Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Uhhhhh.... dzięki pomogło, :D ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Walka skończyła się równie nagle jak się zaczęła. Na dźwięk dzwonu, solidnie przetrzepane oddziały skrytobójców, zaczęły uciekać i włazić do różnych tuneli i szybów. Nie było sensu ich gonić zwłaszcza, że niedługo miała się odbyć kolejna walka na Arenie. Zmęczona i poobijana Selina rozejrzała się po pobojowisku. Kharlot zemdlał z wyczerpania ale na szczęście żył. Norsmeni właśnie zanosili go do pokoju. Najemniczka zdecydowała, że później go odwiedzi i sprawdzi jego stan. Jednak na oko wyglądało, że po solidnym odpoczynku powinien z tego wyjść.
Kobieta ruszyła do swojej kwatery. Wszędzie wokół niewolnicy sprzątali skutki napadu klanu Eshin. Ciała były palone na wielkich kupach. Budynki szybko naprawiano (głównie zabijając dziury spróchniałymi deskami). Wiele miejsc już wyglądało na nienaruszone.
Selina spodziewała się zastać swój pokój śladów po ataku. Jakie było jej zdziwienie gdy zastała to miejsce wyglądające tak jak na początku. Widocznie skaveni za priorytet ustanowili wysprzątanie kwater zawodników. Zadowolona najemniczka wzięła szybką kąpiel, zmieniła zakrwawione ubranie i udała się na Arenę. Siadając na trybunach zauważyła pogawędkę towarzysza tego drugiego najemnika z inkwizytorem. Po niej mężczyzna (chyba nazywał się Harren) wraz z jakimś innym człowiekiem uciekli wyraźnie przestraszeni jak najdalej od łowcy czarownic. "Ciekawe" pomyślała Selina.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

WALKA PIĄTA RUNDY PIERWSZEJ
EDLIN Z MARIENBURGA VS CALADRIS Z GÓR CALEDORU

Kiedy mury areny wprawiono w drżenie po raz piąty od otwarcia wielkiego turnieju, wszyscy zgromadzeni na trybunach wstrzymali oddech. Widzowie, pomni ostatniej walki, która omal nie zakończyła się katastrofą, woleli nie myśleć o tym, co tym razem może pójść źle.

Skaveni, jak zwykle, zaskoczyli wszystkich, bo tym razem wszystko zadziałało dokładnie tak, jak powinno.

Kiedy olbrzymich rozmiarów świder przebił się już przez skalisty grunt, nastała chwila ciszy, a potem trzynaście trójkątnych elementów tworzących strop rozchyliło się ze zgrzytem. Nawet ci najbardziej nieczuli na piękno przyrody zagapili się z zachwytem na odległy pejzaż. Gdzieś niedaleko szumiało morze, a poszarpaną linię horyzontu stanowiły monumentalne fiordy Norski.

Zaczął padać śnieg.

Edlin i Caladris pojawili się na chłodnych kamieniach areny niemal w tym samym czasie, cisi i opanowani. Każdy z nich stoczył w życiu tysiące walk i wszystkie zwycięskie. Obydwaj nie mieli powodu, by sądzić, że tym razem będzie inaczej.

- Jak pięknie… - szepnął Caladris, obejmując wzrokiem ośnieżone szczyty w oddali. Drobniutkie śnieżne gwiazdki opadały wokół niego, wirując spokojnie w bezwietrznym, czystym powietrzu. Książę poprawił mocowanie tarczy i zapięcia hełmu. Potem opuścił swobodnie rękę i czekał, a wzrok miał jasny i czysty.

Edlin splunął. Zacisnął i rozprostował palce. Zawsze próbował ograniczyć zbędne ruchy, ale prawdziwie udawało mu się to dopiero w ogniu walki, kiedy działały odruchy i instynkt. Odetchnął raz i drugi i dobył miecza. Zawsze celebrował tę chwilę, kiedy niesplamiona jeszcze klinga z sykiem opuszczała bezpieczne schronienie przy jego boku. Czerwony kamień w rękojeści zalśnił w świetle poranka.

Ze zgrzytem i chrzęstem pojawiło się trzynaście metalowych tronów. Rada z nieodgadnionym wyrazem na szczurzych pyskach wpatrywała się z wysokości swojej loży w nieruchomych jeszcze zawodników. Rozdzwoniły się dzwonki. Zaczęła się walka.

Tłum krzyknął jednym głosem, zachęcając zawodników do pocięcia się nawzajem na kawałeczki. Caladris skrzywił się z niesmakiem. Podobnie wulgarne wrzaski były poniżej jego godności.

Pomimo, że pojedynek rozpoczął się już chwilę temu, zawodnicy nie kwapili się do starcia. Caladris nawet nie dobył jeszcze miecza. Mężczyźni zaczęli krążyć po zacieśniającej się spirali, zbliżając się do siebie powoli, lecz nieubłaganie. Byli mistrzami w swoim fachu. Fechtunek nie miał dla nich tajemnic i każdy z nich wiedział, że rzucając się na drugiego z bezrozumnym pośpiechem może więcej stracić niż zyskać.
- Ładnie tu - powiedział Edlin, coraz bardziej zacieśniając krąg. Miecz trzymał już wysoko, gotów do zadania ciosu. - Jesteś w końcu elfem i mogła ci się trafić brzydsza sceneria śmierci.

Caladris uśmiechnął się wąsko, z niewymuszoną uprzejmością. Nie zatrzymując się, złożył pancerną rękawicę na sercu i przesunął w kierunku wroga, układając dłoń w elficki salut.

Tłum jakby przycichł. Z bijącym sercem, widzowie oczekiwali na rozpoczęcie walki, podejrzewając, że ta będzie wyjątkowa. Harren zaciskał pięści tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie. Zerkał czasem na przeciwległą stronę trybun, gdzie spokojny i opanowany siedział ślepy brat Caladrisa.

Nagle, ruchem tak szybkim, że umykającym oczom śmiertelnika, Caladris wyrwał broń z pochwy i uderzył, skracając dystans. Brzęk! Edlin nie dał się zaskoczyć. Sparował błyskawiczny cios i niemal natychmiast wyprowadził kontrę, starając się celować poniżej rantu tarczy. Elf nie był jednak nowicjuszem, a w jego obronie nie było luk. Długi miecz z hukiem uderzył w łeb wytłoczonego na tarczy smoka. Książę zwinął się w miejscu i ciął poprzecznie, lecz Edlina nie było już przy nim.

Zawodnicy odpadli od siebie i ponownie skrócili dystans. Szczęknęły miecze, posypały się iskry z ithilmarowej klingi Caladrisa. Edlin kopnął w bogato zdobioną tarczę, a zaraz za kopnięciem popłynęło ostrze, niemal strącając wysoki hełm z głowy elfa. Caladris nie pozostał mu dłużny. Ciął błyskawicznie raz i drugi, rozrąbując ćwiekowaną zbroję na rękawie najemnika.

Popłynęła krew.

Edlin strząsnął krew spływającą mu na palce i mocniej ujął rękojeść. Nie czekał już dłużej. Uchylił się przed płaskim sztychem, zawirował i ciął poprzecznie. Trzasnęła ithilmarowa zbroja. Siła uderzenia rzuciła Caladrisem w bok, lecz książę nie stracił równowagi. Płynnym półobrotem uniknął następnego cięcia i zaatakował, zwracając się lewym bokiem ku wrogowi. Zataczająca okręgi klinga zasyczała w chłodnym powietrzu. Edlin związał ostrza szerokim młyńcem i natychmiast zripostował. Caladris nie ustąpił pola, choć uderzenie niemal wyrwało mu tarczę z dłoni. Następny cios najemnika okazał się jednak zwodem. Edlin zamierzył się ponownie od góry, lecz w ostatniej chwili przepuścił klingę tuż obok wroga, pozwalając jej nabrać rozpędu i ciął ukośnie z pełnego obrotu. Elf jednak płynnie dopasował się do ruchu przeciwnika. Piruetem uniknął uderzenia, przed którym nawet ithilmarowy pancerz nie mógł go ochronić i pchnął, wyrzucając rękę z mieczem za plecy. Nieprawdopodobny sztych o włos minął twarz Edlina. Najemnik uderzeniem głowni odrzucił na większy dystans znacznie drobniejszego elfa i przerzucił cały ciężar ciała na zakroczną nogę. Krok wprzód i cięcie. Długa klinga błysnęła i zadźwięczała na stalowym okuciu tarczy. Książę wykręcił się w półobrocie i niespodziewanie zmienił chwyt na rękojeści, chowają ostrze za przedramieniem. Najemnik zasłonił się poprzeczną paradą, lecz wróg nie zaatakował wprost. Caladris pozwolił przeciwnikowi złożyć zasłonę, a potem rantem tarczy zablokował długie ostrze i przewinął się obok Edlina. Trzymany opacznie miecz zaśpiewał na metalowych okuciach zbroi. Najemnik chciał odskoczyć, ale nogi miał jak z waty, a broń zaczęła mu nagle straszliwie ciążyć. Przez głowę przemknęło mu pytanie, dlaczego przeciwnik nie wykorzystuje tej chwili słabości. Ze zdziwieniem spojrzał w dół. Z jego piersi wyrastała końcówka krótkiego elfickiego miecza z ithilmarowej stali. Wokół wirowały powoli płatki śniegu, a Edlin czuł ból i chłód. Nie był zaskoczony. Wiedział, że kiedyś tak skończy. Zastanowiło go, że ma czas o tym pomyśleć. Powoli ogarniało go odrętwienie. Nogi ugięły się pod nim, kiedy ostrze wysunęło się z jego piersi z cichym szelestem, do złudzenia przypominającym szept.

"Ktoś tak szeptał", pomyślał Edlin, "ktoś kogo kiedyś znałem."

Najemnik nie upadł jednak. Caladris podtrzymał go i położył delikatnie na kamieniach. Wokół ciała najemnika szybko rozlała się kałuża krwi. Edlin osuwał się w ciemność, ból stawał się coraz bardziej odległy, a ostatnim, co zobaczył, były wpatrzone w niego ze smutkiem jasne oczy elfa.

Caladris zamknął mu powieki i schował miecz. Nie mówiąc już ani słowa, opuścił arenę, żegnany wiwatami tłumu.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Kiedy Mistrz Areny zapowiada, że walka będzie, to będzie. Zawsze.]

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Naviedzony pisze:[Kiedy Mistrz Areny zapowiada, że walka będzie, to będzie. Zawsze.]
[Sorry, że zwątpiłem :wink: ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Nieeeee, tylko nie on... Jak tak to moi wojowie spierda***ą przez poręcze z areny skoro jesteśmy w Norsce - albo nie jednak dam radę.]

Rozwierająca się, trzynastozębna paszcza areny ukazała najpiękniejszy widok jaki Bjarn oglądał od dawna. Wszyscy Norsmeni momentalnie stracili zainteresowanie piciem czy walką i z niemym zachwytem wpatrywali się w góry i fiordy. Leif jak małe dziecko łapał śnieg do ust i na ręce.
- Na naczynko Freyi... to jest...
- Nasz dom. - szepnął Einarr.
- Daleko ponad, gór mglistych szczyyytem, do jaskiń głębokich i fiordóóóów staaarych... - zanucił Haakar. Hrothgar zakrył mu usta dłonią w rękawicy.
- Zawrzyj mordę, pojękując jak kozica na rui psujesz efekt.
Jednak dźwięk dzwoneczków oderwał ich od podziwiania krajobrazu. Walka zaczęła się powoli i przeszła w taniec ostrzy. Niezbyt przypadł on do gustu Norsmenom, lecz Thorrvald wpatrywał się w niego jak młodzik w pierwszą nagą dziewczynę.
Gdy wąskie ostrze odebrało Edlinowi życie, wojowie zareagowali buczeniem, a Thorrvald złapał za siedzenie przed sobą - niemal łamiąc siedzącemu tam skavenowi kark - i wykrzyknął:
"Zapłacisz za to szpiczastouchy pomiocie, ty i twój ród jak nie teraz to na następnej wyprawie łupieżczej Króla Eryka !!!"
Bjarn złapał go za ramię.
- Spokojnie przynajmniej oddał mu honory... - ostatnie słowa Ingvarssona zagłuszył tubalny głos, dobiegający gdzieś z wysoka.
Obejrzeli się i ujrzeli machającego do nich Turo - z najwyższego punktu areny.
- Cholera, jak z taką własną piwniczką z piwem on tam wlazł tak szybko ? - podrapał się po brodzie Olaf.
- Walkirie go wniosły. - wyszczerzył się Leif. - Ale chyba ma nam coś do powiedzenia... chodźmy.
Gdy dopadli do grubego woja, siedzącego na krawędzi jednego z 13 zębisk areny, ten wskazał horyzont. Gdzieś między lasem i górą czerniał dym, nieco zakrywany przez padający śnieg.
- Jutsvall, główne miasto ziem klanu Sarlsów - mojego klanu. Turo wypiął z dumą szeroką pierś. - Może... moglibyśmy ich zmusić do zatrzymania tu tej machiny na jakiś czas ?
- Pomysł nie jest zły, dawno nie byliśmy w domu a i słynnych miodów Rigsjarla Jutiego Kalevali by się przydało skosztować. Pójdę i pogadam z tymi warzniakami.
- Nie uda mu się. - szepnął Thorrvald. - Stawiam sześć uncji złota.
Jakież było jego zdziwienie gdy pół godziny później niewolnicy zarzucali ogromne kotwice w skałach, a wszystkie wejścia rozwarły się szeroko, ukazując ośnieżony kraj wilków morskich.
- Bårzúl. - Zaklął Torstensson, podając złoto Leifowi.
Bjarn wrócił, wyraźnie uśmiechnięty. "Ta... no dyplomacja nie jest taka w sumie zła. Kiedy masz takie argumenty. - rzekł udawanie ostrząc swój topór. Runicze ostrze nigdy na prawdę nie wymagało ostrzenia. "To jak idziemy ?"

[ Jak MG się zgodzi - taki evencik do czasu kolejnej walki :D :) ]

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Dla mnie spoko. Możecie pohasać sobie chwilę po Norsce. Ale jak ktoś się spóźni na jazdę powrotną, to będzie zapierdzielał na piechotę.]

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Caladris westchnął poddając się melancholi, tak często nawiedzając jego rasę. Potrząsnął głową odpędzając od siebie, wyrzuty sumienia. Podszedł do swego brata.
-Pięknie tu, wiesz?-zapytał Lathaina.
-Niestety, mój wzrok pokazuje mi tylko delikatne kontury.
-Przypomina mi to naszą ojczyznę, a Caledor jest piękny zimą
-Pamiętam bracie.
-Chodź, przedstawię ci moich przyjaciół a potem udamy się na spacer po tych pięknych górach.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Obrazek Znalazłem idealny obrazek dla Edlina, można powiedzieć portret trumienny. pasuje i jest nawet skórzana kurta :mrgreen: ]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Gdy Arena wynurzyła się w krainie Norsmenów Magnus stwierdził tylko "Sigmar stworzył wspaniałą krainę...ech... i niestety umieścił tam pogan..."
Walka trzymała w napięciu ,Von Bittenberg dokładnie notował każdy ruch mieczy zawodników ,aby póżniej sporządzić odpowiednie schematy. Po walce ogarnęły go myśli "Oddał mu honory...dobrze... więc zginął ochroniarz mojego "przyjaciela"...jak on to ujął... bardzo dobrze" Następnie łowca zszedł na piaski areny ,przedzierając się przez tłumy opuszczające trybuny. Podszedł do zwłok Edlina po czym uklękł na jedno kolano "Sigmarze... prosze cię jako twój wierny sługa oraz zbrojne ramię w tym świecie...dopomóż ,aby Morr przyjął duszę tego człowieka... odpuść mu przewinienia...w nadzieji ,że przyczynił się do wytępnienia zła Chaosu..." po tej krótkiej modlitwie inkwizytor wstał i skropił lekko zwłoki wodą święconą W kontakcie z nią ,krew na zbroi Edlina zaczęła reagować. Magnus wyciągnął w torby małą miedzianą kometę Sigmara ,włożył martwemu w ręce ,po czym odszedł w stronę miasta.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[Wspaniała walka i piękna śmierć, ofc szkoda że tak wcześnie, ale przeznaczeniem (tzn. z kośćmi :wink: ) nie wygrasz]
[@GrimgorIronhide - całkiem podobnie go sobie wyobrażałem =D> ]

- No i cały misterny plan w pizdu ! - Tallen ze złością walną pięścią w poręcz oddzielającą Arenę od trybun - I co ja powiem szefom ? Jasna cholera ! Teraz będziemy się musieli nieludzko nakombinować, żeby cokolwiek osiągnąć ! Kurwa !
Siedzący nieopodal Harren nic nie mówił, tylko po cichu delektował się podmuchami norskiego wiatru, tak bardzo orzeźwiającego po tygodniach siedzenia pod ziemią. Trzymał na kolanach miecz Edlina, bowiem najemnik raczej nie chciałby, żeby jego broń wpadła w łapy jakichś plugawych niewolników. Na skórzanym pasie przymocowanym do pochwy nadal widniały ślady krwi. Harren, patrząc na wysłużony oręż, czuł coś, co jak mu się wydawało, utracił dawno temu w wyniku pracy dla bezlitosnej organizacji przestępczej. Zwykły, ludzki żal po zmarłym towarzyszu, którego zdążył polubić.
Edlin zginął w walce, jak na najemnika przystało, ale w imię czego ? Pieniędzy, można by odpowiedzieć, ale dla Harrena sprawa prezentowała się dużo bardziej skomplikowanie. Jego towarzysz poległ realizując kiepski, słabo przemyślany plan jego przełożonych. Przecież od początku było wiadomo, że żeby wygrać Arenę Śmierci, piętnastu innych, nadludzko potężnych wojowników musiałoby zginąć. Prosty rachunek prawdopodobieństwa. Centrala jego organizacji po prostu spisała swoich wysłanników na straty, a na domiar złego to Harren osobiście wybrał Eldina do tego zadania. W dodatku jego sugestie co do wniesienia kilku poprawek do planu zostały bezczelnie zignorowane. "Nic nie kombinuj, Harren", "Trzymaj się planu, Harren"...
- Trzymałem się, kurwa, i co z tego wyszło ? - Szepnął do siebie, wpatrując się tępo w zakrwawione piaski Areny przed nim. Miecz na kolanach ciążył mu coraz bardziej.
Tallen z kolei jakby nigdy nic kontynuował swoją wiązankę przekleństw, teraz z kolei zrzucając winę na wszystko dookoła.
- Chędożony elf, przecież to jakieś oszustwo, żeby wystawiać zwykłego człowieka przeciwko elfowi, czemu te zasrane szczuroludzie pozwalają na takie numery ?!
Harren spojrzał na niego spode łba. W końcu teraz będą musieli dokończyć tę idiotyczną misję razem, ramię w ramię. Przyjrzał się jego mikrej posturze, łysej głowie pokrytej plamami wątrobowymi, złośliwej, parchatej gębie pokrytej siwą szczeciną oraz świńskim oczkom skrytym za czarnymi okularami. W niczym nie przypominał dumnego, silnego Edlina, kierującego się własnym, chociaż nieco wypaczonym, kodeksem honorowym.
- Ja miałbym współpracować z nim ? - Pomyślał ze złością - Z tą pluskwą, za którą będę musiał odwalić całą brudną robotę ? I tylko po to, żeby jakieś grube ryby w Tilei mogły się wzbogacić naszym kosztem ?
Myśląc "naszym", oczywiście miał na myśli siebie i Edlina.
Harren poczuł gniew wzbierający w piersi niczym fala przypływu. Właśnie zdał sobie sprawę, że przez całe życie był nikim. Zwykłym, bezimiennym trybikiem w gigantycznej, przestępczej organizacji. Śmierć Edlina otworzyła mu oczy. Zrozumiał, że on też kiedyś tak skończy. Zginie, zostanie po nim tylko plama krwi na piasku, a jakiś żałosny frajer jak Tallen będzie się jeszcze irytował, że jego zgon przeszkodził mu w wykonaniu jakiegoś zasranego planu. Nie chcę tak żyć, pomyślał z nieopisaną ulgą i zdziwieniem, nie chcę być niewolnikiem bandy niekompetentnych głupców. Chcę być panem swoje losu, samemu wybierać swoje przeznaczenie, chcę być jak...
Edlin ?
Tallen splunął z pogardą i spojrzał na Harrena.
- No i ty! - Wycedził, wytykając go palcem.
- No i co ja ? - Odpowiedział, z trudem powstrzymując wściekłość.
- Ty zjebałeś najbardziej ! Nie mogłeś wybrać kogoś lepszego na tą Arenę ? Jakiegoś ogra ? Wampira ? Jaszczuroczłeka ? KOGOKOLWIEK ! A ty zamiast tego przyprowadziłeś mi jakiegoś wymoczka, robiącego groźne miny, a nie umiejącego robić mieczem ! Po cholerę żeś go brał ? Nie mogłeś go lepiej sprawdzić ? Ty niekompetentny głupcze !
Harren zupełnie przestał myśleć i się kontrolować. Jakby w zwolnionym tempie widział, jak jego ręką sięga po miecz Edlina. Jak pewnym, zdecydowanym ruchem wyciąga go z pochwy. Jak wzrok Tallena powoli przenosi się z jego twarzy na obnażoną broń. I jak małe, świńskie oczka rozszerzają się z przerażenia.
Harren nawet nie poczuł, jak wstaje z trybun. Zdawało mu się, że jego nogi same skoczyły ku Tallenowi, ramiona same wzniosły miecz do ciosu. Informator rozwarł ust w geście panicznej bezsilności, ale nie zdążył krzyknąć.
Lśniące ostrze Eldina przeorało jego pierś po całej długości, grube krople krwi spłynęły na żelazną platformę trybun i potem, ściekając po poręczach, na piaski Areny. Tallen wykrzywił twarz w bolesnym grymasie, zatoczył się, oparł o rant, uniósł dłoń w odruchowym, obronnym geście, tak bardzo pozbawionym jakiegokolwiek sensu.
Bowiem mężczyzna z zakrwawionym mieczem, stojący przed nim, już nie był tą samą osobą, co pół godziny wcześniej.
Harren ryknął i ciął ponownie, z całej siły, prostopadle o poprzedniej rany. Informator, krwawiąc jak tucznik w rzeźni, odchylił się do tyłu, stracił równowagę i przeleciał przez barierkę, uderzając głucho o piaski Areny.
Harren stał jeszcze przez chwilę, dysząc i zbierając myśli. Niczego nie żałował. Wręcz przeciwnie, czuł, że to była najodpowiedniejsza rzecz, jaką mógł w tej chwili zrobić. Był wolny. Prawdziwie wolny. Odwrócił się i spojrzał w kierunku ośnieżonych, górskich szczytów. A może by tak zeskoczyć z tego ustrojstwa i wyruszyć tam, w stronę pięknej krainy norsmenów ? Po chwili jednak rozmyślił się, nie miałby dużych szans na przeżycie. Jedynym sensownym wyborem było czasowe zostanie na Arenie. Tak, to był dobry pomysł... Poczeka, aż Arena wyłoni się w jakimś cywilizowanym miejscu, a potem szybko czmychnie, zostawiając cały ten burdel za sobą. I rozpocznie całkiem nowe życie...
Ach, została Jeszce kwestia tego inkwizytora, Magnusa. Harren był pewien, że podejrzewał go o coś. No cóż, raczej niczego więcej się nie dowie... Chociaż ? Może uczynić coś zupełnie odwrotnego ? Powiedzieć mu wszystko o organizacji ? Nazwiska, lokalizacje siedzib, współpracowników, przekupionych polityków... Wprawdzie Harren znał tylko malutki ułamek tych wszystkich tajemnic, ale to i tak wystarczyło, by inkwizycja rozpoczęła proces.
- Cholera, nie to bardzo zły pomysł - Pomyślał po chwili - jak mu się wygadam, to automatycznie przyznam mu się do winy, a wtedy spłonę na stosie czy coś. Nie, muszę jakoś zadekować się gdzieś w tej Arenie, przeczekać do następnej walki i po prostu stąd zwiać. Tak, to dobry pomysł.
Spojrzał po raz ostatni na zmasakrowane zwłoki Tallena leżące na Arenie. Z pogardą splunął w ich kierunku. Potem spojrzał na plamę krwi pozostałą po najemniku. Wziął głęboki oddech, przerzucił sobie miecz Edlina przez plecy i zszedł w głąb podziemnego miasta.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Kharlot był zły. Myśl, że zależał od kogoś była przerażająca, dwa dni leżał bez zmysłów zdany na opiekę innych. Okropne. W dodatku przegapił walkę, a jakby tego było mało elfi paniczyk pokonał Edlina. Ech....
Nigdzie nie mógł odnaleźć najemniczki. Pragnął jej towarzystwa, lecz jednocześnie czuł się przy niej... dziwnie.
Jakby całą nienawiść i gniew topniały niczym śnieg na wiosnę. Zastępowało je uczucie całkiem obce, trudne dla niego do opisania.
Odegnał trapiące go myśli. Postanowił skorzystać z okazji wyjścia na powierzchnię.
Wokół panował niczym niezmącony spokój, płatki śniegu delikatnie opadały na ziemię. Lekki wiatr poruszał harmonicznie sosnowym lasem, wydobywając z niego szum który był jak słodka pieśń dla uszu Kharlota. Z dala rysował się linie fiordów oo wdzięcznych kształtach uformowanych przez szafirowe morze. Dom. Usłyszał skrzypienie śniegu, kogoś lekkiego, jak mu się zdawało. Odwrócił się i uśmiechnął. Ona.
-Witaj. Dobrze cię widzieć całą i zdrową.
-Zabawny jesteś. Wiele godzin leżałeś zmożony trucizną, a martwisz się o moje zdrowie? Mogłeś zginąć! Dlaczego to zrobiłeś? Czemu mnie zasłoniłeś?
Milczał. Całe swoje życie spędził od walki do walki. Teraz nie wiedział co czynić. Chłodny wiatr bawił się jej kruczymi włosami.
-To wszystko.... nic z tego nie będzie. Jesteśmy zawodnikami na arenie. Co jeśli będziemy musieli stanąć przeciw sobie? -słowa przychodziły jej z trudem.- To się nie uda. Nie mogę dać ci tego, czego ode mnie oczekujesz. To... cholera, powiedz coś! -głos Seliny zaczął drżeć.- Musisz wiedzieć, że....
Nie dane jej było dokończyć. Kharlot zbliżywszy się do niej szybko zdjął hełm, zdecydowanym, lecz delikatnym ruchem chwycił Selinę za ramiona i pocałował ją. Długo. Karmazynowy pancerz mocno kontrastował z zimnym otoczeniem. Nad fiordami zachodziło słońce. Niewiele go to obchodziło.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Czyżby Khornita nawrócił się na Slaanesha? ;) ]

Dwa dni minęły od pamiętnej walki z hordami skrytobójców klanu Eshin, szturmujących Arenę. Ciała uprzątnięto, w nowym budynku urządzono karczmę, a trujący gaz powoli ulatniał się z kanałów. Ze względu na niesamowite widoki i długą nieobecność niektórych zawodników postanowiono nie ruszać Areny z miejsca. Pewien związek z unieruchomieniem Areny mógł mieć również fakt, że zakleszczonych w skałach kotwic nie dawało się wyciągnąć, ale pytani o to skaveńscy inżynierowie stanowczo zaprzeczali dodając coś o spisku i sabotażu konkurencji.

Tymczasem zajęto się doprowadzaniem Kamienia Walk do aktualnego stanu. Imię Edlina spłynęło krwią, natomiast trzecia od dołu linijka zapłonęła spaczeniową zielenią.

1. Diana vs Tomku Drwal
2. Hyshis vs Aszkael
3. Xyz vs Maria Steinvor
4. Kilian "Wysoki" vs Kharlot Kruszący Czaszki
5. Edlin z Marienburga vs Caladris z gór Caledoru
6. Selina Ar'dmont vs Malesanth
7. Cunnilingus vs Czcigodny Sethep II
8. Magnus von Bittebberg vs Bjårn Ingvársson

Magię chwili, tak pięknej dla Kharlota przerwało pojawienie się reszty Norsemanów. Bjarn i reszta barbarzyńców z północy stanęła zszokowana półkolem. Jednemu topór wypadł z ręki, inny zapomniał zamknąć ust. Na wszystkich twarzach malowało się to samo obrzydzenie w różnych formach stadialnych. Słuszny strach i autorytet otaczające Kharlota do tej pory nagle zdały się kruszeć...

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Aszkael był zdenerwowany, nie dość że walkę wygrała elfia szmata to jeszcze patrzy jak Kharlot traci resztki rozumu. Teraz wybraniec zaczynał rozumieć czemu bogowie wybrali go. Kruszący nie był mocny w wierze. Diana byłą jak by nie obecna wśród śmiertelników. A Brajn przekładał bogów norski nad mroczne potęgi. Jednym faktem który pocieszył wybrańca był to ze znów znalazł się w krainie która chodź trochę przypominała mu dom. Zimne powietrze, śnieg, wiecznie skute lodem góry i niebezpieczeństwo na każdym kroku. Miał tylko nadzieje że norsmeński plan wypali i spędzą tu trochę czasu. Wybraniec opuścił podwyższenie z której obserwował Kharlota i ruszył na przechadzkę. Gwałtowny norski wiatr szarpnął jego płaszczem z niedźwiedziej skóry. Po kilku chwila Aszkael wędrował wśród śniegów norski. Nie oddalał się jednakże od wiertła, nie mógł sobie pozwolić na zostanie tutaj. Swoje kroki skierował w tundrę, nie wiedząc czemu zawsze lubił leśnie odstępy. Kiedy był już kilka kroków od wyznaczonego sobie celu niebo ściemniało. Drzewa wygięły się w niezwykły sposób, a spośród śniegów wyrosły żelazne kolce. Szepty i śmiechy dochodziły ze wszystkich stron. Aszkael znał je doskonale, odruchowo wyszarpnął za pasa miecz. Szybko rozejrzał się po okolicy, kilka demoniczny psów krążyło wokół niego . Pozostawały jednak w dość dużej odległości, i o dziwo wyglądały jak by nie były zainteresowane wybrańcem. Szepty i śmiechy ucichły. Demoniczne ujadanie zniknęło. Jednak była to cisza przed burzą. Bębenki Aszkaela zostały zbombardowane. Wybraniec padł na kolana ściskając się za hełm. Głosy były głośnie, niezrozumiałe, coś od niego chciały. Czyżby sami bogowie mieli dla niego rozkazy? A może boscy heraldowie dawali mu wskazówki? Głosy zniknęły. Aszkael klęczał w śniegu, był z powrotem w krainie żywych. Podniósł się, schował miecz. Nie wiedział co dokładnie chciały mu przekazać demony. Ale zrozumiał i zapamiętał kilka słów.
-Nagash, artefakt i ta głupia kupa kości, zwąca się czcigodnym- zamruczał pod nosem Aszkael- W końcu przynajmniej chodź trochę informacji.Trzeba będzie zamienić kilka słów z tym workiem wiórów. –dodał po chwili, spoglądając na norską tundrę.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Magnus wszedł do swojego pokoju .Wszystkie trupy tamtejszej masakry zniknęły ,nawet ten na kolcach w zapadni został usunięty. Łowca odłożył broń ,zdjął kapelusz i przez następną godzinę zakładał nowe pułapki. Zmęczony skrupulatną pracą zamówił u krzątających się w kwaterach Skavenów coś do jedzenia ,a dokładnie opiekanego kuczaka w sosie orzechowym ,beczkę jasnego piwa ,20-letni koniak z Midenheim ,staro-bretoński chleb oraz tradycyjny kislevski gulasz ,z tych wszystkich potraw zachował tylko gulasz i piwo ,resztę wyrzucił ,chciał tylko sprawdzić ,czy szczury dadzą radę. Po skromnym posiłku kolejne 3 kwadranse spędził na dokładne czyszczenie ,błogosławienie i sprawdzanie broni. Inkwizytor zmówił krótką modlitwę i poszedł spać ,znurzony dręczącymi go myślami... następnego dnia wypił kufel piwa i zasiadł do mozolnej i trudnej urzędniczej pracy. Przez cały dzień pisał raporty ,przeglądał i uściślał notatki ,badał dowody w sprawie miecza Nagasha...
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Caladris wraz ze swym bratem podeszli do Septha.
-Witaj władco umarłych, oto mój brat Lethain, pierworodny księcia Irmika z Caledoru, mag ognia i kapłan vaula.-Elfi szlachcic jednym tchem wypowiedział dworską formułę.
-Witaj czcigodny jestem Czcigodny Sethep II następca Setepa I, Drugi Opiekun Nekropoli Lybarasu, Doradca Wielkiej Królowej Khalidy, hierofanta floty Lybarasu.-Sethep popisał się przed elfimi braćmi znajomością Ulthuańskich manier.
-Mój brat, jest kapłanem vaula i potężnym magiem. Może pomóc nam w sprawie sam-wiesz-czego, proponuje spacer po górach w czasie którego Lathainowi nasz plan, czy zgodzisz się nam towarzyszyć?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Po walce Selina zaczęła się zastanawiać jakie ma szanse w starciu z wyszkolonym elfem. Wiedziała, że jej przeciwnik używał kuszy powtarzalnej więc trzymanie się na dystans nie wchodziło w grę. Przy wymianie ciosów zabójca będzie też szybszy. Musiała liczyć na odwrócenie jego uwagi. Ataki Craka powinny dość dobrze spełnić ten warunek.
Najemniczka westchnęła odpędzając myśli o walce. Zdecydowała się odwiedzić Kharlota. Na miejscu okazało się, że czempion nadal jest nieprzytomny. Kobieta udała się do swojej kwatery i sprawdziła swoją broń i kolczugę. Kolejne dwa dni poświęciła na czyszczenie uzbrojenia i przygotowaniu się do walki, odwiedzinach u wojownika khorna i spacerach po okolicy nad Areną. Norska okazała się majestatyczną krainą, pełną surowego piękna. Oglądanie jej cudów przyrody pomagało Selinie nie myśleć o Kharlocie. Sama nie wiedziała co czuje do czempiona boga wojny. Czuła się mu coś winna za uratowanie życia, a zarazem wiedziała, że on tego tak nie odczuje. "Nie możemy się więcej spotykać" zdecydowała "ako, że oboje jesteśmy uczestnikami Areny, nie ma to większego sensu i tak jedno lub oboje zginiemy".
* * *
Drugiego dnia od walki zauważyła go spacerującego po mroźnej równinie nieopodal wejścia do podziemi skavenów. Postanowiła porozmawiać z nim po raz ostatni i wytłumaczyć ich relację.
-Witaj. Dobrze cię widzieć całą i zdrową - jak zawsze udawał twardego.
-Zabawny jesteś. Wiele godzin leżałeś zmożony trucizną, a martwisz się o moje zdrowie? Mogłeś zginąć! Dlaczego to zrobiłeś? Czemu mnie zasłoniłeś? - jego milczenie było wystarczającą odpowiedzią
-To wszystko.... nic z tego nie będzie. Jesteśmy zawodnikami na arenie. Co jeśli będziemy musieli stanąć przeciw sobie? -słowa przychodziły jej z trudem.- To się nie uda. Nie mogę dać ci tego, czego ode mnie oczekujesz. To... cholera, powiedz coś! -głos Seliny zaczął drżeć.- Musisz wiedzieć, że....
Nie dane jej było dokończyć. Kharlot zbliżywszy się do niej szybko zdjął hełm, zdecydowanym, lecz delikatnym ruchem chwycił Selinę za ramiona i pocałował ją. Kobieta oddała pocałunek ,czując, że jej zamiary poszły w niwecz.
Nagle usłyszeli kilka par stóp idących w ich stronę. Kątem oka najemniczka zauważyła norsmenów z kompani Bjarna. Czempion i kobieta odskoczyli od siebie odruchowo. Ich miny musiały wyglądać na..zawstydzone?
Twarze ludzi północy wyrażały znacznie więcej emocji. Głównie zdziwienie, pomieszane z odrazą.
Selina czuła się dziwnie będąc przez nich dokładnie oglądana.
Coś dziwnego zawisło w powietrzu...

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Dwóch norsmeńskich wojowników siedziało przy ognisku, na posterunku umiejscowieonym na dobrze ukrytej skale. Znużeni, podpierali się włóczniami, wpatrujac się w monotonny krajobraz i śnieżyce. Wtem garnek nad ogniskiem zatrząsł się a wraz z nim ziemia. Na środku równiny powstał krater a z niego wynużył się stalowy behemot. Jeden ze strażników przetarł oczy.
- Halfdan ! Hej, co to jest ! - drugi z wartowików apatycznie podszedł i przyjrzawszy się ze spokojem rzekł:
- Nie wiem.
- Może powinniśmy donieść o tym miastowym ?
- Aaale po co ? - odrzekł Halfdan flegmatycznie.
- Racja.
Obaj wrócili na swoje miejsca i dalej wpatrywali się pustymi oczami w przestrzeń.

Norsmeni Bjarna powoli zbliżali się do źródła dymu. I choć cieszyli się z perspektywy spotkania ziomków, to jednak czujnie rozglądali się - Norska wciąż była zabójczą krainą, gotową pochłonąć głupich i nieuważnych. Wreszcie ujrzeli niskie, kamienno-drewniane obwarowanie Jutsvallu. Coś nie było w porządku, brama czerniła się pozostałościami na zawiasach, a w jej miejscu stała prowizoryczna barykada, pilnowana przez kilku wojów. Gdy tylko się zbliżyli wycelowano w nich włócznie i łuki. Jakiś wysoki, pobliźniony weteran w kolczudze i hełmie okularowym podszedł do Bjarna i wycelował w niego miecz.
- Sądząc po waszym odzieniu jesteście wojami, cóż tu robicie i jak się zwiecie ? Mówcie albo na mój sygnał zaatakuje dziesiątka tuzinów mężów z łukami !
- Chyba dziesiątka tuzinów wron. - szydził Haakar, patrząc po obwarowaniach. Strażnicy byli nieliczni, a niektórzy nosili ślady niedawnych walk. Było to dziwne jak na największy gród ziem plemienia.
- Jam jest Bjarn Wydarty Morzu, syn Ingvara, jarla Eissvanrfiordu, zabójca Kheraagara Płonącej Czaszki z Kazagów. A to moja drużyna.
Słysząc to wojownik zdjął hełm i schował miecz dopochwy.
- A jam jest Eklaf, syn Eklafa zarządca Jutsvall. Chodźcie za mną, niedługo zmierzcha. - machnął ręką. Podążając za nim, Norsmeni nie kryli zdziwienia.
- Gdzie wasi niewolnicy ? Prawie żadnych nie widzę, czy Sarlsowie skończyli z niewolnictwem ? - rzekł Thorleif.
- Ludzie są przestraszeni, cóż tak złamało waszego ducha ? - zapytał Turo.
Eklaf rozejrzał się z progu Długiego Domu i rzekł cicho: "Byttingen. Niewolnicy z kopalń i lasów zniknęli pierwsi, zaraz przed naszymi stadami, potem zaczęli ginąć ludzie..."
Zaraz w całej kompanii wywołało to bezwiedne łapanie za amulety, rozglądanie się i pomruki w stylu "Na bogów.", "Toporze Kharnatha.".
Weszli do wielkiej halli, gdzie właśnie zapalano palenisko i szykowano posiłek. Tuż po zajęciu miejsc i zamoczeniu wąsów w pitnym miodzie zalali Eklafa kolejną falą pytań.
- Gdzie wasz Rigsjarl, gdzie słynny Młot Kalevali i wasze Hirdy ? Taki bohater nie pozwoliłby tym demonom zabić choćby kozicę w jego górach.
- Tulkir z Baersonlingów i krasnoludy z Kraka Drak przysłały wici. Ze dwa kwartały temu. Juti zabrał huskarli i większość Hirdu, ruszył szybko bo i wezwanie pilne było. Czekamy na jego powrót, nie spodoba mu się to. - ciągnął Eklaf, od czasu do czasu przechylając róg z miodem.
- A w takim razie co mówią runy ? Czy bogowie także się od was odwrócili ? - drążył Vidarr.
- Nie dalej jak dwa tygodnie temu nasz Vitki poszedł do lasu nocą, zdecydowany powstrzymać bestie. Skaldowie nie śmią nawet przypuszczać jak skończył...
- Tak więc jest tu, a co dopiero w mniejszych osadach... na tron z czaszek... - sapnął Hrothgar, na chwilę zapominając o jedzeniu.
- Ludzie uciekają do na razie bezpiecznego wybrzeża lub innych plemion. Najgorsze jest to że do stoczni nikt nie spławia z gór drewna, to grozi zachamowaniem produkcji drakkarów - tuż przed sezonem łupieckim ! Rigsjarl łby nam pourywa. - Eklaf walnął głową w stół.
Thorrvald odgryzł duży kawałek mięsa i przeżuwając powiedział: "- Ale mamy tu samych bohaterów ! Bjarn walczy na arenie śmierci z najlepszymi, to z pewnością da radę jaskiniowym pomiotom chaosu!" Reszta zgodnie dała wyraz aprobaty, uderzając kuflami i skandując.
Bjarn zamyśli się jednak.
- Właśnie - zawodnicy !!! Nic nie wiedzą, a zaraz się ściemnia ! Thorrvald, Leif, Haakar ! Weźcie broń i biegnijcie do wszystkich zawodników i na arenę. - gdy niechętni wywołani, ociągając się porzucili ucztę i szli w stronę wyjścia dodał - Pędem jakby was Skoll gonił ! Każcie im schować się do areny, lub miasta i zamknąć bramy ! Potem razem z Turo i Vidarrem staniecie na murach przez noc.
Hrothgar przełknął nadprędce i zapytał Bjarna,
- A my, to znaczy reszta ? Podejrzewam że siedzenie przy ogniu i picie sarlskiego miodu to za duży luksus.
Bjarn uśmiechnął się, wznosząc róg do ust. -A my urządzimy sobie polowanie. Wychylił puchar, przyglądając się fali oburzenia i przekleństw.

Bliźniacy i Haakar biegli przez śnieg co sił w nogach. Chcieli załatwić wszystko jak najszybciej, ufając że nie zostali przeznaczeni na straty. Thorrvald ciaśniej otulił się futrzanym płaszczem z obszerną delią i skrył ręce w rękawy.
- Do stu chędożonych trollic. Mam nadzieję że nie byli na tyle głupi by łazić w góry. Haakar i Leif skinęli głowami, szybko oddychając.
W lesie mijali z rzadka strażników i myśliwych, pospiesznie wracających za mury. Gdy zbliżali się już do areny wszyscy nagle przystanęli.
Haakar wypuścił z ręki topór. Leif rozdziawił szeroko usta. Thorrvald niepewnie odezwał się, także zmieszany widokiem.
- Errrrm, Kharlocie... to na zasadzie pan-branka tak... bo...
- Żeby południówkę... i to tak na widoku... - rzucił Haakar, wskazujac na budynek areny. - Świat się kurwa zawali, jeszcze przed Ragnarokiem... dobra, idę ostrzec resztę. - dokończył biegnąc. Selina i Kharlot odziewali się, popędzani przez bliźniaków.
- Ostrzec przed czym ? - zapytała ciekawie Selina, próbując okryć się płaszczem Kharlota. Thorrvald zgromił ją wzrokiem lecz odpowiedział.
- No bo widzisz mamy tu takie nieprzewidziane komplikacje w pobycie... - dalsze słowa przerwało głośne wycie. A właściwie żężenie. Dokładnie to obie te rzeczy razem z piskiem i złowrogim huczeniem. Nic nomalnego nie mogłoby wydać takiego odgłosu.
Thorrvald krzyknął w stonę nieco odległej linii świerków, wyciągając miecz i topór. "Nie chcę tak szybko na dwór przodków... moja Turið.."
Leif zachował trzeźwy umysł i walnął brata płasko ręką. "Do Areny !" - krzyknął. Wszyscy powoli zwrócili się w stronę wiertła, skąd nadbiegał właśnie Haakar. "Huh, os... ostrzegłem ich heh.. Co ?!" - tak jak mówił żelazne wrota areny zamykały się już. "Kurwa! A jednak zginiemy... Do miasta biegiem !!!" - zakomenderował Leif, cała piątka pobiegła co sił w nogach, dziwny zew przybierał na sile.
- Co to jest ? - wydarła się Selina, kruk zawtórował jej kraknięciami.
- Nie chcesz wiedzieć, południówko... mam nadzieje że reszta się schowała w budynku... bo inaczej będzie problem... - wysapał Thorrvald, oglądając się przez ramię.

Dwaj strażnicy siedzieli wciąż na zboczu skalnym blisko małego ogniska. Ten podpierający się włócznią ziewnął i wstał, po czym znów usiadł.
- Halfdan, już chyba noc. Nie powinniśmy zwinąć posterunku i iść do miasta ?
- Bez sensu. - burknął Halfdan, nawet się nie obracając. Jego towarzysz wzruszył ramionami.
- W sumie racja...
Wtedy dziwny, mrożący krew w żyłach normalnym ludziom dźwięk przeszył las. Strażnicy nawet nie drgnęli. Halfdan naciągnął futro na kolczugę, a ten drugi ugryzł kawał suszonej wieprzowiny. Dalej wpatrywali się w krawędź horyzontu, niemrawo ruszając głowami. Nagle wrzask się powtórzył, znacznie bliżej. Obaj odwrócili głowy w tamtym kierunku. Drugi strażnik wstał. Wtedy gwałtowny podmuch wiatru przygasił ognisko warstwą śniegu. Norsmeni wytężali wzrok by zobaczyć cokolwiek w mroku ściany lasu, kilkanaście metrów od nich. Najpierw ujrzeli niewyraźny kontur, potem jakby ruchome błyski. W końcu w świetle księżyców ukazał się widok z najgorszego koszmaru. Nienaturalnie nadęta paszcza wilkopodobnego stwora, na szkaradnym, wąskim korpusie, pozbawionym sierści. Wszędzie nosił znak mutacji od macek po kolejną paszczę na jaszczurzym ogonie. Gdy zbliżył się nieco chwiejnie na dwóch nogach, podpierając się jedna z łap można było zobaczyć całość ociekającą czarnym śluzem i rozkładającą się na oczach. Przekrwione oczy Byttingena płonęły zielenią.
Obaj strażnicy złapali za broń.
- Halfdan, chyba musimy się bronić... - szepnął.
- Bez sensu...
- Do zobaczenia na dworze Odyna, przyjacielu.
Ujmując broń skoczyli na stwora, krzycząc. Byttingen znów wydał ogłuszajacy odgłos i machnąl koscistą łapą, zakończoną popękanymi szponami, długości mieczy. Na śnieg chlapnęła krew...

[ tak PG rozwalaliśmy, to co powiecie na atak nordyckiej mitologii w wersji warhammer :mrgreen: :twisted: ]
Ostatnio zmieniony 20 mar 2013, o 14:33 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[Kurna, taka fajna akcja a ja akurat nie żyję :( ].
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ to bierz ultra-Harrena, a jak nie jest taki twardy to możesz poodgrywać któregoś Norsmena, bez kręapcji, z twoim poziomem opisu ]

ODPOWIEDZ