Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Sprawy skomplikowały się szybciej niż ktokolwiek zdołał przypuszczać. Na pierwszy ogień poszła reputacja Kharlota. Według Norsmenów południowe kobiety nadawały się tylko na branki, nie trudno więc sobie wyobrazić dezaprobatę Haakara, Leifa i Thorrvalda. Kharlot był pewien, że niedługo wszyscy będą o tym wiedzieli. Nie było jednak czasu na wyjaśnienia. Gdy osłupienie minęło, w serca Norsmenów znów zagościł trwoga. Kharlot wiedziałl jak mężni byli ci wojownicy, nie mógł sobie wyobrazić co mogło ich tak zaniepokoić. Chwilę później pobliski... dźwięk rozwiał część pytań. Powrót pod ziemię nie wchodził w rachubę, ruszyli więc rychło do pobliskiego miasta.
Biegli. Śnieg chrzęścił im pod butami, spowalniał ruchy. Ciemność gęstniała coraz bardziej, roztaczają wokół aksamitną czerń. To nie bestie jednak dręczyły Kruszącego Czaszki, to pytania, które zostaną wkrótce zadane, spojrzenia jakimi obdarują go Bjarn i reszta kompani, gdy tylko dowiedzą się. Oni go znają, będą wyrozumiali, ale inni? Z pewnością podważą jego siłę, niejednemu będzie zmuszony utoczyć krwi i zabrać czaszkę. Skończą się wspólne popijawy, czy to początek końca? Biegli, brneli w śniegu, ich oddechy unosiły się gęstą parą ku niebu. W oddali zaznaczył kontur murów. Byli już blisko.
Biegli. Śnieg chrzęścił im pod butami, spowalniał ruchy. Ciemność gęstniała coraz bardziej, roztaczają wokół aksamitną czerń. To nie bestie jednak dręczyły Kruszącego Czaszki, to pytania, które zostaną wkrótce zadane, spojrzenia jakimi obdarują go Bjarn i reszta kompani, gdy tylko dowiedzą się. Oni go znają, będą wyrozumiali, ale inni? Z pewnością podważą jego siłę, niejednemu będzie zmuszony utoczyć krwi i zabrać czaszkę. Skończą się wspólne popijawy, czy to początek końca? Biegli, brneli w śniegu, ich oddechy unosiły się gęstą parą ku niebu. W oddali zaznaczył kontur murów. Byli już blisko.
Ostatnio zmieniony 20 mar 2013, o 16:18 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Maria z Willardem usłyszeli potworny ryk. Nie znając źródła tego dźwięku zaczeli się rozglądać po okolicy by takowe znaleźć. Wtem ich uwagę przykuli zdyszani norsmeni. Ich twarze były zdecydowanie nietęgie, lecz nie zdradzały one typowego dla większości przedstawicieli tej słabej rasy panicznego lęku.
- Czy ktoś mi może powiedzieć co to kurwa było ?- spytał się zdecydowanie oszołomiony rzadkim powietrzem i przypływem adrenaliny Reiklandczyk.
- Willard. Pachnie od Ciebie zdenerwowaniem. -zmarszczyła nos Maria.
Norsmeni nawet nie zatrzymali się tylko w biegu ich wyminęli.
- Spierdalajcie!
Dwa razy nie trzeba było im powtarzać.
[Oddaję pałeczkę, jakbym nie był w stanie pisać na bieżąco to można pożyczyć postacie. Tylko mi nie zabić Willarda! ]
- Czy ktoś mi może powiedzieć co to kurwa było ?- spytał się zdecydowanie oszołomiony rzadkim powietrzem i przypływem adrenaliny Reiklandczyk.
- Willard. Pachnie od Ciebie zdenerwowaniem. -zmarszczyła nos Maria.
Norsmeni nawet nie zatrzymali się tylko w biegu ich wyminęli.
- Spierdalajcie!
Dwa razy nie trzeba było im powtarzać.
[Oddaję pałeczkę, jakbym nie był w stanie pisać na bieżąco to można pożyczyć postacie. Tylko mi nie zabić Willarda! ]
Ostatnio zmieniony 21 mar 2013, o 19:47 przez kubencjusz, łącznie zmieniany 1 raz.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Oczywiście, iż chętnie przejdę się z wami po górach.-Opowiedział Septh.
-Ruszajmy więc-Zaproponował Lathain.
Szli dość długo, bez żadnego słowa, pogrążeni w myślach. Po dość długim czasie Caladris wtajemniczył brata,w cała ta paskudną sprawę z ostrzem Nagasha. Znów przeszli chwilę w milczeniu. Zaczęło delikatnie prószyć śniegiem. Elfi książę wdał się w długą rozmowę ze starodawnym kapłanem, zaś ślepy brat przysłuchiwał się wszystkiemu, od czasu do czasu wtrącając celną uwagę na temat broni nekromanty. Uradzili iż Lathain pozostanie na arenie, nawet jeśli Caladris zginie w kolejnej walce aby pomóc w odnalezieniu i zniszczeniu miecza. Została także wytoczona bardzo prawdopodobna teoria.
-Co jeśli miecz jest jedną z nagród?-Spytał elfi kapłan.
-Wówczas, musisz dopilnować, aby nie wpadł w niepowołane ręce i żeby został zniszczony.
-To znacząco ułatwiło by mi zdobycie go,-Odpowiedział jak zawsze pewien siebie Caladris.
Po długim spacerze, z żalem wrócili do skaveńskiego wiertła gdzie zaszyli się popijając wino z Ulthuanu, które zabrał ze sobą Lathain. Dyskutowali jeszcze długie godziny, nad możliwą strategią, w między czasie doszło także do krótkiej lecz burzliwej kłótni pomiędzy Caladrisem a Sethpem, w której sprzeczali się kto jest lepszym magiem: Teclis czy Nagash. Jednak kłotnia szybko została zażegnana. W pewnym momencie z góry dobiegły ich jakieś ryki i wrzaski, ale nie zwrócili na nie najmniejszej uwagi. Byli pewni, że inni uczestnicy areny naparzają się z jakimś norsmeńskim monstrum, co jak się potem okazało było bliskie prawdy. Dyskusja zajęła im jeszcze parę długich godzin. Jedyną rzeczą jaką udało im się ustalić było to, iż ostrze jest najprawdopodobniej nagrodą na Arenie. Po pewnym czasie pożegnali się i rozeszli się do swoich kwater (brat Caladrisa zajął kwaterę po niziołku).
-Ruszajmy więc-Zaproponował Lathain.
Szli dość długo, bez żadnego słowa, pogrążeni w myślach. Po dość długim czasie Caladris wtajemniczył brata,w cała ta paskudną sprawę z ostrzem Nagasha. Znów przeszli chwilę w milczeniu. Zaczęło delikatnie prószyć śniegiem. Elfi książę wdał się w długą rozmowę ze starodawnym kapłanem, zaś ślepy brat przysłuchiwał się wszystkiemu, od czasu do czasu wtrącając celną uwagę na temat broni nekromanty. Uradzili iż Lathain pozostanie na arenie, nawet jeśli Caladris zginie w kolejnej walce aby pomóc w odnalezieniu i zniszczeniu miecza. Została także wytoczona bardzo prawdopodobna teoria.
-Co jeśli miecz jest jedną z nagród?-Spytał elfi kapłan.
-Wówczas, musisz dopilnować, aby nie wpadł w niepowołane ręce i żeby został zniszczony.
-To znacząco ułatwiło by mi zdobycie go,-Odpowiedział jak zawsze pewien siebie Caladris.
Po długim spacerze, z żalem wrócili do skaveńskiego wiertła gdzie zaszyli się popijając wino z Ulthuanu, które zabrał ze sobą Lathain. Dyskutowali jeszcze długie godziny, nad możliwą strategią, w między czasie doszło także do krótkiej lecz burzliwej kłótni pomiędzy Caladrisem a Sethpem, w której sprzeczali się kto jest lepszym magiem: Teclis czy Nagash. Jednak kłotnia szybko została zażegnana. W pewnym momencie z góry dobiegły ich jakieś ryki i wrzaski, ale nie zwrócili na nie najmniejszej uwagi. Byli pewni, że inni uczestnicy areny naparzają się z jakimś norsmeńskim monstrum, co jak się potem okazało było bliskie prawdy. Dyskusja zajęła im jeszcze parę długich godzin. Jedyną rzeczą jaką udało im się ustalić było to, iż ostrze jest najprawdopodobniej nagrodą na Arenie. Po pewnym czasie pożegnali się i rozeszli się do swoich kwater (brat Caladrisa zajął kwaterę po niziołku).
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ @elfie ale kwaterę nizioła i Sethepa wyj....ście w kosmos wybuchem, poza tym nie zejdziecie pod ziemię bo drzwi areny są zamknięte na głucho
@kubencjusz biegniemy do miasta a fala bestii depcze nam po piętach, nie sądzę żeby moje czy twoje postacie miały czas czy ochotę na tak długie dywagacje i zwrot "Nam pani" raczej nie bardzo brzmi... ]
Biegli między drzewami, odgłos szurania po śniegu deptał im po piętach. Nikt nie miał ochoty czy czasu obejrzeć się przez ramię. Kruk Seliny wyleciał daleko przed nich. Światła Jutsvall paliły sie tylko kilkadziesiąt kroków stąd. Nagle jak spod ziemi wyrośli obok nich Maria i Willard, po chwili przyglądania się również zaczęli biec.
- Czy ktoś mi może powiedzieć co to kurwa było ? - wydarł się Willard, nieporadnie przebijajac się przez śnieg. Norsmeni nie chcieli tracić cennego oddechu i pobiegli jeszcze szybciej.
- Tu nawet wy nie macie szans. Schowajcie się ! - krzyknął Kharlot.
Maria, szybsza od pozostałych zwolniła i złapała Willarda za rękaw starego munduru. Ku oburzeniu wojaka wrzuciła go na wysoki świerk, po czym sama tam wskoczyła. Zaczęli wspinać się wyżej.
Norsów i Selinę dzieliło kilka długich susów od bramy. Wtedy Haakara podkusiło by się obejrzeć. Pożałował. Ogromny Wilczogłowy stwór sunął za nimi na trzech łapach, ujadając i skomląc z kilku paszcz. Dał susa. Haakar mimowolnie zasłonił się. Jednak potwór przeskoczył nad nim i wylądował między nimi a bramą. Norsmeni na obwarowaniu zaczęli krzyczeć. Na Byttingena posypały się włócznie i strzały. Stwór ryknał na Selinę, zwalając ją z nóg. Kharlot i Thorrvald, korzystając z okazji natarli na bestię, tnąc wściekle. Demon zawył i machnął łapami, jedna trafiła Kharlota, lecz ochronił go pancerz i skończyło się na odrzuceniu w tył. Druga niemal zdekapitowała Thorrvalda. Wtedy z barykady zbiegło trzech wojów. Eklaf wydając okrzyk bojowy z całej siły wbił dwuręczny topór w pierś stwora, obalajac go. Ten kopnął tylnymi łapami powalając zarządcę. Leif dopadł do wojów na barykadzie i odpalił strzałę od pochodni. Chwila dokładnego celowania... i płonący pocisk utkwił w oku demona. Wszyscy Norsmeni rzucili się na bestię, tnac bez opamiętania. Turo wybił mu żuchwę młotem a włócznia Vidarra przyszpiliła łeb do ziemi. Powitali się nad płonącymi zwłokami wynaturzenia.
- Więc to jest... - zaczął Thorrvald i zwymiotował.
- Gdzie Bjarn i reszta ? - rzucił pytanie Leif.
Eklaf wstał, masując ramię. - Tuż zanim nadbiegliście poszli do lasu. Chodźcie prędko do środka, nadejdzie ich więcej...
Kharota zdjęło pragnienie oddalenia się od bliźniaków, Haakara i Seliny. - W którym kierunku. - sapnął.
Eklaf wskazał drogę przez las trzonkiem topora. Kruszący Czaszki bez słowa pobiegł. Reszta pospiesznie weszła za barykadę i resztki bramy.
- To teraz czekać. Ma ktoś bukłak miodu, zmachałem się ? - krzyknął siedzący Turo.
- To jeszcze pomachasz młotem zanim napijesz się miodu. I to raczej tego w Walhalli. - rzekł Vidarr, wskazując las. Płonące oczy i rozdziawione paszcze zapełniały skraj lasu. Wszyscy chwycili za broń.
Sethep, Caladris i jego brat stali przed zamkniętymi bramami areny.
- Czemuż jest zamknięta... - zastanawiał się czcigodny hierofanta.
- Zaraz ją rozerwę... - rzucił Caladris, sięgając po miecz. Przerwał mu pisk skavenów siedzących u góry z jezzailami i kilkoma innymi maszynami. Trójka sojuszników obejrzała się. Z krawędzi lasu na lodową nizinę wbiegała wyjąca fala futra.
Diana, Hyshis i Magnus stali przy barierkach obok odziałów skavenów. Przyglądali się nadciągającej fali śmierci, wyjętej żywcem z jakiejś historii szalonego barda.
@kubencjusz biegniemy do miasta a fala bestii depcze nam po piętach, nie sądzę żeby moje czy twoje postacie miały czas czy ochotę na tak długie dywagacje i zwrot "Nam pani" raczej nie bardzo brzmi... ]
Biegli między drzewami, odgłos szurania po śniegu deptał im po piętach. Nikt nie miał ochoty czy czasu obejrzeć się przez ramię. Kruk Seliny wyleciał daleko przed nich. Światła Jutsvall paliły sie tylko kilkadziesiąt kroków stąd. Nagle jak spod ziemi wyrośli obok nich Maria i Willard, po chwili przyglądania się również zaczęli biec.
- Czy ktoś mi może powiedzieć co to kurwa było ? - wydarł się Willard, nieporadnie przebijajac się przez śnieg. Norsmeni nie chcieli tracić cennego oddechu i pobiegli jeszcze szybciej.
- Tu nawet wy nie macie szans. Schowajcie się ! - krzyknął Kharlot.
Maria, szybsza od pozostałych zwolniła i złapała Willarda za rękaw starego munduru. Ku oburzeniu wojaka wrzuciła go na wysoki świerk, po czym sama tam wskoczyła. Zaczęli wspinać się wyżej.
Norsów i Selinę dzieliło kilka długich susów od bramy. Wtedy Haakara podkusiło by się obejrzeć. Pożałował. Ogromny Wilczogłowy stwór sunął za nimi na trzech łapach, ujadając i skomląc z kilku paszcz. Dał susa. Haakar mimowolnie zasłonił się. Jednak potwór przeskoczył nad nim i wylądował między nimi a bramą. Norsmeni na obwarowaniu zaczęli krzyczeć. Na Byttingena posypały się włócznie i strzały. Stwór ryknał na Selinę, zwalając ją z nóg. Kharlot i Thorrvald, korzystając z okazji natarli na bestię, tnąc wściekle. Demon zawył i machnął łapami, jedna trafiła Kharlota, lecz ochronił go pancerz i skończyło się na odrzuceniu w tył. Druga niemal zdekapitowała Thorrvalda. Wtedy z barykady zbiegło trzech wojów. Eklaf wydając okrzyk bojowy z całej siły wbił dwuręczny topór w pierś stwora, obalajac go. Ten kopnął tylnymi łapami powalając zarządcę. Leif dopadł do wojów na barykadzie i odpalił strzałę od pochodni. Chwila dokładnego celowania... i płonący pocisk utkwił w oku demona. Wszyscy Norsmeni rzucili się na bestię, tnac bez opamiętania. Turo wybił mu żuchwę młotem a włócznia Vidarra przyszpiliła łeb do ziemi. Powitali się nad płonącymi zwłokami wynaturzenia.
- Więc to jest... - zaczął Thorrvald i zwymiotował.
- Gdzie Bjarn i reszta ? - rzucił pytanie Leif.
Eklaf wstał, masując ramię. - Tuż zanim nadbiegliście poszli do lasu. Chodźcie prędko do środka, nadejdzie ich więcej...
Kharota zdjęło pragnienie oddalenia się od bliźniaków, Haakara i Seliny. - W którym kierunku. - sapnął.
Eklaf wskazał drogę przez las trzonkiem topora. Kruszący Czaszki bez słowa pobiegł. Reszta pospiesznie weszła za barykadę i resztki bramy.
- To teraz czekać. Ma ktoś bukłak miodu, zmachałem się ? - krzyknął siedzący Turo.
- To jeszcze pomachasz młotem zanim napijesz się miodu. I to raczej tego w Walhalli. - rzekł Vidarr, wskazując las. Płonące oczy i rozdziawione paszcze zapełniały skraj lasu. Wszyscy chwycili za broń.
Sethep, Caladris i jego brat stali przed zamkniętymi bramami areny.
- Czemuż jest zamknięta... - zastanawiał się czcigodny hierofanta.
- Zaraz ją rozerwę... - rzucił Caladris, sięgając po miecz. Przerwał mu pisk skavenów siedzących u góry z jezzailami i kilkoma innymi maszynami. Trójka sojuszników obejrzała się. Z krawędzi lasu na lodową nizinę wbiegała wyjąca fala futra.
Diana, Hyshis i Magnus stali przy barierkach obok odziałów skavenów. Przyglądali się nadciągającej fali śmierci, wyjętej żywcem z jakiejś historii szalonego barda.
"Ja?! W formacji tych śmieci! Nigdy!!!" Magnus wzrdygnął się na myśl ,że będzie walczył u boku szczurów. Wiedział ,że zbliżająca się potężna bestia rozszarpie i zmasakruje wszystkich skoro nawet wojownicy północy przed nią uciekają - podjął decyzję o udaniu się na bardziej chwalebną pozycję ,aby w zaciekłej walce przyjąć śmierć. Opuścił obrońców i mimo wieku zwinnie zeskoczył z barierek lądując precyzyjnie na żelaznych okuciach butów. "Sigmarze daj mi sił! Sigmarze daj mi odwagi! Sigmarze daj mi rozgrzeszenie!.." recytując litanię do młotodzierżcy obnażył swe błogosławione ostrze podążając w kierunku gotowych do walki wojowników. Wiedział ,że pistolet na nic się nie zda ,więc w drugą dłoń pochwycił żelazny krzyż Altdorfu - imperialny symbol odwagi i jedności. Z modlitwą na ustach czekał ,na nadciągającą zgubę. Nie czuł chłodu ,nie czuł strachu ,o niczym nie myślał. Jego oczy pobielały ,a cichy szept modlitwy roznosił się wokół ,wśród delikatnych płatków śniegu...
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Bieg przez las oczyszczał umysł. Zimne powietrze wdzierało się do płuc, ale nie dbał o to. Wszelkie myśli, targające nim od pamiętnej bitwy ulatywały. Wszystko traciło znaczenie. Była tylko noc, las i ścieżka przed nim. Jego zwierzyna czekała. Polowanie zaczęło się. Usłyszał sapanie gdzieś z boku, trzask łamiących gałęzi i upiorne wycie. Bestia która się zbliżała była mniejsza od poprzedniej, poruszały się jednak szybciej, dopadła go szybko. Kharlot nawet nie próbował wykonać uniku. Nie zwalniając ruszył prosto na spotkanie potwora. Zderzenie ze stalowym molochem wytrąciło bestię z równowagi. Topory z gwizdem przejęły powietrze, znacząc stwora głębokimi cięciami. Rozległ się ryk bólu. Rozjuszona bestia zaatakowała wściekle, jednak nie dała rady sięgnąć khornity. Potężne uderzenie w brzuch wyparło stworzeniu flaki, cios sięgnął kręgosłupa, jednak ten zamiast trzasnąć jak sucha gałązka wytrzymał. Topór odbił się jak od stalowego pręta. Bestia padła na czworaka, pancerne dłonie zacisnęły się na jej łebie. Z gardzieli potwora wydobył się głuchy warkot. Ciśnienie wywierane na kość było olbrzymie. Rozległo się chrupnięcie, głowa stwora zmieniła się w czerwoną breję gdy ręce Kharlota w końcu się spotkały. Nie na darmo zyskał swój przydomek. Drżenie dłoni minęło, nadwątlone siły wróciły. Znów był silny, znów kruszył czaszki, znów był najlepszy w tym co robi. Nie czas był jednak na świętowanie, musiał znaleźć Bjarna. Pobiegł w ciemność. Czuł na sobie wzrok krwawego boga. Upiorne wycie było wszechobecne, zaś z przodu dobiegały odgłosy walki. Przyspieszył i z rykiem wpadł na polanę. W końcu ich znalazł. Stali wśród wielu trupów bestii, krew nie zdążyła jeszcze wsiąknąć w ziemię.
-Bjarn!-zawołał Kharlot. Wydarty Morzu odwròcił się.
-Kharlot, stary byku!-mężczyźni przywitali się po norsku- chwytem za nadgarstki i karki.
-Dobrze widzieć twoją paskudną gębę!
-Ciebie też sękaty łbie. Przyłączysz się do polowania?
Kharlot uśmiechnął się.
-Myślisz że za mną nadążysz?
-To ciebie ostatnio wynoszono nieprzytomnego.- zażartował Bjarn.
-Teraz twoja kolej.
Wybuchli śmiechem.
-Dobra, pora ruszać. Zwierzyna czeka!
-Bjarn!-zawołał Kharlot. Wydarty Morzu odwròcił się.
-Kharlot, stary byku!-mężczyźni przywitali się po norsku- chwytem za nadgarstki i karki.
-Dobrze widzieć twoją paskudną gębę!
-Ciebie też sękaty łbie. Przyłączysz się do polowania?
Kharlot uśmiechnął się.
-Myślisz że za mną nadążysz?
-To ciebie ostatnio wynoszono nieprzytomnego.- zażartował Bjarn.
-Teraz twoja kolej.
Wybuchli śmiechem.
-Dobra, pora ruszać. Zwierzyna czeka!
Ostatnio zmieniony 20 mar 2013, o 18:25 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Bjarn wstał znad posiekanego Byttingena.
- Brawo Thorleifie, widać dziś twój dzień. Aleśmy się namęczyli z tym drugim.
Thorleif dumnie wypiął pierś po czym wrócił do opatrywania łydki. Woj podczas walki jednym cięciem topora z półobrotu ściął łeb bestii.
Drugiego zarąbał runiczym toporem Bjarn osłaniany przez Olafa i Einarra. Byli na skale, przy prowizorycznym obozowisku. Znaleźli bestie pożywiajace się ciałami dwóch wojów. Postanowili urządzić im szybki pochówek i spalili ciała.
- To kolejne dwa, razem będą już cztery. Skurwysyńskie pomioty. - splunął Hrothgar. Zaraz potem nadbiegł Kharlot.
Nie marnowali czasu na ckliwe powitania, tylko zgodnie ruszyli zapolować na więcej stworów. Myśliwi i ofiary zaminiły się rolami.
Bieg przez ciemny las wśród odległego ujadania i odgłosów walki nie ułatwiał zadania. Nagle Olaf zatrzymał ich i kazał się ukryć za drzewami. Bjarn osłonił topór, a Kharlot owinął czerwony pancerz płaszczem. W niskiej kotlince siedział przynajmniej tuzin bestii. Jednak najstraszniejsze były figury w środku. Ogromny osobnik bestii o szponach długich jak włócznie i ciele opasanym wieloma złotymi obrożami. Przed bestiami stała nienaturalnie wysoka osoba w czarnym płaszczu o demonicznym obliczu. Wokół niej płonął niebieski ogień. Postać wskazywała na coś długimi, bladymi palcami i mówiła nieprzyjemnym głosem w równie nieprzyjemnym narzeczu.
- Czarna mowa. Bogowie chrońcie. - zaklął Einarr.
Po chwili postać zniknęła w rozbłysku niebieskiego ognia a stado wraz z przywódcą pobiegło we wskazanym kierunku, wyjąc.
Bjarn wyszedł z ukrycia. - Co to było ? I ważniejsze dokąd poszły ? Na miasto ?
- Nie raczej w stronę równiny.... Arena ! - krzyknął Hrothgar.
- Nie obchodzi mnie dokąd poszły. Chcę czaszki tego największego ! - ryknął Kharlot i pobiegł po śladach. Reszta podążyła za nim.
Biegli co sił w nogach. Wreszcie dotarli na nizinę i zobaczyli rozbłyski magii, spaczenia i hordę stworów wokół areny. Przyspieszyli kroku.
Ogromny wódz Byttingenów kilkoma ciosami rozwalił bramę areny i wlazł na piaski, burząc lożę honorową. Zawodnicy walczyli dzielnie, czego nie można było powiedzieć o skavenach. Gdy wypalili z wynalazków pozostali bezbronni, rozrywani na strzępy lub uciekajacy. Kilka bestii wpadło do dolnego zejścia z areny i ruszyło skałami do podziemnego miasta, szerząc zniszczenie. Kharlot i Bjarn ruszyli do ataku na tyły.
- Graj muzyko !!!
- Brawo Thorleifie, widać dziś twój dzień. Aleśmy się namęczyli z tym drugim.
Thorleif dumnie wypiął pierś po czym wrócił do opatrywania łydki. Woj podczas walki jednym cięciem topora z półobrotu ściął łeb bestii.
Drugiego zarąbał runiczym toporem Bjarn osłaniany przez Olafa i Einarra. Byli na skale, przy prowizorycznym obozowisku. Znaleźli bestie pożywiajace się ciałami dwóch wojów. Postanowili urządzić im szybki pochówek i spalili ciała.
- To kolejne dwa, razem będą już cztery. Skurwysyńskie pomioty. - splunął Hrothgar. Zaraz potem nadbiegł Kharlot.
Nie marnowali czasu na ckliwe powitania, tylko zgodnie ruszyli zapolować na więcej stworów. Myśliwi i ofiary zaminiły się rolami.
Bieg przez ciemny las wśród odległego ujadania i odgłosów walki nie ułatwiał zadania. Nagle Olaf zatrzymał ich i kazał się ukryć za drzewami. Bjarn osłonił topór, a Kharlot owinął czerwony pancerz płaszczem. W niskiej kotlince siedział przynajmniej tuzin bestii. Jednak najstraszniejsze były figury w środku. Ogromny osobnik bestii o szponach długich jak włócznie i ciele opasanym wieloma złotymi obrożami. Przed bestiami stała nienaturalnie wysoka osoba w czarnym płaszczu o demonicznym obliczu. Wokół niej płonął niebieski ogień. Postać wskazywała na coś długimi, bladymi palcami i mówiła nieprzyjemnym głosem w równie nieprzyjemnym narzeczu.
- Czarna mowa. Bogowie chrońcie. - zaklął Einarr.
Po chwili postać zniknęła w rozbłysku niebieskiego ognia a stado wraz z przywódcą pobiegło we wskazanym kierunku, wyjąc.
Bjarn wyszedł z ukrycia. - Co to było ? I ważniejsze dokąd poszły ? Na miasto ?
- Nie raczej w stronę równiny.... Arena ! - krzyknął Hrothgar.
- Nie obchodzi mnie dokąd poszły. Chcę czaszki tego największego ! - ryknął Kharlot i pobiegł po śladach. Reszta podążyła za nim.
Biegli co sił w nogach. Wreszcie dotarli na nizinę i zobaczyli rozbłyski magii, spaczenia i hordę stworów wokół areny. Przyspieszyli kroku.
Ogromny wódz Byttingenów kilkoma ciosami rozwalił bramę areny i wlazł na piaski, burząc lożę honorową. Zawodnicy walczyli dzielnie, czego nie można było powiedzieć o skavenach. Gdy wypalili z wynalazków pozostali bezbronni, rozrywani na strzępy lub uciekajacy. Kilka bestii wpadło do dolnego zejścia z areny i ruszyło skałami do podziemnego miasta, szerząc zniszczenie. Kharlot i Bjarn ruszyli do ataku na tyły.
- Graj muzyko !!!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Ale caladris i jego kompania przyszli przed tą całą draką z tym śnieżnym potworem, dlatego my siedzimy już w środku i spokojnie popijamy winko a co do kwatery niziołka... słusznie, to Lathain będzie mieszkał w jednej z wolnych kwater ok?]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Aszkael ruszał już w stronę areny, zauważył że pora dnia jest zupełnie inna niż przed jego dziwną wizją. Ile czasu spędził w domenie bogów? Zszokowało go to co zobaczył będą na miejscu. Brama areny był w drzazgach. Tu i ówdzie leżały trupy, skaveńskie oraz należące do Byttiegenów. Wybraniec ściągnął swą tarcze i dobył miecza. Ruszył w stronę bramy. Usłyszał jakiś szmer za sobą. Wiedział że bestia jest za jego plecami. Rzuca się, jest coraz bliżej. Płatki śniegu zatrzymały się w powietrzu, napastnik utknął w locie. A wybraniec bez ograniczeń przygotował się do bloku. Bogowie się nim opiekowali, nie mógł zginąć póki nie spełni powierzonego mu zadania. Kiedy śnieg spadł na ziemie, wojownik zatrzymał bestię na swej tarczy. Zaskoczona tym co się stało, nie miała szans na unik. Chaotyckie ostrze przerąbało jej głowę do wysokości nosa.
-Widać że zabawy jeszcze co nie miara.-rzekł wybraniec pod nosem, zawracając i biegnąc w stronę areny.
W środku panował chaos. Bestie były prawie wszędzie, skaveny uciekały w popłochu. Tylko zawodnicy stawiali opór. Na tyłach wroga Bjarn, Khralot i norsmeni siali śmierć. Zanim wybraniec do nich dobiegł drogę zagrodziła mu kolejna bestia. Jednak nie była ona przeciwnikiem dla wojownika. Aszkael zbił tarczą łapę lecącą ku niemu. Następnie wbił ostrze pod pachę napastnika. Bestia rykła, i zachwiała się. Wybraniec wyciągnął otrze i ciał ponownie tym razem po plecach. Monstrum zamachało się podczas obrotu, Aszkael na szczęście zdążył z unikiem. Cios przeleciał nad nim, dając mu pole do kontrataku. Klinga przebiła szyje potwora. Po uporaniu się z plugastwem wybraniec rzuszył wesprzeć resztę
-Niech biją dzwony śmierci!
-Widać że zabawy jeszcze co nie miara.-rzekł wybraniec pod nosem, zawracając i biegnąc w stronę areny.
W środku panował chaos. Bestie były prawie wszędzie, skaveny uciekały w popłochu. Tylko zawodnicy stawiali opór. Na tyłach wroga Bjarn, Khralot i norsmeni siali śmierć. Zanim wybraniec do nich dobiegł drogę zagrodziła mu kolejna bestia. Jednak nie była ona przeciwnikiem dla wojownika. Aszkael zbił tarczą łapę lecącą ku niemu. Następnie wbił ostrze pod pachę napastnika. Bestia rykła, i zachwiała się. Wybraniec wyciągnął otrze i ciał ponownie tym razem po plecach. Monstrum zamachało się podczas obrotu, Aszkael na szczęście zdążył z unikiem. Cios przeleciał nad nim, dając mu pole do kontrataku. Klinga przebiła szyje potwora. Po uporaniu się z plugastwem wybraniec rzuszył wesprzeć resztę
-Niech biją dzwony śmierci!
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
Walka na dwa fronty osłabiła siły Bytiegennów. Widząc odsiecz w obrońców areny wstąpiły nowe siły. Pośród tłumu walczących wyróżniał się wojownik w karmazynowej zbroi. Kharlot. W bitewnym zgiełku czuł się jak ryba w wodzie. Raz po raz jego topory wytyczały krwawą ścieżkę. Pod jego ciosami zginął się karki, latały kończyny i lała się jucha. Słychać przy tym było gromkie okrzyki.
-KREW DLA BOGA KRWI! CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
Z dala ktoś mu odkrzyknął
-NIECH GALAKTYKA PŁONIE!
Kharlot zastanawiał się co to mogło znaczyć. Ostrza toporów znów zaśpiewały. Stosy trupów rosły, obie strony były mocno wykrwawione. Kharlot rąbał. Nie miał równych. Wtedy ujrzał go. Wielki Wódz Bytiegennów właśnie rozszarpywał kolejną ofiarę. Stojący nieopodal Magnus wycelował doń z pistoletu. Kharlot odepchnął go.
-Nie! On jest mój.-warknął.
Wielki stwór zauważył go. Ruszyli ku sobie, z początku powoli, potem przyspieszając, aż przeszli do biegu i obaj z rykiem skończyli ku sobie. Bytiegenn miał dłuższe łapy. Kharlota odrzuciło do tyłu. W ostatniej chwili przytoczył się na bok, unikając miażdżącego ciosu z góry. Porwał leżącą włócznie i wbił w bok stwora. Ryk bólu był dla khornity jak symfonia. Wstał, zatoczył młyńca i zaatakował. Bytiegenn zdołał wyrwać włócznie, teraz cisnął nią w Kharlota. Ciężki pocisk minął go o włos gdy tamten uchylił się nawet nie zwalniając, po czym ciął z lewej. Wódz stworów zablokował atak ciosem łapy wyprowadzając drugą zabójczą ripostę. Gdyby nie pancerz Kharlot musiałby się dłuuuugo leczyć. Zamiast uniknąć ciosu, wytrwał, co dało mu okazję do ataku. Świstnął topór, uwalniając fontannę krwi. Wódz Bytiegennów wrzasnął przeraźliwie. U jego stóp leżała jego odrąbana lewa łapa. Normalnie Kharlot nie śpieszyłby się z zabiciem przeciwnika, czując jak siły i życie wypływa wraz krwią z licznych ran, tu jednak znalazło by się mnóstwo zabijaków, gotowych zadać ostateczny cios i zgarnąć całą chwałę. To było niedopuszczalne. Skoczył więc prosto na potwora. Tamten próbował zabić czempiona potężnym uderzeniem długich pazurów. Zbyt wolno. Kharlot skoczył mu na pierś wbijając lewy topór w mostek, drugim rąbnął po gardle. Potwór zawalił się na ziemię jak kłoda. Kharlot dalej rąbał, aż oddzielił czerep przeciwnika od tłowia. Stojąc tak na bezgłowym korpusie Bytiegenna uniósł trofeum jedną ręką nad głowę i wydał zwycięski okrzyk.
-KREW DLA BOGA KRWI! CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
Z dala ktoś mu odkrzyknął
-NIECH GALAKTYKA PŁONIE!
Kharlot zastanawiał się co to mogło znaczyć. Ostrza toporów znów zaśpiewały. Stosy trupów rosły, obie strony były mocno wykrwawione. Kharlot rąbał. Nie miał równych. Wtedy ujrzał go. Wielki Wódz Bytiegennów właśnie rozszarpywał kolejną ofiarę. Stojący nieopodal Magnus wycelował doń z pistoletu. Kharlot odepchnął go.
-Nie! On jest mój.-warknął.
Wielki stwór zauważył go. Ruszyli ku sobie, z początku powoli, potem przyspieszając, aż przeszli do biegu i obaj z rykiem skończyli ku sobie. Bytiegenn miał dłuższe łapy. Kharlota odrzuciło do tyłu. W ostatniej chwili przytoczył się na bok, unikając miażdżącego ciosu z góry. Porwał leżącą włócznie i wbił w bok stwora. Ryk bólu był dla khornity jak symfonia. Wstał, zatoczył młyńca i zaatakował. Bytiegenn zdołał wyrwać włócznie, teraz cisnął nią w Kharlota. Ciężki pocisk minął go o włos gdy tamten uchylił się nawet nie zwalniając, po czym ciął z lewej. Wódz stworów zablokował atak ciosem łapy wyprowadzając drugą zabójczą ripostę. Gdyby nie pancerz Kharlot musiałby się dłuuuugo leczyć. Zamiast uniknąć ciosu, wytrwał, co dało mu okazję do ataku. Świstnął topór, uwalniając fontannę krwi. Wódz Bytiegennów wrzasnął przeraźliwie. U jego stóp leżała jego odrąbana lewa łapa. Normalnie Kharlot nie śpieszyłby się z zabiciem przeciwnika, czując jak siły i życie wypływa wraz krwią z licznych ran, tu jednak znalazło by się mnóstwo zabijaków, gotowych zadać ostateczny cios i zgarnąć całą chwałę. To było niedopuszczalne. Skoczył więc prosto na potwora. Tamten próbował zabić czempiona potężnym uderzeniem długich pazurów. Zbyt wolno. Kharlot skoczył mu na pierś wbijając lewy topór w mostek, drugim rąbnął po gardle. Potwór zawalił się na ziemię jak kłoda. Kharlot dalej rąbał, aż oddzielił czerep przeciwnika od tłowia. Stojąc tak na bezgłowym korpusie Bytiegenna uniósł trofeum jedną ręką nad głowę i wydał zwycięski okrzyk.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Zwykle pełna myśli głowa Magnusa była ogarnięta pustką. Z ogromnym impetem szarżował na niego piekielny pies ,jednak inkwizytor z wyuczonym refleksem uniknął bestii ,obracając się na jednej nodze i posyłając w jej kierunku sztylet. Bestia zdawała się nawet nie poczuć ostrza wbitego w tułów ,gwałtownie wychamowała i rzuciła się na von Bittenberga ,który z doświadczenia w walce z demonami spodziewał się skoku. Ta chwila trwała ułamki sekundy ,łowca przyjął pozycję obroną w tak doprecyzowany sposób ,ze bestia będąc z locie nabiła sie na rapier . Czuć było przerażliwy zapach palącego się mięsa- błogosławione ostrze wypalało od środka piekielnego psa ,który cały drżał. Nie minęła chwila ,kiedy temu zaczęła z oczu płynąć żółto-czerwona śmierdząca krew ,a skóra spopielała ,po paru sekundach demon padł w bezruchu. Magnus wyjął rapier z wroga ,w tej chwili zawuważył najpotężniejszego z przeciwników. Schował rapier i wyciągnął swój pistolet ,załadował do niego srebrną kulę i przyjął pozycję do strzału ,trzon broni oparł na wyciągniętej ręce ,aby ustabilizować tratektorię lotu ,łowca był pewny trafienia prosto w tętnicę bestii. Jednak w tej chwili Kharlot przeszkodził my odpychając go i burząc jego równowagę ,gdy ten próbował znów wycelować wojownik już szatkował cel. Von Bittenberg nie przerywając spokoju swej duszy oddał strzał w stronę zbliżających sie wrogów ,po czym rzucił sie w wir walki ,precyzyjnie zadając ciosy swoim rapierem. Wieloletnie studia pozwoliły mu opanować naukę o anatomii. Łowca doskonale wiedział ,gdzie jednym sztychem zadać śmiertelne rany
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Norsmeni natarli jak szereg Einherjerów, wycinając krwawą ścieżkę przez wyłamaną bramę wprost na piaski areny. Bjarn uniknął cięcia szponiastej łapy, w rozwarte szczęki wbił stalowy kant tarczy i ściął głowę Byttingenna runiczym toporem. Znad trupa Ingvarsson ocenił sytuację. Nieliczni bohaterowie dokonywali cudu, wspierani przez wciąż napływające hordy skavenów. Kharlot odrąbał głowę olbrzymiego wodza stada w tytanicznym pojedynku. Magnus metodycznie zabijał kolejne potwory. Khemrijczyk Sethep przywołał roje skarabeuszy na wroga. Na blankach, koło spacz-działa jakiś inżynier piszczał "Uwaga, głupcy-głupcy te maszyny są cenniejsze od waszych żyć!" Po chwili szczęki zatrzasnęły się na jego hełmie z soczewkami. Gdzie indziej spacz-kulomiot masakrował swoich i wrogów pospołu, by chwilę później wylecieć w powietrze, zabijając więcej nieprzyjaciół. Olaf, Einarr, Hrothgar i Thorleif coraz lepiej radzili sobie z zabijaniem stworów nocy. Masakra powoli zaczęła dotyczyć drugiej strony. Z dzikim okrzykiem Bjarn rzucił się na kolejne skupisko bestii, rozszarpujących gromadę klanbraci. Szał berserkera zawładnął jego kończynami a runiczy topór raz po raz błyskał, szatkując stwory.
Kilkanaście krwawych minut później Olaf wyciągał dwuręczny topór z truchła jednego z ostatnich Byttingennów.
Wciąż nie całkiem, uwolniony od krwawego szału Bjarn w końcu coś sobie uświadomił.
- Pozostało nam ruszyć do miasta. Tam będzie ich więcej ! - krzyknął, wznosząc topór. - Ciekawe czy zdołali się utrzymać...
Thorrvald po raz setny wykonał unik i ciął znad głowy, by zmienić zaraz kierunek i pchnąć w głowę wroga. Tej sztuczki nauczył go Edlin. Mlody norsmen cofnął się i rozejrzał. Obrona szła doskonale, póki Byttingenny nie zaczęły wskakiwać na mury i rozrywać zaskoczonych łuczników. Potem z barykady także musieli ustąpić. Cały czas Thorrvald i Vidarr starali się osłaniać Selinę. Miała walkę do stoczenia i nie mogła tak po prostu zginąć i oddać elfowi zwycięstwa. Władcze okrzyki Eklafa przebijały się przez harmider bitewny i doskonale utrzymywały morale obrońców. Wycofali się do pierwszej linii domostw i tam uformowali mur z tarcz, z łucznikami z tyłu. Kilka stworów niestety dostało się do miasta. Jeden z nich porwał w szczęki jakiegoś niewolnika i zaczął go rozrywać. Człowiek krzyczał z bretońskim akcentem. Turo rozbił potężnym ciosem młota łeb bestii i zaszarżował na kolejną. Eklaf zabił największą z bestii w zasięgu i wyciągając topór zakrzyknął:
- Dalej, przodkowie na was patrzą ! Nie dajcie tym pomiotom postąpić choćby kroku dalej !!
Byttingen z prawej chyba użył swojego rozkładającego się, nikczemnego umysłu, który podpowiedział mu że to Eklaf jest wodzem. Poruszając się nisko na łapach, powalił rudego tarczownika i przegryzł mu gardło. Wtedy stwór runął z prawej na zarządcę Jutsvall.
Bezbronny Eklafsson bez pochby zginąłby, gdyby nie Turo. Stanął przed Eklafem i zamachnął się młotem. Demon cofnął uderzoną paszczę. Jednak po chwili Turo upadł na kolana, podpierając się młotem i upuszczając tarczę. W prawym boku woja ziała dziura większa od pięści. Wzrok grubego Norsmena zamglił się i upadł on bez przytomności na kamienną drogę. Wokół niego kilka domów płonęło. Zastęp tarczowników zastraszająco szybko się kurczył i nawet reszta towarzyszy Bjarna zaczęła opadać z sił.
Wtedy nad łukiem bramy zawisła czerwono-czarna sylwetka. Z wrzaskiem skoczyła niczym jaguar na najbliższego wroga, szatkując go Cathayskimi ostrzami. Przez zniszczoną barykadę wbiegł Willard, na przemian krzycząc ze strachu i wyjąc z nienawiści, gdy rąbał stwory.
Jednak potwory nie przejmowały się tą małą odsieczą i kontynuowały rzeź.
Kilkanaście krwawych minut później Olaf wyciągał dwuręczny topór z truchła jednego z ostatnich Byttingennów.
Wciąż nie całkiem, uwolniony od krwawego szału Bjarn w końcu coś sobie uświadomił.
- Pozostało nam ruszyć do miasta. Tam będzie ich więcej ! - krzyknął, wznosząc topór. - Ciekawe czy zdołali się utrzymać...
Thorrvald po raz setny wykonał unik i ciął znad głowy, by zmienić zaraz kierunek i pchnąć w głowę wroga. Tej sztuczki nauczył go Edlin. Mlody norsmen cofnął się i rozejrzał. Obrona szła doskonale, póki Byttingenny nie zaczęły wskakiwać na mury i rozrywać zaskoczonych łuczników. Potem z barykady także musieli ustąpić. Cały czas Thorrvald i Vidarr starali się osłaniać Selinę. Miała walkę do stoczenia i nie mogła tak po prostu zginąć i oddać elfowi zwycięstwa. Władcze okrzyki Eklafa przebijały się przez harmider bitewny i doskonale utrzymywały morale obrońców. Wycofali się do pierwszej linii domostw i tam uformowali mur z tarcz, z łucznikami z tyłu. Kilka stworów niestety dostało się do miasta. Jeden z nich porwał w szczęki jakiegoś niewolnika i zaczął go rozrywać. Człowiek krzyczał z bretońskim akcentem. Turo rozbił potężnym ciosem młota łeb bestii i zaszarżował na kolejną. Eklaf zabił największą z bestii w zasięgu i wyciągając topór zakrzyknął:
- Dalej, przodkowie na was patrzą ! Nie dajcie tym pomiotom postąpić choćby kroku dalej !!
Byttingen z prawej chyba użył swojego rozkładającego się, nikczemnego umysłu, który podpowiedział mu że to Eklaf jest wodzem. Poruszając się nisko na łapach, powalił rudego tarczownika i przegryzł mu gardło. Wtedy stwór runął z prawej na zarządcę Jutsvall.
Bezbronny Eklafsson bez pochby zginąłby, gdyby nie Turo. Stanął przed Eklafem i zamachnął się młotem. Demon cofnął uderzoną paszczę. Jednak po chwili Turo upadł na kolana, podpierając się młotem i upuszczając tarczę. W prawym boku woja ziała dziura większa od pięści. Wzrok grubego Norsmena zamglił się i upadł on bez przytomności na kamienną drogę. Wokół niego kilka domów płonęło. Zastęp tarczowników zastraszająco szybko się kurczył i nawet reszta towarzyszy Bjarna zaczęła opadać z sił.
Wtedy nad łukiem bramy zawisła czerwono-czarna sylwetka. Z wrzaskiem skoczyła niczym jaguar na najbliższego wroga, szatkując go Cathayskimi ostrzami. Przez zniszczoną barykadę wbiegł Willard, na przemian krzycząc ze strachu i wyjąc z nienawiści, gdy rąbał stwory.
Jednak potwory nie przejmowały się tą małą odsieczą i kontynuowały rzeź.
Demon rzucał się na Sethepa, tratując pechowego licza i miażdżąc go o ścianę. Rozległ się niemiły chrzęst łamanych kości. Bestia powracała właśnie do szturmowania bramy, nie mogła więc zauważać, że szczątki licza ogarnęło białe światło. Kości wskakiwały na swoje miejsca, bandaże same owijały się targane niewidzialną siłą. Po chwili czerep zaskoczonego stwora został przebity przez rytualne ostrze, a animująca go moc wessana do licznych amuletów wplątanych w bandaże.
Sethep jednak nie miał duża czasu aby cieszyć się ze zwycięstwa. W czasie jego chwilowej ,, nieobecności” brama została wyłamana, a teraz nacierała kolejna fala napastników. Przed nią biegli Norsmeni i Khornita jednocześnie goniąc i będąc gonieni. Zimny umysł hierofanty szybko przeanalizował sytuację. Jednak z ostatnią, potężną hordą napastników nie mogli dać rady w otwartym polu, a szanse na dobiegnięcie do twierdzy były nikłe. Sethep zużył całą zdobytą przed chwilą manę. Ogromny ogar już rzucał się na biegnącego wojownika północy, gdy dosłownie zawisł w powietrzu. Przytrzymywały go szkieletowe ramiona, które właśnie wystrzeliły z ziemi, skutecznie uniemożliwiając pogoń. Inne stwory przewracały się i koziołkowały, gdy kolejni nieumarli plątali im nogi. Jednak po chwilę mac się skończyła i wataha ruszył ze zdwojoną prędkością. Jednak właśnie ostatni uczestnicy areny wbiegali przez bramą, a skaveni w końcu mogli otworzyć zmasowany ogień na przedpole, nie bojąc się o zranienie któregoś z zawodników. Sethep rzucił się w wir walki panujący w środku, powalając kolejnych przeciwników i rzucając zmasowane klątwy i czary. Śpiewał przy tym starożytną pieśń, którą uczył się w czasach nowicjatu:
,,I choćbym szedł ciemną doliną, to zła się nie ulęknę, bo jestem nieumarły i odporny na psychologię”.
Po chwili z pozory przegrana walka wyrównała się, co nie zmienia faktu, że rzeź trwała w najlepsze.
Sethep jednak nie miał duża czasu aby cieszyć się ze zwycięstwa. W czasie jego chwilowej ,, nieobecności” brama została wyłamana, a teraz nacierała kolejna fala napastników. Przed nią biegli Norsmeni i Khornita jednocześnie goniąc i będąc gonieni. Zimny umysł hierofanty szybko przeanalizował sytuację. Jednak z ostatnią, potężną hordą napastników nie mogli dać rady w otwartym polu, a szanse na dobiegnięcie do twierdzy były nikłe. Sethep zużył całą zdobytą przed chwilą manę. Ogromny ogar już rzucał się na biegnącego wojownika północy, gdy dosłownie zawisł w powietrzu. Przytrzymywały go szkieletowe ramiona, które właśnie wystrzeliły z ziemi, skutecznie uniemożliwiając pogoń. Inne stwory przewracały się i koziołkowały, gdy kolejni nieumarli plątali im nogi. Jednak po chwilę mac się skończyła i wataha ruszył ze zdwojoną prędkością. Jednak właśnie ostatni uczestnicy areny wbiegali przez bramą, a skaveni w końcu mogli otworzyć zmasowany ogień na przedpole, nie bojąc się o zranienie któregoś z zawodników. Sethep rzucił się w wir walki panujący w środku, powalając kolejnych przeciwników i rzucając zmasowane klątwy i czary. Śpiewał przy tym starożytną pieśń, którą uczył się w czasach nowicjatu:
,,I choćbym szedł ciemną doliną, to zła się nie ulęknę, bo jestem nieumarły i odporny na psychologię”.
Po chwili z pozory przegrana walka wyrównała się, co nie zmienia faktu, że rzeź trwała w najlepsze.
Po dotarciu do wioski Selina myślała, że niebezpieczeństwo minęło. Niestety musiała się mylić. Potwory zaatakowały osadę. Mimo bohaterstwa norsmenów udało im się przejść przez mur. Najemniczka poczuła silne ściskanie w żołądku. Dawno nie czuła takiego strachu, nawet podczas ataku skrytobójców. Czuła, że trzęsą jej się ręce. Zawsze była bardziej opanowana. Od bestii musiała bić jakaś nienaturalna aura przerażenia.
Selina w ostatniej chwili zdążyła się otrząsnąć i wyszarpnąć pistolet. Strzał przebił mózg skaczącego na nią Byttingena. Kolejny już szarżował prosto na kobietę. Wbrew rozsądkowi rzuciła się mu na spotkanie. Tuż przed zderzeniem, wykonała szybkie ciecie mieczem. Ostrze przeszło przez czaszkę jak przez masło. Impet potwora przewrócił ją jednak na ziemię. Dwa zbliżające do niej się bestie zostały zabite przez wojowników z kompanii Bjarna. Wyglądało na to, że z niewiadomych przyczyn norsmeni ją osłaniali.
Odsiecz w postaci Marii i Willarda dodał najemniczce otuchy. Teraz mieli jakąś szansę, choć niewielką. Wiedziała, że stwory powoli ich otaczały. Gdy ostatecznie zamkną krąg nie zastanie tu nikt żywy. Musieli więc do tego nie dopuścić.
Selinie ledwo udało się naładować pistolet. Rozejrzała się wokoło. Resztki żywych obrońców zbiły się w coś w rodzaju kręgu. Teraz ich jedyną szansą jest walczyć i mieć nadzieję, że skaveny wyślą posiłki dla zawodników.
Selina w ostatniej chwili zdążyła się otrząsnąć i wyszarpnąć pistolet. Strzał przebił mózg skaczącego na nią Byttingena. Kolejny już szarżował prosto na kobietę. Wbrew rozsądkowi rzuciła się mu na spotkanie. Tuż przed zderzeniem, wykonała szybkie ciecie mieczem. Ostrze przeszło przez czaszkę jak przez masło. Impet potwora przewrócił ją jednak na ziemię. Dwa zbliżające do niej się bestie zostały zabite przez wojowników z kompanii Bjarna. Wyglądało na to, że z niewiadomych przyczyn norsmeni ją osłaniali.
Odsiecz w postaci Marii i Willarda dodał najemniczce otuchy. Teraz mieli jakąś szansę, choć niewielką. Wiedziała, że stwory powoli ich otaczały. Gdy ostatecznie zamkną krąg nie zastanie tu nikt żywy. Musieli więc do tego nie dopuścić.
Selinie ledwo udało się naładować pistolet. Rozejrzała się wokoło. Resztki żywych obrońców zbiły się w coś w rodzaju kręgu. Teraz ich jedyną szansą jest walczyć i mieć nadzieję, że skaveny wyślą posiłki dla zawodników.
[Kwatera niziołka została wysadzona 20 postów wcześniej.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Ok, to robimy tak: po pogawędce Septh poszedł się naparzać, a Lathain weźmie sobie jakąkolwiek wolna kwaterę]
[Jakby komuś było trudno to sobie wyobrazić to Lathain widzi tylko delikatne kontury, ale może za pomocą magii na chwilę odzyskiwać wzrok]
Krążył w nieprzeniknionych ciemnościach, w świecie świetlistych kontur, pełnym sylwetek. Minął sylwetkę swego brata i ruszył w stronę wolnych kwater. Stanął przy drzwiach jednej z kwater, posłuchał chwilę aby upewnić się, że w środku nikogo niema. Po chwili pchnął drzwi i... aż zachłysnął się z wrażenia. Miejsce to było wręcz przesycone nekromancją. Wykonał delikatny ruch ręką i z opuszków jego palców strzeliły, delikatne płomienia, widział je wyraźnie wśród mroku codzienności. Podszedł i siadł na widmowym łóżku, czuł potężną obecność wiszącą nad tym miejscem, ale całkowici ją zignorował. Na szafce nocnej leżała jakaś kartka. Wziął ją, ale w ciemnościach go otaczających nie mógł nic odczytać. Pstryknął palcami, z których wystrzelił płomień i na moment odzyskał całkowity wzrok. Treść głosiła.
Mam nadzieję, iż pamiętasz o naszej umowie,
jeśli to znajdziesz, obiecuję ci chwałę i potęgę
jaką zatraciliśmy dawno temu. Jeśli zawiedziesz
czeka cię hańba i potępienie, jako mój sługa.
N
Lathain uśmiechnął się i wyszedł z kwatery...
[Jakby komuś było trudno to sobie wyobrazić to Lathain widzi tylko delikatne kontury, ale może za pomocą magii na chwilę odzyskiwać wzrok]
Krążył w nieprzeniknionych ciemnościach, w świecie świetlistych kontur, pełnym sylwetek. Minął sylwetkę swego brata i ruszył w stronę wolnych kwater. Stanął przy drzwiach jednej z kwater, posłuchał chwilę aby upewnić się, że w środku nikogo niema. Po chwili pchnął drzwi i... aż zachłysnął się z wrażenia. Miejsce to było wręcz przesycone nekromancją. Wykonał delikatny ruch ręką i z opuszków jego palców strzeliły, delikatne płomienia, widział je wyraźnie wśród mroku codzienności. Podszedł i siadł na widmowym łóżku, czuł potężną obecność wiszącą nad tym miejscem, ale całkowici ją zignorował. Na szafce nocnej leżała jakaś kartka. Wziął ją, ale w ciemnościach go otaczających nie mógł nic odczytać. Pstryknął palcami, z których wystrzelił płomień i na moment odzyskał całkowity wzrok. Treść głosiła.
Mam nadzieję, iż pamiętasz o naszej umowie,
jeśli to znajdziesz, obiecuję ci chwałę i potęgę
jaką zatraciliśmy dawno temu. Jeśli zawiedziesz
czeka cię hańba i potępienie, jako mój sługa.
N
Lathain uśmiechnął się i wyszedł z kwatery...
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Obrońcy zbili się w krąg. Bestie nadal nacierały, śmierć zbierała obfite żniwa. Aszkael i Kharlot nadal pozostawali po za formacją obronną. Jednak mimo to że byli odcięci od reszty i otoczeni, wojownicy okazali się zbyt trudnym kąskiem dla potworów. Wybraniec rozciął kolejne monstrum, kiedy po jego ciele przeszły ciarki. Wyczuł coś, lecz nie zdawał sobie co to było do końca. Jego rozmyślenia przerwało kolejne plugastwo, atakujące go z lewej flanki. Bestia młóciła łapami bez jakiej kolwiek dyscypliny. Aszkael bez niczego pozbawił ją życia. Wtedy wojownik zauważył Sethepa w wirze walki. Nie mógł pozwolić żeby ta kupa kości zginęła całkowicie. Nie teraz kiedy był jedynym tropem danym mu od bogów.
-Kharlot! –krzyknął Aszkael
-CO!?-odrzekł mu Khornita wyrywając topory z ciała bestii.
- Masz już swoje trofeum, teraz pomóż mi się dostać do tego chodzącego wióra- mówił stale odpierając ataki potworów.
-SETHEPA?! Po co ci on teraz?!
- Dowiesz się w swoim czasie. Ale musisz mi uwierzyć jest nam potrzebny
Wojownicy ruszyli przed siebie, niczym siewcy śmierci. Ich broń opadała raz po raz, wysyłając bestie w objęcia wieczystego snu. Już po chwili znaleźli się przy Sethepu. Aszkael ściął bestie która zamierzała zaatakować lisza od tyłu.
- Mam nadzieje że nie padniesz tu worku kości. Musimy porozmawiać.
-Kharlot! –krzyknął Aszkael
-CO!?-odrzekł mu Khornita wyrywając topory z ciała bestii.
- Masz już swoje trofeum, teraz pomóż mi się dostać do tego chodzącego wióra- mówił stale odpierając ataki potworów.
-SETHEPA?! Po co ci on teraz?!
- Dowiesz się w swoim czasie. Ale musisz mi uwierzyć jest nam potrzebny
Wojownicy ruszyli przed siebie, niczym siewcy śmierci. Ich broń opadała raz po raz, wysyłając bestie w objęcia wieczystego snu. Już po chwili znaleźli się przy Sethepu. Aszkael ściął bestie która zamierzała zaatakować lisza od tyłu.
- Mam nadzieje że nie padniesz tu worku kości. Musimy porozmawiać.
Ostatnio zmieniony 21 mar 2013, o 19:59 przez Rogal700, łącznie zmieniany 2 razy.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Maria razem z Willardem patrząc jak dzielnie wojownicy nordyccy swatają w boju z tymi pokracznymi wynaturzeniami sami dołączyli do walki. W końcu co za najemnik pozwoli jakiemukolwiek znajomemu walczyć samotnie na śmierć i życie podczas gdy może mu pomóc. Maria zaczeła miotać nożami w futrzastą bestię. Zaraz potem wyjęła swe ostrza i zaczęła nimi rąbać. Na chwilkę oddaliła się od walki i skinęła na Willarda by ją osłaniał. Skupiła chwiejne wiatry magii i nagle skóra wszystkich norsmenów oraz najemników zaświeciła się. Ich ciało pokryło się kostnym szkieletem. W pierwszej chwili zaskoczeni równie bardzo co ich futrzani przeciwnicy zaraz zrozumieli co zaszło( wszak wszyscy widzieli na co stać wampirzycę podczas rozprawy z skaveńskimi zabójcami).
Sztychy wykwintnych mieczy Marii niewiele robiły bestią i ich grubej skórze. Willard nie cierpiał na ten problem każde cięcie kończyło się dekapitacji jeden z paskudnych bestii. Obsydianowe ostrze wchodziło w ich ciało jak ciepły nóż w masło. Rudowłosa morderczyni schowała swoje miecze i zabrała jeden z dwuręcznych toporów martwych wojowników. Gdy do jej nadludzkiej siły dodana została masa i potęga tych bliźniaczych księżycowych ostrzy młyńce tej stalowej zagłady zdecydowanie poprawiły jej humor. Nie ma przeciez nic bardzie irytującego niż celne trafienie które nie wyrządza szkód oponentowi. Monstra widać cierpiały na tę samą dolegliwość, bo mimo iż Willard i paru norsmenów zostało trafionych to inkantacja magii bestii sprawiła iż ciosy poza odrzuceniem nie wyrządziły większych szkód. Przeciwników powoli ubywało. Nagle jednak z amoku walki wyrwał ich przeraxliwy wizg...
[Edit: Edytowane]
Sztychy wykwintnych mieczy Marii niewiele robiły bestią i ich grubej skórze. Willard nie cierpiał na ten problem każde cięcie kończyło się dekapitacji jeden z paskudnych bestii. Obsydianowe ostrze wchodziło w ich ciało jak ciepły nóż w masło. Rudowłosa morderczyni schowała swoje miecze i zabrała jeden z dwuręcznych toporów martwych wojowników. Gdy do jej nadludzkiej siły dodana została masa i potęga tych bliźniaczych księżycowych ostrzy młyńce tej stalowej zagłady zdecydowanie poprawiły jej humor. Nie ma przeciez nic bardzie irytującego niż celne trafienie które nie wyrządza szkód oponentowi. Monstra widać cierpiały na tę samą dolegliwość, bo mimo iż Willard i paru norsmenów zostało trafionych to inkantacja magii bestii sprawiła iż ciosy poza odrzuceniem nie wyrządziły większych szkód. Przeciwników powoli ubywało. Nagle jednak z amoku walki wyrwał ich przeraxliwy wizg...
[Kurna. tak to jest jak się po ntym piwie takie rzeczy załatwia. zaraz edytuje]@kubencjusz biegniemy do miasta a fala bestii depcze nam po piętach, nie sądzę żeby moje czy twoje postacie miały czas czy ochotę na tak długie dywagacje i zwrot "Nam pani" raczej nie bardzo brzmi... ]
[Edit: Edytowane]
Ostatnio zmieniony 21 mar 2013, o 20:12 przez kubencjusz, łącznie zmieniany 1 raz.