Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
[Ponieważ niektórzy nie kwapią się zbytnio do przesadnie aktywnego odgrywania swoich postaci, chyba się nie obrazicie, jeżeli okazjonalnie odegram sobie anonimową mysz? Taki NPC, który pozwoli mi wyżyć się literacko. Niestety, ze względu na sesję nie wyrobiłem się z własną postacią na tę epicką arenę .]
Szturmoszczur pełniący straż w rejonie areny zadygotał spazmatycznie gdy rachityczny, pordzewiały sztylet gładko wniknął w jego kark idealnie znajdując szczelinę pomiędzy kręgami. Chwilę później podobny los spotkał drugiego wartownika patrolującego ścieżkę kilka kroków dalej, gdy zanadto zbliżył się do miejsca nieoświetlonego przez i tak już wątłe, seledynowe światło spaczeniowej lampy.
Skrytobójca wykonał gest łapą w kierunku ginącego w mroku niewielkiego tunelu, z którego po chwili wysypała się chmara podobnych mu, owiniętych w czarne, postrzępione szmaty szczuroludzi. Byli uzbrojeni w poczernione sadzą pazury bojowe, shurikeny i sztylety, z których wiele opalizowało bladą zielenią. Zebrawszy się w oddział, rynsztokowcy bezszelestnie ruszyli poprzez cienie w kierunku karczmy, gdzie zarówno publika jak i zawodnicy areny beztrosko biesiadowali, nieświadomi zbliżającego się zagrożenia.
Część oddziału oddzieliła się i pomknęła w stronę zabudowań stanowiących mieszkania uczestników areny. Ich owinięte strzępami tkaniny stopy nawet nie zostawiały śladów.
Tymczasem czarna ciżba otoczyła ciasnym kordonem budynek knajpy. Wtem drzwi otworzyły się i wytoczył się stamtąd jakiś amator mocnych trunków. Na moment odzyskał trzeźwość, gdy zobaczył [ciągnące się po horyzont] wpatrzone weń morze wrednych, czerwonych ślepi.
"Niech to szlag. Głupi-niekompetentni durnie-jełopy dali się zobaczyć-wykryć" - pomyślał Quirrit. "Element niespodzianki-zaskoczenia wziął w łeb". Jednakże, nim pechowy amator osunął się na podłoże, w kierunku okien pomknęły różnorodne pociski: kilka kamieni utorowało drogę gradowi rzutek i piszczącej fali gryzoni.
Jednak w karczmie znajdowali się prawdziwi twardziele, weterani setek, jeśli nie tysięcy bitew. Przez zgiełk przebił się huk wystrzału z pistoletu po którym nastąpiło soczyste mlaśnięcie, świadczące o udanym trafieniu.
Pysk Quirrita wykrzywił się w odrażającej parodii sardonicznego uśmiechu, odsłaniając żółte, stożkowate zębiska. Była to paszcza wilka raczej, niż szczura, jedyną cechą uzębienia typową dla gryzoni były tylko długie siekacze.
-Ehehehe... - zarechotał Quirrit w kilku susach wspinając się na zrobiony z blachy falistej, desek i płótna dach karczmy. "Głupcy-idioci, dajcie się pokonać-wyrżnąć, tak-tak, więcej spaczenia dla mnie. Kupię dla siebie pełno-dużo żarcia-mięcha i może nawet rzecz." - dodał w myślach. Rzeczywiście, zlecenie było bardzo dobrze płatne, i przy odpowiednim rozdysponowaniu wypłaty skrytobójca mógłby sobie pozwolić nawet na zakup samicy. Jednakże tajemnicą pozostawały motywy mistrzów Eshin, czy likwidacja gladiatorów została zlecona przez osobę prywatną, czy może arena doprowadziła do eskalacji w odwiecznej rywalizacji klanów? To jednak Quirrita nie obchodziło, dla niego to były zbędne szczegóły. Liczyła się tylko nagroda za kontrakt, a niepotrzebne wściubianie nosa w sprawy innych zazwyczaj kończyło się nieciekawie. Skaven znalazł odpowiednie miejsce na dachu i rozsypał tajemniczy proszek z wyciągniętego zza pazuchy słoika. Miał nadzieję, że substancja zadziała, spacz-inżynier Skryre wziął za nią zdecydowanie za dużo. Następnie szczuroludź wziął skradzioną, krasnoludzką zapalniczkę i podłożył ogień. Gorąco uderzyło pysk Quirrita, a płomień i snop iskier omal nie zajął jego peleryny.
Wewnątrz karczmy walka trwała w najlepsze, nikt więc nie zauważył jak na suficie pojawia się czerwona, coraz bardziej przechodząca w pomarańcz plama. Wkrótce stopiona termitem stal upłynniła się i spadła do środka przepalając jakiegoś skavena i opryskując iskrami tych, którzy znajdowali się dość blisko. Do mdłego zapachu krwi dołączył swąd palonego mięsa i gorącego metalu, a powietrze rozdarł pełen zgrozy, urwany, przechodzący w skrzek, pisk pechowego szczuroczłeka.
Quirrit za fascynacją piromana patrzył jak termit wytapia otwór w metalowej płycie. Po kilku sekundach w dachu ziała dymiąca dziura, z której wydobył się wrzask, na moment zagłuszająca odgłosy potyczki. Asasyn wyciągnął jeszcze jedną puszkę i cisnął ją w dół. Wewnątrz karczmy zapadła ciemność, jedynym źródłem światła pozostała tylko żarząca się kałuża metalu. Skaven chwycił ogonem sztylet i kierując swoje bojowe szpony w dół skoczył wprost w wir szalejącej pod nim walki.
[Walka po ciemku będzie ciekawsza. ]
Szturmoszczur pełniący straż w rejonie areny zadygotał spazmatycznie gdy rachityczny, pordzewiały sztylet gładko wniknął w jego kark idealnie znajdując szczelinę pomiędzy kręgami. Chwilę później podobny los spotkał drugiego wartownika patrolującego ścieżkę kilka kroków dalej, gdy zanadto zbliżył się do miejsca nieoświetlonego przez i tak już wątłe, seledynowe światło spaczeniowej lampy.
Skrytobójca wykonał gest łapą w kierunku ginącego w mroku niewielkiego tunelu, z którego po chwili wysypała się chmara podobnych mu, owiniętych w czarne, postrzępione szmaty szczuroludzi. Byli uzbrojeni w poczernione sadzą pazury bojowe, shurikeny i sztylety, z których wiele opalizowało bladą zielenią. Zebrawszy się w oddział, rynsztokowcy bezszelestnie ruszyli poprzez cienie w kierunku karczmy, gdzie zarówno publika jak i zawodnicy areny beztrosko biesiadowali, nieświadomi zbliżającego się zagrożenia.
Część oddziału oddzieliła się i pomknęła w stronę zabudowań stanowiących mieszkania uczestników areny. Ich owinięte strzępami tkaniny stopy nawet nie zostawiały śladów.
Tymczasem czarna ciżba otoczyła ciasnym kordonem budynek knajpy. Wtem drzwi otworzyły się i wytoczył się stamtąd jakiś amator mocnych trunków. Na moment odzyskał trzeźwość, gdy zobaczył [ciągnące się po horyzont] wpatrzone weń morze wrednych, czerwonych ślepi.
"Niech to szlag. Głupi-niekompetentni durnie-jełopy dali się zobaczyć-wykryć" - pomyślał Quirrit. "Element niespodzianki-zaskoczenia wziął w łeb". Jednakże, nim pechowy amator osunął się na podłoże, w kierunku okien pomknęły różnorodne pociski: kilka kamieni utorowało drogę gradowi rzutek i piszczącej fali gryzoni.
Jednak w karczmie znajdowali się prawdziwi twardziele, weterani setek, jeśli nie tysięcy bitew. Przez zgiełk przebił się huk wystrzału z pistoletu po którym nastąpiło soczyste mlaśnięcie, świadczące o udanym trafieniu.
Pysk Quirrita wykrzywił się w odrażającej parodii sardonicznego uśmiechu, odsłaniając żółte, stożkowate zębiska. Była to paszcza wilka raczej, niż szczura, jedyną cechą uzębienia typową dla gryzoni były tylko długie siekacze.
-Ehehehe... - zarechotał Quirrit w kilku susach wspinając się na zrobiony z blachy falistej, desek i płótna dach karczmy. "Głupcy-idioci, dajcie się pokonać-wyrżnąć, tak-tak, więcej spaczenia dla mnie. Kupię dla siebie pełno-dużo żarcia-mięcha i może nawet rzecz." - dodał w myślach. Rzeczywiście, zlecenie było bardzo dobrze płatne, i przy odpowiednim rozdysponowaniu wypłaty skrytobójca mógłby sobie pozwolić nawet na zakup samicy. Jednakże tajemnicą pozostawały motywy mistrzów Eshin, czy likwidacja gladiatorów została zlecona przez osobę prywatną, czy może arena doprowadziła do eskalacji w odwiecznej rywalizacji klanów? To jednak Quirrita nie obchodziło, dla niego to były zbędne szczegóły. Liczyła się tylko nagroda za kontrakt, a niepotrzebne wściubianie nosa w sprawy innych zazwyczaj kończyło się nieciekawie. Skaven znalazł odpowiednie miejsce na dachu i rozsypał tajemniczy proszek z wyciągniętego zza pazuchy słoika. Miał nadzieję, że substancja zadziała, spacz-inżynier Skryre wziął za nią zdecydowanie za dużo. Następnie szczuroludź wziął skradzioną, krasnoludzką zapalniczkę i podłożył ogień. Gorąco uderzyło pysk Quirrita, a płomień i snop iskier omal nie zajął jego peleryny.
Wewnątrz karczmy walka trwała w najlepsze, nikt więc nie zauważył jak na suficie pojawia się czerwona, coraz bardziej przechodząca w pomarańcz plama. Wkrótce stopiona termitem stal upłynniła się i spadła do środka przepalając jakiegoś skavena i opryskując iskrami tych, którzy znajdowali się dość blisko. Do mdłego zapachu krwi dołączył swąd palonego mięsa i gorącego metalu, a powietrze rozdarł pełen zgrozy, urwany, przechodzący w skrzek, pisk pechowego szczuroczłeka.
Quirrit za fascynacją piromana patrzył jak termit wytapia otwór w metalowej płycie. Po kilku sekundach w dachu ziała dymiąca dziura, z której wydobył się wrzask, na moment zagłuszająca odgłosy potyczki. Asasyn wyciągnął jeszcze jedną puszkę i cisnął ją w dół. Wewnątrz karczmy zapadła ciemność, jedynym źródłem światła pozostała tylko żarząca się kałuża metalu. Skaven chwycił ogonem sztylet i kierując swoje bojowe szpony w dół skoczył wprost w wir szalejącej pod nim walki.
[Walka po ciemku będzie ciekawsza. ]
-
- Wałkarz
- Posty: 53
W mieścinie panowało poruszenie, słychać było odgłosy walki, a w oddali nad karczmą, widać było tylko czerwono-pomarańczową łunę. Cunnilingus szykował się właśnie do odpoczynku po całodziennym treningu, lecz gdy tylko zdążył zamknąć oczy leżąc na posłaniu, poczuł nad sobą harmoniczny, gorący oddech. Bez namyśli otworzył oczy. Nad swoją głową zauważył owłosiony pysk innego Skavena, a kątem oka spostrzegł połyskujące ostrze dzierżone przez niespodziewanego gościa. Nie zawahał się ani na moment - pochwycił leżący pod poduszką kozik i pokierował jego ostrze prosto przed siebie, przebijając na wylot żuchwę napastnika. Rzucił się szaleńczo do pomieszczenia obok po swój sprzęt, lecz tam czaili się kolejni goście, przyodziani w czarne płaszcze i maski, z kapturów wyłaniały się tylko długie szczurze ryje. Walka rozgorzała w norze Cunnilingusa. Jedyna broń jaką miał teraz do dyspozycji, to niewielki kozik. Wprawny zabójca, jakim był niewątpliwie Cunnilingus, był niebezpieczny nawet bez żadnego oręża. Pierwszy napastnik padł trupem po bliskim spotkaniu z ostrzem noża Trzynastego, kolejny zalał się krwią po przecięciu tętnic szyjnych kawałkiem ceramicznego talerza, ukradzionego z jakiegoś ludzkiego domu, podczas jednego ze zleceń. Stojącym na pobliskim stoliku metalowym kubkiem, Cunnilingus wyrył w czaszce kolejnego zabójcy okrągłą dziurę, zaś ostatni zamaskowany szczur został przygnieciony powaloną szafą. Skutecznie unieruchomiony, miał posłużyć jako źródło informacji "Dlaczego? Kto? Po co? Za ile?", lecz zabójcy byli szkoleni na wypadek takich sytuacji. Uwięziony pod ciężką, drewnianą konstrukcją Skaven, chrupnął szczękami raz i dwa, przegryzł coś co ukrywał pod językiem i wyzionął ducha w mgnieniu oka.
- Spisek... Chcą się mnie pozbyć... Przeczuwałem to po ostatnim incydencie... Ależ oni są uparci... Pozostaje pytanie, dlaczego chcą mojej głowy?
Cunnilingus przywdział swój bojowy rynsztunek i pozostawiając zakrwawione Skaveńskie ciała w swojej norze, wybiegł w stronę karczmy, skąd dochodziły odgłosy walki. W środku było ciemno, mrok rozjaśniał tylko wielki płomień na drugim końcu karczmy. Trzynasty wpadł do ciemnego budynku przez rozbitą szybę. Oczy Zabójcy były przyzwyczajone do braku światła w otoczeniu, tak więc po adaptacji do środowiska, Skaven nie miał problemów z widzeniem. Człowiek w kapeluszu, strzelał do napastników ze swej broni palnej, jak do kaczek na polowaniu. Ludzie z północy gromili ciężkimi ciosami przybywających wciąż zabójców i rynsztokowców. Dotrzymujący im kroku najemnik wymachiwał krótkim ostrzem, tnąc nożem na oślep przelewał Skaveńską krew. Ciężko było zorientować się, kto jest kim i kto walczy przeciwko komu, ale wśród walczących, nietrudno było rozpoznać uczestników turnieju, których Cunnilingus cały czas po kryjomu obserwował. Trzynasty czując się zdradzony przez swoich własnych braci, postanowił dołączyć do walki na śmierć i życie ramię w ramię z wojownikami Areny Śmierci.
- Spisek... Chcą się mnie pozbyć... Przeczuwałem to po ostatnim incydencie... Ależ oni są uparci... Pozostaje pytanie, dlaczego chcą mojej głowy?
Cunnilingus przywdział swój bojowy rynsztunek i pozostawiając zakrwawione Skaveńskie ciała w swojej norze, wybiegł w stronę karczmy, skąd dochodziły odgłosy walki. W środku było ciemno, mrok rozjaśniał tylko wielki płomień na drugim końcu karczmy. Trzynasty wpadł do ciemnego budynku przez rozbitą szybę. Oczy Zabójcy były przyzwyczajone do braku światła w otoczeniu, tak więc po adaptacji do środowiska, Skaven nie miał problemów z widzeniem. Człowiek w kapeluszu, strzelał do napastników ze swej broni palnej, jak do kaczek na polowaniu. Ludzie z północy gromili ciężkimi ciosami przybywających wciąż zabójców i rynsztokowców. Dotrzymujący im kroku najemnik wymachiwał krótkim ostrzem, tnąc nożem na oślep przelewał Skaveńską krew. Ciężko było zorientować się, kto jest kim i kto walczy przeciwko komu, ale wśród walczących, nietrudno było rozpoznać uczestników turnieju, których Cunnilingus cały czas po kryjomu obserwował. Trzynasty czując się zdradzony przez swoich własnych braci, postanowił dołączyć do walki na śmierć i życie ramię w ramię z wojownikami Areny Śmierci.
Napastnicy otoczyli Kharlota, mieli znaczną przewagę liczebną. Tym gorzej dla nich. W jego kierunku poszybowały noże do rzucania i gwiazdki. Napastnicy wiedzieli, że ich przeciwnik nie zdoła ich spakować, czy uniknąć. Myśleli, że zakończą to szybko. Rozległ się głuchy dźwięk, pociski odbiły się od pancerza Chaosu.
-Żałosne- powiedział Kharlot. Zakręcił toporami i zaatakował. Z początku skaveny ruszyły wściekłe, ale gdy kilku z nich szybko skończyło jako bezgłowe korpusy, zmienili taktykę. Przeciwnicy byli mali i szybcy, przez co trudno było ich trafić. Jeden z nich wskoczył mu na plecy próbując sięgnąć sztyletem szyji, lecz został zmiażdżony o ścianę. Kharlot ciął kolejnego napastnika w locie i kopnął w klatkę piersiową następnego. Pierwszy z nich padł w dwóch częściach, drugi odleciał na kilka metrów. Ciął z góry, a widząc brak miejsca na unik, zabójca spróbował parady. To był błąd. Skończył z rozrąbaną czaszką. Kopnięty skaven umierał ze złamanym mostkiem i przebitymii płucami. Ostatni, zdaje się dowódca grupki, stawiał się najdłużej. Khornita zamarkował cięcie z dołu, a gdy tamten próbował uniknąć ciosu, wypuścił broń, złapał skavena za gardło i przycisnął go do ściany.
-Kto cię nasłał! Jakie miałeś rozkazy!- ryknął.
Tamten zacisnął szczęki. Oczy zaszły mu bielmem, z pomiędzy zębów wydobyły się delikatne strużki zielonego gazu. Skaven rozgryzł szklaną kulkę, by nie ujawnić mocodawców, lub by uniknąć kary za porażkę. Kharlot wypuścił trupa, podniósł broń i rozejżał się. Wokół rozlegały się odgłosy walki. Spojrzał w kierunku karczmy. Pełną była podchmielonych zabijaków, przypominała raczej twierdzę. Napastnicy na pewno żałują swojej decyzji,gdy ujżą jak walczy człowiek do ostatniej kropli wódki. Wtem usłyszał huk wystrzału. Dochodził z przeciwnej strony. Oprócz Magnusa, tylko jedna osoba używała pistoletów... Bez wahania pobiegł w stronę wystrzału.
Selina wystrzeliła do najbliższego napastnika, zwariowała w piruecie, unikając cięcia stalowych pazurów i sztychem zakończyła żywot kolejnego skavena. Była jednak otoczona. Szczury chciały przytłoczyć ją liczebnością. Ich dowódca wydał okrzyk bojowy, lecz ten przeszedł w pisk strachu i zaskoczenia, gdy nagle stalowy moloch zmiażdżył go momentalnie. Atak na chwilę się załamał.
-Wróciłeś-stwierdziła Selina z uśmiechem.
-Nie mogłem przepuścić takiej okazji...- odpowiedział Kharlot.
-Dobra, szybko, plecami do siebie! - wydała krótki rozkaz najemniczka.
To był ostatni moment, bo skaveny ponowiły atak z zdwojoną wściekłością. Rozkaz brzmiał jasno. Nikogo nie brać żywcem. Zabójcy jak rzadko kiedy wykonywali go ze skrupulatnością. Selina, Kharlot i jakiś karzeł raz po raz upuszczali szczurzej krwi.
-Pięknie walczysz.- uśmiechnął się wybraniec.
-Nie zapomniałeś o czymś? Szczury?
-Dobry trening przed walką.
Kharlot sprawiał wrażenie zadowolenia z walki, nikt nie widział jak bardzo doskwierają mu obrażenia z jego pojedynku. Wtem w kierunku Seliny poszybowały szklane pociski wypełnione trującym gazem.
-Uważaj!-krzyknął Kruszący Czaszki, spychając najemniczkę i zasłaniając ją. Odłamki szkła latały wokół, gdy kule uderzyły w karmazynowy pancerz. Kharlot padł na kolano duszą się. Czuł jakby ogień wypełniał mu płuca, dostaje się do tętnic, jak paraliżuje mięśnie i zatruwa mózg. Na nowo czuł palenie, jakby Killian znòw raził go swymi piekielnymi pociskami. Widząc okazję do zwycięstwa, napastnicy potroili wysiłki.
-Kharlot padł! - wrzasnęła Selina.
-Niech walczy dalej.-krzyczał Garth.- Jego jedyną szansa to wpaść w berserk, by zmetabolizować truciznę. Jeśli jest wyznawcą Khorna, to może da radę!
Najemniczka walneła czempiona płazem miecza.
-Słyszałeś! WSTAWAJ TY KUPO MIĘCHA ! MASZ SIĘ WKURZYĆ!
Odpowiedział jej ciężkie dyszenie i zdyszony krzyk bólu.
-NO RUSZAJ SIĘ! POKAŻ ŻEŚ MĄŻ A NIE ELFIE POPYCHADŁO! JUŻ!- poprawiła litanię kopniakiem. Miała prawie łzy w oczach.
Zduszony krzyk przeradzał się w ryk wściekłości. Przestał czuć cokolwiek, odgłosy dochodziły jakby z pod wody, wzrok przysłoniła czerwona mgłą. Zacisnął palce na toporach. Zerwał się na nogi i w ślepej furii uderzył na skaveny.
-Żałosne- powiedział Kharlot. Zakręcił toporami i zaatakował. Z początku skaveny ruszyły wściekłe, ale gdy kilku z nich szybko skończyło jako bezgłowe korpusy, zmienili taktykę. Przeciwnicy byli mali i szybcy, przez co trudno było ich trafić. Jeden z nich wskoczył mu na plecy próbując sięgnąć sztyletem szyji, lecz został zmiażdżony o ścianę. Kharlot ciął kolejnego napastnika w locie i kopnął w klatkę piersiową następnego. Pierwszy z nich padł w dwóch częściach, drugi odleciał na kilka metrów. Ciął z góry, a widząc brak miejsca na unik, zabójca spróbował parady. To był błąd. Skończył z rozrąbaną czaszką. Kopnięty skaven umierał ze złamanym mostkiem i przebitymii płucami. Ostatni, zdaje się dowódca grupki, stawiał się najdłużej. Khornita zamarkował cięcie z dołu, a gdy tamten próbował uniknąć ciosu, wypuścił broń, złapał skavena za gardło i przycisnął go do ściany.
-Kto cię nasłał! Jakie miałeś rozkazy!- ryknął.
Tamten zacisnął szczęki. Oczy zaszły mu bielmem, z pomiędzy zębów wydobyły się delikatne strużki zielonego gazu. Skaven rozgryzł szklaną kulkę, by nie ujawnić mocodawców, lub by uniknąć kary za porażkę. Kharlot wypuścił trupa, podniósł broń i rozejżał się. Wokół rozlegały się odgłosy walki. Spojrzał w kierunku karczmy. Pełną była podchmielonych zabijaków, przypominała raczej twierdzę. Napastnicy na pewno żałują swojej decyzji,gdy ujżą jak walczy człowiek do ostatniej kropli wódki. Wtem usłyszał huk wystrzału. Dochodził z przeciwnej strony. Oprócz Magnusa, tylko jedna osoba używała pistoletów... Bez wahania pobiegł w stronę wystrzału.
Selina wystrzeliła do najbliższego napastnika, zwariowała w piruecie, unikając cięcia stalowych pazurów i sztychem zakończyła żywot kolejnego skavena. Była jednak otoczona. Szczury chciały przytłoczyć ją liczebnością. Ich dowódca wydał okrzyk bojowy, lecz ten przeszedł w pisk strachu i zaskoczenia, gdy nagle stalowy moloch zmiażdżył go momentalnie. Atak na chwilę się załamał.
-Wróciłeś-stwierdziła Selina z uśmiechem.
-Nie mogłem przepuścić takiej okazji...- odpowiedział Kharlot.
-Dobra, szybko, plecami do siebie! - wydała krótki rozkaz najemniczka.
To był ostatni moment, bo skaveny ponowiły atak z zdwojoną wściekłością. Rozkaz brzmiał jasno. Nikogo nie brać żywcem. Zabójcy jak rzadko kiedy wykonywali go ze skrupulatnością. Selina, Kharlot i jakiś karzeł raz po raz upuszczali szczurzej krwi.
-Pięknie walczysz.- uśmiechnął się wybraniec.
-Nie zapomniałeś o czymś? Szczury?
-Dobry trening przed walką.
Kharlot sprawiał wrażenie zadowolenia z walki, nikt nie widział jak bardzo doskwierają mu obrażenia z jego pojedynku. Wtem w kierunku Seliny poszybowały szklane pociski wypełnione trującym gazem.
-Uważaj!-krzyknął Kruszący Czaszki, spychając najemniczkę i zasłaniając ją. Odłamki szkła latały wokół, gdy kule uderzyły w karmazynowy pancerz. Kharlot padł na kolano duszą się. Czuł jakby ogień wypełniał mu płuca, dostaje się do tętnic, jak paraliżuje mięśnie i zatruwa mózg. Na nowo czuł palenie, jakby Killian znòw raził go swymi piekielnymi pociskami. Widząc okazję do zwycięstwa, napastnicy potroili wysiłki.
-Kharlot padł! - wrzasnęła Selina.
-Niech walczy dalej.-krzyczał Garth.- Jego jedyną szansa to wpaść w berserk, by zmetabolizować truciznę. Jeśli jest wyznawcą Khorna, to może da radę!
Najemniczka walneła czempiona płazem miecza.
-Słyszałeś! WSTAWAJ TY KUPO MIĘCHA ! MASZ SIĘ WKURZYĆ!
Odpowiedział jej ciężkie dyszenie i zdyszony krzyk bólu.
-NO RUSZAJ SIĘ! POKAŻ ŻEŚ MĄŻ A NIE ELFIE POPYCHADŁO! JUŻ!- poprawiła litanię kopniakiem. Miała prawie łzy w oczach.
Zduszony krzyk przeradzał się w ryk wściekłości. Przestał czuć cokolwiek, odgłosy dochodziły jakby z pod wody, wzrok przysłoniła czerwona mgłą. Zacisnął palce na toporach. Zerwał się na nogi i w ślepej furii uderzył na skaveny.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Kończąc kolejne piwo Maria z Willardem kontynuowali swą dywagację na temat jakże błędnego stwierdzenia, że elfki są łatwe. Gdy właśnie dochodzili do esencji prostytucji i cech zwiększających prawdopodobieństwo odbycia stosunku z daną kobietą rozmowę przerwał im krzyk któregoś z gości szynku.
Do środka wlała się czarna fala skaveńskich asasynów. Prawie jak pod Talabheim. Tylko tym razem zamiast orków skaveny. Gdy pierwszych pięciu podbiegło do stolika najemników wywrócili stolik. Przeszkoda ta nie zatrzymała sprawnych morderców, którzy ominęli ją bez większych trudności. Jednak para płatnych wojowników już nie okazała się taką łatwą sprawą. Maria w doskoku zabiła nożami do rzucania dwóch umieszczając ostrą stal między oczy zwyrodniałych tworów natury. Trzeci padł wybebeszony w locie przez zabójcze ostrze Reiklandczyka, a czwarty się zawahał na chwilę. O chwilę za długo. Bo nim się przemógł już był bez głowy.
Maria nagle zadygotała. Jej żyły wyszły niebotycznie na wierzch i nabrały czarnego koloru. Oczy początkowo normalne nagle nabrały barwy krwistej czerwieni. Źrenice zwężyły się upodabniając się do kocich. Willard poczuł w powietrzu magię, po czym szybko odsunął się bo przypomniał sobie iż Maria praktykuje magię z domeny Bestii. Ta należała do raczej niebezpiecznych, o czym wszyscy tu obecni mieli się zaraz okazję przekonać.
Z furią ruszyła na największe kłębowisko czarnej masy. Jej wakizashi cieły powietrze za każdym razem pozostawiając delikatną smugę krwi zawieszoną na chwilkę, bo to by zaraz spaść na ziemie, rozbryznąć się i wchłonąć w klepisko. Po chwili najemnik dostrzegł też inne zamiany w Marii. Był zajęty walką, więc nie zauważył od razu Jej dłonie pokrywała teraz rzadka szczecina, a na skórze wyrosły jej kostne płytki pancerza. Cieła bez opamiętania a ostrza przeciwników odbijały się od jej skóry. Nawet nie musiała parować. W tym momencie całkowicie pochłonęła się mordem...
Do środka wlała się czarna fala skaveńskich asasynów. Prawie jak pod Talabheim. Tylko tym razem zamiast orków skaveny. Gdy pierwszych pięciu podbiegło do stolika najemników wywrócili stolik. Przeszkoda ta nie zatrzymała sprawnych morderców, którzy ominęli ją bez większych trudności. Jednak para płatnych wojowników już nie okazała się taką łatwą sprawą. Maria w doskoku zabiła nożami do rzucania dwóch umieszczając ostrą stal między oczy zwyrodniałych tworów natury. Trzeci padł wybebeszony w locie przez zabójcze ostrze Reiklandczyka, a czwarty się zawahał na chwilę. O chwilę za długo. Bo nim się przemógł już był bez głowy.
Maria nagle zadygotała. Jej żyły wyszły niebotycznie na wierzch i nabrały czarnego koloru. Oczy początkowo normalne nagle nabrały barwy krwistej czerwieni. Źrenice zwężyły się upodabniając się do kocich. Willard poczuł w powietrzu magię, po czym szybko odsunął się bo przypomniał sobie iż Maria praktykuje magię z domeny Bestii. Ta należała do raczej niebezpiecznych, o czym wszyscy tu obecni mieli się zaraz okazję przekonać.
Z furią ruszyła na największe kłębowisko czarnej masy. Jej wakizashi cieły powietrze za każdym razem pozostawiając delikatną smugę krwi zawieszoną na chwilkę, bo to by zaraz spaść na ziemie, rozbryznąć się i wchłonąć w klepisko. Po chwili najemnik dostrzegł też inne zamiany w Marii. Był zajęty walką, więc nie zauważył od razu Jej dłonie pokrywała teraz rzadka szczecina, a na skórze wyrosły jej kostne płytki pancerza. Cieła bez opamiętania a ostrza przeciwników odbijały się od jej skóry. Nawet nie musiała parować. W tym momencie całkowicie pochłonęła się mordem...
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[
Ktoś chce nas wyeliminować ? Nie damy się ! ]
- Nie prawda ! - krzyknął Haakar - Było ich prawie dwa tuziny !
- A ostanio mówiłeś że siedemnaście... - rzekł nieco znudzony dyskusją Hrothgar, kreśląc zamoczonym w piwie palcem runy w okruchach.
Wtedy światło zgasło i dało się słyszeć piski, potem krótki krzyk i szczęk oręża. Hrothgar od razu odruchowo sięgnął po topór, i spojrzał nerwowo na resztę kompanii. Drzwi runęły z gwałtownym trzaskiem i w progu zwaliło się posiekane ciało najemnika, który przed chwilą wyszedł, po nim w ciemności sali wpadła chmara czarnych płaszczy i świecących ślepi. Z początku norsmen pomyślał, że to jakieś nowe skaveńskie rozgrywki, lecz gdy asasyni rzucili się na gości, zabijajac ich bez litosci od razu wziął się do działania.
- Chcą nas zarżnąć ! Na młot Thora, do broni !!! - Hrothgar natychmiast wstał, zwalczając zawroty głowy i chwycił topór o dwóch ostrzach i na opak złapał tarczę. Thorleif również uczynił podobnie. Haakar bezskutecznie szukając broni, przewrócił talerz, w który od razu wbiły się dwa zatrute noże, miał szczęście. Turo w momencie ataku sięgał właśnie po upieczonego z ziołami kurczaka, gdy wbiły się w niego ociekające czerwoną mazią, żelazne gwiazdki. Wojownik cofnął rękę jak oparzony i po chwili wścieknięty rzucił daniem w kierunku napastników. Potem wstał i ujął młot i tarczę. Skaven zaszarżował na niego, lecz gruby nors odbił go brzuchem i nastąpił całym ciężarem na twarz powalonego, która zapadła się z obrzydliwym chrupnięciem.
Wciąż nucący poplątane melodie, pijani biliźniacy Torstenssonowie zataczali się, przez to mijając nadlatujące pociski. Gdy usłyszeli słowo "bronić się" Leif od razu nałożył strzałę nacięciwę, szkoda tylko że cięciwą była struna, a łukiem - harfa. Jednak jakimś cudem pocisk wystrzelił przy akompaniamencie pękających strun. Strzała przeleciała nad głowami kanalarzy, ale biorąc pod uwagę stan trzeźwości Leifa, dobrze że chociaż poleciała we właściwym kierunku. Pocisk odstrzelił kawałek półki z szyldem i trofeami znad drzwi, powodując jej upadek na napastników i chwilowe zatamowanie napływu wrogów. Thorrvald, zamachując się mieczem w pochwie na wyimaginowanych i prawdziwych nieprzyjaciół, odbił szklaną kulę, która wybuchła wśród zabójców. Po zarąbaniu kilku wrogów Norsmeni zorientowali się że pojedynczo zostaną otoczeni i wybici szybkością stworów. Poza tym reszta drużyny nie była - powiedzmy - "całkiem trzeźwa". Hrothgar przekrzyknął zgiełk walki i wrzaski ludzi.
- Skjöldur vegg ! Skjöldur veeeegg !
Dość wyraźny rozkaz otrzeźwił resztę zaskoczonej bandy i po chwili zmagań z asasynami Thorleif, Einarr, Hrothgar, Vidarr i Turo stanęli ławą, formując słynny mur z tarcz na środku sali. Haakar i bliźniacy, którzy nie mieli tarcz złapali stołek, krzesło i półmisek, a następnie pociągnięci do tyłu, także włączyli się do formacji. Olaf, próbował trafić wielkim, dwuręcznym toporem w skaczących asasynów. Słabo mu szło bo po chwili zarobił kilka cięć i niemal zginął. Einarr zauważył kłopoty wielkiego towarzysza i rzucił mu wyjęty zza pasa zapasowy, jednoręczny topór, wołając : "Cofnij się durniu i łap coś do obrony !" W umyśle Olafa, promień rozwagi przebił opary alkoholu i Norsmen ujął w drugą rękę pół stołu, wzmacniając lewą flankę muru.
Teraz szło znacznie lepiej. Szarżujacy skrytobójca nadział się na wystawioną włocznię Vidarra, inny został odrzucony kopniakiem i zdekapitowany mieczem, kolejny przywitał głową zdobny młot Einarra. Hrothgar zauważył że ci którzy nie mogli się bronić ukryli się za ich plecami, a po lewej Edlin pokonał nożem kilka skavenów. Magnus zastrzelił skavena i zaszarżował w ciemności ze świecącym rapierem. Aszkael, zapedzony pod zgasłe palenisko walczył o życie. Do tego przez jedno z okien wpadł jakiś zabójca szczurów, lecz o dziwo zaatakował inne szczury. Hrothgar chciał go zarąbać, gdy był blisko, lecz przypomniał sobie że ten to jednak zawodnik areny.
Wtedy sufit nad nimi rozgrzał się i spadł, ochlapując pechowego skavena. Zaraz jednak przez nowy otwór wpadło dwa razy więcej asasynów. Czerwonobrody norsmen przez chwilę zauważył na dachu skavena o spiłowanych zębach, wydającego rozkazy. Gorejąca kałuża stopionej stali na środku niejako oświetlała salę, ukazując przewagę liczebną wroga...
O proszę, teraz z Hulka ? Khulk, Selina Betty i Gerth jako mini doktor SamsonByqu pisze: Jego jedyną szansa to wpaść w berserk, by zmetabolizować truciznę. Jeśli jest wyznawcą Khorna, to może da radę!
-Słyszałeś! WSTAWAJ TY KUPO MIĘCHA ! MASZ SIĘ WKURZYĆ!
Odpowiedział jej ciężkie dyszenie i zdyszony krzyk bólu.
-NO RUSZAJ SIĘ! POKAŻ ŻEŚ MĄŻ A NIE ELFIE POPYCHADŁO! JUŻ!- poprawiła litanię kopniakiem. Miała prawie łzy w oczach.
Zduszony krzyk przeradzał się w ryk wściekłości. Przestał czuć cokolwiek, odgłosy dochodziły jakby z pod wody, wzrok przysłoniła czerwona mgłą. Zacisnął palce na toporach. Zerwał się na nogi i w ślepej furii uderzył na skaveny.
Ktoś chce nas wyeliminować ? Nie damy się ! ]
- Nie prawda ! - krzyknął Haakar - Było ich prawie dwa tuziny !
- A ostanio mówiłeś że siedemnaście... - rzekł nieco znudzony dyskusją Hrothgar, kreśląc zamoczonym w piwie palcem runy w okruchach.
Wtedy światło zgasło i dało się słyszeć piski, potem krótki krzyk i szczęk oręża. Hrothgar od razu odruchowo sięgnął po topór, i spojrzał nerwowo na resztę kompanii. Drzwi runęły z gwałtownym trzaskiem i w progu zwaliło się posiekane ciało najemnika, który przed chwilą wyszedł, po nim w ciemności sali wpadła chmara czarnych płaszczy i świecących ślepi. Z początku norsmen pomyślał, że to jakieś nowe skaveńskie rozgrywki, lecz gdy asasyni rzucili się na gości, zabijajac ich bez litosci od razu wziął się do działania.
- Chcą nas zarżnąć ! Na młot Thora, do broni !!! - Hrothgar natychmiast wstał, zwalczając zawroty głowy i chwycił topór o dwóch ostrzach i na opak złapał tarczę. Thorleif również uczynił podobnie. Haakar bezskutecznie szukając broni, przewrócił talerz, w który od razu wbiły się dwa zatrute noże, miał szczęście. Turo w momencie ataku sięgał właśnie po upieczonego z ziołami kurczaka, gdy wbiły się w niego ociekające czerwoną mazią, żelazne gwiazdki. Wojownik cofnął rękę jak oparzony i po chwili wścieknięty rzucił daniem w kierunku napastników. Potem wstał i ujął młot i tarczę. Skaven zaszarżował na niego, lecz gruby nors odbił go brzuchem i nastąpił całym ciężarem na twarz powalonego, która zapadła się z obrzydliwym chrupnięciem.
Wciąż nucący poplątane melodie, pijani biliźniacy Torstenssonowie zataczali się, przez to mijając nadlatujące pociski. Gdy usłyszeli słowo "bronić się" Leif od razu nałożył strzałę nacięciwę, szkoda tylko że cięciwą była struna, a łukiem - harfa. Jednak jakimś cudem pocisk wystrzelił przy akompaniamencie pękających strun. Strzała przeleciała nad głowami kanalarzy, ale biorąc pod uwagę stan trzeźwości Leifa, dobrze że chociaż poleciała we właściwym kierunku. Pocisk odstrzelił kawałek półki z szyldem i trofeami znad drzwi, powodując jej upadek na napastników i chwilowe zatamowanie napływu wrogów. Thorrvald, zamachując się mieczem w pochwie na wyimaginowanych i prawdziwych nieprzyjaciół, odbił szklaną kulę, która wybuchła wśród zabójców. Po zarąbaniu kilku wrogów Norsmeni zorientowali się że pojedynczo zostaną otoczeni i wybici szybkością stworów. Poza tym reszta drużyny nie była - powiedzmy - "całkiem trzeźwa". Hrothgar przekrzyknął zgiełk walki i wrzaski ludzi.
- Skjöldur vegg ! Skjöldur veeeegg !
Dość wyraźny rozkaz otrzeźwił resztę zaskoczonej bandy i po chwili zmagań z asasynami Thorleif, Einarr, Hrothgar, Vidarr i Turo stanęli ławą, formując słynny mur z tarcz na środku sali. Haakar i bliźniacy, którzy nie mieli tarcz złapali stołek, krzesło i półmisek, a następnie pociągnięci do tyłu, także włączyli się do formacji. Olaf, próbował trafić wielkim, dwuręcznym toporem w skaczących asasynów. Słabo mu szło bo po chwili zarobił kilka cięć i niemal zginął. Einarr zauważył kłopoty wielkiego towarzysza i rzucił mu wyjęty zza pasa zapasowy, jednoręczny topór, wołając : "Cofnij się durniu i łap coś do obrony !" W umyśle Olafa, promień rozwagi przebił opary alkoholu i Norsmen ujął w drugą rękę pół stołu, wzmacniając lewą flankę muru.
Teraz szło znacznie lepiej. Szarżujacy skrytobójca nadział się na wystawioną włocznię Vidarra, inny został odrzucony kopniakiem i zdekapitowany mieczem, kolejny przywitał głową zdobny młot Einarra. Hrothgar zauważył że ci którzy nie mogli się bronić ukryli się za ich plecami, a po lewej Edlin pokonał nożem kilka skavenów. Magnus zastrzelił skavena i zaszarżował w ciemności ze świecącym rapierem. Aszkael, zapedzony pod zgasłe palenisko walczył o życie. Do tego przez jedno z okien wpadł jakiś zabójca szczurów, lecz o dziwo zaatakował inne szczury. Hrothgar chciał go zarąbać, gdy był blisko, lecz przypomniał sobie że ten to jednak zawodnik areny.
Wtedy sufit nad nimi rozgrzał się i spadł, ochlapując pechowego skavena. Zaraz jednak przez nowy otwór wpadło dwa razy więcej asasynów. Czerwonobrody norsmen przez chwilę zauważył na dachu skavena o spiłowanych zębach, wydającego rozkazy. Gorejąca kałuża stopionej stali na środku niejako oświetlała salę, ukazując przewagę liczebną wroga...
[Ciekawy pomysł ]
Magnus po upewnieniu się z kim walczy udał się do swojej obecnej kwatery ,mijając po drodze spacerującego w najlepsze Kharlota i Selinę. Wszedł schodami do góry i wkroczył do swego pokoju zamekając za sobą drzwi. Od wizyty Sethepa jego "oaza" zmieniła się. Nałożył nowe błogosławieństwa na ścianach ,starannie i równo pościelił łózko oraz sprowadził klęcznik ,kóry zamówił tuż po walce Kiliana. Jednak coś go zaniepokoiło ,poczuł przeraźliwy smród ,który drażnił jego nozdrza "Chmm...to nie po elfie... jego załatwiła zapadnia..." odruchowo odbezpieczył pistolet i opanowany podszedł do okna. Nagle usłyszał głośny trzask wywarzania drzwi frontowych do kwater i pisk Skavenów wbiegających po schodach ,von Bittenberg szybko wyjął rapier ,wycelował pistolet w stronę drzwi i w pozycji obronnej wyczekiwał. "A więc tak postanowiono zakończyć Arenę... zdradzieckie szczury... wiec dobrze...chodźcie...sługa boży czeka na wasze dusze..." przez chwilę było słychać jeszcze piski na korytarzu ,lecz szybko ucichły. W ułamku sekundy w wielkim hałasie Skaveni wywarzyli drzwi. Pierwszy szczur zniknął spadając przez zapadnią ,lecz kolejne nie zwracając na to uwagi rzuciły się na łowcę ,który odpalił pistolet ,wielki huk zakończył żywot następnego szczura ,który padł tuż pod nogami swoich towarzyszy ,dwóch kolejnych Skavenów zostało precyzyjnie przebitych rapierem. Magnus bez ustanku odpierał kolejne fale szturmujących stworzeń ,bez zawachania rąbiąc ich swoim rapierem ,a w drugiej ręce dzierżąc pistolet. Po upływie parunastu minut walki ,które zdawały sie chwilą inkwizytor odparł napastników - żaden nie przeżył. Magnus klęknął podpierając się ostrzem ,po czym szepnął "Ofiara została spełniona..." wstał i udał się prędko w stronę wyjścia. Jednak jeszcze jeden Skaven próbował go zlikwidować. Zwinny skrytobójca chciał wpaść przez okno ,na szczęście łowcy była tam założona wcześniej pułapka - gdy Skaven był prawie w pokoju,maszyneria działająca na zasadzie gilotyny przepołowiła go. Magnus zatrzymał sie jeszcze na chwilę przy zapadni ,widzac nabitego na wielkie kolce szczura "No proszę...tym razem maszyna zadziałała tak jak powinna..." Po tych słowach von Bittenberg pobiegł w stronę karczmy. W środku był wielki zamęt ,utworzona przez paru zawodników formacja w kształcie okręgu ,masa Skavenów atakująca ich oraz dziesiątki niewolników wybijających się nawzajem. Inkiwzytor szybko dołączył do zawodników. Gdy był gotowy do walki ,zatrzymał się na chwlę widząc Harrena ,chowającego się za Edlinem "Zaraz ,czy to nie? ...tylko skąd by się tu wzięli..." jego myśli przerwał potężny atak Skavenów uzbrojonych w noże. Von Bittenberg starał utrzymać pozycję mimo natłoku wrogów. Zręcznie odpierał ciosy rapierem ,wypalajac co jakis czas z pistoletu Zawodnikom nie pozostało nic innego jak walczyć i czekać na cud.
Magnus po upewnieniu się z kim walczy udał się do swojej obecnej kwatery ,mijając po drodze spacerującego w najlepsze Kharlota i Selinę. Wszedł schodami do góry i wkroczył do swego pokoju zamekając za sobą drzwi. Od wizyty Sethepa jego "oaza" zmieniła się. Nałożył nowe błogosławieństwa na ścianach ,starannie i równo pościelił łózko oraz sprowadził klęcznik ,kóry zamówił tuż po walce Kiliana. Jednak coś go zaniepokoiło ,poczuł przeraźliwy smród ,który drażnił jego nozdrza "Chmm...to nie po elfie... jego załatwiła zapadnia..." odruchowo odbezpieczył pistolet i opanowany podszedł do okna. Nagle usłyszał głośny trzask wywarzania drzwi frontowych do kwater i pisk Skavenów wbiegających po schodach ,von Bittenberg szybko wyjął rapier ,wycelował pistolet w stronę drzwi i w pozycji obronnej wyczekiwał. "A więc tak postanowiono zakończyć Arenę... zdradzieckie szczury... wiec dobrze...chodźcie...sługa boży czeka na wasze dusze..." przez chwilę było słychać jeszcze piski na korytarzu ,lecz szybko ucichły. W ułamku sekundy w wielkim hałasie Skaveni wywarzyli drzwi. Pierwszy szczur zniknął spadając przez zapadnią ,lecz kolejne nie zwracając na to uwagi rzuciły się na łowcę ,który odpalił pistolet ,wielki huk zakończył żywot następnego szczura ,który padł tuż pod nogami swoich towarzyszy ,dwóch kolejnych Skavenów zostało precyzyjnie przebitych rapierem. Magnus bez ustanku odpierał kolejne fale szturmujących stworzeń ,bez zawachania rąbiąc ich swoim rapierem ,a w drugiej ręce dzierżąc pistolet. Po upływie parunastu minut walki ,które zdawały sie chwilą inkwizytor odparł napastników - żaden nie przeżył. Magnus klęknął podpierając się ostrzem ,po czym szepnął "Ofiara została spełniona..." wstał i udał się prędko w stronę wyjścia. Jednak jeszcze jeden Skaven próbował go zlikwidować. Zwinny skrytobójca chciał wpaść przez okno ,na szczęście łowcy była tam założona wcześniej pułapka - gdy Skaven był prawie w pokoju,maszyneria działająca na zasadzie gilotyny przepołowiła go. Magnus zatrzymał sie jeszcze na chwilę przy zapadni ,widzac nabitego na wielkie kolce szczura "No proszę...tym razem maszyna zadziałała tak jak powinna..." Po tych słowach von Bittenberg pobiegł w stronę karczmy. W środku był wielki zamęt ,utworzona przez paru zawodników formacja w kształcie okręgu ,masa Skavenów atakująca ich oraz dziesiątki niewolników wybijających się nawzajem. Inkiwzytor szybko dołączył do zawodników. Gdy był gotowy do walki ,zatrzymał się na chwlę widząc Harrena ,chowającego się za Edlinem "Zaraz ,czy to nie? ...tylko skąd by się tu wzięli..." jego myśli przerwał potężny atak Skavenów uzbrojonych w noże. Von Bittenberg starał utrzymać pozycję mimo natłoku wrogów. Zręcznie odpierał ciosy rapierem ,wypalajac co jakis czas z pistoletu Zawodnikom nie pozostało nic innego jak walczyć i czekać na cud.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Aszkael pił piwo w karczmie, kiedy nagle przez okna wpadło kilkadziesiąt skaveńskich bomb. A przez drzwi wpadła cała horda szczurzych wojowników. Istoty mordowały co popadnie, jednak głownie zainteresowały się zawodnikami. Najpierw rzucili się na Marię, wybraniec nie miał jednak czasu oglądać jej walki. Grupa zabójców już byłą przy nim. Wojownik dzierżył już swój miecz a tarcze trzymał w gotowości. Skaveńskie ścierwa zaczęły go otaczać. Aszkael ciął na lewo i prawo, napastnicy padali tak szybko jak szybko w drzwiach pojawiały się nowe. Nagle z sufitu spadła ciekła stal, wysyłając kilku skavenów w objęcia śmierci. Wybraniec właśnie przebił jednego ze skrytobójców, kiedy naglę z sufitu spadła kolejna niespodzianka. Czarny dym wypełnił pomieszczenie, wszyscy walczyli w mroku. Aszkael klął pod nosem, kiedy nagle potężne uderzenie odrzuciło go w tył. Wybraniec wyleciał przez okno na zewnątrz. Tuż za nim, dosłownie przez ścianę wyszedł potężny szczuro-ogr.
-Czego te skaveny z sobą nie mają?!-Krzyknął- Niech biją, dzwony śmierci!- dodał rzucając się na wielką bestię którą otaczało już trzech skrytobójców.
Wielka bestia ruszyła naprzód tratując jednego ze swoich poganiaczy. Aszkael uniknął ciosu bestii, samemu tnąc. Zabawka klanu Molder rykła po czym zamachła się łapą, na końcu której znajdowały się potężne żelazne pazury. Jednak nawet tak potężny cios został zatrzymany się na tarczy wojownika. Skaveńscy zabójcy skorzystali z okazji, obydwaj rzucili się na plecy Aszkaela. Na szczęście dla wojownika szczura broń nie dała rady przebić pancerza chaosu. Wybraniec wykonał cięcie z pół obrotu. Jeden ze skavenów nie zdążył wykonać uniku. Ostrze praktycznie przecięło go w pół. Wybraniec bawił się świetnie, dawno nie brał udziału w tak wspaniałej bitwie. Jednak stracił koncentracje. Szczuro-ogr złapał go w swoją masywną łapę i cisnął nim o budynek. Aszkael przeleciał przez ścianę, jednak szybko podniósł się na nogi gotów walczyć dalej. W budynku panował mrok jedynym źródłem światłą była dziura przez którą wpadł. Budynek był swojego rodzaju magazynem, wszędzie leżały skrzynie różniej maści. Wybraniec zauważył że są to nie tylko wyroby skaveńskie. Na jednej ze skrzyń leżał elfi hełm, trochę dalej krasnoludziki młot. Czyżby łupy wojenne? Wojownik usłyszał piski, zauważył ze w budynku są klatki w których zamknięto szczury o wielkości co najmniej kucyków. Nigdy czegoś takiego nie widział. Rozmyślania Aszkaela przerwał huk. Ściana poszła w drzazgi. Bestia była zawzięta. Szczurzy-ogr rzucił się do niszczycielskiej szarży. Wybraniec tym razem postanowił się odsunąć. Kiedy bestia go minęła zaatakował nie chronione plecy. Szczur ryknął kiedy ostrze zagłębiło się w jego ciele. Aszkael uskoczył kiedy ciężka i opancerzona łapa ruszyła w jego stronę. Szczuro-ogr mino ran znów zaatakował, cios jednak minął wybrańca który wbił miecz w gardziel oponęta. Bestia osunęła się na ziemie. Wybraniec rozejrzał się po pomieszczeniu, nie było już tu żadnego nieprzyjaciela. Wtedy Aszkael to zauważył i wpadł na dość dziwaczny pomysł.
Już po kilku minutach z magazynu wytoczył się khemrijski rydwan zaprzęgnięty w cztery szczuro-kuce. Aszkael zajął miejsce woźnicy, tarcze przerzucił przez plecy a w rękach ściskał bat i swój miecz. Prowizoryczny rydwan ruszył przed siebie z zadowalającą wojownika prędkością. Wybraniec skierował maszynę w stronę kordonu utworzonego przez zawodników, tratując po drodze zaskoczone skaveny.
-Czego te skaveny z sobą nie mają?!-Krzyknął- Niech biją, dzwony śmierci!- dodał rzucając się na wielką bestię którą otaczało już trzech skrytobójców.
Wielka bestia ruszyła naprzód tratując jednego ze swoich poganiaczy. Aszkael uniknął ciosu bestii, samemu tnąc. Zabawka klanu Molder rykła po czym zamachła się łapą, na końcu której znajdowały się potężne żelazne pazury. Jednak nawet tak potężny cios został zatrzymany się na tarczy wojownika. Skaveńscy zabójcy skorzystali z okazji, obydwaj rzucili się na plecy Aszkaela. Na szczęście dla wojownika szczura broń nie dała rady przebić pancerza chaosu. Wybraniec wykonał cięcie z pół obrotu. Jeden ze skavenów nie zdążył wykonać uniku. Ostrze praktycznie przecięło go w pół. Wybraniec bawił się świetnie, dawno nie brał udziału w tak wspaniałej bitwie. Jednak stracił koncentracje. Szczuro-ogr złapał go w swoją masywną łapę i cisnął nim o budynek. Aszkael przeleciał przez ścianę, jednak szybko podniósł się na nogi gotów walczyć dalej. W budynku panował mrok jedynym źródłem światłą była dziura przez którą wpadł. Budynek był swojego rodzaju magazynem, wszędzie leżały skrzynie różniej maści. Wybraniec zauważył że są to nie tylko wyroby skaveńskie. Na jednej ze skrzyń leżał elfi hełm, trochę dalej krasnoludziki młot. Czyżby łupy wojenne? Wojownik usłyszał piski, zauważył ze w budynku są klatki w których zamknięto szczury o wielkości co najmniej kucyków. Nigdy czegoś takiego nie widział. Rozmyślania Aszkaela przerwał huk. Ściana poszła w drzazgi. Bestia była zawzięta. Szczurzy-ogr rzucił się do niszczycielskiej szarży. Wybraniec tym razem postanowił się odsunąć. Kiedy bestia go minęła zaatakował nie chronione plecy. Szczur ryknął kiedy ostrze zagłębiło się w jego ciele. Aszkael uskoczył kiedy ciężka i opancerzona łapa ruszyła w jego stronę. Szczuro-ogr mino ran znów zaatakował, cios jednak minął wybrańca który wbił miecz w gardziel oponęta. Bestia osunęła się na ziemie. Wybraniec rozejrzał się po pomieszczeniu, nie było już tu żadnego nieprzyjaciela. Wtedy Aszkael to zauważył i wpadł na dość dziwaczny pomysł.
Już po kilku minutach z magazynu wytoczył się khemrijski rydwan zaprzęgnięty w cztery szczuro-kuce. Aszkael zajął miejsce woźnicy, tarcze przerzucił przez plecy a w rękach ściskał bat i swój miecz. Prowizoryczny rydwan ruszył przed siebie z zadowalającą wojownika prędkością. Wybraniec skierował maszynę w stronę kordonu utworzonego przez zawodników, tratując po drodze zaskoczone skaveny.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
- Teclis? Potężny mag, chociaż ni… -- drzwi wypadły z zawiasów i do pokoju wlała się fala skavenów. Hieroglify wyryte na ścianach rozjarzyły się nienawistną czerwienią i pierwszy skrytobójca padł na ziemie w konwulsjach. W wśród rozpaczliwych popiskiwań i woni piżma szczuroczłek tarzał się konwulsyjnie po ziemi, a niewidzialne smugi magii wysysały z jego ciała całą wilgoć. Skóra wyschła, nabrała szarego odcienia, mięśnie się rozłożyły a gałki oczne wyparowały; Po chwili z przeciwnika została niewielkie zmumifikowane zwłoki.
Chociaż na resztę skavenów nie klątwie nie starczyło mocy, to odwróciła uwagę przeciwników i dała ona bohaterom kilka cennych sekund. Sethep porwał swój kostur i wiszącą na ścianie pochodnię unikając tym samym noży i shurikenów, które właśnie wbijały się w krzesło. Wiedział że w walce z wieloma przeciwnikami będzie się liczyć ilość, a nie siła ciosów, a poza tym może uda się za pomocą ognia odstraszyć szczuroludzi. Może… Pierwszy cios przyjął na pochodnię, drugi przebił jego ceremonialne szaty, ale zsunął się po kościach. W normalnych warunkach trucizna uśmierciła by nieszczęśnika w parę sekund, ale Sethep poczuł tylko spory odpływ energii. W miejscu uderzenia kość pieniła się i miękła grożąc ułamaniem. Niestety w bezpośredniej walce w niewielkim pomieszczeniu nie było czasu na skomplikowane Nehekhariańskie czary.
Kontratakując licz głownią kostura rozbił głowę pierwszego skrytobójcy, a uderzeniem trzonka wywrócił drugiego. Dało mu to chwilę na rozeznaniu w sytuacji. Napastnicy dysponowali chyba nieograniczonymi zasobami żołnierzy, coraz więcej wbiegało przez drzwi. Elf z powodu braku swego miecza dzierżył chopesz Ephata (,,nie zdążyłem go wskrzesić, a jak byłby teraz pomocny!”) i choć nie był przyzwyczajony do tak egzotycznej broni, to ze zadziwiającą skutecznością dekapitował kolejnych przeciwników. Wtem rozległy się ciężkie kroki i Uszbati wkroczyło do akcji. Jednym potężnym ciosem dwuręcznego cepa rozgniotło trio skrytobójców, wybijając przy tym potężną dziurę w ścianie, a drugim odrzucając przeciwników do tyłu. Potem zaklęta w kamieniu dusza wojownika ruszył w przez drzwi w niszczycielskiej szarży. Błysnęło chorobliwe zielonkawe światło i niewielka część posągu wyparowała, a cała reszta rozprysnął a się w deszczy zadających dotkliwe rany odłamków.
Przy drzwiach stał skaven, owinięty cały przewodami (część z nich wnikała w jego ciało), a na plecach miał dwa zbiorniki z opalizującą cieczą. Jednak najbardziej przyciągała uwagę dziwan broń, którą właśnie celował w licza a ciecz ze zbiorników przepływała do niej. Znajdujący się na jej wierzchu spaczkryształ zaczął coraz mocniej świecić.
Licz krzyknął całym swym gniewem. Brzmiała w nim cała nienawiść i złość za cierpienia, jakie doznali mieszczańscy Nehekhary zarówno od żywych i umarłych. Horda skavenów zawahała się na ćwierć sekundy. I tyle starczyło.
Licza ogarnął całkowity spokój, sprawował żelazną kontrolę nad swoją świadomością, a jego wysuszony i zimny mózg przetwarzał wszystkie informacje,, jakie mogły uratować jego właściciela. Cechy skawenów, możliwości walk ilub ucieczki, plan budynku, szansa na powodzenia danego rozwiązania. I po chwili już wiedział. Zamachnął się pochodnią i rzucił nią potężnie. I wtedy wszystko stało się naraz. Spaczinzynier zasłonił się ręką, jednocześnie naciskając spust broni, elf rzucił się na licza, a pochodniaprzeleciała przez dziurę w ścienia do sąsiedniego pokoju. A był to pokój Kiliana.
Licz nie celował w skawenów, o nie. Jak już definitywnie umrzeć, to ze stylem i z jak największą liczbą zabitych wrogów.
Elf podciął licza, i polecieli razem w strone okna, gdy obok nich mignął zielonkawy strumień energii, przypalająć im włosy i bandaże i anihilując okno razem ze ścianę i kawałkiem podłogi. Licz czł nic pod swoimi nogami.
Pokój niziołka był skromnie lecz schludnie umeblowany, wszędzie widniały niezbytł ładnie narysowane symbole sigmara.
Kilian przed walką zamówił dla siebie beczkę Strzemiennej 114%, aby świętować zwycięstwo. I także beczkę proch, aby trochę poeksperymentować po wygranej walce. Był także zbyt pijany aby zamknąć kufer w którym znajdowało się około pięciu tuzinów jego zabójczych pocisków. I A na to wszystko, po pięknej, wręcz podręcznikowej paraboli spadła skwiercząca wesołym ogniem pochodnia.
PIERDUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ogromna kula ognia, roztopionego metalu i skavenów zastąpiła miejsce kwatery, rozszerzając się we wszystkich kierunkach. O Sethep i Cladris, pchani falą uderzeniową odlecieli w nieznanym kierunku , na końcu którego znajdowała się znana karczma…
[ciekawy ewent, gratulacje ]
Chociaż na resztę skavenów nie klątwie nie starczyło mocy, to odwróciła uwagę przeciwników i dała ona bohaterom kilka cennych sekund. Sethep porwał swój kostur i wiszącą na ścianie pochodnię unikając tym samym noży i shurikenów, które właśnie wbijały się w krzesło. Wiedział że w walce z wieloma przeciwnikami będzie się liczyć ilość, a nie siła ciosów, a poza tym może uda się za pomocą ognia odstraszyć szczuroludzi. Może… Pierwszy cios przyjął na pochodnię, drugi przebił jego ceremonialne szaty, ale zsunął się po kościach. W normalnych warunkach trucizna uśmierciła by nieszczęśnika w parę sekund, ale Sethep poczuł tylko spory odpływ energii. W miejscu uderzenia kość pieniła się i miękła grożąc ułamaniem. Niestety w bezpośredniej walce w niewielkim pomieszczeniu nie było czasu na skomplikowane Nehekhariańskie czary.
Kontratakując licz głownią kostura rozbił głowę pierwszego skrytobójcy, a uderzeniem trzonka wywrócił drugiego. Dało mu to chwilę na rozeznaniu w sytuacji. Napastnicy dysponowali chyba nieograniczonymi zasobami żołnierzy, coraz więcej wbiegało przez drzwi. Elf z powodu braku swego miecza dzierżył chopesz Ephata (,,nie zdążyłem go wskrzesić, a jak byłby teraz pomocny!”) i choć nie był przyzwyczajony do tak egzotycznej broni, to ze zadziwiającą skutecznością dekapitował kolejnych przeciwników. Wtem rozległy się ciężkie kroki i Uszbati wkroczyło do akcji. Jednym potężnym ciosem dwuręcznego cepa rozgniotło trio skrytobójców, wybijając przy tym potężną dziurę w ścianie, a drugim odrzucając przeciwników do tyłu. Potem zaklęta w kamieniu dusza wojownika ruszył w przez drzwi w niszczycielskiej szarży. Błysnęło chorobliwe zielonkawe światło i niewielka część posągu wyparowała, a cała reszta rozprysnął a się w deszczy zadających dotkliwe rany odłamków.
Przy drzwiach stał skaven, owinięty cały przewodami (część z nich wnikała w jego ciało), a na plecach miał dwa zbiorniki z opalizującą cieczą. Jednak najbardziej przyciągała uwagę dziwan broń, którą właśnie celował w licza a ciecz ze zbiorników przepływała do niej. Znajdujący się na jej wierzchu spaczkryształ zaczął coraz mocniej świecić.
Licz krzyknął całym swym gniewem. Brzmiała w nim cała nienawiść i złość za cierpienia, jakie doznali mieszczańscy Nehekhary zarówno od żywych i umarłych. Horda skavenów zawahała się na ćwierć sekundy. I tyle starczyło.
Licza ogarnął całkowity spokój, sprawował żelazną kontrolę nad swoją świadomością, a jego wysuszony i zimny mózg przetwarzał wszystkie informacje,, jakie mogły uratować jego właściciela. Cechy skawenów, możliwości walk ilub ucieczki, plan budynku, szansa na powodzenia danego rozwiązania. I po chwili już wiedział. Zamachnął się pochodnią i rzucił nią potężnie. I wtedy wszystko stało się naraz. Spaczinzynier zasłonił się ręką, jednocześnie naciskając spust broni, elf rzucił się na licza, a pochodniaprzeleciała przez dziurę w ścienia do sąsiedniego pokoju. A był to pokój Kiliana.
Licz nie celował w skawenów, o nie. Jak już definitywnie umrzeć, to ze stylem i z jak największą liczbą zabitych wrogów.
Elf podciął licza, i polecieli razem w strone okna, gdy obok nich mignął zielonkawy strumień energii, przypalająć im włosy i bandaże i anihilując okno razem ze ścianę i kawałkiem podłogi. Licz czł nic pod swoimi nogami.
Pokój niziołka był skromnie lecz schludnie umeblowany, wszędzie widniały niezbytł ładnie narysowane symbole sigmara.
Kilian przed walką zamówił dla siebie beczkę Strzemiennej 114%, aby świętować zwycięstwo. I także beczkę proch, aby trochę poeksperymentować po wygranej walce. Był także zbyt pijany aby zamknąć kufer w którym znajdowało się około pięciu tuzinów jego zabójczych pocisków. I A na to wszystko, po pięknej, wręcz podręcznikowej paraboli spadła skwiercząca wesołym ogniem pochodnia.
PIERDUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ogromna kula ognia, roztopionego metalu i skavenów zastąpiła miejsce kwatery, rozszerzając się we wszystkich kierunkach. O Sethep i Cladris, pchani falą uderzeniową odlecieli w nieznanym kierunku , na końcu którego znajdowała się znana karczma…
[ciekawy ewent, gratulacje ]
Ostatnio zmieniony 14 mar 2013, o 18:57 przez Giacomo, łącznie zmieniany 1 raz.
Sytuacja był raczej nieciekawa.
Potop skaveńskich skrytobójców zdawał się nie mieć końca. Zawodnicy Areny powalili kilka tuzinów z nich, a mimo tego atak się nie załamał. Norsmeni, Edlin, Magnus i wszyscy inni uzbrojeni bywalcy tawerny bronili się na środku izby, a wokół nich urósł nasyp szczurzych trupów.
Edlin nie dołączył do formacji wojowników z północy. Nie miał tarczy, ani nawet długiej broni, zamiast tego osłaniał flanki towarzyszy. Na domiar złego w karczmie zapanowały całkowite ciemności, więc najemnik dźgał prawie że na oślep. Każda kosmata, zgarbiona, skaveńska sylwetka, która znalazła się w jego pobliżu, obrywała nożem. Miał szczerą nadzieję, że Cunnilingusa nie było w pobliżu...
Kolejny plugawy szczuroczłek rzucił się na niego z żelaznymi pazurami. Najemnik odbił dwa błyskawiczne ciosy krótkimi ruchami noża, potem wykręcił się w piruecie, uderzając adwersarza kolanem w brzuch. Skaven cofnął się, nie mogąc złapać oddechu, a Edlin ciął go z potężnego zamachu znad głowy. Wyszkolony zabójca resztkami sił złożył gardę, ale najemnik nie dał zbić się z tropu i podciął go szybkim kopniakiem. Asasyn runął jak długi, a Edlin przyklęknął przy nim i poderżnął mu gardło szybkim, wyszkolonym ruchem.
- Edlin !
Najemnik odwrócił się, słysząc głos Harrena. Był pewien, że ujrzy towarzysza ze skaveńskim nożem w plecach, ale zamiast tego czekała go miła niespodzianka. Harren stał za szynkwasem, trzymając w rękach wielką siekierę, której tutejszy oberżysta używał do rąbania drewna na opał. Edlin odrzucił żałosny nóż i z wdzięcznością przyjął rzuconą mu broń, po czym odwrócił się w stronę przeciwników z szerokim uśmiechem na brodatej twarzy. Bardzo, bardzo paskudnym uśmiechem.
Najemnik ryknął i zakręcił siekierą nad głową. Pierwszy skrytobójca, który miał pecha podejść zbyt blisko, dostał toporzyskiem w żebra i złożył się niczym domek z kart. Drugi odbił się trupa kolegi i w potężnym skoku rzucił się Edlinowi do gardła. Ten z kolei bez pośpiechu usunął się z toru lotu szczuroczłeka, który z głuchym plasknięciem przywalił w ścianę. Sekundę później zarobił siekierą w plecy. Trzeci postanowił podejść do sprawy nieco bardziej taktycznie i zaczął zbliżać się do najemnika idąc po okręgu, zmuszając go do obracania się w miejscu. Edlin nie miał zamiaru bawić się w takie konwenanse i zaatakował od razu, z półobrotu, trzymając siekierę oburącz. Skaven pisnął i schylił się, unikając dekapitacji. Najemnik gładko poszedł za bezwładnym obuchem i po raz kolejny uderzył z piruetu, tym razem waląc znad głowy. Zaskoczony morderca nie zdążył z unikiem. Siekiera rozrąbała jego czaszkę na dwie części, zatrzymują się dopiero w okolicach mostka. Edlin zaparł się nogą o korpus przeciwnika i z chrzęstem wyszarpnął topór z jego potrzaskanych zwłok. Obróciwszy się, podziękował Harrenowi za nową broń skinięciem głowy. Zaraz potem stanął twarzą w twarz z resztą napastników. Ale zanim znowu ruszył do walki, usłyszał dziwny, narastający odgłos. Coś jakby rozpędzony...
- Rydwan ?
Potop skaveńskich skrytobójców zdawał się nie mieć końca. Zawodnicy Areny powalili kilka tuzinów z nich, a mimo tego atak się nie załamał. Norsmeni, Edlin, Magnus i wszyscy inni uzbrojeni bywalcy tawerny bronili się na środku izby, a wokół nich urósł nasyp szczurzych trupów.
Edlin nie dołączył do formacji wojowników z północy. Nie miał tarczy, ani nawet długiej broni, zamiast tego osłaniał flanki towarzyszy. Na domiar złego w karczmie zapanowały całkowite ciemności, więc najemnik dźgał prawie że na oślep. Każda kosmata, zgarbiona, skaveńska sylwetka, która znalazła się w jego pobliżu, obrywała nożem. Miał szczerą nadzieję, że Cunnilingusa nie było w pobliżu...
Kolejny plugawy szczuroczłek rzucił się na niego z żelaznymi pazurami. Najemnik odbił dwa błyskawiczne ciosy krótkimi ruchami noża, potem wykręcił się w piruecie, uderzając adwersarza kolanem w brzuch. Skaven cofnął się, nie mogąc złapać oddechu, a Edlin ciął go z potężnego zamachu znad głowy. Wyszkolony zabójca resztkami sił złożył gardę, ale najemnik nie dał zbić się z tropu i podciął go szybkim kopniakiem. Asasyn runął jak długi, a Edlin przyklęknął przy nim i poderżnął mu gardło szybkim, wyszkolonym ruchem.
- Edlin !
Najemnik odwrócił się, słysząc głos Harrena. Był pewien, że ujrzy towarzysza ze skaveńskim nożem w plecach, ale zamiast tego czekała go miła niespodzianka. Harren stał za szynkwasem, trzymając w rękach wielką siekierę, której tutejszy oberżysta używał do rąbania drewna na opał. Edlin odrzucił żałosny nóż i z wdzięcznością przyjął rzuconą mu broń, po czym odwrócił się w stronę przeciwników z szerokim uśmiechem na brodatej twarzy. Bardzo, bardzo paskudnym uśmiechem.
Najemnik ryknął i zakręcił siekierą nad głową. Pierwszy skrytobójca, który miał pecha podejść zbyt blisko, dostał toporzyskiem w żebra i złożył się niczym domek z kart. Drugi odbił się trupa kolegi i w potężnym skoku rzucił się Edlinowi do gardła. Ten z kolei bez pośpiechu usunął się z toru lotu szczuroczłeka, który z głuchym plasknięciem przywalił w ścianę. Sekundę później zarobił siekierą w plecy. Trzeci postanowił podejść do sprawy nieco bardziej taktycznie i zaczął zbliżać się do najemnika idąc po okręgu, zmuszając go do obracania się w miejscu. Edlin nie miał zamiaru bawić się w takie konwenanse i zaatakował od razu, z półobrotu, trzymając siekierę oburącz. Skaven pisnął i schylił się, unikając dekapitacji. Najemnik gładko poszedł za bezwładnym obuchem i po raz kolejny uderzył z piruetu, tym razem waląc znad głowy. Zaskoczony morderca nie zdążył z unikiem. Siekiera rozrąbała jego czaszkę na dwie części, zatrzymują się dopiero w okolicach mostka. Edlin zaparł się nogą o korpus przeciwnika i z chrzęstem wyszarpnął topór z jego potrzaskanych zwłok. Obróciwszy się, podziękował Harrenowi za nową broń skinięciem głowy. Zaraz potem stanął twarzą w twarz z resztą napastników. Ale zanim znowu ruszył do walki, usłyszał dziwny, narastający odgłos. Coś jakby rozpędzony...
- Rydwan ?
Ostatnio zmieniony 14 mar 2013, o 19:09 przez Chomikozo, łącznie zmieniany 2 razy.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Malesanth spokojnie pił chłodne, białe wino. Zastanawiające skąd skaweni mieli ten rocznik. Pewnie zrabowali u jakiegoś imperialnego konesera czy kupca. Nagle przez okna wpadły trujące bomby. Asasyn szybko zawiązał chustę na nos i usta. Zaraz za pociskami wparowała horda skawenów zabójców. Na niego pobiegło zaledwie pięciu, nie rzucał się za bardzo w oczy. Inni zawodnicy, mimo, że zaskoczeni, momentalnie zaczęli się skutecznie bronić. Zaczęła się rzeźnia, bynajmniej nie z tej strony, z której spodziewali się zabójcy. Asasyn wyciągnął spokojnie pistoletową kuszę i zaczął strzelać do napastników. Pierwszy dostał w gardło i upadł w konwulsjach. Drugi oberwał w pierś, gdy przeskakiwał ciało swojego kolegi. Trzeciego bełt przeszył na wylot i wyleciał oknem, ciągnąc z sobą ogon z czarnej krwi. Pozostał dwójka zdążyła skoczyć na elfiego zabójcę. Druhii, wyciągając miecz, podciął gardło bliższego i robiąc piruet potężnym cięciem rozpłatał drugiego, unikając przy tym rozbryzgu ich krwi. W tym właśnie momencie sufit roztopił się w rozżarzony metal. Przez powstałą dziurę wpadła jakaś puszka i w karczmie zapadła ciemność. Jedynie upłynniona kałuża metalu rzucała nieco światła na toczącą się wokół bitwę. Malesanthowi nie przeszkadzało to zbytnio. Po pierwsze dlatego że nieźle widział w ciemnościach, a po drugie nie umiał już zliczyć ile to już razy jego "koledzy" ze szkolenia próbowali wykorzystać ciemność, by go podejść niezauważenie i zabić. Ciemność sprzyja asasynom i zabójcom. Mroczny elf rzucił się by zabijać. Mrok zamazywał jego ruchy, powodując, że zabójcy skawenów właściwie nie widzieli ciosów. Prawdziwy zabójca kroczył na przód niosąc ze sobą śmierć. Zabijał z taką prędkością, że ciała nie zdążały upaść, gdy on był już parę kroków dalej. Mordował cicho odwróconych do niego plecami skawenów. Ich uwagę była zupełnie przyciągnięta przez Norsmenów po środku karczmy. Malesanth wiedział jednak, że taka spokojna walka skończy się za chwilę, gdy zabójcy skawenów zdadzą sobie sprawę z jego obecności. Nagle na chwilę stracił rytm, jak usłyszał zbliżający się... rydwan?
Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny
Arystoteles
Arystoteles
Magnus bez oznak zmeczenia pozbawiał życia nacierające Skaveny ,recytując chwalebne modlitwy do Sigamra i Morra. Po chwili postanowił odstąpić od trwającej walki ,by naładować pistolet. Myśli o towarzyszu Edlina nie dawały mu spokoju ,wiedział ,że gdzies już go widział... po chwili jednak usłyszał okropny rumot rozpędzonych kół "Przed jaką próbą postawisz mnie teraz Sigmarze?!"
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Improwizowana konstrukcja uderzyła w skavenów przy akompaniamencie krzyków wybrańca. Napastnicy byli wyraźnie zdezorientowani tym co się stało. Pisk szczurów zlał się z szczerkiem oręża. Aszkael przejechał wzrokiem po okolicy, szczury były wszędzie jednak zauważył też zawodników którzy byli wyraźnie zaskoczeni tym co właśnie się stało.
- Niech biją dzwony śmierci!- krzyknął wojownik trzaskając z bicza.
Broń zawinęła się na szyi jednego ze skawenów, po czym Aszkael wyrzucił ją.
-Jak Diana może tym walczyć?!-krzyknął- Dobra która bestia chce zatańczyć!?- Dodał po chwili.
Rydwan stracił impet, i zaczął już zdecydowanie wolniej jechać do przodu. Jednak jego uderzenie przyniosło i tak spore straty skrytobójcą. Większość szczurów odsunęła się od dziwnego konstruktu, jednak niektóre rzuciły się do ataku. Wybraniec jednak czekał na to, ostrze jego miecza raz po raz pozbawiało życia szczurze pomioty. A jego zbroja i rydwan dawały mu wręcz idealną osłonę na wszelkie szczurze pociski. Kiedy szczury dały chwile wytchnienia wojownikowi. Ten sięgnął po beczkę którą zadołował na rydwan jeszcze w dziwnym magazynie, i cisnął nią w środek szczurzej chordy. Pojemnik roztrzaskał się, oblewając kilkanaście skavenów ciemną cieczą.
-Niech ktoś to podpali do, elfie ryci!- krzyknął wojownik ponownie chwytając miecz w obie ręce.
- Niech biją dzwony śmierci!- krzyknął wojownik trzaskając z bicza.
Broń zawinęła się na szyi jednego ze skawenów, po czym Aszkael wyrzucił ją.
-Jak Diana może tym walczyć?!-krzyknął- Dobra która bestia chce zatańczyć!?- Dodał po chwili.
Rydwan stracił impet, i zaczął już zdecydowanie wolniej jechać do przodu. Jednak jego uderzenie przyniosło i tak spore straty skrytobójcą. Większość szczurów odsunęła się od dziwnego konstruktu, jednak niektóre rzuciły się do ataku. Wybraniec jednak czekał na to, ostrze jego miecza raz po raz pozbawiało życia szczurze pomioty. A jego zbroja i rydwan dawały mu wręcz idealną osłonę na wszelkie szczurze pociski. Kiedy szczury dały chwile wytchnienia wojownikowi. Ten sięgnął po beczkę którą zadołował na rydwan jeszcze w dziwnym magazynie, i cisnął nią w środek szczurzej chordy. Pojemnik roztrzaskał się, oblewając kilkanaście skavenów ciemną cieczą.
-Niech ktoś to podpali do, elfie ryci!- krzyknął wojownik ponownie chwytając miecz w obie ręce.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
Malesanth akurat był obok miejsca, gdzie Aszkael cisnął beczkę z dziwną substancją. Uniknął oblania nią, kiedy usłyszał wrzask wojownika chaosu:
-Niech ktoś to podpali do, elfie ryci!- Cóż podpalić zawsze można. Ciął z całej siły w miecz jednego z oblanych szczuroludzi tworząc piękną i wieką iskrę, odskakując przy tym na bezpieczną odległość.
-Niech ktoś to podpali do, elfie ryci!- Cóż podpalić zawsze można. Ciął z całej siły w miecz jednego z oblanych szczuroludzi tworząc piękną i wieką iskrę, odskakując przy tym na bezpieczną odległość.
Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny
Arystoteles
Arystoteles
Wszystko szło zgodnie z planem - garnizon szturmoszczurów został unieszkodliwiony, a niedobitki bardziej skupiły się na ratowaniu własnej skóry niż próbie odparcia przytłaczającego najazdu. Z resztą wojownicy Eshin byli już wszędzie, zabijając wszystko co stało im na drodze, niszcząc instalacje i wszczynając pożary. Po pewnym czasie, grotę zaczęły również przecinać jaskrawo zielone błyskawice miotane przez spacz-działo, rozwalając budynki i dziesiątkując obrońców.
Z każdą chwilą światło z metalowej kałuży słabło, i choć niektórzy uczestnicy areny nie mieli problemów z widzeniem w ciemności, potyczka przeradzała się w coraz większy chaos. Szturmujące skaveny padały krociami pod ciosami bohaterów, lecz na ich korzyść działała liczebna przewaga. Kolejne fale szkodników wlewały się do ciasnego pomieszczenia, szybko wypełniając je stosami trupów spływającymi czarną jak smoła krwią. Walczący co i rusz potykali się o porozwalane meble zabitych rynsztokowców i zwykłych gości karczmy, którzy akurat mieli pecha wybrać się tam tej nocy.
Quirrik wypatrzył w mroku siejącego spustoszenie w szeregach szczuroludzi elfa. Przemieszczał się z niesłychaną szybkością, zasypując przeciwników gradem bełtów i bezlitośnie zarzynając tych, którzy weszli w zasięg jego broni. Gdy elf wznosił broń do kolejnego ciosu, Quirrik skoczył ku niemu od tyłu, lecz akurat w tym momencie do pomieszczenia wjechał rydwan zaprzężony w olbrzymie szczury, masakrując stłoczoną ciżbę. Druchii mimowolnie obrócił wzrok w kierunku szarżującego pojazdu, dostrzegając skrytobójcę na ułamek sekundy przed uderzeniem. Nie miał szans by uchylić się od ciosu, w ostatniej chwili zasłaniając się ramieniem dzierżącym kuszę. Pazury wbiły się się w przedramię elfa. Qurrik nie używał zabójczej trucizny, preferował natomiast pastę powodującą szybkie jątrzenie się ran. Choć elfi asasyn nie dał się obalić, to ból, który eksplodował w jego ręce na chwilę wybił go z rytmu, mimo całej jego dyscypliny. To wystarczyło Quirrikowi na odbicie się od przeciwnika na ścianę i skrycie się w ciżbie wrogów nim elfie ostrze przecięło powietrze w miejscu, gdzie on sam się jeszcze przed chwilą znajdował.
Qurrik uznał, że nie warto narażać się w walce z tak wyszkolonym wojownikiem jakim był ten Druchii - lepiej , chociaż ranny, nie mógł już razić wrogów z dystansu. Przynajmniej nie tak łatwo jak dotychczas. "Może teraz ci niezdarni-niezręczni durnie dadzą mu radę" pomyślał Qurrik, niezauważenie wdrapując po belkach nośnych pod sam sufit, by wyczekać na odpowiedni moment do ataku.
Z każdą chwilą światło z metalowej kałuży słabło, i choć niektórzy uczestnicy areny nie mieli problemów z widzeniem w ciemności, potyczka przeradzała się w coraz większy chaos. Szturmujące skaveny padały krociami pod ciosami bohaterów, lecz na ich korzyść działała liczebna przewaga. Kolejne fale szkodników wlewały się do ciasnego pomieszczenia, szybko wypełniając je stosami trupów spływającymi czarną jak smoła krwią. Walczący co i rusz potykali się o porozwalane meble zabitych rynsztokowców i zwykłych gości karczmy, którzy akurat mieli pecha wybrać się tam tej nocy.
Quirrik wypatrzył w mroku siejącego spustoszenie w szeregach szczuroludzi elfa. Przemieszczał się z niesłychaną szybkością, zasypując przeciwników gradem bełtów i bezlitośnie zarzynając tych, którzy weszli w zasięg jego broni. Gdy elf wznosił broń do kolejnego ciosu, Quirrik skoczył ku niemu od tyłu, lecz akurat w tym momencie do pomieszczenia wjechał rydwan zaprzężony w olbrzymie szczury, masakrując stłoczoną ciżbę. Druchii mimowolnie obrócił wzrok w kierunku szarżującego pojazdu, dostrzegając skrytobójcę na ułamek sekundy przed uderzeniem. Nie miał szans by uchylić się od ciosu, w ostatniej chwili zasłaniając się ramieniem dzierżącym kuszę. Pazury wbiły się się w przedramię elfa. Qurrik nie używał zabójczej trucizny, preferował natomiast pastę powodującą szybkie jątrzenie się ran. Choć elfi asasyn nie dał się obalić, to ból, który eksplodował w jego ręce na chwilę wybił go z rytmu, mimo całej jego dyscypliny. To wystarczyło Quirrikowi na odbicie się od przeciwnika na ścianę i skrycie się w ciżbie wrogów nim elfie ostrze przecięło powietrze w miejscu, gdzie on sam się jeszcze przed chwilą znajdował.
Qurrik uznał, że nie warto narażać się w walce z tak wyszkolonym wojownikiem jakim był ten Druchii - lepiej , chociaż ranny, nie mógł już razić wrogów z dystansu. Przynajmniej nie tak łatwo jak dotychczas. "Może teraz ci niezdarni-niezręczni durnie dadzą mu radę" pomyślał Qurrik, niezauważenie wdrapując po belkach nośnych pod sam sufit, by wyczekać na odpowiedni moment do ataku.
Mówisz - masz.Grent pisze:Malesanth wiedział jednak, że taka spokojna walka skończy się za chwilę, gdy zabójcy skawenów zdadzą sobie sprawę z jego obecności.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Ludzie przypominam że to Eshin asasyni nas napadli, i o ile ratogra jeszcze kupionego rozumiem to niewolników i spacz inżynierów... no ludzie to jest grupa zamachowców a nie ogólnoklanowy dżichad na nasze postacie ]
Taktyka była skuteczna. No po niekąd - nie dawali się zabić ale też nie zabijali zbyt wielu wrogów. Hrothgar uświadomił sobie że im dalej się posuwają tym bardziej są odsłonięci. Wtedy zobaczył plamę żelaza na podłodze. Już stwardniała w miejscu, jednak dalej świeciła jasno niczym zachodzące słońce. Wpadł na pomysł.
- Sformować się wokół tej kałuży ! Hyżo leniwe dziwki, jakby ścigał was sam Skoll !
- Oszalałeś ? - krzyknął Haakar, ścinając skavena w czarnej szacie i osłaniając się półmiskiem przed nadlatującym szurikenem.
- Będzie im świecić po ślepiach, a my będziemy ich lepiej widzieć.
Żaden napastnik nie stawał im na drodze. Otoczyli kałużę i zwrócili się do niej plecami, ponownie formując mur.
Teraz widzieli dość dobrze kudłate, przygarbione sylwetki w czarnych szatach zwłaszcza ich odbijające blask oczy. Teraz każdy norsmen mógł wykorzystać efekt pijactwa przy wpadnięciu w czysty szał bojowy. Wrzeszczący berserkerzy uwolnili pełnię gniewu i teraz to Eshini uciekali.
Jeden z asasynów spróbował ataku z wyskoku. Thorrvald ciął go mieczem w locie przez brzuch i wrzucił do gorejącej mazi.
Chwilę potem stukot kół rozbrzmiał i coś z piskiem walnęło w skavenów przed karczmą. Następnie ktoś obrzucił skrytobójców czarna substancją. Druchii zaatakował ząbkowanym ostrzem krzesząc iskry. Sekundę później kula ognia objęła grupkę skavenów, rozświetlając wszystko doskonale. Hrothgar zaśmiał się i parsknął krwią przez zęby, na widok oślepionych zabójców.
- Czas na rzeź.... - syknął woj.
Tymczasem grupka asasynów szykowała się do likwidacji kolejnego celu. Qweytch skinął na braci.
- Wchodzimy-wskakujemy, zabijamy cele a potem hyc-hyc do punktu X i jesteśmy bogaci... jasne ?
- Ale co-co ?
Qweytch plasnął dłonią w twarz, skrytą pod kapturem. - Po prostu zabij-ubij ich.
- To na co czekamy ?
Asasyn miał ochotę zaaplikować im solidną dawkę korzonka mandragory, szybko zrezygnował z tego pomysłu. Ktoś musiał być tarczą, jeśli cele zaczną się bronić. Qweytch pokazał 3 palce. Potem dwa. Wtedy syknął i cała banda poderwała się do skoku przez okna.
Już widzieli cele, już mieli ich zaciachać, a wtedy... Pierwszy zabójca nie przeskoczył przez okno, ale zaplątał się w coś, coś miękiego, czego tu wcześniej nie było. Potem wpadli na niego kolejni i Qweytch usłyszał dźwięk rwanej...
- Firanki-zasłonki idioci-imbecyle... - piszczał włażąc do pokoju po kotłowaninie ciał i przezroczystych tkanin. Ujrzał dziwnie urządzoną komnatę z wielkim łożem. Na którym leżały nie-przyodziane dwa osobniki. Wskazał ich pazurami bojowymi "Naprzód durnie-durnie !"
***
Bjarn niemal zgubił szczękę. Nie zdziwiłby się bardziej gdyby do komnaty wpadł Kharnath na jednorożcu, żonglujac czaszkami niziołków.
Pozornie nierealne zagrozenie przybrało formę, gdy skaveny zaczęły ciąć cathayskie tkaniny i śmignęły na nich, piszcząc.
Bjarn stoczył się z łóżka do spodni, adrenalina buzowała w żyłach. Pochwycił z pasa długi nóż myśliwski, Saksę i pojedynczy toporek do rzucania, nie przewidział ze cały ekwipunek nie powinien leżeć w jego kwaterze tylko obok, bo tu oczywiście nawet w takiej chwili coś może chcieć cię zabić. Stanął nagi, zborjny w dwie, krótkie bronie przeciw fali uzbrojonych zabójców.
Diana równie zdziwiona co on takze szybko wstała, sięgając po bicz i rapier (dziwne, czemu trzyma je przy łóżku ?). Razem zaatakowali napastników, krzycząc i cudem unikajac lub odbijając gwiazdki i noże. Z pewnością musieli wyglądać komicznie w takiej sytuacji, jednak skaveny nie zwróciły na to uwagi i uderzyły z determinacją zawodowców.
Szybsza Diana wpadła między dwóch pierwszych zabójców i dźgnęła pierwszego rapierem w oko a drugiemu zdarła biczem skórę z twarzy.
Wszystko to działo się w ułamku sekundy, bez pancerza chaosu była niewyobrażalnie szybka. Bjarn nie miał takiej przewagi i postanowił zaryzykować, nagle stanął w miejscu i przyklęknął z nożem. Skaven przyspieszył biegu i chyba spanikował na widok wzrostu przeciwnika, bo przypuścił ryzykowny atak z wyskoku. Na to Bjarn czekał. Gdy tylko skaven podskakiwał, on wstał i siłą rozpędu wbił zaskoczonemu wrogowi Saksę pod szczękę. Gdy przeciwnik znieruchomiał, Norsmen musiał już odskakiwać przed szerokimi zamachami jego kamrata. Nagle ugięły się pod nim nogi - wpadł na łoże. Nad zdezrientowanym berserkerem stanął skaven, szczerząc kły. Bjarn desperackim ruchem uderzył w ścianę pięścią, powodując upadek gablotki Diany z pejczami i obrożami. Zaplątany skaven stracił inicjatywę, Bjarn wywrócił go i złapał za rękę, centymetry dzieliły zatruty pazur od jego oka. Wtedy Norsmen szarpnął drugą ręką i zmiażdżył mu krtań. Zabójca krztusząc się zdechł.
Gdy Ingvarsson się obrócił zobaczył że Diana stoi dysząca nad ciałami reszty wrogów, "Prawie"
Dowódca asasynów gramolił się właśnie do okna, uciekając. Bjarn wykonał kilka szybkich kroków i rzucił toporkiem. Lecąca broń, jakby zwolniła, przed wbiciem się w plecy skavena w ostatniej chwili. Z piskiem bólu stwór wypadł za parapet.
- No nieźle, zaczynamy od "pieszczot" a kończymy na tłuczeniu szczurzych łbów, nie powiem ciekawie.
Diana westchneła i strzepnęła krew z ostrza rapiera: - Przynajmniej się nie nudzimy. - rzekła z łobuzerskim uśmiechem.
Bjarn przypomniał sobie o szefie zabójców, już chciał wychodzić kiedy zimne powietrze z otwartych okiennic owiało jego przyrodzenie.
"A tak - ubranie." Pstryknął palcami i poszedł się ubrać. Gdy zapiął pas jako tako, chwycił nóż i wypadł na dwór. Pod oknem leżał skaven, piszcząc i jęcząc wkałuzy krwi, jednak nie ruszał się. "Musiałem trafić w kręgosłup." - pomyślał Wydarty Morzu.
Przystawił skavenowi nóż do gardła.
- Gadaj kto cię nasłał to skrócę ci męki, kreaturo.
Skaven spojrzał na niego chytrze. I przemówił, kalecząc okropnie staroświatowy.
- O...o..obejdę się, ludziu.. hyy - po chili zamknął oczy a coś chrupnęło pod jego szczęką. Z nosa i ust skavena popłynęło jeszcze więcej krwi, zmieszanej z czymś zielonym. Bjarn odsunął się z obrzydzeniem od zwłok i wytarł nóż oraz toporek o jego płaszcz. Diana także wyszła z kwatery, odziana w obcisłą, czarną miniówkę. Posłała mu pytajace spojrzenie. Bjarn pokręcił głową.
Nagle usłyszeli szuranie pazurów, jednak teraz rytmiczne. Nadchodził oddział straży areny z kims oplecionym tajemniczą aparaturą i podpierającym się na dziwnej glewii, na czele. Spacz-inżynier przemówił.
- Mamy nieprzewidziane komplikacje, Hesqeet ma rozkaz ochronić was przed zdradzieckim-podłym atakiem, jeszcze nie wiemy wszystkiego. Twoi towarzysze i inni zawodnicy walczą pod karczmą, czy chcesz do nich dołączyć ? - wypiszczał nadprędce.
Bjarn nie rozumiał o co tu chodzi, jednak miał oddział do uratowania. Spojrzał na Dianę i wykonał parodię dworskiego uklonu.
- Pani wybaczy. - oboje uśmiechnęli się.
- Będę musiała kazać komuś to posprzątać... ahhh
Bjarn odwrócił się do inżyniera Hesqeeta i jego straży. - Prowadź, szczurze. - rzucił.
Taktyka była skuteczna. No po niekąd - nie dawali się zabić ale też nie zabijali zbyt wielu wrogów. Hrothgar uświadomił sobie że im dalej się posuwają tym bardziej są odsłonięci. Wtedy zobaczył plamę żelaza na podłodze. Już stwardniała w miejscu, jednak dalej świeciła jasno niczym zachodzące słońce. Wpadł na pomysł.
- Sformować się wokół tej kałuży ! Hyżo leniwe dziwki, jakby ścigał was sam Skoll !
- Oszalałeś ? - krzyknął Haakar, ścinając skavena w czarnej szacie i osłaniając się półmiskiem przed nadlatującym szurikenem.
- Będzie im świecić po ślepiach, a my będziemy ich lepiej widzieć.
Żaden napastnik nie stawał im na drodze. Otoczyli kałużę i zwrócili się do niej plecami, ponownie formując mur.
Teraz widzieli dość dobrze kudłate, przygarbione sylwetki w czarnych szatach zwłaszcza ich odbijające blask oczy. Teraz każdy norsmen mógł wykorzystać efekt pijactwa przy wpadnięciu w czysty szał bojowy. Wrzeszczący berserkerzy uwolnili pełnię gniewu i teraz to Eshini uciekali.
Jeden z asasynów spróbował ataku z wyskoku. Thorrvald ciął go mieczem w locie przez brzuch i wrzucił do gorejącej mazi.
Chwilę potem stukot kół rozbrzmiał i coś z piskiem walnęło w skavenów przed karczmą. Następnie ktoś obrzucił skrytobójców czarna substancją. Druchii zaatakował ząbkowanym ostrzem krzesząc iskry. Sekundę później kula ognia objęła grupkę skavenów, rozświetlając wszystko doskonale. Hrothgar zaśmiał się i parsknął krwią przez zęby, na widok oślepionych zabójców.
- Czas na rzeź.... - syknął woj.
Tymczasem grupka asasynów szykowała się do likwidacji kolejnego celu. Qweytch skinął na braci.
- Wchodzimy-wskakujemy, zabijamy cele a potem hyc-hyc do punktu X i jesteśmy bogaci... jasne ?
- Ale co-co ?
Qweytch plasnął dłonią w twarz, skrytą pod kapturem. - Po prostu zabij-ubij ich.
- To na co czekamy ?
Asasyn miał ochotę zaaplikować im solidną dawkę korzonka mandragory, szybko zrezygnował z tego pomysłu. Ktoś musiał być tarczą, jeśli cele zaczną się bronić. Qweytch pokazał 3 palce. Potem dwa. Wtedy syknął i cała banda poderwała się do skoku przez okna.
Już widzieli cele, już mieli ich zaciachać, a wtedy... Pierwszy zabójca nie przeskoczył przez okno, ale zaplątał się w coś, coś miękiego, czego tu wcześniej nie było. Potem wpadli na niego kolejni i Qweytch usłyszał dźwięk rwanej...
- Firanki-zasłonki idioci-imbecyle... - piszczał włażąc do pokoju po kotłowaninie ciał i przezroczystych tkanin. Ujrzał dziwnie urządzoną komnatę z wielkim łożem. Na którym leżały nie-przyodziane dwa osobniki. Wskazał ich pazurami bojowymi "Naprzód durnie-durnie !"
***
Bjarn niemal zgubił szczękę. Nie zdziwiłby się bardziej gdyby do komnaty wpadł Kharnath na jednorożcu, żonglujac czaszkami niziołków.
Pozornie nierealne zagrozenie przybrało formę, gdy skaveny zaczęły ciąć cathayskie tkaniny i śmignęły na nich, piszcząc.
Bjarn stoczył się z łóżka do spodni, adrenalina buzowała w żyłach. Pochwycił z pasa długi nóż myśliwski, Saksę i pojedynczy toporek do rzucania, nie przewidział ze cały ekwipunek nie powinien leżeć w jego kwaterze tylko obok, bo tu oczywiście nawet w takiej chwili coś może chcieć cię zabić. Stanął nagi, zborjny w dwie, krótkie bronie przeciw fali uzbrojonych zabójców.
Diana równie zdziwiona co on takze szybko wstała, sięgając po bicz i rapier (dziwne, czemu trzyma je przy łóżku ?). Razem zaatakowali napastników, krzycząc i cudem unikajac lub odbijając gwiazdki i noże. Z pewnością musieli wyglądać komicznie w takiej sytuacji, jednak skaveny nie zwróciły na to uwagi i uderzyły z determinacją zawodowców.
Szybsza Diana wpadła między dwóch pierwszych zabójców i dźgnęła pierwszego rapierem w oko a drugiemu zdarła biczem skórę z twarzy.
Wszystko to działo się w ułamku sekundy, bez pancerza chaosu była niewyobrażalnie szybka. Bjarn nie miał takiej przewagi i postanowił zaryzykować, nagle stanął w miejscu i przyklęknął z nożem. Skaven przyspieszył biegu i chyba spanikował na widok wzrostu przeciwnika, bo przypuścił ryzykowny atak z wyskoku. Na to Bjarn czekał. Gdy tylko skaven podskakiwał, on wstał i siłą rozpędu wbił zaskoczonemu wrogowi Saksę pod szczękę. Gdy przeciwnik znieruchomiał, Norsmen musiał już odskakiwać przed szerokimi zamachami jego kamrata. Nagle ugięły się pod nim nogi - wpadł na łoże. Nad zdezrientowanym berserkerem stanął skaven, szczerząc kły. Bjarn desperackim ruchem uderzył w ścianę pięścią, powodując upadek gablotki Diany z pejczami i obrożami. Zaplątany skaven stracił inicjatywę, Bjarn wywrócił go i złapał za rękę, centymetry dzieliły zatruty pazur od jego oka. Wtedy Norsmen szarpnął drugą ręką i zmiażdżył mu krtań. Zabójca krztusząc się zdechł.
Gdy Ingvarsson się obrócił zobaczył że Diana stoi dysząca nad ciałami reszty wrogów, "Prawie"
Dowódca asasynów gramolił się właśnie do okna, uciekając. Bjarn wykonał kilka szybkich kroków i rzucił toporkiem. Lecąca broń, jakby zwolniła, przed wbiciem się w plecy skavena w ostatniej chwili. Z piskiem bólu stwór wypadł za parapet.
- No nieźle, zaczynamy od "pieszczot" a kończymy na tłuczeniu szczurzych łbów, nie powiem ciekawie.
Diana westchneła i strzepnęła krew z ostrza rapiera: - Przynajmniej się nie nudzimy. - rzekła z łobuzerskim uśmiechem.
Bjarn przypomniał sobie o szefie zabójców, już chciał wychodzić kiedy zimne powietrze z otwartych okiennic owiało jego przyrodzenie.
"A tak - ubranie." Pstryknął palcami i poszedł się ubrać. Gdy zapiął pas jako tako, chwycił nóż i wypadł na dwór. Pod oknem leżał skaven, piszcząc i jęcząc wkałuzy krwi, jednak nie ruszał się. "Musiałem trafić w kręgosłup." - pomyślał Wydarty Morzu.
Przystawił skavenowi nóż do gardła.
- Gadaj kto cię nasłał to skrócę ci męki, kreaturo.
Skaven spojrzał na niego chytrze. I przemówił, kalecząc okropnie staroświatowy.
- O...o..obejdę się, ludziu.. hyy - po chili zamknął oczy a coś chrupnęło pod jego szczęką. Z nosa i ust skavena popłynęło jeszcze więcej krwi, zmieszanej z czymś zielonym. Bjarn odsunął się z obrzydzeniem od zwłok i wytarł nóż oraz toporek o jego płaszcz. Diana także wyszła z kwatery, odziana w obcisłą, czarną miniówkę. Posłała mu pytajace spojrzenie. Bjarn pokręcił głową.
Nagle usłyszeli szuranie pazurów, jednak teraz rytmiczne. Nadchodził oddział straży areny z kims oplecionym tajemniczą aparaturą i podpierającym się na dziwnej glewii, na czele. Spacz-inżynier przemówił.
- Mamy nieprzewidziane komplikacje, Hesqeet ma rozkaz ochronić was przed zdradzieckim-podłym atakiem, jeszcze nie wiemy wszystkiego. Twoi towarzysze i inni zawodnicy walczą pod karczmą, czy chcesz do nich dołączyć ? - wypiszczał nadprędce.
Bjarn nie rozumiał o co tu chodzi, jednak miał oddział do uratowania. Spojrzał na Dianę i wykonał parodię dworskiego uklonu.
- Pani wybaczy. - oboje uśmiechnęli się.
- Będę musiała kazać komuś to posprzątać... ahhh
Bjarn odwrócił się do inżyniera Hesqeeta i jego straży. - Prowadź, szczurze. - rzucił.
Ostatnio zmieniony 15 mar 2013, o 08:17 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Caladris otworzył oczy, pamiętał wszystko jak przez mgłę. Wstał, z szerokiej szramy na głowie ciekła mu krew, rana na szczęście była nie zbyt groźna. Wstał i rozejrzał się, parę metrów od niego leżał Septh, zaś jego (Septha) kwatera byłą dosłownie rozpierdzielona na wszystkie strony. Płomienie huczały pochłaniając resztki, skaveńskich zamachowców. Elfi szlachcic wytarł krew, po czym docucił nieumarłego kapłana. Następnie obaj udali się w stronę karczmy, ponieważ dochodziły stamtąd głośne, bitewne odgłosy. Idąc do karczmy zawadzili o kwaterę Caladrisa, aby elf mógł zabrać swój szlachetny oręż. Następnie biegiem udali się w stronę karczmy.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Dobra, masz... Skasowałem.
Ostatnio zmieniony 14 mar 2013, o 22:18 przez Matis, łącznie zmieniany 1 raz.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Selina nie spodziewała się żadnej odsieczy. Nie przychodził jej na myśl nikt kto mógłby zainteresować się jej losem. Tym większe było jej zdziwienie gdy pojawił się Kharlot rąbiący kolejnych skavenów niczym rolnik ścinający zboże. Dawno nie ucieszyła się tak z czyjegoś widoku. W trójkę zaczęli zdobywać przewagę. Garth wydobył zza pasa dwa małe tasaki i jego metodyczne wypady kończyły życie coraz większej ilości napastników. Sama Selina preferowała zwinniejszy styl walki. Krążyła wokół kolejnych zamachowców szukając ich słabych punktów lub czekając aż Crak uderzy z góry. Potem zabicie takiego zdezorientowanego przeciwnika nie sprawiało wielu trudności.
Nagle krótki okrzyk Kruszącego Czaszki przerwał tę prawie sielankową rzeź szczuroludzi. Odwracając się w jego stronę najemniczka wciąż zastanawiała się dlaczego czempion ją zasłonił. Takie akty heroizmu nie pasowały do uczestników Areny Śmierci. Nie było jednak czasu to roztrząsać. Bez Kharlota skaveni znów zaczęli zdobywać przewagę nad ludźmi. Uwaga Gartha dała jakiś cień nadziei. Selina skupiła się na wywołaniu szału bersekera u wojownika z północy podczas gdy karzeł pilnował jej pleców.
Udało się to w ostatniej chwili. Czempion Khorna wstał z wściekłym rykiem rozpoczynając prawdziwą rzeź. Nikt nie mógł mu się przeciwstawić. Broń skrytobójców odbijała się od jego zroszonego krwią pancerza. Topory Kharlota były niczym dwie równe smugi. Członki skavenów latały we wszystkie strony. Po chwili ostatni ocalali rynsztokowcy nie wytrzymali i rzucili się do ucieczki. Zaślepiony furią bersekera wojownik pobiegł za nimi.
Zamarła z otwartymi ustami Selina, potrząsnęła głową i spojrzała na Gartha.
- Myślę, że tamci zrejterowali w stronę karczmy. Ja też zamierzam się tam udać - powiedziała najemniczka - a co z tobą?
- Zmywam się stąd. Może znajdę jakieś informacje kto za tym stoi. Myślę, że zdołam wrócić na twoją walkę.
Kobiety pokiwała głową na zgodę i ruszyła do tawerny. Miasto wokół płonęło. Atak musiał nastąpić we wszystkich miejscach jednocześnie. Klan Eshin będzie miał wiele do tłumaczenia Radzie Trzynastu.
Selina podążając po ścieżce trupów skavenów, stworzonej pewnie przez Kharlota, zdążyła akurat by zobaczyć wjazd nietypowego rydwany z Aszkaelem w szeregi szczuroludzi. Nie czekając najemniczka dołączyła do walki.
Nagle krótki okrzyk Kruszącego Czaszki przerwał tę prawie sielankową rzeź szczuroludzi. Odwracając się w jego stronę najemniczka wciąż zastanawiała się dlaczego czempion ją zasłonił. Takie akty heroizmu nie pasowały do uczestników Areny Śmierci. Nie było jednak czasu to roztrząsać. Bez Kharlota skaveni znów zaczęli zdobywać przewagę nad ludźmi. Uwaga Gartha dała jakiś cień nadziei. Selina skupiła się na wywołaniu szału bersekera u wojownika z północy podczas gdy karzeł pilnował jej pleców.
Udało się to w ostatniej chwili. Czempion Khorna wstał z wściekłym rykiem rozpoczynając prawdziwą rzeź. Nikt nie mógł mu się przeciwstawić. Broń skrytobójców odbijała się od jego zroszonego krwią pancerza. Topory Kharlota były niczym dwie równe smugi. Członki skavenów latały we wszystkie strony. Po chwili ostatni ocalali rynsztokowcy nie wytrzymali i rzucili się do ucieczki. Zaślepiony furią bersekera wojownik pobiegł za nimi.
Zamarła z otwartymi ustami Selina, potrząsnęła głową i spojrzała na Gartha.
- Myślę, że tamci zrejterowali w stronę karczmy. Ja też zamierzam się tam udać - powiedziała najemniczka - a co z tobą?
- Zmywam się stąd. Może znajdę jakieś informacje kto za tym stoi. Myślę, że zdołam wrócić na twoją walkę.
Kobiety pokiwała głową na zgodę i ruszyła do tawerny. Miasto wokół płonęło. Atak musiał nastąpić we wszystkich miejscach jednocześnie. Klan Eshin będzie miał wiele do tłumaczenia Radzie Trzynastu.
Selina podążając po ścieżce trupów skavenów, stworzonej pewnie przez Kharlota, zdążyła akurat by zobaczyć wjazd nietypowego rydwany z Aszkaelem w szeregi szczuroludzi. Nie czekając najemniczka dołączyła do walki.