestia, wbiegł miedzy walczących, rozdzielając ich na moment, chroniąc Alatherisa przed niechybną śmiercią. Po chwili ciemność zasłoniła oczy elfa, a nad nim rozpętała się bitwa. Kiedy otworzył oczy, zamiast poczuć ulgę, że wciąż żyje, czuł jedynie wstyd i hańbę. I jeszcze coś. Nienawiść. Nienawiść do Druchii, że ten nie dał mu zginąć honorową śmiercią.
- Ruszamy – rozkaz prosty dla każdego wojownika. Ich cel też był prosty, dopaść i wyrżnąć wszystkich druchii przed nimi. Z jednym wyjątkiem, Alatheris miał do spłacenia dług…
Starcie było krwawe i krótkie, lecz elf nie znalazł tam tego czego szukał. Jego pogromcy nie było w tej licznej grupie. Ostatni pozostały przy życiu druchii wyznał, że zabójca mrocznych elfów wyruszył z misją zebrania magicznych artefaktów w miejsce, gdzie zmierzyć się mieli najwięksi wojownicy dziejów.
W końcu, Alatheris odnalazł swój cel…
Rasa i klasa: High elf Noble
Zbroja: Zbroja z Ilthimaru, Hełm z Ilthimaru
Broń: Topór Białego Lwa
Chowaniec: Biały Lew
Umiejętność: Tysiącletnie Wyszkolenie
Ta wojna trwała już zbyt długo, właściwie nie pamiętał kiedy tak naprawdę się zaczęła, Druchii od zawsze najeżdżali Chrace a on ze swymi braćmi zawsze stawał im na drodze. Nie pamiętał czasów pokoju, całe Chrace nie pamiętało już, czym jest pokój.
Ale on miał jeszcze jeden powód do nienawiści, powód do prowadzenia osobistej wojny. Alatheris, bo tak nazywał się przyczajony na wzgórzu wojownik obserwujący zbliżających się zwiadowców Druchii, wiedział, że wśród nich znajduje się jego rywal, jego wróg, jego śmierć.
Obraz z przed lat pojawił się momentalnie przed jego oczyma. Regularne starcie wojsk wysokich elfów z ich mrocznymi pobratymcami przerodziło się w rodzaj barbarzyńskiej rozrywki, kiedy jeden z najznakomitszych wojowników druchii wyzywał kolejno mężów Ulthuanu na pojedynek. Stawali przed nim najwięksi rycerze Chrace, poczynając od dowódcy oddziału białych lwów, bezskutecznie. Duma, tak, to właśnie duma stanie się przyczyną zagłady wszystkich elfów, tak jak prawie skończyła żywot Alatherisa. Widząc śmierć pobratymców, wbrew rozkazom Alatheris wystąpił przed szereg, czując gniew wiedział, że jest niepokonany. Niestety, nie był. Jego duma stała się powodem hańby, kiedy zabójca druchii, wiedząc jaką ma przewagę nad przeciwnikiem, wciągnął w Alatherisa w grę ostrzy, w której to Asur nie miał zagrać głównej roli. Powalony na ziemię, on, Elf Wysokiego Rodu, krwawiąc z wielu ran czekał z upokorzeniem na ostateczny cios. Ten jednak nie nadszedł, wierny towarzych Alatherisa, jego Biały Lew, Snow, ujarzmiona potężna bestia, wbiegł miedzy walczących, rozdzielając ich na moment, chroniąc Alatherisa przed niechybną śmiercią. Po chwili ciemność zasłoniła oczy elfa, a nad nim rozpętała się bitwa. Kiedy otworzył oczy, zamiast poczuć ulgę, że wciąż żyje, czuł jedynie wstyd i hańbę. I jeszcze coś. Nienawiść. Nienawiść do Druchii, że ten nie dał mu zginąć honorową śmiercią.
- Ruszamy – rozkaz prosty dla każdego wojownika. Ich cel też był prosty, dopaść i wyrżnąć wszystkich druchii przed nimi. Z jednym wyjątkiem, Alatheris miał do spłacenia dług…
Starcie było krwawe i krótkie, lecz elf nie znalazł tam tego czego szukał. Jego pogromcy nie było w tej licznej grupie. Ostatni pozostały przy życiu druchii wyznał, że zabójca mrocznych elfów wyruszył z misją zebrania magicznych artefaktów w miejsce, gdzie zmierzyć się mieli najwięksi wojownicy dziejów.
W końcu, Alatheris odnalazł swój cel…
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
To będzie ich 18 Akurat mi fajne towarzystwo doszło.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Nie może być 18, bo wtedy w finale były by 3 osoby
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
niech organizator stworzy inny system albo zwiększy o kilku liczbę uczestnikó albo faze grupową jakąś, skoro juz napisalem postać, to dajcie jej pograc;p
Właśnie dlatego tak się śpieszyłem z wrzuceniem postaci - żeby zdążyć przed zamknięciem limitu uczestników. Nie da się zrobić Areny na 18 osób. Da się na 16, albo od razu na 32 jak to kiedyś, dawno temu miało miejsce. Chyba niestety będziesz musiał spasować.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Faza grupa i na lajcie da rade;p
Musi być teraz 16 lub 20 osób
Nie da się stworzyć fazy grupowej bo postacie walczą do śmierci a nie na punkty.Galharen pisze:niech organizator stworzy inny system albo zwiększy o kilku liczbę uczestnikó albo faze grupową jakąś, skoro juz napisalem postać, to dajcie jej pograc;p
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Wiem wiem, żartuje, wczorajsza liga mistrzów jeszcze się udziela;)Matis pisze:Musi być teraz 16 lub 20 osób
Nie da się stworzyć fazy grupowej bo postacie walczą do śmierci a nie na punkty.Galharen pisze:niech organizator stworzy inny system albo zwiększy o kilku liczbę uczestnikó albo faze grupową jakąś, skoro juz napisalem postać, to dajcie jej pograc;p
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[Niestety, aż tak dużo czasu, żeby konstruować nowy system paringów ad hoc nie mam. Zostaje limit 16tu miejsc.]
[Mistrz Areny jest na etapie czytania i oceniania historii postaci. Jutro rano update i rozdawanie trzech miksturek jak zwykle. ]
[Mistrz Areny jest na etapie czytania i oceniania historii postaci. Jutro rano update i rozdawanie trzech miksturek jak zwykle. ]
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Caladris spojrzał na wielkiego Wojownika chaosu, był on prowadzony przez stadko szturmoszczórów w stronę innych kwater. Czyżby nie mógł sam trafić? Caladris uśmiechnął się z politowaniem patrząc na wielkiego rębajłę. Caladrisa zaczynało martwić iż żaden potencjalny sprzymierzeniec nie przybył jeszcze na arena. Czyżby przybyć mieli tylko plugawi słudzy chaosu?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Kharlot postanowił rozejżeć się po mieście i przy okazji dowiedzieć się czegoś o swoich potencjalnych oponentach. Kusiło go już teraz skończyć że słabowitym elfem, ale powstrzymał się. Jego wzrok skierował się na innego wojownika chaosu odzianego w czarną zbroję. Wydawał mu się znajomy....
Podszedł do niego i przywitał się oficjalnym tonem
-Jam jest Kharlot Kruszący Czaszki, syn Thorgara Złamanego Wiosła, jarla Foczej Przystani! Wywyższony czempion krwawego boga! Witaj!
Podszedł do niego i przywitał się oficjalnym tonem
-Jam jest Kharlot Kruszący Czaszki, syn Thorgara Złamanego Wiosła, jarla Foczej Przystani! Wywyższony czempion krwawego boga! Witaj!
Ostatnio zmieniony 22 lut 2013, o 15:14 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[jako ze właśnie padło mi połączenie z netem i kilka tygodni potrwa nim dostane od nowego providera jestem zmuszony zdropować z areny... Proponuje zrobić walkę kto z rezerwistów zajmie moje miejsce Arena rezerwistów, rzucić wszystkich razem do jamy i ten kto wylezie żywy wchodzi do gry po ogrowemu będzie, wejście z dzikiej karty:) ]
Burza piaskowa pędziła przez ziemie Nehekhary. Minęła Mahrak-miasto rozkładu, przemknęła przez Dolinę Królów z jej milczącymi strażnikami i pomknęła w kierunku Khemri-Miasta Królów.
Do Sethepa powoli wracały wspomnienia. Miał tak wtedy gdy odniósł hmm… ,,bardzo” poważne rany w walce (przebite serce, odcięta głowa) i musiał się (dosłownie) dojść do siebie w swojej świątyni. Pamiętał zwykły rejs patrolowy po Kryształowym Morzu. Przepływali właśnie koło przeklętej Lahmi, Gdy od jej brzegów odbiły dwa kutry. Ich żagle były czarne jak noc, a biła od nich magiczna moc.
Sethep zareagował jako pierwszy. Wydał kapitanowi rozkaz ustawienia kursu przechwytującego i wezwał moc Khsara (boga pustynnego wiatru). Powietrze zafalowało i po chwili okręt pruł w stronę nieprzyjaciela, zostawiając pozostałe cztery sojusznicze galery za sobą. Po chwili uformowany na kształt rozwartej paszczy węża taran wbił się w burtę wroga. Wszędzie latały strzały, połamane fragmenty okrętu i drzazgi. Nikt z żywych nie przeżyłby takiego ataku. Lecz żywi nie byli załoga ani galery, ani kutra. Dwa szeregi nieumarłych wojowników zderzyły się w zaciętej, bezlitosnej ale milczącej walce. Wtem Sethep zauważył źródło mocy, głęboko naznaczonej magią Dhar. Mroczny szlachcic stał na mostku kapitańskim i patrzył na Sethepa. Licz w ostatnie chwili odbił pocisk mocy, i sam rzucił w przeciwnika przekleństwo Usirana. Wyciągając rytualne ostrze ruszył na wampira. Powoli zbliżali się do siebie, podobni, bo nieumarli, ale jednocześnie zupełnie odmienni od siebie. Biel i złoto z prawej strony, czerń i srebro z lewej. Głęboka wiara i sprzeniewierzenie się bogom. Słuszny gniew i ogromna pycha. Pomiędzy nimi powietrze drgało od niewidzialnego pojedynku, niepojętego dla zwykłego śmiertelnika. Spotkali się na środku deski abordażowej i przystąpili do wymiany ciosów. Choć wampir górował wyszkoleniem nad hierofantom, to rękę licza prowadził gniew samego Ptry, przywódcy panteonu Nehekhary. Wtem Sethep usłyszał trzask dobiegający z lewej strony. To pozostał galery uruchomiły swoje katapulty, zamieniając drugi kuter w dymiącą kupę drzazg. Po czym ruszyły na pomoc walczącym.
Rytualny kheszep i złowrogi miecz skrzyżowały się w powietrzu
- To już koniec, pomiocie Nekromanty – powiedział Sethep. Szlachcic uśmiechnął się, osłaniając kły.
- Może i koniec, ale ty umrzesz pierwszy – odrzekł wampir i z prędkością błyskawicy wyciągnął zza pasa sztylet i wbił go w wyschnięte serce licza. Sethep poczuł odpływającą moc i zapadającą ciemność. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył był jego młodszy brat Khetef, zamieniający głowę wampira w krwawą miazgę, jednym potężnym ciosem cepa…
Zbliżali się do Khemri, lecz przed miastem odbili trochę w prawo, w kierunki pustyni. W odległości parunastu kilometrów od Nekropolii w końcu Khetep zakończył działanie czaru i ostatecznie się zatrzymali. Znajdowali się na stoku niewielkiego wzgórza, skąd roztaczał się piękny widok na okolicę (można dostrzec porę oaz, ostatnich przybywających liczów a nawet przy dobrej pogodzie błyszczące się od złota i miedzi Khemri). Pagórek otoczony był wieloma posagami przedstawiający cały liczny panteon Nehekary, a na jego szczycie stał zakopany po ramiona Hierotytan. Uszbati miał strzec, aby tylko licze weszli na święte miejsce, a Hierotytan zapewniał bezpośredni patronat bogów nad Radą Kultu.
Poza kręgiem posągów znajdował kolorowy i bijący przepychem obóz Rady. Choć nieumarli nie potrzebowali tych wszystkich zbytków, to jednak trzeba było pokazać swoją pozycję społeczną i bogactwo przed innymi liczami. Namioty wprost ociekały złotem, czerwienią (purpura tylko dla Królów, eh…) i szlachetnymi kamieniami. Choć teoretycznie Rada stanowiła jeden feudalny organ pod przewodnictwem Wielkiego Hierofanty, to obóz podzielony był na kilka stronnictw. Największe skupiło się wokół namiotu w barwach Khemri, należącego do Khetepa. Dużo mniejsze, ale drugie w kolejności skupisko szałasów znajdowało się pod patronatem Arkhana Czarnego. Dominował tam obsydian i czerń.
- Cholerny Arkhan, lizodup Nagasha – powiedział Setep – nie dość, że prawie otwarcie praktykuje czarna magię Dhar, to jeszcze jak tylko Settra opuścił Khemri, ten zdrajca ubiega się o przewodnictwo w Radzie.
Khetep, choć nie akceptował kwiecistej mowy Hierofanty Lybarasu, potakująco kiwnął głową, a pod nosem (a raczej jego resztkami)rzekł – jest zbyt impulsywny, stanowczo za dużo przebywa z żywymi.
Na uboczu stała jeszcze jedna grupa namiotów, pod królewskimi barwami Khemri. Przed nimi, Nekaph, osobisty herold Settry musztrował pół-tysięczny oddział Gwardzistów. Obóz leżał na tyle daleko od reszty namiotów że mówił: ,,Wielmożny Settra nie ingeruje w wewnętrzne sprawy kultu…”, ale na tyle blisko żeby ostrzegać: ,,…ale spróbujcie choćby odrobine przeszkodzić mu w Wielkim Podboju, no proszę… spróbujcie”.
W sumie całe obozowisko liczyło ok 400-500 najpotężniejszych liczów z całej Nehekhary, i około czterech tysięcy służby i żołnierzy.
Wtem rozległy się dźwięki rogów, a hierofanci zaczęli wychodzić z namiotów i zmierzać w kierunku wzgórza. Rada się rozpoczęła.
CDN
Do Sethepa powoli wracały wspomnienia. Miał tak wtedy gdy odniósł hmm… ,,bardzo” poważne rany w walce (przebite serce, odcięta głowa) i musiał się (dosłownie) dojść do siebie w swojej świątyni. Pamiętał zwykły rejs patrolowy po Kryształowym Morzu. Przepływali właśnie koło przeklętej Lahmi, Gdy od jej brzegów odbiły dwa kutry. Ich żagle były czarne jak noc, a biła od nich magiczna moc.
Sethep zareagował jako pierwszy. Wydał kapitanowi rozkaz ustawienia kursu przechwytującego i wezwał moc Khsara (boga pustynnego wiatru). Powietrze zafalowało i po chwili okręt pruł w stronę nieprzyjaciela, zostawiając pozostałe cztery sojusznicze galery za sobą. Po chwili uformowany na kształt rozwartej paszczy węża taran wbił się w burtę wroga. Wszędzie latały strzały, połamane fragmenty okrętu i drzazgi. Nikt z żywych nie przeżyłby takiego ataku. Lecz żywi nie byli załoga ani galery, ani kutra. Dwa szeregi nieumarłych wojowników zderzyły się w zaciętej, bezlitosnej ale milczącej walce. Wtem Sethep zauważył źródło mocy, głęboko naznaczonej magią Dhar. Mroczny szlachcic stał na mostku kapitańskim i patrzył na Sethepa. Licz w ostatnie chwili odbił pocisk mocy, i sam rzucił w przeciwnika przekleństwo Usirana. Wyciągając rytualne ostrze ruszył na wampira. Powoli zbliżali się do siebie, podobni, bo nieumarli, ale jednocześnie zupełnie odmienni od siebie. Biel i złoto z prawej strony, czerń i srebro z lewej. Głęboka wiara i sprzeniewierzenie się bogom. Słuszny gniew i ogromna pycha. Pomiędzy nimi powietrze drgało od niewidzialnego pojedynku, niepojętego dla zwykłego śmiertelnika. Spotkali się na środku deski abordażowej i przystąpili do wymiany ciosów. Choć wampir górował wyszkoleniem nad hierofantom, to rękę licza prowadził gniew samego Ptry, przywódcy panteonu Nehekhary. Wtem Sethep usłyszał trzask dobiegający z lewej strony. To pozostał galery uruchomiły swoje katapulty, zamieniając drugi kuter w dymiącą kupę drzazg. Po czym ruszyły na pomoc walczącym.
Rytualny kheszep i złowrogi miecz skrzyżowały się w powietrzu
- To już koniec, pomiocie Nekromanty – powiedział Sethep. Szlachcic uśmiechnął się, osłaniając kły.
- Może i koniec, ale ty umrzesz pierwszy – odrzekł wampir i z prędkością błyskawicy wyciągnął zza pasa sztylet i wbił go w wyschnięte serce licza. Sethep poczuł odpływającą moc i zapadającą ciemność. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył był jego młodszy brat Khetef, zamieniający głowę wampira w krwawą miazgę, jednym potężnym ciosem cepa…
Zbliżali się do Khemri, lecz przed miastem odbili trochę w prawo, w kierunki pustyni. W odległości parunastu kilometrów od Nekropolii w końcu Khetep zakończył działanie czaru i ostatecznie się zatrzymali. Znajdowali się na stoku niewielkiego wzgórza, skąd roztaczał się piękny widok na okolicę (można dostrzec porę oaz, ostatnich przybywających liczów a nawet przy dobrej pogodzie błyszczące się od złota i miedzi Khemri). Pagórek otoczony był wieloma posagami przedstawiający cały liczny panteon Nehekary, a na jego szczycie stał zakopany po ramiona Hierotytan. Uszbati miał strzec, aby tylko licze weszli na święte miejsce, a Hierotytan zapewniał bezpośredni patronat bogów nad Radą Kultu.
Poza kręgiem posągów znajdował kolorowy i bijący przepychem obóz Rady. Choć nieumarli nie potrzebowali tych wszystkich zbytków, to jednak trzeba było pokazać swoją pozycję społeczną i bogactwo przed innymi liczami. Namioty wprost ociekały złotem, czerwienią (purpura tylko dla Królów, eh…) i szlachetnymi kamieniami. Choć teoretycznie Rada stanowiła jeden feudalny organ pod przewodnictwem Wielkiego Hierofanty, to obóz podzielony był na kilka stronnictw. Największe skupiło się wokół namiotu w barwach Khemri, należącego do Khetepa. Dużo mniejsze, ale drugie w kolejności skupisko szałasów znajdowało się pod patronatem Arkhana Czarnego. Dominował tam obsydian i czerń.
- Cholerny Arkhan, lizodup Nagasha – powiedział Setep – nie dość, że prawie otwarcie praktykuje czarna magię Dhar, to jeszcze jak tylko Settra opuścił Khemri, ten zdrajca ubiega się o przewodnictwo w Radzie.
Khetep, choć nie akceptował kwiecistej mowy Hierofanty Lybarasu, potakująco kiwnął głową, a pod nosem (a raczej jego resztkami)rzekł – jest zbyt impulsywny, stanowczo za dużo przebywa z żywymi.
Na uboczu stała jeszcze jedna grupa namiotów, pod królewskimi barwami Khemri. Przed nimi, Nekaph, osobisty herold Settry musztrował pół-tysięczny oddział Gwardzistów. Obóz leżał na tyle daleko od reszty namiotów że mówił: ,,Wielmożny Settra nie ingeruje w wewnętrzne sprawy kultu…”, ale na tyle blisko żeby ostrzegać: ,,…ale spróbujcie choćby odrobine przeszkodzić mu w Wielkim Podboju, no proszę… spróbujcie”.
W sumie całe obozowisko liczyło ok 400-500 najpotężniejszych liczów z całej Nehekhary, i około czterech tysięcy służby i żołnierzy.
Wtem rozległy się dźwięki rogów, a hierofanci zaczęli wychodzić z namiotów i zmierzać w kierunku wzgórza. Rada się rozpoczęła.
CDN