Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Przez twarz Ludwiga przetoczył się delikatny uśmiech.
-Oczywiście, że nasze spotkanie jest tajne. Powiedziałbym wręcz ,że nigdy się nie odbyło. Swój kawałek przekażesz nam na przechowanie przed swoją walką. Nie moze wpaść w nieodpowiednie ręce. W razie twojej śmierci zniszczymy go, jeśli przeżyjesz oddamy i unicestwimy na końcu razem. Waldenhof ,daj proszę naszej przyjaciółce nasz komunikator.- na te słowa nekromanta wygrzebał coś z jednej ze swoich kieszeni, po czym wręczył szkatułkę Selinie.
-W środku jest wisiorek. Nasz nekromanta jest specjalistą od przekazywania wiadomości. Jeśli będziemy chcieli z tobą porozmawiać poczujesz to. Wsadzisz kamień do szkatułki i wysłuchasz co mamy do powiedzenia. O tym jak będziemy niszczyć ostrze dowiesz się kiedy będziemy pewni ,że możemy Ci ufać. Musisz zrozumieć, sprawy bezpieczeństwa. Mogę jedynie zapewnić ,ten kto nas tu przysłał ,dostarczył nam odpowiednie do tego środki. To tyle, a teraz żegnaj i uważaj na siebie.
Niedawni nieprzyjaciele ,a teraz sojusznicy Seliny w szeregu wychodzili z jej kwatery. Ostatnia Lahmianka gładząc policzek najemniczki rzuciła szybkie zalotne spojrzenie i wyszła szybkim krokiem. Selina wyjrzała za nimi ,jednakże wampiry jakby rozpłynęły się. Widocznie mają swoje sposoby pomyślała, zamknęła drzwi i pogrążyła się w swoich myślach.
Tymczasem smok odpowiedzialny za rzekomą zgubę Bjarna wykonywał inne zadanie. Nieoczekiwany przebieg zdarzeń otworzył drogę do nowego innego przymierza. Rządny zemsty Kharlot idealnie nadawał się do pokonania niewygodnych norsmenów. Dowódca wyprawy nie zamierzał utracić tak potężnego sprzymierzeńca bez choćby próby nawiązania krótkiej współpracy. Kharlot usłyszał miarowe uderzenia o drzwi, kiedy otworzył przed nim ukazała się postać ubrana w charakterystyczny pancerz ze smokiem.
-Jestem Wolfgang Eckstein. Chciałbym porozmawiać...
[ ewentualnie spotkał się z Kharlotem gdzieś w mieście, zalezy od tego co po obejrzeniu tabliczki z zapowiedzią walki zrobił Kharlot.]
-Oczywiście, że nasze spotkanie jest tajne. Powiedziałbym wręcz ,że nigdy się nie odbyło. Swój kawałek przekażesz nam na przechowanie przed swoją walką. Nie moze wpaść w nieodpowiednie ręce. W razie twojej śmierci zniszczymy go, jeśli przeżyjesz oddamy i unicestwimy na końcu razem. Waldenhof ,daj proszę naszej przyjaciółce nasz komunikator.- na te słowa nekromanta wygrzebał coś z jednej ze swoich kieszeni, po czym wręczył szkatułkę Selinie.
-W środku jest wisiorek. Nasz nekromanta jest specjalistą od przekazywania wiadomości. Jeśli będziemy chcieli z tobą porozmawiać poczujesz to. Wsadzisz kamień do szkatułki i wysłuchasz co mamy do powiedzenia. O tym jak będziemy niszczyć ostrze dowiesz się kiedy będziemy pewni ,że możemy Ci ufać. Musisz zrozumieć, sprawy bezpieczeństwa. Mogę jedynie zapewnić ,ten kto nas tu przysłał ,dostarczył nam odpowiednie do tego środki. To tyle, a teraz żegnaj i uważaj na siebie.
Niedawni nieprzyjaciele ,a teraz sojusznicy Seliny w szeregu wychodzili z jej kwatery. Ostatnia Lahmianka gładząc policzek najemniczki rzuciła szybkie zalotne spojrzenie i wyszła szybkim krokiem. Selina wyjrzała za nimi ,jednakże wampiry jakby rozpłynęły się. Widocznie mają swoje sposoby pomyślała, zamknęła drzwi i pogrążyła się w swoich myślach.
Tymczasem smok odpowiedzialny za rzekomą zgubę Bjarna wykonywał inne zadanie. Nieoczekiwany przebieg zdarzeń otworzył drogę do nowego innego przymierza. Rządny zemsty Kharlot idealnie nadawał się do pokonania niewygodnych norsmenów. Dowódca wyprawy nie zamierzał utracić tak potężnego sprzymierzeńca bez choćby próby nawiązania krótkiej współpracy. Kharlot usłyszał miarowe uderzenia o drzwi, kiedy otworzył przed nim ukazała się postać ubrana w charakterystyczny pancerz ze smokiem.
-Jestem Wolfgang Eckstein. Chciałbym porozmawiać...
[ ewentualnie spotkał się z Kharlotem gdzieś w mieście, zalezy od tego co po obejrzeniu tabliczki z zapowiedzią walki zrobił Kharlot.]
Kharlot snuł plany swojej zemsty, gdy rozległo się pukanie. Otworzył drzwi, jednak nie zastał tej, której się spodziewał.
-Czego chcesz? Mów, zanim cię zabiję.
-Jestem Wolfgang Eckstein. Chciałbym porozmawiać.- przedstawił się stojący przed drzwiami wampir.
-Porozmawiać? Idź wypłakać się komu innemu.
-Nie rozumiesz, mam interes...
-Masz interes? To idź do zamtuza zrobić z niego użytek!- Kharlot już chciał zatrzasnąć drzwi, lecz Wolfgang zdążył jeszcze wykrzyknąć
-Dotyczy to Bjarna Ingvarssona!
Kruszący Czaszki otworzył z powrotem niedomknięte drzwi.
-Mów.
-Podejrzewam, że ta niefortunna sytuacja w karczmie nie uniknie konsekwencji. Przypuszczam, że prędzej czy później dojdzie do kolejnej konfrontacji. Gdyby...
-Przystań przypuszczać, podejrzewać i gdybać, wyduś z siebie o co chodzi.-Kharlotowi kończyła się cierpliwość.-Twój pan chce, bym zabił Bjarna, tak? Zabiłbym go tak czy siak.
-Nie tylko Bjarna. Chcemy, byś zajął się wszystkimi Norsmenami.- nieumarły uśmiechnął się, ukazując kły.- To i kilka innych przysług.
-Nie macie nic, co moglibyście mi zaoferować.
-Cóż, będziesz miał swoją zemstę...
-Nic do niej nie wnosicie.
-Możesz się wzbogacić.- kusił dalej wampir
-Złoto mnie nie interesuje.
-W takim razie bezpieczeństwo.
Hełm Kharlota sprawił, że Wolfgang nie zauważył zdziwienia na twarzy khornity.
-Chyba nie chcesz, by twojej małej przyjaciółeczce coś się stało?- wampir czerpał z tej rozmowy chorą przyjemność. Kharlot wściekły chwycił tamtego i uniosłwszy go przycisnął do ściany.
-Selina? Coście jej zrobili?- krzyczał wściekle czempion. Wolfgang nie tracił spokoju.
-Nic jej nie jest, na razie. Jeśli będziesz współpracować, włos jej nie spadnie z głowy. To jak, mamy umowę?
Kruszący Czaszki puścił wampira. Czuł się bezsilny.
-Jeśli coś jej się stanie....-zaczął.
-Rozumiem.- przerwał mu rycerz.
-Nie, nie rozumiesz. Jeśli Selina poślizgnie się na ulicy i złamie nogę, to nie żyjecie. Wszyscy. Jeśli dostanie zapalenia płuc, to was za to zabiję. Możecie szlachtować wszystkich, ale ona jest święta. Dopadnę was w każdym zakątku świata, nie będzie siły, która by mnie powstrzymała. A gdy was dopadnę, będziecie krzyczeć tak głośno, że usłyszą was jeźdźcy apokalipsy.
Było coś takiego w jego głosie, że Wolfgang uwierzył, starał się jednak tego nie okazać.
-Będziemy cię obserwować, więc nie próbuj nic głupiego.
-Zejdź mi z oczu!
Gdy wampir wyszedł, Kharlot miotał się w bezsilnej złości. Jak rzadko kiedy miał ochotę na bezmyślną rzeź. Postanowił jednak skupić się na Wydartym Morzu, wampiry mogły poczekać. Ze słów posłańca wnioskował, że nie będzie to jedyna "przysługa" dla tych pijawek. Zaczął więc rozmyślać nad swym kolejnym ruchem.
-Czego chcesz? Mów, zanim cię zabiję.
-Jestem Wolfgang Eckstein. Chciałbym porozmawiać.- przedstawił się stojący przed drzwiami wampir.
-Porozmawiać? Idź wypłakać się komu innemu.
-Nie rozumiesz, mam interes...
-Masz interes? To idź do zamtuza zrobić z niego użytek!- Kharlot już chciał zatrzasnąć drzwi, lecz Wolfgang zdążył jeszcze wykrzyknąć
-Dotyczy to Bjarna Ingvarssona!
Kruszący Czaszki otworzył z powrotem niedomknięte drzwi.
-Mów.
-Podejrzewam, że ta niefortunna sytuacja w karczmie nie uniknie konsekwencji. Przypuszczam, że prędzej czy później dojdzie do kolejnej konfrontacji. Gdyby...
-Przystań przypuszczać, podejrzewać i gdybać, wyduś z siebie o co chodzi.-Kharlotowi kończyła się cierpliwość.-Twój pan chce, bym zabił Bjarna, tak? Zabiłbym go tak czy siak.
-Nie tylko Bjarna. Chcemy, byś zajął się wszystkimi Norsmenami.- nieumarły uśmiechnął się, ukazując kły.- To i kilka innych przysług.
-Nie macie nic, co moglibyście mi zaoferować.
-Cóż, będziesz miał swoją zemstę...
-Nic do niej nie wnosicie.
-Możesz się wzbogacić.- kusił dalej wampir
-Złoto mnie nie interesuje.
-W takim razie bezpieczeństwo.
Hełm Kharlota sprawił, że Wolfgang nie zauważył zdziwienia na twarzy khornity.
-Chyba nie chcesz, by twojej małej przyjaciółeczce coś się stało?- wampir czerpał z tej rozmowy chorą przyjemność. Kharlot wściekły chwycił tamtego i uniosłwszy go przycisnął do ściany.
-Selina? Coście jej zrobili?- krzyczał wściekle czempion. Wolfgang nie tracił spokoju.
-Nic jej nie jest, na razie. Jeśli będziesz współpracować, włos jej nie spadnie z głowy. To jak, mamy umowę?
Kruszący Czaszki puścił wampira. Czuł się bezsilny.
-Jeśli coś jej się stanie....-zaczął.
-Rozumiem.- przerwał mu rycerz.
-Nie, nie rozumiesz. Jeśli Selina poślizgnie się na ulicy i złamie nogę, to nie żyjecie. Wszyscy. Jeśli dostanie zapalenia płuc, to was za to zabiję. Możecie szlachtować wszystkich, ale ona jest święta. Dopadnę was w każdym zakątku świata, nie będzie siły, która by mnie powstrzymała. A gdy was dopadnę, będziecie krzyczeć tak głośno, że usłyszą was jeźdźcy apokalipsy.
Było coś takiego w jego głosie, że Wolfgang uwierzył, starał się jednak tego nie okazać.
-Będziemy cię obserwować, więc nie próbuj nic głupiego.
-Zejdź mi z oczu!
Gdy wampir wyszedł, Kharlot miotał się w bezsilnej złości. Jak rzadko kiedy miał ochotę na bezmyślną rzeź. Postanowił jednak skupić się na Wydartym Morzu, wampiry mogły poczekać. Ze słów posłańca wnioskował, że nie będzie to jedyna "przysługa" dla tych pijawek. Zaczął więc rozmyślać nad swym kolejnym ruchem.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Niewiele pamiętał, wspomnienia zanikały niczym sen po przebudzeniu. Głos także mu się zmienił. Był nieco metaliczny, co w porównaniu z normalnym suchym brzmieniem dawał iście upiorny efekt. Próbował zedrzeć z siebie te wszystkie blachy, ale okazało się, że soa one nie tyle przymocowane do kości, co stanowią jego ciało. Dodatkowo miał jakby przeczucie, że jest w nim coś obcego. Jego rozmyślania przerwało pukanie i po chwili, nie czekając na zaproszenie do kwatery wpadł Hyshis. Wzburzony i z zadyszką po biegu powiedział:
-Sethepie ... Mamy problem (rzekł Hyshis wchodząc do domu) ... Mamy walczyć między sobą...Pozostaje pytanie o twój fragment miecza ... Na wstępie najlepiej będzie jeśli zwycięzca weźmie ten fragment...Jest mi wielce żal iż to mi przypadło to okropieństwo lecz jeśli któreś nas zginie to naprawdę .. Zwycięzca bierze fragment i próbuje dojść do finału ... – na Sethepie z pozoru ta wiadomość nie wywarła żadnego wrażenie, ale uważny obserwator zauważyłby, że jego wizjer rozbłysnął gniewnie. Po długim milczeniu odpowiedział.
-Wiedziałem. Te cholerne skaveny również zaangażowały się w grę, która przerasta ich pojęcie. W swej głupocie próbują nam się sprzeciwić. – Sethep z całej siły uderzył pięścią w ścianę. I przebił ją na wylot. Nie był jeszcze do końca świadom mocy swego ,,daru” – W każdym razie Fellblade nie może wpaść w żadne niepowołane ręce. Jeśli zginę, zbierz pozostałe kawałki i wywieź je do Nehekhary. Tam zajmą się nimi moje magowie. W żadnym wypadku ostrze nie może wpaść w ręce ludzi, gdyż nawet najsilniejsi zostaną skorumpowani przez jego moc. Jeśli jednak ja wygram… Obiecuję, że nie zostaniesz zapomniany. – Sethep wręcz wyczuwał strach maga. Pamiętał to uczucie, gdy podczas wielkiej zarazy spacerował ulicami wymarłego miasta, wśród much i smrodu gnijących ciał, gdy nieumarłe hordy szturmowały bramy…..
Miał nadzieję że Hyshis zgodzi się na jego propozycję. A po decyzji, ma zamiar wyprawić wspaniałą, ostatnią wspólną ucztę i udać się na walkę razem, nie jako wrogowie, ale przymusowi przeciwnicy.
-Sethepie ... Mamy problem (rzekł Hyshis wchodząc do domu) ... Mamy walczyć między sobą...Pozostaje pytanie o twój fragment miecza ... Na wstępie najlepiej będzie jeśli zwycięzca weźmie ten fragment...Jest mi wielce żal iż to mi przypadło to okropieństwo lecz jeśli któreś nas zginie to naprawdę .. Zwycięzca bierze fragment i próbuje dojść do finału ... – na Sethepie z pozoru ta wiadomość nie wywarła żadnego wrażenie, ale uważny obserwator zauważyłby, że jego wizjer rozbłysnął gniewnie. Po długim milczeniu odpowiedział.
-Wiedziałem. Te cholerne skaveny również zaangażowały się w grę, która przerasta ich pojęcie. W swej głupocie próbują nam się sprzeciwić. – Sethep z całej siły uderzył pięścią w ścianę. I przebił ją na wylot. Nie był jeszcze do końca świadom mocy swego ,,daru” – W każdym razie Fellblade nie może wpaść w żadne niepowołane ręce. Jeśli zginę, zbierz pozostałe kawałki i wywieź je do Nehekhary. Tam zajmą się nimi moje magowie. W żadnym wypadku ostrze nie może wpaść w ręce ludzi, gdyż nawet najsilniejsi zostaną skorumpowani przez jego moc. Jeśli jednak ja wygram… Obiecuję, że nie zostaniesz zapomniany. – Sethep wręcz wyczuwał strach maga. Pamiętał to uczucie, gdy podczas wielkiej zarazy spacerował ulicami wymarłego miasta, wśród much i smrodu gnijących ciał, gdy nieumarłe hordy szturmowały bramy…..
Miał nadzieję że Hyshis zgodzi się na jego propozycję. A po decyzji, ma zamiar wyprawić wspaniałą, ostatnią wspólną ucztę i udać się na walkę razem, nie jako wrogowie, ale przymusowi przeciwnicy.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-A cóż twoi magowie poradzą? Ostrze trzeba zniszczyć , lub przekazać w zaufane ręce. A gdzież znajdą się mężowie godni by nim władać? Nie obraź się Sethepie ale potęga i chwała naszych krain dawno przeminęła, choć do dzisiaj śmiertelnicy nam nie dorównują. Ostrze trzeba zniszczyć tak aby nigdy już nie zostało użyte, i żeby moc w nim zebrana nigdy nie powróciła do Nagasha. Nie możemy dopuścić aby wpadło w ludzkie ręce bo choć szanuje ciebie Hysise i twą rasę - skłonił się w stronę maga- to jednak zbyt łatwo ulegacie podszeptom chaosu. Czy wśród twej rasy jest ktoś kogo moc pozwala zniszczyć tą potężną broń?
[Da się zniszczyć ten miecz?]
[Da się zniszczyć ten miecz?]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
-Nie! Miecz musi służyć to pokonanie Nagasha i jego sług. Tylko w ten sposób możemy odnieś zwycięstwo nad plagą wampiryzmu. A jedyną osobą która chce się tym zajmować jest Wielmożny Settra Wieczny, gdyż imperium jest zbytno rozbita, a elfy boja się wychylić swe szlachetno noski poza ulthuan, aby przypadkiem nic im się nie stało! -wykrzyknął wzburzony Sethep.
[GW olało sprawę, jak zwykle. Więc czy da się nziszczyć czy nie decydujemy my sami. Ale moim zdaniem nie.]
[GW olało sprawę, jak zwykle. Więc czy da się nziszczyć czy nie decydujemy my sami. Ale moim zdaniem nie.]
Ostatnio zmieniony 8 kwie 2013, o 21:02 przez Giacomo, łącznie zmieniany 1 raz.
-Caladrisie , masz rację ... łatwo ulegamy podszeptom chaosu jednak mam zamiar przytoczyć tobie informację o twoich mrocznych kuzynach... wiesz o kim mówię ... Lecz nie oto w tym sporze chodzi.A więc tak ... popieram Sethepa w sprawie zatrzymania ostrza by ostatecznie zniszczyć Nagasha , lecz nie wiadomo czy któreś z nas przeżyje.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Giamco to powiedział Sethep czy ty?]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Sethepie, jeśli nie byłbyś mym przyjacielem właśnie rzuciłbym ci rękawice. Nie lekceważ potęgi starszej rasy, gdyż nasze cywilizacje są starsze niźli wszystkie ludzkie imperia razem wzięte. To nam zawdzięczacie to, że w ogóle mogliście narodzić. Gdyby nie ofiarność naszych magów świat dawno zalałaby fala chaosu. -teraz Caladris spojrzał w stronę maga-To nam zawdzięczasz swą potęgę Hysisie, i to, że wasze imperium wciąż istnieje. Dalej mamy siłę aby, aby zmieść was z tego świata. Oprócz tego sen smoków jest coraz bardziej niespokojny, a jeden taki potrafi roznieść całą armię. Tak więc przemilczę wasze słowa, drodzy przyjaciel. A co do Fellblada jeśli uda mi się zgromadzić wszystkie jego części a wy polegniecie, porozmawiam na temat jego wykorzystania z magami z wieży.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
-Już dobrze , już dobrze , nie chciałem urazić jaśnie pana .A więc jesteś panem wszechświata i ogólnie sprawujesz nad nami władzę więc powiedz nam o oświecony cóż mamy robić ? (Rzekł Hyshis z dziwnym uśmieszkiem ).
-Caladrisie ... tak naprawdę to już przestań peplać o tym jacy to jesteście wielcy tylko zacznij coś działać.Teraz każdy z nas jest w tym bagnie i musimy coś z tym zrobić.
[Naviedzony , jeśli mogę się spytać to kiedy możliwa walka ? ]
-Caladrisie ... tak naprawdę to już przestań peplać o tym jacy to jesteście wielcy tylko zacznij coś działać.Teraz każdy z nas jest w tym bagnie i musimy coś z tym zrobić.
[Naviedzony , jeśli mogę się spytać to kiedy możliwa walka ? ]
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[W ciągu tego tygodnia, ale kiedy dokładnie - nie mogę jeszcze powiedzieć.]
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
WALKA PIERWSZA RUNDY DRUGIEJ
HYSHIS vs SETHEP II
Arena Śmierci była w ruinie. Nikt nie próbował temu zaprzeczać i nikt nawet nie śmiał przypuszczać, że kiedykolwiek zostanie odbudowana. Widzowie siedzieli wszędzie, gdzie się dało. Na potrzaskanych ławkach, schodach i na gruzach, z których uprzątnięto jedynie pole walki. Większość skał była zbyt duża, by mogły je ruszyć nawet wielkie szczurogry. Genialny, acz szalony cud skaveńskiej technologii był bezpowrotnie zniszczony. Nawet szczuroludzie nie przewidzieli bowiem, jaki chaos ogarnie miejsce, w którym zamknie się szesnastu najgroźniejszych wojowników świata, z których każdy ma własny cel i nie zawaha się przed niczym, by go osiągnąć.
Niedawne wydarzenia poskutkowały, paradoksalnie, kilkoma dniami spokoju. Zawodnicy i inni przybysze leczyli rany, planowali następne posunięcia i mutowali w ciszy. Diany od dawna nikt nie widział, a Harren zniknął z pola widzenia, popadłszy w rodzaj katatonii. Selina i Kharlot trzymali się nadal razem, Magnus próbował obrócić spaczenie własnego ciała w broń przeciw chaosowi, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że w służbie Sigmara jest już zgubiony, a wampiry knuły i spiskowały, narzekając na swoje nowe ciała. Maria nadal śpiewała, lecz teraz nie dało się już jej nie słyszeć, czym doprowadzała do szału innych zawodników, a sojusz elficko-ludzko-nehekhariański kombinował nad zniszczeniem Fellblade'a, odsuwając na razie na plan dalszy kwestię komplikacji związanych z ingerencją chaosu.
Dwaj magowie, którzy podczas walki o fragmenty potężnego ostrza nawiązali całkowicie jawną współpracę, teraz pojawili się na arenie razem, jako przymusowi przeciwnicy, lecz nie wrogowie. Podali sobie dłonie, wymienili kilka cichych słów, których nikt poza nimi nie usłyszał i rozeszli się w przeciwne strony.
Walka zaczęła się chwilę później. Ogłosił ją wysoki szczur zakutany w czarne łachmany, który najwyraźniej zajął miejsce Szarego Proroka. Widząc go, zaczęto się zastanawiać, ile było ingerencji czynników zewnętrznych w niedawnej katastrofie. Myśli o sabotażu musiały jednak poczekać, bo oto Hyshis i Sethep II rozpoczęli pojedynek.
Pierwszy zaklęcie rzucił Hyshis. Pamiętając utratę kontroli nad mocą w pierwszym pojedynku Areny, wysnuł niewielką dawkę energii z wiejących równo i mocno wiatrów magii i ruszył ku przeciwnikowi, osnuty oślepiającym błyskiem. Plan był prosty. Ponieważ z jakiegoś powodu nie mógł już spalić Sethepa, miał zamiar oślepić go i przebić mieczem, lub zmusić do rozproszenia zaklęcia, co tak czy inaczej poskutkuje jego przewagą.
Sethep II nie zamierzał jednak grać według reguł narzuconych przez Hyshisa. Cofnął się o krok i rozpoczął inkantację. Metaliczny, nieco przerażający głos popłynął pod sklepienie Areny i wyżej, odbijając się echem wśród potrzaskanych skał.
Chwilę później na jego ramię opadł długi miecz Hyshisa. Zadźwięczała stal o metalowe ramię mechanoida. Sethp wrzasnął. Nie zdawał sobie sprawy, że w tych częściach jego ciała, które zmieniły się w maszynę nadal tkwi życie. Spróbował sparować następny cios, lecz jaskrawe światło bijące z ręki Hyshisa zupełnie go oślepiło. Mistrzowsko wykonana broń uderzyła go w twarz i rozbiła wizjer błyszczący złowrogą czerwienią.
Sethep machnął kosturem raz jeszcze i tym razem - o dziwo - trafił. Cios był może słaby, ale wystarczył do tego, by oślepiająca aura otaczająca maga światła zupełnie zbladła. Hyshis cofnął się i rozpoczął zaklęcie raz jeszcze. Było mu dziwnie gorąco. Dyszał, jakby przebiegł dziesięć mil, a pot spływał mu po twarzy strumieniami. Ponownie rzucił na siebie zaklęcie ochronne, w którym się specjalizował, wiedząc, że najprawdopodobniej nie zostanie rozproszone. Był w końcu mistrzem magii defensywnej.
Sethep czekał. Nie było mu spieszno do walki. Kiedy mag znowu się zbliżył, licz postąpił jednak o krok i zaatakował pierwszy, mocno zaciskając jedną pozostałą mu powiekę. Jakież było zdziwienie jego i widzów, gdy ciężka gałka kostura przeleciała na wylot przez ciało Hyshisa! Czcigodny Sethep II stracił równowagę i runął w przód. Wprost na nastawiony miecz. Klinga z chrzęstem przebiła go na wylot. Sethep zacharczał słabo i osunął się na zimne kamienie. Nieśmiertelna dusza z wolna opuszczała jego starożytne ciało. Umierał powoli, lecz w spokoju, wiedząc, że pozostawia powierzoną mu misję w dobrych rękach.
Hyshis, który zaczynał już dusić się z wszechogarniającego go ciepła poczuł nagłą ulgę. Spojrzał na ciało licza, lecz w jednym otwartym oku nie było już życia.
HYSHIS vs SETHEP II
Arena Śmierci była w ruinie. Nikt nie próbował temu zaprzeczać i nikt nawet nie śmiał przypuszczać, że kiedykolwiek zostanie odbudowana. Widzowie siedzieli wszędzie, gdzie się dało. Na potrzaskanych ławkach, schodach i na gruzach, z których uprzątnięto jedynie pole walki. Większość skał była zbyt duża, by mogły je ruszyć nawet wielkie szczurogry. Genialny, acz szalony cud skaveńskiej technologii był bezpowrotnie zniszczony. Nawet szczuroludzie nie przewidzieli bowiem, jaki chaos ogarnie miejsce, w którym zamknie się szesnastu najgroźniejszych wojowników świata, z których każdy ma własny cel i nie zawaha się przed niczym, by go osiągnąć.
Niedawne wydarzenia poskutkowały, paradoksalnie, kilkoma dniami spokoju. Zawodnicy i inni przybysze leczyli rany, planowali następne posunięcia i mutowali w ciszy. Diany od dawna nikt nie widział, a Harren zniknął z pola widzenia, popadłszy w rodzaj katatonii. Selina i Kharlot trzymali się nadal razem, Magnus próbował obrócić spaczenie własnego ciała w broń przeciw chaosowi, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że w służbie Sigmara jest już zgubiony, a wampiry knuły i spiskowały, narzekając na swoje nowe ciała. Maria nadal śpiewała, lecz teraz nie dało się już jej nie słyszeć, czym doprowadzała do szału innych zawodników, a sojusz elficko-ludzko-nehekhariański kombinował nad zniszczeniem Fellblade'a, odsuwając na razie na plan dalszy kwestię komplikacji związanych z ingerencją chaosu.
Dwaj magowie, którzy podczas walki o fragmenty potężnego ostrza nawiązali całkowicie jawną współpracę, teraz pojawili się na arenie razem, jako przymusowi przeciwnicy, lecz nie wrogowie. Podali sobie dłonie, wymienili kilka cichych słów, których nikt poza nimi nie usłyszał i rozeszli się w przeciwne strony.
Walka zaczęła się chwilę później. Ogłosił ją wysoki szczur zakutany w czarne łachmany, który najwyraźniej zajął miejsce Szarego Proroka. Widząc go, zaczęto się zastanawiać, ile było ingerencji czynników zewnętrznych w niedawnej katastrofie. Myśli o sabotażu musiały jednak poczekać, bo oto Hyshis i Sethep II rozpoczęli pojedynek.
Pierwszy zaklęcie rzucił Hyshis. Pamiętając utratę kontroli nad mocą w pierwszym pojedynku Areny, wysnuł niewielką dawkę energii z wiejących równo i mocno wiatrów magii i ruszył ku przeciwnikowi, osnuty oślepiającym błyskiem. Plan był prosty. Ponieważ z jakiegoś powodu nie mógł już spalić Sethepa, miał zamiar oślepić go i przebić mieczem, lub zmusić do rozproszenia zaklęcia, co tak czy inaczej poskutkuje jego przewagą.
Sethep II nie zamierzał jednak grać według reguł narzuconych przez Hyshisa. Cofnął się o krok i rozpoczął inkantację. Metaliczny, nieco przerażający głos popłynął pod sklepienie Areny i wyżej, odbijając się echem wśród potrzaskanych skał.
Chwilę później na jego ramię opadł długi miecz Hyshisa. Zadźwięczała stal o metalowe ramię mechanoida. Sethp wrzasnął. Nie zdawał sobie sprawy, że w tych częściach jego ciała, które zmieniły się w maszynę nadal tkwi życie. Spróbował sparować następny cios, lecz jaskrawe światło bijące z ręki Hyshisa zupełnie go oślepiło. Mistrzowsko wykonana broń uderzyła go w twarz i rozbiła wizjer błyszczący złowrogą czerwienią.
Sethep machnął kosturem raz jeszcze i tym razem - o dziwo - trafił. Cios był może słaby, ale wystarczył do tego, by oślepiająca aura otaczająca maga światła zupełnie zbladła. Hyshis cofnął się i rozpoczął zaklęcie raz jeszcze. Było mu dziwnie gorąco. Dyszał, jakby przebiegł dziesięć mil, a pot spływał mu po twarzy strumieniami. Ponownie rzucił na siebie zaklęcie ochronne, w którym się specjalizował, wiedząc, że najprawdopodobniej nie zostanie rozproszone. Był w końcu mistrzem magii defensywnej.
Sethep czekał. Nie było mu spieszno do walki. Kiedy mag znowu się zbliżył, licz postąpił jednak o krok i zaatakował pierwszy, mocno zaciskając jedną pozostałą mu powiekę. Jakież było zdziwienie jego i widzów, gdy ciężka gałka kostura przeleciała na wylot przez ciało Hyshisa! Czcigodny Sethep II stracił równowagę i runął w przód. Wprost na nastawiony miecz. Klinga z chrzęstem przebiła go na wylot. Sethep zacharczał słabo i osunął się na zimne kamienie. Nieśmiertelna dusza z wolna opuszczała jego starożytne ciało. Umierał powoli, lecz w spokoju, wiedząc, że pozostawia powierzoną mu misję w dobrych rękach.
Hyshis, który zaczynał już dusić się z wszechogarniającego go ciepła poczuł nagłą ulgę. Spojrzał na ciało licza, lecz w jednym otwartym oku nie było już życia.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Czyja walka będzie kolejna?]
Caladris przypatrywał się walce, z rosnącym zaciekawieniem. Choć cenił Hysia ten ostatnio mocno go zdenerwował, tak więc poczuł coś w rodzaju rozczarowania gdy wygrał czarodziej. Mimo to pogratulował mu i zaproponował aby ten udał się z nim na luźną pogawędkę to karczmy, przechodząc obok ciała Sethepa Caladris wykonał elfi gest symbolizujący szacunek, po czym zabrał kawałek Fellblada. Hysis długo zastanawiał się nad tym czy udać się z Caladrisem do karczmy, on także był zły na elfa po kłótni, w końcu odpowiedział...
Caladris przypatrywał się walce, z rosnącym zaciekawieniem. Choć cenił Hysia ten ostatnio mocno go zdenerwował, tak więc poczuł coś w rodzaju rozczarowania gdy wygrał czarodziej. Mimo to pogratulował mu i zaproponował aby ten udał się z nim na luźną pogawędkę to karczmy, przechodząc obok ciała Sethepa Caladris wykonał elfi gest symbolizujący szacunek, po czym zabrał kawałek Fellblada. Hysis długo zastanawiał się nad tym czy udać się z Caladrisem do karczmy, on także był zły na elfa po kłótni, w końcu odpowiedział...
Ostatnio zmieniony 11 kwie 2013, o 13:29 przez Mistrz Miecza Hoetha, łącznie zmieniany 1 raz.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Walka była niezwykle spokojna bez gwałtownych ruchów.Wtem Hyshis poczuł wszechogarniający ból a okazało się , że jest przebity.Ostatnim tchnieniem uderzył swoim ostrzem w Sethepa by zadać śmiertelny cios.Jak się okazało Hyshis przeżył zaś jego kompan umarł.
-Stehepie ... (rzekł Hyshis klęcząc nad ciałem Sethepa) Obiecuję , że nie powierzasz ostrza byle komu ... coś zdziałamy ... a teraz odpoczywaj przyjacielu.
Z trybun zszedł Caladris zabierając ostrze i składając propozycję pójścia do karczmy.
-Caladrisie ... Zaproszenie niezwykle zachęcające , lecz ledwo trzyam się na nogach a i ranę trzeba wyleczyć tak też więc udam się do swego pokoju.A poza tym średnio bawi mnie przebywanie wśród hordy barbarzyńców w karczmie....(chwila ciszy) Co do naszego konfliktu to zapomnijmy o tym ... ostrze jest ważniejsze.
Hyshis w drodze do swojego pokoju upadł, z powodu rozległej rany o mało się nie wykrwawił.
Na szczęście w pobliżu był Magnus...
-Stehepie ... (rzekł Hyshis klęcząc nad ciałem Sethepa) Obiecuję , że nie powierzasz ostrza byle komu ... coś zdziałamy ... a teraz odpoczywaj przyjacielu.
Z trybun zszedł Caladris zabierając ostrze i składając propozycję pójścia do karczmy.
-Caladrisie ... Zaproszenie niezwykle zachęcające , lecz ledwo trzyam się na nogach a i ranę trzeba wyleczyć tak też więc udam się do swego pokoju.A poza tym średnio bawi mnie przebywanie wśród hordy barbarzyńców w karczmie....(chwila ciszy) Co do naszego konfliktu to zapomnijmy o tym ... ostrze jest ważniejsze.
Hyshis w drodze do swojego pokoju upadł, z powodu rozległej rany o mało się nie wykrwawił.
Na szczęście w pobliżu był Magnus...
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Rozumiem i życzę zdrowia Hysisie, zaopiekuję się ostrzem gdy będziesz czuł się na siłach przyjdź do mojej kwatery a porozmawiamy o dalszych losach tej przeklętej broni.-Powiedział Caladris po czym udał się do swojej kwatery, wraz z Latahinem i Ishilą.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Magnus zmierzał w stronę Areny ,aby sprawdzić dobiegające z tamtąd wrzaski. Jego uczeń został w kwaterze Okazało się ,że już po walce. Jednak coś przykuło jego uwagę - z bram Areny wychodził Hyshis ,ledwo szedł i trzymał się za brzuch. "Czas przystąpić do zaleceń Czarnego Zamku..." pomyślał Magnus i począł zmierzać w jego kierunku. Jednak ,kiedy był tuż za nim ,mag jęknął i upadł na ziemię. Magnus stanął nad nim "Ech... Sigmar każe ,sługa musi..." i wziął czarodzieja na plecy ,po czym udał się w stronę kwater...
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Arena nie była już tym samym. Pewnie, wszystko wokół mutowało, a jako taki porządek runął i panował jeszcze większy chaos niż zwykle, jednak nie to robiło różnicę. Nie słyszało się gromkich śmiechów i stukania uniesionych w górę kufli. Mieszkańcy snuli się po ulicach niczym zjawy, w karczmie każdy jadł osobno, w pośpiechu, krzywo patrząc na otoczenie, a dawni sojusznicy tracili do siebie zaufanie, lub popadli w otwarty konflikt.
Parę dni spokoju pozwoliło Kharlotowi na podbudowanie formy i przemyślenie sytuacji. Czasem doskwierał mu głód zabijania, który trapił go co jakiś czas od pamiętnego wybuchu. Szybko okazało się, że zabite skaveny nieco łagodziły żądzę mordu, jednak były zbyt słabe by wzmocnić Kruszącego Czaszki, rozpoczeły się więc wypady na zewnątrz. Okolica była bardzo mroźna, ktoś nieobeznany mógł ją wsiąść za Norskę, jednak różnicę czuło się w powietrzu. Arena powędrowała bardziej na północ. Nie było widać zwierząt, lecz Kharlotowi udało się napotkać górskiego trola, który znacznie lepiej zaspokajał pragnienie krwi niż słabe szczury.
Całe szczęście, że pochłaniam dusze, a nie umysły. W innym przypadku to głupie bydlę by mi raczej zaszkodziło.- stwierdził po walce. Któregoś razu Kharlot zapuścił się dalej niż zwykle. Drzew było mało, jak okiem sięgnąć rozciągał się mroźny step, upłynęło więc trochę czasu, zanim w oddali zauważył kogoś. Byli to kurgańscy koczownicy. Kilku mężczyzn siedziało w prowizorycznym obozowisku, rozmawiając głośno. Na widok Kharlota chwycili za broń, mierząc podejrzliwie wzrokiem.
-Który z was jest najsilniejszy?- zaczął rozmowę Throgarsson.
-Ja.-odrzekł najwyższy z nich
-Dobrze. Ty zginiesz pierwszy.- powiedział spokojnie Kharlot i zaatakował. Przywódca Kurgan zdołał się zasłonić tarczą przed pierwszym ciosem i pchnął włócznią, przebijając lewy biceps napastnika, jednak kolejny raz khornity sięgnął jego prawego łuku podżebrowego, miażdżąc wątrobę i robiąc sieczkę i innych narządów. Wojownik stęknął i padł znacząc śnieg ciemnoczerwoną barwą. Niezrażeni koczownicy z okrzykiem ruszyli na Kruszącego Czaszki. Walczyli głośno, bez finezji i precyzji. I umierali szybko. W końcu pozostał ostatni. Kharlot wyrwał sobie grot włóczni z ramienia i patrzył, jak rana zasklepia się. Ta nowa umiejętność jest całkiem przydatna pomyślał.
-Ty!- zwrócił się do ocalałego Kurgana- Pojedziesz o swoich i powiesz im coś tu widział. Powiedz o kamiennym mieście, które wyłoniło się ze zbocza góry i o tym, że to- tu wskazał na trupy- to dopiero początek. Ruszaj!
Przerażony mężczyzna w pośpiechu zerwał się ze śniegu i dopadłszy konia popędził czym prędzej w siną dal. Kharlot uśmiechnął się pod nosem i wrócił do miasta.
Dzwony zabiły trzynaście razy, gdy w końcu dotarł na miejsce, jednak musiał jeszcze coś zrobić, zanim udał się na arenę
Zdążył na walkę dwóch magów w ostatniej chwili, a jej wynik niemało go zaskoczył. Nie zawracając sobie jednak tym głowy zbyt długo ruszył na spotkanie z Wolfgangiem. Krwawy smok czekał na niego w okolicach rynku, na widok czempiona Khorna uśmiechnął się nieprzyjemnie.
-Proszę, proszę, kto do nas zawitał? Jak dzionek?- zakpił wampir.
-Załatwmy to szybko, bo mnie korci, by cię porąbać. Chcę byście wypuścili trochę ghuli i zombie na bjarnową kompanię. Poradzą sobie bez problemu, jednak nie chodzi o ich pokonanie.
-A o co?- Wolfgang spojrzał na Kharlota podejrzliwie
-Chcę znać ich sposób walki, poruszania się, jak dary bogów zmieniły ich. Wszystko to pomoże mi w przyszłej konfrontacji. Poradzisz sobie?
-Pogadam z szefem. Coś jeszcze?
-Tak. Nie róbcie żadnych innych ruchów jeśli nie powiem. Jeśli Bjarn i jego kamraci mają przegrać, to musimy działać tak jak ja uznam za stosowne.
-To nie ty dyktujesz tu warunki.
-Jeśli twój szef ma dość rozsądku, uzna, że mam rację. Ostatnia sprawa. Jeśli oczekujecie kooperacji, to niech wysyłają do mnie kogoś wyżej postawionego. Ubliża mi to, że wysyłają psa na posyłki. Następnym razem wrócisz do swojego pana w kawałkach.
***
Tymczasem Wydarty Morzu wraz z druhami wracali do kwatery po obejrzeniu walki.
-Mówię ci, to jakieś...- Hrothgar nie dokończył. Do futryny drzwi, tuż obok jego gaci wisiała przybita sztyletem głowa wilka...
Parę dni spokoju pozwoliło Kharlotowi na podbudowanie formy i przemyślenie sytuacji. Czasem doskwierał mu głód zabijania, który trapił go co jakiś czas od pamiętnego wybuchu. Szybko okazało się, że zabite skaveny nieco łagodziły żądzę mordu, jednak były zbyt słabe by wzmocnić Kruszącego Czaszki, rozpoczeły się więc wypady na zewnątrz. Okolica była bardzo mroźna, ktoś nieobeznany mógł ją wsiąść za Norskę, jednak różnicę czuło się w powietrzu. Arena powędrowała bardziej na północ. Nie było widać zwierząt, lecz Kharlotowi udało się napotkać górskiego trola, który znacznie lepiej zaspokajał pragnienie krwi niż słabe szczury.
Całe szczęście, że pochłaniam dusze, a nie umysły. W innym przypadku to głupie bydlę by mi raczej zaszkodziło.- stwierdził po walce. Któregoś razu Kharlot zapuścił się dalej niż zwykle. Drzew było mało, jak okiem sięgnąć rozciągał się mroźny step, upłynęło więc trochę czasu, zanim w oddali zauważył kogoś. Byli to kurgańscy koczownicy. Kilku mężczyzn siedziało w prowizorycznym obozowisku, rozmawiając głośno. Na widok Kharlota chwycili za broń, mierząc podejrzliwie wzrokiem.
-Który z was jest najsilniejszy?- zaczął rozmowę Throgarsson.
-Ja.-odrzekł najwyższy z nich
-Dobrze. Ty zginiesz pierwszy.- powiedział spokojnie Kharlot i zaatakował. Przywódca Kurgan zdołał się zasłonić tarczą przed pierwszym ciosem i pchnął włócznią, przebijając lewy biceps napastnika, jednak kolejny raz khornity sięgnął jego prawego łuku podżebrowego, miażdżąc wątrobę i robiąc sieczkę i innych narządów. Wojownik stęknął i padł znacząc śnieg ciemnoczerwoną barwą. Niezrażeni koczownicy z okrzykiem ruszyli na Kruszącego Czaszki. Walczyli głośno, bez finezji i precyzji. I umierali szybko. W końcu pozostał ostatni. Kharlot wyrwał sobie grot włóczni z ramienia i patrzył, jak rana zasklepia się. Ta nowa umiejętność jest całkiem przydatna pomyślał.
-Ty!- zwrócił się do ocalałego Kurgana- Pojedziesz o swoich i powiesz im coś tu widział. Powiedz o kamiennym mieście, które wyłoniło się ze zbocza góry i o tym, że to- tu wskazał na trupy- to dopiero początek. Ruszaj!
Przerażony mężczyzna w pośpiechu zerwał się ze śniegu i dopadłszy konia popędził czym prędzej w siną dal. Kharlot uśmiechnął się pod nosem i wrócił do miasta.
Dzwony zabiły trzynaście razy, gdy w końcu dotarł na miejsce, jednak musiał jeszcze coś zrobić, zanim udał się na arenę
Zdążył na walkę dwóch magów w ostatniej chwili, a jej wynik niemało go zaskoczył. Nie zawracając sobie jednak tym głowy zbyt długo ruszył na spotkanie z Wolfgangiem. Krwawy smok czekał na niego w okolicach rynku, na widok czempiona Khorna uśmiechnął się nieprzyjemnie.
-Proszę, proszę, kto do nas zawitał? Jak dzionek?- zakpił wampir.
-Załatwmy to szybko, bo mnie korci, by cię porąbać. Chcę byście wypuścili trochę ghuli i zombie na bjarnową kompanię. Poradzą sobie bez problemu, jednak nie chodzi o ich pokonanie.
-A o co?- Wolfgang spojrzał na Kharlota podejrzliwie
-Chcę znać ich sposób walki, poruszania się, jak dary bogów zmieniły ich. Wszystko to pomoże mi w przyszłej konfrontacji. Poradzisz sobie?
-Pogadam z szefem. Coś jeszcze?
-Tak. Nie róbcie żadnych innych ruchów jeśli nie powiem. Jeśli Bjarn i jego kamraci mają przegrać, to musimy działać tak jak ja uznam za stosowne.
-To nie ty dyktujesz tu warunki.
-Jeśli twój szef ma dość rozsądku, uzna, że mam rację. Ostatnia sprawa. Jeśli oczekujecie kooperacji, to niech wysyłają do mnie kogoś wyżej postawionego. Ubliża mi to, że wysyłają psa na posyłki. Następnym razem wrócisz do swojego pana w kawałkach.
***
Tymczasem Wydarty Morzu wraz z druhami wracali do kwatery po obejrzeniu walki.
-Mówię ci, to jakieś...- Hrothgar nie dokończył. Do futryny drzwi, tuż obok jego gaci wisiała przybita sztyletem głowa wilka...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Łowca jednym silnym kopnięciem otworzył drzwi do pokoju Hyshisa. Wiszący nad łóżkiem amulet zaczął się jarzyć i po chwili wszystkie świece w pokoju zapaliły się ,rozświetlając pomieszczenie "Jarmarskie sztuczki..." pomyślał Magnus i rzucił maga na łóżko ,jego rana w brzuchu krawiła. Von Bittenberg przyjrzał się miejscu ,skąd dobiegał krwotok. Było to czarne ,odrażające wgłębienie ,tuż przy sercu. "Miał wiele szczęścia... ale niestety... czarna magia..." (splunął) i odprawił nad raną krótką modlitwę ,po czym jednym szybkim cięciem noża zerwał ciemny i obrzydliwy strup ,w tej chwili z rany zaczęła płynąć krew ,a mag gwałtownie otworzył oczy i jęknął ,jednak od razu znowu zemdlał. Magnus przemył ranę i wykonał staranny opatrunek. Następne dwie godziny dłużyły się ,Hyshis cały czas leżał ,majacząc coś o dyplomie z akademii magii oraz cukrowych lalkach. Łowca cierpliwie czekał siedząc przy oknie obserwując miasto i paląc fajkę. Dokładnie notował wszystko co widział za oknem. Dowiedział się już o mutacjach prawie każdego z zawodników. W końcu Hyshis przebudził się. Zmeczone oczy dostrzegły Magnusa ,który bacznie go obserwował. Mag światła przetarł oczy ,teraz był już pewien ,że to rzeczywistość ,przeżył walkę ,a jego rana nie krwawi . Spojrzał prędko na inkwizytora ,który zgasił fajkę i wstał "Witaj Hyshisie Zapewne wiesz kim jestem... gratuluję chwalebnego zwycięstwa... poczułem obowiązek wyciągnięcia cię z rynsztoku i doprowadzenia do porządku... wy magowie macie to do siebie ,że przeważnie nie planujecie skutków waszej magii... pomogłem ci również z innego powodu... muszę powiadomić cię ,ze Altdorf o tobie pamięta...a Kolegia nie zapominają o swych przedstawicielach... hierofanci ze Świetlistego Kolegium są dumni i wielce zadowoleni z twojego powodzenia... widzą w tobie wielki potencjał ,zważywszy ,ze pokonałeś w pojedynku magicznym przedstawiciela rasy ,która przoduje we władzy nad wiatrami Hysh..." na twarzy Hyshisa pojawił się uśmiech ,mimo bólu w brzuchu ,czuł satysfakcję ,że został doceniony ,jednak Magnus prędko kontynuwoał "Dobrze... a teraz koniec sielanki... oboje jestesmy wrogami czarnej magii... nie będę robił wywodów o tym czego szukamy... nie mam zamiaru też udostępniać śledztwa Świętego Oficjum... wszyscy i tak wiedzą za dużo o poszukiwanym przedmiocie... Altdorf kazał mi nawiązać z tobą kontakt ,jako ,że oboje działamy w służbie Imperium... znałeś dobrze Sethepa... odpowiedz mi na jedno ,kluczowe pytanie... gdzie jest fragment ostrza?!"
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[ na moje oko elf go podpierniczył ]
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Podczas, gdy zawodnicy i ich przyjaciele starali się ułożyć nowe sojusze, w pewnym ciemnym pokoju tuż pod poziomem podłogi wielu kwater spotkało się kilkanaście szczurów. Najwyższy z nich wystąpił na trójkątny stołek i przemówił do zgromadzonych.
- Musimy zastanowić się co robić teraz - powiedział - Zawodnicy znaleźli-zebrali wszystkie kawałki.
Zebrani poruszyli się niespokojnie.
- Nie można pozwolić-dać im go złożyć. Mogliby nam zagrozić-zabić-zabić! - zapiszczał jeden ze szczurów.
- Nie można - zgodził się przemawiający. - Dlatego trzeba-musimy pomyśleć-pomyśleć! Pierwszy sojusz rozbiliśmy. Tak, rozbiliśmy! Nie ma zgody, nie ma sojuszu! Nie ma całego miecza!
Podniecone głosy wypełniły komnatę.
- Ale teraz-teraz - ciągnął szczur w czarnych łachmanach - teraz coś innego. Musimy zająć-zainteresować wampirzycę, która trzyma się z boku. Może zginie-zabiją! Może już nie zaśpiewa-zawyje!
- Niech myślą, że to losowanie... - odezwał się skarlały skaven z kąta. - Niech nadal tak myślą. Wywieście ogłoszenie.
Jeszcze tego samego dnia nagi niewolnik przybił gwoździem do słupa drewnianą tabliczkę z napisem:
WALKA DRUGA
Maria Steinvor vs Diana
- Musimy zastanowić się co robić teraz - powiedział - Zawodnicy znaleźli-zebrali wszystkie kawałki.
Zebrani poruszyli się niespokojnie.
- Nie można pozwolić-dać im go złożyć. Mogliby nam zagrozić-zabić-zabić! - zapiszczał jeden ze szczurów.
- Nie można - zgodził się przemawiający. - Dlatego trzeba-musimy pomyśleć-pomyśleć! Pierwszy sojusz rozbiliśmy. Tak, rozbiliśmy! Nie ma zgody, nie ma sojuszu! Nie ma całego miecza!
Podniecone głosy wypełniły komnatę.
- Ale teraz-teraz - ciągnął szczur w czarnych łachmanach - teraz coś innego. Musimy zająć-zainteresować wampirzycę, która trzyma się z boku. Może zginie-zabiją! Może już nie zaśpiewa-zawyje!
- Niech myślą, że to losowanie... - odezwał się skarlały skaven z kąta. - Niech nadal tak myślą. Wywieście ogłoszenie.
Jeszcze tego samego dnia nagi niewolnik przybił gwoździem do słupa drewnianą tabliczkę z napisem:
WALKA DRUGA
Maria Steinvor vs Diana