Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
[Hyshis zamyślony chodził między straganami na targu różności.Moment , w którym maszyna zatrzymała się był w pewnym sensie wybudzeniem się z transu Hyshisa.Cała maszyneria zaczęła się trząść razem z miastem.Okruchy skał i pył spadały z sufitu.Po chwili wszystko ustało.Jednakże nie był to koniec rewelacji.Dzwon zabił 13 razy obwołując następną walkę.]
-Co za hamstwo.Ja byłem przygotowany to nic a teraz nagle walka nosz kur..... eh no dobra czas iść na spotkanie śmierci w oczy bądź też zniszczeniu kolejnego wyznawcy mrocznych potęg.
[Hyshis skierował się w stronę areny ze swoim mieczem ... Tam czekał już tylko na jej rozpoczęcie i na rywala...]
-Co za hamstwo.Ja byłem przygotowany to nic a teraz nagle walka nosz kur..... eh no dobra czas iść na spotkanie śmierci w oczy bądź też zniszczeniu kolejnego wyznawcy mrocznych potęg.
[Hyshis skierował się w stronę areny ze swoim mieczem ... Tam czekał już tylko na jej rozpoczęcie i na rywala...]
Głośne bicie dzwonów obudziły śpiącego Magnusa. Nawet nie zorientował się kiedy zasnął podczas modlitwy i spożywania wina. Wszelkie brudy pozostałe po czyszczeniu płaszcza oraz puste butelki wyrzucił przez okno ,po czym znów je zabezpieczył. Zamknął szczelnie drzwi i wyszedł z kwater. Udał się w stronę areny. Nie musiał przeciskać się przez tłum Skavenów ,bo te omijały go szerokim łukiem. Wszedł do windy ,która zawiozła go na trybuny ,wolał zająć miejsce wyżej ,bo z doświadczenia wiedział ,że lepiej nie przebywać zbyt blisko maga walczącego o życie. Usiadł w wolnym miejscu (ostatnio jest ich wiele tam ,gdzie znajdują się uczestnicy areny ) ,po czym zamówił coś do jedzenia ,bo od wczoraj nic nie spożywał. Kazał przynieść opiekanego kurczaka oraz beczułkę ciemnego piwa. Bardzo interesował go wynik tego starcia ,choć wiedział,ze w walce wręcz mag nie ma żadnych szans z Aszkaelem to liczył ,że słuszna magia zwycięży. W oczekiwaniu na walkę poczynił modlitę o przychylność Sigmara i wiatrów magii hysh.
Ostatnio zmieniony 28 lut 2013, o 18:47 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Kiliana obudziło 13-krotne bicie dzwonu. Miał olbrzymiego kaca. Gdy tylko spróbował się podnieść "Kapitan Morgan" sprowadził go znowu do partery.
-Kurwa mać...
Dopiero po następnych 2 próbach udało mu się doczołgać do butelki z wodą. Wypiła całą dyszkiem.
Teraz mógł wstać i ruszyć na arenę. Gdy wyszedł zamknął za sobą dokładnie drzwi i zwymiotował na przechodzącego niżej skavena.
Zajął jedno z miejsc zarezerwowanych dla zawodników i zamówił 5 litrów Krasnoludzkiego ALE i do jedzenia miskę Ramenu oraz ryż cuury z kurczakiem na ostro.
[Magnus jest prawdziwym twardzielem, najpierw zamknął drzwi a potem wyszedł ]
-Kurwa mać...
Dopiero po następnych 2 próbach udało mu się doczołgać do butelki z wodą. Wypiła całą dyszkiem.
Teraz mógł wstać i ruszyć na arenę. Gdy wyszedł zamknął za sobą dokładnie drzwi i zwymiotował na przechodzącego niżej skavena.
Zajął jedno z miejsc zarezerwowanych dla zawodników i zamówił 5 litrów Krasnoludzkiego ALE i do jedzenia miskę Ramenu oraz ryż cuury z kurczakiem na ostro.
[Magnus jest prawdziwym twardzielem, najpierw zamknął drzwi a potem wyszedł ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Gdy Caladris usłyszał 13 dzwonów udał się w stronę areny. Siadł na podwyższeniu i zamówił kawior wraz z mięsem słowika. Usiadł i zaczął delikatnie skubać słowicze mięso, przegryzając kawiorem okazjonalnie popijając winem, spoglądał w stronę areny gdzie skaveni dokonywali ostatnich poprawek...
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Wojownik spędzał wolny czas w swojej kwaterze. W pomieszczeniu było ciemno, jednym źródłem światłą była świeczka na stoliku. A raczej na ołtarzu poświęconemu mrocznym potęgą. Na blacie została wyryta ośmioramienna gwiazda a wokół niej symbole bogów oraz inne runy. Na stoliku leżało też kilka różnego rodzaju amuletów, od króliczych łapek do metalowej gwiazdy chaosu. Aszkael ostrzył miecz siedząc na łóżku. Ostrze musi być odpowiednio przygotowane aby bez trudu odzielić głowę oponenta od tułowia. Nagle wybraniec usłyszał to na co tyle czekał. Uderzy dzwoń.
-Tak niech dzwoń śmierci dzwoni!- rzekł wstając z łóżka.
Włożył miecz do pochwy i przypiął go koło drugiego. Przerzucił tarczę przez plecy, i założył swój amulet z gwiazdą chaosu. Usłyszał na zewnątrz jakiś trzask. Czyżby komuś się również spieszyło jak jemu? Wojownik skierował się w stronę drzwi ubierając swój hełm o potężnych rogach. Zmawiając pod nosem modlitwę do mrocznych potęg. Kiedy wybraniec wyszedł na zewnątrz szybkim krokiem skierował się ku arenie, tracąc każdego skavena który stanął mu na drodze. Nareszcie przybył na arenę rozglądnął się. Większość zawodników już była na trybunach, kiedy zauważył swojego przeciwnika zadarł się
-Bogowie ze mną!- po czym dobył miecza i ściągnął tarczę. Teraz rozpoczął się najgorszy okres dla wojownika, okres czekania .
-Tak niech dzwoń śmierci dzwoni!- rzekł wstając z łóżka.
Włożył miecz do pochwy i przypiął go koło drugiego. Przerzucił tarczę przez plecy, i założył swój amulet z gwiazdą chaosu. Usłyszał na zewnątrz jakiś trzask. Czyżby komuś się również spieszyło jak jemu? Wojownik skierował się w stronę drzwi ubierając swój hełm o potężnych rogach. Zmawiając pod nosem modlitwę do mrocznych potęg. Kiedy wybraniec wyszedł na zewnątrz szybkim krokiem skierował się ku arenie, tracąc każdego skavena który stanął mu na drodze. Nareszcie przybył na arenę rozglądnął się. Większość zawodników już była na trybunach, kiedy zauważył swojego przeciwnika zadarł się
-Bogowie ze mną!- po czym dobył miecza i ściągnął tarczę. Teraz rozpoczął się najgorszy okres dla wojownika, okres czekania .
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
Ding, dong, ding, dong...
Edlin drgnął, ziewnął i przewrócił się na drugi bok. Siano w barłogu zatrzeszczało. Słysząc, że natrętny dźwięk dzwonów nie ustał, Najemnik zaklął i wsadził łeb pod worek wypchany grochowinami, robiący za poduszkę. Nie pomogło, potężne bicie nadal rozchodziło się po okolicy z ogromną mocą. Zasapany umysł Edlina dopiero po chwili skojarzył, że to sygnał do rozpoczęcia walki. Kiedy to sobie uświadomił, zerwał się z wyrka i zaczął się gorączkowo ubierać. Głupio byłoby nie obejrzeć walki z powodu zaspania.
Nieobecność Harrena zauważył dopiero, gdy wiązał rzemienie od skórzanej kurtki.
- Cholera, znowu gdzieś zniknął ? - Zastanowił się głośno.
Zaraz, zaraz. Gdy Harren znikał bez słowa, zapewne widywał się z jakimiś informatorami, może przynoszącym jakieś wieści od jego przełożonych. Ale przecież całe podziemne miasto było w ciągłym ruchu i posuwało się cholera wie gdzie. To znaczyło, że ci tajemniczy ludzie albo bezbłędnie znają wejścia do wszystkich skaveńskich kryjówek, albo, co bardziej prawdopodobne, po prostu ukrywają się tu na stałe. Może mają jakiegoś maga do utrzymywania komunikacji z bazą, albo coś w tym stylu ? W każdym razie, jeśli byli tutaj, można było ich wytropić i dowiedzieć się czegoś przydatnego. Ale to później. Na razie trzeba było zdążyć na walkę. Przez chwilę zastanawiał się, czy może zaczekać na swego kompana, ale po zastanowienia uznał to za bezcelowe.
- Chrzanić Harrena, jeśli woli spiskować po kątach, to nie będę na niego czekał. Sam pójdę obejrzeć walkę.
Najemnik przepasał miecz i szybkim truchtem pobiegł w kierunku Areny. Chyba się jeszcze nie zaczęło...
Edlin drgnął, ziewnął i przewrócił się na drugi bok. Siano w barłogu zatrzeszczało. Słysząc, że natrętny dźwięk dzwonów nie ustał, Najemnik zaklął i wsadził łeb pod worek wypchany grochowinami, robiący za poduszkę. Nie pomogło, potężne bicie nadal rozchodziło się po okolicy z ogromną mocą. Zasapany umysł Edlina dopiero po chwili skojarzył, że to sygnał do rozpoczęcia walki. Kiedy to sobie uświadomił, zerwał się z wyrka i zaczął się gorączkowo ubierać. Głupio byłoby nie obejrzeć walki z powodu zaspania.
Nieobecność Harrena zauważył dopiero, gdy wiązał rzemienie od skórzanej kurtki.
- Cholera, znowu gdzieś zniknął ? - Zastanowił się głośno.
Zaraz, zaraz. Gdy Harren znikał bez słowa, zapewne widywał się z jakimiś informatorami, może przynoszącym jakieś wieści od jego przełożonych. Ale przecież całe podziemne miasto było w ciągłym ruchu i posuwało się cholera wie gdzie. To znaczyło, że ci tajemniczy ludzie albo bezbłędnie znają wejścia do wszystkich skaveńskich kryjówek, albo, co bardziej prawdopodobne, po prostu ukrywają się tu na stałe. Może mają jakiegoś maga do utrzymywania komunikacji z bazą, albo coś w tym stylu ? W każdym razie, jeśli byli tutaj, można było ich wytropić i dowiedzieć się czegoś przydatnego. Ale to później. Na razie trzeba było zdążyć na walkę. Przez chwilę zastanawiał się, czy może zaczekać na swego kompana, ale po zastanowienia uznał to za bezcelowe.
- Chrzanić Harrena, jeśli woli spiskować po kątach, to nie będę na niego czekał. Sam pójdę obejrzeć walkę.
Najemnik przepasał miecz i szybkim truchtem pobiegł w kierunku Areny. Chyba się jeszcze nie zaczęło...
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
[mam nadzieję że osoby, które zginęły, moga odrywać rolę postaci, neutralnych tak samo jak osoby nie biorące bezpośredniego uczestnictwa w arenie-nie mają swojej postaci-robimy za tło]
jeden z konsulów, przedstawiciel Rady Trzynastu Klanu Pestilence, pomagier Klanu Zarazy, włądcy plag i jego osobisty szpieg, kapłan zarazy o zwany Srkik-Zawszony, przybył na arenę, by oglądać to niezwykłe widowisko, miał on polecenie od mistrza, uczyć się jako obserwator, by w następnej arenie demonstrować potęgę klanu Zarazy. "tak-tak słodka rzeź, Srkik popatrzy, będzie silny, nauczy się i wygra kolejną arenę". Spokojnie zajął miejsce w środkowych rzędach, po usłyszeniu 13krotnego bicia dzwonu, oczekiwał walki, a czas czekania mijał mu na plugawych modlitwach do Pana Zaraz "niech zaraza zdławi ich wszytkich, bez wyjątku, a w szczególności klan, który podjął się tej plugawej sztuczki areny, by zaistnieć przed radą 13stu. Niech ich wszelkie choroby dławią...." Nagle inne skaney przesiadujące na wokół Skrika na widowni uciekły, gdy ten zaczął z czułością pieścić swój cep-zarazy, śpiewając plugawe pięsni i przegryzać spaczeń w przerwie między olugawymi zwrotkami. Kapłan Zarazy, wiedział że musi się wiele nauczyć, by w przyszłej arenie wywalczyć dominującą rolę w radzie 13 i uniknąć tym samym kary śmieci z rąk mistrza
[ jak pisałem na wstępie]
jeden z konsulów, przedstawiciel Rady Trzynastu Klanu Pestilence, pomagier Klanu Zarazy, włądcy plag i jego osobisty szpieg, kapłan zarazy o zwany Srkik-Zawszony, przybył na arenę, by oglądać to niezwykłe widowisko, miał on polecenie od mistrza, uczyć się jako obserwator, by w następnej arenie demonstrować potęgę klanu Zarazy. "tak-tak słodka rzeź, Srkik popatrzy, będzie silny, nauczy się i wygra kolejną arenę". Spokojnie zajął miejsce w środkowych rzędach, po usłyszeniu 13krotnego bicia dzwonu, oczekiwał walki, a czas czekania mijał mu na plugawych modlitwach do Pana Zaraz "niech zaraza zdławi ich wszytkich, bez wyjątku, a w szczególności klan, który podjął się tej plugawej sztuczki areny, by zaistnieć przed radą 13stu. Niech ich wszelkie choroby dławią...." Nagle inne skaney przesiadujące na wokół Skrika na widowni uciekły, gdy ten zaczął z czułością pieścić swój cep-zarazy, śpiewając plugawe pięsni i przegryzać spaczeń w przerwie między olugawymi zwrotkami. Kapłan Zarazy, wiedział że musi się wiele nauczyć, by w przyszłej arenie wywalczyć dominującą rolę w radzie 13 i uniknąć tym samym kary śmieci z rąk mistrza
[ jak pisałem na wstępie]
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
WALKA DRUGA RUNDY PIERWSZEJ
HYSIS VS ASZKAEL
Dochodziło południe i mieszkańcy miasteczka Luftberg niespiesznie załatwiali swoje małe interesy. Trwał dzień targowy, a jarmark miał być jeszcze otwarty do późnej nocy. Białe obłoki przepływały po letnim niebie i nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy.
- Helga, tylko się nie zapuść za daleko. I uważaj na złodziei! - krzyknęła otyła niewiasta do biegającej pomiędzy straganami jasnowłosej dziewczynki. - Skaranie boskie. - dodała.
Helga cieszyła się na ten dzień jak nigdy wcześniej. Jej ojciec sprzedał w tym miesiącu wyjątkowo dużo mięsa i mieli więcej pieniędzy niż kiedykolwiek. Po raz pierwszy mogła pójść na targ i zupełnie sama wybrać sobie coś ładnego. Na jarmark przyjechali kupcy ze wszystkich okolicznych miasteczek i Helga nie mogła się na nic zdecydować. Kusiły ją różnobarwne szale, kolorowe paciorki i ozdóbki z polerowanej miedzi, która błyszczała prawie tak, jak samo złoto.
Przesuwała właśnie między palcami wyprawione lisie futerko do kołnierza, gdy zatrzęsła się ziemia. Dziewczynka rozejrzała się niepewnie. Wokół niej jarmarczny rozgardiasz przycichał. Ludzie popatrywali zdumieni jedni na drugich i na stary bruk pod stopami. Po chwili drżenie przybrało na sile, a placyk ogarnął chaos. Ktoś wywrócił kramik rybaka i pyszna zupa rybna rozlała się pomiędzy kamieniami. Ktoś inny potrącił Helgę, aż upadła oszołomiona. Od strony ratusza biegła ku niej mama, przywołując ją po imieniu, lecz właśnie wtedy ziemia rozlazła się na wszystkie strony i kocie łby wystrzeliły wysoko w powietrze. Wśród pyłu, brzęku wylatujących z okien szyb i huku rozdzieranych skał pojawił się potwór o skórze z żelaza.
I nie było już mamy, tylko wielkie, metalowe wrzeciono, którego sklepienie zaczęło się właśnie otwierać jak kwiat.
Na posadzkę Areny wyszedł spokojnym, równym krokiem Hyshis. W głębi duszy bardzo się denerwował. Nie czuł się przygotowany do walki, a przeciwnik mógł okazać się o wiele silniejszy niż zdawało mu się na początku. Po raz ostatni spróbował się skoncentrować, a wiatr Hysh popłynął ku niemu na złotych promieniach słońca.
Korytarz naprzeciwko wypluł z siebie Aszkaela. Dumny Wybraniec nie mógł się już doczekać walki. Był pewien, że zgładzi ludzkiego, tchórzliwego słabeusza, który wolał chronić się za plecami innych i używać żałosnej magii, niż stanąć z wrogiem twarzą w twarz. Teraz nie będzie miał wyboru.
Pisk i przeraźliwy skowyt publiczności towarzyszył zawodnikom, gdy krążyli wokół siebie, obmyślając plan i zbierając siły. Hyshis rozgrzewał nadgarstek, kręcąc swobodne młynki mieczem, za to Aszkael stawiał krótkie, urywane kroki, poprawiając ułożenie przedramienia na tarczy.
Zgrzyt szczurzego pazura po szkle, wzmocniony przez akustykę Areny rozpoczął walkę. Rada Trzynastu usadowiła się wygodnie na swych metalowych tronach.
Pierwszy uderzył Aszkael. Doskoczył do czarodzieja i z krótkiego zamachu zbił jego zbyt pospieszną paradę. Drugi cios miał trafić w gardło, lecz Hyshis uchylił się. Mag odwrócił chwyt na mieczu i ciął po nogach, poniżej linii tarczy. Ciężka zbroja Aszkaela wytrzymała cios bez żadnej szkody.
Czempion Mrocznych Bogów natarł raz jeszcze, nie dając Hyshisowi czasu na skupienie. Jego bastardowy miecz zakreślił dwa szerokie łuki. Klinga przecięła powietrze z góry i z dołu, brzękliwie zderzając się z długim ostrzem czarodzieja.
Hyshis uznał, że ma niewiele czasu. I tak dziękował bogom, że Arena wynurzyła się za dnia, kiedy jego zaklęcia będą cokolwiek znaczyć. Związał miecze krótkim młynkiem i wywinął się, natychmiast ustępując pola. Wiedział, że doświadczony wojownik nie mruży oczu podczas ataku, a to dawało mu przewagę.
Kiedy Aszkael zaszarżował, mag podniósł obydwie dłonie i uwolnił Moc. Nagle Arena eksplodowała światłem tak jasnym, że wszyscy zgromadzeni zasłonili oczy rękoma, nie mogąc znieść blasku tysiąca słońc.
Wszyscy oprócz Aszkaela. Bogowie byli tego dnia ze swoim wybrańcem. Domena Chaosu, w której czas ani przestrzeń nie mają znaczenia upomniała się o Wywyższonego. Ułamki sekund rozciągnęły się w wieczność, a jemu zostało nieskończenie dużo czasu na zamknięcie oczu. Z rozpędem wpadł na Hyshisa i zwalił go z nóg samą swoją masą. Obrzydliwe chrupnięcie powiedziało im, że któraś z kości nie wytrzymała tego uderzenia.
Mimo łaski Mrocznych Potęg, Aszkael nadal nie widział zbyt dobrze. Przed oczami krążył mu biały kształt, z grubsza przypominający maga w pelerynie, dwojąc się i trojąc. Porażone nerwy potrzebowały więcej czasu, żeby zacząć działać poprawnie. Przynajmniej widział jeszcze cokolwiek. Zamachnął się mieczem, celując w miejsce, w którym spodziewał się zastać wroga.
Hyshis stał już jednak gdzie indziej. Blady na twarzy, tuląc do ciała złamaną rękę przygotowywał następne zaklęcie. Nie miał pojęcia, w jaki sposób Aszkaelowi udało się uniknąć całkowitego oślepienia, ale przez krótką chwilę poczuł wzrok Czterech skupiony na Arenie. To mogło mieć związek jedynie z wielką ośmioramienną gwiazdą, wykutą na pancerzu Wybrańca. Widząc jak Aszkael odwraca się w jego kierunku, Hyshis pojął, że to już koniec walki. W następnej chwili któryś z nich zginie i mógł mieć jedynie nadzieję, że nie będzie to on.
Opancerzony wojownik ruszył przed siebie wydłużając krok. Uniósł tarczę i miecz, błyszczące oczy patrzyły śmiało spod ciężkiego hełmu. Srebrny miecz leżał na kamieniach obok Hyshisa, który jedną rękę unosił ku niebu, a drugą, o strzaskanym nadgarstku, celował wprost w Wywyższonego. Nie mógł wygrać. Był ranny. Pozbawiony miecza. Aszkael odsłonił się i runął na wroga niczym stalowa lawina, zapominając, że nawet rozbrojony mag nigdy nie jest bezbronny.
I wtedy właśnie chmury przepłynęły po niebie, odsłaniając słońce w zenicie. Nadeszło południe. Hyshis skoncentrował wszystkie swoje siły i uderzył nieskończenie cienkim strumieniem światła. Niczym ludzka soczewka zogniskował gorąco letniego słońca i poprowadził w stronę Aszkaela.
Lecz nie wszystko poszło po myśli czarodzieja. Zmęczony, ranny i zdekoncentrowany utracił kontrolę nad wypełniającą go energią. Rzeczywistość pękła jak zbite lustro, a bezgłośna eksplozja targnęła powietrzem. Snop światła, tryskający z jego ręki w mgnieniu oka przepalił tarczę, i zbroję i ciało Aszkaela. Czempion runął na kamienie, a wraz z nim stalowym deszczem spadły rozpalone kawałki stopionego pancerza.
Tłum, przecierając porażone oczy patrzył jak Hyshis czołga się do wyjścia. Jego piękna biała szata prawie całkiem spłonęła, zostawiając mu tylko nadpalone szmaty. Nikt nie mógł tego dostrzec, ale mag był przerażony. Po raz pierwszy poczuł pieszczotliwy dotyk Pana Przemian, a z jego umysłu zniknęło coś bardzo ważnego. Część jego samego. Zapomniał na chwilę kim jest i co tu robi. Chciał tylko znaleźć się jak najdalej od wrzeszczącego tłumu i leżącego nieruchomo ciała w nadtopionym pancerzu.
Kiedy Arena wróciła do tuneli Pod-Świata, pozostawiła po sobie niemal wymarłe miasteczko. W miejscu rynku ział wielki krater, a wiele domów leżało w gruzach. Jedynie mała, jasnowłosa dziewczynka, zebrała z ulicy kolorową chustkę i ruszyła przed siebie, pomiędzy ciałami umarłych i zrujnowanymi murami Luftbergu.
[Hyshis - miscast i IF - efekt: utrata zaklęcia ofensywnego.]
HYSIS VS ASZKAEL
Dochodziło południe i mieszkańcy miasteczka Luftberg niespiesznie załatwiali swoje małe interesy. Trwał dzień targowy, a jarmark miał być jeszcze otwarty do późnej nocy. Białe obłoki przepływały po letnim niebie i nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy.
- Helga, tylko się nie zapuść za daleko. I uważaj na złodziei! - krzyknęła otyła niewiasta do biegającej pomiędzy straganami jasnowłosej dziewczynki. - Skaranie boskie. - dodała.
Helga cieszyła się na ten dzień jak nigdy wcześniej. Jej ojciec sprzedał w tym miesiącu wyjątkowo dużo mięsa i mieli więcej pieniędzy niż kiedykolwiek. Po raz pierwszy mogła pójść na targ i zupełnie sama wybrać sobie coś ładnego. Na jarmark przyjechali kupcy ze wszystkich okolicznych miasteczek i Helga nie mogła się na nic zdecydować. Kusiły ją różnobarwne szale, kolorowe paciorki i ozdóbki z polerowanej miedzi, która błyszczała prawie tak, jak samo złoto.
Przesuwała właśnie między palcami wyprawione lisie futerko do kołnierza, gdy zatrzęsła się ziemia. Dziewczynka rozejrzała się niepewnie. Wokół niej jarmarczny rozgardiasz przycichał. Ludzie popatrywali zdumieni jedni na drugich i na stary bruk pod stopami. Po chwili drżenie przybrało na sile, a placyk ogarnął chaos. Ktoś wywrócił kramik rybaka i pyszna zupa rybna rozlała się pomiędzy kamieniami. Ktoś inny potrącił Helgę, aż upadła oszołomiona. Od strony ratusza biegła ku niej mama, przywołując ją po imieniu, lecz właśnie wtedy ziemia rozlazła się na wszystkie strony i kocie łby wystrzeliły wysoko w powietrze. Wśród pyłu, brzęku wylatujących z okien szyb i huku rozdzieranych skał pojawił się potwór o skórze z żelaza.
I nie było już mamy, tylko wielkie, metalowe wrzeciono, którego sklepienie zaczęło się właśnie otwierać jak kwiat.
Na posadzkę Areny wyszedł spokojnym, równym krokiem Hyshis. W głębi duszy bardzo się denerwował. Nie czuł się przygotowany do walki, a przeciwnik mógł okazać się o wiele silniejszy niż zdawało mu się na początku. Po raz ostatni spróbował się skoncentrować, a wiatr Hysh popłynął ku niemu na złotych promieniach słońca.
Korytarz naprzeciwko wypluł z siebie Aszkaela. Dumny Wybraniec nie mógł się już doczekać walki. Był pewien, że zgładzi ludzkiego, tchórzliwego słabeusza, który wolał chronić się za plecami innych i używać żałosnej magii, niż stanąć z wrogiem twarzą w twarz. Teraz nie będzie miał wyboru.
Pisk i przeraźliwy skowyt publiczności towarzyszył zawodnikom, gdy krążyli wokół siebie, obmyślając plan i zbierając siły. Hyshis rozgrzewał nadgarstek, kręcąc swobodne młynki mieczem, za to Aszkael stawiał krótkie, urywane kroki, poprawiając ułożenie przedramienia na tarczy.
Zgrzyt szczurzego pazura po szkle, wzmocniony przez akustykę Areny rozpoczął walkę. Rada Trzynastu usadowiła się wygodnie na swych metalowych tronach.
Pierwszy uderzył Aszkael. Doskoczył do czarodzieja i z krótkiego zamachu zbił jego zbyt pospieszną paradę. Drugi cios miał trafić w gardło, lecz Hyshis uchylił się. Mag odwrócił chwyt na mieczu i ciął po nogach, poniżej linii tarczy. Ciężka zbroja Aszkaela wytrzymała cios bez żadnej szkody.
Czempion Mrocznych Bogów natarł raz jeszcze, nie dając Hyshisowi czasu na skupienie. Jego bastardowy miecz zakreślił dwa szerokie łuki. Klinga przecięła powietrze z góry i z dołu, brzękliwie zderzając się z długim ostrzem czarodzieja.
Hyshis uznał, że ma niewiele czasu. I tak dziękował bogom, że Arena wynurzyła się za dnia, kiedy jego zaklęcia będą cokolwiek znaczyć. Związał miecze krótkim młynkiem i wywinął się, natychmiast ustępując pola. Wiedział, że doświadczony wojownik nie mruży oczu podczas ataku, a to dawało mu przewagę.
Kiedy Aszkael zaszarżował, mag podniósł obydwie dłonie i uwolnił Moc. Nagle Arena eksplodowała światłem tak jasnym, że wszyscy zgromadzeni zasłonili oczy rękoma, nie mogąc znieść blasku tysiąca słońc.
Wszyscy oprócz Aszkaela. Bogowie byli tego dnia ze swoim wybrańcem. Domena Chaosu, w której czas ani przestrzeń nie mają znaczenia upomniała się o Wywyższonego. Ułamki sekund rozciągnęły się w wieczność, a jemu zostało nieskończenie dużo czasu na zamknięcie oczu. Z rozpędem wpadł na Hyshisa i zwalił go z nóg samą swoją masą. Obrzydliwe chrupnięcie powiedziało im, że któraś z kości nie wytrzymała tego uderzenia.
Mimo łaski Mrocznych Potęg, Aszkael nadal nie widział zbyt dobrze. Przed oczami krążył mu biały kształt, z grubsza przypominający maga w pelerynie, dwojąc się i trojąc. Porażone nerwy potrzebowały więcej czasu, żeby zacząć działać poprawnie. Przynajmniej widział jeszcze cokolwiek. Zamachnął się mieczem, celując w miejsce, w którym spodziewał się zastać wroga.
Hyshis stał już jednak gdzie indziej. Blady na twarzy, tuląc do ciała złamaną rękę przygotowywał następne zaklęcie. Nie miał pojęcia, w jaki sposób Aszkaelowi udało się uniknąć całkowitego oślepienia, ale przez krótką chwilę poczuł wzrok Czterech skupiony na Arenie. To mogło mieć związek jedynie z wielką ośmioramienną gwiazdą, wykutą na pancerzu Wybrańca. Widząc jak Aszkael odwraca się w jego kierunku, Hyshis pojął, że to już koniec walki. W następnej chwili któryś z nich zginie i mógł mieć jedynie nadzieję, że nie będzie to on.
Opancerzony wojownik ruszył przed siebie wydłużając krok. Uniósł tarczę i miecz, błyszczące oczy patrzyły śmiało spod ciężkiego hełmu. Srebrny miecz leżał na kamieniach obok Hyshisa, który jedną rękę unosił ku niebu, a drugą, o strzaskanym nadgarstku, celował wprost w Wywyższonego. Nie mógł wygrać. Był ranny. Pozbawiony miecza. Aszkael odsłonił się i runął na wroga niczym stalowa lawina, zapominając, że nawet rozbrojony mag nigdy nie jest bezbronny.
I wtedy właśnie chmury przepłynęły po niebie, odsłaniając słońce w zenicie. Nadeszło południe. Hyshis skoncentrował wszystkie swoje siły i uderzył nieskończenie cienkim strumieniem światła. Niczym ludzka soczewka zogniskował gorąco letniego słońca i poprowadził w stronę Aszkaela.
Lecz nie wszystko poszło po myśli czarodzieja. Zmęczony, ranny i zdekoncentrowany utracił kontrolę nad wypełniającą go energią. Rzeczywistość pękła jak zbite lustro, a bezgłośna eksplozja targnęła powietrzem. Snop światła, tryskający z jego ręki w mgnieniu oka przepalił tarczę, i zbroję i ciało Aszkaela. Czempion runął na kamienie, a wraz z nim stalowym deszczem spadły rozpalone kawałki stopionego pancerza.
Tłum, przecierając porażone oczy patrzył jak Hyshis czołga się do wyjścia. Jego piękna biała szata prawie całkiem spłonęła, zostawiając mu tylko nadpalone szmaty. Nikt nie mógł tego dostrzec, ale mag był przerażony. Po raz pierwszy poczuł pieszczotliwy dotyk Pana Przemian, a z jego umysłu zniknęło coś bardzo ważnego. Część jego samego. Zapomniał na chwilę kim jest i co tu robi. Chciał tylko znaleźć się jak najdalej od wrzeszczącego tłumu i leżącego nieruchomo ciała w nadtopionym pancerzu.
Kiedy Arena wróciła do tuneli Pod-Świata, pozostawiła po sobie niemal wymarłe miasteczko. W miejscu rynku ział wielki krater, a wiele domów leżało w gruzach. Jedynie mała, jasnowłosa dziewczynka, zebrała z ulicy kolorową chustkę i ruszyła przed siebie, pomiędzy ciałami umarłych i zrujnowanymi murami Luftbergu.
[Hyshis - miscast i IF - efekt: utrata zaklęcia ofensywnego.]
(Wow myślałem ,że umrę , albo wybuchnę od miscasta , ale nic jest fajnie )
[Hyshis upadł na ziemię po czymś dziwnym...W czasie gdy próbował wypowiedzieć inkantację , to może i ona się udała , ale z dużym uszczerbkiem.Jakiś czas leżał na arenie i był w chwilowej śpiączce lecz w jego umyśle Pan Zmian nawoływał go do przejścia na ich stronę oraz o większą moc.Z wielkim trudem Hyshis oparł się pokusie i natychmiastowo obudził się.Nie wiedząc gdzie jest jak najszybciej doczołgał się do murów areny jak najdalej od tłumu i dziwnych zwłok.Skulony , zmęczony i zdenerwowany omal nie popadł w chorobę psychiczną.]
-Proszę przestańcie krzyczeć !! .... Proszę !!....
[Chwilę później gdy brama została otwarta Hyshis jak najszybciej pobiegł do swojego lokum , zamknął drzwi i skulony siedział na podłodze przy swoim łóżku kołysząc się to do przodu to do tyłu.Bez przerwy wypowiadał tylko słowa]
-Pan zmian ...zniszczenie ... chaos .... zło.....
[Walka o przemiany , mutacje i przejście na stronę chaosu znów się zaczęła.W jego umyśle był jeden wielki kocioł.Same obrazy zniszczenia , potęgi i wielkiego bogactwa.Hyshis coraz bardziej popadał w pustkę póki nie zobaczył gdzieś w ciemności światła.Był to strumień wiatru Hysh.,,Podpłynął" on do Hyshisa i oplótł go.Chwilę później Obudził się on z transu i po ciężkiej walce z Panem Zmian.Spojrzał on na swoją szatę .... Była cała spalona i zniszczona.Zaczęła go boleć ręka.Była złamana w łokciu.Hyshis rozerwał kawałek pozostałej szaty i zawinął wokół łokcia , żeby chociaż na chwilę przestał boleć.Położył się na łóżku i zasnął...]
(nie wiem jak to się dzieje , lecz jak zawsze Naviedzony doda posta to akurat ja jestem na forum i dodam posta )
[Hyshis upadł na ziemię po czymś dziwnym...W czasie gdy próbował wypowiedzieć inkantację , to może i ona się udała , ale z dużym uszczerbkiem.Jakiś czas leżał na arenie i był w chwilowej śpiączce lecz w jego umyśle Pan Zmian nawoływał go do przejścia na ich stronę oraz o większą moc.Z wielkim trudem Hyshis oparł się pokusie i natychmiastowo obudził się.Nie wiedząc gdzie jest jak najszybciej doczołgał się do murów areny jak najdalej od tłumu i dziwnych zwłok.Skulony , zmęczony i zdenerwowany omal nie popadł w chorobę psychiczną.]
-Proszę przestańcie krzyczeć !! .... Proszę !!....
[Chwilę później gdy brama została otwarta Hyshis jak najszybciej pobiegł do swojego lokum , zamknął drzwi i skulony siedział na podłodze przy swoim łóżku kołysząc się to do przodu to do tyłu.Bez przerwy wypowiadał tylko słowa]
-Pan zmian ...zniszczenie ... chaos .... zło.....
[Walka o przemiany , mutacje i przejście na stronę chaosu znów się zaczęła.W jego umyśle był jeden wielki kocioł.Same obrazy zniszczenia , potęgi i wielkiego bogactwa.Hyshis coraz bardziej popadał w pustkę póki nie zobaczył gdzieś w ciemności światła.Był to strumień wiatru Hysh.,,Podpłynął" on do Hyshisa i oplótł go.Chwilę później Obudził się on z transu i po ciężkiej walce z Panem Zmian.Spojrzał on na swoją szatę .... Była cała spalona i zniszczona.Zaczęła go boleć ręka.Była złamana w łokciu.Hyshis rozerwał kawałek pozostałej szaty i zawinął wokół łokcia , żeby chociaż na chwilę przestał boleć.Położył się na łóżku i zasnął...]
(nie wiem jak to się dzieje , lecz jak zawsze Naviedzony doda posta to akurat ja jestem na forum i dodam posta )
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Caladris uśmiechnął się widząc martwego wojownika chaosu. Jednego barbarzyńskiego pomiota mniej. Caladris udał się do karczmy zamówił białe wino z Lothern i powoli delektował się jego smakiem. Ciekawe z kim on będzie walczył, miał szczerą nadzieje, że jego przeciwnikiem będzie sługus Khorna.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Alatheris otulił się szczelniej płaszczem, chowając twarz w cieniu. Fakt, ze jego obecność na arenie nadal pozostala nie zauważona, byl conajmniej niepokojący.
W tej skaveńskiej maszynie nic nei bylo zorganizowane, nie mógł zrozumieć w jaki sposób gatunek tych szczurow mógł rozwinąć taką technologie i pewnego rodzaju społeczeństwo. Lecz w tym nieładzie kryła się ich siła. W każdym razie, próbował odnaleźć zabójcę mrocznych elfów gdzieś wśród korytarzy tego istnego labiryntu, jednak bezskutecznie. Pozostało jedynie czekać na jego walkę na arenie i wtedy zacząć działać...
W tej skaveńskiej maszynie nic nei bylo zorganizowane, nie mógł zrozumieć w jaki sposób gatunek tych szczurow mógł rozwinąć taką technologie i pewnego rodzaju społeczeństwo. Lecz w tym nieładzie kryła się ich siła. W każdym razie, próbował odnaleźć zabójcę mrocznych elfów gdzieś wśród korytarzy tego istnego labiryntu, jednak bezskutecznie. Pozostało jedynie czekać na jego walkę na arenie i wtedy zacząć działać...
Gdy dzwony zabiły 13 razy Kharlot zakończył swoje sprawy na targu i czym prędzej udał się na arenę. W tarkcie walki, gdy Aszkael zdobywał przewagę, uśmiechnął się tylko pod nosem. Tym bardziej nieoczekiwany był dla niego koniec. Zerwał się z miejsca. Aszkael zasługiwał na więcej, dużo więcej. Jego czaszkę winien wsiąść ktoś godny, nie ten tchórzliwy mag. Nie zwlekając ruszył energicznym krokiem do kwatery Hyshisa. Czarodziej leżał pokiereszowany na łożu. Widząc niespodziewanego gościa zaczął gorączkowo rozglądać się za mieczem.
-Nie obawiaj się magu, nie zabiję cię. Nic w tym chwalebnego zabić rannego.- mimo, że Kharlot miał hełm, Hyshis czuł jego nienawistne spojrzenie. Patrzył prosto w czarne otwory hełmy.- Lecz się jednak najlepiej jak potrafisz. Chcę, byś był w życiowej formie, gdy wezmę twoją czaszkę!
Po tych słowach wyszedł. Odpowiednio zastraszone skaveny wyniosły spalone szczątaki Aszkaela na polecenie Kharlota. Wojownikowi należał się pochówek po norsku.
-Nie obawiaj się magu, nie zabiję cię. Nic w tym chwalebnego zabić rannego.- mimo, że Kharlot miał hełm, Hyshis czuł jego nienawistne spojrzenie. Patrzył prosto w czarne otwory hełmy.- Lecz się jednak najlepiej jak potrafisz. Chcę, byś był w życiowej formie, gdy wezmę twoją czaszkę!
Po tych słowach wyszedł. Odpowiednio zastraszone skaveny wyniosły spalone szczątaki Aszkaela na polecenie Kharlota. Wojownikowi należał się pochówek po norsku.
Ostatnio zmieniony 1 mar 2013, o 15:56 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Wyposażeni w przekąski i napoje Norsmeni zajęli miejsca i rozsiadli się wygodnie, czekając na rzeź. Znów zareagowali nerwowo na podnoszenie się budynku, lecz tym razem pamiętali o ściśnięciu zębów w momencie uderzenia wiertła w skałę, by przypadkiem nie odgryźć sobie języków. Gdy arena ponownie wyszła na światło dzienne, Bjarn oprócz chrzęstu kamieni, świstu nieznanych mechanizmów i zgrzytania rozdzielanego wiertła usłyszał jakby ludzkie krzyki. Spojrzał na Leifa. Ten wsłuchał się przez chwilę dokładnie, po czym stwierdził:
- Język południowców, jakiś dziwny akcent... na pewno, poza tym za ciepło i słonecznie by było to gdzieś u nas.
- Chędożyć to ! - zakrzyknął Haakar - Zaczyna się !
Gorąco dopingowali Aszkaela, od chwili gdy wyszedł na pole walki. Kiedy mag użył tchórzliwej sztuczki oślepienia, ci z kompanii, którzy nie zareagowali w porę, przecierali i mrużyli oczy. Powieki Bjarna nawet nie drgnęły. Magia nie imała się go, jego oczy przez moment widziały tylko nagłe rozświetlenie, w miejscu gdzie stał Hyshis. Ucieszył się gdy zobaczył że Wybraniec także był z grubsza nietknięty zamraczającym zaklęciem. Przy następnym, desperackim rytuale maga nie było mu jednak do śmiechu. Słup światła uderzył w podniesioną rękę hierofanty i wystrzelił ze złamanej ręki, spalając tarczę Aszkaela, odrzucając go i rozchlapując stopioną krew, pancerz i ciało. Leżąc na ziemi, ukazywał krwawy piach pod sobą. Na wysokości, gdzie wisiała gwiazda chaosu, teraz ziała skwiercząca dziura, buchająca szklistym dymem.
Bjarn skrzywił się na ten widok, nie z obrzydzenia (w końcu niejedno już widział) lecz raczej z poczucia bezsilnej złości i zaniepokojenia. Wybraniec Czterech, noszący ich święty symbol, zginął w tak chaniebny sposób. Jak mogli na to pozwolić ? Dobrze że jego samego chronili też bogowie zimnej Norski - wojowniczy Asowie i Vanowie, bóstwa natury.
- Bogowie nie wygrają za nas naszych walk. - stwierdził cicho Bjarn, jednak na widok zniszczonego eksplozją, bełkoczącego maga który czołgał się w kierunku wyjścia, przerażony niewidoczną walką, wojownik zrozumiał - Ale zdecydowanie mogą pomóc.
Hyshis nie będzie już tak groźny dla kolejnego przeciwnika. Ingvarsson wyszedł razem z resztą Norsów, by choć wypić w tawernie zdrowie pokonanego. Mijając maga, chciał ująć runiczy topór i posiekać go na kawałki, lecz opamiętał się i tylko szurnął leżącemu w twarz pyłem z podłoża. Na ciało przegranego rzuciła się ciżba skavenów, szabrując bezwstydnie niestopione kawałki zbroi i walcząc o co lepsze z nich. Tego niestety odchodzący Bjarn nie mógł zobaczyć, i ważniejsze pomścić.
Tymczasem do przechodzących ulicą Edlina i Harrena podszedł młody Norsmen i ku ich zdziwieniu przedstawił się.
- Południowy mistrzu miecza, jam jest Thorrvald, syn Torstena Śnieżnej Grzywy. Wiele słyszałem o twoim kunszcie od twego ludu... -
Tu Edlin spojrzał nieufnie na Harrena, myśląc czy czasem nie chodziło o jego informatorów, cóż przynajmniej teraz wiedział że byli ludźmi..
Młody wojownik kontynuował: -... a że ja też jestem uważany wśród swoich za niezrównanego w mieczu, chciałbym wyzwać cię na pojedynek, oczywiście nie naruszajac zasad zawodów, nie na śmierć i życie, taki sparing dla porównania umiejętności.
To mówiąc, wyjął z pochwy nordycki miecz, pięknej roboty, pokryty runami i z błękitnym jak oczy właściciela szafirem, wprawionym w rękojeść. Wykonał nim kilka cięć, zdradzając niemałą wprawę w walce oraz zręczność.
- To ostrze było złamane... ekhem to znaczy nosi przydomek Prunthil, cierń na Khazagów. Jaka jest twoja odpowiedź wojowniku ? - zapytał, zdejmując futrzany płaszcz znad kolczugi.
[ @Chomik sory za drobną pozyczkę, chodzi o eventa. ]
- Język południowców, jakiś dziwny akcent... na pewno, poza tym za ciepło i słonecznie by było to gdzieś u nas.
- Chędożyć to ! - zakrzyknął Haakar - Zaczyna się !
Gorąco dopingowali Aszkaela, od chwili gdy wyszedł na pole walki. Kiedy mag użył tchórzliwej sztuczki oślepienia, ci z kompanii, którzy nie zareagowali w porę, przecierali i mrużyli oczy. Powieki Bjarna nawet nie drgnęły. Magia nie imała się go, jego oczy przez moment widziały tylko nagłe rozświetlenie, w miejscu gdzie stał Hyshis. Ucieszył się gdy zobaczył że Wybraniec także był z grubsza nietknięty zamraczającym zaklęciem. Przy następnym, desperackim rytuale maga nie było mu jednak do śmiechu. Słup światła uderzył w podniesioną rękę hierofanty i wystrzelił ze złamanej ręki, spalając tarczę Aszkaela, odrzucając go i rozchlapując stopioną krew, pancerz i ciało. Leżąc na ziemi, ukazywał krwawy piach pod sobą. Na wysokości, gdzie wisiała gwiazda chaosu, teraz ziała skwiercząca dziura, buchająca szklistym dymem.
Bjarn skrzywił się na ten widok, nie z obrzydzenia (w końcu niejedno już widział) lecz raczej z poczucia bezsilnej złości i zaniepokojenia. Wybraniec Czterech, noszący ich święty symbol, zginął w tak chaniebny sposób. Jak mogli na to pozwolić ? Dobrze że jego samego chronili też bogowie zimnej Norski - wojowniczy Asowie i Vanowie, bóstwa natury.
- Bogowie nie wygrają za nas naszych walk. - stwierdził cicho Bjarn, jednak na widok zniszczonego eksplozją, bełkoczącego maga który czołgał się w kierunku wyjścia, przerażony niewidoczną walką, wojownik zrozumiał - Ale zdecydowanie mogą pomóc.
Hyshis nie będzie już tak groźny dla kolejnego przeciwnika. Ingvarsson wyszedł razem z resztą Norsów, by choć wypić w tawernie zdrowie pokonanego. Mijając maga, chciał ująć runiczy topór i posiekać go na kawałki, lecz opamiętał się i tylko szurnął leżącemu w twarz pyłem z podłoża. Na ciało przegranego rzuciła się ciżba skavenów, szabrując bezwstydnie niestopione kawałki zbroi i walcząc o co lepsze z nich. Tego niestety odchodzący Bjarn nie mógł zobaczyć, i ważniejsze pomścić.
Tymczasem do przechodzących ulicą Edlina i Harrena podszedł młody Norsmen i ku ich zdziwieniu przedstawił się.
- Południowy mistrzu miecza, jam jest Thorrvald, syn Torstena Śnieżnej Grzywy. Wiele słyszałem o twoim kunszcie od twego ludu... -
Tu Edlin spojrzał nieufnie na Harrena, myśląc czy czasem nie chodziło o jego informatorów, cóż przynajmniej teraz wiedział że byli ludźmi..
Młody wojownik kontynuował: -... a że ja też jestem uważany wśród swoich za niezrównanego w mieczu, chciałbym wyzwać cię na pojedynek, oczywiście nie naruszajac zasad zawodów, nie na śmierć i życie, taki sparing dla porównania umiejętności.
To mówiąc, wyjął z pochwy nordycki miecz, pięknej roboty, pokryty runami i z błękitnym jak oczy właściciela szafirem, wprawionym w rękojeść. Wykonał nim kilka cięć, zdradzając niemałą wprawę w walce oraz zręczność.
- To ostrze było złamane... ekhem to znaczy nosi przydomek Prunthil, cierń na Khazagów. Jaka jest twoja odpowiedź wojowniku ? - zapytał, zdejmując futrzany płaszcz znad kolczugi.
[ @Chomik sory za drobną pozyczkę, chodzi o eventa. ]
Walka była straszliwa ,z każdą chwilą ,inny zawodnik zdobywał przewagę. Gdy Magnus przetarł oślepione oczy powiedzia "Słuszna magia ...zwyciężyła ...kurna... chwała Sigmarowi ,że nie opuścił jego sług..." Gdy zobaczył ,ze jakiś Skaven zaczął się śmiać z jego słów ,chwycił go i rzucił w stronę areny ,słychać było tylko krótki pisk ,po czym dzwięk urwał się wraz z uderzeniem o ziemię. Magnus usatysfakcjonowany wynikiem skierował się w stronę targu ,kupił tam jedyną jaką znalazł szatę dla maga światła. Nie była ona doskonałej jakośći ,ale przynajmniej była czysta i cała ,po drodze zakupił jeszcze wino i skierował się w stronę kwater. Zapukał w drzwi maga i bez odpowiedzi wszedł do środka. "Witaj przedstawicielu słusznej magii. Rad jestem ,żeś zwyciężył nad mrocznymi bogami ,lecz zauważyłem ich wpływ na ciebie. Pozwól odprawić mi egzorcyzm ,abyś przetrwał psychicznie." Magnus nie czekając na odpowiedź odłożył zakupione rzeczy na łóżko maga i przystąpił do swojego zadania. Dał magowi do ręki żelazną kometę Sigmara ,zapalił 4 świece ,zmoczył ręce wodą święconą i zaczął odprawiać formułę trzymajac ręce na głowie maga "Sigmarze ,władco i patronie Imperium. Błagam cię ,abyś w swojej chwale i potędze przywrócił twemu wiernemu słudze zmysły oraz odpędził od niego złe duchy Chaosu!" po tych słowach mag światła zaczął się trząść ,nie puszczając komety. Magnus kontynuował" Błagam cię ,abyś w swej sile i łasce dał temu godnemu człowiekowi moc ,dał mu ją aby mógł dalej w twym imieniu wypędzać sługi plugawe ,tak jak to robił przez swój żywot" wykrzyczał łowca ,w tym momencie z ust Hyshisa zaczęła płynąć czarna krew a oczy von Bittenberga całe pobielały. "Wypędzam was pomioty zła!Wypędzam cię brutalny Khornie!Wypędzam cię zdradziecki Tzeentchu ! Wypędzam cię zdeprawowany Slaaneshu!Wypędzam cię plugawy Nurglu! Przepadnijcie! Opuśćcie tę duszę!!! Opuśćcie ją w imię Sigmara !!! Nakazuję wam!!!" Wraz z ostatnimi słowami mag upadł na podłogę bezwładnie i zemdlał ,a inkwizytor ledwo utrzymał się na nogach podtrzymujac się ściany. "Co za plugawa moc w nim drzemała...mam nadzieję ,że już nic takiego go nie spotka...będę się za to modlił..." Magnus podniósł i położył Hyshisa na jego łozu ,obok zakupionych szat i butelki wina. Zabrał kometę i nie zgaszając świec wyszedł z pokoju. "No cóż...chmm... arena toczy się dalej... i dalej trzeba oczyszczać tych plugawców..." po tych słowach Magnus udał sie do karczmy ,zasiadł tam i paląc fajkę spisywał notatki z obejrzanej walki.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Wybraniec poczuł palące światło, żar topionego pancerza. Bogowie się o niego upomnieli, śmierć była blisko. Białe światło błysnęło. Wybraniec patrzył jak jego ciało wyląduje na piasku który miał teraz karmazynową barwę. Przebiegł wzrokiem po arenie, norsmeni coś krzyczeli, elfy wydawały się zadowolone. Spojrzał na maga który właśnie wyczołgiwał się z areny.
-Ale co się dzieje? -Pytał sam siebie, jak by nikt go nie widział. -Czyżby sami bogowie z niego kpili?
Arena zaczęła się zmieniać ludzie się rozpłynęli a zabudowania przyjęły groteskowy wygląd. Z nikąd zaczęły wyrastać splugawione drzewa których a na pniach miały jak by wykrzywione w bólu ludzkie oblicza. Niebie przybrało kolor krwi. Do uszy wybrańca zaczęły docierać śmiechy. Co gorsza nie były to ludzkie głosy. Z pośród drzew i spaczonych zabudowań zaczęły wyłaniać się różnego rodzaju bestie od czerwony zgarbionych demonów khorna po ponętne demonetki. Mieszkańcy domeny chaosu kpili z niego. Czyżby bogowie nie tylko się o niego upomnieli ale także skazali go na wieczną katorgę? Aszkale podniósł miecz z miejsca gdzie jeszcze wcześniej leżało jego ciało. Demony były coraz bliżej śmiechy i wyzwiska były coraz głośniejsze.
-Czy aż tak zawinił bogą? Czy jego porażka i ucieczka spod Middenheim była aż taką zbronią?- pytał się desperacko w myślach.
Słudzy bogów rzucili się na niego. Wybraniec bronił się, zdawał sobie sprawę że nie ma najmniejszych szans. Ciął na lewo i prawo. Jedna demony nie były byle jakim przeciwnikiem bez problemu unikały i blokowały jego ciosy. Aszkael rzucił się w szale na znajdującego się najbliżej demona nurgla. Miecz odciął gnijącą głowę, która po chwili się rozsypała. Wybraniec stał ponownie na arenie. Widział jak szczury zabierają jego ciało. Rozejrzał się po trybunach jednak wszyscy już odeszli. Po chwili szczypce zacisnęły się na jego ręce sprawiając mu niewyobrażalny ból i uszkadzając pancerz. Krajobraz znów zmienił się w swoją spaczoną wersję. Czyżby był skazany na wieczną mekkę w eterze? Silnym ruchem ręki wybraniec odrzucił demonetkę, od razu chwytając miecz w obie ręce. Demony zaczęły go okrążać a ich śmiech przyprawiał go o ból głowy.
- A wiec tak to się skończy.- krzyknął wojownik- Niech dzwony śmierci biją!- dodał rzucając się ku temu co postawił przed nim kaprys mrocznych bogów. Widać że nawet największa ofiara nie jest w stanie odkupić winy. Jego głowę zaprzątała tylko jedna rzecz czy jest to właściwie nagroda za wiarę czy kara.
[Pierwsza arena, pierwsza walka, a mnie już obsługa działa orbitalnego nie lubi i to tuż przed Grimgorowym eventem, no trudno. Super opis , trzymał w napięcie do ostatniej chwili, naprawdę kawał świetnej roboty. Mimo że moja postać krótka zabawiła w pod-świcie bawiłem się świetnie. No cóż może jeszcze ktoś mnie wyciągnie z warpa.]
-Ale co się dzieje? -Pytał sam siebie, jak by nikt go nie widział. -Czyżby sami bogowie z niego kpili?
Arena zaczęła się zmieniać ludzie się rozpłynęli a zabudowania przyjęły groteskowy wygląd. Z nikąd zaczęły wyrastać splugawione drzewa których a na pniach miały jak by wykrzywione w bólu ludzkie oblicza. Niebie przybrało kolor krwi. Do uszy wybrańca zaczęły docierać śmiechy. Co gorsza nie były to ludzkie głosy. Z pośród drzew i spaczonych zabudowań zaczęły wyłaniać się różnego rodzaju bestie od czerwony zgarbionych demonów khorna po ponętne demonetki. Mieszkańcy domeny chaosu kpili z niego. Czyżby bogowie nie tylko się o niego upomnieli ale także skazali go na wieczną katorgę? Aszkale podniósł miecz z miejsca gdzie jeszcze wcześniej leżało jego ciało. Demony były coraz bliżej śmiechy i wyzwiska były coraz głośniejsze.
-Czy aż tak zawinił bogą? Czy jego porażka i ucieczka spod Middenheim była aż taką zbronią?- pytał się desperacko w myślach.
Słudzy bogów rzucili się na niego. Wybraniec bronił się, zdawał sobie sprawę że nie ma najmniejszych szans. Ciął na lewo i prawo. Jedna demony nie były byle jakim przeciwnikiem bez problemu unikały i blokowały jego ciosy. Aszkael rzucił się w szale na znajdującego się najbliżej demona nurgla. Miecz odciął gnijącą głowę, która po chwili się rozsypała. Wybraniec stał ponownie na arenie. Widział jak szczury zabierają jego ciało. Rozejrzał się po trybunach jednak wszyscy już odeszli. Po chwili szczypce zacisnęły się na jego ręce sprawiając mu niewyobrażalny ból i uszkadzając pancerz. Krajobraz znów zmienił się w swoją spaczoną wersję. Czyżby był skazany na wieczną mekkę w eterze? Silnym ruchem ręki wybraniec odrzucił demonetkę, od razu chwytając miecz w obie ręce. Demony zaczęły go okrążać a ich śmiech przyprawiał go o ból głowy.
- A wiec tak to się skończy.- krzyknął wojownik- Niech dzwony śmierci biją!- dodał rzucając się ku temu co postawił przed nim kaprys mrocznych bogów. Widać że nawet największa ofiara nie jest w stanie odkupić winy. Jego głowę zaprzątała tylko jedna rzecz czy jest to właściwie nagroda za wiarę czy kara.
[Pierwsza arena, pierwsza walka, a mnie już obsługa działa orbitalnego nie lubi i to tuż przed Grimgorowym eventem, no trudno. Super opis , trzymał w napięcie do ostatniej chwili, naprawdę kawał świetnej roboty. Mimo że moja postać krótka zabawiła w pod-świcie bawiłem się świetnie. No cóż może jeszcze ktoś mnie wyciągnie z warpa.]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
[Hyshis jak gdy się obudził pamiętał jak przez mgłę wydarzenia minionej nocy bądź jak to się tam nazywa.Przypomniał sobie jedynie o wojowniku zaglądającym przez szpary i kimś kto zaczął się modlić.Później znów pustka.Ręka prawie przestała boleć , jeszcze parę dni i będzie jak nowa .Dziwne jest to , że była złamana a jak szybko się leczy... Rozglądając się po pokoju zauważył nowe szaty na krześle , cztery świece , już trochę stopione oraz plamę krwi na pościeli i podłodze.]
-Co tu się działo u licha ?! .... Może spróbuję wstać...
[Chwiejnym krokiem ruszył ubrać na siebie szatę , jak się okazało była dobrze uszyta i nawet w sam raz.]
-Dzięki wielkie dla osoby , która to zrobiła , kiedyś się odwdzięczę.
[Następnie mimo nakazów wielu jego byłych nauczycieli z kolegium spróbował wytworzyć krótki i łatwy czar.W momencie , w którym wytworzył małe światło jego umysł przeszył tylko obraz Demona.Na szczęście tylko obraz.Jak widać walka ta zostawiła uszczerbek na jego zdrowiu.Nie czuł jednak tego co poprzednio czyli niesamowitej siły tkwiącej w jego duszy i próbującej nim zawładnąć.Czar się udał , problem był w tym , że Hyshis nie pamiętał niektórych czarów.]
-Jak to się stało ... czemu tego nie pamiętam?
[Mimo bólu w ręce , poszedł chwiejnym krokiem do najbliższego straganu by zakupić wino oraz beczułkę wody a także chleb oraz mięso ze świni do jego pokoju.]
-Czas odpocząć a następnie skierować swe kroki do karczmy , w końcu zobaczę co się tam wyprawia za nieład .
(Może Aszkael będzie jak niektórym znany ,,Supreme grand master Kaldor Draigo , który bije demony w warpie po twarzy a następnie z dziury wychodzi by pobić wrogów imperatora , po czym wraca do warpa by dalej naparzać w demony )
-Co tu się działo u licha ?! .... Może spróbuję wstać...
[Chwiejnym krokiem ruszył ubrać na siebie szatę , jak się okazało była dobrze uszyta i nawet w sam raz.]
-Dzięki wielkie dla osoby , która to zrobiła , kiedyś się odwdzięczę.
[Następnie mimo nakazów wielu jego byłych nauczycieli z kolegium spróbował wytworzyć krótki i łatwy czar.W momencie , w którym wytworzył małe światło jego umysł przeszył tylko obraz Demona.Na szczęście tylko obraz.Jak widać walka ta zostawiła uszczerbek na jego zdrowiu.Nie czuł jednak tego co poprzednio czyli niesamowitej siły tkwiącej w jego duszy i próbującej nim zawładnąć.Czar się udał , problem był w tym , że Hyshis nie pamiętał niektórych czarów.]
-Jak to się stało ... czemu tego nie pamiętam?
[Mimo bólu w ręce , poszedł chwiejnym krokiem do najbliższego straganu by zakupić wino oraz beczułkę wody a także chleb oraz mięso ze świni do jego pokoju.]
-Czas odpocząć a następnie skierować swe kroki do karczmy , w końcu zobaczę co się tam wyprawia za nieład .
(Może Aszkael będzie jak niektórym znany ,,Supreme grand master Kaldor Draigo , który bije demony w warpie po twarzy a następnie z dziury wychodzi by pobić wrogów imperatora , po czym wraca do warpa by dalej naparzać w demony )
Sethep z zadowoleniem patrzył na pokój w swojej kwaterze. W oknach wisiały najmisterniejsze firany sprowadzone z Arabii, pod nimi ustawił pozłacany ołtarz poświęcony bogom Nehekhary, a na trzech ścianach napisał w starożytnym języku zaklęcia, pomagające mu skumulować moc w takim nieprzyjaznym środowisku i potężne modły które chroniły jego komnatę od wpływów Chaosu. Czwartą zostawił pustą. Na niej miał zamiar zapisać swoje dokonania w walce, aby nawet wśród takich zapadłych miejsc jak to rozsławiać potęgę królestwa Settry. Pośrodku pokoju stał jego sarkofag, a dwóch. pozostał, znajdujące się po jego bokach należały do jego wiernych sług i towarzyszy broni. Nagle poczuł moc Ptry spływającą do trzewi ziemi z powierzchni. ,, Niezbadane są wyroki bogów”- choć hierofanta był zaskoczony, zignorował to wydarzenie. Trzeba było wykonać kolejne, ważne zadanie. Na misternie rzeźbionym stole z drewna sandałowego ustawionym pod jedną ze ścian leżał jeden z Uszabti. Anthak wiernie wykonał swe zadanie i wykorzystując swój niezwykły kunszt rzeźbiarski z kupy porozbijanych kamieni, drewna i kawałku złota i mniej szlachetnych metali, stworzył on niesamowity posąg Ptry, jastrzębiogłowego boga słońca (czyżby znak?). Teraz przyszła kolej na Sethepa. Przywoływując całą skupioną moc otworzył on bramy świata umarłych i stanął twarzą w twarz z samym Usiranem. Tearaz rozpoczął się najtrudniejszy moment. Mentalna rozmowa dla zwykłego obserwatora trwałaby zaledwie kilka chwil, lecz w przeklętej duszy licza ciągnęła się miesiącami. W końcu Sethep, przekonał władcę królestwa dusz, mówiąc mu, że uwolnienie słynnego wojownika Arlcizza pomoże w pokonania Nagasha, i obiecując Usrianowi duszą jednego z poknanych wrogów, w martwe ciało Uszbati wstąpił Arlcizzar. Konstrukt powstał.
Potężny Sethepie, sługo bogów Nehekhary, jestem do swoich usług. -przemówił kamiennym głosem.
Naraz wystarczy jedynie, abyś pilnował tego pomieszczenia, konstrukt ustawił się koło okna i znieruchomiał. Wyglądał teraz jak kolejny, starożytny posąg.
Gdy Sethep uporał się z przywoływaniem, a Anthak kończył tworzyć nad drzwiami płaskorzeźbę, przedstawiającą chwalebne wydarzenia ze wczorajszej nocy i zamieszek w karczmie, to pokoju wkroczył Ephat. Herold został wysłany, aby obejrzeć kolejną walkę i teraż zdawał z niej sprawozdanie. Licz słuchając jego stów, nerwowo bębnił kościami o stół. Był zadowolony z przebiegu walki i śmierci jednego ze sług mrocznych potęg, ale z niepokojem słuchał o tym co działo się potem. Z relacji dowódcy gwardii wyraźnie wynikało że mag wpadł pod wpływy Tego, Który Zmienia Ścieżki. Sethep Wiedział, że są potęgi, z którymi nawet nie mogą się mierzyć najpotężniejsi licze, z tysiącletnim doświadczeniem i setkami nowicjuszy, gotowymi oddać im swoją moc. A co dopiero zwykli śmiertelnicy.... Z drugiej jednak strony Hysis był jednak konkurentem. Ale słuszna magia zwalczała też wszelką nekromancję i wampiryzm... W końcu licz zdecydował. Wstał i ruszył w stronę pokoju maga. Potencjalny konkurent czy nie, Sethep nie chciał przysparzać Mrocznym Bogom kolejnego wyznawcy. Być może zbyt potęznego wyznawcy, który czując swą zdeprawowaną moc i nierozsądnie jej używając., może spowodować liczne nieprzewidziane komplikacje. A poza tym.... Hyshis mógłby być potencjalnym sojusznikiem...
W końcu magistrowie kolegium światła tytułują się nawet Hierofantami...
Gdy Sethep dotarł do pokoju maga, zwycięzcą właśnie przyniesiono i złożona na łożu. Dookoła krążyły migoczące i przeźroczysto kształty, który zwykłego śmiertelnika przyprawiłyby o co najmniej utratę rozumu. Szeptały one do uszu Hyshisa bluźniercze słowa. Na czoło człowieka wystąpił pot, a jego ciałem wstrząsały drgawki. Licz wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu. Padł na twarz w głębokim pokłonie, i błagał Ptrę o pomoc. Zwykła magiczna moc nie miała tu nic do rzeczy potrzeba było czegoś więcej. Choć był sługą Usirana i Khsara, miał nadzieję że bóg słońca wysłucha jego modłów. I także się stało. Sethep ujrzał w wizji malutki promyczek światła padający wprost do serca maga i podtrzymywujący w nim ostatnią iskierkę oporu. Po chwili iskierka rozbłysła i Hyshisa otulił święty ogień, a plugawe kształty spłonęły w oczyszczającym płomieniu. Oddech świetlistego czarodzieja się wyrównał. Licz powstał, szybko skreślił list i położył go na stole. Po chwili zastanowienia położył też obok niego papirus ze starożytnymi ćwiczeniami pozwalającymi na uspokojenie umysłu i przywrócenie mocy. Po czym wyszedł. Sethep miał nadzieje, że Hyshis przyjmie jego zaproszenie na wieczorną ucztę.
Edit:
[@miły 5; musiałeś mnie wyprzedzić o 30 sekund? teraz to wygląda strasznie niechronologicznie. ALe propozycja sojuszu dalej aktualna ]
Edit2
[o kurna, dobpiero teraz przeczytałem reszte postów. mogę zaproponować taką wersję wydarzeń?
Najpierw Sethep przyszedł i odpędził demony krążące dookoła Hyshisa. Zostawił też list.
Potem wszedł Kruszący czaszki.
Potem Magnus zrobił egzorcyzm i ostatecznie oczyścił maga.
A na końcu Hyshis wstał zauwżył szaty i list, ale nie przeczytał bo najpierw poszedł się napić.
Może być?]
Potężny Sethepie, sługo bogów Nehekhary, jestem do swoich usług. -przemówił kamiennym głosem.
Naraz wystarczy jedynie, abyś pilnował tego pomieszczenia, konstrukt ustawił się koło okna i znieruchomiał. Wyglądał teraz jak kolejny, starożytny posąg.
Gdy Sethep uporał się z przywoływaniem, a Anthak kończył tworzyć nad drzwiami płaskorzeźbę, przedstawiającą chwalebne wydarzenia ze wczorajszej nocy i zamieszek w karczmie, to pokoju wkroczył Ephat. Herold został wysłany, aby obejrzeć kolejną walkę i teraż zdawał z niej sprawozdanie. Licz słuchając jego stów, nerwowo bębnił kościami o stół. Był zadowolony z przebiegu walki i śmierci jednego ze sług mrocznych potęg, ale z niepokojem słuchał o tym co działo się potem. Z relacji dowódcy gwardii wyraźnie wynikało że mag wpadł pod wpływy Tego, Który Zmienia Ścieżki. Sethep Wiedział, że są potęgi, z którymi nawet nie mogą się mierzyć najpotężniejsi licze, z tysiącletnim doświadczeniem i setkami nowicjuszy, gotowymi oddać im swoją moc. A co dopiero zwykli śmiertelnicy.... Z drugiej jednak strony Hysis był jednak konkurentem. Ale słuszna magia zwalczała też wszelką nekromancję i wampiryzm... W końcu licz zdecydował. Wstał i ruszył w stronę pokoju maga. Potencjalny konkurent czy nie, Sethep nie chciał przysparzać Mrocznym Bogom kolejnego wyznawcy. Być może zbyt potęznego wyznawcy, który czując swą zdeprawowaną moc i nierozsądnie jej używając., może spowodować liczne nieprzewidziane komplikacje. A poza tym.... Hyshis mógłby być potencjalnym sojusznikiem...
W końcu magistrowie kolegium światła tytułują się nawet Hierofantami...
Gdy Sethep dotarł do pokoju maga, zwycięzcą właśnie przyniesiono i złożona na łożu. Dookoła krążyły migoczące i przeźroczysto kształty, który zwykłego śmiertelnika przyprawiłyby o co najmniej utratę rozumu. Szeptały one do uszu Hyshisa bluźniercze słowa. Na czoło człowieka wystąpił pot, a jego ciałem wstrząsały drgawki. Licz wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu. Padł na twarz w głębokim pokłonie, i błagał Ptrę o pomoc. Zwykła magiczna moc nie miała tu nic do rzeczy potrzeba było czegoś więcej. Choć był sługą Usirana i Khsara, miał nadzieję że bóg słońca wysłucha jego modłów. I także się stało. Sethep ujrzał w wizji malutki promyczek światła padający wprost do serca maga i podtrzymywujący w nim ostatnią iskierkę oporu. Po chwili iskierka rozbłysła i Hyshisa otulił święty ogień, a plugawe kształty spłonęły w oczyszczającym płomieniu. Oddech świetlistego czarodzieja się wyrównał. Licz powstał, szybko skreślił list i położył go na stole. Po chwili zastanowienia położył też obok niego papirus ze starożytnymi ćwiczeniami pozwalającymi na uspokojenie umysłu i przywrócenie mocy. Po czym wyszedł. Sethep miał nadzieje, że Hyshis przyjmie jego zaproszenie na wieczorną ucztę.
Edit:
[@miły 5; musiałeś mnie wyprzedzić o 30 sekund? teraz to wygląda strasznie niechronologicznie. ALe propozycja sojuszu dalej aktualna ]
Edit2
[o kurna, dobpiero teraz przeczytałem reszte postów. mogę zaproponować taką wersję wydarzeń?
Najpierw Sethep przyszedł i odpędził demony krążące dookoła Hyshisa. Zostawił też list.
Potem wszedł Kruszący czaszki.
Potem Magnus zrobił egzorcyzm i ostatecznie oczyścił maga.
A na końcu Hyshis wstał zauwżył szaty i list, ale nie przeczytał bo najpierw poszedł się napić.
Może być?]
Ostatnio zmieniony 1 mar 2013, o 19:06 przez Giacomo, łącznie zmieniany 1 raz.