Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata

Post autor: GrimgorIronhide »

(klimatyczny kawałek i wideo: http://www.youtube.com/watch?v=0rY7R93rev0)
Ynghar Czarna Dusza ponaglił Behemota, ścinając po drodze kilku uciekających ludzi i skavenów. Czarne znaki na dwuręcznym, zakrzywionym ostrzu spływały krwią. Wśród chaosu dostrzegł człowieka zasypującego Kurganów Vharqora desczem kul z pomocą dziwnej maszyny. Ujrzał także płonącego od żaru światłości bohatera w kapeluszu. "Ot i mój przeciwnik, warty zabicia !" Mijajac wyjacych Kurgan i milczących Rycerzy ze swej bandy zaszarżował na Łowcę Czarownic, wykrzykując wyzwanie. Już miał go stratować, gdy...
Nagły wybuch światła zamroczył mu cały świat przed oczami. Zdaje się że jego Juggernautowi także gdyż wbili się z impetem w ścianę.
Gdy po kilku długich chwilach doszedł do ładu, ujrzał że Sigmaryta idzie na niego w towarzystwie człeka w złotych szatach maga.
- To ten tchórz od światełek...! Vaikko, Thormar! -dwóch rycerzy oderwało się na dźwięk głosu czempiona od mordu i staneło po jego bokach.
Ten z lewej dzierżył długą, nabijaną maczugę w kształcie głowy krzyczącego człowieka, a jego pancerz porastały setki kolców.
Rycerz z prawej wznosił nad hełm z baranimi rogami bliźniacze topory. Razem ruszyli na atakującego Magnusa i Hyshisa.
*****
Synekhar Więźniarz ogarnął wzrokiem plac boju. Wygrywali. "Niech dzikusy i ci głupcy w pancerzach sobie mordują... ja muszę odnaleźć źródło tej mocy..." Jego skuci Forsakeni rozrywali każdego, kto próbował zaatakować czarownika. Lecz doszły go niepokojące wiadomości. Ci tak zwani "Herosi Areny" zaczęli napadać na niektórych z ich ludzi, doniesiono mu także o tym że jeden z rycerzy Ynghara został zabity przez grupkę wampirów i żywych trupów. "Później się nimi zajmę, teraz..."
Rozmyślania magika przerwał bestialski okrzyk. Z prawej wypadł na grupkę Kurgan Ogromny czempion Khorna i posiekał lub przegonił dzikusów. Synekhar już chciał odjechać i zostawić go któremuś z Rycerzy gdy w jego umyśle poczuł dziwną obecność...nie byle kogo...
Gdy wizje zagłady i dziwnych wydarzeń oraz tajemnicze szepty w jego głowie zniknęły, podniósł głowę.
- Jak każesz o Najwyższy, Kairosie Zmieniaczu panie mój. Zginie tak jak sobie tego życzysz. - magik pstryknął palcami i łańcuchy skuwające Forsakenów padły. Kreatury rzuciły się na czempiona z radosnym wyciem. Czarownik próbował go unicestwić swym najbardziej niszczycielskim zaklęciem, lecz czerwona aura rozbiła je w niwecz. "Cóż jego bóg nie odda go nam tak łatwo..." Przygotował ogień zmian i cisnął nim w walczącego khornitę.
*****

Bjarn skinął z dala głową Henremu, dziękując za pomoc, lecz ten zniknął w chmurze czarnego dymu wkrótce po salwie.
Po trupach towarzyszy ruszyli kolejni wrogowie. Gdy trzech pierwszych zatrzymało się i zginęło na murze z tarcz, kolejni wciągnęli ich od boku w serię pojedynczych walk. Leif zastrzelił kolejnego konnego i dołączył do brata. Vidarr i Thorleif razem pokonali swych wrogów, pierwszy usadzał szarżującego tarczą i długą, norską włócznią a drugi ściągał go z siodła ciosem topora. Olaf, trzymajac ogromny dwuręczny topór za sam koniec trzonka zabił dzierżącego korbacz rycerza chaosu, który nie mógł zatrzymać ciosów o takim zasięgu i mocy.
Wirując Haakar blokował i atakował jednocześnie, by chwilę potem zmienić się w wilkołaka i rzucić się na przerażonego nomadę stepowego.
Wyciągając runiczy topór z czaszki Kurganina o wytatuowanej twarzy, Bjarn zauważył że wokół nich zebrało się pokaźne stadko luźnych koni, a ich dawni jeźdźcy w rogatych hełmach leżą martwi. Natychmiast wprowadził w czyn wymyślony plan.
- Łapcie konie !! - Thorrvald prubował schwycić wodze luzaka, jednak warknął czując piekącą ranę po zakrzywionym mieczu i spłoszył konia.
Hrothgar w lot podłapał plan i stanął między tuzinem koni a ulicą i dmuchnął ogniem. Przerażone zwierzęta stanęły między studnią i domem.
Turo, Haakar i Einarr spokojnie uwiązali koniki.
- Turo, Haakar, Thorrvald, Einarr ! Ładować rzeczy i łuby na konie ! Reszta ze mną osłania ich !
- COOO ?! Mamy jechać na Koniach ?!! - ryknął zorientowany dopiero teraz Thorleif.
- A wolisz wracać do Norski na piechotę przez Pustkowia ? Bo ja dziękuję... możesz biec.
Wszyscy pędem zabrali się do zadań. Przez kwadrans Norsmeni odpierali ataki Kurgan i kilku rycerzy, jednak gdy maruderzy doznali silnego oporu od najwidoczniej niesamowicie zgranych i odważnych, dodatkowo dysponującymmi nadnaturalnymi mocami wrogów; odgalopowali w poszukwaniu łatwiejszego łupu, tracąc kilku towarzyszy. Potem Bjarn ujrzał że ich bagaż trafił już na łęki i siodła koni.
- Dobra, to jest dziwne, ale... NA KOŃ ! - nieco gramoląc się kompani nieporadnie dosiadli wierzchowców. Wyglądało to co najmniej komicznie, zwłaszcza w wykonaniu grubego Turo i klnącego w niebogłosy Hrothgara, a także znoszącego wstyd zgryźliwym milczeniem Einarra. W końcu jednak ustawili się chwiejąc w kulbakach i pognali za wrogami.

Dopadłszy zaskoczonych pojawieniem się wrogiej "jazdy" Kurgan wybili kilku i dotarli w poblize widać najtęższych walk. Tędy wiodła droga do tunelu, jednak obie ulice były zatarasowane. Skręt w kierunku tunelu na powierzchnię blokował prawie tuzin Kurgan a aleję, ukazującą chaos na rynku zastawił wódz w porysowanej zbroi chaosu, dzierżący na ramieniu ,wielki kamienny topór. Bjarn nie zastanawiał się.
- Rozpędźcie tych tam a ja ukrócę mordę tego watażki !
- Mowy nie ma nie wyjedziemy bez ciebie !
- Nie rozklejaj się Leif! Będę tuż za wami, jak tylko to załatwię. Do tego czasu rozprawicie się z tymi tam patałachami i nauczycie przy okazji jak okiełznać te koniki. Nie zaszkodzi jak położycie mi czerwony dywan na drodze na powierzchnię... hajda !
Przy akompaniamencie śmiechu i okrzyków Norsmeni, chwiejąc się w siodłach z bronią zwarli się z mniej licznymi już Kurganami.
Bjarn tymczasem wolno podjechał do wodza maruderów. - Stawaj psie, zawadzasz mi na drodze do domu !
- Twoja czaszka ozdobi mój dom - spojrzał spod poszczerbionego hełmu - znam cię, Wydarty Morzu, to ty ubiłeś Płonącą Czaszkę, sławnego na Pustkowiach łupieżcę. - ujął oburącz wielki topór z łupanego kamienia. - Jestem Vharqor Kościołam, powiesz to bogom, gdy ich spotkasz...
- Tak jak teraz ubiję ciebie za marnowanie mi oddechu ścierwojadzie ! - Bjarn miotnął toporkiem, który Vharqor odbił masywnym trzonkiem.
Ingvarsson skrzyżował z nim topory, runicza stal przodków wybiła głęboką szczerbę w kamieniu. Krążyli wokół siebie na koniach, siekąc i parując. Bjarn odrąbał kawał trzonka wroga i wybił dwie krwawiące szczerby w porysowanej zbroi Kurganina, sam zebrawszy drażniące otarcie na barku i poziome cięcie w pierś. Przy następnym spotkaniu ich oręży zobaczył że runy na toporze jego przodków płoną a sam jakby poczuł się silniejszy... "Co się ze mną dzieje, czyżby Magnus nie... chyba pokażę się dziś jeszcze jeden, ostatni raz jako Einherjer, dziej się wola Bogów."
- Coś tak zaniemówił, Norsmenie ? Patrz jak niebiesko oczkami świecisz ze strachu ! Zdychaj...- wysapał Vharqor, atakując topornym orężem.
- Ja ? Ty zaraz zaniemówisz. Wiesz co to Einherjarowie, Kurganinie ? - zobaczył że jego wróg się zdumiał. - No jasne, i myślę że się nie dowiesz. To raczej ty zdechniesz ! EISS-VANR-FIOOOOORD ! - Zdziwienie Kościołama niemal przeszło w strach, gdy konie zarżały, czując aurę gniewu i mocy, niespotykaną nigdzie, poza Norskimi legendami.

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

http://www.youtube.com/watch?v=8Ek-iG1pm4Q Wolę tę nutę do walki. Niestety YT nie ma w wydaniu z sensowniejszym teledyskiem :(
Hałas na ulicy sprowokował Marię do wyjrzenia przez okno. To co zastała przerosło nawet jej oczekiwanie. No cóż, każdy może nie zauważyć walnej bitwy ( :mrgreen: ). Szybko łapiąc broń wybiegła w biegu. Wilhem i Willard też jej towarzyszyli, ale gdy miecze poszły w ruch Wilhema już nie było. Stał na jednym z walących się budynków i miotał nożami w zabójczym tempie. Każde z ostrzy trafiając w swą ofiarę ze śmiertelnym skutkiem wyparowywało. Iluzja w którą się wierzy może zabić. Willard też nie marnował czasu tylko szerokimi cięciami dekapitował jednego wojownika po drugim. Jego obsydianowa katana wchodziła w pancerze chaosu jak ciepły nóż w masło. Nie przeszkadzały mu też parady i tarcze. Dopiero, gdy jeden z wrogów okazał się być posiadaczem runicznego miecza wywiązał się pojedynek. Zaskoczony efektowną obroną Willard odstawił się, ale Maria w ostatniej chwili zbiła sztych wojownika. Czempion khorna nie przejął się przewagą liczebną oponenta i kontynuował natarcie. Nawałnicę Ciosów Willard i Maria parowali z trudnością. Sytuacja powoli została opanowywana i khornita tracił swą przewagę, gdyż towarzysze krok po kroku zyskiwali przewagę, jednakże nagle jeden z kawalerzystów zaszarżował Willarda. Ten uniknął ciosu buławy i wsiadł na jego konia, na którym obydwoje pędząc siłowali się. Reiklandczyk próbował poderżnąć gardło a mroczny wojownik zrzucić człowieka z jego demonicznego rumaka. Całe zajście na chwilę wyrwało z walki zaskoczonych sytuacją pojedynkujących się Marię i Czempiona chaosu, ale po ułamku sekundy wrócili do morderczej wymiany ciosów. Wtem wampirzyca przypomniała sobie o swojej nowej zdolności. Rzuciła szybko okiem czy przed nią oraz w bliskim promieniu nie stoi żaden członek walk na arenie po czym wydała z siebie rozdzierający powietrze krzyk. Mózg stojącego przed nią czempiona eksplodował. Wrzask powalił kilkunastu wojowników przed nią. Ci którzy stali koło niej padli na ziemię zasłaniając uszy. Większość walczących przerwała walkę słaniając się na nogach. Inni stojący najdalej badali co jest źródłem tego okropnego dźwięku. Na ułamek sekundy walka ustała...

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[To i ja wrzucam kawałek do opisu http://www.youtube.com/watch?v=nJPhZ9kBlYk]
Forsakeni walczyli zaciekle i stawiali duży opór. Dobrze. Dostarczali więcej rozrywki niż kazackie psy. Wtedy Kharlot spojrzał na czarnoksiężnika. W ostatniej chwili, ten już zdążył zgromadzić moc i koncentrując ją, uderzył surową energią Chaosu w Kruszącego Czaszki. Siła zaklęcia powinna rozerwać go na strzępy i wysłać jego duszę z krzykiem do otchłani Chaosu, jednak strumienie energii opłynęły tylko ciało wybrańca Khorna, nie czyniąc mu krzywdy. Zdumiony Kharlot zauważył jaśniejącą czerwoną poświatę chroniącą go przed atakiem maga.
-Krwawy Bóg mi sprzyja. Chwała mu!- zakrzyknął
-Twą duszę będą rozdzierać przez tysiące lat w Bazylice Tortur.- Wykrzyknął Synekhar i uniósł ręce. Z jego dłoni popłynął strumień błękitnego ognia. Płomienie te nie paliły, jednak Kharlot czuł na skórze pieczenie i swędzenie, nieznośny nacisk na tył głowy, stawy trzeszczały, mięśnie zrywały się, powodując potworny ból. Khornita padł na kolana, próbując oprzeć się przemianom, jednak czarnoksiężnik czuł, jak z każdą chwilą jego opór słabnie. Spełni wolę Tego Co Włada Losem i zdobędzie jego przychylność. Jednak zabicie Kharlota mu nie starczyło, sięgnął więc do jego umysłu, podsuwając obrazy cierpienia i rozpaczy, hańby, klęski i śmierci bliskich, by ostatecznie złamać wszelką obronę.
-Hmm, Focza Przystań, twój dom. Urocze miejsce. Spalimy go do gołej ziemi, nie martw się. Rodzina, bliscy, towarzysze- oni wszyscy zginą z powodu twojej klęski. Ach, jest i kobieta... i to z południa? Doprawdy, nisko upadłeś Kharlocie. Okryłeś hańbą swój ród, splamiłeś honor swój i obraziłeś swego boga. A tą twoją kurewką zajmę się osobiście, zgotuję jej cierpienia, jakie nawet nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, same złote przeboje. Ale chyba najpierw oddam ją swym podopiecznym. Niech się zabawią, nie uważasz?
-Wynoś się z mojej głowy!- wrzeszczał Thorgarsson przyciskając pięści do skroni.
-Tak, słabniesz coraz bardziej. Poddaj się, opór nie ma sensu. Ugnij się przed mą mocą i poczuj gniew Tzeentcha!- czarnoksiężnik uwielbiał manipulowac umysłami, rozkoszował się każdą chwilą, każdą torturą, jaką zadawał. Wtedy ujrzał w umyśle Kruszącego Czaszki coś, co przykuło jego uwagę- Chwila, fragmenty legendarnego ostrza... są tutaj?
Moment utraty koncentracji kosztował go sporo. Kharlot zebrał myśli w całość, czuł jak zbiera się w nim czerwona furia, jak rośnie w nim gniew, zalewając całe jego ciało energią i wolą walki.
-Powiedziałem WYNOCHA!!!- ryknął. Zerwał się na nogi niezmieniony, udało mu się w końcu przełamać zaklęcie. Synekhar wrzasnął, z jego nosa popłynęła strużka czarnej krwi. Kharlot rozpędził się w szarży i uderzył na czarnoksiężnika w pełnym biegu. Maga Chaosu uratowało tylko gwałtowne szarpnięcie za cugle, cios przeznaczony dla niego spadł na jego wierzchowca, skracając go o głowę. W pospiesznej inkantacji Synekhar uderzył w khornitę wiązką energii, posyłając go przez kilka ścian. Wiedział, że nie ma szans w walce wręcz, miał jednak pewien plan. Pobiegł w kierunku korytarza prowadzącego w głąb, licząc, że czempion Khorna będzie go ścigał.
Kharlot otrząsnął się. Zdaje się, że przeleciał kilka ścian, a ból całego ciała sygnalizował, ze jeszcze żyje. Zaklął i zerwał się na nogi. Pragnął dopaść Synekhara jak najszybciej i odpłacić mu w khornickim stylu. Wbiegł z powrotem na plac bitwy i rozejrzał się. Kilku forsakenów znikających w tuneli sugerowało, że czarnoksiężnik udał się na niższy poziom. Tylko czego on tam szukał?

Synekhar przystanął i podziwiał. Przed nim znajdowała się dziwna, metalowa konstrukcja, poskręcana groteskowo, jakby po wybuchu. Powietrze wokół aż wibrowało od mocy, czarnoksiężnik pozwolił, by przepływała przez jego ciało. Czuł, jak fraktale potęgi bogów napełniają jego ciało, czyniąc go potężniejszym.
W korytarzu rozbrzmiewały odgłosy walki, a jęki jego zmutowanych sług, z początku głośne, cichły gwałtownie. To nie miało już znaczenia. Spowolnili jego wroga na tyle długo, by czarnoksiężnik zdążył się wzmocnić. Ostatni z jego sług wleciał z impetem do sali, a zaraz za nim wkroczył Kharlot. Wściekłość i adrenalina aż z niego buchały.
-Jest i nasz bohater.- zakpił mag- Powiedz mi, co jest w tobie takiego wyjątkowego, że Pan Przemian chce twojej śmierci? Ja widzę tylko brutala, który zginie równie szybko, co boleśnie.
-To ty umrzesz parszywa gnido. Twoja czaszka ozdobi tron Khorna!
-Wątpię. Rozejrzyj się. Znajduje się tu skupisko niewyobrażalnej mocy, które czyni mnie niepokonanym. Moja potęga jest zbyt wielka byś był w stanie mnie pokonać.
-Tylko tchórze i słabeusze, co nie potrafią dźwignąć topora parają się magią!- rzekł Kharlot z pogardą
-A więc zginiesz z ręki słabeusza. Czym to czyni ciebie?
[ http://www.youtube.com/watch?v=xzRYCz3CV2o - kolejny kawałek ;)]
Odpowiedział mu okrzyk furii, gdy khornita skoczył na niego z uniesionym toporem. Z palców czarnoksiężnika wystrzeliły łańcuchy wyładowań, zatrzymując atak wybrańca boga wojny. Kharlot padł na posadzkę, wijąc się z bólu. Cierpienie rozrywało jego ciało, nie pozwalając mu wstać.
-To bardzo finezyjne zaklęcie, mój doskonały wynalazek. Zamiast efektownego pokazu sztucznych ogni, bezpośrednio stymuluje receptory nocyceptywne w twoim organiźmie. Wyobraź sobie najgorszy ból. Trwa on chwilę. Potem cierpienie przeciąga się, trwając w nieskończoność. Ilość mocy w tym miejscu starczy mi na kilkaset lat zabawy. Nie obawiaj się jednak, nie mam dla ciebie aż tyle czasu. Mam świat do zdobycia. Dlatego teraz... umrzesz.
Wyładowania wybuchły ze zdwojoną energią, ryk bólu rozniósł się echem po całej sali. Kharlotowi zdawało się, że to już koniec. Nie był w stanie nic zrobić, ból paraliżował wszelkie jego ruchy. Już widział w oddali bramy królestwa Chaosu...
Wtedy Synekhar wrzasnął, z jego ręki trysnęła krew. Po środku dłoni widniał okrągły otwór. Kharlot skierował spojrzenie na wejście. Oczom jego ukazała się drobna, kobieca sylwetka z dymiącym pistoletem w dłoni.
-Sellina...- wyszeptał
Czarnoksiężnik również ją zauważył. Uśmiechnął się paskudnie.
-A więc przybyłaś umrzeć wraz ze swym kochasiem?
-Przybyłam, by cię powstrzymać.
-Poetyczne, ale nieco kiczowate. Kończmy tę farsę!
Ognista kula rosła w jego dłoni, gotowa wystrzelić w najemniczkę w każdej chwili. Selina wiedziała, że nie zdąży się uchylić. Płonąca sfera rozpoczeła swój morderczy lot... Kharlot powstał błyskawicznie i stanął na drodze magicznego pocisku. Ognista kula uderzyła w jego gardę, roztrzaskując się na kawałki jak rozbite zwierciadło.
-To niemożliwe... Moja moc jest zbyt wielka, nie możesz...- krzyczał przerażony Synekhar. Cios topora odrąbał mu zdrową dłoń, a brutalne kopnięcie w klatkę piersiową połamało żebra i mostek, posyłając go z dużą siłą do tyłu, prosto na wystający szpikulec.
-Zbieraj, coś posiał.- rzucił mu Kruszący Czaszki.
Czarnoksiężnik stęknął głucho, jego ciało przeszło drgawkami, aż w końcu znieruchomiał i zajął się błękitnym płomieniem. Po chwili została z niego tylko kupka popiołu. Czempion Khorna podszedł do osmalonej najemniczki. Oddychała głęboko, policzki z emocji miała różowe, a gdy się zbliżył uśmiechnęła się.
-Niezłe widowisko. Chyba zdążyłam w ostatniej chwili.
-Chyba tak. Chodźmy na górę, zobaczmy, jak radzą sobie inni.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Selina przebiegła przez zawalony skrzyniami magazyn. W biegu załadowała pistolet. Nie miała czasu walczyć z każdym napotkanym oddziałem barbarzyńców. Musiała zakończyć tą maskaradę i zdobyć kawałek ostrza. Bjarn nie był już zawodnikiem więc nic nie stało na przeszkodzie by go zabić, gdy jego ludzie będą zajęci. Nagle usłyszała dobiegający z podziemi ryk bólu. Zatrzymała się. Dobrze znała ten głos. Należał do Kharlota. Najemniczka zacisnęła wargi, odwracając się. Skoro wojownik potrzebował pomocy, to znaczy, że sprawa musiała być naprawdę poważna. Na zdrowy rozum lepiej go zostawić.
Selina potrząsnęła głową i ruszyła w stronę źródła krzyku. W kącie budynku znalazła klapę prowadzącą do wąskiego tunelu. Idąc dalej zauważyła, że korytarz rozwidla się, tworząc obszerną komnatę. Na jej środku stała dziwna machina. Przypalone brzegi i poskręcane pręty, sugerowały niedawny wybuch. "To przez to zmutowaliśmy" pomyślała. " Przeklęte skaveny". Pod metalową konstrukcja stał czarnoksiężnik chaosu. Jego peleryna trzepotała pod wpływem wiatrów magii. Z jego ręki trzaskały wyładowania. Całą uwagę poświęcał tarzającemu się na podłodze czempionowi Khorna. "Kharlot." Nie zastanawiając się skierowała pistolet w stronę maga i wypaliła. Czy to za sprawą magicznej osłony, czy zwykłego zdenerwowania kula, zamiast przebić mu mózg, trafiła w uniesioną rękę. Jak jeden mąż, czarownik i wybraniec zwrócili się w jej stronę. Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Kharlot zasłonił kobietę przed kulą ognia. Jego aura Khorna zneutralizowała zaklęcie. Żar przypalił Selinie jedynie końcówki włosów. Czempion błyskawicznie był już przy wrogim magu. Cios topora i kopnięcie zakończyło jego marny żywot.
-Niezłe widowisko. Chyba zdążyłam w ostatniej chwili. - powiedziała najemniczka, gdy Kharlot do niej podszedł.
-Chyba tak. Chodźmy na górę, zobaczmy, jak radzą sobie inni.
Wrócili korytarzami na plac, teraz pusty, zawalony jedynie trupami. Na środku siedział samotnie Crak dziabiąc zwłoki. Na widok swojej pani, wzleciał w powietrze i zaczął nad nimi krążyć. Walki musiały przenieść się gdzieś dalej w głąb miasta. Szczęk broni dochodzić, też z strony wyjścia z podziemi. Selina pokazała w tą drugą stronę.
- Tam ostatnio widziałam innych uczestników - wyjaśniła.
Kharlot przytaknął. Widać było mu wszystko jedno, byleby jak najszybciej wrócić do walki. Żądza krwi wciąż pulsowała w jego oczach. Po drodze spotkali tylko kilku maruderów, grabiących zwłoki. Jej towarzysz szybko się z nimi uporał. W tym czasie Selina przeładowała pistolet. Wkrótce dotarli do kolejnego placu. Tu wciąż toczyła się bitwa. Z boku wielki czempion na Juggernaucie wraz z przybocznymi natarł na Magnusa i Hyshisa. W jednej z bocznych uliczek reszta rycerzy atakowała resztki klanbraci Gytricha. Widać było, że czworobok szczuroludzi był na skraju załamania. Pośrodku zaś zobaczyli ścierających się konno: wodza maruderów oraz Bjarna. Na widok przywódcy norsmenów, Kharlot wciągnął mocno powietrze. Selina zwróciła uwagę na inny szczegół. Kompania Ingvarssona wycinała blokujących wyjścia wojowników. Każdy z nich siedział na zapakowanych po brzegi koniach.
- Chcą uciec z miasta - krzyknęła do kochanka - to ostatnia szansa by odzyskać fragment ostrza! - odbezpieczyła pistolet i wycelowała w Bjarna - zastrzelę go, a ty oczyścisz mi ścieżkę do jego trupa.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Osłaniaj mnie!- wrzasnął Hyshis do Magnusa i począł zbierać wokół siebie wiatry magii Hysh Wymachiwał wokół mieczem i kosturem ,zbierając i łącząc białe smugi krążące wokół niego ,za każdym razem gdy jednoczył je w coraz większą kulę ,iskrzyły one i pulsowały jasnym światłem ,mag zdawał się nie zwracać uwagi na sytaucję wokół ,całą uwagę i koncentrację poświęcił na rytuał. -No jasne... czas oczyścić parę owieczek...- warknął Magnus kierując się w stronę dwóch wojowników ,trzeci wyraźnie póbował zebrać się po magicznym ataku. Gdy wojownicy poczęli na niego szarżować ,inkwizytor otworzył księgę i zaczął odczytywać "Hymn do młotodzierżcy" ,jego oczy pobielały wraz z coraz głośniejszym wymawianiem staroświatowych zwrotów ,wojownik z hełmem z baranimi rogami zatrzymał się na chwilę w zdziwieniu ,jednak jego towarzysz nie ustępował ,z całym impentem wpadł w łowcę czarownic,który ledwo sparował cios rapierem ,jednak tuż potem inkwizytora zaczęłą zasypywać nawałnica ciosów ,wszystkie chaotyczne ataki starał się sparować ,mimo potężnej siły maczugi wroga .Rycerz w pewnym momencie z wielkim wrzasiem zaatakował po ukosie i z całym impentem wybił Von Bittenbergowi broń ,po czym zrobił obrót zamierzając roztrzaskać czaszkę Magnusa ,jednak ten w ostatniej chwili uchylił się i z niebywałym refleksem wyciągnął z kabury broń ,po czym wypalił wojownikowi prosto w kolano. Rosły barbarzyńca wrzasnął i wypuszczajac broń padł na kolana "Parzy!!! Co to za ołów!? Myślisz ,że to mnie zatrzyma mięczaku ?!!" krzyczał wojownik próbując wstać "W imię Sigmara... skazuję cie na śmierć..." powiedział chłodno Magnus ,po czym mocno uderzył podeszwą o ziemię ,z czuba jego butów wysunęło się ostrze i łowca od razu uśmiercił przeciwnika jednym mocnym cięciem w tętnicę ,krew polała się strumieniem a ogromny rycerz padł na ziemię. "Ty ścierwo!!! Zdechniesz!!!" wrzeszczał wojownik w hełmie z baranimi rogami biegnąc na Magnusa ,ten nie zdążył nic zrobić ,gdy wielki człowiek staranował po czym łapiąc za szyję przycisnął do ściany. W jego oczach widać było berserk ,w jednej dłoni dzierżył topór a drugą dusił Von Bittenberga. Łowca czarownic wypadł z transu ,jego oczy znów stały się normalne ,ale całe pokrywy się krwinkami. Nie mogąc złapać oddechu jego umysł się wyłaczył ,nie myślał on o żadnych sposobie anichilacji ,w jego głowie rodziły się tylko modlitwy ,nagle cały zczerwieniał "Zdychasz ! Uwielbiam ten widok!" wrzeszczał wojownik ,kiedy nagle poczuł swąd spalenizny ,po chwili zorientował się ,że jego rękawica płonie ,płonął cały Magnus ,którego błyskawicznie puścił "Co jest kurwa!!! Co jest!!" wydzierał się próbując ugasiń ogień ,jednak po chwili cały futrzany naramiennik zajął się ogniem ,wojownik biegał wokół w przerażeniu. Von Bittenberg leżał ,a jego skóra pulsowała ,czuł przenikający chłód i piskliwe głosy w głowie "Taaaak... dobrze.... jak pięknie... zostań ze mną... przyjmi dary..." głos póbował go zdeprawować ,jednak on zaczął się krzywić i złapał sie za głowę "Nigdy... ty ścierwo... nigdy..." łowca tarzał sie po ziemi próbując odpędzić myśli ,wojownik ,który zdołał ugasic ogień poczał maszerować na Hyshisa . Henry czym prędzej wybiegł na ulicę ,spostrzegł szarżującego wojownika. "No dobrze... prędko.... tak jak mnie uczył Magnus..." myślał Herny wyciągając pistolet ,odległość do wojownika wynosiła spory kawałek ,Klernst ustawił się w pozycji strzeleckiej opierajac pistolet na wyciągniętej ręce ,p oczym zaczął mierzyć "Dobrze... wiatru brak...uspokoić oddech... rozlużnić się... Sigmarze nieś tą kulę..." pomyślał ,po czym wypalił z broni ,ogromny huk rozniósł się w powietrzu ,a wraz z nim spory dym. Kula przeleciała przez całą ulicę ,po czym wbiła się dokładnie w skroń szykującego się do ataku rycerza ,w chwilę puścił on broń i bezwładnie osunął się na ziemię lądując w błocie. Henry zadowolony z celności strzału schował pistolet i z rapierem w ręce zaczął biec do maga ,wokół którego zebraął sie już wielka świetlista kula ,która pełna była iskr i świateł. Gdy Henry biegł nagle usłyszał donośny ryk ,szarżował na niego powalony wcześniej wojownik na wielkie okutej w żelastwo bestii ,w tym momencie cała ulica rozjaśniła się ,Hyshis cisnął wielką kulę wprost na wojownika ,wielki pocisk od którego odchodziły promienie przeleciał przez całą ulicę ,po czym wbił się w wojownika ,widać było wielki wybuch świateł ,ale panowała niezwykła cisza ,po której nastąpił donośny pisk ,a chwilę potem ogromny huk ,wszyscy zasłonili oczy od wielkiego brzasku ,po chwili dostrzec można było wielką wypaloną w ziemi dziurę oraz spopielone wokół budynki. Henry skinął głową w kierunku maga ,po czym pdobiegł do Magnusa "Mistrzu! Wszystko w porządku?" rzekł głośno "Teraz tak... chodźmy... kolejni czekają..." rzekł chłodno łowca podnosząc rapier ,pobiegli w stronę bramy ,ładujac po drodze broń ,dotrzegli Selinę celującą do Bjarna...
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[No to budujemy nastrój dalej ;) http://www.youtube.com/watch?v=ldjU8mZb72k ]
Selina jednym płynnym ruchem wyciągnęła pistolet i wycelowała w Bjarna, który właśnie szatkował wodza Kurgan. Przymknęła jedno oko, jej palec delikatnie dotknął spustu, jednak zanim za niego pociągnęła, poczuła dłoń Kharlota.
-Nie, on jest mój.- powiedział łagodnie jak na khornickie standardy. Najemniczka wzruszyła ramionami. Wolała załatwić to szybko, jednak znała poczucie honoru khornity i wiedziała, że go nie przekona. -Cokolwiek się wydarzy, nie interweniuj w pojedynek.- kontynuował Kharlot- Proszę.
To pierwszy raz, kiedy usłyszała z jego usta to słowo. Chciała mu krzyknąć w twarz, że to szaleństwo, żeby nie szedł, że nie chce go stracić, milczała jednak.
-Nie daj się zabić.- rzekła w końcu spokojnie. Nie mogła dostrzec uśmiechu pod czerwonym hełmem. Kruszący Czaszki obejrzał się po raz ostatni i pobiegł w kierunku Bjarna.

Wydarty Morzu utopił nomada w jego własnej krwi. Przez głowę mu przeszła gniewna myśl, że Magnus spaprał sprawę z egzorcyzmami. Czyżby w wyniku mutacji jego bóg się od niego odwrócił? Wtedy spośród bitewnego zgiełku usłyszał gromki okrzyk.
-BJARN!- Ingvarsson odwrócił się. To był Kharlot.
-Znowu ty?! Tak bardzo ta dziewka ciebie omamiła?- warknął z gniewem Wydarty Morzu.
-Mamy rachunki do wyrównania. Nie pozwolę ci odejść, póki nie przeleję twojej krwi.
-Jeśli walki pragniesz, dostaniesz ją. Nie licz jednak, że tym razem skończy się ona inaczej.
-Milcz. Niech zadźwięczy stal!
Skoczyli ku sobie. Runy na toporze Bjarna rozbłysły, z jego oczu biła błękitna poświata. Był piekielnie szybki, za szybki dla Kharlota. Kruszący Czaszki ledwo parował ciosy, czuł jak od ich siły drętwieją mu kończyny. Mimo to walczył dalej. Niestety wszystkie jego ataki były odbijane przez Bjarna, jakby od niechcenia. Znów zwarli się.
-Wystarczy jedna południówka, by czempion Khorna, wojownik północy rzucił wszystko w niwecz? Swój honor, towarzyszy, chwałę? Norska pełna jest dziewek lepszych od niej.- rzucił wściekle Ingvarsson
-Ona jest dla mnie kimś więcej. Nasze kobiety mogą jej co najwyżej pyskami cholewy polerować.
Znów świsnął topór. Z lewego ramienia Kharlota trysnęła krew. Khornita odpowiedział ukośnym cięciem z góry i z dołu, jednak jego ciosy zabrzęczały tylko o gardę Bjarna. Wydarty Morzu naparł i przyłożył Kharlotowi tarczą, potem drugi raz. Oszołomiony wybraniec nie zdążył sparować poziomego cięcia, runiczne ostrze zatopiło się w bok. Z pod pancerza popłynęła krew. Bjarn przyparł Kharlota do muru.
-Nie jesteś ode mnie lepszy, nigdy nie byłeś. Teraz gdy we mnie jest moc Einherjera, nie masz nic co mogło by ci pomóc.- rzucił Ingvarsson Kruszącemu Czaszki w twarz.
-Och, jest takie coś. Nigdy się nie poddaję.- odparł z zaciętością Thorgarsson. Chwycił swego przeciwnika za ramiona, odchylił głowę i z całej siły uderzył. Bjarn stracił na chwilę koncentrację. Kharlot spojrzał mu prosto w oczy i zaczął warczeć, coraz głośniej, aż warkot przeistoczył się w krzyk. Wydarty Morzu nie mógł oderwać wzroku, był jak sparaliżowany, czuł jak słabnie. Niebieski blask z jego oczu bladł, ulatując w kierunku Kruszącego Czaszki. Kharlot ciągle krzyczał. Czuł jak boskie siły opuszczają ciało jego rywala, a w niego wstępuje nowy wigor. W końcu odepchnął Bjarna. Runiczne ostrze zostało wyrwane z rany w jego boku, która niedługo potem zasklepiła się. Ingvarsson patrzył nie dowierzając.
-Ty... ty... jak to możliwe? Coś mi uczynił?-krzyknął
-Wyrównuję szanse. Nie ty jeden dysponujesz różnymi sztuczkami- odparł mu Kharlot, po czym zaatakował wściekle. Topory znów zderzyły się w powietrzu, jednak tym razem Bjarn był w znacznie cięższej sytuacji. Jego przewaga dosłownie uleciała, khornita pozbawił go mocy, samemu przywracając sobie siły. Choć w sercu Norsmena nie było miejsca na lęk, to czempion boga wojny napędzany był nienawiścią, jaką długo pielęgnował w sercu. Było to dla niego źródło niespożytej energii, ona dodawała siły jego ciosom. Zdobione symbolami Pana Czaszek topory coraz skuteczniej rozbijały defensywę wodza ludzi północy, ramię dzierżące tarczę stało się obolałe i słabło. W końcu tarcza ze skóry krakena nie uniosła się dość szybko i ciemna stal przeorała mu pierś. Bjarn cofnął się kilka kroków, zatrzepotał powiekami, wypuścił z rąk broń i tarczę i spojrzał w dół. Ciemna posoka zalała mu tors, kapała gęstymi kroplami na posadzkę. Kolana same się pod nim ugięły. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Został pokonany? Kharlot podszedł do niego. [ http://www.youtube.com/watch?v=4JWCUuhnrzU ]
-Czujesz to prawda? Przyzwyczaiłeś się do mocy Einherjera, ale reszta wciąż żyła z tym na codzień. Twoja własna śmiertelność.
-Nie będę błagał cię o litość- warknął wściekle Ingvarsson. Kruszący Czaszki oparł kraniec topora na ramieniu Bjarna. Chwilę milczał, jakby się wahał.
-Twoja śmierć niczego nie zmieni. Dostałem to co chciałem, wygrałem. To wszystko na czym mi zależało.
Wydarty Morzu zdumiał się. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
-Rana rychło zagoi, nie powinna utrudniać jazdy konno. Jedź w swoją stronę. Obyśmy spotkali się w bardziej przyjaznym miejscu.- kontynuował Kharlot
Towarzysze Ingvarssona właśnie nadciągali, zaniepokojeni panującą sytuacją. Z dobytą bronią patrzyli na khornitę nieufnie. Ich wódz uspokoił ich gestem. Stali tak naprzeciw sobie, milcząc, synowie Norski, ulubieniec Asów i wybraniec Khorna. Z pomiędzy gęstych chmur padł przez szczelinę w sklepieniu podziemnego miasta promień słońca.
-To jednak będzie całkiem niezła saga.- zaśmiał się Bjarn.
-W istocie. Obyśmi wznieśli kiedyś razem kufel wspominając tą chwilę.- odparł mu Kharlot.
-To był dla mnie zaszczyt się z tobą mierzyć Kharlocie Kruszący Czaszki, synu Thorgara złamanego wiosła.
-To był również zaszczy dla mnie, że cię spotkałem Bjarnie Wydarty Morzu, synu Ingvara Dalekopodróżującego. Niechaj bogowie mają cię w opiece.
-Niech Khorne prowadzi twoje ramię. Jeśli nie wygrasz tej przeklętej Areny, wytłukę z ciebie podroby!- obaj mężczyżni roześmiali się.
Ingvarsson odwrócił się i dosiadł przyprowadzonego wierzchowca. Norsmeni byli gotowi do odjazdu, ruszali na południe, do domu. W końcu mieli ujrzeć swoje rodziny i bliskich. Jadący na końcu Bjarn wstrzymał na chwilę konia.
-Jeszcze jedno- rzekł do Kharlota- chciałem wrzucić to w otchłań Chaosu, lecz ty chyba zrobisz z niego lepszy użytek.- Wydarty Morzu rzucił Kharlotowi małe zawiniątko.- Żegnaj, przyjacielu.- powiedział na koniec i odjechał. Kruszący Czaszki rozwinął na podarek. Był to zawinięty w skórę foki sztylet. Jego ostrze lśniło ciemną zielenią...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ Jak obecnie wygląda sprawa z kawałkami ostrza?
1.Kharlot - sztych
2.Magnus – rękojeść i ostrze
3.Selina – głownia
4.Maria – klejnot z głowni
Zgadza się ? ]
Ostatnio zmieniony 1 maja 2013, o 18:57 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Dokładnie, tak jak napisałeś Hyshis nic nie ma, bo elf go ograbił a Selina/Kharlot zaraz dostaną kolejny kawałek ]

Rozczłonkowane i porąbane do kości zwłoki kazackiego watażki zsunęły się z konia. Tracący kontrolę Bjarn natarł na pozostałych wrogów. A żyło już tylko z pół tuzina chaosytów i może dwakroć tyle Kazagów. Nie zatrzymała go ani para maruderów z cepami ani rycerz chaosu z runiczą kosą. Wydarty Morzu wznosił właśnie głowę rycerza, gdy zauważył Kharlota i Selinę.
Czerep brzdęknął o skrwawiony bruk, gdy Bjarn zsiadł z konia i ruszył w stronę khornity. (opis patrz wyżej)...

Bjarn w głębi duszy dziękował Kharlotowi za pozbycie się niebezpiecznego jarzma. Kto wie co mogłem zrobić ? Nie wspomniał jednak o tym na głos. Gdy dotorała do nich jego kompania, powstrzymał mordercze zapędy i oznajmił że Thorgarsson to godny towarzysz i jego przyjaciel. Po pożegnaniach Bjarn dodał iż odwiedzi po powrocie także Foczą Przystań, jednak zastrzegł że jedyne wieści jakie przyniesie jego ojcu to te o zwycięstwie syna a nie kondolencje, więc...
-...Nawet nie waż mi się umierać ! Ja już raz byłem w Walhalli i wierz mi ona poczeka.
Wśród serdecznego śmiechu Norsmeni, już pewniej czując się w siodłach odgalopowali wkierunku tunelu i powierzchni. Bjarn zastanowił się tylko nad tym, czy aby pozostawienie Kharlota z tą Seliną to dobry pomysł. Szybko jednak przypomniał sobie, że nazajutrz będzie musiał ją zabić... Poza tym jak wkrótce miał się przekonać Wydarty Morzu, z gustami się nie dyskutuje, nawet toporem. Z krawędzi tuneu pomachał nad głową hełmem i spojrzał na miasto-arenę. "Teraz to kompletna ruina, w sumie nic już nie tracę.." Zawrócił konia i pogonił za towarzyszami.

W połowie drogi na powierzchnię, Thorrvald zdziwił się.
- A jak my właściwie dowiemy się kto wygrał ? I jak przejedziemy te cholerne pustkowia ?
Kilku starszych Norsmenów uśmiechnęło się. Bjarn wesoło pokręcił głową.
- Modyś i głupi. A myślałem że czegoś cię to wszystko nauczyło. - to mówiąc wyciągnął kilka zwiniętych i poplamionych krwią pergaminów. - Mapy stepów. Wygląda na to że nasi niedoszli przyjaciele przydreptali tu aż z Pogórza Starych Kurhanów. To dobrze bo tak się składa, że to na wschód od Zamarzniętego Morza, które o tej porze roku jest... zamarznięte. Można by po nim przejechać na południe wprost do wybrzeża Norski, ale myślę że przy naszej dozie szczęścia spotkamy tam wielorybników albo nawet drakkar Aeskich lub Vargijskich łupieżców, bo gdy jest zima to głód pcha północne klany do desperackich najazdów i polowań... a my mamy aż za dużo łupów i złota...
- A co z wieściami ? - nie ustępował Leif.
- Rozejdą się szybciej niż zdążysz obłapić pierwszą dziewkę w Eissvanrfiordzie, o to się nie martw.
- Hej czy to światło ? - zakrzyknął Thorleif. Wszyscy spojrzeli się na niego, po czym na chowającego mapy do juków Bjarna.
- Myślę.... że... masz całkiem sporo racji ! Sprawdźmy to, a kto ostatni spojrzy na słońce niech go Skoll i Hati pochłoną ! Wiiichaaacha ! - wszyscy spięli konie i pognali na wyścigi za Bjarnem. Olafowi nie przeszkadzało nawet to że o jego hełm i łeb raz po raz tłukły stalaktyty.
(i muzyczka, lecąca, przy widoku moich bohaterów, jadących w kierunku zachodzącego słońca 8) http://www.youtube.com/watch?v=24bYlWqR4_o )

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Dowództwo szczurów nie za bardzo orientowało się co dzieje się dookoła zajęte spiskami w swoim gonie. Dlatego też najwyżej postawieni Skaveni zdziwili się niezmiernie, gdy któregoś ranka nie dostrzeżono już Bjarna Ingvarssona ani jego kompanii. Chwila zamieszania towarzyszyła sprawdzeniu, czy rośli barbarzyńcy nie kręcą się w pobliżu magazynów przerobionych na tajemnicze laboratoria, a potem powrócono do swoich spraw. Zgodnie z przewidywaniami niedługo po potyczce na powierzchni pojawiła się kolejna drewniana tabliczka z napisem tak koślawym, że niemal nie do odczytania. Słudzy klanu Pestilens mogli być dobrzy w wielu rzeczach, ale kaligrafia z pewnością do nich nie należała.

Kharlot Kruszący Czaszki vs Selina Ar'dmont


Dźwięk dzwonów lub choćby czegoś, co by je zastępowało nie rozległ się jednak ani wtedy ani w ciągu kilku najbliższych dni. Skaveni, zajęci noszeniem pakunków i urządzaniem laboratoriów nie mieli czasu zorganizować walki. Okazja pojawiła się dopiero po konflikcie z wyznawcami chaosu...

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Czarny dzwon zabił trzynaście razy. Tego dnia miała polać się krew.

[Walka dzisiaj wieczorem!]

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Maria odnalazła Willarda. Chwyciła go za rękę i pociągnęła.
- Idziemy stąd to nie nasza wojna. Nie nasza walka.
Po drodze dołączył się do nich Wilhem z bananem od ucha do ucha. Widać mordowanie sprawiało mu przyjemność. Bocznymi uliczkami przemknęli w kierunku blaszanego koloseum gdy tylko usłyszeli sygnał o kolejnej walce.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Klan Pestilens w końcu zainteresował się najazdem chaosu. Zastawienie na śmierć armii rywala, było mistrzowskim posunięciem i pozwoliło na ugruntowanie swojej pozycji w mieście. Obwieszeni kadzidłami zarazy fanatycy uderzyli na tyły rycerzy. Z centrum nadeszły legiony mnichów zarazy, które powoli wybijały wszystkie oznaki oporu. Obwieszeni łupami barbarzyńcy uciekli już wcześniej. Opuszczeni i pozbawieni dowódcy wojownicy chaosu umierali w milczeniu zabierając ze sobą wiele skavenów.
W tym samym czasie Selina z niepokojem przyjrzała się walce Kharlota z Bjarnem. Gdy norsmen powalił przeciwnika, chciała się wtrącić mimo zakazu, ale role szybko się odwróciły i to khornita zdobył przewagę. Ostatecznie jej towarzysz zwyciężył, oszczędzając i wypuszczając Bjarna. Najemniczkę zadziwił ten widok. Widziała jak Kharlot pielęgnował nienawiść do wodza norsmenów, a mimo to go nie zabił. Gdy Bjarn z kompanią odjechali podeszła do kochanka, z ulgą zauważając, że ten nie otrzymał żadnej poważniejszej rany.
- Niesamowita walka. Choć przez chwilę myślałam, że przegrasz.
Kharlot podniósł wzrok znad błyszczącego nienaturalną zielenią sztyletu. Wyglądał jakby dopiero teraz dostrzegł kobietę.
- Niepotrzebnie. Cały czas kontrolowałem sytuację.
- Czemu go puściłeś?
- Jego śmierć była niepotrzebna. Dostałem to co chciałem - odpowiedział, spoglądając w kierunku, w którym odjechali norsmeni.
Nagle nad miastem zagrzmiał dzwon, wzywając na kolejną walkę. Ich walkę.
- Czas na nas. - powiedziała ze smutkiem - powodzenia Kruszący Czaszki
Płynnym ruchem zdjęła mu hełm i pocałowała w usta. Zanim Kharlot zdążył coś powiedzieć wtopiła się w cień uliczek i zniknęła.
Doszła do areny okrężną drogą. Nie miała ochoty na długie pożegnania. Czuła, że niewiele dzieli ją od rozpłakania się.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Biły piekielne dzwony. Teraz to Kharlot miał Selinie tak dużo do powiedzenia, lecz ta pocałowała go tylko i zniknęła. Wojownik został sam. Powolnym krokiem wrócił do swojej kwatery. Wkrótce był już gotowy do walki. Nie było w nim jednak entuzjazmu, euforii, jaka zwykle towarzyszyła mu przed walką, był przygnębiony. Gdy dotarł pod budynek areny przestał się łudzić. Nie będzie w stanie zabić swej ukochanej. Ze wszystkich przeciwności, jakie go spotkały, to były najcięższe chwile.
***
Pośród morza krwi, w wieży zbudowanej z czaszek, na tronie z brązu siedziała muskularna, demoniczna postać, bacznie obserwując to, co miało się za chwilę zdarzyć. Khorne był zawiedziony. Jego czempion, który tyle razy dawał dowód swej wartości, zboczył ze swojej ścieżki. To nie do pomyślenia. Pan Czaszek nie mógł pozwolić sobie na taką stratę. Na szczęście, wszystko było do naprawienia...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[oszczędź ją to zostaniesz spawnem.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Walki ustały ,łowcy czarownic przebywali juz w swojej kwaterze od wielu godzin ,wyczyścili ubrania i naprawili ekwipunek ,zmówili również modlitwy ,Magnus sporządził notatki i poszli spać
Nagle zabrzmiał dzwon "Co jest!" krzyknął Herny spadając z krzesła ,wstajac z ziemi ujrzał stojącego przy oknie Magnusa ,który palił fajkę "Nic... czas na pojedynek tygodnia... he he ... idziemy!" powiedział Magnus ,po czym wyszedł z pokoju ,tuż za nim wybiegł Henry ,dokładnie zamekając drzwi ,łowcy pospiesznym krokiem zmierzali w kierunku Areny ,ze wszystkich stron zbierały się skaveny ,mimo fali chaosu ,ataku na miasto ,wyniszczających działań zawodników ,szczurów zdawało się nie ubywać. Kiedy Magnus i Henry byli pod karczmą ,Von Bittenberg nagle zatrzymał się "Zaraz... ten budynek jeszcze stoi ?! ... Henry biegnij no szybko po piwo i steki ,zgłodniałem... " na co Klernst wykrzyknął "Ale panie... mieliśmy nie jeść tu nic... Czarny Zamek przysyła nam jedzenie..." Magnus warknął chłodno "Ale Czarny Zamek nie przysyła piwa... czekam na Arenie ... pośpiesz się" Magnus szybko udał się na trybuny ,a jego uczeń sporządził zakupy, po czym dobiegł do miejsc zajętych przez inkwizytora
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

WALKA CZWARTA RUNDY DRUGIEJ
KHARLOT KRUSZĄCY CZASZKI vs SELINA AR'DMONT

Kharlot i Selina. Te imiona były na ustach wszystkich, od kiedy ogłoszono ostatni pojedynek. Najtrwalszy sojusz i najgłębsza relacja trzydziestej trzeciej Areny Śmierci miały skończyć się tej nocy. Podziemne miasto wyludniło się, lecz arena jaśniała w mroku, bowiem każdy, kto mógł przyniósł ze sobą świecę. Skaveni trzymali w łapach pochodnie, lub błyszczące zielenią kawałki spaczenia, więc na ścianach i gruzach tańczyły blade cienie.

Selina długo wahała się przed wyjściem na gładką posadzkę, uprzątniętą z krwi i skalnego kruszywa. W głębi duszy rozważała ucieczkę. Nigdy w życiu nie bała się niczego tak bardzo, jak tej chwili. Z czołem opartym na kolanie i zimnem stali w dłoniach oddychała głęboko i równo, lecz z każdym oddechem była bliżej łez.

- Nie kocham go - oznajmiła milczącym kamieniom. - Nigdy go nie kochałam. To tylko kolejna intryga. Było dobrze, ale teraz koniec. Wychodzę i on ginie. Koniec.

Gwałtownym ruchem ręki otarła nos i oczy i podniosła się z posadzki. Sprawdziła, czy pistolet nie haczy o kaburę, z chrzęstem poprawiła kolczugę i z bastardem w dłoni wyszła naprzeciw przeznaczeniu.

Kharlot już tam stał. Wysoki niczym wieża i zakuty w czerwoną stal. Spod ciężkiego hełmu nie było widać jego spojrzenia. Wybraniec Khorne'a cieszył się z tego, bo w jego oczach nie mieszkało bitewne szaleństwo, jak niezliczone razy wcześniej. Nie chciał, żeby ktokolwiek dostrzegł wyraz jego twarzy. Oblicze demona wykute na hełmie chroniło go przed wzrokiem tłumu i własnym wstydem. Spojrzał w stronę odbudowanej loży, gdzie zasiedli wodzowie klanu Pestilens z wyrazem ukontentowania na paskudnych pyskach.
"Oni będą następni", pomyślał Kharlot z nienawiścią i starając się nie patrzeć jeszcze w kierunku ukochanej, dobył obydwóch toporów.

- Zabijajcie! - wrzasnął kapłan w szatach Mnicha Zarazy. - Umierajcie szybko-chyżo!

Kharlot poczuł jak coś burzy się głęboko w jego wnętrzu. Pogrążone w smutku i żałobie było jak ołowiane morze pod spowitym ciemnymi chmurami niebem. Bezgłośny rozkaz Potęg uderzył go niczym piorun i rozpętał burzę. Wybraniec zakrzyknął i ruszył, podnosząc topory. Tylko po to, by spojrzeć w czarny wylot lufy pistoletu. Huk strzału był ogłuszający w skaveńskich podziemiach i echo zaniosło go daleko. Kula pomknęła z wizgiem, lecz nie przebiła mistrzowskiego pancerza chaosu. Stalowe płyty na ramieniu Khornity trzasnęły i powyginały się groteskowo, ale pocisk uwiązł pomiędzy blachami. Kharlot był zbyt ciężki w swej zbroi, żeby strzał mógł go spowolnić. Runął na przeciwniczkę i zamierzył się obydwoma ostrzami. Topory pomknęły w dół, a każdy z tych ciosów mógł pozbawić Selinę życia. Najemniczka wiedziała jednak, jak walczyć ze znacznie silniejszym od siebie wrogiem. Cofnęła się i zeszła z linii ataku.

Kharlot nadal napierał. Rozpalonym spojrzeniem odnalazł cel i runął do drugiej szarży. Selina na sekundę przymknęła oczy, a kiedy ponownie rozchyliła powieki, buchało już spod nich szkarłatne światło. Wybraniec Pana Krwi zmylił krok, zupełnie pochłonięty przez hipnotyzujące spojrzenie kochanki i nie dostrzegł pchnięcia, które nadeszło wraz z nim. Poprzeczny cios bastarda zazgrzytał na blachach, trafiając w nadwerężone kulą miejsce. Ból otrzeźwił Kharlota. Czuł krew ściekającą po wewnętrznej stronie zbroi i wiedział, że oczy Władcy Na Tronie Czaszek są dziś zwrócone na niego. Zamachnął się potężnie, ale nie trafił zwinniejszej od siebie kobiety. Każde chybione cięcie napełniało go gniewem, aż zaskowytał z wściekłości. W jego duszy płonął już dziki szał. Czuł jak ogień wypełnia jego żyły, jak dłonie zaciskają się na styliskach toporów i pragnął, pragnął jej krwi.

Selina pociła się pod skórzanym kapturem. Wiedziała, że jest szybsza. Wiedziała, że wygra, jeśli Kharlot ulegnie jej spojrzeniu. I wiedziała, że zginie, patrząc jak budzi się w nim bitewne szaleństwo.

- KREW DLA PANA KRWI! - ryknął Wybraniec Khorne'a i nie był to jego głos. - CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!

Z bojowym okrzykiem na ustach natarł po raz trzeci. Pierwszy cios przełamał zbyt słabą paradę i z hukiem rozdzieranej stali rozerwał kolczugę. Drugi rozciął skórzany kaptur, o włos chybiając skroni. Przed trzecim ocalił Selinę Crak. Czarny jak noc w ogrodach Morra spadł spod kamiennego sklepienia, czepiając się Kharlotowej zbroi i tłukąc skrzydłami w wizjery hełmu. Oślepiony wojownik cofnął się o krok i podniósł zaciśniętą na stylisku topora dłoń przygniatając wrzeszczącego ptaka do własnego hełmu. Jak przez mgłę usłyszał rozpaczliwy okrzyk Seliny. Połamany kruk owinął się skrzydłami i spadł pomiędzy zawodników. Kharlot kopnięciem rozgniótł go na miazgę. Khorne cieszył się ze śmierci, nawet jeśli miała to być tylko śmierć ptaka.

Następnym jednak, co poczuł Wybraniec był chłód stali. Selina była tuż przy nim. Ostrze bastarda spenetrowało dziurę po kuli, zagłębiając się w ramieniu Kharlota niemal do połowy długości. Zaraz potem kopnięcie opancerzonej stopy posłało Selinę na ziemię.

"Miksturka, którą wygrałem od Bjarna", pomyślał Kharlot, mimo, że Pan Krwi kazał mu ruszyć się i mordować. Sięgnął więc do pasa, lecz mikstury tam nie było. Z powrotem opadł na niego gniew, niczym czerwony welon przesłaniający świat. Teraz chciał już ulec Khorne'owi, z całej duszy pragnął być opętanym przez krew.

Runął więc na gramolącą się z posadzki Selinę. Najemniczka przeturlała się, unikając pierwszego cięcia i ledwo mogąc oddychać zastawiła się przed drugim. Uderzenie topora rzuciło ją na kolana. Ręka zdrętwiała jej od siły ciosu. Kharlot z rykiem zamierzył się, pozostawiając krwawą szramę na policzku Seliny. Jej krew dodała mu sił, a część duszy, którą porwał przy ciosie wzmocniła go i zasklepiła otwartą ranę. Lecz w tym małym, malutkim ułamku jej świadomości, która przeniknęła ku niemu poprzez krwawą mgłę, tętniło uczucie zbyt silne, by mógł o nim zapomnieć. Wrzeszcząc jak oszalały uderzył oburącz, lecz nie był w stanie dokończyć ciosu. Obydwa ostrza zatrzymały się tuż przy jej szyi. Selina uniosła zdumione spojrzenie. Na Arenie zrobiło się bardzo cicho. Kharlot dyszał jak pies. Topory w jego dłoniach drżały. Ostrza uderzały o siebie z brzękiem.

Wydawało się, że minęła cała wieczność, aż sługa Khorne'a odwrócił się od Seliny i spojrzał w stronę loży.

- Wygrałem - oznajmił zachrypniętym głosem. - Walka jest skończona. Wygrałem.

Nikt nie powiedział ani słowa. Nikt. Ani Selina, która klęcząc wspierała się na mieczu, ani żaden z zawodników, obserwujący walkę z zapartym tchem. Nie odezwał się wielki przywódca klanu Pestilens, ani żaden z najlichszych niewolników. Cisza była głęboka i przejmująca.

- Chodź, Selino. Wychodzimy. Opuszczamy Arenę - wychrypiał Kharlot i ruszył w kierunku wrót.

Najemniczka wstała chwiejnie i potoczyła wokół spojrzeniem. Postawiła jeden krok za Kharlotem, a potem drugi. Myśli kłębiły jej się w głowie. Nikt jeszcze nie skończył walki. Nikt poza samym Kharlotem. Zbliżali się do skraju Areny. Tam, głęboko w Pod-Świecie każdy jest nietykalny. Tam, poza Areną wszystko jest skończone. Tam jest życie, a tu śmierć. Tam może kochać Kharlota. Tam jest tam.

I kiedy Kharlot robił ostatni krok, kiedy już podniósł nogę, by raz na zawsze opuścić Arenę Śmierci, rozległ się świst. Selina widziała dziesiątki razy jak Kharlot zakłada zbroję. Mimowolnie obserwowała. I uczyła się. Ostrze bastarda dosięgło Wybrańca na skraju Areny, nieomylnie uderzając w szczelinę pomiędzy hełmem a naramiennikiem. Krew z rozciętej tętnicy zbryzgała Selinie twarz, kiedy Kharlot zatoczył się i upadł. Ciemność mroczyła jego zmysły, więc nigdy nie zobaczył już ukochanej. Odszedł nie wiedząc, co go zabiło, przed oczami mając obraz jej ciała, oblanego potem i miłością i nie była to zła śmierć.

Selina z drżeniem wypuściła z ręki miecz. Jej głowa, przed chwilą hucząca od myśli teraz była pusta. Oczekiwała, że Kharlot wstanie i zada jej okrutną śmierć, ale on nie poruszył się już więcej. Nie miał się poruszyć już do końca świata. Z wolna uniosła dłoń, żeby otrzeć łzy, lecz nie było łez. Była tylko gorąca krew i świadomość, że…

- … że to nic - szepnęła. - Że nigdy cię nie kochałam.

Wiedziała jednak, że ta noc i ta krew na jej palcach będą prześladować ją do końca jej dni, a miłość przerwana zdradzieckim cięciem wypali ją ze wszystkiego, co kiedykolwiek było jej drogie. Zdruzgotana i poraniona opuściła Arenę Śmierci, żegnana milczeniem.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

[ =D> =D> =D> Zajebista walka! Nie mogę uwierzyć, że wygrałem :shock: ]

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Dziękuję! Niedługo niespodzianka na zakończenie drugiej rundy!]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[ :shock: najbardziej mnie zaskoczył brak miksturki, ale opis prześwietny. Gratulacje!]
Niczego nie poczuł. Z pośród wszystkich rodzajów śmierci, ta wydawała się... litościwa. Po prostu nagle stwierdził, że umiera. Co się stało? Przecież było już po walce, wygrał, wszyscy to widzieli. Piasek areny przybliżył się gwałtownie, Kharlot osunął się na kolana, oczy zaszły mu mgłą. Trwało to ledwo sekundę zanim padł jak długi, jednak Kruszącemu Czaszki wydawało się to wiecznością. Z jego ust padł ledwo słyszalny szept
-Krew dla boga krwi....nawet jeśli ta krew jest moja....
A potem była ciemność.
***
Mimo przedwczesnej śmierci Kharlot osiągnął swój cel. Żył własnym życiem, dokładnie tak, jak tego zapragnął, wolny jak morski wiatr. Niczego nie żałował. Przez dziesięciolecia minstrele, bardowie i pieśniarze układali o nim poematy i sagi, o Kruszącym Czaszki opowiadano przy ogniskach, a pieśni doszły nawet do Arabii i osad norsmeńskich w Lustri. Choć poległ, żył nadal w pamięci, przez niektórych wyklinany, stawiany za wzór przez innych. Nikt nie mógł być obojętny. Pieśń głosiła, że jako wielki wojownik trafił do swych przodków, by zająć wśród nich honorowe miejsce. Prawda była zgoła inna...
***
Tzeentch był wściekły. Wszystko wydawało się iść zgodnie z planem, wybraniec rywala poległ, a Pan Przemian spoglądał na tę kobietę łaskawym okiem, wszystko jednak na nic. Wizje się nie zmnieniły, przyszłość nie została zmieniona. Musiał być jakiś szczegół, jaki mu umknął, cokolwiek...
***
W nieco innej części królestwa Chaosu Kharlot wisiał przykuty łańcuchami do skały. Ocknął się i ujrzał demoniczne oblicze. Khrone przemówił tubalnym głosem.
-Miałem wobec ciebie plany, widziałem twój potencjał, pisana była ci chwała! Zawiodłeś mnie jednak. Dałeś się omamić uczuciami, od których serce prawdziwego wojownika powinno być wolne! Sam fakt, że osobiście do ciebie przemawiam powinien tobie uświadomić, jaki talent zmarnowałeś.
Przykuty do skały wojownik milczał. Wszystko mu było jedno. Nigdy nie obawiał się śmierci, jednak zdradziecki cios z rąk tej, której ufał, którą kochał, to było dla niego za wiele. Powinien czuć gniew, a zamiast tego w jego sercu była tylko....pustka.
-Lubisz kruki?-Pan Czaszek najwyraźniej nie skończył- mam dla ciebie coś co pozwoli przemyśleć twoje postępowanie. Może kiedyś mi się jeszcze przydasz. Teraz jednak przywitaj się ze starym znajomym!
Czarne skrzydła załopotały, uszu Kharlota doszło znajome krakanie...
Czas płynie inaczej w domenie Chaosu, niektórzy twierdzą, że w ogóle nie płynie. Kharlota to nie obchodziło. Z czarnej skały dochodziły krzyki bólu i cierpienia, nie od ran jednak. Był to krzyk boleści człowieka, który stracił wszystko. Tylko Crak nie narzekał. Codziennie wydziobywał wojownikowi serce, a te po pewnym czasie odrastało, pożywienia miał więc pod dostatkiem...
Ostatnio zmieniony 3 maja 2013, o 09:40 przez Byqu, łącznie zmieniany 2 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

ODPOWIEDZ