Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Orszak Sethepa podróżował już 10 dzień posuwając się z niezwykłą prędkością dzięki sprzyjającym warunkom. Ciepły front atmosferyczny znad Nehekhary zapewnił piękną pogodą i suche drogi. Tydzień temu na pograniczu ogarniętym wojną do podróżującego Sethepa dołączył potajemnie wysłany z Lybarysu oddział najlepszych wojów (ok 50), a nawet 4 Ushbati. Jak widać, do spisku dołączyła królowa Khalida. Wczoraj wprawdzie zaczęło okropnie padać, ale Setep kazał nieść baldachim nad swoim palankinem, więc dale podróżował szybko i w komforcie. Dziwił się tylko istotom wszelkiej maści, (elfy, nizioły, chaosyci) że chce im się przedzierać przez błotsko w taką pogodę.
Sethep nie miał zamiaru przedzierać się przez oślizgłe i niebezpieczne tunele skavenów. Jego przepustka do pod-świata tkwiła w jednej z kilku wielkich skrzyń niesionych przez jego poddanych.
Dzisiaj zboczyli z drogi przedzierali się przez moczary w kierunku miejsca, gdzie kiedyś znajdowało się wspaniałe miasto, a dzisiaj Skavenblight. W końcu, gdy dalsza wędrówka stała się niemożliwa z powodu licznych bagien i zbyt gęsto rosnącej roślinności, Sethep zarządzi postój.
- Anthaku, pora abyś wykonał swe zadanie. –Anthak, jeden ze słynniejszych Nekrotektów Lybarasu, otworzył ogromna skrzynię. Wypadła z niej kupakości, kamienia, dawne oraz metalowych klamr i zapięć, a wszystko było dokładnie zapakowane w ponumerowane worki. Anthak wyjął zza pasa parę zwojów papirusów i przy pomocy kilkunastu szkieletów przystąpił do składania poszczególnych elementów. W tym czasie Sethep (na tyle ile jeszcze mógł) rozkoszował się pięknem popołudnia. Po Półtorej godziny wytężonej pracy przed Kapłanem stały dwa, misternie wykonane grobowe skorpiony. Nekrotekt podał liczowi ostatni fragment instrukcji.
-Inkantacje musisz wymówić ty. Magia jest poza moja mocą.
Po chwili skorpiony wgryzły się w glebę kopiąc w kierunku trzewi ziemi, Uszbati wybierały urobisko, szkielety utwardzały drogę pod palankin, a Sethep cieszył się pięknem wieczoru.
,,Współczuję głupca , co chodzą tunelami skavenów. Możni mieszkańcy nehekhary budują je sami”. Po chwili, gdy tunel miał już parędziesiąt metrów długości, Hierofanta dopił ostatni łyk wina i ruszył ku przeznaczeniu.
Dach karczmy leciutko zadrżał i posypał się tynk.
Sethep nie miał zamiaru przedzierać się przez oślizgłe i niebezpieczne tunele skavenów. Jego przepustka do pod-świata tkwiła w jednej z kilku wielkich skrzyń niesionych przez jego poddanych.
Dzisiaj zboczyli z drogi przedzierali się przez moczary w kierunku miejsca, gdzie kiedyś znajdowało się wspaniałe miasto, a dzisiaj Skavenblight. W końcu, gdy dalsza wędrówka stała się niemożliwa z powodu licznych bagien i zbyt gęsto rosnącej roślinności, Sethep zarządzi postój.
- Anthaku, pora abyś wykonał swe zadanie. –Anthak, jeden ze słynniejszych Nekrotektów Lybarasu, otworzył ogromna skrzynię. Wypadła z niej kupakości, kamienia, dawne oraz metalowych klamr i zapięć, a wszystko było dokładnie zapakowane w ponumerowane worki. Anthak wyjął zza pasa parę zwojów papirusów i przy pomocy kilkunastu szkieletów przystąpił do składania poszczególnych elementów. W tym czasie Sethep (na tyle ile jeszcze mógł) rozkoszował się pięknem popołudnia. Po Półtorej godziny wytężonej pracy przed Kapłanem stały dwa, misternie wykonane grobowe skorpiony. Nekrotekt podał liczowi ostatni fragment instrukcji.
-Inkantacje musisz wymówić ty. Magia jest poza moja mocą.
Po chwili skorpiony wgryzły się w glebę kopiąc w kierunku trzewi ziemi, Uszbati wybierały urobisko, szkielety utwardzały drogę pod palankin, a Sethep cieszył się pięknem wieczoru.
,,Współczuję głupca , co chodzą tunelami skavenów. Możni mieszkańcy nehekhary budują je sami”. Po chwili, gdy tunel miał już parędziesiąt metrów długości, Hierofanta dopił ostatni łyk wina i ruszył ku przeznaczeniu.
Dach karczmy leciutko zadrżał i posypał się tynk.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[zgadać się na pw! tak jak ze mną próbowałeś- wtedy jeden może pożyczyć postać drugiego]
Magnusa obudził donośny wybuch i nasilające się piski zwierząt. Inkwizytor wstał ,obmył twarz i odpezpieczając chwilowo drzwi wyszedł z pokoju. Powoli zszedł schodami i skierował kroki w stronę karczmy. Po drodze widział jak paru Skavenów biegnie za znanym mu niziołkiem ,stanął między nimi i ryknął "WON! ŚCIERWA !" szczuroludzie popatrzeli na siebie i stwierdzili zmienić stronę biegu. Inkwizytor od razu wkroczył do karczmy ,gdzie wielu gości na neigo spojrzało. Bez słowa zajął ostatni wolny stolik przy kominku ,zapalił fajkę i wyciągnął własną manierkę. Uważnie obserwował towarzystwo.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
rozmyślania Tomku kolejny raz zostały przerwane. Usłyszał on ogromny huk i krzyki złości pozostałych uczestników areny. Wychylając się z ukraci zaobserowował wszechobecny chaos i biegających po ulicach "miasta" szczuroludzi. Niezliczone ilości niewolników lgnęły by ugasić ognieć. "To moja szansa"-pomyślał, po czym szybko chwycił jednego z przebiegających nieopodal niewolników, złapał za gardło i wpił w nie swoje kły. "Świerza krew jest zawsze dobra...szkoda że szczura..gdyby tak chociaż jakiś człowiek, lub...ELF..." Po wyssaniu krawi z niewolnika, ze złością rozerwał zwłoki na strzępy po czym skrył się w cieniu, obserwując zamieszki na ulicach.
Zatrzymali się.
-O co chodzi, zapytał Sethep?
- Było tąpnięcie i pewne osuwisko, obecnie czoło kolumny znajduje się w jakby grocie. – odpowiedział Ephat, dowódca oddziału i herold jego młodszego brata. Jak widać, w jego misję były zaangażowane najwyżej postawione osoby. Nie mógł ich zawieść.
- Zaprowadź mnie tam. – Doszli do ,,groty” tak na prawdę przebili się do zawalonego tunelu. Jeden jego koniec był doszczętnie zasypany przez skorpiony, drłgi po parudziesięciu metrach kończył się masywnymi drzwiami. Cos w nie potężnie uderzyło, rozległy się dziwne odgłosy i popiskiwania. Sethep miał teraz dwie możliwości. Albo dalej kopac zaplanowana trasa tunel, albo otworzyć drzwi i wykorzystać tunele do szybszej podróży. Czas naglił, musiał zdążyć na arenę. Sethep wybrał obie.
- Niech skorpiony dalej kopią, a Uszbati rozwalą drzwi i pójdą na zwiady.
-Panie, nie wiadomo co się z nimi kryje, ryzyko jest zbyt wiel…..
- To rozkaz.
-Służę.
Skorpiony wróciły do kopania, kościane szczypce zacharatały o drewno. Dwójka uszbatki podniosła swe broni i z całej siły uderzyła we wrota. Wtedy wydarzyły się trzy rzeczy.
Osłabione wrota pękły z trzaskiem a rozwścieczony szczuroogr rozniósł pierwszego Uszbati na kawałki. Z nim wylała się reszta kreatur
Skorpiony przebiły się przez drewno i wpadły do środka.
Potężna eksplozja spowodowała tąpnięcie i zawalenie-osunięcie całego tunelu.
A odłamek z nieszczęśliwego Uszbati uderzył w Sethepa i licz wpadł prosto do dziury.
Upadł na stół, prawdopodobnie łamiąc sobie kilka żeber i na pewno rozlewając cały stojący na nim trunek. W sekundę zorientował się, że dookoła siedzą trzy zdziwione-wkurzone puszki z północy. W drugiej sekundzie zwaliła się na niego lawina ziemi, kawałków drewna, rozwścieczonego szczuroogra, szkieletów, skorpionów, całej masy wygłodniałych szczurów i jednej doniczki ze słonecznikiem.
Sezon na dewastacje karczm uważam za otwarty !!!
-O co chodzi, zapytał Sethep?
- Było tąpnięcie i pewne osuwisko, obecnie czoło kolumny znajduje się w jakby grocie. – odpowiedział Ephat, dowódca oddziału i herold jego młodszego brata. Jak widać, w jego misję były zaangażowane najwyżej postawione osoby. Nie mógł ich zawieść.
- Zaprowadź mnie tam. – Doszli do ,,groty” tak na prawdę przebili się do zawalonego tunelu. Jeden jego koniec był doszczętnie zasypany przez skorpiony, drłgi po parudziesięciu metrach kończył się masywnymi drzwiami. Cos w nie potężnie uderzyło, rozległy się dziwne odgłosy i popiskiwania. Sethep miał teraz dwie możliwości. Albo dalej kopac zaplanowana trasa tunel, albo otworzyć drzwi i wykorzystać tunele do szybszej podróży. Czas naglił, musiał zdążyć na arenę. Sethep wybrał obie.
- Niech skorpiony dalej kopią, a Uszbati rozwalą drzwi i pójdą na zwiady.
-Panie, nie wiadomo co się z nimi kryje, ryzyko jest zbyt wiel…..
- To rozkaz.
-Służę.
Skorpiony wróciły do kopania, kościane szczypce zacharatały o drewno. Dwójka uszbatki podniosła swe broni i z całej siły uderzyła we wrota. Wtedy wydarzyły się trzy rzeczy.
Osłabione wrota pękły z trzaskiem a rozwścieczony szczuroogr rozniósł pierwszego Uszbati na kawałki. Z nim wylała się reszta kreatur
Skorpiony przebiły się przez drewno i wpadły do środka.
Potężna eksplozja spowodowała tąpnięcie i zawalenie-osunięcie całego tunelu.
A odłamek z nieszczęśliwego Uszbati uderzył w Sethepa i licz wpadł prosto do dziury.
Upadł na stół, prawdopodobnie łamiąc sobie kilka żeber i na pewno rozlewając cały stojący na nim trunek. W sekundę zorientował się, że dookoła siedzą trzy zdziwione-wkurzone puszki z północy. W drugiej sekundzie zwaliła się na niego lawina ziemi, kawałków drewna, rozwścieczonego szczuroogra, szkieletów, skorpionów, całej masy wygłodniałych szczurów i jednej doniczki ze słonecznikiem.
Sezon na dewastacje karczm uważam za otwarty !!!
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ @Matis PLZ nie pisz takimi wielkimi literami, na prawdę są inne sposoby wyrazenia emocji postacii, ci z większymi podpisami mogliby je sobie podarować w tym temacie - od razu by się więcej miejsca na rolplay zrobiło ]
Gdy wybuchł pożar, Bjarn rzucił się by ocalić bezcenny trunek. Swoją tarczą zakrył otwartą beczkę z ale. Ogień nie imał się skóry morskiego potwora. - Uff niewiele brakowało. - gdy starzec w szmatach wyrzucił ogień z karczmy i tymsamym ujawnił swą moc, Bjarn zastanowił się.
Mag krwi to niehonorowy lecz trudny przeciwnik... jednak miał to za nic - bogowie chronili go, a dodatkowo wiedział że wszyscy w jego rodzie ze strony ojca wykazywali się dużą odpornością na plugawą magię. Napełniwszy po brzegi kufel, wrócił do towarzyszy.
- Taa nie ma sensu tu dłużej siedzieć, trza rozruszać mięśnie po długiej podróży, a z tego co widzę robi się tu zbyt tłoczno. - podejrzliwie patrząc na Magnusa i wampirzego maga udał się za Kharlotem do wyjścia, ignorując zsypującą się kupę kości, ciał i ziemi.
-Tymczasem-
Bracia Torstenssonowie dalej uciekali poważnie wkurzonemu Hrothgarowi.
- Długo tak pociągnie ? - zapytał Thorrwald.
- Jeszcze trochę i sobie odpuści, jego oblicze robi się czerwieńsze niż jego broda... Uważaj!
Bracia odskoczyli w przeciwne strony, unikając zderzenia z niziołkiem, po czym obiegli go i uciekali dalej. Jednak wrzeszczący Hrothgar nie wykazał się orientacją w terenie i staranował halflinga. Ogromny woj upadł na małego człowieczka, a kiedy podparł się by wstać, jeszcze bardziej wcisnął jego twarz w błoto.
- Patrz Leifie, waleczny Hrothgar Bezpludry zajął się kimś innym..
- No cóż każdy bierze to co lubi... jest półkrwi Aeslingiem, co czyni go ćwierćkrwi Kurganem, może stąd zamiłowanie do dzieci...
Poniżony Hrothgar wstał, zamachnął się flegmatycznie toporem po czym wlokąc się, kontynuował pościg. Wcale się nie przejął głośnym chrupnięciem pod pancernym butem. - Jaa.. huh.. wam pokażę, mamucie bękarty.. aah.. jak was tylko dorwę to gołymi ... kurwa rękami łby pourywam i naszczam do środka... kurwa...
Gdy wybuchł pożar, Bjarn rzucił się by ocalić bezcenny trunek. Swoją tarczą zakrył otwartą beczkę z ale. Ogień nie imał się skóry morskiego potwora. - Uff niewiele brakowało. - gdy starzec w szmatach wyrzucił ogień z karczmy i tymsamym ujawnił swą moc, Bjarn zastanowił się.
Mag krwi to niehonorowy lecz trudny przeciwnik... jednak miał to za nic - bogowie chronili go, a dodatkowo wiedział że wszyscy w jego rodzie ze strony ojca wykazywali się dużą odpornością na plugawą magię. Napełniwszy po brzegi kufel, wrócił do towarzyszy.
- Taa nie ma sensu tu dłużej siedzieć, trza rozruszać mięśnie po długiej podróży, a z tego co widzę robi się tu zbyt tłoczno. - podejrzliwie patrząc na Magnusa i wampirzego maga udał się za Kharlotem do wyjścia, ignorując zsypującą się kupę kości, ciał i ziemi.
-Tymczasem-
Bracia Torstenssonowie dalej uciekali poważnie wkurzonemu Hrothgarowi.
- Długo tak pociągnie ? - zapytał Thorrwald.
- Jeszcze trochę i sobie odpuści, jego oblicze robi się czerwieńsze niż jego broda... Uważaj!
Bracia odskoczyli w przeciwne strony, unikając zderzenia z niziołkiem, po czym obiegli go i uciekali dalej. Jednak wrzeszczący Hrothgar nie wykazał się orientacją w terenie i staranował halflinga. Ogromny woj upadł na małego człowieczka, a kiedy podparł się by wstać, jeszcze bardziej wcisnął jego twarz w błoto.
- Patrz Leifie, waleczny Hrothgar Bezpludry zajął się kimś innym..
- No cóż każdy bierze to co lubi... jest półkrwi Aeslingiem, co czyni go ćwierćkrwi Kurganem, może stąd zamiłowanie do dzieci...
Poniżony Hrothgar wstał, zamachnął się flegmatycznie toporem po czym wlokąc się, kontynuował pościg. Wcale się nie przejął głośnym chrupnięciem pod pancernym butem. - Jaa.. huh.. wam pokażę, mamucie bękarty.. aah.. jak was tylko dorwę to gołymi ... kurwa rękami łby pourywam i naszczam do środka... kurwa...
Aszkaela na równi zdziwiło i zdenerwowało dość nie typowe zdarzenie. Cudem chwycił kufel zanim sterta kości i skał zawaliła się na stolik. Wojownik stał, wypił to co zostało w kuflu. Po czym cisnął nim o ziemie. Spojrzał jeszcze raz na łowcę czarownic i wampiry. Poprawił miecz przy pasie i ruszył za resztą. Na zewnątrz panował istny harmider, szczury biegały tam i z powrotem próbują naprawić szkody powstałe w ostatnim czasie. A przez nowych gości, będą miały jeszcze trochę pracy.
-Tylko co ty robią przybysze z khemri? Przez nich nawet pić nie można w spokoju- pomyślał wojownik doganiając pomału pozostałych synów północy którzy właśnie minęli krater
-Tylko co ty robią przybysze z khemri? Przez nich nawet pić nie można w spokoju- pomyślał wojownik doganiając pomału pozostałych synów północy którzy właśnie minęli krater
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
Wampir nie zdążył ponownie usiąść , nim kolejni niezbyt ciekawi goście pojawili się w karczmie. Najpierw kolejny łowca czarownic, tym razem jednak mądrzejszy i prawdopodobnie bardziej niebezpieczny od pokurcza z procą. Wampir zawsze doceniał przeciwników, a tym bardziej wszelkiej maści inkwizytorów , wszak zbyt wielu jego znajomych zginęło, od podstępnych sztuczek takich jegomości jak ten tutaj nowo przybyły. Następnie ,jakby tego było mało przez sufit do karczmy zwalił się oddział z Nehkhary. Była to ostatnia rzecz ,której można było się tutaj spodziewać. Xyz przelotnym spojrzeniem wypatrzył kolejnego uczestnika areny, po czym wstał i wyszedł. Nie miał ochoty na robienie kolejnej rozpierduchy w mieście. Na zewnątrz już panował wystarczajacy bałagan, szczuroludzie biegali z wiadrami wypełnionymi czymś co mogłoby byc wodą ,ale ze wzgledu na zapach Xyz wykluczył tę możliwość. W zasadzie nie interesowało go to. Postanowił wrócić do swojej kwatery, nim jednak miało to nastąpić złapał jednego z tutejszych mieszkańców i nakazał mu przytaszczenie beczułki pełnej krwi. Wampir miał zamiar trochę odmienić wystrój pokoju ,w którym miał spędzić najbliższe tygodnie ,a dobry napitek zawsze mu pomagał w myśleniu. Puściwszy kwilącego ze strachu skavena ,wampir powolnym krokiem udał się do miejsca swojego zamieszkania ,przy okazji podziwiając budynek areny.
Po dotarciu wampir zastał w środku beczułkę. Szczuroludzie naprawdę zadbali o to ,aby uczestnikom areny niczego nie brakowało i choć wszechobecny bród i smród przeszkadzał to Xyz był zadowolony. Usiadł na fotelu ,nalał do kieliszka krwi i powoli ją sącząc, poruszał kostur w bardzo skomplikowany sposób mrucząc przy tym coś pod nosem. Pokój wraz z kolejnymi wersami inkantacji zmieniał się. Skała powoli przekształcała się w niesamowicie dziwne formy ,zza sciany dochodziły głosy rozmów . Prawdopodobnie były to głosy elfa i człowieka. Dochodziły one zza ściany jednak były na tyle przytłumione ,że usłyszeć można było coś co przypominało bezkształtne mruczenie. Było to mało interesujące ,więc Xyz postanowił kontynuować dalszą przebudowę kwatery.
Po dotarciu wampir zastał w środku beczułkę. Szczuroludzie naprawdę zadbali o to ,aby uczestnikom areny niczego nie brakowało i choć wszechobecny bród i smród przeszkadzał to Xyz był zadowolony. Usiadł na fotelu ,nalał do kieliszka krwi i powoli ją sącząc, poruszał kostur w bardzo skomplikowany sposób mrucząc przy tym coś pod nosem. Pokój wraz z kolejnymi wersami inkantacji zmieniał się. Skała powoli przekształcała się w niesamowicie dziwne formy ,zza sciany dochodziły głosy rozmów . Prawdopodobnie były to głosy elfa i człowieka. Dochodziły one zza ściany jednak były na tyle przytłumione ,że usłyszeć można było coś co przypominało bezkształtne mruczenie. Było to mało interesujące ,więc Xyz postanowił kontynuować dalszą przebudowę kwatery.
Poobijany Kilian podniósł się z ziemi i jednym wprawnym ruchem nastawił swój nos.
- Ja im jeszcze pokażę i jeżeli będzie trzeba to wysadzę w powietrze tą dziurę...
Po chwili jego uwagę przykuło niezwykłe zdarzenie. Tajemnicza postać chwyciła małego skavena, i rozdarła go na kawałki. Niziołek widział już tak zmasakrowane zwłoki...
- To musi być ten sam sukinsyn, który zabił mojego mistrza.
Kilian ruszył za znikającym w zaułku mordercą.
-------------------------------------------
Rozumiem, że postacie nie biorące udziału w arenie można normalnie zabijać?
- Ja im jeszcze pokażę i jeżeli będzie trzeba to wysadzę w powietrze tą dziurę...
Po chwili jego uwagę przykuło niezwykłe zdarzenie. Tajemnicza postać chwyciła małego skavena, i rozdarła go na kawałki. Niziołek widział już tak zmasakrowane zwłoki...
- To musi być ten sam sukinsyn, który zabił mojego mistrza.
Kilian ruszył za znikającym w zaułku mordercą.
-------------------------------------------
Rozumiem, że postacie nie biorące udziału w arenie można normalnie zabijać?
Ostatnio zmieniony 23 lut 2013, o 09:31 przez Matis, łącznie zmieniany 1 raz.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
-Napić się orginalnego Ulthuańskiego wina ? Z wielką chęcią , Jeśli się nie mylę to przybyłeś tu na arenę ? ...
[Rozmowa trwała jakiś czas póki oboje nie usłyszeli ogromnego huku. Hyshis wybiegł natychmiast by sprawdzić co to było.Okazało się , że to jedna wielka spalona karczma.Wszyscy szczuroludzie biegali zdenerwowani.]
-Jaki piękny widok ...
[Rozmowa trwała jakiś czas póki oboje nie usłyszeli ogromnego huku. Hyshis wybiegł natychmiast by sprawdzić co to było.Okazało się , że to jedna wielka spalona karczma.Wszyscy szczuroludzie biegali zdenerwowani.]
-Jaki piękny widok ...
"Dobrze... jakich przyjaciół tu mamy... 3 schlanych okutych w zbroję barbarzyńców ... symbole ...tak ... Chaos oczywiście ... na nich nie potrzeba kontraktu ... dalej ...o proszę jaki poczciwy staruszek ... znałem wielu takich starców ... spokojnie spacerują sobie po tunelach Skavenów ,albo po środku kolonii elfów albo ot ci przypadkiem po lasach Sylwanii... z tym będzie problem... duży problem... dobrze, następnie paru ludzi ... chmm łowcy przygód ,może sigmaryci ,ich na razie nie trzeba oczyszczać ... ich jeszcze poobserwuję ... a ta kobieta ? ... bezczelna ... nawet nie próbuje ukryć swojego wampiryzmu ...równie dobrze mogła by mieć tabliczke... szykujcie stos ,jestem wampirem ... zero kultury ... dobrze ,zanotujmy ... a i jeszcze to coś co spadło... chmm ... nigdy na coś takiego nie polowałem... słyszałem tylko o nich od rycerzy wracających z krucjat ,ponoć nie atakowali żołnierzy... chmm... to nie argument od bycia demonem ... " myśli Magnus o innych gościach karczmy.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Rzeczywiście ładny, ale niestety wygląda na to, że żaden z plugawych sług chaosu nie ucierpiał. Zaraz cóż ja widzę czyż w środku tej karczmy była beczułka z krwią?
Caladris podszedł bliżej beczułki która wy turlała się ze zdewastowanej karczmy i teraz delikatnie przeciekała. Caladris podszedł do niej i przyjrzał się jej uważniej. Chwilę później zaklął szpetnie w swym języku i wyszarpnął miecz z pochwy.
-Muszę cię teraz pożegnać czarodzieju-Caladris ukłonił się nisko i wszedł do karczmy.
Niestety karczmarza już w niej nie było. Ja im dam elfią krew pomyślał Caladris, już ja im dam. Tym cholernym wampirycznym wieprzom. W tej samej chwili zauważył jednego z nich trzymającego w objęciach martwego skavena i wsysającego z niego resztki życiodajnego płynu.
-Nie brak ci elfiej krwi wąpierzu? - Zapytał Caladris idąc w stronę wampira Tomku.
Caladris podszedł bliżej beczułki która wy turlała się ze zdewastowanej karczmy i teraz delikatnie przeciekała. Caladris podszedł do niej i przyjrzał się jej uważniej. Chwilę później zaklął szpetnie w swym języku i wyszarpnął miecz z pochwy.
-Muszę cię teraz pożegnać czarodzieju-Caladris ukłonił się nisko i wszedł do karczmy.
Niestety karczmarza już w niej nie było. Ja im dam elfią krew pomyślał Caladris, już ja im dam. Tym cholernym wampirycznym wieprzom. W tej samej chwili zauważył jednego z nich trzymającego w objęciach martwego skavena i wsysającego z niego resztki życiodajnego płynu.
-Nie brak ci elfiej krwi wąpierzu? - Zapytał Caladris idąc w stronę wampira Tomku.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
-
- Wałkarz
- Posty: 53
Ukrywając się w ciemnych kątach, Cunnilingus obserwował obcujących w pobliskiej karczmie tajemniczych wojowników. Skaven przyzwyczajony był do bycia niewidocznym, nie podobała mu się myśl o otwartej walce na arenie, jeden na jednego. Wyszkolono go, aby zabijał z zaskoczenia, z ukrycia, bezszelestnie. Element zaskoczenia w walce turniejowej nie wchodził w grę, mógł jedynie polegać na swym zmyśle taktycznym, szybkości, zwinności i swoich niezawodnych pazurach bojowych. Ściekała z nich wartkim strumieniem okrutna trucizna. Widok sparaliżowanej przez truciznę ofiary podniecał Trzynastego, czuł się błogo na widok obezwładnionej istoty leżącej u jego stóp, jakby wypełniło go swą mocą Rogate Bóstwo.
Widząc dwóch przechodniów, miał ochotę ot tak, dla zabawy, rozpłatać im gardła i patrzeć jak konają w męczarniach. Już spinał mięśnie do zrywnego wyskoku i wyprowadzenia ciosów... Powstrzymał jednak wnet swą rządzę krwi widząc w oddali uczestników Areny, ważniejszym było pozostanie w ukryciu, nie chciał za bardzo rzucić się w oczy.
Przyjdzie odpowiedni moment, w którym ostre pazury zatopią się w ciele przeciwnika, lecz jeszcze nie dziś. Trzeba oszczędzać siły na nadchodzącą walkę.
Widząc dwóch przechodniów, miał ochotę ot tak, dla zabawy, rozpłatać im gardła i patrzeć jak konają w męczarniach. Już spinał mięśnie do zrywnego wyskoku i wyprowadzenia ciosów... Powstrzymał jednak wnet swą rządzę krwi widząc w oddali uczestników Areny, ważniejszym było pozostanie w ukryciu, nie chciał za bardzo rzucić się w oczy.
Przyjdzie odpowiedni moment, w którym ostre pazury zatopią się w ciele przeciwnika, lecz jeszcze nie dziś. Trzeba oszczędzać siły na nadchodzącą walkę.
-Do zobaczeniu przyjacielu.Obyśmy nie musieli pojedynkować się na arenie.[Po czy Hyshis również ukłonił się nisko i odszedł do swojego pokoju.]
W tej karczmie za dużo się dzieje , lepiej będzie jak nie będę się tam zbliżał.
[Po czym położył się na dębowym łóżku i zasnął , gdyż dawno tego nie robił.Jedyne co go ciekawiło to to czy będzie się musiał pojedynkować z elfickim księciem...]
W tej karczmie za dużo się dzieje , lepiej będzie jak nie będę się tam zbliżał.
[Po czym położył się na dębowym łóżku i zasnął , gdyż dawno tego nie robił.Jedyne co go ciekawiło to to czy będzie się musiał pojedynkować z elfickim księciem...]
Malesanth dotarł na arenę w całkiem dobrym humorze. Nie błądził zbyt długo, pewien miły skawen wskazał mu drogę. Szkoda, że umierał tak krótko. Chociaż to pierwszy raz kiedy cieszył się bólem takiej istoty. Gdy wychodził z tunelu, od razu zauważył totalny chaos. Chyba nikt nie zauważył jego przybycia. Nagle spostrzegł, że jednak się mylił. Jeden biały szturmoszczur wyszedł mu na spotkanie.
-Zza mmną proszsze.-Pokazał asasynowi gdzie ma pokój. Gdy Malesanth już wiedział gdzie co jest, zdecydował się zobaczyć innych zawodników. Zauważył nad swoją głową wypisane imiona innych zawodników."Wampiry, lisze, wojownicy chaosu, ludzie i moja ofiara"- Chociaż początkowo chciał zabić tylko elfa, zmienił zdanie- "Wszystkich zabiję, będzie dalsze szkolenie."- Stwierdził. W karczmie zdążył się już zrobić niezły burdel. Poszedł do niej, by poznać swoich przeciwników i sprawdzić czy nie ma w niej jego ofiary.
-Zza mmną proszsze.-Pokazał asasynowi gdzie ma pokój. Gdy Malesanth już wiedział gdzie co jest, zdecydował się zobaczyć innych zawodników. Zauważył nad swoją głową wypisane imiona innych zawodników."Wampiry, lisze, wojownicy chaosu, ludzie i moja ofiara"- Chociaż początkowo chciał zabić tylko elfa, zmienił zdanie- "Wszystkich zabiję, będzie dalsze szkolenie."- Stwierdził. W karczmie zdążył się już zrobić niezły burdel. Poszedł do niej, by poznać swoich przeciwników i sprawdzić czy nie ma w niej jego ofiary.
Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny
Arystoteles
Arystoteles
Selina dotarła do Pod-Miasta ostatnia. Powodem jej spóźnienia był atak bandy, wygłodniałych niewolników na jej oddział. Co prawda szturmoszczury zabiły napastników ale to wydarzenie całkowicie pozbawiło ja humoru. Skaveńska twierdza była wielka, hałaśliwa i brudna. Dokładnie taka jaką ją zapamiętała z poprzedniej wizyty. Tamta trwała jednak tylko kilka godzin.
Selina miała nadzieję, że ta potrwa odrobinę dłużej.
Eskorta zaprowadziła ją do kwatery i odeszła. Najemniczka wzdrygnęła się czując smród dochodzący z pomieszczenia. Niestety nie miała wyjścia i musiała tu zamieszkać. W sumie i tak było tu czyściej niż w każdym innym pokoju w skaveńskich leżach. Westchnęła wkładając swoje rzeczy do podgryzanej przez korniki szafy. Potem usiadła na niebezpiecznie wyglądającym krześle. Zastanowiła się jak dobrzy w walce byli pozostali uczestnicy Areny. Dowódca szturmoszczurów opowiedział jej podczas podróży kim byli, nie znała jednak ich dobrych i słabych stron. Uśmiechnęła się. "No cóż jestem w najlepszym miejscu by takie informacje zdobyć" pomyślała. Wydała kilka poleceń Crakowi i wróciła do drzemki. Kruk przyglądał jej się przez chwilę po czym wyleciał przez okno, wykonać jej rozkazy.
Selina miała nadzieję, że ta potrwa odrobinę dłużej.
Eskorta zaprowadziła ją do kwatery i odeszła. Najemniczka wzdrygnęła się czując smród dochodzący z pomieszczenia. Niestety nie miała wyjścia i musiała tu zamieszkać. W sumie i tak było tu czyściej niż w każdym innym pokoju w skaveńskich leżach. Westchnęła wkładając swoje rzeczy do podgryzanej przez korniki szafy. Potem usiadła na niebezpiecznie wyglądającym krześle. Zastanowiła się jak dobrzy w walce byli pozostali uczestnicy Areny. Dowódca szturmoszczurów opowiedział jej podczas podróży kim byli, nie znała jednak ich dobrych i słabych stron. Uśmiechnęła się. "No cóż jestem w najlepszym miejscu by takie informacje zdobyć" pomyślała. Wydała kilka poleceń Crakowi i wróciła do drzemki. Kruk przyglądał jej się przez chwilę po czym wyleciał przez okno, wykonać jej rozkazy.
Strumieniem mocy odepchnął trzy gigantyczne szczury, które próbowały odgryźć mu głowę. Wstał i rozejrzał się dookoła. Sytuacja przedstawiała się nie najlepiej. Wszyscy goście uciekli w popłochu, podobnie postąpili gospodarze, a szuroogr urwał właśnie głowę ostatniego z Ushbati i szarżował na niego. Sethep zeskoczył ze stołu i wypowiedział inkantację w pradawnym języku; rozległ się szum tysięcy skrzydełek. Stół nieco spowolnił przeciwnika, ale wystarczająco, by hordy skarabeuszy wypełniły karczmę. Szczroogr, był zdezorientowany. Przed chwilą widział wyraźnie swój cel, ale teraz zamienił się on w miliony rozmytych punkcików. Wpadł w szał, starając się swoimi kończynami pochwycić jak najwięcej malutkich wrogów, oczywiście z miernym skutkiem. Jego gniew był tak wielki że nawet nie poczuł, jak rytualne ostrze przecina ścięgna pod jego kolanami. Dopiero uderzenie głową o kamienna podłogę trochę go otrzeźwiło. Ale było za późno. Pięknie zdobione ostrze herolda Ephata skróciło jego męki. Walka powoli dogorywał, większość gigantycznych szczurów została zagoniona przez poganiaczy z powrotem do swych zagród, a reszta dobita.
Sethep ze smutkiem patrzył, na to co zostało z niegdyś jego dumnej karawany. Wszystkie uszbati i skorpiony zostały zniszczone, większość jego wojowników została zasypana gdzieś w tunelu. Przezyli tylko on, Ephat, Anthak oraz dwójka szkieletowych wojów. Jeszcze gorzej przedstawiała się sytuacja z jego dobytkiem. Większość drogocennych ozdób i przedmiotów codziennego użytku utknęła przysypana w wyniku tąpnięcia, zapasy najwykwintniejszej żywności pożarte przez szkodniki*, a spora część złota rozkradziona. Zostało tylko trochę szpargałów, butelka dobrego imperialnego wina, trochę uszkodzony sarkofag (całe szczęście - pomyślał Sethep) i jeden worek pełen białych ziarenek.
-Kakao?!? Wszystko inne mogło przetrwać, a przetrwało te cholerne kakao? Wyraziste w smaku i soczyste owoce z Lustrii nie mogły, doskonałe sery z Arabi też nie, nie mówiąc o najlepszym bretońskim winie, tylko kakao? Kto to tam w ogóle dał? Pewnie Khalida znów robiła sobie żarty. Potężny licz, postrach żywych, pije sobie z kubeczka kakao! Już to widzę. Nie mogła to być kawa? Przynajmniej ona dałaby mi trochę many.** – tak narzekając Sethep i jego orszak udali się do kwatery.
*Sytuacja z liczmi przedstawia się następująco – choć oficjalnie uznawani są za nieumarłych, to tak naprawdę są prawie żywi, ze śmiercią w zawieszeniu. W przeciwieństwie do Grobowych Królów, którym większość zmysłów została odebrana, (a jedyna ich przyjemnością jest podbijanie nowych ziem i zdobywanie chwały), licza zmysły, takie jak zapach, dotyk, smak pozostały, jednak są one w znacznej mierze przytępione. Dlatego jeśli licz chce np. poczuć smak najlepszego wina, trzeba je zrobić jak najmocniejsze i jak najbardziej skondensować. Oczywiście licze nie muszą jeść, ale czasami lubią sobie pozwolić na drobne przyjemności jak nikt nie patrzy.
Przygotowanie takich potraw jest niesamowicie drogi i nierzadko wymaga zaawansowanej magii, więc tylko najpotężniejsi z liczów mogą mieć do nich dostęp.
**Oczywiście kawa daje zastrzyk energii, ale niewielu wie o jej działaniu promagicznym.
Sethep ze smutkiem patrzył, na to co zostało z niegdyś jego dumnej karawany. Wszystkie uszbati i skorpiony zostały zniszczone, większość jego wojowników została zasypana gdzieś w tunelu. Przezyli tylko on, Ephat, Anthak oraz dwójka szkieletowych wojów. Jeszcze gorzej przedstawiała się sytuacja z jego dobytkiem. Większość drogocennych ozdób i przedmiotów codziennego użytku utknęła przysypana w wyniku tąpnięcia, zapasy najwykwintniejszej żywności pożarte przez szkodniki*, a spora część złota rozkradziona. Zostało tylko trochę szpargałów, butelka dobrego imperialnego wina, trochę uszkodzony sarkofag (całe szczęście - pomyślał Sethep) i jeden worek pełen białych ziarenek.
-Kakao?!? Wszystko inne mogło przetrwać, a przetrwało te cholerne kakao? Wyraziste w smaku i soczyste owoce z Lustrii nie mogły, doskonałe sery z Arabi też nie, nie mówiąc o najlepszym bretońskim winie, tylko kakao? Kto to tam w ogóle dał? Pewnie Khalida znów robiła sobie żarty. Potężny licz, postrach żywych, pije sobie z kubeczka kakao! Już to widzę. Nie mogła to być kawa? Przynajmniej ona dałaby mi trochę many.** – tak narzekając Sethep i jego orszak udali się do kwatery.
*Sytuacja z liczmi przedstawia się następująco – choć oficjalnie uznawani są za nieumarłych, to tak naprawdę są prawie żywi, ze śmiercią w zawieszeniu. W przeciwieństwie do Grobowych Królów, którym większość zmysłów została odebrana, (a jedyna ich przyjemnością jest podbijanie nowych ziem i zdobywanie chwały), licza zmysły, takie jak zapach, dotyk, smak pozostały, jednak są one w znacznej mierze przytępione. Dlatego jeśli licz chce np. poczuć smak najlepszego wina, trzeba je zrobić jak najmocniejsze i jak najbardziej skondensować. Oczywiście licze nie muszą jeść, ale czasami lubią sobie pozwolić na drobne przyjemności jak nikt nie patrzy.
Przygotowanie takich potraw jest niesamowicie drogi i nierzadko wymaga zaawansowanej magii, więc tylko najpotężniejsi z liczów mogą mieć do nich dostęp.
**Oczywiście kawa daje zastrzyk energii, ale niewielu wie o jej działaniu promagicznym.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Maria siedząc na swoim taborecie, który wyniosła z gruzów karczmy i usatwiła przed budynkiem doszła do dziwnych wniosków. Jeśli jak na razie doszło do: pożaru, eksplozji, pijatyki, starcia nieumarłych z mutacjami spaczeni i szczurów to co się zacznie dziać jak ten motłoch się spije. W dodatku jakiś niespełna rozumu łowca czarownic chodzący wszędzie z niziołkiem. Ba nawet to by zdzierżyła, gdyby nie fakt, że jakiś norsmen próbował się do niej przystawiać. A co ona jest psia jego mać? Podfruwajką z zamtuza?
Zażenowana całym zamieszaniem i prymitywizmem reszty uczestników udała się medytować do swojej kwatery, by nie musieć patrzeć na tych ignorantów, którzy jedyne rozwiązanie widzą w swoich mieczach.
W powrotnej drodze postanowiła zrobić sobie dłuższy spacer na nie-świerzym powietrzu. Była naprawdę pod wrażeniem struktury areny. Ta stożkowa budowla podwieszona w powietrzu do złudzenia przypominała amfiteatr. Struktura sprawiała wrażenie całej wręcz utkanej z przewodów, rur i kabli.
Postanowiła pójść na rynek, gdzie skaveny sprzedają krasnoludy, a elfy sprzedają swoje usługi w ciemnym zaułku. Tak różnorodnego towaru nie widziała od czasów targu w Nuln, choć i tam mogli by tutejszym kupcom pozazdrościć. Niewolnictwo miało się tu w najlepsze. Maria stwierdziła, że parę niziołków może jej się przydać. Po ostrych targach i lżejsza o mieszek wróciła do pokoju z nowym rubinowym naszyjnikiem, który wybrała by pasował jej do włosów oraz z dwoma niziołkami- Bulinem i Naolem skutymi w magiczne sapcz obroże, które uniemożliwiały oddalenie się na znaczną odległość od właściciela specjalnego talizmanu. Innymi słowy mówiąc gdyby chcieli uciekać obroże zaczną emitować czystą spaczeń zamkniętą w obrożach która wypali im dziury w szyi.
W pokoju postanowiła odpocząć i poczekać na parowanie.
Zażenowana całym zamieszaniem i prymitywizmem reszty uczestników udała się medytować do swojej kwatery, by nie musieć patrzeć na tych ignorantów, którzy jedyne rozwiązanie widzą w swoich mieczach.
W powrotnej drodze postanowiła zrobić sobie dłuższy spacer na nie-świerzym powietrzu. Była naprawdę pod wrażeniem struktury areny. Ta stożkowa budowla podwieszona w powietrzu do złudzenia przypominała amfiteatr. Struktura sprawiała wrażenie całej wręcz utkanej z przewodów, rur i kabli.
Postanowiła pójść na rynek, gdzie skaveny sprzedają krasnoludy, a elfy sprzedają swoje usługi w ciemnym zaułku. Tak różnorodnego towaru nie widziała od czasów targu w Nuln, choć i tam mogli by tutejszym kupcom pozazdrościć. Niewolnictwo miało się tu w najlepsze. Maria stwierdziła, że parę niziołków może jej się przydać. Po ostrych targach i lżejsza o mieszek wróciła do pokoju z nowym rubinowym naszyjnikiem, który wybrała by pasował jej do włosów oraz z dwoma niziołkami- Bulinem i Naolem skutymi w magiczne sapcz obroże, które uniemożliwiały oddalenie się na znaczną odległość od właściciela specjalnego talizmanu. Innymi słowy mówiąc gdyby chcieli uciekać obroże zaczną emitować czystą spaczeń zamkniętą w obrożach która wypali im dziury w szyi.
W pokoju postanowiła odpocząć i poczekać na parowanie.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[Miksturki rozdane. Gratulacje nagrodzonym!]
Maria Steinvor, przechadzająca się po targu z dwoma niewolnikami u boku z pewnością była istotą, której ponadnaturalnych zdolności nie można było lekceważyć. Nie wiedział o tym ten Skaven, którego małe, złodziejskie łapki zapuściły się w pobliże mieszków zwisających wampirzycy u pasa. Maria sięgnęła w tył i złapała pechowego szczura w nadgarstku, niemal urywając mu łapę. Zapiszczał rozpaczliwie i spróbował wyszarpnąć dłoń. Prościej byłoby ją odgryźć, ale za późno wpadł na ten pomysł. Wampirzyca wyłuskała spomiędzy brudnych palców złodzieja małą fiolkę z czerwonym płynem i przyczepionym zwitkiem papieru. Spojrzała szczurowi prosto w oczy, a potem odepchnęła go z całej siły. Skaven przeleciał kilka metrów wierzgając krzywymi nogami i spadł gdzieś w ciemność. Jego pisk rozpłynął się w gwarze wypełniającym podziemne targowisko.
- Cóż to takiego? - mruknęła Maria, podnosząc do oczu fiolkę. Ciemnoczerwony płyn z pewnością był krwią. - Nawet nie wiedziałam, że to mam.
Na przyczepionym do szkła papierze pospiesznie skreślono kilka słów:
"Bo wyszłaś z wprawy.
W.
P.S. Moja własna..."
Wampirzyca zastanowiła się przelotnie, kiedy Wilhelm miał czas jej to podrzucić i czy nie powinna czuć się poirytowana, ale uśmiech i tak nie schodził z jej twarzy przez cały kolejny dzień.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kharlotowi i jego barbarzyńskim towarzyszom w końcu znudziło się nabijanie z wampira. Jeśli ktoś się nie bulwersuje - nie ma powodu, żeby mu przywalić. Co prawda można mu przywalić za to, że się nie bulwersuje, ale Kharlot zobaczył niedawno jak grupa szczuroludzi testowała na jakimś budynku urządzenie przypominające imperialny piekłomiot. Stało na trzech krzywych nóżkach i obracało bardzo szybko lufą plując żelazem, zielonymi kamieniami, zębami skavenów i wieloma innymi niezidentyfikowanymi przedmiotami. W ciągu chwili obróciło jedną ścianę w gruzy, a potem eskplodowało budząc wśród innych skavenów wybuchy piskliwego śmiechu. Kharlot zadumał się przez chwilę, a potem stwierdził, że nie chciałby, żeby skaveny postanowiły pacyfikować uczestników bójki w żaden znany im sposób.
Po pożarze przenieśli się do innej karczmy, ale tam jak na złość nic się nie działo. Z nudów zaczęli siłować się na rękę z resztą barbarzyńców z północy. Stawiano na to, kto dłużej wytrzyma, kto kogo rozniesie i kto ma muskuły jak babcia Kharlota. Ostateczny pojedynek toczył się pomiędzy Bjarnem, a Kharlothem. Bjarn postawił flakonik, którego zawartość błyszczała czerwienią na to, że pokona Kharlotha w nie więcej niż dwadzieścia uderzeń serca. Zakład przegrał, ale pojedynek pozostał nierozstrzygnięty.
- Nawet nie wiem, co wygrałem, cholera! - poskarżył się Kharloth oglądając flakon z wszystkich stron.
- Wziąłem, żeby pomogła mi na Arenie. - odparł Bjarn. - Mam ją od czarownika, który zapewnił, że uleczy moje rany. Teraz jest twoja, niech Khorn ci pomaga!
Kharloth schował flakon i przyjacielskim gestem uderzył Bjarna w ramię.
- Więc znasz jeszcze jakieś sagi?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Selina półleżała na spróchniałym łożu, gdy przyleciał Crak. Po krótkiej drzemce postanowiła uczcić oficjalne przyjęcie jej do grona uczestników Areny. Na chybotliwym krześle stała już jedna opróżniona buteleczka, a korek drugiej wyciągała właśnie zębami. Alkohol rozleniwiał. Ogniste ciepło rozlewało się przyjemnie po żyłach i szumiało w głowie. Mimo oszołomienia, natychmiast spostrzegła chowańca. Był jej najlepszym przyjacielem. Spróbowała się podnieść z resztek tego, co szczuroludzie uznały za pościel, ale zaraz opadła z powrotem, zanosząc się śmiechem. Była pijana jak cholera.
- Co tam znalazłeś Crak?
Kruk zakrakał niewyraźnie. W dziobie trzymał owalny przedmiot ze szpikulcem z jednej strony.
- A, fe! - oburzyła się Selina. - Jak możesz zbierać taki syf? Jesteśmy u Skavenów w gościnie, a ty mi tu zbierasz stare strzykawki? Zresztą pokaż, zobaczymy, co to jest.
Kruk posłusznie wypluł strzykawkę na jej podsuniętą dłoń. Selina przyjrzała się uważnie trzymanemu przedmiotowi i doszła do wniosku, że wygląda na nieużywany. Wypuściła trochę zawartości na podłogę i z zaciekawieniem obserwowała reakcję. Nic szczególnego się nie wydarzyło. Mikstura nie zapaliła się, nie zaczęła się pienić, ani nie zamieniła w dwugłowego szczura. Najemniczka dotknęła jej palcem i wtarła sobie w nadgarstek. W normalnych okolicznościach zapewne pomyślałaby, że wcieranie sobie w skórę czegokolwiek, co należy do Skavenów to upośledzony koncept, ale wiśniówka skutecznie zabijała wszelkie racjonalne próby rozumowania. Wyszło to zresztą Selinie na dobre, bo skóra w kontakcie z substancją wyraźnie odmłodniała i wygładziła się. Zniknęły nawet stare blizny po kajdanach. Zadowolona z odkrycia wręczyła krukowi smakołyk i pociągnęła z butelki długi łyk.
[Niedługo pierwsze losowania walk! Znakomity roleplay tu widzę! ]
Maria Steinvor, przechadzająca się po targu z dwoma niewolnikami u boku z pewnością była istotą, której ponadnaturalnych zdolności nie można było lekceważyć. Nie wiedział o tym ten Skaven, którego małe, złodziejskie łapki zapuściły się w pobliże mieszków zwisających wampirzycy u pasa. Maria sięgnęła w tył i złapała pechowego szczura w nadgarstku, niemal urywając mu łapę. Zapiszczał rozpaczliwie i spróbował wyszarpnąć dłoń. Prościej byłoby ją odgryźć, ale za późno wpadł na ten pomysł. Wampirzyca wyłuskała spomiędzy brudnych palców złodzieja małą fiolkę z czerwonym płynem i przyczepionym zwitkiem papieru. Spojrzała szczurowi prosto w oczy, a potem odepchnęła go z całej siły. Skaven przeleciał kilka metrów wierzgając krzywymi nogami i spadł gdzieś w ciemność. Jego pisk rozpłynął się w gwarze wypełniającym podziemne targowisko.
- Cóż to takiego? - mruknęła Maria, podnosząc do oczu fiolkę. Ciemnoczerwony płyn z pewnością był krwią. - Nawet nie wiedziałam, że to mam.
Na przyczepionym do szkła papierze pospiesznie skreślono kilka słów:
"Bo wyszłaś z wprawy.
W.
P.S. Moja własna..."
Wampirzyca zastanowiła się przelotnie, kiedy Wilhelm miał czas jej to podrzucić i czy nie powinna czuć się poirytowana, ale uśmiech i tak nie schodził z jej twarzy przez cały kolejny dzień.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kharlotowi i jego barbarzyńskim towarzyszom w końcu znudziło się nabijanie z wampira. Jeśli ktoś się nie bulwersuje - nie ma powodu, żeby mu przywalić. Co prawda można mu przywalić za to, że się nie bulwersuje, ale Kharlot zobaczył niedawno jak grupa szczuroludzi testowała na jakimś budynku urządzenie przypominające imperialny piekłomiot. Stało na trzech krzywych nóżkach i obracało bardzo szybko lufą plując żelazem, zielonymi kamieniami, zębami skavenów i wieloma innymi niezidentyfikowanymi przedmiotami. W ciągu chwili obróciło jedną ścianę w gruzy, a potem eskplodowało budząc wśród innych skavenów wybuchy piskliwego śmiechu. Kharlot zadumał się przez chwilę, a potem stwierdził, że nie chciałby, żeby skaveny postanowiły pacyfikować uczestników bójki w żaden znany im sposób.
Po pożarze przenieśli się do innej karczmy, ale tam jak na złość nic się nie działo. Z nudów zaczęli siłować się na rękę z resztą barbarzyńców z północy. Stawiano na to, kto dłużej wytrzyma, kto kogo rozniesie i kto ma muskuły jak babcia Kharlota. Ostateczny pojedynek toczył się pomiędzy Bjarnem, a Kharlothem. Bjarn postawił flakonik, którego zawartość błyszczała czerwienią na to, że pokona Kharlotha w nie więcej niż dwadzieścia uderzeń serca. Zakład przegrał, ale pojedynek pozostał nierozstrzygnięty.
- Nawet nie wiem, co wygrałem, cholera! - poskarżył się Kharloth oglądając flakon z wszystkich stron.
- Wziąłem, żeby pomogła mi na Arenie. - odparł Bjarn. - Mam ją od czarownika, który zapewnił, że uleczy moje rany. Teraz jest twoja, niech Khorn ci pomaga!
Kharloth schował flakon i przyjacielskim gestem uderzył Bjarna w ramię.
- Więc znasz jeszcze jakieś sagi?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Selina półleżała na spróchniałym łożu, gdy przyleciał Crak. Po krótkiej drzemce postanowiła uczcić oficjalne przyjęcie jej do grona uczestników Areny. Na chybotliwym krześle stała już jedna opróżniona buteleczka, a korek drugiej wyciągała właśnie zębami. Alkohol rozleniwiał. Ogniste ciepło rozlewało się przyjemnie po żyłach i szumiało w głowie. Mimo oszołomienia, natychmiast spostrzegła chowańca. Był jej najlepszym przyjacielem. Spróbowała się podnieść z resztek tego, co szczuroludzie uznały za pościel, ale zaraz opadła z powrotem, zanosząc się śmiechem. Była pijana jak cholera.
- Co tam znalazłeś Crak?
Kruk zakrakał niewyraźnie. W dziobie trzymał owalny przedmiot ze szpikulcem z jednej strony.
- A, fe! - oburzyła się Selina. - Jak możesz zbierać taki syf? Jesteśmy u Skavenów w gościnie, a ty mi tu zbierasz stare strzykawki? Zresztą pokaż, zobaczymy, co to jest.
Kruk posłusznie wypluł strzykawkę na jej podsuniętą dłoń. Selina przyjrzała się uważnie trzymanemu przedmiotowi i doszła do wniosku, że wygląda na nieużywany. Wypuściła trochę zawartości na podłogę i z zaciekawieniem obserwowała reakcję. Nic szczególnego się nie wydarzyło. Mikstura nie zapaliła się, nie zaczęła się pienić, ani nie zamieniła w dwugłowego szczura. Najemniczka dotknęła jej palcem i wtarła sobie w nadgarstek. W normalnych okolicznościach zapewne pomyślałaby, że wcieranie sobie w skórę czegokolwiek, co należy do Skavenów to upośledzony koncept, ale wiśniówka skutecznie zabijała wszelkie racjonalne próby rozumowania. Wyszło to zresztą Selinie na dobre, bo skóra w kontakcie z substancją wyraźnie odmłodniała i wygładziła się. Zniknęły nawet stare blizny po kajdanach. Zadowolona z odkrycia wręczyła krukowi smakołyk i pociągnęła z butelki długi łyk.
[Niedługo pierwsze losowania walk! Znakomity roleplay tu widzę! ]