Skiritt siedział w swojej komnacie nieopodal areny, na której to stoczył pojedynki na śmierć i życie. Kolejny raz się udało, kolejny raz Rogaty Szczur uśmiechnął się do niego. Zmówił krótką modlitwę dziękczynną do swojego boga.
Tak - tak teraz jest mistrzem areny, chwała i sława są jego. Pozyskał wielu możnych przyjaciół m.in. hrabiego Gerarda von Richtera, który wiele zarobił na jego wygranych na arenie, niestety ten człeczyna nie miał ani odrobiny dobrego gustu, Skiritt musiał odprawić dwie skąpo odziane ludzkie samice, które mu ofiarował jego nowy przyjaciel.
Zabójca skończył swoje rozmyślania i szykował się do kolejne walki, rany na jego ciele się zabliźniły dzięki wspaniałej mocy środków, którymi go faszerowali uzdrowiciele przysłani przez hrabiego. Przeżuł jeszcze jedną porcję sproszkowanego spaczenia, który już krążył w jego żyłach i przygotował swój ekwipunek do następnego pojedynku. Ostrza były już natarte trucizną tak jak lubił. Wzywała go arena. Skiritt Skiritt zabójca wiwatował tłum