Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Po krwawym spektaklu Selina pożegnała Kharlota, wyraźnie miała coś pilnego do załatwienia. W sumie wszyscy wokół snuli intrygi, dochodzenia i Khorne wie co jeszcze. Gdy przybył na Arenę nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nawet Bjarn dał się w to wciągnąć. I jeszcze krzywo patrzą na jego stosunki z południówką! Brakowało mu krwi, potu i adrenaliny. Karczemne pijatyki i burdy nie były już takie same. Cała ta tajemniczość, intrygi, liściki i pierdoły, niech je otchłań pochłonie! Tylko w towarzystwie Seliny miał wytchnienie, zapominał o szczurach i tajemniczych mocodawcach za innymi zawodnikami.
Zastanawiał się co teraz uczynić. Z najemniczką miał się spotkać dopiero wieczorem, zostało jeszcze dużo czasu. Magnus i o, zgrozo Bjarn siedzieli z nosami w papierach, Aszkaela nie widział od ostatniej pijatyki, zaś zasuszony wiór urządził spotkanie z słabowitym magiem i elfim lalusiem. Z Marią nie był w najlepszej komitywie, poza tym obawiał się, że ta znów zacznie śpiewać. Wolał już słuchać zawodzenia demonów Tzeentcha. Poszedł na targ. Pobyt na arenie przyzwyczaił tego samotnego wilka do przebywania w tłumie, mimo to obecność tak wielu istot wokół drażniło go. W końcu udało mu się wybrać naszyjnik pięknej roboty dla najemniczki.
Niestety zostało jeszcze dużo czasu, Kharlot przyzwyczajony do akcji, po prostu się nudził. Z nudów postanowił zbadać przyczynę wszechobecnego status quo. Bjarn, mimo, że najbardziej godny zaufania zapewne wiedział najmniej, z Magnusem nie miał ochoty rozmawiać. W sumie z Sethepem też nie, ale ten ostatni nie jest fanatykiem i dewotem, mógłby więc uchylić rąbka tajemnicy...
Narada w kwaterze Sethepa trwała w najlepsze, obaj wraz z Caladrisem zdążyli już streścić Hyshisowi, co go ominęło, gdy drzwi zatrzęsły się od łomotania. Nie trzeba było mądrości Pradawnych by odgadnąć kto wpadł z wizytą.
Ledwo skaveni drzwi odnowili pomyślał licz.
-Dobra, bez zbędnego chędożenia, co tu się wyrabia?- rzucił Kharlot bezceremonialnie. Sethep doskonale maskował swoje odczucia, Caladris nawet nie starał ukrywać swego obrzydzenia, a zaskoczony mag światła miał oczy jak talerze.
-Co za brak kultury i ogłady.- powiedział książe pogardliwie.
-Morda śmieciu! Bardzo mnie korci, by cię pokroić na kawałeczki, lepiej nie kuś!
-Tylko spróbuj włochata małpo.
-Dość!-uciszył ich kłótnie Sethep.- Czego tu chcesz, wojowniku z północy?
-Ten list, co udało nam się odnaleźć, te wszystkie zawod i intrygi, w co wszyscy się bawią, o co w tym wszystkim chodzi?
-To wykracza poza twój prosty umysł barbarzyńco. Nie masz pojęcia...- zaczął Caladris.
-Sethep, każ mu zamilknąć, bo nie ręcze za siebie.- Kharlot nie wyglądał na takiego, co rzucał słowa na wiatr.- Coś mi tu śmierdzi, i nie mam na myśli, że elfie paniątko znów przesadziło z pachnidłami.
-Dlaczego mielibyśmy cokolwiek ci powiedzieć?- rzucił Hyshis.
-Ta Arena przestała być testem siły sprawności i odwagi, a stała się poligonem różnych gierek. Wiedzcie, że nie lubię, gdy ktoś mnie wykorzystuje. Ponadto jeśli w to zaangażowani są krwiopijcy i inne nieumarłe ścierwa- licz nawet nie drgnął- to z chęcią dam im posmakować mojej stali.
-Skąd mamy wiedzieć, że nie pracujesz dla wroga- palnął mag bez zastanowienia. Kharlot spojrzał nań z pogardą.
-Jak wampiry zaleją cały świat i wszystkich zamienią w martwiaków, to komu będę mógł upuścić krwi, czyich lamentów i błagań o litość będę mógł słuchać?
Zastanawiał się co teraz uczynić. Z najemniczką miał się spotkać dopiero wieczorem, zostało jeszcze dużo czasu. Magnus i o, zgrozo Bjarn siedzieli z nosami w papierach, Aszkaela nie widział od ostatniej pijatyki, zaś zasuszony wiór urządził spotkanie z słabowitym magiem i elfim lalusiem. Z Marią nie był w najlepszej komitywie, poza tym obawiał się, że ta znów zacznie śpiewać. Wolał już słuchać zawodzenia demonów Tzeentcha. Poszedł na targ. Pobyt na arenie przyzwyczaił tego samotnego wilka do przebywania w tłumie, mimo to obecność tak wielu istot wokół drażniło go. W końcu udało mu się wybrać naszyjnik pięknej roboty dla najemniczki.
Niestety zostało jeszcze dużo czasu, Kharlot przyzwyczajony do akcji, po prostu się nudził. Z nudów postanowił zbadać przyczynę wszechobecnego status quo. Bjarn, mimo, że najbardziej godny zaufania zapewne wiedział najmniej, z Magnusem nie miał ochoty rozmawiać. W sumie z Sethepem też nie, ale ten ostatni nie jest fanatykiem i dewotem, mógłby więc uchylić rąbka tajemnicy...
Narada w kwaterze Sethepa trwała w najlepsze, obaj wraz z Caladrisem zdążyli już streścić Hyshisowi, co go ominęło, gdy drzwi zatrzęsły się od łomotania. Nie trzeba było mądrości Pradawnych by odgadnąć kto wpadł z wizytą.
Ledwo skaveni drzwi odnowili pomyślał licz.
-Dobra, bez zbędnego chędożenia, co tu się wyrabia?- rzucił Kharlot bezceremonialnie. Sethep doskonale maskował swoje odczucia, Caladris nawet nie starał ukrywać swego obrzydzenia, a zaskoczony mag światła miał oczy jak talerze.
-Co za brak kultury i ogłady.- powiedział książe pogardliwie.
-Morda śmieciu! Bardzo mnie korci, by cię pokroić na kawałeczki, lepiej nie kuś!
-Tylko spróbuj włochata małpo.
-Dość!-uciszył ich kłótnie Sethep.- Czego tu chcesz, wojowniku z północy?
-Ten list, co udało nam się odnaleźć, te wszystkie zawod i intrygi, w co wszyscy się bawią, o co w tym wszystkim chodzi?
-To wykracza poza twój prosty umysł barbarzyńco. Nie masz pojęcia...- zaczął Caladris.
-Sethep, każ mu zamilknąć, bo nie ręcze za siebie.- Kharlot nie wyglądał na takiego, co rzucał słowa na wiatr.- Coś mi tu śmierdzi, i nie mam na myśli, że elfie paniątko znów przesadziło z pachnidłami.
-Dlaczego mielibyśmy cokolwiek ci powiedzieć?- rzucił Hyshis.
-Ta Arena przestała być testem siły sprawności i odwagi, a stała się poligonem różnych gierek. Wiedzcie, że nie lubię, gdy ktoś mnie wykorzystuje. Ponadto jeśli w to zaangażowani są krwiopijcy i inne nieumarłe ścierwa- licz nawet nie drgnął- to z chęcią dam im posmakować mojej stali.
-Skąd mamy wiedzieć, że nie pracujesz dla wroga- palnął mag bez zastanowienia. Kharlot spojrzał nań z pogardą.
-Jak wampiry zaleją cały świat i wszystkich zamienią w martwiaków, to komu będę mógł upuścić krwi, czyich lamentów i błagań o litość będę mógł słuchać?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Nie mów temu plugawemu, śmierdzącemu, bezmózgiemu barbarzyńcy o niczym!-Krzyknął Caladris do Sethpa. -Nie będę współpracował i/lub dzielił się wiedzą z kimś kto nie potrafi nawet zawiązać sznurówek w bucie, klnę się na mój elfi miecz!
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[miły5 mogłeś napisać, że Hyshis się tak zjarał, że zapomniał o wszystkim ]
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand
[Wiesz , trudno jest przeczytać ok 20 stron tematu i zapamiętać wszystko wiec za kłopoty przepraszam ]
-Nie masz prawa tu przebywać Kharlocie.Nie mamy również zamiaru zdradzać tobie czegokolwiek o tym co robimy , gdyż to po prostu nie twoja sprawa a i tak najpewniej byś tego nie zrozumiał...
(po chwili milczenia)
-A więc wyjdziesz w końcu czy mamy wyprosić cię siłą ?
-Nie masz prawa tu przebywać Kharlocie.Nie mamy również zamiaru zdradzać tobie czegokolwiek o tym co robimy , gdyż to po prostu nie twoja sprawa a i tak najpewniej byś tego nie zrozumiał...
(po chwili milczenia)
-A więc wyjdziesz w końcu czy mamy wyprosić cię siłą ?
Zapowiadało się ciekawie. Caladris wraz z Hyshisem mieli najwyraźniej zamiar pozbyć się wybrańca. Nawet nie wiedzieli, jak bardzo tym go ucieszyli.
-No, dalej, uprzyjemnijcie mi dzień.-rzucił.- pokruszę wasze delikatne kosteczki, a z waszych serc zrobię sobie wisiorki.
Napięcie rosło. Jak na razie nikt nie wykonywał pierwszego ruchu, każdy z nich jednak był gotowy do walki.
-No, dalej, uprzyjemnijcie mi dzień.-rzucił.- pokruszę wasze delikatne kosteczki, a z waszych serc zrobię sobie wisiorki.
Napięcie rosło. Jak na razie nikt nie wykonywał pierwszego ruchu, każdy z nich jednak był gotowy do walki.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Sytuacja była coraz napięta, kiedy nastąpił kolejny zwrot akcji. Aszkale przeszedł przez próg stanął za Kharlotem.
-Na tej arenie chodzi o rzeczy które wychodzą po za wszelkie wyobrażania. O rzeczy którymi interesują się nawet bogowie. Dlatego tu jestem, dlatego wróciłem. Powód jest jeden i ten powód zebrał nas tu wszystkich… Nagash.- rzekł wojownik, patrząc na licza – A teraz powiesz wszystko co wiesz.
-Na tej arenie chodzi o rzeczy które wychodzą po za wszelkie wyobrażania. O rzeczy którymi interesują się nawet bogowie. Dlatego tu jestem, dlatego wróciłem. Powód jest jeden i ten powód zebrał nas tu wszystkich… Nagash.- rzekł wojownik, patrząc na licza – A teraz powiesz wszystko co wiesz.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Sethepie jeśli powesz cokolwiek tym brudnym małpom przysięgam iż ni wspomogę cię w poszukiwaniach i jestem pewien iż mój brat także wam nie pomoże!
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Od wielu tygodni nad ponurym zamczyskiem Drakenhof zbierały się ciemne burzowe chmury. W Sylvani od dawna nie widziano promieni słonecznych, a co bardziej strachliwi mieszkańcy uciekali jak najdalej od ponurej krainy. Ci którzy zdążyli uciec mogli być szczęśliwi, granice prowincji stały się otwarte tylko dla czarnych powozów jeżdżących tam i powrotem. Każdy inny był zawracany pod groźbą śmierci. Dzień i noc granice patrolowały watahy przerośniętych wilków i nietoperzy oraz stworzenia dużo gorsze niż te napotykane zazwyczaj w tutejszych lasach. Od czasu do czasu ktoś zapuszczał się w głąb i zazwyczaj nie wracał lub wracał odmieniony. Taka zmiana była zwiastunem złych mocy ,które gromadziły się w niewiadomym celu. Zważywszy na takie okoliczności i przeszłość tej prowincji już w tej chwili powinny maszerować tutaj oddziały imperialne, jednakże wewnętrzne gierki w imperium pochłaniały uwagę ludzi, mogących coś z tym zrobić.
Mijały tygodnie od ostatniej wiadomości z podziemnego miasta. Wysoka postać wpatrywała się przez drewniane okiennice w świat poza zamczyskiem. Oczy skupione były na horyzoncie jak gdyby stamtąd miała przyjść odpowiedź ,co się właściwie stało z tym nędznym pomiotem ,który podawał się za wielkiego maga służącemu samemu Nagashowi. Codziennie o tej porze do komnaty wpadał niezdarnie stary ghul z krótką notką na temat postępów w poszukiwaniu starożytnego ostrza. Jednakże od pewnego czasu napływ nowych raportów ustał. Teraz on ,sam wielki Malwin von Carstein, któremu powierzono pieczę nad Sylwanią na czas nieobecności największego z von Carsteinów, nie wiedział co ma zrobić. Był z niego doskonały zarządca ,ale żaden intrygant. Pełnił też rolę pośrednika między Sewerynem Besarabią, bo tak nazywał się XYZ ,a Manfredem. Powiadomił on oczywiście, o zaistniałej sytuacji ,a czekając na odpowiedź przez jego umysł przewijały się myśli czy nie powinien spróbować działać na własną rękę. Stojąc tak właśnie przed olbrzymim oknem obmyślał plan próby odnalezienia brakującej części ostrza. Z zadumy wyrwał go znajomy huk otwieranych pobliskich drzwi. Wampir wiedział już ,że nadeszła wyczekiwana wiadomość. Potężne, dębowe wrota okute żelazem roztwarły się z nieprzyjemnym zgrzytem ,a do sali wpadł niezdarnie ghul.
-Panie, wiadomość! – wykrzyczał skrzekliwie, machając już dość mocno wymiętolonym pergaminem ze znajomą pieczęcią.
-Nareszcie – odburknął niedbale Malwin ,wziął list i rzucił kilka miedzianych monet sługusowi.
Odbierając świstek czuł podekscytowanie ,jak zawsze gdy otrzymywał coś od kogoś ważnego. Czuł się przez to ważny ,a tym razem miał też nadzieję ,że to własnie jemu zostanie powierzona jakaś istotna misja. Rozwijając list, jego oczom ukazywały się znajome litery, szybko lecz wyraźnie kreślone na szarym papierze. Manfred jak zawsze ,gdy nie było to konieczne pisał zwięźle bez zbędnych zwrotów grzecznościowych.
Jestem bardzo rozczarowany rozwojem sytuacji. Gdy wrócę ktoś za to poniesie odpowiedzialność ,tymczasem mają się stać następujące rzeczy. Na arenę ma zostać skierowany Ludwig von Kriger wraz z odpowiednią świtą ,którą sam sobie wybierze ,ma otrzymać rozkaz odnalezienia i zdobycia ostaniej części artefaktu lub w razie trudności ma za zadanie zniszczyć ową część. Wraz z nim w drogę wyruszy nekromanta z Waldenhof biegły w przesyłaniu wiadomości za pomocą magii. Korespondencja tradycyjna pomiędzy wyprawą, tobą ,a mną ma zostać zaniechana. Różne osobistości za dużo węszą i byłby bardzo nieprzyjemnie gdyby się dowiedziały o naszym przedsiemwzięciu. Wiadomość ma zostać zniszczona.
-To jest to miejsce. – wskazał placem mężczyzna. Miejsce jak każde inne, łąka, w oddali widoczny był las ,jednakże wszystkie dziwne przyrządy ,które nosił ze sobą ubrany w niebieskie ,bogato zdobione szaty jegomość ,miały wskazywać ,że to właśnie tutaj pod ziemią, znajduje się arena.
- Nareszcie i lepiej żebyś się nie mylił. Ostatni sukinsyn ,który próbował nas oszukać wlecze się teraz gdzieś na końcu tej całej wycieczki. Możesz się mu spojrzeć w oczy i zapytać jak się czuje, choć wątpię ,czy posiada jeszcze gałki oczne.
- Jesteś pewien ,że to tutaj? Nie lubię kiedy ktoś mnie oszukuje więc zastanów się.- Powiedział Ludwig do wyraźnie już przestraszonego czterdziestoletniego człowieka.
-T-t-taak to t-t-tutaj, tutaj t-t-trzeba kopać. – wymamrotał spoglądając przy tym spod łba na dwójkę wampirzych rycerzy odzianych w krwisto czerwone zbroje, cieszące się złowieszczo z powodu jego strachu. Bał się ich ,jednakże jeszcze bardziej obawiał się człowieka ,który nimi dowodził.
- Dobrze więc. Von Wurst sprowadź tutaj ghule, niech zaczną kopać. Następnie przyjdź do naszego namiotu. Musimy porozmawiać.
- Tak jest.
-Ach! Zaproś też do nas nekromantę i zabierz mu te grzybki. Od teraz ma trzeźwo myśleć.
Człowiek wraz z drugim krwawym smokiem udał się do ich namiotu dowodzenia. Czekały tam na niego kolejne 2 krwawe smoki oraz Lahmiańska piękność, jak zawsze uśmiechająca się do wszystkich zalotnie. Ludwig doskonale znał jej zdolności. Była sprawna we władaniu magią i przede wszystkim bardzo lojalna. Miała też inne przydatne umiejętności ,o których jednak wiedzieli nieliczni. Gdy wszedł każdy z obecnych skierował swój wzrok na niego. Ubranego w karmazynową pelerynę, brązowe wełniane spodnie człowieka, ich dowódcę. W normalnych okolicznościach byłoby to nie do pomyślenia ,jednakże Ludwig był ulubieńcem Manfreda. Niezwykle zdolnym ulubieńcem. Władał mieczem nie gorzej od będących teraz z nim wampirów ,ale również był intrygantem. Kochał podstęp. Miał też niespotykaną u ludzi charyzmę,dzięki której jego podwładni szanowali go zamiast nienawidzić.
- Panowie i szlachetna pani ,wreszcie dotarliśmy na miejsce. Mam dla was parę ważnych słów ,ale zanim do tego przejdziemy zaczekajmy na pozostałych.
W tym momencie wpadł von Wurst wraz z rozchichotanym nekromantą. Ten drugi zaraz zamilkł widząc surowe spojrzenie wampirzych oczu.
-Dobrze ,więc ,jak już wspomniałem wreszcie udało nam się dotrzeć na miejsce. Teraz musimy się skupić na prawdziwym celu naszej wyprawy. Jak zapewne wiecie najwięksi z nas obradują teraz w jednej z tajnych siedzib. Wojna się zbliża, nim jednak się rozpocznie trzeba podjąć należyte działania ,które wzmocnią naszą pozycję. Dlatego też jesteśmy teraz tutaj. Mamy zdobyć lub zniszczyć starożytne złamane ostrze. Nie znamy sytuacji, jaka panuje teraz pod nami, więc należy być gotowym na wszystko. Unikamy walki i sprzeczek. Będziemy tam prowadzić poszukiwania, a nie walną bitwę, więc wierzę, że utrzymacie swoje nerwy na wodzy i wykonacie każdy mój rozkaz bez mrugnięcia okiem.
-Kiedy schodzimy na dół? – zapytała się wampirzyca, zrobiła to w taki sposób ,że każdemu normalnemu ludzkiemu istnieniu coś drgnęłoby w spodniach.
-Jeszcze dzisiaj staniemy na ulicach tego ohydnego miasta w pełnej gotowości. Dlatego też proszę o przesłanie wiadomości do von Carsteina. Teraz możecie się rozejść ,aby przygotować się do ostatniego etapu wędrówki.
Wampiry po kolei opuszczały pomieszczenie rozchodząc się do wierzchowców. Gdy Anna miała zamiar opuścić Ludwiga ten pochwycił ją za ramię i zawrócił. Ona uśmiechnęła się delikatnie ,ale na tyle aby dojrzeć nienaturalnie wydłużone kły. Piękna jak zawsze, długie ciemne włosy przysłaniały jej blady policzek i jedno zielone oko. Delikatna jedwabna suknia bardzo dokładnie dopasowana odsłaniała wszystkie kształty wampirzycy. Pod skóra widać było mięśnie ,które choć nie wyglądały na potężne ,posiadały o wiele większą moc niż większości śmiertelnych. Von Kriger jak zawsze czuł się odrobinę onieśmielony przebywaniem z nią sam na sam ,choć nie jeden już raz robili rzeczy ,które pozostawiały daleko za sobą jakikolwiek wstyd czy onieśmielenie. Tym razem jednak musiał się on oprzeć pokusie skosztowania zakazanego owocu. Były ważniejsze sprawy.
- Kochana chciałbym cię o coś prosić. Wiem ,że doskonale wyczuwasz obecność magii. Czy czujesz może, choć odrobinę, magię ostrza, po które tutaj zmierzamy?
-Och, mój drogi, ile razy muszę ci powtarzać. Na tę bron zostały rzucone potężne zaklęcia, których zdjęcie jest praktycznie nie możliwe. Nie da się po prostu tak o go wykryć. – Na te słowa Ludwig, jak zawsze posmutniał - Nie martw się. Doskonale sobie radzisz. Nigdy nas nie zawiodłeś, więc i tym razem nas nie zawiedziesz.
Lahmianka delikatnie musnęła dłonią jego policzek i złożyła na ustach pocałunek, po czym zdecydowanym krokiem wyszła, zostawiając go samego z własnymi myślami. Był jej za to wdzięczny, zawsze potrafiła go zmotywować i pocieszyć.
Mijały kolejne dłużące się godziny, gdy wreszcie ghule wraz ze swoimi większymi braćmi dokopali się do sufitu ,któregoś z budynków. Wiadomość ta doszła do Ludwiga w mgnieniu oka i równie szybko człowiek, piątka krwawych smoków, lahmianka nekromanta i spora grupka zombie, ghuli i horrorów z krypt stała w pełnym uzbrojeniu w jakimś budynku. Jak się okazało była to jedna z licznych spiżarni, ze skradzionymi z całego świata przedmiotami. Samo miasto zaskoczyło kompanie. Spodziewali się raczej chaotycznie rozmieszczonych budynków ,tym czasem było zupełnie inaczej. Ulice zachowywały, jako taki plan, był targ, sklepy, a nawet karczma. Co więcej zaskoczyło ich również powitanie szczuroludzi. Ci zamiast zaatakować nowoprzybyłych zaoferowali im własną, przestronną kwaterę. Ludwig byłby skłonny odmówić tej ofercie jednakże ,musieli się gdzieś podziać na czas swojej misji. Otrzymali sporych rozmiarów dom zbudowany tak jak wnętrze jakiegoś elfiego domu.
Mijały tygodnie od ostatniej wiadomości z podziemnego miasta. Wysoka postać wpatrywała się przez drewniane okiennice w świat poza zamczyskiem. Oczy skupione były na horyzoncie jak gdyby stamtąd miała przyjść odpowiedź ,co się właściwie stało z tym nędznym pomiotem ,który podawał się za wielkiego maga służącemu samemu Nagashowi. Codziennie o tej porze do komnaty wpadał niezdarnie stary ghul z krótką notką na temat postępów w poszukiwaniu starożytnego ostrza. Jednakże od pewnego czasu napływ nowych raportów ustał. Teraz on ,sam wielki Malwin von Carstein, któremu powierzono pieczę nad Sylwanią na czas nieobecności największego z von Carsteinów, nie wiedział co ma zrobić. Był z niego doskonały zarządca ,ale żaden intrygant. Pełnił też rolę pośrednika między Sewerynem Besarabią, bo tak nazywał się XYZ ,a Manfredem. Powiadomił on oczywiście, o zaistniałej sytuacji ,a czekając na odpowiedź przez jego umysł przewijały się myśli czy nie powinien spróbować działać na własną rękę. Stojąc tak właśnie przed olbrzymim oknem obmyślał plan próby odnalezienia brakującej części ostrza. Z zadumy wyrwał go znajomy huk otwieranych pobliskich drzwi. Wampir wiedział już ,że nadeszła wyczekiwana wiadomość. Potężne, dębowe wrota okute żelazem roztwarły się z nieprzyjemnym zgrzytem ,a do sali wpadł niezdarnie ghul.
-Panie, wiadomość! – wykrzyczał skrzekliwie, machając już dość mocno wymiętolonym pergaminem ze znajomą pieczęcią.
-Nareszcie – odburknął niedbale Malwin ,wziął list i rzucił kilka miedzianych monet sługusowi.
Odbierając świstek czuł podekscytowanie ,jak zawsze gdy otrzymywał coś od kogoś ważnego. Czuł się przez to ważny ,a tym razem miał też nadzieję ,że to własnie jemu zostanie powierzona jakaś istotna misja. Rozwijając list, jego oczom ukazywały się znajome litery, szybko lecz wyraźnie kreślone na szarym papierze. Manfred jak zawsze ,gdy nie było to konieczne pisał zwięźle bez zbędnych zwrotów grzecznościowych.
Jestem bardzo rozczarowany rozwojem sytuacji. Gdy wrócę ktoś za to poniesie odpowiedzialność ,tymczasem mają się stać następujące rzeczy. Na arenę ma zostać skierowany Ludwig von Kriger wraz z odpowiednią świtą ,którą sam sobie wybierze ,ma otrzymać rozkaz odnalezienia i zdobycia ostaniej części artefaktu lub w razie trudności ma za zadanie zniszczyć ową część. Wraz z nim w drogę wyruszy nekromanta z Waldenhof biegły w przesyłaniu wiadomości za pomocą magii. Korespondencja tradycyjna pomiędzy wyprawą, tobą ,a mną ma zostać zaniechana. Różne osobistości za dużo węszą i byłby bardzo nieprzyjemnie gdyby się dowiedziały o naszym przedsiemwzięciu. Wiadomość ma zostać zniszczona.
-To jest to miejsce. – wskazał placem mężczyzna. Miejsce jak każde inne, łąka, w oddali widoczny był las ,jednakże wszystkie dziwne przyrządy ,które nosił ze sobą ubrany w niebieskie ,bogato zdobione szaty jegomość ,miały wskazywać ,że to właśnie tutaj pod ziemią, znajduje się arena.
- Nareszcie i lepiej żebyś się nie mylił. Ostatni sukinsyn ,który próbował nas oszukać wlecze się teraz gdzieś na końcu tej całej wycieczki. Możesz się mu spojrzeć w oczy i zapytać jak się czuje, choć wątpię ,czy posiada jeszcze gałki oczne.
- Jesteś pewien ,że to tutaj? Nie lubię kiedy ktoś mnie oszukuje więc zastanów się.- Powiedział Ludwig do wyraźnie już przestraszonego czterdziestoletniego człowieka.
-T-t-taak to t-t-tutaj, tutaj t-t-trzeba kopać. – wymamrotał spoglądając przy tym spod łba na dwójkę wampirzych rycerzy odzianych w krwisto czerwone zbroje, cieszące się złowieszczo z powodu jego strachu. Bał się ich ,jednakże jeszcze bardziej obawiał się człowieka ,który nimi dowodził.
- Dobrze więc. Von Wurst sprowadź tutaj ghule, niech zaczną kopać. Następnie przyjdź do naszego namiotu. Musimy porozmawiać.
- Tak jest.
-Ach! Zaproś też do nas nekromantę i zabierz mu te grzybki. Od teraz ma trzeźwo myśleć.
Człowiek wraz z drugim krwawym smokiem udał się do ich namiotu dowodzenia. Czekały tam na niego kolejne 2 krwawe smoki oraz Lahmiańska piękność, jak zawsze uśmiechająca się do wszystkich zalotnie. Ludwig doskonale znał jej zdolności. Była sprawna we władaniu magią i przede wszystkim bardzo lojalna. Miała też inne przydatne umiejętności ,o których jednak wiedzieli nieliczni. Gdy wszedł każdy z obecnych skierował swój wzrok na niego. Ubranego w karmazynową pelerynę, brązowe wełniane spodnie człowieka, ich dowódcę. W normalnych okolicznościach byłoby to nie do pomyślenia ,jednakże Ludwig był ulubieńcem Manfreda. Niezwykle zdolnym ulubieńcem. Władał mieczem nie gorzej od będących teraz z nim wampirów ,ale również był intrygantem. Kochał podstęp. Miał też niespotykaną u ludzi charyzmę,dzięki której jego podwładni szanowali go zamiast nienawidzić.
- Panowie i szlachetna pani ,wreszcie dotarliśmy na miejsce. Mam dla was parę ważnych słów ,ale zanim do tego przejdziemy zaczekajmy na pozostałych.
W tym momencie wpadł von Wurst wraz z rozchichotanym nekromantą. Ten drugi zaraz zamilkł widząc surowe spojrzenie wampirzych oczu.
-Dobrze ,więc ,jak już wspomniałem wreszcie udało nam się dotrzeć na miejsce. Teraz musimy się skupić na prawdziwym celu naszej wyprawy. Jak zapewne wiecie najwięksi z nas obradują teraz w jednej z tajnych siedzib. Wojna się zbliża, nim jednak się rozpocznie trzeba podjąć należyte działania ,które wzmocnią naszą pozycję. Dlatego też jesteśmy teraz tutaj. Mamy zdobyć lub zniszczyć starożytne złamane ostrze. Nie znamy sytuacji, jaka panuje teraz pod nami, więc należy być gotowym na wszystko. Unikamy walki i sprzeczek. Będziemy tam prowadzić poszukiwania, a nie walną bitwę, więc wierzę, że utrzymacie swoje nerwy na wodzy i wykonacie każdy mój rozkaz bez mrugnięcia okiem.
-Kiedy schodzimy na dół? – zapytała się wampirzyca, zrobiła to w taki sposób ,że każdemu normalnemu ludzkiemu istnieniu coś drgnęłoby w spodniach.
-Jeszcze dzisiaj staniemy na ulicach tego ohydnego miasta w pełnej gotowości. Dlatego też proszę o przesłanie wiadomości do von Carsteina. Teraz możecie się rozejść ,aby przygotować się do ostatniego etapu wędrówki.
Wampiry po kolei opuszczały pomieszczenie rozchodząc się do wierzchowców. Gdy Anna miała zamiar opuścić Ludwiga ten pochwycił ją za ramię i zawrócił. Ona uśmiechnęła się delikatnie ,ale na tyle aby dojrzeć nienaturalnie wydłużone kły. Piękna jak zawsze, długie ciemne włosy przysłaniały jej blady policzek i jedno zielone oko. Delikatna jedwabna suknia bardzo dokładnie dopasowana odsłaniała wszystkie kształty wampirzycy. Pod skóra widać było mięśnie ,które choć nie wyglądały na potężne ,posiadały o wiele większą moc niż większości śmiertelnych. Von Kriger jak zawsze czuł się odrobinę onieśmielony przebywaniem z nią sam na sam ,choć nie jeden już raz robili rzeczy ,które pozostawiały daleko za sobą jakikolwiek wstyd czy onieśmielenie. Tym razem jednak musiał się on oprzeć pokusie skosztowania zakazanego owocu. Były ważniejsze sprawy.
- Kochana chciałbym cię o coś prosić. Wiem ,że doskonale wyczuwasz obecność magii. Czy czujesz może, choć odrobinę, magię ostrza, po które tutaj zmierzamy?
-Och, mój drogi, ile razy muszę ci powtarzać. Na tę bron zostały rzucone potężne zaklęcia, których zdjęcie jest praktycznie nie możliwe. Nie da się po prostu tak o go wykryć. – Na te słowa Ludwig, jak zawsze posmutniał - Nie martw się. Doskonale sobie radzisz. Nigdy nas nie zawiodłeś, więc i tym razem nas nie zawiedziesz.
Lahmianka delikatnie musnęła dłonią jego policzek i złożyła na ustach pocałunek, po czym zdecydowanym krokiem wyszła, zostawiając go samego z własnymi myślami. Był jej za to wdzięczny, zawsze potrafiła go zmotywować i pocieszyć.
Mijały kolejne dłużące się godziny, gdy wreszcie ghule wraz ze swoimi większymi braćmi dokopali się do sufitu ,któregoś z budynków. Wiadomość ta doszła do Ludwiga w mgnieniu oka i równie szybko człowiek, piątka krwawych smoków, lahmianka nekromanta i spora grupka zombie, ghuli i horrorów z krypt stała w pełnym uzbrojeniu w jakimś budynku. Jak się okazało była to jedna z licznych spiżarni, ze skradzionymi z całego świata przedmiotami. Samo miasto zaskoczyło kompanie. Spodziewali się raczej chaotycznie rozmieszczonych budynków ,tym czasem było zupełnie inaczej. Ulice zachowywały, jako taki plan, był targ, sklepy, a nawet karczma. Co więcej zaskoczyło ich również powitanie szczuroludzi. Ci zamiast zaatakować nowoprzybyłych zaoferowali im własną, przestronną kwaterę. Ludwig byłby skłonny odmówić tej ofercie jednakże ,musieli się gdzieś podziać na czas swojej misji. Otrzymali sporych rozmiarów dom zbudowany tak jak wnętrze jakiegoś elfiego domu.
Ostatnio zmieniony 2 kwie 2013, o 19:48 przez Morti, łącznie zmieniany 1 raz.
Ostatnimi czasy na Arenie działo się dużo podejrzanych rzeczy.
Zdawałoby się, że zwycięstwo na okrwawionych piaskach przestało być celem samym w sobie. Zawodnicy zawiązywali sojusze i knuli spiski, walczyli i biesiadowali, przy czym każdy z nich miał jakiś ukryty motyw swojego postępowania. Każdy czyn i wydarzenie miało podtekst i ukryte dno, nie było rzeczy całkowicie pewnych...
Wśród tego całego zamieszania znajdowała się jeszcze jedna osoba, która wbrew swoim naturalnym predyspozycjom i rozkazom niegdysiejszych przełożonych, nie była zainteresowana żadnymi intrygami. Ten osobnik chciał tylko przeżyć i zostawić ten cały burdel za sobą, razem ze sowim dawnym życiem.
W tej właśnie chwili przemykał mrocznymi zaułkami Pod-Świata, ostrożnie stawiając kroki. Rękojeść tileańskiego miecza wystawała sponad jego prawego ramienia, a para błękitnych oczu uważnie lustrowała okolicę spod czarnego kaptura.
Harren przycupnął na chwilę pod wielką hałdą gruzu porośniętego jaskiniowymi grzybami. Zdjął kaptur i podrapał się po całkiem długiej brodzie. Przez to całe zamieszanie nie miał nawet kiedy się ogolić.
Na wszelki wypadek zdjął miecz z pleców i położył go obok siebie na ziemi. Zaraz potem wyciągnął z sakwy kawałek suszonej wołowiny i pajdę suchego chleba, stanowiące jego jedyny dzisiejszy posiłek. W końcu nie stołował się w tawernie od bardzo dawna. W sumie to nawet nie wiedział, czy po ostatnich ekscesach nadal stała w jednym kawałku. Znając mentalność naszych dzielnych bohaterów, to nie było wcale takie pewne. Zresztą, i tak by zniej nie skorzystał.
A to dlatego, że od czasu tragicznej śmierci Edlina na Arenie, Harren dosłownie zniknął. Żaden uczestnik Areny nie widział go na oczy od tamtego czasu, ba, wszyscy już pewnie o nim zapomnieli.
Znaczy się, prawie wszyscy.
Magnus von Bittenberg, ten inkwizytor od siedmiu boleści, miał oko na Harrena od kiedy zagadał go tam, na Arenie, jeszcze w towarzystwie świętej pamięci Tallena. Harren dobrze wiedział, że jeśli tylko wyściubi nos poza sieć względnie bezpiecznych kryjówek, inkwizytor na pewno go znajdzie. Bo co jak co, ale jeśli imperialny inkwizytor złapie chociażby najlżejszy trop herezji, nie spocznie, dopóki nie zaspokoi swej patologicznej zawodowej ciekawości. A Magnus zdawał się być bardzo sumienny w wykonywaniu swych obowiązków.
Harren przełknął ostatni kęs chleba i westchnąwszy głośno, podniósł się z ziemi. Szczęście ostatnio mu nie sprzyjało. Kiedy kilka tygodni temu zdał sobie sprawę, iż Arena zatrzymała się na dłużej w norce, postanowił nie ryzykować dłuższego pobytu tutaj, tym bardziej, że jego rozwścieczeni byli szefowie prędzej czy później by go naleźli. Tak więc, gdy już szykował się do wyruszenia do ośnieżonej krainy drakkarów i blondwłosych dziewoi, Arena została zaatakowana przez te koszmarne bestie, i Harren znów musiał się ukrywać. A przy okazji następnej walki Arena w ogóle nie wynurzyła się na powierzchnię, więc nawet nie było gdzie uciekać.
Teraz, miał nadzieję, wylądują w jakimś cywilizowanym kraju. Wtedy już będzie czekał na trybunach, a gdy nadejdzie odpowiednia okazja, wyskoczy przez barierkę ku wolności i świeżemu powietrzu.
Taki przynajmniej był plan. Teraz wystarczyło tylko dożyć do następnej walki. Harren, nie mitrężąc dłużej, wyruszył z powrotem do swojej kryjówki.
***
Coś było nie tak, Harren mógł to wyczuć, chociaż na pierwszy rzut oka wszytko jego rzeczy leżały tak, jak je tutaj pozostawił. Śpiwór, palenisko, skromny komplet utensyliów kuchennych, kilka podniszczonych książek...
Harren jednak wolał dmuchać na zimne. Dobył miecza i ostrożnie zaczął przekradać się w głąb pomieszczenia, starając się robić jak najmniej hałasu. Oddychał spokojnie i miarowo, starając się przebić wzrokiem ciemność swej własnej kryjówki. Kropelka potu spłynęła mu po skroni. Zrobił jeszcze dwa malutkie kroczki i...
Usłyszał irytująco znajomy trzask odbezpieczanego pistoletu skałkowego.
Harren, kierując się wieloletnim zawodowym doświadczeniem, cisnął miecz Edlina na podłogę i podniósł ręce do góry. Dobrze wiedział, kto złożył mu wizytę, więc wolał go nie prowokować.
Po chwili usłyszał charakterystyczny dźwięk krzesiwa i zmrużył oczy, kiedy przybysz zapalił pochodnię. Kiedy oczy Harrena w końcu przyzwyczaiły się do światła, jego przypuszczenia co do tożsamości niespodziewanego gościa się potwierdziły.
- Magnus, ty skurwysynu, nie masz jakichś ważniejszych rzeczy do roboty ? - Powiedział z udawanym wyrzutem, chociaż tak naprawdę zaczynał się bać.
Inkwizytor stał pod ścianą w obowiązkowym płaszczu i kapeluszu. W lewej ręce trzymał pochodnię, a w prawej naładowany pistolet wycelowany w Harrena.
- W służbie Sigmara każdy czyn w jest jednakowo ważny - Von Bitterberg odpowiedział z dumą - Czy możesz powiedzieć to samo o swojej pracy ?
Harren dostrzegł bardzo nieładny błysk w oku Magnusa.
- Już nie pracuję, jeżeli musisz wiedzieć - Odrzekł ostrożnie, patrząc w lufę pistoletu - I już nie zamierzam mieć nic wspólnego z tym... zawodem.
Twarz inkwizytora nabrała surowszego wyrazu.
- Służbę Mrocznym Potęgom nazywasz "zawodem" ? - Warknął - Sigmar mi świadkiem, robicie się coraz bezczelniejsi...
Harren zgłupiał na chwilkę, popatrzył uważnie na Magnusa, po czym rozszerzył oczy w akcie nagłego zrozumienia.
- Aaaaa, bo ty myślisz, że jestem kultystą Chaosu !
Tym razem to inkwizytor zmarszczył brwi.
- Oczywiście, że tak ! A myślałeś, że po co cię ścigałem ?
- No wiesz, myślałem, że miałeś wobec mnie jakieś niejasne podejrzenia, które chciałeś sprawdzić, a ty mi tu wyskakujesz ze służbą Mrocznym Bogom !
- Inkwizycja nie działa na podstawie niejasnych podejrzeń ! - Magnus warknął - Zawsze postępujemy według starannie ułożonego i przemyślanego planu, a naszych podejrzanych wielokrotnie sprawdzamy !
- No, mnie chyba nie sprawdziłeś zbyt dokładnie - Harren chciał prychnąć pogardliwie ale uznał, że w obecnej sytuacji to niezbyt dobry pomysł - Bowiem twoje oskarżenia mijają się się z prawdą !
- KAŻDY heretyk tłumaczy się w ten sposób !
- A na jakiej podstawie wysnułeś swoje wnioski ?
- Mamy swoje sposoby.
- KAŻDY oskarżyciel tłumaczy się w ten sposób !
Magnus westchnął i już miał się podrapać po głowie, gdy przypomniał sobie, że przecież trzymał pochodnię w ręce. Poniechał więc pomysłu i odezwał się do Harrena.
- Dobrze, zrobimy to w klasyczny sposób. Powiesz mi wszystko. Ze szczegółami. I nie waż się kłamać, bo uwierz mi, wiem, jak to sprawdzić.
Harren zastanawiał się przez chwilę, po czym pokiwał głową.
- No dobra. Nazywam się Harren. Po prostu Harren, moje nazwisko rodowe nie ma żadnego znaczenia. Jeszcze do niedawna pracowałem dla ogólnokontynentalnej przestępczej organizacji, która...
- Nazwa - Przerwał Magnus.
- Nie ma żadnej nazwy ! Tylko idioci dają konkretne, łatwe do zapamiętania nazwy swoim organizacjom ! Jak na przykład, no nie wiem, "Salamandra", czy coś w tym stylu... Kontynuując, zajmowaliśmy się tradycyjnymi rzeczami. Morderstwa, wymuszenia, kradzieże, napady, szantaże i takie tam. Klasyczna, czysta, honorowa działalność, choć wciąż nielegalna.
- Łżesz - Von Bitterberg był nieugięty - Wiemy, że finansowaliście działalność kultów Chaosu na granicy Bretońsko - Imperialnej !
Harren uśmiechnął się lekko.
- Nawet wiem skąd. Mieliście, zdaje się, pewnego kapłana - renegata, który z owymi kultystami walczył. Jak on miał na imię ? Albrecht Lutzer ?
Magnus niebezpiecznie szybko zmniejszył dystans pomiędzy nimi i niemalże wsadził Harrenowi lufę pistoletu do ust.
- To ściśle tajne ! Skąd o tym wiesz ?! Gadaj !
Harren, zupełnie wbrew woli i zdrowemu rozsądkowi, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Nasi ludzie włamali się do waszego niezdobytego zamku w Altdorfie i ukradli jego akta. Zważ, że mogliśmy wszystko spalić w pizdu, ale się powstrzymaliśmy.
Magnusowi nawet nie drgnęła powieka, wbrew oczekiwaniom Harrena.
- To miałoby sens... Wcześniej podejrzewaliśmy samego Albrechta o kradzież, ale w takim wypadku... Co się z nim stało ?
- Nie żyje. Od ponad roku.
Von Bitterberg miał szczerą ochotę zanotować wszystko w swoim notesie, ale musiał przecież mieć Harrena na oku.
- No dobrze - Kontynuował - A co z tymi kultystami ? Jaki był wasz związek z nimi ?
Harren z przyzwyczajenia zawahał się na chwilę, ale po chwili przypomniał sobie, że przecież nie miał nic do stracenia.
- To prawda, opłacaliśmy ich. Ale z innych powodów niż myślisz. Otóż, w teorii ci kultyści odwalali tą samą robotę co my, tyle, że na tle, no powiedzmy, religijnym. A poza tym brali za to dużo mniej pieniędzy. Musisz wiedzieć, że żaden inny członek naszej organizacji nigdy nie służył Bogom Chaosu. To szkodziłoby naszym szeroko pojętym interesom.
- Po co więc ci kultyści ? - Magnus przeszedł od razu do sedna, czując, zę Harren zaczynał zbaczać z tematu.
- Pomyśl. Gdy w okolicy grasuje kult Chaosu, nikt nawet nie pomyśli o jakiejś potężnej przestępczej organizacji, co nie ? Nawet wy się o nas nie dowiedzieliście, skoncentrowaliście się tylko na naszych kultystach, tak samo jak ten kapłan Albrecht. Dzięki temu mogliśmy pozostać w ukryciu na dłużej.
Magnus pokiwał głową z uznaniem.
- Zaiste, dobry plan. Żeby wykorzystać Bogów Chaosu jako przykrywkę... Trzeba być albo szalenie odważnym albo szalenie głupim.
- Jak widzisz, udało nam się. Gdybym ci o tym nie powiedział, nigdy byś nie powiązał tych dwóch spraw.
- Świetnie. A teraz Arena i ten twój koleżka Edlin. Co z tym ? Po co tutaj przybyliście ? Bo chyba nie po chwałę i sławę ?
Harren uśmiechnął się tajemniczo.
- Zatrudniliśmy Edlina, żeby wygrał dla nas pewną rzecz...
- No dalej ! Wykrztuś do z siebie !
- Chcieliśmy dokładnie tego samego, czego szukacie teraz ty, ten pustynny umarlak i Caladris !
Magnus, już po raz drugi tego wieczora, zdziwił się nie na żarty.
- CO ?! Jak... Skąd o tym... A, nieważne, jak widzę macie świetnie działający wywiad. No dobra, teraz ostatnia kwestia. Wiem, że niedawno zabiłeś tego twojego informatora, i tym samym zapewne zdradziłeś twoją organizację. Czemu miałbyś to robić.
Harren zamilkł na chwilę i spojrzał w ziemię.
- Ja... Zaprzyjaźniłem się z Edlinem, i jego śmierć otworzyła mi oczy na wiele spraw. Zrozumiałem, że służba tym bandziorom nie jest rzeczą, którą chcę robić do końca życia.
Magnus uniósł brwi.
- Co ? I tyle ? Po prostu ci się znudziło ? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
- Będziesz musiał. Bo to prawda.
Zapadła niezręczna cisza. Inkwizytor przetrawiał zdobyte informacje, a Harren zastanawiał się, czy ujdzie z życiem. Po chwili von Bitterberg odezwał się.
- Co zamierzasz teraz począć ?
Harrena nieco zdziwiło to pytanie, bowiem sugerowałoby, że Magnus ma zamiar puścić go wolno. Postanowił więc bardzo ostrożnie dobrać odpowiedź.
- Poczekam aż Arena wynurzy się na powierzchnię i zmyję się stąd. Mam dosyć tego miejsca.
Von Bitterberg znowu zamilkł, patrząc się intensywnie na mężczyznę przed nim.
- Świadomie i z premedytacją wspierałeś kult Chaosu i wszedłeś w posiadanie informacji objętym Inkwizycyjną klauzulą tajności. Nie mogę tego tak zostawić.
Zimne, oślizgłe przerażenie chwyciło Harrena z a serce, paraliżują członki i uniemożliwiając racjonalne myślenie. Wiedział, jakie będą następne słowa Magnusa.
- Harrenie nieznanego nazwiska i rodu, z wymienione wyżej zbrodnie, skazuję cię... na śmierć !
Harren nawet nie zdążył mrugnąć. Magnus nacisnął spust. Rozległ się suchy, nieprzyjemny trzask. Harren poczuł potworne szarpnięcie i nagle zdał sobie sprawę, że leży rozciągnięty na ziemi.
"Skurwysyn mnie zabił', pomyślał, czując jak kaskada krwi wlewa mu się za kołnierz.
Magnus von Bitterberg, Inkwizytor i lojalny sługa Sigmara, przyświecił sobie pochodnią, chcąc zobaczyć efekty swego dzieła. Harren leżał nieruchomo na ziemi, a wokół jego głowy rosła powoli kałuża krwi. Nie było sensu przeprowadzania dokładniejszych inspekcji. Inkwizytor wyciągnął z sakwy butelkę wypełnioną łatwopalną cieczą i z rozmachem cisnął nią o podłogę. Chwilę popatrzył jeszcze na zastrzelonego Harrena, po czym beznamiętnie rzucił pochodnię w powstałą kałużę. Ta natychmiast stanęła w płomieniach. Magnus odmówił jeszcze krótką modlitwę do Sigmara, po czym opuścił kryjówkę.
***
Harren poczuł straszne gorąco na twarzy. Otworzył oczy i z przerażeniem stwierdził, że całe pomieszczenie stało w płomieniach. Błyskawicznie zerwał się z podłogi i pamiętając o zabraniu miecza Edlina, skoczył przez drzwi na zewnątrz. Będąc względnie bezpiecznym, usiadł ciężko na ziemi i pomacał się po głowie. Inkwizytor, pomimo wielu lat czynnej służby i niezliczonych pojedynków z użyciem broni palnej, spudłował.
Jego kula, zamiast utkwić w czole Harrena, urwała mu ucho, rozdarła policzek i poleciała dalej, prawdopodobnie trafiwszy w ścianę. Mimo tego, Harren stracił sporo krwi, jego kaftan był nią przesiąknięty do suchej nitki. Ale żył i co więcej, na razie nie musiał obawiać się prześladowania ze strony Magnusa. Bowiem bycie uważanym za zmarłego było najlepszą przykrywką, jaką można było sobie wyobrazić. Harren miał zamiar jak najlepiej wykorzystać tą nową szansę. Wykona swój plan i ucieknie przy najbliższej okazji.
Zdawałoby się, że zwycięstwo na okrwawionych piaskach przestało być celem samym w sobie. Zawodnicy zawiązywali sojusze i knuli spiski, walczyli i biesiadowali, przy czym każdy z nich miał jakiś ukryty motyw swojego postępowania. Każdy czyn i wydarzenie miało podtekst i ukryte dno, nie było rzeczy całkowicie pewnych...
Wśród tego całego zamieszania znajdowała się jeszcze jedna osoba, która wbrew swoim naturalnym predyspozycjom i rozkazom niegdysiejszych przełożonych, nie była zainteresowana żadnymi intrygami. Ten osobnik chciał tylko przeżyć i zostawić ten cały burdel za sobą, razem ze sowim dawnym życiem.
W tej właśnie chwili przemykał mrocznymi zaułkami Pod-Świata, ostrożnie stawiając kroki. Rękojeść tileańskiego miecza wystawała sponad jego prawego ramienia, a para błękitnych oczu uważnie lustrowała okolicę spod czarnego kaptura.
Harren przycupnął na chwilę pod wielką hałdą gruzu porośniętego jaskiniowymi grzybami. Zdjął kaptur i podrapał się po całkiem długiej brodzie. Przez to całe zamieszanie nie miał nawet kiedy się ogolić.
Na wszelki wypadek zdjął miecz z pleców i położył go obok siebie na ziemi. Zaraz potem wyciągnął z sakwy kawałek suszonej wołowiny i pajdę suchego chleba, stanowiące jego jedyny dzisiejszy posiłek. W końcu nie stołował się w tawernie od bardzo dawna. W sumie to nawet nie wiedział, czy po ostatnich ekscesach nadal stała w jednym kawałku. Znając mentalność naszych dzielnych bohaterów, to nie było wcale takie pewne. Zresztą, i tak by zniej nie skorzystał.
A to dlatego, że od czasu tragicznej śmierci Edlina na Arenie, Harren dosłownie zniknął. Żaden uczestnik Areny nie widział go na oczy od tamtego czasu, ba, wszyscy już pewnie o nim zapomnieli.
Znaczy się, prawie wszyscy.
Magnus von Bittenberg, ten inkwizytor od siedmiu boleści, miał oko na Harrena od kiedy zagadał go tam, na Arenie, jeszcze w towarzystwie świętej pamięci Tallena. Harren dobrze wiedział, że jeśli tylko wyściubi nos poza sieć względnie bezpiecznych kryjówek, inkwizytor na pewno go znajdzie. Bo co jak co, ale jeśli imperialny inkwizytor złapie chociażby najlżejszy trop herezji, nie spocznie, dopóki nie zaspokoi swej patologicznej zawodowej ciekawości. A Magnus zdawał się być bardzo sumienny w wykonywaniu swych obowiązków.
Harren przełknął ostatni kęs chleba i westchnąwszy głośno, podniósł się z ziemi. Szczęście ostatnio mu nie sprzyjało. Kiedy kilka tygodni temu zdał sobie sprawę, iż Arena zatrzymała się na dłużej w norce, postanowił nie ryzykować dłuższego pobytu tutaj, tym bardziej, że jego rozwścieczeni byli szefowie prędzej czy później by go naleźli. Tak więc, gdy już szykował się do wyruszenia do ośnieżonej krainy drakkarów i blondwłosych dziewoi, Arena została zaatakowana przez te koszmarne bestie, i Harren znów musiał się ukrywać. A przy okazji następnej walki Arena w ogóle nie wynurzyła się na powierzchnię, więc nawet nie było gdzie uciekać.
Teraz, miał nadzieję, wylądują w jakimś cywilizowanym kraju. Wtedy już będzie czekał na trybunach, a gdy nadejdzie odpowiednia okazja, wyskoczy przez barierkę ku wolności i świeżemu powietrzu.
Taki przynajmniej był plan. Teraz wystarczyło tylko dożyć do następnej walki. Harren, nie mitrężąc dłużej, wyruszył z powrotem do swojej kryjówki.
***
Coś było nie tak, Harren mógł to wyczuć, chociaż na pierwszy rzut oka wszytko jego rzeczy leżały tak, jak je tutaj pozostawił. Śpiwór, palenisko, skromny komplet utensyliów kuchennych, kilka podniszczonych książek...
Harren jednak wolał dmuchać na zimne. Dobył miecza i ostrożnie zaczął przekradać się w głąb pomieszczenia, starając się robić jak najmniej hałasu. Oddychał spokojnie i miarowo, starając się przebić wzrokiem ciemność swej własnej kryjówki. Kropelka potu spłynęła mu po skroni. Zrobił jeszcze dwa malutkie kroczki i...
Usłyszał irytująco znajomy trzask odbezpieczanego pistoletu skałkowego.
Harren, kierując się wieloletnim zawodowym doświadczeniem, cisnął miecz Edlina na podłogę i podniósł ręce do góry. Dobrze wiedział, kto złożył mu wizytę, więc wolał go nie prowokować.
Po chwili usłyszał charakterystyczny dźwięk krzesiwa i zmrużył oczy, kiedy przybysz zapalił pochodnię. Kiedy oczy Harrena w końcu przyzwyczaiły się do światła, jego przypuszczenia co do tożsamości niespodziewanego gościa się potwierdziły.
- Magnus, ty skurwysynu, nie masz jakichś ważniejszych rzeczy do roboty ? - Powiedział z udawanym wyrzutem, chociaż tak naprawdę zaczynał się bać.
Inkwizytor stał pod ścianą w obowiązkowym płaszczu i kapeluszu. W lewej ręce trzymał pochodnię, a w prawej naładowany pistolet wycelowany w Harrena.
- W służbie Sigmara każdy czyn w jest jednakowo ważny - Von Bitterberg odpowiedział z dumą - Czy możesz powiedzieć to samo o swojej pracy ?
Harren dostrzegł bardzo nieładny błysk w oku Magnusa.
- Już nie pracuję, jeżeli musisz wiedzieć - Odrzekł ostrożnie, patrząc w lufę pistoletu - I już nie zamierzam mieć nic wspólnego z tym... zawodem.
Twarz inkwizytora nabrała surowszego wyrazu.
- Służbę Mrocznym Potęgom nazywasz "zawodem" ? - Warknął - Sigmar mi świadkiem, robicie się coraz bezczelniejsi...
Harren zgłupiał na chwilkę, popatrzył uważnie na Magnusa, po czym rozszerzył oczy w akcie nagłego zrozumienia.
- Aaaaa, bo ty myślisz, że jestem kultystą Chaosu !
Tym razem to inkwizytor zmarszczył brwi.
- Oczywiście, że tak ! A myślałeś, że po co cię ścigałem ?
- No wiesz, myślałem, że miałeś wobec mnie jakieś niejasne podejrzenia, które chciałeś sprawdzić, a ty mi tu wyskakujesz ze służbą Mrocznym Bogom !
- Inkwizycja nie działa na podstawie niejasnych podejrzeń ! - Magnus warknął - Zawsze postępujemy według starannie ułożonego i przemyślanego planu, a naszych podejrzanych wielokrotnie sprawdzamy !
- No, mnie chyba nie sprawdziłeś zbyt dokładnie - Harren chciał prychnąć pogardliwie ale uznał, że w obecnej sytuacji to niezbyt dobry pomysł - Bowiem twoje oskarżenia mijają się się z prawdą !
- KAŻDY heretyk tłumaczy się w ten sposób !
- A na jakiej podstawie wysnułeś swoje wnioski ?
- Mamy swoje sposoby.
- KAŻDY oskarżyciel tłumaczy się w ten sposób !
Magnus westchnął i już miał się podrapać po głowie, gdy przypomniał sobie, że przecież trzymał pochodnię w ręce. Poniechał więc pomysłu i odezwał się do Harrena.
- Dobrze, zrobimy to w klasyczny sposób. Powiesz mi wszystko. Ze szczegółami. I nie waż się kłamać, bo uwierz mi, wiem, jak to sprawdzić.
Harren zastanawiał się przez chwilę, po czym pokiwał głową.
- No dobra. Nazywam się Harren. Po prostu Harren, moje nazwisko rodowe nie ma żadnego znaczenia. Jeszcze do niedawna pracowałem dla ogólnokontynentalnej przestępczej organizacji, która...
- Nazwa - Przerwał Magnus.
- Nie ma żadnej nazwy ! Tylko idioci dają konkretne, łatwe do zapamiętania nazwy swoim organizacjom ! Jak na przykład, no nie wiem, "Salamandra", czy coś w tym stylu... Kontynuując, zajmowaliśmy się tradycyjnymi rzeczami. Morderstwa, wymuszenia, kradzieże, napady, szantaże i takie tam. Klasyczna, czysta, honorowa działalność, choć wciąż nielegalna.
- Łżesz - Von Bitterberg był nieugięty - Wiemy, że finansowaliście działalność kultów Chaosu na granicy Bretońsko - Imperialnej !
Harren uśmiechnął się lekko.
- Nawet wiem skąd. Mieliście, zdaje się, pewnego kapłana - renegata, który z owymi kultystami walczył. Jak on miał na imię ? Albrecht Lutzer ?
Magnus niebezpiecznie szybko zmniejszył dystans pomiędzy nimi i niemalże wsadził Harrenowi lufę pistoletu do ust.
- To ściśle tajne ! Skąd o tym wiesz ?! Gadaj !
Harren, zupełnie wbrew woli i zdrowemu rozsądkowi, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Nasi ludzie włamali się do waszego niezdobytego zamku w Altdorfie i ukradli jego akta. Zważ, że mogliśmy wszystko spalić w pizdu, ale się powstrzymaliśmy.
Magnusowi nawet nie drgnęła powieka, wbrew oczekiwaniom Harrena.
- To miałoby sens... Wcześniej podejrzewaliśmy samego Albrechta o kradzież, ale w takim wypadku... Co się z nim stało ?
- Nie żyje. Od ponad roku.
Von Bitterberg miał szczerą ochotę zanotować wszystko w swoim notesie, ale musiał przecież mieć Harrena na oku.
- No dobrze - Kontynuował - A co z tymi kultystami ? Jaki był wasz związek z nimi ?
Harren z przyzwyczajenia zawahał się na chwilę, ale po chwili przypomniał sobie, że przecież nie miał nic do stracenia.
- To prawda, opłacaliśmy ich. Ale z innych powodów niż myślisz. Otóż, w teorii ci kultyści odwalali tą samą robotę co my, tyle, że na tle, no powiedzmy, religijnym. A poza tym brali za to dużo mniej pieniędzy. Musisz wiedzieć, że żaden inny członek naszej organizacji nigdy nie służył Bogom Chaosu. To szkodziłoby naszym szeroko pojętym interesom.
- Po co więc ci kultyści ? - Magnus przeszedł od razu do sedna, czując, zę Harren zaczynał zbaczać z tematu.
- Pomyśl. Gdy w okolicy grasuje kult Chaosu, nikt nawet nie pomyśli o jakiejś potężnej przestępczej organizacji, co nie ? Nawet wy się o nas nie dowiedzieliście, skoncentrowaliście się tylko na naszych kultystach, tak samo jak ten kapłan Albrecht. Dzięki temu mogliśmy pozostać w ukryciu na dłużej.
Magnus pokiwał głową z uznaniem.
- Zaiste, dobry plan. Żeby wykorzystać Bogów Chaosu jako przykrywkę... Trzeba być albo szalenie odważnym albo szalenie głupim.
- Jak widzisz, udało nam się. Gdybym ci o tym nie powiedział, nigdy byś nie powiązał tych dwóch spraw.
- Świetnie. A teraz Arena i ten twój koleżka Edlin. Co z tym ? Po co tutaj przybyliście ? Bo chyba nie po chwałę i sławę ?
Harren uśmiechnął się tajemniczo.
- Zatrudniliśmy Edlina, żeby wygrał dla nas pewną rzecz...
- No dalej ! Wykrztuś do z siebie !
- Chcieliśmy dokładnie tego samego, czego szukacie teraz ty, ten pustynny umarlak i Caladris !
Magnus, już po raz drugi tego wieczora, zdziwił się nie na żarty.
- CO ?! Jak... Skąd o tym... A, nieważne, jak widzę macie świetnie działający wywiad. No dobra, teraz ostatnia kwestia. Wiem, że niedawno zabiłeś tego twojego informatora, i tym samym zapewne zdradziłeś twoją organizację. Czemu miałbyś to robić.
Harren zamilkł na chwilę i spojrzał w ziemię.
- Ja... Zaprzyjaźniłem się z Edlinem, i jego śmierć otworzyła mi oczy na wiele spraw. Zrozumiałem, że służba tym bandziorom nie jest rzeczą, którą chcę robić do końca życia.
Magnus uniósł brwi.
- Co ? I tyle ? Po prostu ci się znudziło ? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
- Będziesz musiał. Bo to prawda.
Zapadła niezręczna cisza. Inkwizytor przetrawiał zdobyte informacje, a Harren zastanawiał się, czy ujdzie z życiem. Po chwili von Bitterberg odezwał się.
- Co zamierzasz teraz począć ?
Harrena nieco zdziwiło to pytanie, bowiem sugerowałoby, że Magnus ma zamiar puścić go wolno. Postanowił więc bardzo ostrożnie dobrać odpowiedź.
- Poczekam aż Arena wynurzy się na powierzchnię i zmyję się stąd. Mam dosyć tego miejsca.
Von Bitterberg znowu zamilkł, patrząc się intensywnie na mężczyznę przed nim.
- Świadomie i z premedytacją wspierałeś kult Chaosu i wszedłeś w posiadanie informacji objętym Inkwizycyjną klauzulą tajności. Nie mogę tego tak zostawić.
Zimne, oślizgłe przerażenie chwyciło Harrena z a serce, paraliżują członki i uniemożliwiając racjonalne myślenie. Wiedział, jakie będą następne słowa Magnusa.
- Harrenie nieznanego nazwiska i rodu, z wymienione wyżej zbrodnie, skazuję cię... na śmierć !
Harren nawet nie zdążył mrugnąć. Magnus nacisnął spust. Rozległ się suchy, nieprzyjemny trzask. Harren poczuł potworne szarpnięcie i nagle zdał sobie sprawę, że leży rozciągnięty na ziemi.
"Skurwysyn mnie zabił', pomyślał, czując jak kaskada krwi wlewa mu się za kołnierz.
Magnus von Bitterberg, Inkwizytor i lojalny sługa Sigmara, przyświecił sobie pochodnią, chcąc zobaczyć efekty swego dzieła. Harren leżał nieruchomo na ziemi, a wokół jego głowy rosła powoli kałuża krwi. Nie było sensu przeprowadzania dokładniejszych inspekcji. Inkwizytor wyciągnął z sakwy butelkę wypełnioną łatwopalną cieczą i z rozmachem cisnął nią o podłogę. Chwilę popatrzył jeszcze na zastrzelonego Harrena, po czym beznamiętnie rzucił pochodnię w powstałą kałużę. Ta natychmiast stanęła w płomieniach. Magnus odmówił jeszcze krótką modlitwę do Sigmara, po czym opuścił kryjówkę.
***
Harren poczuł straszne gorąco na twarzy. Otworzył oczy i z przerażeniem stwierdził, że całe pomieszczenie stało w płomieniach. Błyskawicznie zerwał się z podłogi i pamiętając o zabraniu miecza Edlina, skoczył przez drzwi na zewnątrz. Będąc względnie bezpiecznym, usiadł ciężko na ziemi i pomacał się po głowie. Inkwizytor, pomimo wielu lat czynnej służby i niezliczonych pojedynków z użyciem broni palnej, spudłował.
Jego kula, zamiast utkwić w czole Harrena, urwała mu ucho, rozdarła policzek i poleciała dalej, prawdopodobnie trafiwszy w ścianę. Mimo tego, Harren stracił sporo krwi, jego kaftan był nią przesiąknięty do suchej nitki. Ale żył i co więcej, na razie nie musiał obawiać się prześladowania ze strony Magnusa. Bowiem bycie uważanym za zmarłego było najlepszą przykrywką, jaką można było sobie wyobrazić. Harren miał zamiar jak najlepiej wykorzystać tą nową szansę. Wykona swój plan i ucieknie przy najbliższej okazji.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
-Ach, tak. Ta charakterystyczna dla waszej rasy pycha i przekonanie własnej wyższości. -Kharlot miał na prawdę dość elfiej gładki-sądzisz, że bez waszej pomocy świat utonie w Chaosie i zginie. Uważasz, że wasza potęga jest niezbędną składową utrzymania ładu i harmonii. Powiem ci coś o tobie, twoim braciszku i twojej rasie. Nikt was nie potrzebuje. Sethep poradzi sobie bez was, świat poradzi sobie bez was. Udajesz twardego, ale pod maską pogardy i wyższości, w głębi czujesz.... czujesz strach, parszywy, oślizgły lęk przed tym, że jesteś wart tyle, co gnój na butach. Tak... czuję twój strach. Smród ten zdradza cię, twoje obawy wychodzą na wierzch. Boisz się..... że nie dorastasz bratu. Co wniesiesz do walki z Nagashem, gdy odór twych lęków bije od ciebie na odległość?- tu zwrócił się do Sethepa- Nagash już raz uległ mocy spaczenia, energii Chaosu. Z wysoką magią sobie poradzi, lecz Chaos jest dla niego zbyt nieprzewidywalny. To klucz do zwycięstwa!
Ostatnio zmieniony 2 kwie 2013, o 20:59 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[not sure if sapek or just good pice of text]
Magnus usatysfakcjonowany ,jak mu sie zdawało ,pewnego oczyszczenia szedł ulicami miasta. W ręku trzymał notes ,notując w nim niezykle cenne informacje oraz schemat raportu do Czarnego Zamku w celu udoskonalenia ochrony oraz zrewidowania domów paru arystokratów. Gdy był obok kwater ,nagle usłyszał narastające wszaski i wyważane drzwi. Wbiegł po schodach na górę i stanął za przemawiającym Kharlotem. "Odpowiedź jest tylko jedna..." na te słowa wszyscy zamilkli i spojrzeli na niego ze zdziwieniem. "Jest tylko jedna możliwość ocalenia... nawet elfy nie oprą się jego sile...nawet popierając Chaos w końcu nas zniszczy od środka... droga do zwycięstwa prowadzi przez OCZYSZCZENIE!" .
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Caladris dygotał z furii.
-Wszystko czego dokonała wasza, pożałowania godna rasa, zawdzięcza elfom.-elfi książe zwrócił się do Magnusa i Kharlota.-To my powstrzymaliśmy pierwszy atak demonów na ten świat to my stworzyliśmy Imperialne kolegia magi. To dzięki nam kolejne inwazję chaosu zostają odpartę, nasze wioski przypominają wasze pałace, ba wszystkie wasze miasta stoją na naszych pałacach. Elfi lud zdołał stworzyć najwspanialsze imperium świata!-Głos Caladrisa brzmiał niczym świst zimnego wiatru- Co tyczy się zaś samej wysokiej magi jest to najczystsza esencja wiatrów magi! Plugawe siły chaosu nie mogą się z nią mierzyć! A i zapomniałem twój lud Kharlocie łaził jeszcze po drzewach gdy my budowaliśmy wspaniałe królestwo! Zresztą patrząc na ciebie odnosze wrażenie iż jeszcze po owych drzewach chodzicie! Jesteście niczym w porównaniu do elfiej cywilizacji! A co do ciebie Magnusie, jesteś tylko biednym klechą wierzącym w pewnego barbarzyńce który żył z góra 2000 lat temu!
-Wszystko czego dokonała wasza, pożałowania godna rasa, zawdzięcza elfom.-elfi książe zwrócił się do Magnusa i Kharlota.-To my powstrzymaliśmy pierwszy atak demonów na ten świat to my stworzyliśmy Imperialne kolegia magi. To dzięki nam kolejne inwazję chaosu zostają odpartę, nasze wioski przypominają wasze pałace, ba wszystkie wasze miasta stoją na naszych pałacach. Elfi lud zdołał stworzyć najwspanialsze imperium świata!-Głos Caladrisa brzmiał niczym świst zimnego wiatru- Co tyczy się zaś samej wysokiej magi jest to najczystsza esencja wiatrów magi! Plugawe siły chaosu nie mogą się z nią mierzyć! A i zapomniałem twój lud Kharlocie łaził jeszcze po drzewach gdy my budowaliśmy wspaniałe królestwo! Zresztą patrząc na ciebie odnosze wrażenie iż jeszcze po owych drzewach chodzicie! Jesteście niczym w porównaniu do elfiej cywilizacji! A co do ciebie Magnusie, jesteś tylko biednym klechą wierzącym w pewnego barbarzyńce który żył z góra 2000 lat temu!
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Tak łatwo wyprowadzić księcia z równowagi...?" odparł opanowany Magnus "A więc skoro jesteś taki wspaniały i potężny... to czemu na poszukiwanie miecza wzywasz starszego brata?... do tego ślepca..." powiedział Von Bittenberg widząc całego rozgorączkowanego ze złości elfa. "Przedstawiciel waszej rasy żyje o wiele lat dłużej niż człowiek ,a mimo to ,po 100 latach jest dopiero zwykłych piechurem... pomyśl co rasa ludzka osiągnełaby żyjac tyle lat...w sumie nic dziwnego skoro wolicie małych chłopców " w tym momencie łowca stwierdził ,że jest tam za tłoczno i opuścił pomieszczenie ,na koniec rzucił tylko "I coś tu strasznie śmierdzi lawendą... przykro mi nieumarły magu..."
[Teraz najkliamtyczniej byłoby zabić elfke ,i rozwalić kwatery... ]
[Teraz najkliamtyczniej byłoby zabić elfke ,i rozwalić kwatery... ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
-Skoro wasz lud jest tak wielki i wspaniały, czemu wymieracie? Czas elfów się skończył, nawet sami nie jesteście w stanie utrzymać wiru magii Ulthuanu. Za kilkadziesiąt lat z waszej cywilizacji zostaną gruzy, moi potomkowie zatańczą na kurhanach twoich ludzi. Sethepie, jeśli będziesz miał kilka wampirzych łbów do strącenia, wiesz gdzie mnie szukać.- Po tych słowach wyszedł. Miał dość gadania, po którym nie będzie można utoczyć komuś krwi.
***
Wieczorem poszedł na spotkanie z Seliną. Liczył, że prezent przypadnie jej do gustu. Nie wiedział, że ich schadzkę ktoś dokładnie obserwuje.
Interesujące... A więc to jest twoja słabość mój drogi Kharlocie. - pomyślał Magnus.
***
Wieczorem poszedł na spotkanie z Seliną. Liczył, że prezent przypadnie jej do gustu. Nie wiedział, że ich schadzkę ktoś dokładnie obserwuje.
Interesujące... A więc to jest twoja słabość mój drogi Kharlocie. - pomyślał Magnus.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Po dokładnym przeszukaniu, kiedy upewnili się o bezpieczeństwie nowej siedziby mogli wreszcie bezpiecznie odpocząć. Nie było to wszak wymarzone miejsce, a panujący tu zaduch i wszędobylski pył ze skał skruszonych ogromnym świdrem dokuczał nawet nieumarłym. Musiało zając trochę czasu nim przyzwyczają się do tutejszych warunków, nie mogło to być jednak zbyt dużą przeszkodą. Odpoczywali w ciszy zdala od hałasu wywoływanego przez sprzeczkę elfów i ludzi. Spokój zakłócały co jakiś czas jakieś stukoty dochodzące ze świdra. Trwały tam prace naprawcze ,lecz o tym nikt nie mógł wiedzieć
-Czas się ruszyć. - przerwał błogie leniuchowanie Ludwig, spojrzał na wiercącego się w kącie ghula
-Przywołaj tutaj Von Wursta i resztę. Mają się pośpieszyć. - ghul bardzo niechętnie oderwał się od swojego zajęcia i wyszedł z pomieszczenia.
-Wzywałeś nas - spokojnie stwierdził jeden z trzech przybyłych do tej pory wampirów. Ludwig spokojnie odczekał na przybycie reszty.
-Skoro już wszyscy się tutaj zgromadzili, czas rozpocząć łowy. Wyruszam się rozejrzeć, ze mną pójdzie Anna, van Koogen i Kastner. Reszta ma sprawdzić pobliskie domy. Chcę wiedzieć kto w nich mieszka, kim jest, dlaczego tu jest i co zamierza robić.
Wampiry przytaknęły skinieniem głowy i wyszły , zaraz za nimi na poszukiwania udał się von Kriger
-Ciekawe tu mają zwyczaje. - zaśmiał się do siebie ,widząc schadzkę khornity i najemniczki oraz podglądającego ich człowieka
-To inkwizytor
-Trafne spostrzeżenie kochana. Warto na niego uważać.
-Mam go śledzić? - Wtrącił się Kastner
-Ty i śledzenie? Z twoją posturą? W mieście szczurów? Czasami trzeba myśleć. Po prostu dajmy mu spokój niech sobie robi co chce byleby nam nie przeszkadzał.
-Dziwne to miejsce. Spójrz proszę tam.- Anna wskazała palcem purpurowego z wściekłości elfa, który coś krzyczał do ludzi w pomieszczeniu.
-Za dużo spaczenia. To musi wykrzywiać mniej odpornym rozumowanie. Podejrzewam ,że to nie jedyne dziwne sytuacje jakich bedziemy tu świadkami, więc radzę sie przyzwyczaić. Chodźmy zobaczyć tą całą arenę. Ciekawy jestem jak działa.
-Chodźmy - przytaknęła. Zaraz za nimi kroczyły w milczeniu krwawe smoki ,uważnie obserwując otoczenie.
-Czas się ruszyć. - przerwał błogie leniuchowanie Ludwig, spojrzał na wiercącego się w kącie ghula
-Przywołaj tutaj Von Wursta i resztę. Mają się pośpieszyć. - ghul bardzo niechętnie oderwał się od swojego zajęcia i wyszedł z pomieszczenia.
-Wzywałeś nas - spokojnie stwierdził jeden z trzech przybyłych do tej pory wampirów. Ludwig spokojnie odczekał na przybycie reszty.
-Skoro już wszyscy się tutaj zgromadzili, czas rozpocząć łowy. Wyruszam się rozejrzeć, ze mną pójdzie Anna, van Koogen i Kastner. Reszta ma sprawdzić pobliskie domy. Chcę wiedzieć kto w nich mieszka, kim jest, dlaczego tu jest i co zamierza robić.
Wampiry przytaknęły skinieniem głowy i wyszły , zaraz za nimi na poszukiwania udał się von Kriger
-Ciekawe tu mają zwyczaje. - zaśmiał się do siebie ,widząc schadzkę khornity i najemniczki oraz podglądającego ich człowieka
-To inkwizytor
-Trafne spostrzeżenie kochana. Warto na niego uważać.
-Mam go śledzić? - Wtrącił się Kastner
-Ty i śledzenie? Z twoją posturą? W mieście szczurów? Czasami trzeba myśleć. Po prostu dajmy mu spokój niech sobie robi co chce byleby nam nie przeszkadzał.
-Dziwne to miejsce. Spójrz proszę tam.- Anna wskazała palcem purpurowego z wściekłości elfa, który coś krzyczał do ludzi w pomieszczeniu.
-Za dużo spaczenia. To musi wykrzywiać mniej odpornym rozumowanie. Podejrzewam ,że to nie jedyne dziwne sytuacje jakich bedziemy tu świadkami, więc radzę sie przyzwyczaić. Chodźmy zobaczyć tą całą arenę. Ciekawy jestem jak działa.
-Chodźmy - przytaknęła. Zaraz za nimi kroczyły w milczeniu krwawe smoki ,uważnie obserwując otoczenie.
Po pożegnaniu z Kharlotem po walce, Selina wróciła do swojej kwatery. Na biurku czekało już kilka listów. Najemniczka szybko rozwinęła pierwszy. Wiadomość okazała się długim raportem omawiającym wydarzenia ostatnich chwil. Kobieta przeczytała kopie ostatnich listów Magnusa do Czarnego Zamku z opisem wszystkiego czego ten, dowiedział się niedawno. U dołu pisma, opisano przybycie sporego oddziału wampirów do pod-miasta. Przełożeni Seliny zawiadamiali ją, że aby uniknąć bitwy, dano nieumarłym jedną z większych kwater. Dzięki temu można była ich obserwować i sabotować ewentualne postępy. Ostatnie zdania listu były rozkazami dla Seliny. Kazano jej wciąż udawać poszukiwania ostrza oraz znaleźć paru "wspólników".
Po lekturze kobieta spaliła papier w kominku i udała się na spacer po mieście. jej myśli krążyły wokół zadania. Wybranie towarzysza była dość proste. Gorzej z motywami jej przełożonych. Selina wciąż zastanawiała się do czego potrzebna jest im osobiście. Podejrzewała, że niedługo znajdą dla niej ważniejsze zadanie niż zarządzanie swoją organizacją w celu zdobycia informacji.
Bezmyślnie chodząc po mieście kobieta doszła do kwatery Sethepa. W środku Kharlot oraz Aszkael kłócili się z elfem i ludzkim magiem. Obok stał licz niezdecydowany, kogo poprzeć. Selina założyła kaptur i stanęła w cieniu pod oknem. Usłyszała prawie całą sprzeczkę łącznie z końcem sojuszu między Caladrisem i Magnusem. "Ciekawe" pomyślała, wracając do swojego pokoju.
* * *
Przed wieczorem doszła dawno oczekiwana skrzynia z bogatszymi rzeczami Seliny. Gdy przyszedł Kharlot, kobieta była już przebrana i wykąpana. Na progu pokoju przywitali się pocałunkiem.
- Proszę to dla ciebie - powiedział wchodząc i podając jej srebrny naszyjnik - mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Jest piękny, dziękuję - Selina uśmiechnęła się i założyła medalion - proszę, usiądź - podeszła do swojego kufra i wyjęła z niego butelkę wina i dwa kieliszki - napijesz się?
- Z chęcią.
Najemniczka rozlała alkohol do kieliszków siadła naprzeciwko czempiona.
- Co się stało? Od rana jesteś smutny i zamyślony. Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Nic - jednak po chwili opowiedział Selinie o swoich rozterkach na temat Areny, o chęci dowiedzenia się czego wszyscy szukają oraz o swoim wtargnięciu do kwater licza.
- Wydaję mi się, że mogę ci pomóc - powiedziała najemniczka - widzisz niedawno świat obiegła wieść, że skaveni odzyskali starożytne ostrze, którym zabili dawno temu Nagasha. Wiele mocarstw i organizacji wysłało swoich przedstawicieli na poszukiwania. Trop zaprowadził ich tutaj. - wypiła łyczek wina i kontynuowała - Obecnie poszukujący podzielili się na kilka frakcji. Jedną z nich jest inkwizycja, drugą Sethep wraz z pomagającymi mu elfami i magiem światła. Kolejną grupą jest dopiero co przybyły do miasta oddział wampirów mających tych samych mocodawców co ten czarnoksiężnik Xyz. Sam miecz został podzielony na kilka części i zaklęty tak by być niewykrywalnym magicznie.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Również szukam ostrza. Chciałabym poprosić cię byś do mnie dołączył. Chyba, że chcesz żeby tak potężna broń trafiła w łapy nieumarłych lub łowców czarownic. Pomożesz mi Kharlocie?
Po lekturze kobieta spaliła papier w kominku i udała się na spacer po mieście. jej myśli krążyły wokół zadania. Wybranie towarzysza była dość proste. Gorzej z motywami jej przełożonych. Selina wciąż zastanawiała się do czego potrzebna jest im osobiście. Podejrzewała, że niedługo znajdą dla niej ważniejsze zadanie niż zarządzanie swoją organizacją w celu zdobycia informacji.
Bezmyślnie chodząc po mieście kobieta doszła do kwatery Sethepa. W środku Kharlot oraz Aszkael kłócili się z elfem i ludzkim magiem. Obok stał licz niezdecydowany, kogo poprzeć. Selina założyła kaptur i stanęła w cieniu pod oknem. Usłyszała prawie całą sprzeczkę łącznie z końcem sojuszu między Caladrisem i Magnusem. "Ciekawe" pomyślała, wracając do swojego pokoju.
* * *
Przed wieczorem doszła dawno oczekiwana skrzynia z bogatszymi rzeczami Seliny. Gdy przyszedł Kharlot, kobieta była już przebrana i wykąpana. Na progu pokoju przywitali się pocałunkiem.
- Proszę to dla ciebie - powiedział wchodząc i podając jej srebrny naszyjnik - mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Jest piękny, dziękuję - Selina uśmiechnęła się i założyła medalion - proszę, usiądź - podeszła do swojego kufra i wyjęła z niego butelkę wina i dwa kieliszki - napijesz się?
- Z chęcią.
Najemniczka rozlała alkohol do kieliszków siadła naprzeciwko czempiona.
- Co się stało? Od rana jesteś smutny i zamyślony. Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Nic - jednak po chwili opowiedział Selinie o swoich rozterkach na temat Areny, o chęci dowiedzenia się czego wszyscy szukają oraz o swoim wtargnięciu do kwater licza.
- Wydaję mi się, że mogę ci pomóc - powiedziała najemniczka - widzisz niedawno świat obiegła wieść, że skaveni odzyskali starożytne ostrze, którym zabili dawno temu Nagasha. Wiele mocarstw i organizacji wysłało swoich przedstawicieli na poszukiwania. Trop zaprowadził ich tutaj. - wypiła łyczek wina i kontynuowała - Obecnie poszukujący podzielili się na kilka frakcji. Jedną z nich jest inkwizycja, drugą Sethep wraz z pomagającymi mu elfami i magiem światła. Kolejną grupą jest dopiero co przybyły do miasta oddział wampirów mających tych samych mocodawców co ten czarnoksiężnik Xyz. Sam miecz został podzielony na kilka części i zaklęty tak by być niewykrywalnym magicznie.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Również szukam ostrza. Chciałabym poprosić cię byś do mnie dołączył. Chyba, że chcesz żeby tak potężna broń trafiła w łapy nieumarłych lub łowców czarownic. Pomożesz mi Kharlocie?
Ostatnio zmieniony 3 kwie 2013, o 17:36 przez MikiChol, łącznie zmieniany 2 razy.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Wielka wyprawa wampirów szybko spenetrowała miasto i rozpoczęła inwigilację pozostałych przy życiu uczestników Areny. Nie zajęło im wiele czasu odkrycie systemu gigantycznych szyn i zębatych przekładni wprawiających w ruch podziemne miasto. Oczywistym zdało się, że Arena zaczęła się w zupełnie innym miejscu, najprawdopodobniej gdzieś pod Imperium. Teraz jednak podziemne miasto, przemieszczające się w tempie kilkunastu cali na minutę, było już w Norsce, a chore plany szczuroludzi mogły zagnać ją jeszcze dalej na północ.
Oglądając miasto, wampiry zauważyły wielką ścianę, na której wypisano imiona zawodników. Siedem z nich płonęło już krwawym szkarłatem, co najpewniej oznaczało poległych. Ostatnia para imion na ich oczach rozbłysła trującą zielenią. Nadchodziła walka i von Carsteinowie musieli zdecydować, czy oddelegować kogoś do oglądania tego widowiska.
1. Diana vs Tomku Drwal
2. Hyshis vs Aszkael
3. Xyz vs Maria Steinvor
4. Kilian "Wysoki" vs Kharlot Kruszący Czaszki
5. Edlin z Marienburga vs Caladris z gór Caledoru
6. Selina Ar'dmont vs Malesanth
7. Cunnilingus vs Czcigodny Sethep II
8. Magnus von Bittebberg vs Bjårn Ingvársson
Jeszcze przed ostatnią walką pierwszej rundy Magnus wiedział, że coś będzie bardzo nie w porządku. Kiedy przypadkiem zabłądził do dzielnicy magazynów, jego wyczulone na mroczną magię zmysły Łowcy Czarownic zaalarmowały go przed niebezpieczeństwem. Gdzieś w pobliżu znajdowało się kolosalne źródło czegoś, co bynajmniej nie było spaczeniem. Wpływ tego ostatniego zdążył się już rozpoznawać i wyczuwać. Na Arenie było go pełno. Pokręcił się trochę, ale nie odkrył źródła promieniowania, więc oznaczając drogę do magazynów błyszczącym kawałkiem kredy wrócił do swojej kwatery, żeby spisać raport.
Kiedy Harren ocknął się z odrętwienia wywołanego upływem krwi był w innym miejscu, niż to, które ostatnio zapamiętał. Nie wiedział, czy ktoś go przeniósł, czy też sam przebył tę drogę, a zmęczenie wymazało mu ją z pamięci. Wiedział tyle, że leży na gorącej posadzce, a gdzieś niedaleko coś buczy basowo. Odczuwalne drgania przebiegały nierytmicznie przez całą powierzchnię podłogi, sprawiając, że zęby mu szczękały. Podniósł się na kolana, a potem wstał chwiejnie i umieściwszy z pewnymi trudnościami miecz w pochwie na ramieniu ruszył w stronę wyjścia. Masywne drzwi ledwo dały się przesunąć. Harren przekroczył próg i zamarł. Tuż przed nim wznosiła się monstrualna bryła jakiegoś urządzenia, które wirowało i błyskało oślepiającym pomarańczem. Półkolista konstrukcja znikała w cieniu ponad jego głową i wrastała głęboko w podłogę ułożoną z nitowanych, metalowych płyt. Kiedy tak stał, nie mogąc się poruszyć, niemal zahipnotyzowany ognistymi rozbłyskami, dudniące buczenie przeszło w świdrujący uszy wizg. Harren, osmalony niedawnym pożarem uciekł dopiero wtedy, kiedy pierwszy snop iskier strzelił pod sufit. Nie wiedział, na co trafił, ale bolały go oczy, a swędząca skóra mówiła mu, że zdecydowanie nie powinien był znaleźć się w pobliżu dziwacznych, jaśniejących błękitem kawałków lodu, które stanowiły serce machiny.
Kilka pięter ponad głową Harrena, Selina spojrzała na Craka. Kruk był wyraźnie niespokojny. Tłukł skrzydłami i latał z miejsca na miejsce.
- Czego on chce? - zapytał Kharlot ponad jej ramieniem.
Najemniczka wzruszyła ramionami.
- Czasem tak ma.
- Każ mu przestać! - krzyknął nagle, zrywając się z miejsca. Przez chwilę poczuł coś dziwnego. Jakby dotknięcie czyjejś czarnej dłoni obudziło w nim dawno zapomnianą wściekłość.
- Crak, spokój. - rozkazała Selina, patrząc dziwnym wzrokiem w kierunku Kharlota.
W tym samym momencie Hyshis i Sethep, dwaj pozostali przy życiu czarodzieje, jak na komendę odwrócili się i spojrzeli w dół, pod swoje stopy.
- Ty też? - zapytał mag światła, rzucając liczowi zaniepokojone spojrzenie.
Sethep powoli skinął głową. Ostatnim razem poczuł ten rodzaj mocy, kiedy dziura w osnowie rzeczywistości pochłaniała jego przeciwnika.
- Wróćmy do rozmowy - powiedział - pewnie Skaveni się czymś bawią.
Caladris i reszta jego elfiej kompanii nie przyjęła jednak symptomów nadciągającego zagrożenia aż tak spokojnie. Całą trójkę momentalnie rozbolała głowa, a brat Caladrisa niemal szalał z niepokoju, twierdząc, że swoim magicznym wzrokiem widzi rzeczy, których nie powinno tu być. Elfka wtórowała mu i Caladris miał się czym martwić. Odłożył więc konflikt z barbarzyńcami na później, postanawiając dowiedzieć się, jaka jest przyczyna tych dziwnych zdarzeń.
Oglądając miasto, wampiry zauważyły wielką ścianę, na której wypisano imiona zawodników. Siedem z nich płonęło już krwawym szkarłatem, co najpewniej oznaczało poległych. Ostatnia para imion na ich oczach rozbłysła trującą zielenią. Nadchodziła walka i von Carsteinowie musieli zdecydować, czy oddelegować kogoś do oglądania tego widowiska.
1. Diana vs Tomku Drwal
2. Hyshis vs Aszkael
3. Xyz vs Maria Steinvor
4. Kilian "Wysoki" vs Kharlot Kruszący Czaszki
5. Edlin z Marienburga vs Caladris z gór Caledoru
6. Selina Ar'dmont vs Malesanth
7. Cunnilingus vs Czcigodny Sethep II
8. Magnus von Bittebberg vs Bjårn Ingvársson
Jeszcze przed ostatnią walką pierwszej rundy Magnus wiedział, że coś będzie bardzo nie w porządku. Kiedy przypadkiem zabłądził do dzielnicy magazynów, jego wyczulone na mroczną magię zmysły Łowcy Czarownic zaalarmowały go przed niebezpieczeństwem. Gdzieś w pobliżu znajdowało się kolosalne źródło czegoś, co bynajmniej nie było spaczeniem. Wpływ tego ostatniego zdążył się już rozpoznawać i wyczuwać. Na Arenie było go pełno. Pokręcił się trochę, ale nie odkrył źródła promieniowania, więc oznaczając drogę do magazynów błyszczącym kawałkiem kredy wrócił do swojej kwatery, żeby spisać raport.
Kiedy Harren ocknął się z odrętwienia wywołanego upływem krwi był w innym miejscu, niż to, które ostatnio zapamiętał. Nie wiedział, czy ktoś go przeniósł, czy też sam przebył tę drogę, a zmęczenie wymazało mu ją z pamięci. Wiedział tyle, że leży na gorącej posadzce, a gdzieś niedaleko coś buczy basowo. Odczuwalne drgania przebiegały nierytmicznie przez całą powierzchnię podłogi, sprawiając, że zęby mu szczękały. Podniósł się na kolana, a potem wstał chwiejnie i umieściwszy z pewnymi trudnościami miecz w pochwie na ramieniu ruszył w stronę wyjścia. Masywne drzwi ledwo dały się przesunąć. Harren przekroczył próg i zamarł. Tuż przed nim wznosiła się monstrualna bryła jakiegoś urządzenia, które wirowało i błyskało oślepiającym pomarańczem. Półkolista konstrukcja znikała w cieniu ponad jego głową i wrastała głęboko w podłogę ułożoną z nitowanych, metalowych płyt. Kiedy tak stał, nie mogąc się poruszyć, niemal zahipnotyzowany ognistymi rozbłyskami, dudniące buczenie przeszło w świdrujący uszy wizg. Harren, osmalony niedawnym pożarem uciekł dopiero wtedy, kiedy pierwszy snop iskier strzelił pod sufit. Nie wiedział, na co trafił, ale bolały go oczy, a swędząca skóra mówiła mu, że zdecydowanie nie powinien był znaleźć się w pobliżu dziwacznych, jaśniejących błękitem kawałków lodu, które stanowiły serce machiny.
Kilka pięter ponad głową Harrena, Selina spojrzała na Craka. Kruk był wyraźnie niespokojny. Tłukł skrzydłami i latał z miejsca na miejsce.
- Czego on chce? - zapytał Kharlot ponad jej ramieniem.
Najemniczka wzruszyła ramionami.
- Czasem tak ma.
- Każ mu przestać! - krzyknął nagle, zrywając się z miejsca. Przez chwilę poczuł coś dziwnego. Jakby dotknięcie czyjejś czarnej dłoni obudziło w nim dawno zapomnianą wściekłość.
- Crak, spokój. - rozkazała Selina, patrząc dziwnym wzrokiem w kierunku Kharlota.
W tym samym momencie Hyshis i Sethep, dwaj pozostali przy życiu czarodzieje, jak na komendę odwrócili się i spojrzeli w dół, pod swoje stopy.
- Ty też? - zapytał mag światła, rzucając liczowi zaniepokojone spojrzenie.
Sethep powoli skinął głową. Ostatnim razem poczuł ten rodzaj mocy, kiedy dziura w osnowie rzeczywistości pochłaniała jego przeciwnika.
- Wróćmy do rozmowy - powiedział - pewnie Skaveni się czymś bawią.
Caladris i reszta jego elfiej kompanii nie przyjęła jednak symptomów nadciągającego zagrożenia aż tak spokojnie. Całą trójkę momentalnie rozbolała głowa, a brat Caladrisa niemal szalał z niepokoju, twierdząc, że swoim magicznym wzrokiem widzi rzeczy, których nie powinno tu być. Elfka wtórowała mu i Caladris miał się czym martwić. Odłożył więc konflikt z barbarzyńcami na później, postanawiając dowiedzieć się, jaka jest przyczyna tych dziwnych zdarzeń.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Maria wstała rano. Jak zwykle po nocnej libacji jej znajomy musiał spokojnie wyleczyć kaca. Sama postanowiła, że zajmie się tym czym już dawno powinna czyli swoim zleceniem na Prista. Wciągnęła swoje buty z cholewami sięgającymi do kolan na nogi po czym udała się na miasto w tradycyjny kislewski sposób zasięgnąć języka. Już po 5 minutach jeden lokalnych kapusiów i kupców, sprawiających wrażenie tego co "nic o niczym nie wie" stał, a raczej wisiał trzymany za fraki w powietrzu na nożem na gardle i mało przyjemnym wyrazem twarzy wampirzycy na przeciwko swego spanikowanego ryjka. Z początku jegomość nie był zbyt rozmowny. Dopiero po utracie siódmego palca zmienił zdanie i wyśpiewał wszystko. Dziwne. Skaveni rzadko wytrzymują sam chłód ostrzejszej od brzytwy kosy na gardle. Widać jego przełożeni byli by mniej łaskawi niż ona gdyby dowiedzieli się, że coś wypaplał i na zwykłym poderżnięciu gardziołka by się nie skończyła. Maria rzuciła miotające się w konwulsjach i w agonii ciało skavena który jeszcze żyjąc dławił się własną posoką.
Trop prowadził do kolejnej osoby. Był jednak jeden problem. Skaven o którym była mowa już dawno nie żył. To on odpowiadał za wypuszczenie abominacji chaosu. Marię zaczynało to wszystko irytować. Chyba jednak okaże się iż siedzenie na poboczu i trzymanie się z daleka od szajbusów które przybyły tu po chwałę sławę i by skopać tyłek Nagashowi jest nie możliwe.
Ni z tego ni z owego spacerując sobie dostrzegła grupkę wąpierzy spacerujących sobie jak gdyby nigdy nic przez miasto. "No co za kurwie syny. Nawet im się nie chce ukryć pochodzenie. Szczyt chamstwa i bezczelności. Sigmarze, Slaneeshu, Khornie, Nurglu, Kheinie rybka mi który mnie wysłucha, ale nieh toś kurwa ogarnie ten burdel."
Postanowiła się nie pokazywać tym prymitywnym wampirzym niedoróbką. Żaden szanujący się wampiry nie wchodził by tak ostentacyjnie do miasta. No chyba, że zanim stała by armia, która zaraz je podbije... Po tych obdartusach nie można się było tego podziewać.
Postanowiła zasignąc języka jednej z bardziej dziwnych ale najlepiej zorientowanych w całym tym mętliku osób. Magnusa ....
Trop prowadził do kolejnej osoby. Był jednak jeden problem. Skaven o którym była mowa już dawno nie żył. To on odpowiadał za wypuszczenie abominacji chaosu. Marię zaczynało to wszystko irytować. Chyba jednak okaże się iż siedzenie na poboczu i trzymanie się z daleka od szajbusów które przybyły tu po chwałę sławę i by skopać tyłek Nagashowi jest nie możliwe.
Ni z tego ni z owego spacerując sobie dostrzegła grupkę wąpierzy spacerujących sobie jak gdyby nigdy nic przez miasto. "No co za kurwie syny. Nawet im się nie chce ukryć pochodzenie. Szczyt chamstwa i bezczelności. Sigmarze, Slaneeshu, Khornie, Nurglu, Kheinie rybka mi który mnie wysłucha, ale nieh toś kurwa ogarnie ten burdel."
Postanowiła się nie pokazywać tym prymitywnym wampirzym niedoróbką. Żaden szanujący się wampiry nie wchodził by tak ostentacyjnie do miasta. No chyba, że zanim stała by armia, która zaraz je podbije... Po tych obdartusach nie można się było tego podziewać.
Postanowiła zasignąc języka jednej z bardziej dziwnych ale najlepiej zorientowanych w całym tym mętliku osób. Magnusa ....