Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Dzwony wybiły trzynaście uderzeń i tym samym zbudziły Hyshisa z głębokiego snu o jakimś lesie.W każdym razie bardzo wolno rozpoczął przygotowania.Ubrał nową szatę, wziął swoje ostrze i skoncentrował się na niektórych zaklęciach.
Tym razem jednak lekko bał się tej walki, w końcu Maria to nie byle przeciwnik.Bardzo powolnym krokiem w skupieniu i wśród widoków swojego kolegium gdzieś w innym wymiarze wkroczył na arenę i stał tam aż do rozpoczęcia walki.Nikt nie był w stanie go rozproszyć...
Tym razem jednak lekko bał się tej walki, w końcu Maria to nie byle przeciwnik.Bardzo powolnym krokiem w skupieniu i wśród widoków swojego kolegium gdzieś w innym wymiarze wkroczył na arenę i stał tam aż do rozpoczęcia walki.Nikt nie był w stanie go rozproszyć...
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Maria spokojnie siedziała w kącie kiedy dzwony zabiły. Uśmiechnęła się wyjątkowo paskudnie po czym wyszeptała
- Już czas...
- Już czas...
Magnus szedł przez miasto pogrążony w myślach ,zastanawiając się nad niesioną skaveńską bronią. Chyba pierwszy raz od początku podjęcia zawodu łowcy czarownic nie był pewien co zrobić. Przed chwilą jego uczeń pełen mutacji uciekł.
Kiedy wędrował przez miasto ,nagle zaczepiło go parę szczurów w dziwnych okularach "Srogi kapeluszniku ,tak tak ,my zapytanie ,tak ,tak ,mamy ,gdzie twój uczeń-mutant? tak tak ,szybko-prędko powiedz powiedz przyjacielu ,zapłacimy-wynagrodzimy" Magnus stanął jak wryty ,spojrzał powoli na skavena "Czy ty... zawszone gówno... nazwałeś mnie swoim przyjacielem...?" Skaven nie zdażył odpowiedzieć ,kiedy łowca szybkim prawym sierpowym roztrzaskał mu czaszke ,reszta grupki uciekła w popłochu ,"Sigmarze... wybacz za me zwątpienie... świadom podążę tą drogą... chroń i daj oczyszczenie..." Inkwizytor wyjął z torby skaveński wymyślny pistolet ,po czym agresywnie rzucił go do rynsztoku ,który zabrał go w niższe poziomy kanałów. Skóra człowieka zapłonęła ,jego oczy stały się białe "Sigmar sit mihi lux!" warknął po czym prędkim krokiem udał się w stronę centrum miasta.
"Idzie-nadchodzi! Zamekajcie-zamekajcie" piszczał mały szczuroczłek wpadając do skaveńskiej wieży obserwacyjnej. Inne szczury czym prędzej rzuciły się do ryglowania drzwi. Po chwili jednak poteżny kopniak wyważył spruchniałe deski. Zdziwione szczury ,które wyciągneły małe sztylety i szpikulce ,bały się sprawdzić czemu agresor nie atakuje ,jednak po chwili przez zniszczone drzwi wleciała do budynku płonąca lampa naftowa ,która po rozbiciu rozprowadziła wszędzie płomienie. Cały budynek w chwilę zajął się ogniem ,przerażliwe piski dobiegały z środka ,jeden szczur zdołał ostatkiem sił wybiec i ledwo ugasić płonące futro ,gdy wstał dostrzegł przed sobą Magnusa ,pisnął z przerażenia i już chciał uciekać ,kiedy ten szybko złapał go za szyję "Gadaj ścierwo... gdzie pobiegł zmutowany człowiek... który wybiegł z laboratorium..." chłodno i surowo zapytał łowca "Do karczmy ,tak ,tak do karczmy! Daruj mi życie! Daruj daruj!" pisknął przerażony szczur "Nie..." szepnął inkwizytor ,po czym cisnął go w ogień. Von Bittenberg udał sie w stronę karczmy zostawiając za sobą niedającą się ugasić wysoką drewnianą wieżę ,wszędzie unosiły się kłęby dymu ,pośród których biegały skaveny z wiaderkami dziwnej substancji.
Magnus Von Bittenberg wszedł powoli do karczmy ,jak zwykle pełno było w niej wszelkiej maści bywalców ,częśc z nich na widok zawodnika areny wyszła prędko ,Magnus podszedł do lady ,karczmarz widząc go zagadał łagodnie "Witaj... dawno nie było tu zawodnika areny ,czym mogę służyć?" łowca podniósł wzrok spod kapelusza "Gdzie... mój... uczeń?..." na te słowa oberżysta czym prędzej odpowiedział "Nie ma go tu! Poszedł w stronę kwater! Przegoniłem go! Może piwa? " pytał z przerażeniem ,Magnus spojrzał mu prosto w oczy "Czas zniszczyć to kłębowisko herezji i rozpusty..." powiedział ,po czym wypalił z pistoletu prosto w serce rozmówcy. Po wielkim huku ,wszyscy goście zaczęli biec w stronę wyjścia ,ściskając się i przewracajac. Inkwizytor chwycił pochodnię i cisnął nią w skład alkoholu ,cały budynek zaczął momentalnie płonąć ,Magnus powoli wyszedł tylnym wyjściem. Zatrzymał sie na chwilę przed karczmą ,zmawiając krótką modlitwę "Młotodzierżco... wybacz me wcześniejsze zaślepienie... nastał czas... czas oczyszczenia heretyków..."
"Auch! Argh! Co ze mna dzieje się?!" wydawał z siebie dziwne odgłosy Henry biegnąc przez ulicę "Ghrhrsg! Mistrz mi pomoże! Argh! Czym prędzej do mistrza! Ahre!" mówił do siebie biegnąc w stronę kwater. Henry Klernst nie wiedział co sie z nim stało ,całe jego ciało pokryły pryszcze ,a skóra w wielu miejscach stała się fioletowo-zielona ,jego włosy stały się rude ,a z ust leciała dziwna ciecz ,paznokcie zczerniały ,a żyły okropnie wyszły na wierzch ,widać było pulsującą w nich czarną krew.
Henry wpadł czym prędzej do pokoju ,zastał tam siedzącego na krześle łowcę czarownic ,który palił fajkę. Nic nie zdążył powiedzieć ,gdy Magnus przemówił "Witaj Henry...a więc dałeś się opętać przez Chaos i zło..." chłodno rzekł ,wtedy drżący uczeń ,padł na kolana "Panie... nigdy ... arghd...to samo zaatakowało... ahrrr...Sigmar mi świadkiem... ja... arfgf" jednak Magnus przerwał mu "Henry... bluźnisz... i stałeś się ścierwem zła..." mówił spokojnie ,jednak Henry zaprzeczał i próbował się ratować ,wiedział do czego zmierza Von Bittenberg "Nie!... arg... błagam... to sie da uleczyć... " stary łowca odrzekł mu: "Da się... da się Henry... ja oczyszczę twoją duszę..." oczy Henrego pulsowały na zielono ,wrzasnął i agresywnie rzucił się na Magnusa ,jednak ten spodziewając się tego wypalił mu w kolana srebrną kulą ,były uczeń ,były człowiek ,były łowca czarownic padł w przeraźliwym krzyku ,tarzając sie po ziemi i próbując czołgać się w stronę drzwi ,jednak Magnus przycisnął go butem i wylał na niego wodę święconą ,skóra Henrego zaczęła się przepalać ,a on sam wrzeszczał w przerażliwym bólu. Inkwizytor złapał go za kołnierz i zaciągnął na zewnątrz. Rzucił go na środek ulicy i oblał łatwopalną substancją ,po czym z pochodnią w ręku zaczął mówić "Henry Klernście! Synu Reinera Klernsta! Absolwencie Akademi w Czarnym Zamku!... " tarzajacy sie po ziemi Henry zaczął wydawać coraz głośniejsze odłogsy "Ja! Magnus von Bittenberg! Prawy sługa i templariusz Sigmara! Oskarżam cię o herezję i spaczenie przez Chaos! I zgodnie z restrykcjami i kodeksem Światyni Sigmara... skazuję na OCZYSZCZENIE!" po tych słowach Magnus cisnął pochodnią w skazańca ,który momentalnie zapłonął zielonym ogniem ,jednak po chwili ,ogień zmienił barwę na biel ,a następnie płonął zwyczajnym ogniem. Magnus padł na kolana i zaczął sie modlić. Wtedy 13 dzwonów zagrzmiało "Mój obowiązek został spełniony... czas dokończyć krucjatę..." szepnął ,po czym udał sie na trybuny ,zostawiając za sobą płonące ciało ,żywego jeszcze Henrego ,z którego po chwili został sam popiół.
[Musiałem to zrobić trzeba zachować klimat warhammera sorry za karczmę ,ale i tak już sie chyba nie przyda ]
Kiedy wędrował przez miasto ,nagle zaczepiło go parę szczurów w dziwnych okularach "Srogi kapeluszniku ,tak tak ,my zapytanie ,tak ,tak ,mamy ,gdzie twój uczeń-mutant? tak tak ,szybko-prędko powiedz powiedz przyjacielu ,zapłacimy-wynagrodzimy" Magnus stanął jak wryty ,spojrzał powoli na skavena "Czy ty... zawszone gówno... nazwałeś mnie swoim przyjacielem...?" Skaven nie zdażył odpowiedzieć ,kiedy łowca szybkim prawym sierpowym roztrzaskał mu czaszke ,reszta grupki uciekła w popłochu ,"Sigmarze... wybacz za me zwątpienie... świadom podążę tą drogą... chroń i daj oczyszczenie..." Inkwizytor wyjął z torby skaveński wymyślny pistolet ,po czym agresywnie rzucił go do rynsztoku ,który zabrał go w niższe poziomy kanałów. Skóra człowieka zapłonęła ,jego oczy stały się białe "Sigmar sit mihi lux!" warknął po czym prędkim krokiem udał się w stronę centrum miasta.
"Idzie-nadchodzi! Zamekajcie-zamekajcie" piszczał mały szczuroczłek wpadając do skaveńskiej wieży obserwacyjnej. Inne szczury czym prędzej rzuciły się do ryglowania drzwi. Po chwili jednak poteżny kopniak wyważył spruchniałe deski. Zdziwione szczury ,które wyciągneły małe sztylety i szpikulce ,bały się sprawdzić czemu agresor nie atakuje ,jednak po chwili przez zniszczone drzwi wleciała do budynku płonąca lampa naftowa ,która po rozbiciu rozprowadziła wszędzie płomienie. Cały budynek w chwilę zajął się ogniem ,przerażliwe piski dobiegały z środka ,jeden szczur zdołał ostatkiem sił wybiec i ledwo ugasić płonące futro ,gdy wstał dostrzegł przed sobą Magnusa ,pisnął z przerażenia i już chciał uciekać ,kiedy ten szybko złapał go za szyję "Gadaj ścierwo... gdzie pobiegł zmutowany człowiek... który wybiegł z laboratorium..." chłodno i surowo zapytał łowca "Do karczmy ,tak ,tak do karczmy! Daruj mi życie! Daruj daruj!" pisknął przerażony szczur "Nie..." szepnął inkwizytor ,po czym cisnął go w ogień. Von Bittenberg udał sie w stronę karczmy zostawiając za sobą niedającą się ugasić wysoką drewnianą wieżę ,wszędzie unosiły się kłęby dymu ,pośród których biegały skaveny z wiaderkami dziwnej substancji.
Magnus Von Bittenberg wszedł powoli do karczmy ,jak zwykle pełno było w niej wszelkiej maści bywalców ,częśc z nich na widok zawodnika areny wyszła prędko ,Magnus podszedł do lady ,karczmarz widząc go zagadał łagodnie "Witaj... dawno nie było tu zawodnika areny ,czym mogę służyć?" łowca podniósł wzrok spod kapelusza "Gdzie... mój... uczeń?..." na te słowa oberżysta czym prędzej odpowiedział "Nie ma go tu! Poszedł w stronę kwater! Przegoniłem go! Może piwa? " pytał z przerażeniem ,Magnus spojrzał mu prosto w oczy "Czas zniszczyć to kłębowisko herezji i rozpusty..." powiedział ,po czym wypalił z pistoletu prosto w serce rozmówcy. Po wielkim huku ,wszyscy goście zaczęli biec w stronę wyjścia ,ściskając się i przewracajac. Inkwizytor chwycił pochodnię i cisnął nią w skład alkoholu ,cały budynek zaczął momentalnie płonąć ,Magnus powoli wyszedł tylnym wyjściem. Zatrzymał sie na chwilę przed karczmą ,zmawiając krótką modlitwę "Młotodzierżco... wybacz me wcześniejsze zaślepienie... nastał czas... czas oczyszczenia heretyków..."
"Auch! Argh! Co ze mna dzieje się?!" wydawał z siebie dziwne odgłosy Henry biegnąc przez ulicę "Ghrhrsg! Mistrz mi pomoże! Argh! Czym prędzej do mistrza! Ahre!" mówił do siebie biegnąc w stronę kwater. Henry Klernst nie wiedział co sie z nim stało ,całe jego ciało pokryły pryszcze ,a skóra w wielu miejscach stała się fioletowo-zielona ,jego włosy stały się rude ,a z ust leciała dziwna ciecz ,paznokcie zczerniały ,a żyły okropnie wyszły na wierzch ,widać było pulsującą w nich czarną krew.
Henry wpadł czym prędzej do pokoju ,zastał tam siedzącego na krześle łowcę czarownic ,który palił fajkę. Nic nie zdążył powiedzieć ,gdy Magnus przemówił "Witaj Henry...a więc dałeś się opętać przez Chaos i zło..." chłodno rzekł ,wtedy drżący uczeń ,padł na kolana "Panie... nigdy ... arghd...to samo zaatakowało... ahrrr...Sigmar mi świadkiem... ja... arfgf" jednak Magnus przerwał mu "Henry... bluźnisz... i stałeś się ścierwem zła..." mówił spokojnie ,jednak Henry zaprzeczał i próbował się ratować ,wiedział do czego zmierza Von Bittenberg "Nie!... arg... błagam... to sie da uleczyć... " stary łowca odrzekł mu: "Da się... da się Henry... ja oczyszczę twoją duszę..." oczy Henrego pulsowały na zielono ,wrzasnął i agresywnie rzucił się na Magnusa ,jednak ten spodziewając się tego wypalił mu w kolana srebrną kulą ,były uczeń ,były człowiek ,były łowca czarownic padł w przeraźliwym krzyku ,tarzając sie po ziemi i próbując czołgać się w stronę drzwi ,jednak Magnus przycisnął go butem i wylał na niego wodę święconą ,skóra Henrego zaczęła się przepalać ,a on sam wrzeszczał w przerażliwym bólu. Inkwizytor złapał go za kołnierz i zaciągnął na zewnątrz. Rzucił go na środek ulicy i oblał łatwopalną substancją ,po czym z pochodnią w ręku zaczął mówić "Henry Klernście! Synu Reinera Klernsta! Absolwencie Akademi w Czarnym Zamku!... " tarzajacy sie po ziemi Henry zaczął wydawać coraz głośniejsze odłogsy "Ja! Magnus von Bittenberg! Prawy sługa i templariusz Sigmara! Oskarżam cię o herezję i spaczenie przez Chaos! I zgodnie z restrykcjami i kodeksem Światyni Sigmara... skazuję na OCZYSZCZENIE!" po tych słowach Magnus cisnął pochodnią w skazańca ,który momentalnie zapłonął zielonym ogniem ,jednak po chwili ,ogień zmienił barwę na biel ,a następnie płonął zwyczajnym ogniem. Magnus padł na kolana i zaczął sie modlić. Wtedy 13 dzwonów zagrzmiało "Mój obowiązek został spełniony... czas dokończyć krucjatę..." szepnął ,po czym udał sie na trybuny ,zostawiając za sobą płonące ciało ,żywego jeszcze Henrego ,z którego po chwili został sam popiół.
[Musiałem to zrobić trzeba zachować klimat warhammera sorry za karczmę ,ale i tak już sie chyba nie przyda ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Skaven, który teraz był naczyniem dla Tor-Beritha przyglądał się uważnie z cienia, w jego pustych oczach odbijał się blask ognia. Patrzył jak ognień trawi powykręcane kończyny, jak fioletowa skóra staje się czarna, a niedoszły łowca czarownic prochem i wspomnieniem.
Śledztwo posuwało się do przodu, ze wszystkich istot znajdujących się na Arenie tylko trzy miały związek ze sprawą. Aszkael, ten który powrócił zza grobu, druh Kharlota. Magnus von Bittenberg, jego rywal. Wreszcie Selina Ard'Mont, kochanka wybrańca. Reszta nie mała styczności z khornitą w takim stopniu, by wpłynąć na przyszłość. Inkwizytor, mimo, że śmiertelnie niebezpieczny, był najłatwiejszy do odnalezienia. Tor-Berith obserwował więc. Von Bittenberg pozornie nie wyróżnia się wśród łowców, jest człowiekiem niezachwianej wiary i żelaznej dyscypliny. Odrzucił naszą ofertę, nie chciał posiąść potęgi Zmian. Nawet jeśli nie odegra roli w nadejściu Niszczyciela, musi zostać wyeliminowany. Mógł wpaść na trop.
Aszkael został przywrócony do życia by zdobył ostrze, jednak Pan Zmian zmienił zdanie, woli przeciągnąć zwycięcę Areny na swą stronę niż posługiwać się narzędziem, które nie do końca należy do niego. Przeklęci wyznawcy Chaosu Niepodzielnego.
Puste, granatowe oczyskierowały się na kobiecą postać nieopodal. Ta śmiertelniczka była blisko Kharlota, z pewnością obserwacja jej przyniesie wiele pożytecznych informacji.
Śledztwo posuwało się do przodu, ze wszystkich istot znajdujących się na Arenie tylko trzy miały związek ze sprawą. Aszkael, ten który powrócił zza grobu, druh Kharlota. Magnus von Bittenberg, jego rywal. Wreszcie Selina Ard'Mont, kochanka wybrańca. Reszta nie mała styczności z khornitą w takim stopniu, by wpłynąć na przyszłość. Inkwizytor, mimo, że śmiertelnie niebezpieczny, był najłatwiejszy do odnalezienia. Tor-Berith obserwował więc. Von Bittenberg pozornie nie wyróżnia się wśród łowców, jest człowiekiem niezachwianej wiary i żelaznej dyscypliny. Odrzucił naszą ofertę, nie chciał posiąść potęgi Zmian. Nawet jeśli nie odegra roli w nadejściu Niszczyciela, musi zostać wyeliminowany. Mógł wpaść na trop.
Aszkael został przywrócony do życia by zdobył ostrze, jednak Pan Zmian zmienił zdanie, woli przeciągnąć zwycięcę Areny na swą stronę niż posługiwać się narzędziem, które nie do końca należy do niego. Przeklęci wyznawcy Chaosu Niepodzielnego.
Puste, granatowe oczyskierowały się na kobiecą postać nieopodal. Ta śmiertelniczka była blisko Kharlota, z pewnością obserwacja jej przyniesie wiele pożytecznych informacji.
Ostatnio zmieniony 9 maja 2013, o 18:13 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Gdy Selina usłyszała dzwonu od razu ruszyła na Arenę. Jednak jej uwagę przyciągnęło jakieś zamieszanie pod kwaterami. Skaveni otaczali w bezpiecznej odległości płonącego, wrzeszczącego z bólu człowieka i robili zakłady kiedy wreszcie umrze. A przynajmniej ognisty kształt kiedyś musiał być człowiekiem. Teraz jego sylwetka była potwornie zdeformowana. Twarz, kogoś najemniczce przypominała ale nie umiała stwierdzić kogo. Chwyciła pierwszego z brzegu szczuroczłeka i przycisnęła do ściany.
- Gadaj, co się tu dzieje - spytała - a może przeżyjesz.
Skaven czy to pod wpływem zmutowanego spojrzenia czy groźby opowiedział jak inkwizytor wyrzucił ucznia z swojej kwatery na plac i podpalił. Selina przeszukała pamięć i znalazła obraz usługującego Magnusowi, młodego chłopaka. Najwidoczniej łowca czarownic nie zaakceptował jego przemiany. Zawsze miał coś nie tak z głową ale nawet on musiał nieźle ześwirować skoro zabił swojego jedynego sojusznika. Odrzuciła skavena na bok i poszła w kierunku areny. Idąc przez miasto, dostrzegła mały kłąb dymu w oddali. "Widać dziś jest dzień podpalania wszystkiego co wpadnie w ręce" pomyślała z ironią. Wkrótce doszła do areny i zajęła miejsce jak najdalej z tyłu.
- Gadaj, co się tu dzieje - spytała - a może przeżyjesz.
Skaven czy to pod wpływem zmutowanego spojrzenia czy groźby opowiedział jak inkwizytor wyrzucił ucznia z swojej kwatery na plac i podpalił. Selina przeszukała pamięć i znalazła obraz usługującego Magnusowi, młodego chłopaka. Najwidoczniej łowca czarownic nie zaakceptował jego przemiany. Zawsze miał coś nie tak z głową ale nawet on musiał nieźle ześwirować skoro zabił swojego jedynego sojusznika. Odrzuciła skavena na bok i poszła w kierunku areny. Idąc przez miasto, dostrzegła mały kłąb dymu w oddali. "Widać dziś jest dzień podpalania wszystkiego co wpadnie w ręce" pomyślała z ironią. Wkrótce doszła do areny i zajęła miejsce jak najdalej z tyłu.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Jprdl, spaliłeś Henrego i karczmę Patrz arena ---> a ja mam taką fajną pochodnię
choć i tak najbardziej szkoda karczmarza, ot być niewolnikiem u szczurów i nagle w ostatnich godzinach pracy zjawia się ot tak szalony zapaleniec i szerzy mord. Przekonałeś mnie do wysłania na kolejna arenę czempiona chaosu Varga, Palącego Świątynie. ]
Bjarn popędził konia, oglądając się przez ramię.
- Do cholery szybciej !
Jechali już dwa tygodnie. Z pomocą bogów lub jakiejkolwiek innej siły wyższej udało im się uniknąć zarówno niszczycielskiego wpływu Pustkowii jak i ich klimatu oraz mieszkańców. Poganiane w morderczym tempie koniki niemal pozdychały, toteż gdy napotkali wielki obóz Veigów, postanowili zamienić kurgańskie szkapiny na ichnie długonogie wierzchowce o demonicznej wprost zaciętości. Z początku ku ich zdziwieniu przyjęto ich z przyjacielska i uczowali z samą świtą wodza do późnej nocy, jednak gdy na nogach stali już nieliczni, pijany w sztok Thorrvald umyślił sobie obrazić w najgorszy sposób gospodarza. Afront był tak wielki że... pokrótce mówiąc powalili potem kilku słaniających się na nogach wojów i wrzucając bagaż (powiększony o kilka drogocenności z namiotu watażki) na tuzin najlepszych koni, wyjechali w ciepłe nocne powietrze, ścigani z początku pijackim pomstowaniem kilku tęższych maruderów.
A co do córki wodza... to i tak nazajutrz musieli ją zostawić, z nadzieją opóźnienia pościgu...
Teraz widzieli już pierwsze majestatyczne, zatrzymane w czasie fale Zamarzniętego Morza i wyciskali ze swych koni co tylko się dało. Leif jęknał.
- Wszystko od pasa w dół mnie boli... aż się boję sprawdzić co z klejnotami rodowymi... ech, prawie nie mam już strzał po wczorajszym.
- Nie marudź bracie. Widać już Morze. Chłód Północy ostudzi tych stepowych zapaleńców...
- Stul pysk ! To wszystko i tak kurwa twoja wina !!! - rozległ się chór pomruków aprobaty dla Leifa. Thorleif włożył do juków osuszony bukłak.
- Nie wiem czym nie nazbyt pijany lub spragniony, ale czy tam nie dynda czasem.... niemożliwe.
Zaciekawiony Bjarn stanął w siodle. Po chwili ryknął radośnie. - Żagiel ! Żagiel ! Szybciej a jesteśmy cholernie ocaleni, dzięki wam o bogowie !
Thorleif zrezygnowany pokręcił głową i zdjął okularowy hełm, osłaniający zamglone oczy.
- A co nam pomoże żagiel ? Gonią nas, a nasze konie padają! Wolałbym już armię Aeslingów. - Wszyscy z nagłą nadzieją wpatrywali się uparcie w poszukiwanu widoku równie radosnego co nieprawdopodobnego, jednak nikt nie wydawał się tak bystrooki lub pijany jak Thorleif i Bjarn.
Za to czarno-czerwone mrowie jeźdźców zlewające się z pagórków półtora stai za nimi było aż nazbyt widoczne.
Toteż wierząc w obiecany ratunek czy nie wszyscy popędzili konie.
choć i tak najbardziej szkoda karczmarza, ot być niewolnikiem u szczurów i nagle w ostatnich godzinach pracy zjawia się ot tak szalony zapaleniec i szerzy mord. Przekonałeś mnie do wysłania na kolejna arenę czempiona chaosu Varga, Palącego Świątynie. ]
Bjarn popędził konia, oglądając się przez ramię.
- Do cholery szybciej !
Jechali już dwa tygodnie. Z pomocą bogów lub jakiejkolwiek innej siły wyższej udało im się uniknąć zarówno niszczycielskiego wpływu Pustkowii jak i ich klimatu oraz mieszkańców. Poganiane w morderczym tempie koniki niemal pozdychały, toteż gdy napotkali wielki obóz Veigów, postanowili zamienić kurgańskie szkapiny na ichnie długonogie wierzchowce o demonicznej wprost zaciętości. Z początku ku ich zdziwieniu przyjęto ich z przyjacielska i uczowali z samą świtą wodza do późnej nocy, jednak gdy na nogach stali już nieliczni, pijany w sztok Thorrvald umyślił sobie obrazić w najgorszy sposób gospodarza. Afront był tak wielki że... pokrótce mówiąc powalili potem kilku słaniających się na nogach wojów i wrzucając bagaż (powiększony o kilka drogocenności z namiotu watażki) na tuzin najlepszych koni, wyjechali w ciepłe nocne powietrze, ścigani z początku pijackim pomstowaniem kilku tęższych maruderów.
A co do córki wodza... to i tak nazajutrz musieli ją zostawić, z nadzieją opóźnienia pościgu...
Teraz widzieli już pierwsze majestatyczne, zatrzymane w czasie fale Zamarzniętego Morza i wyciskali ze swych koni co tylko się dało. Leif jęknał.
- Wszystko od pasa w dół mnie boli... aż się boję sprawdzić co z klejnotami rodowymi... ech, prawie nie mam już strzał po wczorajszym.
- Nie marudź bracie. Widać już Morze. Chłód Północy ostudzi tych stepowych zapaleńców...
- Stul pysk ! To wszystko i tak kurwa twoja wina !!! - rozległ się chór pomruków aprobaty dla Leifa. Thorleif włożył do juków osuszony bukłak.
- Nie wiem czym nie nazbyt pijany lub spragniony, ale czy tam nie dynda czasem.... niemożliwe.
Zaciekawiony Bjarn stanął w siodle. Po chwili ryknął radośnie. - Żagiel ! Żagiel ! Szybciej a jesteśmy cholernie ocaleni, dzięki wam o bogowie !
Thorleif zrezygnowany pokręcił głową i zdjął okularowy hełm, osłaniający zamglone oczy.
- A co nam pomoże żagiel ? Gonią nas, a nasze konie padają! Wolałbym już armię Aeslingów. - Wszyscy z nagłą nadzieją wpatrywali się uparcie w poszukiwanu widoku równie radosnego co nieprawdopodobnego, jednak nikt nie wydawał się tak bystrooki lub pijany jak Thorleif i Bjarn.
Za to czarno-czerwone mrowie jeźdźców zlewające się z pagórków półtora stai za nimi było aż nazbyt widoczne.
Toteż wierząc w obiecany ratunek czy nie wszyscy popędzili konie.
Ostatnio zmieniony 10 maja 2013, o 11:43 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 2 razy.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
WALKA PIERWSZA PÓŁFINAŁU
HYSHIS vs MARIA STEINVOR
Selina i Magnus zajęli już swoje miejsca pośród tłumu gapiów, gdy Hyshis wkroczył na Arenę. Jego niegdyś śnieżnobiała szata nosiła ślady wielu potyczek i nic nie zostało z jej dawnej świetności. Długi miecz, który dzierżył, mógł być jednak powodem do dumy. Górski kryształ osadzony w rękojeści błyszczał jak zawsze, a stal wydawała się rozpraszać mroki Pod-Świata. Czarodziej Kolegium Światła był skupiony i poważny. Wyglądał, jakby zapadł w trans, lecz kiedy Maria pojawiła się w ruinach Areny, natychmiast otworzył oczy.
Wampirzyca podeszła lekkim krokiem i pozdrowiła przeciwnika skinieniem głowy. Wydawała się być rozluźniona. Paskudny uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Boimy się ciemności? - spytała, ściągając usteczka w ciup. Jej oczy wampira lśniły lekko w półmroku.
Hyshis zmrużył powieki.
- Światło rozprasza ciemności, a dzisiaj ja jestem światłem.
Jakby w odpowiedzi na te śmiałe słowa z jego dłoni począł bić blask. Rozpoczął się od słabego lśnienia, lecz już po chwili czarodziej jaśniał jak gwiazda. Maria rozejrzała się. Nikt nie rozpoczął jeszcze walki, lecz nie zamierzała się tym przejmować. Dobyła obydwóch ostrzy i spróbowała rozpleść skupione wokół wroga wiatry magii. Jej skupiona wola dotknęła świetlistej osłony Hyshisa i cofnęła się, jak oparzona. Stopień skomplikowania magicznej otuliny zdradzał prawdziwe mistrzostwo. Dźwięk dzwonków wyrwał ją ze skupienia. Ruszyła w stronę wroga, a Hyshis - ku jej zdumieniu - postanowił zrobić to samo.
Spotkali się na środku Areny, ona uzbrojona w bliźniacze wakizashi, on osłonięty tarczą utkaną ze światła. Już po pierwszych ciosach popłynęła krew i rozległy się wrzaski podnieconych walką szczurów. Zawodnicy starli się raz jeszcze i odpadli od siebie.
"Jak to się stało, że nie jest ranny?", zapytała samą siebie Maria, obserwując jak półprzezroczysty Hyshis wraca do materialnej postaci, "Nawet duch powinien poczuć sztylet w sercu". Jej własna zbroja była rozcięta w dwóch miejscach, ale rany okazały się niewiele groźniejsze od zadrapań.
Hyshis uśmiechnął się po raz pierwszy od początku starcia. Wszystko szło po jego myśli. Wampirzyca była zbyt słabym magiem, żeby udało jej się rozproszyć jego zaklęcia. Jakże mocno żałował teraz, że fatalna w skutkach erupcja mocy wymazała z jego umysłu wszelką ofensywną magię! Czarodziej poczuł, że Maria sama próbuje czarować, lecz nie dał jej szansy na użycie Mrocznej Sztuki. Twardy pancerz, który zaczął okrywać jej ciało odpadł równie szybko, jak się pojawił.
Wampirzyca zasyczała wrogo. I zaczęła śpiewać.
Hyshis natychmiast skupił całą swoją wolę, starając się uniknąć skutków zaklęcia, lecz niczego nie wyczuł. Jego umysł był wolny od ingerencji Marii. Rozejrzał się zdezorientowany i nagle pojął zmyślny plan przeciwniczki. Widzowie powoli zbliżali się do nich, wabieni cudowną, nieziemską melodią. Postarał się uwolnić ich spod tego demonicznego wpływu, lecz nie potrafił. On był sam, a słodki głos śpiewającej wampirzycy słyszeli wszyscy. Nagle wokół niego zaroiło się od oszołomionych melodią szczurów, ludzi i innych istot. Nie atakowali go, po prostu podeszli i podchodzili coraz bliżej. Maria jednak znikła w tłumie.
Otoczony kokonem magicznego światła Hyshis nagle zdał sobie sprawę z tego, że nie wie, gdzie znajduje się jego wróg, a gęstniejący wokół tłum zaczyna krępować jego ruchy. Odepchnął snującą się niczym zombie Selinę i cięciem miecza pozbawił głowy najbliżej stojące skaveny. Maria znikła jednak z jego pola widzenia. Choć nie! Dostrzegł ją, jak zbliża się powoli zachodząc go od prawej strony. Rzucił się w tamtym kierunku, przepychając się przez kłębiący się wokół tłum, ale znowu stracił ją z oczu. Pieśń bez słów, dotykająca najgłębszych emocji, poruszająca struny ukryte głęboko w sercu każdej z czujących istot odbijała się echem od ścian i sufitu, powracała zwielokrotniona i potężniejsza niż przedtem. Potykając się i nieustannie obracając zdążył jeszcze zobaczyć wysoki kapelusz Magnusa, gdy wakizashi błysnęło mu przed oczami zimną stalą. Straszliwe cięcie, choć wymierzone w gardło, pozbawiło Hyshisa jednego oka. Świetlista tarcza eksplodowała, gdy czarodziej utracił nad nią kontrolę, podpalając najbliżej stojących widzów. Rycząc z bólu, Hyshis zatoczył się i machnął na oślep mieczem. Nie mógł zobaczyć, jak Maria upuszcza wakizashi i przyklękając łapie się za spaloną magicznym wybuchem dłoń. Końcówka miecza przeleciała centymetry od jej twarzy i z miękkim odgłosem wbiła się w kogoś, kto właśnie otrząsnął się z bezbrzeżnego zachwytu nad syrenim śpiewem Marii. Wampirzyca, widząc, że żadna osłona nie blokuje jej drogi dopadła przeciwnika i kopnięciem w bok kolana posłała go na ziemię. Jej oczy zapałały czerwienią, gdy wypowiedziała starożytne słowa. Hyshis spojrzał na jej wykrzywioną bestialsko twarz jedynym okiem, które mu pozostało i krzyknął ze zgrozy. Spróbował sięgnął po miecz, ale nie mógł go wymacać. Spróbował porazić Marię swoją mocą, lecz jego umysł wypełniała pustka. Ostatnim co widział, były wyszczerzone kły i jarzące się czerwienią oczy, a potem poczuł już tylko ból, gdy Maria w dzikim szale rozerwała mu tętnicę.
Trysnęła krew. Ciało czarodzieja zadygotało, gdy wpite głęboko w ranę usta łapczywie spijały bryzgającą wkoło posokę. Wokół pożywiającej się wampirzycy zrobiło się nagle pusto. Kto mógł, ten odsunął się jak najdalej. Większość widzów nie pojmowała, jak znaleźli się na Arenie. Kiedy ogłoszono zwycięzcę, rozległa się burza oklasków. Maria nawet ich nie usłyszała. Piła i piła, jak nigdy przedtem.
HYSHIS vs MARIA STEINVOR
Selina i Magnus zajęli już swoje miejsca pośród tłumu gapiów, gdy Hyshis wkroczył na Arenę. Jego niegdyś śnieżnobiała szata nosiła ślady wielu potyczek i nic nie zostało z jej dawnej świetności. Długi miecz, który dzierżył, mógł być jednak powodem do dumy. Górski kryształ osadzony w rękojeści błyszczał jak zawsze, a stal wydawała się rozpraszać mroki Pod-Świata. Czarodziej Kolegium Światła był skupiony i poważny. Wyglądał, jakby zapadł w trans, lecz kiedy Maria pojawiła się w ruinach Areny, natychmiast otworzył oczy.
Wampirzyca podeszła lekkim krokiem i pozdrowiła przeciwnika skinieniem głowy. Wydawała się być rozluźniona. Paskudny uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Boimy się ciemności? - spytała, ściągając usteczka w ciup. Jej oczy wampira lśniły lekko w półmroku.
Hyshis zmrużył powieki.
- Światło rozprasza ciemności, a dzisiaj ja jestem światłem.
Jakby w odpowiedzi na te śmiałe słowa z jego dłoni począł bić blask. Rozpoczął się od słabego lśnienia, lecz już po chwili czarodziej jaśniał jak gwiazda. Maria rozejrzała się. Nikt nie rozpoczął jeszcze walki, lecz nie zamierzała się tym przejmować. Dobyła obydwóch ostrzy i spróbowała rozpleść skupione wokół wroga wiatry magii. Jej skupiona wola dotknęła świetlistej osłony Hyshisa i cofnęła się, jak oparzona. Stopień skomplikowania magicznej otuliny zdradzał prawdziwe mistrzostwo. Dźwięk dzwonków wyrwał ją ze skupienia. Ruszyła w stronę wroga, a Hyshis - ku jej zdumieniu - postanowił zrobić to samo.
Spotkali się na środku Areny, ona uzbrojona w bliźniacze wakizashi, on osłonięty tarczą utkaną ze światła. Już po pierwszych ciosach popłynęła krew i rozległy się wrzaski podnieconych walką szczurów. Zawodnicy starli się raz jeszcze i odpadli od siebie.
"Jak to się stało, że nie jest ranny?", zapytała samą siebie Maria, obserwując jak półprzezroczysty Hyshis wraca do materialnej postaci, "Nawet duch powinien poczuć sztylet w sercu". Jej własna zbroja była rozcięta w dwóch miejscach, ale rany okazały się niewiele groźniejsze od zadrapań.
Hyshis uśmiechnął się po raz pierwszy od początku starcia. Wszystko szło po jego myśli. Wampirzyca była zbyt słabym magiem, żeby udało jej się rozproszyć jego zaklęcia. Jakże mocno żałował teraz, że fatalna w skutkach erupcja mocy wymazała z jego umysłu wszelką ofensywną magię! Czarodziej poczuł, że Maria sama próbuje czarować, lecz nie dał jej szansy na użycie Mrocznej Sztuki. Twardy pancerz, który zaczął okrywać jej ciało odpadł równie szybko, jak się pojawił.
Wampirzyca zasyczała wrogo. I zaczęła śpiewać.
Hyshis natychmiast skupił całą swoją wolę, starając się uniknąć skutków zaklęcia, lecz niczego nie wyczuł. Jego umysł był wolny od ingerencji Marii. Rozejrzał się zdezorientowany i nagle pojął zmyślny plan przeciwniczki. Widzowie powoli zbliżali się do nich, wabieni cudowną, nieziemską melodią. Postarał się uwolnić ich spod tego demonicznego wpływu, lecz nie potrafił. On był sam, a słodki głos śpiewającej wampirzycy słyszeli wszyscy. Nagle wokół niego zaroiło się od oszołomionych melodią szczurów, ludzi i innych istot. Nie atakowali go, po prostu podeszli i podchodzili coraz bliżej. Maria jednak znikła w tłumie.
Otoczony kokonem magicznego światła Hyshis nagle zdał sobie sprawę z tego, że nie wie, gdzie znajduje się jego wróg, a gęstniejący wokół tłum zaczyna krępować jego ruchy. Odepchnął snującą się niczym zombie Selinę i cięciem miecza pozbawił głowy najbliżej stojące skaveny. Maria znikła jednak z jego pola widzenia. Choć nie! Dostrzegł ją, jak zbliża się powoli zachodząc go od prawej strony. Rzucił się w tamtym kierunku, przepychając się przez kłębiący się wokół tłum, ale znowu stracił ją z oczu. Pieśń bez słów, dotykająca najgłębszych emocji, poruszająca struny ukryte głęboko w sercu każdej z czujących istot odbijała się echem od ścian i sufitu, powracała zwielokrotniona i potężniejsza niż przedtem. Potykając się i nieustannie obracając zdążył jeszcze zobaczyć wysoki kapelusz Magnusa, gdy wakizashi błysnęło mu przed oczami zimną stalą. Straszliwe cięcie, choć wymierzone w gardło, pozbawiło Hyshisa jednego oka. Świetlista tarcza eksplodowała, gdy czarodziej utracił nad nią kontrolę, podpalając najbliżej stojących widzów. Rycząc z bólu, Hyshis zatoczył się i machnął na oślep mieczem. Nie mógł zobaczyć, jak Maria upuszcza wakizashi i przyklękając łapie się za spaloną magicznym wybuchem dłoń. Końcówka miecza przeleciała centymetry od jej twarzy i z miękkim odgłosem wbiła się w kogoś, kto właśnie otrząsnął się z bezbrzeżnego zachwytu nad syrenim śpiewem Marii. Wampirzyca, widząc, że żadna osłona nie blokuje jej drogi dopadła przeciwnika i kopnięciem w bok kolana posłała go na ziemię. Jej oczy zapałały czerwienią, gdy wypowiedziała starożytne słowa. Hyshis spojrzał na jej wykrzywioną bestialsko twarz jedynym okiem, które mu pozostało i krzyknął ze zgrozy. Spróbował sięgnął po miecz, ale nie mógł go wymacać. Spróbował porazić Marię swoją mocą, lecz jego umysł wypełniała pustka. Ostatnim co widział, były wyszczerzone kły i jarzące się czerwienią oczy, a potem poczuł już tylko ból, gdy Maria w dzikim szale rozerwała mu tętnicę.
Trysnęła krew. Ciało czarodzieja zadygotało, gdy wpite głęboko w ranę usta łapczywie spijały bryzgającą wkoło posokę. Wokół pożywiającej się wampirzycy zrobiło się nagle pusto. Kto mógł, ten odsunął się jak najdalej. Większość widzów nie pojmowała, jak znaleźli się na Arenie. Kiedy ogłoszono zwycięzcę, rozległa się burza oklasków. Maria nawet ich nie usłyszała. Piła i piła, jak nigdy przedtem.
[Nie dziwcie się śmiercią Henrego - ogarnął go chaos bardzo fajna walka ]
Magnus siedział na trybunach ,ale nie myślał o walce ,cały czas jego umysł pogrążony był w tym co przed chwilą zrobił ,w tym ,że spełnił swój obowiązek. Jednak ,kiedy tysiące szczurów zaczęło kierować się w stronę piasków Areny "ocknął się" ,ledwo słyszał śpiew Marii z powodu braku ucha. Kiedy Maria zamordowała Hyshisa i rzuciła mu się do gardła ,wysysając jego krew ,inkwizytor powoli zszedł po schodach i poszedł do zapalczywie posilającej się wampirzycy. Po chwili z całej siły kopnął ją ,lecz ona od razu podniosła się i z niebywałym refleksem przycisnęła Magnusa od ściany "Ty! Jak śmiesz przeszkadzać mi ,gdy się posilam?!" krzyknęła delikatnym głosem Maria ,w jej oczach widać było żądzę krwi ,z ust wypływała jeszcze świeża krew Hyshisa. Łowca nie odpowiedział ,od razu jednak wampirzyca usłyszała charakterystyczny dźwięk zamka od pistoletu ,który wycelowany był prosto w jej serce ,Magnus chłodno powiedział "No dalej... daj mi pretekst..." Maria od razu go puściła "Masz szczęście ,niebywałego farta... że nie lubię padliny..." rzekła ,po czym udała się w stronę miasta. Von Bittenebrg podszedł do bladych i zmasakrowanych zwłok maga ,zerwał mu amulet Kolegium i schował do torby ,po czym ułożył go w pozycji pogrzebowaj i oblał wodą święconą ,zmówił krótką modlitwę ,podpalił zwłoki ,które zapłonęły wielkim jaskrawym ogniem ,po czym udał się do kwatery.
[Sorry za użyczenie postaci ]
Magnus siedział na trybunach ,ale nie myślał o walce ,cały czas jego umysł pogrążony był w tym co przed chwilą zrobił ,w tym ,że spełnił swój obowiązek. Jednak ,kiedy tysiące szczurów zaczęło kierować się w stronę piasków Areny "ocknął się" ,ledwo słyszał śpiew Marii z powodu braku ucha. Kiedy Maria zamordowała Hyshisa i rzuciła mu się do gardła ,wysysając jego krew ,inkwizytor powoli zszedł po schodach i poszedł do zapalczywie posilającej się wampirzycy. Po chwili z całej siły kopnął ją ,lecz ona od razu podniosła się i z niebywałym refleksem przycisnęła Magnusa od ściany "Ty! Jak śmiesz przeszkadzać mi ,gdy się posilam?!" krzyknęła delikatnym głosem Maria ,w jej oczach widać było żądzę krwi ,z ust wypływała jeszcze świeża krew Hyshisa. Łowca nie odpowiedział ,od razu jednak wampirzyca usłyszała charakterystyczny dźwięk zamka od pistoletu ,który wycelowany był prosto w jej serce ,Magnus chłodno powiedział "No dalej... daj mi pretekst..." Maria od razu go puściła "Masz szczęście ,niebywałego farta... że nie lubię padliny..." rzekła ,po czym udała się w stronę miasta. Von Bittenebrg podszedł do bladych i zmasakrowanych zwłok maga ,zerwał mu amulet Kolegium i schował do torby ,po czym ułożył go w pozycji pogrzebowaj i oblał wodą święconą ,zmówił krótką modlitwę ,podpalił zwłoki ,które zapłonęły wielkim jaskrawym ogniem ,po czym udał się do kwatery.
[Sorry za użyczenie postaci ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Po powrocie Maria oddała pancerz Willardowi do naprawy. Sama obmyła twarz z krwi przeciwnika. Rany które zadał jej mag już się zagoiły pod wpływem leczącej mocy wyssanej krwi. Pozostała jej tylko jedna osoba do pokonania. Ciekawe na kogo trafi. Cóż to przyjdzie się przekonać niedługo. Potem jeszcze jedna walka. A potem co ? Hmmm chyba długo nie będę musiała wracać do zabijania - uśmiechnęła się do siebie w myślach...
[np dude]
[np dude]
Ostatnie spojrzenie było straszne.Hyshis pierwszy raz przeraził się tak, że uciekł by gdziekolwiek.Niestety zabrakło mu czasu, gdyż szybkość wampira przewyższała trzy razy refleks człowieka.Zamknął oczy przed swą śmiercią lecz nie poczuł już nic.Gdy otworzył je ponownie ujrzał siebie z rozerwaną tętnicą i bryzgającą krwią.Zauważył jednak, iż nie ma już ciała a kroczy gdzieś po niewidzialnych schodach.W oddali widział swoje kolegium.Wtem pojął, że mimo, iż stracił ciało nadal jest w niematerialnym wymiarze.Postanowił jakoś skontaktować się z Magnusem jakiś czas później...
Kroczył on za Magnusem i mimo krzyków nic on nie usłyszał.Jednakże telepatycznie można było coś zrobić.
-Magnusie...nie zawiedź nas... wielu umarło dla tego cholernego ostrza...postaram się tobie pomóc...
Kroczył on za Magnusem i mimo krzyków nic on nie usłyszał.Jednakże telepatycznie można było coś zrobić.
-Magnusie...nie zawiedź nas... wielu umarło dla tego cholernego ostrza...postaram się tobie pomóc...
Selina ocknęła się podczas walki na arenie. Nie pamiętała momentu dojścia w to miejsce. Wokół krążył tłum, równie jak ona, zaskoczonych skavenów. Najemniczka odwróciła się akurat by zobaczyć zakończenie pojedynku i przywierająca do ciała maga Marię. Pokręciła głową aby odgonić resztki senności, po czym ruszyła do swojej kwatery. W głowie analizowała walkę i zrozumiała, że ostatnie co pamięta to śpiew wampirzycy. Selina skrzywiła się na myśl, że Steinvor ma tak wielką moc by zahipnotyzować cała widownię. Będzie ciężką przeciwniczką w finale.
W związku z nadciągająca jej walką najemniczka naostrzyła miecz, naładowała oraz przeczyściła pistolet i sprawdziła kolczugę. Niedługo potem była gotowa. Zostało jej jeszcze jedno do zrobienia.
Po paru godzinach wróciła zadowolona z miasta. Wciąż miała sojuszników, którzy może nie wierzyli w jej zwycięstwo ale na pewno w złoto, które im dała. Uśmiechnęła się na myśl o niespodziankach jakie przydarzą się Magnusowi.
W związku z nadciągająca jej walką najemniczka naostrzyła miecz, naładowała oraz przeczyściła pistolet i sprawdziła kolczugę. Niedługo potem była gotowa. Zostało jej jeszcze jedno do zrobienia.
Po paru godzinach wróciła zadowolona z miasta. Wciąż miała sojuszników, którzy może nie wierzyli w jej zwycięstwo ale na pewno w złoto, które im dała. Uśmiechnęła się na myśl o niespodziankach jakie przydarzą się Magnusowi.
Magnus od wielu godzin przebywał w kwaterze. Po przybyciu sporządził bardzo wiele raportów ,które wysłał do Czarnego Zamku ,wraz z amuletem Hyshisa. Następnie dokładnie wyczyścił ,zaostrzył i odpowiednimi formułami poświecił zdobiony ,zaprawiony w boju rapier. Później przyszła kolej na wyczyszczenie pistoletu oraz przygotowanie prochu i srebrnych kul - na każdej z nich widniała kometa Sigmara oraz napis "Memento mori". Kiedy broń łowcy była gotowa ,Magnus dokładnie sprawdził i założył napierśnik ,na którym widniał krzyż Imperium. W następnej kolejności wyczyścił płaszcz i kapelusz oraz sprawdził ,czy ostrza w czubach butów się nie zacinają. Kiedy jego ekwipunek był gotowy ,łowca przystąpił do analizowania notatek ,dokładnie prześledził wszystkie wcześniejsze walki i zachowania Seliny. Po wielogodzinnych przygotowaniach zmówił krótką modlitwę ,zjadł bardzo pożywny posiłek i poszedł spać
Magnus obudziły charakterystyczne dźwieki uruchamiających się pułapek ,chwycił rapier i czym prędzej otworzył drzwi. Przed jego pokojem leżały 2 martwe skaveny z klanu Eshin ,jeden był przeszyty bełtami ,a drugi miał roztrzaskaną twarz ,obie pułapki zadziałały jak należy ,inkwizytor zawuażył również otwartą zapadnie na której dnie leżał wbity na kolce trzeci szczuroczłek w czarnych szatach. "A to niespodzianka... no cóż..." pomyślał łowca czarownic i wrócił do pokoju . Nagle poczuł przeraźliwy swąd ,a chwilę później jakiś szczurzy asasyn wleciał przez okno ,wybijając szybę .Magnus wykonał zmyślny cios rapierem ,ale przez unik napastnika chybił ,szczur próbował odbić się od ściany i poprzecznie ciąć inwkizytora ,ale ten nadzwyczajnie szybko złapał go za gardło i spojrzał prosto w oczy przestraszonego szczura ,który z całych sił próbował się wyrwać z żelaznego uścisku ,jednak mimowolnie dłonie łowcy zaczęły płonąć i ofiara od razu zginęła. Magnus puścił Skavena i padł na kolana rozpoczynając modlitwę "Sigmarze... chroń... odsuń skazę... daj mi sił..." tym razem łowca nie poczuł w głowie piskliwego głosu ,jedynie spokój i ukojenie. Po parunastu minutach wstał i wyrzucił spopielone truchło szczura przez okno. Zapalił fajkę i usiadł na krześle przy oknie zastanawiając się nad tą Areną...
***********
Dzwony śmierci zagrzmiały ,13 uderzeń rozniosło się po całym mieście. Magnus zgasił fajkę i spokojnie klęknął. Zapalił kadzidło ,otworzył księgę i pogrążył sie w modlitwie...
Magnus obudziły charakterystyczne dźwieki uruchamiających się pułapek ,chwycił rapier i czym prędzej otworzył drzwi. Przed jego pokojem leżały 2 martwe skaveny z klanu Eshin ,jeden był przeszyty bełtami ,a drugi miał roztrzaskaną twarz ,obie pułapki zadziałały jak należy ,inkwizytor zawuażył również otwartą zapadnie na której dnie leżał wbity na kolce trzeci szczuroczłek w czarnych szatach. "A to niespodzianka... no cóż..." pomyślał łowca czarownic i wrócił do pokoju . Nagle poczuł przeraźliwy swąd ,a chwilę później jakiś szczurzy asasyn wleciał przez okno ,wybijając szybę .Magnus wykonał zmyślny cios rapierem ,ale przez unik napastnika chybił ,szczur próbował odbić się od ściany i poprzecznie ciąć inwkizytora ,ale ten nadzwyczajnie szybko złapał go za gardło i spojrzał prosto w oczy przestraszonego szczura ,który z całych sił próbował się wyrwać z żelaznego uścisku ,jednak mimowolnie dłonie łowcy zaczęły płonąć i ofiara od razu zginęła. Magnus puścił Skavena i padł na kolana rozpoczynając modlitwę "Sigmarze... chroń... odsuń skazę... daj mi sił..." tym razem łowca nie poczuł w głowie piskliwego głosu ,jedynie spokój i ukojenie. Po parunastu minutach wstał i wyrzucił spopielone truchło szczura przez okno. Zapalił fajkę i usiadł na krześle przy oknie zastanawiając się nad tą Areną...
***********
Dzwony śmierci zagrzmiały ,13 uderzeń rozniosło się po całym mieście. Magnus zgasił fajkę i spokojnie klęknął. Zapalił kadzidło ,otworzył księgę i pogrążył sie w modlitwie...
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Któryś ze szczurów przebiegał zgarbiony bocznym tunelem w sobie tylko wiadomych sprawach, gdy zatrzymał go donośny pisk. Przywarł do kamiennej ściany i zaczął intensywnie węszyć. Zatrute ostrze w jego łapce drżało lekko, gdy celował to w jedną, to w drugą stronę. Wszystkie Skaveny w mieście zachowywały się ostatnio nerwowo, a spaczeń błyszczał jakby mocniej. Bezimienny szczur rozejrzał się, a potem stwierdził, że kamienie z bruku powoli zamieniają się w oczy. Przysiadł i wypuścił piżmo strachu. Głębię prawdziwego przerażenia poczuł jednak dopiero wtedy, gdy wszystkie potworne ślepia obróciły się w jego kierunku, a on sam poczuł jak coś rośnie w jego prześmierdłym ciele. Minęła chwila wypełniona piskiem, skowytem i szamotaniną w mroku, a potem demon poświęcony Panu Przemian wezwał swych braci na ucztę z ciał.
- Przybywajcie! - rzekł, lecz jego głos, zamiast wydobyć się z nabrzmiałych kłami ust, potoczył się poprzez otchłanie wymiarów. - Chodźcie, albowiem bliska jest nasza nagroda.
Tymczasem wysoko w górze Skaveni na rozkaz wodza klanu Pestilens rozgrzewali potworny piec. Zielone piekło buchało z otwartej paszczy. Kłęby gryzącego dymu ulatywały pod sufity jaskiń i dalej w kierunku powierzchni, wywołując suchy kaszel nawet u Skavenów.
- Przybyli-przyszli! - oznajmił nagle jeden ze Spacz-Inżynierów. - Czuję ich, czuję!
Niepozorny Skaven w szacie Mnicha Zarazy odezwał się z ze swego kąta, wciąż gapiąc się w dal niewidzącymi oczyma:
- Wiemy gdzie są kawałki. Znaleziono-zebrano je wszystkie-wszystkie. Demony-durnie niosą nam błękitny ogień-ogień. Już czas.
Skłoniono przed nim głowy i przygotowania ruszyły ze zdwojoną szybkością. Niedługo później trzynaście dzwonów wybiło godzinę śmierci. Tego wieczoru znów miała polać się krew.
1. Hyshis Maria vs Steinvor
2. Magnus von Bitteberg vs Selina Ar'dmont
- Przybywajcie! - rzekł, lecz jego głos, zamiast wydobyć się z nabrzmiałych kłami ust, potoczył się poprzez otchłanie wymiarów. - Chodźcie, albowiem bliska jest nasza nagroda.
Tymczasem wysoko w górze Skaveni na rozkaz wodza klanu Pestilens rozgrzewali potworny piec. Zielone piekło buchało z otwartej paszczy. Kłęby gryzącego dymu ulatywały pod sufity jaskiń i dalej w kierunku powierzchni, wywołując suchy kaszel nawet u Skavenów.
- Przybyli-przyszli! - oznajmił nagle jeden ze Spacz-Inżynierów. - Czuję ich, czuję!
Niepozorny Skaven w szacie Mnicha Zarazy odezwał się z ze swego kąta, wciąż gapiąc się w dal niewidzącymi oczyma:
- Wiemy gdzie są kawałki. Znaleziono-zebrano je wszystkie-wszystkie. Demony-durnie niosą nam błękitny ogień-ogień. Już czas.
Skłoniono przed nim głowy i przygotowania ruszyły ze zdwojoną szybkością. Niedługo później trzynaście dzwonów wybiło godzinę śmierci. Tego wieczoru znów miała polać się krew.
1. Hyshis Maria vs Steinvor
2. Magnus von Bitteberg vs Selina Ar'dmont